5428

Szczegóły
Tytuł 5428
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5428 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5428 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5428 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT REED Nodaway Joseph to bystry facet, zazwyczaj ponury i sceptyczny. Mawszystkie te cechy, kt�re Emma sobie ceni, akceptuje i kt�re j� intryguj� - w tej w�a�nie kolejno�ci. Cz�sto oddaje si� czarnym nastrojom i pe�nej z�ych spojrze� ciszy, a w ci�gu ostatnich dwudziestu lat dwa razy wpad� w ci�k� depresj� w najczystszej klinicznej postaci. Powiedzia� jej o tym ju� na pierwszej randce. Poniewa� tak w�a�nie nale�a�o post�pi�, u�miechn�� si� smutno i zwierzy� si� Emmie: - Musz� bra� prozak. By�o najzupe�niej jasne, i� spodziewa si�, �e dziewczyna spanikuje. �e wypadnie p�dem przez restauracyjne drzwi. Ale Joseph jeszcze jej nie zna�. Emma nie porzuca ludzi. A ju� na pewno nie takich, kt�rych da si� jeszcze wyleczy�. Zreszt� jest on przyzwoitym m�czyzn�, pod wieloma wzgl�dami ujmuj�cym, a nawet niezwyk�ym. W tych jego czarnych nastrojach kryje si� nawet co� poci�gaj�cego. Kiedy mu si� przygl�da, Emma odnajduje w nim jak�� g��bok� wewn�trzn� warto��. A do tego lekkie oznaki rozkosznej bezbronno�ci. Joseph uwielbia psioczy�, umniejsza� i dokucza�. Ma ostre, kostyczne poczucie humoru i ogromnie bawi go niszczenie g�upc�w, kt�rzy mieli pecha napatoczy� mu si� przed oczy. A mimo to nigdy nie umniejsza� zalet Emmy, nigdy te� nie opu�ci� jej w �adnych okoliczno�ciach. Joseph chyba docenia cechy, jakie w niej odnajduje, a mimo �e sama ich w sobie nie dostrzega, Emma czuje ogromn� przyjemno�� na my�l, �e w jej sk�din�d rutynowym �yciu znalaz� si� nagle taki m�czyzna. Spotykali si� przez bite p� roku, zanim zdecydowa�a si� poprosi� Josepha, �eby pojecha� z ni� do domu na �wi�ta. Jako jedynak, kt�rego rodzice ju� zmarli, nie mia� dok�d wyjecha�, a �wi�ta Bo�ego Narodzenia dla ludzi sk�onnych do depresji nie s� najodpowiedniejsz� por� do samotnego wysiadywania w domu w mie�cie. A przecie�, mimo �e go zaprasza�a, w g��bi ducha wcale nie spodziewa�a si�, �e on skinie g�ow� i odpowie jej tak, jak odpowiedzia�: - Jasne, Emmo. Czemu nie? - Moja rodzina jest troch� inna - ostrzeg�a go. - Ka�dy jest troch� inny. - Chcia�am powiedzie�, �e w�a�ciwie s� troch� dziwaczni. Klanowi. Maj� do�� szczeg�lne pogl�dy, dziwne zwyczaje, rytua�y i takie tam... - Jak ka�da rodzina. Pewnie tak, pomy�la�a. Ale to nic nie znaczy, poniewa� te wszystkie inne rodziny to nie s� jej rodziny. - No to jak: zapraszasz mnie czy nie? - zapyta� w ko�cu. - Zapraszam - zapewni�a. - Ale pami�taj: m�wimy tu o okr�gu Nodaway. - A to znaczy...? - Tamtejsi ludzie bywaj� bardzo podejrzliwi wobec obcych. - Pewnie maj� powody. - Joseph wierzy�, �e rozumie w czym rzecz. - Nie mam na my�li ludzi w og�le. - Masz na my�li swoj� dziwaczn� rodzin�... - Wcale nie, mam na my�li swego ojca - przerwa�a mu. - W stosunku do obcych potrafi si� zachowywa� naprawd� dziwnie, je�li dadz� mu cho� cie� powodu. Joseph zamilk� i pogr��y� si� w rozmy�laniach. - To co�, o czym dot�d raczej ci nie opowiada�am... - odezwa�a si� po chwili Emma. - Tw�j ojciec... Dlaczego rozmawiamy... o twoim ojcu...? - Na twarzy Josepha odmalowa�o si� wyra�ne zdziwienie. Emma nie odezwa�a si� ani s�owem. - Cholera! - zakl�� Joseph. Z u�miechem. I nie by� to jaki� tam mizerny u�miech. Ni z tego, ni z owego rozpromieni� si� ca�y. A taki wyraz twarzy by� u niego czym� tak niecodziennym, tak nieoczekiwanym, �e Emma potrzebowa�a ca�ego dnia, �eby sobie przypomnie�, i� nie doko�czy�a swego wywodu. - Prosz� ci� - dorzuci�a tylko - nie poruszaj przy moim ojcu tematu statk�w kosmicznych i kosmit�w. Prosz�. - Ty nie prosisz - sprostowa� Joseph - ty b�agasz. - W porz�dku - zgodzi�a si�. - B�agam. - Nie wspomn� ani s�owem o katastrofie - obieca� niech�tnie. I ju� za chwil� pyta�: - To jak to w�a�ciwie by�o...? Jak bardzo Emma si� martwi? Tak bardzo, �e prawie dostaje md�o�ci. Ale kryje sw�j nastr�j za stanowczym u�miechem i okazjonalnymi zrywami nieistotnych rozm�wek. Jest wigilia Bo�ego Narodzenia. Zaspy pozosta�e po Dniu Dzi�kczynienia ju� prawie staja�y - g��boka na stop� warstwa �niegu zrobi�a si� cie�sza, a miejscami wyziera� spod niej ponury brunatny grunt. To nigdy nie by� raj dla farmer�w. Szare zimowe niebo dobrze pasuje do mizernych obej��. W miar� jak wje�d�aj� g��biej na po�udnie, miasta i miasteczka zdaj� im si� coraz mniejsze i biedniejsze. Wystawy sklepowe wygl�daj� jak spustoszone.Cz�sto wida� domy na sprzeda�, czasem zdarzaj� si� i opuszczone. Gdyby nie mijany od czasu do czasu supermarket, t�oczny od zap�nionych zakupowicz�w, mo�na by przypuszcza�, �e okoliczn� ludno�� zdziesi�tkowa�a jaka� zaraza albo inwazja. Lunch jedz� u Hardeego w Cedar City. A przynajmniej Joseph zajada, narzekaj�c jednocze�nie na kanapk� z wo�owin�, mimo �e po�era j� z wilczym apetytem. Emma grzebie w talerzu z kurczakiem i udaje, �e czyta zostawione przez kogo� "USA Today", potem znika w toalecie, �eby troch� wspom�c sw� u�miechni�t� twarz. Dziesi�� mil na po�udnie i oto doje�d�aj� do niewielkiego zielonego znaku, kt�ry obwieszcza im i �wiatu, �e w�a�nie zaczyna si� okr�g Nodaway. Kawa�ek dalej od starej dwupasm�wki wznosi si� jaki� pomnik. Pami�tkowy obelisk, u�wiadamia sobie Emma. Kto� musia� go tu postawi� w ci�gu ostatnich sze�ciu czy o�miu miesi�cy. - Chcesz si� zatrzyma�? - pyta. Joseph ma niebrzydki profil. Kiedy bywa znudzony, ciemne oczy przybieraj� wyraz przyjemnego cierpienia, a drobne usta w urokliwy spos�b zdaj� si� szydzi� ze wszystkiego, co te oczy widz�. - Czemu nie? - m�wi. Emma za p�no wciska hamulec i samoch�d wpada w po�lizg na rozmi�k�ym �wirowanym podje�dzie. Joseph patrzy gdzie� daleko przed siebie, potem parska �miechem. Emma oblewa si� rumie�cem, ale nie m�wi ani s�owa. Obelisk to gruba iglica z wapienia z przytwierdzon� do niej tabliczk� z br�zu, na kt�rej w du�ym skr�cie zdawano spraw� z jedynego istotnego wydarzenia, jakie kiedykolwiek mia�o miejsce w jej rodzinnym okr�gu: Wieczorem dnia 4 lipca 1947 roku zast�pca szeryfa nazwiskiem Travis Bins sta� tu wypisuj�c mandat za przekroczenie szybko�ci. Nagle uwag� jego przyci�gn�� niespodziewany b�ysk niebieskawego �wiat�a, a kiedy podni�s� wzrok, ujrza�, �e z nieba opuszcza si� gwa�townie jaki� obiekt. Tajemniczy obiekt manewrowa� przez chwil�, a potem roztrzaska� si� w odosobnionym skrawku lasu, o siedemna�cie mil na po�udniowy wsch�d. Zast�pca szeryfa Bins dotar� na to miejsce trzydzie�ci minut p�niej. Wi�kszo�� autorytet�w uznaje, �e to on pierwszy odkry� statek kosmiczny z Nodaway. Pomnik ten ufundowano dzi�ki pomocy Komitetu Historycznego Okr�gu Nodaway. 