5391
Szczegóły |
Tytuł |
5391 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5391 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5391 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5391 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
S�awomir Prochocki
Kontra
Tej nocy spa�em naprawd� dobrze. �wiadomo��, �e dzie�
nareszcie rozwi��e wszystkie problemy, sprzyja�a
zawieszeniu broni mi�dzy mn� a dr�cz�cymi koszmarami.
Wsta�em �wie�utki, spr�ystym krokiem uda�em si� do
�azienki, potem zrobi�em kaw� i w czasie gdy styg�a,
rozejrza�em si� po pokoju. Prawd� m�wi�c, najch�tniej nie
zabiera�bym z tego pomieszczenia nic poza szmacianym
mi�kiem. Ale przez co najmniej kilka najbli�szych dni b�d�
musia� �y� z tymi klamotami, kt�re wezm� ze sob�. Dopiero
potem, z dala od tego miejsca, rozpoczn� now� egzystencj�.
Nie spostrzeg�em nic niezb�dnego, podszed�em wi�c do le��cej
na dywanie otwartej walizki i wrzuci�em tam przybory
toaletowe. Przy biurku zerkn��em na zegarek; za pi�tna�cie
dziewi�ta, mia�em przynajmniej dwadzie�cia minut. Ostatnie
dwadzie�cia minut, kt�re sp�dz� jako biedny cz�owiek. Lekko
pog�adzi�em urz�dzenie, kt�re mia�o mi pom�c w staniu si�
bogaczem - ma�y komputerek firmy Sharp, przeno�ne cacko, na
kt�re wyda�em jedn� trzeci� rocznych zarobk�w u Sparka.
Spark by� chciwym draniem prowadz�cym du�� firm�
dealersk�, p�aci� o wiele za ma�o, wymaga� jeszcze wi�cej,
ale nie narzeka� na brak pracownik�w. Praca w jego firmie,
zajmuj�cej si� obs�ug� rynku walut, pozwala�a na poznanie
wi�kszo�ci kruczk�w systemu gie�dowego i dawa�a dost�p do
niemal wszystkich danych o transakcjach zawieranych na
gie�dach �wiata. Z czasem ka�dy pracownik Sparka stawa� si�
niewyczerpanym �r�d�em informacji o gie�dzie. Spark zmusza�
podw�adnych do samodzielnego my�lenia i sta�ego podnoszenia
kwalifikacji. Ludzie zarabiali kiepsko, ale po pewnym czasie
ka�dy z nich mia� wielk� szans� zosta� konsultantem innego
przedsi�biorcy i zarobi� du�e pieni�dze. Mimo to rotacja
kadr w firmie by�a niewielka, bo dost�p do aktualnych danych
z sekcji informacyjnej by� nie lada atutem w zawieraniu
transakcji. Dlatego wi�kszo�� pracownik�w zadowala�a si�
prac� u niego, a dorabia�a na p� etatu gdzie indziej.
Pracowa�em dla Sparka ju� ponad rok. Od samego pocz�tku
przy�wieca� mi jeden cel - zarobi� jak najwi�cej pieni�dzy w
jak najkr�tszym czasie. Chcia�em pozna� gie�d� od podszewki,
zna� jej najskrytsze tajemnice i mechanizmy. Na samym
pocz�tku postanowi�em spekulowa� akcjami, ale wkr�tce z tego
zrezygnowa�em. Takich ch�tnych by�o bardzo wielu i to o
niebo bardziej do�wiadczonych ni� ja. Poza tym spekulacja
bez znajomo�ci polityki by�a samob�jstwem, a ja na polityce
nie zna�em si� za dobrze. Dlatego postanowi�em zarobi�
pieni�dze w o wiele pewniejszy spos�b i du�o szybciej -
postanowi�em je ukra��.
Odk�d pami�tam, interesowa�y mnie komputery. Ju� w szkole
podstawowej potrafi�em sp�dzi� kilka godzin przy
klawiaturze, grzebi�c w systemie operacyjnym lub pr�buj�c
skopiowa� jaki� wyj�tkowo dobrze zabezpieczony program.
P�niej w�amywa�em si� do sieci szkolnej kasuj�c swoje
nieobecno�ci na zaj�ciach. W college'u sprytne poprawki w
li�cie ko�cowych ocen pozwoli�y mi uko�czy� t� wyj�tkowo
nudn� szko��, a do firmy Sparka dosta�em si� dokonuj�c
niewielkiego makija�u w moich testach kontrolnych. Komputery
by�y wsz�dzie, ja za� umia�em nak�oni� je do uleg�o�ci. W
chwili, w kt�rej postanowi�em zosta� z�odziejem, wiedzia�em,
�e pomog� mi w�a�nie komputery.
