5464
Szczegóły |
Tytuł |
5464 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5464 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5464 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5464 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kristine Kathryn Rusch
POCA�UNEK ANIO�A
Los Angeles. Miasto Anio��w.
Kincaid wl�k� si� w d� Hollywood Boulevard, depcz�c
kryte gum� gwiazdy na chodniku. Samochody p�dzi�y obok,
klaksony tr�bi�y, tury�ci gapili si�. Ludzie stoj�cy
przed chi�sk� restauracj� Graumanna z ca�ych si� przyciskali
do siebie torby, zawijali si� w wiatr�wki najmocniej,
jak tylko si� da�o. Prostytutka opiera�a si� o okratowane
okno apteki na rogu. Makija� mia�a tak mocny, �e w gor�cych
promieniach s�o�ca przypomina� mask�.
Kincaid by� ca�kiem roztrz�siony po niedawnej
strzelaninie. Szaleniec otworzy� ogie� do ludzi w pobliskim
barze Burger Joint. Zanim trzech przechodz�cych ulic�
m�czyzn wpad�o do �rodka i obezw�adni�o go, zd��y� zabi�
czterech klient�w i troje z pracuj�cych za lad� nastolatk�w.
P� tuzina innych strza��w, oddanych na �lepo, zostawi�o w
�cianach dziury wielko�ci pi�ci, roztrzaska�o ramy obraz�w,
zrobi�o idealnie okr�g�y otw�r w samym �rodku reklamowego
tekturowego cheesburgera.
Przyby� o dwie minuty za p�no. W drodze do domu
us�ysza� wiadomo�� przez policyjne radio, ale przy tak
wielkim ruchu nie da�o si� do�� szybko manewrowa�. Chryste,
przecie� niekt�rzy z ludzi, kt�rzy nie chcieli go
przepu�ci�, mogli mie� krewnych w tym barze. I tak pojawi�
si� na miejscu jako pierwszy przedstawiciel w�adzy, tylko po
to, �eby zobaczy� morderc� zwi�zanego na krze�le, stoj�cych
nad nim m�czyzn, kobiety tul�ce do siebie p�acz�ce dzieci,
a na brudnej pod�odze krew i cia�a pomieszane z frytkami.
Ma�a, maj�ca nie wi�cej ni� trzy lata dziewczynka
z�apa�a go za r�kaw i wskaza�a na jedno z cia�, m�odego,
smuk�ego m�czyzn� w podkoszulce, podartych d�insach i
adidasach, kt�rego twarz by�a ju� tylko krwaw� miazg�.
- Pom� mu - wyszepta�a g�osem, kt�ry z�ama� Kincaidowi
serce.
Zanim pojawili si� kolejni policjanci, zd��y� na�o�y�
podejrzanemu kajdanki, ogrodzi� teren i spisa� nazwiska
�wiadk�w. Nadjecha�y trzy wozy, a w nich mundurowi o
�wie�ych twarzach, za nimi sp�niony o prawie pi�� minut
oddzia� specjalny i karetki pogotowia.
Kincaid zapali� dr��cymi d�o�mi papierosa.
- Teren jest wasz - oznajmi�, po czym wyszed� na
zat�oczon�, zalan� s�o�cem ulic�.
Zatrzyma� si� przed hotelem Roosevelt i spojrza� w
szyb�. Tenis�wki mia� poplamione na czerwono, d�uga, br�zowa
smuga schn�cej krwi znaczy�a d�insy. Papieros wypali� si� do
ko�ca mi�dzy jego poplamionymi nikotyn� palcami. Wyrzuci� go
i przydepta� na gwie�dzie upami�tniaj�cej jak�� filmow�
s�aw�, kt�rej nazwisko nic mu nie m�wi�o.
Wewn�trz hotelu widzia� palmy w donicach i minion�
�wietno��. Zdj�cia przedstawiaj�ce dawno zmar�e gwiazdy
kina zdobi�y balkon drugiego pi�tra. Przez ostatnie
dziesi�ciolecie zarz�d przywr�ci� "Rooseveltowi" splendor z
lat dwudziestych, kiedy to odbywa�a si� tu pierwsza
ceremonia wr�czenia nagr�d Akademii Filmowej. Kiedy Kincaid
przyjecha� do LA, sp�dza� tu du�o czasu, wyobra�aj�c sobie
mocno wyci�te suknie, brz�k kieliszk�w szampana, oklaski
towarzysz�ce og�oszeniu zwyci�zc�w. Poszukiwa� tego rodzaju
pi�kna, kt�re istnieje wy��cznie na celuloidzie, jest tylko
wytworem odpowiedniej gry �wiate� i cieni, niczym wi�cej.
El Pueblo de Nuestra Senora la Reina de los Angeles de
Porciuncula.
Miasto Naszej Pani, Kr�lowej Anio��w z Porciuncula.
Nic nie wiedzia� na temat Anio��w z Porciuncula, nie
mia� poj�cia, dlaczego Filip de Neve w 1781 r. nazwa�
miasto na ich cze��. Podejrzewa�, �e chodzi�o o co� w
rodzaju proroctwa, ale nie mia� pewno�ci.
To by�y upad�e anio�y.
Co do tego nie mia� w�tpliwo�ci.
Westchn��, otar� brudn� r�k� pot z czo�a, po czym
wr�ci� do samochodu, wiedz�c, �e czeka go kolejna noc bez
domu i snu.
