5281

Szczegóły
Tytuł 5281
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5281 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5281 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5281 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

S�awomir Mrugowski Za cen� najwy�sz�... I Po �wi�cie Jary�y usta�y deszcze i z nieba sp�yn�� �ar. W borze wia� ciep�y wiatr. Nagrzane, wilgotne powietrze pachnia�o zio�ami i �ywic�. D�ugie, kre�niowe dni t�tni�y �yciem, brzmia�y d�wi�kami god�w. Wiosna dojrza�a w bogactwie barw i kszta�t�w. Rankiem niebo zap�on�o ognist� �un�. W lesie wi�y si� jeszcze mg�y, ale wiatr rozgarnia� tuman. Wydobywa� z mlecznej zas�ony obsypane �wie�ym listowiem leszczyny, przejrzyste k�py jasnych brz�z, spl�tane konary �wierk�w i modrzewi. Po�r�d zielonej runi poszycia wi�a si� cienka nitka traktu. Droga wy�ania�a si� z lasu w�r�d jarz�bin, lebiody i czarnego bzu. Prowadzi�a w d�, ku rzece. Z krzak�w rosn�cych na skraju boru dobiega�o g�o�ne �wierkanie. Stado wr�bli zerwa�o si� nagle. Zadudni�a ziemia. Rozleg� si� plusk rozchlapywanych ka�u� i parskanie koni. Krzyki poganiaj�cych odbi�y si� echem w�r�d drzew. Zza krzew�w galopem wyjecha�a dw�jka konnych. Przed je�d�cami teren opada�. Wstrzymali horze na skraju skarpy. Konie z r�eniem zapar�y si� w ziemi�. Rozgrzeba�y kopytami �ci�k�. Boki wierzch�w parowa�y. Starszy z m�czyzn zsun�� si� z grzbietu karej klaczy. Poprawi� nied�wiedzie futro okrywaj�ce plecy i rozsznurowa� kubrak. Szeroka pier� zmoczona by�a od potu. Przy boku zwiesza� si� miecz w pochwie obci�gni�tej �mijow� sk�r�. Podszed� nad brzeg urwiska. W dole rozci�ga�a si� podmok�a �ozina. Si�ga�a a� do rzeki. Na surowej twarzy wojownika zagra�y mi�nie. By� niespokojny. - Grz�sko... - spojrza� na ch�opaka siedz�cego na srokatym wierzchu. Od ust m�okosa unosi�y si� strz�pki pary. Niedorostek drgn��. Odgarn�� jasne w�osy na kubrak z wilczych sk�r. - Potopi� si�, czy wpa�� w �apy radymirowym... Wszystko lepsze od ch�opskiej pomsty - jego g�os �ama� si�. Z g��bi boru odezwa�y si� krzyki. - Ch�opy za Note� nie p�jd�. Boj� si� wodnik�w i topielic na bagnach... - Starszy otar� ros� z w�s�w pod orlim nosem. - ...A cho�by i poszli... - w jego oczach b�ysn�y ogniki szale�stwa. Odruchowo sprawdzi�, jak miecz suwa si� w jaszczurze. Podszed� do karej. Klacz zni�y�a �eb i wyci�gn�a szyj�. M�czyzna pog�adzi� j� po chrapach. - Ka�dy si� boi, Wirgo. Ka�dy, kto tylko ma krzt� wyobra�ni. Ch�opak opu�ci� g�ow�. - Widzia�em konaj�cych na palu. Sterczeli tak ca�ymi dniami... I zdychali opluci, bez st�p ob�artych przez psy... - Ja te� czuj� strach, ale ponad wszystko, do cholery, chc� prze�y� - starszy prychn�� gniewnie. Odrzuci� na plecy kasztanowe w�osy z wplecionymi paciorkami. Z wymachu nogi wskoczy� w siod�o. - Nienawidz� nas... Nienawidz� wszystkiego, co nie pasuje do ich �wiata, ale taka jest cena... - wychrypia�. Chwyci� cugle i spi�� konia. - ...Cena za wolno��. Najwy�sza cena, arko�czyku. - Cena za gonitw� bez celu, Strzygonia... - wyszepta� pod nosem ch�opak. Ruszyli w d� piaszczystego zbocza. Zza plec�w dochodzi�y ju� wyra�ne wrzaski nagonki. * Po majowych ulewach rzeka rozla�a si� szeroko. Zatopi�a cz�� lasu. Po�r�d olszyn b�yska�y s�oneczne refleksy odbite od tafli. Tam gdzie �wiat�o przedar�o si� przez korony, sp�ywa�o kaskadami i grza�o przyjemnie. Nad traktem drzewa tworzy�y zielone sklepienie. W ich koronach �piewa�y ptaki. M�czy�ni ub�oceni byli po brzuchy. Za nimi zosta�o nadrzeczne bagnisko. Zm�czeni, jechali wolno. Zasadzk� dostrzegli z daleka. Czekali na nich na rozstajach. Trzech zwalistych dr�gali gra�o w ko�ci. K��cili si� g�o�no. Ich niewysokie, kr�pe konie pas�y si� opodal. Przy osi�kach wygl�da�y niczym wyro�ni�te psy. Czwarty, niewysoki chudzielec o zapad�ej klatce, kima� siedz�c na siwej chabecie. Obudzony odrzuci� po�� d�ugiego p�aszcza. Podni�s� ma�� g�ow� wygolon� nad uszami. Jego twarz przeci�ta by�a �le zro�ni�t� blizn�. Kiedy dostrzeg� wojownika na karej klaczy, u�miechn�� si� sztucznie. Strzygonia wstrzyma� horza niedaleko chudzielca i jego ludzi. - Wi�c jednak... - szramiasty wspar� si� na ��ku zdobionym srebrnymi guzami. W�skie barki zw�zi�y si� jeszcze bardziej. Bufiaste ramiona kaftana opad�y w okolice �okci. W fa�dach znik� medalion ze znakiem ognia. - Wczoraj mia�em sen, a dzi� nieuchwytny Strzygonia w moich r�kach. Rado�� widzie�, ale jak m�wi� - nosi� strzyg razy kilka... - jego cienki g�os lekko dr�a�. Uni�s� brwi. - Dobrze sprawili si� kmiecie. Pognali ci� jak prosi� na rze�. Jeste� �cigany, za krwawe rozboje i gwa�ty skazany na pal... Tyle szumu, a� bierze zazdro��. Obros�e� legend�, najemniku. �al, �e tak si� to sko�czy. Ciekawo��, czy bardzo ci b�dzie do twarzy z dr�giem w rzyci - chudzielec zarechota� nerwowo. Szybko spowa�nia�. - Za twoj� g�ow� vlad Radymir daje maj�tek. Od zesz�ej jesieni odbierasz mi s�aw�, ale szcz�cie dzi� sprzyja mnie! - Szcz�cie nie ma tu nic do rzeczy, S�owik - mrukn�� Strzygonia. Czu� jak krew �ywiej zaczyna kr��y� w �y�ach. S�ysza� jej szum. Przez rami� przebieg� dreszcz. Rozkoszowa� si� tym. - A o swoj� s�aw� mo�esz by� spokojny. Sprzeda�e� si� tak tanio. Zawsze by�e� kanali�, a teraz nie warto na ciebie splun��. - No, no... - szramiasty zasapa� si�. Spurpurowia�. Krew nabieg�a mu do twarzy i prawie trysn�a dziobami po ospie. - Dzia�am w majestacie... - zach�ysn�� si� - ...Ja, kurwa, jestem prawem! - zapiszcza�. - Jeste� s�aby - wycedzi� kasztanow�osy. - Do�� tego! Czas ci umiera�, Strzygu... - S�owik zeskoczy� z konia. B�oto chlapn�o spod chodak�w zako�czonych szykownymi czubami. Splami�o bufiaste zielonkawe hajdawery. Zadzwoni�y stalowe guzy rapci�w. Na nich przy kolanach zawis�a sablja zakrzywiona niczym kosa. - Momot, Go�ot - krzykn�� na swoich. - Wania! Trzech drab�w bez po�piechu wysz�o spomi�dzy drzew. Strzygonia potrz�sn�� g�ow�. Dwaj rudow�osi podobni byli do siebie jak krople wody. Ich chabrowe oczy nie pasowa�y do wrednych pysk�w. Trzeci, ze z�amanym nosem przyklejonym do policzka, splun�� w r�ce i zdj�� z plec�w miecz si�gaj�cy mu do piersi. - Z�a� - pisn�� w�ciekle S�owik. - Poniechaj - mrukn�� kasztanow�osy. - Wiele zyskasz... Ca�e �ycie. - Z�a� m�wi�! - Chudzielec wrza�. Strzygonia spojrza� z ukosa. - To twoje �ycie - zeskoczy� z kulbaki. Pog�adzi� klacz po chrapach. - Co dalej? - No... - Jeden z bli�niak�w siorbn�� i podrapa� si� po �bie. - Jak zwyczajnie... - jego twarz� szarpa� nerwowy tik. - Bra� go, kurwa! - krzykn�� S�owik. Z�o�� miesza�a mu zmys�y. Pierwszy natar� ten ze z�amanym nosem. Strzygonia klepn�� horza. Stan�� napastnikowi na drodze. Uchyli� si� w ostatniej chwili. Miecz Wani za�wista� ko�o ucha, rozr�ba� spr�chnia�y pie� za plecami najemnika. Strzygonia uderzy� pod �uchw�. W b�oto spad�a g�owa osi�ka od��czona od reszty kr�tkim ci�ciem. Bli�niacy spojrzeli na siebie. - Zabi� Waniuch�! - z niedowierzaniem j�kn�� rudzielec z tikiem. S�owik poblad�. - Podwajam stawk�! Podwajam... - wrzasn��. Momot westchn��. Skin�� na brata. Zaszli Strzygoni� z dw�ch stron. Uderzyli jednocze�nie, prostacko i wolno. Kasztanow�osy sparowa� bez trudu, odkr�ci� si�. M�g� ci�� w potylic�, ale nie chcia� ich zabija�. Po chwili Go�ot wypluwa� z�by oparty o drzewo. Momot wi� si� ze z�aman� piszczel�. - No, S�owik, masz pecha... - Strzygonia ruszy� w stron� szramiastego. - Czu� tu Kostuch�, ale to ci si� chyba nie wy�ni�o. �al, �e tak si� to sko�czy, bo ch�tnie bym zobaczy�, czy do twarzy ci z palem w dupie... - stan�� przed chudzielcem na d�ugo�� miecza. - ...I pieprzone szcz�cie nie ma do tego nic! - Nu�e... - wata�ka zrzuci� p�aszcz w b�oto i si�gn�� po sablj�. Na czo�o wyst�pi� mu pot. Zakr�ci� m�y�ca i przyj�� postaw� na ugi�tych nogach. Opar� p�az o rami� wolnej r�ki. Zata�czy� w przykl�ku i ci�� jadowicie na podbrzusze. Strzygonia z trudem odbi� zastaw�. Uderzy� pod pach�. Miecz musn�� odzienie S�owika. Ze�lizgn�� si� po medalionie. Kasztanow�osy cofn�� si� i ugi�� kolana. Prawie upad� potykaj�c si� o trupa Wani. Zachwianie uratowa�o mu �ycie. Sablja szramiastego przeci�a powietrze o cal od gard�a. Chudzielec spojrza� na miecz tkwi�cy w jego piersi. Z wyrazem zdziwienia sp�yn�� w b�oto. - Niespecjalnie si� narobi�e� - westchn�� najemnik. Z wyrzutem spojrza� na Wirgo. Arko�czyk poci�gn�� nosem. Kasztanow�osy przygni�t� nog� �cierwo S�owika i wyszarpn�� miecz. Chwyci� trupa za w�osy i doci�gn�� do pniaka le��cego przy drodze. Ch�opak spojrza� z odraz�. - Zarabiam na pieprzone �ycie - mrukn�� wojownik wyprzedzaj�c pytanie i odr�ba� S�owikowi g�ow�. Poni�s� j� do konia. Ten parskn�� i odwr�ci� �eb. Strzygonia wyj�� z juk�w parciany w�r i wrzuci� krwawy czerep. Pakunek przywi�za� do innych. II Zab�ocone kozieg�owskie uliczki pustosza�y po targu. Ostatni kupcy �adowali wozy. Dzieciaki biega�y z piskiem. Krad�y, co si� jeszcze da�o. We wsi trzaska�y zamykane okiennice. Od karczmy dobiega� huk. D�wi�ki b�bn�w, piszcza�ek i g�li splata�y si� z przekle�stwami. Pod zamtuzem kl�� pijany drwal. Dyszlem wali� kowala po �bie. Stajenni biegali jak poparzeni. Unikali fruwaj�cego dr�ga i ha�astry bez grosza. Przed furt� stodo�y zajechali dwaj konni. Jeden na plecy narzucone mia� nied�wiedzie futro. Jego kasztanowe w�osy z nanizanymi paciorkami zas�ania�y twarz o ostrych rysach i orlim nosie. Wiechcie pozlepianych w�s�w opada�y na brod� zaro�ni�t� szczecin�. Drugi nosi� szub� z wilczych sk�r si�gaj�c� ud. Kubrak �ci�gni�ty by� grubym pasem ze srebrnymi guzami. - Ile za oporz�dzenie? - starszy zeskoczy� z kulbaki. Chwyci� s�ug� za giez�o. - Oj... pu��cie pane... Ociec sk�r� z�oj�! - Zajmiesz si� ko�mi, wyczy�cisz i obroku dasz. - Ale�... - Zamilcz! - podci�gn�� ch�opaka w g�r�. Spojrzeli sobie w oczy. Dzieciak zamar� na widok szpetnej g�by nieznajomego. - Zrobi� co chcecie, tylko pu��cie... - wyb�ka�. M�czyzna postawi� pacho�ka. Rzuci� mieszek. - Starczy? Stajenny chwyci� w locie. Wyj�� spory bursztyn. - Starczy pane, oj starczy. Nie spuszcz� koni z oka i do najlepszej zagrody dam. - Wiem - nieznajomy i jego towarzysz szli ju� w stron� karczmy. Przystan�li przed samymi wrotami. Na d�bowych drzwiach przybita by�a deska z niedbale nagryzmolon� z�bat� besti� i upiorem upa�kanym wapnem. Pod postaciami wyskrobano co� na kszta�t g�ry z�ota. ��cie z k��czy kosa�ca mocno ju� wyp�owia�y. - To niby o nas?! - m�odzik w wilczej szubie naplu� na desk�. - My�lisz, �e poznaj�? - parskn�� starszy i pchn�� wierzeje. Weszli do ober�y. Huk i smr�d uderzy�y r�wnocze�nie. W �rodku muzyka zag�usza�a rozmowy. M�wi�cy przekrzykiwali muzyk�. Piersiaste karczmarki nosi�y trunki trzymaj�c kufle nad g�owami. Przepycha�y si� z wrzaskiem. Podpici go�cie pchali �apy do wdzi�k�w. W zaduchu �atwo by�o zemdle�, jeszcze �atwiej znale�� zaczepk�. M�czy�ni przedarli si� do najbli�szego sto�u. Jeden z siedz�cych sp�yn�� pod �aw�. Zrobi�o si� miejsce. Przed ich oczami pojawi�y si� piersi z trudem przytrzymywane przez gorset, nalana twarz dziewki i na ko�cu garnce obciekaj�ce pian�. Kasztanow�osy wsadzi� sztuk� srebra mi�dzy cycki. Puco�owata twarz schyli�a si� do jego ucha. - Przyjd� tu jeszcze... - us�ysza�. - Przyjd� - szepn�� nie odrywaj�c wzroku od dekoltu. Kiedy dziewka zamiataj�c sp�dnic� znikn�a w t�umie, spojrza� na ta�cz�cych. Po�rodku sali fruwa�y kolorowe wst��ki. Ponad g�owami wirowa�y chustki i warkocze. Pisk podrzucanych panien wplata� si� w jazgot kapeli. Dziewki podnosi�y w pl�sach giez�a. Ods�ania�y nogi i inne cuda. Strzygonia poczu� ciep�o rozlewaj�ce si� po ciele. Spojrza� na m�odzika. W oczach Wirgo b�yska�y iskry. Ci�ko by�o mu usiedzie�. Nog� wybija� rytm skocznego oberka. Pary wirowa�y w op�taniu. Sikorki wiesza�y si� na szyjach ch�opc�w. Szczeg�lnie dokazywa� jeden. Wszystkie by�y mu ch�tne. Wo�a�y: Grabczyku to, Grabczyku tamto. M�odzik za ka�dym razem wraca� do dziewki o d�ugich, prostych, ry�ych w�osach. Ta zwinno�ci� przy�miewa�a inne. �mia�a si� szczerze pokazuj�c bia�e z�by. Mia�a pi�kn� twarz o mi�kkich rysach i niewiarygodnie du�ych, czarnych oczach. Niesforne rude kosmyki spada�y jej na twarz. Odgarnia�a je ruchem szczup�ej d�oni o smuk�ych palcach. Robi�a to z naturalnym, zbyt naturalnym wdzi�kiem, czaruj�co oboj�tnie, od niechcenia. - W czepku urodzony, co...?! - chrz�kn�� �ysy pijaczyna siedz�cy naprzeciw. Po bosych nogach Strzygonia rozpozna� w nim szewca. Najemnik westchn��. Popi� ch�odnego piwa i