5386
Szczegóły |
Tytuł |
5386 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5386 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5386 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5386 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TERRY PRATCHETT
NOM�W KSI�GA ODLOTU
Ksi�ga trzecia
Sagi o nomach
Na pocz�tku
. . . by� Arnold Bros (za�. 1905), czyli wielki dom towarowy.
Albo inaczej rzecz ujmuj�c, dom dla dw�ch tysi�cy nom�w � jak sami siebie
nazywali � kt�re dawno temu zrezygnowa�y z �ycia na �wie�ym powietrzu
i osiedli�y si� u ludzi pod pod�og�. Wa�ne by�o, �e pod pod�og�, z lud�mi za�
nie
mieli do czynienia, bo ludzie byli duzi, powolni i g�upi.
Za to nomy �y�y szybko � dla nich dziesi��
lat to prawie stulecie, a poniewa
� w Sklepie mieszka�y ponad osiemdziesi�t lat, dawno temu ju� zapomnia�y,
co to s�o�ce, deszcz czy wiatr. By� jedynie Sklep, stworzony przez legendarnego
Arnolda Brosa (za�. 1905), jako W�a�ciwe Miejsce dla nom�w.
A potem z Zewn�trz do Sklepu przyby� Masklin i jego grupa. Z Zewn�trz,
kt�re zreszt� dla sklepowych nom�w nie istnia�o. Masklin i pozostali dobrze
wiedzieli,
co to deszcz i wiatr: wiedzieli a� za dobrze i dlatego pr�bowali �y�
gdzie�,
gdzie ich nie by�o.
Przywie�li ze sob� Rzecz, kt�r� przez pokolenia uznawano za talizman przynosz
�cy szcz�cie. Dopiero w Sklepie, w pobli�u pr�du elektrycznego Rzecz si�
obudzi�a i wybranym zacz�a opowiada�
historie, kt�re ledwie im si� w g�owach
mie�ci�y. . .
Ot� dowiedzieli si�, �e pochodz� z gwiazd, sk�d przylecieli na pok�adzie
jakiego�
statku, i �e ten statek czeka gdzie�w g�rze, mimo i� min�y ju� tysi�ce
lat. Czeka, by ich zabra�
do Domu. . .
Dowiedzieli si� tak�e, �e Sklep ma za trzy tygodnie zosta�
zniszczony.
Co Masklin musia� wymy�li�, jak przekonywa�
i co m�wi�, a czego nie wyjawia�
, �eby wszyscy opu�cili Sklep w ukradzionej ci�ar�wce, to wszystko opisano
w �Nom�w Ksi�dze Wyj�cia�.
Dotarli do opuszczonego kamienio�omu: przez kr�tki czas sprawy mia�y si�
ca�kiem dobrze. Ale jak si� ma cztery cale wzrostu i mieszka w �wiecie
olbrzym�w,
to sprawy nigdy za d�ugo nie wygl�daj� dobrze. Tote� wkr�tce okaza�o si�,
�e ludzie chc� ponownie uruchomi�
kamienio�om.
Z fragmentu gazety za�
dowiedzieli si�, �e istnieje Richard Arnold � Wnuk
za�o�yciela Sklepu. Albo jednego z braci, kt�rzy go za�o�yli, jak twierdzili
niekt�rzy.
W gazecie by�o nawet jego zdj�cie. Firma, do kt�rej nale�a� Sklep, obecnie
by�a wielk�, mi�dzynarodow� korporacj�, a Richard udawa� si� na Floryd�, by
by�
�wiadkiem wystrzelenia jej pierwszego satelity telekomunikacyjnego.
Rzecz powiedzia�a Masklinowi, �e gdyby znalaz�a si� w przestrzeni, zdo�a�aby
si� ze statkiem dogada�
i �ci�gn��
go w d�. Masklin postanowi� wzi��
ze sob�
kilku towarzyszy, uda�
si� na lotnisko i znale��
spos�b dostania si� na Floryd�
i wys�ania Rzeczy w niebo. Naturalnie, by�o to niedorzeczne i niemo�liwe, ale
poniewa� nie zdawa� sobie z tego sprawy, zabra� si� do realizacji
przedsi�wzi�cia.
Wyruszyli przekonani, �e Floryda jest oddalona o jakie�
pi��
mil drogi � no,
mo�e dziesi��
� i �e na �wiecie �yje najwy�ej kilka tysi�cy ludzi. Nie wiedzieli,
jak si� tam dosta�
ani co zrobi�, gdy si� ju� tam znajd�, ale byli zdecydowani
zrobi�, co tylko si� da.
Perypetie nom�w, kt�re pozosta�y w kamienio�omie i walczy�y z lud�mi, broni
�c swego nowego �wiata jak d�ugo si� da�o, a potem odjecha�y Jekubem, wielk�
maszyn� drogow�, zosta�y opisane w �Nom�w Ksi�dze Kopania�.
A oto historia Masklina. . .
Rozdzia� pierwszy
LOTNISKA: Miejsca, gdzie ludzie albo bardzo si� spiesz�, albo d�ugo czekaj
�.
Naukowa encyklopedia dla m�odych, ciekawskich nom�w,
napisana przez Angala de Pasmanterii
Wysilmy wyobra�ni� i za��my, �e spogl�damy przez obiektyw bardzo odleg�ego
od Ziemi aparatu fotograficznego. . .
Oto wszech�wiat: pe�en po�yskuj�cych galaktyk niczym choinka ozd�b
gwiazdkowych.
�Zbli�enie�
Oto galaktyka wygl�daj�ca jak nie rozmieszana �mietanka w kawie, pe�na jasnych
punkcik�w. Ka�dy taki punkcik to gwiazda.
�Zbli�enie�
Oto gwiazda z w�asnym systemem planetarnym. Planety okr��aj� S�o�ce,
mkn�c w przestrzeni. Jedne bli�ej, drugie dalej. Jedne tak rozpalone, �e o��w
jest
na nich p�ynny, drugie tak zimne i odleg�e, �e przelatuj� przez rejony, w
kt�rych
rodz� si� komety.
�Zbli�enie�
Oto b��kitna planeta, w wi�kszej cz�ci pokryta wod�. Nazywa si� Ziemia.
�Zbli�enie�
Oto powierzchnia tej planety: niebieska, zielona, br�zowa. Opromieniona blaskiem
s�o�ca na b��kitnym niebie. Pe�na p�l, o, jest i jaki�
kamienio�om i. . .
�Zbli�enie�
Oto lotnisko � pl�tanina krzy�uj�cych si� betonowych pas�w startowych
i dr�g ko�owania oraz budynk�w, w kt�rych �pi� samoloty. I nie tylko. . .
�Zbli�enie�
. . . oto najwi�kszy budynek � dworzec lotniczy pe�en ludzi i zgie�ku. . .
�Zbli�enie�
. . . oto g��wna hala odlot�w, jasno o�wietlona, wype�niona lud�mi i baga�ami.
. .
�Zbli�enie�
. . . oto kosz na �mieci pe�en �mieci. . .
�Zbli�enie�
. . . i para oczek prze�wituj�cych mi�dzy �mieciami. . .
�Zbli�enie�
Oj!
�Zbli. . . �
�up!
* * *
Masklin ostro�nie zjecha� po starym kartonie od hamburgera.
Do��
d�ugo obserwowa� ludzi � by�y ich setki i co�
mu zaczyna�o �wita�, �e
po pierwsze jest ich na �wiecie znacznie wi�cej, ni� podejrzewa�, a po drugie �
dostanie si� do samolotu to zupe�nie nie to samo co kradzie� ci�ar�wki.
Zadomowieni w czelu�ciach kosza na �mieci Gurder i Angalo ponuro dojadali
zimne, t�uste frytki.
Rzeczywisto��
by�a dla wszystkich przykrym szokiem.
No bo tak � Gurder w czasach sklepowych by� opatem i wierzy�, �e Arnold
Bros (za�. 1905) stworzy� Sklep dla nom�w. Zreszt� wci�� by� przekonany, �e
istnieje gdzie�
jaki�
Arnold Bros maj�cy na uwadze dobro nom�w, gdy� nomy s�
wa�ne. A teraz coraz wyra�niej by�o wida�, �e nomy wcale si� nie licz�. . .
Albo Angalo�nie wierzy w Arnolda Brosa, ale my�li, �e on jednak istnieje,
bo mu to pomaga w niewierzeniu. Skomplikowane, ale prawdziwe.
No i na koniec Masklin�nie podejrzewa�, �e to si� oka�e takie trudne. S�dzi�,
�e odrzutowce to po prostu ci�ar�wki, kt�re maj� wi�cej skrzyde�, a mniej k�.
Tymczasem jeszcze nawet nie zbli�yli si� do samolotu, a ju� widzia� wi�cej ludzi
ni� dot�d w ca�ym swoim �yciu. Jak w takich warunkach mia� znale��
Wnuka
Richarda, 39?!
Dotar� do pozosta�ych, maj�c nadziej�, �e zostawili mu jak��
frytk� albo frytka.
. .
Angalo uni�s� g�ow�.
� I co? Zauwa�y�e�
go? � spyta� ironicznie.