Wysoki i szczup�y Kincaid �y� papierosami, kaw�,
czekolad� i whisky. Pi�� lat temu zgodzi� si�, �eby
zatrudni� go Departament Policji Miasta Los Angeles, chocia�
oficjalnie nie przeszed� �adnego szkolenia. Po kilku
przypadkowych spotkaniach i nocy sp�dzonej w celi - p�ki nie
wyja�ni�o si�, �e Kincaid nigdy nie zbli�y� si� nawet do
miejsca zbrodni - pozna� Davisa, miejscowego szefa. Davis mia�
oboj�tne spojrzenie cz�owieka, kt�ry widzia� ju� zbyt wiele
i dobrze wiedzia�, dzi�ki teczkom z aktami i dowodom, kt�re
mia� przed oczami, �e Kincaid jest zbyt cenny, by m�g� sobie
pozwoli� na jego utrat�. Mianowa� go policyjnym wywiadowc� i
nigdy nie przydziela� mu partnera.
Kincaid nikomu nie opowiada�, co w�a�ciwie robi.
Wi�kszo�� gliniarzy, z kt�rymi pracowa�, do ko�ca nie mia�a
o niczym poj�cia. Obchodzi�o ich jedynie to, �e gdy
Kincaid bra� robot�, sprawcy byli znajdowani, �ledztwa
ko�czone, akta zamykane. Pracowa� samotnie i mia� wyniki.
Do tej sprawy go nie potrzebowali. Zab�jc� z�apano na
miejscu zbrodni. Jego zadaniem by�o tylko napisa� raport, a
potem m�g� wr�ci� do domu, wyrzuci� tenis�wki na �mietnik,
upra� d�insy i czeka� na nadej�cie kolejnego dnia.
Jednak nie by�o to takie proste. Jeszcze d�ugo po tym,
jak jego koledzy odjechali, on siedzia� w swoim samochodzie,
oliwkowym Green 1968 Olds, gdzie z lusterka zwisa� zu�yty
od�wie�acz powietrza w kszta�cie choinki. R�ce mu
dr�a�y, nozdrza wype�nia� zapach krwi i hamburger�w,
wci�� s�ysza� krostowatego ch�opaka, �kaj�cego nad cia�em
martwego wsp�pracownika. Te obrazy pozostan� w jego
pami�ci, jak wszystkie inne. Jego m�zg by� bliski
prze�adowania. Od dawna. Ale s�owa ma�ej dziewczynki,
b�aganie w jej g�osie, okaza�y si� czym�, czego nie by� ju�
w stanie znie��.
Od dwudziestu lat stara� si� uciec, l�duj�c w coraz to
nowym mie�cie, z coraz to nowymi problemami. Strzelaniny na
parkingach w Oklahomie, ataki bombowe w Nowym Jorku,
morderstwa w restauracjach, domach towarowych i prywatnych
samochodach. Przemoc otacza�a go zewsz�d, by� w pu�apce.
Tym razem powinni ju� chyba pozwoli� mu uciec.
Prostytutka zapuka�a w okno jego samochodu. Zdawa�o mu
si�, �e nawet przez zakr�con� szyb� czuje zapach potu i
perfum. Ramiona mia�a ca�e w piegach, tani elastyczny gorset
zjecha� w d�, ujawniaj�c g�rn� cz�� br�zowego sutka.
Potrz�sn�� przecz�co g�ow�, przekr�ci� kluczyk w
stacyjce i chwyci� za d�wigni� skrzyni bieg�w. Olds o�y� z
rykiem, a wraz z tym przyszed� strumie� adrenaliny, wywo�any
uczuciem paniki. Kincaid wyjecha� z parkingu; mijaj�c
prostytutk�, ruszy� w d� bulwarem w stron� najbli�szego
wyjazdu na autostrad�.
Zniknie z policji Los Angeles r�wnie tajemniczo, jak
si� w niej pojawi�. Zatrzyma� si� tylko na tak d�ugo, by
zabra� swoje ubrania, karty kredytowe i r�cznie malowany
kubek do kawy, kt�ry nastolatka z Galverston da�a mu
dwadzie�cia lat temu, mylnie s�dz�c, �e uratowa� jej �ycie.
Po raz ostatni w��czy� si� w nieustaj�cy potok
samochod�w, wy��czywszy radio i zaciskaj�c zbiela�e r�ce na
kierownicy. Pojedzie do Big Bear, w g�ry, tam, gdzie nie
ma ludzi ani zbrodni, gdzie nie b�dzie nic pr�cz niego
i lasu.
Odje�d�a� od anio��w.
Przynajmniej tak� mia� nadziej�.
Kincaid jecha� przed siebie, p�ki nie zda� sobie sprawy
z tego, �e jest na drodze do Las Vegas. Zjecha� na pobocze,
zatrzyma� Oldsa i pochyli� g�ow� w niemym prote�cie
przeciwko dalszej podr�y w tym kierunku. Wiedzia� jednak,
�e nawet je�li nie pojedzie, i tak obudzi si� w Vegas, w
swoim samochodzie, na parkingu. Zdarza�o si� tak ju�
przedtem.
Nie pami�ta�, kiedy w�a�ciwie skr�ci� nie tam, gdzie
trzeba, ale tak w�a�nie mia�o by�. Po prostu m�wi�y mu, �e
praca nie zosta�a jeszcze sko�czona, praca, do kt�rej go
zmusi�y, gdy by� jeszcze ma�ym ch�opcem.
Szybkim, w�ciek�ym ruchem wyskoczy� z Oldsa i
potrz�sn�� pi�ci� w kierunku pe�nego gwiazd pustynnego
nieba.
- Nie mog� ju� d�u�ej, s�yszycie?