Zegarek podw�jnym brz�czykiem da� zna�, �e min�a
dziewi�ta. O kilka kilometr�w od mojego mieszkania wielki
elektryczny zegar dawa� sygna� do pracy paru tysi�com ludzi
- pracownik�w najwi�kszej gie�dy finansowej �wiata, gie�dy
nowojorskiej. By� to tak�e sygna� dla mnie. Bez po�piechu
odstawi�em fili�ank� i w��czy�em komputer. Ekran rado�nie
poja�nia�, zaszumia� malutki wentylatorek i weso�o zastuka�
twardy dysk. Zg�osi� si� system. Wystuka�em na klawiaturze
has�o og�lnoameryka�skiej sieci USNET i po chwili na ekranie
mia�em potwierdzenie przyj�cia zg�oszenia. Od tej chwili m�j
malutki komputerek sta� si� cz�ci� olbrzymiego zespo�u
r�nych komputer�w w ca�ych Stanach. Pozostawa�o mi tylko
czeka�.
Dok�adnie o godzinie 9.10.00 w terminalu numer 3 na stacji
obs�ugi transakcji walutowych nast�pi malutkie zwarcie. Nic
powa�nego, �adnych snop�w iskier i efekt�w akustycznych, w
kt�rych lubuj� si� re�yserzy film�w. Komputery nie psuj� si�
w spos�b efektowny. Po prostu nagle przestaj� dzia�a�.
Tak stanie si� za chwil� z terminalem, w kt�rym
osobi�cie dwa dni temu podczas pe�nienia dy�uru za�o�y�em
malutki kondensatorek z zegarem bateryjnym. Ekran komputera
�ciemnieje i na nic zdadz� si� nerwowe zabiegi operatora
najpierw zresetowania komputera, a potem pr�ba wy��czenia i
w��czenia maszyny. Wtedy naci�nie on przycisk wzywaj�cy
kontrol� techniczn� gie�dy i poczeka na fachowca elektronika.
Obaj spr�buj� przywr�ci� komputerowi zdolno�� dzia�ania, co
nie da �adnych efekt�w. Niemo�liwa jest praca komputera ze
spalonym g��wnym procesorem i ponad po�ow� ko�ci pami�ci.
Wtedy elektronik podniesie s�uchawk� i za��da trwa�ego
od��czenia uszkodzonego terminala od sieci. G��wny operator
gie�dy podzi�kuje losowi, �e awaria zdarzy�a si� na
dwadzie�cia minut przed startem pierwszych operacji
gie�dowych, si�gnie do prze��cznika numer trzy na tablicy
transakcji walutowych i przekr�ci go w lewo. Powinno to
spowodowa� odci�cie terminala o tym numerze od sieci a� do
czasu jego naprawienia i ponownego w��czenia. Ale moje r�ce
dwa dni temu zwar�y na sta�e przewody w tym prze��czniku tak
sprytnie, �e przekr�cenie go w lewo spowoduje tylko
zga�ni�cie lampki kontrolnej na tablicy, natomiast nie
spowoduje od��czenia samego terminala. Teraz rozpocznie si�
nast�pna faza operacji. M�j komputer wy�le do programu
kontroli sieci gie�dowej sygna� gotowo�ci do pracy podaj�c
numer kodowy terminala numer 3. Sie� zaakceptuje to jako
powr�t terminala do sieci i wy�le sygna� kontrolny do
sprawdzenia to�samo�ci. Po otrzymaniu w�a�ciwej odpowiedzi
m�j komputerek zostanie uznany za pe�noprawn� ko�c�wk� sieci
i b�dzie w��czony do operacji gie�dowych. Zdobycie numeru
kodowego terminala kosztowa�o mnie miesi�c pr�b i b��d�w.
Przypomina�o pr�b� zgadni�cia numeru automatu telefonicznego
w budce na rogu ulicy przez wykr�canie kolejnych numer�w i
czekanie na d�wi�k dzwonka.
P�ytk� identyfikacyjn� odpowiedzialn� za wys�anie dobrego
has�a do centralnego komputera wymontowa�em bezpo�rednio z
terminala i zamontowa�em w swoim Sharpie. Poniewa� centralny
komputer sprawdza� to�samo�� terminala tylko w przypadku
powrotu do sieci po awarii, nie musia�em si� obawia� o
ujawnienie kradzie�y przed sprawdzeniem plomb na obudowach
terminali. Przy kradzie�y p�ytki i monta�u kondensatora
musia�em zerwa� plomb� na obudowie komputera, lecz dok�adna
kontrola plomb odbywa�a si� raz na tydzie� w poniedzia�ek, a
dzisiaj by�a �roda. Na wszelki wypadek za�o�y�em na pud�o
komputera imitacj� plomby tak, aby jaki� nadgorliwy operator
nie wszcz�� alarmu za wcze�nie.
Min�a 9.10. Da�em jeszcze pi�� minut operatorowi i
elektronikowi na doj�cie do wniosku, �e awaria terminala
numer 3 jest jednak powa�na. Plan by� dobry, mimo to z
napi�ciem wpatrywa�em si� w ekran komputerka wystukuj�c kod
ponownego wej�cia do sieci. Akces zosta� przyj�ty. Teraz
by�em pe�noprawnym operatorem gie�dy. Operacja okradzenia
kogo� za pomoc� komputera nie jest ju� tak prosta jak kilka
lat temu. Nie wystarczy przela� na swoje konto milion
dolar�w i podj�� je z banku. Teraz nad poprawno�ci�
przelew�w czuwaj� programy stra�nicze, gotowe natychmiast
podj�� alarm, gdy wykryj� jak�� nieprawid�owo��. Z regu�y
poci�ga to za sob� automatyczn� blokad� konta i donos na
policj�. Przy�apany delikwent zostaje pozbawiony pieni�dzy i
jest karcony przez organy porz�dku. Dlatego musia�em
przygotowa� wszystko z daleko posuni�t� perfekcj� i
ostro�no�ci�.
