5324
Szczegóły |
Tytuł |
5324 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5324 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5324 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5324 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ARKADY RADOS�AW FIEDLER
BARWNY �WIAT ARKADEGO FIEDLERA
ISKRY- WARSZAWA- 1975
Ok�adk� projektowa� MIECZYS�AW KOWALCZYK
Zdj�cia
ARKADY FIEDLER
oraz
ARKADY RADOS�AW FIEDLER
LECH MORAWSKI
ZBIGNIEW STASZYSZYN
JERZY UNIERZYSKI
MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA �w Zabrzu
ZN KLAS.
NR INW.
1. W serdecznej s�u�bie
P.
owsta�a w Wielkopolsce, w Puszczyk�wku pod Poznaniem, nowa plac�wka kulturalna: Muzeum-Pracownia Literacka Arkadego Fiedlera. Od pierwszych dni dzia�alno�ci okaza�o si�, jak potrzebna by�a spo�ecze�stwu. Pomn� zaskoczone, mile zdumione miny nasze � rodziny Arkadego Fiedlera � na widok wielkiej fali zwiedzaj�cych. Tego�my nie przewidzieli; takiej hurmy go�ci, tylu zaciekawionych twarzy, pytaj�cych oczu. Zwiedziwszy Pracowni� wychodzili zadowoleni. Tak�e i tego�my si� nie spodziewali w takim stopniu. W ka�dym razie, puszczaj�c Muzeum na wody spo�ecznego nurtu, �yczyli�my mu rzetelnego powodzenia; by malec czy doros�y, ch�opak czy dziewczyna � by wszyscy unosili z Pracowni Arkadego Fiedlera solidn� porcj� s�o�ca i u�miechu, ufno�ci w szeroki �wiat, w siebie i ludzi.
Takie ma by� stale nasze Muzeum-Pracownia i tak nam dopom� celna inwencjo, pogodo ducha tudzie� entuzjazmie! W serdecznej s�u�bie spo�ecze�stwu.
A teraz zapraszam do pomieszcze� muzealnych, lecz wpierw prosz� za szerokie kulisy, do �r�de� powstania Muzeum-Pracowni.
W
s�o�ca i lasu
R
�yzykuj� stwierdzenie, �e Muzeum-Pracownia Literacka Arkadego Fiedlera jest jedyn� tego rodzaju plac�wk� w Polsce. Bo kolorowa i s�oneczna? � kto� spyta. Obfita w eksponaty? Niew�tpliwie tak, ale... Bo kameralna, przytulna, a przybli�a �wiat daleki? Na pewno, tylko �e... Bo w samym sercu pi�knego Parku Wielkopolskiego lub mo�e z powodu ujmuj�cych przewodnik�w? Zgoda, oczywi�cie zgoda, na wszystko zgoda, lecz co� jeszcze innego, najwa�niejszego.
Jest to muzeum i pracownia cz�owieka �yj�cego, kt�ry nie tylko duchem jest obecny � jak w przypadku muze�w literat�w nie�yj�cych � lecz tak�e cia�em. �ywym sercem, m�odzie�czym wci�� umys�em i zapa�em. Ten�e umys� i to serce da�y Pracowni tchnienie autentyku, czego� �ywego, urokliwego, osobliwego.
Jest rzecz� niecodzienn�, by cz�owiek �yj�cy mia� swe muzeum, podobnie jak rzadko za �ycia maj� ludzie pomniki. Rzecz to
si� � oczywista.
Wi�c jak dosz�o do tej oczywisto�ci, do owej ju� codziennej niecodzienno�ci? Przyjrzyjmy si� sylwetce tw�rcy swego muzeum, zajrzyjmy do duszy autora �Kanady pachn�cej �ywic�". Chyba warto.
Arkady Fiedler, literat i podr�nik, �obywatel �wiata", lecz nade wszystko patriota, jest Wielkopolaninem. Urodzi� si� w Poznaniu 28 listopada 1894 roku i pochodzi z rodzin zakorzenionych od wielu pokole� w Wielkopolsce. Przodkowie jego nie op�ywali w dobra doczesne, ale te� ma�o zaznawali biedy. Od nich, zar�wno ze strony ojca jak matki, odziedziczy� nami�tny kult s�o�ca i lasu, kult dobrych uczu� wobec ludzi, a tak�e wpojono mu gor�cy patriotyzm i, co za tym idzie, silne, wr�cz p�omienne umi�owanie j�zyka polskiego. Niedaremnie jego dziadek ze strony matki, Franciszek Kraje-wicz, by� autorem i wydawc� podziemnego elementarza polskiego �Z Anio�em Str�em" pod zaborem pruskim, a dziadek ze strony ojca by� le�nikiem w powiecie ple-szewskim. Niedaremnie m�odszy brat dziadka, Maciej Fiedler, wed�ug niejasnych wspomnie� rodzinnych, przekroczy� w 1863 roku granic� do Kongres�wki i wie�� o nim przepad�a na zawsze. Rodzina nigdy si� nie dowiedzia�a, jaki los go spotka�: czy zgin�� jako powstaniec, czy mo�e zes�any na katorgi na Sybir.
Trasy wypraw Arkadego Fiedlera
Od pokole� �y�a rodzina Fiedler�w w aurze polsko�ci, lasu i s�o�ca.
W m�odo�ci Arkadego Fiedlera wybitn� rol� odgrywa� jego ojciec, Antoni Fiedler. By� to wielki romantyk, �wietny znawca i mi�o�nik przyrody. Prowadzi� syna, sied-
I
mio-o�mioletniego ch�opaka, do lasu, nad wod� i na ��ki, i dw�ch przyjaci� � du�y i ma�y � ods�ania�o wsp�lnie tajemnice przyrody.
Wa�ne rzeczy we wczesnej m�odo�ci Arkadego Fiedlera rozgrywa�y si� w pobli�u Puszczyk�wka, dooko�a miejsca, gdzie obec-
me jest jego uom i rauz,eum-St�d, o trzy kilometry na p�noc, w stron� Poznania, Warta czyni zakole, gdzie do rzeki wpada rzeczu�ka Wirynka. Gdy p�niejszy pisarz nie mia� jeszcze dziesi�ciu lat, ojciec jego z�owi� w Warcie, niedaleko uj�cia Wirynki, olbrzymiego szczupaka. (Hej, to musia�y by� czasy, gdy w Warcie �owi�o si� olbrzymie szczupaki!) Zasz�o wtedy co�, co by�o wa�niejsze ni� z�owienie ryby. Ojciec przysz�ego literata sam nie m�g� jej wyci�gn�� w�dk� z wody, wi�c zawo�a� na syna, �eby przybieg�. Razem wyci�gn�li szczupaka, przy czym ma�y Arkady skoczy� do rzeki i ca�ym cia�em przyczepi� si� do ryby. Gdy zdobycz mieli ju� na l�dzie, ojciec, bardzo dumny z niego, poda� mu r�k� jak kolega koledze i rzek�:
� Artku, dzi�kuj� ci, bez ciebie nie da�bym mu rady...
By� to jakby obrz�d przyj�cia syna do �wiata doros�ych.
Z Muzeum-Pracowni o dwa kilometry na p�nocny zach�d, na ��kach i w lesie Pusz-czykowa. podziwia� m�ody Arkady z ojcem motyle i wch�ania� kwieciste pi�kno tych stron. Trawa ros�a tam bujniejsza ni� gdzie indziej, kwiaty by�y jak gdyby barwniejsze. Tam, na ��kach, niedaleko dworca kolejowego, by� wtedy istny raj motyli. Fruwa�o ich wyj�tkowo wiele, i gdy dzi� autor ksi��ek podr�niczych przymknie oczy i przypomni sobie te kipi�ce roz�ogi, widzi pazie kr�lowej, rusa�ki, per�owce i kra�niki.
10
-Pracowni rosn� wspania�e, s�ynne d�by ro-gali�skie. Podziwiali je kiedy� Mickiewicz i Niemcewicz, malowali Wycz�kowski i Fa-�at. D�by stoj� w rozleg�ej dolinie Warty niby przedpotopowe stwory, zakl�te od wiek�w w drewno twarde jak kamie�. W�r�d tych majestatycznych olbrzym�w wij� si� dziesi�tkami kilometr�w starorzecza, miejscami tak g��bokie, �e ca�e d�by le�� w nich zupe�nie zatopione od wielu wiek�w. Ma�o tam si� zmieni� krajobraz od czas�w pierwszych Piast�w.