4 lipca, 1997 r. Klan Lawson�w czeka na nich w kuchni, przyczajony niczym w zasadzce. Brace i Angel siedz� po przeciwnych stronach �niadaniowego sto�u; graj� w karty i odgryzaj� g��wki piernikowym ludzikom. Ich �ony stoj� przy piecu i pomagaj� przy gotowaniu obiadu, kiedy akurat nie krz�taj� si� przy niemowlakach. Mama tworzy wir uradowanego ha�asu i gwa�townych gest�w. Ojciec siedzi przy stole z synami; starannie odk�ada karty, zanim podniesie si� i odwr�ci ku nim t� star�, rumian� twarz, nie ca�kiem u�miechni�t�, �eby wbi� spojrzenie w nowego faceta w �yciu swojej c�rki. Scena, kt�r� Emma wyobra�a�a sobie od tygodni - i kt�rej tak si� ba�a - mija w okamgnieniu, bez incydent�w, nawet bez wi�kszego znaczenia. P�uk�ony i uprzejme u�miechy zast�puj� u�cisk d�oni. Wszyscy zachowuj� si� jak nale�y. Z wyj�tkiem starszych bratanic i bratank�w, kt�re wpadaj� znienacka do kuchni, dr�c si� rado�nie i przera�liwie na ca�e gard�a. Przez ten ryk stara si� przebi� g�os Josepha: - Mi�o mi pa�stwa pozna�. - Wolniej! - krzyczy Brace do pierworodnego. O�miolatek bierze to sobie do serca na jakie� p� minuty, ale kiedy uwaga doros�ych zaczyna przemieszcza� si� w inn� stron�, pochyla si� nisko i wypada p�dem do jadalni. Emma czuje si� szcz�liwa i zarazem spi�ta. Odczuwa jednocze�nie uraz� i ulg�, kiedy ojciec decyduje si� usi��� z powrotem i nie chce si� do��czy� do zwyczajowych wst�pnych pogaduszek. Mama upiera si� oprowadzi� go�cia po ca�ym domu. Emma upiera si�, �e b�dzie im towarzyszy�. - Tutaj jest stara cz�� domu - zaczyna mama. Teraz musi obowi�zkowo zachichota�, zanim doda: - Jakby tu co� w og�le mo�na uzna� za nowe. Joseph milczy. - T� cz�� gospodarstwaza�o�y� praprapradziadek Emmy - obja�nia mama. - Tu, gdzie stoimy, postawi� kryt� darni� cha�up�. Kiedy wr�ci� z wojska, zaraz po wojnie secesyjnej. - Aha - mruczy Joseph. Mama dotyka kuchennej �ciany. - Ta dar� ci�gle jeszcze tu jest, ukryta pod tynkiem. Dobrze m�wi�, Tom? Ojciec wzrusza ramionami. - To w�a�nie dlatego tu jest tak cieplutko - dorzuca mama. Prawem kontrastu w jadalni jest lodowato. Dzieci zebra�y si� dooko�a sto�u, a nawet pod nim. St� nie jest jeszcze roz�o�ony, brakuje zastawy i sztu�c�w. Ale Emma nie ma czasu, �eby wzi�� to na siebie. Przechodz� do pokoju dziennego. Babcia Lawson siedzi tam sama, okryta star� ko�dr�, wydaje si� male�ka w wielkim, solidnie wypchanym fotelu. Przymglone zielone oczy s� p�przymkni�te. Drzemie czy nie? Ale ju� po chwili oczy mrugaj� i s�ycha� radosny g�os: - Witaj, Emmo. Jak si� miewasz, Stephen? Stephen to by� jej ostatni ch�opak. Chwila zak�opotania, kr�tka i do wytrzymania. Tylko mama niepotrzebnie rozgrzebuje spraw�, bo wymyka jej si�: - Nie, matko Lawson. To jest Joseph. Joseph! Nowy przyjaciel Emmy! Babcia skin�wszy leciutko g�ow�, udaje, �e odp�ywa. Mama zwraca si� do Josepha z wyja�nieniami: - Ma ju� w�a�ciwie dziewi��dziesi�tk�. - Jasne - uspokaja j� Joseph. - Rozumiem. Joseph nie bardzo przypomina Stephena. W ka�dym razie Emma nie zauwa�a�a �adnego podobie�stwa. A� do teraz... Nowy, nieoczekiwany l�k �cisn�� jej gard�o... Rodzice mamy siedz� w dziupli, telewizor w��czyli na jedn� z kansaskich stacji. Babcia przedstawia siebie i dziadka, kt�ry patrzy przez wszystkich jakby na wylot, bo jego s�aby wzrok jest w stanie odnotowa� co najwy�ej ruchliwe humanoidalne kszta�ty. - Joseph Patterson? - powtarza. - Czy jeste� z tych Patterson�w z Cedar City? - Nie s�dz� - m�wi Joseph. - To dobrze - oznajmia dziadek. - Oni wszyscy to banda oszust�w i snob�w, tak uwa�am! Emma bierze g��boki wdech. Potem jeszcze jeden. Mama otwiera najbli�sze drzwi. Schody s� strome, a wysokie �ciany pokrywaj� oprawione w ramki fotografie dzieci i wnuk�w. - Izba Wstydliwej Pami�ci - mruczy Emma, pr�buj�c si� roze�mia�. Zdj�cia pokazuj� j� sam�: pulchne, niepewne dziecko, kt�re nie chcia�o patrze� w obiektyw. Jej bracia, dla kontrastu, s� pewni siebie, w tych swoich d�insach, podkoszulkach, fryzurach na rekruta i z diabelskimi u�mieszkami na twarzach. Joseph zatrzymuje si� d�u�ej przy zdj�ciu, na kt�rym Brace trzyma bezw�adne cia�o kojota, zaciskaj�c obie d�onie na tylnych �apach zwierz�cia i ju� od dwudziestu lat u�miecha si� z t� sam� radosn� dum�. Joseph pewnie nie znosi zastawiania side�. Najprawdopodobniej. Ale kiedy spotykasz si� z kim� zaledwie od p� roku, a sypiacie ze sob� tylko w weekendy i od �wi�ta... No c�, niewiele ma si� wtedy okazji, �eby przedyskutowa� pogl�dy na temat stalowych side� i przemys�u futrzarskiego... Joseph na chwil� przenosi wzrok na Emm�. Co mo�e znaczy� ta mina? Chwa�a Bogu, mama pop�dza wszystkich na pi�tro. Co dziesi�� st�p temperatura opada o dziesi�� stopni. Stare wiejskie domy mo�e i wygl�daj� niezwykle oryginalnie, kiedy przeje�d�a si� obok nich szos�, ale naprawd� jest tak, �e wpuszczaj� do �rodka podmuchy wiatru, a wypuszczaj� du�o ciep�a, przez co wszystkie sypialnie nabieraj� cech arktycznej wiecznej zmarzliny. - Tu by� pok�j Emmy - oznajmia mama. - Aha. - Joseph kiwa g�ow�. Pok�j pozostaje w zasadzie niezmieniony. To samo ��ko zwisa z sufitu na wielkich hakach. Ta sama stara komoda, postrz�pione wyplatane chodniki i dziwny r�owy kolor na �cianach tworzy�y nastr�j dorastania. - To by� jej pomys� - informuje mama. - To znaczy: ��ko. Joseph dotyka jednego z grubych �a�cuch�w, potem popycha go lekko, a wtedy ��ko zaczyna ko�ysa� si� delikatnie w prz�d i w ty�. - Zobaczy�a to w jakim� magazynie - opowiada mama - i za wszelk� cen� chcia�a mie� takie samo. W ko�cu ojciec zrobi� jej takie na Gwiazdk�. Kiedy mia�a szesna�cie lat. - Potrz�sa