5238

Szczegóły
Tytuł 5238
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5238 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5238 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5238 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

IAN McDONALD Fragmenty analizy pewnego przypadku histerii NOCNY SEN Szybko, szybko, pr�dzej, pr�dzej; szybko, szybko, pr�dzej, pr�dzej, przez las spowity noc�; nocny poci�g mknie przez nocny las, w�r�d drzew, mn�stwa drzew, toruje sobie drog� snopem jaskrawego �wiat�a, kt�re sp�ywa na ci�gn�ce si� bez ko�ca szyny, rozdziera nocn� cisz� nieustannym �omotem t�ok�w, wdmuchuje w ni� k��by rozb�yskuj�cego iskrami dymu, kt�ry sp�ywa po ob�ym cielsku lokomotywy, porywa ze sob� �oskot ogromnych k�, wdziera si� w noc spowijaj�c� serce kontynentu. Nocny poci�g; szybko, szybko, pr�dzej, pr�dzej. Chocia� min�o ju� kilka godzin od chwili, kiedy ojciec �yczy� ci dobrej nocy z g�rnego ��ka, a o jedn� albo dwie wi�cej, odk�d konduktor pomajstrowa� przy siedzeniach, zamieniaj�c je w wygodne le�anki, i roz�o�y� na nich czy�ciutk� po�ciel, ty ci�gle nie �pisz. Nie mo�esz zasn��. Tam, za oknem, s� drzewa nocnego lasu. Nie widzisz ich, ale zdajesz sobie sprawy z ich obecno�ci. Wiesz, �e t�ocz� si� blisko toru, jak gromada starych, wysokich, zgarbionych m�czyzn, i wyci�gaj� r�ce-ga��zie, by musn�� czubkami palc�w �cian� wagonu. Nie widzisz te� kilkuset ludzi, kt�rzy le�� nieruchomo w pi�trowych ��kach, w przedzia�ach o�wietlonych ��tawym blaskiem nocnych kolejowych lampek, uko�ysani do snu miarowym stukotem k� mi�dzynarodowego poci�gu, lecz wiesz doskonale, �e tam s� i pod��aj�, niczego nie�wiadomi, przez ciemn� noc ku swemu przeznaczeniu. Z s�siedniego przedzia�u znowu dobiegaj� przyt�umione odg�osy: szept kobiety, cichy g�os m�czyzny, skrzypienie sk�rzanej tapicerki, zduszony �miech, regularne postukiwanie jakiego� przedmiotu obijaj�cego si� o drewnian� �ciank�. Kiedy tak le�ysz w swoim ��ku, z g�ow� zaledwie o kilka centymetr�w od tego stukania po drugiej stronie, wydaje ci si�, �e twoje zmys�y ogarniaj� wszystko: kochank�w w s�siednim przedziale, pogr��onych we �nie pasa�er�w, ryk, gwizd, �wist p�dz�cego poci�gu, jego gonitw� przez noc, w�r�d ci�gn�cych si� bez ko�ca, zgarbionych drzew. Chyba jednak zasn�a�. My�la�a�, �e to ci si� nie uda, ale stukot k� uko�ysa� ci� do snu, poniewa� w�a�nie zak��cenie tego rytmu sprawia, �e si� budzisz. Poci�g zwalnia. Przewracasz si� na bok i spogl�dasz w okno, ale widzisz tylko swoje odbicie w szybie. Poci�g leniwie toczy si� naprz�d, pe�znie po szynach z przera�liwym skrzypieniem, a ciebie ogarnia parali�uj�ce, granicz�ce z pewno�ci� przekonanie, �e je�li si� zatrzyma, to ju� nigdy nie ruszy. Gdzie� daleko z przodu rozlega si� bicie dzwonu. Towarzysz� mu g�osy, ledwo s�yszalne z powodu pot�pie�czego skrzypienia i zgrzytania, g�osy za oknem, wykrzykuj�ce co� w niezrozumia�ym j�zyku. Ojciec te� ju� nie �pi. Schodzi po drewnianej drabince, w��cza �wiat�o, siada przy stoliku i patrzy przez okno. W blasku s�cz�cym si� przez szyb� widzisz twarze. Wzd�u� toru stoj� m�czy�ni o g�upich, t�pych, brutalnych twarzach. Kiedy ich mijasz w sun�cym powoli wagonie, nieruchomiej� na chwil� i odprowadzaj� ci� wrogimi spojrzeniami. Jeste� tak wstrz��ni�ta ich wygl�dem, �e mija troch� czasu, zanim dostrzegasz, co robi�: nosz� cia�a - chwytaj� je po dw�ch, za r�ce i nogi - i uk�adaj� je obok toru. Nagie cia�a m�czyzn, kobiet i dzieci le�� rz�dem na �wirze oddzielaj�cym tor od pierwszego szeregu drzew. Dopiero teraz daleko z przodu dostrzegasz krwaw� po�wiat�, jakby odblask gigantycznego po�aru; tak, gdzie� w g��bi nocnego lasu szaleje ogromny po�ar. Pytasz ojca, co to wszystko znaczy. - Wydarzy�o si� jakie� straszliwe nieszcz�cie - odpowiada jak we �nie. - Przypuszczalnie katastrofa kolejowa. Poci�g wypad� z szyn i podpali� las. Nocny poci�g sunie ze zgrzytaniem naprz�d, wzd�u� szpaleru zw�ok, m�czy�ni o t�pych twarzach przynosz� ich coraz wi�cej, rozmawiaj�c mi�dzy sob� w szczekliwym, niezrozumia�ym j�zyku, dzwon bije bez przerwy. Wiesz ju�, �e wcale nie spa�a�, chocia� czujesz si� tak, jakby� usn�a i obudzi�a si� w zupe�nie innym czasie i miejscu. Poci�g wje�d�a na wiejsk� stacj�. Nad�ty zawiadowca z czarnym w�sikiem, w mundurze oblepionym b�yszcz�cymi ozdobami, zatrzymuje go przy peronie. Drewniany p�ot jest udekorowany chor�giewkami, a pod okapem niewielkiego, te� drewnianego budynku stacji wisz� japo�skie papierowe latarnie, kt�re ko�ysz� si� w podmuchach wiatru wiej�cego od lasu. Poci�g nieruchomieje ze zgrzytem hamulc�w, do twoich uszu za� docieraj� d�wi�ki muzyki. Przed poczekalni� kwartet smyczkowy gra ostatni� cz�� "Eine kleine Nachtmusik"; wykonanie jest dalekie od perfekcji. Zawiadowca idzie wzd�u� poci�gu w czarnych, si�gaj�cych kolan butach, na zmian� dmuchaj�c w gwizek i wo�aj�c: - Wysiada�! Wszyscy wysiada�! - Chod�, Anno - m�wi ojciec, bierze z p�ki futera� ze skrzypcami i zanim zd��ysz cokolwiek pomy�le�, jeste�cie ju� na peronie razem z setkami podr�nych, trz�s�cych si� z zimna w pi�amach, koszulach nocnych, peniuarach i szlafrokach. Lokomotywa z sykiem wypuszcza par�. Wagony skrzypi� i przesuwaj� si� nieco. - W poczekalni serwujemy herbat�, kaw� i gor�ce przek�ski! - og�asza rozpromieniony zawiadowca. - Panie i panowie, zapraszam do poczekalni! Pomrukuj�c z zadowoleniem, pasa�erowie ruszaj� w kierunku budynku dworcowego, ale ty czujesz, jak z ka�dym krokiem narasta w tobie trudny do wyt�umaczenia l�k, a� wreszcie czujesz, �e za nic w �wiecie nie mo�esz nie chcesz nie powinna� tam wchodzi�. - Tatusiu, nie zmuszaj mnie! - p�aczesz, lecz ojciec odpowiada: - Anno, prosz�! Tylko na chwilk�, do przyjazdu nast�pnego poci�gu. Ty jednak nie mo�esz nie chcesz nie powinna�, poniewa� zajrza�a� przez zakratowane okno i ju� wiesz, co na was czeka w starej poczekalni. W poczekalni jest piekarz w bia�ym fartuchu, kt�ry stoi przed otwartymi drzwiami pieca. Dostrzega ci� po drugiej stronie szyby, u�miecha si� i wyci�ga z pieca szufl�, �eby pokaza� ci, co piecze. Na szufli le�y z�ocisty bochenek chleba w