5299

Szczegóły
Tytuł 5299
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5299 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5299 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5299 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Larry Niven Bezpieczny przy dowolnej szybko�ci Jak m�g� mnie zawie�� samoch�d, za�pytasz. Widz� ju� to przera�enie rodz�ce si� w twoich oczach na sam� my�l, �e i tw�j samoch�d mo�e ci� zawie��. Oto ty - istota o nieograniczonej d�ugo��ci �ycia, istota potencjalnie nie�mier�telna, przedsi�bior�ca wszelkie mo�li�we �rodki ostro�no�ci maj�ce zapobiec nag�emu zako�czeniu jej boskiego trwania; i wszystko to na nic. Pole dematerializuj�ce twojego kuchennego usuwacza odpadk�w mo�e rozszerzy� si� niespodziewanie i poch�on�� ciebie. Twoja kabina teleportacyjna mo�e spowodowa�, �e znikniesz w nadajni�ku, po czym zapomni ci� dostarczy� do odbiornika. Ruchomy chodnik mo��e znienacka przyspieszy� do stu mil na godzin�, a potem zwolni� na zakr�cie ciskaj�c tob� o �cian� budynku. Wszystkie korzenie �ycia na Tysi�cu kwiat�w mog� uschn�� w ci�gu jed�nej nocy pozostawiaj�c ci� na pastw� starzenia si�, siwizny, zmarszczek i ar�tretyzmu. Nie, to si� nigdy w dziejach ludzko�ci nie wydarzy�o, ale je�li cz�o�wiek nie mo�e ju� ufa� swemu samo�chodowi, to czemu, na �wi�tego Pio�tra, ma ufa�? Uspok�j si�, czytelniku, nie by�o tak �le. Po pierwsze, wydarzy�o si� to na Margrave, �wiecie znajduj�cym si� we wczesnym stadium kolonizacji. By�em ju� o dwadzie�cia minut drogi od T�jk�tnego Jeziora i lec�c na wyso�ko�ci tysi�ca st�p zd��a�em do wyr�bu w rejonie Kr�tej Rzeki. Od kilku dni maszyny pracuj�ce tam przy wy�r�bie lasu �cina�y zbyt m�ode drzewa i trzeba by�o wys�a� mechanika, celem zmiany paru nastaw�w w g��wnym m�zgu. Lecia�em na autopilocie, sta�wiaj�c na tylnym siedzeniu podw�j�nego, skomplikowanego pasjansa przy w��czonej kamerze, aby w przypadku gdyby mi wyszed�, mie� film na popar�cie moich przechwa�ek. Od razu mo�esz si� zorientowa�, drogi czytelniku, �e mog�o si� to wy�darzy� tylko na Margrave. Po pierwsze w cywilizowanym �wiecie nie wybra��bym si� w dwugodzinn� podr� samo�chodem. Skorzysta�bym z kabiny tele�portacyjnej. Po drugie, gdzie�by je�szcze mo�na by�o natkn�� si� na roka ? W ka�dym b�d� razie, to wielkie cholerne ptaszysko porwa�o mnie i zjad�o i wszystko spowi�a ciemno��. Samoch�d lecia� sobie weso�o dalej, nie zwracaj�c uwagi na roka, ale gdy ten ostatni pr�bowa� wzbi� si� w powietrze i nie m�g�, jazda sta�a si� jakby mnie p�ynna. Z zewn�trz dochodzi�y mych uszu jakie� zgrzyty. Spr�bowa�em z�apa� co� w radiu, ale nie dzia�a�o. Albo fale radiowe nie ,mog�y si� prze�bi� przez otaczaj�ce mnie mi�so, albo podr� przez gardziel ptaka �ci�a mi anteny. Nie wydawa�o mi sie �ebym m�g� zdzia�a� cokolwiek wi�cej. W��czy�em wi�c w kabinie �wiat�o i gra�em dalej. Zgrzyta�o bez przerwy i teraz ju� wie�dzia�em co jest tego przyczyna. Z tego samego powodu, z kt�rego kurczak po��yka ziarnka piasku, rok po�kn�� kiedy� kilka g�az�w. Ska�y te tar�y o samo�ch�d w takt ruchu robaczkowego jelit, pr�buj�c rozdrobni� go na mniejsze kawa�ki, bardziej podatne na dzia��anie g�stych sok�w trawiennych. Zastanawia�em si� jak inteligentny jest g��wny m�zg. Czy widz�c roka zni�aj�cego si� ruchem �lizgowym i I��duj�cego w obozie wyr�bowym, a po�tem stwierdzaj�c, �e ptak, �eby nie wiem jak wrzeszcza� i macha� skrzy�d�ami, nie mo�e poderwa� si� do lotu, g��wny komputer dojdzie do prawid�o�wego wniosku? Obawia�em si�, �e nie. Gdyby g��wny m�zg by� taki bystry, dawa�by sobie rad� sam. Nigdy si� tego nie dowiedzia�em. Raptem kokon mojego fotela owi�n�� si� wok� mnie jak troskliwa mat�ka i us�ysza�em g�o�ne mla�ni�cie! Kokon odwin�� si�. W �wiat�ach ka�biny widzia�em wci�� wok� ,mnie b�yszcz�c�, czerwon� ciecz, z tym, �e sta�wa�a si� ona coraz czerwie�sza. G�azy przesta�y si� turla� tam i z powrotem. Moje karty fruwa�y po ca�ej kabinie jak p�atki �niegu podczas zamieci. Najpewniej programuj�c autopilota zapomnia�em. o jakim� jednym pag�r�ku. Rok zablokowa� radar i sonar z daj�cymi - si� przewidzie� skutkami. Troch� eksperymentowania wykaza�o, �e podczas zderzenia uszkodzony zo�sta� nap�d mego samochodu, radio nadal nie dzia�a�y, a flary awaryjne nie pr�bowa�y nawet zap�on�� w brzu�chu roka. Bez otwarcia drzwiczek i wystawie�nia si� na zalew sok�w trawiennych, nie by�o sposobu wydostania si� na zewn�trz. M�g�bym to zrobi�, gdybym mia� skafander pr�niowy, ale sk�d mog�em wiedzie�, �e b�d� go potrzebowa� podczas dwugodzinnej podr�y samochodem? Pozostawa�o mi tylko jedno. Pozbiera�em karty, potasowa�em je i rozpocz��em now� gr�. Zanim korpus noka roz�o�y� si� na tyle, abym m�g� si� z niego wydosta�, up�yn�o p� roku. Do tego czasu wy�sz�o mi pi�� skomplikowanych, podw�j�nych pasjans�w. Filmy mia�em tylko z czterech; wyczerpa� si� zapas ta�my w kamerze. Mi�o mi w tym miejscu za�znaczy�, i� awaryjny syntetyzer �ywno�ci dzia�a� przepi�knie, chocia� troch� monotonnie, �e syntetyzer powietrza ani razu nie nawali� i �e telewizor z zegarem jako zegar wskazywa� idealny czas. Jako telewizor pokazywa� tylko kolorowe zak��cenia elektrostatyczne. Natrysk przesta� dzia�a� gdzie� w oko�licach sierpnia, ale naprawi�em go bez wi�kszych trudno�ci, 24 pa�dziernika, o godzinie 2:00 po po�udniu otworzy��em drzwiczki, przer�ba�em si� mi�dzy dwoma �ebrami roka przez jego zmu�mifikowane mi�so i sk�r� i zaczerp�n��em w p�uca g��boki haust prawdzi�wego powietrza. �mierdzia�o rokiem. Drzwiczki kabiny pozostawi�em otwarte, s�ysza�em wi�c jak syntetyzer powietrza wyje op�ta�czo staraj�c si� zaabsor�bowa� ten od�r. Wystrzeli�em kitka flar i w pi�tna��cie minut p�niej, z g�ry sp�yn�� sa�moch�d, �eby zabra� mnie do domu. Powiedzieli, �e jestem najbardziej ow�osionym cz�owiekiem jakiego w �y�ciu widzieli. Spyta�em przeto Mr. Dicksona, dyrektora Transportu Publicz�nego, dlaczego do zapas�w awaryj�nych nie w��czono tubki ma�ci dno usu�wania w�os�w. - Rozbitek powinien wygl�da� jak rozbitek - odpowiedzia� mi. - Je�li b�dzie pan nosi� roczny zarost, pana ra�townicy od razu zorientuj� si�, �e za�gin�� pan jaki� czas temu i podejm� odpowiednie kroki. Z tytu�u rekompensaty za fakt, �e m�j