5391

Szczegóły
Tytuł 5391
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5391 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5391 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5391 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

S�awomir Prochocki Kontra Tej nocy spa�em naprawd� dobrze. �wiadomo��, �e dzie� nareszcie rozwi��e wszystkie problemy, sprzyja�a zawieszeniu broni mi�dzy mn� a dr�cz�cymi koszmarami. Wsta�em �wie�utki, spr�ystym krokiem uda�em si� do �azienki, potem zrobi�em kaw� i w czasie gdy styg�a, rozejrza�em si� po pokoju. Prawd� m�wi�c, najch�tniej nie zabiera�bym z tego pomieszczenia nic poza szmacianym mi�kiem. Ale przez co najmniej kilka najbli�szych dni b�d� musia� �y� z tymi klamotami, kt�re wezm� ze sob�. Dopiero potem, z dala od tego miejsca, rozpoczn� now� egzystencj�. Nie spostrzeg�em nic niezb�dnego, podszed�em wi�c do le��cej na dywanie otwartej walizki i wrzuci�em tam przybory toaletowe. Przy biurku zerkn��em na zegarek; za pi�tna�cie dziewi�ta, mia�em przynajmniej dwadzie�cia minut. Ostatnie dwadzie�cia minut, kt�re sp�dz� jako biedny cz�owiek. Lekko pog�adzi�em urz�dzenie, kt�re mia�o mi pom�c w staniu si� bogaczem - ma�y komputerek firmy Sharp, przeno�ne cacko, na kt�re wyda�em jedn� trzeci� rocznych zarobk�w u Sparka. Spark by� chciwym draniem prowadz�cym du�� firm� dealersk�, p�aci� o wiele za ma�o, wymaga� jeszcze wi�cej, ale nie narzeka� na brak pracownik�w. Praca w jego firmie, zajmuj�cej si� obs�ug� rynku walut, pozwala�a na poznanie wi�kszo�ci kruczk�w systemu gie�dowego i dawa�a dost�p do niemal wszystkich danych o transakcjach zawieranych na gie�dach �wiata. Z czasem ka�dy pracownik Sparka stawa� si� niewyczerpanym �r�d�em informacji o gie�dzie. Spark zmusza� podw�adnych do samodzielnego my�lenia i sta�ego podnoszenia kwalifikacji. Ludzie zarabiali kiepsko, ale po pewnym czasie ka�dy z nich mia� wielk� szans� zosta� konsultantem innego przedsi�biorcy i zarobi� du�e pieni�dze. Mimo to rotacja kadr w firmie by�a niewielka, bo dost�p do aktualnych danych z sekcji informacyjnej by� nie lada atutem w zawieraniu transakcji. Dlatego wi�kszo�� pracownik�w zadowala�a si� prac� u niego, a dorabia�a na p� etatu gdzie indziej. Pracowa�em dla Sparka ju� ponad rok. Od samego pocz�tku przy�wieca� mi jeden cel - zarobi� jak najwi�cej pieni�dzy w jak najkr�tszym czasie. Chcia�em pozna� gie�d� od podszewki, zna� jej najskrytsze tajemnice i mechanizmy. Na samym pocz�tku postanowi�em spekulowa� akcjami, ale wkr�tce z tego zrezygnowa�em. Takich ch�tnych by�o bardzo wielu i to o niebo bardziej do�wiadczonych ni� ja. Poza tym spekulacja bez znajomo�ci polityki by�a samob�jstwem, a ja na polityce nie zna�em si� za dobrze. Dlatego postanowi�em zarobi� pieni�dze w o wiele pewniejszy spos�b i du�o szybciej - postanowi�em je ukra��. Odk�d pami�tam, interesowa�y mnie komputery. Ju� w szkole podstawowej potrafi�em sp�dzi� kilka godzin przy klawiaturze, grzebi�c w systemie operacyjnym lub pr�buj�c skopiowa� jaki� wyj�tkowo dobrze zabezpieczony program. P�niej w�amywa�em si� do sieci szkolnej kasuj�c swoje nieobecno�ci na zaj�ciach. W college'u sprytne poprawki w li�cie ko�cowych ocen pozwoli�y mi uko�czy� t� wyj�tkowo nudn� szko��, a do firmy Sparka dosta�em si� dokonuj�c niewielkiego makija�u w moich testach kontrolnych. Komputery by�y wsz�dzie, ja za� umia�em nak�oni� je do uleg�o�ci. W chwili, w kt�rej postanowi�em zosta� z�odziejem, wiedzia�em, �e pomog� mi w�a�nie komputery. Zegarek podw�jnym brz�czykiem da� zna�, �e min�a dziewi�ta. O kilka kilometr�w od mojego