5386

Szczegóły
Tytuł 5386
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5386 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5386 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5386 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TERRY PRATCHETT NOM�W KSI�GA ODLOTU Ksi�ga trzecia Sagi o nomach Na pocz�tku . . . by� Arnold Bros (za�. 1905), czyli wielki dom towarowy. Albo inaczej rzecz ujmuj�c, dom dla dw�ch tysi�cy nom�w � jak sami siebie nazywali � kt�re dawno temu zrezygnowa�y z �ycia na �wie�ym powietrzu i osiedli�y si� u ludzi pod pod�og�. Wa�ne by�o, �e pod pod�og�, z lud�mi za� nie mieli do czynienia, bo ludzie byli duzi, powolni i g�upi. Za to nomy �y�y szybko � dla nich dziesi�� lat to prawie stulecie, a poniewa � w Sklepie mieszka�y ponad osiemdziesi�t lat, dawno temu ju� zapomnia�y, co to s�o�ce, deszcz czy wiatr. By� jedynie Sklep, stworzony przez legendarnego Arnolda Brosa (za�. 1905), jako W�a�ciwe Miejsce dla nom�w. A potem z Zewn�trz do Sklepu przyby� Masklin i jego grupa. Z Zewn�trz, kt�re zreszt� dla sklepowych nom�w nie istnia�o. Masklin i pozostali dobrze wiedzieli, co to deszcz i wiatr: wiedzieli a� za dobrze i dlatego pr�bowali �y� gdzie�, gdzie ich nie by�o. Przywie�li ze sob� Rzecz, kt�r� przez pokolenia uznawano za talizman przynosz �cy szcz�cie. Dopiero w Sklepie, w pobli�u pr�du elektrycznego Rzecz si� obudzi�a i wybranym zacz�a opowiada� historie, kt�re ledwie im si� w g�owach mie�ci�y. . . Ot� dowiedzieli si�, �e pochodz� z gwiazd, sk�d przylecieli na pok�adzie jakiego� statku, i �e ten statek czeka gdzie�w g�rze, mimo i� min�y ju� tysi�ce lat. Czeka, by ich zabra� do Domu. . . Dowiedzieli si� tak�e, �e Sklep ma za trzy tygodnie zosta� zniszczony. Co Masklin musia� wymy�li�, jak przekonywa� i co m�wi�, a czego nie wyjawia� , �eby wszyscy opu�cili Sklep w ukradzionej ci�ar�wce, to wszystko opisano w �Nom�w Ksi�dze Wyj�cia�. Dotarli do opuszczonego kamienio�omu: przez kr�tki czas sprawy mia�y si� ca�kiem dobrze. Ale jak si� ma cztery cale wzrostu i mieszka w �wiecie olbrzym�w, to sprawy nigdy za d�ugo nie wygl�daj� dobrze. Tote� wkr�tce okaza�o si�, �e ludzie chc� ponownie uruchomi� kamienio�om. Z fragmentu gazety za� dowiedzieli si�, �e istnieje Richard Arnold � Wnuk za�o�yciela Sklepu. Albo jednego z braci, kt�rzy go za�o�yli, jak twierdzili niekt�rzy. W gazecie by�o nawet jego zdj�cie. Firma, do kt�rej nale�a� Sklep, obecnie by�a wielk�, mi�dzynarodow� korporacj�, a Richard udawa� si� na Floryd�, by by� �wiadkiem wystrzelenia jej pierwszego satelity telekomunikacyjnego. Rzecz powiedzia�a Masklinowi, �e gdyby znalaz�a si� w przestrzeni, zdo�a�aby si� ze statkiem dogada� i �ci�gn�� go w d�. Masklin postanowi� wzi�� ze sob� kilku towarzyszy, uda� si� na lotnisko i znale�� spos�b dostania si� na Floryd� i wys�ania Rzeczy w niebo. Naturalnie, by�o to niedorzeczne i niemo�liwe, ale poniewa� nie zdawa� sobie z tego sprawy, zabra� si� do realizacji przedsi�wzi�cia. Wyruszyli przekonani, �e Floryda jest oddalona o jakie� pi�� mil drogi � no, mo�e dziesi�� � i �e na �wiecie �yje najwy�ej kilka tysi�cy ludzi. Nie wiedzieli, jak si� tam dosta� ani co zrobi�, gdy si� ju� tam znajd�, ale byli zdecydowani zrobi�, co tylko si� da. Perypetie nom�w, kt�re pozosta�y w kamienio�omie i walczy�y z lud�mi, broni �c swego nowego �wiata jak d�ugo si� da�o, a potem odjecha�y Jekubem, wielk� maszyn� drogow�, zosta�y opisane w �Nom�w Ksi�dze Kopania�. A oto historia Masklina. . . Rozdzia� pierwszy LOTNISKA: Miejsca, gdzie ludzie albo bardzo si� spiesz�, albo d�ugo czekaj �. Naukowa encyklopedia dla m�odych, ciekawskich nom�w, napisana przez Angala de Pasmanterii Wysilmy wyobra�ni� i za��my, �e spogl�damy przez obiektyw bardzo odleg�ego od Ziemi aparatu fotograficznego. . . Oto wszech�wiat: pe�en po�yskuj�cych galaktyk niczym choinka ozd�b gwiazdkowych. �Zbli�enie� Oto galaktyka wygl�daj�ca jak nie rozmieszana �mietanka w kawie, pe�na jasnych punkcik�w. Ka�dy taki punkcik to gwiazda. �Zbli�enie� Oto gwiazda z w�asnym systemem planetarnym. Planety okr��aj� S�o�ce, mkn�c w przestrzeni. Jedne bli�ej, drugie dalej. Jedne tak rozpalone, �e o��w jest na nich p�ynny, drugie tak zimne i odleg�e, �e przelatuj� przez rejony, w kt�rych rodz� si� komety. �Zbli�enie� Oto b��kitna planeta, w wi�kszej cz�ci pokryta wod�. Nazywa si� Ziemia. �Zbli�enie� Oto powierzchnia tej planety: niebieska, zielona, br�zowa. Opromieniona blaskiem s�o�ca na b��kitnym niebie. Pe�na p�l, o, jest i jaki� kamienio�om i. . . �Zbli�enie� Oto lotnisko � pl�tanina krzy�uj�cych si� betonowych pas�w startowych i dr�g ko�owania oraz budynk�w, w kt�rych �pi� samoloty. I nie tylko. . . �Zbli�enie� . . . oto najwi�kszy budynek � dworzec lotniczy pe�en ludzi i zgie�ku. . . �Zbli�enie� . . . oto g��wna hala odlot�w, jasno o�wietlona, wype�niona lud�mi i baga�ami. . . �Zbli�enie� . . . oto kosz na �mieci pe�en �mieci. . . �Zbli�enie� . . . i para oczek prze�wituj�cych mi�dzy �mieciami. . . �Zbli�enie� Oj! �Zbli. . . � �up! * * * Masklin ostro�nie zjecha� po starym kartonie od hamburgera. Do�� d�ugo obserwowa� ludzi � by�y ich setki i co� mu zaczyna�o �wita�, �e po pierwsze jest ich na �wiecie znacznie wi�cej, ni� podejrzewa�, a po drugie � dostanie si� do samolotu to zupe�nie nie to samo co kradzie� ci�ar�wki. Zadomowieni w czelu�ciach kosza na �mieci Gurder i Angalo ponuro dojadali zimne, t�uste frytki. Rzeczywisto�� by�a dla wszystkich przykrym szokiem. No bo tak � Gurder w czasach sklepowych by� opatem i wierzy�, �e Arnold Bros (za�. 1905) stworzy� Sklep dla nom�w. Zreszt� wci�� by� przekonany, �e istnieje gdzie� jaki� Arnold Bros maj�cy na uwadze dobro nom�w, gdy� nomy s� wa�ne. A teraz coraz wyra�niej by�o wida�, �e nomy wcale si� nie licz�. . . Albo Angalo�nie wierzy w Arnolda Brosa, ale my�li, �e on jednak istnieje, bo mu to pomaga w niewierzeniu. Skomplikowane, ale prawdziwe. No i na koniec Masklin�nie podejrzewa�, �e to si� oka�e takie trudne. S�dzi�, �e odrzutowce to po prostu ci�ar�wki, kt�re maj� wi�cej skrzyde�, a mniej k�. Tymczasem jeszcze nawet nie zbli�yli si� do samolotu, a ju� widzia� wi�cej ludzi ni� dot�d w ca�ym swoim �yciu. Jak w takich warunkach mia� znale�� Wnuka Richarda, 39?! Dotar� do pozosta�ych, maj�c nadziej�, �e zostawili mu jak�� frytk� albo frytka. . . Angalo uni�s� g�ow�. � I co? Zauwa�y�e� go? � spyta� ironicznie. �Tam jest kupa ludzi z brodami.