Na razie jednak musia�em spr�y� si� i skoncentrowa� na
testach, jakich wykonania ��da� centralny komputer. Przed
ka�d� bowiem gie�d� operator musia� wykaza�, �e jest w pe�ni
sprawny, aby nie komplikowa� funkcjonowania rynku. Po
zako�czeniu dnia ka�da transakcja by�a i tak badana przez
innego operatora; �eby firma obs�uguj�ca gie�d� mia�a dobr�
mark�, jej operatorzy musieli by� OK.
Spark dba� o jako�� swoich us�ug i st�d te testy wst�pne.
Wykona�em je bez �adnego problemu tak, jak czyni�em to od
kilkunastu miesi�cy. Centralny komputer przesta� mnie m�czy�
i przez ostatnie pi�� minut przed 9.30 mog�em si�
zrelaksowa�. A by�o przed czym. Chcia�em w dwie godziny
zarobi� oko�o 5 milion�w dolar�w i znikn�� w sinej dali,
zanim kontrolerzy gie�dy zbadaj� transakcje zawarte za
po�rednictwem mojego terminala.
Ekran komputerka pstrykn�� i zape�ni� si� tabelami kurs�w
r�nych walut. Po chwili zacz�y nap�ywa� wezwania kupna i
sprzeda�y od r�nych abonent�w. Zacz��em prac�. Wybiera�em
operacj� i kontrahent�w i za�atwia�em spraw�. Wszystko by�o
proste i nudne jak flaki z olejem. W tym czasie kontrolerzy
bie��cy sprawdzali poprawno�� transakcji dokonywanych za
po�rednictwem ka�dego z terminali. Wiedzia�em, �e robili to
najwy�ej przez pierwsze p� godziny, potem zabierali si� do
jedzenia i czytania komiks�w. Wiedzia�em, bo przez pierwsze
dwa miesi�ce sam by�em kontrolerem bie��cym, ob�era�em si� z
nud�w kanapkami i czyta�em "Supermana". Z tego, co
wiedzia�em, zwyczaje te nie uleg�y zmianie.
Po godzinie (da�em p�godzinn� rezerw� na wyj�tkowo
gorliwego operatora) wys�a�em sygna� chwilowego zawieszenia
(operator te� czasem musia� i�� do toalety) i wywo�a�em
program GREG. Nad jego stworzeniem biedzi�em si� przez
ostatnie p� roku. Wprowadza� minimalne zmiany w kursach
walut, zmiany na ostatnim miejscu po przecinku. Poniewa�
kursy i tak ca�y czas oscylowa�y, nie mo�na by�o dostrzec
tych zmian bez por�wnania z obowi�zuj�cym w danej sekundzie
kursem og�lnym. A sekunda ta ju� min�a i kurs zd��y� si�
zmieni�. Program GREG by� inteligentny - ekstrapolowa� z
tendencji dotychczasowych kurs waluty i na tej podstawie
podejmowa� decyzje, kiedy nale�y op�ni� dan� transakcj� o
kilka sekund, a kiedy przy�pieszy�. By�em naprawd� dumny z
tego programu i mog�em go zapewne sprzeda� firmie Sparka za
�adnych kilka tysi�cy dolar�w lub gra� na gie�dzie sam. To
pierwsze jednak dawa�o za ma�o pieni�dzy, drugie za�
wymaga�o olbrzymich zasob�w got�wki. Zdecydowanie
rozwi�zanie, kt�re wybra�em, by�o najbardziej efektywne.
Przez godzin� mojej dotychczasowej pracy GREG zbiera�
dane i gdy tylko ponownie w��czy�em si� w gie�d�,
program zacz�� zarabia� dla mnie pieni�dze. Sam wybiera�
kolejne operacje i dokonywa� obrotu got�wk�. Siedzia�em
przed ekranem z satysfakcj� obserwuj�c rosn�c� nadwy�k�
na moim koncie. Program by� tak skonstruowany, �e po
uzbieraniu 5 mln dolar�w wy��cza� si� sam, uprzednio
przekazuj�c pieni�dze na konto banku mieszcz�cego si� dwie
ulice od mojego mieszkania. Nie musz� chyba dodawa�, na
czyje nazwisko by�o to konto.