mieszkania wielki elektryczny zegar dawa� sygna� do pracy paru tysi�com ludzi - pracownik�w najwi�kszej gie�dy finansowej �wiata, gie�dy nowojorskiej. By� to tak�e sygna� dla mnie. Bez po�piechu odstawi�em fili�ank� i w��czy�em komputer. Ekran rado�nie poja�nia�, zaszumia� malutki wentylatorek i weso�o zastuka� twardy dysk. Zg�osi� si� system. Wystuka�em na klawiaturze has�o og�lnoameryka�skiej sieci USNET i po chwili na ekranie mia�em potwierdzenie przyj�cia zg�oszenia. Od tej chwili m�j malutki komputerek sta� si� cz�ci� olbrzymiego zespo�u r�nych komputer�w w ca�ych Stanach. Pozostawa�o mi tylko czeka�. Dok�adnie o godzinie 9.10.00 w terminalu numer 3 na stacji obs�ugi transakcji walutowych nast�pi malutkie zwarcie. Nic powa�nego, �adnych snop�w iskier i efekt�w akustycznych, w kt�rych lubuj� si� re�yserzy film�w. Komputery nie psuj� si� w spos�b efektowny. Po prostu nagle przestaj� dzia�a�. Tak stanie si� za chwil� z terminalem, w kt�rym osobi�cie dwa dni temu podczas pe�nienia dy�uru za�o�y�em malutki kondensatorek z zegarem bateryjnym. Ekran komputera �ciemnieje i na nic zdadz� si� nerwowe zabiegi operatora najpierw zresetowania komputera, a potem pr�ba wy��czenia i w��czenia maszyny. Wtedy naci�nie on przycisk wzywaj�cy kontrol� techniczn� gie�dy i poczeka na fachowca elektronika. Obaj spr�buj� przywr�ci� komputerowi zdolno�� dzia�ania, co nie da �adnych efekt�w. Niemo�liwa jest praca komputera ze spalonym g��wnym procesorem i ponad po�ow� ko�ci pami�ci. Wtedy elektronik podniesie s�uchawk� i za��da trwa�ego od��czenia uszkodzonego terminala od sieci. G��wny operator gie�dy podzi�kuje losowi, �e awaria zdarzy�a si� na dwadzie�cia minut przed startem pierwszych operacji gie�dowych, si�gnie do prze��cznika numer trzy na tablicy transakcji walutowych i przekr�ci go w lewo. Powinno to spowodowa� odci�cie terminala o tym numerze od sieci a� do czasu jego naprawienia i ponownego w��czenia. Ale moje r�ce dwa dni temu zwar�y na sta�e przewody w tym prze��czniku tak sprytnie, �e przekr�cenie go w lewo spowoduje tylko zga�ni�cie lampki kontrolnej na tablicy, natomiast nie spowoduje od��czenia samego terminala. Teraz rozpocznie si� nast�pna faza operacji. M�j komputer wy�le do programu kontroli sieci gie�dowej sygna� gotowo�ci do pracy podaj�c numer kodowy terminala numer 3. Sie� zaakceptuje to jako powr�t terminala do sieci i wy�le sygna� kontrolny do sprawdzenia to�samo�ci. Po otrzymaniu w�a�ciwej odpowiedzi m�j komputerek zostanie uznany za pe�noprawn� ko�c�wk� sieci i b�dzie w��czony do operacji gie�dowych. Zdobycie numeru kodowego terminala kosztowa�o mnie miesi�c pr�b i b��d�w. Przypomina�o pr�b� zgadni�cia numeru automatu telefonicznego w budce na rogu ulicy przez wykr�canie kolejnych numer�w i czekanie na d�wi�k dzwonka. P�ytk� identyfikacyjn� odpowiedzialn� za wys�anie dobrego has�a do centralnego komputera wymontowa�em bezpo�rednio z terminala i zamontowa�em w swoim Sharpie. Poniewa� centralny komputer sprawdza� to�samo�� terminala tylko w przypadku powrotu do sieci po awarii, nie musia�em si� obawia� o ujawnienie kradzie�y przed sprawdzeniem plomb na obudowach terminali. Przy kradzie�y p�ytki i monta�u kondensatora musia�em zerwa� plomb� na obudowie komputera, lecz dok�adna kontrola plomb odbywa�a si� raz na tydzie� w poniedzia�ek, a dzisiaj by�a �roda. Na wszelki wypadek za�o�y�em na pud�o komputera imitacj� plomby tak, aby jaki� nadgorliwy operator nie wszcz�� alarmu za wcze�nie. Min�a 9.10. Da�em jeszcze pi�� minut operatorowi i elektronikowi na doj�cie do wniosku, �e awaria terminala numer 3 jest