g�ow�, prawie ze �miechem. - Emma do tego stopnia nie mog�a znie�� ko�ysania, �e najcz�ciej sypia�a na pod�odze. Emma obserwuje Josepha. Poniewa� jest facetem, po kt�rym wszystkiego mo�na si� spodziewa�, zbiera si� w sobie. Ale zanim Joseph zd��y wyrwa� si� z jak�� z�o�liw�uwag�, na schodach daj� si� s�ysze� ci�kie kroki. - Musz� natychmiast jecha� do domu - o�wiadcza Brace. - Sko�czy�y nam si� pieluchy. - Nie m�wi tego do mamy ani do Emmy. Patrzy prosto na Josepha, a jego u�miech mo�e by� albo zaciekawiony, albo w�cibski. To zale�y. - Chcesz pojecha�? Mogliby�my zawie�� baga�e. Maj� nocowa� u jej brata. Z wielu powod�w tak jest �atwiej ni� spa� pod dachem jej rodzic�w. - Jasne. - Joseph po raz ostatni lekko popycha ��ko. - Czemu nie? Emma siedzi z ty�u i czuje, �e o niej zapomniano. Jest ledwie trzecia, ale niebo ju� pociemnia�o. Pr�sz�cy z lekka �nieg �ciele si� nisko, a potem jakby si� rozmy�la, kiedy podmuchy wiatru unosz� go z powrotem do chmur. U st�p d�ugiego wzg�rza Brace zwalnia, przepatruj�c wzrokiem zalesione pasmo wzd�u� drogi. - Polujesz na kojoty? - pyta Joseph. - Raczej nie - odpowiada Brace. - Dalej zastawiasz sid�a? - naciska Joseph. - Da�em sobie spok�j.Wieki temu, jak mi si� wydaje. Brat mieszka o kilka mil na p�noc. I rzeczywi�cie nie zak�ada ju� side�. Ani nie poluje. Ani nawet nie �owi ryb. Pomaga ojcu na farmie, a to praca w pe�nym wymiarze godzin, ma te� w�asn� dzia�k�, o kt�r� musi si� martwi�. Do relaksu, powiada, zupe�nie wystarczy mu sen. Pi�� bitych godzin snu co noc, czy tego potrzebuje, czy nie. �wirowana droga wspina si� na targany wiatrem grzbiet, potem schodzi w nast�pn� kotlink�. Brace zmienia biegi i obserwuj�c oba pobocza rzuca od niechcenia: - A wi�c jeste� naukowcem. Brace dok�adnie wie, kim jest Joseph. - Biologiem. Wyk�adam na uniwersytecie. Brat zwalnia, kiedy wje�d�aj� na ma�y drewniany mostek, a potem demonstracyjnie spogl�da w d� strumienia, wypatruje czego� na wschodzie. - To nie jest dobra pora, �eby je zobaczy�. - Kogo zobaczy�? - Joseph nie mo�e nie zapyta�. - Kuguary. Emma wpatruje si� w rzadko sypi�cy �nieg, odczuwalekki niepok�j, przypomina sobie rozmow� telefoniczn�, w kt�rej opowiada�a mamie o jakich� zabawnych uwagach Josepha. Przynajmniej jedn� mama musia�a powt�rzy� ojcu. A on z kolei pewnie wspomnia� o niej Brace'owi. - Kuguary? - powtarza Joseph. - A tak - potwierdza jej brat. Z przekonaniem. Joseph parska cicho, potem m�wi: - S�ysza�em ju� te historie. W zesz�ym roku mia�em studenta z tych stron. Przysi�ga�, �e widzia� na polu samic� z dw�jk� m�odych. - A, te� j� widzia�em. - Brace przygl�da si� Josephowi, potem zmienia biegi i przyspiesza. - To nie Kolorado. - Joseph kr�ci g�ow�. - Tak, wiem, znam si� na tablicach rejestracyjnych. - Brace chichocze. Joseph nie odzywa si� przez d�u�sz� chwil�. Potem pyta: - Ile razy widzia�e� te rysie? - Kuguary - poprawia go Brace. - Nie wi�cej jak tuzin razy. Joseph zerka na Emm�. "On ci� sprawdza" - m�wi jej wzrok. Brace wybucha gromkim �miechem typu "g�wno mnie to obchodzi". - Nie wierzysz w te wielkie koty, co? Czy to w�a�nie chcesz mi powiedzie�? - Ludzie widuj� r�ne rzeczy - orzeka Joseph. - To prawda - zgadza si� Brace. - Jednak wed�ug mnie - konkluduje Joseph - to, �e si� w co� wierzy, nie oznacza, �e automatycznie staje si� to prawd�. - Przepraszam - m�wi jej brat. Potem, g��wnie do siebie, dodaje: - Tak tylko patrzy�em. Tak tylko. Dla zabawy. Emma pami�ta czasy, kiedy nie by�o czego� takiego jak tamta katastrofa. Kiedy by�a ma�a, Nodaway pozostawa�o cichym, po�o�onym z dala od g��wnych dr�g �wiatem, kt�rego nikt nie potrafi� znale�� na mapie. To znaczy: z wyj�tkiem tych, kt�rzy akurat tutaj mieszkali. Potem nast�pi� koniec roku sze��dziesi�tego dziewi�tego, a ona musia�a mie� wtedy... ile? Osiem lat. Walter Cronkite m�wi� w telewizji o tajnych dokumentach, kt�re jaki� pracownik biura prezydenta przekaza� prasie. Ten kto� nie aprobowa� wojny w Wietnamie albo nie znosi� Nixona, albo by� po prostu w�ciek�y, bo pomini�to go przy awansie. Zale�y, w kt�r� wersj� chce si� uwierzy�. Jednak bez wzgl�du na przyczyn� tre�� tych tajnych dokument�w zacz�a przecieka� do medi�w. Gazety twierdzi�y, �e kr�tko po drugiej wojnie �wiatowej w okr�gu Nodaway uleg� rozbiciu obcy statek kosmiczny. Pierwszy na miejscu zdarzenia znalaz� si� zast�pca szeryfa. To w�a�nie Travis Bins zorientowa� si�, �e to nie �aden zab��kany bombowiec. Przez radio, za po�rednictwem centrali okr�gowej, skontaktowa� si� z baz� si� powietrznych w Lincoln, m�wi�c im, �e spad�o tu jakie� dziwne UFO. I by� tam jeszcze, przygl�daj�c si� stygn�cym szcz�tkom pojazdu i pilnuj�c, by ludzie zbytnio si� nie zbli�ali, kiedy przyjechali wojskowi - kilka samochod�w wype�nionych �o�nierzami, a w�r�d nich dostateczna liczba bystrzak�w, kt�rzy potrafili poj��, �e to ani ich ptaszek, ani Sowiet�w, ani w og�le ludzki i �e lepiej b�dzie odizolowa� ca�y teren i poczeka� na pomoc. Przez ca�y dzie� kr�lowa� chaos. Nie istnia� przecie� �aden podr�cznik, kt�ry m�wi�by, co robi� z rozbitym pojazdem o nieznanych mo�liwo�ciach i bli�ej nieokre�lonych zagro�eniach. Ca�� procedur� trzeba by�o wymy�li� na pniu. Poniewa� by�a to pierwsza rzecz, jaka przysz�a im na my�l, i to stosunkowo �atwa do przeprowadzenia, wojskowi zamkn�li dla ruchu t� cz�� okr�gu. Poniewa� mog�y si� okaza� przydatne, wykonano tysi�ce zdj�� rozbitego wraku. Potem za�og� obcych, bez wyj�tku nie�yw�, popakowano w ponumerowane worki, a dziwna, najwyra�niej popsuta maszyneria zosta�a upchni�ta na platformy ci�ar�wek i wywieziona gdzie� daleko. Dok�d - tego ju� nikt nie wiedzia�. Tajne dokumenty opisywa�y miejsce katastrofy bardzo pobie�nie, bo wi�kszo�� swoich nieoficjalnych stron po�wi�ca�y opisom dzia�a� ekip FBIz tego dnia oraz z kilku nast�pnych lat - ekip, kt�re zaj�y si� siedmioma cywilnymi �wiadkami wydarzenia. Rozbi� si� eksperymentalny bombowiec Si� Powietrznych. Taka by�a oficjalna, starannie zaaran�owana plotka, kt�r� pozwolono pods�ucha� Travisowi i innym �wiadkom. Bombowiec mia� na pok�adzie bomb� atomow�, istnieje wi�c problem ska�enia. A to t�umaczy�o z kolei, dlaczego miejsce to trzeba