5489

Szczegóły
Tytuł 5489
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5489 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5489 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5489 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Erich Segal DOKTORZY T�umaczy�a Maria Streszewska-Hallab Jest to powie�� o fikcyjnych studentach Harwardzkiej Szko�y Medycznej. Wszystkie postaci i zdarzenia s� tworem wyobra�ni autora. Jakiekolwiek podobie�stwo do prawdziwych zdarze� lub os�b, �yj�cych czy zmar�ych, jest zupe�nie przypadkowe. Wydanie II poprawione Pierwsze wydanie tej ksi��ki ukaza�o si� nak�adem Wydawnictwa Podsiedlik-Raniowski i Sp�ka w 1993 roku ISBN 83-7150-493-4 Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c. ul. Wielka 10,61-774 Pozna� tel. 853-27-51,853-27-67 tel./fax 852-63-26 Dzia� handlowy tel. 864-14-03,864-14-04 Dla Karen i Franceski "Fundamentaln� podstaw� medycyny jest mi�o��". Paracelsus (1493-1541) Wielka sztuka chirurgii "Nadali�my lekarzom status bog�w i czcimy jak b�stwa, oddaj�c im nasze cia�a i dusze, nie m�wi�c ju� o innych dobrach tego �wiata. A jednak - paradoksalnie - s� to najbardziej podatni na ciosy i najwra�liwsi z ludzi. Statystycznie liczba samob�jstw w�r�d nich jest o�miokrotnie wi�ksza ni� �rednia krajowa. Procentowo rzecz ujmuj�c, nadu�ywanie lek�w i narkotyk�w jest stokrotnie wi�ksze ani�eli w�r�d reszty populacji. Bole�nie zdaj� sobie spraw� z tego, �e nie s� w stanie spe�ni� naszych oczekiwa� i to zwi�ksza jeszcze niepomiernie ich frustracje. Adekwatnie nazywa si� ich przeto okaleczonymi uzdrowicielami*". Dr Bamey Liyingston, Doktorzy "Stany Zjednoczone trac� rocznie r�wnowarto�� siedmiu klas absolwent�w szk�l medycznych na skutek r�nych na�og�w, alkoholizmu i samob�jstw w�r�d lekarzy". Dr David Hilfiker, Leczenie ran Wst�p Poza jednym wyj�tkiem, wszyscy bohaterowie tej ksi��ki s� biali i w wi�kszo�ci, z wyj�tkiem pi�ciu kobiet, s� m�czyznami. Niekt�rzy zaliczali si� do wybitnych, niemal do geniuszy. Inni byli geniuszami na skraju szale�stwa. Jeden z nich gra� na wiolonczeli i mia� nawet recital w Camegie Hali, a inny gra� zawodowo w koszyk�wk�. Sze�ciu pisa�o powie�ci, dwie w�a�nie opublikowano. Jest w�r�d nich niedosz�y ksi�dz oraz absolwent prawa. A wszyscy bez wyj�tku byli pocz�tkowo �miertelnie przera�eni studiami. Tego s�onecznego wrze�niowego poranka 1958 roku po��czy� ich status student�w pierwszego roku Harwardzkiej Szko�y Medycz- nej. Zebrali si� w sali "D", aby wys�ucha� powitalnego przem�wienia dziekana Courtneya Holmesa. Rysy jego twarzy mog�y pochodzi� prosto z rzymskiej monety. Ca�� sw� postaw� sprawia� natomiast wra�enie, �e urodzi� si� ze z�otym zegarkiem i �a�cuszkiem za pasem zamiast p�powiny. Nie musia� nikogo ucisza�. U�miechn�� si� tylko i widzowie natychmiast umilkli. - Panowie - zacz��. - Rozpoczynacie oto wsp�lnie wielk� podr� do granic medycznej wiedzy, gdzie zaczniecie swoje w�asne, indywidualne badania i eksploracje tego jeszcze nie odkrytego w pe�ni i nie nakre�lonego do ko�ca terytorium cierpienia i choroby. Kto� z was, siedz�cych tu teraz na sali, wynajdzie by� mo�e lekarstwo na bia�aczk�, cukrzyc�, liszaja rumieniowatego lub wielog�ow� hydr� nowotwor�w... Przerwa� na chwil� dla uzyskania odpowiednio dramatycznego efektu, a potem z b�yskiem w bladoniebieskich oczach doda�: - A mo�e nawet lekarstwo na zwyk�� gryp�. Roze�miali si� z uznaniem. Srebrnow�osy dziekan pochyli� g�ow�, by� mo�e w zamy�leniu. Studenci czekali w napi�ciu. W ko�cu spojrza� na nich i odezwa� si� g�osem o oktaw� ni�szym: - Pozw�lcie, �e zako�cz�, zdradzaj�c wam pewien sekret - r�wnie upokarzaj�cy dla mnie, jak i dla was. Odwr�ci� si� i napisa� co� na tablicy. Dwie proste cyfry - liczb� dwadzie�cia sze��. Na sali rozleg�y si� pomruki zdziwienia. Holmes odczeka�, a� nastanie cisza, zaczerpn�� powietrza, a potem popatrzy� prosto na zahipnotyzowane audytorium. - Panowie, zakonotujcie to sobie dobrze w pami�ci - istniej� tysi�ce chor�b na tym �wiecie, jednak�e medycyna potrafi empirycznie wyleczy� tylko dwadzie�cia sze�� z nich. Reszta... jest czyst� zgadywank�. I to by�o wszystko. Wyprostowany niczym �o�nierz zszed� z gracj� atlety z podium i wyszed� z sali. T�um zaniem�wi� z oszo�omienia. Cz�� pierwsza NIEWINNO�� Wkraczaj� w ten nowy �wiat nadzy zimni, niepewni wszystkiego poza tym, �e w niego wkraczaj�... Cisza - wraz z nag� godno�ci� wej�cia zachodzi w nich zmiana - zakorzenieni, zaciskaj� r�ce i zaczynaj� si� budzi�. William Carlos Williams (1883-1963) Pediatra i poeta Rozdzia� I Bamey Livingston by� pierwszym ch�opcem z Brook�ynu, kt�ry zobaczy� Laur� Castellano nago. Pewnego sierpniowego poranka w tym samym roku, w kt�rym przekroczy� pi�ty rok �ycia, zaw�drowa� do tylnego ogrodu, gdzie powita� go jaki� nieznany glos. - Cze��! Spojrza� w stron� s�siedniego domu. Zza p�otu wygl�da�a ma�a jasnow�osa dziewczynka. Poczu� nagle uczucie t�sknoty za poprzednimi mieszka�cami tamtego domu, a zw�aszcza za Murrayem, wy�mienitym pi�karzem. Tymczasem ci nowi - z tego, co s�ysza� - nawet nie mieli syna. Bamey zdziwi� si� zatem, kiedy po przedstawieniu si� Laura zaproponowa�a gr� w pi�k�. Wzruszy� niezdecydowanie ramionami na znak zgody i poszed� do domu po swoj� Spauldeen. Kiedy po chwili wr�ci� z ma��, gumow� pi�k�, r�ow� niczym guma do �ucia Bazooka, Laura sta�a ju� na �rodku ich ogrodu. - Jak si� tu dosta�a�? - zapyta�. - Wdrapa�am si� na p�ot - wyja�ni�a nonszalancko. - No a teraz, yamonos, podaj mi wysok�. Wyprowadzi�o to troch� Bamiego z r�wnowagi. Nic wi�c dziwnego, �e niezdarnie poda� jej pi�k�. Laura z�apa�a j� jednak zr�cznie i odrzuci�a sprawnie z powrotem. Zaniepokoi� go fakt, �e Murray mia� siedem lat i nadal potrzebowa� pomocy w pokonywaniu p�otu, kt�ry Laura przeskoczy�a najwidoczniej z �atwo�ci�. P� godziny p�niej Bamey doszed� do wniosku, �e Laura ca�kiem zadowalaj�co mog�a zast�pi� Murraya. Si�gn�� do kieszeni i wyci�gn�� paczk� papieros�w z naklejk� "Lucky Stripe". Zaproponowa� jej jednego. - Nie, dzi�kuj� - odpowiedzia�a. - Tato m�wi, �e mam alergi� na czekolad�. -A co to jest alergia? - Nie jestem pewna - przyzna�a. - Najlepiej zapytajmy