kszta�cie nowo narodzonego dziecka. DRZWI I OKNO Na przypadek Fraulein Anny B. zwr�ci�em uwag� u schy�ku zimy roku 1912, podczas �rodowego posiedzenia utworzonego przeze mnie Mi�dzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego, za spraw� doktora Geistlera, jednego z najm�odszych sta�em uczestnik�w naszych zebra�. Kiedy byli�my ju� przy kawie i cygarach, doktor Geistler napomkn�� mimochodem o chorej na astm� pacjentce, kt�r� ostatnio si� zaj��, a kt�rej nie da�o si� wyleczy� konwencjonalnymi metodami. Ataki astmy zdawa�y si� mie� zwi�zek z do�wiadczanym przez kobiet� l�kiem przed zamkni�tymi pomieszczeniami. Po spotkaniu zapyta� mnie, czy zechcia�bym podj�� pr�b� dokonania analizy tej psychoneurozy; zgodzi�em si� i wyznaczy�em pierwszy seans na dziesi�t� rano w najbli�szy wtorek. Wiem z do�wiadczenia, �e psychoneurozy bardzo cz�sto nie powoduj� widocznych zmian w zewn�trznym wygl�dzie pacjenta. Tak w�a�nie mia�a si� rzecz z Fraulein Ann� B., kt�ra okaza�a si� atrakcyjn�, urocz�, pewn� siebie siedemnastoletni� os�bk�, c�rk� pierwszego skrzypka Opery Cesarskiej, kt�ry, jak dowiedzia�em si� ze zdziwieniem, pozna� mnie osobi�cie w B'Nai B'rith, czyli Wiede�skim Stowarzyszeniu �yd�w. Wychowywa� samotnie swoje jedyne dziecko, poniewa� matka Anny osieroci�a j� w niemowl�ctwie, staj�c si� jedn� z ofiar szalej�cej w�wczas epidemii grypy. Odnios�em niejasne wra�enie, �e �ywotno�� i energia dziewczyny maj� �r�d�o w czym� wi�cej ni� tylko m�odzie�czej zuchowato�ci. Zaraz po wej�ciu do gabinetu skomentowa�a panuj�cy w nim p�mrok i ba�agan, a nast�pnie, mimo ch�odnej zimowej pory, za��da�a, bym otworzy� na o�cie� drzwi i okno. Zapali�em cygaro, ale zanim zd��y�em zaci�gn�� si� trzy razy, stwierdzi�a stanowczo, �e z powodu dymu ma k�opoty z oddychaniem. Chocia� niemal ca�y dym ucieka� przez otwarte okno na Berggasse, obieca�em jej, �e podczas naszych seans�w powstrzymam si� od palenia. Histeryczne przeczulenie Anny B. by�o jednak tak wielkie, i� najmniejszy, prawie niewyczuwalny �lad zapachu cygara powodowa� atak astmy. Okaza�a si� osob� nadzwyczaj rozmown�, z upodobaniem wdaj�c� si� w szczeg�y nawet najbardziej trywialnej opowiastki. Nie potrafi�a sobie przypomnie�, kiedy dok�adnie pojawi� si� l�k przed zamkni�tymi pomieszczeniami, ale wydawa�o jej si�, �e zawsze czu�a si� niezbyt pewnie w niedu�ych zagraconych pokojach. O tym, jakie rozmiary osi�gn�y te obawy, u�wiadomi�o j� dopiero wydarzenie, po kt�rym zwr�ci�a si� z pro�b� o pomoc do doktora Geistlera. Wczesn� jesieni� orkiestra jej ojca odbywa�a tournee z "Czarodziejskim fletem" Mozarta. Trasa wiod�a z Salzburga do Monachium, stamt�d za� do Zurychu, Mediolanu i Wenecji. Ojciec uzna�, �e b�dzie to znakomita okazja do poszerzenia horyzont�w c�rki, i postanowi� zabra� j� ze sob� w podr�. Ann� B. od pocz�tku dr�czy�y niedobre przeczucia zwi�zane z wypraw�; kiedy wraz z ojcem zjawi�a si� na Dworcu Zachodnim, niepok�j zamieni� si� w l�k, a kiedy arty�ci zacz�li wsiada� do poci�gu, Anna dosta�a ataku histerii. Pora by�a p�na, dworzec prawie pusty, nad torami s�a�a si� para i dym. Muzycy zaj�li ju� miejsca w przedzia�ach, ojciec sta� w drzwiach wagonu i wo�a�, �eby si� pospieszy�a, poci�g mia� lada chwila ruszy�. O tych szczeg�ach dowiedzia�a si� p�niej, w�wczas bowiem jej uwag� przyku�a mosi�na lampa sto�owa widoczna w oknie przedzia�u sypialnego, kt�rym mia�a podr�owa� z ojcem. Na widok lampy ogarn�o j� paniczne przera�enie; czu�a, �e za nic w �wiecie nie zdo�a wej�� do tego przedzia�u ani nawet do poci�gu. Mechaniczne odg�osy stacji opad�y j� ze wszystkich stron, dym pocz�� j� dusi�, na pr�no usi�owa�a z�apa� powietrze. Ojciec i jeden z baga�owych zanie�li na p� przytomn�, majacz�c� dziewczyn� do pokoju zawiadowcy, sk�d telefonicznie wezwano doktora Geistlera. Poniewa� obraz lampy odegra� w tym zaj�ciu tak istotn� rol�, zaproponowa�em, by�my cofn�li si� do dzieci�stwa pacjentki, �r�d�a wszystkich nerwic wieku doros�ego, i poszukali ewentualnych zwi�zk�w z wydarzeniami, jakie mia�y w�wczas miejsce. Bardzo szybko przypomnia�a sobie epizod z okresu, kiedy zacz�a sypia� w oddzielnym pokoju. Ojciec postawi� na nocnym stoliku lamp� z aba�urem udekorowanym obrazkami przedstawiaj�cymi postaci i sceny z bajek. Anna nie pami�ta�a, kiedy zasn�a, zapami�ta�a natomiast chwil�, kiedy obudzi�a si� w pokoju wype�nionym dymem; poniewa� nie zgasi�a lampy, aba�ur wykonany z tandetnego materia�u zaj�� si� ogniem. Jej przera�liwe krzyki obudzi�y ojca, kt�ry przybieg� z s�siedniej sypialni i szybko st�umi� ogie�, niemniej jednak przez wiele miesi�cy po tym wydarzeniu nie chcia�a nawet s�ysze� o tym, �e mia�aby spa� w innym pokoju, a niekiedy nawet w�lizgiwa�a si� do jego ��ka. Opowiedziawszy mi o wypadku z lamp�, Fraulein Anna B. stwierdzi�a, �e czuje si� znacznie lepiej, a poniewa� wizyta dobiega�a ko�ca, podzi�kowa�a mi za pomoc i zapyta�a, czy ma zap�aci� od razu, czy te� p�niej prze�l� rachunek. Odpar�em z lekkim rozbawieniem, �e kuracja nie tylko si� nie zako�czy�a, ale na dobr� spraw� nawet jeszcze si� nie zacz�a i �e b�dziemy potrzebowali wielu tygodni, a kto wie czy nie miesi�cy, oraz mn�stwa seans�w, zanim z ca�� pewno�ci� stwierdzimy, i� uda�o nam si� raz na zawsze rozprawi� z jej nerwicami. Podczas nast�pnej wizyty Fraulein Anna B. by�a w znacznie gorszym nastroju. Przez otwarte okno do pokoju wpada� porywisty wiatr, ona za� opowiada�a mi o niepokoj�cym �nie, kt�ry uparcie j� nawiedza�. Sen �w (b�d� go nazywa� "snem o nocnym poci�gu") mia� p�niej pojawia� si� pod r�nymi postaciami i z r�n� cz�stotliwo�ci� przez ca�y okres leczenia. Zmienno�� jest jedn� z najbardziej charakterystycznych cech nerwic; nawet je�li ust�puj� pod dzia�aniem terapii, potrafi� powraca� w przetworzonej formie. Zamiast podejmowa� pr�b� analizy ca�ego snu - pr�ba taka, w �wietle poprzedniej sesji, by�aby nieco zbyt pochopna - wol� skoncentrowa� si� na kilku jego elementach, kt�rym z pewno�ci� warto przyjrze� si� bli�ej, a mianowicie: gro�nemu lasowi, d�ugiemu szeregowi nagich cia� oraz piekarzowi i makabrycznemu bochenkowi chleba. Dok�adaj�c kolejne