W owe strony dw�ch przyjaci� � du�y i �redni ju�, bo ucz�szcza� teraz do licealnej szko�y realnej � zap�dza�o si� przez wiele lat i �owi�o szczupaki. Ale w tych romantycznych matecznikach ojciec z synem �owili tak�e inne rzeczy: urocze, tw�rcze marzenia. Wybiegali my�l� do dalekich kraj�w, do puszczy tropikalnej. Puszczy nad Amazonk� i gdzie indziej.
pisarskie
A,
Ltmosfera rodzinnego domu Arkadego Fiedlera, przepojona aur� polsko�ci i kultem j�zyka polskiego, by�a �wietnym zaczynem dla jego p�niejszej kariery literata i podr�nika. Rodzice jego prowadzili go�cinny dom. W okresie przed pierwsz� wojn� �wiatow� schodzili si� tam ciekawi ludzie. Przybywali pozna�scy arty�ci, w mieszkaniu Fiedler�w czuli si� dobrze dziennikarze, pisarze, poeci i barwna cyganeria. By�o to bractwo weso�e, skore do krotochwil, ale i do zadumy. Bractwo przy tym b�yskotliwe, z polotem, pe�ne ciekawych pomys��w, pe�ne ognia i �ywotno�ci. Byli to ludzie decyduj�cy w wielkiej mierze o polskiej kulturze w Poznaniu i Wielkopolsce w czasie zaboru pruskiego. W kr�gu takich ludzi wyrasta� kilkuletni wtedy Arkady. Mia� ojca nad wyraz kulturalnego. On�e, urodzony w 1869 roku w powiecie pleszewskim, w Wielkopolsce, zmar� w 1919 roku w Poznaniu. Za m�odu by� dziennikarzem w �Kurierze Pozna�skim" i w innych pozna�skich pismach. P�niej
12
w�a�cicielem zak�ad�w wydawmezycn i graficznych w Poznaniu, kt�re w latach przed pierwsz� wojn� �wiatow� rozros�y si� w jedno z najpowa�niejszych polskich przedsi�biorstw graficznych.
Antoni Fiedler wyda� mi�dzy innymi Leszczyca �Herby szlachty polskiej", �Fausta" Goethego w t�umaczeniu Kazimierza Strzy�ewskiego, dramaty J�zefa Ko�ciel-skiego i utwory innych polskich autor�w, a z czasopism �T�cz�" (tzw. Fiedlerowsk�) i ��ycie", dwutygodniki literacko-artystycz-ne. Na szczeg�ln� uwag� zas�uguj� ilustrowane roczniki Stowarzyszenia Artyst�w w Poznaniu, wydane na najwy�szym w�wczas poziomie graficznym. Antoni Fiedler by� tego Stowarzyszenia wspo�za�o�ycielem i d�ugoletnim cz�onkiem zarz�du.
Gorliwy obro�ca polsko�ci wydawa� wielce patriotyczne poczt�wki, malowane przez Paulina Gardzielewskiego i innych artyst�w, rozchodz�ce si� w setkach tysi�cy egzemplarzy w ca�ym zaborze pruskim i tak�e w�r�d polskich g�rnik�w na zachodzie Niemiec. Prokuratura pruska wytacza�a mu procesy o �usi�owanie oderwania cz�ci kraju od Rzeszy Niemieckiej". Dzi�ki obronie, podj�tej przez polskich adwoka-t�w-pos��w do Reichstagu, s�dy skazywa�y go tylko na kary pieni�ne.
Niejednokrotnie Antoni Fiedler zach�ca� syna do pr�b pisania. Jak wygl�da�y takie pr�by? Wiadomo, jak pierwsza trawa na
13
--nr--
wiosn�: �wie�e, lecz w�t�e i je��c�e niepozorne.
Jest w naszym Muzeum-Pracowni, po�r�d kilkudziesi�ciu du�ych fotogram�w, zdj�cie o tytule: �pierwsze zap�dy pisarskie". Na fotograficznym powi�kszeniu kartki z zeszytu wida�, jak na d�oni, wszystko. A wi�c wysi�ek m�odzie�ca, pr�buj�cego wiernie opisa� polowanie na w�gorza; jego wahania, czy ka�u�a pisze si� przez �, czy przez u, pismo nier�wne i styl miejscami niezbyt klarowny, ale zaraz energiczn� krech� poprawiany, raz na lepiej, raz na gorzej, i czuje si� zagryzanie z�b�w na obsadce.
Takie mam odczucia, gdy patrz� na ow� fotografi�. Tym pisz�cym by�, rzecz jasna, m�j ojciec, kt�ry w trzydzie�ci lat po owym wydarzeniu napisze znowu o rybach, tych �piewaj�cych w Ucayali. Zdob�dzie wtedy rozg�os, posypi� si� entuzjastyczne oceny ksi��ki, otworzy si� nowa karta w jego �yciu.
Oczywista, jak nie od razu Krak�w zbudowano, tak i nie od razu �Ryby" powsta�y. Wi�c, po �W�gorzu", a przed �Ucayali", by�y inne pr�by pisarskie. Dorastaj�cy m�odzian szuka� tak�e wyrazu w poezji. Potem krystalizowa� si� konkretny plan i stan�a serdeczna umowa z ojcem, �e po odbyciu studi�w uniwersyteckich, obejmie Arkady redakcj� czasopism, wydawanych przez ojca. Gdy wzi�o to w �eb na skutek pierwszej wojny �wiatowej i �mierci ojca w 1919 roku, nast�pi�o kilkuletnie przyt�umienie
14
jy j y3jvu(�^Yiy uupiciu w La�,^>
roku. Po zako�czonym z przyjaci�mi sp�ywie �odziami Dniestrem Arkady Fiedler pisze pierwsz�, niedu�� ksi��eczk�, zawieraj�c� wra�enia z wyprawy: �Przez wiry i po-rohy Dniestru". I tak si� zacz�o. Zaszczepiona w domu rodzicielskim my�l o pisaniu znalaz�a uj�cie.
Odt�d autor ca�e �ycie szed� przez wiry i porohy spraw pisania. Szed� z powodzeniem.
4. Pierwsze wyprawy zamorskie
C.
_/hocia� rodzi� si� autor �Ryb �piewaj�cych w Ukajali" w Poznaniu, by�, na przek�r wi�kszo�ci Poznaniak�w, wielkim marzycielem. Lecz � znowu jak gdyby na przek�r � w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci marzycieli, umia� wszystkie swoje wa�niejsze marzenia i wizje skutecznie obraca� w czyn. O czym marzy�' jako dziecko i m�odzieniec, to samo dzi� jeszcze, po kilkudziesi�ciu latach, wci�� go porywa i ka�e mu szuka� pi�knych przyg�d w dalekich podr�ach po �wiecie.
Jak dzi� pami�tam rozmow�, kt�r� z ojcem mia�em. Zapyta� mnie kiedy� w lesie nadwarcia�skim:
� S�uchaj, Arkady, czy ty za czym� mocno t�sknisz?
� Ale� ojcze! � obruszy�em si�. � Sk�d takie pytanie? Przecie� �yj� w swym kraju, mam dom, rodzin�, przyjaci�...
� Dobrze za czym� mocno pot�skni� � przerwa� mi ojciec. � Ot, cho�by za dal�...
Poj��em, o co mu sz�o. Ca�e jego �ycie by�o przecie� i jest nadal wieczn� t�sknot�.
16
zjami rzeczy s�onecznych i barwnych, przewa�nie egzotycznych.
Ojciec tak zwyk� m�wi� o sobie na spotkaniach autorskich:
�By�o to dawno temu. Mia�em wtedy pi�� albo sze�� lat. Kroczy�em z ojcem swym przez jaki� las, raczej nieprzyjemny, bo ciemnawy. I nagle wyszli�my na polan�, na kt�rej ros�a wysoka, weso�a trawa, wiele by�o barwnych, dzikich kwiat�w i wiele s�o�ca, a� przyjemnie razi�o. Dozna�em na ten widok jakiego� wstrz�su, czy to rado�ci czy rozkoszy, wstrz�su tak silnego i dziwnego, �e echo jego pozosta�o we mnie przez d�ugie lata. Z czasem przemieni�o si� w nieprzepart� t�sknot� za s�o�cem jeszcze ja�niejszym, ni� by�o wtedy na polanie, za traw� jeszcze wy�sz� i lasem bujniejszym. Gdy wiele lat po owym dzieci�cym prze�yciu zacz��em realizowa� swoje plany podr�nicze, dobrze sobie u�wiadamia�em, �e ta b�d� co b�d� niezwyk�a moja kariera podr�nika i literata, rozmi�owanego w przyrodzie i prostych ludziach, nie powsta�a z dnia na dzie�. �r�d�o swe jak gdyby wywodzi�a z zarania mego �ycia. Mo�e w�a�nie wtedy, gdy na s�onecznej polanie ziarno zapad�o w dzieci�c� dusz�..."
Ojciec m�j od wczesnych lat u�wiadamia� sobie wag� wytrwa�o�ci, stanowi�cej conditio sine qua non spe�nienia t�sknot za dalekim �wiatem i Wielk� Przygod�.