samoch�d nie zdo�a� sobie pora�dzi� z rokiem, Transport Publiczny wy�p�aci� mi kwot� wi�cej ni� stosowna. (S�ysza�em, �e dla nast�pnego modelu zmienili warunki gwarancji). Tak� sam� sum� obiecano mi za napisanie ni�niejszego artyku�u. Wygl�da, �e na te�mat mojego op�nionego przybycia do wyr�bu nad Kr�t� Rzek� kr��� dziwne i by� mo�e przynosz�ce szkod� plotki. Uspok�j si�, czytelniku. Nie tylko wyszed�em z tego wypadku bez szwan�ku, ale i z poka�nym profitem. Tw�j samoch�d jest idealnie bezpieczny, pod warunkiem, �e zosta� wyprodukowany po roku 3100. Larry Niven B��d W swojej koi, na pok�adzie transportowca przemierzaj�cego tras� z Ziemi na Ganimedesa, w niedba�ej pozie, z g�upawym u�mieszkiem na ustach rozwala� si� kapitan Elory Barnes. Zsuni�ta z dziobu statku szuflowata os�ona termiczna ods�ania�a wielkie, zakrzywione okno kabiny nawigacyjnej. Barnes gapi� si� na nie mrugaj�ce gwiazdy. Up�yn�o kilka minut, zanim zauwa�y�, �e obserwuje go obcy. Przyjrza� mu si� uwa�nie. Ohydny gad, wysoki na osiem st�p, o okr�g�ej, pokrytej �uskami g�owie i paszczy uzbrojonej w kilka tuzin�w l�ni�cych, ostrych jak sztylety z�b�w. Zamiast d�oni mia� czteropalczaste kleszcze, a w jednym z nich dzier�y� narz�dzie przypominaj�ce wielkokalibrowy pistolet. Barnes uni�s� oci�ale r�k� i pomacha� do niego. Kthistlmup by� zaintrygowany. Umys� tego cz�owieka by� ot�pia�y, niemal nieczytelny. Obcy wysondowa� statek w postukiwaniu innych umys��w, ale poza Barnesem na pok�adzie nie by�o nikogo. Kthistlmup przenikaj�c przez szk�o wkroczy� do kabiny. Dopiero teraz Barnes okaza� zdziwienie: - Ty, to by�o niez�e Zr�b to jeszcze raz. - Co� jest z tob� nie tak - nada� Kthistlmup. Baranes u�miechn�� si�. - �eby chroni� zdrowie naszych pilot�w, konieczne jest podj�cie pewnych �rodk�w maj�cych na celu zwalczenie nudy kosmosu. - Podni�s� w g�r� zielon�, plastykowa buteleczk� z pastylkami. - NST-24. Umila podr�. Nie ma tu nic do roboty, dop�ki nie b�d� musia� wprowadzi� tego bydlaka do uk�adu Jowisza. A wi�c dlaczego by nie? - Co dlaczego by nie? - Skoro odbywam ju� d�u�sza wycieczk�, dlaczego by nie wybra� si� na kr�tsz�? Kthistlmup zrozumia� wreszcie. - Zrobi�e� co� ze swoim umys�em. Chemikalia? Na Marsie stosujemy bod�ce sta�opr�dowe. - Na Marsie? Naprawd� ~ jeste� z... - Barnes, musz� zada� ci kilka pyta�. - Wal - Barnes uczyni� wylewny ruch r�ka. - Jak , przedstawia si� przygotowanie Ziemi na atak z kosmosu? - To tajemnica. A zreszt�, nie mam zielonego poj�cia. - Musisz mie� jakie� poj�cie. Jaka jest najpot�niejsza bro� o jakiej w �yciu s�ysza�e�? Barnes za�o�y� r�ce. - Nie powiem. - Jego umys� by� jedynie b�yszcz�c� plam� jasnego �wiat�a, co mog�o nie mie� nic wsp�lnego z pytaniem. Kthistlmup spr�bowa� jeszcze raz. - Czy Ziemia skolonizowa�a inne planety? - Jasne. Trantor, Mesklin, Barsoom, Perelandra... Umys� Barnesa wykazywa� jedynie, �e Barnes k�amie i Kthistlmup straci� cierpliwo��. - Gadaj - powiedzia� i wyci�gn�� ko�czyn� g�rna, by delikatnie uj�� gard�o Barnesa mi�dzy cztery ostre jak ig�a szpony. Barnesowi oczy wysz�y z orbit. - Oj, oj, niedobrze! Podaj mi flaszk� Ko�c�w! Szybko! Kthistlmup rozlu�ni� chwyt. - M�w co wiesz o systemach obronnych Ziemi. - Musz� za�y� Koniec. Du�a niebieska flaszka. Powinna by� w apteczce - Barnes si�gn�� w bok i zdo�a� otworzy� Szafk�, zanim Kthistlmup schwyci� go za przegub. - Jakie b�dzie dzia�anie tego Ko�ca? - Zako�czy wycieczk�. Otrze�wi mnie. - Rozja�ni tw�j umys�? - Od razu. Kthistlmup pu�ci� go. Obserwowa�, jak Barnes po�yka na sucho owaln� pastylk�. - To po to, �ebym m�g� szybko przeliczy� kurs na wypadek, gdyby�my przechodzili przez pas asteroid�w - wyja�ni� Barnes. Kthistlmup obserwowa�, jak umys� Barnesa zaczyna si� rozja�nia�. Za minut� Barnes nie b�dzie zdolny do ukrycia swych my�li. Nie wa�ne czy odpowie, czy nie. Kthistlmup odczyta sobie po -prostu obrazy, kt�re wytworzy pod wp�ywem jego pyta� m�zg Barnesa. Umys� Barnesa rozja�nia� si� coraz bardziej... i wtem Kthistlmup stwierdzi� z przera�enia, �e on sam zaczyna blakn�� i znika�. Zd��y� jeszcze pomy�le� �e pope�ni� ca�kowicie oczywisty b��d. Larry Niven Doczekam Na Plutonie panuje noc. Linia horyzontu, ostra i wyrazista, przecina pole mojego widzenia. Poni�ej niej zawis�a, sk�pana w md�ym �wietle gwiazd, szarobia�a pokrywa �niegu. Powy�ej - kosmiczna pomroka i kosmiczny blask gwiazd, wyp�ywaj�cych spoza nier�wnego fartucha z�batych g�r pojedynczo, grupkami i ca�ymi chmarami zimnych, bia�ych punkcik�w. Sun� - powoli, lecz zauwa�alnie - na tyle zauwa�alnie, �e nieruchome spojrzenie mo�e zarejestrowa� ich ruch. Co� tu jest nie tak. Okres obrotu Plutona jest wielki - wynosi 6,39 dnia. Wida� up�yw czasu zwolni� si� dla mnie. Powinien by� zupe�nie usta�. Czy�bym si� omyli�! Planet� jest ma�a i widnokr�g jest z tej racji blisko. A wydaje si� jeszcze bli�szy, bowiem tutaj odleg�o�ci nie maskuje mgie�ka atmosfery. Dwa ostre szczyty wpijaj� si� w mrowie gwiazd I jak k�y drapie�nego zwierz�cia. W szczelinie pomi�dzy nimi nieoczekiwanie rozb�yskuje ja�niej�cy punkt. Rozpoznaj� w nim S�o�ce, cho� jak ka�da inna gwiazda - nie ma tarczy. Po�yskuje jak lodowa iskierka pomi�dzy zamarz�ymi g�rami; wype�za spoza ska� i o�lepia wzrok... ...S�o�ce znikn�o. Zmieni� si� rysunek gwiazd. Zapewne straci�em na jaki� czas przytomno��. Nie. Co� tu jest nie tak. Czy�bym si� omyli�? Omy�ka nie mo�e zabi�. Ale mo�e doprowadzi� do szale�stwa... Nie - nie czuj�, �ebym wariowa�. Nie czuj� niczego - ani b�lu, ani �alu, ani skruchy, ani strachu. Nawet wsp�czucia. Nic. Jedyna my�l to: "Taka historia!" Wszystko jest szarobia�e na szarobia�ym: cz�on l�downiczy, przysadzisty, szeroki, sto�kowaty, stoi - na wp� pogr��ony w lodow� r�wnin� - poni�ej poziomu moich oczu. Stoj�, patrz� na wsch�d i czekam. Niechaj pos�u�y wam to za lekcj�: oto do czego prowadzi niech�� do �mierci. Pluton nie jest ju� najodleglejsz� planet� - przesta� ni� by� dziesi�� lat mu. Obecnie jest w peryhelium tak blisko S�o�ca i Ziemi, jak tylko to jest mo�liwe. A niewykorzystanie takiej szansy by�oby po prostu g�upot�. Wi�c polecieli�my - Jerome, Sammy i ja - w plastykowym balonie z silnikiem jonowym. W balonie tym sp�dzili�my p�tora roku. Przy tak