5415
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5415 |
Rozszerzenie: |
5415 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5415 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5415 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5415 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Qualis
Prawdziwa historia bitwy o "R��"
Gdzie� w ciemnym k�cie kosmosu, gdzie wiatr
s�oneczny zakr�ca, a grawitacja w zasadzie nie powinna dzia�a�, unosi si� majestatycznie Sztab Generalny
Zjednoczonych Kosmicznych Si� Ziemskich (SGZKSZ). Grawitacji na pewno by tu nie by�o, ale niestety dla niej, Sztab
jest tak wielki, olbrzymi i-w-og�le, i� sam ten fakt po prostu, uj�� grawitacj� za jej m�skie przyrodzenie, �cisn��
jednoznacznie acz delikatnie, po czym przytarga� na miejsce... A propos unoszenia si�, Sztab nie unosi� si� mo�e
dos�ownie, trudno bowiem, unosi� si� w przestrzeni kosmicznej. Jak znale�� jednak inne wojskowe s�owo na to, co
nasz Sztab robi�? Wi�c niech zostanie - unosi� si�. Dok�adnie to bry�a konstrukcji unosi�a si�, a Sztab przebywa� sobie
w jej wn�trzu. To znaczy Sztab unosi� si� niejako po�rednio, nie bezpo�rednio, a konkretnie, unoszenie si� Sztabu
czerpa�o swoj� wa�no�� wprost z unoszenia si� bry�y statku. M�wi�c pro�ciej; Sztab unosi� si�, poniewa� znajdowa� si�
na statku, kt�ry co warto nadmieni�, tak�e si� unosi�. Je�li kogo� dziwi takie dok�adne roztrz�sanie po�o�enia Sztabu,
niech pami�ta, �e m�wimy o Obiekcie Wojskowym. Tu nie ma miejsca na �adne nie�cis�o�ci, pierdo�y i wydumane
filozofie... Nieciekawe, wr�cz zadupiaste, po�o�enie Sztabu t�umaczy jego tajno��. Wojsko kocha tajno��, a kosmos
dostarcza szczeg�lnie du�o okazji ku temu. Jest, jakby nie patrze�, du�y... Mo�e nie a� tak du�y jak by si� chcia�o, lecz
c�... Sztabowi wybrano wi�c najbardziej tajnie miejsce, jakie mo�na by�o tylko znale��...
Ca�a historia zacz�a si� - oczywi�cie - wcze�niej. Aby Sztab m�g� znale�� si� tam gdzie si� obecnie znajduje (a
dok�adnie: unosi� si� tam gdzie obecnie si� unosi) musia�o nast�pi� przedtem par� ma�ych wojskowych zdarze�. Jak na
przyk�ad lot cz�owieka w kosmos - co jak wiemy dokona� pewien kr�tko ostrzy�ony osobnik. Oraz na ksi�yc, czego
dokona�a tr�jka zuch�w z szczecink� na g�owie. Warto tak�e wspomnie� powierzchnie Marsa, odwiedzon� przez
bohatersk�, pokryt� dyskretn� fryzurk�, �semk�. I nie powinien przeszkadza� nikomu fakt, �e wszyscy byli kr�tko, w
ten czy inny spos�b, ostrzy�eni! Fakty! Licz� si� fakty! Jak zakrzykn�� pewien gentelmen na wie��, �e jego ma��onka
jest w ci��y. Bynajmniej nie z nim. Potem nast�pi�a kr�tka przerwa w podboju. C� okolice Ziemi zdobyte... A reszta?
Jaka reszta?? Produkcja kr�tko w�osych osobnik�w post�powa�a jednak ra�no. W ko�cu trzeba by�o co� z nimi zrobi�.
Jako, i� na ojczystej planecie nie by�o ju� niczego tak naprawd� ekscytuj�cego, jasne, niebieskie spojrzenie owych
kr�tkow�osych m�odzie�c�w pad�o na gwiazdy. Hmmm... Mrugaj� sobie one? Huh...?! Mrugaj�...? Od takich
przenikliwych my�li niedaleko ju� do wyprawy w KOSMOS. "Kosmos, panie, prawdziwy Kosmos, kurde panie, nie
tam, panie, �iu�ki-majtki-Ksi�yc-Mars-i-Orbita-!". Zmierzch�e to dzieje. Nast�pnie rzecz potoczy�a si� g�adko. Nasi
bohaterowie, kiedy byli tak daleko od Ziemi, i� mogli sw�j be�kot zwali� na zak��cenia, ra�no wzi�li si� za p�dzenie
bimbru z paliwa rakietowego. Zgodnie z star�, szacown� tradycj� podr�niczo-koszarow�. Bimber �w, to pra-pra-
dziadek wsp�czesnego wojskowego "Tomasza". W ko�cu g��boki kosmos nigdy nie rozpieszcza� W tym szlachetnym
stanie ducha, nast�pi�o wielkie spotkanie z Obcymi rasami. Spotkania by nie by�o gdyby nie jedna pomy�lna
okoliczno�� - a mianowicie - wszystkie jako tako inteligentne rasy skierowa�y swe dzielne za�ogi w... Oczywi�cie, �e
TAM! Bo niby gdzie indziej?! �rodek Galaktyki. �adne inne miejsce nie wydawa�o si� godne takiej wyprawy. Dzielne
statki z dzielnymi �o�nierzami na pok�adzie, wpad�y po prostu na siebie, a ich za�ogi po pewnym czasie, r�nym w
zale�no�ci od umiej�tno�ci sporz�dzenie napoj�w z paliwa, skojarzy�y przykry fakt: co� jest nie tak! "O� kurwa... Panie
Kapitanie... wpadli�my na co�... co�... co�... kurwa?!" w r�nych j�zykach, ciamganiach, brurlach, k�apciach i innych
mniej pospolitych formach porozumiewania si�, przelatywa�a wiadomo�� od ucha (lub innego narz�du) do ucha (lub
czego� innego) znakomitych za��g. Umys�y w pewnym stanie nie widz� �adnych przeszk�d. Kapitanowie polecili
zbadanie przyczyny i "naprawienie tego burdelu, kurwa, sier�ancie!". Sier�anci nie s�, rzecz jasna, od takich bana��w,
wi�c wkr�tce obok k��bowiska szczepionych statk�w pogodnie unosili si� �o�nierze szeregowi. Nikt nie by� specjalnie
zdziwiony widokiem innych szeregowych obiekt�w lewituj�cych z r�wn� pogod� nieopodal, o rozmaitych kszta�tach, i
co ciekawsze, ka�dy jako� rozumia� to, co to szeregowe obiekty wojskowe pr�bowa�y artyku�owa�. Proste szeregowe,
wojskowe s�owa typu "Kurwa!", "Chuj z tym..." czy "Ale wypieprzy�o..." powodowa�y zgodne machanie g�owami,
mackami, brdulami i innymi odro�lami. Za�ogi po tych fachowych ogl�dzinach, dosz�y do zgodnego, nad wyraz
sensownego w tych okoliczno�ciach wniosku, i� nic tu po nich, po czym pr�bowa�y si� rozej�� do swoich statk�w...
Prawd� m�wi�c �atwiej jest wyj�� ni� wej�� (z�ota ta regu�a nie dotyczy tylko statk�w kosmicznych, co warto sobie
zapami�ta�), tote� szeregowi �o�nierze rozeszli si�, jak na wojsko przysta�o, zupe�nie przypadkowo, nie pami�taj�c
zbytnio jak w�a�ciwie wygl�da ich w�asny statek. A �e wn�trze okaza�o si� troch� inne, oraz temu idiocie Figielskiemu
wyros�o co� na kszta�t macki na twarzy, to ju� wina z�ych Proporcji... Przez du�e "P". Albo kaca... Te� przez du�e "K".
Albo odleg�o�ci od... czegokolwiek. Stara zasada klin-zbi�-klinem pozwoli�a na d�ugie i bez konfliktowe wsp�ycie
r�nych zupe�nie istot na bardzo ma�ym przecie� obszarze pl�taniny sczepionych statk�w. Do Central sz�y same
zak��cenie - rozumie si� taka Odleg�o�� ( przez du�e "O", rzecz jasna). A kapitanowie, kt�rzy rozs�dnie pr�bowali
wytrze�wie�, stwierdzali, �e nic nie rozumiej�, nic nie widz�, i co to jest to br�zowo-zielone, do kt�rego, o ile sobie
dobrze przypominam, zwracali si� per Rychu??! Nie... na trze�wo nikt nie by� w stanie si� z nikim porozumie�...