Wytkni�tym celem by�a, wiadomo, pusz-
2 � Barwny �wiat.,
17
cza tropiKama. iNiyuy, piz.�/. y ,
p�niejszy autor poczytnych ksi��ek o tej puszczy nie traci� owego celu z oczu. Przygotowywa� si� do spotkania z puszcz� d�ugo, wiedz� i uczuciem. Gorliwie po�wi�ca� si� studiom nad przyrod� i ludami kraj�w, do kt�rych zamierza� kiedy� pojecha�. Towarzyszy�o temu ci�g�e przyswajanie sobie j�zyk�w obcych, b�d�ce uzupe�nieniem owego conditio...
Z pocz�tku, w latach dwudziestych, pieni�dzy nie posiada�, za to odziedziczy� po ojcu zak�ad fotochemigraficzny. Pracowa� w nim jak w� niemal dniem i noc� przez szereg lat. Gdy uzbiera� ju� nieco forsy, m�g� zacz�� upragnion� Wielk� Przygod�. W 1928 roku pop�yn�� do stanu Parana w po�udniowej Brazylii z dzielnym towarzyszem i preparatorem, le�nikiem Antonim Wi�niewskim. Celem wyprawy by�o przywiezienie zbior�w zoologicznych. Cel osi�gn�li: w ci�gu niespe�na roku zdobyli bogate zbiory, kt�re ojciec podarowa� g��wnie Pozna�skiemu Muzeum Przyrodniczemu. Niestety, w czasie drugiej wojny �wiatowej wi�ksza cz�� owych zbior�w zagin�a. Natomiast, na szcz�cie, nie zgin�� Antoni Wi�niewski. Po wojnie zorganizowa� pi�kne Muzeum Przyrodnicze w Wielkopolskim Parku Narodowym, w Puszczykowie, i do niedawna by� jego kierownikiem.
Rzecz ciekawa. Ojciec m�j wyjecha� do Parany wy��cznie jako przyrodnik, bez zamiaru utrwalania czegokolwiek na pi�mie.
18
Dopiero "po Wyprawie, pe�en �wie�ycfi jeszcze wra�e�, na skutek swych prze�y� z Indianami i przyrod�, napisa� dwie ksi��ki: �Bichos, moi brazylijscy przyjaciele" oraz �W�r�d Indian Koroad�w".
Mia� wi�c ju� autor, z �Wirami i poroha-mi Dniestru", trzy swoje ksi��ki. �Niestety � jak sam pisa� � kiepsko si� rozchodzi�y, doskona�a otacza�a je oboj�tno�� czytelnik�w, ksi��ki nieznanego autora le�a�y melancholijnie w ksi�garniach pozna�skich: pies, kot nie dba� o nie. Mimo to napawa�y mnie, m�odego autora, dum�, tym bardziej �e profesor Edward Niezabitowski z Pozna�skiego Muzeum Przyrodniczego opatrzy� �Bichosy� urocz� przedmow�".
Po pierwszej wyprawie do Brazylii nast�pi�y znowu trzy lata straszliwej har�wki w zak�adzie fotochemigraficznym, ju� obecnie w niewzruszonej �wiadomo�ci, �e bezwzgl�dnie nale�a� autor dusz� i cia�em do puszczy. Wi�c znowu zebra� troch� grosza i znowu wyruszy� w �wiat w 1933 roku, tym razem sam, nad Amazonk� i Ucayali. Wyprawa pe�na powodzenia zar�wno co do zbior�w zoologicznych, jak i silnych, niezwyk�ych prze�y�, opisanych w ksi��ce �Ryby �piewaj� w Ukajali".
Wieloletnie marzenia zacz�y konkretnie owocowa�.
5. �wiat stan�� otworem
W
. , yprawa nad Amazonk� i Ucayali w 1933/4 roku oraz ksi��ka �Ryby �piewaj� w Ukajali" by�y dla autora punktem zwrotnym, now� kart�, jak wcze�niej wspomnia�em. Dzi�ki tej ksi��ce nie znany nikomu pisarz pr�dko wyszed� z mroku pozna�skich op�otk�w na szerszy dziedziniec najpierw Polski, potem zagranicy. Ciekawe s� okoliczno�ci powstania ksi��ki, kt�ra dzi�, tak samo jak ongi�, zachwyca czytelnika pi�knym opisem przyrody, budzi �yw� ciekawo��, przejmuje �adunkiem s�o�ca i serca. Zw�aszcza serca.
Wyje�d�aj�c nad Amazonk� i Ucayali, �ywi� autor dwie i p� ambicji: zamierza� przywie�� jak najlepsze zbiory dla Pa�stwowego Muzeum Przyrodniczego w Warszawie; dalej, przywie�� dla Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu, w miar� finansowych mo�liwo�ci, sfor� �ywych zwierz�t z puszczy; a owe p� ambicji dotyczy�o spraw literackich. Postanowi� spisywa� od samego pocz�tku swe wra�enia i korespondencje przesy�a� do Polski; do ,,Dziennika Pozna�skie-
20
p�aci� wed�ug umowy po dwadzie�cia z�otych za artyku�. Podczas jazdy na rzecznym statku w g�r� Amazonki w�r�d bajkowych nastroj�w, puszczy kipi�cej tropikalnym bogactwem, w�r�d stawania si� rzeczywisto�ci� dawnych sn�w � pisa� przyrzeczone korespondencje. By�y to mniej wi�cej pierwsze rozdzia�y p�niejszej ksi��ki �Ryby �piewaj� w Ukajali". Pisa� je r�cznie, maczkiem w dw�ch egzemplarzach, co by�o udr�k� nie lada, bo pot mu wci�� kapa� z czo�a i nosa na papier i, jakby protestuj�c przeciw tej pisaninie, zamazywa� litery.
Potem zdoby� si� na jeszcze jeden wysi�ek: przepisa�' te same felietony po raz trzeci i wys�a� je do �Gazety Polskiej" w Warszawie z weso�� pro�b�, by redakcja odpisa�a mu do I�uitos i go uspokoi�a, i� kartki jego wrzuci�a naprawd� do kosza, a nie u�y�a ich gorzej, na przyk�ad do cel�w higienicznych.
�artobliwy ton by� uzasadniony. Arkady Fiedler jeszcze w Polsce, przed wyjazdem, zaproponowa� serdecznym listem swe us�ugi �Gazecie Polskiej". Ale �Gazeta", bogaty organ rz�dowy, pot�ga, prominencja, ani nie raczy�a odpisa�. Swe progi uwa�a�a za zbyt wysokie dla nie znanego nikomu obie�y�wiata.
Jednak, gdy kartki znad Amazonki dotar�y do Warszawy, a kto� w �Gazecie" przypadkiem na nie zerkn��, wybuch�a bomba. Zawrza�o w �Gazecie": �ywo pisane felieto-
21
nagl�cy telegram z Warszawy, �eby pisa� jak najwi�cej, jak najcz�ciej, i to po 50 z�otych za felieton.
Wi�c pisa� ju� w trzech kopiach. Oczy troch� bola�y, ale wena by�a.
Gdy wr�ci� do Polski, stwierdzi� z rado�ci�, �e Warszawa, a z ni� ca�a Polska, by�a pe�na entuzjazmu dla autora ucayalskich prze�y�, tak nie znanego jeszcze przed rokiem. Mocno wszed� do serca Warszawy. Serdecznie go przyj�a i ju� nigdy nie ostyg�a w stosunku do niego.
A �Gazeta Polska"? Przed rokiem milcza�a, lecz teraz za og�oszenia drukowane na stronicach, gdzie by�y felietony z Ucayali, bra�a od klient�w o 50 procent wi�cej ni� na innych stronach. Tak felietony si� podoba�y.
Po sukcesie ksi��ki �Ryby �piewaj� w Ukajali" otwiera�a si� przed jej autorem nowa, p�odna droga podr�nika i literata. Wchodzi� na ni� z �arem w duszy i z nieprzepart� pasj� ku Wielkiej Przygodzie swego �ycia. Mia� trzy cechy, wa�ne przy takim trybie �ycia, mianowicie: zdrowe, uodpornione cia�o, zdolno�� nami�tnych wizji i wytrwa��, siln� wol�. Nie dziw wi�c, �e potrafi� autor osi�gn�� niez�e wyniki, tym bardziej �e, jak zawsze podkre�la�, nigdy nie podr�owa� po to, aby si� przewietrzy�. Jego wyprawy zawsze mia�y i maj� realny cel: najpierw wyje�d�a� jako przyrodnik
rodnik i literat.
Do dnia dzisiejszego odby� dwadzie�cia trzy wa�niejsze podr�e. Oto one, plon pracowitego �ycia podr�nika i pisarza:
1927 r. 1928�9 r.
1933�4 r.
22
1935 r.
1937�8 r.
1939 r.
1940 r. 1942�3 r.