�Masklin wzruszy� ramionami.�Wszyscy wygl�daj� tak samo. �A nie m�wi�em?�ucieszy� si� Angalo i doda�, spogl�daj�c wymownie na Gurdera: � � Slepa wiara nigdy do niczego nie prowadzi. I nie dzia�a. � M�g� odlecie�, zanim si� zjawili�my � zauwa�y� Masklin. � Albo m�g� przej�� obok mnie. �Wi�c trzeba wraca� �skomentowa� Angalo.�Spr�bowali�my, obejrzeli- �my lotnisko, prawie dali�my si� stratowa� co najmniej tuzin razy i na pewno nas brakuje w kamienio�omie. Czas wraca� do rzeczywisto�ci. � A ty co na to? Gurder, do kt�rego skierowane by�o pytanie, spogl�da� na Masklina d�ugo i z desperacj�. � Nie wiem. Naprawd� nie wiem. Mia�em nadziej�. . . � wyst�ka� i umilk�. Wygl�da� tak nieszcz�liwie, �e nawet Angalo poklepa� go pocieszaj�co po ramieniu. �Nie bierz tego tak powa�nie. Przecie� tak naprawd� to nie my�la�e�, �e jaki� Wnuk Richard, 39, spadnie z nieba, z�apie nas i zawiezie na Floryd�. Nie my�la�e �?! � upewni� si� Angalo. � Spr�bowali�my i si� nie uda�o. No, to wracajmy do domu. � Oczywi�cie, �e tak nie my�l� � obruszy� si� Gurder. � Ale my�la�em, �e mo�e. . . �e jako�. . . no, �e b�dzie jaki� spos�b. . . Masklin przyjrza� si� podejrzliwie Rzeczy. By� pewien, �e s�ucha � w okolicy by�o a� za du�o elektryczno�ci� Rzecz, mimo �e by�a jedynie czarnym sze�cianem, kiedy s�ucha�a, zawsze wygl�da�a na bardziej o�ywion� ni� zwykle. K�opot w tym, �e odzywa�a si� tylko w�wczas, gdy mia�a na to ochot�, i zawsze pomaga�a tylko tyle, ile musia�a. Ani odrobiny wi�cej. Masklin mia� nieodparte wra�enie, �e ca�y czas jest testowany. Poza tym za ka�dym razem, gdy prosi� o pomoc, jakby przyznawa�, �e sko�czy�y mu si� pomys�y. Co do tego ostatniego, aktualnie m�g� to nawet g�o�no potwierdzi�, wobec czego. . . � Rzecz, wiem, �e mnie s�yszysz, bo tu jest pe�no pr�du � zagai�. � Jeste- �my na lotnisku i nie mo�emy znale�� Wnuka Richarda, 39. Nie wiemy nawet, jak go zacz�� szuka�. Pom� nam. . . prosz�. Rzecz pozosta�a ciemna i cicha. � Je�li nam nie pomo�esz � kontynuowa� szeptem � wr�cimy do kamienio�omu i b�dziemy musieli stawi� czo�o ludziom, ale ciebie to ju� nie b�dzie obchodzi�o, bo ci� tu zostawi�. Mo�esz mi wierzy�, �e tak zrobi�. I nie znajd� ci� ju� �adne nomy i nie b�dzie �adnej innej okazji. Wyginiemy i nie b�dzie ju� na tym �wiecie nom�w, a wszystko przez ciebie. I przez te wszystkie lata, kiedy b�dziesz le�e� zapomniana na �mietniku, b�dziesz sama i pozostanie ci tylko pe�na goryczy my�l, �e mo�e jednak trzeba by�o mi pom�c, gdy grzecznie prosi�em. Pewnie w ko�cu dojdziesz do wniosku, �e gdyby to si� zdarzy�o jeszcze raz, to by� mi pomog�a. Tylko �e to si� nie powt�rzy, a ostatni� okazj� masz teraz, wi�c si� zdecyduj i pom� nam. � Przecie� to maszyna! � sprzeciwi� si� Angalo. � Nie da si� szanta�owa� maszyny. . . Na czarnej powierzchni sze�cianu zap�on�o czerwone �wiate�ko. � Wiem, �e s�yszysz, co my�l� inne maszyny � doda� Masklin. � Ale nie wiem, czy s�yszysz, co nomy my�l�. Je�li tak, to mo�esz si� przekona�, �e nie �artuj�. Je�li nie, to lepiej uwierz mi na s�owo. Chcesz, �eby�my si� zachowywali inteligentnie, to si� zachowuj�: jestem wystarczaj�co inteligentny, �eby wiedzie�, kiedy potrzebuj� pomocy. Ot� potrzebuj� jej teraz. A ty mo�esz mi pom�c, wi�c je�li tego nie zrobisz, to zostawi� ci� tu i zapomn�, �e kiedykolwiek istnia�a�. Zapali�o si� drugie �wiate�ko. Masklin wsta�, spojrza� na Rzecz i zwr�ci� si� do innych: � Skoro tak, to idziemy! Rzecz odchrz�kn�a i spyta�a: � �Jak konkretnie mog� pom�c?� Angalo u�miechn�� si� szeroko. Masklin siad� i powiedzia� spokojnie: � Znajd� Wnuka Richarda Arnolda, 39. � �To mo�e potrwa�.� � Nie szkodzi. Na powierzchni Rzeczy zapali� si� jaki� wzorek i zgas� po chwili. � �Zlokalizowa�am Richarda Arnolda, wiek 39. W�a�nie wszed� do poczekalni lotu 205 do Miami na Florydzie pierwszej klasy.� � To wcale tak d�ugo nie trwa�o � zauwa�y� Masklin przytomnie. � �Trzysta mikrosekund. To d�ugo.� �Kwestia gustu�oceni� Masklin i doda�:�Ale nie zdaje mi si�, �eby�my zrozumieli wszystko, co powiedzia�a�. � �A konkretnie czego nie zrozumia�e�?� � Wszystkiego po �wszed� do�. � �Ten, kt�rego szukacie, jest tu w specjalnym pokoju i czeka, �eby wej�� do wielkiego srebrnego ptaka, kt�ry ma polecie� do miejsca, kt�re nazywa si� Floryda.� � Jakiego znowu wielkiego srebrnego ptaka? � zdziwi� si� Angalo. � Jej chodzi o samolot � wyja�ni� Masklin. �Bywa czasem z�o�liwa. � Sk�d ona to wszystko wie? �spyta� podejrzliwie Angalo. � �Ten budynek pe�en jest komputer�w.� � Takich jak ty? ��Bardzo prymitywnych komputer�w. Bardzo!��Rzecz zdo�a�a wygl�da� na ura�on�.��Ale bez trudu mog� je zrozumie�, je�li my�l� wystarczaj�co wolno. Ich zadaniem jest wiedzie�, dok�d chc� si� dosta� poszczeg�lni ludzie i gdzie s� w danej chwili.� � To wi�cej ni� wie przeci�tny cz�owiek �oceni� Angalo. �Mo�esz si� dowiedzie�, jak si� do niego dosta�?�spyta� Gurder, wyra�nie odzyskuj�c nadziej�. � Zaraz, zaraz! � wtr�ci� si� Angalo. �Tylko nie na odwr�t, dobrze?! � Przecie� przybyli�my tu, �eby go znale��, tak? �upewni� si� Gurder. � Owszem. Ale co konkretnie zrobimy, jak go znajdziemy? � Jak to �co�?! My. . . no, tego. . . � Gurderowi najwyra�niej sko�czy�y si� pomys�y. �Nie wiemy nawet, co to jest �poczekalnia pierwszej klasy��doda� Angalo. ��Pok�j pe�en ludzi czekaj�cych na samolot��wyja�ni�a uprzejmie Rzecz. �Boisz si�!�stwierdzi� nagle z tryumfem Gurder, spogl�daj�c oskar�ycielsko na Angala. � Boisz si�, bo jak znajdziemy Wnuka Richarda, 39, to znaczy, �e naprawd� istnieje Arnold Bros, a to znaczy, �e si� myli�e�! Jeste� zupe�nie jak tw�j ojciec: te� nigdy nie mia� odwagi przyzna�, �e by� w b��dzie. � Boj� si�, ale o ciebie � parskn�� Angalo. � Bo widzisz, Wnuk Richard jest cz�owiekiem, tak jak Arnold Bros by� cz�owiekiem. Albo dwoma, niewa�ne. Wybudowa� Sklep dla ludzi i nawet nie zdawa� sobie sprawy z istnienia nom�w. Jak si� o tym przekonasz na w�asne oczy, to nie wiem, co ci si� porobi. A mojego ojca w to nie mieszaj! Rzecz tymczasem otworzy�a w g�rnym boku niewielk� klapk� i wysun�a przez ni� kawa�ek drucianej siatki na metalowym pr�cie i zacz�a ni� powoli obraca� . Klapek, kiedy by�y zamkni�te, w og�le nie by�o wida�, a Rzecz otwiera�a je tylko wtedy, kiedy co� j� wybitnie zainteresowa�o. Wystawia�a wtedy przez nie r�ne przedmioty�najcz�ciej srebrn� czasz�, czasami skomplikowan� pl�tanin � rurek. Masklin uni�s� czarny sze�cian i spyta� cicho: � Wiesz, gdzie jest ta ca�a poczekalnia? � �Wiem.