Odkr�canie tego zaj�o naprawd� sporo czasu... Ale to inna historia. Pozosta� tylko jeden ma�y szczeg�lik. Jeden statek
nie zderzy� si� z innymi. Z tego prostego powodu, i� jego za�oga by�a trze�wa jak noworodek przed karmieniem.
Wyhamowali, wi�c przepisowo, popatrzyli na wszystko, pogardliwe zmru�yli oczy (to znaczy zmru�yliby gdyby je
mieli), z rezygnacj� wzruszyli ramionami (oczywi�cie gdyby je mieli to by to zrobili, ale przecie� nie o to tu chodzi),
po czym wykonali r�wnie przepisowe "w ty� zwrot" i polecieli do domu. A ich Centrala dosta�a jasny i logiczny
meldunek - mimo takich odleg�o�ci (przez du�e "O")...
Sztab Generalny Zjednoczonych Kosmicznych Si� Ziemskich. Pancernik "Fryderyk Karthon". Trwa narada:
-... Podsumowuj�c to wszystko, jeste�my zdania, �e wycofanie naszych si� z rejonu "R�y" pozwoli na unikni�cie strat.
Przy�pieszy te� ewentualne kontruderzenie, zachowuj�c nasze si�y z "R�y" nienaruszone.
Zapad�a cisza. Wszyscy obecni skupili wzrok na g��wnodowodz�cym Ziemskich Si� Kosmicznych, legendarnym
Fryderyku "Wy" Karthonie. Karthon, jak zwykle, wbija� sw�j lodowaty wzrok gdzie� w przestrze�, mro��c nieznane
uczestnikom narady przestrzenie. W tej sytuacji, dociera�y do nich tylko ma�o optymistyczne fale ch�odu. Przydomek
"Wy" Karthon zawdzi�cza u�ywaniu formy "Wy" przy zwracaniu si� do otoczenia. Wbrew pozorom nie prowadzi�o to
do �adnych nieporozumie�. Adresat Karthonowego "Wy", nawet w sytuacji, gdy Karthon by� odwr�cony do niego
plecami, zawsze widzia�, �e to "Wy" odnosi si� do niego. W�a�nie niego. Niepokoj�ce, ale prawdziwe.
Karthon siedzia� u szczytu wielkiego sztabowego sto�u. Nad sto�em unosi�a si� du�a, tr�jwymiarowa i kolorowa mapa
rejonu "R�y". Na kraw�dzi mapy by�a widoczna brzydka, niesympatyczna plama. To wr�g. Wniosek sztabu by�
jednomy�lny i dawa� si� wyrazi� w stwierdzeniu: "spieprzamy, bo oberwiemy...".
- Mmmm - westchn�� Karthon - mo�e przypomnijcie nam, kto tam dowodzi?
- Tam? - zdziwi� si� genera�-komandor Asturbacja. Pytanie by�o, bowiem skierowane do niego. - eee... genera� Emil
Biddon.
- No w�a�nie - potwierdzi� Karthon - nie ma wi�c dyskusji.
Chwila konsternacji w Sztabie. Nie wycofujemy si�?? Ale�...
- Nie wycofujemy si�?? Ale�... - zdecydowa� si� wyartyku�owa� w�tpliwo�ci Sztabu komandor Perma.
- Wy najwyra�niej nie wiecie - przerwa� mu Karthon - �e Biddon to facet, kt�remu jaja wychodz� nogawkami! Koniec
dyskusji!
"R�a" by�a ma�ym lecz bogatym uk�adem. Problemem by�o jej po�o�enie. Dalekie raczej od Ziemskich wp�yw�w.
Wielu uwa�a�o jej zaj�cie za szale�stwo. Prawie wszyscy zgadzali si�, �e utrzymanie jej w obecnej sytuacji z pot�n�
flot� "Smark�w" blisko granicy uk�adu, by�o niemo�liwe. Szalone i niewykonalne. Oczywi�cie Fryderyk "Wy" Karthon
by� tym, kt�ry z zdania "Wszyscy", robi� zdanie "Prawie wszyscy". Wedle powszechnej w�r�d sztabowc�w opinii,
stary Fred przeceni� po prostu starego Emila.
"Emil Biddon nie wygl�da� mi na faceta kt�remu by jaja wychodzi�y nogawkami... pomy�la�em podczas narady Sztabu.
Aczkolwiek nie podzieli�em si� swoimi my�lami z nikim. Dzi� wiem - to nie by� b��d." - z "M�j szlak bojowy -
ciernista droga chwa�y - wspomnienia komandora Joachima Perma"
Genera� Emil Biddon spojrza� ponuro na chwilowo by�ego komandora Capsa, kt�ry pr�bowa� zobaczy� czubek
swojego j�zyka, co s�dz�c po jego minie wcale mu nie wychodzi�o. Chwilowo by�y komandor Caps to jeden z
najbardziej utalentowanych ludzi w armii od "rozwi�zywania problem�w w legalny spos�b". Obcy zawsze byli jak
najbardziej legalni, takowo� naturaln� kolej� losu przypadli Capsowi.
- Ehmm - mrukn�� Biddon i popatrzy� dla odmiany na raport przygotowany przez chwilowo by�ego Capsa. Caps by�
wzorowym oficerem wi�c zanim zwariowa�, napisa� raport. Raport by� o post�pach w nawi�zaniu kontakt�w z X15,
tajemnicz� ras�, kt�ra zamieszkiwa�a sobie pobliskie rejony kosmosu. Ras� kt�ra na dodatek sprawia�a wra�enie
bardzo spragnionej kontaktu. Problem w tym, �e X15 tylko sprawiali takie wra�enie. Nikomu jednak nie uda�o si�
pog��bi� tego uczucia. Paradoks zbli�ony do impotencji - wszyscy bardzo chcieli, acz nie mogli. Frustruj�ce. Owszem,
osobnicy tej rasy t�umnie zwiedzali ludzkie (i nie ludzkie) statki, bazy, miasta i takie podobne skupiska intelektu. Lecz
c�, poza sm�tn� i milcz�c� turystyk� niewiele to nie dawa�o. X15 byli, mimo widocznych wysi�k�w, akontaktowni.
Mo�e byli telepatami albo empatami albo jak uj�� pewien znawca tego tematu "Im po prostu to zwisa...". Czy to jednak,
zagadni�to znawc�, nie stoi w jawnej sprzeczno�ci do ich zachowania? �w znany znawca, marszcz�c czo�o, odpar� na
to " Mo�e tak w�a�nie wygl�da ich zwisanie?". Fakt. Tego to nikt nie wiedzia�. Chwilowo by�y komandor Caps sp�dzi�
dwa miesi�ce na pr�bach telepatycznego kontaktu z pewnym przedstawicielem X15. Pr�by sko�czy�y si� na przes�aniu
od X15 do komandora Capsa litery 'M'. 'M' jako dwa miesi�ce ci�kiej pracy... 'M' mozolnie przesy�anie po kawa�ku,
wi�c najpierw by�o 'i' potem 'I', a potem mo�e 'H'. Caps mia� sporo czasu na dociekania. A jak sko�czyli z 'M' to Caps
zwariowa� a �w przedstawiciel X15, zmieni� swoje ubarwienie z tradycyjnego br�zowego na jaskrawo buraczkowe i
zosta� szybko zabrany przez swoich ziomk�w. By� mo�e te� si� tym troch� sfrustrowa�. Nie potrzebnie! I tak doszli
dalej ni� ktokolwiek przed nimi. Armia jednak lubi konkrety, nie subtelne pierdo�y czy wydumane wujki- ptaszki.
Biddon postanowi� podj�� ostatni� pr�b� wydobycia czego� z chwilowo by�ego Capsa. Mia� nadziej�, i� chwilowo by�y
Caps b�d�c przedtem takim s�u�bist�, pedantem i w og�le wzorowym, legalnym do b�lu �o�nierzem nie m�g� po prostu
tak sobie zwariowa� z powodu g�upiego 'M'. Caps musi wiedzie� co� czego nie zamie�ci� w swoim raporcie.
- S�uchajcie Caps - zacz�� i pomy�la� "cholera, ile czasu zajmie Schizosenowi zmiana statusu tego �o�nierza z
"chwilowo by�y" na "obecny"...?" - s�uchajcie mnie uwa�nie Caps, jeste�cie oficerem floty kosmicznej i waszym
zadaniem by�o nawi�zanie kontaktu z X15. Rozumiecie mnie, Caps?
Chwilowo by�y �o�nierz Caps wsun�� sw�j j�zyk z powrotem i spojrza� na genera�a jednym okiem podczas gdy jego
drugie oko zacz�o wodzi� po pomieszczeniu.
- Caps do jasnej cholery - zdenerwowa� si� Biddon - przesta�cie r�n�� g�upa i robi� mi tu wariackie sztuczki. Jeste�cie
w ARMII CAPS!!!