o to papacho. On jest doktorem. Nagle wpad�a na pomys�. - Hej, a mo�e zabawiliby�my si� tak w doktora i pacjenta? - A na czym to polega? - Najpierw ja przebadam ciebie, a potem ty mnie. - To troch� nudne. - B�dziemy musieli si� rozebra�. - Tak? - To mog�o by� nawet ca�kiem interesuj�ce. Godziny przyj�� odby�y si� pod s�dziwym d�bem w najodleglejszym k�cie ogrodu Livingston�w. Laura kaza�a mu �ci�gn�� pasiasty podkoszulek, pragn�c sprawdzi� stan klatki piersiowej pacjenta. Pos�u�y�a si� przy tym wyimaginowanym stetoskopem. - A teraz �ci�gaj spodnie. - Ale po co? - Nie psuj zabawy, Bamey. Z pewn� niech�ci� zdj�� niebieskie spodenki i stan�� przed ni� w majtkach, czuj�c si� coraz bardziej niepewnie i g�upio. - To te� �ci�gaj - rozkaza�a m�oda lekarka. Bamey spojrza� ukradkiem za siebie, sprawdzaj�c, czy nikt go przypadkiem nie obserwowa� z domu, po czym �ci�gn�� reszt� swego odzienia. Laura obejrza�a go dok�adnie, zwracaj�c szczeg�ln� uwag� na drobny wisiorek pomi�dzy jego nogami. - To moja sikawka - wyja�ni� z nutk� dumy w g�osie. - Wygl�da mi to raczej na pr�cie - odpowiedzia�a z kliniczn� oboj�tno�ci�. - W ka�dym razie jeste� w porz�dku. Mo�esz si� ubra�. Pos�ucha� skwapliwie, a ona spyta�a: - Mo�e zabawimy si� teraz w co� innego? - Nie, to niesprawiedliwe. Teraz moja kolej by� doktorem. - No dobrze. Rozebra�a si� pr�dko do naga. - Och, Lauro, co si� sta�o z twoim... no wiesz... - Ja nie mam takiego - odpowiedzia�a ze smutkiem. - O rany, a dlaczego? W tym momencie czyj� przenikliwy g�os przerwa� konsultacj�. - Baaamey, gdzie jeste�? W tylnych drzwiach domu pojawi�a si� matka. Pospiesznie wym�wi� si� i wyjrza� zza pnia. - Tutaj jestem, mamo. - A co ty tam robisz? - Nic, bawi� si� z kim�. - Z kim? - Z dziewczynk� z s�siedniego domu, kt�rej na imi� Laura. - Ach, to ta nowa rodzina. Zapytaj j�, czy ma ochot� na ciasteczka i mleko. Zza drzewa wy�oni�a si� figlarna twarz. - A jakie ciastka? - zapyta�a weso�o Laura. - Herbatniki - odpowiedzia�a z u�miechem pani Lmngston. - Prawie takie s�odkie jak ty. Rajem ich dzieci�stwa by� gwarny Brook�yn, pe�en radosnego jazgotu tramwaj�w, zlewaj�cego si� z brz�czeniem dzwonk�w na zabawnie wymalowanym samochodzie sprzedawcy mro�onych smako�yk�w. Lecz przede wszystkim pe�en �miechu dzieci graj�cych w palanta, w pi�k� lub hokeja na wrotkach, wprost na ulicy. Brook�y�scy Dodgersi nie stanowili w�wczas tylko zwyk�ej dru�yny baseballowej, lecz byli dla wszystkich zespo�em prawdziwych bohater�w. W ataku gra� tam wtedy niejaki Duke, Pee Wee i Peacher. Mieli w�r�d siebie nawet faceta, kt�ry potrafi� biega� szybciej, ani�eli da�o si� wym�wi� jego imi� - Jacka Robinsona. Oddaliby �ycie i serca za Brook�yn. No i co z tego, �e nigdy nie uda�o im si� pobi� nowojorskich Jankes�w*? A w ka�dym razie nie w 1942 roku. Wtedy bowiem Amerykanie walczyli na trzech innych frontach - w Europie przeciwko hitlerowcom, na Pacyfiku przeciwko hordom Tojo i u siebie przeciwko OPA. By�a to instytucja ustanowiona przez prezydenta Roosevelta w celu racjonowania cywilnych dostaw najistotniejszych artyku��w, aby w ten spos�b zapewni� wszystko co najlepsze dla wojska. I tak, kiedy marsza�ek Montgomery przyst�pi� do bitwy z Rom-mlem pod El Alamein, a genera� Jimmy Doolittie bombardowa� Tokio, Estelle Livingston walczy�a w Brook�ynie o zdobycie dodatkowych znaczk�w na mi�so, dla zapewnienia swoim synom zdrowia, prawid�owego wzrostu i rozwoju. M�� jej, Harold, zosta� powo�any do wojska rok wcze�niej. By� nauczycielem �aciny w szkole �redniej i przebywa� teraz w bazie wojskowej w Kalifornii, ucz�c si� tam japo�skiego. Rodzinie m�g� tylko powiedzie�, �e by� w czym�, co nazywa�o si� "wywiadem". To ca�kiem zrozumia�e, t�umaczy�a swoim ma�ym synom Estelle, gdy� tatu� mia� ogromnie du�o wiadomo�ci. Z jakiego� niewiadomego powodu ojca Laury, doktora Luisa Castellano, w og�le nie powo�ano do wojska. - Jaka jest ta Laura, Bamey? - zapyta�a Estelle, usi�uj�c nak�oni� m�odszego syna do po�kni�cia nast�pnej porcji owsianki. - Jak na dziewczyn� jest ca�kiem w porz�dku. Potrafi nawet gra� w pi�k�. Tylko m�wi tak jako� �miesznie. - To dlatego, �e pa�stwo Castellanowie pochodz� z Hiszpanii, m�j drogi. Musieli stamt�d ucieka�. - A dlaczego? - Dlatego, �e nie podobali si� z�ym ludziom, kt�rzy nazywaj� si� faszystami. To w�a�nie z tego powodu wasz tatu� jest w wojsku. �eby walczy� z faszystami. - A czy tatu� ma karabin? - Nie wiem. Ale jestem pewna, �e je�li b�dzie mu potrzebny, to prezydent Roosevelt dopilnuje, �eby go dosta�. * Jankesi - dru�yna baseballowa. (Wszystkie przypisy pochodz� od t�umaczki.) - To dobrze. Wtedy b�dzie m�g� zastrzeli� tych wszystkich z�ych ludzi w pr�cie. Estelle, z zawodu bibliotekarka, zawsze popiera�a wzbogacanie s�ownictwa syna, tym razem jednak ten jego nowy werbalny nabytek zupe�nie j� zaskoczy�. - Kto ci opowiada� o pr�ciach, kochanie? - spyta�a, sil�c si� na naturalno��. - Laura. Jej ojciec jest lekarzem. Ale ona nie ma pr�cia. - Co takiego, kochanie? - Laura nie ma pr�cia. Z pocz�tku jej nie wierzy�em, ale mi pokaza�a. Estelle zaniem�wi�a. Pomiesza�a tylko owsiank� m�odszego syna, zastanawiaj�c si�, co Bamey ju� wiedzia�, a czego jeszcze nie. Z czasem Bamey i Laura przeszli do lepszych zabaw. Bawili si� na przyk�ad w kowboj�w i Indian, ameryka�skich GI* i Szwab�w albo japo�c�w, sprawiedliwie zamieniaj�c si� rolami i odgrywaj�c ka�dego dnia to jednych, to drugich. Min�� rok. Wojska alianckie wkroczy�y do W�och, ajankesi na Pacyfiku odbijali Wyspy Salomona. Kiedy� p�no w nocy brat Bamiego, Warren, obudzi� si� z p�aczem i ponad czterdziestostop-niow� gor�czk�. Obawiaj�c si� najgorszego, owej przera�aj�cej letniej plagi - dzieci�cego parali�u - Estelle zawin�a pr�dko spoconego ch�opca w k�pielowy r�cznik i zanios�a na schody domu doktora Castellano. Przera�ony i zmieszany Bamey pod��a� o krok za ni�. Luis nie spa� jeszcze i czyta� jakie� medyczne czasopisma. Pospiesznie umy� r�ce przed rozpocz�ciem badania. Jego wielkie, ow�osione d�onie by�y zadziwiaj�co szybkie i delikatne. Bamey przygl�da� si� z podziwem, jak doktor zagl�da� Warrenowi do gard�a, a potem os�uchiwa� mu klatk� piersiow�, usi�uj�c