jednak powa�na. Plan by� dobry, mimo to z napi�ciem wpatrywa�em si� w ekran komputerka wystukuj�c kod ponownego wej�cia do sieci. Akces zosta� przyj�ty. Teraz by�em pe�noprawnym operatorem gie�dy. Operacja okradzenia kogo� za pomoc� komputera nie jest ju� tak prosta jak kilka lat temu. Nie wystarczy przela� na swoje konto milion dolar�w i podj�� je z banku. Teraz nad poprawno�ci� przelew�w czuwaj� programy stra�nicze, gotowe natychmiast podj�� alarm, gdy wykryj� jak�� nieprawid�owo��. Z regu�y poci�ga to za sob� automatyczn� blokad� konta i donos na policj�. Przy�apany delikwent zostaje pozbawiony pieni�dzy i jest karcony przez organy porz�dku. Dlatego musia�em przygotowa� wszystko z daleko posuni�t� perfekcj� i ostro�no�ci�. Na razie jednak musia�em spr�y� si� i skoncentrowa� na testach, jakich wykonania ��da� centralny komputer. Przed ka�d� bowiem gie�d� operator musia� wykaza�, �e jest w pe�ni sprawny, aby nie komplikowa� funkcjonowania rynku. Po zako�czeniu dnia ka�da transakcja by�a i tak badana przez innego operatora; �eby firma obs�uguj�ca gie�d� mia�a dobr� mark�, jej operatorzy musieli by� OK. Spark dba� o jako�� swoich us�ug i st�d te testy wst�pne. Wykona�em je bez �adnego problemu tak, jak czyni�em to od kilkunastu miesi�cy. Centralny komputer przesta� mnie m�czy� i przez ostatnie pi�� minut przed 9.30 mog�em si� zrelaksowa�. A by�o przed czym. Chcia�em w dwie godziny zarobi� oko�o 5 milion�w dolar�w i znikn�� w sinej dali, zanim kontrolerzy gie�dy zbadaj� transakcje zawarte za po�rednictwem mojego terminala. Ekran komputerka pstrykn�� i zape�ni� si� tabelami kurs�w r�nych walut. Po chwili zacz�y nap�ywa� wezwania kupna i sprzeda�y od r�nych abonent�w. Zacz��em prac�. Wybiera�em operacj� i kontrahent�w i za�atwia�em spraw�. Wszystko by�o proste i nudne jak flaki z olejem. W tym czasie kontrolerzy bie��cy sprawdzali poprawno�� transakcji dokonywanych za po�rednictwem ka�dego z terminali. Wiedzia�em, �e robili to najwy�ej przez pierwsze p� godziny, potem zabierali si� do jedzenia i czytania komiks�w. Wiedzia�em, bo przez pierwsze dwa miesi�ce sam by�em kontrolerem bie��cym, ob�era�em si� z nud�w kanapkami i czyta�em "Supermana". Z tego, co wiedzia�em, zwyczaje te nie uleg�y zmianie. Po godzinie (da�em p�godzinn� rezerw� na wyj�tkowo gorliwego operatora) wys�a�em sygna� chwilowego zawieszenia (operator te� czasem musia� i�� do toalety) i wywo�a�em program GREG. Nad jego stworzeniem biedzi�em si� przez ostatnie p� roku. Wprowadza� minimalne zmiany w kursach walut, zmiany na ostatnim miejscu po przecinku. Poniewa� kursy i tak ca�y czas oscylowa�y, nie mo�na by�o dostrzec tych zmian bez por�wnania z obowi�zuj�cym w danej sekundzie kursem og�lnym. A sekunda ta ju� min�a i kurs zd��y� si� zmieni�. Program GREG by� inteligentny - ekstrapolowa� z tendencji dotychczasowych kurs waluty i na tej podstawie podejmowa� decyzje, kiedy nale�y op�ni� dan� transakcj� o kilka sekund, a kiedy przy�pieszy�. By�em naprawd� dumny z tego programu i mog�em go zapewne sprzeda� firmie Sparka za �adnych kilka tysi�cy dolar�w lub gra� na gie�dzie sam. To pierwsze jednak dawa�o za ma�o pieni�dzy, drugie za� wymaga�o olbrzymich zasob�w got�wki. Zdecydowanie rozwi�zanie, kt�re wybra�em, by�o najbardziej efektywne. Przez godzin� mojej dotychczasowej pracy GREG zbiera� dane i gdy tylko ponownie w��czy�em si� w gie�d�, program zacz�� zarabia� dla mnie pieni�dze. Sam wybiera� kolejne operacje i dokonywa� obrotu got�wk�. Siedzia�em przed ekranem z satysfakcj� obserwuj�c rosn�c� nadwy�k� na moim koncie. Program by� tak skonstruowany, �e