by�o spisa� na straty i odizolowa� oraz dlaczego wykopano i wywieziono ka�dy najmniejszy fizyczny �lad po tym zdarzeniu. �wiadk�w wci�� od nowa przestrzegano, by nie rozmawiali o niczym, co mogli tam zobaczy� albo co im si� wydawa�o, �e zobaczyli. Dla dobra kraju. Demokracji. A tak�e ich w�asnych nie�miertelnych dusz. Za�o�ono pods�uch na miejscowych liniach telefonicznych. W trzech kawiarniach i w Izbie Legionu Ameryka�skiego zainstalowano ukryte mikrofony. Co najmniej dwukrotnie FBI sk�ada�o �wiadkom p�niej wizyty, �eby przypomnie� im raz jeszcze, jaki maj� obowi�zek wobec ojczyzny. Jedna zaszyfrowana notka ze stycznia pi��dziesi�tego pi�tego wspomina�a o "problemach z T.B.". Potem w marcu, pewnego pogodnego suchego wieczoru Travis straci� panowanie nad swoim wozem patrolowym i przekozio�kowa� cztery razy, zanim jego rozbity samoch�d i zw�oki wyl�dowa�y na ogromnym wi�zie. O�miolatki rzadko potrafi� uchwyci� subtelno�ci spisku. A tak�e jego mniej subtelne elementy. Dla Emmy jedynym daj�cym si� poj�� faktem by�o to, �e spad� na nich jaki� statek kosmiczny. Sta�o si� to r�wnie podniecaj�ce jak ta�cz�cy na Ksi�ycu Armstrong, tyle �e to wydarzy�o si� niemal tu� za progiem. To znaczy: wed�ug Waltera Cronkite'a. Lawsonowie posiadali wtedy pot�ny bia�o-czarny odbiornik telewizyjny. Emma zwykle le�a�a przed nim na pod�odze, a ojciec rozsiada� si� w swoim rozk�adanym fotelu, zm�czony po d�ugim dniu ci�kiej pracy. Obejrza� te wiadomo�ci, nie wydaj�c z siebie nawet najl�ejszego d�wi�ku. W ka�dym razie ona sama nie pami�ta �adnych komentarzy. Pami�ta natomiast w�asne zak�opotanie i niezrozumienie, kiedy prezydent zwo�a� konferencj� prasow�, �eby g�osem pe�nym powagi i niesmaku obwie�ci� Ameryce: "Te dokumenty nic nie znacz�. To same k�amstwa. Nie rozbi� si� �aden pozaziemski statek. Projekt �Ksi�ycowe Dziecko� by� operacj�, kt�ra mia�a s�u�y� jedynie dezinformacji naszych przeciwnik�w. By� i jest niczym wi�cej jak tylko starannie wyre�yserowanym przedstawieniem i zosta� przeprowadzony tak, by wie�ci o nim dotar�y do naszej konkurencji". "Mieli�my nadziej� - m�wi� wtedy prezydent Nixon - �e inne mocarstwa b�d� darzy� nasz nar�d wi�kszym respektem, kiedy uwierz�, �e znajdujemy si� w posiadaniu takiego pojazdu kosmicznego". S�ysz�c to Emma odwr�ci�a si� i zagadn�a pogr��onego w milczeniu ojca: "Czy to prawda?" Ojciec dalej si� nie odzywa�. Pami�ta dobrze. Ale kiedy nalega�a pytaj�c: "Rozbi�o si� co� czy si� nie rozbi�o?", ojciec przy�o�y� do ust zwini�t� d�o� i odchrz�kn��. Pami�ta doskonale. A potem powiedzia� do siebie i do niej: "Je�li nasz prezydent m�wi, �e nic takiego si� nie zdarzy�o, to si� nie zdarzy�o. I tyle tylko potrzebujesz wiedzie�". Brace z rodzin� mieszkali w domu starej pani Shoemaker. To by� dom sk�adany, zakupiony w czasie pierwszej wojny �wiatowej, przewieziony do Nodaway poci�giem, potem przetransportowany na wzg�rza wozami, wreszcie z�o�ony w ca�o�� na tym miejscu. Na pi�trze tego domu urodzi�a si� stara panna Gertruda Shoemaker, kt�ra w�r�d jego �cian prze�y�a ka�dy dzie� ze swego siedemdziesi�ciosze�cioletniego �ycia. Przewa�nie w samotno�ci. Trzy lata temu znaleziono j� martw� w pokoju dziennym, a Brace, kt�ry umia� si� pozna� na dobrej okazji, kupi� zrujnowany dom za trzy tysi�ce dolar�w i ci�ar�wk� z trzeciej r�ki. Nikt nie wie dok�adnie, kiedy biedna Gertruda postrada�a zmys�y. Hodowa�a kr�liki dla pieni�dzy i do jedzenia. W ci�gu ostatnich lat jej �ycia kr�liki przej�y dom na w�asno��. I pomimo energicznych zabieg�w Brace'a oraz uporu jego �ony kr�liki pozosta�y. Ich zapach wci�� b��ka si� w nozdrzach, s�ycha� szelest niewidzialnych �apek. Stoj�c w pokoju dziennym, o kilka cali od miejsca, gdzie wyzion�a ducha nieszcz�sna stara panna, Emma sk�ada na ziemi swoj� podr�n� torb� i czeka, podczas gdy jej brat poszukuje pieluch. - Patrz - m�wi, wskazuj�c na ciemne drewniane ramy okienne. Siekacze wygryz�y w drewnie karby. G��bokie. Brzydkie. Nie do naprawienia. Emma opowiada Josephowi pokr�tce o starej kobiecie, a w tej opowie�ci przera�enie miesza si� z �atw� lito�ci�. Potem czuje, jak wzbiera w niej dziwny dreszcz, kiedy wyobra�a sobie dziesi�tki i setki bia�ych kr�lik�w, kt�rych r�owe �lepka b�yszcz�, kiedy z�by pr�buj� wygry�� drog� na wolno��. Joseph dotyka pogryzionego drewna, potem spogl�da za okno. - Czy on m�wi� powa�nie? - pyta nieoczekiwanie. - O czym? - O tych kuguarach. - Zerka na ni�, naprawd� nie wie, co ma my�le�. - Czy tak tylko si� bawi�? Jak w polowaniu na bekasy? - Te kuguary naprawd� istniej�. - Bekasy te�. - Powa�nie? - Bekasy to takie wodne ptaki - wyja�nia Joseph. - Zreszt� do�� pospolite. - Prawie wszyscy w naszej rodzinie widzieli g�rskiego lwa. Przynajmniej raz. - A ty? - Ja nie. - Emma kr�ci g�ow� i przyznaje si�: - To wszystko, ta rozmowa o kuguarach, to chyba przeze mnie. M�wi�e� mi kiedy� o tym swoim studencie... tym z Cedar City... - Tak? - To by�o zabawne. Wszystko, co mi opowiada�e� o tym ch�opaku, tak mnie roz�mieszy�o. Wydaje mi si�, �e roz�mieszy�o te� mam�. Joseph wzdycha, wzrusza ramionami i nie odzywa si�. Dok�adnie nad ich g�owami trzeszcz� deski pod�ogi. Potem s�ycha� j�k schod�w i zn�w pojawia si� przed nimi Brace z grub� paczk� pampers�w pod pach�. - Gotowi? - pyta. Id� za nim do auta. - Niezbyt imponuj�cy ten dom - m�wi jej brat. - Ale przyjed� go zobaczy� za jakie� dwadzie�cia lat. - Mo�e przyjad� - odpowiada Joseph. Powrotna jazda mija szybko i w milczeniu. Ani razu nie zwalniaj� w poszukiwaniu kuguara. Unoszone wiatrem p�atki przesz�y teraz w jednolicie sypi�cy g�sty �nieg, a kr�tka droga od samochodu do kuchni sprawia, �e najpierw wszyscy troje s� troch� biali, a potem troch� wilgotni. W kuchni jest tylko mama i �ona Angela. Wi�kszo�� doros�ych t�oczy si� w dziupli, obserwuj�c, jak Jimmy Steward brnie przez sztuczny �nieg, podczas gdy dzieciom nakazano, lub je przekupiono, by pobawi�y si� w ciszy na g�rze. Emma powinna pom�c mamie, ale nie chce zostawia� Josepha. Postanawia wi�c za�atwi� to polubownie. Przez kilka minut miesza sos i oblewa indyka t�uszczem. Potem przenosi si� na chwil� do dziupli, �eby policzy�, ilu chce mleko do kolacji, a