jednocze�nie uspokoi� chore dziecko. - Spokojnie - szepta� - tylko oddychaj, wdech, wydech, dobrze nino? Tymczasem Inez Castellano pobieg�a po zimn� wod� i g�bk�. * GI - nazwa ameryka�skich �o�nierzy. Estelle zaniem�wi�a ze strachu. Bamey wtuli� si� w fa�dy jej kwiecistego szlafroka. W ko�cu odwa�y�a si� zapyta�. - Czy to, no wie pan... ? - Cdimate, Estelle, to nie polio. Popatrz na t� p�onicopodobn� wysypk� na jego piersiach, a zw�aszcza na te powi�kszone czerwone brodawki na j�zyku. Nazywamy to "truskawkowym j�zykiem". Ch�opiec ma tylko szkarlatyn�. - Ale to te� jest powa�ne, prawda? - Owszem. Kto� musi mu przepisa� jakie� sulfonamidowe tabletki, takie jak prontosil. - A czy pan nie m�g�by tego zrobi�? Luis odpar�, zaciskaj�c z�by: - Nie wolno mi wypisywa� recept. Nie mam zezwolenia na praktyk� w tym kraju. No c�, vdmonos, Bamey niech tu zostanie, a my tymczasem we�miemy taks�wk� do szpitala. W taks�wce Luis trzyma� Warrena na r�kach, ocieraj�c mu szyj� i czo�o g�bk�. Jego pewno�� siebie uspokoi�a Estelle, cho� nadal dziwi�o j� to, co jej powiedzia�. - Ale�, Luis, my�la�am, �e ty jeste� lekarzem. Przecie� pracujesz w szpitalu, prawda? - W laboratorium. Robi� badania krwi i moczu. - Umilk� i po chwili doda�: - W moim kraju by�em lekarzem. I s�dz�, �e ca�kiem niez�ym. Pi�� lat temu, kiedy tu przyjechali�my, uczy�em si� angielskiego jak wariat. Przestudiowa�em od nowa wszystkie podr�czniki, pozdawa�em egzaminy, ale Urz�d Stanu odm�wi� mi licencji. Najwidoczniej nadal jestem dla nich niebezpiecznym cudzoziemcem. W Hiszpanii nale�a�em bowiem do niew�a�ciwej partii. - Ale przecie� walczy�e� przeciwko faszystom. - Tak, ale by�em socjalist� - co� r�wnie sospechoso w Ameryce. - Ale� to skandal. - Bueno, mog�o by� gorzej. - Nie rozumiem? - Mogli mnie z�apa� �o�nierze Franco. W szpitalu natychmiast potwierdzono diagnoz� Luisa i podano Warrenowi zasugerowane przez niego lekarstwo. Dla obni�enia temperatury dziecka piel�gniarki wymy�y go nas�czonymi w alko- holu g�bkami. Po pi�tej nad ranem orzeczono, �e mo�na go zabra� do domu. Luis odprowadzi� Estelle z ch�opcem do taks�wki. - Nie jedziesz z nami?-spyta�a. - Nie. No vale la pena. Mam by� w laboratorium o si�dmej. Zostan� tutaj i spr�buj� si� zdrzemn�� w dy�urce. - Jak to si� sta�o, �e jestem u siebie w ��ku, mamusiu? - Wr�cili�my do domu bardzo p�no, kochanie. Spa�e� ju� wtedy u Castellan�w na kanapie, wi�c razem z Inez przenios�y�my ciebie i Warrena do naszego domu. - Czy Warren ma si� ju� dobrze? - zapyta� Bamey, kt�ry jeszcze nie widzia� brata. Estelle skin�a g�ow�. - Dzi�ki Bogu za doktora Castellano. Mamy szcz�cie, �e jest naszym s�siadem. Przez u�amek sekundy Bamey poczu� uk�ucie zazdro�ci. Ojciec Laury by� w domu. Czasami t�skni� za swoim tat� tak bardzo, �e a� go to bola�o. �ywo utkwi� mu w pami�ci dzie�, w kt�rym wyjecha�. Harold podni�s� go w�wczas do g�ry i przytuli� do siebie mocno, a� poczu� w jego oddechu zapach papierosowego dymu. Teraz, nawet na widok kogo� zapalaj�cego papierosa, czu� si� samotny. Mia� jednak za to co� na pocieszenie - ma�� prostok�tn� chor�giewk� z niebiesk� gwiazd� na bia�ym tle z czerwonym brzegiem, kt�ra wisia�a dumnie przed frontowym oknem domu Lmngston�w. Oznajmia�a wszystkim przechodniom, �e cz�onek ich rodziny walczy� gdzie� daleko za ojczyzn�. Niekt�re domy mia�y chor�giewki z dwoma, a czasem nawet i trzema gwiazdami. Pewnego grudniowego wieczoru, kiedy bracia wracali z cukierni ze s�odkimi bu�eczkami za pi�taka, Warren zauwa�y� co� dziwnego w oknie pani i pana Cahn - flag�, na kt�rej widnia�a z�ota gwiazda. - Mamo, a dlaczego ich jest taka �adna? - skar�y� si� Warren przy obiedzie. Estelle zawaha�a si� przez chwil�, a potem odpowiedzia�a cicho: - Poniewa� ich syn... by� wyj�tkowo odwa�ny. - Czy nasz tatu� te� zdob�dzie kiedy� tak� gwiazd�? Estelle poczu�a, �e blednie na twarzy, lecz mimo to stara�a si� odpowiedzie� spokojnie. - W tych sprawach nigdy nic nie wiadomo, kochanie. A teraz prosz� je�� te broku�y. Kiedy k�ad�a ch�opc�w do ��ka, uderzy�o j� nagle, �e w trakcie ca�ej tej rozmowy Bamey siedzia� cicho. Czy�by rozumia�, �e Art-hur, jedyny syn pa�stwa Cahn�w, zosta� zabity w akcji? P�niej siedz�c samotnie przy kuchennym stole i udaj�c, �e Postum, kt�re pi�a, by�o prawdziw� brazylijsk� kaw�, powtarza�a sobie liczne zapewnienia Harolda, �e nie grozi mu �adne niebezpiecze�stwo. (Do t�umaczy si� nie strzela, kochanie.) Ale czy� przepisy bezpiecze�stwa nie zabrania�y mu ujawni� nawet tego, gdzie jest i co robi? Jeszcze nie by�o takiego dnia, �eby kt�ra� z rodzin w Brook�y-nie nie otrzyma�a jednego z tych strasznych telegram�w. I w�wczas us�ysza�a g�os starszego syna. Brzmia� czule i pocieszaj�co. - Nie martw si�, mamo. On wr�ci. Sta� w swojej pi�amce z Myszk� Miki i mimo �e mia� zaledwie sze�� i p� roku, ju� przejmowa� inicjatyw�, usi�uj�c pocieszy� matk�. Spojrza�a na niego z u�miechem. - Sk�d wiedzia�e�, o czym my�la�am? - spyta�a. - Wszyscy w szkole wiedz� o Artiem Cahnie. Widzia�em nawet, jak jedna z nauczycielek p�aka�a. Nic nie m�wi�em, bo nie chcia�em przestraszy� Warrena. Ale tacie na pewno nic si� nie stanie. Przyrzekam ci. - Sk�d jeste� taki pewny?-spyta�a. Wzruszy� ramionami. - Nie wiem - przyzna�. - Ale kiedy si� martwisz, to jeste� taka smutna. - Masz racj�, Bamey - powiedzia�a, przytulaj�c go mocno do siebie. W tym momencie jej pocieszyciel nagle zmieni� temat. - Czy mog� wzi�� sobie ciastko, mamusiu? Rok 1944 obfitowa� w buduj�ce prasowe nag��wki. Wyzwolono Pary� i Rzym, a po jakim� czasie, gdy Amerykanie odbili Guam, F.D. Roosevelt zosta� w spos�b bezprecedensowy wybrany w czwartej kadencji. Harold Lmngston zadzwoni� z Kalifornii do rodziny, aby im oznajmi�, �e wysy�ano go za granic�. Nie m�g� jednak sprecyzowa� gdzie. Powiedzia� tylko, �e b�dzie pomaga� w przes�uchaniach japo�skich je�c�w wojennych. Nast�pn� wiadomo�� od niego dostan� przez poczt� V - te ledwie czytelne, miniaturowe listy sfotografowane na mikrofilmie i odbite potem na szarym, �liskim papierze. Rok ten by� r�wnie� kamieniem milowym w �yciu Luisa Castel-lano. Stanowy Urz�d Medyczny cofn�� swoj� decyzj� i oznajmi�, �e hiszpa�ski uchod�ca nadaje