� � To m�w mi, gdzie mam biec! �poleci�, wstaj�c. � Co robisz? � zaciekawi� si� Angalo. � Wiesz, ile nam zosta�o czasu, zanim on zacznie lecie� na t� Floryd�? � Masklin ca�kowicie zignorowa� pytanie. � �Oko�o p� godziny.� Nomy �yj� mniej wi�cej dziesi��razy szybciej ni� ludzie, tote� gdy si� poruszaj �, trudniej je zobaczy� ni� mysz z dopalaczem. Jest to jeden z powod�w, dla kt�rych ludzie naprawd� rzadko je zauwa�aj�. Drugim jest to, �e ludzie s� naprawd� dobrzy w niedostrzeganiu tego, o czym wiedz�, �e nie istnieje. Skoro wi�c rozs�dny cz�owiek wie, �e nie istniej� ludzie maj�cy cztery cale wzrostu, nomowi, kt�ry nie chce zosta� zauwa�ony, prawie na pewno si� to uda. Nikt wi�c nie zauwa�y� trzech niewielkich kszta�t�w gnaj�cych na �eb, na szyj � przez pod�og� dworca lotniczego, zgrabnie przy tym omijaj�c przeszkody terenowe, jak k�ka w�zk�w baga�owych czy same baga�e. Przebiega�y te� mi�dzy nogami wolno maszeruj�cych podr�nych, ale by�y prawie niewidoczne na otwartej przestrzeni. Wreszcie znikn�y za palm� w doniczce. * * * Kto� kiedy� powiedzia�, �e cokolwiek si� dzieje, wp�ywa w jaki� spos�b na wszystko inne. To mo�e by� prawd�. Albo po prostu �wiat jest pe�en przypadk�w. Na przyk�ad drzewo rosn�ce wysoko na zboczu g�rskim, odleg�ym od Masklina o dobre dziewi�� tysi�cy mil, porasta�a ro�linka wygl�daj�ca niczym wielki kwiat. Ros�a w rozga��zieniu konaru, pod kt�rym zwisa�y jej korzenie wy�apuj �ce z wszechobecnej mg�y po�ywienie i wilgo�. Technicznie nazywa�a si� <i>Bromelia</i>, ale o tym ma�o kto wiedzia�, a ro�lince nie robi�o �adnej r�nicy, jak j� nazywaj�. Skraplaj�ca si� woda utworzy�a niewielkie jeziorko w kielichu kwiatu. W jeziorku �y�y sobie �aby. Bardzo, bardzo ma�e. �y�y sobie kr�tko i prosto � polowa�y na owady w�r�d p�atk�w i sk�ada�y jajka w jeziorku. Z jajek wyl�ga�y si� kijanki i stawa�y si� nast�pnie �abkami i tak dalej. Kiedy zdech�y, opada�y na dno jeziorka i zmienia�y si� w kompost stanowi�cy g��wne po�ywienie ro�liny. I tak by�o zawsze, odk�d �abki si�ga�y pami�ci�.1 Tego dnia jednak jedna z �abek zgubi�a si�, poluj�c na muchy, i nagle znalaz�a si� na skraju zewn�trznych li�ci i dostrzeg�a co�, czego nigdy dot�d nie widzia�a. Zobaczy�a bowiem wszech�wiat. A dok�adniej, ujrza�a ga��� gin�c� we mgle. Obok, na tej�e ga��zi, opromieniony pojedynczym promieniem s�o�ca, r�s� sobie drugi kwiat po�yskuj�cy kroplami wilgoci na p�atkach. �abka siedzia�a tak i patrzy�a. * * * Gurder osun�� si� po �cianie, siad� bezw�adnie na pod�odze i rz�zi�. Angalo mia� prawie takie same problemy ze z�apaniem oddechu, ale robi�, co m�g�, �eby tego nie da�po sobie pozna�. � Dlaczego nam nie powiedzia�e�! � wysapa� po chwili. �Bo za bardzo byli�cie zaj�ci k��tni��wyja�ni� mu uprzejmie Masklin.� Jedyne, co mog�o was sk�oni� do ruszenia si�, to zacz�� ucieka�. No, to zacz��em. � �eby. . . ci�. . . � wychrypia� Gurder. 1Czyli od oko�o trzech sekund � �aby nie maj� specjalnie dobrej pami�ci. �Dlaczego si� nie zasapa�e�?�zainteresowa� si� Angalo, kt�remu ju� wr�ci� oddech. �Bo od zawsze szybko biegam�wyja�ni� Masklin i wyjrza� zza donicy.� Dobra, Rzecz: co teraz? � �Prosto tym korytarzem.� � Przecie� tam jest pe�no ludzi! � j�kn�� Gurder. � Wszystko jest pe�ne ludzi, dlatego zawsze si� ukrywamy � przypomnia� mu Masklin.�Rzecz, nie ma jakiej� innej drogi? Gurdera o ma�o co przed chwil� nie rozdeptano. Po powierzchni sze�cianu przesun�y si� r�nobarwne wzory. Po chwili Rzecz spyta�a: � �Co w�a�ciwie chcecie osi�gn��?� � Musimy odnale�� Wnuka Richarda, 39 �o�wiadczy� Gurder. �Musimy dosta� si� na t� ca�� Floryd�o�wiadczy� r�wnocze�nie Masklin i doda�: � To jest najwa�niejsze. � Wcale nie jest! � sprzeciwi� si� Gurder. �Nie chc� na �adn� Floryd�! Masklin zawaha� si� i w ko�cu rzek�: � To pewnie nie jest najw�a�ciwsza chwila, �eby wam to powiedzie�, ale widzicie, nie by�em z wami tak do ko�ca szczery. . . � I zanim kt�ry� zd��y� mu przerwa�, opowiedzia� o Rzeczy, niebie i statku czekaj�cym gdzie� w g�rze. Potem zapad�a d�uga cisza przerywana jedynie ha�asem wywo�ywanym przez par� setek chodz�cych i m�wi�cych r�wnocze�nie ludzi. � I tak naprawd� to zupe�nie nie pr�bowa�e� odszuka� Wnuka Richarda, 39? � odezwa� si� wreszcie Gurder. � Uwa�am, �e tak w og�le to on jest bardzo wa�ny � odpar� pospiesznie Masklin.�Ale chwilowo Floryda jest wa�niejsza, bo tam jest miejsce, z kt�rego startuj� odrzutowce, lec�ce pionowo, i umieszczaj� na niebie radio. Zdaje si�, �e nazywaj� si� rakiety. � Przesta�! � nie wytrzyma� Angalo. � Nie da si� niczego umie�ci� na niebie. Wszystko pospada! �Te� mi si� tak wydawa�o i przyznaj�, �e nie rozumiem do ko�ca, ale chyba to jest tak, �e jak si� b�dzie wystarczaj�co wysoko, to nie b�dzie �adnego do�u. Zreszt� my musimy tylko znale�� si� na Florydzie i umie�ci� Rzecz w takiej rakiecie. Reszt� zrobi ju� sama, tak przynajmniej m�wi. � I to wszystko? � spyta� s�abo Angalo. � To nie mo�e by� du�o trudniejsze ni� kradzie� ci�ar�wki � pocieszy� go Masklin. � Nie proponujesz chyba, �eby�my ukradli samolot?! � Gurder by� autentycznie przera�ony. � Oo! � Angalo rozja�ni� si� jakim� wewn�trznym blaskiem. Powszechnie by�o wiadomo, �e uwielbia wszystko, co si� porusza, a im szybciej si� porusza, tym lepiej. � A tobie co si� sta�o? � warkn�� Gurder. � Oo! � powt�rzy� Angalo. Wygl�da� tak, jakby wpatrywa� si� w co�, co tylko on m�g� dostrzec. � Powariowali�cie! � j�kn�� Gurder. � Nikt tu nic nie m�wi� o kradzie�y �adnego samolotu � powiedzia� pospiesznie Masklin. � Chcemy si� tylko nim przelecie�. Mam przynajmniej tak� nadziej�. � Oo! � I nie zamierzamy nim kierowa�! �doda� Masklin. �S�ysza�e�, Angalo? � Dobra, dobra. � Angalo wzruszy� ramionami. � A za��my, �e podczas lotu kierowca si� rozchoruje, to co? To chyba normalne, �e go zast�pi�, no nie? Ci�ar�wk� kierowa�em ca�kiem nie�le. . . � Ca�y czas w co� wpada�e�! �przypomnia� Gurder. � Nauka kosztuje. A poza tym na niebie nic nie ma, nie licz�c chmur, a te wygl�daj� na mi�kkie. � Jest Ziemia! � Ziemia to �aden problem: b�dzie za daleko, �eby na ni� wpa�� . Masklin przesta� ich s�ucha� i spyta�: � Rzecz, wiesz, gdzie jest odrzutowiec lec�cy na Floryd�? � �Wiem.