star� pian� z w�s�w. Wirgo poczerwienia�. Wzrokiem wodzi� za ry��. - Id� - nie wytrzyma�. Spojrza� na Strzygoni�. - Ja zadbam o interesy - odpowiedzia� kasztanow�osy. Dopi� z garnca. Wzrokiem poszuka� w t�umie. Wreszcie u�miechn�� si�. Ruszy� w stron� �awy stoj�cej w k�cie ober�y. * D�bowy st� zastawiony by� �arciem. Grubas o czerwonej nalanej twarzy chrz�ka� i rechota�. Spocone, rzadkie w�osy zgarni�te znad uszu oblepia�y �ysin�. Na jego kolanach siedzia�a korpulentna dziewka. Obejmowa�a go go�ym ramieniem i �mia�a si� wniebog�osy. Broni�a si� przed r�k� zmierzaj�c� pod sp�dnic�. Po kolejnej nieudanej pr�bie, t�u�cioch chwyci� za dzban. Uni�s� go do ust. Gdy otworzy� ma�e, �wi�skie oczka, zach�ysn�� si�. Kaszl�c, prawie wyplu� p�uca. Jego g�ba nagle zblad�a. Z rozszerzonymi �renicami wpatrywa� si� w m�czyzn� stoj�cego po drugiej stronie blatu. - Strzygonia... na wszystkie diab�y... - wyj�ka� podnosz�c krzaczaste brwi. - Ty tutaj?! - zaskoczenie miesza�o si� na jego twarzy z przera�eniem. Odepchn�� bia�k�. - Precz! Dziewka fukaj�c zawin�a sp�dnic�. Grubas wskaza� miejsce. Nachyli� si� nad drewnian� mis� wype�nion� w�ochat� golonk�. - Jeste� �cigany... - szepn�� zas�aniaj�c usta pulchn� d�oni� ozdobion� sporymi pier�cieniami. - To nie ja, Mamlicz... - kasztanow�osy u�miechn�� si�. - Przecie� nie mam g�by napakowanej z�bami jak dratwy - doda�. - Komu kaza�e� malowa� takie g�upoty?! - Ja nie... - zaj�kn�� si� t�u�cioch. - Przyje�d�am w odwiedziny - Strzygonia spowa�nia�. - Jeste� mi co� winien. - No... - Mamlicz zmarszczy� idealnie wygolone fa�dy. - Poza kilkoma starymi d�ugami, zalegasz mi za sprz�tni�cie S�owika. Grubas nad�� si� i zblad� jeszcze bardziej. Na jego czole zal�ni�y kropelki potu. Palcami zacz�� uderza� o blat. - On... nie �yje?! - wyb�ka� os�upia�y. - Mog�e� nas�a� kogo� lepszego. Poczu�bym si� doceniony... - nie spuszczaj�c wzroku z Mamlicza odwi�za� od pasa worek. Rzuci� w jego r�ce. - Tylko nie tra� g�owy - najemnik parskn�� i przystawi� sobie mis� z golonk� przyprawion� zio�ami i czosnkiem. Chwil� jad�. Grubas krzykn��, gdy spojrza� w puste oczy S�owika. Wstrz�sn�� si� i z odraz� odrzuci� w�r w ciemny k�t. Zacz�� dr�e�. Strzygonia otar� t�uszcz z w�s�w. - Do rzeczy - rzek� zimno. - P�a�. - Ledwo przyjecha�e�... - Mamlicz ci�ko �apa� oddech. - Teraz nie �mierdz� groszem... Strzygonia parskn��. - Gdyby od �gania r�s� kutas, m�g�by� podpiera� dach w tym chlewie - czkn��. - By� jeden... Te� nie chcia� p�aci�. Spotka�em go w szopie dyndaj�cego na postronku. Wola� to, ni� spotkanie ze mn�. Potem sprzeda�em jego �on�. Krasawic� nie by�a, ale do zamtuza jak ula�. Przy okazji spe�ni�em dobry uczynek, bo jak by si� utrzyma�a bez ch�opa. A tam wikt, opierunek, towarzystwo... Przy okazji, jak zdrowie ma��onki i c�rek? S�ysza�em, �e �adne... c�rki oczywi�cie. Mamlicz pospiesznie otar� pot z grubego karku. Zakaszla�. Nerwowo zezowa� na boki. - Nie... nie rozumiem... - Zatrz�s� si�. - Czego, do cholery, nie rozumiesz? - kasztanow�osy zmru�y� oczy. Napi�te mi�nie wyostrzy�y rysy. Pochyli� si� nad sto�em. Kosmyki z nanizanymi paciorkami nasun�y si� na czo�o. W ich cieniu twarz wygl�da�a upiornie. Strzygonia wiedzia�, �e to dzia�a. - To proste. Pozbawi�em ci� problemu. Pospolitowa�e� si� z takim �achudr� S�owikiem, a dosz�o do mnie, �e zaszed�e� wysoko. - Owszem - Mamlicz wyprostowa� si�. Dr��c� d�oni� ozdobion� pier�cieniami pog�adzi� at�asowy dublet i p�aszcz podbity futrem. - Zosta�em wybrany w wolnych wyborach... - chrz�kn��. - Chcieli w Kozieg�owach w�jta, maj�, na jakiego zas�u�yli. Ludziom potrzebna jest nadzieja, a ja wiem jak ten towar sprzedawa�. Zamiast szlaja� si� po traktach, pracuj� umys�em. - I w pocie czo�a pierdzisz w sto�ek, rozumiem. Mimo wszystko lepiej by�o ci zosta� handlarzem - Strzygonia pod�uba� paznokciem w z�bach. - By�e� ma�� kanali�. W�adza deprawuje. Teraz sta�e� si� wielk�. Wielu pos�ucha�oby o twojej przesz�o�ci... - Ja... ja... musze dba� o reputacj�... - w�jt wytrzeszczy� oczy. - ...Na moim stanowisku. - Wszystko ma swoj� cen�... czasem wysok�. P�a� i rozejd�my si�. - Zabi�e� S�owika... - Mamlicz opanowa� wreszcie emocje.- ...zajmij jego miejsce. Zarobisz wi�cej... - U�miechn�� si� podle. - I nie zapominaj, ty te� jeste� mi winien niema�o. To ja przygarn��em ci�, zasmarkanego szczeniaka, wyg�odzonego, bez domu i bliskich... - doda� rozpieraj�c si� na �awie. - Cena by�a wysoka, ale j� zap�aci�em. Nigdy potem nie mia�em tyle krwi na r�kach... - O, mia�e� szczeg�lny talent. - Jeste� sentymentalny, grubasie. Min�o tyle lat, a ty zn�w rzucasz mi ko��, jak kiedy�... - Strzygonia odgarn�� w�osy na plecy, na kurt� szyt� rzemieniem i nied�wiedzie czarne futro. - ...Ale dzi� ten gnat brzydko mi pachnie. - Jak �miesz! - warkn�� t�u�cioch. Wsta� szybciej, ni� mo�na by oceni� po tuszy. Chwyci� n� upa�kany sad�em. Po chwili nurza� si� twarz� w drewnianej misie z och�apami golonki. - Pomocy! - zaj�cza� wgnieciony w reszt� gotowanej, �wi�skiej sk�ry. Nie pos�ucha� go nikt. Uwaga wszystkich skierowa�a si� w stron� przestrzeni, gdzie jeszcze przed chwil� odbywa�y si� ta�ce. Dobiega� stamt�d wrzask. - M�g�bym wypatroszy� ci� jak karasia... - sykn�� najemnik. Trzyma� Mamlicza za kark. Przy�o�y� n� do jego szyi. Od grubasa zalecia�o uryn�. - ...Ale znam ci� lepiej, ni� ktokolwiek. Za sprz�tanie takich kanalii p�ac� mi najwi�cej. Musz� dba� o robot�. Poczekam - przejecha� ostrzem po policzku le��cego. Ten j�kn��. Zala� si� krwi�. - To, �eby� o mnie nie zapomnia�... I o niczym, co by�o - rzuci� Mamlicza na �aw�. Wmiesza� si� w t�um. * Po podwy�szeniu dla kapeli ganiali przera�eni grajkowie. Zbierali walaj�ce si� instrumenty i niedopite garnce. Ch�opcy uspakajali co �adniejsze panny. Na deskach le�a� Grabiec. Twarz umazan� od krwi obmywa�y mu trzy bia�ki. Jego nos przelatywa� z policzka na policzek. Strzygonia przepcha� si� w pobli�e. Wzrokiem szuka� Wirgo. Nie znalaz�. Nigdzie nie zobaczy� te� rudej tancerki. Zanim zd��y� zakl��, drzwi jednej z kom�r otworzy�y si� z trzaskiem. Wylecia� z nich chudy karczmarz �ydowina. - Ludziska ratujcie...! Czarownica! - Ober�ysta szarpa� si� za pejsy. Na jego zbiela�ej twarzy malowa�o si� przera�enie. Wok� niego