5350

Szczegóły
Tytuł 5350
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5350 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5350 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5350 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krzysztof Perski NEGOCJATOR Kto�, kto przybywa� do miasta o tak wczesnej porze, pieszo i bez baga�u, nie m�g� by� nikim wa�nym. Zn�w zbiera�o si� na deszcz i stra�nikowi nie chcia�o si� otwiera� bramy. - Poczekaj do �witu - krzykn��, wychylaj�c g�ow� ze swej wie�y. Podr�ny, kt�ry przed chwil� wy�oni� si� z mgie�, wysoki starzec w p�aszczu z kapturem, wskaza� w milczeniu na wznosz�ce si� nad drzewami s�o�ce. - Poczekaj, m�wi� - warkn�� stra�nik i okr�ci� si� szczelniej ko�uchem. - �pi� - doda� i wyda�o mu si� to bardzo zabawne. Zamkn�� powieki i nas�uchiwa�. Zwykle podr�ni zaczynali wrzeszcze� i wali� w bram� czym popadnie, a w ko�cu proponowali �ap�wk�. Ale ten zachowywa� si� wyj�tkowo cicho. Za cicho. Mija�y chwile, a z do�u nie dobiega� �aden d�wi�k. Stra�nik poczu� nagle w ko�ciach dziwny ch��d. Otworzy� oczy. Przera�enie odebra�o mu w�adz� nad w�asnym cia�em. Nie m�g� wykona� �adnego ruchu, siedzia� i trz�s� si� ze strachu. Tu� przed nim wy�ania�a si� z szaro�ci poci�ta zmarszczkami twarz starca. - �pisz? - zapyta� starzec mi�kko i pstrykn�� palcami. - Wi�c �pij dalej. Stra�nik chcia� zaprotestowa�, lecz zamiast tego przymkn�� powieki. Po chwili jego g�owa opad�a na rami�. *** - Przybywasz ze stolicy? - zapyta� siwy kupiec, wypchni�ty do przodu przez swych towarzyszy. - Tak - odpar� starzec. Kupiec obejrza� si�; jego przyjaciele, siedz�cy przy s�siednim stole, dawali znaki, �e idzie mu �wietnie. - Nazywam si� Kolbert, przewodnicz� tutejszej Radzie Kupieckiej. Handluj� zbo�em... Starzec pokiwa� z szacunkiem g�ow�. - Ja mam na imi� Ysaye. - My tu w Reinfort... my, to znaczy kupcy... - ci�gn�� Kolbert. - Ale nie tylko kupcy - doda� jeden z jego towarzyszy. - Nie tylko - poprawi� si� Kolbert. - Oczekujemy ze stolicy pewnych wie�ci. Czy... czy... nie m�wi si� czego� w zwi�zku z naszym miastem? Kr��� jakie� plotki? Ysaye u�miechn�� si� ciep�o. - Drodzy przyjaciele, pr�bujecie ode mnie wyci�gn�� co�, co by� mo�e posiadam, ale musicie m�wi� ja�niej. Owszem, du�o ostatnimi czasy s�ycha� o waszym mie�cie. M�wi si� o dobrych zbiorach, gorszych interesach i chwali dzielnych rycerzy, kt�rzy tu zamieszkuj�... - A wojska? Czy wojska jakie� id�? - zapyta� odwa�nie Kolbert i od razu przel�k� si� swej odwagi. Starzec uni�s� brwi. - Wojska? Kolbert zerkn�� raz jeszcze na swych towarzyszy, ci naradzili si� mi�dzy sob� i przyzwolili mu na co� ruchami g�owy. Kolbert prze�kn�� �lin�. - Je�li wyda si� to, co zaraz powiem, wielu uczciwych ludzi p�jdzie pod top�r. Ale czuj�, �e mo�na ci ufa�. Pewna grupa... to znaczy - my... pos�ali�my do kr�la list ze skarg�. Na ksi�cia. Ksi��� Talis jest wybitnym dow�dc�, temu nikt nie �mie zaprzecza�, lecz teraz, w czasie pokoju, kogo� innego nam trzeba. Opiekuna, a nie kata, co �elazn� r�k� dzier�y. Minstrele �piewaj�, �e on cokolwiek z�apie, to zaraz tym na odlew wali, jakby wroga jakiego chcia� zasiec. Poza tym podatki podni�s� tak, �e nam si� obcy w twarz �miej� i pytaj�, ile musimy dop�aca� do naszych interes�w. A to nie jest tylko �art, to si� zdarza. Rzemie�lnicy musz� suchy chleb wod� zapija�. Ch�opi narzekaj�, gdyby nie nadzwyczajny urodzaj w tym roku, mieliby�my ju� na karku ch�opsk� rewolt�... - Mam nadziej�, �e kupcy z was lepsi ni� spiskowcy - powiedzia� starzec. - Je�li wszystkim doko�a opowiadacie o swojej... - potar� brod� - zdradzie... - Ale� czcigodny! - pisn�� Kolbert. - �ycie nas zmusza. S�siedzi m�wi� - piszcie, �ony m�wi� - piszcie, ludzie gin� bez s�du, moralno�� w mie�cie upada... Ysaye uciszy� go ruchem r�ki. - Niestety, nie widzia�em po drodze �adnych wojsk, co wi�cej, nie s�dz�, by jakie� wybiera�y si� tu w najbli�szym czasie. Ale zapewniam was, �e kr�l... Przerwa� mu g�o�ny �omot. Drzwi karczmy wpad�y do �rodka razem z zawiasami. Zaraz za nimi wpad�o pi�ciu