ogniwa do �a�cucha skojarze�, cofn�li�my si� daleko w przesz�o��, do pikniku w Lasku Wiede�skim, podczas kt�rego Anna B. po raz pierwszy zda�a sobie spraw� ze swojej seksualnej niekompletno�ci. W wyprawie uczestniczyli, opr�cz ojca mojej pacjentki, "ciotka", b�d�ca w rzeczywisto�ci blisk� przyjaci�k� rodziny, oraz kuzyn Anny B., starszy od niej o niespe�na rok. Fraulein Anna B. liczy�a sobie w�wczas pi�� albo sze�� lat. Doro�li dyskutowali na r�ne ma�o interesuj�ce tematy, dzieci wi�c bawi�y si� w lesie i, jak to bywa z dzie�mi, do�� szybko poczu�y konieczno�� za�atwienia naturalnej potrzeby. Fraulein Anna B. zapami�ta�a doskonale, jak wielkie zdziwienie wywo�a� u niej widok penisa kuzyna, oraz �e zapragn�a go dotkn�� - wy��cznie z ciekawo�ci, jak mnie zapewnia�a. Zachwycona �atwo�ci�, z jak� ch�opiec uwolni� si� od dokuczliwego balastu moczu, powiedzia�a: "To bardzo przydatne urz�dzonko, szczeg�lnie na pikniku". Tu� przed ko�cem seansu us�ysza�em od niej nast�puj�ce s�owa: "Doktorze Freud, w�a�nie sobie co� przypomnia�am. Nie wiem, czy to ma jakie� znaczenie, ale ta lampka w przedziale poci�gu odje�d�aj�cego do Salzburga nie mia�a aba�uru. �ar�wka by�a niczym nie zas�oni�ta, go�a". W ci�gu kolejnych miesi�cy, podczas kt�rych zima ust�pi�a miejsca chimerycznej wiede�skiej wio�nie, tworzyli�my psychoneurotyczn� map� "snu o nocnym poci�gu". W miar� jak docierali�my do kolejnych dzieci�cych nerwic, wydobywali�my je na �wiat�o dzienne i ujawniali�my ich �r�d�a, l�k Anny B. przed zamkni�tymi pomieszczeniami wyra�nie si� zmniejsza�. Po pewnym czasie pozwoli�a mi zamyka� okno, potem drzwi, a wreszcie, w marcu roku 1913, z niek�aman� ulg� mog�em wr�ci� do palenia cygar. Symbolika nagich cia� u�o�onych wzd�u� toru si�ga�a korzeniami chyba najistotniejszego traumatycznego do�wiadczenia z dzieci�stwa Fraulein Anny B. Podczas wakacyjnej przerwy w dzia�alno�ci artystycznej opery ojciec dziewczyny wypoczywa� w kurorcie Baden-Baden. W wyjazdach tych towarzyszy�a mu Anna, kt�ra, z braku r�wie�nik�w, by�a zmuszona przebywa� wy��cznie w towarzystwie doros�ych, w tym g��wnie ludzi w podesz�m wieku, tworz�cych najliczniejsz� grup� kuracjuszy. Ojciec zostawia� j� sam� sobie, poniewa� wi�kszo�� czasu sp�dza� w towarzystwie pewnej damy, kt�ra r�wnie� od wielu lat przyje�d�a�a do w�d o tej samej porze roku. Ann� przerazi�o spotkanie w pompowni z najwyra�niej dotkni�tym starcz� demencj� d�entelmenem, kt�ry zagrozi� jej wiecznym pot�pieniem, je�li natychmiast nie padnie na kolana i nie zacznie b�aga� Chrystusa o zmi�owanie. Kiedy zaraz potem �w d�entelmen usi�owa� zmusi� j� do tego si��, uciek�a z pomieszczenia i pobieg�a do lasu na poszukiwanie ojca. Bieg�a ci�gn�cymi si�, zdawa� by si� mog�o, bez ko�ca dr�kami, a� wreszcie us�ysza�a g�osy ojca i jego towarzyszki. G�osy dobiega�y z k�py rododendron�w. Nie zastanawiaj�c si� ani chwili, wtargn�a mi�dzy krzewy, by ujrze� ojca odbywaj�cego stosunek p�ciowy z rudow�os� kobiet�, zgi�t� w p� w cieniu ogrodowej pergoli. Kobieta podnios�a g�ow�, u�miechn�a si� do niej i powiedzia�a: "Witaj, koteczku". W ten spos�b zwraca� si� do niej wy��cznie ojciec. Dopiero wtedy dziewczyna rozpozna�a w kobiecie osob�, z kt�r� ojciec regularnie spotyka� si� podczas ka�dego pobytu w uzdrowisku. Najbardziej utkwi� jej w pami�ci sto�kowy kszta�t zwisaj�cych piersi, rude w�osy zas�aniaj�ce cz�ciowo twarz oraz rytmiczne, gwa�towne ruchy ojca, nie�wiadomego faktu, �e c�rka jest �wiadkiem jego wyczyn�w. Kiedy opowiada�a mi o tym wydarzeniu, ka�de s�owo brzmia�o jak spluni�cie. Ojciec nigdy si� nie dowiedzia�, �e Anna obserwowa�a zdarzenie w pergoli, kobieta za� potraktowa�a incydent jako pocz�tek milcz�cego przymierza. Fraulein Anna szybko wyprowadzi�a j� jednak z b��du, poniewa� jeszcze tego samego dnia przy kolacji po kryjomu nasypa�a jej do talerza wybielacza, kt�ry ukrad�a z pokoiku sprz�taczek. Przekonanie Anny B., �e zar�wno pr�ba zamordowania rudow�osej kobiety, jak i l�k przed zamkni�tymi pomieszczeniami wzi�y si� z zazdro�ci o ojca, zaj�o mi czas a� do ko�ca wiosny. Przez kilka tygodni uparcie broni�a si� przed uznaniem faktu, �e ojciec poci�ga� j� p�ciowo, do czego w znacznym stopniu przyczyni� si� okres po wypadku z lamp�, kiedy to wiele nocy sp�dzili w jednym ��ku, jednak stopniowo zacz�a sobie u�wiadamia�, i� m�ska posta� ojca cz�ciowo zast�pi�a jej �e�sk� posta� matki, co z kolei doprowadzi�o do powstania odwr�conego kompleksu Edypa. Jej budz�ca si� seksualno�� sprawi�a, i� Anna pod�wiadomie wini�a ojca za to, �e zdradzi� j� - jego pierwsz� i najwi�ksz�, w jej mniemaniu, mi�o�� - na rzecz fizycznej blisko�ci z inn� kobiet�. Zamkni�cie w niewielkim przedziale sypialnym, intymna blisko�� ojca, wreszcie nagromadzenie wspomnie� z dzieci�stwa, doprowadzi�y w ko�cu do wybuchu histerii. "Sen o nocnym poci�gu" nie nawiedza� jej ju� tak cz�sto, a� wreszcie wczesnym latem Fraulein Anna B. poinformowa�a mnie, i� odwa�y�a si� odby� kr�tk� podr� poci�giem do klasztoru w Melku i �e oby�o si� bez jakichkolwiek nieprzyjemnych sensacji. Po zako�czeniu terapii Anna B. przez d�ugi czas utrzymywa�a ze mn� kontakt listowny; ku swemu niek�amanemu zadowoleniu dowiedzia�em si� od niej, �e pozna�a interesuj�cego m�odego cz�owieka, syna jednego z najlepszych wiede�skich prawnik�w, oraz �e ten fakt nie wywo�a� u niej ani poczucia winy, ani nawrotu nerwicy. Nale�y si� spodziewa�, i� znajomo�� ta w kr�tkim czasie doprowadzi do ma��e�stwa. PIWNICA PRZY JUDENGASSE Kiedy w�a�ciciele lokali w Heurigen zdejmuj� znad drzwi i witryn uschni�te, zakurzone ga��zie sosnowe, oznacza to, �e sko�czy�o si� m�ode wino. Ju� czas, panie i panowie! Butelki puste, szklaneczki suche, pora skroba� �awy, wnie�� do �rodka d�ugie sto�y zbite z sosnowych desek. Muzycy pakuj� skrzypce, gitary i akordeony, ostatni go�cie opuszczaj� ch�odne sale i zacienione podw�rza dom�w Grinzingu, Cobenzl i Nussdorfu, odje�d�aj� fiakry i tramwaje, wszyscy wracaj� do miasta, by szuka� rozrywki w jego kawiarniach i cukierniach, klubach i kabaretach, w blasku kryszta�owych kandelabr�w Opery i mrocznych piwnicach przy