- 'M' - sapn�� chwilowo by�y Caps - bu... bu... 'M'??? M! M! wolno i wolno.... Du�e nieprzyjazne 'M'!! DU�E
WSTR�TNE 'M'!!!! DU�E WSTR�TNE 'M' CHCE ZJE�� CAPSA!!!! AAAAA.... BU.. bu... Nie..!!! �adnych 'M'!!
Ja.. bu bu buuuuuu Chwilowo by�y komandor Caps zacz�� si� �lini�, rzuca� na boki, kopa�, pokazywa� j�zyk i
szcz�ka� z�bami. Biddon straci� reszt� nadziei na wyci�gni�cie czego� z niego. Ale od czego jest w ko�cu komandor-
doktor Shizosen?
- Wilbur, ile potrzebujesz czasu?
- Ojej... - zdziwi� si� nieszczerze zagadni�ty - przecie� pacjent jest praktycznie w katatonii schizmo...
Przerwa� widz�c min� Biddona i doda� po chwili:
- Ok, za 24 godziny b�dzie jak nowy. No, prawie jak nowy. Noo... w�a�ciwie to b�dzie w zasadzie prawie jak prawie
nowy...
- Doskonale - stwierdzi� genera� - komandor Caps jest wa�ny, nie wiadomo co Wr�g wymy�li, tote� - Biddon
dramatycznie zawiesi� g�os - Caps musi by� sprawny, �e si� tak wyra��, aby wszystko mog�o odby� si� absolutnie
legalnie...
- I tak b�dzie - potwierdzi� zadowolony doktor-komandor Shizosen.
Do gabinetu wesz�y dwie sanitariuszki, wezwane przez doktora i wyprowadzi�y opieraj�cego si� bez zbytniego
przekonania Capsa.
Pochodzenie i sta� doktora-komandora Wilbura Shizosena by�y nad wyraz m�tne. "S� rzeczy na tym �wiecie o kt�rych
dobrze jest nie wiedzie�" jak sam zwyk� mawia�. S�usznie zreszt�. Procent zawichrowa� psychicznych (poprzez
zawichrowanie psychiczne rozumie si� niezdolno�� do s�u�by) dosy� cz�stych przecie� w flocie kosmicznej (syndromy
Decka, Hole'a, Enisa, Aginy-Litoris) by�y na "Biddonie" r�wne zero. Zero. W tym sensie doktor Shizosen m�g� by�
uwa�any za geniusza. W ka�dym razie, sam za takiego si� uwa�a�.
"Czym jest zaburzenie psychiczne? Niczym innym ni� li tylko nie�yczliwym odbiorem zachowania pacjenta przez jego
otoczenie. Zmienicie jego �rodowisko, a usuniecie jego chorob�!" - pocz�tek referatu doktora Wilbura Schizosena
wyg�oszonego na XVI zje�dzie psychiatr�w wojskowych pt. "Choroba psychiczna cywilnym mitem chorych na
pacyfizm poborowych"
Komandor Loos przeczuwa� od pocz�tku, �e pr�ba podj�ta przez komandora Capsa jest pr�b� z g�ry skazan� na
niepowodzenie. Dwaj doro�li, trze�wi, osobnicy r�nych ras nie s� w stanie przekaza� sobie �adnych zrozumia�ych
tre�ci. A X15 byli zawsze trze�wi. Caps, niestety, tak�e. Caps by� chodz�ca encyklopedia prawa kosmicznego. W
rzeczy samej, fakt, i� Caps odebra� owe nieszcz�sne 'M', zdziwi�o niepomiernie Loosa. By� mo�e Caps zwariowa�
wcze�niej i stad jego s�ynne 'M'?. 'M' jak Mama? (mia� mo�e du��, nieprzyjazn� Mam�?) Niewa�ne... Loos mia� pewn�
intuicj�, cierpliwie rozwijan� podczas d�ugich i monotonnych wacht. W sytuacji kiedy komandor Caps z dzikim
u�miechem pracowicie za�linia� swoj� izolatk�, jest szansa na korzystne przedstawienie pewnej idei genera�owi...
Problem le�y w tym, uwa�a� Loos, �e Biddon jest w zasadzie nie przewidywalny. Uwa�anie, �e Biddon uwa�a tak a
tak, by�o jak rozmowa z fusami po herbacie... (wszyscy kt�rzy kiedykolwiek rozmawiali z fusami PO (nie OD,
poniewa� s� to dwie r�ne kategorie fus�w) herbacie mog� potwierdzi� t� smutn� refleksj�).
O tym jak kiepska zrobi�a si� sytuacja si� ziemskich w tym sektorze nie wiedzia� nikt opr�cz wojskowych. Wojskowy
bana� m�g� zako�czy� si� koszmarem dla cywili. Sektor "R�a" jako jedna z nowszych zdobyczy Ziemian by� uwa�any
za dobrze broniony i B�g wie jakimi to sposobami "Smarki" dowiedzia�y si� jak jest naprawd�. A naprawd� uk�adu
broni� kr��ownik "Biddon" i jego jedyne skrzyd�o. Sztab uwa�a� spektakularne zdobycie tego rejonu za tak
widowiskowe i pirotechniczne, i� powstrzyma wszystkich ch�tnych przed pchaniem si� tutaj przez jaki� czas.
Przesuni�to wi�c g��wne si�y na drugi koniec Galaktyki by tam zdobywa�y nowe tereny chwa�y. Do "R�y" wys�ano
s�ynn� XII Flot�, pod wodz� genera�a Biddona z zadaniem robienia wszystkiego aby wygl�da�o �e jest go w "R�y" o
wiele wi�cej ni� by�o w rzeczywisto�ci. Biddon by� w tym najlepszy.
"Loos, nareszcie! W�a�nie po to was tutaj �ci�gn��em. Znam wasz� histori�. Wierze w intuicj�. Wierze w
niekonwencjonalne rozwi�zania. A wasz pomys�... o ile wiem nie jest nowatorski, acz s� w nim pewne intryguj�ce
szczeg�y. C�, macie woln� r�k�, przydziel� wam jednego z oficer�w liniowych do pomocy. Odmeldowa� si�!" -
s�owa genera�a Biddona skierowane do zaskoczonego komandora Loosa, kiedy ten w ko�cu zebra� si� na odwag� i
wyartyku�owa� mu sw�j pomys�...
Loos wyszed� od Biddona mi�kkich nogach. Nagle przypomnia� sobie wszystko czego nas�ucha� si� o kr��owniku
"Biddon" i jego znakomitej za�odze. Przydzia� na "Biddona", otrzymany 5 miesi�cy temu wydawa� mu si� pi�kn�
bajk�. Rok temu Loos by� udupiony. A przecie� do pewnego pechowego wydarzenia wszystko uk�ada�o si� doskonale.
Jako m�ody cz�owiek wst�pi� do Akademii, specjalno�� logistyka, by w ten spos�b realizowa� swoj� pasj�
porz�dkowania wszystkiego. Po szkoleniu zosta� przydzielony do bazowca klasy "Becket". Bazowce s� to wielkie
statki s�u��ce jako stocznie i punkty zaopatrzenia. Loos by� odpowiedzialny za obs�ug� za�adunku �ywno�ci. System
rozdzia�u by� bardzo skomplikowany i pogmatwany. Po paru dziesi�ciu takich za�adunkach, Loosowi przy�ni� si� sen.
Sen o nowym Systemie. Loos pocz�tkowo zlekcewa�y� go, ale sen trafi� si� jeszcze raz, i jeszcze raz i jeszcze... Taka
natr�tno�� by�a zastanawiaj�ca. W ko�cu sta�o si� to co by�o nieuniknione. Loos nie wytrzyma�. Kt�rego� ranka,
p�przytomny pobieg� do konsoli komputera. Uruchomi� budowniczego aplikacji i stworzy� Nowy System. Kiedy w
ko�cu oprzytomnia� i ujrza� sw�j tw�r, m�g� ju� tylko zakrzykn�� - "O� Kurwa!". Ostatnia ma�a, n�dzna resztka
samokrytyki nie pozwoli�a mu zameldowa� o tym dow�dztwu. O nie! - pomy�la� sobie - nic tak nie przekonuje jak
dzie�o. Wi�c w tajemnicy, pewnej nocy - takich rzeczy nie robi si� w dzie� - przekompilowa� sw�j System tak aby
pasowa� do �rodowiska bazy danych komputera "Becketa". Uruchomi� go, jednocze�nie wrzucaj�c ma�� nak�adk�
nakazuj�c� kierowanie wszystkich danych o zaopatrzeniu nie do starego systemu ale do jego Nowego. Po czym si�
u�miechn�� i poszed� spa� - tak musia� si� czu� Pan w dniu si�dmym. O tym �e taki stan zwie si� paranoiczn� eufori�,
dowiedzia� si� par� tygodniu p�niej od personelu Zak�adu Psychiatrycznego dla Wojskowych. Na razie by� szcz�liwy
i pewny sukcesu swojego dzie�a. O w�a�nie - szperacz dalekiego zasi�gu, klasa "Z�odziej", ma dzi� wyruszy�.