d�ugim przebywaniu razem, bez jakiejkolwiek mo�liwo�ci znalezienia si� sam na sam z sob�, powinni�my byli znienawidzi� si� nawzajem. Ale tak si� nie sta�o. Psychometry�ci starannie dobieraj� ludzi... Do wypraw dalekosi�nych wykorzystujemy silniki o nap�dzie jonowym. Silnik jonowy rozwija wprawdzie ma�e przyspieszenia, ale za to wystarcza na d�ugo - nasz, na przyk�ad, przepracowa� ju� dziesi�tki lat. Tam, gdzie ci��enie jest o wiele mniejsze od ziemskiego, l�dujemy na niezawodnym paliwie chemicznym; �eby si��� na Ziemi lub Wenus, wykorzystujemy barier� ciepln� oraz hamuj�ce dzia�anie atmosfery; przy l�dowaniu na gigantach gazowych... Nie, no, ale kto mia�by ochot� tam siada�!? Na Plutonie nie ma atmosfery. Rakiety chemiczne by�y zbyt ci�kie, �eby je ze sob� zabiera� - a do l�dowania na Plutonie potrzebny jest zdolny do wykonywania szybkich manewr�w atomowy silnik odrzutowy. Typu "Nervy", na paliwie wodorowym. I mieli�my taki ze sob�. Tyle tylko, �e nie dowierzali�my mu. Jerome Glans i ja wybrali�my si� na powierzchni�, pozostawiaj�c Sammy'ego no orbicie. Zrz�dzi� z tego powodu i to jeszcze jak! Zacz�� ju� na Przyl�dku Kennedy'ego i kontynuowa� w tym duchu przez okr�g�e p�tora roku. Ale kto� musia� zosta� - zawsze kto� musia� pozostawa� na pok�adzie statku powracaj�cego na Ziemi�, �eby rejestrowa� wszystkie niedoci�gni�cia, utrzymywa� ��czno�� z Ziemia, zrzuca� bomby sejsmiczne, kt�re mia�y nam dopom�c w rozwik�aniu tajemnicy Plutona. A zagadki tej w �aden spos�b nie mogli�my rozwi�za�. Sk�d wzi�ta si� u tej planety tak kolosalna masa? Pluton by� dziesi�tki razy ci�szy, ni� s�dzono. Zamierzali�my upora� si� z tym problemem za pomoc� bomb sejsmicznych.. Pomi�dzy szczytami-k�ami nieoczekiwanie rozb�ysn�a jasna gwiazda. Ciekawe, czy tajemnic� t� odkryj�, jeszcze zanim sko�czy si� moja wachta... ...Niebosk�on drgn��, zamar� i... Patrz� na wsch�d. Moje spojrzenie prze�lizguje si� po r�wninie, na kt�rej usiedli�my l�downikiem. Ca�a r�wnina, g�ry za ni� tang - jak legendarna Atlantyda - pogr��aj� si�... To podnosz�ce si� na niebosk�onie gwiazdy rodz� iluzoryczne wra�enie, jakby�my ze�lizgiwali si� w d�, nieprzerwanie opadali w otch�a� czarnego nieba. My: Jerome, ja i zakuty w l�d statek... "Nerva" spisywa�a si� wspaniale. Zawi�li�my na kilka minut ponad r�wnin�, by wytyczy� sobie drog� przez warstwy zakrzep�ych gaz�w i znale�� dobre oparcie dla l�downika. Wko�o wrza�y i parowscy lotne zwi�zki, kiedy opuszczali�my si� w d�, otoczeni bia�aw� aureol� mg�y zrodzonej wodorowym p�omieniem. Wewn�trz pier�cienia naszego l�downika pojawi�a si� wilgotna, czarna plama. Wolno opuszcza�em "Nerv�" coraz ni�ej. Wreszcie wyl�dowali�my. Pierwsza godzina zesz�a nam na sprawdzaniu uk�ad�w i przygotowaniach do wyj�cia. Kto mia� wyj�� pierwszy? To by�o pytanie nie od rzeczy. Jeszcze na wiele stuleci Pluton pozostanie najdalej wysuni�ta forpoczta Uk�adu S�onecznego i s�awa cz�owieka, kt�ry jako pierwszy stan�� na Plutonie, nie przeminie przez wieki. Losowali�my. Wygra� Jerome. Moneta rozstrzygn�a dylemat: to jego imi� b�dzie widnia�o jako pierwsze w podr�cznikach historii. Pami�tam u�miech, jaki wycisn��em na tworzy... Chcia�bym si� teraz u�miechn��. Wydostaj�c si� przez luk �mia� si� i �artowa�; to by�o co� o pomnikach z marmuru . Nomen omen... W�a�nie zakr�ca�em he�m, kiedy Jerome zacz�� rzuca� do he�mofonu jakie� przekle�stwa. Po�piesznie wykonam wszystkie przewidziane regulaminem czynno�ci i wylaz�em na zewn�trz. Wszystko by�o jasne ju� na pierwszy rzut oka. Chlupi�ce pod l�downikiem czarne b�oto by�o krzepn�c� wod�, zmieszan� z lekkimi gazami i okruchami minera��w. Ogie� dobywaj�cy si� z dyszy silnika stopi� lodowa skorup�. Kiedy l�dowali�my, skalne od�amki pocz�ty ton�� - a wraz z nimi nasz l�downik. Wtedy ciecz zn�w zamarz�a, schwyta�a korpus statku. Nasza "Nerva" trwale zosta�a pojmana przez l�d. Oczywi�cie mogli�my przeprowadzi� nasze badania jeszcze przed pr�b� wyswobodzenia statku. Kiedy po��czyli�my si� z Summym, zaproponowa� nam taki w�a�nie plan. Ale Summy by� na g�rze, w balonie, kt�ry m�g� w ka�dej chwili powr�ci� na Ziemi�. A my na dole. Z "Nerv�" zakut� w l�d obcej planety. Ogarn�� nas strach. Nie byli�my zdolni do przedsi�wzi�cia czegokolwiek, zanim nie wyswobodzimy si�. Obaj zdawali�my sobie z tego spraw�. Dziwne, ale nie pami�tam tego strachu. Istnia�a pewna mo�liwo��. L�downik by� obliczony na ewentualne przemieszczenie si� po Plutonie. Dlatego zamiast wspornik�w l�downiczych by� wyposa�ony w pier�cie�. Silnik, pracuj�c na p� mocy, m�g� przekszta�ci� "Nerv�" w pojazd poruszaj�cy si� na poduszce powietrznej. Jest to rozwi�zanie bezpieczniejsze i ekonomiczniejsze ni� wykonywanie skok�w za pomoc� silnika odrzutowego. Pod pier�cieniem - jak wewn�trz kesonu - powinny by�y zachowa� si� resztki odparowanych gaz�w. A wi�c silnik powinien si� jeszcze znajdowa� w atmosferze gaz�w. Mo�na by�o za pomoc� "Nervy" roztopi� l�d i uwolni� statek. Pami�tam, �e byli�my tak ostro�ni, jak tylko ostro�ni mog� by� �miertelnie przera�eni ludzie. Podnosili�my temperatur� silnika nieprawdopodobnie wolno. Podczas normalnego lotu strumie� wodoru op�ywa reaktor i sam go ch�odzi; tutaj tej mo�liwo�ci nie by�o - za to w jamie wok� silnika, wype�nionej gazami, panowa� straszliwy mr�z. M�g� skompensowa� sztuczny uk�ad ch�odzenia, ale m�g� te�... Wtem wska�niki jakby oszala�y. Pod wp�ywem kolosalnej r�nicy temperatur co� wysiad�o. Jerome wsun�� zupe�nie pr�ty kadmowe - bez rezultatu. By� mo�e, po prostu si� roztopi�y. A by� mo�e, przepali� si� jaki� przew�d lub oporniki przemieni�y si� w tym �wiecie lodu w nadprzewodniki. Mo�e nawet sam reaktor... Teraz to ju� i tak nie mia�o znaczenia. Dziwne, dlaczego nie przypominam sobie strachu. ...Zn�w rozjarzy�o si� S�o�ce... To uczucie przygniataj�cego odr�twienia! Zn�w si� ockn��em. Te same gwiazdy wschodz� mrowiem nad tymi samymi mrocznymi wierzcho�kami. Co� ci�kiego zwala si� na mnie. Czuj� jego ci�ar na piersi i nogach. Co to jest? Czemu si� go nie boj�? Pe�znie po mnie o�li�le, przelewa si�, jakby w poszukiwaniu czego�. Podobne do ogromnej ameby - bezkszta�tnej, przezroczystej - i wewn�trz mo�na dojrze� jakie� czarne ziarna. Jest chyba mego