si� do praktykowania medycyny w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Mimo zadowolenia i pewnej satysfakcji, Luis zdawa� sobie jednak spraw� z tego, �e nie poruszy�y ich wcale jego kwalifikacje, lecz raczej to, �e wszyscy sprawni fizycznie lekarze zostali powo�ani do wojska. Oboje z Inez pr�dko przerobili frontow� sypialni� na parterze na gabinet. Bank udzieli� mu po�yczki na zakup aparatu rentgenowskiego. - Na co to, papacitol - zapyta�a ojca trzyletnia Isobel, gdy czw�rka m�odych widz�w przygl�da�a si� instalowaniu maszyny. - Ja wiem! - zg�osi� si� na ochotnika Bamey. - To jest do patrzenia wewn�trz ludzi, prawda, doktorze Castellano? - Masz racj�, m�j ch�opcze - przyzna� Luis, poklepuj�c Bar-niego po g�owie. - Ale dobrzy lekarze maj� inn� maszyn� do ogl�dania wn�trza pacjent�w. - Wskaza� palcem na swoje skronie. - M�zg jest ci�gle jeszcze najlepszym narz�dziem diagnostycznym cz�owieka. Reputacja i praktyka Luisa ros�y szybko. Szpital King's County zaoferowa� mu pewne przywileje i us�ugi. M�g� teraz wysy�a� pr�bki do laborato�um, w kt�rym kiedy� szorowa� prob�wki. Niekiedy pozwalano dzieciom na zwiedzanie tego medycznego przybytku. Bamey i Laura mogli nawet dotyka� instrument�w i zagl�da� do uszu m�odszego rodze�stwa za pomoc� wziernika usznego, pod warunkiem, �e potem pozwol� Warrenowi i Isobel os�ucha� swoje klatki piersiowe przez stetoskop. Stali si� nieomal jedn� rodzin�. Estelle Lmngston by�a za to szczeg�lnie wdzi�czna. Jedyn� rodzin�, jak� mia�a, by�a jej matka, kt�ra w razie braku innych opiekun�w do dzieci przyje�d�a�a kolejk� podziemn� z Queens, aby przypilnowa� Warrena, kiedy Estelle pracowa�a w bibliotece. Wiedzia�a jednak, �e ch�opcy potrzebowali m�skiego wzorca w �yciu i rozumia�a, dlaczego Bamey i Warren tak uwielbiali tego szorstkiego, nied�wiedziowatego lekarza. Ze swojej za� strony Luis zdawa� si� cieszy� ze zdobycia dw�ch "syn�w". Estelle i Inez bardzo si� zaprzyja�ni�y. W ka�dy wtorek wieczorem odbywa�y razem stra� przeciwlotnicz�, w trakcie kt�rej patrolowa�y ciche, ciemne ulice, pilnuj�c, �eby wszyscy wygasili �wiat�a. Od czasu do czasu wypatrywa�y na niebie �lad�w nieprzyjacielskich bombowc�w. Mi�kka ciemno�� dzia�a�a uspokajaj�co na Inez i pozwala�a jej swobodniej wyra�a� swoje my�li. Pewnego razu Estelle zapyta�a zdawkowo, czy nie przeszkadza� jej brak snu. Zaskoczy�a j� odpowied� Inez. - Nie. Przypomina mi to stare, dobre czasy. Brakuje mi tylko karabinu. - Czy ty te� walczy�a�? - Tak, amiga. I wcale nie by�am jedyn� kobiet�. Dlatego �e Franco mia� za sob� nie tylko hiszpa�skie wojsko, ale i regulares - najemnik�w z Maroko, kt�rym p�aci� za brudn� robot�. Nasza jedyna nadzieja le�a�a w ataku i ucieczce. Ale tych rze�nik�w by�o i tak za du�o. Iz dum� przyznaj� si�, �e kilku z nich zabi�am. Nagle zorientowa�a si�, �e zaskoczy�a tym przyjaci�k�. - Zrozum - ci�gn�a - ci dranie mordowali dzieci. - Rozumiem ci� - odpowiedzia�a niepewnie Estelle, usi�uj�c pogodzi� si� z my�l�, �e ta cicha kobieta u jej boku zabi�a cz�owieka. Jak na ironi�, oboje rodzice Inez nie tylko zagorzale popierali Franco, ale r�wnie� organizacj� Opus Dei, Ko�ci� wewn�trz Ko�cio�a, kt�ry obstawa� za dyktatorem. Kiedy ich jedyna c�rka, zapalona socjalistycznym idealizmem, opu�ci�a dom, �eby przy��czy� si� do republika�skiego oddzia�u milicji, przekl�li j� i wydziedziczyli. - Nie mia�am w�wczas nikogo na �wiecie opr�cz karabinu i sprawy. W pewnym sensie ta kula przynios�a mi szcz�cie. Jaka kula? - zastanawia�a si� Estelle. Wkr�tce jednak wszystko si� wyja�ni�o. Podczas obl�enia Malagi Inez wraz z p� tuzinem innych lojalist�w wpad�a w zasadzk� w drodze do Puerta Real. Kiedy odzyska�a przytomno��, spogl�da�a na zaro�ni�t� twarz m�odego, t�giego doktora, kt�ry przedstawi� si� jej jako "towarzysz Luis" . - Ju� wtedy by� osobowo�ci�. Naturalnie nie nosili�my mundur�w, ale Luis robi�, co m�g�, �eby wygl�da� na wie�niaka. - Roze�mia�a si�. - Nie s�dz� jednak, �eby kiedykolwiek brakowa�o mu pracy. By�o tylu rannych. W ci�gu tych d�ugich godzin nigdy nie straci� poczucia humoru. To wszystko, co mogli�my ze sob� zabra�, kiedy przysz�o nam ucieka�. Ledwo zd��yli�my si� przedosta� do Francji, zamkni�to granic�. Zacz�a si� nauka i Bamey z Laur� znale�li si� w tej samej trzeciej klasie w Szkole Podstawowej nr 148. Fakt, �e byli teraz w grupie trzydzie�ciorga innych dzieci, zbli�y� ich jeszcze bardziej. Laura odkry�a, �e mia�a w Bamiem cennego przyjaciela. Bamey potrafi� ju� bowiem czyta�. Jego rodzic�w zbli�y�a do siebie wsp�lna mi�o�� do ksi��ek. Od trzeciego roku �ycia uczyli go wi�c czyta� na zmian�. W nagrod� czytali mu g�o�no opowiadania z Mitologii Bullfincha czy te� wiersze z Dzieci�cego ogrodu poezji. Strategia ta zaowocowa�a. Apetyt Bamiego na ksi��ki by� nieomal r�wnie nienasycony jak jego zapotrzebowanie na waniliowe wafle. W rezultacie tego by� w stanie, siedz�c na frontowych schodach, wtajemnicza� Laur� w zawi�o�ci tak nie�miertelnej klasyki, jak Popatrz, biegnie Spot. W odpowiednim czasie Bamey zacz�� domaga� si� rewan�u. Na si�dme urodziny matka podarowa�a mu zestaw do koszyk�wki wraz z tarcz�, obr�cz� i prawdziwym koszem, kt�ry �wiszcza� przy ka�dym celnym strzale. W przeddzie� uroczystego wieczoru Luis zaryzykowa� w�asne �ycie i cz�onki, przybijaj�c to wszystko do d�bu Livingston�w na przepisowej wysoko�ci trzech metr�w. Bamey wyda� dziki okrzyk rado�ci i obwie�ci�: - Lauro, musisz mi pom�c �wiczy�, jeste� mi to winna. W zakres tej pomocy mia�o wchodzi� udawanie obrony przeciwnika oraz blokowanie strza��w Bamiego do kosza. Ku jego zdziwieniu Laura okaza�a si� w tym a� za dobra. Zalicza�a prawie tyle samo kosz�w co on. I chocia� r�s� jak na dro�d�ach, to ona ci�gle by�a wy�sza od niego. Niemcy skapitulowali 7 maja 1945 roku i z ko�cem lata Japonia podda�a si� r�wnie�. Nigdzie rado�� z tego powodu nie by�a tak du�a, jak w domu Livingston�w na placu Lincolna. Bamey, Warren i Estelle paradowali wok� kuchennego sto�u, wy�piewuj�c "Kiedy tatu� przymaszeruje wreszcie z powrotem do domu". Nie widzieli go ju� ponad trzy lata. Harold Livingston wr�ci� do domu. Ale wcale nie marszem. W rzeczywisto�ci ch�d jego