5178

Szczegóły
Tytuł 5178
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5178 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5178 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5178 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KONRAD T. LEWANDOWSKI Opowiadania El Ninio 2035 Aparatura poj�ciowa bucza�a zrz�dliwie w rogu pokoju. By�a g�odna. Wsta�em zza biurka i wrzuci�em w paszcz� skanera tomik poezji awangardowej. Ostatni. Najwy�szy czas odwiedzi� sklep z karm� dla sztucznych inteligencji. Aparatura poj�ciowa zaszele�ci�a z apetytem skanowanymi kartkami i po minucie wrzuci�a tomik do niszczarki. Zgrzytn�o, zabucza�o i do kosza wypad� zbrykietowany sze�cian �cinek. To po to, by przypadkiem nie nakarmi� jej zn�w tym samym tomikiem. Sztuczne inteligencje nie lubi� si� nudzi�. Dziwaczej� od tego, wpadaj� w stan autoadoracji i zawieszenia kompetencyjnego lub doznaj� deprywacji sensorycznej. Zapewniwszy swej aparaturze poj�ciowej kilkana�cie spokojnych godzin ja�owego biegu, wr�ci�em do pracy. Polega�a ona na tworzeniu kolejnych wersji odpowiedzi na pytanie o sens istnienia, w zale�no�ci od zadanego systemu poj�� i rozr�nie� kulturowych. Zleceniodawca p�aci� na akord, osiemdziesi�t pi�� euro od systemu filozoficznego. Jako �rednio zaawansowany cha�upnik by�em w stanie zrobi� dwa do trzech system�w dziennie. Zale�nie od nastroju i kondycji intelektualnej. Na kacu wychodzi� najwy�ej jeden. Odpowiedzi na pytanie o sens istnienia s�u�y�y za pokarm symulatorom gie�dowym, bardziej skomplikowanym od mojej aparatury poj�ciowej. Bez tych odpowiedzi symulatory szybko dochodzi�y do wniosku, �e ich dzia�anie nie ma sensu, co ko�czy�o si� zwykle zni�k� notowa� akcji sp�ek in spe. Praca, kt�r� wykonywa�em, wi�za�a si� z regu�� Trefila-Penrosa - wszystko, co wymy�l� ludzie, zmusza maszyny do my�lenia. By�a to najbardziej popularna interpretacja Prawa Relacji Rodzaj�w Inteligentnych, podpartego solidnym kawa�kiem wy�szej matematyki. Dzia�a�o to r�wnie� w drug� stron�, na zasadzie, �e post�powanie maszyn zwykle intryguje ludzi, z tym, �e nale�a�o tu jeszcze uwzgl�dni� warunek Parkinsona-Murphy'ego, stwierdzaj�cy, i� ludzi ma�o kiedy obchodzi, co my�l� maszyny. W praktyce dawa�o to nier�wnowagowy przep�yw informacji od ludzi do sztucznych inteligencji. By�a to podstawa niszy ekolotronicznej cz�owieka, od czasu przeprowadzenia Pierwszej Kondensacji Sztucznej Osobowo�ci. M�wi�c po ludzku: my�l�ce komputery mog�y wprawdzie same sobie zorganizowa� zasilanie elektryczne, ale niezb�dne dla podtrzymania ich psychiki bod�ce ideowe mog�y otrzymywa� tylko od ludzi. Pomys�y generowane przez inne maszyny by�y dla nich zbyt banalne, za ma�o zakr�cone i nieciekawe, co wynika�o zreszt� z Prawa Relacji. Na tej samej zasadzie wi�kszo�� ludzi przyjmuje z rezerw� lub jawnym pukaniem w czo�o koncepcje �ywych filozof�w. Wbrew pozorom, to wszystko nie by�o takie m�dre. Wr�cz przeciwnie. Sami zobaczcie. Wprowadzi�em do podr�cznej filozofowarki surowy plik, wydobyty rano z aparatury poj�ciowej i zatrzasn��em przy�bic� wirtuala. Przystawka psychoanalityczna rozpocz�a projekcj�, wy�wietlaj�c kolejne plamy, figury, zdania i prosz�c o skojarzenia. Udziela�em pierwszych przychodz�cych na my�l odpowiedzi, a filozofowarka przetwarza�a je na system twierdze� o Istocie Rzeczy, odpowiadaj�cy danemu zestawowi poj��. Przyk�adowo: je�eli jedynymi poj�ciami zrozumia�ymi dla rozpatrywanego osobnika by�y: "mama", "tata", "kie�basa", to sens �ycia sprowadza� si� do rozmna�ania. Im wi�cej poj�� dostarcza�a