1945 r. 1948 r. 1952�3 r.
wyprawa my�liwska do p�nocnej Norwegii; wyprawa zoologiczna do po�udniowej Brazylii celem zebrania okaz�w fauny dla Muzeum Przyrodniczego w Poznaniu, dla pozna�skiego Ogrodu Zoologicznego, Uniwersytetu Pozna�skiego i Palmiarni;
wyprawa zoologiczna nad Amazonk� i do wschodniego Peru celem zebrania okaz�w fauny dla Pa�stwowego Muzeum Zoologicznego w Warszawie;
do Kanady w tym samym celu;
Madagaskar;
wyspa Tahiti, gdzie zasta�a go wojna;
Francja, Wielka Brytania, w wojsku polskim; USA, Trynidad, Gujana, Brazylia; Kanada; Meksyk; ZSRR, w tym Gruzja;
1956�7 r. �Indochiny (P�nocny wiei-nam, Laos, Kambod�a);
1959�60 r. � Afryka Zachodnia (Gwinea, Ghana);
1961 r. � Kanada p�nocno-zachodnia;
1963�4 r. � Brazylia, Gujana Brytyjska;
1965�6 r. � Madagaskar;
1967 r. � Brazylia, g��wnie Amazonia;
1968 r. � ZSRR, p�nocno-wschodnia
Syberia;
1969 r. � Afryka Zachodnia, Nigeria;
1970 r. � Peru;
1971 r. � Afryka Zachodnia;
1972 r. � Kanada Zachodnia;
1973 r. � Ameryka Po�udniowa, rejs
okr�ny celem uzupe�nienia eksponat�w do Muzeum--Pracowni.
Jak wida� z powy�szego, owej Wielkiej Przygody, wymarzonej w m�odych latach, szuka� pisarz w r�nych zak�tkach �wiata. Szuka do dzi�. Wsz�dzie znajdowa� ciekaw� przygod�. Wyrobi� w sobie instynkt �owcy, wra�liwego na wszystko, co w przyrodzie ciekawe i porywaj�ce. Ju� przed drug� wojn� �wiatow� publicysta pozna�ski, Allan Kosko, pisa�, �e nie wiadomo, co u Fiedlera ciekawsze: jego �ycie czy jego ksi��ki. W istocie, z wielu prze�y� na �wiecie tylko niewielka cz�� przedosta�a si� do ksi��ek pisarza.
Jedno zastrze�enie: s�uchaj�c takiego wychwalania �ycia autora, mo�na by b��dnie
24
nie, nie! Tak dobrze nie by�o. Los nie szcz�dzi� mu zgrzyt�w ani cios�w. Bujnym swym �yciem autor sia� wiele wiatru dooko�a, wi�c niejedn� zbiera� burz�: niekt�rzy koledzy po pi�rze nie u�atwiali mu �ycia; nie omija�y go tropikalne malarie ani tyfusy, a nad Me-kongiem w Indochinach ju� w�azi�y w niego zab�jcze ameby. Jednak zawsze mia� do�� si�, by w por� si� otrz�sn��, szybko si� podnie�� i doj�� do r�wnowagi.
G�r� bra�y uodpornione cia�o i zdolno�� nami�tnych wizji.
Polak�w zamorskich
ragn�c rzuci� wi�cej �wiat�a na podr�e mego ojca, nie mog� pomin�� jego zwi�zk�w z Poloni�. Si�gaj� zarania wypraw pisarza. Wi�zi z Polakami na obczy�nie zawsze by�y niezmiernie istotn� rzecz� w jego wyprawach i dzia�aniu. M�j ojciec ju� w swej pierwszej podr�y zamorskiej, do Parany w po�udniowej Brazylii, w 1928 roku, spotyka� si� z wieloma Polakami, �yj�cymi w tych stronach. Jeszcze wtedy nie zna� dobrze j�zyka portugalskiego ni hiszpa�skiego, wi�c w Brazylii czu� si� pewniej w�r�d swoich. W Paranie nabiera� tropikalnego oddechu, zacz�� poznawa� urok �wiata egzotycznego i w tym pomagali mu tamtejsi Polacy. W drugim tomie autobiografii, �Wiek m�ski � zwyci�ski", kt�ry uka�e si� w ksi�garniach w 1975 roku, tak o Polakach z Parany pisze:
�...Wsz�dzie tam, gdzie �yli polscy koloni�ci, rodacy udzielali nam serdecznej pomocy i w wielkiej mierze im to zawdzi�czali�my, �e mo�na by�o przywie�� do Polski tak bogat� zdobycz: dla Pozna�skiego Mu-
26
100 ssak�w, 46 gad�w i p�az�w, 4000 motyli i 2000 chrz�szczy; dla pozna�skiego Ogrodu Zoologicznego blisko trzydzie�ci �ywych ssak�w i ptak�w; dla Uniwersytetu Pozna�skiego � �ywego jaszczura, olbrzymiego teju, (Tupinambis teguixin); dla pozna�skiej Palmiarni przesz�o dwadzie�cia r�nych, zdrowo rozrastaj�cych si� storczyk�w..."
W czasach para�skiej wyprawy ojciec szczerze si� zaprzyja�ni� z kolonist� polskim, Tomaszem Paziem, �polskim Indianinem", opisanym w ksi��ce �Rio de Oro", kapitalnym po�rednikiem mi�dzy ojcem a lud�mi �yj�cymi w puszczy. Tak�e bracia D�browscy, synowie czcigodnego osadnika polskiego w Candido de Abreu, 20-letni Micha� i 15-letni Staszek, kucharz wyprawy -� nale�eli do grona oddanych wsp�pracownik�w ekspedycji. Wtedy wszyscy mieszkali w domu Tadeusza Boreckiego, jeszcze jednej przyjaznej duszy w lasach Parany. Borecki by� uprzednio cz�onkiem brazylijskiej wyprawy Chrostowskiego i Tadeusza Ja-czewskiego, kt�ry p�niej, w latach 1937� 39, kierowa� Pa�stwowym Muzeum Zoologicznym w Warszawie, a w Polsce Ludowej by� dyrektorem Instytutu Zoologicznego PAN.
Pomimo �e dzi�ki wyprawie para�skiej m�j ojciec zdoby� pewne do�wiadczenie i jego nast�pne podr�e dawa�y mi�e owoce, a bariery j�zykowe nikn�y � nigdy nie os�ab�a wi� pisarza z Poloni�. Na jego po-
27
dr�niczych �ciezKacn, Kiore wiuuiy p**.^ r�ne chaszcze, w�r�d ludzi o sk�rze br�zowej i gor�cych, czarnych oczach � byli ludzie o jasnej sk�rze i o niebieskich oczach: Polacy. Udzielali podr�nikowi dachu nad g�ow� i strawy, a nade wszystko darzyli go przyja�ni�. On zanosi� rodakom nad Mekon-giem czy Amazonk� opowie�ci o ojczystych polach i zanosi� sw� t�sknot� za Wielk� Przygod�. Tam, nad Amazonk�, Mekon-giem czy gdziekolwiek, widzia� inn� t�sknot�: nostalgi� duszy polskiej, g��boko nieraz chowan�. Ale ile� to razy przybysz znad Warty by� �wiadkiem, jak opoka nagle p�ka�a i wtedy oczy Jank�w czy Stach�w zachodzi�y mg��...
Nazwiska Hieronima Obsta z Madagaskaru, ksi�dza Ludwika Mokwy z p�nocnej Kanady, Adama Krzemi�skiego z Kolumbii Brytyjskiej, Jana Sobeckiego z Kano, Stanis�awa Kami�skiego z Vancouverur Lusi i Leonarda Ramczykowski�h z Wyspy Ksi�cia Edwarda, i wielu, wielu innych Polak�w rozsianych po �wiecie � to nazwiska przyjaci�. R�nie ojciec do nich dociera�; czasem na miejscu, podczas podr�y, poznawa� jednych przez drugich. Od lat ma kontakt z Towarzystwem ��czno�ci z Poloni� Zagraniczn� w Warszawie. Stamt�d pisarz otrzymywa� niejeden cenny adres Polaka za morzem. Na pocz�tku zawsze to by� tylko adres nieznanego rodaka, lecz jak�e cz�sto stanowi� drog� do uroczego cz�owieka i do przyja�ni z nim.
28
1973, w czasie trzymiesi�cznej podr�y do Ameryki Po�udniowej po eksponaty dla Mu-zeum-Pracowni. W p� godziny po dobiciu statku do Rio de Janeiro mia� ju� wszystkie zbiory na pok�adzie. Kto je przy taszczy�? Oczywi�cie Polacy: Tadeusz i Zofia Maty-siakowie, urocze ma��e�stwo mieszkaj�ce na sta�e w Rio; wypr�bowani przyjaciele pisarza od d�ugich lat.
Autor wiele razy nam opowiada� o tej wyj�tkowej serdeczno�ci Polak�w na obczy�nie, o ich zdumiewaj�cej sile uczucia! Cz�sto duma�: �Mo�e to owa nostalgia, zawsze obecna, pog��bia�a dodatnie cechy Polak�w za morzami?..."