ksi���cych gwardzist�w. Druga pi�tka wbieg�a przez kuchni�. B�ysn�y miecze. - Nie rusza� si�! - wrzasn�� dow�dca nerwowo, ale gdy ujrza�, �e kupcy nie s� zdolni wykona� jakiegokolwiek ruchu, od razu si� uspokoi�. - Nie gin�� mi tu, cholera, bez rozkazu. Hej, ma�y, sznury naszykowa�e�? To wi��. Zacznij od tego, jako� gro�nie wygl�da. - To pomy�ka - wyj�ka� Kolbert. - Jaka pomy�ka, psia jucho? - warkn�� dow�dca. - Czy ja si� wczoraj urodzi�em? Nie wiem, jak wygl�da spisek przeciw w�adzy? Zreszt� od tego jest s�d, �eby wyja�nia� pomy�ki. A macie wyj�tkowe szcz�cie, bo os�dzi was sam ksi��� Talis, a on jest z definicji nieomylny. Ma�y! Jak wi��esz? Mocniej! A ten to kto? - teraz dopiero zwr�ci� uwag� na starca. - Nie znam. - Nazywam si� Ysaye - przedstawi� si� starzec i spokojnie wyci�gn�� r�ce do skr�powania. *** Ksi��� bawi� si� coraz lepiej. �amanie ludzi nigdy mu si� nie nudzi�o. Zawsze robi� to tak samo - najpierw dawa� nadziej�, a potem stawia� kolejne warunki, rzuca� kolejne oskar�enia, zaciska� p�tl� coraz mocniej i patrzy�, jak ofiara si� wije, jak gotowa jest odda� wszystko - godno�� i rodzin�, byle tylko samemu przepchn�� si� przez w�sk� szczelin� wiod�c� ku wolno�ci. Kiedy sko�czyli si� kupcy, przyprowadzono tego obcego. - Witaj, czcigodny starcze - powiedzia� Talis. - Nareszcie kto�, kogo m�g�bym u�askawi�. Nie w�tpi�, �e znalaz�e� si� w tym towarzystwie przez przypadek. - O tak - odpar� pogodnie Ysaye. - Chcieli us�ysze� wie�ci ze stolicy, a poniewa� ja w�a�nie stamt�d przybywam - przysiedli si�. - Dobrze. Bo dla tamtych nie ma ju� nadziei. - Widzia�em przez okno celi nowe szubienice. - To w�a�nie te - powiedzia� Talis. - Smutna konieczno��, ale kto podnosi r�k� na w�adz�, musi wiedzie�, �e w�adza mu t� r�k�... - Siedem - przerwa� mu Ysaye. - S�ucham? - Jest siedem szubienic, a kupc�w z�apano sze�ciu. Nie musisz mnie oszukiwa�. Ta ostatnia jest dla mnie. Ksi��� spojrza� w oczy oskar�onego i pokiwa� z podziwem g�ow�. - �ebski z ciebie staruszek. Dobrze, zgad�e� - nie mog� ci� wypu�ci�. To kwestia zasad. Ale obiecuj� zaniecha� tortur, je�li dostarczysz mi wszelkich informacji. Zapewne s�ysza�e� o pewnym li�cie, kt�ry moi niewdzi�czni poddani wys�ali do kr�la? - S�ysza�em - odpar� Ysaye, po czym podni�s� r�ce i dmuchn�� na przeguby. Kr�puj�cy go sznur w mgnieniu oka zamieni� si� w gar�� k�ak�w, kt�re wiruj�c sp�yn�y na ziemi�. Ysaye doby� zza pazuchy pergaminowy rulon. - Czy ten list masz na my�li? Twarz ksi�cia nabra�a trupiej barwy. - Zabi� go! - rzuci�, ale zaraz dostrzeg� z przera�eniem, �e �adnego z gwardzist�w nie by�o w pobli�u. Poczu�, jak por�cze tronu o�ywaj� i oplataj� go zimnymi mackami. Przygas�y �wiece, a powietrze wype�ni�o si� gor�cym szarym py�em. Wszystko sta�o si� ciemne i sypkie, jedynie twarz starca by�a wci�� taka sama jak przed chwil� - jasna i pogodna. - Mog� ci� tu zostawi� na wieczno�� - powiedzia� po chwili Ysaye. - Ale je�li chcesz, mog� ci� te� zabra� do stolicy, gdzie staniesz przed obliczem sprawiedliwo�ci. Co wybierasz? *** - Niemo�liwe - wysapa� Kolbert i przetar� r�k� po szyi, na kt�rej czu� ju� niemal konopn� p�tl�. - Przekona� go? Tak po prostu? Przedstawi� swoje argumenty i ksi��� si� zgodzi�? I zaraz wyjechali, nie czekaj�c �witu? Jak on to zrobi�? Ja musz� wiedzie�! Hej! - wybieg� za mury, ale po orszaku nie by�o ju� �ladu. Stan�� na dr��cych nogach i wpatrywa� si� w dal. - Co za negocjator! Akurat teraz musia� si� wynie��! Cholera! A ja jutro id� bra� kredyt na dwa tysi�ce talar�w! Z zamy�lenia wyrwa� go dopiero g�o�ny huk. Odwr�ci� si� na pi�cie. - Co jest? - krzykn��. - S�o�ce zasz�o, zamykamy bram� - odpowiedzia� stra�nik. - Poczekaj na mnie! Hej, obwiesiu, ja p�ac� podatki! - Kolbert zacz�� wali� pi�ciami w okute metalem drewno, ale szybko si� zm�czy�. - Ile mnie to b�dzie kosztowa�? - zapyta� z rezygnacj�. Stra�nik, kt�ry opiera� si� o bram� z drugiej strony, odetchn�� z ulg� i pomy�la�, �e �wiat zn�w wtoczy� si� w swe stare koleiny. - Pi�� miedziak�w - powiedzia� z ulg�. - Tylko pi�� marnych miedziak�w.