Ale �aden kszta�t nie przelecia� na tle ksi�yca,
anielskie skrzyd�a nie dotkn�y jego policzka, �adna
odpowied� nie wype�ni�a jego serca. M�g� wprawdzie zawr�ci�,
ale ta droga zaprowadzi�aby go tylko z powrotem do Los
Angeles, z powrotem do ludzi, do morderstw, do ma�ych
dziewczynek stoj�cych w ka�u�ach krwi. Wiedzia�, jakie jest
Los Angeles. Mo�e w Vegas pozwol� mu odpocz�� par� dni.
Las Vegas za�o�ono pod koniec XVIII wieku, tak samo,
jak LA, ale miasto zacz�o rozwija� si� dopiero w 1905 r. (a
pi�� lat p�niej omal nie zniszczy�a je pow�d�). My�la�, �e
mo�e m�odo�� i �wie�o�� przyniesie jak�� odmian�, ale
jak tylko wjecha� w obr�b miasta, poczu� krew p�yn�c� pod
powierzchni�. Rozpacz i bezradno�� dotar�y ju� do ka�dego
zak�tka Ameryki, nadzieja znikn�a. Tyle �e tutaj rozpacz
miesza�a si� z dzwonkami automat�w do gry i zapachem
pieni�dzy.
Chcia� zatrzyma� si� w hotelu MGM Grand, ale Olds
odm�wi� wjechania na parking. Zgodzi� si� za to na tani,
podupad�y hotelik przy ko�cu g��wnej ulicy, z kiepskimi kapami
na ��kach i ha�a�liwym klimatyzatorem, z kt�rego woda kapa�a na
cienki, br�zowy dywan. Zasn�� tam, otoczony bezpieczn�
ciemno�ci� zapewnian� przez grube zas�ony i mia� sen.
Anio�y unosi�y si� nad nim, a skrzyd�a mia�y tak
d�ugie, �e ko�cami pi�r muska�y jego twarz. Kiedy na nie
patrzy�, owija�y nagle skrzyd�a wok� swych cia� i rzuca�y
si� niczym or�y w stron� ziemi, cofaj�c si� w ostatniej
chwili, gdy betonowa powierzchnia autostrady by�a tu�-tu�.
On sam le�a� na ��ku, bezradny, wiedz�c, �e za ka�dym
razem, gdy ko�ce d�ugich pi�r dotyka�y ziemi, przemoc
musia�a pojawi� si� gdzie�, gdzie nigdy wcze�niej jej nie
by�o.
Obudzi� si�, wstrz�sany kaszlem, jaki dr�czy cz�owieka
pal�cego trzy paczki papieros�w dziennie. J�zyk mia� ca�y
spuchni�ty, czu� na nim smak nikotyny i kiepskiej kawy.
Si�gn�� do nocnego stolika, zapali� lampk� z br�zowym
kloszem, potem chwyci� zapalniczk� i papierosa z paczki
le��cej na kryszta�owej popielniczce. R�ce wci�� mu dr�a�y,
w pokoju panowa�a cisza zak��cana tylko przez jego ci�ki
oddech. Dopiero w tej ciszy zrozumia�, �e we �nie s�ysza�
wci�� �kanie pryszczatego ch�opca.
To sta�o si� tu� przed �witem. Kobiecy krzyk na
zewn�trz, urwany w po�owie, potem przyprawiaj�cy o md�o�ci
odg�os uderzenia i kroki. Wiedzia�, �e co� takiego si�
wydarzy od chwili, w kt�rej samoch�d odm�wi� wjechania na
parking Grandu. I musia� zareagowa�, czy chcia�, czy nie.
Kincaid straci� tylko tyle czasu, by na�o�y�
spodnie, upewniwszy si� przy tym, �e portfel jest w tylnej
kieszeni. Potem chwyci� klucz i wyszed� z pokoju.
Jego okno wychodzi�o na basen w kszta�cie nerki z
b��kitnych kafelk�w, zbudowany pod koniec lat
pi��dziesi�tych. �wiat�a na tarasie pali�y si� ca�� noc,
dzi�ki czemu nie mia� problemu ze znalezieniem drogi
przez wewn�trzny dziedziniec. W p�mroku dostrzeg�
jeszcze jedn� biegn�c� posta�, przysadzistego m�czyzn� w
mundurze agencji ochrony. W powietrzu wisia� zapach chloru,
wci�� si� utrzymywa�a wysoka pustynna temperatura, mimo
�e zbli�a� si� ju� �wit. Na powierzchni wody unosi�y si�
li�cie i martwe owady, za� ogrodowe meble pokrywa�a taka
warstwa brudu, �e Kincaid dopiero po chwili zrozumia�, i� w
zasadzie by�y bia�e.
Ochroniarz dotar� ju� na miejsce, jego ziemista twarz
pozielenia�a. Kincaid doszed� do niego, zatrzyma� si� i
spojrza�.
Cia�o le�a�o zwini�te w k��bek za trampolin�. Jedno
spojrzenie na poplamion� krwi� twarz kobiety, jej obrzmia��
i posiniaczon� szyj�, po�amane paznokcie i ju� wiedzia�.
Wszystko.
- Lepiej zadzwoni� na policj� - wyj�ka� ochroniarz, ale
Kincaid pokr�ci� g�ow�. Wiedzia�, �e je�li zostanie teraz
sam na sam z cia�em, nast�pne par� dni sp�dzi w areszcie.
- Ja to zrobi�. - Wr�ci� do swojego pokoju,
spakowa� skromny dobytek i ustawi� obok drzwi. Potem
wykr�ci� 911 i zg�osi� morderstwo. Na�o�y� koszul�, zanim
wyszed� z powrotem na zewn�trz.