ci�aru. �ycie Na Plutonie! Nadciek�a ciecz? Hel-II z domieszk� jakich� z�o�onych moleku�?.... Wtedy lepiej by�oby dla tego dziwad�a, �eby zabra�o si� dalej - kiedy wzejdzie S�o�ce, przyda mu si� cie�. Po s�onecznej stronie Plutonu temperatura jest o ca�ych pi��dziesi�t stopni wy�sza od zera. Od zera bezwzgl�dnego. Nie! Wr��! Ale ono oddala si�, przelewa si� jak kropla, ucieka do lodowego krateru. Czy�by to moje my�li nakaza�y mu odej��? Nie, bzdura. Z pewno�ci� nie spodoba� mu si� m�j zapach. Jak�e straszliwie wolno musi pe�zn��, skoro mog� dostrzec jego ruch! Widz� go k�tem oka - jako rozmazuj�c� si� plam� - jak opuszcza si� w d�, ku l�downikowi, ku drobniutkiej figurce pierwszego cz�owieka, kt�ry zgin�� na Plutonie. Po awarii silnika jeden z nas powinien by� zej�� na d� i stwierdzi� rozmiar zniszcze�. Kt�ry� z nas musia� wytopi� palnikiem tunel w lodzie, a potem przeczo�ga� si� w nim do jamy pod pier�cieniem l�downika. Starali�my si� nie my�le� o ewentualnych komplikacjach. Tak czy inaczej byli�my ju� martwi. Ten, kt�ry wczo�ga si� pod pier�cie�, musi umrze�. I co z tego! �mier� to �mier�. Nie czuj� si� winnym: gdyby los wybra� mnie - w miejsce Jerome'a poszed�bym ja. ...Silnik wyrzuci� roztopione od�amki reaktora prosto na lodowe �cianki jamy. Byli�my zdrowo za�atwieni. �ci�lej m�wi�c: ja by�em za�atwiony, bo Jerome, tak czy inaczej, by� ju� trupem. W gazowej jamie gapowato prawdziwe radioaktywne piek�o. Jerome, wpe�zaj�c do tunelu, cicho szepta� przekle�stwa. Powr�ci� w milczeniu - zapewne wszystkie mo�liwe s�owa zu�y� ju� wcze�niej. Pami�tam, �e p�aka�em - po cz�ci ze smutku, po cz�ci ze strachu. Pami�tam te�, �e stara�em si� m�wi� spokojnie, nie bacz�c na �zy. Jerome nie widzia� �ez. Je�li si� domy�la, to jego rzecz. Opisa� mi sytuacj�, powiedzia�: "Cze��", a potem wszed� na l�d i zdj�� he�m. Bia�omleczny ob�ok wykwit� wok� jego g�owy, potem nieoczekiwanie jakby eksplodowa� i opad� na l�d drobniutkimi �nie�ynkami. Ale wszystko to wydaje mi si� teraz niesko�czenie odleg�e. Jerome stoi tam, �ciskaj�c w r�kach he�m - on, pomnik wystawiony samemu sobie: pierwszemu cz�owiekowi na Plutonie. Na twarzy zaleg� szron. Wschodzi S�o�ce. Mam nadziej�, �e ta ameba zd��y�a... ...To potworne... Nieprawdopodobne. S�o�ce zatrzyma�o si� na mgnienie o�lepiaj�co bia�y punkcik w prze�wicie pomi�dzy dwoma wierzcho�kami-bli�niakami. A potem run�o w g�r�. Obracaj�cy si� niebosk�on drgn��, a potem zn�w zastyg�. Oto dlaczego nie zauwa�y�em tego wcze�niej! Przecie� to dzieje si� tak szybko! Niesamowite przypuszczenie... Ale je�li poszcz�ci�o si� mnie, to mo�e i Jerome'owi? Czy�... Tam, w g�rze, pozostawa� Sammy. Ale on nie m�g� przyby� do mnie a ja nie mog�em wznie�� si� ku niemu. Wszystkie �yciodajne uk�ady "Nervy" by�y sprawne, ale wcze�niej czy p�niej musia�em zamarzn�� lub pozosta� bez tlenu. Jakie� trzydzie�ci godzin sp�dzi�em na zbieraniu pr�bek lodu i minera��w. Analizowa�em je, a potem transmitowa�em dane Sammy'emu za po�rednictwem promienia lasera. Przesy�a�em mu r�wnie� ostatnie, po�egnalne polecenia, czuj�c lito�� dla samego siebie. Za ka�dym razem, kiedy wychodzi�em na zewn�trz, mija�em statu� Jerome'a. Jak na nieboszczyka - i to w dodatku nie oporz�dzonego przez faceta z zak�adu pogrzebowego - wygl�da� diabelnie dobrze. Jego skuta mrozem sk�ra wygl�da�a zupe�nie jak marmur; utkwione w gwiazdach oczy pe�ne by�y bolesnego smutku. Za ka�dym razem, kiedy przechodzi�em obok niego, wspomina�em, �e przyjdzie i moja kolej... - Powiniene� poszuka� �y�y tlenu upiera� si� Summy. - Po co? - �eby prze�y�! Wcze�niej czy p�niej wy�l� ekspedycj� ratunkow�. Nie wolno ci rezygnowa�! Ja ju� si� podda�em. Tlen - owszem - znalaz�em. Ale nie taka �y��, na jak� liczy� Summy. Wszystkiego jedynie drobniutkie �y�ki tlenu, zmieszanego z innymi gazami - co� jak �y�ki z�otono�nej rudy w p�onnej skale... By�y zupe�nie nik�e, przenikaj�c l�d cieniutka Paj�czyn�. - Wi�c wykorzystaj wod�! Mo�esz wydobywa� tlen za pomoc� elektrolizy! Ale statek ratunkowy przyleci za lata ca�e. B�d� musieli go przecie� budowa� zupe�nie od nowa - i jeszcze na dodatek przerabia� konstrukcj� l�downika. A do elektrolity potrzeba energii, tak jak do ogrzewania. A ja mia�em tylko akumulatory. Wcze�niej czy p�niej zapasy energii sko�cz� si�. Summy tego nie rozumia�. Zaw�adn�o nim jeszcze wi�ksze przera�enie ni� mn�. Nie wyczerpa�em spisu moich ostatnich pr�b - przesta�em je po prostu przekazywa� Sammy'emu, bo doprowadza�y go do ob��du. Chyba zbyt cz�sto przechodzi�em obok statuy Jerome'a... Bo oto opu�ci�a mnie ca�a moja nadzieja... W Naradzie - trzy miliardy mil st�d w grobowcach wype�nionych ciek�ym azotem le�y p�l miliona trup�w. P� miliona zamro�onych ludzi oczekuje swojego wskrzeszenia, oczekuje dnia, w kt�rym lekarze naucza si� ich rozmra�a� bez ryzyka dla �ycia; naucz� si� unika� uszkodze�, kt�re wywo�uj� drobniutkie kryszta�ki lodu, przebijaj�ce �cianki kom�rek w ich m�zgach i cia�ach. Oczekuj� dnia, kiedy nauka b�dzie umia�a si� upora� z chorobami kt�re ich zabi�y. P� miliona kretyn�w! A c� im pozosta�o! Umierali. I ja umieram. W ca�kowitej pr�ni cz�owiek mo�e prze�y� jakie� dziesi�te cz�ci sekundy. Je�li si� pospieszy�, mo�na w tym czasie zrzuci� z siebie skafander. Bez jego os�ony czarna plutonowa noc w oka mgnieniu wyssie ca�e ciep�o z mojego cia�a. B�d� tak sta� - pi��dziesi�t stopni powy�ej absolutnego zera - oczekuj�c ratunku. Od lekarza lub Boga... ...b�ysn�lo S�o�ce... ...I zn�w gwiazdy. Nigdzie nie wida� tej gigantycznej ameby, kt�rej wczoraj si� nie spodoba�am... A mo�e patrz� nie w t� stron�! Chcia�bym, �eby zd��y�a si� skry�. Patrz� na wsch�d. Spojrzenie omiata wykrzywion� r�wnin�. K�tem oka widz� cz�on l�downiczy - ca�y, nieruchomy. Skafander le�y obok mnie na lodzie. Stoj� w srebrzystej odzie�y na wierzcho�ku czarnej ska�y, nieprzerwanie, wiecznie wpatruj�c si� w horyzont. Zd��y�em przyj�� t� bohaterska poz�, zanim mr�z tkn�� m�j m�zg. Twarz� ku wschodowi, m�ody cz�owieku! Troch� popl�ta� mi si� kierunek to fakt. Ale po prostu para ostatniego oddechu zas�oni�a mi widok i wszystko robi�em w bezmy�lnym po�piechu. Sammy Gross jest ju� teraz pewnie w drodze powrotnej. Opowie im, gdzie zosta�em. Spoza