Program nie m�g� zarobi� ani centa wi�cej. W ten spos�b
zabezpieczy�em si� przed w�asn� chciwo�ci�. Nadmierna
zach�anno�� prowadzi�aby do niebezpiecznego zmniejszenia si�
rezerwy czasowej koniecznej do pobrania pieni�dzy i ucieczki
samolotem poza granice USA. Wiedzia�em, �e moje oszustwo
wyda si� najprawdopodobniej w ci�gu godziny od zamkni�cia
gie�dy. Po nast�pnych trzydziestu minutach b�d� wiedzieli,
kto to zrobi� i gdzie pow�drowa�y ukradzione pieni�dze.
Przekazanie moich danych i rysopisu na posterunki graniczne
to kwestia kilku minut, a wtedy wydostanie si� z kraju
sta�oby si� nie lada problemem. Zamierza�em tego unikn��
wiej�c, zanim kradzie� si� wyda. To za� wymaga�o czasu.
Cichy brz�czyk w komputerku, moje serce zabi�o
zdecydowanie mocniej. Na ekranie w okienku, gdzie program
podawa� na bie��co zarobion� sum�, widnia�a jak byk pi�tka z
sze�cioma zerami. Mia�em swoje pi�� milion�w. Teraz komputer
wyjdzie z sieci wysy�aj�c sygna� przerwy. Po pewnym czasie
operator bie��cy zdziwi si�, �e terminal numer 3 nie
wykonuje �adnych operacji i zadzwoni do operatora g��wnego,
ale ten odpowie, �e terminal jest z powodu awarii nieczynny
i po sprawie. Czeka�em. Nagle zorientowa�em si�, �e co�
posz�o nie tak. Komputer nie wychodzi� z sieci. Zamiast
po�egnalnego napisu BYE, BYE na ekranie pojawi�y si� nagle
nowe tabele i wykresy. Prawd� m�wi�c zg�upia�em. Dane na
ekranie nie mia�y nic wsp�lnego z gie�d�. Przelecia�em
wzrokiem po cyfrach - jakie� wsp�rz�dne, stopnie, minuty,
niezrozumia�e nazwy, chyba oznaczenia kodowe. Zagapi�em si�
jak neandertalczyk na telewizor. W g�owie ko�ata�a mi jedna
my�l: co� jest �le. Nic nie wynika�o z tego genialnego
spostrze�enia i gapi�bym si� tak dowolnie d�ugo, gdyby nagle
na ekranie nie pojawi� si� wielkimi literami napis WHO ARE
YOU? i mniejszymi literami PLEASE, ENTER YOUR CODE...
Wpad�em w niez�y pasztet. GREG przy pr�bie wyj�cia z
sieci gie�dy w�adowa� si� w inn� sie�. To m�g� by� zbieg
okoliczno�ci. Identyczne has�o wywo�ania, brak wolnej linii
transmisji lub co� podobnego, co� co mog�o zdarzy� si�
ka�demu. Ale zdarzy�o si� mnie i to w niekorzystnym
momencie. Trudno, mia�em jeszcze sporo czasu, podam byle
jaki kod i ta obca sie� mnie wyrzuci. Komputerek zapiszcza�
ponaglaj�co. W tej chwili sp�yn�a na mnie fala gor�ca. Ja
ju� by�em w tej sieci, widzia�em przecie� dane i tabele. To
nie program wej�ciowy pyta� mnie o kod, lecz program
stra�niczy. Musia� zorientowa� si�, �e kto� spoza kr�gu
adres�w listy kontakt�w autoryzowanych grzebie si� w danych
i przerwa� podgl�d, aby zapyta� si� o kod. R�nica by�a
zasadnicza. Bramkarz, czyli program wej�ciowy po otrzymaniu
z�ego kodu po prostu nie wpuszcza� u�ytkownika do danych,
stra�nik za� zwykle podnosi� alarm. Nowsze wersje dobrych
program�w blokowa�y niepo��dany terminal. Je�li natkn��em
si� na dobry program, b�d� mia� trudno�ci z odblokowaniem
mojego Sharpa. Musia�em za� to zrobi�, by wyj�� z sieci
gie�dy i zyska� dodatkowe dwie godziny, zanim zaczn� mnie
szuka�.
M�j komputer zapiszcza� przeci�gle, a napis na ekranie
pocz�� mruga�. Wystuka�em ponad dwudziestoliterowy ci�g
znak�w i wcisn��em ENTER. Ekran b�ysn�� i zgas�. Na moment.
Teraz pojawi� si� inny napis, na kt�rego widok poczu�em, jak
usta same uk�adaj� mi si� do u�miechu - YOU ARE DEAD!
Pami�tam, jak pierwszy raz dorwa�em si� do systemu
informacyjnego szpitala na Bronxie i wszystkie rubryki o
stanie chorych uzupe�ni�em podobn� informacj�. By�em wtedy
trzynastoletnim g�wniarzem i takie kawa�y wydawa�y mi si�
wspania�� zabaw�. Trudno, nie wyjd� z sieci. Zmniejsza�o to
rezerw� czasow� do trzech godzin, ale taka te� mi wystarczy.