po uzbieraniu 5 mln dolar�w wy��cza� si� sam, uprzednio przekazuj�c pieni�dze na konto banku mieszcz�cego si� dwie ulice od mojego mieszkania. Nie musz� chyba dodawa�, na czyje nazwisko by�o to konto. Program nie m�g� zarobi� ani centa wi�cej. W ten spos�b zabezpieczy�em si� przed w�asn� chciwo�ci�. Nadmierna zach�anno�� prowadzi�aby do niebezpiecznego zmniejszenia si� rezerwy czasowej koniecznej do pobrania pieni�dzy i ucieczki samolotem poza granice USA. Wiedzia�em, �e moje oszustwo wyda si� najprawdopodobniej w ci�gu godziny od zamkni�cia gie�dy. Po nast�pnych trzydziestu minutach b�d� wiedzieli, kto to zrobi� i gdzie pow�drowa�y ukradzione pieni�dze. Przekazanie moich danych i rysopisu na posterunki graniczne to kwestia kilku minut, a wtedy wydostanie si� z kraju sta�oby si� nie lada problemem. Zamierza�em tego unikn�� wiej�c, zanim kradzie� si� wyda. To za� wymaga�o czasu. Cichy brz�czyk w komputerku, moje serce zabi�o zdecydowanie mocniej. Na ekranie w okienku, gdzie program podawa� na bie��co zarobion� sum�, widnia�a jak byk pi�tka z sze�cioma zerami. Mia�em swoje pi�� milion�w. Teraz komputer wyjdzie z sieci wysy�aj�c sygna� przerwy. Po pewnym czasie operator bie��cy zdziwi si�, �e terminal numer 3 nie wykonuje �adnych operacji i zadzwoni do operatora g��wnego, ale ten odpowie, �e terminal jest z powodu awarii nieczynny i po sprawie. Czeka�em. Nagle zorientowa�em si�, �e co� posz�o nie tak. Komputer nie wychodzi� z sieci. Zamiast po�egnalnego napisu BYE, BYE na ekranie pojawi�y si� nagle nowe tabele i wykresy. Prawd� m�wi�c zg�upia�em. Dane na ekranie nie mia�y nic wsp�lnego z gie�d�. Przelecia�em wzrokiem po cyfrach - jakie� wsp�rz�dne, stopnie, minuty, niezrozumia�e nazwy, chyba oznaczenia kodowe. Zagapi�em si� jak neandertalczyk na telewizor. W g�owie ko�ata�a mi jedna my�l: co� jest �le. Nic nie wynika�o z tego genialnego spostrze�enia i gapi�bym si� tak dowolnie d�ugo, gdyby nagle na ekranie nie pojawi� si� wielkimi literami napis WHO ARE YOU? i mniejszymi literami PLEASE, ENTER YOUR CODE... Wpad�em w niez�y pasztet. GREG przy pr�bie wyj�cia z sieci gie�dy w�adowa� si� w inn� sie�. To m�g� by� zbieg okoliczno�ci. Identyczne has�o wywo�ania, brak wolnej linii transmisji lub co� podobnego, co� co mog�o zdarzy� si� ka�demu. Ale zdarzy�o si� mnie i to w niekorzystnym momencie. Trudno, mia�em jeszcze sporo czasu, podam byle jaki kod i ta obca sie� mnie wyrzuci. Komputerek zapiszcza� ponaglaj�co. W tej chwili sp�yn�a na mnie fala gor�ca. Ja ju� by�em w tej sieci, widzia�em przecie� dane i tabele. To nie program wej�ciowy pyta� mnie o kod, lecz program stra�niczy. Musia� zorientowa� si�, �e kto� spoza kr�gu adres�w listy kontakt�w autoryzowanych grzebie si� w danych i przerwa� podgl�d, aby zapyta� si� o kod. R�nica by�a zasadnicza. Bramkarz, czyli program wej�ciowy po otrzymaniu z�ego kodu po prostu nie wpuszcza� u�ytkownika do danych, stra�nik za� zwykle podnosi� alarm. Nowsze wersje dobrych program�w blokowa�y niepo��dany terminal. Je�li natkn��em si� na dobry program, b�d� mia� trudno�ci z odblokowaniem mojego Sharpa. Musia�em za� to zrobi�, by wyj�� z sieci gie�dy i zyska� dodatkowe dwie godziny, zanim zaczn� mnie szuka�. M�j komputer zapiszcza� przeci�gle, a napis na ekranie pocz�� mruga�. Wystuka�em ponad dwudziestoliterowy ci�g znak�w i wcisn��em ENTER. Ekran b�ysn�� i zgas�. Na moment. Teraz pojawi� si� inny napis, na kt�rego widok poczu�em, jak usta same uk�adaj� mi si� do u�miechu - YOU ARE DEAD! Pami�tam, jak pierwszy raz dorwa�em si� do systemu informacyjnego szpitala na Bronxie i