Ochroniarz ociera� usta wierzchem d�oni. �mierdzia�o
wymiotami. Kincaid nie powiedzia� nic. Razem czekali na
przybycie przedstawicieli prawa Nevady - chudego wywiadowcy
w cywilu, z oczami zaczerwienionymi od braku snu, oraz jego
partnerki o bujnych kszta�tach, niezwykle oficjalnej w swoim
b��kitnym mundurze.
Podczas gdy kobieta podawa�a przez radio szczeg�y
do centrali, ochroniarz opowiada� swoj� wersj�: �e robi�
w�a�nie obch�d i us�ysza� par� k��c�c� si� przy basenie.
M�czyzna przewr�ci� kobiet� na ziemi� i uciek� przez
kasyno. Kobieta nie wsta�a, wi�c ochroniarz postanowi�
sprawdzi�, co si� z ni� sta�o, zamiast goni� m�czyzn�.
Kincaid zjawi� si� minut� albo dwie p�niej.
Detektyw zwr�ci� oboj�tne spojrzenie na Kincaida. Ten
wyj�� swoj� odznak� policyjn� z Los Angeles, a potem
wyja�ni� detektywowi, �e nazwisko mordercy brzmi Luther
Hardy i �e zabi� t� kobiet� dlatego, gdy� jej w�ciek�o�� na
niego by�a t� ostatni� kropl� w dniu, w kt�rym przegra� przy
ruletce w Mirage wi�kszo�� ze wsp�lnie przez nich
zaoszcz�dzonych dziesi�ciu tysi�cy dolar�w. Nawet teraz,
gdy oni tu rozmawiaj�, on siedzi przy jedynym czynnym
jeszcze stole w Circus Circus, stawiaj�c 25 dolar�w na
czerwone.
Kincaid oczekiwa� na oznaki niedowierzania, ale
detektyw w cywilu skin�� tylko g�ow�, podzi�kowa� mu, zabra�
swoj� partnerk� i ruszy� w stron� Circus Circus, zostawiaj�c
na stra�y przy ciele nie ochroniarza, lecz Kincaida.
Kincaid potar� nos palcami, staraj�c si� powstrzyma�
narastaj�cy b�l g�owy i czuj�c na sobie podejrzliwy wzrok
drugiego m�czyzny. Zawsze umia� ich wybiera�, tych, kt�rzy
widzieli ju� wszystko, kt�rych do�wiadczenie i wpadki
nauczy�y sprawdza� ka�dy �lad, jaki tylko si� nadarzy�. Jak
Davis. Tylko, �e dla tego policjanta Kincaid by� kim�
zupe�nie nie znanym, dlatego po jego powrocie nie ob�dzie
si� bez tysi�cy pyta�.
Pyta�, na kt�re Kincaid nie mia� ju� si�y odpowiada�.
Poda� ochroniarzowi sw�j numer pokoju, powl�k� si� tam,
zabra� swoje rzeczy i wymeldowa� z hotelu. Wyliczy�, �e
zanim odkryj� jego wyjazd, on b�dzie ju� w po�owie drogi do
Phoenix. Zadzwoni� do policji w Los Angeles, a Davis
zrozumie, �e Kincaid odszed� na dobre. Mo�e zapali dla niego
wieczorem �wieczk�, wiedz�c, �e jedyny talent, jaki Kincaid
posiada, wci�� ma kontrol� nad jego �yciem.
Jak pierwszy lepszy turysta, Kincaid zatrzyma� si� przy
Tamie Hoovera. O �smej rano sta� na tej niesamowitej
betonowej konstrukcji, wpatruj�c si� w b��kit spienionej
rzeki Kolorado p�yn�cej w dole. Anio� przelecia� obok
niego, z�o�y� skrzyd�a, owijaj�c je wok� cia�a i run�� w
d� niczym drapie�nik na upatrzon� ofiar�. Znikn�� w blasku
�wiat�a odbitego od wody, a Kincaid zamar�, pe�en zarazem
strachu i nadziei, �e zobaczy, jak ociekaj�cy wod� anio�
wzniesie si� w g�r�.
Takie wizje prze�ladowa�y go, odk�d sko�czy� trzyna�cie
lat. By� w katedrze �w. Patryka, razem z matk�, gdy jeden z
anio��w z witra�a opu�ci� swoje okno, zbli�y� si� i
poca�owa� go, a potem musn�� skrzyd�ami ksi�dza b�d�cego
go�ciem na mszy. Ksi�dz nie poczu� pi�r �askocz�cych jego
twarz i szyj�, ale zgin�� nast�pnego dnia w bandyckim
napadzie przed stacj� metra, na skrzy�owaniu sze��dziesi�tej
trzeciej i Lexington.
Kincaid nie widzia� samego napadu, ale jego poci�g
wjecha� na stacj� kilka sekund po �mierci ksi�dza.
Min�o dobrych par� lat, zanim Kincaid zacz�� si�
wreszcie zastanawia�, dlaczego nie zabi� go poca�unek
anio�a. I chocia� odpowiedzi wci�� nie zna�, wiedzia� te�,
�e jego dodatkowy zmys� pojawi� si� tego w�a�nie ranka.
Wystarczy�o, by tylko spojrza� na cia�o, a ju� wiedzia�, kto
pozbawi� je ducha i dlaczego. Wiedza ta, w ca�ej swojej
grozie, pozostawa�a w jego pami�ci. K��bi�y si� tam twarze
zamar�e w agonii, ka�dy strza� by� chwil� gwa�townego b�lu,
kt�ra wypala�a ran� w jego um�czonej duszy.