�Tam jest kupa ludzi z brodami.�Masklin wzruszy� ramionami.�Wszyscy
wygl�daj� tak samo.
�A nie m�wi�em?�ucieszy� si� Angalo i doda�, spogl�daj�c wymownie na
Gurdera: � � Slepa wiara nigdy do niczego nie prowadzi. I nie dzia�a.
� M�g� odlecie�, zanim si� zjawili�my � zauwa�y� Masklin. � Albo m�g�
przej��
obok mnie.
�Wi�c trzeba wraca�
�skomentowa� Angalo.�Spr�bowali�my, obejrzeli-
�my lotnisko, prawie dali�my si� stratowa�
co najmniej tuzin razy i na pewno nas
brakuje w kamienio�omie. Czas wraca�
do rzeczywisto�ci.
� A ty co na to?
Gurder, do kt�rego skierowane by�o pytanie, spogl�da� na Masklina d�ugo
i z desperacj�.
� Nie wiem. Naprawd� nie wiem. Mia�em nadziej�. . . � wyst�ka� i umilk�.
Wygl�da� tak nieszcz�liwie, �e nawet Angalo poklepa� go pocieszaj�co po
ramieniu.
�Nie bierz tego tak powa�nie. Przecie� tak naprawd� to nie my�la�e�, �e jaki�
Wnuk Richard, 39, spadnie z nieba, z�apie nas i zawiezie na Floryd�. Nie my�la�e
�?! � upewni� si� Angalo. � Spr�bowali�my i si� nie uda�o. No, to wracajmy
do domu.
� Oczywi�cie, �e tak nie my�l� � obruszy� si� Gurder. � Ale my�la�em, �e
mo�e. . . �e jako�. . . no, �e b�dzie jaki�
spos�b. . .
Masklin przyjrza� si� podejrzliwie Rzeczy. By� pewien, �e s�ucha � w okolicy
by�o a� za du�o elektryczno�ci� Rzecz, mimo �e by�a jedynie czarnym sze�cianem,
kiedy s�ucha�a, zawsze wygl�da�a na bardziej o�ywion� ni� zwykle. K�opot
w tym, �e odzywa�a si� tylko w�wczas, gdy mia�a na to ochot�, i zawsze pomaga�a
tylko tyle, ile musia�a. Ani odrobiny wi�cej. Masklin mia� nieodparte wra�enie,
�e ca�y czas jest testowany. Poza tym za ka�dym razem, gdy prosi� o pomoc, jakby
przyznawa�, �e sko�czy�y mu si� pomys�y.
Co do tego ostatniego, aktualnie m�g� to nawet g�o�no potwierdzi�, wobec
czego. . .
� Rzecz, wiem, �e mnie s�yszysz, bo tu jest pe�no pr�du � zagai�. � Jeste-
�my na lotnisku i nie mo�emy znale��
Wnuka Richarda, 39. Nie wiemy nawet,
jak go zacz��
szuka�. Pom� nam. . . prosz�.
Rzecz pozosta�a ciemna i cicha.
� Je�li nam nie pomo�esz � kontynuowa� szeptem � wr�cimy do kamienio�omu
i b�dziemy musieli stawi�
czo�o ludziom, ale ciebie to ju� nie b�dzie
obchodzi�o, bo ci� tu zostawi�. Mo�esz mi wierzy�, �e tak zrobi�. I nie znajd�
ci� ju� �adne nomy i nie b�dzie �adnej innej okazji. Wyginiemy i nie b�dzie ju�
na tym �wiecie nom�w, a wszystko przez ciebie. I przez te wszystkie lata, kiedy
b�dziesz le�e�
zapomniana na �mietniku, b�dziesz sama i pozostanie ci tylko pe�na
goryczy my�l, �e mo�e jednak trzeba by�o mi pom�c, gdy grzecznie prosi�em.
Pewnie w ko�cu dojdziesz do wniosku, �e gdyby to si� zdarzy�o jeszcze raz, to
by�
mi pomog�a. Tylko �e to si� nie powt�rzy, a ostatni� okazj� masz teraz, wi�c
si� zdecyduj i pom� nam.
� Przecie� to maszyna! � sprzeciwi� si� Angalo. � Nie da si� szanta�owa�
maszyny. . .
Na czarnej powierzchni sze�cianu zap�on�o czerwone �wiate�ko.
� Wiem, �e s�yszysz, co my�l� inne maszyny � doda� Masklin. � Ale nie
wiem, czy s�yszysz, co nomy my�l�. Je�li tak, to mo�esz si� przekona�, �e nie
�artuj�. Je�li nie, to lepiej uwierz mi na s�owo. Chcesz, �eby�my si�
zachowywali
inteligentnie, to si� zachowuj�: jestem wystarczaj�co inteligentny, �eby
wiedzie�,
kiedy potrzebuj� pomocy. Ot� potrzebuj� jej teraz. A ty mo�esz mi pom�c, wi�c
je�li tego nie zrobisz, to zostawi� ci� tu i zapomn�, �e kiedykolwiek istnia�a�.
Zapali�o si� drugie �wiate�ko.
Masklin wsta�, spojrza� na Rzecz i zwr�ci� si� do innych:
� Skoro tak, to idziemy!
Rzecz odchrz�kn�a i spyta�a:
� �Jak konkretnie mog� pom�c?�
Angalo u�miechn�� si� szeroko.
Masklin siad� i powiedzia� spokojnie:
� Znajd� Wnuka Richarda Arnolda, 39.
� �To mo�e potrwa�.�
� Nie szkodzi.
Na powierzchni Rzeczy zapali� si� jaki�
wzorek i zgas� po chwili.
� �Zlokalizowa�am Richarda Arnolda, wiek 39. W�a�nie wszed� do poczekalni
lotu 205 do Miami na Florydzie pierwszej klasy.�
� To wcale tak d�ugo nie trwa�o � zauwa�y� Masklin przytomnie.
� �Trzysta mikrosekund. To d�ugo.�
�Kwestia gustu�oceni� Masklin i doda�:�Ale nie zdaje mi si�, �eby�my
zrozumieli wszystko, co powiedzia�a�.
� �A konkretnie czego nie zrozumia�e�?�
� Wszystkiego po �wszed� do�.
� �Ten, kt�rego szukacie, jest tu w specjalnym pokoju i czeka, �eby wej��
do wielkiego srebrnego ptaka, kt�ry ma polecie�
do miejsca, kt�re nazywa si�
Floryda.�
� Jakiego znowu wielkiego srebrnego ptaka? � zdziwi� si� Angalo.
� Jej chodzi o samolot � wyja�ni� Masklin. �Bywa czasem z�o�liwa.
� Sk�d ona to wszystko wie? �spyta� podejrzliwie Angalo.
� �Ten budynek pe�en jest komputer�w.�
� Takich jak ty?
��Bardzo prymitywnych komputer�w. Bardzo!��Rzecz zdo�a�a wygl�da�
na ura�on�.��Ale bez trudu mog� je zrozumie�, je�li my�l� wystarczaj�co wolno.
Ich zadaniem jest wiedzie�, dok�d chc� si� dosta�
poszczeg�lni ludzie i gdzie
s� w danej chwili.�
� To wi�cej ni� wie przeci�tny cz�owiek �oceni� Angalo.
�Mo�esz si� dowiedzie�, jak si� do niego dosta�?�spyta� Gurder, wyra�nie
odzyskuj�c nadziej�.
� Zaraz, zaraz! � wtr�ci� si� Angalo. �Tylko nie na odwr�t, dobrze?!
� Przecie� przybyli�my tu, �eby go znale��, tak? �upewni� si� Gurder.
� Owszem. Ale co konkretnie zrobimy, jak go znajdziemy?
� Jak to �co�?! My. . . no, tego. . . � Gurderowi najwyra�niej sko�czy�y si�
pomys�y.
�Nie wiemy nawet, co to jest �poczekalnia pierwszej klasy��doda� Angalo.
��Pok�j pe�en ludzi czekaj�cych na samolot��wyja�ni�a uprzejmie Rzecz.
�Boisz si�!�stwierdzi� nagle z tryumfem Gurder, spogl�daj�c oskar�ycielsko
na Angala. � Boisz si�, bo jak znajdziemy Wnuka Richarda, 39, to znaczy,
�e naprawd� istnieje Arnold Bros, a to znaczy, �e si� myli�e�! Jeste�
zupe�nie jak
tw�j ojciec: te� nigdy nie mia� odwagi przyzna�, �e by� w b��dzie.
� Boj� si�, ale o ciebie � parskn�� Angalo. � Bo widzisz, Wnuk Richard
jest cz�owiekiem, tak jak Arnold Bros by� cz�owiekiem. Albo dwoma, niewa�ne.
Wybudowa� Sklep dla ludzi i nawet nie zdawa� sobie sprawy z istnienia nom�w.
Jak si� o tym przekonasz na w�asne oczy, to nie wiem, co ci si� porobi. A mojego
ojca w to nie mieszaj!