I dodawa�: �M�wi si� u nas, �e nie ma miejsca na �wiecie, gdzie by nie by�o Polak�w. Wiele w tym racji, ale to chyba za ma�o. Nale�a�oby raczej powiedzie�: nie ma miejsca, gdzie by si� nie znale�li przyja�ni Polacy".
7. Nie zawi�d�
i
__zupe�nie odr�bnym okresem w �yciu i tw�rczo�ci mego ojca by�a druga wojna �wiatowa. Wybuch jej zaskoczy� go na dalekiej wyspie Tahiti, na Oceanie Spokojnym. Przyp�yn�� tu, by napisa� ksi��k� o blaskach i cieniach rajskiego ustronia, ale dobiegaj�ce na �w koniec �wiata wie�ci z napadni�tej przez hitlerowc�w Polski obr�ci�y wszystko wniwecz. By�y brutalnym ciosem tym dotkliwszym dla autora, �e na tej wyspie ,,s�o�ca, �piewu, wina i mi�o�ci" otacza�y go nastroje zwariowanej sielanki. Dalsze pisanie na Tahiti sta�o si� niemo�liwe, wrzuci� notatki do walizki.
Tymczasem ca�a wyspa niewiele przej�a si� wojn�. Zmagania w Europie nie zak��ci�y beztroskiej aury w�r�d licznie �yj�cych tam m�odych Francuz�w i Anglik�w.
Na wie�� o tworz�cej si� we Francji armii polskiej pisarz opu�ci� Tahiti i na pocz�tku roku 1940 zg�osi� si� w naszym wojsku. Potem by�a Wielka Brytania. Jeszcze w tym samym 1940 roku zameldowa� si� u genera-
30
ici i_>iivwjLaj\.icyu w jLiuiiiayuit; z. piusucj. o wy-
s�anie go do polskiego dywizjonu 303, zdobywaj�cego w�a�nie rozg�os w walkach pod niebem Anglii. Wielu polskich literat�w znalaz�o si� wtedy w Wielkiej Brytanii, lecz nikt nie uchwyci� wyj�tkowej gratki pr�cz ojca. Czy zabrak�o im instynktu pisarskiego, wyczucia wa�no�ci dziejowego momentu? Ojciec dosta� si� w Northolt, lotniczej bazie dywizjonu 303, do dzielnych my�liwc�w i o ich bohaterskich zmaganiach w s�ynnej Bitwie o Angli� 1940 roku napisa� ksi��k� �Dywizjon 303".
Pisarz przyrody i podr�nik zosta� wi�c korespondentem wojennym. Taki by� wym�g czasu; tak nakazywa�y instynkt pisarski i patriotyzm.
Ksi��ka �Dywizjon 303", pisana �arliwym pi�rem, chwyci�a za serca od razu. Jej podziemne wydania w 1943 roku, w okupowanej Polsce, by�y dla tysi�cy Polak�w najwi�kszym pokrzepieniem ducha w owych ci�kich chwilach hitlerowskiej nocy.
Tu� po wojnie, w roku 1946, tak o ksi��ce pisa� w �Odrodzeniu" J. A. Szczepa�ski:
�...Czym by� �Dywizjon 303� dla kraju w okresie okupacji, pami�tamy dobrze. Wydania podziemne tej ksi��ki kr��y�y z r�k do r�k, czytano je z najg��bszym wzruszeniem i z wypiekami na twarzy, kolportowano na wszelkie sposoby. Znam pewnego doktora, kt�ry nie waha� si� przepisa� egzemplarza w ca�o�ci na maszynie... Fied-ler zaspokaja� g��d romantyzmu, g��d wal-
31
�u rownycn z lowuyim... x iCu tx mywa� w duszy polskiej mit wojny taki, jaki wpoi� nam, Polakom, Sienkiewicz... Opisy wojenne Fiedlera s� barwne, plastyczne, sienkiewiczowskie... Ksi��ka Fiedlera by�a w okresie okupacji czynem patriotycznym..."
A w tym samym roku, 1946, Janina Przy-bylska uderza w �G�osie Wielkopolskim" we wzruszaj�c� nut�:
�...Kochali�my ci�, Arkady Fiedlerze, za t� ksi��k� w Warszawie okupowanej!..."
Dzisiaj ksi��ka �Dywizjon 303" sta�a si� w Polsce Ludowej lektur� szkoln� dla m�odzie�y. Jest wydawana w du�ych nak�adach, b�yskawicznie si� rozchodz�cych. Stutysi�czne nak�ady znikaj� jak kamie� w wodzie j dzi� ksi��ka ci�gle trafia do serc czytelnik�w.
Instynkt pisarza nie zawi�d�. Po napisaniu �Dywizjonu 303" powsta�o pytanie: co dalej? Pytanie charakterystyczne dla niezmordowanego trybu �ycia autora, jego wiecznej pasji d��enia naprz�d, nie tylko w puszczy, ale tak�e w tw�rczo�ci. Owo �co dalej?" pchn�o go w 1942 roku na burzliwe wody Oceanu Atlantyckiego. Przez p�tora roku �y� autor na polskich statkach handlowych, p�ywaj�cych w konwojach. Otacza�a go atmosfera po�wi�cenia i ofiarno�ci marynarzy polskich; ich kole�e�stwo i odwaga. Prze�ycia te uj�� w ksi��ce �Dzi�kuj� ci, kapitanie". Sta�a si�, podobnie jak �Dywizjon 303", bestsellerem. Ju� w roku
�...�Dzi�kuj� ci, kapitanie� � to cykl kapitalnych, a prawdziwych opowie�ci..."
Obydwie ksi��ki s� osobnym rozdzia�em w tw�rczo�ci mego ojca, autora przecie� podr�niczego, mi�o�nika puszczy. Powsta�y w czasie wojny, ale dzi�, w czasie pokoju, nie s�abnie ich warto�� i nie ga�nie zapa� czytelnik�w; raczej jakby si� wzmaga�. Obydwie ksi��ki s� stale m�ode i poci�gaj�.
Dalib�g, instynkt pisarza nie zawi�d�.
i�*
32
o. wscnoania
T
_ en rozdzia� i nast�pny po�wi�cam podr�om ojca z synem, wyprawom przyjaciela z przyjacielem po s�o�ce i ku ludziom egzotycznym. A tak�e, by stwierdzi�, �e cho� wsz�dzie by�o jak w raju, to powr�t do rodzinnego Puszczyk�wka by� zawsze najmilszy.
Gdy latem, w roku 1968, wyjechali�my po raz pierwszy razem na Syberi�, ten m�odszy towarzysz podr�y, czyli ja, uczy� si� od starszego, jak prze�ywa� pi�kn� tajg� Syberii � uczy� si� jeszcze w Moskwie, w Galerii Tretiakowskiej, przed obrazami Szyszkina i jemu podobnych malarzy. A gdy znale�li�my si� w tajdze prawdziwej, tej z ,,�ywicy i konar�w", m�odszy ze sk�ry wychodzi�, by okaza� si� dzielnym towarzyszem wytrawnego podr�nika. I strzeli� ga-f�. Pozby� si�, nierozwa�ny w��cz�ga, ca�ego zapasu p�ynu antykomarowego. By�o to u podn�y g�r Sichote-Alin, nad dzik� rzek� Aniujem, gdzie �owili�my tajmienie, syberyjskie ryby olbrzymy. Towarzyszyli nam Udechejcy, sko�noocy mieszka�cy tajgi,
34
y Z-,CUfc:Z,CllU 1X11,
mi�ym ch�opom, by�my dobrze czuli si� w�r�d nich, wi�c na ca�� noc wyp�yn�li �odzi�, a�eby ubi� dla nas kaczki. Przed wyruszeniem poprosili mnie o p�yn antykoma-rowy. Bez wahania wr�czy�em my�liwym ca�y zapas, bo komar�w w naszym obozie akurat nie by�o. Radowa�o mnie, �e mog�em pom�c Udechejcom. By�a to, niestety, zbyt wczesna rado��. Ledwie my�liwi znikn�li za skr�tem rzeki, komary i meszki, demony z piek�a rodem, jakby zw�chawszy, �e�my bezbronni, rzuci�y si� krociami na ojca i mnie, k�uj�c tak zjadliwie, �e cz�ek najch�tniej wia�by, gdzie pieprz ro�nie. R�ce i twarze spuch�y nam jak banie, nerwy napi�y si� nie najgorzej, z�by zacisn�li�my, a� w ko�cu ojciec si�gn�� po flaszk� ,,Sto-licznej" i wycedzi�:
� Klin, klinem � plaga, plag�...