by� powolny i niekiedy wr�cz niepewny. Estelle i obaj ch�opcy, popychani i potr�cani nieustannie przez t�um innych �on i dzieci, czekali z zapartym tchem na przyjazd poci�gu. Jeszcze zanim si� zd��y� zatrzyma�, niekt�rzy GI skakali na peron i biegli pochyleni w stron� swych ukochanych. Barney sta� na czubkach palc�w. Nie zauwa�y� jednak �adnego �o�nierza, kt�ry cho� troch� przypomina�by mu ojca, kt�rego tyle razy widywa� w snach. Nagle matka krzykn�a cicho: - O tam! To on! Pomacha�a w stron� kogo� stoj�cego daleko na ko�cu peronu. Bamey popatrzy� we wskazanym kierunku, ale nie zobaczy� nikogo. To znaczy nikogo, kto by odpowiada� jego wspomnieniom o Harol-dzie Livingstonie. Zobaczy� tam tylko zwyczajnego m�czyzn�, typowych rozmiar�w, z przerzedzonymi w�osami na skroniach. Kogo� bladego, wychudzonego i zm�czonego. Ona si� myli - pomy�la�. To nie mo�e by� tatu�. Na pewno nie. Estelle nie mog�a powstrzyma� si� d�u�ej. Krzykn�a: - Harol-dzie! - i pobieg�a do przodu, aby go obj��. Bamey sta� w miejscu i patrzy�. Nagle zda� sobie spraw� z tego, �e matka dawniej nigdy nie zostawia�a ich samych. - Czy to nasz tatu�? - zapyta� ma�y Warren. - Chyba tak - odpowiedzia� Bamey, ci�gle jeszcze troch� niepewny. - Przecie� m�wi�e�, �e jest wi�kszy od doktora Castellano. Bamey mia� prawie ochot� powiedzie�, �e tak mu si� tylko zdawa�o. Teraz znowu byli razem, we czw�rk�. Estelle trzyma�a m�a pod r�k�. - Bamey, Warren, jak wy�cie uro�li! - powiedzia� z dum� Harold Livingston, obejmuj�c starszego syna. Bamey rozpozna� znajomy zapach papierosowego dymu. Mimo t�umu na zewn�trz, uda�o im si� jako� znale�� taks�wk� z bardzo patriotycznym kierowc�. - Witaj w domu, �o�nierzu! - oznajmi�. - Ale pokazali�my tym szwabom, co? - triumfowa� taks�wkarz. - M�j m�� s�u�y� na Pacyfiku - poprawi�a go dumnie Estelle. - Och, szwaby, apo�ce - co to za r�nica? To wszystko kupa cholernych zawszaric�w. Powiedz m�owi, �e odwali� dobr� robot�. - Czy uda�o ci si� kogo� zabi�? - zapyta� z nadziej� w g�osie Warren. Harold odpowiedzia� wolno: - Nie, synu. Pomaga�em tylko t�umaczy�, kiedy przes�uchiwali�my je�c�w... - G�os uwi�z� mu w gardle. - Nie b�d� pan taki skromny. Pozw�l by� dzieciakowi dumnym z ciebie. Mog� si� za�o�y�, by�e� na tylu akcjach, �e zas�u�y�e� sobie na order. Bardzo ci si�, bracie, dosta�o? Bamey i Warren popatrzyli na siebie z szeroko otwartymi oczyma, ale Harold szybko rozwia� wszelkie ich bohaterskie iluzje. - To nie by�o nic takiego. Tylko pocisk artyleryjski, kt�ry upad� w pobli�u naszego namiotu. Przez jaki� czas by�em troch� rozklekotany, ale teraz ju� wr�ci�em do siebie. Powinienem �ci�gn�� te cholerne banda�e przed przyjazdem. Najwa�niejsze, �e ju� wszyscy jeste�my razem. Protesty te upewni�y Estelle w tym, co wyczu�a ju� w chwili, gdy po raz pierwszy ujrza�a go na peronie. Harold by� bardzo chorym cz�owiekiem. Luis Castellano czeka� w oknie, kiedy przed dom Livingston�w zajecha�a taks�wka. Momentalnie wyszed� z rodzin� na ulic� i obj�� Harolda w nied�wiedzim u�cisku. - Przez te wszystkie lata m�wi�em do twojej fotografii na kominku! - wyja�ni�. - Czuj� si� tak, jakby� by� moim dawno zaginionym bratem! Noc ta na zawsze utkwi�a Bamiemu w pami�ci. S�ysza� ich g�osy, mimo �e jego pok�j znajdowa� si� na drogim ko�cu korytarza. Wydawa�o mu si�, �e matka ci�gle p�aka�a i g�osem oscyluj�cym pomi�dzy gniewem a rozpacz� pyta�a nieustannie: - Czy mo�esz mi to wyja�ni�, Haroldzie? Co to znaczy "trzydziestoprocentowe inwalidztwo"? Ojciec usi�owa� j� pocieszy�. - To nic takiego, kochanie. Zapewniam ci�, �e nie ma si� o co martwi�. A potem nasta�a cisza. Z sypialni rodzic�w nie dobiega�y ju� �adne odg�osy. Barney patrzy� w zamy�leniu na ich drzwi na drugim ko�cu korytarza. Przy �niadaniu przygl�da� si� twarzom rodzic�w, ale nie m�g� na nich wyczyta� niczego, co mog�oby mu zdradzi� tajemnic� poprzedniego wieczora. Na widok matki, denerwuj�cej si� na kogo� zupe�nie obcego, ogarn�y go dziwne, niezrozumia�e uczucia. Wyszed� wcze�niej po Laur�, �eby mieli wi�cej czasu na rozmow� w drodze do szko�y. Zwierzy� jej si� ze swoich obaw, gdy tylko zostali sami: - Boj� si�. Nie wiem, ale m�j ojciec jest jaki� inny. Wydaje mi si�, �e on jest chory. - Wiem o tym. - Sk�d wiesz? '- Jak tylko wr�cili�my wczoraj do domu, papa zabra� mam� do swojego gabinetu i m�wi� jej o czym�, co nazywa�o si� neurosis de guerra. - Co to znaczy po angielsku? - zapyta� zaniepokojony Bamey. - Bamey, ja nawet nie wiem, co to znaczy po hiszpa�sku - przyzna�a. Tego popo�udnia Estelle Livingston siedzia�a w wypo�yczalni Grand Anny Pla�a, b�d�cej jednym z oddzia��w Brook�y�skiej Biblioteki Publicznej. Podnios�a oczy i zobaczy�a Bamiego i Laur�. Przeszukiwali p�ki medycznych ksi��ek. Zaprosi�a ich do siebie do biura na zaplecze, gdzie mo�na by�o swobodnie porozmawia�. - Prosz� was, nie martwcie si� - powiedzia�a, usi�uj�c przybra� uspokajaj�cy ton. - On nie by� ranny. To tylko �agodny przypadek wstrz�su psychicznego w nast�pstwie wybuchu. By� bardzo blisko ogromnej eksplozji i po czym� takim nie wraca si� do siebie tak pr�dko. Ale w nast�pnym semestrze ju� p�jdzie z powrotem do pracy. Odetchn�a g��boko i zapyta�a: - Czy lepiej si� teraz czujecie? Dzieci skin�y w milczeniu g�owami. A potem wysz�y pospiesznie. Zgodnie z obietnic� Estelle, Harold Livingston powr�ci� tej jesieni do swoich pedagogicznych obowi�zk�w w Erasmus Hali. I tak jak niegdy�, uczniowie uwa�ali, �e jest czaruj�cy i dowcipny. Potrafi� ich nawet zainteresowa� Wojn� galijsk� Cezara i robi� wra�enie, �e zna� ca�� klasyczn� literatur� na pami��. A mimo to zapomina� czasami po drodze ze szko�y do domu o zakupach, nawet je�li Estelle w�o�y�a mu do wewn�trznej kieszeni marynarki ich list�. Odk�d dosta� sw�j koszykarski sprz�t, Bamey marzy� o dniu, w kt�rym zagraj� razem z ojcem w pi�k�. Podczas d�ugiej nieobecno�ci Harolda, Bamey nieustannie domaga� si� od matki szczeg��w dotycz�cych ojca i wypytywa� j� o to, jaki by� "za dawnych czas�w". Pewnego razu Estelle wspomina�a lato przed jego urodzeniem. Byli w�wczas nad jeziorem w Bia�ych G�rach i zupe�nie przypadkowo w ich o�rodku wypoczynkowym odbywa�y si� wtedy rozgrywki tenisowe