Rzecz tymczasem otworzy�a w g�rnym boku niewielk� klapk� i wysun�a
przez ni� kawa�ek drucianej siatki na metalowym pr�cie i zacz�a ni� powoli
obraca�
. Klapek, kiedy by�y zamkni�te, w og�le nie by�o wida�, a Rzecz otwiera�a
je tylko wtedy, kiedy co�
j� wybitnie zainteresowa�o. Wystawia�a wtedy przez nie
r�ne przedmioty�najcz�ciej srebrn� czasz�, czasami skomplikowan� pl�tanin
� rurek.
Masklin uni�s� czarny sze�cian i spyta� cicho:
� Wiesz, gdzie jest ta ca�a poczekalnia?
� �Wiem.�
� To m�w mi, gdzie mam biec! �poleci�, wstaj�c.
� Co robisz? � zaciekawi� si� Angalo.
� Wiesz, ile nam zosta�o czasu, zanim on zacznie lecie�
na t� Floryd�? �
Masklin ca�kowicie zignorowa� pytanie.
� �Oko�o p� godziny.�
Nomy �yj� mniej wi�cej dziesi��razy szybciej ni� ludzie, tote� gdy si� poruszaj
�, trudniej je zobaczy�
ni� mysz z dopalaczem. Jest to jeden z powod�w, dla
kt�rych ludzie naprawd� rzadko je zauwa�aj�.
Drugim jest to, �e ludzie s� naprawd� dobrzy w niedostrzeganiu tego, o czym
wiedz�, �e nie istnieje. Skoro wi�c rozs�dny cz�owiek wie, �e nie istniej�
ludzie
maj�cy cztery cale wzrostu, nomowi, kt�ry nie chce zosta�
zauwa�ony, prawie na
pewno si� to uda.
Nikt wi�c nie zauwa�y� trzech niewielkich kszta�t�w gnaj�cych na �eb, na szyj
� przez pod�og� dworca lotniczego, zgrabnie przy tym omijaj�c przeszkody
terenowe,
jak k�ka w�zk�w baga�owych czy same baga�e. Przebiega�y te� mi�dzy
nogami wolno maszeruj�cych podr�nych, ale by�y prawie niewidoczne na otwartej
przestrzeni. Wreszcie znikn�y za palm� w doniczce.
* * *
Kto�
kiedy�
powiedzia�, �e cokolwiek si� dzieje, wp�ywa w jaki�
spos�b na
wszystko inne. To mo�e by�
prawd�.
Albo po prostu �wiat jest pe�en przypadk�w.
Na przyk�ad drzewo rosn�ce wysoko na zboczu g�rskim, odleg�ym od Masklina
o dobre dziewi��
tysi�cy mil, porasta�a ro�linka wygl�daj�ca niczym wielki
kwiat. Ros�a w rozga��zieniu konaru, pod kt�rym zwisa�y jej korzenie wy�apuj
�ce z wszechobecnej mg�y po�ywienie i wilgo�. Technicznie nazywa�a si�
<i>Bromelia</i>, ale o tym ma�o kto wiedzia�, a ro�lince nie robi�o �adnej
r�nicy,
jak j� nazywaj�.
Skraplaj�ca si� woda utworzy�a niewielkie jeziorko w kielichu kwiatu.
W jeziorku �y�y sobie �aby.
Bardzo, bardzo ma�e.
�y�y sobie kr�tko i prosto � polowa�y na owady w�r�d p�atk�w i sk�ada�y
jajka w jeziorku. Z jajek wyl�ga�y si� kijanki i stawa�y si� nast�pnie �abkami
i tak dalej. Kiedy zdech�y, opada�y na dno jeziorka i zmienia�y si� w kompost
stanowi�cy g��wne po�ywienie ro�liny.
I tak by�o zawsze, odk�d �abki si�ga�y pami�ci�.1
Tego dnia jednak jedna z �abek zgubi�a si�, poluj�c na muchy, i nagle znalaz�a
si� na skraju zewn�trznych li�ci i dostrzeg�a co�, czego nigdy dot�d nie
widzia�a.
Zobaczy�a bowiem wszech�wiat.
A dok�adniej, ujrza�a ga��� gin�c� we mgle.
Obok, na tej�e ga��zi, opromieniony pojedynczym promieniem s�o�ca, r�s�
sobie drugi kwiat po�yskuj�cy kroplami wilgoci na p�atkach.
�abka siedzia�a tak i patrzy�a.
* * *
Gurder osun�� si� po �cianie, siad� bezw�adnie na pod�odze i rz�zi�.
Angalo mia� prawie takie same problemy ze z�apaniem oddechu, ale robi�, co
m�g�, �eby tego nie da�po sobie pozna�.
� Dlaczego nam nie powiedzia�e�! � wysapa� po chwili.
�Bo za bardzo byli�cie zaj�ci k��tni��wyja�ni� mu uprzejmie Masklin.�
Jedyne, co mog�o was sk�oni�
do ruszenia si�, to zacz��
ucieka�. No, to zacz��em.
� �eby. . . ci�. . . � wychrypia� Gurder.
1Czyli od oko�o trzech sekund � �aby nie maj� specjalnie dobrej pami�ci.
�Dlaczego si� nie zasapa�e�?�zainteresowa� si� Angalo, kt�remu ju� wr�ci�
oddech.
�Bo od zawsze szybko biegam�wyja�ni� Masklin i wyjrza� zza donicy.�
Dobra, Rzecz: co teraz?
� �Prosto tym korytarzem.�
� Przecie� tam jest pe�no ludzi! � j�kn�� Gurder.
� Wszystko jest pe�ne ludzi, dlatego zawsze si� ukrywamy � przypomnia�
mu Masklin.�Rzecz, nie ma jakiej�
innej drogi? Gurdera o ma�o co przed chwil�
nie rozdeptano.
Po powierzchni sze�cianu przesun�y si� r�nobarwne wzory. Po chwili Rzecz
spyta�a:
� �Co w�a�ciwie chcecie osi�gn��?�
� Musimy odnale��
Wnuka Richarda, 39 �o�wiadczy� Gurder.
�Musimy dosta�
si� na t� ca�� Floryd�o�wiadczy� r�wnocze�nie Masklin
i doda�: � To jest najwa�niejsze.
� Wcale nie jest! � sprzeciwi� si� Gurder. �Nie chc� na �adn� Floryd�!
Masklin zawaha� si� i w ko�cu rzek�:
� To pewnie nie jest najw�a�ciwsza chwila, �eby wam to powiedzie�, ale
widzicie, nie by�em z wami tak do ko�ca szczery. . . � I zanim kt�ry�
zd��y� mu
przerwa�, opowiedzia� o Rzeczy, niebie i statku czekaj�cym gdzie�
w g�rze.
Potem zapad�a d�uga cisza przerywana jedynie ha�asem wywo�ywanym przez
par� setek chodz�cych i m�wi�cych r�wnocze�nie ludzi.
� I tak naprawd� to zupe�nie nie pr�bowa�e�
odszuka�
Wnuka Richarda,
39? � odezwa� si� wreszcie Gurder.
� Uwa�am, �e tak w og�le to on jest bardzo wa�ny � odpar� pospiesznie
Masklin.�Ale chwilowo Floryda jest wa�niejsza, bo tam jest miejsce, z kt�rego
startuj� odrzutowce, lec�ce pionowo, i umieszczaj� na niebie radio. Zdaje si�,
�e
nazywaj� si� rakiety.
� Przesta�! � nie wytrzyma� Angalo. � Nie da si� niczego umie�ci�
na
niebie. Wszystko pospada!
�Te� mi si� tak wydawa�o i przyznaj�, �e nie rozumiem do ko�ca, ale chyba
to jest tak, �e jak si� b�dzie wystarczaj�co wysoko, to nie b�dzie �adnego do�u.
Zreszt� my musimy tylko znale��
si� na Florydzie i umie�ci�
Rzecz w takiej
rakiecie. Reszt� zrobi ju� sama, tak przynajmniej m�wi.
� I to wszystko? � spyta� s�abo Angalo.
� To nie mo�e by�
du�o trudniejsze ni� kradzie� ci�ar�wki � pocieszy� go
Masklin.
� Nie proponujesz chyba, �eby�my ukradli samolot?! � Gurder by� autentycznie
przera�ony.
� Oo! � Angalo rozja�ni� si� jakim�
wewn�trznym blaskiem.
Powszechnie by�o wiadomo, �e uwielbia wszystko, co si� porusza, a im szybciej
si� porusza, tym lepiej.
� A tobie co si� sta�o? � warkn�� Gurder.
� Oo! � powt�rzy� Angalo. Wygl�da� tak, jakby wpatrywa� si� w co�, co
tylko on m�g� dostrzec.
� Powariowali�cie! � j�kn�� Gurder.
� Nikt tu nic nie m�wi� o kradzie�y �adnego samolotu � powiedzia� pospiesznie
Masklin. � Chcemy si� tylko nim przelecie�. Mam przynajmniej tak�
nadziej�.
� Oo!
� I nie zamierzamy nim kierowa�! �doda� Masklin. �S�ysza�e�, Angalo?
� Dobra, dobra. � Angalo wzruszy� ramionami. � A za��my, �e podczas
lotu kierowca si� rozchoruje, to co? To chyba normalne, �e go zast�pi�, no nie?
Ci�ar�wk� kierowa�em ca�kiem nie�le. . .