wierzcho�k�w g�r wyp�ywaj� gwiazdy. Wszystko: szczyty i falista r�wnina, i Jerome, i ja - wszystko to niesko�czenie zapada w czarne niebo. M�j trup b�dzie najzimniejszy w ca�ej historii ludzko�ci. Nawet przepe�nieni nadziej� ziemscy nieboszczycy przechowywani s� zaledwie w temperaturze ciek�ego azotu. A to jest straszliwy �ar w por�wnaniu z plutonowymi nocami, kiedy to pi��dziesi�t stopni absolutnego dziennego ciep�a planeta oddaje przestrzeni nocy. Nadprzewodnik - oto czym jestem. Ka�dego ranka promienie S�o�ca podnosz� temperatur� i wy��czaj� mnie - jak jaka� maszyn�. Ale nocami sie� moich nerw�w staje si� nadprzewodz�ca. P�yn� w niej pr�dy, p�yn� my�li, uczucia. Powoli... Niewyobra�alnie powoli. Stupi��dziesi�ciotr�jgodzinna doba Plutona skraca si� do jakich� pi�tnastu minut. Przy takim tempie powinienem doczeka�... Jestem i statu�, i punktem obserwacyjnym. Nic dziwnego, �e nie odczuwam emocji. Ale c� mimo wszystko czuj�: ci�ar, kt�ry si� na mnie zwali�, b�l w uszach, wysi�ki pr�ni pragn�cej rozerwa� moje cia�o. Moja krew nie wrze. Ale wewn�trz zlodowacia�ego cia�a zakrzep�o napi�cie - moje nerwy nieustannie mi o tym m�wi�. Czuj� wiatr owiewaj�cy moje usta - lekko jak dymek z papierosa. Oto do czego prowadzi niech�� do umierania. To by�oby interesuj�ce, gdybym mimo wszystko doczekali Czy�by mieli mnie nigdy nie znale��? Pluton to niewielka planeta. Owszem nawet male�ka planeta wystarczy, aby si� na niej zatraci�. Ale pozostaje jeszcze przecie� "Nerve". Ale ona, zdaje si�, te� jest skryta pod szronem. Paruj�ce gazy skondensowa�y na jej korpusie. Szarobia�e na szarobia�ym: g�owa cukru na nier�wnej lodowej tacy. Tak, mog� tu przesta� wieczno��, zanim odszukaj� statek po�r�d tej niesko�czonej r�wniny. Przesta�! Zn�w S�o�ce... ...Zn�w ulatuj�ce w niebo gwiazdy. Te same konstelacje coraz to wschodz� w tych samych miejscach. Czy w ciele Jerome'a tli si� takie samo �ycie jak w moimi? Powinien by� si� zebra�. Chryste, jak�e by si� chcia�o strzepn�� mu ten szron z powiek! �eby cho� ta nadprzewodz�ca kula si� obejrza�a!... Cholera! Jak tu zimno... Larry Niven Dziurawiec Pewnego dnia Mars przestanie istnie�. Andrew Lear m�wi, �e rozpocznie si� to gwa�townymi wstrz�sami i sko�czy nagle, w par� godzin albo dni p�niej. Powinien by� to przewidzie�. To wszystko jego wina. Lear m�wi r�wnie�, �e zanim do tego dojdzie, up�yn� jeszcze lata, a mo�e nawet stulecia. Zostali�my wi�c. Lear i my wszyscy. Badamy baz� obcych staraj�c si� zg��bi� jej tajemnice, gdy tymczasem �wiat, na kt�rym przebywamy jest powoli po�erany od �rodka. Wystarczaj�cy pow�d, aby dr�czy�y cz�owieka koszmary. To Lear odkry� baz� obcych. Dotarli�my do Marsa: czternastu ludzi, st�oczonych w wyposa�onym w uk�ady do podtrzymania �ycia, bulwiastym przedziale za�ogowym ?Percivala Lovella". Nie spiesz�c si� kr��yli�my po orbicie poprawiaj�c nasze mapy i szukaj�c czego�, co mog�y przeoczy� lataj�ce tu od trzydziestu lat sondy Mariner. Mi�dzy innymi nanosili�my na mapy maskony. Podobne koncentracje masy, wyst�puj�ce pod ksi�ycowymi morzami powsta�y niemal z pewno�ci� w wyniku zderze� z asteroidami - ogromnymi skalnymi bry�ami spadaj�cymi bezg�o�nie z nieba i uderzaj�cymi w powierzchni� z energi� tysi�cy bomb j�drowych. Mars od czterech miliard�w lat przedziera� si� przez pas asteroid�w. Na Marsie musia�y wyst�powa� wi�ksze i lepsze maskony. Gdyby tak by�o, oddzia�ywa�yby one na nasz� orbit�. Andrew Lear pracowa� wi�c bez wytchnienia, obserwuj�c uwa�nie drgania pisak�w po papierze rejestracyjnym. Czujnik z aparatur� lecia�, wiruj�c, obok ?Percivala Lovella". Jego cienka skorupa kry�a pozornie prosty, wywa�ony uk�ad d�wigni dwuramiennej Czo�owy Detektor Masy. Jego drgania by�y przenoszone na map� za po�rednictwem pisak�w. Nad Sirbonis Palus pisaki zacz�y wykre�la� dziwne krzywe. Kto inny by zakl�� i stara� si� je uspokoi�. Andrew Leara to zjawisko zaintrygowa�o. Pomy�la� chwil� i wys�a� do unosz�cej si� w pr�ni sondy sygna� wstrzymuj�cy jej ruch wirowy. Przy sporz�dzaniu mapy stacjonarnej sonda musia�a si� obraca�. Teraz kre�li�a ona zwyk�� sinusoid�. Lear zerwa� si� z fotela i ruszy� biegiem do kapitana Childreya. Biegiem? Przypomina�o to raczej wyczyny na trapezie. Lear podci�ga� si� za uchwyty, odbija� nogami od �cian, hamowa� ostro wyci�gni�tymi przed siebie d�o�mi i stopami. Gdy cz�owiek si� spieszy, poruszanie si� w stanie niewa�ko�ci jest ci�k� har�wk�, a Lear by� czterdziestoletnim astrofizykiem, nie atlet�. Gdy dotar� wreszcie do ba�ki ster�wki, by� porz�dnie zdyszany i nie m�g� wydoby� z siebie g�osu. Childrey - kt�ry by� atlet� - czeka� cierpliwie, spogl�daj�c z pogardliwym u�mieszkiem na �api�cego oddech Leara. Ju� od dawna uwa�a� Leara za stukni�tego. S�owa Leara tylko utwierdzi�y go w tym przekonaniu. - Sygna�y wysy�ane za pomoc� grawitacji? Doktorze Lear, prosz� nie zawraca� mi g�owy swoimi dziwacznymi pomys�ami. Jestem zaj�ty. Wszyscy jeste�my zaj�ci. To nie by�o fair. Niekt�re z pasji Leara by�y szczeg�lne: generatory grawitacji, czarne dziury. Uwa�a�, �e powinni�my szuka� sfer Dysona: gwiazd otoczonych ca�kowicie sztuczn� pow�ok�. S�dzi�, �e masa i bezw�adno�� to dwie oddzielne sprawy, �e powinno by� mo�liwe wyssanie bezw�adno�ci, powiedzmy ze statku kosmicznego i uczynienie go przez to zdolnym do osi�gni�cia w przeci�gu kilku minut pr�dko�ci r�wnej niemal pr�dko�ci �wiat�a. By� marzycielem o szeroko otwartych oczach, a kiedy si� podnieci�, mia� tendencj� do odchodzenia od tematu. - Nie rozumiesz - powiedzia� do Childreya. - Promieniowanie grawitacyjne jest trudniejsze do zablokowania od fal elektromagnetycznych. Modulowane fale grawitacyjne by�yby �atwe do wykrycia. Rozwini�te cywilizacje w galaktyce mog� porozumiewa� si� w�a�nie za po�rednictwem grawitacji. Niekt�re z nich mog� nawet modulowa� pulsary - wprawia� w ruch obrotowy gwiazdy neutronowe. Nie wzi�cie tego pod uwag� sta�o si� przyczyn� niepowodzenia projektu Ozma: szukali tylko sygna��w w spektrum elektromagnetycznym. - Jasne - roze�mia� si� Childrey - twoi kumple u�ywaj� gwiazd neutronowych do przesy�ania ci wiadomo�ci. Co to ma wsp�lnego z nami? - No to zobacz! - Lear wyci�gn�� przed siebie ta�m� cieniutkiego, niemal niewa�kiego