Kartnergasse, cuchn�cych moczem i zwietrza�ym piwem. Mieli nadziej� przeczeka� wszystkich, nawet koniec sezonu, jakby fakt, �e jeszcze tu s�, m�g� przed�u�y� trwanie lata na zboczach Lasku Wiede�skiego. Jednak ostatnia szklaneczka, ostatnia butelka i ostatnia beczu�ka zosta�y opr�nione, ostatni biesiadnicy za� otrz�sn�li si� z resztek snu nocy letniej, by stwierdzi�, �e gapi� si� na brukowane ulice miasta od stolika w Konditorei Demel. By�o ich czworo: dwie kobiety i dwaj m�czy�ni. Nale�eli do tej cz�ci wiede�skiej spo�eczno�ci, kt�ra, jakby czuj�c w wiej�cym ze wschodu wietrze sw�d spalenizny p�on�cego imperium, ta�cz�c bezustannie walca powoli, ale stale zbli�a�a si� do ognia. Ju� dawno odkryli i zbadali wszystkie mo�liwo�ci, jakie daje �ycie we czw�rk�, a zu�ywszy je doszcz�tnie, odrzucili precz jak stare, sprane ubrania, by zanurzy� si� w wir Kaffee Kultur, operowych skandali, piwiarnianych rewolucji, pod�ej sztuki i odgrzewanych plotek, tylko po to jednak, by stwierdzi�, �e znajduj� tam zwielokrotnione i powi�kszone odbicie w�asnej klaustrofobicznej egzystencji: nud� nie ograniczon� do os�b, miejsc albo klas spo�ecznych, lecz ogarniaj�c� ca�y kontynent. Nud�, od kt�rej lepsza wydawa�a si� nawet wojna. Mo�e sprawi� to cie� totalnej wojny, kt�ry zawis� nad konaj�cym imperium, a mo�e tylko nieunikniony wybryk steranych, stale obni�aj�cych loty apetyt�w - w ka�dym razie ca�a czw�rka trafi�a do piwnicy w starej dzielnicy �ydowskiej. Piwnica nie mia�a nazwy, dom nie mia� numeru. O jej istnieniu informowa� jedynie szyld z surowego drewna zawieszony nad stromymi, w�skimi schodkami przy Judengasse, szyld w kszta�cie szczura. Tego miejsca nie uda�oby si� znale�� ani w przewodniku, ani na planie miasta. Nie potrzebowa�o reklam; ca�kowicie wystarcza�a reputacja oraz opinie sta�ych bywalc�w. W�r�d petite bourgeoise cieszy�o si� nies�ychan� renom�. Kiedy syn prawnika po raz pierwszy wspomnia� o piwnicy w dzielnicy �ydowskiej - siedzieli w�wczas znudzeni przy stoliku w ogr�dku cukierni - pocz�tkowo odrzucili jego pomys� i zaj�li si� poszukiwaniem innych podniet, chocia� doskonale zdawali sobie spraw�, �e wszystkie oka�� si� nie warte uwagi i �e, pr�dzej czy p�niej, b�d� zmuszeni zej�� po stromych schodkach pod drewnianym szyldem w kszta�cie szczura. Pada� pierwszy tej jesieni �nieg, kiedy wreszcie wsiedli do samochodu syna bankiera i pojechali na Stare Miasto. Najgorsze przeczucia mia�a najm�odsza spo�r�d nich c�rka skrzypka; gdy drzwi otworzy�y si�, a zgi�ty w p� maitre d'hotel wpu�ci� ich do �rodka, stare rany, o k�rych s�dzi�a, �e dawno ju� si� zabli�ni�y, przypomnia�y o sobie rw�cym b�lem i lekkim krwawieniem. Takie lokale wsz�dzie wygl�daj� tak samo: stoliki st�oczone tak ciasno, �e nie wida� ani centymetra pod�ogi, zakurzone deski sceny, nad kt�r� ko�ysz� si� gwiazdki z b�yszcz�cej folii, ��te reflektory, zesp� muzyczny z�o�ony z kobiet w trykotach, siatkowych po�czochach i d�ugich r�kawiczkach, w przerwach mi�dzy wyst�pami pal�cych tureckie papierosy, na stolikach lampki z ciemnoczerwonymi aba�urami, kt�re daj� tak ma�o �wiat�a, �e uniemo�liwiaj� rozpoznanie go�ci, zamieniaj�c ich twarze w karykatury. Zszed�szy po schodkach, poczu�a ucisk w piersi i poprosi�a swego towarzysza, �eby zabra� j� gdzie� indziej, ale druga po�owa ich kwartetu ju� siedzia�a przy stoliku, wi�c poci�gn�� j� za r�k�, chod�, nie b�j si�, b�dzie przyjemnie, nie stanie si� nic z�ego. Kelner w bia�ym fartuchu przyni�s� wino, na scenie kobiety w siatkowych po�czochach wykonywa�y najpopularniejsze piosenki, ona za� koncentrowa�a si� wy��cznie na oddychaniu: wdech... wydech... wdech... wydech... Ka�dy astmatyk najbardziej obawia si� tego, �e po kt�rym� wydechu nie b�dzie w stanie ponownie nape�ni� p�uc powietrzem. - Pani wybaczy... M�ody cz�owiek uk�oni� si� i zapyta�, czy b�dzie m�g� dosi��� si� do ich stolika, po czym przysun�� sobie krzes�o i usiad� obok Anny. By� niewysoki, mia� prostok�tn� twarz oraz ma�y czarny w�sik. Muzyka wci�� gra�a, piwnica, i tak ju� zat�oczona, zape�ni�a si� jeszcze bardziej. Noc mija�a powoli, a m�ody cz�owiek usi�owa� zabawia� Ann� rozmow�. Obawia�a si�, �e uzna jej lakoniczne odpowiedzi za przejaw niech�ci, podczas gdy jedyn� przyczyn� by�y k�opoty z oddychaniem. Czy jest tu po raz pierwszy? Skinienie g�ow�. On przychodzi tu regularnie. Jest artyst�, a raczej zamierza nim zosta�. Ju� dwa razy nie zosta� przyj�ty do Akademii Sztuk Pi�knych, ale w ko�cu osi�gnie cel. Maluje poczt�wki i reklamowe og�oszenia; istotnie, trudno si� z tego utrzyma�, lecz kiedy� �wiat pozna si� na jego talencie i pozwoli mu spe�ni� marzenia. Po odj�ciu wydatk�w na czynsz, jedzenie (tak na oko, stanowczo zbyt skromne, pomy�la�a) i materia�y zostaje mu akurat tyle, �eby odwiedza� piwnic� przy Judengasse. Tutaj, zr�wnani czarodziejsk� moc� p�mroku, spotykaj� si� wielcy i maluczcy tego �wiata: biznesmeni i bankierzy, prawnicy i kap�ani, prostytutki, urz�dnicy i g�oduj�cy arty�ci. Kr��� plotki, �e podobno widywano tu r�wnie� jednego z ksi���t. - Strach - powiedzia� z zabawnym wiejskim akcentem z p�nocnej Austrii. - Dlatego tu przychodz�. I ja dlatego tu przychodz�. �eby poczu� si�� strachu, �eby si� przekona�, �e ten, kto nad nim zapanuje, kto potrafi go wykorzysta�, zdob�dzie w�adz� nad �wiatem. W�a�nie po to tu przychodz�, gnadige Fraulein: �eby powi�ksza� i doskonali� moj� w�adz� nad strachem. Kiedy� to mnie b�d� si� ba�. Wiem, �e tak si� stanie. B�d� si� ba�, a wi�c i szanowa�. Strach? - wyszepta�aby, gdyby nie to, �e w pomieszczeniu zapad�a ca�kowita cisza. Na scenie, w blasku �wiate�, pojawi� si� stary m�czyzna z akordeonem i zacz�� gra� powolon�, smutn� melodi� w tonacji mollowej. - Panie i panowie, opowiem pa�stwu histori�, histori� o starym cz�owieku, starszym ni� si� wydaje, bardzo starym, starszym ni� potraficie sobie wyobrazi�, najstarszym z �yj�cych ludzi. O cz�owieku, panie i panowie, kt�rego B�g przekl��, daj�c mu wieczne �ycie. Wok� piersi Anny zacz�a si� zaciska� �elazna obr�cz. - To cz�owiek przekl�ty przez Boga, panie i panowie. W�druje po �wiecie, ale nigdy nie zazna