� Ca�y czas w co�
wpada�e�! �przypomnia� Gurder.
� Nauka kosztuje. A poza tym na niebie nic nie ma, nie licz�c chmur, a te
wygl�daj� na mi�kkie.
� Jest Ziemia!
� Ziemia to �aden problem: b�dzie za daleko, �eby na ni� wpa��
.
Masklin przesta� ich s�ucha�
i spyta�:
� Rzecz, wiesz, gdzie jest odrzutowiec lec�cy na Floryd�?
� �Wiem.�
� To zaprowad� nas tam, przy okazji omi�
tylu ludzi, ilu zdo�asz.
* * *
M�y�o, a poniewa� zaczyna�o ju� zmierzcha�, na lotnisku zapala�y si� �wiat�a.
Z cichym szcz�kiem, kt�ry nie zwr�ci� zreszt� niczyjej uwagi, otwar�a si� kratka
wentylacyjna na zewn�trznej �cianie budynku dworca lotniczego. Przez otw�r
ostro�nie opu�ci�y si� na beton trzy niewielkie postacie i pogna�y w
roz�wietlony
zmrok.
Prosto ku samolotom.
* * *
Angalo spojrza� w g�r�. Potem jeszcze bardziej. A potem jeszcze, i tak mu
zosta�o na d�u�ej.
� O rany! � wykrztusi� z podziwem i zadart� g�ow�.
� On jest za du�y! � wymamrota� Gurder, za wszelk� cen� staraj�c si� nie
patrze�.
Jak wi�kszo��
nom�w urodzonych w Sklepie, nie lubi� patrze�
tam, gdzie nie
by�o �cian czy sufitu. Angalo te� mia� podobne zahamowania, ale niech��
do Zewn
�trza by�a s�absza od ch�tki do szybkich podr�y.
� Widzia�em, jak startuj� � odezwa� si� Masklin. � One naprawd� lataj�.
Uczciwie.
�Oo!�Angalo najwyra�niej straci� zdolno��
wypowiadania bardziej skomplikowanych
s��w.
Samolot by� tak wielki, �e mia�o si� ochot� cofn��
si� i jeszcze cofn��, �eby
m�c go obejrze�
w ca�ej okaza�o�ci. Deszcz nadawa� mu po�ysku, a neony malowa�y
r�nobarwne wzory na bia�ym lakierze. Nie wygl�da� jak maszyna, ale jak
kawa�ek ukszta�towanego nieba.
� Naturalnie z daleka wygl�da�y na znacznie mniejsze � przyzna� cicho
Masklin, przygl�daj�c si� samolotowi.
Nigdy w �yciu nie czu� si� mniejszy.
�Chc� takiego!�Angalo najwyra�niej odzyska� mow�.�Popatrzcie tylko
na niego! On ju� wygl�da, jakby lecia� za szybko, a przecie� stoi!
� Jak niby mamy si� do niego dosta�? � spyta� s�abo Gurder.
� Mo�ecie sobie wyobrazi�
ich miny w kamienio�omie, gdyby�my z czym�
takim wr�cili? � rozmarzy� si� Angalo.
� Mog� � odpar� Gurder ponuro. � I to upiornie wyra�nie. Pytam, jak mamy
do niego wej��
?
� Mo�emy. . . � zacz�� Angalo i urwa�. � Dlaczego: �upiornie�?
� Tam, sk�d wystaj� ko�a, s� dziury � zauwa�y� Masklin. � Po tym metalowym
mo�na si� wspi��. . .
� �Nie!� � zaprotestowa�a energicznie Rzecz, kt�r� ca�y czas �ciska� pod
pach�. � �Nie b�dziecie tam mogli oddycha�. Musicie by�
w �rodku, w kabinie.
Tam, gdzie lataj� samoloty, powietrze jest bardzo rzadkie.�
�Pewnie, �e nie g�ste�oburzy� si� Gurder.�Dlatego jest powietrzem, no
nie?
� �Nie b�dziecie mogli nim oddycha� � powt�rzy�a cierpliwie Rzecz.
� W�a�nie, �e b�dziemy! � zirytowa� si� Gurder. � Zawsze mog�em oddycha�
, to i teraz b�d� m�g�.
�Niekoniecznie�sprzeciwi� si� Angalo.�W jakiej�
ksi��ce czyta�em, �e
blisko Ziemi jest wi�cej powietrza, a w g�rze jest go znacznie mniej.
� Dlaczego? � zdziwi� si� Gurder.
� Nie wiem. Pewnie boi si� wysoko�ci.
Masklin przeszed� na drug� stron� samolotu, starannie omijaj�c ka�u�e, i
wyjrza�.
Gdzie�
tak w jednej trzeciej d�ugo�ci kad�uba dw�ch ludzi �adowa�o z pomoc
� jakich�
maszyn skrzynie do dziury w kad�ubie. Masklin obszed� wielkie ko�a
i ostro�nie wyjrza� na drug� stron� � samolot z budynkiem dworca ��czy�a d�u-
ga, wysoko zawieszona rura. W tym czasie do��czyli do�
zaintrygowani Gurder
i Angalo, i przez chwil� ca�a tr�jka przygl�da�a si� rurze.
�My�l�, �e t�dy �aduj� si� ludzie�odezwa� si� w ko�cu Masklin, wskazuj
�c rur�.
� Rur�? � zdziwi� si� Angalo. � Jak woda?
�Wygodniej, ni� przechodzi�
przez deszcz�oceni� Gurder.�Przemok�em
do suchej nitki.
�Wsamolocie musz� by�
schody, kable i takie tam�zauwa�y� Masklin.�
Nie powinni�my mie�
k�opot�w, �eby znale��
jakie�
dziury, przez kt�re mo�na
przej��
. Jak ludzie co�
buduj�, to zawsze s� jakie�
dziury.
� No, to na co czekamy? �zdziwi� si� Angalo. �Oo!
� Ale nie b�dziesz pr�bowa� go ukra��
! � przypomnia� Masklin, ruszaj�c
p�biegiem, �eby ponownie nie pozbawi�
Gurdera oddechu. � On i tak leci tam,
gdzie chcemy. . .
� Nie tam, gdzie ja chc�! � j�kn�� Gurder. �Ja chc� do domu!
� . . . i nie b�dziemy pr�bowali nim kierowa�, cho�by dlatego, �e jest nas za
ma�o. Poza tym my�l�, �e jest znacznie bardziej skomplikowany ni� ci�ar�wka.
W ko�cu to. . . Rzecz, wiesz, jak on si� nazywa?
� �Concorde.�
�W�a�nie!�ucieszy� si� Masklin.�Concorde. . . te� �adnie, cokolwiek by
znaczy�o. . . Angalo, zanim wsi�dziemy, musisz obieca�, �e go nie ukradniesz!
Rozdzia� drugi
CONCORDE: lata dwa razy szybciej od pocisku i mo�na w nim dosta�
w�dzonego
�ososia.
Naukowa encyklopedia dla m�odych, ciekawskich nom�w,
napisana przez Angala de Pasmanterii
Przeci�ni�cie si� przez szczelin� w rurze-kt�r�-chodzili-ludzie by�o drobnostk
� w por�wnaniu z przyj�ciem do wiadomo�ci tego, co znajdowa�o si� w jej wn�trzu.
W kamienio�omie pod�og� barak�w stanowi�y deski albo ubita ziemia, w budynku
dworca lotniczego by�y p�yty jakiego�
wypolerowanego kamienia, a tu. . .
Tu Gurder natychmiast pad� plackiem, wcisn�� nos w pod�og� i prawie si�
rozp�aka�.
�Dywan!�wykrztusi�.�Nigdy nie my�la�em, �e jeszcze w �yciu zobacz�
uczciwy dywan!
� Przesta�
robi�
z siebie widowisko! � warkn�� poirytowany Angalo. �
Dywan jak dywan. . .
Gurder powoli wsta�.
�Przepraszam�wymamrota�, otrzepuj�c si� starannie.�Wzburzy�o mnie.
W ko�cu nie widzia�em uczciwego dywanu od miesi�cy.
Wysmarka� nos, a� echo ponios�o, i doda�:
� W Sklepie mieli�my pi�kne dywany. . . niekt�re nawet mia�y wzorki. . .
Masklin przyjrza� si� uwa�nie wn�trzu rury�wygl�da�a zupe�nie jak sklepowy
korytarz. I by�a jasno o�wietlona.
� Ruszajmy � zaproponowa�. � Tu jest zbyt pusto. A tak w og�le: Rzecz,
gdzie s� ludzie?
� �Wkr�tce b�d� tutaj.�
� Sk�d ona to wie? � zaciekawi� si� Gurder.
� Pods�uchuje inne maszyny �wyja�ni� Masklin.
� �Komputery� � poprawi�a Rzecz. ��Tutaj te� jest ich pe�no.�
� To mi�e � b�kn�� Masklin. �Masz z kim pogada�.
��Nie mam: one s� niesamowicie g�upie��odpar�a Rzecz, usi�uj�c m�wi�
z pogard�, cho�
przecie� zawsze mia�a jednolite brzmienie g�osu.