� � To zaprowad� nas tam, przy okazji omi� tylu ludzi, ilu zdo�asz. * * * M�y�o, a poniewa� zaczyna�o ju� zmierzcha�, na lotnisku zapala�y si� �wiat�a. Z cichym szcz�kiem, kt�ry nie zwr�ci� zreszt� niczyjej uwagi, otwar�a si� kratka wentylacyjna na zewn�trznej �cianie budynku dworca lotniczego. Przez otw�r ostro�nie opu�ci�y si� na beton trzy niewielkie postacie i pogna�y w roz�wietlony zmrok. Prosto ku samolotom. * * * Angalo spojrza� w g�r�. Potem jeszcze bardziej. A potem jeszcze, i tak mu zosta�o na d�u�ej. � O rany! � wykrztusi� z podziwem i zadart� g�ow�. � On jest za du�y! � wymamrota� Gurder, za wszelk� cen� staraj�c si� nie patrze�. Jak wi�kszo�� nom�w urodzonych w Sklepie, nie lubi� patrze� tam, gdzie nie by�o �cian czy sufitu. Angalo te� mia� podobne zahamowania, ale niech�� do Zewn �trza by�a s�absza od ch�tki do szybkich podr�y. � Widzia�em, jak startuj� � odezwa� si� Masklin. � One naprawd� lataj�. Uczciwie. �Oo!�Angalo najwyra�niej straci� zdolno�� wypowiadania bardziej skomplikowanych s��w. Samolot by� tak wielki, �e mia�o si� ochot� cofn�� si� i jeszcze cofn��, �eby m�c go obejrze� w ca�ej okaza�o�ci. Deszcz nadawa� mu po�ysku, a neony malowa�y r�nobarwne wzory na bia�ym lakierze. Nie wygl�da� jak maszyna, ale jak kawa�ek ukszta�towanego nieba. � Naturalnie z daleka wygl�da�y na znacznie mniejsze � przyzna� cicho Masklin, przygl�daj�c si� samolotowi. Nigdy w �yciu nie czu� si� mniejszy. �Chc� takiego!�Angalo najwyra�niej odzyska� mow�.�Popatrzcie tylko na niego! On ju� wygl�da, jakby lecia� za szybko, a przecie� stoi! � Jak niby mamy si� do niego dosta�? � spyta� s�abo Gurder. � Mo�ecie sobie wyobrazi� ich miny w kamienio�omie, gdyby�my z czym� takim wr�cili? � rozmarzy� si� Angalo. � Mog� � odpar� Gurder ponuro. � I to upiornie wyra�nie. Pytam, jak mamy do niego wej�� ? � Mo�emy. . . � zacz�� Angalo i urwa�. � Dlaczego: �upiornie�? � Tam, sk�d wystaj� ko�a, s� dziury � zauwa�y� Masklin. � Po tym metalowym mo�na si� wspi��. . . � �Nie!� � zaprotestowa�a energicznie Rzecz, kt�r� ca�y czas �ciska� pod pach�. � �Nie b�dziecie tam mogli oddycha�. Musicie by� w �rodku, w kabinie. Tam, gdzie lataj� samoloty, powietrze jest bardzo rzadkie.� �Pewnie, �e nie g�ste�oburzy� si� Gurder.�Dlatego jest powietrzem, no nie? � �Nie b�dziecie mogli nim oddycha� � powt�rzy�a cierpliwie Rzecz. � W�a�nie, �e b�dziemy! � zirytowa� si� Gurder. � Zawsze mog�em oddycha� , to i teraz b�d� m�g�. �Niekoniecznie�sprzeciwi� si� Angalo.�W jakiej� ksi��ce czyta�em, �e blisko Ziemi jest wi�cej powietrza, a w g�rze jest go znacznie mniej. � Dlaczego? � zdziwi� si� Gurder. � Nie wiem. Pewnie boi si� wysoko�ci. Masklin przeszed� na drug� stron� samolotu, starannie omijaj�c ka�u�e, i wyjrza�. Gdzie� tak w jednej trzeciej d�ugo�ci kad�uba dw�ch ludzi �adowa�o z pomoc � jakich� maszyn skrzynie do dziury w kad�ubie. Masklin obszed� wielkie ko�a i ostro�nie wyjrza� na drug� stron� � samolot z budynkiem dworca ��czy�a d�u- ga, wysoko zawieszona rura. W tym czasie do��czyli do� zaintrygowani Gurder i Angalo, i przez chwil� ca�a tr�jka przygl�da�a si� rurze. �My�l�, �e t�dy �aduj� si� ludzie�odezwa� si� w ko�cu Masklin, wskazuj �c rur�. � Rur�? � zdziwi� si� Angalo. � Jak woda? �Wygodniej, ni� przechodzi� przez deszcz�oceni� Gurder.�Przemok�em do suchej nitki. �Wsamolocie musz� by� schody, kable i takie tam�zauwa�y� Masklin.� Nie powinni�my mie� k�opot�w, �eby znale�� jakie� dziury, przez kt�re mo�na przej�� . Jak ludzie co� buduj�, to zawsze s� jakie� dziury. � No, to na co czekamy? �zdziwi� si� Angalo. �Oo! � Ale nie b�dziesz pr�bowa� go ukra�� ! � przypomnia� Masklin, ruszaj�c p�biegiem, �eby ponownie nie pozbawi� Gurdera oddechu. � On i tak leci tam, gdzie chcemy. . . � Nie tam, gdzie ja chc�! � j�kn�� Gurder. �Ja chc� do domu! � . . . i nie b�dziemy pr�bowali nim kierowa�, cho�by dlatego, �e jest nas za ma�o. Poza tym my�l�, �e jest znacznie bardziej skomplikowany ni� ci�ar�wka. W ko�cu to. . . Rzecz, wiesz, jak on si� nazywa? � �Concorde.� �W�a�nie!�ucieszy� si� Masklin.�Concorde. . . te� �adnie, cokolwiek by znaczy�o. . . Angalo, zanim wsi�dziemy, musisz obieca�, �e go nie ukradniesz! Rozdzia� drugi CONCORDE: lata dwa razy szybciej od pocisku i mo�na w nim dosta� w�dzonego �ososia. Naukowa encyklopedia dla m�odych, ciekawskich nom�w, napisana przez Angala de Pasmanterii Przeci�ni�cie si� przez szczelin� w rurze-kt�r�-chodzili-ludzie by�o drobnostk � w por�wnaniu z przyj�ciem do wiadomo�ci tego, co znajdowa�o si� w jej wn�trzu. W kamienio�omie pod�og� barak�w stanowi�y deski albo ubita ziemia, w budynku dworca lotniczego by�y p�yty jakiego� wypolerowanego kamienia, a tu. . . Tu Gurder natychmiast pad� plackiem, wcisn�� nos w pod�og� i prawie si� rozp�aka�. �Dywan!�wykrztusi�.�Nigdy nie my�la�em, �e jeszcze w �yciu zobacz� uczciwy dywan! � Przesta� robi� z siebie widowisko! � warkn�� poirytowany Angalo. � Dywan jak dywan. . . Gurder powoli wsta�. �Przepraszam�wymamrota�, otrzepuj�c si� starannie.�Wzburzy�o mnie. W ko�cu nie widzia�em uczciwego dywanu od miesi�cy. Wysmarka� nos, a� echo ponios�o, i doda�: � W Sklepie mieli�my pi�kne dywany. . . niekt�re nawet mia�y wzorki. . . Masklin przyjrza� si� uwa�nie wn�trzu rury�wygl�da�a zupe�nie jak sklepowy korytarz. I by�a jasno o�wietlona. � Ruszajmy � zaproponowa�. � Tu jest zbyt pusto. A tak w og�le: Rzecz, gdzie s� ludzie? � �Wkr�tce b�d� tutaj.� � Sk�d ona to wie? � zaciekawi� si� Gurder. � Pods�uchuje inne maszyny �wyja�ni� Masklin. � �Komputery� � poprawi�a Rzecz. ��Tutaj te� jest ich pe�no.