I wytr�bili�my. Udr�k� komar�w jakby diabli wzi�li, a nas ogarn�o b�ogie wytchnienie. Na drugi dzie� mniej b�oga zgaga i krzywe odczucie � a fe! � �e szlachetny odruch nie zawsze pop�aca�. Tym bardziej �e Udechejcy mieli pecha i guzik upolowali.
Ale gdy w kilka dni p�niej dotarli�my do Jakut�w, chyba najprzyja�niejszego Polakom narodu pod s�o�cem, k��liwa przygoda posz�a w zapomnienie. Teraz � a by�o to w mie�cinie Czurapczy, o 200 km na wsch�d od Jakucka � podw�jnie wychodzi�em ze sk�ry, �eby naprawi� b��d. Z ca��
35
SapoWieaziamosci� przyj�iem na swe kiepurowe gard�o obowi�zek za�piewania Jakutom polskiej pie�ni. Dla nich �piew, jak tajga, jest niemal niezb�dny do �ycia. Wi�c w czasie jakuckiej biesiady weselnej w Czurapczy zarycza�em jak baw�, a� szyby zadr�a�y, a tak�e serce ojca w obawie o los piosenki, lecz sko�czy�o si� dobrze: przyjaciele Jakuci bili brawa i nawet �
0 nieba � wo�ali o bis.
W olbrzymiej izbie weselnej co rusz kto� z setki biesiadnik�w zrywa� si� i na cze�� pary m�odej wali� zamaszyst� mow�. Przem�wi� tak�e m�j ojciec, sprawiaj�c tym rado�� pannie m�odej, dwudziestokilkuletniej Jakutce, nauczycielce j�zyka angielskiego. M�wi� po angielsku, a ona s�owa jego t�umaczy�a od razu na j�zyk jakucki, zyskuj�c poklask go�ci. M�oda Jakutka a� kra�niata z zadowolenia i dumy.
Potem znale�li�my si� bli�ej Pacyfiku w okolicach Chabarowska, nad rzekami Us-suri i Amurem. W podmiejskiej daczy pisarza Aleksandrowskiego, z�oto-cz�owieka
1 naszego przyjaciela, za�ywali�my miod�w serdecznej go�cinno�ci, a tak�e miodu pszczelego, �e palce liza�. Wsz�dzie wok�, nad Ussuri i Amurem, dostrzegali�my mas� zachwycaj�cych, miododajnych kwiat�w, do kt�rych hurm� lecia�y pszczo�y. I inni go�cie: motyle Papilio. Ojciec zapali� si� na ich widok i skoczy� po siatk�. By�em z rodzin� Aleksandrowskich �wiadkiem zajmuj�cego pojedynku. Z jednej strony udzia�
wieka obytego z puszcz�, znaj�cego motyle jak sw� kiesze� � z drugiej strony Papilio, dziecko tajgi, p�ochy jak panna, nerwowy i czujny; nie upija� si� zbytnio s�odkim nektarem kwiatu, by� ostro�ny. Spotka�y si� dwa instynkty: cz�owieka-�owcy i motyla � czujno�ci nabytej od pokole�. Kto wygra, kto przechytrzy drugiego? Jaki� osobliwy turniej nad Ussuri.
Ojciec zacz�� skrada� si�, ale instynkt motyla dzia�a� niezawodnie. Poderwa� si� b�yskawicznie i usiad� dziesi�� krok�w dalej. Do�wiadczony �owca zmieni� wi�c taktyk�. Przyczai� si�, a potem jak burza, jak m�okos skoczy� do motyla. Machni�cie i Papilio szamota� si� w siatce. Instynkt �owcy zwyci�y�. Ale on nie by� zawzi�ty. Widzia� po zu�ytych skrzyd�ach Papilionida, �e to jaki� wyga, wyjadacz, nestor motyli � wi�c pu�ci� go na wolno��.
A mnie przypomnia� si� mi�y wiersz poety pozna�skiego, Bronis�awa Przy�uskiego, kt�ry napisa� w roku 1936 o mym ojcu:
Samotniku pobo�ny, strachu na papugi, Zatruty dnem cieplarni pijaku Amazonki, �owco skrzyde� motylich, apostole d�ugi, Przyjacielu storczyk�w, pu�apko na
paj�ki!
Dowiedz si�, �e od jutra po puszczy
z tob� �a��,
nabit�,
A wraca� b�dziemy lasem, gdzie morpho
w tumanie marze� Jak kokarda na g��wce twojej Basi
zakwita.
ivauaua
G<
dy w roku 1969 bobrowa�em z ojcem w Afryce Zachodniej, motyli by�o co kot nap�aka�. Zawiod�y zupe�nie. Lecz by�o sto innych prze�y�. Cho�by z kobietami na targu. Si�� niemal chcia�y nam sprzeda� owoce. Owoce rzecz dobra, ale nas wtedy bardziej interesowa�o fotografowanie kobiecin. A one, herod-babsztyle afryka�skie, wpada�y w szewsk� pasj�; dziarsko a krzykliwie zamierza�y si� twardymi ananasami na nasze cenne ,,rolleiflexy" i niemal powsta�a bieda. Dopiero, gdy hukn�li�my na nie, a hukn�li�my po polsku, przyzywaj�c do pomocy tysi�ce diab��w, wiele beczek tudzie� fur � wtedy dopiero srogie Ksanty-py, cho� s�owa nie rozumiej�c, och�on�y i poda�y ty�. Ojciec nast�pnie spyta� mnie:
� Arkady, gdzie� ty si� tak dobrze kl�� nauczy�?...
I wyobra�cie sobie, by�em dumny jak paw.
W tej�e Nigerii ojciec, autor nie tylko ksi��ek, lecz tak�e niez�ych krotochwil, chcia� mnie o�eni�. Zacz�� niby-pertraktacje
39
� iuuz.uiq umj-^ynSK� poa Lagos, siuiuj�
ju, a pomagaj mu rodak, in�ynier Rozmus z Rybnika, pracuj�cy w rz�dzie nigeryj-skim, cz�owi^�c go��biego serca, a jak szczygie� weso�y, pziewczyna, ewentualna przysz�a moja �ona, by�a warta w oczach rodziny wiele s^tuk byd�a, w naszych oczach mniej sztuk, ^ri�c �artobliwe targi posz�y na ca�ego. Towarzyszy�y im z obu stron salwy weso�ego �r�iechu, nastr�j by� zach�caj�cy, ale nie wy$oko�� posagu: wci�� sztywno wynosi� ile� tani sztuk byd�a, czyli 150 funt�w nigeryj$kichr czyli 420 dolar�w ameryka�skich, i �ni funia mniej. Cholernie du�o, cho� dziewoja z narodu Joruba wygl�da�a wcale, wcal^. Nie zosta�a wi�c moj� ,,�on�" i towarzyszk� (na okres podr�y, rzecz jasna), i machn�-wszy r�k�, z lekka zawiedzeni, wr�cili�my <jo Lagos.
Zawiedzeni? Hej, nie, wcale nie! Bo oto podziwia�err^ z jak� mi�� swad� m�j ojciec nawi�zywa�' K�ntakt z krajowcami. Bo oto przed oczyn^a stan�y mi jego ksi��ki, owe �Ryby �piewaj�ce w Ukajali", �Gor�ce wsie Ambinanitel a" czy r�ne �Kanady", �Gwinee" i �Madagaskary", z kt�rych to kartek bi�a zawsze serdeczno�� do opisywanych lu-d�w; bo otc, najwa�niejsze: we wsp�lnych prze�yciach cementowa�a si� nasza synow-sko-ojcowsk^a przyja��. I jakby spe�nia�y si� dawne parzenia mego ojca i jego ojca o wsp�lnych \vyprawach egzotycznych � spe�nia�y si^ w nowym ju� pokoleniu.
40
Kanada. Czy nadal pachnie tak, jak pachnia�a memu ojcu przed trzydziestu kilku laty? Stwierdzali�my razem, w 1972 roku, �e zupe�nie tak samo. Cywilizacja i technika nie wyrz�dzi�y dot�d powa�niejszej szczerby �wierkom kanadyjskim. Z rado�ci� wch�aniali�my boski miejscami zapach �ywicy. Mia� w sobie co� czarownego: roz-ko�ysywa� nasz� wyobra�ni�, rozpala� ch�� do �ycia na pot�g�.
� To narkotyk! � m�wi� ojciec. � Lubi� do niego wraca�!
Mia� racj�. To by� prawie narkotyk, ale jak�e serdeczny i ludziom potrzebny. Niby omamia�, a klarowa� my�l; niby odurza�, a czy�ci� dusz�: osza�amia�, a sprowadza� na ciebie jasne, pogodne s�o�ce; upaja�, a nie dawa� kaca. Szcz�ciarze ci Kanadyjczycy, �e �yj� w takich lasach. Szcz�ciarze my.