Po kilkudziesi�ciu krokach korytarz ko�czy� si� zas�on�, za kt�r� wida�
by�o
jakby kawa�ek krzes�a.
�Dobra, Angalo�zdecydowa� Masklin.�Prowad�, bo widz�, �e masz na
to nieprzepart� ochot�!
* * *
Dwie minuty p�niej siedzieli pod fotelem.
Masklin nigdy nie mia� czasu wyobrazi�
sobie wn�trza samolotu � przewa�nie
obserwowa� tylko, jak startuj� i lec�. Naturalnie, zdawa� sobie spraw�, �e
s� w nich ludzie � ludzie byli wsz�dzie, ale nie mia� poj�cia, co opr�cz nich
jest w �rodku. Wn�trze tymczasem wygl�da�o, jakby by�o zrobione z samych zewn
�trz. I to do reszty rozklei�o Gurdera.
� � Swiat�o elektryczne! � zachlipa� z rozrzewnieniem. � Dywan! I mi�kkie
fotele! I nigdzie �adnego b�ota! I. . . i s� nawet znaki!
� No, spokojnie! � Angalo bezradnie poklepa� go po ramieniu. � To by�
dobry Sklep. . . Chocia� przyznaj�, �e jestem nieco zaskoczony: spodziewa�em
si� rur, przewod�w i d�wigni, a nie czego�, co wygl�da jak Dzia� Mebli
Wy�cie�anych.
� Nie powinni�my marnowa�
czasu! � zdecydowa� Masklin. � Zaraz tu
b�dzie pe�no ludzi, trzeba sobie znale��
jaki�
spokojny k�t.
Pomogli wsta�
Gurderowi i ruszyli pod rz�dami siedze�. Wn�trze przypomina�o
pod wieloma wzgl�dami Sklep, ale po kilkunastu krokach Masklin zrozumia�,
�e jednym si� zasadniczo r�ni�y � w Sklepie zawsze by�o du�o miejsc,
za kt�rymi mo�na si� by�o ukry�
albo w kt�re mo�na si� by�o wcisn��. Tutaj, jak
dot�d, nie zauwa�y� �adnej kryj�wki. . . A z oddali s�ycha�
ju� by�o g�osy rozmawiaj
�cych ludzi.
W ko�cu znale�li szczelin� za zas�on� w cz�ci samolotu, w kt�rej nie by�o
siedze�. Pierwszy wczo�ga� si� w ni� Masklin, pchaj�c przed sob� Rzecz. Ha�as,
wcale ju� nie taki odleg�y, dodawa� mu skrzyde� � za szczelin� by�a dziura
w metalowej �cianie, przez kt�r� przechodzi�y jakie�
przewody. Nie by�a zbyt
wielka, ale wystarczy�a dla niego i Angala oraz dla przera�onego Gurdera,
kt�rego
wsp�lnym wysi�kiem przeci�gn�li. Niemal krok za Gurderem po dywanie
przemaszerowa�y buty pierwszego pasa�era samolotu.
Wewn�trz dziury by�o ciasno, ale za to na pewno nie mo�na ich by�o zauwa-
�y�.
Gorzej, �e sami te� widzieli w p�mroku jedynie przewody. Usadowili si�
najwygodniej,
jak potrafili, i czekali. Wok� s�ycha�
by�o pe�no rozmaitych odg�os�w,
a gdzie�
z do�u dochodzi�y metaliczne �omotni�cia.
� Chyba mi lepiej � odezwa� si� niespodziewanie Gurder.
Masklin przytakn��, ws�uchany w przyt�umiony szum ludzkich g�os�w.
Nagle samolotem szarpn�o.
� Rzecz? � szepn��.
� �Tak?�
� Co si� dzieje?
� �Samolot przygotowuje si� do startu.�
� Aha.
� �Wiesz, co to znaczy?�
� Nie do ko�ca. . .
� �To znaczy, �e za chwil� b�dziemy lecie�.�
Angalo nerwowo prze�kn�� �lin�.
Masklin opar� si� plecami o metalow� �cian� i wpatrzy� si� w p�mrok bez
s�owa.
Po chwili ciszy samolot szarpn�� jeszcze raz i wszyscy mieli nieodparte wra-
�enie ruchu.
Nie wydarzy�o si� nic wi�cej.
W ko�cu da� si� s�ysze�
dr��cy g�os Gurdera:
� Mo�e by�my wysiedli, je�li jeszcze mo�emy. . .
Odpowiedzia� mu odleg�y ryk, od kt�rego wszystko wok� zatrz�s�o si� �agodnie,
ale zdecydowanie. Potem nast�pi� moment zawieszenia � co�takiego musi
odczuwa�
pi�ka, gdy ju� przestanie lecie�
w g�r�, a jeszcze nie zacznie lecie�
w d�. Zaraz potem co�
ich z�apa�o i zmieni�o w zwalony na kup� nie�ad.
Pod�oga, najbezczelniej w �wiecie, spr�bowa�a sta�
si� �cian�.
Angalo, Masklin i Gurder z�apali si� jeden drugiego, popatrzyli na siebie i zacz
�li wrzeszcze�.
Po chwili przestali.
G��wnie dlatego, �e im si� oddechy sko�czy�y. A poza tym nie by�o sensu
kontynuowa�.
Pod�oga powoli przesta�a okazywa�ambicj� stania si� �cian� i wr�ci�a do poziomu,
jak na uczciw� pod�og� przysta�o.
� Chyba lecimy � oceni� Masklin, zdejmuj�c nog� Angala ze swojego karku.
� To tak wygl�da od �rodka? � zdziwi� si� Angalo. � Z zewn�trz wygl�da
znacznie �adniej.
� Komu�
si� co�sta�o? � zainteresowa� si� Masklin.
Gurder obmaca� si� starannie, siadaj�c.
� Ca�y jestem poobijany � oznajmi�, po czym doda�, jako �e pewne rzeczy
s� niezmienne: � Nie ma tu czego�
do jedzenia?
W tym momencie do wszystkich dotar�o, �e o zapasach �ywno�ci nie pomy-
�leli.
� Mo�e nie b�dzie czasu zje��
� b�kn�� niepewnie Masklin. � Rzecz, ile
czasu zajmie nam dotarcie do Florydy?
� �Kapitan w�a�nie powiedzia�, �e sze��
godzin czterdzie�ci pi��
minut.�2
� Zag�odzimy si� na �mier�! � j�kn�� Gurder.
� Mo�e da si� na co�
zapolowa�? � wyrazi� nadziej� Angalo.
�W�tpi�oceni� trze�wo Masklin. To nie wygl�da na myszowate3 miejsce.
� Ludzie maj� jedzenie � stwierdzi� autorytatywnie Gurder. � Ludzie zawsze
maj� jedzenie.
� Wiedzia�em, �e to powiesz. � Angalo westchn�� g��boko.
� Wszyscy to wiedz�.
�Ciekawe, jak by tu mo�na wyjrze�
przez okno?�Angalo spr�bowa� zmieni�
temat. � Chcia�bym zobaczy�, jak szybko lecimy. . . drzewa i wszystko powinny
tylko �miga�
pod nami, no nie?
� Mo�e po prostu by�my chwil� poczekali, co? � zaproponowa� Masklin,
dop�ki sytuacja jeszcze zupe�nie nie wymkn�a si� spod kontroli. � Uspokoimy
si�, odpoczniemy. A potem zobaczymy, co si� da znale��
do jedzenia.
Pomys� trafi� pozosta�ym do przekonania�w ko�cu by�o tu spokojnie, ciep�o
i sucho, a ostatnio zbyt cz�sto by�o mokro i zimno. I niezauwa�enie wszyscy
trzej
zasn�li. . .
* * *
Masklinowi wyda�o si�, �e s� gdzie�
nomy �yj�ce w samolotach, tak jak inne
�y�y w Sklepie. Mieszka�y pod pod�og� przykryt� dywanem i wcale im nie
przeszkadza�o,
�e przelatuj� z miejsca na miejsce. I �e by�y ju� w tak dziwacznych
miejscach jak te, kt�re brzmia�y magicznie: Afryka, Australia, Chiny, R�wnik,
Printed in Hong Kong, Islandia. . . Takie przynajmniej nazwy by�y na jedynej
mapie,
jak� w Sklepie uda�o si� znale��. . .
Mo�e nigdy nie wygl�da�y za okno i nie wiedzia�y wcale, �e si� poruszaj�.
Mo�e o to chodzi�o Grimmie z tymi �abami w kwiatku. . . �e mo�na prze�y�
ca�e �ycie w jakim�
niewielkim miejscu i by�
przekonanym, �e tak wygl�da ca�y
�wiat. Mo�e gdyby nie by� z�y i troch� pomy�la�. . .
C�, teraz, bez dw�ch zda�, wyszed� z kwiatka. . .
* * *
�aba przyprowadzi�a inne �aby do miejsca, kt�re przed chwil� odkry�a, i teraz
wszystkie wpatrywa�y si� w konar. Mg�a si� przerzedzi�a i wida�
by�o nie tylko
2Dla noma jakie�
dwie i p� doby.