ilu wod�. Nieszcz�sny Joseph siedzi wci�ni�ty mi�dzy rodzic�w mamy. Babcia zg�asza si� ostatnia, wybiera wod�, a potem wr�cza Josephowi misk� pe�n� orzech�w w�oskich. - Nasze w�asne - chwali si�. Emma ju�-ju� ma go ostrzec. Ale jak to zrobi�, �eby nie zrani� niczyich uczu�? Wstrzymuje wi�c tylko oddech, kiedy Joseph bierze spory kawa�ek orzechowego j�dra, gryzie i zaraz krzywi si� z oczyma rozszerzonymi od b�lu. Potem zerka na siwow�os� kobiet� z wyrazem czystego przera�enia na swej nieszcz�snej twarzy. Wszyscy parskaj� wiele wiedz�cym �mieszkiem. - Jak obierasz swoje orzechy? - podpuszcza Angel. - Co, dziadku? �lepy starzec u�miecha si� i z zadowoleniem klepie po kolanie. - Rozk�adam je na podje�dzie - wyja�nia z dum� - a potem je�d�� po nich naszym buickiem. - I to dzia�a? - pyta jej m�odszy brat. - Elegancko - stwierdza starszy pan. Joseph wyci�ga z ust kamyk - drobny fragment �wirowanego podjazdu - odstawia misk� i patrzy na Emm� z wyrzutem. A ona wycofuje si�, �eby nakry� do sto�u. P�niej, kiedy nadchodzi wreszcie pora posi�ku, wraca i przekonuje si�, �e jej m�odszy braciszek rozmawia z Josephem cichym, racjonalnym g�osem. Przez kr�tk� chwil� cieszy si�. Ju� prawie wyobra�a sobie, jak zostaj� przyjaci�mi. Ale potem docieraj� do niej s�owa Angela i zaczyna j� opanowywa� poczucie beznadziei. - Choroba szalonych kr�w - m�wi Angel. - Wszystko zacz�o si� jako bro� biologiczna. Pentagon zbudowa� pierwsze priony jeszcze w latach sze��dziesi�tych, potem przekaza� je Brytyjczykom. - Kt�rzy wykorzystali je przeciwko swoim? - pyta w zak�opotaniu Joseph. - Nie, nie! To akurat by� przypadek - spieszy z wyja�nieniem Angel. - Ale te priony to takie malutkie drobinki. - Wywrotowe proteiny - �artuje Joseph. - No w�a�nie! I to w�a�nie dlatego uda�o im si� przedosta� do �a�cucha pokarmowego. Joseph odczekuje kr�tk� chwil�, a potem zadaje nieuchronne pytanie: - Sk�d to wiesz? - Kolacja gotowa - wtr�ca si� Emma. - Dowody s� w sieci - twierdzi jej brat. - Znam kilka uczciwych adres�w, je�li chcesz sam sprawdzi�. Joseph milczy. Nie rusza si�. Inni powoli wstaj� z miejsc, przeci�gaj� si� i prostuj�. Ale nie Angel ani nie jej Joseph. - A ten odrzutowiec, kt�ry rozbi� si� niedaleko Long Island? - upiera si� Angel. - To wcale nie by�a iskra w zbiorniku paliwa. To by�a bomba. Nie daj robi� z siebie wariata. - Staram si� - m�wi Joseph. - A pami�tasz tych lekarzy od AIDS, co byli na pok�adzie? - przypomina mu Angel. - To w�a�nie przez nich by�a ta bomba. Musieli zgin��. - Musieli? - Bo wiedzieli, czym jest AIDS. - A czym jest? - To bro� masowego ra�enia. Wycelowana prosto w Trzeci �wiat. Joseph gapi si� na Angela. Czy to kolejna gierka? - zapytuje sam siebie. Wzdycha i wzrusza ramionami. - Czyli tak to w�a�nie wygl�da�o? - pyta. - No tak - odpowiada Angel. - To do�� powszechnie znane fakty. - Aha. - Joseph kiwa g�ow�. Angel tylko si� u�miecha i u�miecha. Emma sama nie potrafi ustali�, na ile jej m�odszy braciszek sam w to wierzy, a na ile to tylko gaz rozweselaj�cy. - Kolacja gotowa - wyrywa si� jeszcze raz. Joseph przenosi na ni� wzrok. Ma koszmarn� min�, kt�r� podkre�la jeszcze koszmarny u�mieszek. Ale zaraz wybucha g�o�nym �miechem, nadal siedz�c, kiedy wszyscy ju� stoj�, i m�wi do Emmy: - Ten tw�j brat... chyba b�dzie musia� mi jeszcze to czy owo wyklarowa�... Kiedy Emma doros�a, to, co si� nigdy nie zdarzy�o w okr�gu Nodaway, stopniowo i nieub�aganie stawa�o si� coraz bardziej realne. Cywilni �wiadkowie nigdy nie rozmawiali z pras�. Travis Bins ju� nie �y�, podobnie jak starzy farmerzy, kt�rzy mieszkali niedaleko miejsca katastrofy. Tylko miejscowi �garze i gadu�y rozmawiali z falami reporter�w, kt�rzy przelecieli galopem przez Nodaway za tamtym pierwszym razem. Koniec ko�c�w, pierwsi przem�wili starzy wojskowi, i bardzo dobrze. Z r�nych przyczyn zdecydowali si� wyst�pi�, zrywaj�c dawne przysi�gi i zacz�li opowiada� o tym, co widzieli, co zrobili i co by�o im wiadomo, przedstawiaj�c ca�e wydarzenie w sieci g�stych, nieub�aganych fakt�w. Emerytowany genera� Si� Powietrznych, kt�ry umiera� na raka p�uc, wyzna� w "Sze��dziesi�ciu minutach", �e dowodzi� operacj� "Ksi�ycowe Dziecko". Wywiad, kt�rego udzieli�, by� d�ugi i wyczerpuj�cy, usiany wiele m�wi�cymi szczeg�ami, a co wa�niejsze, mn�stwem istotnych i nudnych szczeg��w. "Ksi�ycowe Dziecko" przeprowadzono ad hoc, bardzo niezgrabnie - przyzna�. Nie istnia�a wtedy �adna rz�dowa agenda gotowa na przyj�cie obcych, kt�rzy spadli z nieba. Urywanym g�osem nieboszczyka opowiada�, jak to z Waszyngtonu i z jego w�asnej bazy wci�� nap�ywa�y sprzeczne rozkazy. W ci�gu godziny nakazano mu ewakuacj� terenu i bezwzgl�dne pozostanie na miejscu, ograniczenie personelu do niezb�dnego minimum i wykorzystanie ka�dego �o�nierza �andarmerii wojskowej, jakiego mia� pod r�k�, a tak�e, by zakopa� statek na miejscu i �eby pozbiera� wszystkie fragmenty i przewi�z� je do co najmniej tuzina r�nych miejsc. Nawet na drugi dzie�, kiedy wszystkie te odleg�e g�osy zacz�y wreszcie �piewa� w jednej tonacji, i tak nie mog�y si� zgodzi�, gdzie ostatecznie powinien wyl�dowa� ten statek. Si�y Powietrzne, FBI, biuro prezydenta i nowo narodzone CIA walczy�y mi�dzy sob� o jaki� udzia� w tym skarbie. Przez trzy dni cztery za�adowane po dach ci�ar�wki miota�y si� jak mucha po ca�ej okolicy. Najpierw na wsch�d. Potem na po�udnie, do Alabamy. Potem na zach�d, do Teksasu, a potem zn�w na wsch�d. Wreszcie Truman, czy kto� tam ostatecznie si� zdecydowa�, genera�a zdj�to z dow�dztwa, nieoznaczone ci�ar�wki obsadzono now� za�og� i ponownie wyekspediowano na zach�d. Do Los Alamos, wyja�ni� mu kto� w przelocie. Ale oczywi�cie r�wnie dobrze mog�a to by� prawda, co oficjalne k�amstwo. "Gdziekolwiek podziewa si� dzisiaj ten statek - wyrz�zi� stary genera� - przetrzymuj� go idioci". "Sk�d pan to wie?" "Bo jako� nie latamy jeszcze statkami kosmicznymi, no nie?" - Z gniewu zani�s� si� ostrym kaszlem, a potem wysapa� z braku tchu: "Piiip si� z niego dowiedzieli�my. Co oznacza, �e ten statek wci�� le�y zapomniany w jakim� magazynie. A to w niczym nie pomo�e mojemu krajowi!" "Czy to dlatego zdecydowa� si� pan wyst�pi�, generale?" "Dla