dla go�ci. - Harold postanowi� spr�bowa�, tak dla hecy. By� wspania�ym graczem za swoich uczelnianych czas�w, chocia� naturalnie CCNY* nie mia�o w�wczas dru�yny tenisowej. W ka�dym razie, Harold po�yczy� rakietk� i powalcowa� na kort. A potem ni st�d, ni zow�d znalaz� si� w fina�ach! Pobi� go dopiero instruktor wychowania fizycznego w miejscowej szkole, a i tak mia� szcz�cie, �e Harold nie by� tego dnia w sosie. Powiedzia� mu w�wczas, �e gdyby traktowa� to powa�nie, to m�g�by zosta� nast�pnym Billem Tilde-nem. Wyobra�asz to sobie? Bamey nie mia� poj�cia, kim by� Bili Tilden, ale z pewno�ci� m�g� sobie wyobrazi� m�czyzn� z fotografii na kominku w bia�ym tenisowym stroju, �cinaj�cego w drobny py� ma�� pi�eczk�. Tak cz�sto marzy� o dniu, w kt�rym poka�e ojcu w�asne sportowe umiej�tno�ci. I wreszcie przyszed� na to czas. - Czy widzia�e� t� tarcz�, kt�r� doktor Castellano zawiesi� na drzewie? - zapyta� ojca pewnej soboty niby od niechcenia, jakby w swojego rodzaju uwerturze. - Tak - odpowiedzia� Harold. - Wygl�da bardzo profesjonalnie. - Czy chcia�by� mo�e postrzela� ze mn� i Warrenem do kosza? Harold westchn�� i odpowiedzia� cicho: - Nie s�dz�, �ebym m�g� dotrzyma� kroku takim dw�m dynamom jak wy. Ale wyjd� z wami i popatrz�. Bamey i Warren pop�dzili w�o�y� tenis�wki, a potem podryblo-wali na "boisko". Pragn�c pochwali� si� swoj� sprawno�ci� przed ojcem, Bamey zatrzyma� si� par� metr�w przed koszem, podskoczy� i strzeli� * CCNY, City College of New York - Uniwersytet Nowojorski. w jego kierunku pi�k�. Na swoje nieszcz�cie nie trafi�. Obr�ci� si� pr�dko i wyja�ni�: - To by�a tylko rozgrzewka, tatusiu. Oparty o drzwi do ogrodu Harold Livingston skin�� z u�miechem g�ow� i zaci�gn�� si� g��boko papierosem. Bamey z Warrenem zdo�ali zatopi� w koszu zaledwie kilka pi�ek (Dobre, zdecydowane rzuty, prawda, tato?), kiedy zza p�otu dobieg� ich czyj� rozgniewany g�os. - Hej, co, u diab�a, ch�opaki? Dlaczego gracie beze mnie? Do licha, to Laura. Po co ona si� wtr�ca? - Przepraszam - b�kn�� Barney - ale dzisiaj gramy rzeczywi�cie ostro. - Z kogo ty sobie �artujesz? - odparta. (Zd��y�a ju� przeskoczy� przez p�ot.) - Potrafi� si� rozpycha� �okciami r�wnie dobrze jak ty. W tym momencie Harold zawo�a�: - B�d� grzeczny, Bamey. Daj Laurze spr�bowa�, skoro chce. Sp�ni� si� jednak o u�amek sekundy. Laura zd��y�a ju� bowiem odbi� Bamiemu pi�k� i dryblowa�a z ni� teraz obok Warrena, �eby zatopi� j� w koszu na tarczy. Kiedy trzej gracze sko�czyli rzuca� na zmian� do kosza, Laura zawo�a�a: - Dlaczego nie zagra pan z nami, panie Livingston? Mogliby�my zorganizowa� dwie dru�yny. - To mi�o z twojej strony, Lauro, ale jestem dzisiaj troch� skonany. Lepiej p�jd� si� przespa�. Na twarzy Bamiego pojawi� si� wyraz rozczarowania. Laura spojrza�a na niego i natychmiast zrozumia�a, co czuje. Odwr�ci� si� wolno w jej stron�. Ich oczy si� spotka�y. Od tego momentu oboje wiedzieli, �e potrafili czyta� swoje my�li. Za ka�dym razem, kiedy ca�y klan Lmngston�w przychodzi� do s�siad�w na obiad, Bamey podziwia� Luisa za jego umiej�tno�� o�ywiania Harolda, kt�ry stawa� si� przy nim niemal gadatliwy. Doktor by� cz�owiekiem o falstaffowym wprost apetycie - na wino, jedzenie, a przede wszystkim na wiedz�. Harolda poci�ga� ten nigdy nie ko�cz�cy si� strumie� pyta�, tote� zabawia� Luisa anegdotami z historii rzymskiej Hiszpanii, a zw�aszcza rewelacjami o tym, �e niekt�rzy pisarze Imperium byli hiszpa�skiego pochodzenia, tak jak na przyk�ad Seneka, urodzony w Kordobie. - Inez, czy ty to s�ysza�a�? Seneka by� jednym z nas! Potem odwraca� si� do swojego nauczyciela i domaga� si� melo- dramatycznie: - A teraz, Haroldzie, gdyby� nam tak jeszcze m�g� powiedzie�, �e Szekspir by� r�wnie� Hiszpanem! Laura lubi�a s�ucha�, jak pan Livingston t�umaczy� im, dlaczego ona, w przeciwie�stwie do stereotypowych laty�skich chiguitas, mia�a jasne w�osy. Rodzina ich przypuszczalnie mia�a celtyckich przodk�w, kt�rzy zaw�drowali kiedy� na P�wysep Iberyjski. Kiedy obaj ojcowie przenie�li si� do gabinetu Luisa, a matki do kuchni, Laura powiedzia�a Bamiemu: - Och, uwielbiam twego ojca. On tyle wie. Bamey pokiwa� g�ow� i pomy�la� sobie r�wnocze�nie: Tak, ale wola�bym, �eby cz�ciej ze mn� rozmawia�. W ka�d� sobot� po po�udniu mama i tato Bamiego siadali nabo�nie przed radiem, czekaj�c, a� Milion Cross zaanonsuje swym mi�kkim g�osem, jakie to wielkie g�osy z Opery Metropolita�skiej b�d� �piewa� tego dnia. Luis i Inez zabierali w tym czasie ma�� Isobel na spacer do parku. Laura, Bamey i Warren mogli zatem sp�dza� popo�udnia w kinie Savoy (dwadzie�cia pi�� cent�w za wst�p plus pi�taka na pra�on� kukurydz�). By�y to czasy, kiedy filmy nie by�y jedynie frywoln� rozrywk�, ale raczej moraln� lekcj� tego, jak dobrzy Amerykanie powinni �y�. Randolph Scott wje�d�a� wi�c dzielnie na bia�ym koniu w Terytorium z�oczy�cy w obronie dobra, a John Wayne Wysoko w siodle nieomal w pojedynk� ujarzmia� Dziki Zach�d. W bardziej tropikalnej scenerii Johnny WeismUllerjako Tarzan udowadnia� ka�demu dzieciakowi korzy�ci p�yn�ce z umiej�tno�ci p�ywania, zw�aszcza w roj�cych si� od krokodyli wodach. Jednak�e ich najbardziej ulubionym bohaterem by� Gary Cooper. Cz�ciowo dlatego, �e mia� budow� mistrza koszyk�wki, a cz�ciowo z tego powodu, �e pomaga� hiszpa�skim partyzantom w Komu bije dzwon. Przede wszystkim kochali go jednak za to, �e gra� odwa�nego lekarza w Historii doktora Wassella. Kiedy� Laura i Bamey wyszli z kina z za�zawionymi oczyma po obejrzeniu dw�ch kolejnych projekcji filmu i oboje doszli do wniosku, �e by� to najszlachetniejszy z zawod�w. Mieli oczywi�cie pod nosem r�wnie szacownego lekarza. Luis Castel-lano nie by� mo�e a� tak wysoki jak Cooper, ale na sw�j w�asny spos�b sta� si� wzorem zar�wno dla c�rki, jak i dla Bamiego (kt�ry cz�sto marzy�, �eby ich s�siad zosta� w jaki� spos�b r�wnie� i jego ojcem). Ambicje Bamiego pochlebia�y Luisowi, lecz w przypadku c�rki odnosi� si� do nich pob�a�liwie, jako do przelotnych fantazji. By� przekonany, �e Laura wyro�nie z tej donkiszoterii, wyjdzie za m�� i b�dzie mia�a du�o nifios. Myli� si� jednak. Zw�aszcza po �mierci Isobel. Rozdzia� II Wszystko potoczy�o