papieru, kt�r� oddar� przed chwil� od rejestratora. - Zdj��em to nad Sirbonis Palus. Uwa�am, �e powinni�my tam wyl�dowa�. - Jak bardzo dobrze wiesz, l�dujemy na Mare Ciminerium. L�downik jest ju� przygotowany i gotowy do wys�ania na powierzchnie. Doktorze Lear, sp�dzili�my cztery dni na sporz�dzaniu mapy tego obszaru. Jest p�aski. Le�y w rejonie zielono-br�zowym. Za miesi�c, gdy nadejdzie wiosna, przekonamy si�, czy wyst�puje tam �ycie! Wszyscy opr�cz ciebie popieraj� ten plan. Przed sob� Lear trzyma� wci��, jak tarcz�, arkusz papieru rejestracyjnego. - Prosz� ci�. Zr�bmy chocia� jeszcze jedno okr��enie nad Sirbonis Palus. Childrey zgodzi� si� na dodatkowe okr��enie. By� mo�e przekona�y go sinusoidy, by� mo�e nie. Mog�a nim powodowa� ch�� nara�enia Leara reszcie za�ogi. Ale podczas kolejnego przelotu nad Sirbonis Palus dostrze�ono tam male�ki, okr�g�y tw�r. Wska�nik masy Leara znowu kre�li� sinusoidy. Obcych nie by�o. Przez kilka pierwszych miesi�cy spodziewali�my si� w ka�dej chwili ich powrotu. Aparatura w bazie pracowa�a sprawnie i bez zarzutu, jak gdyby jej w�a�ciciele dopiero co wyszli. Baza przypomina�a kszta�tem odwr�con� do g�ry dnem, wysok� na dwa pi�tra brytfann� i nie mia�a okien. Wype�niaj�ca j� atmosfera nadawa�a si� do oddychania i przypomina�a sk�adem powietrze ziemskie na wysoko�ci trzech mil, zawiera�a jednak wi�cej tlenu. Atmosfera Marsa by�a o wiele rzadsza i truj�ca. Najwyra�niej nie pochodzili z Marsa. �ciany by�y grube i g��boko skorodowane. Pochylone do wewn�trz, utrzymywa�y si� dzi�ki panuj�cemu wewn�trz ci�nieniu. Strop by� nieco cie�szy i wa�y� akurat tyle, aby zdo�a�o go podtrzyma� wewn�trzne ci�nienie. Zar�wno strop, jak i �ciany wykonano ze stopionego marsja�skiego py�u. Instalacja ogrzewaj�ca ci�gle dzia�a�a. Stanowi�a ona jednocze�nie instalacj� o�wietleniow�: siatki w suficie jarzy�y si� ceglasto-czerwonym �wiat�em. W bazie by�o zawsze o dziesi�� stopni za ciep�o. Przez prawie tydzie� nie mogli�my odnale�� wy��cznik�w, skrytych za zaryglowanymi p�ytkami. System klimatyzacyjny, dop�ki si� z nim nie uporali�my, wci�� dmucha� porywistymi wiatrami. Z tego, co zostawili, mogli�my sporo na ich temat wnioskowa�. Prawdopodobnie przybyli ze �wiata mniejszego od Ziemi, obiegaj�cego w niewielkiej odleg�o�ci czerwonego karla. Znajduj�c si� na tyle blisko, aby otrzyma� wystarczaj�c� ilo�� ciep�a, planeta ta musia�a pozostawa� w ucisku pot�nych si� p�ywowych, kt�re trzyma�y j� skierowan� wiecznie jedn� stron� ku macierzystemu s�o�cu. Cywilizacja obcych musia�a si� rozwin�� na o�wietlonej p�kuli w czerwonym blasku nieko�cz�cego si� dnia i �y� po�r�d szalej�cych bez ustanku wichr�w, rodz�cych si� na granicy dnia i nocy. Nie odczuwali te� potrzeby intymno�ci. Jedynymi przej�ciami posiadaj�cymi drzwi by�y �luzy powietrzne. Pi�tro od parteru oddziela�a metalowa, sze�ciok�tna kratownica, tak, �e kto� przebywaj�cy na g�rnej kondygnacji nie by� zas�oni�ty przed wzrokiem towarzyszy pozostaj�cych na dole. Sypialnie stanowi� robi�cy du�e wra�enie, rozci�gaj�cy si� od �ciany do �ciany wype�niony rt�ci� materac. Pomieszczenia by�y zbyt ciasne i zagracone, meble i aparatura ustawione zbyt blisko przej��, na skutek czego z pocz�tku wci�� obijali�my sobie kolana i �okcie. Sufity na obu kondygnacjach znajdowa�y si� na wysoko�ci nieca�ych sze�ciu st�p, zmuszaj�c nas do odruchowego schylania si�, chocia� niekt�rzy z nas byli dostatecznie niscy, aby m�c si� wyprostowa� bez obawy uderzenia g�ow� o strop. Odruch. Lear mia� jednak akurat taki wzrost, �e gdziekolwiek w bazie wyprostowa� si� zbyt gwa�townie, wali� g�ow� w sufit. Wywnioskowali�my z tego, �e musieli by� ni�si od ludzi, mimo i� ich wy�cie�ane �awy wygl�da�y na przystosowane do wielko�ci cz�owieka. By� mo�e odmiennie my�leli - ich psychika nie potrzebowa�a przestrzeni �yciowej. Na statku nie by�o zbyt wygodnie. Teraz to. Pobyt w bazie doprowadza� nas do klaustrofobii. Byle iskierka wystarcza�a, by cz�owiek traci� nad sob� panowanie. Dw�ch z nas nie potrafi�o si� przystosowa� do zaistnia�ej sytuacji. Lear i Childrey pochodzili jakby z r�nych planet. Dla Childreya systematyczno�� by�a obowi�zkiem. M�g� ni� obdarzy� nas wszystkich. To w�a�nie Childrey wprowadzi� podczas tych d�ugich miesi�cy na pok�adzie ?Percivala Lovella" codzienne obowi�zkowe �wiczenia gimnastyczne. Nikomu nie pozwala� opuszcza� tych zaj��. W ko�cu przestali�my nawet tego pr�bowa�. No i dobrze. Te �wiczenia trzyma�y nas przy �yciu. Nie by�a to przecie� gimnastyka, jak� co dzie� uprawia ka�dy w normalnej grawitacji, przechadzaj�c si� po pokoju dla rozprostowania ko�ci. Ale po miesi�cu sp�dzonym na Marsie Childrey jako jedyny paradowa� w ciep�ej bazie obcych ca�kowicie ubrany. Niekt�rzy z nas traktowali to jako przekora i mo�e mieli racje, poniewa� pierwszym, kt�ry na dobre rozsta� si� z koszul� by� Lear. W mesie Childrey sprawdza� skrupulatnie, czy na jego sztu�cach nie pozosta�y kropelki wody, po czym uk�ada� je idealnie r�wnolegle. Na Ziemi zwyczaje Andrew Leara nie by�yby niczym wi�cej ni�. cech� charakteru. W po�piechu potrafi� za�o�y� skarpetki nie od pary. Je�li poch�on�o go co� interesuj�cego, m�g� od�o�y� na dzie� lub dwa u�ycie zmywarki do naczy�. Wola� dom, kt�ry wygl�da� na zamieszka�y. Bo�e zlituj si� nad gosposi�, kt�ra stara�a si� sprz�ta� jego gabinet. Nigdy potem nie m�g� nic znale��. By� genialnym, ale nieobliczalnym cz�owiekiem. Jego nawyki zmieni�oby mo�e uprawianie szybownictwa albo p�etwo nurkowanie w tych dyscyplinach cz�owiek uczy si� nie zapomina� o najdrobniejszych szczeg�ach - ale nigdy go one nie poci�ga�y. Wyprawa na Marsa by�a czym�, czemu on po prostu nie potrafi� si� oprze�. A szkoda, poniewa� brak systematyczno�ci w kosmosie mo�e kosztowa� �ycie. Nie zostawia si� otwartego rozporka w skafandrze pr�niowym. Miesi�c po wyl�dowaniu Childrey przy�apa� na tym Leara. ?Rozporek" w skafandrze pr�niowym jest rurk� z mi�kkiej gumy nasuni�t� na cz�onek. Prowadzi ona do p�cherza, na kt�rym znajduje si� zacisk spr�ynowy. Aby z niego skorzysta� otwiera si� zacisk. Po za�atwieniu potrzeby zamyka si� zacisk i otwiera kurek zewn�trzny, aby opr�ni� p�cherz. Podobne konstrukcje dla kobiet zawieraj� cewnik, kt�ry jest