3Myszowate, czyli ulubione przez myszy (przyp. t�um.).
najbli�szy kwiat, ale kilka dalszych, cho�
taka my�l nie powsta�a w g�owie �adnej
z �ab, a to dlatego, �e nie potrafi� one liczy�
dalej ni� do jednego.
Teraz widzia�y ca�kiem du�o pojedynczych kwiat�w.
Wpatrywa�y si� w nie jak urzeczone.
Wpatrywanie si� bowiem jest jedn� z rzeczy, w kt�rej �aby (i �abki) s� naprawd
� dobre.
W przeciwie�stwie do my�lenia.
Mi�o by�oby powiedzie�, �e my�la�y d�ugo i nami�tnie o nowym kwiecie, o �yciu
w starym i ch�ci poznania �wiata wi�kszego, ni� dot�d my�la�y. W rzeczywisto
�ci to, co my�la�y, mo�na by okre�li�
tak:
�-.-.mipmip.-.-.-.mipmio.-.-.mipmip.�
Za to tego, co czu�y, na pewno nie pomie�ci�by jeden kwiat.
Ostro�nie, powoli i nie bardzo wiedz�c, dlaczego to robi�, kolejno zeskoczy�y
na ga���.
* * *
Masklina obudzi�o ciche i uprzejmie natarczywe bipanie Rzeczy.
� �Mo�e chcieliby�cie wiedzie� � odezwa�a si�, ledwie si� ockn�� � �ale
w�a�nie przekroczyli�my barier� d�wi�ku.�
To otrze�wi�o go b�yskawicznie.
� Angalo! M�wi�em, �eby�
nigdzie nie �azi�!
� Czego?! � zirytowa� si� Angalo. � Nigdzie nie by�em, siedz� sobie spokojnie
i �pi�.
Masklin delikatnie poci�gn�� nosem i przesta� si� zastanawia�, kto co
przekroczy�
i po co. Podczo�ga� si� do kraw�dzi dziury i wyjrza�.
Zobaczy� ludzkie nogi. Konkretnie kobiece, bo to one z zasady nosi�y mniej
praktyczne buty.
Mo�na si� wiele dowiedzie�
o ludziach, ogl�daj�c ich buty, zw�aszcza �e to
by�o wszystko, co nomy mog�y dok�adnie obejrze�. Reszta przeci�tnego cz�owieka
znajdowa�a si� zdecydowanie za wysoko, jak na zasi�g wzroku noma.
Masklin energicznie poci�gn�� nosem.
� Gdzie�
blisko jest jedzenie! �oznajmi� zdecydowanie.
� Jakie? � zaciekawi� si� Angalo.
�Jak to jakie?�Gurder przepchn�� si� obok niego.�Co to kogo obchodzi
jakie?! Wa�ne, �e da si� zje��
!
�Angalo, �ap go!�Masklin zablokowa� przej�cie, aby Gurder nie m�g� i��
dalej. � I nie pozw�l mu si� nigdzie ruszy�.
I zanim Gurder zd��y� zareagowa�, wypad� na zewn�trz, dopad� zas�ony i wysun
�� zza niej oko i brew.
Pomieszczenie by�o czym�
w rodzaju Emporium z Przysmakami � kobiety
wyjmowa�y ze �ciany tace z jedzeniem. Nomy maj� znacznie lepszy w�ch ni�
lisy; Masklin obliza� si� i prze�kn�� �lin�. Musia� samokrytycznie przyzna�, �e
polowanie czy zbieranie owoc�w i zi� nigdy nie da�y tak dobrego jedzenia jak
to, kt�re mo�na znale��
w pobli�u ludzi. Jedna z kobiet wyci�gn�a ze �ciany
ostatni� tac�, zamkn�a drzwi i postawi�a j� na w�zek. K�ka by�y tak wysokie
jak sam Masklin, o czym ten mia� okazj� si� przekona�, gdy w�zek znalaz� si�
ko�o zas�ony.
Gdy popiskuj�ce k�ko przejecha�o obok niego, Masklin podj�� desperack�
decyzj�, ca�kowicie zreszt� zwariowan��skoczy� i schowa� si� mi�dzy butelkami.
Chwilowo wygl�da�o to znacznie atrakcyjniej ni� siedzenie w dziurze z par�
idiot�w.
Ledwie znale�li si� za drug� zas�on�, mia� przegl�d imponuj�cych rz�d�w
but�w � czarnych, br�zowych, ozdobnych, ze sznurowad�ami albo bez n�g, bo
cz��
ludzi zostawi�a buty bez zawarto�ci.Wmiar� jak w�zek przeje�d�a� mi�dzy
rz�dami foteli, mia� tak�e okazj� obejrze�
spor� kolekcj� n�g. Czasami zdarza�y
si� w sp�dnicach, ale zdecydowana wi�kszo��
by�a w spodniach.
Korzystaj�c z okazji, Masklin zacz�� przygl�da�
si� wy�szym partiom � nomy
w ko�cu niecz�sto mia�y sposobno��
ogl�da�
nieruchomo siedz�cych ludzi.
Najpierw by�y rz�dy tu�owi w rozmaitych strojach, potem szeregi g��w z twarzami,
a potem. . . gwa�towny nur mi�dzy butelki.
Kolejn� bowiem twarz�, jak� Masklin zobaczy�, by�o brodate oblicze Wnuka
Richarda, 39, kt�ry spogl�da� prosto na niego, Masklina.
To by�a twarz z fotografii: od brody zaczynaj�c, przez ca�� mas� z�b�w a�
do w�os�w, kt�re wygl�da�y, jakby je wyrze�biono z czego�
b�yszcz�cego, a nie
jakby najzwyczajniej w �wiecie wyros�y.
To by� Wnuk Richard, 39.
Wnuk Richard, 39, przez chwil� mu si� przygl�da�, po czym brodate oblicze
cofn�o si� i spojrza�o w inn� stron�. Masklin przekonywa� sam siebie, �e nie
m�g�
zosta�
zauwa�ony, po czym zastanawia� si�, jaka b�dzie reakcja Gurdera, gdy mu
o tym powie.
Stwierdzi�, �e ten jak nic dostanie sza�u. Albo zwariuje.
Zdecydowa�, �e chwilowo pozostawi go w nie�wiadomo�ci�Gurder i tak by�
wyj�tkowo podekscytowany. Zreszt� i bez tego mieli wystarczaj�co du�o k�opot�w.
No i nie dawa�a mu spokoju jedna sprawa: Wnuk, 39�albo przed nim by�o
trzydziestu o�miu innych Wnuk�w Richard�w, co mu jako�
niezbyt pasowa�o, albo
by� to gazetowy spos�b m�wienia, �e ma on trzydzie�ci dziewi��
lat. Czyli jest
prawie w po�owie tak stary jak Sklep. . . a sklepowe nomy twierdzi�y, �e Sklep
jest tak stary jak �wiat, co oczywi�cie nie mog�o by�
prawd�, ale. . .
Intrygowa�o go, jak si� czuje kto�, kto �yje prawie wiecznie.
Naturalnie, nie przeszkadza�o mu to w sprawdzeniu zawarto�ci p�ki, na kt�rej
si� znalaz�. Sta�y tam g��wnie butelki, ale by�o te� troch� torebek
zawieraj�cych
co�
twardego i nieco mniejszego od jego pi�ci. Nie mog�c doj��
, co to takiego,
rozci�� najbli�sz� no�em i wyci�gn�� jedno co�.
By� to solony orzeszek.
Niewiele, ale na pewno spo�ywcze.
Z�apa� za paczk�, gdy nad p�k� pojawi�a si� d�o�.
Mia�a czerwone paznokcie i by�a wystarczaj�co blisko, by go dotkn��. Powoli
si�gn�a obok, z�apa�a inn� torebk� orzeszk�w i cofn�a si�.
Dopiero znacznie p�niej Masklin u�wiadomi� sobie, �e w�a�cicielka d�oni
w �aden spos�b nie mog�a go dostrzec � po prostu si�gn�a na o�lep po co�,
o czym wiedzia�a, gdzie jest, a to z ca�� pewno�ci� nie obejmowa�o jego �
Masklina.
Ale to by�o p�niej. Teraz, gdy d�o�
prawie z�apa�a go za g�ow�, wszystko
wygl�da�o inaczej. Bez namys�u skoczy� z tocz�cego si� w�zka, przeturla� si� po
wyk�adzinie zwanej te� dywanem i w�lizn�� pod najbli�szy fotel.
Nie czeka� nawet na z�apanie tchu � z do�wiadczenia wiedzia�, �e jest to
najlepszy moment, �eby co�
z�apa�o �api�cego oddech. Slalomem pogna� przed
siebie, omijaj�c stopy, buty, gazety i torby. Nim dotar� do zas�ony, by� ledwie
zauwa�aln� rozmazan� smug� nawet dla normalnego noma. Przemkn�� przez
pomieszczenie,
dopad� dziury i skoczy� w ni� szczupakiem, nie dotykaj�c nawet
brzeg�w.
* * *
� Solony orzeszek na trzech ch�opa?! � W g�osie Angala by�o czyste zdumienie.
� Mamy na niego patrze�
czy obw�cha�?