Si�gn��em do wy��cznika komputera, gdy zza plec�w doszed�
mnie trzask, a na dywan sypn�o iskrami. Obracaj�c si�
dostrzeg�em k�tem oka ruch w okolicach okna. Nie zwr�ci�em
na to uwagi i skoncentrowa�em si� na �r�dle iskier. To by�
zamek w moich drzwiach wej�ciowych. Zwyk�y elektroniczny
zamek z o�miocyfrowym kodem i podw�jnym ryglem. Teraz oba
rygle zosta�y stopione w jeden, jakby kto� pracowa� nad nimi
palnikiem acetylenowym. To, co wzi��em za iskry, musia�o by�
kroplami stopionego metalu z zamka. Zamek zosta� zablokowany
w pozycji zamkni�tej. Jeszcze tego brakowa�o. Jakie�
cholerne kiloamperowe zwarcie w obwodzie. Nie wiedzia�em, �e
co� takiego jest w og�le mo�liwe. Przecie� gdybym akurat
trzyma� d�o� na klamce mog�o mnie zabi�. Trz�s�c� r�k�
si�gn��em po telefon, aby przywo�a� dozorc�, gdy m�j wzrok
pad� na ekran nadal w��czonego komputera. Spokojnie ja�nia�
tam napis, kt�rego tre�� wolno dociera�a do mojej
�wiadomo�ci, a kiedy ju� dotar�a, poczu�em, jak mi�kn� mi
nogi: YOUR DOOR IS CLOSED!
Po chwili zapali�y si� kolejne litery: YOUR WINDOWS ARE
CLOSED TOO.
Nieprzytomnie spojrza�em na okna. To by� ten ruch, na
kt�ry nie zwr�ci�em uwagi. Podbieg�em i szarpn��em za
obrotow� klamk�. Nic. Szarpn��em mocniej i klamka zosta�a mi
w r�ku. Zacz��em si� poci�. To on, ten pieprzony stra�nik!
Odnalaz� miejsce, z kt�rego nast�pi� kontakt z jego sieci� i
dobra� mi si� do dupy. Chcia� mnie wyizolowa� i uwi�zi� do
chwili, gdy przyb�d� policjanci. Cholera, to nie by�o to,
czego pragn��em najbardziej. Doskonale orientowa�em si�, co
si� sta�o. Dzisiaj niemal ka�dy blok mieszkalny mia� w
swoich podziemiach spor� metalow� skrzyni�. By� to centralny
komputer domu. Sterowa� ogrzewaniem, sprawdza� poprawno��
kod�w otwieraj�cych drzwi w mieszkaniach, zajmowa� si�
klimatyzacj�, utrzymaniem odpowiedniej temperatury w rurach
z ciep�� wod� i setk� innych czynno�ci wa�nych dla
poprawnego i ekonomicznego funkcjonowania bloku jako
jednostki w strukturze urbanizacyjnej miasta.
Program stra�niczy dobra� si� do naszego komputera
mieszkalnego i spowodowa�, �e ten poda� wysokie napi�cie na
m�j zamek w drzwiach. Pr�d o wielkim nat�eniu
stopi� rygle w jedn� mas�. Jednocze�nie fa�szywa informacja
o warunkach zewn�trznych spowodowa�a zamkni�cie i
uszczelnienie okien. Mog�o to by� na przyk�ad ostrze�enie o
ska�eniu chemicznym obszaru. Poniewa� central� telefoniczn�
te� sterowa� komputer, stra�nik m�g� si� tam w�ama� i
spowodowa� blokad� mojego telefonu. Wszystko to by�o mo�liwe
pod jednym warunkiem - trzeba by�o mie� na to co najmniej
tydzie�. Oba systemy by�y do z�amania, ale mia�y ca�kiem
niez�e zabezpieczenia i obej�cie ich wymaga�o nie lada pracy
oraz przede wszystkim czasu. Trzeba by�o bowiem dzia�a�
nies�ychanie ostro�nie i delikatnie. Programy stra�nicze w
tych systemach podnosi�y larum o byle co i ca�a robota sz�a
na marne. Sam pr�bowa�em to kiedy� robi� i cho� jestem
ca�kiem niez�y w te klocki, nie uda�o mi si� wiele zwojowa�
z moim komputerem mieszkalnym. Ten program stra�niczy musia�
mie� albo nies�ychan� moc albo nie potrzebowa� wcale
w�amywa� si� do innych system�w. Mia� po prostu zapewniony
akces do wszystkich tych sieci. To ostatnie znaczy�o, �e by�
to program NSA - Agencji Bezpiecze�stwa USA. Poczu�em wielk�
kropl� potu w�druj�c� mi po plecach. NSA oznacza�o powa�ne
k�opoty. Gdyby rzecz si� wyda�a, wi�ksza kara grozi�a za
w�amanie si� do ich sieci ni� za kradzie� pieni�dzy. Wniosek
by� jeden: musia�em pryska�, odebra� swoje pieni�dze i
jecha� na lotnisko. Za p�torej godziny mia�em samolot do
Madrytu i nie chcia�em si� sp�ni�. Raczej nie wierz�c, by
to co� da�o, podnios�em s�uchawk� telefonu. Oczywi�cie, tym
te� si� zaj�� - telefon by� g�uchy jak pie� tysi�cletniego
d�bu. St�d pomocy nie otrzymam. Rozejrza�em si� po pokoju.