szkaradnie niewygodny. S�dz�, �e konstruktorzy jeszcze nad tym popracuj�. Nie jest w porz�dku, je�li zagradza si� po�owie ludzko�ci droga do tego, do czego zosta�a stworzona. Lear na�ogowo uprawia� d�ugie spacery. Uwielbia� krajobraz marsja�skiej pustyni - surowy fiolet nieba, �agodn� mgie�ka wiruj�cego, pomara�czowego py�u, wyra�ny, bliski horyzont, bezgraniczn� pustka. Wi�cej - Lear potrzebowa� przestrzeni. Ca�y czas pracy sp�dza� nad komunikatorem obcych w pomieszczeniu, w kt�rym sufit by� zbyt blisko jego g�owy, a wszystko inne zbyt blisko jego ko�cistych �okci. Wraca� z samotnego spaceru i spotka� wychodz�cego Childreya. Childrey zauwa�y�, �e kurek spustowy w skafandrze Leara jest otwarty, a spr�yna p�kni�ta. Lear by� na zewn�trz kilka godzin. Gdyby pr�bowa� odda� mocz, m�g�by wykrwawi� si� na �mier� poprzez rozerwane w pr�ni cia�o. Nigdy nie dowiedzieli�my si�, co Childrey nagada� mu tam na zewn�trz, w ka�dym razie Lear wszed� do �rodka zaczerwieniony po uszy, mrucz�c co� pod nosem. Nie chcia� z nikim rozmawia�. Psycholodzy z NASA nie powinni puszcza� ich obu na tak ma�� planeta. M�dry cz�owiek po szkodzie, prawda? Jednak i Lear, i Childrey byli najlepszymi kandydatami pod wzgl�dem fachowo�ci oraz id�cego z ni� w parze stanu zdrowia, gwarantuj�cego przetrwanie podr�y. Rozwa�ano r�wnie� kandydatury astrofizyk�w tak samo kompetentnych i tak samo s�awnych jak Lear, byli oni jednak o dziesi�ciolecia od niego starsi. Za Childreyem przemawia�o natomiast tysi�c godzin wylatanych w kosmosie. By� on jednym z ostatnich ludzi na Ksi�ycu. My wszyscy byli�my, ka�dy z osobna, najlepszymi mo�liwymi kandydatami. To by� cholerny wstyd. Tak jak wszystko inne w bazie, obcy pozostawili komunikator pracuj�cy. S�dz�c z odchylaj�cych si� na zewn�trz, wspieraj�cych go grubych kolumn musia� by� cholernie masywny. By� to ogromny pojemnik, na tyle du�y, �e aby go pomie�ci� budowniczowie bazy musieli przewidzie� spore wybrzuszenie w stropie. Dzi�ki temu wybrzuszeniu Lear mia� oko�o metra kwadratowego powierzchni, na kt�rej m�g� si� wyprostowa�. Nawet Lear nie mia� poj�cia dlaczego umieszczono komunikator na drugiej kondygnacji. M�g� on przecie� wysy�a� sygna�y z parteru albo nawet przez bry�� planety. Lear przekona� si� o tym, kiedy, wiedz�c ju� sporo, bada� urz�dzenie. Nada� wiadomo�� w kodzie Morse'a do Detektora Masy na pok�adzie ?Percivala Lovella", kt�ry znajdowa� si� wtedy po przeciwnej stronie Marsa. Lear ustawi� Detektor Masy obok komunikatora na bardzo skomplikowanej platformie, kt�ra mia�a zabezpieczy� go przed wibracjami. Detektor wykre�li� fale o tak ostrych wierzcho�kach, �e niekt�rym z nas wydawa�o si�, i� czuj� wysy�ane przez komunikator promieniowanie grawitacyjne. Lear by� zakochany w tym urz�dzeniu. Nie przychodzi� na posi�ki. Kiedy jad�, zachowywa� si� jak wyg�odnia�y wilk. - Tam w �rodku jest ci�ka masa punktowa - przem�wi� do nas z ustami pe�nymi jedzenia w dwa miesi�ce po wyl�dowaniu. - To urz�dzenie wprawia j� w drgania o wysokiej cz�stotliwo�ci za pomoc� p�l elektromagnetycznych. Patrzcie - pochwyci� tubk� pasty z tu�czyka i wyci�gn�� j� przed siebie. Pomacha� ni� gwa�townie. G�owy siedz�cych przy zygzakowatym stole zwr�ci�y si� ku niemu. - Wytwarzam teraz fale grawitacyjne, ale s� one zbyt s�abe, bo tubka jest za du�a i ich amplituda r�wna si� prawie zeru. W tym urz�dzeniu znajduje si� co� naprawd� g�stego i masywnego, a na utrzymanie tego tam zu�ywane jest od cholery energii. - Co to jest? - spyta� kto�. - Neutronium? Tak jak w sercu gwiazdy neutronowej ? Lear potrz�sn�� g�ow� i wepchn�� do ust nast�pn� porcj� posi�ku. - Neutronium takich rozmiar�w nie by�oby stabilne. S�dz�, �e to jest kwantowa czarna dziura. Nie wiem jeszcze jak zmierzy� jej masa. . - Kwantowa czarna dziura? - spyta�em. Lear z zapa�em pokiwa� g�ow�. - Mia�em szcz�cie. Wiecie, �e by�em przeciwny wyprawie na Marsa. Za zainwestowane w to przedsi�wzi�cie pieni�dze mogliby�my dokona� du�o wi�cej badaj�c asteroidy. Mogliby�my, mi�dzy innymi, stwierdzi�, czy naprawd� wyst�puj� tam kwantowe czarne dziury. Ale ta jest ju� z�owiona. - Wsta� od sto�u uwa�aj�c na g�owa, odsun�� tace i wr�ci� do swych zaj��. Pami�tam, �e patrzyli�my jeden na drugiego poprzez zygzakowaty st� w mesie. Potem ci�gn�li�my losy... i przegra�em. Tego samego dnia, w kt�rym Lear zostawi� otwarty kurek w swoim skafandrze, Childrey na�o�y� na niego restrykcje. Lear nie m�g� opu�ci� bazy bez eskorty. Lear ceni� sobie samotno�� tych spacer�w, ale to by�o co� gorszego. Childrey przedstawi� mu list� ludzi, z kt�rymi m�g� wychodzi� na zewn�trz - sze�ciu ludzi, co do kt�rych Childrey m�g� mie� pewno��, �e dopilnuj�, aby Lear nie zrobi� czego� niebezpiecznego sobie albo innym. Rozumie si�, �e byli to ludzie najbardziej do�wiadczeni w sprawach przetrwania w warunkach kosmicznych, podporz�dkowuj�cy si� bez zastrze�e� narzuconej przez Childreya dyscyplinie, najmniej sk�onni do sympatyzowania z trybem �ycia Leara. R�wnie dobrze Lear m�g� poprosi� samego Childreya, �eby z nim spacerowa�. Ju� nigdy nie wyszed�. Dobrze wiedzia�em, gdzie go szuka�. Przystan��em pod nim, spogl�daj�c w g�ry przez kratownice stropu. Sko�czy� ju� prawie demonta� os�on ochronnych, zainstalowanych wok� generatora fal grawitacyjnych. To co si� spoza nich wy�oni�o, przypomina�o troch� kawa�ek komputera, troch� cewki elektromagnetyczne, a kwadratowa tablica przycisk�w mog�a by� rodzajem maszyny do pisania obcych. Lear stara� si� prze�ledzi� uk�ad po��cze� bez zdzierania izolacji z przewod�w, pos�uguj�c si� w tym celu indukcyjnym czujnikiem magnetycznym. - Jak ci leci? - zawo�a�em. - Nie bardzo - odpar�. - Izolacja wygl�da mi na stuprocentow�. Boj� si� j� zdejmowa�. Trudno przewidzie� jak wielka energia p�ynie tymi przewodami, skoro potrzebuj� tak dobrego ekranowania. - U�miechn�� si� patrz�c na mnie z g�ry. - Co� ci poka��. - Co? Prze��czy� d�wigienka nad ciemnoszar�, okr�g�� p�ytk�. - To jest mikrofon. Zaj�o mi troch� czasu, zanim go znalaz�em. M�wi Andrew Lear do ka�dego, kto mo�e mnie s�ysze�. - W��czy� mikrofon, potem oddar� kawa�ek papieru rejestracyjnego od Wska�nika Masy i pokaza� mi zakr�tasy, przecinaj�ce g�adk� sinusoid�. - Zobacz. To d�wi�k mojego