spokoju. - D�ugie ko�ciste palce przesuwa�y si� po klawiszach niczym ruchliwe przedpotopowe stworki. - Zawsze by� wierny swojemu panu, kt�ry nazwa� go nawet ukochanym uczniem, lecz c� z tego? Co otrzyma� w zamian za swoj� mi�o�� i oddanie? Ano te oto s�owa, kt�rych nigdy nie zapomn�: "Co poczniesz, je�li taka b�dzie moja wola, �eby ten cz�owiek �y� a� do dnia, kiedy przyb�d� ponownie?" Och, Panie, dlaczego wypowiedzia�e� te s�owa? Dlaczego obdarowa�e� swego ucznia nie�miertelno�ci�, kt�rej on wcale nie po��da�? Pozosta� sam jeden, ostatni z dwunastu, pi�ta Ewangelia, �ywa, chodz�ca Ewangelia, �eby ka�dy, kto go ujrzy i wys�ucha jego nauki (akordeon przez ca�y czas gra� smutn�, uwodz�c�, hipnotyzuj�c� melodi�; nagle Anna spostrzeg�a ze zdumieniem, �e kelnerzy, kt�rymi okaza�y si� jakie� odra�aj�ce istoty o rysach troglodyt�w w bogato zdobionych ma�pich kostiumach, zatrzaskuj� okiennice i rygluj� drzwi), m�g� okaza� skruch� i przyj�� prawdziw� wiar�. Skrucha! Prawdziwa wiara! Niespodziewanie muzyk zmieni� tonacj� na durow�, zaskakuj�c s�uchaczy siedz�cych nieruchomo przy stolikach. - Kiedy w�drowa�em przez ten kontynent, a przedtem przez inne kontynenty, pozna�em nazw� i tre�� ewangelii, kt�r� nios�, aby ludzie mogli szczerze ukorzy� si� przed Bogiem. Nazwa ta brzmi: strach! Przypominaj�cy gnomy kelnerzy bezszelestnie przemykali mi�dzy stolikami, gasz�c czerwone lampki. - Mia�d��cy, niepowstrzymany, druzgoc�cy strach przed Bogiem, przed tym, kt�ry potrafi zniszczy� zar�wno cia�o, jak i dusz�, i wepchn�� je w czelu�cie piekie�. Strach! Nic innego nie potrafi zmusi� ludzi, by padli na kolana przed swym panem. Ju� wiele stuleci temu, w gnij�cych miastach tego gnij�cego kontynentu, pozna�em prawd�, zrozumia�em, �e zosta�em wybrany przez Boga na jego szczeg�lnego aposto�a, aposto�a Strachu, jedynego, jakiego Pan wys�a�, �eby g�osi� ewangeli� l�ku biednym i bogatym, prawym i nikczemnym, ksi���tom i �ebrakom, kap�anom i dziewkom ulicznym. Strach... J�kliwe d�wi�ki akordeonu rozpe�za�y si� po sali, oplataj�c niewidzialnymi mackami go�ci siedz�cych przy stolikach. �wiat�a przygas�y; tylko samotny reflektor wydobywa� z mroku twarz i r�ce nie�miertelnego �yda. - Strach... - wyszepta� ponownie, u�o�ywszy usta jak do poca�unku. Zapad�a ca�kowita ciemno��, w kt�rej rozleg� si� jego g�os: - Nadesz�a pora, by�cie stawili czo�o waszemu strachowi, zupe�nie sami, zamkni�ci w mrocznych otch�aniach waszych cia�, dusz i umys��w. Z tuneli, dziur, zakamark�w, kana��w �ciekowych, nor i przesmyk�w, z ogromnego podziemnego miasta wydrapanego i wygryzionego w fundamentach Wiednia, wy�oni�y si� jak na komend� ca�ymi stadami, setkami, tysi�cami; wezbrana fala, wzburzone morze, rozszala�y ocean gibkich, poro�ni�tych kr�tk� sier�ci� cia�. Depta�y po stopach go�ci, spada�y z sufitu na sto�y, g�owy, ramiona i kolana ludzi, kt�rzy zrywali si� z krzese�, wrzeszczeli przera�liwie, usi�owali broni� si� przed potopem, kaskad�, wodospadem, ulew� ostrych pazur�w, b�yszcz�cych z�b�w, nagich ogon�w, czarnych oczu, wsz�dobylskich nos�w. Piwnic� wype�ni�a wrzawa podekscytowanych pisk�w, tak dono�na, �e zag�uszy�a nawet op�ta�cze wycie ludzi. Niekt�rzy zdo�ali uciec, niekt�rzy rzucili si� na o�lep tam, gdzie - jak im si� wydawa�o - powinny by� drzwi, niekt�rzy poprzewracali si� na pod�og�, gdzie b�yskawicznie znikli pod faluj�cym dywanem szczurzych cia�, inni szukali schronienia na sto�ach lub wspinali si� na krzes�a, jeszcze inni, by� mo�e najm�drzejsi, a mo�e po prostu sparali�owani przera�eniem, stali bez ruchu jak pos�gi. Po jakim� czasie fala opad�a, wezbrana rzeka zamieni�a si� w strumie�, zacz�� si� odp�yw, a� wreszcie ostatni nagi ogon znik� w dziurze prowadz�cej do podziemnego labiryntu w starej dzielnicy �ydowskiej. Zap�on�y �wiat�a - ju� nie s�abe lampki stolikowe, lecz nagie, silne �ar�wki w drucianych os�onach. W ich bezlitosnym blasku ludzie ujrzeli siebie bez masek, kt�re zosta�y zdarte ostrymi pazurkami strachu; ujrzeli si� takimi, jakimi byli naprawd�, po��czonych braterskimi wi�zami przera�enia. Pop�yn�y �zy, rozleg�y si� histeryczne �miechy, szmer szeptanych zwierze�, tu i �wdzie nast�pi� wybuch gniewu albo w�ciek�o�ci, gdzieniegdzie da�o si� s�ysze� ekstatyczne westchnienia. Pu�ci�y hamulce, przesta�y obowi�zywa� konwencje. W elektrycznym, zimnym blasku rozkwit�y prawdziwe uczucia i nami�tno�ci. Oszo�omionym niespodziewanym katharsis ludziom nawet nie przysz�o do g�owy rozejrze� si� w poszukiwaniu starego �yda, kt�ry wygadywa� takie niestworzone rzeczy na sw�j temat. Porwani huraganem emocji, nie zwr�cili uwagi na dw�ch m�odych m�czyzn przy stoliku najbli�ej sceny, ani na trzeciego, o prostok�tnej twarzy ozdobionej niewielkim w�sikiem, nie zauwa�yli, jak wynosz� po schodkach dziewczyn� miotan� drgawkami i rozpaczliwie walcz�c� o oddech. Nikt nie dostrzeg� jej szeroko otwartych oczu, w kt�rych zamar�o tak wielkie przera�enie, jakby uderzy� w ni� gniew samego Boga. DZWONY BERLINA 8 czerwca 1934 Cho� jeste�my ma��e�stwem ju� od czternastu lat, Werner wci�� lubi zaskakiwa� mnie drobnymi prezentami, wci�� cieszy si� jak nastolatek, kiedy mo�e wej�� do domu i oznajmi�, �e ma upominek dla swojej Anny, po czym przekomarza� si� ze mn�, chowaj�c go za plecami i ka��c odgadn��, co to jest albo w kt�rej r�ce go trzyma. Ch�tnie przy��czam si� do zabawy, poniewa� mnie tak�e, mimo up�ywu czternastu lat, sprawia ogromn� przyjemno�� radosny u�miech na jego twarzy, kiedy przygl�da mi si�, jak niecierpliwie rozdzieram papier i zrywam wst��k�, by jak najpr�dzej dosta� si� do upominku, kolejnego drobnego dowodu jego uczu�. B�g jeden wie, gdzie uda�o mu si� zdoby� ten kajet; chyba by�oby lepiej, gdyby sp�dza� popo�udnia na przygotowywaniu si� do rozpraw ni� myszkuj�c w ksi�garniach i antykwariatach przy Birkenstrasse, ale prezent jest naprawd� wspania�y: raczej ksi��ka ni� zeszyt, wysoka, w angielskim stylu art nouveau, w twardej oprawie ozdobionej makami i k�osami, z czystymi kartami g�adkiego kremowego papieru. Ka�da kobieta powinna prowadzi� dziennik, twierdzi. Jego zdaniem, prawdziwa historia �wiata jest