dobra Ameryki!" - zahucza� umieraj�cy. "Kraju, kt�ry kocham!" Audycja wywo�a�a dobr�, staro�wieck� fal� publicznego oburzenia, a ka�dy motelowy pok�j w ca�ym okr�gu zosta� natychmiast wynaj�ty przez reporter�w i im podobnych. Trwa�o to jaki� tydzie�. Prezydent Ford zdementowa� t� wypowied�. Powt�rzy� historyjk� o tym, �e operacj� "Ksi�ycowe Dziecko" wymy�lono po to, by zdezorientowa� Ruskich. Jednak nie by� on urodzonym k�amc� jak Nixon, co wi�cej, zdawa� si� g��boko zdegustowany ca�� t� niepi�kn� spraw�. W rok p�niej, kiedy Emma by�a w drugiej klasie szko�y �redniej, trzej emerytowani fizycy zwo�ali konferencj� prasow�. Rz�d usi�owa� za�o�y� im kaganiec, gro��c kar� za zdrad� stanu i sprowadzaj�c na t� konferencj� ca�� brygad� FBI. Ale gdzie� w najwy�szych w�adzach komu� zabrak�o woli. Konferencja odby�a si� zgodnie z planem, a po kolejnym chaotycznym tygodniu stopniowo ucich�y wszelkie gadki o zdradzie stanu. Siwow�osi doktorzy zeznali, �e przez ca�e lata pracowali nad fragmentami rozbitego statku kosmicznego. Niczego si� nie dowiedzieli. Wrak okaza� si� zbyt skomplikowany lub za bardzo zniszczony, by ujawni� cho� jeden ze swych sekret�w. Emma ogl�da�a t� konferencj� w dziupli, a na pod�odze przed ni� le�a�a mocno zniszczona ksi��ka do algebry. "Dlaczego teraz wyst�pujecie?" - zapyta� jeden z dziennikarzy. "Bo �wiat powinien si� dowiedzie�" - odpowiedzia� ka�dy z nich w�asnymi s�owami. "Gdzie� tam pozostaje reszta tego statku, razem ze szcz�tkami za�ogi, a nie mo�emy ufa� wojskowym na tyle, by powierzy� ich ca�kowitej kontroli taki skarb!" Nast�pne wybory wygra� Carter. Niekt�rzy twierdzili, �e Ford przegra�, bo sk�ama� Amerykanom, inni - �e nie mia�o to najmniejszego znaczenia. Bez wzgl�du na to, jak dosta� si� do Bia�ego Domu, Carter ju� na samym pocz�tku swej dzia�alno�ci przyzna� publicznie i oficjalnie, �e Stany Zjednoczone znajduj� si� w posiadaniu rozbitego pozaziemskiego statku kosmicznego i szcz�tk�w jego za�ogi, a cho� przez ca�e dziesi�ciolecia prowadzono nad nimi intensywne prace badawcze, niewiele zdo�ano si� dowiedzie�. �eby zaspokoi� publiczn� ciekawo��, pozwolono na przeciek -do prasy przedosta�o si� kilka pozamazywanych zdj�� z miejsca katastrofy. I znowu na okr�g Nodaway najecha�y hordy reporter�w i kamerzyst�w, razem z pochodem gapi�w, kt�rzy zjechali si� nawet z samego Dallas, by ogl�da� lasek Louisa. Poch�d ten doprowadza� do sza�u syn�w Louisa, poniewa� ostatnia rzecz, jakiej cz�owiek by sobie �yczy�, to setki obcych ludzi prze�a��cych przez ogrodzenie i wci�� zostawiaj�cych pootwierane wszystkie bramy. Ca�y ten zgie�k w ko�cu stopniowo zamar�. W ci�gu kilku nast�pnych lat do prasy przedostawa�o si� coraz wi�cej i coraz lepszych zdj��, razem z wielk� rozmaito�ci� utajnionych raport�w. Potem by� Reagan i jego publiczne o�wiadczenie, �e Ameryka otrzyma�a ten statek nie bez powodu. To bez w�tpienia podarunek. "I jest �wi�tym obowi�zkiem Ameryki wykorzysta� t� cudown� maszyn�" - oznajmi� w swoim expose. "Z tym darem od Boga - obiecywa� - ju� nied�ugo, bardzo nied�ugo, otrzymamy z�ote klucze do wszech�wiata". Nikt nie wie, ile wydano na program "Gwiezdny Klucz". Przynajmniej ze sto miliard�w dolar�w. Pod koniec lat osiemdziesi�tych przed Kongresem przeparadowa�y tuziny najr�niejszych agencji, kt�re jedna po drugiej przyzna�y, �e ta maszyneria przekracza jeszcze ludzkie pojmowanie... ale je�li otrzyma�yby kolejny miliard dolar�w i nast�pne dziesi�� czy dwadzie�cia lat... "Gwiezdny Klucz" zawsze pozostawa� operacj� �ci�le wojskow�. Sowieci, kt�rzy a� nadto dobrze zdawali sobie spraw�, �e to oni b�d� celem wszystkich tych cud�w techniki, wydawali w�asne miliardy na przygotowania do inwazji lataj�cych spodk�w. Wynikiem by�o ca�kowite bankructwo kraju nag�a �mier� Zimnej Wojny i pocz�tek nowego porz�dku �wiata... Badania ci�gn�y si� do po�owy lat dziewi��dziesi�tych, ale ju� z daleko mniejszym rozmachem. A� wreszcie kilka lat temu, bez fanfar i rozg�osu, administracja Clintona odtajni�a wi�kszo�� dawnych sekret�w, ��cznie z pe�n� list� kilku setek �wiadk�w, w�r�d kt�rych nie brakowa�o i siedmiorga �wiadk�w cywilnych. Jak zwykle, indyka kroi� ojciec. Przygl�daj�c mu si�, obserwuj�c wielkie farmerskie d�onie, ogorza�� od s�o�ca twarz i wyd�u�on�, idealnie �ys� g�ow�, Emma czuje przyjemne zdumienie, u�wiadamiaj�c sobie, �e jej ojciec sta� si� starym cz�owiekiem. Przy stole dla doros�ych jest troch� za t�oczno. Gor�co - w tym przyjemnym aspekcie i w tym nieco mniej przyjemnym. Dzieci jedz� w kuchni, co jednak nie stanowi wystarczaj�cego oddalenia. Je�li w tym domu kiedykolwiek panowa� wi�kszy ha�as, to nie za pami�ci Emmy. Siedzi przy stole, maj�c po lewej Josepha, a on z kolei ma po lewej jej ojca. W jaki� czas po tym, jak p�miski wykonuj� rundk� dooko�a sto�u, a indyk zostaje ogo�ocony z przewa�aj�cej cz�ci swego cia�a, Emma zauwa�a, �e Joseph obserwuje ojca. Po prostu mu si� przygl�da. W�a�ciwie to a� wida�, �e nie pyta go o to, o co strasznie chce mu si� zapyta�. Kiedy ojciec si� odzywa, zwraca si� do Angela. - Jak tam twoja nowa praca? - zastanawia si� na g�os. - Mo�e by� - odpowiada Angel. - A co ty tam w�a�ciwie robisz? Angel mieszka w Kansas City i pracuje dla bank�w, kt�re maj� k�opoty ze swoimi komputerami. W obliczu takiej okazji rado�nie pogr��a si� w opisie swych obecnych zada�, a ka�de zdanie pe�ne jest technicznego �argonu, kt�rego nie rozumie nikt z obecnych, wypowiadanepe�nym samozadowolenia tonem, z jakim czarodziej opowiada, w jaki spos�b sprawi�, �e ta miot�a sama si� rusza. Ojciec usi�uje s�ucha�. Ale kiedy tylko jego m�odszy syn ko�czy, wyra�nie oddycha z ulg� i zwraca si� z pytaniem do Brace'a: - Przyjrza�e� si� ju� tej szlifierce? - Wczoraj - odpowiada Brace. - I ju� j� kupi�em. - Za ile? - Za tyle, ile m�wili�my. Minus setka. Ojciec kiwa g�ow�. U�miecha si� leciutko. Potem rzuca Brace'owi jakie� ma�o przejrzyste pytanie na temat niesprawnego pasa transmisyjnego w kultywatorze. Farmerzy maj� swoj� w�asn� zawodow� paplanin�. Emma wyros�a przy tym stole, a mimo to ledwie si� orientuje, o co im chodzi. Omawiane s� r�ne rodzaje pas�w transmisyjnych, potem nowy