Za m�odu wierzy�, �e potrafi zniszczy� b�l, �e otrzyma�
ten dar po to, by m�g� wyt�pi� wszystkie koszmary. Pojawi
si� niczym �wi�ty Jerzy i pokona smoka prze�laduj�cego
wiosk�. Ale koszmary by�y r�wnie stare jak sam czas i
zamiast je zniszczy� Kincaid m�g� je tylko obserwowa� i
powtarza� innym, co dostrzeg� dzi�ki swojemu dodatkowemu
zmys�owi. Kiedy by� troch� starszy, s�dzi�, �e u�ywaj�c
swych zdolno�ci do chwytania sprawc�w b�dzie m�g� jako�
pom�c, ale ludzie nadal gin�li, ka�dego roku wi�cej, a ta
ma�a dziewczynka w Burger Joint doda�a t� ostatni� kropl�,
kt�ra przepe�ni�a czar�.
Pom� mu.
Kincaid nie potrafi� czyni� takich czar�w.
Anio� wzlecia� w g�r�, ponad �ciany kanionu, a z jego
pi�r skapywa�y krople - dok�adnie tak, jak Kincaid si�
obawia�. Gdzie� w promieniu dwustu mil kto� zginie brutaln�
�mierci�, bo anio� dotkn�� ziemi. Kincaid zgarbi� si� w
s�o�cu poranka, potem odwr�ci� i poszed� do samochodu.
Kiedy wsiad�, nie w��czy� radia, �eby wiadomo�ci o
najnowszej zbrodni, gdy ju� si� wydarzy, nie dosi�gn�y go.
Ale nie uda mu si� pozosta� na zawsze w nie�wiadomo�ci.
W��czy telewizor w hotelu albo minie rz�d gazet w kiosku
przed restauracj� i informacja sama mu si� zaprezentuje,
wyra�nie i czytelnie - jak zwykle, jakby na niego spada�a
odpowiedzialno��, jakby mia� na te wydarzenia jakikolwiek
wp�yw.
Samoch�d zaprowadzi� go do Phoenix. Z autostrady miasto
wygl�da�o jak rz�d betonowych alejek, pokrytych liniami
wymalowanymi przez maszyny. Przy bocznych uliczkach rz�dy
wypiel�gnowanych trawnik�w i schludnych domk�w, zdecydowanie
za du�o restauracji ze striptizem oraz obowi�zkowy dom
towarowy. Wst�pi� do meksyka�skiego baru, �eby co� zje��,
ogl�daj�c przy tym lokalne wiadomo�ci w telewizji i nagle
zda� sobie spraw� z tego, �e mo�e jednak nie us�yszy o
przest�pstwie. Sko�czy� posi�ek i wyszed� z baru przed
rozpocz�ciem og�lnokrajowego dziennika.
O p�nocy nadal by� w Phoenix, ale nie znalaz� jeszcze
hotelu. Nie chcia� spa�, nie chcia�, by zaprowadzono go do
kolejnego miejsca, gdzie kto� mia� zgin��. Siedzia� samotnie
przy ma�ym stoliku w eleganckim lokalu ze striptizem,
popijaj�c whisky, kt�ra nie przepala�a mu tak gard�a, jak
kupowany zazwyczaj tani alkohol. Striptizerek by� ca�y
legion, wszystkie m�ode, z wysokimi, twardymi piersiami i
odpowiednimi ty�kami. Niekt�re mia�y d�ugie, szczup�e nogi,
g��wn� atrakcj� innych by� biust. Jednak �adna do niego nie
podesz�a, jakby nad jego g�ow� �wieci� jaki� napis, nie
zezwalaj�cy kobietom na zbli�anie si�. Pi�, dop�ki nie
poczu� dzia�ania alkoholu - nie wiedzia� ju�, ile w�a�ciwie
by�o tych drink�w - i bardzo zaskoczy�o go to, �e nikt tego
nie zauwa�a.
Nawet po pijanemu nie by� w stanie si� odpr�y�, nie
by� w stanie si� �mia�. Rado�� opu�ci�a go ca�e wieki temu.
Kiedy pojawi� si� przed nim anio�, pocz�tkowo wzi�� go
za kolejn� striptizerk�, wy�sz� od pozosta�ych, owini�t� w
skrzyd�a z l�ni�cego materia�u. Potem anio� rozwin�� i
rozpostar� skrzyd�a, powoli, jak w ta�cu, a Kincaid
dostrzeg�, �e jego twarz nie ma �adnych rys�w, a cia�o jest
t�uste i pozbawione sutk�w, jak u motyla.
Uni�s� kieliszek w jego kierunku.
- Znowu mnie poca�ujesz? - zapyta�. My�li w jego g�owie
wydawa�y si� jasne, jednak s�owa by�y niewyra�ne i
be�kotliwe.
Anio� nie powiedzia� nic - pewnie nie m�g� m�wi�, skoro
nie mia� ust. Po prostu wyj�� mu z d�oni kieliszek i
odstawi� na st�. Potem chwyci� go za r�k�, postawi� na nogi
i wyprowadzi� z pokoju jak krn�brne dziecko. Kincaid
zastanawia� si� m�tnie, jak te� musi wygl�da�, zataczaj�c
si� samotnie w�r�d t�umu ludzi, z praw� r�k� wyci�gni�t�
przed siebie.
Kiedy poczu� na twarzy �wie�e powietrze, whisky
podesz�a mu do gard�a niczym kula. Zataczaj�c si�, odszed�
od muskularnych portier�w za donic� z kaktusem i
zwymiotowa�, podczas gdy anio� sta� obok niego niczym pos�g.