Normalne zaopatrzenie trwa�oby conajmniej 6 godzin. Ale Nowy za�atwi to w jedn�, dos�ownie jedn� godzink�. Przez
ca�e 3 dni nikt z obs�ugi technicznej nie zorientowa� si�, i� system zosta� zmieniony. Loos by� ostro�ny - Nowy System
dzia�a� w tle starego. Wskaz�wkami mog�cymi sygnalizowa� zmiany, by�y wyra�nie kr�tszy czas za�adunk�w i
roz�adunk�w, oraz radosna, promienna i rozanielona g�ba Loosa. Dnia czwartego w kt�rym nota bene Loos
zdecydowa� si� wreszcie og�osi� �wiatu sw� dobr� nowin�, przydokowa� ma�y statek naprawczy kt�ry dzie� wcze�niej
uzupe�nia� swoje zapasy �ywno�ci i paliwa. Za�oga trzy osoby. Pierwszymi s�owami tej za�ogi nie by�y tradycyjne
"Taki a taki prosi o pozwolenie na dokowanie" tylko "Kto, KURWA, u was, KURWA, rz�dzi, KURWA,
zaopatrzeniem, KURWA?!". Okaza�o si� �e za�oga przez prawie dwa dni mia�a do dyspozycji tylko: kiszone og�rki i
past� czosnkow�. Co jak wiadomo jest kombinacj� cholernie biegunkogenn�, nie m�wi�c ju� o tym, i� ci biedacy
musieli degustowa� nawzajem swe czosnkowe oddechy. Kiedy Loos triumfalnie wkracza� do gabinetu swojego szefa,
czeka�a tam na niego niespodzianka. W postaci trzech, bladych, wkurzonych facet�w. No, czterech, jego szef te�
wygl�da� na wkurzonego: "Co wy�cie do ci�kiej cholery wpu�cili do systemu Loos?!". Nowy System Loosa, jak to
wkr�tce odkryli technicy, by� tak napisany �eby uzyskiwa� jak najwi�ksz� szybko�� prze�adunk�w. Ignorowa� zupe�nie
konkretne zam�wienia za��g, potwierdzaj�c je jednocze�nie w ich komputerach. Wa�na dla niego by�a tylko szybko��.
Tak na przyk�ad za�adowanie od zera du�ego statku przebiega�o najszybciej, je�li �adowa�o si� go du�ymi pakami (np.
mro�one bry�y syntetycznych pyr czy poliwieprzowiny), do�adowanie za� by�o szybsze ma�ymi paczkami (np. ser,
pasta czosnkowa). To by�o jedyne kryterium i w praktyce to dzia�a�o bardzo sprawnie. Wci�gu czterech dni bazowiec
obs�u�y� 15 statk�w. Na szcz�cie by�y to ma�e jednostki, wyruszaj�ce na co najwy�ej trzy dniowe wyprawy. Z jednym
wyj�tkiem. Pojawi� si� on dwa tygodnie po tym jak Loosa zabrali do kliniki. Wyj�tek wynurzy� si� z T-przestrzeni
niebezpiecznie blisko "Becketa". Ostrzela� go ostrzegawczo, nast�pnie wykona� klasyczny aborda�. Dwunastu facet�w
z ob��dem w oczach i mordem na ustach wdar�o si� na pok�ad. To za�oga szperacza klasy Z�odziej po
dwutygodniowym od�ywianiu si� oliwk� z oliwek i d�emem agrestowym. Gdyby Loos znajdowa� si� na statku, to... no
c�, tych dwunastu go�ci przez d�u�szy czas medytowa�o co zrobi z tym kto ich wpakowa� w ten kana�... Po leczeniu
(paranoja euforyczna na tle efektu tzw. Decka - czyli braku odporno�ci na d�ugotrwa�e przebywanie w kosmosie) Loos
zosta� przydzielony do obs�ugi logistycznej ma�ego obozu treningowego na Tamarze. Prze�o�eni uwa�ali �e co jak co,
ale Loos twardym komandosom nie jest w stanie zaszkodzi� (w przypadku nawrotu choroby). I nagle nadesz�a
propozycja. Propozycja podpisana przez samego genera�a Emila Biddona. Tak Loos znalaz� si� na "Biddonie". I to w
randze komandora. Szansa z Niebios...
24 godziny czasu absolutnego p�niej.
Genera� Biddon krytycznie ogl�da� symulacj� obrony tego sektora u�o�on� wczoraj w sztabie. "R�a" by�a po prostu
nie do obronienia tymi si�ami jakimi dysponowa�. By� mo�e, gdyby wda� si� w d�ug� wojn� obronn� to Dow�dztwo
zd��y�oby przys�a� tutaj posi�ki. Wojna obronna oznacza�a jednak wojn� w obszarach planet cywilnych.
Zamieszka�ych nie tylko przez ludzi ale i inne rasy. To oznacza potencjaln� gro�b� zniszcze� na ich powierzchni. Co w
og�le nie wchodzi w rachub�, poniewa� planety by�y dobrem najwy�szym. Ca�y sens posiadania danego sektora
polega� na eksploatacji istniej�cych na jego obszarze planet i ci�gni�cia z tego zysk�w. Biddon jednak�e nie by�
zwolennikiem symulacji. Polega� na improwizacji. By� spokojny.
"Bo tak. Je�li popatrzy si� na map� tego rejonu. Mamy wielk�, nieregularn�, przypominaj�c� efekt wysmarkania si�
plam� - to terytorium wp�yw�w "Smark�w" - mamy te� malutk�, milutk� i okr�glutk� plameczk� - to "R�a" pod
wp�ywami ziemskimi i mamy te� inn� wielk� plam�, stykaj�c� si� i z "R�" i "Smarkami" - to terytorium zamieszka��
wy��cznie przez X15. Tote� gdyby..." - notka s�u�bowa numer 23876, kr��ownik "Biddon", sztab.
Problem z genera�em Biddonem polega� na jego zbytnim rozmachu. Sztab, a dok�adniej Karthon doskonale znaj�c te
jego szczeg�ln� cech�, z lekkim sercem zostawi�o Biddona samego w "R�y", wierz�c �e na pewno sobie poradzi. Nie
przewidzia� tylko jednego - z biegiem czasu rozmach Biddona powi�ksza� si�. Rezultat by� taki; genera� z takim
rozmachem udawa� wielko�� swoich wojsk w "R�y", i� solidnie przegi��... By�o go tutaj za du�o. O wiele za du�o.
"Smarki" policzy�y i si� zadumali...
Loos doskonale pami�ta� sw�j pierwszy dzie� na "Biddonie". Ju� sam jego wygl�d troch� zastanawia�. Niby "Biddon"
to kr��ownik klasy Diog, sama �mietana ziemskiej floty kosmicznej, ale co� by�o w nim nie tak... Loos widzia� par�
tego typu jednostek i by�y one jednak troch� inne. Przer�bka?? Przecie� to zabronione konwencjami! Nawet dla
Biddona, kt�ry jako stary znajomy Karthona, mia� naprawd� sporo swobody, jak na stosunki panuj�ce w Flocie. Loos
nie zna� wtedy jeszcze komandora Capsa i jego mo�liwo�ci. Do klasy Diog zalicza�y si� jednostki o rozmiarze co
najmniej 300S, mog�ce zabra� na pok�ad co najmniej 6000 my�liwc�w. W miar� jak promik z Loosem na pok�adzie
zbli�a� si� do kr��ownika, Loos mia� okazj� podziwia� Pani� narysowan� na jego powierzchni. Pani ubran� by�a tylko
w czarne po�czochy i zwyczajowo nic poza tym, jak wszystkie Panie na powierzchniach jednostek bojowych. Je�li
popatrze� by z przodu na kr��ownik, Pani le�a�a na placach, maj� g�ow� na przedzie statku a szeroko rozwarte nogi
obejmowa�y jego ty�. �atwo si� domy�le� co by�o namalowane w miejscu gdzie znajdowa� si� wylot g��wnego
hangaru... Loos wiedzia� z zaj�� w Akademii �e ten spos�b malowania nie jest przypadkowy. Kiedy� po prostu
prowadzono badania na jaki kolor powinny by� namalowane statki kosmiczne. Wsadzano �o�nierzy do symulator�w i
kazano im broni� r�nie pomalowanych statk�w-baz. Wychodzi�y r�ne rzeczy: a to zielone statki mia�y 12%
wsp�czynnik obrony, czerwone 8%, sraczkowate 13%. Ale ju� czerwono-zielone 19% a czerwono-sraczkowato-
zielone tylko 2.3%. Bawiono by tak si� mo�e d�ugo gdyby, jak zwykle..., nie pewien m�ody technik. Postanowi� on dla
�artu (i pewnie z nud�w) pokry� statek baz� nie kolorem, ale jak�� pornograficzn� tekstur�. Wynik? Wsp�czynnik
obronny 99.998%! Wojskowi psychologowie byli z pocz�tku zszokowani, ale potem sp�odzili jak�� m�tn� teori� kt�ra
mia�a wyja�ni� ten fenomen. Rzutowanie pop�du na obiekt... Genitalne odruchy podkorowe... Kompleks Ejakulacji...