� � To mi�e � b�kn�� Masklin. �Masz z kim pogada�. ��Nie mam: one s� niesamowicie g�upie��odpar�a Rzecz, usi�uj�c m�wi� z pogard�, cho� przecie� zawsze mia�a jednolite brzmienie g�osu. Po kilkudziesi�ciu krokach korytarz ko�czy� si� zas�on�, za kt�r� wida� by�o jakby kawa�ek krzes�a. �Dobra, Angalo�zdecydowa� Masklin.�Prowad�, bo widz�, �e masz na to nieprzepart� ochot�! * * * Dwie minuty p�niej siedzieli pod fotelem. Masklin nigdy nie mia� czasu wyobrazi� sobie wn�trza samolotu � przewa�nie obserwowa� tylko, jak startuj� i lec�. Naturalnie, zdawa� sobie spraw�, �e s� w nich ludzie � ludzie byli wsz�dzie, ale nie mia� poj�cia, co opr�cz nich jest w �rodku. Wn�trze tymczasem wygl�da�o, jakby by�o zrobione z samych zewn �trz. I to do reszty rozklei�o Gurdera. � � Swiat�o elektryczne! � zachlipa� z rozrzewnieniem. � Dywan! I mi�kkie fotele! I nigdzie �adnego b�ota! I. . . i s� nawet znaki! � No, spokojnie! � Angalo bezradnie poklepa� go po ramieniu. � To by� dobry Sklep. . . Chocia� przyznaj�, �e jestem nieco zaskoczony: spodziewa�em si� rur, przewod�w i d�wigni, a nie czego�, co wygl�da jak Dzia� Mebli Wy�cie�anych. � Nie powinni�my marnowa� czasu! � zdecydowa� Masklin. � Zaraz tu b�dzie pe�no ludzi, trzeba sobie znale�� jaki� spokojny k�t. Pomogli wsta� Gurderowi i ruszyli pod rz�dami siedze�. Wn�trze przypomina�o pod wieloma wzgl�dami Sklep, ale po kilkunastu krokach Masklin zrozumia�, �e jednym si� zasadniczo r�ni�y � w Sklepie zawsze by�o du�o miejsc, za kt�rymi mo�na si� by�o ukry� albo w kt�re mo�na si� by�o wcisn��. Tutaj, jak dot�d, nie zauwa�y� �adnej kryj�wki. . . A z oddali s�ycha� ju� by�o g�osy rozmawiaj �cych ludzi. W ko�cu znale�li szczelin� za zas�on� w cz�ci samolotu, w kt�rej nie by�o siedze�. Pierwszy wczo�ga� si� w ni� Masklin, pchaj�c przed sob� Rzecz. Ha�as, wcale ju� nie taki odleg�y, dodawa� mu skrzyde� � za szczelin� by�a dziura w metalowej �cianie, przez kt�r� przechodzi�y jakie� przewody. Nie by�a zbyt wielka, ale wystarczy�a dla niego i Angala oraz dla przera�onego Gurdera, kt�rego wsp�lnym wysi�kiem przeci�gn�li. Niemal krok za Gurderem po dywanie przemaszerowa�y buty pierwszego pasa�era samolotu. Wewn�trz dziury by�o ciasno, ale za to na pewno nie mo�na ich by�o zauwa- �y�. Gorzej, �e sami te� widzieli w p�mroku jedynie przewody. Usadowili si� najwygodniej, jak potrafili, i czekali. Wok� s�ycha� by�o pe�no rozmaitych odg�os�w, a gdzie� z do�u dochodzi�y metaliczne �omotni�cia. � Chyba mi lepiej � odezwa� si� niespodziewanie Gurder. Masklin przytakn��, ws�uchany w przyt�umiony szum ludzkich g�os�w. Nagle samolotem szarpn�o. � Rzecz? � szepn��. � �Tak?� � Co si� dzieje? � �Samolot przygotowuje si� do startu.� � Aha. � �Wiesz, co to znaczy?� � Nie do ko�ca. . . � �To znaczy, �e za chwil� b�dziemy lecie�.� Angalo nerwowo prze�kn�� �lin�. Masklin opar� si� plecami o metalow� �cian� i wpatrzy� si� w p�mrok bez s�owa. Po chwili ciszy samolot szarpn�� jeszcze raz i wszyscy mieli nieodparte wra- �enie ruchu. Nie wydarzy�o si� nic wi�cej. W ko�cu da� si� s�ysze� dr��cy g�os Gurdera: � Mo�e by�my wysiedli, je�li jeszcze mo�emy. . . Odpowiedzia� mu odleg�y ryk, od kt�rego wszystko wok� zatrz�s�o si� �agodnie, ale zdecydowanie. Potem nast�pi� moment zawieszenia � co�takiego musi odczuwa� pi�ka, gdy ju� przestanie lecie� w g�r�, a jeszcze nie zacznie lecie� w d�. Zaraz potem co� ich z�apa�o i zmieni�o w zwalony na kup� nie�ad. Pod�oga, najbezczelniej w �wiecie, spr�bowa�a sta� si� �cian�. Angalo, Masklin i Gurder z�apali si� jeden drugiego, popatrzyli na siebie i zacz �li wrzeszcze�. Po chwili przestali. G��wnie dlatego, �e im si� oddechy sko�czy�y. A poza tym nie by�o sensu kontynuowa�. Pod�oga powoli przesta�a okazywa�ambicj� stania si� �cian� i wr�ci�a do poziomu, jak na uczciw� pod�og� przysta�o. � Chyba lecimy � oceni� Masklin, zdejmuj�c nog� Angala ze swojego karku. � To tak wygl�da od �rodka? � zdziwi� si� Angalo. � Z zewn�trz wygl�da znacznie �adniej. � Komu� si� co�sta�o? � zainteresowa� si� Masklin. Gurder obmaca� si� starannie, siadaj�c. � Ca�y jestem poobijany � oznajmi�, po czym doda�, jako �e pewne rzeczy s� niezmienne: � Nie ma tu czego� do jedzenia? W tym momencie do wszystkich dotar�o, �e o zapasach �ywno�ci nie pomy- �leli. � Mo�e nie b�dzie czasu zje�� � b�kn�� niepewnie Masklin. � Rzecz, ile czasu zajmie nam dotarcie do Florydy? � �Kapitan w�a�nie powiedzia�, �e sze�� godzin czterdzie�ci pi�� minut.�2 � Zag�odzimy si� na �mier�! � j�kn�� Gurder. � Mo�e da si� na co� zapolowa�? � wyrazi� nadziej� Angalo. �W�tpi�oceni� trze�wo Masklin. To nie wygl�da na myszowate3 miejsce. � Ludzie maj� jedzenie � stwierdzi� autorytatywnie Gurder. � Ludzie zawsze maj� jedzenie. � Wiedzia�em, �e to powiesz. � Angalo westchn�� g��boko. � Wszyscy to wiedz�. �Ciekawe, jak by tu mo�na wyjrze� przez okno?�Angalo spr�bowa� zmieni� temat. � Chcia�bym zobaczy�, jak szybko lecimy. . . drzewa i wszystko powinny tylko �miga� pod nami, no nie? � Mo�e po prostu by�my chwil� poczekali, co? � zaproponowa� Masklin, dop�ki sytuacja jeszcze zupe�nie nie wymkn�a si� spod kontroli. � Uspokoimy si�, odpoczniemy. A potem zobaczymy, co si� da znale�� do jedzenia. Pomys� trafi� pozosta�ym do przekonania�w ko�cu by�o tu spokojnie, ciep�o i sucho, a ostatnio zbyt cz�sto by�o mokro i zimno. I niezauwa�enie wszyscy trzej zasn�li. . . * * * Masklinowi wyda�o si�, �e s� gdzie� nomy �yj�ce w samolotach, tak jak inne �y�y w Sklepie. Mieszka�y pod pod�og� przykryt� dywanem i wcale im nie przeszkadza�o, �e przelatuj� z miejsca na miejsce. I �e by�y ju� w tak dziwacznych miejscach jak te, kt�re brzmia�y magicznie: Afryka, Australia, Chiny, R�wnik, Printed in Hong Kong, Islandia. . . Takie przynajmniej nazwy by�y na jedynej mapie, jak� w Sklepie uda�o si� znale��. . . Mo�e nigdy nie wygl�da�y za okno i nie wiedzia�y wcale, �e si� poruszaj�. Mo�e o to chodzi�o Grimmie z tymi �abami w kwiatku. . . �e mo�na prze�y� ca�e �ycie w jakim� niewielkim miejscu i by� przekonanym, �e tak wygl�da ca�y �wiat. Mo�e gdyby nie by� z�y i troch� pomy�la�. . . C�, teraz, bez dw�ch zda�, wyszed� z kwiatka. . . * * * �aba przyprowadzi�a inne �aby do miejsca, kt�re przed chwil� odkry�a, i teraz wszystkie wpatrywa�y si� w konar. Mg�a si� przerzedzi�a i wida� by�o nie tylko 2Dla noma jakie� dwie i p� doby. 3Myszowate, czyli ulubione przez myszy (przyp. t�um.). najbli�szy kwiat, ale kilka dalszych, cho� taka my�l nie powsta�a w g�owie �adnej z �ab, a to dlatego, �e nie potrafi� one liczy� dalej ni� do jednego. Teraz widzia�y ca�kiem du�o pojedynczych kwiat�w. Wpatrywa�y si� w nie jak urzeczone. Wpatrywanie si� bowiem jest jedn� z rzeczy, w kt�rej �aby (i �abki) s� naprawd � dobre. W przeciwie�stwie do my�lenia. Mi�o by�oby powiedzie�, �e my�la�y d�ugo i nami�tnie o nowym kwiecie, o �yciu w starym i ch�ci poznania �wiata wi�kszego, ni� dot�d my�la�y. W rzeczywisto �ci to, co my�la�y, mo�na by okre�li� tak: �-.