zapisana w�a�nie w kobiecych dziennikach, szczeg�lnie w czasach takich jak nasze, kiedy historia faluje wok� nas niczym ci�gn�cy si� bez ko�ca �an zbo�a. Poza tym teraz, kiedy Izaak sze�� razy w tygodniu ucz�szcza do szko�y, mog�abym popa�� w stan umys�owej wegetacji, z kt�rego jedyn� ucieczk� by�by jaki� romans; w�a�nie dlatego, zdaniem Wernera, powinnam zacz�� prowadzi� dziennik. Oczywi�cie, Wernerze, jak sobie �yczysz. Nawet mniejsza o ewentualne romanse; dyscyplina, jak� wymusza takie przedsi�wzi�cie, z pewno�ci� wyjdzie mi na dobre, ale o czym tu pisa�? Czy ma to by� zwyk�a kronika rodzinna? Izaak wci�� ma trudno�ci z matematyk�; Anneliese, pomimo wstrz�su, jakim by� dla niej pierwszy okres, zg�osi�a si� do ch�ru, kt�ry ma wyst�pi� z okazji wizyty Hermanna Goeringa; z g��bi domu bezustannie dobiegaj� podnios�e d�wi�ki Bachowych sonat skrzypcowych, nieomylna oznaka, �e ojciec wci�� jeszcze nie otrz�sn�� si� z oburzenia po tym, jak z repertuaru Filharmonii Berli�skiej wykre�lono utwory jego ukochanego Mahlera... Czy to w�a�nie, zdaniem Wernera, jest "prawdziwa historia �wiata"? A mo�e powinnam rejestrowa� wydarzenia dziej�ce si� tu� obok mnie, niemal na wyci�gni�cie r�ki (dzi� w drodze na zakupy mija�am wypalon� skorup� Reichstagu), a zarazem odleg�e, jakby nierzeczywiste, jak na przyk�ad wrzaskliwe g�osy w radiu, zapisywa� swoj� reakcj�, potem za� reakcje najbli�szych? Czy to historia, kiedy pani Erdmann przybiega do mnie ze �zami w oczach, poniewa� jej nazwisko pojawi�o si� na czarnej li�cie kobiet, kt�re wci�� robi� zakupy w �ydowskich sklepach? Pisz� te s�owa lekko dr��c� r�k�. Jak� nadziej� mo�e mie� zwyczajna Hausfrau z berli�skiego przedmie�cia, �eby teraz, kiedy a� roi si� od kronikarzy, wnie�� znacz�cy wk�ad w dzie�o analizy czas�w, w kt�rych przysz�o nam �y�? Czuj� jednak, �e trzeba utrwali� przera�enie pani Erdmann, w�ciek�o�� mego ojca zmuszonego do grania wy��cznie czystej rasowo muzyki oraz udzia� Anneliese w koncercie dla Hermanna Goeringa, poniewa� w�a�nie w takich zwyczajnych, ma�o wa�nych epizodach spe�nia si� kszta�towana zupe�nie gdzie indziej historia. 14 czerwca 1934 Niedobrze. Opuszczam si�. Da�am sobie s�owo, �e b�d� pisa� codziennie oraz �e nie ogranicz� si� do lakonicznych notatek, tylko postaram si� ubra� my�li w pe�ne, prawid�owo skonstruowane zdania. C�, duch jest ochoczy, a w minionych tygodniach z pewno�ci� nie brakowa�o interesuj�cych temat�w, ale Kinder, Kirche, Kuche (w moim przypadku raczej: Kinder, Synagoge, Kuche) zaj�y mi mn�stwo czasu. Dzi� rano przysz�a wyra�nie wzburzona pani Schummel ze Stowarzyszenia Kobiet �ydowskich; w nocy jej dom otoczy�a gromada zbir�w z SA, wyt�uk�a wszystkie szyby na parterze i namalowa�a na drzwiach ogromn� gwiazd� Dawida. Trz�s�c si� ze strachu, przesiedzia�a prawie godzin� w szafie pod schodami, podczas gdy napastnicy wykrzykiwali pogr�ki i obelgi. Musz� chyba mie� wyj�tkowo ma�o do roboty, skoro starcza im zapa�u, �eby przez godzin� oblega� dom samotnej staruszki. Ojciec jest mocno zaniepokojony. Ja mam m�a niemoj�eszowego wyznania, on tylko zi�cia. Chocia� koledzy z orkiestry s� wobec niego ca�kowicie lojalni, wystarczy jeden donos jakiego� pod�ego cz�owieka, �eby jego kariera leg�a w gruzach, a to oznacza�oby dla niego koniec. Biedny papa bez muzyki z pewno�ci� zgas�by jak �wieca. Ju� utrata Mahlera by�a dla niego ogromnym ciosem; �wiadomo��, �e by� mo�e nigdy nie us�yszy fina�u II Symfonii, w jednej chwili postarzy�a go co najmniej o dwadzie�cia lat. To objawy choroby. Spo�ecze�stwo jest chore. Niemcy s� chore, ale nie zdaj� sobie z tego sprawy. Werner wci�� jakby nigdy nic pracuje do sz�stej w kancelarii, ale widz�, �e i on gryzie si� coraz bardziej. Niemal z dnia na dzie� maleje liczba kruczk�w prawnych, dzi�ki kt�rym do tej pory udawa�o mu si� przekazywa� za granic� �ydowskie pieni�dze, ostatnio za� rozesz�a si� pog�oska, �e ma zosta� wprowadzone prawo zakazuj�ce ma��e�stw, a nawet kontakt�w seksualnych mi�dzy Aryjczykami i �ydami. M�j Bo�e, co to za kraj, w kt�rym mi�o�� jest traktowana jak przest�pstwo? 20 czerwca 1934 Dzi� rano widzia�am, jak demoluj� galeri�. Nie zamierza�am pojawia� si� w pobli�u Blucherstrasse, z pewno�ci� nie zapu�ci�abym si� tam, gdyby nie to, �e poczu�am ogromn� ochot� na wyj�tkowo smaczne ciastka z cukierni, kt�ra znajduje si� w tamtej okolicy. Powinnam by�a odej�� natychmiast, jak tylko zobaczy�am t�um i us�ysza�am wrzaw�, ale szale�stwo ma w sobie przera�aj�c� si�� przyci�gania. Chyba tylko szale�stwo innych pozwala nam upewni� si� o naszej normalno�ci... lub jej braku. Przed wej�ciem do Galerii Seidla zgromadzi�o si� oko�o pi��dziesi�ciu, mo�e sze��dziesi�ciu os�b. Nie mog� powiedzie�, �ebym cz�sto tam bywa�a, poniewa� zupe�nie nie rozumiem tych wsp�czesnych malarzy. Zdaje si�, �e nazwali si� ekspresjonistami. M�czy�ni w brunatnych koszulach wybili ju� witryn� i wywa�yli drzwi, teraz natomiast zajmowali si� wyrywaniem p��cien z ram i darciem ich na strz�py. By�o to tym bardziej przera�aj�ce, �e robili to metodycznie i starannie, bez �ladu jakichkolwiek emocji. Zmasakrowane resztki obraz�w trafia�y na ulic�, gdzie u�o�ono z nich ogromny stos czekaj�cy najpierw na oblanie benzyn�, potem na podpalenie, wreszcie na radosny ryk t�umu. Oszo�omiony, bezradny Herr Seidl sta� na uboczu i przygl�da� si� bezsilnie, jak wygl�da kara za popieranie abstrakcyjnej, dekadenckiej, skorumpowanej sztuki. Chyba to w�a�nie najbardziej mn� wstrz�sn�o - wcale nie ponura determinacja nazistowskich osi�k�w, nie ochocze przyzwolenie gapi�w na gwa�t, ale fakt, �e sztuka, a wi�c pi�kno (chocia� nie jestem w stanie go doceni�) mo�e by� poddawane kontroli Partii i uzale�nione od jej aprobaty. Dopiero wtedy poczu�am na barkach monstrualny ci�ar bezdusznej partyjnej maszyny i ogarn�o mnie paniczne przera�enie, prawie takie samo, jakie dopada nas niekiedy w �rodku nocy, kiedy u�wiadomimy sobie, �e jeste�my �miertelni, �e pr�dzej czy p�niej b�dziemy musieli zanurzy� si� w znacznie g��bszej ciemno�ci. Musia�am stamt�d uciec, uciec od t�umu, od ognia i dymu p�on�cych p��cien, kt�re w