Po chwili Kincaid wyprostowa� si� i wytar� usta pogniecion�
chusteczk�, kt�r� wyj�� z tylnej kieszeni spodni. Wci��
czu� si� pijany, ale ju� nie tak zamroczony.
Potem anio� uni�s� go w ramionach. Jego cia�o by�o
mi�kkie i ch�odne, jakby w og�le nie zawiera�o �ycia.
Trzyma� go na r�kach jak ma�e dziecko i lecieli w g�r�,
dop�ki miasto nie zamieni�o si� w morze migotliwych
�wiate�ek.
Wiatr rozczochra� mu w�osy i rozbudzi� jeszcze
bardziej. Ogarn�� go dziwny spok�j, ale uzna� to za wp�yw
alkoholu. Kiedy ju� zacz�� przyzwyczaja� si� do tej dziwnej
sytuacji, anio� owin�� swe skrzyd�a wok� ich cia� i run�� w
stron� ziemi.
Poruszali si� tak szybko, �e p�d powietrza by� niczym
uderzenie w twarz. Kincaid wrzeszcza� - czu� jak krzyk
wzbiera mu w gardle - ale nic nie s�ysza�. Przemkn�li nad
mi�dzystanow� autostrad�. Samochody wydawa�y si�
wielko�ci mr�wek. Anio� rozpostar� skrzyd�a, by wyl�dowa�.
Przybra� pozycj� pionow� i wyl�dowa� na pustym,
obsypanym szk�em parkingu przed biurem agencji
ubezpieczeniowej, kt�rej wej�cie by�o oklejone ��t�
policyjn� ta�m�. Kincaid rozpozna� scen� z lokalnych
wiadomo�ci, kt�re widzia� w barze: o �smej rano wydarzy� si�
tu dramat. M�� postanowi� sterroryzowa� �on�, kt�ra
pracowa�a w biurze; chocia� pad�y strza�y, nikt nie zosta�
ranny.
Przygl�da� si� budynkowi, czu�, jak z jego �cian
promieniuje przera�enie niczym �ar z pieca. Firma
ubezpieczeniowa nale�a�a do starych - z�ote, r�cznie
malowane litery na oknie by�y podrapane. Wewn�trz dostrzeg�
przewr�cone krzes�o. Odwr�ci� si�, by zapyta� anio�a, po co
go tu przyni�s�, ale anio� znikn��.
Kincaid sta� przez chwil� na parkingu, jedn� r�k�
trzymaj�c si� za brzuch, drug� za bol�c� g�ow�. Przelecieli
ca�e mile. Wci�� mia� przy sobie portfel, ale nie orientowa�
si�, gdzie mo�e tu by� automat.
I nie mia� poj�cia, czego w�a�ciwie anio� od niego
chcia�.
Westchn�� i ruszy� przez parking. Kawa�ki szk�a
chrz�ci�y mu pod butami. Czu� sucho�� w ustach. W �wietle
latarni ta�ma policyjna wydawa�a si� zdecydowanie zbyt
��ta. Stan�� na stopniu i zajrza� do �rodka, dobieg�o go
przyt�umione echo tego, co dzia�o si� tu wcze�niej - strza�y
policjant�w, niski, pe�en napi�cia g�os �ony, dosadne, ciche
s�owa jej m�a. Ko�o po�udnia m�� wyszed� na zewn�trz, �eby
zapali� - jego �ona nie znosi�a dymu papieros�w - i
zastrzeli� bezpa�skiego psa, by odstraszy� policjanta, kt�ry
usi�owa� zaj�� go od ty�u.
Kincaid poczu� zapach �mierci. Poszed� za swoim w�chem,
za r�g budynku. Tam, w�r�d �wiru i sk�pych, pozbawionych
kwiat�w krzaczk�w r�, le�a� na boku pies. By� ko�cisty i
mia� nakrapian� sier��. J�zyk troch� wysuwa� si� z
p�otwartego pyska. Szkliste spojrzenie wydawa�o si� pod��a�
za Kincaidem. Ten zastanawia� si�, jak to si� sta�o, �e
dziennik pomin�� tak wzruszaj�cy fragment ca�ej tej okropnej
historii.
Telewizja w Los Angeles nie przegapi�aby tego.
Biedny pies. Bezpa�ski za �ycia, zapomniany po �mierci.
Stoj�c nad nim, widzia� jego ostatnie chwile - ekscytuj�cy
zapach jedzenia z policyjnych samochod�w, nagle zmieszany z
odorem ludzkiego strachu, l�ni�ce oczy ludzkiego samca, a
wreszcie b�l, ostry, g��boki i ostateczny.
Kincaid przykl�k� nad psem. Przez te wszystkie lata
nigdy nie dotkn�� martwego, zimnego cia�a, nigdy nie m�g� do
ko�ca zrozumie�, jak co� mo�e by� �ywe, a nast�pnie w
mgnieniu oka przesta� �y�. Do tej pory uprz�tni�cie cia�
zawsze pozostawia� komu� innemu, ale tym razem nie by�o
nikogo. Cia�o psa zgnije w tym miejscu niedosz�ej
ludzkiej tragedii i nikt nawet nie zada sobie trudu, by je
pochowa�.
Mo�e w�a�nie dlatego anio� go tu przyni�s�, by mu
pokaza�, �e nie obesz�o si� jednak bez ofiar.
Zastanawia� si�, jak pochowa� psa. Do dyspozycji mia�
tylko w�asne r�ce. Dotkn�� mi�kkiej ziemi na r�anej
rabatce, niechc�cy muskaj�c przy tym nadgarstkiem ogon
zwierz�cia.
Pies zakas�a� i spr�bowa� si� podnie��.