W�a�ciwie mia�em tylko jedn� drog� ucieczki - okno.
Mieszka�em, co prawda, na �smym pi�trze, ale balkon s�siada
by� zaledwie o metr od mojego. Wystarczy�o rozbi�
zatrza�ni�t� szyb� i przeskoczy� g��bok�, cho� w�sk�
przepa��. Podnios�em z pod�ogi taboret, wzi��em pot�ny
zamach i zamar�em w krety�skiej pozie statuy wolno�ci, tyle
�e zamiast znicza w r�ce dzier�y�em krzese�ko.
Zawsze mia�em czu�y w�ch.
Odk�d pami�tam, potrafi�em wyw�cha� w domu ka�de, cho�by
nie wiem jak dobrze ukryte, �akocie. Doprowadza�o to do
sza�u rodzic�w znajduj�cych mnie cz�sto rado�nie
umazanego czekolad� lub mas�em orzechowym. Teraz powonienie
uratowa�o mi �ycie. Poczu�em bowiem zapach gazu. Ledwo
uchwytny, rozrzedzony, ale m�j nos ju� z�apa� ten zapach i
przekaza� mi odpowiedni sygna�. Postawi�em taboret na
pod�odze i poszed�em do kuchni. Gdy tylko przekroczy�em jej
drzwi, zapach sta� si� o wiele intensywniejszy. I nic
dziwnego. Wyra�nie s�ysza�em syk uchodz�cego gazu. Dochodzi�
z mojej kuchenki, co by�o o tyle dziwne, �e wszystkie pi��
pokr�te� by�y ustawione w pozycji zamkni�tej. A jednak gaz
ucieka� przez palniki w kuchence. Ju� przed wizyt� w kuchni
by�o mi gor�co z wra�enia, tak gor�co, �e nie mog�o by�
bardziej. Teraz przekona�em si�, �e tamto uczucie by�o jak
arktyczna zima przy upale Sahary. Ten cholerny program
stra�niczy naprawd� chcia� mnie zabi�. D��y� do tego z
precyzj� i konsekwencj�. Uwi�zi� mnie najpierw w
mieszkaniu, a teraz za�atwia� mnie gazem. Dorwa� si� do
podprogramu reguluj�cego ci�nienie gazu w rurach domu i
zwi�kszy� je do maksimum. Zawory w kuchence pu�ci�y i gaz
zacz�� si� ulatnia�. Kiedy b�dzie go do��, stra�nik
spowoduje zapewne zwarcie w kt�rym� z dziesi�tk�w obwod�w
oplataj�cych moje mieszkanie, par� iskier i za chwil�
powitam �wi�tego Piotra wyniesiony ku niebu pot�n�
eksplozj�. Cholernie cwany plan. Z tego, co zostanie z
mojego mieszkania, nie da si� nic wywnioskowa� - wybuch
zatrze wszelkie �lady, zniszczy ka�d� wiadomo�� czy poszlak�
mog�c� prowadzi� w stron� NSA.
Mimo przera�enia poczu�em nagle podziw dla programu i
tego, kto go stworzy�. To musia� by� wspania�y umys�,
genialny programista, by� mo�e nie jeden, lecz ca�y zesp�.
By�em teraz pewien, �e gdybym rozbi� szyb� w oknie, program
odpowiednio zinterpretowa�by spadek nat�enia w obwodach
grzejnych szyby, kt�re musia�bym przecie� zniszczy�. Nie
wiedzia�em, co on by zrobi� wtedy. By� mo�e, zaryzykowa�by
wcze�niejsz� pr�b� wywo�ania eksplozji lub wybra�by inn�,
r�wnie niebezpieczn� dla mnie opcj�. Nie mia�em poj�cia, ale
nie zamierza�em ryzykowa�. Wspi��em si� na st� kuchenny i
zamkn��em g��wny zaw�r na przewodzie gazowym. Zaw�r by�
solidny i aby go zniszczy�, stra�nik musia�by zwi�kszy�
ci�nienie gazu tak, �e pr�dzej p�k�yby rury w ca�ym bloku
ni� to zabezpieczenie. Rury w ca�ym bloku! Poczu�em, jak
w�osy staj� mi na g�owie. Przecie� ci�nienia w rurach
dostawczych nie da si� zwi�kszy� wybi�rczo. Taka by�a
konstrukcja sieci i koniec. To, co dzia�o si� u mnie,
musia�o mie� miejsce w ca�ym pionie mieszkalnym. A wi�c na
nic zamykanie dop�ywu gazu w moim mieszkaniu, pode mn� i w
mieszkaniach wy�ej. Z wolna dope�nia� si� szata�ski plan
programu-mordercy. Oznacza�o to, �e nie zgin� tylko ja. W
eksplozji, kt�ra mog�a lada chwila nast�pi�, zgin� wszyscy
mieszka�cy bloku i jeden B�g wie, ilu jeszcze przechodni�w.