frun�y garnce i kamienne s�oje. Nagle z trzaskiem run�y na d�bow� pod�og�. Gdy wpad� w t�um, wskaza� paluchem czarn� jam� sk�adziku. Ludzie w po�piechu odsun�li si� od wej�cia. - A ma tam kurzajk�? - rzeczowo spyta� szewc. Ledwo trzyma� si� na bosych nogach. G�adz�c si� po �ysinie, chwiejnym krokiem ruszy� do komory. - Mam takie jedno �yczenie... Nie zd��y� wej��. Grzmotn�o, b�ysn�o i za�mierdzia�o spalenizn�. �mia�ek z ogniem na wysoko�ci pasa przelecia� przez izb� jak kometa. W�os�w nie mia� ju� nigdzie. Znikn�� za drzwiami. W ciszy, jaka zapad�a, s�ycha� by�o plusk wody i j�k ulgi. Sprawa by�a jasna. Ch�opi rzucili si� po �awy. - We�miem j� z dw�ch stron! - cz�� ruszy�a do wyj�cia. W ruch posz�y wid�y, cepy i sztachety z p�ot�w. Zamtuz zosta� otoczony. Za p�no. Otwarte okiennice piszcza�y na wietrze. - Do stodo�y! Polecieli do stodo�y! - krzycza� stajenny. - Oni?! - Strzygonia chwyci� go za �achy. Pacholik oprzytomnia�. - Jest z ni� kompan waszeci... - wyj�ka�. * - Podpalim stsech�. Sama wylezie - po b�jce z drwalem kowalowi brak�o paru z�b�w. - Prawie gada! - popar� go drwal. Trzyma� w r�ku reszt� po�amanego dyszla. Grabiec pocieszany przez trzy dziewki wykrzykiwa� co� niezrozumiale. Kowal wyrwa� z jego r�ki pochodni�. Razem z drwalem rzucili si� ku ciemnej �cianie budynku. - Sta�, sta�! - zaprotestowa� karczmarz, chudy jak tyczka �yd, w�a�ciciel sk�adu. - To� kl�twa na wie� padnie i wrzody, i m�r, i... - gro�by nie dzia�a�y. - ...niemoc do dziewek, s�abo�� w piciu - doda� jednym tchem. Stan�li. - No... - �ydowina odetchn�� z ulg�. - Przemy�lmy inne rozwi�zania. Przed t�um wyszed� m�czyzna. Zawini�ty by� w czarny p�aszcz spi�ty na ramieniu fibul�. Jedno oko przes�oni�te mia� opask�. Bez s�owa ruszy� w stron� wej�cia do stodo�y. Spod p�aszcza wydoby� miecz. Wok� ucich�o. Zanim dotar� do wr�t, te uchyli�y si�. Przed sk�adem stan�� jasnow�osy m�odzik w kubraku z wilczych sk�r. - Odst�p - rzek� kr�tko jednooki. - Nie mog�... - szepn�� Wirgo. Natar� pierwszy. Zabrz�cza�a stal. M�czyzna w czarnym p�aszczu wyra�nie przewa�a�. Uderzenie z g�ry przyj�� na p�az. Przeni�s� ci�ar cia�a i jelcem zblokowa� brzeszczot ch�opaka. Szarpn�� wytr�caj�c bro� z jego r�ki. Pchn�� Wirgo barkiem. M�odzik z j�kiem pad� w b�oto. Zacz�� czo�ga� si� w stron� miecza. Jednooki rzuci� si� za nim. - St�j! - smuk�y, barczysty m�czyzna o kasztanowych w�osach z nanizanymi paciorkami zas�oni� m�okosa. Wojownik w r�ku trzyma� b�yszcz�ce �elazo. - To m�j ch�opak... - wychrypia�. - Musi umrze�. Dotkn�a go. - Kim jeste�?! - Strzygonia �ci�gn�� brwi. - S�u�� Radymirowi, nazywaj� mnie Geron... - Nie mam do ciebie nic, Gero, ale ch�opak jest m�j - chwil� patrzyli sobie w oczy. Obaj wiedzieli, co musi by� dalej. Zanim si� zwarli, na plac przed karczm� wjecha� oddzia� zbrojnych. - Tu jest! Tu! - krzycza� w�jt Mamlicz. Przy policzku trzyma� okrwawiony strz�p sukna. - Strzyg przebrzyd�y, odmieniec pod�ota! - wrzeszcza� grubas. Konni wpadli w t�um. Najemnik przekl��. Spojrza� na jednookiego. Ten odwr�ci� si� w stron� nadje�d�aj�cych. Kasztanow�osy chwyci� Wirgo. Rzucili si� do stodo�y. Zamkn�li wrota kiedy pierwszy z je�d�c�w uderzy� w nie z zewn�trz. * W �rodku by�o ciemno, �e oczy wykol. Po chwili wzrok Strzygoni przywyk�. Wojownik rozejrza� si�. Grube s�upy podpiera�y spadzisty dach. Mi�dzy nimi zalega� zapas zesz�orocznej s�omy. Przez �rodek sk�adu prowadzi� wolny pas z ubitej gliny. Na polepie, u st�p rudow�osej le�a� Wirgo. - Co dalej?! - krzykn�� w jego stron� najemnik. By� w�ciek�y. - Mo�e co� wymy�lisz...! Albo ta ruda wyw�oka! Podobno jest wied�m�! - Ona... - ch�opak dr�a�. - Ty nie wiesz... Ry�a podnios�a oczy. Czarne �renice zal�ni�y w mroku, jakby przejrza�y si� w nich gwiazdy. Kasztanow�osy uleg� g�osom. Kiedy ich wzrok spotka� si�, Strzygonia sykn�� z b�lu. D�o�mi chwyci� g�ow�. Wewn�trz wysoki j�k rozdar� �wiadomo��, niczym �elazna dratwa uk�u� i okaleczy�. Czarownica otworzy�a usta w u�miechu. Pod pe�nymi, karminowymi wargami o kszta�cie pozornie harmonijnym, a jednak w swym wyrazie niepokoj�cym, zal�ni�y z�by drobne i bia�e jak u dziecka. Nie powiedzia�a nic, ale w g�owie najemnika pojawi�y si� s�owa, szeptane, wykrzykiwane, powtarzaj�ce si�, jednako niezrozumia�e, zniewalaj�ce. We wrota uderzy�y siekiery. Blask pochodni wpad� przez szczeliny. Krwawa po�wiata zagra�a na poci�g�ej kobiecej twarzy o delikatnych rysach, kr�tkim, zadartym nosie i lekko zarysowanej brodzie. �wiat�o p�omieni odbi�o si� od jej idealnie g�adkiej sk�ry, ogie� zata�czy� w czarnych �renicach wielkich oczu. Ich spojrzenie by�o zimne i przeszywaj�ce. Brwi o falistej linii rozstawione szeroko unios�y si�, a ich wygi�te �uki wzmocni�y wyraz si�y, w�adczej natury, determinacji, nawet okrucie�stwa, bij�ce z ca�ej postaci. Charakternica nie przestawa�a u�miecha� si�, kiedy wdar�a si� w my�li. Wype�ni�a je ciep�ym �wiat�em kaganka, woni� bursztynowego dymu, czarownym szeptem spe�nienia. Strzygonia dostrzeg� tam siebie, z przesz�o�ci, z przysz�o�ci. Oczarowany, szuka� w g��bi tych oczu odpowiedzi. Odpowiedzi na tak wiele pyta�. Zapomnia� o z�o�ci. W jednej chwili b�l w skroniach min��, rozdra�nienie sp�yn�o jak rosa. Poczu� zniewalaj�ce ciep�o rozchodz�ce si� po ciele, ��d�o ociekaj�ce jadem wbijaj�ce si� w my�li, coraz g��biej. Bia�ka ol�ni�a go niezwyk��, drapie�n� urod�. Czu� jak kropelki potu sp�ywaj� mu po rozpalonej twarzy, jak gor�twa fal� sp�ywa w d�, ku l�d�wiom przeradzaj�c si� w dzik� ��dz�. Westchn�� zamykaj�c oczy. Wra�enie prys�o. Wied�ma odchyli�a g�ow� na plecy. Roz�o�y�a r�ce. Szerokie r�kawy sukni opad�y zwieszaj�c si� na szczup�ych ramionach. Piersi zafalowa�y w przyspieszonym oddechu. Po chwili jej w�osy zacz�y unosi� si� poruszane podmuchami wiatru. Kasztanow�osy przekl��. Cofn�� si� pospiesznie. Z mroku zacz�y wy�ania� si� blade smugi. Z pocz�tku niczym mg�y o�wietlone blaskiem miesi�ca wi�y si� wok� st�p kobiety, aby po chwili wznie�� si� wy�ej, otulaj�c wied�m� po pas, po szyj�. Zaj�cza�y s�upy podpieraj�ce dach. Konstrukcja zadrga�a. Widm przybywa�o. Coraz szczelniej otula�y drobn� sylwetk� rudow�osej. Ta szepta�a niezrozumia�e s�owa. Jej g�os odbija� si� echem. Brzmia� jak �piew. Ka�de s�owo powielane by�o dziesi�tki razy. Po chwili zakl�cia wirowa�y wypowiadane przez niewidzialny ch�r, ka�da z szepcz�cych os�b o mgnienie za drug�. Powietrze zg�stnia�o. Smugi zbi�y si� w jedn� po�wiat�, upiornie sin�, przezroczyst�. Wied�ma wyprostowa�a si�. Nie dotyka�a ju� pod�o�a. Otacza�a j� pulsuj�ca �una. Blask przenika� przez ubi�r ukazuj�c zarys ramion, kr�g�o�ci piersi, w�sk� tali�, lini� bujnych bioder, ud, spadzistych �ydek a� do drobnych st�p. Zawieszona w przestrzeni, o�wietlona blaskiem zorzy, by�a ol�niewaj�co pi�kna. Otworzy�a oczy. W czarnych �renicach zal�ni�y gwiazdy. - Chod�... - wyszepta�a w stron� Wirgo. Wyci�gn�a r�ce. Ch�opak zawaha� si�. Pustymi oczyma spojrza� na Strzygoni�. Wreszcie wsta� i chwyci� nogi kochanki. Ona u�o�y�a d�onie na jego ramionach. Przylgn�a karminowymi ustami do jego warg. Spletli si� w u�cisku. - Nie id�! Nie id� tam! - krzycza� kasztanow�osy. Czu� jak g�os wi�nie mu w gardle. Z trudem postawi� krok. Wyci�gn�� r�ce. Nie znajdowa� si�y, aby przedrze� si� przez powietrze g�ste niczym smo�a. Wiedzia�, �e ch�opak jest stracony. - Geldeth atr naftra... - ruda przerwa�a poca�unek. Wyrzuci�a r�ce ponad g�owy kochank�w. Przestrze� wok� nich zadrga�a. Niczym fala przyboju, wygi�ta i nag�a, rzuci�a si� w stron� Strzygoni. B�ysk roz�wietli� ciemno��. Wybuch�o s�o�ce. Ognisty kr�g poch�on�� wszystko. Razem z nim buchn�a fala gor�ca. Ry�a i m�odzik znikn�li w rozb�ysku. Kasztanow�osy straci� wzrok. Wyci�gn�� r�k�. W ostatniej chwili przytrzyma� si� s�upa. Nie upad�. Przylgn�� ramieniem do belki. W g�owie s�ysza� szum, widzia� wiruj�ce smugi, barwne korowody rozmazanych sylwetek, wyd�te karykaturalnie twarze. Zwymiotowa�. Us�ysza� trzask p�kaj�cego drewna. Wali� si� dach. Skoczy� w kierunku sterty s�omy. Kiedy zagrzebywa� si� w ostre �d�b�a, przygni�t� go ci�ar. J�kn��, a potem nie czu� ju� nic. Nadesz�a ciemno��. III W norze czu� by�o ple�ni�. Na mokrych kamiennych �cianach pl�sa�o �wiat�o �uczywa zatkni�tego w �elaznej kunie. O�wietla�o przegni�� s�om� zalegaj�c� na ziemistej pod�odze, gra�o �wiat�ocieniem na postaciach dw�ch m�czyzn. Jeden z nich le�a� nieruchomo na plecach. Poparzona twarz b�yszcza�a od na�o�onych smarowide�. Czo�o i oczy przykrywa� opatrunek. Poszarpane odzienie sztywne by�o od zakrzep�ej krwi. Druga z os�b, szczup�y s�dziwy dziad odziany w lniane giez�o i grubo tkan� narzut� z kapturem, kl�cza� w pobli�u. Pr�bowa� zdj�� �achman z g�owy nieprzytomnego. Ten przebudzi� si� nagle. Sykn��. Kiedy p��tno znikn�o w misie ustawionej przy nogach starca, le��cy otworzy� oczy. - Co robisz, ch�opie? - szepn�� z wysi�kiem. - Nazywam si� Morrion - dziad zdj�� kaptur. U�miechn�� si� ukazuj�c rz�dy nier�wnych z�b�w. Na d�ugiej, chudej szyi osadzona by�a du�a g�owa z odstaj�cymi uszami. Nad wysokim czo�em skr�ca�y si� rzadkie w�osy. Okr�g�a twarz mia�a pogodny wyraz. - Co do pytania, lecz�... Jestem Uzdrowicielem. - Mam czu�, �e umieram?! - j�kn�� poparzony. Spr�bowa� si� podnie��. Z westchnieniem pad� na plecy. - Niezbadane s� wyroki bog�w, Strzygonia - Morrion wy��� �achman. Przy�o�y� opatrunek do g�owy woja. - A co my ich obchodzimy...?! - najemnik oddycha� ju� r�wno. - P�acimy cen� za w�asn� g�upot�, czasami wysok�... najwy�sz� - Uzdrowiciel m�wi� spokojnie. U�miech nie znika� z jego twarzy. - Mog�e� zgin�� tam, pod belkami... - starzec chwyci� nadgarstek kasztanow�osego. - ...Albo wcze�niej, kiedy otwiera�a bram� - pokiwa� g�ow� z zadowoleniem. Pu�ci� r�k�. - Nie znam nikogo, kto by prze�y� - doda� ciszej, jakby do siebie. - Jest w tym cel. - O czym ty m�wisz?! - Strzygonia skrzywi� twarz. Sk�ra pali�a go. B�l wzmaga� z�o�� i zniecierpliwienie. Podni�s� si� na �okciach. Mimo wirowania w g�owie, nie podda� si�. Opatrunek spad� z czo�a. - O tym, co komu pisane... O przesz�o�ci, przysz�o�ci, o drogach na jakie pcha los, cz�sto �lepy. M�wi� o tym, jak� zawsze przychodzi p�aci� cen� i �e tak rzadko, ktokolwiek my�li o tym, czy go sta�, a tym bardziej, czy wyb�r by� wart, czy by� wart cz�sto ceny najwy�szej - bynajmniej nie tylko �ycia. Powiniene� wiedzie�, o czym m�wi�. Ty powiniene� - Uzdrowiciel nie zwraca� uwagi na rozdra�nienie wojownika. Wyp�uka� �achman. - Tam, gdzie chcesz p�j��, najemniku, �mier� nie b�dzie najgorszym z wyrok�w. Zastan�w si�. - Sk�d...? - Strzygonia zmru�y� oczy. - Ty czytasz... - Nie, nie jestem �ercem, kap�anem, jak tw�j ojciec... Ale twoje my�li krzycz�, wyrywaj� si� i s� takie czytelne, nawet dla mnie. Pami�tasz, co wtedy zdarzy�o si� w stodole? - Widzia�em po�wiat�... Potem b�ysk i ciemno��. - A wcze�niej... - Morrion spojrza� w oczy Strzygoni - Dobra trucizna dzia�a powoli, kropla po kropli zatruwa my�li, os�abia wol� i jak ��d�o przedziera si� �y�ami ku sercu... - wyszepta�. - Pod zgliszczami nie by�o Goplany, ani twojego pacho�ka. Czarownica uciek�a... Jest wci�� bardzo silna - doda� g�o�niej. - Goplana?! - Ruda wied�ma z jeziora, sylfa. Tw�j ch�opak dotkn�� ognia i sp�onie jak �ma... Jak wszyscy przed nim, jak wielu wci��... Cho�by sam Radymir - Morrion westchn��. Nagle zgrzytn�y zawiasy pokrywy nad ich g�owami. Jedyne wej�cie do piwnicy otworzy�o si�. Snop �wiat�a wpad� do nory. Szczury z piskiem rzuci�y si� w ciemno��. Strzygonia przys�oni� oczy. Posta� Uzdrowiciela znik�a zatopiona w jasnej smudze. Z otworu opuszczono drabin�. Po niej zszed� m�czyzna w czarnym p�aszczu. Strzygonia r�k� omi�t� otoczenie. Nie namaca� broni. Przekl��. Nad wojem stan�� jednooki. - Jak si� czujesz? - Gero tr�ci� kasztanow�osego czubkiem buta. - Wy�yj�... - wychrypia� Strzygonia. - Mia�e�, najemniku, wiele szcz�cia - g�os jednookiego nie zdradza� emocji. - Szcz�cie nie ma do tego nic... - szepn�� Strzygonia. - Wolej tamto ni� pal?! - Wcze�niej chce ci� widzie� Radymir. Wstawaj! - przez chwil� wojownicy patrzyli na siebie. - Tam, pod stodo�� da�e� nam uciec... - Mo�e. - I to ty sprowadzi�e� Uzdrowiciela... - Strzygonia rozejrza� si� za Morrionem. Nigdzie nie widzia� starca. - Kogo? - Gero zmarszczy� czo�o. - Niewa�ne... Mimo wszystko, dzi�ki - Strzygonia z trudem podni�s� si� na nogi. - Mimo wszystko... - j�kn�� kasztanow�osy, czuj�c jak Gero kr�puje mu nadgarstki. * W izbie �mierdzia�o. Zat�ch�e powietrze unosi�o zmieszane wonie uczty, mocno przyprawionych mi�s, piwa i miod�w. Z k�t�w zalatywa�o wymiocinami. Pomi�dzy kamieniami paleniska p�on�� ogie�. Pulsuj�cym blaskiem o�wietla� cz�� przestronnej komnaty, skot�owane sylwetki woj�w �pi�cych na kamiennej posadzce, pod d�bowym sto�em ustawionym po�rodku. Pomi�dzy cia�ami przechadza�y si� psy. Wybiera�y porozrzucane resztki jedzenia. Z mroku dochodzi�y pochrapywania i ciche j�ki. Nagle p�omie� strzeli� wy�ej. B�ysk odbi� si� od bia�ych czaszek zwierzyny, zawieszonych na �cianach krytych barwnymi p��tnami i wyprawionymi sk�rami. Zal�ni�y zimno ostrza mieczy, topor�w i w��czni, �elazne umba owalnych tarczy. Porzucona bro� wala�a si� na pod�odze. Na hakach wbitych w solidne drewniane s�upy wspieraj�ce wysoki dach, wisia�y ko�czany pe�ne strza� i solidne po�abskie �uki. Drzwi zatrzeszcza�y, zaskrzypia�y bieguny. Pacho�ek w czarnej tunice otworzy� wierzeje i stan�� przy �cianie. Do �rodka izby, brz�cz�c ostrogami wszed� brodaty m�czyzna �redniego wzrostu. Sk�rzana kurta zwisaj�ca na jego szczup�ej, ko�cistej sylwetce by�a rozche�stana od d�ugiej, �ylastej szyi do piersi. Spod kurty wystawa�a jasna koszula. Za brodaczem sz�o dw�ch woj�w ubranych w p��cienne kaftany na stalowych kolczugach. Ich twarze by�y doskonale oboj�tne. G�sty zarost zas�ania� Radymirowi usta i porasta� policzki. W twarzy zaznacza� si� tylko w�ski nos i dwoje czarnych b�yszcz�cych �renic w polu z przekrwionych od pija�stwa bia�ek. Vlad szybkim krokiem doszed� do �awy. Siad� przy stole. Odgarn�� walaj�ce si� po blacie resztki jedzenia i poprzewracane dzbany. Rozpar� si� wygodnie wyci�gaj�c nogi w butach z wysokimi cholewami. Woje stan�li za jego plecami. Radymir podni�s� r�k�. Jeden ze stra�y poda� mu miecz w �mijowej pochwie. Vlad kiwn�� przyzwalaj�co w kierunku dw�jki ludzi stoj�cych w cieniu, pod przeciwleg�� �cian�. Jednooki poci�gn�� postronek. Strzygonia zatoczy� si�, ale nie upad�. Przed oczyma wirowa�y barwne plamy. Si�owa� si� ze s�abo�ci�. Ockn�� si�, gdy pozna� swoj� bro�. Skrzywi� twarz. Nie lubi� ogl�da� jej w obcych r�kach. Szarpn�� rzemienie, ale trzyma�y mocno. Mia� r�ce zwi�zane na plecach. Sznur oplataj�cy szyj� zacisn�� si� cia�niej. Gero doprowadzi� go przed panka. Radymir wyj�� brzeszczot na dwa palce. Przygl�da� si� ostrzu. - Pi�kna stal... - mrukn�� g�osem zdartym od krzyk�w. - Prawie jak franko�ska - podni�s� wzrok na kasztanow�osego. Ten pokiwa� przecz�co g�ow�. - Tak my�la�em... L�ejszy - zgodzi� si� brodacz. - Cudze chwalicie, swego nie znacie. Kowal, kt�ry go wyku�, zarobi�by fortun�, a samo ostrze warte jest kilka wsi. Tymczasem u�ywa go jaki� najemnik, p�atny zab�jca... - w�adyka zmru�y� powieki - Chocia� m�wi� te�, �e nie w smak ci Po�abska niewola. �eby nie komplikowa�, przyjm�, �e m�wi� to nieprzychylni... W ko�cu i w naszych i waszych, lechickich �y�ach, p�ynie ta sama, s�owia�ska krew - wyj�� ca�e ostrze z jaszczura i wyprostowa� rami�. - Pi�knie wywa�ony, idealnie... - szepn�� pod nosem. Zamachn�� si�. Klinga rozci�a powietrze ze �wistem. - Podsumowuj�c, jeste� w��cz�g�, powiedzia�bym zwyk�ym, ale nie wiadomo, dlaczego prze�y�e� czary Goplany. Zaiste niezwyk�e i tu pojawia si� ca�y k�opot, bynajmniej nie jedyny - doda� g�o�no. - Kaza�em ustruga� dla ciebie pal... - zawiesi� g�os. - Chocia� ch�opi chc� ci� spali�. Jak strzyg�... - Za jedno mi, byle ju� si� sta�o - szepn�� kasztanow�osy. - Tak ci spieszno? - A cena za �ycie nie by�aby zbyt wysoka? - Mo�e - Radymir pog�adzi� zarost. - Ju� zap�aci�e� niema�o. Ten m�odzik nie by� wart. - By� tylko moim pacho�kiem. - Du�o�cie razem nawyprawiali. Trupy mo�na liczy� na tuziny... Co prawda, oczy�cili�cie ten kraj z wi�kszej cz�ci kanalii, wieprz�w i z�odziei. Na wasze nieszcz�cie, to by�y wp�ywowe kanalie i bogate wieprze... - parskn��, ale szybko spowa�nia�. - Cena, jak� ja p�ac� za w�adz� - podj�� po chwili - jest uleganie nastrojom moich poddanych i ksi���cym humorom Popielowych syn�w. Dlatego wyda�em wyrok - westchn��. - Mog� jednak skorzysta� z prawa �aski, nawet w stosunku do ciebie. - Co mia�bym zrobi�? - Strzygonia podni�s� wzrok. Spojrza� z ukosa. Radymir po�o�y� miecz na stole. Chwil� milcza�. Szarpa� brod� zmagaj�c si� z my�lami. - Nie s�dz� �eby� szczeg�lnie nawidzi� Goplan�, po tym - Wskaza� na poparzon� twarz najemnika. - Chc� �eby�... - zawaha� si� - ...przyprowadzi� j� na postronku i rzuci� tu, pod moje nogi - zmru�y� oczy. Ostatnie s�owa wypowiedzia� dr��cym g�osem. - Zazwyczaj p�ac� mi... - Wiem, za co ci p�ac� - sykn�� gniewnie brodacz. - Wyrok wydam sam... - �cisn�� d�o�mi oparcia siedziska. Twarz mu zblad�a. Fukn�� i poderwa� si� z siedzenia. Zamiataj�c p�aszczem skierowa� si� do drzwi. - Nie zastanawiaj si� zbyt d�ugo. �aska pa�ska na pstrym... - rzuci� nim wyszed�. - Je�li jednak mnie zawiedziesz, znajd� ci�, cho�by dla tego miecza. * Mglisty poranek zapowiada� gor�cy dzie�. Zanim wsta�o s�o�ce, niebo uton�o w krwistej �unie. Z tumanu za�cie�aj�cego kozieg�owskie ulice wyszed� smuk�y, barczysty m�czyzna. Zgarn�� kasztanowe w�osy ods�aniaj�c poci�g�� twarz o ostrych rysach, zeszpecon� bliznami od poparze�. Pijani stra�nicy nie przeszkodzili Strzygoni w opuszczeniu grodu. Najemnik nie czeka�, a� Mamlicz zwo�a pospolite ruszenie albo ch�opi dokonaj� samos�du. Za wa�ami �mierdzia�o bagnisko. Rozpo�ciera�o si� od niedalekiego lasu, po ciemne wody Gop�a. Otacza�o gr�d. Po�r�d topieli, mi�dzy kwitn�cymi k�pami, �wieci�y zatkni�te na palach czaszki ludzkie i zwierz�ce. W lesie m�czyzna poczu� si� bezpieczniej. Odetchn�� rze�kim, pachn�cym powietrzem. IV Po ciep�ym dniu wygas�y �uny, zapad� zmrok. Pogodne niebo zal�ni�o p�omykami gwiazd. Ksi�yc wni�s� si� ponad drzewa. Przybiera� po niedawnym nowiu. Jego blade odbicie buja�o si� na �agodnej fali. Jezioro mia�o brzegi zaro�ni�te tatarakiem, rogo�� i �ywokostem. �odygi ajeru pachnia�y intensywnie, szumia�y ta�cz�c na wietrze. Uderza�y o siebie grube kolby wodnych pa�ek. Na wodzie, p�ywa�y li�cie zakwit�ej bia�ymi p�kami mama�uchy. W�ski skrawek brzegu poro�ni�ty by� wysokimi trawami i r�norakim, skot�owanym zielskiem. Dalej czernia�a �ciana lasu. Pod drzewami w