wszystkie rubryki o stanie chorych uzupe�ni�em podobn� informacj�. By�em wtedy trzynastoletnim g�wniarzem i takie kawa�y wydawa�y mi si� wspania�� zabaw�. Trudno, nie wyjd� z sieci. Zmniejsza�o to rezerw� czasow� do trzech godzin, ale taka te� mi wystarczy. Si�gn��em do wy��cznika komputera, gdy zza plec�w doszed� mnie trzask, a na dywan sypn�o iskrami. Obracaj�c si� dostrzeg�em k�tem oka ruch w okolicach okna. Nie zwr�ci�em na to uwagi i skoncentrowa�em si� na �r�dle iskier. To by� zamek w moich drzwiach wej�ciowych. Zwyk�y elektroniczny zamek z o�miocyfrowym kodem i podw�jnym ryglem. Teraz oba rygle zosta�y stopione w jeden, jakby kto� pracowa� nad nimi palnikiem acetylenowym. To, co wzi��em za iskry, musia�o by� kroplami stopionego metalu z zamka. Zamek zosta� zablokowany w pozycji zamkni�tej. Jeszcze tego brakowa�o. Jakie� cholerne kiloamperowe zwarcie w obwodzie. Nie wiedzia�em, �e co� takiego jest w og�le mo�liwe. Przecie� gdybym akurat trzyma� d�o� na klamce mog�o mnie zabi�. Trz�s�c� r�k� si�gn��em po telefon, aby przywo�a� dozorc�, gdy m�j wzrok pad� na ekran nadal w��czonego komputera. Spokojnie ja�nia� tam napis, kt�rego tre�� wolno dociera�a do mojej �wiadomo�ci, a kiedy ju� dotar�a, poczu�em, jak mi�kn� mi nogi: YOUR DOOR IS CLOSED! Po chwili zapali�y si� kolejne litery: YOUR WINDOWS ARE CLOSED TOO. Nieprzytomnie spojrza�em na okna. To by� ten ruch, na kt�ry nie zwr�ci�em uwagi. Podbieg�em i szarpn��em za obrotow� klamk�. Nic. Szarpn��em mocniej i klamka zosta�a mi w r�ku. Zacz��em si� poci�. To on, ten pieprzony stra�nik! Odnalaz� miejsce, z kt�rego nast�pi� kontakt z jego sieci� i dobra� mi si� do dupy. Chcia� mnie wyizolowa� i uwi�zi� do chwili, gdy przyb�d� policjanci. Cholera, to nie by�o to, czego pragn��em najbardziej. Doskonale orientowa�em si�, co si� sta�o. Dzisiaj niemal ka�dy blok mieszkalny mia� w swoich podziemiach spor� metalow� skrzyni�. By� to centralny komputer domu. Sterowa� ogrzewaniem, sprawdza� poprawno�� kod�w otwieraj�cych drzwi w mieszkaniach, zajmowa� si� klimatyzacj�, utrzymaniem odpowiedniej temperatury w rurach z ciep�� wod� i setk� innych czynno�ci wa�nych dla poprawnego i ekonomicznego funkcjonowania bloku jako jednostki w strukturze urbanizacyjnej miasta. Program stra�niczy dobra� si� do naszego komputera mieszkalnego i spowodowa�, �e ten poda� wysokie napi�cie na m�j zamek w drzwiach. Pr�d o wielkim nat�eniu stopi� rygle w jedn� mas�. Jednocze�nie fa�szywa informacja o warunkach zewn�trznych spowodowa�a zamkni�cie i uszczelnienie okien. Mog�o to by� na przyk�ad ostrze�enie o ska�eniu chemicznym obszaru. Poniewa� central� telefoniczn� te� sterowa� komputer, stra�nik m�g� si� tam w�ama� i spowodowa� blokad� mojego telefonu. Wszystko to by�o mo�liwe pod jednym warunkiem - trzeba by�o mie� na to co najmniej tydzie�. Oba systemy by�y do z�amania, ale mia�y ca�kiem niez�e zabezpieczenia i obej�cie ich wymaga�o nie lada pracy oraz przede wszystkim czasu. Trzeba by�o bowiem dzia�a� nies�ychanie ostro�nie i delikatnie. Programy stra�nicze w tych systemach podnosi�y larum o byle co i ca�a robota sz�a na marne. Sam pr�bowa�em to kiedy� robi� i cho� jestem ca�kiem niez�y w te klocki, nie uda�o mi si� wiele zwojowa� z moim komputerem mieszkalnym. Ten program stra�niczy musia� mie� albo nies�ychan� moc albo nie potrzebowa� wcale w�amywa� si� do innych system�w. Mia� po prostu zapewniony akces do wszystkich tych sieci. To ostatnie znaczy�o, �e by� to program NSA - Agencji Bezpiecze�stwa USA. Poczu�em wielk� kropl� potu w�druj�c� mi po plecach. NSA oznacza�o powa�ne k�opoty. Gdyby