si� lotem letniej b�yskawicy. Podobnie jak trzask piorunu - b�l przyszed� dopiero p�niej. Heinemedina szala�a tego roku. Anio� �mierci kroczy� po wszystkich ulicach miasta. Wi�kszo�� rodzic�w z Brook�ynu, tych, kt�rych by�o na to sta�, wys�a�o dzieci do bezpiecznych wiejskich miejscowo�ci, takich jak Spring Valley. Estelle i Harold wynaj�li na sierpie� wypoczynkowy domek nad morzem w Jersey. Luis jednak upiera� si�, �eby zosta� tam, gdzie by� najbardziej potrzebny, a Inez z kolei nie chcia�a, �eby stacza� t� walk� samotnie. Lmngstonowie zaproponowali im, �e wezm� ze sob� dziewczynki, a Luis obieca�, �e oboje z Inez powa�nie si� nad tym zastanowi�. By� mo�e zbyt by� przej�ty z�o�liwymi przypadkami polio, aby zauwa�y�, �e jego m�odsza c�rka wykazywa�a niekt�re objawy tej choroby. Jak�e m�g� jednak przeoczy�, �e gor�czkowa�a i oddycha�a gwa�townie? By� mo�e przyczyn� by�o to, �e dziewczynka nigdy w�a�ciwie nie powiedzia�a, �e si� �le czuje. Dopiero kiedy pewnego dnia znalaz� j� nieprzytomn�, zorientowa� si� z przera�eniem, co si� sta�o. By�o to zaburzenie oddechu i wirus atakowa� bezlito�nie g�rny odcinek rdzenia kr�gowego. Isobel nie by�a ju� w stanie oddycha� nawet z pomoc� �elaznego p�uca. Zmar�a przed zachodem s�o�ca. Luis, przybity ci�arem samooskar�enia, wydawa� si� bliski ob��du. By� przecie� lekarzem! Lekarzem! A mimo to, nie potrafi� uratowa� nawet w�asnej c�rki! Laura d�ugo nie mog�a zasn��. Ba�a si�, �e je�li zamknie oczy, to nigdy si� nie obudzi. Bamey dotrzymywa� jej towarzystwa w tym ca�onocnym �a�obnym czuwaniu. Siedzia�a w dusznym skwarze go�cinnego pokoju, zraniona i obola�a w �rodku. W pewnym momencie szepn��: - Lauro, to przecie� nie twoja wina. Zdawa�o si�, �e go nie s�ysza�a. Oczy jej nadal patrzy�y w nico��. - Zamknij si�, Bamey - odrzek�a. - Nie masz poj�cia, o czym m�wisz. W rzeczywisto�ci jednak by�a mu wdzi�czna. Odetchn�a z ulg�, poniewa� uj�� w s�owach dr�cz�ce j� poczucie winy za to, �e �y�a. Tylko Estelle by�a w stanie zaj�� si� przygotowaniami do pogrzebu. Przypuszcza�a, �e Castellanowie �yczyliby sobie katolickiego obrz�du, wi�c skontaktowa�a si� z ojcem Hennesseyem z ko�cio�a �w. Grzegorza. Jednak�e kiedy tylko oznajmi�a im o tym, Luis krzykn�� ze z�o�ci�: - Tylko nie ksi�dz, tylko nie ksi�dz! Chyba �e potrafi mi wyja�ni�, dlaczego B�g zabra� nam nasz� ma�� dziewczynk�! Estelle pos�usznie zadzwoni�a do ojca Hennesseya i powiedzia�a mu, �e jednak nie b�dzie potrzebny. Potem przyszed� do nich Harold, usi�uj�c wyt�umaczy�, �e nale�a�o co� na pogrzebie powiedzie�. Nie mogli przecie� rozsta� si� ze sw� c�rk� bez s�owa. Inez spojrza�a na m�a, wiedz�c, �e wszystko zale�a�o od niego. Luis pochyli� g�ow� i wymamrota�: - No dobrze, Haroldzie. Powiedz co�. Ty jeste� erudyt�. Zabraniam ci jednak m�wi� cokolwiek o Bogu. Obie rodziny patrzy�y w bezlitosnym sierpniowym s�o�cu, jak spuszczano male�k� trumienk� do ziemi. Bamey uj�� Laur� za r�k�. �cisn�a go mocno, tak jakby mog�o to powstrzyma� jej �zy. I kiedy stali tak wok� grobu, Harold Lmngston przeczyta� par� linijek z wiersza Bena Jonsona o �mierci dzielnego hiszpa�skiego dziecka. Konwalia dnia jest najpi�kniejsza w maju. Chocia� umiera po nocy, pozostaje jednak kwiatem �wiat�a. Pi�kno dostrzegane jest jeno w ma�ych proporcjach. I tylko na kr�tk� miar� �ycie mo�e by� doskona�o�ci�. Podni�s� g�ow� znad ksi��ki i zapyta�: - Czy kto� chcia�by jeszcze co� powiedzie�? Z g��bi duszy Luisa Castellano wyrwa�y si� ledwie dos�yszalne s�owa: -Adios, nina. Pojechali do domu. Otworzyli wszystkie okna w samochodzie w nadziei, �e powiew wiatru rozwieje t� ci�k�, niezno�n� atmosfer�. Inez powtarza�a cichym, �a�osnym g�osem: - Yo no se que hacer. Nie wiem doprawdy, co mam teraz robi�! Estelle us�ysza�a nagle sw�j g�os: - Moja mama przyjecha�a dzi� do nas z Oueens. Przygotowuje teraz dla nas wszystkich kolacj�. Jechali dalej w ciszy. Kiedy przeje�d�ali przez most Triborough, Luis Castellano zapyta� przyjaciela: - Czy lubisz whisky, Haroldzie? - No c�, lubi�. Oczywi�cie, �e lubi�. - Mam dwie butelki. Dosta�em je od jednego pacjenta na Gwiazdk�. W czasie wojny u�ywali�my jej czasem zamiast �rodk�w znieczulaj�cych. By�bym ci wdzi�czny, gdyby� si� do mnie przy��czy�, amigo. Po powrocie do domu Laura nadal nie by�a w stanie zasn��. Nie protestowa�a jednak, �e Bamey siedzia� wiernie tu� obok. Matka i Estelle zaj�te by�y czym� na g�rze w pokoju Isobel. Mo�e �ci�ga�y po�ciel? Albo pakowa�y jej rzeczy"! A mo�e po prostu tuli�y do siebie jej lalki - tak jakby co� z jej �ywego ducha ci�gle jeszcze w nich tkwi�o. Od czasu do czasu dobiega�y do niej nieomal dzikie odg�osy rozpaczy i �alu Inez. W ca�ym domu rozlega� si� jednak przede wszystkim ochryp�y m�ski �miech. Harold i Luis upijali si� w gabinecie. Luis zach�ca� g�o�no Harolda do za�piewania z nim dobrej starej pie�ni - Francisco Franco nos quiere gobemar. Bamey ba� si� mimo woli. Nigdy jeszcze nie widzia�, �eby Luis i ojciec do tego stopnia stracili panowanie nad sob�. - Chyba rzeczywi�cie wyko�cz� te dwie butelki. - Wszystko mi jedno - powiedzia�a Laura. Przerwa�a na chwil�, a potem doda�a: - Ci�gle my�l� tylko o tym, �e by�am dla niej taka niedobra. W ostatni� niedziel� nakrzycza�am na ni� i nazwa�am j� g�upim brzd�cem. Pomy�l tylko - w ostatni� niedziel�! Bamey pochyli� si� i szepn��: - Sk�d mog�a� wiedzie�? I wtedy rozp�aka�a si�. - Powinnam by� za to ukarana. To ja powinnam umrze�, a nie ona! Bamey wsta�, podszed� do niej bez s�owa i delikatnie po�o�y� jej na ramieniu r�k�. Przez ca�� reszt� tego gor�cego, dusznego lata Bamey, Laura i Warren grali w niesko�czono�� w koszyk�wk� i tylko w soboty wychodzili razem do klimatyzowanego kina Savoy. Bamey nie pami�ta�, �eby Laura cho� raz wym�wi�a imi� siostry. Dopiero pierwszego dnia szko�y, kiedy szli we tr�jk� w stron� Szko�y Podstawowej nr 148, stwierdzi�a rzeczowo: - Isobel mia�a zacz�� dzi� pierwsz� klas�. - Aha - potwierdzi� Bamey. Warren powt�rzy� za nim niczym echo: - Aha. �mier� dziecka nigdy nie jest ko�cem sama w sobie. Na zawsze pozostaje �ywa w umys�ach rodzic�w. B�l po takiej stracie zwi�ksza si� zwykle tylko z up�ywem lat, gdy przy ka�dej kolejnej rocznicy