Pop�d nieujawniony... i tak dalej - byle m�tniej. Fakt by� faktem: statki pokryte Paniami-w-wyzywaj�cych-pozach
mia�y szokuj�co wysokie wsp�czynniki obrony. Flota Kosmiczna, zar�wno oficerowie jak i zwykli piloci, d�ugo nie
opiera�a si� tej nowince. Wszyscy wprawdzie smutno kiwali g�owami m�wi�c: "No taak... to taki prymitywne... kto by
si� spodziewa�...i w og�le", ale wojsko to wojsko! Liczy si� efektywno��! Zacz�y wi�c lata� po Galaktyce ziemskie
statki z Paniami na burtach, dostarczaj�c dodatkowych argument�w pacyfist�. Kto raz widzia� kilka takich statk�w
lec�cych w szyku, nigdy tego nie zapomni. O tego czasu r�ne parady i wsp�lne manewry sta�y si� chlebem
powszednim si� kosmicznych... Wtedy te� powsta� nieoficjalny wska�nik wielko�� statk�w - jednostka "S". "S" jak
sutek. Jeden "S" to 1 metr. 1 metr namalowanego sutka na burcie statku. Jednostka o, powiedzmy 10S, posiada�a Pani�
o 10 metrowym sutku. Im wi�kszy statek - tym wi�kszy sutek. Ta �elazna logika szybko przekona�a wojskowych i
miara "S" sta�a si� swoistym standardem. "Biddon" mia�, tak na oko, co� z 300-400 S, czyli by� naprawd� du��
jednostka.
"Ca�y dowcip z flot� kosmiczn� polega� na tym �e by�a na dobr� spraw� prywatna. Tylko w przypadku gdy 90%
mieszka�c�w planety (czy ca�ego uk�adu) by�o lud�mi, przys�ugiwa�a im darmowa ochrona wojskowa. Wszystkie inne
przypadki by�y ju� p�atne. Ziemska flota by�a do wynaj�cia. Ten dziwaczny wynalazek Karthona, by� prze�omem.
Dzi�ki temu znalaz�y si� pieni�dze na nowe statki i nowe urz�dzenia. A dzi�ki wspania�ej technice, rygorowi i duchowi
bojowemu w Armii Kosmicznej - sta�a si� ona jedn� z lepszych w Galaktyce. Co za tym idzie jedn� z bardziej
poszukiwanych. I co za tym idzie, jako �e powodzenie to inna nazwa na k�opoty, by�o przyczyn� wielu nie mi�ych
problem�w dla w�adz planet, kt�re stawa�y na wszystkim aby nasza populacja na ich planetach by�a na tyle du�a aby
zyska� zni�k�, ale na tyle ma�a aby nie przysz�o nam do g�owy �e jeste�my u siebie. Jak zdaj�cym wiadomo wszyscy
Obcy to strasznie sk�pi osobnicy, �ywi�cy na dodatek jakie� uprzedzenia co do naszych przekona� politycznych." - z
"Przyst�pna historia Ziemskiej Floty Kosmicznej - bryk dla kandydat�w na kadet�w"
Do pomocy przy realizacji planu komandora Loosa, genera� wyznaczy� komandora Sedessa. Plan by� bardzo prosty,
wymaga� tylko zwabienia paru X15 na "Biddona". W tym celu komandor Sedess osobi�cie pokr�ci� si� przy jednym z
wielu wielkich statk�w tej rasy, tkwi�cych ponuro i smutno przy ka�dym wi�kszym porcie kosmicznym. Nikt nie wie,
na jakiej zasadzie to w�a�ciwie dzia�a, ale Obcy zazwyczaj daj� jako� si� zwabi�. Poniewa� s� zawsze spragnieni
kontaktu, reaguj� z ochot�, tylko potem zaczyna si� istne morze frustracji, zniech�cenia i milczenia. Tym razem mia�o
by� inaczej. Po zadokowaniu ma�ego statku X15 w g��wnym hangarze, Loos i Sedess czekali na wyj�cie Obcych.
- Komandor Loos - przedstawi� si� Loos, kiedy ju� trzy w�ochate kule wylewitowa�y z swojego pojazdu - Witam.
- Komandor Sedess - przedstawi� si� Sedess - Witamy na pok�adzie. Standardowa sucha grzeczno��. X15 milczeli
siej�c swoj� zwyczajowa frustracja.
W gabinecie genera�a Biddona pikn�� gadzior. - Generale, X15 - zameldowa� komandor Konar z kontroli lot�w -
w�a�nie zadokowali. Biddon spojrza� w ekran gadziora. Trzy osobniki X15, oraz Loos i Sedess. Ten pierwszy co� �ywo
gestykulowa�, drugi sta� nieruchomo, w�a�ciwie nieobliczalnie... Znaczy, mia�o si� wra�enie �e to jego stanie, jest
chwilowym interludium do czego� o wiele bardziej niepokoj�cego... Piloci powszechnie nazywali Sedessa "Bladym".
"Blady" bra�o si� rzecz jasna z kolorytu jego sk�ry. Nie by�o to okre�lenie s�uszne. Sedess nie by� blady, nie by� nawet
bia�y, by�... no by�. Wystarczy powiedzie� �e �nie�nobia�y ko�nierzyk jego munduru na tle twarzy Sedessa wygl�da�
jakby wr�ci� w�a�nie z 2 miesi�cznego, intensywnego urlopu na jakiej� bardzo tropikalnej planecie. Z�o�liwi m�wili
te�, �e Armia aby przyj�� go do Akademii musia�a zmniejszy� minimalne IQ obowi�zuj�ce kadet�w. Faktem jednak
by�o i� Sedess uchodzi� za wybitnego pilota, kt�ry ponadto opracowa� genialn� taktyk� nazwan� przeze� "P�ukaniem".
"P�ukanie" Sedessa by�o znane w ca�ej ziemskiej armii, ma�o kto jednak wiedzia� na czym ono naprawd� polega.
Bowiem ci kt�rzy je widzieli, poza ma�o m�wi�cym trwa�ym wytrzeszczem oczu i nerwowym tikiem na twarzy, nie
byli specjalnie rozmowni. Wr�cz przeciwnie.... Genera� znaj�c przesz�o�� Loosa i tera�niejszo�� Sedessa, postanowi�
po��czy� ich zawichrowane �yciorysy w jeden, w my�l zdrowej zasady: "kto sieje burze, zbiera b�yskawice". "R�a"
bardzo potrzebowa�a b�yskawic.
Konieczno�� i niezb�dno�� przepe�nia�a jednostk� wa�n� - genera�a Czop-Wdoopa. Syntetyczne w sobie kszta�ty jego
floty na tle prawid�owej g��bokiej zieleni kosmosu, nape�nia�y dum� i rado�ci�. Ten dzie� jest decyduj�cy dla jego
dalszej kariery. Sam najwy�szy element pier�cienia - naj-konieczna Heglise - w osobistej audiencji rzek�a do niego:
"Wdoop, je�li to spieprzysz, je�li na rzy� analityczn�, wywo�asz konflikt z X15, to osobi�cie pozbawi� was element�w
rozrodczych i zmusz� was aby�cie je zjedli!!!. Rozumiecie mnie Wdoop?, �adnych konflikt�w z X15!!!!". Czop-
Wdoop wyszed� szary z sali audiencyjnej, naj-konieczna jasno da�a do zrozumienia czego oczekuje. Niestety "R�a"
gdzie tkwili ci bezsensowni Ziemianie, le�a�a bardzo blisko teren�w X15. Ale, jak wszystkim wiadomo, X15 s�
niekontaktowni, wi�c... Tylko dlaczego jego prawy pl�� pl��n�� ostrzegawczo gdy wkracza� na sw�j statek flagowy??