moich oczach symbolizowa�y los ca�ego narodu skazanego na zag�ad�. Odwr�ci�am si� i pop�dzi�am na o�lep przed siebie, nie troszcz�c si�, czy mnie kto� zobaczy ani dok�d i kt�r�dy biegn�. Przemyka�am szerokimi ulicami i w�skimi alejkami, przez puste podw�rka i zat�oczone zau�ki. Czy ludzie, kt�rych mija�am, gapili si� na mnie, m�wili co�, pytali co si� sta�o? Nie mam poj�cia. Wiem tylko tyle, �e musia�am biec i bieg�am a� do chwili, kiedy odzyska�am zmys�y na brukowanej bocznej uliczce, w cieniu rzucanym przez pranie susz�ce si� na sznurach przeci�gni�tych mi�dzy oknami kamieniczek. Zgubi�am si� w mie�cie, kt�re od pi�tnastu lat nazywa�am domem, a kt�re teraz pokaza�o mi zupe�nie inn�, nieznajom�, wrog� twarz. To znaczy, niezupe�nie. Pozosta�o w nim jednak co� znajomego i chyba to w�a�nie sprawi�o, �e si� zatrzyma�am: rozhu�tany drewniany szyld nad stromymi schodkami wiod�cymi do piwnicy, szyld z niemalowanego drewna w kszta�cie szczura. 25 czerwca 1934 Musia�am tam p�j��. Musia�am wr�ci�. Na widok tego drewnianego znaku, tego szczura nieporadnie wyci�tego z kawa�ka deski, poczu�am si� tak, jakby duch, kt�ry wymkn�� si� egzorcyzmom i trwa� w u�pieniu przez wiele lat, o�y� nagle i wyci�gn�� po mnie szponiaste r�ce. Zdawa�am sobie spraw�, i� nigdy nie zdo�am si� od niego uwolni�, je�li nie odwa�� si� ponownie stawi� czo�o temu, z czym ju� kiedy� bezskutecznie spr�bowa�am si� zmierzy� w piwnicy przy Judengasse. Nie pytajcie mnie, sk�d o tym wiem, ale wiem ponad wszelk� w�tpliwo��, �e to ta sama piwnica, ci sami kelnerzy o twarzach troglodyt�w, ten sam wiekowy �yd z akordeonem, ta sama melodia... Je�li naprawd� zaw�adn�� mn� jaki� upi�r, to jest to upi�r pami�ci. Dawno pogrzebane, zdawa�oby si�, wspomnienia, powracaj� z d�ugotrwa�ego wygnania, odmienione w nieznaczny, ale niepokoj�cy spos�b po pobycie w ciemno�ci. Pierwszej nocy po tym, jak uciek�am sprzed zdemolowanej galerii, obudzi� mnie ucisk w piersi i k�opoty z oddychaniem - zapowied� (a mo�e raczej wspomnienie?) ataku astmy. Potrzebowa�am kilku dni, �eby zebra� si� na odwag� i wr�ci� na brukowan� uliczk�. Ostatnio Werner coraz d�u�ej przesiaduje w pracy; dwukrotnie dociera�am prawie do samych drzwi i dwukrotnie wraca�am, nie zdo�awszy pokona� l�ku, a on nawet nie wiedzia�, �e wychodzi�am wieczorem z domu. �atwo��, z jak� uda�o mi si� ukry� przed nim moje wyprawy, ogromnie mnie zaskoczy�a. Gdybym go tak bardzo nie kocha�a, jak �atwo przysz�oby mi go oszuka�! Trzeciego wieczoru r�wnie� uciek�abym sprzed drzwi piwnicy, lecz nagle, niczym para ogromnych czarnych srzyde�, ogarn�o mnie parali�uj�ce poczucie pustki. Prawie nie zdaj�c sobie sprawy z tego, co czyni�, nacisn�am klamk� i wesz�am do �rodka. Wszystko wygl�da�o tak samo jak tamtej nocy w Wiedniu: st�oczone stoliki, male�ka scena, zesp� muzyczny z�o�ony z czterech znudzonych dziewcz�t, krwistoczerwone aba�ury na lampkach. Pomarszczony maitre d' (nawet je�li inny ni� tam, to na pewno odlany w tej samej formie) zaprowadzi� mnie do stolika przy scenie. Podczas gdy kelnerzy roznosili bia�e wino, ja przygl�da�am si� go�ciom. Bankierzy, przemys�owcy, prawnicy, urz�dnicy... ale najwi�cej by�o szarych i brunatnych uniform�w. Partyjne mundury, partyjne koszule, partyjne krawaty, partyjne opaski na rami�, partyjne odznaki, partyjne czapki, partyjne szepty, partyjne pozdrowienia. Smaczne, dojrza�e wino bez udzia�u mojej woli wypchn�o na powierzchni� wspomnienia sprzed lat: czworo przyjaci� gotowych przewr�ci� �wiat w pogoni za przyjemno�ciami �ycia. Prze�ycia tamej nocy rozsadzi�y nasz pozornie nierozerwalny kwartet i pchn�y ka�dego na inne tory historii. M�j ojciec otrzyma� posad� koncertmistrza Berli�skiej Filharmonii, ja za� po�lubi�am najbardziej obiecuj�cego berli�skiego prawnika, a wkr�tce potem zosta�am matk�. U�wiadomi�am sobie, �e niemal od dwudziestu lat ani razu nie pomy�la�am o innym m�odym prawniku, z kt�rym by�am prawie zar�czona, a� do owej nocy w wiede�skiej piwnicy. Kiedy tak siedzia�am samotnie przy stoliku, popijaj�c wino, z gmatwaniny mroku, cieni i plam niepewnego �wiat�a wy�oni�a si� jeszcze jedna twarz, twarz niedocenianego artysty, kt�ry przysiad� si� wtedy do nas. Dozna�am prawdziwego wstrz�su, nagle bowiem rozpozna�am t� twarz; widywa�am j� niemal codziennie na partyjnych plakatach, w gazetach, w kronikach filmowych. Prostok�tna, ch�opska twarz z ma�ym w�sikiem, b�yszcz�ce oczy i szept w czerwonawym p�mroku: "Kiedy� to mnie b�d� si� ba�. Wiem, �e tak si� stanie..." - Strach! - odezwa� si� czyj� g�os. Przez chwil� my�la�am, �e to m�j w�asny l�k zdecydowa� si� do mnie przem�wi�, lecz okaza�o si�, �e g�os nale�y do wiekowego mistrza ceremonii z akordeonem, o�wietlonego blaskiem samotnego reflektora, snuj�cego opowie�� o dokuczliwej nie�miertelno�ci i ewangelii zdumiewaj�co pasuj�cej do tego miejsca i czasu. Jak przedtem, tak i teraz, akordeon wt�rowa� mu j�kliw� melodi�, kelnerzy pozamykali drzwi i okna, wy��czyli �wiat�o, a� wreszcie reflektor zgas� i w nieprzeniknionej ciemno�ci zabrzmia� g�os starego �yda: - Nadesz�a pora, by�cie stawili czo�o waszemu strachowi, zupe�nie sami, zamkni�ci w mrocznych otch�aniach waszych cia�, dusz i umys��w. Chwil� potem, wezwane zawodz�cym sygna�em akordeonu, zjawi�y si� berli�skie szczury. Zacisn�wszy powieki walczy�am z odraz� i przera�eniem, czuj�c, jak wilgotne cia�a ocieraj� si� o moje nogi, a chitynowe pazurki wbijaj� mi si� w stopy. Zdezorientowani ludzie krzyczeli co si� w p�ucach, ale ju� po chwili ponad og�lny harmider wybi� si� jeden g�os, dono�niejszy od wszystkich. - �ydzi! - krzycza�. - �ydzi! �ydzi! Wrzask wzbi� si� pod niskie sklepienie, sp�yn�� stamt�d na st�oczonych, przera�onych ludzi, zamieni� ich l�k w nienawi��. - �ydzi! - podj�li z zapa�em. - �ydzi! Zacz�li chwyta� za butelki, krzes�a i lampy, albo po prostu zacisn�li pi�ci i uderzali, bili, mia�d�yli, dusili, rozszarpywali, gnietli szczury, gnietli sw�j strach, a piwnica rozbrzmiewa�a echem nienawistnej pie�ni. Usi�owa�am jej nie s�ucha�, stara�am si� zatka� uszy, lecz ceglane �ciany dudni�y niczym nazistowski b�ben, a kiedy wreszcie