otoczeniu krzew�w tli� si� ogie�. Wabi� robactwo. - Psiejuhy ! - �czyzna uderzy� si� po karku. Sykn�� i usiad� przy �arz�cych si� trzaskach. Do�o�y� chrustu i wpatrzy� si� w rudy p�omie�, kt�ry gn�c si� niczym tancerka �apczywie poch�ania� nowe ga��zie. - Zanim w popi� si� zmieni�... - szepn�� wojownik. Zmaga� si� z my�lami, odgania� je. Powraca�y uporczywie, nachalnie wdzieraj�c si� pod powieki. Wszystkie zmienia�y wij�ce si� ogniki w posta� rudow�osej czarodziejki. Wspomina� jej oczy b�yszcz�ce jak gwiazdy, chwil�, gdy ujrza� w nich siebie i zacz�� czyta� odpowiedzi na tyle pyta�... Wspomina� wiotkie cia�o zawieszone w mglistej przestrzeni, szept i zapach palonego jantaru. Wzbiera�o w nim dzikie po��danie. Prawie czu� jej gor�ce usta przylegaj�ce do niego. A mo�e to nie wied�ma... Twarz rozmaza�a si�, zmieni�a rysy. Wszystkie one by�y niczym ogie�, niczym p�omie� trawi�cy my�li, czucia i gasn�cy gdy tylko nie sta�o pokarmu, kiedy wszystko zmienia�o si� w py� i dym. Wszystkie one zostawa�y w sercu niczym �arz�ce si� drzazgi, pozostawa�y wspomnieniem p�omienia, ulotnych nadziei, wspomnieniem ceny - zawsze zbyt wysokiej, niemo�liwej do zap�acenia, najwy�szej. Blask o�wietli� twarz siedz�cego. �lady po oparzeniach zabli�ni�y si�. Rany na ciele zblad�y, te wewn�trz, g��boko w my�lach, uwiera�y. M�czyzna nauczy� si� ten b�l gasi� krzykiem, g�osy wspomnie� topi� w szale�stwie. Dopiero tam nie by� sam. By�a z nim Opiekunka. Przestrze� zadrga�a. Najpierw niezauwa�alnie. Strzygonia potrz�sn�� g�ow�. Zwidy nie ust�powa�y. Potem, razem z pulsuj�cym p�omieniem, fale zg�stnia�ego powietrza obla�y ca�� jego posta�. Szepty wype�ni�y cisz�. Razem z nawiami nadlecia�a upiorzyca. Strzyga sp�yn�a mi�kko z niebytu. Zakrad�a si� pod powieki. Wypr�y�a si�. Strzygonia poczu� jej dziko��. Jad wla� si� w serce. M�czyzna drgn��. Krew uderzy�a nagle. �y�y nabrzmia�y od jej nadmiaru. Zmys�y oszala�y. Opiekunka oplot�a kr�gos�up i wype�ni�a my�li. Nie mi�li przed sob� tajemnic - jak kochankowie. Kasztanow�osy ba� si� chwil, kiedy mia�a przyj��, ale wci�� czeka� g�odny szale�stwa jak wilk. Czeka�, by cho� na moment nie by� sam. Strzyga wype�nia�a go, dawa�a wszystko to, czego nie umia�a da� �adna z kobiet. Szepta�a mu tajemnice, historie pe�ne okrucie�stwa jak ba�nie. S�ucha� i szed� przed siebie, wci�� ocieraj�c si� o �mier�, o tamt� stron� bytu. Ogl�da� kamienny portal dziel�cy �wiaty. Nigdy nie odwa�y� si� przej�� pod �ukiem t�czy. Opiekunka tyle ju� razy zawraca�a go z drogi. Strzyga odzyskiwa�a si�� po nowiu. By�a niespokojna i pobudzona. M�czyzna poczu� mrowienie. Zdj�� ubranie. Nagi zanurzy� si� w ciemnej, zimnej wodzie. Piaszczysty, p�ytki brzeg ci�gn�� si� daleko, ko�czy� si� uskokiem i g��bi�. Wojownik rzuci� si� w odm�t. Pr�dy zmrozi�y grzbiet. Studzi�y krew i uspokaja�y zmys�y. Szale�stwo i gniew odchodzi�y. Strzygonia nurkowa� a� do omdlenia, do skurczu mi�ni. �apczywie chwyta� powietrze, do b�lu w p�ucach. Wiatr owiewa� jego mokr� twarz. Blade l�nienie rodz�cego si� ksi�yca gra�o na ostrych rysach twarzy najemnika. Ogniki gwiazd odbija�y si� w tafli jeziora. Brzeg znikn�� w ciemno�ci, w oddali. Na wodzie zacz�y snu� si� mg�y. Niczym strz�py p��tna tkanego r�koma driad, lekkie i zwiewne dotyka�y fal i ulatywa�y gnane podmuchami. G�stnia�y i nik�y, ale z ka�d� chwil� by�o ich wi�cej. Uk�ada�y si� w kszta�ty, zarysy postaci. Strzygonia czu� odr�twienie. Ch��d wody przenika� go. ��d� pojawi�a si� nagle, wychyn�a z tumanu. Przecina�a fale bez ruchu wiose�, bezg�o�nie. Wojownik dostrzeg� najpierw wysoki kad�ub ozdobiony wizerunkiem Jaroga, potem niskie burty i postaci. Ponad statkiem k��bi�y si� smugi. Mgliste sylwetki przenika�y si�, k�ad�y si� na wodzie i roz�wietla�y mrok md�ym, widmowym �wiat�em. Kobieta o rozpuszczonych, rdzawych w�osach le�a�a pod rze�b�. Jej twarz o mi�kkich rysach rozja�niona by�a po�wiat�. Spa�a niespokojnie. R�koma trzyma�a si� burt. Na jej piersi u�o�y� si� jasnow�osy ch�opak. Strzygonia rozpozna�. Przez chwil� zbiera� my�li. - Wirgo... - szepn�� wreszcie. M�odzik nie poruszy� si�. Po przeciwnej stronie kuca�a dw�jka niskich postaci o dzieci�cej urodzie. Jedna z nich trzyma�a w r�kach lutni�. Porusza�a palcami i otwiera�a usta, ale �aden d�wi�k nie dociera� do uszu wojownika. ��d� p�yn�a wprost na niego. Gdy by�a ju� blisko kasztanow�osy wyci�gn�� zgrabia�e rami�. Nie poczu� dotkni�cia burty. D�o� zacisn�a si� w pustce, przenikn�a przez widmo i upad�a w wod�. Najemnik poczu� jak strach �ciska mu gard�o. Opiekunka skry�a si� w mrokach �wiadomo�ci. Strzygonia czu� jej strach. Statek przenikn�� przez jego posta� na wskro�. Odp�ywa� razem z mg�ami. Kasztanow�osy zacz�� p�yn�� w stron� brzegu. Wtedy poczu� dotkni�cia. Odwr�ci� g�ow�. Nad nim k��bi�y si� widma. Spad�y nagle, bez �adnego d�wi�ku. Zas�oni�y �wiat. Wojownik rzuci� si� do ucieczki. P�yn��, pod�wiadomie wybieraj�c drog�. Nawie oplata�y jego g�ow�, wnika�y do p�uc z ka�dym oddechem. Wdziera�y si� w my�li. Tam Strzygonia us�ysza� ich krzyk. Skurcze szarpa�y mi�niami, ramiona odmawia�y pos�usze�stwa. Oddech rwa� si� niczym sukno z babiego lata. Wojownik rozpaczliwie rzuca� cz�onkami, ratowa� si� przed utoni�ciem. Nie poczu� kiedy woda zamkn�a si� nad nim. Opiekunka miota�a si� bezsilnie. Nie umia�a pom�c. Chwyci�y go mocne, ko�ciste d�onie. Strzygonia by� nieprzytomny, kiedy szczup�y, wysoki cz�owiek wynosi� go na brzeg. Kiedy si� ockn��, zwymiotowa� wod�. Zanim sprzed oczu ust�pi�y krwiste plamy, pos�ysza� znajomy g�os. - Wi�c tu si� ukry�e�?! - posta� sta�a w �wietle ksi�yca. - Ile jeszcze razy b�d� ci� ratowa�? - starzec westchn��. Kasztanow�osy pozna� Uzdrowiciela. - Wod� trzeba szanowa�. Pr�dy niejednego wci�gn�y w g��bin�. - Pr�dy?! - Strzygonia kaszla�. Wreszcie wr�ci�y mu zmys�y. - Ja... - spojrza� na Morriona. Po chwili nie by� ju� pewien niczego. - Cholerne zwidy... - doda� ciszej. - Jak moje ma�ci? - starzec rzuci� wojownikowi ubrania. - Dziewki i tak id� za bogactwem - odpar� najemnik. Usiad�. Oddycha� nier�wno. Wstrz�sn�� si� z zimna. - Cnota ma swoj� cen�... - zacz�� si� ubiera�. - ...jak wszystko. - Gdzie w tym �wiecie miejsce na mi�o��? - westchn�� z rezygnacj� starzec. - Za