To z�y znak...
("Smark�w" bardzo �atwo sobie wyobrazi�. Wystarczy wydmucha� si� do chusteczki. Powi�kszmy to co zobaczymy to
rozmiar�w mniej wi�cej dwu metrowych, a otrzymamy obraz doros�ego przedstawiciela tej rasy. Ich statki kosmiczne
wygl�daj� jak mocno powi�kszony doros�y "Smark". W og�le wszystko wygl�da u nich jak wariacja na temat
wydmuchanego w chustk� baboka. R�nica le�y tylko w wielko�ci. Jest to bardzo k�opotliwe dla naszych s�u�b
dyplomatycznych. Ziemianie s� tam uwa�ani za bardzo milcz�cych i nie uprzejmych. "Ale jak do ci�kiej cholery" -
wyja�nia� pewien by�y ambasador - "by� towarzyskim w sytuacji kiedy nie ma si� pewno�ci czy to przed czym si�
aktualnie stoi jest koszem na �mieci, kioskiem, balonikiem, samochodem, kuchenk�, czy doros�ym osobnikiem???") -
"Ma�a encyklopedia kosmosu"
Godzina czasu absolutnego potem.
Flota "Smark�w" wynurzy�a si� z T-przestrzeni. 15 du�ych jednostek liniowych, 1 statek flagowy. A� nadto by
przegoni� w�t�e si�y bezsensownych Ziemian. Czop-Wdoop popatrzy� na map�, jedyny statek wroga wygl�da� tak
w�t�o i niekoniecznie... W zasadzie to ju� ich tu nie ma, s� anomali� amorficzn�...
Na "Biddonie" zawy�y alarmy. Kr��ownika gotowa� si� do starcia. Wr�g zupe�nie niekonwencjonalnie wyszed� z
podprzestrzeni bardzo blisko si� ziemskich. Wida� uzna� swoj� przewag� za tak mia�d��c�, i� usprawiedliwia�a ka�d�
zuchwa�o��. XII flota nie dysponowa�a nawet dziesi�t� cz�ci� si� potrzebnych na r�wnorz�dn� walk�. Genera� Biddon
zasi�gn�� ku g��biom swojej intuicji. 15 du�ych jednostek... Blisko, bardzo blisko, ale jednak trzymaj�cych si� w
pewnej odleg�o�ci. "Smarki" nie chcia�y wida� zniszczy� jego floty, i tym samym narazi� si� na powa�niejszy konflikt,
zatem licz� na... Aha! To jest pomys�!
Komandor Sedess zosta� natychmiast odwo�any od zada� przy X15. Rozkaz prze�o�onego by� jasny - "P�ukanie!"
Mostek kapita�ski. Serce i m�zg ka�dego kr��ownika. Fina� pomys�u komandora Loosa. �cis�e grono wybranych os�b.
Biddon, Loos, chwilowo by�y Caps no i Schizosen. Chwilowo by�y komandor Caps, pod czu�� opiek� doktora, ostatni
wkroczy� do pomieszczenia, gdzie opr�cz ludzi, w najciemniejszym k�cie sali tkwi�y trzy X15, zagonione tam przez
Sedessa. Frustruj�co tkwi�y.
- Pacjent jak nowy... - wyja�ni� niepokoj�co szeroko u�miechni�ty komandor Shizosen obecnym.
- Dobrze... - odpar� Biddon - Caps jako jeszcze jedna niewiadoma w tym r�wnaniu mo�e si� przyda�. Zatem... Wszyscy
s� gotowi?
Caps kt�ry do tej pory sta� z wzrokiem utkwionym we w�asne stopy, na d�wi�k g�osu genera�a drgn��, po czym
podszed� ra�no do niego, obj�� go czu�e i wykrzykn��:
- Ojcze! Tyle lat...! Wspaniale wygl�dasz...
- Chwila konieczna - powiedzia� genera� Czop-Wdoop - jeste�my w w�a�ciwej pozycji! Atak my�liwc�w na statek
wroga. Cel: zniszczy� jego my�liwce i zmusi� do kapitulacji. Wykona�!
"Hough... Nie b�dzie konieczne wprowadzi� do akcji du�ych jednostek. To mi�o" - pomy�la� genera� - "Ju� nied�ugo
stan� si� jednostk� niezb�dn�!" Teleoseksualny dreszcze przeszed� genera�a na t� my�l.
Nast�pi�a chwila konsternacji.
- Co jest Wilbur?! - zwr�ci� si� Biddon do doktora.
- Nic, bowiem w zasadzie... - Shizosen nie wygl�da� wcale na zak�opotanego.
- Ojciec naprawd� �wietnie wygl�da - wtr�ci� komandor Caps.
- Tak, dzi�kuje... - odpar� mechanicznie Biddon - chwila...!
- W zasadzie - doktor wyja�ni� z u�miechem - w tak kr�tkim czasie... w zasadzie... nie da si� uzyska� 100%
to�samo�ci... a tylko 100% sprawno��... w zasadzie komandor Caps jest w 100% sprawny tyle �e mo�e mie� pewne,
ma�e odchy�y...
- Pewne ma�e odchy�y..?! - wykrzykn�� Biddon, do kt�rego Caps by� ci�gle przyklejony - Wilbur...
- W zasadzie tak... Przejdzie mu to zreszt�. Po paru echm... zabiegach - doda� po chwili Wilbur.
- ...
- W zasadzie, nasze spotkanie jest te� pewnego rodzaju terapia... traumatyczna.
Komandor Caps tymczasem, po wyra�eniu synowskiego uznania co do wygl�du Biddona, przygl�da� si� ciekawie X15
nie�mia�o kiwaj�cych si� na boki w swoim ciemnym k�cie.
- No... - stwierdzi� - a gdzie jest matka, Ojcze?
- Matka?! - zdumia� si� genera� - no... jakby to... eee...
- Znowu?! - Caps zar�owi� si� na twarzy - no nie! Co za g�upi stary kurwiszon!
Loos przypatrywa� si� temu zaszokowany. Nie zna� wprawdzie matki Nadal chyba chwilowo by�ego komandora Capsa,
jednak widz�c min� doktora Shizosena, przypuszcza� �e by�a to mi�a, pracowita i uczciwa kobieta. Postanowi� sobie, �e
nigdy, ale to przenigdy, nie przytrafi mu si� cho�by cie� "zaburze� emocjonalnych".
- Komandorze Caps - obruszy� si� Biddon - prosz� uwa�a� na s�owa!
- Ech, ojciec tylko broni tej wyw�oki. Ja ju� wiem jak to jest. Aaaa....
- Schizosen?! Czy nie uwa�asz �e to jednak...
Tu przerwa�, wyj�tkowo radosna mina Shizosena i spojrzenie skierowane na Capsa, kaza�o mu popatrze� w jego
kierunku. Komandor Caps zastyg� wpatrzony w trzech stoj�cych nieruchomo X15.
- Ech... w zasadzie... to nazywa si� prze�ycie traumatyczne... je�li pacjent przypomni sobie co wkopa�o go w ob��d, to
w zasadzie... - szepn�� Wilbur nie wiadomo do kogo konkretnie.
Na twarzy Capsa panowa�a pustka. Lecz po chwili rozja�ni� j� przyjazny u�miech. Rozci�gn�� szeroko ramiona i
krzykn��:
- Stryj Edward!!
Shizosen chrz�kn�� z zadowolenia, a Loos obserwowa� w os�upieniu jak komandor Caps podchodzi rado�nie do
jednego z X15, z rozmachem klepie po "plecach", d�ga �okciem w "�ebro", pokrzykuj�c co chwile jak to "Stryja dawno
nie widzia�" oraz "Jak to Stryj si� wcale nie zmieni�".
Na wielkim ekranie taktycznym znajduj�cym si� na mostku kapita�skim, obok symboli statk�w "Smark�w" nagle
zaroi�o si� od ma�ych punkcik�w. Znak i� wypu�cili my�liwce. Komandor Sedess, nudz�cy si� w swoim my�liwcu,
czujnie obserwowa� komunikaty komputera.
- No ch�opaki!! - wykrzykn�� Sedess - Rozpoczynam akcje "P�ukanie"! Sp�uka� tych skurwysyn�w!!!
Drugiego dnia swojego pobytu na "Biddonie" Loos spotka� jednego z "in�ynier�w", czyli facet�w z maszynowni. Na
innych jednostkach byli to anonimowi technicy odpowiedzialni za sprawne funkcjonowanie system�w nap�dowych.