Las mieli�my wsz�dzie, niemal dos�ownie, pod r�k�. Gdy mieszkali�my kilka dni w Ot-tawie, stolicy Kanady, wystarcza� szus autem za rogatki, by znale�� si� w otoczeniu wspania�ych drzew. Nawet kr�tka chwila w�r�d nich pozostawia�a w cz�owieku g��bokie przekonanie, �e kraj z tak urodziwym lasem i zapachem �ywicy, to kraj t�yzny i mocnych, zdrowych ludzi.
Dlatego tym silniej uderza� nas widok hippis�w w Ottawie, zalegaj�cych gromadnie i bez�adnie centralny plac o krok od Parlamentu. Widywali�my ich codziennie. Z daleka tworzyli barwne skupisko, niby wyna-
41
turzone kwiaty wspoiczesnycn sionc z.at_uu-du. Ale im bli�ej nich, tym bardziej uderza�y wychud�e postacie, a twarze � przeciwnie do ubioru � razi�y chorobliw� blado�ci�. Zm�tnia�e oczy m�wi�y jasno o �dr�gach". Powolne ruchy o os�abieniu.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci: za�ywali narkotyki.
Biedni hippisi! � stwierdzali�my z ojcem. O kilka kilometr�w dalej � w lesie �wierkowym � mieli te� �narkotyk". Biedni, nie umieli go doceni�!
Ale do�� tych dygresji! Wracajmy do siebie, do Puszczyk�wka, gdzie przy S�owackiego 1 w�r�d zielonej g�stwiny w ogrodzie, pod kanadyjskimi �wierkami, obok kanadyjskich drzewek sumak�w, stoi uroczy dom, a w nim s� u�miechni�te twarze, weso�e oczy, szczere serca � i zawsze go�cinne progi.
iu. mrocizray Ksi��ki
,,J ak wygl�da warsztat pracy? Jak dochodzi do podr�y, kiedy powstaje ksi��ka?" � oto najcz�stsze pytania, kierowane do mego ojca podczas spotka� autorskich.
Odpowiem pokr�tce na te pytania, ukazuj�c cykl tworzenia i dalszych los�w ksi��ki �I znowu kusz�ca Kanada".
W latach 1956�7 zacz�� u autora krystalizowa� si� pomys� ponownego wyjazdu do Kanady. W styczniu 1958 roku pisarz na temat przysz�ej wyprawy udzieli� wywiadu w ,,G�osie Wielkopolskim". Napomkn�� wtedy, �e szuka towarzysza podr�y. Odzew czytelnik�w �G�osu" by� fantastyczny; sypn�a si� Niagara ofert ludzi ��dnych wyjazdu, cho� z kwalifikacjami by�o gorzej.
Od roku 1959 do maja 1961 trwa�y intensywne przygotowania do podr�y. Polega�y na studiowaniu przez pisarza literatury o Kanadzie (kilkadziesi�t ksi��ek), na przyk�ad Andersona: �Fur Trader's Story"; Mc-Ewana: �Fifty Mighty Men"; Tannera: ..Dreissing Jahre unter den Indianern";
43
RowlanWa: �Cacne* EaKe story ; Mountaina: �Indian Chiefs"; Wellmana: ,,Po-tage Bay"; Robertsa: ,,The Mackenzie" i innych.
W tym okresie (1959�1961) czyni� autor starania w Ministerstwie Kultury i Sztuki o mo�no�� zakupu dewiz dla dw�ch os�b; 3000 dolar�w. Dalej: w Ministerstwie �eglugi zabiega� o ulgowe bilety na �Batorego" dla siebie i fotografika Witolda Chromi�-skiego. R�wnocze�nie sz�y starania o paszporty, trwa�o przygotowywanie sprz�tu fotograficznego, w�dkarskiego, obozowego. Wa�n� spraw� w owym czasie by�a korespondencja mego ojca z polskimi przyjaci�mi w Kanadzie, tak�e z Ambasad� PRL w Ottawie i z Konsulatem Generalnym PRL w Montrealu.
Sama podr� kanadyjska trwa�a od czerwca do wrze�nia 1961 roku. Trasa wyprawy wiod�a przez Ontario, Albert�, Kolumbi� Brytyjsk� i Terytorium P�nocno-Za�hodnie. Dwaj podr�nicy u�ywali kolei, samolot�w, autobus�w, �odzi, samochod�w, nie szcz�dz�c te� w�asnych n�g. Zrobili przesz�o 2000 zdj�� czarno-bia�ych, kolorowych negatyw�w i kolorowych przezroczy. U�ywali kilku aparat�w fotograficznych 6X6 cm i 24X36 mm. Nakr�cili kilkaset metr�w ta�my filmowej kamer� Bolex 16 mm. Do kraju przywi�z� m�j ojciec 3 kieszonkowe notesy pe�ne zapisk�w wra�e� i prze�y� w trakcie wyprawy. Po powrocie przez oko�o 15 miesi�cy pi-
44
1961 do grudnia 1962 � zapisuj�c 3 bruliony.
Nie�atwo rozszyfrowa� tre�� owych zeszyt�w � tyle w nich przekre�le� i dopisk�w. Bruliony mego ojca s� niby jakie� skomplikowane hieroglify, z kt�rych powsta�a potem ksi��ka o przejrzystych zdaniach i my�lach, o s�owach prostych, szczerych. Ojciec m�j nigdy nie mia� sk�onno�ci do wielos�owia; pr�dzej atrament wysech� na stal�wce, ni�li pisarz zdecydowa� si� jak�� my�l przyoblec odpowiednimi s�owami; najtrafniejszymi. Ale w efekcie ko�cowym to si� zawsze op�aca�o.
Zajrzyjmy teraz do jednego z licznych s�ownik�w, kt�rymi autor w pracy si� otacza�: do S�ownika Wyraz�w Bliskoznacz-nych Stanis�awa Skorupki. W podniszczonym egzemplarzu znajdziemy jakby inny s�ownik � Fiedlera: to na ka�dej stronicy wiele dopisk�w pisarza, od lat prowadzonych, uzupe�niaj�cych S�ownik Wyraz�w Bliskoznacznych. To jakie� niezb�dne rami� w jego tw�rczo�ci.
W okresie pisania �Kanady" autor usystematyzowa� wszystkie zdj�cia z podr�y i wybra� 32 fotografie do ksi��ki.
Gdy uko�czy� pisanie, maszynopis wys�a� do Pa�stwowego Wydawnictwa �Iskry" w Warszawie. �Iskry" maszynopis przyj�y i od roku 1963 do 1965, przez przesz�o 2 lata, trwa� druk ksi��ki. Drukarni� by� Dom S�owa Polskiego, Warszawa.
45
iMe y
w roku 1965, mia�o nak�ad 30 000 egzemplarzy. Drugie wydanie, w roku 1971, w Wydawnictwie Pozna�skim � te� 30 000 egzemplarzy. Dalsze wydania s� w przygotowaniu. �I znowu kusz�ca Kanada" wysz�a r�wnie� za granic�: P� niemiecku, w Lipsku, 1966; po s�owacku, w Bratys�awie, k Pd 1972 Dl
w
w 1966; p
w 1967; po czesku, w Pradze, w 1972. Dalsze wydania w innych krajach w toku.
Jakie by�y reakcje krytyk�w i czytelnik�w na ksi��k�? Reakcja polskiej krytyki: s�aba, do�� oboj�tna. Polskich czytelnik�w: bardzo �ywa; w 3 tygodnie rozesz�y si� ca�e nak�ady.
A reakcja krytyki zagranicznej? � �ywa i przychylna.
Od pomys�u wyprawy do wydania ksi��ki up�yn�o 9 lat. Od wyprawy do wydania ksi��ki � 5 lat.
�i. serce
G<
dyby elementy naszego Muzeum-Pracowni przyr�wna� do cz�ci anatomicznych, to szereg prawie stu fotogram�w, wisz�cych na sze�ciu �cianach, mo�na by nazwa� kr�gos�upem Muzeum, a wielk� na ca�� �cian� gablot� z ksi��kami Arkadego Fiedlera � jego sercem. To prawda: ksi��ki pisarza s� sercem Pracowni. Kolorowe, o ujmuj�cej szacie, w r�nych wydaniach i r�nych j�zykach, nadaj� istotny sens Muzeum. Promieniuj� na przywiezione z wypraw eksponaty, rzucaj� na nie �wiat�o osobistych prze�y� autora i o�ywiaj� trofea. A poza tym, co tu wiele gada�: ksi��ki same w sobie, w liczbie blisko stu pi��dziesi�ciu egzemplarzy barwnych jak ��ka na wiosn�, s� ujmuj�cymi eksponatami. Inny eksponat to mapa ca�ego �wiata, na kt�rej �atwo odczyta�, ile ksi��ek autora i gdzie w tym �wiecie si� pokaza�y. Daleko pow�drowa�y: Europa, Azja, Ameryka P�nocna i Po�udniowa. Dla przyk�adu: hen, do wschodniej Syberii; hen, do egzotycznej Brazylii.