rzecz si� wyda�a, wi�ksza kara grozi�a za w�amanie si� do ich sieci ni� za kradzie� pieni�dzy. Wniosek by� jeden: musia�em pryska�, odebra� swoje pieni�dze i jecha� na lotnisko. Za p�torej godziny mia�em samolot do Madrytu i nie chcia�em si� sp�ni�. Raczej nie wierz�c, by to co� da�o, podnios�em s�uchawk� telefonu. Oczywi�cie, tym te� si� zaj�� - telefon by� g�uchy jak pie� tysi�cletniego d�bu. St�d pomocy nie otrzymam. Rozejrza�em si� po pokoju. W�a�ciwie mia�em tylko jedn� drog� ucieczki - okno. Mieszka�em, co prawda, na �smym pi�trze, ale balkon s�siada by� zaledwie o metr od mojego. Wystarczy�o rozbi� zatrza�ni�t� szyb� i przeskoczy� g��bok�, cho� w�sk� przepa��. Podnios�em z pod�ogi taboret, wzi��em pot�ny zamach i zamar�em w krety�skiej pozie statuy wolno�ci, tyle �e zamiast znicza w r�ce dzier�y�em krzese�ko. Zawsze mia�em czu�y w�ch. Odk�d pami�tam, potrafi�em wyw�cha� w domu ka�de, cho�by nie wiem jak dobrze ukryte, �akocie. Doprowadza�o to do sza�u rodzic�w znajduj�cych mnie cz�sto rado�nie umazanego czekolad� lub mas�em orzechowym. Teraz powonienie uratowa�o mi �ycie. Poczu�em bowiem zapach gazu. Ledwo uchwytny, rozrzedzony, ale m�j nos ju� z�apa� ten zapach i przekaza� mi odpowiedni sygna�. Postawi�em taboret na pod�odze i poszed�em do kuchni. Gdy tylko przekroczy�em jej drzwi, zapach sta� si� o wiele intensywniejszy. I nic dziwnego. Wyra�nie s�ysza�em syk uchodz�cego gazu. Dochodzi� z mojej kuchenki, co by�o o tyle dziwne, �e wszystkie pi�� pokr�te� by�y ustawione w pozycji zamkni�tej. A jednak gaz ucieka� przez palniki w kuchence. Ju� przed wizyt� w kuchni by�o mi gor�co z wra�enia, tak gor�co, �e nie mog�o by� bardziej. Teraz przekona�em si�, �e tamto uczucie by�o jak arktyczna zima przy upale Sahary. Ten cholerny program stra�niczy naprawd� chcia� mnie zabi�. D��y� do tego z precyzj� i konsekwencj�. Uwi�zi� mnie najpierw w mieszkaniu, a teraz za�atwia� mnie gazem. Dorwa� si� do podprogramu reguluj�cego ci�nienie gazu w rurach domu i zwi�kszy� je do maksimum. Zawory w kuchence pu�ci�y i gaz zacz�� si� ulatnia�. Kiedy b�dzie go do��, stra�nik spowoduje zapewne zwarcie w kt�rym� z dziesi�tk�w obwod�w oplataj�cych moje mieszkanie, par� iskier i za chwil� powitam �wi�tego Piotra wyniesiony ku niebu pot�n� eksplozj�. Cholernie cwany plan. Z tego, co zostanie z mojego mieszkania, nie da si� nic wywnioskowa� - wybuch zatrze wszelkie �lady, zniszczy ka�d� wiadomo�� czy poszlak� mog�c� prowadzi� w stron� NSA. Mimo przera�enia poczu�em nagle podziw dla programu i tego, kto go stworzy�. To musia� by� wspania�y umys�, genialny programista, by� mo�e nie jeden, lecz ca�y zesp�. By�em teraz pewien, �e gdybym rozbi� szyb� w oknie, program odpowiednio zinterpretowa�by spadek nat�enia w obwodach grzejnych szyby, kt�re musia�bym przecie� zniszczy�. Nie wiedzia�em, co on by zrobi� wtedy. By� mo�e, zaryzykowa�by wcze�niejsz� pr�b� wywo�ania eksplozji lub wybra�by inn�, r�wnie niebezpieczn� dla mnie opcj�. Nie mia�em poj�cia, ale nie zamierza�em ryzykowa�. Wspi��em si� na st� kuchenny i zamkn��em g��wny zaw�r na przewodzie gazowym. Zaw�r by� solidny i aby go zniszczy�, stra�nik musia�by zwi�kszy� ci�nienie gazu tak, �e pr�dzej p�k�yby rury w ca�ym bloku ni� to zabezpieczenie. Rury w ca�ym bloku! Poczu�em, jak w�osy staj� mi na g�owie. Przecie� ci�nienia w rurach dostawczych nie da si� zwi�kszy� wybi�rczo. Taka by�a konstrukcja sieci i koniec. To, co dzia�o si� u mnie, musia�o mie� miejsce w ca�ym pionie mieszkalnym. A wi�c na nic zamykanie dop�ywu gazu w moim mieszkaniu, pode mn� i w mieszkaniach wy�ej. Z wolna