Kincaid cofn�� si� tak szybko, �e omal nie upad�. Pies
zakrztusi� si�, po czym zakas�a� znowu, opryskuj�c krwi�
krzaki, �wir i beton. Spojrza� na cz�owieka z mieszanin� strachu
i b�lu w oczach.
- Jezu - wymamrota� Kincaid.
Rzuci� si� naprz�d i chwyci� psa pod �opatki. Ci�ki
oddech zel�a�, ogon poruszy� si� lekko na ziemi. Co� odbi�o
si� od chodnika, Kincaid zobaczy� tocz�c� si� kul�
rewolwerow�. Pies wsta�, zaskomla�, poliza� jego d�o�, a
potem odbieg�, by nape�ni� czym� pusty �o��dek.
Kincaid siedzia� w�r�d szk�a i �wiru, patrz�c na swoje
poplamione krwi� d�onie.
Phoenix.
Feniks.
Mityczne stworzenie, kt�re odradza�o si� ze swych
popio��w, by �y� na nowo.
By� takim g�upcem.
Przez te wszystkie lata. Wszystkie te �ycia.
Takim g�upcem.
Spojrza� na pe�ne gwiazd niebo. Anio�, kt�ry go tu
przyni�s�, sta� nad nim jak nauczyciel pragn�cy si� upewni�,
�e ucze� zrozumia� lekcj�. Nie m�g� prze�y� swojego �ycia na
nowo, ale mo�e, mo�e uda mu si� spe�ni� pro�b� pewnej ma�ej
dziewczynki, kt�ra przem�wi�a g�osem anio��w.
Pom� mu.
- Zabierz mnie z powrotem do Los Angeles - zwr�ci� si�
do anio�a. - Do tych, co zgin�li wczoraj.
W mgnieniu oka znalaz� si� z powrotem w Burger Joint.
Zab�jca, oty�y m�czyzna z twarz� poznaczon� bliznami po
tr�dziku i pustym wzrokiem, przywi�zany by� do krzes�a przy
oknie, nad nim sta�a grupka niespokojnych m�czyzn, za�
karabin opiera� si� o �cian� za nimi. Wszystkie dzieci
p�aka�y, rodzice przyciskali ich drobne twarzyczki do swoich
ramion, usi�uj�c nie dopu�ci�, by zobaczy�y ten koszmarny
widok. W powietrzu wisia� zapach hamburger�w i �wie�ej krwi.
Ma�a, nie maj�ca wi�cej ni� trzy lata dziewczynka
z�apa�a Kincaida za r�kaw i wskaza�a na jedno z cia�,
m�odego, smuk�ego m�czyzn� w podkoszulce, podartych
d�insach i adidasach, kt�rego twarz by�a ju� tylko krwaw�
miazg�.
- Pom� mu - wyszepta�a g�osem, kt�ry z�ama� Kincaidowi
serce.
Pochyli� si�, r�ce mu dr�a�y, rozpaczliwie marzy� o
papierosie. Chwyci� zw�oki za rami�. Powietrze ze �wistem
wdar�o si� do p�uc, krew zagotowa�a si� na resztkach twarzy.
Na oczach Kincaida twarz pojawi�a si� na swoim miejscu, krew
znikn�a. M�ody cz�owiek wpatrywa� si� w niego wzrokiem
pe�nym przera�enia.
- Wszystko w porz�dku, przyjacielu? - zapyta� Kincaid.
M�czyzna skin�� g�ow�, a ma�a dziewczynka rzuci�a mu
si� w ramiona.
- Jezu - powiedzia� kto� z ty�u.
Kincaid potrz�sn�� g�ow�.
- To zadziwiaj�ce, jak powa�ne mog� si� wydawa� rany,
kiedy kto� jest zalany krwi�.
Nie czeka� na odpowied�, przeszed� do nast�pnego cia�a
i jeszcze nast�pnego. ��dza papierosa zmniejsza�a si� z
ka�dym dotkni�ciem, krew znika�a bez �ladu, jakby nigdy jej
tu nie by�o. Kiedy dotar� za lad�, delikatnie odsun��
pryszczatego ch�opaka, �kaj�cego nad cia�em martwego
wsp�pracownika i zawaha� si�.
Je�eli tego te� przywr�ci do �ycia, nie b�d� mieli za
co zamkn�� zab�jcy.
Ch�opak wstrzyma� oddech, wpatruj�c si� w Kincaida. Ten
odwr�ci� g�ow� i spojrza� przez rami� na zab�jc�,
przywi�zanego do krzes�a przy wej�ciu. W �cianie by�y dziury
wielko�ci pi�ci, jedna wybi�a idealnie okr�g�y otw�r w
samym �rodku tekturowego modelu cheeseburgera z podw�jnym
bekonem. To wystarczy.
Chwyci� ch�opaka za ramiona, czuj�c pod palcami
zat�uszczony firmowy ubi�r. Duch w�lizgn�� si� z powrotem w
cia�o, jakby nigdy go nie opuszcza�, rany zabli�ni�y si� jak
na filmie ogl�danym od ko�ca.
Wszystkie te lata. Wszystkie te zmarnowane �ycia.
- Jak pan to zrobi�? - dopytywa� si� pryszczaty
ch�opak. Jego twarz l�ni�a od �ez.
- Straci� tylko przytomno�� - odpar� Kincaid.
Kiedy sko�czy�, wyszed� na zewn�trz i spotka� tam
policj� zbieraj�c� zeznania od �wiadk�w oraz nadje�d�aj�ce o
pi�� minut za p�no karetki.