-.mipmip.-.-.-.mipmio.-.-.mipmip.� Za to tego, co czu�y, na pewno nie pomie�ci�by jeden kwiat. Ostro�nie, powoli i nie bardzo wiedz�c, dlaczego to robi�, kolejno zeskoczy�y na ga���. * * * Masklina obudzi�o ciche i uprzejmie natarczywe bipanie Rzeczy. � �Mo�e chcieliby�cie wiedzie� � odezwa�a si�, ledwie si� ockn�� � �ale w�a�nie przekroczyli�my barier� d�wi�ku.� To otrze�wi�o go b�yskawicznie. � Angalo! M�wi�em, �eby� nigdzie nie �azi�! � Czego?! � zirytowa� si� Angalo. � Nigdzie nie by�em, siedz� sobie spokojnie i �pi�. Masklin delikatnie poci�gn�� nosem i przesta� si� zastanawia�, kto co przekroczy� i po co. Podczo�ga� si� do kraw�dzi dziury i wyjrza�. Zobaczy� ludzkie nogi. Konkretnie kobiece, bo to one z zasady nosi�y mniej praktyczne buty. Mo�na si� wiele dowiedzie� o ludziach, ogl�daj�c ich buty, zw�aszcza �e to by�o wszystko, co nomy mog�y dok�adnie obejrze�. Reszta przeci�tnego cz�owieka znajdowa�a si� zdecydowanie za wysoko, jak na zasi�g wzroku noma. Masklin energicznie poci�gn�� nosem. � Gdzie� blisko jest jedzenie! �oznajmi� zdecydowanie. � Jakie? � zaciekawi� si� Angalo. �Jak to jakie?�Gurder przepchn�� si� obok niego.�Co to kogo obchodzi jakie?! Wa�ne, �e da si� zje�� ! �Angalo, �ap go!�Masklin zablokowa� przej�cie, aby Gurder nie m�g� i�� dalej. � I nie pozw�l mu si� nigdzie ruszy�. I zanim Gurder zd��y� zareagowa�, wypad� na zewn�trz, dopad� zas�ony i wysun �� zza niej oko i brew. Pomieszczenie by�o czym� w rodzaju Emporium z Przysmakami � kobiety wyjmowa�y ze �ciany tace z jedzeniem. Nomy maj� znacznie lepszy w�ch ni� lisy; Masklin obliza� si� i prze�kn�� �lin�. Musia� samokrytycznie przyzna�, �e polowanie czy zbieranie owoc�w i zi� nigdy nie da�y tak dobrego jedzenia jak to, kt�re mo�na znale�� w pobli�u ludzi. Jedna z kobiet wyci�gn�a ze �ciany ostatni� tac�, zamkn�a drzwi i postawi�a j� na w�zek. K�ka by�y tak wysokie jak sam Masklin, o czym ten mia� okazj� si� przekona�, gdy w�zek znalaz� si� ko�o zas�ony. Gdy popiskuj�ce k�ko przejecha�o obok niego, Masklin podj�� desperack� decyzj�, ca�kowicie zreszt� zwariowan��skoczy� i schowa� si� mi�dzy butelkami. Chwilowo wygl�da�o to znacznie atrakcyjniej ni� siedzenie w dziurze z par� idiot�w. Ledwie znale�li si� za drug� zas�on�, mia� przegl�d imponuj�cych rz�d�w but�w � czarnych, br�zowych, ozdobnych, ze sznurowad�ami albo bez n�g, bo cz�� ludzi zostawi�a buty bez zawarto�ci.Wmiar� jak w�zek przeje�d�a� mi�dzy rz�dami foteli, mia� tak�e okazj� obejrze� spor� kolekcj� n�g. Czasami zdarza�y si� w sp�dnicach, ale zdecydowana wi�kszo�� by�a w spodniach. Korzystaj�c z okazji, Masklin zacz�� przygl�da� si� wy�szym partiom � nomy w ko�cu niecz�sto mia�y sposobno�� ogl�da� nieruchomo siedz�cych ludzi. Najpierw by�y rz�dy tu�owi w rozmaitych strojach, potem szeregi g��w z twarzami, a potem. . . gwa�towny nur mi�dzy butelki. Kolejn� bowiem twarz�, jak� Masklin zobaczy�, by�o brodate oblicze Wnuka Richarda, 39, kt�ry spogl�da� prosto na niego, Masklina. To by�a twarz z fotografii: od brody zaczynaj�c, przez ca�� mas� z�b�w a� do w�os�w, kt�re wygl�da�y, jakby je wyrze�biono z czego� b�yszcz�cego, a nie jakby najzwyczajniej w �wiecie wyros�y. To by� Wnuk Richard, 39. Wnuk Richard, 39, przez chwil� mu si� przygl�da�, po czym brodate oblicze cofn�o si� i spojrza�o w inn� stron�. Masklin przekonywa� sam siebie, �e nie m�g� zosta� zauwa�ony, po czym zastanawia� si�, jaka b�dzie reakcja Gurdera, gdy mu o tym powie. Stwierdzi�, �e ten jak nic dostanie sza�u. Albo zwariuje. Zdecydowa�, �e chwilowo pozostawi go w nie�wiadomo�ci�Gurder i tak by� wyj�tkowo podekscytowany. Zreszt� i bez tego mieli wystarczaj�co du�o k�opot�w. No i nie dawa�a mu spokoju jedna sprawa: Wnuk, 39�albo przed nim by�o trzydziestu o�miu innych Wnuk�w Richard�w, co mu jako� niezbyt pasowa�o, albo by� to gazetowy spos�b m�wienia, �e ma on trzydzie�ci dziewi�� lat. Czyli jest prawie w po�owie tak stary jak Sklep. . . a sklepowe nomy twierdzi�y, �e Sklep jest tak stary jak �wiat, co oczywi�cie nie mog�o by� prawd�, ale. . . Intrygowa�o go, jak si� czuje kto�, kto �yje prawie wiecznie. Naturalnie, nie przeszkadza�o mu to w sprawdzeniu zawarto�ci p�ki, na kt�rej si� znalaz�. Sta�y tam g��wnie butelki, ale by�o te� troch� torebek zawieraj�cych co� twardego i nieco mniejszego od jego pi�ci. Nie mog�c doj�� , co to takiego, rozci�� najbli�sz� no�em i wyci�gn�� jedno co�. By� to solony orzeszek. Niewiele, ale na pewno spo�ywcze. Z�apa� za paczk�, gdy nad p�k� pojawi�a si� d�o�. Mia�a czerwone paznokcie i by�a wystarczaj�co blisko, by go dotkn��. Powoli si�gn�a obok, z�apa�a inn� torebk� orzeszk�w i cofn�a si�. Dopiero znacznie p�niej Masklin u�wiadomi� sobie, �e w�a�cicielka d�oni w �aden spos�b nie mog�a go dostrzec � po prostu si�gn�a na o�lep po co�, o czym wiedzia�a, gdzie jest, a to z ca�� pewno�ci� nie obejmowa�o jego � Masklina. Ale to by�o p�niej. Teraz, gdy d�o� prawie z�apa�a go za g�ow�, wszystko wygl�da�o inaczej. Bez namys�u skoczy� z tocz�cego si� w�zka, przeturla� si� po wyk�adzinie zwanej te� dywanem i w�lizn�� pod najbli�szy fotel. Nie czeka� nawet na z�apanie tchu � z do�wiadczenia wiedzia�, �e jest to najlepszy moment, �eby co� z�apa�o �api�cego oddech. Slalomem pogna� przed siebie, omijaj�c stopy, buty, gazety i torby. Nim dotar� do zas�ony, by� ledwie zauwa�aln� rozmazan� smug� nawet dla normalnego noma. Przemkn�� przez pomieszczenie, dopad� dziury i skoczy� w ni� szczupakiem, nie dotykaj�c nawet brzeg�w. * * * � Solony orzeszek na trzech ch�opa?! � W g�osie Angala by�o czyste zdumienie. � Mamy na niego patrze� czy obw�cha�? � A czego by� chcia�? � parskn�� ponuro Masklin. � �ebym si� uk�oni� i oznajmi� tej, co daje jedzenie, �e jest tu trzech takich niewysokich g�odomor�w jak ja? Angalo przyjrza� mu si� uwa�nie � Masklin odzyska� ju� oddech, ale wci�� by� mocno zarumieniony. Oceni�, �e mo�na zaryzykowa�, i powiedzia� ostro�nie: � Mo�na by spr�bowa�. � �e co?! � No c�, gdyby�by� cz�owiekiem, to spodziewa�by� si�, �e nas zobaczysz w samolocie? � spyta� spokojnie Angalo. � Oczywi�cie, �e nie. . . � Wi�c jakby� zobaczy�, to by�by� ci�ko zaskoczony, tak? �Proponujesz, �eby�my celowo pokazali si� jakiemu� cz�owiekowi?