Co, do cholery, by�o w tych tabelach, �e trzeba zabi�
dziesi�tki ludzi, aby nikt niepowo�any o nich nie wiedzia�?
Wszystko jedno, co to by�o za g�wno, nie mia�em zamiaru za
nie umiera�. Zeskoczy�em ze sto�u o ma�o co nie �ami�c nogi
i pogna�em do pokoju. Zatrzyma�em si� naprzeciw drzwi
wej�ciowych. T�dy nie by�o drogi ucieczki. Nawet Wielki
Arnold nic by nie zdzia�a�. R�wnie dobrze mog�em pr�bowa�
przebi� si� na wprost przez dziel�c� mnie od korytarza
�cian�. Nie pr�bowa�em. Okno te� nie wchodzi�o w rachub�.
Nie mog�em uwierzy�, �e nie ma wyj�cia. My�l! - powtarza�em
sobie na g�os. Zacz�a ogarnia� mnie panika. Czu�em jej
macki oplataj�ce w szybkim tempie m�j umys�. R�ce zacz�y mi
lata�, trz�s�em si� jak galareta na rowerze. Zacisn��em
pi�� i z ca�ej si�y r�bn��em w �cian�. Pomog�o. Na chwil�
m�zg przesta� pracowa� walcz�c z b�lem d�oni. Kiedy po kilku
sekundach b�l nieco os�ab�, poczu�em si� znowu sob�. R�ka
rwa�a mnie, jakbym straci� dwa palce, ale znowu mog�em
my�le� jasno. Z ka�d� chwil� przybli�a�a si� �mier�. Lada
moment program uzna, �e wystarczaj�co du�o gazu wydosta�o
si� na zewn�trz, by eksplozja by�a dostatecznie silna i
wtedy wywo�a j�. Z pokoju nie by�o wyj�cia, �azienka te�
odpada�a, tam nie ma �adnych otwor�w poza odp�ywem w wannie
i �ciekiem klozetowym - oba za w�skie dla �rednio utuczonego
szczura. Co dopiero dla mnie!
Wr�ci�em do kuchni. Nic, �adnej drogi na zewn�trz poza
malutkim wentylatorem i zsypem na �mieci. Rany boskie - zsyp
na �mieci! Jestem pewien, �e pobi�em rekord �wiata w
szybko�ci demonta�u pojemnika zsypowego jedn� r�k� - lewa
pi�� by�a na razie nie do u�ytku. Ostatni ruch i przede mn�
zia�a czarna cuchn�ca czelu��. Wiedzia�em, �e je�li
zaczn� si� zastanawia�, nigdy si� nie zdecyduj� - skoczy�em
bez zastanowienia. Maj�c w perspektywie ponad dwadzie�cia
metr�w pionowego spadku �aden rozs�dny cz�owiek nie
zdecydowa�by si� na ten krok. Ja nie znalaz�em innego
wyj�cia. Wlaz�em w otw�r nogami naprz�d, staraj�c si� usi��� na
moment na brzegu, ale chora r�ka ze�lizn�a si� po �cianie i
polecia�em w czarn� otch�a�.
�adnego druzgoc�cego zderzenia z twardym pod�o�em. Mi�kko
i �agodnie zjecha�em pochy�ym szybem i wpad�em po uszy w
stos puszek, papier�w i szmat. To by� cud. Z nieznanych
powod�w projektanci budynku zdecydowali, �e lepsze s�
uko�nie montowane szyby zsypowe ni� zajmuj�ce o wiele mniej
miejsca szyby pionowe. Mo�e wi�za�o si� to z umiejscowieniem
wlot�w do zsypu bezpo�rednio w mieszkaniach, mo�e chodzi�o o
redukcj� ha�asu? Wa�ne, �e nadal �y�em.
Zanim zd��y�em si� zdziwi� i ucieszy� takim obrotem
sprawy, bieg�em ju� do wyj�cia z podziemi budynku. Po drodze
musia�em zrobi� jeszcze jedn� rzecz. Musia�em znale�� g��wny
wy��cznik pr�du w bloku. Program stra�niczy nie wiedzia�, �e
uda�o mi si� wydosta� z mieszkania, nie zaniecha wobec tego
dzie�a zniszczenia. M�g� spowodowa� eksplozj� tylko poprzez
wywo�anie zwarcia. Odcinaj�c pr�d uniemo�liwi� mu to
dokumentnie.
Wiedzia�em, gdzie jest ten pstryczek, od kt�rego zale�a�o
teraz �ycie kilkuset os�b, wiedzia�em dok�adnie. Dok�adne
plany budynku ka�dy jego lokator otrzymywa� z chwil�
wprowadzenia si� do mieszkania. Ale �aden plan nie
pokazywa�, jak dotrze� do wybranego miejsca startuj�c z
kub�a na �mieci. Bieg�em po korytarzach kieruj�c si�
bardziej instynktem ni� wiedz�. Wreszcie na jednej z
mijanych �cian zobaczy�em nad ma�� szklan� gablotk�
upragniony napis: G��WNY WY��CZNIK ENERGETYCZNY. To by�o to!