- Teren jest wasz - oznajmi� i ruszy� na zalane s�o�cem
i zat�oczone ulice.
Teraz b�dzie musia� wci�� pozostawa� w ruchu. Koniec z
robot� w policji, z wygodnymi apartamentami. Musi
zawsze pozostawa� o jeden krok przed szokiem ofiary, jeden
krok przed pras�, kt�ra kiedy� przecie� wpadnie na �lad jego
zdolno�ci. Nie mo�e pozwoli�, by przyparli go do muru, bo ta
moc nie podlega�a jego woli.
Nadal znajdowa� si� w pu�apce.
Zatrzyma� si� przed hotelem Roosevelt, zapali�
papierosa i zerkn�� w szyb�. Jego tenis�wki by�y poplamione
na czerwono, d�uga, br�zowa smuga zasychaj�cej krwi znaczy�a
d�insy. Papieros wypali� si� do ko�ca mi�dzy jego
poplamionymi nikotyn� palcami, zanim zd��y� si� cho� raz
zaci�gn��. Wyrzuci� go, przydeptuj�c na gwie�dzie
upami�tniaj�cej jak�� filmow� s�aw�, kt�rej nazwisko nic mu
nie m�wi�o.
Przez te wszystkie lata nigdy nie przysz�o mu to do
g�owy. Poca�unek mia� jaki� kosmiczny sens. Nawet Szatan,
przyw�dca upad�ych anio��w, by� kiedy� ukochany przez Boga.
Nawet Szatan musi �a�owa� ca�ego tego b�lu, kt�rego jest
powodem. On sam nigdy nie zostanie przyj�ty z powrotem do
nieba, ale mo�e wykorzysta� sw� moc do naprawienia cho�by
cz�ci krzywd. Ale nie m�g� zrobi� tego osobi�cie, gdy� za
ka�dym razem, gdy dotyka� ziemi, powodowa� kolejn� �mier�.
Ale m�g� da� moc uzdrawiania dziecku, kt�re nauczy si� i
zdo�a przygotowa� do swej roli.
D�onie Kincaida wci�� dr�a�y. Krew zastyg�a za
paznokciami.
- Nigdy o to nie prosi�em! - wykrzykn��, ale ludzie
mijaj�cy go ulic� nawet nie odwr�cili g��w. Krzycz�cy
wariaci byli w Hollywood cz�stym zjawiskiem. - Nigdy o to
nie prosi�em!
Anio�y lata�y nad nim niczym or�y, unosz�c si�,
opuszczaj�c, nurkuj�c, ani razu nie zni�aj�c si� tak, by
zaszkodzi� Ziemi. Z ich pozbawionych rys�w twarzy
promieniowa�a jaka� rado��. I chocia� nie chcia� si� do
tego przyzna�, on tak�e odczuwa� t� rado��.
Chocia� nie zabije smoka, nie musi �y� w�r�d jego
ofiar. Nareszcie b�dzie m�g� co� zmieni�. Pozwoli�, by r�ce
opad�y mu wzd�u� cia�a i zastanawia� si�, czy w hotelu
zaprotestowaliby, gdyby spyta�, czy mo�e obmy� si� tam z
krwi. W�a�nie mia� o to poprosi�, gdy bezpa�ski pies otar�
si� pyskiem o jego udo.
- A niech to - powiedzia�, spogl�daj�c w d� i
rozpoznaj�c c�tkowan� sier�� i ostro�ne, lecz ufne
spojrzenie. Spojrza� w g�r� i zobaczy� nad sob� anio�a. A
zatem prezent za to, �e w ko�cu zrozumia�. Po�o�y� d�o� na
karku psa i zaprowadzi� go do Oldsa. Pies od razu wskoczy�
do �rodka, jakby doskonale zna� ten samoch�d. Kincaid
siedzia� przez chwil� bez ruchu, trzymaj�c dr��ce d�onie na
kierownicy.
Prostytutka zapuka�a w okno. Wydawa�o mu si�, �e przez
zamkni�te okno czuje zapach potu i tanich perfum. Jej dekolt
by� obsypany piegami, tani elastyczny gorset zjecha� w d�,
ods�aniaj�c brzeg br�zowego sutka.
Potrz�sn�� przecz�co g�ow�, przekr�ci� kluczyk w
stacyjce i chwyci� za d�wigni� skrzyni bieg�w, by wyjecha� z
parkingu. Pies szczekn�� raz, a on u�miechn�� si� do niego,
zanim wyruszy� do domu po swoje rzeczy. Tym razem nie b�dzie
pr�bowa� pojecha� w g�ry. Tym razem pojedzie, gdziekolwiek
zaprowadz� go duchy.
Prze�o�y�a Anna Dorota Kami�ska
KRISTINE KATHRYN RUSCH
Rocznik 1960. Ameryka�ska pisarka, a zarazem redaktor
naczelna (od 1991 r.) jednego z najpopularniejszych
ameryka�skich magazyn�w po�wi�conych fantastyce - "The
Magazine of Fantasy & Science Fiction". Pierwsze opowiadanie
("Sing") opublikowa�a w 1984 r. Trzy lata p�niej K.K.R.
zdoby�a nagrod� Johna W. Campella w kategorii najlepszy
m�ody pisarz. Razem z Deanem Wesleym Smithem stworzy�a w
1987 r. Pulphouse Publishing, wydaj�c co� pomi�dzy pismem a
antologi� "Pulphouse: The Hordback Magazine".
Na naszych �amach drukowali�my jej trzy opowiadania:
"Poci�gi" (9/92), "Tancerze jak dzieci" (11/92) oraz "Obce
wp�ywy" (6/93).
D. M.