dope�nia� si� szata�ski plan programu-mordercy. Oznacza�o to, �e nie zgin� tylko ja. W eksplozji, kt�ra mog�a lada chwila nast�pi�, zgin� wszyscy mieszka�cy bloku i jeden B�g wie, ilu jeszcze przechodni�w. Co, do cholery, by�o w tych tabelach, �e trzeba zabi� dziesi�tki ludzi, aby nikt niepowo�any o nich nie wiedzia�? Wszystko jedno, co to by�o za g�wno, nie mia�em zamiaru za nie umiera�. Zeskoczy�em ze sto�u o ma�o co nie �ami�c nogi i pogna�em do pokoju. Zatrzyma�em si� naprzeciw drzwi wej�ciowych. T�dy nie by�o drogi ucieczki. Nawet Wielki Arnold nic by nie zdzia�a�. R�wnie dobrze mog�em pr�bowa� przebi� si� na wprost przez dziel�c� mnie od korytarza �cian�. Nie pr�bowa�em. Okno te� nie wchodzi�o w rachub�. Nie mog�em uwierzy�, �e nie ma wyj�cia. My�l! - powtarza�em sobie na g�os. Zacz�a ogarnia� mnie panika. Czu�em jej macki oplataj�ce w szybkim tempie m�j umys�. R�ce zacz�y mi lata�, trz�s�em si� jak galareta na rowerze. Zacisn��em pi�� i z ca�ej si�y r�bn��em w �cian�. Pomog�o. Na chwil� m�zg przesta� pracowa� walcz�c z b�lem d�oni. Kiedy po kilku sekundach b�l nieco os�ab�, poczu�em si� znowu sob�. R�ka rwa�a mnie, jakbym straci� dwa palce, ale znowu mog�em my�le� jasno. Z ka�d� chwil� przybli�a�a si� �mier�. Lada moment program uzna, �e wystarczaj�co du�o gazu wydosta�o si� na zewn�trz, by eksplozja by�a dostatecznie silna i wtedy wywo�a j�. Z pokoju nie by�o wyj�cia, �azienka te� odpada�a, tam nie ma �adnych otwor�w poza odp�ywem w wannie i �ciekiem klozetowym - oba za w�skie dla �rednio utuczonego szczura. Co dopiero dla mnie! Wr�ci�em do kuchni. Nic, �adnej drogi na zewn�trz poza malutkim wentylatorem i zsypem na �mieci. Rany boskie - zsyp na �mieci! Jestem pewien, �e pobi�em rekord �wiata w szybko�ci demonta�u pojemnika zsypowego jedn� r�k� - lewa pi�� by�a na razie nie do u�ytku. Ostatni ruch i przede mn� zia�a czarna cuchn�ca czelu��. Wiedzia�em, �e je�li zaczn� si� zastanawia�, nigdy si� nie zdecyduj� - skoczy�em bez zastanowienia. Maj�c w perspektywie ponad dwadzie�cia metr�w pionowego spadku �aden rozs�dny cz�owiek nie zdecydowa�by si� na ten krok. Ja nie znalaz�em innego wyj�cia. Wlaz�em w otw�r nogami naprz�d, staraj�c si� usi��� na moment na brzegu, ale chora r�ka ze�lizn�a si� po �cianie i polecia�em w czarn� otch�a�. �adnego druzgoc�cego zderzenia z twardym pod�o�em. Mi�kko i �agodnie zjecha�em pochy�ym szybem i wpad�em po uszy w stos puszek, papier�w i szmat. To by� cud. Z nieznanych powod�w projektanci budynku zdecydowali, �e lepsze s� uko�nie montowane szyby zsypowe ni� zajmuj�ce o wiele mniej miejsca szyby pionowe. Mo�e wi�za�o si� to z umiejscowieniem wlot�w do zsypu bezpo�rednio w mieszkaniach, mo�e chodzi�o o redukcj� ha�asu? Wa�ne, �e nadal �y�em. Zanim zd��y�em si� zdziwi� i ucieszy� takim obrotem sprawy, bieg�em ju� do wyj�cia z podziemi budynku. Po drodze musia�em zrobi� jeszcze jedn� rzecz. Musia�em znale�� g��wny wy��cznik pr�du w bloku. Program stra�niczy nie wiedzia�, �e uda�o mi si� wydosta� z mieszkania, nie zaniecha wobec tego dzie�a zniszczenia. M�g� spowodowa� eksplozj� tylko poprzez wywo�anie zwarcia. Odcinaj�c pr�d uniemo�liwi� mu to dokumentnie. Wiedzia�em, gdzie jest ten pstryczek, od kt�rego zale�a�o teraz �ycie kilkuset os�b, wiedzia�em dok�adnie. Dok�adne plany budynku ka�dy jego lokator otrzymywa� z chwil� wprowadzenia si� do mieszkania. Ale �aden plan nie pokazywa�, jak dotrze� do wybranego miejsca startuj�c z kub�a na �mieci. Bieg�em po korytarzach kieruj�c si� bardziej instynktem ni� wiedz�. Wreszcie na jednej z mijanych �cian zobaczy�em nad