47
.PierWSZe Wycumie i�Si�ZKJ. w ,,iaa.JLciv-" r
w roku 1965, mia�o nak�ad 30 000 egzemplarzy. Drugie wydanie, w roku 1971, w Wydawnictwie Pozna�skim � te� 30 000 egzemplarzy. Dalsze wydania s� w przygotowaniu.
�I znowu kusz�ca Kanada" wysz�a r�wnie� za granic�: po niemiecku, w Lipsku, w 1966; po s�owacku, w Bratys�awie, w 1967; po czesku, w Pradze, w 1972. Dalsze wydania w innych krajach w toku.
Jakie by�y reakcje krytyk�w i czytelnik�w na ksi��k�? Reakcja polskiej krytyki: s�aba, do�� oboj�tna. Polskich czytelnik�w: bardzo �ywa; w 3 tygodnie rozesz�y si� ca�e nak�ady.
A reakcja krytyki zagranicznej? � �ywa i przychylna.
Od pomys�u wyprawy do wydania ksi��ki up�yn�o 9 lat. Od wyprawy do wydania ksi��ki � 5 lat.
xx. serce
G<
dyby elementy naszego Muzeum-Pracowni przyr�wna� do cz�ci anatomicznych, to szereg prawie stu fotogram�w, wisz�cych na sze�ciu �cianach, mo�na by nazwa� kr�gos�upem Muzeum, a wielk� na ca�� �cian� gablot� z ksi��kami Arkadego Fiedlera � jego sercem. To prawda: ksi��ki pisarza s� sercem Pracowni. Kolorowe, o ujmuj�cej szacie, w r�nych wydaniach i r�nych j�zykach, nadaj� istotny sens Muzeum. Promieniuj� na przywiezione z wypraw eksponaty, rzucaj� na nie �wiat�o osobistych prze�y� autora i o�ywiaj� trofea. A poza tym, co tu wiele gada�: ksi��ki same w sobie, w liczbie blisko stu pi��dziesi�ciu egzemplarzy barwnych jak ��ka na wiosn�, s� ujmuj�cymi eksponatami. Inny eksponat to mapa ca�ego �wiata, na kt�rej �atwo odczyta�, ile ksi��ek autora i gdzie w tym �wiecie si� pokaza�y. Daleko pow�drowa�y: Europa, Azja, Ameryka P�nocna i Po�udniowa. Dla przyk�adu: hen, do wschodniej Syberii; hen, do egzotycznej Brazylii.
47
tJije cos muego ou iej mapy. ^ ksi��ek ojca rodzi�a si� w ma�ym punkcie nad Wart�. Prawie je wszystkie polubi�a solidna cz�� ludzi na ziemi.
Do dnia dzisiejszego napisa� autor dwadzie�cia pi�� ksi��ek. Wi�kszo�� to bestsellery wydawane w Polsce i za granic� w dwudziestu najwa�niejszych j�zykach �wiata. Do wiosny 1973 roku 132 wydania ksi��ek pisarza wysz�y poza Polsk�, a 108 wyda� w Polsce, z czego 89 po wojnie w Polsce Ludowej. ��czny nak�ad wszystkich ksi��ek wynosi blisko siedem milion�w egzemplarzy. Wysuwa to autora bodaj na pierwsze miejsce w gronie polskich pisarzy �yj�cych.
A wi�c niech rekordowe ksi��ki uka��
swe lica!
wydane w
,,Przez wiry i porochy
Dniestru" �Bichos, moi brazylijscy
przyjaciele" ,,
�W�r�d Indian Koroad�w" ,, ,,Ryby �piewaj�
w Ukajali" pierw. wyd.
�Zwierz�ta z lasu
dziewiczego" ,, �
�Kanada pachn�ca
�ywic�"
�Zdobywamy Amazonk�" �Jutro na Madagaskar" �Dywizjon 303" �Dzi�kuj� ci, kapitanie"
48
1936 1937 1939 1942 1944
W serdecznej s�u�bie spo�ecze�stwu (str. 5)
'i
^�
Tukan � ptaszysko z gro�nym dziobem a usposobieniem weso�ka (str. 97)
1946 1946 1050 1052
Beniowskiego" �Radosny ptak Drongo" �Rio de Oro" �Ma�y Bizon" �Gor�ca wie�
Ambinanitelo" �Wyspa Robinsona" �Orinoko" �Wyspa kochaj�cych
lemur�w" �Dzikie banany" �Nowa przygoda:
Gwinea"
�I znowu kusz�ca Kanada" �Spotka�em szcz�liwych
Indian" �Madagaskar, okrutny
czarodziej" �Pi�kna, straszna
Amazonia" �M�j ojciec i d�by"
Oto pi�kny plon kilkudzieypCjoietn^ej pracy. Udane pok�osie podr�y egzotyc?2" nych, owoc nami�tnego ukoch^a prZyf o-dy i lud�w w niej �yj�cych.
Najcz�ciej konsumowanymi przez cz y-telnik�w �owocami" spo�r�d tej ZgraiveJ dwudziestki pi�tki ksi��ek pisat2a S�. j^y-by �piewaj� w Ukajali" � 31 w|Cjan w'p^)l-sce i za granic� w 14 j�zykach; Dywizi<?n 303" � 24 wydania w 4 j�zyka^'! KanaC^a pachn�ca �ywic�" � 22 wydany '^' q j�Z^y-
4 � Barwny �wiat... /40
jg68 ig69 1971
kach; �Wyspa Robinsona" � 20 wyda� w 6 j�zykach; �Gor�ca wie� Ambinanite-lo" � 19 wyda� w 9 j�zykach.
Ostatnia ksi��ka, �M�j ojciec i d�by", to wynik najciekawszej chyba podr�y autora; w przesz�o��, we wspomnienia. Ksi��ka stanowi pierwsz� cz�� autobiografii, kt�r� pisarz zamierza uj�� w trzech tomach. Dla wytrawnego podr�nika, jak m�j ojciec, ka�da wyprawa jest Wielk� Przygod�. Tak�e ta w przesz�o��.
�...Ksi��ka � zapewnia krytyka � ma wszystkie uroki i zalety g�o�nych, podr�niczych ksi��ek pisarza, pog��biona nut� liryzmu i sentymentu..."
Przygl�dam si� ksi��kom ojca w naszym Muzeum. Ksi��kom-sercu. Wprowadzaj� do Pracowni bogate �ycie, urok �wiata, jego pogod� i s�o�ce. Zatem � chcia�oby si� zawo�a� � w g�r� takie serce!
JL.4.
Id
TT
poczytno��?
k3lc�d? To proste � odpar� kiedy� ojciec ze �miechem. � Mam fory u czytelnik�w. Lubi� mnie, bo duchy india�skie nade mn� czuwaj�".
Tyle �arty.
Gdy w roku 1961 wdycha� autor ponownie zapach lasu kanadyjskiego, Lech Ram-czykowski, emigrant wojenny w Kanadzie, wtedy nauczyciel w szkole india�skiej, tak rzek� do mego ojca:
� To dzi�ki pa�skiej ksi��ce...
� Nie rozumiem.
� To wszystko dzi�ki niej. Przeczytawszy j�, pokocha�em Kanad�. Panu zawdzi�czam, �e tu przyjecha�em...
Id�my dalej. Teraz z beczki brazylijskiej. Rok 1973. Ma�e miasteczko i port w Brazylii, Rio Grand� do Sul. Do krocz�cych ulic� mego ojca i jego przyjaciela, doktora Mariana Abrama, podjecha� samoch�d. Kierowca wysun�� g�ow� i najczystsz� polszczyzn� zwr�ci� si� do ojca:
� Przepraszam, czy to pan napisa� �Ryby �piewaj� w Ukajali"?
51
�^ iaK, LO Jd
uupcui
sarz.
-� �wietnie, wi�c jednak pozna�em pana � ucieszy� si� kierowca. � Trzydzie�ci lat temu, podczas wojny, p�yn�li�my razem na statku handlowym ��l�sk". By�em tam I mechanikiem. Czy pami�ta pan?
� Nie, nie bardzo... � stropi� si� ojciec.
� Nie szkodzi. Ja pa�sk� twarz �wietnie pami�tam. I ksi��k�. Nigdy jej nie zapomn�, tak mi si� podoba�a, ale... � i teraz on si� wyra�nie stropi�.
� S�ucham!
� Widzi pan � zacz�� niepewnie � na �mier� zapomnia�em, jak si� pan nazywa.
� Arkady Fiedler � u�miechn�� si� ojciec.
� Ogromnie mi mi�o. Jestem Jerzy Orze-chowski. Zabieram pan�w do siebie...
Czy mog� dla pisarza by� milsze dowody
uznania?
Zreszt�, podobne przyk�ady mo�na by mno�y� wielokrotnie. Ksi��ki autora od kilkudziesi�ciu lat maj� �ywy, serdeczny