w��czono �wiat�o, natychmiast rzuci�am si� do drzwi i uciek�am w spokojn�, czyst� noc, podczas gdy za mn� i pode mn� rozleg� si� dono�ny �miech, kto� zaintonowa� "Horst Wessel", zaraz przy��czy�y si� do niego inne g�osy, kwartet podj�� melodi� i chwil� potem piwnica rozbrzmiewa�a zgodnym ch�rem radosnej nienawi�ci. 30 czerwca 1934 Jedno z drobnych, uroczych dziwactw Wernera polega na tym, �e ten cz�owiek, tak kompetentny, zdecydowany i pewny siebie w sali s�dowej, zmienia si� nie do poznania, kiedy trzeba rozstrzygn�� wa�ne albo delikatne sprawy natury rodzinnej. Tak by�o i tym razem: przez kilka minut sta� przy kominku z r�kami wbitymi w kieszenie i niepewnie przest�powa� z nogi na nog�, a� wreszcie zrobi�o mi si� go �al i postanowi�am mu pom�c. - Uwa�asz, �e powinni�my sprzeda� dom i wyjecha�? Chyba go zaskoczy�am. Najprawdopodobniej nie podejrzewa�, �e zdaj� sobie spraw� z powagi sytuacji, ja tymczasem, po wizycie w szczurzej piwnicy, wiedzia�am znacznie wi�cej od niego. Oni naprawd� nas nienawidz�. Naprawd� chc� nas pozabija�. Wszystkich. Werner powiedzia�, �e pole manewru zaw�a si� dos�ownie z godziny na godzin�. Najnowsze antysemickie ustawy mia�y postawi� poza nawiasem spo�ecze�stwa zar�wno �yd�w, jak i tych Aryjczyk�w, kt�rzy za�o�yli mieszane rodziny. Wszyscy trafi� do oboz�w pracy. Na domiar z�ego lada chwila mog�o doj�� do roz�amu w Partii. Popierajacy Rohma cz�onkowie SA ju� od dawna zamierzali wyst�pi� przeciwko Hitlerowi, a je�li w ruch p�jd� d�ugie no�e, odium winy z pewno�ci� spadnie na �yd�w. Zapyta�am, dok�d, jego zdaniem, powinni�my uciec. Odpar�, �e do Holandii, kt�ra zawsze by�a oaz� tolerancji i stabilno�ci, a konkretnie do Amsterdamu. Bez mojej wiedzy pozwoli� sobie zbada� mo�liwo�ci wej�cia w handel diamentami oraz stan tamtejszego rynku nieruchomo�ci. Czy zacz�� ju� likwidowa� nasz maj�tek? Spojrza� na mnie niepewnie. - Tak, moja droga. Od kilku miesi�cy przekazuj� niewielkie kwoty za po�rednictwem szwajcarskich bank�w. - To dobrze. - Ba�em si�, �e we�miesz mi to za z�e. Wiem przecie�, jak bardzo nie lubisz, kiedy ukrywam co� przed tob�. Jak�e mog�abym mie� mu to za z�e, skoro sama ukrywam przed nim tajemnic�, kt�r� musz� zabra� do grobu? - Musimy wyjecha� jak najpr�dzej. - A co z twoim ojcem? - Mia� tylko swoj� muzyk�, a oni mu j� zabrali. - B�ysk wspomnienia: siedz� w lo�y, s�ucham Pi�tej Symfonii Mahlera i obserwuj�, jak po mistrzowsku prowadzi orkiestr� przez zawi�o�ci Adagietta. - Dom, s�awa, bogactwo nic dla niego nie znacz�, je�li nie mo�e gra� ukochanej muzyki. - A Izaak i Anneliese? Ponownie us�ysza�am wrzaski w piwnicy, �oskot uderze�, brz�k t�uczonego szk�a, g�uche odg�osy cios�w spadaj�cych na grzbiety �yd�w. - Oni te� nie maj� tu czego szuka�. Le��c razem w ��ku, s�uchali�my wiadomo�ci przez radio. Co chwila powtarza�y si� doniesienia o pr�bie przewrotu przeprowadzonej przez oddzia�y SA. Lojalne jednostki SS zd�awi�y bunt, genera�owie Rohm, von Schleicher i Stressel zostali aresztowani, a nast�pnie rozstrzelani. Wy��czy�am radio. - Jutro, Wernerze. Zrobimy to ju� jutro. Zgoda, najdro�szy? Chwil� potem rozdzwoni�y si� dzwony Berlina, tysi�c dzwon�w na tysi�cu wie�. Ich dono�ne bicie nios�o si� po ca�ym mie�cie, po ca�ych Niemczech, po ca�ym �wiecie. Podzwonne dla duszy wielkiego narodu. POCA�UNEK JUDASZA O drugiej po po�udniu niedu�y tr�jk�t s�onecznego blasku sp�ywa na pod�og�, po czym wyrusza na w�dr�wk� w poprzek kanapy, przez dwa fotele, st�, turystyczny piecyk na naft�, materace i zwini�t� po�ciel. Stopniowo robi si� coraz mniejszy, by wreszcie, oko�o pi�tej, znikn�� bez �ladu w lewym g�rnym rogu piwnicy, tu� obok ukrytych drzwi. Kiedy nie mo�e ju� d�u�ej patrze� na wci�� te same twarze m�a, ojca, dzieci, van Hooten�w i starego zegarmistrza Comeniusa, kiedy nie mo�e ju� d�u�ej s�ucha� szelestu kart, delikatnego stukotu przestawianych figur szachowych, szeptanego s�owa "szach", mamrotliwego wspominania sn�w, kiedy te widoki i d�wi�ki staj� si� r�wnie trudne do wytrzymania jak miarowe tykanie zegarka oprawcy, w�wczas �ledzi promie� zakurzonego �wiat�a i dociera do jego �r�d�a - utr�conego rogu deski, jednej z wielu, jakimi s� zas�oni�te piwniczne okna. Tam, b��kitne najb��kitniejszym b��kitem �wiata, jest male�kie tr�jk�tne niebo. Niekiedy trwa godzinami zanurzona w tym b��kicie, z wierzcho�kiem �wietlnego tr�jk�ta mi�dzy oczami. To jej osobiste niebo; kiedy pewnego razu zobaczy�a eskadr� junkers�w lec�cych w kierunku Anglii, widok czarnych krzy�y na kad�ubach tak ni� wstrz�sn��, �e wybuchn�a p�aczem i zaszy�a si� w najdalszy zak�tek piwnicy. Nie by� zachwycony, widz�c j�, stoj�c� na skrzynce po pomara�czach, z na wp� przymkni�tymi powiekami i twarz� przy szybie. Ba� si�, �e kto� z zewn�trz zobaczy te oczy, ten tr�jk�t twarzy, i z�o�y doniesienie okupantowi, ale dawno ju� przesta� czyni� jej wym�wki. Doskonale wiedzia�, �e za ka�dym razem, kiedy wymyka si� przez ukryte drzwi na ulice Amsterdamu, ona natychmiast biegnie do okna i zatraca si� w dwudziestu centymetrach nieba. Nie czyni� jej wym�wek r�wnie� z tego powodu, �e znaczn� cz�� ryzykownych wypraw podejmowa� wy��cznie po to, by cho� na chwil� uciec od okropnej klaustrofobicznej monotonii piwnicznego �ycia. Podczas jednej z tych eskapad spod zgliszcz domu przy Achtergracht - sam podpali� posesj�, aby rozwia� ewentualne podejrzenia, �e mog� si� tam ukrywa� �ydzi - by� �wiadkiem jak niemieccy �o�nierze wyprowadzaj� �ydowsk� rodzin� z kryj�wki przy Herengracht: matk�, ojca, dziadka przyciskaj�cego do piersi malowany drewniany chodak, dwie dziewczynki w n�dznych sukienkach. Chyba d�ugo �yli w ukryciu, wszyscy bowiem mieli blad�, ziemist� cer�. �o�nierze zabrali r�wnie� w�a�cicieli domu, par� starszych ludzi, kt�rych widzia� dawno temu na zebraniu Rady Pomocy �ydom, i wepchn�li ich na platform� ci�ar�wki. Kiedy mija� to miejsce (stara� si� i�� ani nie za szybko, ani nie za wolno), niemiecki oficer og�asza� przez megafon, �e ci, kt�rzy daj� schronienie �ydom, s� nie lepsi od nich, w zwi�zku z czym b�d� traktowani tak samo jak �ydzi, ci natomiast, kt�rzy poinformuj� w