Tutaj oczywi�cie by�o inaczej. Loos siedzia� sobie w kantynie, nad kuflem "Mocmocza". Zastanawia� si� dlaczego
wszyscy m�wi� "ech... personel medyczny", a nie po prostu - personel medyczny. Taki zwyczaj, czy to ma jakie�
g��bsze przyczyny? Rozmy�lania owe przerwa�o mu pojawienie si� ciekawego osobnika. Dziwne, ale pozna� od razu
kto to jest. "In�ynier". Facet by� ubrany w jaki� brudny, fioletowy fartuch, beret, krzywo zreszt� za�o�ony. Popa�kany
by� na twarzy jakim� smarem (rany, gdzie on znalaz� smar w maszynowni?!!), do tego pet w ustach. Kolorowa persona.
Go�� rozejrza� si� po sali, dojrza� Loosa kt�ry �wieci� swoj� now� g�b�, po czym si� przysiad� do niego.
- Nowy co? - zagai�.
- Tak. Jestem komandor Loos - przedstawi� si� Loos.
- Oficjalnie to jestem komandor Wkr�takowski. Ale my tam panie, w Silniku, nie mamy czasu na oficjalnie pierdo�y.
Wkr�cio jestem.
- Aha... nie ma sprawy... - Loosa zawsze razi�a taka familiarno��.
- Huh! Co s�dzisz o naszym Pupilu? Prawda �e �liczny? - zapyta� Wkr�cio.
- Uchm... - O kim on...? zastanowi� si� Loos. O� prawda! - taak... �adny, wygl�da na troch� przebudowany...
- Przebudowany??! Panie! Z oryginalnego Dioga zosta� tylko szkielet. Ja, i ch�opaki wprowadzili�my tu sporo zmian...
- Ale to wbrew przepisom. Konwencje zabraniaj� na pewne modyfikacje...
- Panie! Co pan! Capsa pan nie zna? No i Emil to z�oty cz�owiek, da� nam woln� r�k� byle to lata�o! I lata, panie, lata! I
to tak, �e... ech... gdyby tak mie� okazje na... ech... panie... wszystkim ga�y by wysz�y gdyby zobaczyli co potrafi statek
o tak du�ej masie... - tu si� rozczuli� i wyj�� z pod pachy jak� brudn� butl�.
- �yka? - zaproponowa� - To w�asnej roboty, nie tam jakie� szczyny co tu podaj�!
Loos przez chwil� si� waha�, ale w ko�cu uleg�. Wkr�cio popatrzy� na niego uwa�nie.
- Hmmm... wygl�da pan, tak na oko, co� na trzy czwarte... Hej! obs�uga! Butelk� wody poda�!
- Jakie trzy czwarte? - zdziwi� si� Loos.
- A co, nie wygl�da pan na wi�cej - odpar� i wychyli� �yka z butli - Uch! dobre...
Trzy czwarte okaza�o si� proporcj� mi�dzy p�ynem z butli a wod�. To �e wody by�o wi�cej urazi�o pocz�tkowo Loosa.
- No to za Pupila! - zaproponowa� toast Wkr�cio.
- Za Pupila - zgodzi� si� Loos i wypi� du�y �yk.
JEB! Co� jakby drut kolczasty sp�yn�o mu do �o��dka. Po czym stwierdziwszy �e to paskudne miejsce, �w drut zacz��
planowa� ucieczk�. Aktywnie planowa�. Jakby uwa�a� �e �o��dek to �ci�le chronione wi�nie. Gniazda karabin�w
maszynowych, stra�nicy, klawisze, mury, kraty, psy... Rany... w rzy�... Nie m�g� wykrztusi� s�owa... Co za trunek...
Pewne proporcje sta�y si� jasne dla Loosa.
- Dobre co? Pewnie �e tak. Stary wojskowy przepis.
- Hhgh grhbuu buu! - odpar� Loos. "Odpar�" to znaczy my�la� �e odpar�, bo do jego uszu doszed� jaki� niski charkot
po��czony z wilgotnym bulgotem...
- Pewnie! Czym si� zajmujesz?
- Argh hgf effg hjujhd! hgsfssj ksjhs X15?!
- Aha... nie�le... ludzie z wywiadu biedz� si� nad tym od dawna. Trudna sprawa...
- Sght bfgtd jikdgrs? "dsd djusd ghjert"! dhgtda djhsy sj sys nbgdv vvgd? dhgd dgfsre dg, dhsa dhyued abnv fvdo fsf? -
Loos postanowi� skorzysta� z okazji.
- He he he... Ka�dy nowy o to pyta! - roze�mia� si� Wkr�cio - chyba nie widzia�e� pan jeszcze nikogo od nich. Nie
zadawa�by� pan wtedy takich pyta�!
- Cvh, dhgtdf - potwierdzi� Loos.
- No w�a�nie! To poczekaj pan sobie, a� na nich natrafisz...
- Dfhf! dfd, fsfuh? fjshf sfhai! dfj? - nalega� Loos.
- Panie, co tu du�o m�wi�... To pa�ski pierwszy przydzia� na statek kosmiczny?
- Cvh! Dffj fsf fhujth fjesc "Becket" fksj fhs bvdfs.
- To pewnie wiesz, panie, jak wygl�da, tak �rednio bior�c, personel medyczny?
- Husg! Fdfju sf sjfs cvh dsh dja... - Loos a� si� wzdrygn�� na wspomnienie obsady piel�gniarskiej z "Becketa".
- I ot� to! Emil to stary znajomy Karthona, no i Caps, wi�c razem to naprawd� du�o zmienia. Zrobi� i to dla swojej
za�ogi. Pami�taj pan, �e przebywa tutaj sporo ch�opa...
- Fghg fdg dgss fsjfs asfj shgghhg??!! - wykrzykn�� Loos.
- Jasne! Dlatego m�wi si� "ech... personel medyczny" - odpar� Wkr�cio - jest tu paru prawdziwych lekarzy, ale reszta
to "ech... piel�gniarki"...
- Thdsyu! Yextu! Fdfj, fskfsu! Dffjief!
- Panie, tak w�a�nie powinno wygl�da� wojsko! Ciesz si� pan!
- Yextu!!
- Wdepnij pan kiedy� do maszynowni. Poka�e panu nasz Silnik, przy nim ca�a obsada "piel�gniarska" to nic... -
zaproponowa� Wkr�cio - a tym czasem mo�e jeszcze jednego?
- Ghjuk!
- A pewnie...
Tutaj nast�pi�a stosowna przerwa w konwersacji. Dzielny drut kolczasty najwyra�niej poleg� podczas ucieczki. A
�o��dek Loosa odkry� empirycznie na czym polega dzia�anie tego co w niego wlano, mianowicie cala rzecz le�y w
gwa�to-masa�u jego �cianek. Odbywa�o si� to nie bez przyjemno�� dla zainteresowanego. Oraz oczywi�cie jelit.
Pocz�tkowa nie ufno�� wn�trzno�ci komandora Loosa, stopi�a si� jak l�d po paru dalszych �ykach na rzecz niczym nie
pochamowanego entuzjazmu...
- Yextu!! - wykrzykn�� Loos.
- He he - u�miechn�� si� Wkr�cio - b�d� z pana ludzie...
- Z brusht sxzxhuego? - spyta� si� ciekawie Loos - brdshd djfh texye...
- Panie... Co pan? - jego rozm�wca by� wyra�nie zdziwiony - Nie chciej pan tego wiedzie�... Sk�ad jest... eee...
specjalny...
Dalsze wywody Wkr�cia przerwa�o wej�cie do kantyny pewnego osobnika. Loos kiedy potem pr�bowa� sobie
przypomnie� jak to by�o, mia� wra�enie �e w jaki� dziwny spos�b najpierw wesz�y oczy tego osobnika, potem d�ugo,
d�ugo nic a� wreszcie pojawi�a si� reszta cia�a. Przybysz by� czerwony na twarzy, mia� rozczochran� fryzur�,
wytrzeszczone oczy - i wr�cz promienia� jakim� napi�ciem. Od czujnych czubk�w but�w, poprzez podejrzliwe
spodnie, nieufny pas, patrz�c� spod oka bluz� ko�cz�c na nerwowym ko�nierzyku...
- Huh... - mrukn�� Wkr�cio - komandor Bucholtz... w�a�nie urodzi� mu si� syn... oj nie dobrze, panie, nie dobrze...
Loos zatka�o... Czy to mo�liwe aby to by� TEN Bucholtz z TYCH Bucholtz'�w???
- Tak... panie, tak - Wkr�cio pokiwa� smutno g�ow� - to TEN Bucholtz z TYCH Bucholtz'�w... I w�a�nie urodzi� mu si�
syn...
Ta wizyta w kantynie okaza�a si� naprawd� brzemienna w skutki. Wtedy bowiem narodzi�a si� w g�owie Loosa pewna
intuicja.