ma�� szklan� gablotk� upragniony napis: G��WNY WY��CZNIK ENERGETYCZNY. To by�o to! �okciem rozwali�em szybk�, uj��em w zdrow� d�o� plastykow� r�czk� i niemal wyrywaj�c rami� ze stawu szarpn��em j� w d�. Natychmiast zgas�y wszystkie �wiat�a w korytarzu. To samo musia�o si� dzia� w ca�ym bloku, odci��em bowiem dop�yw energii elektrycznej na wszystkich kondygnacjach. Teraz stra�nik nie m�g� ju� zrobi� zwarcia i tym samym wysadzi� bloku w powietrze. Wygra�em! Potykaj�c si�, po omacku dobrn��em do tylnego wyj�cia z bloku. R�ka rwa�a jak szalona, by�em brudny i cuchn��em zsypem. Wszystkie moje rzeczy opr�cz prawa jazdy i tego, co mia�em na sobie, zosta�y w zaryglowanym pokoju na g�rze. Za par� godzin b�d� mia� na karku policj�, o ile wcze�niej nie dopadn� mnie typy z NSA. Teraz naprawd� nie mieli innego wyj�cia ni� zabicie mnie. O ile bowiem nie wiedzia�em nic o tajnych danych z ich sieci, to mog�em narobi� niesamowitego ba�aganu posy�aj�c swoj� relacj� do prasy. Musia�em znikn�� i to szybko. W banku dwie ulice dalej mia�em na koncie 5 milion�w dolar�w. Gdybym jednak zjawi� si� w takim stanie jak obecny, kasjer dla pewno�ci wezwa�by najpierw policj� i z szybko�ci� policyjnego radiowozu znalaz�bym si� w pierdlu. Po drodze wskoczy�em wi�c na pi�tna�cie minut do publicznej �a�ni, gdzie umy�em si�, a w tym czasie ekspresowa pralnia upra�a i wyprasowa�a moje ubranie. Zap�aci�em resztk� pieni�dzy, jaka zosta�a mi po wykupieniu biletu lotniczego i poszed�em do banku. Kasjer po spojrzeniu na czek zaprowadzi� mnie do zast�pcy dyrektora. Tam wymiguj�c si� od herbaty i wci�� podkre�laj�c brak czasu podpisa�em jeszcze specjaln� dyspozycj� i dosta�em wreszcie pieni�dze. Uda�o mi si� nie przyj�� us�ug biura ochrony banku na dostarczenie mnie z pieni�dzmi w bezpieczne miejsce i po dwudziestu minutach wyszed�em z walizk� pe�n� got�wki. Spojrza�em na zegarek. Do zamkni�cia gie�dy pozosta�a nieca�a godzina. Po nast�pnej zaczn� mnie szuka�. Teoretycznie pozosta�o mi 120 minut na opuszczenie kraju. Wiedzia�em jednak, �e nie mam ju� ani sekundy. Na wszystkich portach lotniczych i przej�ciach granicznych czeka� na mnie jaki� facet z NSA. Czeka�, aby zabi�. I nie by�o tam �adnego zsypu ani g��wnego wy��cznika. Pr�dzej czy p�niej b�d� musia� stawi� czo�o tym facetom. Ale na razie by�em wolny. Z pewno�ci� nied�ugo dowiedz� si�, co zrobi�em i ile pieni�dzy ukrad�em. Ale na banku trop si� urwie. B�d� mnie szukali, to jasne. Jednak z tak� kup� szmalcu mog�em si� zaszy� tak, �e mnie nie znajd�. Przynajmniej nie od razu. Po g�owie chodzi�a mi my�l o jakim� nie za du�ym i nie za ma�ym miasteczku przy granicy z Kanad�. Spokojne i dostatnie �ycie, bez fajerwerk�w - to by�o co� dla mnie. Ale ju� wtedy, gdy id�c po s�onecznej stronie ulicy rozwa�a�em swoj� przysz�o��, wiedzia�em, �e to nie koniec historii. Kiedy�, mo�e nawet ju� nied�ugo, usi�d� przy klawiaturze du�o wi�kszego komputera ni� m�j Sharp. Spo�r�d milion�w kr���cych w sieci program�w odnajd� ten w�a�ciwy i dobior� si� do niego tak, jak on dobra� si� do mnie. �aden program nie dzia�a bezb��dnie. Ka�dy ma jak�� luk�, cho�by jedn�, najmniejsz�. Przysi�g�em sobie, �e odnajd� j� w tym programie i wedr� si� przez ni� do �rodka systemu. W jego zakamarkach odnajd� wszystkie potrzebne kody i wtedy to ja zabawi� si� w Boga. Wyczyszcz� banki danych, wykasuj� pami�� i rozwal� zasilanie tak, �e z centralnego komputera zostanie kupa �u�lu i dymi�cych drut�w. Wtedy ode�l� mu jego prosty komunikat, cho� po drugiej stronie nie b�dzie ju� niczego ani nikogo, kto potrafi�by go odebra�. YOU ARE DEAD! I nacisn� ENTER.