traktor, potem problemy pewnej ja��wki i z tuzin innych nieprzejrzystych temat�w, kt�re w ca�o�ci poch�aniaj� uwag� obu m�czyzn. Wreszcie dochodz� do ko�ca i ojciec nie ma innego wyj�cia. Z natury niezwykle nie�mia�y, przekonuje si�, i� patrzy teraz na nowego przyjaciela c�rki i na twarzy ma wyraz czystego poczucia obowi�zku. Po niezr�cznie d�ugiej chwili przychodzi mu do g�owy pierwsze pytanie. Jedna z ci�kich d�oni przykrywa na chwil� usta, ojciec kaszle z cicha, zanim zastanowi si� na g�os: - No to jakiej w�a�ciwie biologii pan uczy? - Przewa�nie og�lnej - odpowiada Joseph. Ojciec czeka, skin�wszy leciusie�ko g�ow�. Joseph u�miecha si� z rzadk� u niego nerwowo�ci�, a potem dodaje: - Wi�kszo�� z moich student�w to pierwszoroczni. - Lubi pan to, prawda? Lubi pan uczy�? - Tak - potwierdza Joseph. - Zazwyczaj tak, prosz� pana. - No c�, je�li da si� z tego op�aci� rachunki... i za bardzo nie boli... - ojciec zawiesza g�os. Obaj sko�czyli ju� je��, wi�c wierc� si� teraz niespokojnie na twardych krzes�ach. To w�a�nie wtedy Joseph podejmuje decyzj�. Pomimo b�aga� Emmy decyduje si� zapyta� o to, o co tak bardzo chce zapyta�. Emma widzi to wypisane na jego twarzy - widzi, jak wysuwa si� do przodu, lekko rozchyla usta, z kt�rych za chwil� wylec� s�owa. Ale wtedy ona obrzuca spojrzeniem d�ugi st� i w chwili rozkosznej inspiracji wypala: - Joseph! Czy nie zechcia�by� pom�c babci Lawson? Chce wr�ci� na sw�j fotel. Zrobisz to dla mnie? "Czy istniej� dwaj Thomasowie Lawson?" - zapyta�a Emma matk�. "Co masz na my�li, kochanie?" By�o to dwa i p� roku temu. Rozmawia�y przez telefon, a Emma czyta�a jej fragmenty artyku�u z porannej gazety. Podano nazwiska siedmiu cywilnych �wiadk�w, a w�r�d nich kogo� o nazwisku Thomas Lawson. "Czy to pomy�ka - dopytywa�a si� - czy to mo�e jaki� nasz kuzyn?" Milczenie. "Zawsze wiedzia�a�" - stwierdzi�a Emma."Prawda?" Matka wzi�a g��boki oddech, a potem tonem ch�tnego wyznania odpar�a: "Tak, od czasu naszej nocy po�lubnej". Nie chodzi�o tylko o to, �e na tej li�cie zobaczy�a swego ojca. Nie, Emm� zaskoczy�o raczej to, co sama w tej chwili odczuwa�a. A mianowicie czu�a si� w jaki� spos�b oszukana. Oszukana, g�upia i zaskakuj�co w�ciek�a. "Czy mog� z nim pogada�?" - zapyta�a. "Nie. Jest ju� w polu, kochanie". "Z Brace'em?" "Jasne. Sadz�". "Czy m�j brat wie o tym statku?" Mama us�ysza�a zazdro�� w jej g�osie i wzdychaj�c ci�ko odpowiedzia�a: "Do wieczora pewnie kto� mu o tym powie". "Ojciec mnie ok�ama�" - sykn�a Emma. "Nie" - zaprzeczy�a twardo mama. "Chcia� tylko chroni� swoj� rodzin�". "Przed czym?" "Kochanie..." "Przed rz�dem? Czy FBI mu grozi�o? Albo ktokolwiek inny?" Kr�tka pauza i mama wyszepta�a cichutko: "Nie". "Czy ten zast�pca szeryfa, Travis Bins... czy zosta� zamordowany dlatego, �e za du�o o tym opowiada�?" "Najpewniej nie". "Jeste� pewna?" "Travis pi�. I szczerze m�wi�c, nawet po trze�wemu prowadzi� kiepsko". "A wi�c co w�a�ciwie my�la� ojciec?" "To by�o tu� po drugiej wojnie �wiatowej, a ojciec chcia� by� dobrym, lojalnym obywatelem". Matka powiedzia�a tak, jakby to wystarczy�o za wszystko. Ale po chwili zamy�lenia doda�a: "A poza tym obieca� temu genera�owi z Si� Powietrznych, �e dotrzyma tajemnicy". "Czy to w�a�nie powiedzia� ci ojciec?" - warkn�a Emma. "A ja dotrzyma�am tajemnicy" - odpar�a mama, nie s�ysz�c w jej s�owach oskar�enia. Emma nie wiedzia�a, co m�wi�. "A zreszt�, co by by�o, gdyby powiedzia� ci o wszystkim?" - ci�gn�a mama. "Musia�by wtedy powiedzie� te� twoim braciom. �eby by�o sprawiedliwie. A jedno z was pochwali�oby si� pewnie przed przyjacielem albo kt�rym� z kuzyn�w i zaraz mieliby�my pe�ne podw�rko reporter�w i kamer i ca�y �wiat dowiedzia�by si�, �e tw�j ojciec... cz�owiek, kt�ry jest taki dumny ze swojej reputacji... nie umie nawet dotrzyma� s�owa". Joseph trzyma babci� Lawson pod �okie�, a kiedy staruszka zasiada, usadawia si� na sofie obok niej. Siedz� najbli�ej jak si� da i oboje zdaj� si� pogr��eni w rozmowie. Babcia wci�� zwraca si� do niego "Stephen". Emma je�y si� ca�a, ale dochodzi do wniosku, �e lepiej p�jdzie pom�c posprz�ta� ze sto�u. W ko�cu zostaje wyci�gni�ty ze schowka jeden ze starych rodzinnych album�w, a Joseph powoli i z lubo�ci� przewraca jego sztywne stronice, wskazuj�c od czasu do czasu jakie� zdj�cie i zadaj�c nieistotne pytania. Mama posy�a Emm�, �eby si� dowiedzia�a, kto chce ciasta, kto pije kaw�. - Ten przystojny m�czyzna to m�j ojciec - m�wi babcia. - A to m�j brat. A ta ma�a dziewczynka to ja. - Gdzie to jest? - pyta Joseph. - W Barrow - odpowiada babcia. - Na Alasce? - No tak. Joseph kiwa g�ow�. - W czasie pierwszej wojny �wiatowej - dodaje babcia. Emma u�miecha si� i zatrzymuje si� przy nich na chwil�. - M�j ojciec by� misjonarzem, nawraca� tubylc�w - wyja�nia babcia. - Mieszkali�my w Barrow przez trzy lata. Przyp�yn�li�my �odzi� z Anchorage, latem, kiedy nie ma takich okropnych lod�w i tak w�a�nie potem wr�cili�my. Latem. �odzi�. - A to co? - Joseph wskazuje jak�� scenk� domow�. - To nasz pok�j dzienny - t�umaczy babcia. - Okno, o tutaj, mia�o potr�jne szyby dla ochrony przed zimnem. Widzisz te twarze za oknem? - Ledwo, ledwo. - Tubylcom wydawali�my si� tacy tajemniczy i fascynuj�cy, �e wystawali w ciemno�ciach, na tym przera�liwym zimnie, tylko po to, �eby zobaczy�, jak sobie �yjemy. - Naprawd�? Babcia potwierdza skinieniem g�owy, stuka palcem w zdj�cie z widoczn� przyjemno�ci�. - Nasze �ycie musia�o im si� chyba wydawa� cudownie odmienne. A nam to wcale nie przeszkadza�o. To znaczy: to, �e mieli�my publiczno��. Kiedy przychodzi�a pora k�a�� si� do ��ka, ojciec wstawa� i otwiera� sw�j zegarek. To by� sygna�. A nasi przyjaciele odwracali si� i odmaszerowywali w noc. Joseph nie wie, co powiedzie�. Babcia przewraca stron�. Pokrzywiony, niemal kaleki palec wskazuje kolejny obrazek. - Tubylcy wypatrywali wieloryb�w i statk�w ze szczytu tego starego masztu. - Naprawd�? - Ja te� kiedy� wspi�am si� na ten s�up - o�wiadcza z dum� staruszka. - Naprawd�? - Owszem, z pomoc� brata. Emma przypomina sobie, �e kiedy pierwszy raz wys�uchiwa�a tych opowie�ci i patrzy�a na ten wysoki, szary s�up na tle szarego, arktycznego