urodzin przychodz� do g�owy nowe, dr�cz�ce my�li. - W przysz�ym tygodniu sko�czy�aby dziesi�� lat. Na pewno spodoba�by jej si� ten cyrk... W rzeczywisto�ci wi�c Isobel nigdy nie opu�ci�a domu Castella-n�w. B�l zwi�zany z jej nieobecno�ci� by� bowiem nieustannie obecny. Laura obserwowa�a z coraz to wi�kszym niepokojem, jak jej rodzice rozchodzili si� w dw�ch r�nych duchowych kierunkach, porzucaj�c j� w pozbawionej mi�o�ci pr�ni. Ka�de z nich poszukiwa�o ulgi w modlitwie: Inez - o wieczno��, a Luis - o zapomnienie. Inez zacz�a sw� pielgrzymk� ku nawr�ceniu przez ci�g�e czytanie �wi�tego Jana od Krzy�a, mistycznego poety, kt�ry potrafi� uj�� w s�owach to, co niewys�owione: - Vivo sin vivir en mi, czyli "�yj�, w rzeczywisto�ci nie �yj�c" OTa.zMueroporque no muero, to znaczy "Umieram, nie umieraj�c". Kiedy�, jako m�oda buntowniczka, odrzuci�a Ko�ci� za to, �e popiera� faszyst�w Franco, teraz jednak szuka�a schronienia w jego wszystko przebaczaj�cym sanktuarium. Tylko on m�g� bowiem wyja�ni� przyczyn� �mierci jej c�rki. Miejscowy ksi�dz gorliwie utwierdza� j� w przekonaniu, �e zgrzeszy�a przeciw Bogu i taka spotka�a j� kara. W pewnym sensie Luis r�wnie� poszukiwa� Boga, lecz tylko po to, aby stawi� mu gniewnie czo�o. Jak �mia�e� zabra� mi moj� c�reczk�? - pomstowa� w wyobra�ni. A potem, kiedy nocne picie uwolni�o go od pozosta�ych nielicznych zahamowa�, krzycza� g�o�no, wymachuj�c z dzik� furi� zaci�ni�t� pi�ci� na Wszechmog�cego. Jako doktor zawsze czu� si� samotny pomimo pozor�w pewno�ci siebie, jakie przybiera�, gdy� wiedzia�, �e tego w�a�nie potrzebowali jego pacjenci. Teraz czu� si� jednak jak rozbitek w pozbawionym jakiegokolwiek sensu �yciu. B�l tego osamotnienia u�mierza�y jedynie nocne dawki znieczulaj�cego �rodka - alkoholu. Nawet je�li Castellanowie wychodzili w soboty na spacer do parku - on zamy�lony, a ona milcz�ca - to ��czy�a ich jedynie wsp�lna izolacja. Nic wi�c dziwnego, �e Laura ch�tnie towarzyszy�a Bamiemu w nowo ustanowionych przez Estell� sesjach literackich. Co miesi�c Estell� wybiera�a ksi��k�, kt�r� potem czytali razem g�o�no i omawiali w soboty po �niadaniu. Iliada dzieli�a dumnie miejsce z takimi arcydzie�ami, jak Ostatni Mohikanin i poezj� barda Walta Whitmana - by�ego mieszka�ca Brook�ynu. Harold siedzia�, pal�c papierosy, i przys�uchiwa� si� im cicho. Kiwa� z uznaniem g�ow�, kiedy Bamey lub Laura poczynili jakie� wyj�tkowo udane spostrze�enia. Warren by� jeszcze na to za ma�y, wi�c gra� na zewn�trz domu w koszyk�wk�. Wkr�tce jednak zacz�� by� zazdrosny o seminaria brata i domaga� si�, �eby go r�wnie� na nie wpuszczano. �ycie w szkole nr 148 toczy�o si� jednostajnie. Bamey i Laura uczyli si� cz�sto razem, wi�c nic dziwnego, �e osi�gali nieomal identyczne wyniki. �adne z nich nie celowa�o jednak w dobrym zachowaniu. W pewnym momencie zn�kana nauczycielka, panna Einhom, zmuszona by�a wystosowa� list do rodzic�w, skar��c si� na niesforno�� Bar-neya i Laury na boisku i wieczne szepty mi�dzy sob� w klasie. Raz oskar�ono nawet Laur� o rzucanie kulek z prze�utego papieru w Her-biego Katza. Bamey zosta� ko�em nap�dowym ca�ej klasy. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e by� urodzonym prowodyrem. Laura ogromnie zazdro�ci�a, �e nie mog�a na przerwach gra� z ch�opcami w koszyk�wk�, nawet mimo wstawiennictwa Bamiego. Wed�ug �wczesnych zwyczaj�w dziewcz�ta mog�y gra� wy��cznie z dziewcz�tami. Co gorsza, wiele kole�anek nie darzy�o jej specjaln� przyja�ni�, gdy� uwa�a�y, �e jest niezdarna, za chuda i o wiele za wysoka. Ku zmartwieniu Bamiego - oraz swojemu w�asnemu - by�a najwy�sz� osob� w ca�ej klasie. Na d�ugo przed nim przekroczy�a granic� jednego metra i pi��dziesi�ciu centymetr�w, a potem jednego metra i pi��dziesi�ciu dw�ch centymetr�w i zdawa�o si�, �e nie b�dzie temu ko�ca. Jej chwile triumfu by�y rzadkie, niemniej pami�tne. Jeden z takich epizod�w nazwali p�niej "W samo po�udnie na boisku". W rzeczywisto�ci wydarzy�o si� to jednak pewnej ch�odnej listopadowej soboty oko�o czwartej po po�udniu. Warren, Bamey i Laura wyszli wcze�niej z kina, gdy� na filmie by�o za du�o Maureen 0'Hara, a za ma�o Errola Rynna. Przechodz�c przez boisko, zobaczyli, �e rozgrywa� si� tam w�a�nie mecz koszyk�wki w sk�adzie trzech na trzech. Wymienili mi�dzy sob� pr�dkie spojrzenia, Bamey wyst�pi� i rzuci� zwyczajowe wyzwanie: - Bierzemy zwyci�zc�w. Jeden z graczy zaoponowa�: - Ale przecie� jest was tylko dw�ch. Bamey wskaza� na swoj� dru�yn� i policzy�: - Raz, dwa, trzy. - Hej, ch�opie, my nie gramy z dziewczynami. - Ona nie jest zwyk�� dziewczyn�. - Masz racj�, jest p�aska jak ch�opak. Ale to nic nie pomo�e, i tak chodzi w sp�dnicy. - Chcesz, �eby ci po�ama� szcz�k�? - zapyta�a gro�nie Laura. - Przesta� si� rzuca�, dziecinko. W mgnieniu oka Bamey roz�o�y� winnego na �opatki i wykr�ci� mu bole�nie do ty�u rami�. - O cholera, przesta�! - b�aga�. - Poddaj� si�, poddaj� si�. Bierzcie zwyci�zc�w. Nie oddali ani jednej gry. Kiedy potem maszerowali we tr�jk� do domu, Bamey poklepa� Laur� bratersko po plecach. - Dobra gra, Castellano. Ale�my im pokazali, co? - Aha - przytakn�� dumnie Warren. Laura jednak nie odezwa�a si� ani s�owem. My�la�a tylko o tych upokarzaj�cych s�owach: "Jest p�aska jak ch�opak". Wszystko zmieni�o si� nagle, jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki. Tu� przed dwunastymi urodzinami Laury nawiedza�a j� najwidoczniej noc� jaka� dobra wr�ka i rozsypywa�a po jej sypialni niewidzialne dary. Zacz�y jej rosn�� piersi. Wyra�nie i bezwzgl�dnie. �wiat znowu by� pi�kny. Luis zauwa�y� to i u�miechn�� si� do siebie. Inez spostrzeg�a to r�wnie� i powstrzyma�a w sobie ochot� do p�aczu. Bamey Livingston za� stwierdzi� nonszalancko: - Hej, Castel-lano, nareszcie masz cycki! Bamey rozwija� si� r�wnie� i na dow�d tego pojawi� mu si� na twarzy meszek, kt�ry nazywa� "brod�". Estelle zrozumia�a, �e nadszed� czas, aby Harold porozmawia� ze starszym synem na tak zwane tematy powa�ne. Harold czu� si� w zwi�zku z tym bardzo ambiwalentnie. By� dumny i ba� si� zarazem, przypominaj�c sobie wprowadzaj�cy wyk�ad w�asnego ojca sprzed trzydziestu lat. Dotyczy� on dos�ownie ptaszk�w i pszcz�ek i ni