�okciem rozwali�em szybk�, uj��em w zdrow� d�o� plastykow�
r�czk� i niemal wyrywaj�c rami� ze stawu szarpn��em j� w
d�. Natychmiast zgas�y wszystkie �wiat�a w korytarzu. To
samo musia�o si� dzia� w ca�ym bloku, odci��em bowiem dop�yw
energii elektrycznej na wszystkich kondygnacjach. Teraz
stra�nik nie m�g� ju� zrobi� zwarcia i tym samym wysadzi�
bloku w powietrze. Wygra�em!
Potykaj�c si�, po omacku dobrn��em do tylnego wyj�cia z
bloku. R�ka rwa�a jak szalona, by�em brudny i cuchn��em
zsypem. Wszystkie moje rzeczy opr�cz prawa jazdy i tego, co
mia�em na sobie, zosta�y w zaryglowanym pokoju na g�rze. Za
par� godzin b�d� mia� na karku policj�, o ile wcze�niej nie
dopadn� mnie typy z NSA. Teraz naprawd� nie mieli innego
wyj�cia ni� zabicie mnie. O ile bowiem nie wiedzia�em nic o
tajnych danych z ich sieci, to mog�em narobi� niesamowitego
ba�aganu posy�aj�c swoj� relacj� do prasy. Musia�em znikn��
i to szybko. W banku dwie ulice dalej mia�em na koncie 5
milion�w dolar�w. Gdybym jednak zjawi� si� w takim stanie
jak obecny, kasjer dla pewno�ci wezwa�by najpierw policj� i
z szybko�ci� policyjnego radiowozu znalaz�bym si� w pierdlu.
Po drodze wskoczy�em wi�c na pi�tna�cie minut do publicznej
�a�ni, gdzie umy�em si�, a w tym czasie ekspresowa pralnia
upra�a i wyprasowa�a moje ubranie. Zap�aci�em resztk�
pieni�dzy, jaka zosta�a mi po wykupieniu biletu lotniczego i
poszed�em do banku.
Kasjer po spojrzeniu na czek zaprowadzi� mnie do zast�pcy
dyrektora. Tam wymiguj�c si� od herbaty i wci�� podkre�laj�c
brak czasu podpisa�em jeszcze specjaln� dyspozycj� i
dosta�em wreszcie pieni�dze. Uda�o mi si� nie przyj�� us�ug
biura ochrony banku na dostarczenie mnie z pieni�dzmi w
bezpieczne miejsce i po dwudziestu minutach wyszed�em z
walizk� pe�n� got�wki. Spojrza�em na zegarek. Do zamkni�cia
gie�dy pozosta�a nieca�a godzina. Po nast�pnej zaczn� mnie
szuka�. Teoretycznie pozosta�o mi 120 minut na opuszczenie
kraju. Wiedzia�em jednak, �e nie mam ju� ani sekundy. Na
wszystkich portach lotniczych i przej�ciach granicznych
czeka� na mnie jaki� facet z NSA. Czeka�, aby zabi�. I nie
by�o tam �adnego zsypu ani g��wnego wy��cznika. Pr�dzej czy
p�niej b�d� musia� stawi� czo�o tym facetom. Ale na razie
by�em wolny. Z pewno�ci� nied�ugo dowiedz� si�, co zrobi�em
i ile pieni�dzy ukrad�em. Ale na banku trop si� urwie. B�d�
mnie szukali, to jasne. Jednak z tak� kup� szmalcu mog�em
si� zaszy� tak, �e mnie nie znajd�. Przynajmniej nie od
razu. Po g�owie chodzi�a mi my�l o jakim� nie za du�ym i nie
za ma�ym miasteczku przy granicy z Kanad�. Spokojne i
dostatnie �ycie, bez fajerwerk�w - to by�o co� dla mnie.
Ale ju� wtedy, gdy id�c po s�onecznej stronie ulicy
rozwa�a�em swoj� przysz�o��, wiedzia�em, �e to nie koniec
historii. Kiedy�, mo�e nawet ju� nied�ugo, usi�d� przy
klawiaturze du�o wi�kszego komputera ni� m�j Sharp. Spo�r�d
milion�w kr���cych w sieci program�w odnajd� ten w�a�ciwy i
dobior� si� do niego tak, jak on dobra� si� do mnie. �aden
program nie dzia�a bezb��dnie. Ka�dy ma jak�� luk�, cho�by
jedn�, najmniejsz�. Przysi�g�em sobie, �e odnajd� j� w tym
programie i wedr� si� przez ni� do �rodka systemu. W jego
zakamarkach odnajd� wszystkie potrzebne kody i wtedy to ja
zabawi� si� w Boga. Wyczyszcz� banki danych, wykasuj� pami��
i rozwal� zasilanie tak, �e z centralnego komputera zostanie
kupa �u�lu i dymi�cych drut�w. Wtedy ode�l� mu jego
prosty komunikat, cho� po drugiej stronie nie b�dzie ju�
niczego ani nikogo, kto potrafi�by go odebra�. YOU ARE DEAD!
I nacisn� ENTER.