Wczoraj by�o Albina. Albin to co prawda rzadkie imi�, szczeg�lnie w�r�d pilot�w... Znalaz� si� jeden Albin na dziesi��
tysi�cy ch�opa. �w Albin to nie jest go�� kt�remu mo�na w kasz� dmucha�. Tote� postanowi� urz�dzi� imieniny,
skromne oczywi�cie. Ch�opaki z maszynowni dostarczyli ma�a cystern� czystego "Tomasza". Nie trzeba chyba m�wi�
�e imieniny uda�y si� wspaniale, nawet jak na kogo� kto ma na imi� Albin.
"Nie lubi� pi� sam, mo�e ch�opaki wpadniecie na ma�� imprezk�...?" - s�owa Albina Etyszysty do koleg�w.
Szczerze u�miechni�ty od ucha do ucha Sedess, siedzia� w swoim my�liwcu. Pierwsza setka statk�w bojowych
rado�nie oddala�a si� od burty "Biddona". Komandor Sedess nakaza� przyspieszenie. My�liwce maj� sterowanie
neuronalne. Mi�e uczucie wciskania w fotel, i... wspania�y widok rozgwie�d�onego nieba... I wspania�a Pani na
kad�ubie... Och... ten Kosmos... te bitwy... Sedess d�ugo si� tym widokiem nie rozkoszowa�, z krzykiem w mikrofonie
rzuci� si� na wroga... Ca�y sekret "P�ukania" polega� na jego braku... "P�ukanie" nie oznacza�o dos�ownie nic. NIC. Ca�e
skrzyd�o my�liwc�w po otrzymaniu rozkazu "P�uczemy ch�opaki tych skurwysyn�w" mia�o po prostu woln� r�k�
dalej... I to wcale nie by�o szale�stwo... Bowiem to nie byli zwykli piloci... Za Sedessem polecia�o oko�o tysi�ca go�ci,
dwa razy tyle ch�opa mia�o kaca po wczorajszych imieninach Albina, tote� rozs�dnie uzna�o �e b�dzie os�ania� ty�y
"Biddona". Reszta podzieli�a si� na mniejsze grupki i polecia�a sobie w r�nych kierunkach...
Na doskonale technicznym i estetycznym ekranie taktycznym statku flagowego genera�a Czop-Wdoopa, pojawi�y si�
jakie� brzydkie i niekoniecznie punkty.
- Mmmm... - mrukn�� do siebie genera� - ich my�liwce... ma�o ich... w�t�e to si�y... bardzo niekonieczne... I jakie� nie
estetyczne!
To ostanie spostrze�enie zastanowi�o go. Czy niekonieczno�� jest nie estetyczna? A mo�e... Te przykre rozwa�ania
przerwa� mu widok wspaniale rozwini�tego ataku jego my�liwc�w... Jego estetyka i si�a wyrazu zupe�nie uspokoi�y
Czop-Wdoopa co do wyniku potyczki...
Wspania�e zaplanowane uderzenie skrzyd�a "Smark�w" trafi�o w pr�ni�, poniewa� ci z Ziemskich Si� Kosmicznych,
kt�rzy tu przed chwil� byli, uznali �e skoro, cholera, tyle ch�opak�w siedzi sobie na ty�ach "Biddona" to, cholera,
widocznie jest tam co� ciekawego... Natomiast cz�� imprezowicz�w ubzdura�a sobie, i� jest przecie� zupe�nie trze�wa,
i do "Mocnego Mocmocza" dobrze by�o by si� gdzie� ruszy�. I ruszyli si� wpadaj�c przy tym na zupe�nie
zaskoczonych "Smark�w" wracaj�cych z miejsca gdzie powinny by� jakie� si�y wroga...
Cz�� pilot�w, kt�rzy mieli wcze�niej zamiar podej�� wroga z boku, zmieni�o zamiar i pomy�la�o i� lepiej to zrobi� od
frontu. Du�a grupa pod przewodnictwem pilota Anana, podzieli�a si� na 2 mniejsze, uznaj�c go za zupe�nego palanta
nie maj�cego zielonego poj�cia o walce w kosmosie... Sedess szala� w �rodku formacji wroga, do jego skrzyd�a co rusz
kto� si� przy��cza�, kto� si� od��cza�...
Ten Sedess to albo geniusz albo szaleniec... - pomy�la� Loos rzuciwszy okiem na ekran taktyczny. Ale czas na Fina�.
Przez du�e "F". Teraz albo nigdy!
- Maszynownia... - powiedzia� Loos do gadziora ��cz�c si� z "silnikiem" - komandorze Wkr�takowski...
- Taak... - g�os Wkr�cia by� co�kolwiek zachrypni�ty. Jego znajomy mia� znajomego, kt�ry zna� kogo� co zna� kogo�
innego a ten kto� zna� kogo� kto zna� Albina, wi�c nie wypada�o przecie� omin�� jego imienin! - ile? - Dwie! - rzuci�
Loos, maj�c przy tym uczucie jakby rzuca� na szal� ca�� swoj� przysz�o��...
Uznanie siostry pilota Ellito za dziwk� przez pilota Ytryska, spowodowa�o tak szybk� zmian� w formacji w kt�rej on
lecia�, zamiast dw�ch skrzyde� zgodnie atakuj�cych doln�-lew� stron� jednego z du�ych skupisk wroga, pojawi�o si�
jedno i to na dodatek w odwrocie, �cigaj�ce obrazoburc�. Takie gromadne oburzenie cz�ci pilot�w nasuwa�o jednak
pewne podejrzenia co do rzeczonej siostry dzielnego pilota. Czego nie omieszka� oznajmi� pilot Ytrysk. Piloci
"Smark�w" z okrzykiem estetycznego triumfu rzucili si� za nimi, ods�aniaj�c przy tym ty�y dla innej grupy kt�ra
w�a�nie uzna�a �e by� mo�e warto kopn�� si� na drugi koniec floty wroga aby sprawdzi� co tam si� te� dzieje...
Wkr�tce na mostek wlewitowa�y dwie spore cysterenki. Ca�e ��te. Na kt�rych kto� wypisa� "�w. Tomasz z Akwinu". -
Uch... - westchn�� Biddon - Zaraz si� przekonamy... Prosz� obs�u�y� Go�ci - rozkaza� urz�dzeniom. Jedna z cysterenek
niepewnie zadr�a�a, g��boko analizuj�c kogo w�a�ciwie ma obs�u�y�. Po wykre�leniu, z zbioru przedmiot�w
znajduj�cych si� na mostku, tego co nie jest Go�cimi, zosta�o to co w�a�ciwe: Go�cie! ��ta cysterna bardzo
zadowolona z pomy�lnego rozwik�ania tak trudnego zam�wienia, wdzi�cznie podlecia�a do trzech X15... Loos poczu�
rosn�c� kule w gardle... Jednak ten prosty, wspania�y i odwo�uj�cy si� do najg��bszych pok�ad�w cz�owiecze�stwa gest
cysterny - wyci�gni�cie pe�nego kubka z s�omk� w �rodku - nakaza� mu milcze�. Kubeczek pe�en "Tomasza" i du�a,
przyjazna s�omka, �mia�o zatem stan�y przed Obcym. Grupka X15 przesta�a kr�ci� si� wok� w�asnej osi. Zamar�a
nieruchomo. Wszyscy na mostku skupi� wzrok na ma�ej cysternie, kt�ra dzielnie trzyma�a wysi�gnik z kubkiem z
s�omk�. Nic si� nie dzia�o....
"P�niejsze obserwacje potwierdzi�y pewien fakt. X15 bez s�omki firmy "Przyjazne ssanie", nie widzia�y kubeczk�w z
"Tomaszem". Nie istnia�y dla nich. Ca�e lata frustruj�cych pr�b kontaktu. Lata up�ywaj�ce w�r�d drink�w i bar�w.
Lata bezowocne, bo brakowa�o po��czenia s�omki i kubeczka z "Tomaszem". Przypadek? Mo�e. Bardziej jednak
wygl�da to na instynkt samozachowawczy. Czystego "Tomasza" wi�kszo�� istot mog�a pi� tylko poprzez s�omk�.
Rozci�czony owszem, tak si� da�o." - raport dla Towarzystwa Mi�o�nik�w T�umcz�onk�w "��czmy si� Cz�onkami!"
Kubeczek z s�omk� powoli podni�s� si� z tacki. Ostro�nie zbli�y� si� do X15. I zamar�. Mostek te� zamar�. I nic.
Po wieczno�ci... czyli po chwili czasu absolutnego.
- To panowie... Za zwyci�stwo - podj�� toast Biddon, zdecydowany prze