�spyta� podejrzliwie Gurder. � Nigdy przecie� tego nie robili�my. � W�a�nie prawie mi si� uda�o � doda� Masklin. � I nie zamierzam tego powtarza�! � Wolicie zag�odzi� si� na �mier�, gapi�c si� na jednego orzeszka? Gurder przyjrza� si� orzeszkowi z uraz�. W Sklepie jedli orzeszki solone i inne �przewa�nie w okolicach Kiermaszu Gwiazdkowego. Wtedy trafia�o si� sporo przysmak�w, kt�re z rzadka pojawia�y si� na p�kach. Orzeszki stanowi�y doskona�y deser. By� mo�e te� by�y mi�� przek�sk�. A ju� na pewno g�odnemu nomowi nie mog�y zast�pi� uczciwego posi�ku. Zw�aszcza jeden orzeszek. � To jaki jest plan? � spyta� z rezygnacj�. * * * Jedna z rozdaj�cych jedzenie kobiet wyci�ga�a ze �ciany kolejne tace, gdy k�tem oka dostrzeg�a w g�rze jaki� ruch. Wolno unios�a g�ow�, odwracaj�c j� jednocze�nie. Co� ma�ego i czarnego obni�a�o si� powoli tu� obok jej nosa. Owo co� wsadzi�o sobie kciuki w uszy, pomacha�o d�o�mi i pokaza�o jej j�zyk. � Thrrrrrriip! � zawy�o. Kobieta upu�ci�a tac�, kt�ra z �omotem spad�a na wyk�adzin�, wci�gn�a powietrze z odg�osem przypominaj�cym opadaj�cy d�wi�k syreny przeciwmgielnej, unios�a d�onie do twarzy i pisn�a. Odwr�ci�a si� powoli, chwiej�c si� niczym padaj �ce drzewo, i uciek�a. Gdy wr�ci�a z drug� kobiet�, ma�ego cosia ju� nie by�o. Podobnie jak jedzenia na tacy. * * * � Nie pami�tam, kiedy ostatni raz jad�em w�dzonego �ososia � przyzna� szcz�liwy Gurder. � Mmmph � zgodzi� si� Angalo. �Uwa�aj, bo si� zakrztusisz�upomnia� go Gurder.�Poza tym �ososia nie powinno si� �u�, tylko je�� . A ty go �adujesz obur�cz do ust i obcinasz, co si� nie mie�ci. Co by sobie inni o tobie pomy�leli, widz�c takie maniery? � Tu nyoko ne. . . � Angalo prze�kn�� i doko�czy�: � Tu nikogo nie ma, tylko ty i Masklin. A co wy o mnie my�licie, wiem a� za dobrze. � Trzeba przyzna�, �e �adnie zawy�e� � odezwa� si� Masklin, wycinaj�c wieko pojemnika z mlekiem. Pojemnik by� prawie nomiej wielko�ci. �Te� tak my�l�zgodzi� si� Gurder bez zb�dnej samokrytyki.�Wreszcie normalne jedzenie z naturalnych �r�de�, jak puszki i butelki. I nie trzeba niczego czy�ci� ani p�uka�. Tu jest ciep�o i przyjemnie i tak powinien podr�owa� uczciwy nom. Kto� mo�e chce. . . tego? Pytanie spotka�o si� ze zgodn� odmow�, a dotyczy�o talerza z czym� przezroczy �cie r�owym, l�ni�cym i trz�s�cym si� przy lada dotkni�ciu. Wewn�trz tego czego� by�a wi�nia, a ca�o�� w jaki� spos�b wygl�da�a ca�kowicie niejadalnie. W ka�dym razie na tyle, �e nie mia�oby si� ochoty tego spr�bowa� nawet po tygodniowej g�od�wce. Zasada ta, ma si� rozumie�, nie dotyczy�a wszystko�ernego Gurdera. �I jak to smakuje?�spyta� z mieszanin� fascynacji i obrzydzenia Masklin, gdy Gurder prze�kn��. � R�owo � odpar� zapytany, bior�c kolejn� porcj�.4 � Kto� chce na deser orzeszka? �spyta� Angalo. �Nie? To go wyrzuc�. � Nie! � zaprotestowa� zdecydowanie Masklin. � Nie marnuj ca�kiem dobrego jedzenia. � To zboczenie � zawt�rowa� mu Gurder. � Co do zboczenia, nie jestem pewien � odezwa� si� Masklin po namy- �le. � Ale g�upota na pewno. Wsad� go do plecaka: nigdy nie wiadomo, kiedy taki orzech mo�e si� przyda�. Angalo wsadzi�, ziewn�� i przeci�gn�� si�. � Umy�bym si� � oceni�. � Nigdzie nie widzia�em �adnej wody, cho� tu gdzie� musi by� zlew albo �azienka � odpar� Masklin. � K�opot w tym, �e nie mam poj�cia, gdzie by jej nale�a�o szuka�, i nie zamierzam tego robi�. � A w�a�nie �azienka. . . � zacz�� Angalo, powa�niej�c. � Z drugiej strony tej rury, je�li �aska �przerwa� mu Gurder. � �I nie na druty, bo zrobisz zwarcie� � doda�a niespodziewanie dobrowolnie Rzecz. Angalo przytakn�� dziwnie potulnie i znikn�� za rur�. Gurder ziewn�� i przeci�gn�� si�. �Ta daj�ca jedzenie nie b�dzie nas szuka�?�zaciekawi� si� od niechcenia. � W�tpi� � zastanowi� si� Masklin. � Jak jeszcze mieszkali�my przy drodze, zanim trafili�my do Sklepu, ludzie na pewno nas czasami widywali, ale my- �l�, �e nie wierzyli w�asnym oczom. Jakby wierzyli, to nie robiliby tych ohydnych ozd�bek ogrodowych. Nikt, kto zobaczy� prawdziwego noma, by ich nie robi�. Gurder wyj�� z zanadrza habitu fotografi� Wnuka Richarda. Nawet w p�mroku Masklin bez trudu rozpozna� cz�owieka z fotela. Co prawda tamten nie mia� 4Niewielkie talerzyki z czym� trz�s�cym si� i smakuj�cym r�owo pojawiaj� si� praktycznie przy ka�dym posi�ku serwowanym w samolocie i nikt nie wie dlaczego. Pow�d jest prawdopodobnie natury religijnej. na twarzy kresek od z�o�enia na czworo i nie sk�ada� si� z setek czarnych i mniej czarnych kropek, ale poza tym. . . � My�lisz, �e on gdzie� tu jest? �spyta� Gurder z nadziej�. � Mo�e by�. � Masklin poczu� si� nagle nieswojo. � Pos�uchaj. . . mo�e Angalo ma racj�, chocia� tak w og�le to go ponosi. Mo�e Wnuk Richard to te� cz�owiek. Wiesz, w ko�cu to ludzie zbudowali Sklep dla innych ludzi, a wasi przodkowie wprowadzili si� tam, bo by�o ciep�o i sucho. I. . . � Wiesz, nie b�d� ci� s�ucha�. Nie b�d� s�ucha�, jak kto� mi wmawia, �e jeste�my jak myszy czy szczury. Jeste�my inni! � Nikt nie m�wi, �e jeste�my odmian� szczura! Rzecz ca�kiem konkretnie m�wi, �e pochodzimy zupe�nie sk�din�d. � Mo�e pochodzimy, a mo�e nie. � Gurder z�o�y� starannie zdj�cie. � To bez znaczenia. � Dla Angala na przyk�ad ma du�e znaczenie, je�li to prawda. �I tego w�a�nie nie rozumiem. Jest wiele rodzaj�w prawdy.�Gurder wzruszy� ramionami.