� A czego by�
chcia�? � parskn�� ponuro Masklin. � �ebym si� uk�oni�
i oznajmi� tej, co daje jedzenie, �e jest tu trzech takich niewysokich
g�odomor�w
jak ja?
Angalo przyjrza� mu si� uwa�nie � Masklin odzyska� ju� oddech, ale wci��
by� mocno zarumieniony. Oceni�, �e mo�na zaryzykowa�, i powiedzia� ostro�nie:
� Mo�na by spr�bowa�.
� �e co?!
� No c�, gdyby�by� cz�owiekiem, to spodziewa�by�
si�, �e nas zobaczysz
w samolocie? � spyta� spokojnie Angalo.
� Oczywi�cie, �e nie. . .
� Wi�c jakby�
zobaczy�, to by�by�
ci�ko zaskoczony, tak?
�Proponujesz, �eby�my celowo pokazali si� jakiemu�
cz�owiekowi?�spyta�
podejrzliwie Gurder. � Nigdy przecie� tego nie robili�my.
� W�a�nie prawie mi si� uda�o � doda� Masklin. � I nie zamierzam tego
powtarza�!
� Wolicie zag�odzi�
si� na �mier�, gapi�c si� na jednego orzeszka?
Gurder przyjrza� si� orzeszkowi z uraz�. W Sklepie jedli orzeszki solone i inne
�przewa�nie w okolicach Kiermaszu Gwiazdkowego. Wtedy trafia�o si� sporo
przysmak�w, kt�re z rzadka pojawia�y si� na p�kach. Orzeszki stanowi�y
doskona�y
deser. By�
mo�e te� by�y mi�� przek�sk�. A ju� na pewno g�odnemu nomowi
nie mog�y zast�pi�
uczciwego posi�ku. Zw�aszcza jeden orzeszek.
� To jaki jest plan? � spyta� z rezygnacj�.
* * *
Jedna z rozdaj�cych jedzenie kobiet wyci�ga�a ze �ciany kolejne tace, gdy
k�tem oka dostrzeg�a w g�rze jaki�
ruch. Wolno unios�a g�ow�, odwracaj�c j�
jednocze�nie.
Co�
ma�ego i czarnego obni�a�o si� powoli tu� obok jej nosa.
Owo co�
wsadzi�o sobie kciuki w uszy, pomacha�o d�o�mi i pokaza�o jej j�zyk.
� Thrrrrrriip! � zawy�o.
Kobieta upu�ci�a tac�, kt�ra z �omotem spad�a na wyk�adzin�, wci�gn�a powietrze
z odg�osem przypominaj�cym opadaj�cy d�wi�k syreny przeciwmgielnej,
unios�a d�onie do twarzy i pisn�a. Odwr�ci�a si� powoli, chwiej�c si� niczym
padaj
�ce drzewo, i uciek�a.
Gdy wr�ci�a z drug� kobiet�, ma�ego cosia ju� nie by�o.
Podobnie jak jedzenia na tacy.
* * *
� Nie pami�tam, kiedy ostatni raz jad�em w�dzonego �ososia � przyzna�
szcz�liwy Gurder.
� Mmmph � zgodzi� si� Angalo.
�Uwa�aj, bo si� zakrztusisz�upomnia� go Gurder.�Poza tym �ososia nie
powinno si� �u�, tylko je��
. A ty go �adujesz obur�cz do ust i obcinasz, co si� nie
mie�ci. Co by sobie inni o tobie pomy�leli, widz�c takie maniery?
� Tu nyoko ne. . . � Angalo prze�kn�� i doko�czy�: � Tu nikogo nie ma,
tylko ty i Masklin. A co wy o mnie my�licie, wiem a� za dobrze.
� Trzeba przyzna�, �e �adnie zawy�e�
� odezwa� si� Masklin, wycinaj�c
wieko pojemnika z mlekiem.
Pojemnik by� prawie nomiej wielko�ci.
�Te� tak my�l�zgodzi� si� Gurder bez zb�dnej samokrytyki.�Wreszcie
normalne jedzenie z naturalnych �r�de�, jak puszki i butelki. I nie trzeba
niczego
czy�ci�
ani p�uka�. Tu jest ciep�o i przyjemnie i tak powinien podr�owa�
uczciwy
nom. Kto�
mo�e chce. . . tego?
Pytanie spotka�o si� ze zgodn� odmow�, a dotyczy�o talerza z czym�
przezroczy
�cie r�owym, l�ni�cym i trz�s�cym si� przy lada dotkni�ciu. Wewn�trz tego
czego�
by�a wi�nia, a ca�o��
w jaki�
spos�b wygl�da�a ca�kowicie niejadalnie.
W ka�dym razie na tyle, �e nie mia�oby si� ochoty tego spr�bowa�
nawet po tygodniowej
g�od�wce. Zasada ta, ma si� rozumie�, nie dotyczy�a wszystko�ernego
Gurdera.
�I jak to smakuje?�spyta� z mieszanin� fascynacji i obrzydzenia Masklin,
gdy Gurder prze�kn��.
� R�owo � odpar� zapytany, bior�c kolejn� porcj�.4
� Kto�
chce na deser orzeszka? �spyta� Angalo. �Nie? To go wyrzuc�.
� Nie! � zaprotestowa� zdecydowanie Masklin. � Nie marnuj ca�kiem dobrego
jedzenia.
� To zboczenie � zawt�rowa� mu Gurder.
� Co do zboczenia, nie jestem pewien � odezwa� si� Masklin po namy-
�le. � Ale g�upota na pewno. Wsad� go do plecaka: nigdy nie wiadomo, kiedy
taki orzech mo�e si� przyda�.
Angalo wsadzi�, ziewn�� i przeci�gn�� si�.
� Umy�bym si� � oceni�.
� Nigdzie nie widzia�em �adnej wody, cho�
tu gdzie�
musi by�
zlew albo
�azienka � odpar� Masklin. � K�opot w tym, �e nie mam poj�cia, gdzie by jej
nale�a�o szuka�, i nie zamierzam tego robi�.
� A w�a�nie �azienka. . . � zacz�� Angalo, powa�niej�c.
� Z drugiej strony tej rury, je�li �aska �przerwa� mu Gurder.
� �I nie na druty, bo zrobisz zwarcie� � doda�a niespodziewanie dobrowolnie
Rzecz.
Angalo przytakn�� dziwnie potulnie i znikn�� za rur�.
Gurder ziewn�� i przeci�gn�� si�.
�Ta daj�ca jedzenie nie b�dzie nas szuka�?�zaciekawi� si� od niechcenia.
� W�tpi� � zastanowi� si� Masklin. � Jak jeszcze mieszkali�my przy drodze,
zanim trafili�my do Sklepu, ludzie na pewno nas czasami widywali, ale my-
�l�, �e nie wierzyli w�asnym oczom. Jakby wierzyli, to nie robiliby tych
ohydnych
ozd�bek ogrodowych. Nikt, kto zobaczy� prawdziwego noma, by ich nie robi�.
Gurder wyj�� z zanadrza habitu fotografi� Wnuka Richarda. Nawet w p�mroku
Masklin bez trudu rozpozna� cz�owieka z fotela. Co prawda tamten nie mia�
4Niewielkie talerzyki z czym�
trz�s�cym si� i smakuj�cym r�owo pojawiaj� si� praktycznie
przy ka�dym posi�ku serwowanym w samolocie i nikt nie wie dlaczego. Pow�d jest
prawdopodobnie
natury religijnej.
na twarzy kresek od z�o�enia na czworo i nie sk�ada� si� z setek czarnych i
mniej
czarnych kropek, ale poza tym. . .
� My�lisz, �e on gdzie�
tu jest? �spyta� Gurder z nadziej�.
� Mo�e by�. � Masklin poczu� si� nagle nieswojo. � Pos�uchaj. . . mo�e
Angalo ma racj�, chocia� tak w og�le to go ponosi. Mo�e Wnuk Richard to te�
cz�owiek. Wiesz, w ko�cu to ludzie zbudowali Sklep dla innych ludzi, a wasi
przodkowie wprowadzili si� tam, bo by�o ciep�o i sucho. I. . .
� Wiesz, nie b�d� ci� s�ucha�. Nie b�d� s�ucha�, jak kto�
mi wmawia, �e
jeste�my jak myszy czy szczury. Jeste�my inni!
� Nikt nie m�wi, �e jeste�my odmian� szczura! Rzecz ca�kiem konkretnie
m�wi, �e pochodzimy zupe�nie sk�din�d.
� Mo�e pochodzimy, a mo�e nie. � Gurder z�o�y� starannie zdj�cie. � To
bez znaczenia.
� Dla Angala na przyk�ad ma du�e znaczenie, je�li to prawda.
�I tego w�a�nie nie rozumiem. Jest wiele rodzaj�w prawdy.�Gurder wzruszy�
ramionami.�Mog� na przyk�ad powiedzie�, �e jeste�
kurzem, sokami i ko-
��
mi, i to jest prawda. A mog� powiedzie�, �e masz w g�owie co�, co odchodzi,
gdy umierasz, i to te� jest prawda. Spytaj Rzecz.
Na czarnej powierzchni sze�cianu rozb�ys�y r�nokolorowe �wiate�ka w dziwnym
wzorze.