moich czas�w... - Wiem, wszystko by�o idealne - mrukn�� wojownik. Uzdrowiciel kiwaj�c g�ow� podszed� do gasn�cego ogniska. Rozdmucha� resztki �aru i doda� ga��zek. - Pozwolisz, �e si� dosi�d�? - nie zaczeka� na zgod�. - Trudno tu noc� o kogo� do pogaw�dki. �atwiej o wilko�aka, biesa albo gryfa - ogie� strzeli� weso�o. - Zdarzaj� si� jeszcze strzygi... - Morrion zerkn�� na najemnika �ci�gaj�c brwi. - I nie boisz si�? - Ja stary. Ani dobry do na�arcia, ani chwa�a mnie ubi�. Licho mi nie straszne. Siedli po przeciwnych stronach ognia. - Ka�dy czego� si� boi... - kasztanow�osy patrzy� na ta�cz�ce p�omyki. - Tylko ci, kt�rzy nie nosz� w sobie spokoju - starzec z�owi� wzrok wojownika. Chwil� patrzyli sobie w oczy. Strzygonia dojrza� w nich co�, co przypomina�o mu dni na Lednicy, u Barwina - kap�ana, jego ojca. - A w tobie, Strzygonia, spokoju nie ma. Tam, w lochu, mia�em sporo czasu �eby s�ucha�... m�wi�e� przez sen. Pozna�em ci�... na tyle, �eby wiedzie�, �e podj��e� si� niebezpiecznego zadania. Dla ciebie mo�e niewykonalnego. �yjesz na granicy �wiat�w, widzisz rzeczy, kt�rych nie powiniene�, wchodzisz w drog� si�om, kt�rym nie podo�asz. Mimo wszystko jeste� tylko cz�owiekiem. - W odr�nieniu od ciebie, prawda? Morrion nie odpowiedzia�. - Pojawiasz si� niewiadomo sk�d, znikasz bez znaku... Mo�e jeste� jedn� ze zjaw... mo�e twoja pomoc to poz�r - najemnik chwyci� miecz. Wyj�� brzeszczot do po�owy. Uzdrowiciel pokiwa� g�ow� i westchn��. - Masz dar, cenny dar, kasztanow�osy, dar, kt�ry mo�e by� b�ogos�awie�stwem, ale i zgub�. Mo�e by� drog� do koszmaru, bo w ko�cu nie odr�nisz jawy od snu, dobra od z�a, przyjaci� od wrog�w... Dla ka�dego to by�by zwyk�y skurcz, zbyt mocny wir, a ty je widzia�e�, mgliste nawie, s�ugi Goplany. Niewielu widzia�o j� na jeziorze, niewielu widuje boginki na bagnach, utopce, mary. To potrafi popl�ta� zmys�y, to prosta droga do ob��du. Tak czy inaczej, przyjdzie ci zap�aci� wysok� cen�... Mo�e nawet najwy�sz�. - �mier� pisana jest ka�demu... - S� rzeczy du�o gorsze - Morrion podni�s� wzrok. - Obaj to wiemy. Boisz si�, to dobrze, ale strach mo�e by� z�ym doradc�. On ka�e ci by� ostro�nym, ale nie musisz szuka� wrog�w, gdzie ich nie ma. Chcesz wiedzie� kim jestem? - zawiesi� g�os. - Dobrze. Jestem jedn� ze zjaw, �yj� na granicy tego, co ludzie zwykli nazywa� koszmarem, na granicy niepoj�tego, tak jak twoja Opiekunka, jak po cz�ci ty sam. M�wi� o mnie r�nie - leszy, borut... Gadaj� bzdury o tym, �e �ywi� si� krwi�. Chocia� o tobie m�wi� podobnie - parskn��. - Ludzie nie musz� zna� prawdy. I tak wierz� tylko w to, w co sami chc�, co jest prostsze, �atwiej wyt�umaczalne... - A ty otwierasz grzybom kapelusze... - Przesta� - Uzdrowiciel skrzywi� si�. - Znam j�, Goplan�, czarownic�, charakternic�. Kocha�em j�, jak teraz ten m�odzik, Wirgo. Wykorzysta�a mnie, jak teraz wykorzysta jego... I ciebie, je�li nie odejdziesz. Jest pi�kna, m�dra, gro�na i bezwzgl�dna - to magiczny eliksir mi�o�ci, jak p�omie� zbyt jasny aby nie pragn�� w nim sp�on��. Nie wiesz, ile trzeba by�o trudu aby uwi�zi� j� tu, nad Gop�em. Nie wiesz, ile si� potrzeba aby upilnowa� j�... - To tylko kobieta - Strzygonia prze�ama� z trzaskiem ga��zk�. Niecierpliwie cisn�� j� w p�omienie. - To bestia... Przy niej jeste� niczym ten chrust. Opiekunka nie pomo�e. Nie da rady, cho� ci� kocha... - Morrion wyci�gn�� d�onie do ognia. - To te� jest dla mnie niepoj�te. Strzyga nie uchroni ci� przed wied�m�. - To jak z ni� walczy�? - Sercem i wiar�... Nie tak jak z lud�mi, najemniku. Nawet Jaroga �atwiej ubi�, starczy miecz, bo on jest z krwi i ko�ci, czuje b�l i strach, ale ona... Patrz� na ciebie i wiem, �e ta walka nie pozostawi ci� takiego samego... Jest ci przeznaczona, ale to jedna z tych chwil, kiedy mo�esz wybra�, kiedy potrzeba zrobi� rachunek zysk�w i strat, pomy�le�, czy cena... - Nie wierz� w brednie - przerwa� Strzygonia. - Ju� mi wr�ono. B�d� pi�kny, bogaty... - Nie drwij! B�dziesz jeszcze jedn� mar� w orszaku kr�lowej widm, w armii cieni Pani Jeziora, wied�my Goplany. Ja widz�... Jestem tylko Uzdrowicielem, p� nawi�, ale to takie wyra�ne... Nawet dla mnie. - Zgin�?! - Mo�e... - Pomo�esz mi? - Tak. W�a�nie to robi�. Odejd� - szepn�� Morrion. Strzygonia pokiwa� g�ow�. - Znajd� j�, znajd� Goplan�... - najemnik zamkn�� powieki. Ucisza� szum w g�owie. Strzyga wi�a si� w nim. - ...bo jeszcze raz musz� spojrze� w jej oczy - wojownik czu� strach Upiorzycy, strach i zazdro��. - Cho�by po to, �eby wyrzuci� j� z my�li... Starzec milcza� d�ugo. W ko�cu westchn�� z rezygnacj�. - Nad Gop�em jest najsilniejsza - spojrza� w niebo. - Pe�nia ju� blisko. To dobra pora dla twojej Opiekunki. Nie masz wiele czasu - wsta�. - �egnaj Strzygonia - pokiwa� g�ow�. - A mo�e do zobaczenia... - odwr�ci� si�. - Kto wie. Znikn�� w ciemno�ci zanim doszed� do �ciany lasu. V Po jasnob��kitnym niebie szybowa�y krzykliwe rybitwy i siwo upierzone wydrzyki. Ptaki raz po raz rzuca�y si� w d�, ku ciemnej wodzie jeziora. Zlatywa�y na rynek w nadbrze�nej osadzie. Nad Kozieg�owami wiesza�y si� dymy. Rozwiewane podmuchami otula�y grodziec mglistym woalem. Na wa�ach odezwa�y si� krzyki. Za ostroko�em przyby�o stra�y. Dwaj znudzeni woje przy wrotach wypr�yli si�. Po chwili przez bram� wyjecha�o kilku je�d�c�w. - Przejazd dla vlada Radymira! Na bok chamy! Konni wpadli w t�um pieszych ci�gn�cych traktem. Wywijaj�c bykowcami torowali sobie drog� mi�dzy wozami krytymi barwnymi p��tnami. Kolumna podr�nych rozdzieli�a si�. Rozleg�y si� krzyki. Zapanowa� zam�t. Wo�nice kl�li. �ci�gali lejce staj�c na bryczkach. Poganiacze szarpali za chom�ta. Wielkie wo�y wpada�y na siebie i rycza�y przera�liwie. Piszcza�y baby objuczone tobo�ami i zbiega�y w rowy. Broni�y si� przed ugrz�ni�ciem w bagnisku. Ledwo przejechali pierwsi konni, zadudni�a ziemia. Przez wrota otwarte na o�cie� wypad�a zbrojna ch�sa przedniej stra�y. Zaszumia�y czarne p�aszcze. Rozleg� si� zgrzyt kolczug. Za nimi na siwej klaczy k�usowa� Radymir. Na wietrze powiewa�a jego peleryna. Okrycie ze srebrnym znakiem or�a i gryfa spi�te by�o na piersi fibul�. Na ramiona opada�a misiura z drobnych k�ek mocowana rzemieniami do �elaznego sz�omu ozdobionego czubem z ko�s