g�osu na�o�ony na promieniowanie grawitacyjne. Nie zaniknie, dop�ki nie osi�gnie kra�c�w wszech�wiata. - Lear, wspomnia�e� tam w mesie o kwantowych czarnych dziurach. Co to jest kwantowa czarna dziura? - Hmmm. Wiesz przecie� co to jest czarna dziura. - Jasne. - Lear u�wiadamia� nas szczeg�owo podczas miesi�cy sp�dzonych na pok�adzie ?Percivala Lovella". Kiedy niezbyt masywna gwiazda wyczerpie swoje nuklearne paliwo, zapada si� w siebie, przekszta�caj�c si� w bia�ego kar�a. Gwiazda ci�sza - powiedzmy 1,44 masy S�o�ca - mo�e kurczy� si� po wypaleniu paliwa a� osi�gnie �rednic� dziesi�ciu kilometr�w i wtedy b�dzie si� sk�ada�a jedynie z upakowanych ciasno, jeden przy drugim, neutron�w - najg�stszej materii w tym wszech�wiecie. Ale wielkie gwiazdy id� w tym jeszcze dalej. Kiedy naprawd� masywna gwiazda starzeje si�... kiedy panuj�ce w jej wn�trzu ci�nienie gazu i promieniowania staje si� zbyt s�abe, aby podtrzyma� warstwy zewn�trzne, zapadaj�ce si� pod wp�ywem w�asnej, potwornej grawitacji gwiazdy... wtedy mo�e si� ona skurczy� ca�kowicie, dop�ki grawitacja nie stanie si� wi�ksza od jakiejkolwiek innej si�y, dop�ki nie zostanie spr�ona poza promie� Schwarzschilda, i w rezultacie opuszcza wszech�wiat. Co dzieje si� z ni� p�niej nie wiadomo. Promie� Schwarzschilda jest granic�, po przekroczeniu kt�rej nic nie mo�e si� wydosta� ze studni grawitacyjnej, nawet �wiat�o. Gwiazda przestaje zatem istnie�, ale jej masa pozostaje bez�wietln� dziur� w przestrzeni kosmicznej, by� mo�e dziur� prowadz�c� do innego wszech�wiata. - Czarn� dziur� mo�e pozostawi� po sobie zapadaj�ca si� gwiazda - powiedzia� Lear. - Mog� istnie� wi�ksze czarne dziury, ca�e galaktyki, kt�re zapad�y si� w siebie, ale obecnie nie ma innego sposobu, w kt�ry czarna dziura mo�e powsta�. - A wi�c? .. - By� czas, kiedy mog�y si� tworzy� czarne dziury o dowolnych wymiarach. By�o to podczas Big Bangu - wybuchu, kt�ry da� pocz�tek rozszerzaj�cemu si� wszech�wiatowi. Si�y wywo�ane t� eksplozj� mog�y spr�y� lokalne zawirowania materii poza promie� Schwarzschilda. To co z tego powsta�o - w ka�dym razie te najmniejsze - nazywamy kwantowymi czarnymi dziurami. I wtedy us�ysza�em za sob� charakterystyczny �miech kapitana Childreya. Bry�a komunikatora zas�ania�a go przed wzrokiem Leara, a ja nie s�ysza�em jak nadchodzi�. - A konkretnie, o jak du�ych dziurach m�wisz? Czy m�g�bym tak� wzi�� w r�k� i rzuci� ni� w ciebie? - Znik�by� w dziurze o takich rozmiarach - odpar� powa�nie Lear. - Czarna dziura o masie Ziemi mia�aby tylko centymetr �rednicy. Nie, ja m�wi o dziurach, kt�rych masa niewiele przekracza 10 ^15 grama. Taka mo�e si� znajdowa� w �rodku S�o�ca... - Eee... ! Lear stara� si� jak m�g�. Nie lubi�, kiedy robiono z niego wariata, ale nie wiedzia� jak po�o�y� temu kres. Zachowywanie powagi nie by�o dobrym wyj�ciem z sytuacji, ale nie zdawa� sobie z tego sprawy. - We�my czarn� dziur� o masie 10^11 grama i �rednicy 10^-11 centymetra. Poch�ania�aby ona kilka atom�w dziennie. - No, no! Przynajmniej wiesz gdzie jej szuka�. Teraz zosta�o ci tylko p�j�� po ni�. Lear, wci�� zachowuj�c powaga, skin�� g�ow�. - Kwantowe czarne dziury mog� wyst�powa� w asteroidach. Ma�y asteroid m�g�by dosy� �atwo przyci�gn�� kwantow� czarn� dziur�, zw�aszcza gdyby posiada� jaki� �adunek. Czarna dziura mo�e by� obdarzona �adunkiem, wiesz.. - Jaaaasne. - Wystarczy�oby nam tylko sprawdzi� ma�y asteroid Detektorem Masy. Je�li jego masa by�aby wi�ksza ni� powinna, odci�gn�liby�my go na bok i zobaczyli, czy pozostawia za sob� czarn� dziur�. - Musia�by� mie� maciupcie oczka, �eby dostrzec co� tak ma�ego. A co by� z ni� zrobi�? - �aduje si� j�, je�li jeszcze nie jest na�adowana, i manipuluje potem za pomoc� p�l elektromagnetycznych. Mo�na wprawi� j� w drgania dla wytworzenia fal grawitacyjnych. Wydaje mi si�, �e mam tutaj tak� - m�wi�c to poklepa� komunikator obcych. - Jaaaasne - powiedzia� Childrey i odszed�, zanosz�c si� �miechem. Po tygodniu nikt w bazie nie nazywa� Leara inaczej jak ?Dziurawcem" - cz�owiekiem z czarn� dziur� zamiast g�owy. Nie brzmia�o to zabawnie, kiedy opowiada� mi o tym Lear. Bogata r�norodno�� wszech�wiata... ale w ustach Childreya opowiadanie o czarnej dziurze w Skrzynce do Wszystkiego Leara wywo�ywa�o powszechn� weso�o��. Prosz� tego �le nie zrozumie�: Childrey rozumia� wszystko, o czym m�wi� Lear. Childrey nie by� g�upcem. On tylko uwa�a� Leara za stukni�tego. Pozostaj�c w�r�d ludzi wykszta�conych nie m�g� sobie pozwoli� na naigrywanie si� z Leara nie wiedz�c dok�adnie czym si� on zajmuje. Tymczasem prace post�powa�y naprz�d. W pobli�u bazy znajdowa�y si� g��bokie po kolana sadzawki marsja�skiego py�u - fascynuj�cej substancji, wystarczaj�co rozdrobnionej, aby zachowywa� si� jak lepki olej. Brodzenie po nich nie grozi�o niebezpiecze�stwem, ale by�o ci�k� har�wk� i unikali�my tego. Pewnego dnia Brace brodz�c w najbli�szym bazy bajorze zacz�� maca� wok� siebie pod powierzchni� py�u. Przeczucie, m�wi� p�niej. Wygramoli� si� na brzeg z jakimi� prze�artymi, niby plastykowymi pojemnikami. Obcy zrobili sobie z sadzawki d� na �mieci. Z analiz� chemiczn� materia��w znalezionych w bazie mieli�my nieco szcz�cia. By�y praktycznie niezniszczalne. Dowiedzieli�my si� troch� wi�cej o organizmach go�ci z kosmosu. Pozostawili swoje �lady na sto�ach i komunalnym materacu. W tych pr�bkach znale�li�my wi�kszo�� sk�adnik�w chemicznych protoplazmy, ale Arsvey nie odkry� w nich nawet �lad�w DNA. Nic dziwnego, powiedzia�. Musz� istnie� inne gigantyczne moleku�y organiczne, nadaj�ce si� do kodowania genetycznego. Obcy pozostawili po sobie tony notatek. Pisma nie zdo�ali�my, oczywi�cie, odcyfrowa�, ale studiowali�my fotografie i wykresy. Wiele z nich dotyczy�o antropologii ! Obcy badali Ziemi� podczas pierwszej Ery Lodowcowej. �aden z nas nie by� antropologiem i to by� cholerny wstyd. Nie wiedzieli�my nawet, czy znale�li�my co� nowego. Wszystko, co mogli�my zrobi�, to sfotografowa� ca�y materia� i przes�a� go drog� radiow� na ?Lovella". Jedno by�o pewne: obcy odeszli st�d bardzo dawno, pozostawiaj�c dzia�aj�c� instalacj� o�wietleniow� i klimatyzacyjn� oraz wysy�aj�cy fal� no�n� komunikator. Dla nas? Dla kogo innego? Istnia�a jeszcze alter