� Nigdy nie pyta�em jej o takie sprawy �przyzna� Masklin.
� Dlaczego? To pierwsze pytanie, jakie ja bym zada�.
�Pewnie by odpowiedzia�a: �Niedok�adne parametry� albo �Brak danych do
oblicze�. Zawsze w ten spos�b odpowiada, jak nie wie, a nie chce si� do tego
przyzna�. Prawda?
Rzecz nie odpowiedzia�a, ale �wiate�ka zmieni�y wzorek.
� Rzecz? � powt�rzy� Masklin.
� �Monitoruj� transmisj�.�
� Cz�sto tak robi, jak jej si� nudzi � wyja�ni� Masklin. � S�ucha niewidocznych
rozm�w w powietrzu. Pos�uchaj, Rzecz, bo to wa�ne. Chcemy. . .
� Swiate�ka ponownie si� zmieni�y �teraz wi�kszo��
by�a czerwona.
� Rzecz, chcieliby�my. . .
W Rzeczy zaklika�o co�, co mia�o oznacza�
odchrz�kni�cie.
� �W kabinie pilot�w zauwa�ono noma!�
� Pos�uchaj, my. . . Co?!
� �Powtarzam: nom zosta� zauwa�ony w kabinie pilot�w.�
Masklin rozejrza� si� nerwowo.
� Angalo?!
� �Jest to nadzwyczaj prawdopodobne.�
Rozdzia� trzeci
PODRӿUJ�CY LUDZIE: du�e, nomopodobne stworzenia.Wielu ludzi sp�dza
mn�stwo czasu, podr�uj�c z miejsca na miejsce. Jest to do��
dziwne, gdy�
tam, dok�d si� udaj�, i tak jest ju� a� za du�o ludzi.
Patrz tak�e: ZWIERZ � ETA, INTELIGENCJA, EWOLUCJA i MUSZTARDA
Naukowa encyklopedia dla m�odych, ciekawskich nom�w,
napisana przez Angala de Pasmanterii
Masklin i Gurder nawet nie starali si� zachowywa�
cicho, w�druj�c pl�tanin�
rur i kabli.
� Tak mi si� wydawa�o, �e to za d�ugo trwa!
� Nie powiniene�
puszcza�
go samego! Wiesz, jak� ma fiksacj� na punkcie
kierowania r�nymi rzeczami!
� To co, mia�em go za g�ow� trzyma�?!
� Raczej mie�
na niego oko. . . Gdzie teraz?
* * *
Angalo by� zawiedziony, �e wewn�trz samolotu nie by�o kupy drut�w, rur
i d�wigni. Tu by�y i druty, i rury, i wszystko poza d�wigniami � ca�y okablowany
i ciasny �wiat mi�dzy �cianami i pod pod�og�.
* * *
� Jestem na to za stary! Jest taki czas w �yciu, �e ma si� serdecznie do��
czo�gania si� po przewodach lataj�cych maszyn!
� A ile razy ju� to robi�e�?
� Raz za du�o!
� �Jeste�my prawie na miejscu� � odezwa�a si� Rzecz.
�Tak si� ko�czy �wiadome pokazywanie si�! Oto S�d!�zadeklarowa� Gurder.
� Czyj?
� Co znaczy czyj?!
� Kto�
musi os�dzi�, wi�c pytam, czyj to s�d?
� To s�d w og�lnym znaczeniu tego s�owa!
Masklin popatrzy� na niego z politowaniem i spyta�:
� Gdzie teraz, Rzecz?
��Wiadomo��
od pilota m�wi�a o kabinie samolotu. Kabina jest przed nami.
Jest tam du�o komputer�w.�
� To pogadaj z nimi i dowiedz si�, gdzie jest Angalo.
� �One nie s� specjalnie inteligentne. Rozmowa z nimi to jak rozmowa
z dzie�mi, wi�cej mog� si� dowiedzie�, s�uchaj�c.�
� No, to co b�dziemy robi�? � spyta� Gurder. � Czeka�?
� Nie b�dziemy czeka�, tylko go. . . � Masklin zawaha� si� i umilk�: na
ko�cu j�zyka mia� �adne i poci�gaj�ce s�owo �uratujemy�, tylko �e zaraz za nim
majaczy�o prostsze i zdecydowanie nie poci�gaj�ce s��wko �jak?� � Nie s�dz�,
�eby mu chcieli zrobi�
krzywd�. Raczej chc� go z�apa�
i gdzie�
umie�ci�. My�l�,
�e powinni�my znale��
miejsce, z kt�rego b�dziemy mogli wszystko zobaczy�.
Tylko �e rozgl�daj�c si� po labiryncie kabli, rur, wspornik�w i przewod�w,
Masklin poczu� si� dziwnie bezradny.
� To lepiej, �ebym ja prowadzi� �odezwa� si� rzeczowo Gurder.
� Dlaczego?
� Jeste�
dobry na otwartej przestrzeni, ale do tego, �eby umie�
chodzi�
w �cianach, trzeba si� wychowa�
w Sklepie. � Gurder przepchn�� si� na prowadzenie,
rozejrza� si� i zatar� z zadowoleniem r�ce. � O, w�a�nie. � Z�apa�
przew�d i wjecha� po nim w szczelin�, kt�rej Masklin nawet nie zauwa�y�.
�M�odo��
mi si� przypomina�ucieszy� si� Gurder.�Nie takie rzeczy si�
wtedy wyprawia�o. . . Wed�ug mnie teraz w d�, tylko uwa�aj na druty. . . tak,
tu
jest szyb windy, a tu centralka telefoniczna, to my t�dy. . .
�S�ysza�em, jak ostatnio perorowa�e�, �e dzieciaki za du�o czasu marnuj� na
w�a�enie w r�ne k�ty i wymy�lanie psikus�w. . .
� C�. . . teraz a� si� roi od m�odocianych przest�pc�w. Za mojej m�odo�ci
to by� duch w narodzie, a to zupe�nie co innego. Spr�bujmy tu. . .
Przeczo�gali si� mi�dzy dwiema ciep�ymi �cianami z metalu, w ko�cu zobaczyli
przed sob� dzienne �wiat�o. Ostro�nie przepe�zli ostatni kawa�ek i wyjrzeli.
Znajdowali si� mniej wi�cej w po�owie tylnej �ciany czego�, co mia�o dziwny
kszta�t i z grubsza przypomina�o kabin� ci�ar�wki. Tyle �e cho�
kierowcy mieli
wi�cej miejsca, znacznie wi�cej by�o tu urz�dze�
� �ciany i sufit pe�ne by�y
�wiate�ek, prze��cznik�w, d�wigni i guzik�w. Gdyby Dorcas to zobaczy�, �adna
si�a by go st�d nie wyci�gn�a.
Dw�ch ludzi kl�cza�o na wyk�adzinie, a jedna z daj�cych jedzenie kobiet sta�a
nad nimi. Wszyscy troje porykiwali i poj�kiwali.
� Ech, ta ludzka mowa. . . � westchn�� Masklin. � �eby�my j� tak mogli
zrozumie�. . .
��To uwa�aj, zaczynam t�umaczy攗odezwa�a si� niespodziewanie Rzecz.
� Rozumiesz te d�wi�ki?!
� �Oczywi�cie. Oni m�wi� tak samo jak wy, tylko znacznie wolniej.�
� Co? I nigdy nam tego nie powiedzia�a�?!
� �Nie pytali�cie. S� miliardy rzeczy, kt�rych wam nie powiedzia�am, i nie
o to chodzi. Mam zacz��
czy nie?�
� Jak najbardziej � zapewni� pospiesznie Masklin. � Najlepiej od tego, co
w�a�nie m�wi�.
� �Jeden z tych, co kl�cz�, powiedzia�, �e to musia�a by�
mysz, a ten drugi,
�e w to uwierzy, jak ten pierwszy poka�e mu mysz w ubraniu. A kobieta doda�a,
�e to, co jej pokaza�o j�zyk i rzuci�o porzeczk�, to na pewno nie by�a mysz.�
� Co to jest �porzeczka�?
� �Ma�y czerwony owoc ro�liny <i>Ribes spicatum</i>.�
�Rzuci�e�
w ni� owocem?�Masklin popatrzy� na Gurdera ze zgroz�. . . �
Sk�d go mia�e�?
�Jakbym mia�, to bym zjad�, a nie rzuca�. To znowu jakie�
g�upoty: co innego
m�wi, a o co innego im chodzi, jak na tych znakach drogowych. Ja zrobi�em tylko
�Thrrrriiip�.
� �Jeden z kl�cz�cych w�a�nie powiedzia�, �e to, o czym nie wiedz�, co to
jest, ukry�o si� za tym panelem i nigdzie dalej ju� nie mo�e uciec.�
� O, wyj�� kawa�ek �ciany � zdziwi� si� Masklin. � I wsadzi� w otw�r
r�k�. . .
Kl�cz�cy zawy�.
� �M�wi, �e go ugryz�o� � poinformowa�a Rzecz. � �Dos�ownie powiedzia�:
"To g�wno mnie ugryz�o!"�
�To musi by�
Angalo�zdecydowa� autorytatywnie Gurder