nieba, pr�bowa�a sobie wyobrazi�, jakby to by�o wspi�� si� samej tak wysoko, kiedy jeden z braci towarzyszy�by jej na bardzo w�skiej drabinie i nalega�, �eby zignorowa�a strach, trzyma�a g�ow� pochylon� i nie przerywa�a wspinaczki. - Wci�� mi powtarza�, �e ju� niedaleko - wspomina babcia. - Ci�gle potarza�, �e ju� prawie szczyt. - I uda�o si� pani. - W ko�cu tak. Ale tylko dzi�ki bratu. - I jaki by� widok? Babcia waha si� przez chwil�, potem u�miecha si� z zak�opotaniem. - Nie mam poj�cia. Szczerze m�wi�c, z tego wszystkiego pami�tam tylko wspinaczk�. Joseph parska cichym �miechem, a ona dodaje: - Z mojego brata by� kawa� �mia�ka. Zawsze. - Tak? - Kilka lat p�niej, kiedy by� m�odym m�czyzn�, zosta� akrobat� lotniczym. Wiesz, czym oni si� zajmowali, Stephen? - Tak, wiem - potwierdza Joseph. - I tak w�a�nie zgin�� - wyznaje babcia. - Lecia� za nisko i zaczepi� o kabel telefoniczny. Nie mia� jeszcze dwudziestu pi�ciu lat, tyle czasu min�o, a ja nadal my�l� o nim codziennie. Zadawnione cierpienie nabiera �wie�o�ci na jej twarzy. Joseph podnosi wzrok na Emm�, m�wi do niej oczyma. Emma klepie babci� po ramieniu i zadaje pytanie o ciasto i kaw�. Joseph i to, i to, bardzo prosz�, a babcia jakby wcale nie s�ysza�a pytania. Emma wraca do kuchni i pomaga roz�o�y� na talerze w�skie kawa�ki dyniowego placka, potem roznosi po dwa talerzyki naraz. Kiedy wraca do Josepha, album ju� jest zamkni�ty. Babcia Lawson przechyla g�ow� na bok, przys�uchuj�c si� temu, co m�wi do niej towarzysz. A mo�e zn�w zasn�a. Kiedy jednak Emma podchodzi bli�ej, babcia prostuje si� na ca�� wysoko��, rozja�nia si� na twarzy i m�wi: - No, je�li to ci� interesuje, m�j syn tam by�. Tom to wszystko widzia�. Emmie nagle robi si� s�abo. - Wiedzia�e� o tym? To Tom by� tym ch�opakiem w samochodzie - ci�gnie babcia. - Tym, kt�rego zast�pca szeryfa Bins zatrzyma� za przekroczenie szybko�ci. Joseph podnosi wzrok na Emm� i u�miecha si� w lekkim poczuciu winy. Babcia klepie go przyjacielsko po kolanie i m�wi mu: - Ka�� mu wszystko opowiedzie�. Naturalnie, je�li ci� to interesuje. - Interesuje - przyznaje Joseph. I zaraz przychodzi mu na my�l, �eby zapyta�: - A je�li nie zechce o tym m�wi�? - Ale� Stephenie! Babcia podnosi wzrok i ujrzawszy w pobli�u Emm�, z promiennym u�miechem prosi: - Kochanie, mo�e p�jdziesz i zawo�asz do nas swego ojca, dobrze? W zesz�ym roku, przy sp�nionych fanfarach, Smithso�skie Muzeum Lotnictwa i Kosmonautyki zaprezentowa�o skromn� wystaw� drobnych przedmiot�w ze statku z Nodaway. �yj�cy �wiadkowie tamtych zdarze� zostali zaproszeni do Waszyngtonu na ceremoni� otwarcia. Ale zaplanowano j� akurat w czasie �niw, co dla ojca stanowi�o najlepsz� mo�liw� wym�wk�. "B�dzie zbyt zaj�ty" - o�wiadczy�a mama Emmie podczas jednej z d�ugich rozm�w telefonicznych w niedziel� rano. "I to nie by�aby dla nas darmowa wycieczka, je�li tej jesieni on nie zd��y�by zebra� wszystkiego z pola..." O ceremonii wspominano w og�lnokrajowym serwisie informacyjnym, ale tylko C-Span transmitowa�a j� na �ywo. Emma zaprosi�a rodzic�w, �eby obejrzeli j� na kabl�wce. Ale mama w ostatniej chwili odwo�a�a wszystko, m�wi�c: "Dzi�kujemy, ale raczej nie. Spr�bujemy to obejrze� u siebie". "Przy tym parszywym odbiorze?" - �achn�a si� Emma. "No c�" - odpar�a mama. "Prawd� m�wi�c, ojciec nie chce, �eby robi� wok� tego jaki� szum. Zw�aszcza teraz. Po tylu latach". "Bo�e z�oty!" - wykrzykn�a Emma. "Czy ten cz�owiek nie ma za grosz wyobra�ni?" "Oczywi�cie, �e ma wyobra�ni�" - odpar�a mama ura�onym, a nawet lekko rozgniewanym tonem. "Ale to b�dzie po prostu cudza uroczysto��, czy nie rozumiesz tego, Emmo?" Koniec ko�c�w, �wiadk�w nie zabrak�o. Kilka tuzin�w emerytowanych wojskowych, pomarszczonych starych naukowc�w i in�ynier�w, przyodzianych w nowiutkie garnitury, usadzono w r�wnych rz�dkach, a wiceprezydent rzuci� kilka bana��w o wielkich tajemnicach wszech�wiata. Obecna by�a tak�e wdowa po Travisie Binsie, usadowiona na przodzie, reprezentowa�a okr�g Nodaway. Kiedy wiceprezydent sko�czy�, kamery przeniesiono wreszcie na same przedmioty. W zasadzie okaza�y si� niczym. Albo prawie niczym. Ma�e bezkszta�tne grudki zastyg�ego metalu, kt�re wygl�da�y znacznie pro�ciej ni� jakakolwiek stworzona przez ludzi maszyna - kapsu�a Apollo albo i elektroniczny zegarek wygl�da�y przy nich jak �smy cud �wiata - i dla takiego laika jak ona wygl�da�y o niebo mniej intryguj�co od starego, statecznego "Spirit of St. Louis", kt�ry obok zawis� bez ruchu w powietrzu. "On nie lubi o tym rozmawia�" - ostrzega�a Josepha. "Dlaczego?" Ale zamiast przyzna� si� do prawdy - �e nie ma poj�cia, co mo�e sobie my�le� jej w�asny ojciec - Emma zdecydowa�a tylko potrz�sn�� g�ow� i powt�rzy�: "Zr�b to dla mnie, dobrze? Nawet nie wspominaj przy nim o statkach kosmicznych". Ostatecznie okaza�o si�, �e ��da zbyt wiele. - On chcia�by si� czego� dowiedzie� o tym twoim statku kosmicznym - oznajmia babcia. Potem, s�ysz�c, �e nikt si� nie odzywa, dodaje: - Powiedz mu to samo, co m�wi�e� mnie, Tom. O tym rozb�ysku �wiat�a. I o tym, jak pojecha�e� za zast�pc� szeryfa tam, gdzie te biedactwa roztrzaska�y si� o ziemi�. Ojciec zerka na Emm�, potem na Josepha. Odk�ada napocz�ty kawa�ek ciasta na stolik do kawy i staj�c przez matk�, sk�ada raport: - I to ju� mniej wi�cej wszystko. Zobaczy�em na niebie �wiat�o. My�leli�my, �e to mo�e spadaj�cy samolot. No wi�c pojecha�em za Travisem i znale�li�my to co� mi�dzy drzewami, niedaleko szosy, w lasku Louisa, a potem zosta�em tam, a� przyjechali ci z Si� Powietrznych i kazali wszystkim wraca� do domu. Za ojcem stoj� Brace i Angel. Wygl�da na to, �e temat wszystkich ciekawi, a nawet intryguje. Tylko ona jedna zdaje si� odczuwa� jakiekolwiek napi�cie. Potem do pokoju wpada z rykiem fala przejedzonych dzieci. - Cisza! - wrzeszczy Brace. Angel �apie swego najstarszego i szepcze mu do ucha jakie� gro�by. - Nie widzia�em nic szczeg�lnego - zapewnia ojciec. - Travis podszed� bli�ej, �eby si� lepiej przyjrze�. Ja w�a�ciwie trzyma�em si� z daleka. I to ju� wszystko. Wygl�da na to, �e nic wi�cej nie trzeba dodawa�. Ojciec pochyla si� i bierze z powrotem sw�j kawa�ek ciasta, potem zastanawia si�,