�Mog� na przyk�ad powiedzie�, �e jeste� kurzem, sokami i ko- �� mi, i to jest prawda. A mog� powiedzie�, �e masz w g�owie co�, co odchodzi, gdy umierasz, i to te� jest prawda. Spytaj Rzecz. Na czarnej powierzchni sze�cianu rozb�ys�y r�nokolorowe �wiate�ka w dziwnym wzorze. � Nigdy nie pyta�em jej o takie sprawy �przyzna� Masklin. � Dlaczego? To pierwsze pytanie, jakie ja bym zada�. �Pewnie by odpowiedzia�a: �Niedok�adne parametry� albo �Brak danych do oblicze�. Zawsze w ten spos�b odpowiada, jak nie wie, a nie chce si� do tego przyzna�. Prawda? Rzecz nie odpowiedzia�a, ale �wiate�ka zmieni�y wzorek. � Rzecz? � powt�rzy� Masklin. � �Monitoruj� transmisj�.� � Cz�sto tak robi, jak jej si� nudzi � wyja�ni� Masklin. � S�ucha niewidocznych rozm�w w powietrzu. Pos�uchaj, Rzecz, bo to wa�ne. Chcemy. . . � Swiate�ka ponownie si� zmieni�y �teraz wi�kszo�� by�a czerwona. � Rzecz, chcieliby�my. . . W Rzeczy zaklika�o co�, co mia�o oznacza� odchrz�kni�cie. � �W kabinie pilot�w zauwa�ono noma!� � Pos�uchaj, my. . . Co?! � �Powtarzam: nom zosta� zauwa�ony w kabinie pilot�w.� Masklin rozejrza� si� nerwowo. � Angalo?! � �Jest to nadzwyczaj prawdopodobne.� Rozdzia� trzeci PODRӿUJ�CY LUDZIE: du�e, nomopodobne stworzenia.Wielu ludzi sp�dza mn�stwo czasu, podr�uj�c z miejsca na miejsce. Jest to do�� dziwne, gdy� tam, dok�d si� udaj�, i tak jest ju� a� za du�o ludzi. Patrz tak�e: ZWIERZ � ETA, INTELIGENCJA, EWOLUCJA i MUSZTARDA Naukowa encyklopedia dla m�odych, ciekawskich nom�w, napisana przez Angala de Pasmanterii Masklin i Gurder nawet nie starali si� zachowywa� cicho, w�druj�c pl�tanin� rur i kabli. � Tak mi si� wydawa�o, �e to za d�ugo trwa! � Nie powiniene� puszcza� go samego! Wiesz, jak� ma fiksacj� na punkcie kierowania r�nymi rzeczami! � To co, mia�em go za g�ow� trzyma�?! � Raczej mie� na niego oko. . . Gdzie teraz? * * * Angalo by� zawiedziony, �e wewn�trz samolotu nie by�o kupy drut�w, rur i d�wigni. Tu by�y i druty, i rury, i wszystko poza d�wigniami � ca�y okablowany i ciasny �wiat mi�dzy �cianami i pod pod�og�. * * * � Jestem na to za stary! Jest taki czas w �yciu, �e ma si� serdecznie do�� czo�gania si� po przewodach lataj�cych maszyn! � A ile razy ju� to robi�e�? � Raz za du�o! � �Jeste�my prawie na miejscu� � odezwa�a si� Rzecz. �Tak si� ko�czy �wiadome pokazywanie si�! Oto S�d!�zadeklarowa� Gurder. � Czyj? � Co znaczy czyj?! � Kto� musi os�dzi�, wi�c pytam, czyj to s�d? � To s�d w og�lnym znaczeniu tego s�owa! Masklin popatrzy� na niego z politowaniem i spyta�: � Gdzie teraz, Rzecz? ��Wiadomo�� od pilota m�wi�a o kabinie samolotu. Kabina jest przed nami. Jest tam du�o komputer�w.� � To pogadaj z nimi i dowiedz si�, gdzie jest Angalo. � �One nie s� specjalnie inteligentne. Rozmowa z nimi to jak rozmowa z dzie�mi, wi�cej mog� si� dowiedzie�, s�uchaj�c.� � No, to co b�dziemy robi�? � spyta� Gurder. � Czeka�? � Nie b�dziemy czeka�, tylko go. . . � Masklin zawaha� si� i umilk�: na ko�cu j�zyka mia� �adne i poci�gaj�ce s�owo �uratujemy�, tylko �e zaraz za nim majaczy�o prostsze i zdecydowanie nie poci�gaj�ce s��wko �jak?� � Nie s�dz�, �eby mu chcieli zrobi� krzywd�. Raczej chc� go z�apa� i gdzie� umie�ci�. My�l�, �e powinni�my znale�� miejsce, z kt�rego b�dziemy mogli wszystko zobaczy�. Tylko �e rozgl�daj�c si� po labiryncie kabli, rur, wspornik�w i przewod�w, Masklin poczu� si� dziwnie bezradny. � To lepiej, �ebym ja prowadzi� �odezwa� si� rzeczowo Gurder. � Dlaczego? � Jeste� dobry na otwartej przestrzeni, ale do tego, �eby umie� chodzi� w �cianach, trzeba si� wychowa� w Sklepie. � Gurder przepchn�� si� na prowadzenie, rozejrza� si� i zatar� z zadowoleniem r�ce. � O, w�a�nie. � Z�apa� przew�d i wjecha� po nim w szczelin�, kt�rej Masklin nawet nie zauwa�y�. �M�odo�� mi si� przypomina�ucieszy� si� Gurder.�Nie takie rzeczy si� wtedy wyprawia�o. . . Wed�ug mnie teraz w d�, tylko uwa�aj na druty. . . tak, tu jest szyb windy, a tu centralka telefoniczna, to my t�dy. . . �S�ysza�em, jak ostatnio perorowa�e�, �e dzieciaki za du�o czasu marnuj� na w�a�enie w r�ne k�ty i wymy�lanie psikus�w. . . � C�. . . teraz a� si� roi od m�odocianych przest�pc�w. Za mojej m�odo�ci to by� duch w narodzie, a to zupe�nie co innego. Spr�bujmy tu. . . Przeczo�gali si� mi�dzy dwiema ciep�ymi �cianami z metalu, w ko�cu zobaczyli przed sob� dzienne �wiat�o. Ostro�nie przepe�zli ostatni kawa�ek i wyjrzeli. Znajdowali si� mniej wi�cej w po�owie tylnej �ciany czego�, co mia�o dziwny kszta�t i z grubsza przypomina�o kabin� ci�ar�wki. Tyle �e cho� kierowcy mieli wi�cej miejsca, znacznie wi�cej by�o tu urz�dze� � �ciany i sufit pe�ne by�y �wiate�ek, prze��cznik�w, d�wigni i guzik�w. Gdyby Dorcas to zobaczy�, �adna si�a by go st�d nie wyci�gn�a. Dw�ch ludzi kl�cza�o na wyk�adzinie, a jedna z daj�cych jedzenie kobiet sta�a nad nimi. Wszyscy troje porykiwali i poj�kiwali. � Ech, ta ludzka mowa. . . � westchn�� Masklin. � �eby�my j� tak mogli zrozumie�. . . ��To uwa�aj, zaczynam t�umaczy攗odezwa�a si� niespodziewanie Rzecz. � Rozumiesz te d�wi�ki?! � �Oczywi�cie. Oni m�wi� tak samo jak wy, tylko znacznie wolniej.� � Co? I nigdy nam tego nie powiedzia�a�?! � �Nie pytali�cie. S� miliardy rzeczy, kt�rych wam nie powiedzia�am, i nie o to chodzi. Mam zacz�� czy nie?� � Jak najbardziej � zapewni� pospiesznie Masklin. � Najlepiej od tego, co w�a�nie m�wi�. � �Jeden z tych, co kl�cz�, powiedzia�, �e to musia�a by� mysz, a ten drugi, �e w to uwierzy, jak ten pierwszy poka�e mu mysz w ubraniu. A kobieta doda�a, �e to, co jej pokaza�o j�zyk i rzuci�o porzeczk�, to na pewno nie by�a mysz.� � Co to jest �porzeczka�? � �Ma�y czerwony owoc ro�liny <i>Ribes spicatum</i>.� �Rzuci�e� w ni� owocem?�Masklin popatrzy� na Gurdera ze zgroz�. . . � Sk�d go mia�e�? �Jakbym mia�, to bym zjad�, a nie rzuca�. To znowu jakie� g�upoty: co innego m�wi, a o co innego im chodzi, jak na tych znakach drogowych. Ja zrobi�em tylko �Thrrrriiip�. � �Jeden z kl�cz�cych w�a�nie powiedzia�, �e to, o czym nie wiedz�, co to jest, ukry�o si� za tym panelem i nigdzie dalej ju� nie mo�e uciec.� � O, wyj�� kawa�ek �ciany � zdziwi� si� Masklin. � I wsadzi� w otw�r r�k�. . . Kl�cz�cy zawy�. � �M�wi, �e go ugryz�o� � poinformowa�a Rzecz. � �Dos�ownie powiedzia�: "To g�wno mnie ugryz�o!"� �To musi by� Angalo�zdecydowa� autorytatywnie Gurder