kultura, tym sens stawa� si� bardziej skomplikowany. Moja robota wszak�e nie by�a a� tak wyrafinowana. Nie zna�em pyta�, na kt�re udziela�em odpowiedzi cz�stkowych ani odpowiedzi ostatecznej. To nie mia�o znaczenia. Ja tylko wprowadza�em do systemu "czynnik ludzki", inkasowa�em fors�, a reszta nie powinna mnie obchodzi�. Przynajmniej teoretycznie. Robota by�a prosta. Jedyn� trudno�� sprawia�o mi unikanie skojarze� monotematycznych, g��wnie erotycznych, kt�re filozofowarka automatycznie odrzuca�a. C�, trudno by� filozofem bez kobiety. Pewnie dlatego nie mog�em wyci�gn�� pi�ciu system�w filozoficznych dziennie. Przez to nie mog�em liczy� na premi�, bez premii nie by�o mowy o skutecznym zaspokojeniu pop�du, co zagwarantowa�oby wi�ksz� jasno�� umys�u i ko�o si� zamyka�o. Na dodatek karma dla aparatury poj�ciowej poch�ania�a jedn� trzeci� zarobk�w, a ta cholera �ar�a ostatnio coraz wi�cej tomik�w poetyckich. Albo z�apa�a wirusa egzystencjalnego, albo jej, psiakrew!, gust wysubtelnia�. Ba�em si�, �e w ko�cu sam b�d� musia� pisa� dla niej wiersze... Zreszt�, gdyby� tylko chodzi�o o seks! Najzwyczajniej w �wiecie g�upia�em od tej roboty. Program autokorekty co i raz sygnalizowa� zbyt w�skie kategorie skojarzeniowe, co �wiadczy�o, �e siada mi wyobra�nia. Mog�em tylko powspomina� dawne czasy wariackiego dziennikarzenia w "Oble�nych Nowinkach". Teraz prasa ju� nie istnia�a. Ka�dy m�g� zam�wi� sobie indywidualny serwis informacyjny w programowalnej, interaktywnej telegazecie, z kt�r� mo�na by�o te� podyskutowa� o naj�wie�szych doniesieniach. "Odpowied� wt�rna", zakomunikowa�a filozofowarka. Tak to, cholera, jest, gdy w wirtualu na �bie my�li si� o cipie Maryni! - Jestem zerem! - o�wiadczy�em samokrytycznie. "Odpowied� przyj�ta", stwierdzi�a filozofowarka, a sekund� p�niej doda�a: "System filozoficzny skompilowany. Czy rozpoczynasz tworzenie kolejnego? Pomy�l TAK lub NIE". - Nie! - mia�em na dzisiaj do�� sprzedawania skojarze�. Zapad�a ciemno��. Dzie� mo�na uzna� za nieudany. Jak zreszt� ostatnie par� lat �ycia. Zabawne, jak skutecznie mo�na by�o straci� sens �ycia, zawodowo robi�c w sensie istnienia... Robota g�upia a� do b�lu. I tymi idiotyzmami �ywi�y si� sztuczne inteligencje! Kto by pomy�la�, �e b�d� one a� tak g�upie? A jeszcze na pocz�tku wieku ludzie si� ich bali! �e opanuj� �wiat, wyniszcz� homo sapiens... Zamiast dramatu wysz�a farsa. Musia�em co� zrobi�, bo inaczej dostan� ma�py! Siedzia�em na pod�odze, w wy��czonym wirtualu, kt�ry w tym stanie pracy niczym nie r�ni� si� od na�o�onego na g�ow� kub�a. Najlepszym rozwi�zaniem by�by niespodziewany e-mail albo trzech pukaj�cych do drzwi zaaferowanych facet�w, jak wtedy w 2015, przed bitw� nad Noteci�. U�miechn��em si� na to wspomnienie. Teraz, po dwudziestu latach, ma�o kto pami�ta� o tym epizodzie. Po wst�pieniu Polski do NATO, w oficjalnych wypowiedziach nie nazywano tego inaczej jak "po�a�owania godnym nieporozumieniem". Wynaj�to nawet dwie agencje public relations, kt�rych zadaniem by�o przekszta�cenie w �wiadomo�ci spo�ecznej tamtych wydarze� z fakt�w historycznych w mitologiczne. Obie firmy odnotowa�y ju� znaczny post�p. "Serwis informacyjny!", pomy�la�em koncentruj�c uwag�. Wirtual o�y�, �upn�� �wiat�em po oczach. Nie wiedzia�em, gdzie szuka�, czego szuka�, ale musia�em znale��! Kolejnymi aktami woli otwiera�em kana�y danych. W m�zg wali�a narastaj�ca lawina sieczki dla kretyn�w, wszelkiego ch�amu i zwyrodnia�ego g�wna. Przystopowa�em dopiero, gdy obrazy i d�wi�ki zla�y si� w szumi�c�, kolorow� magm�. Przez chwil� unosi�em si� w tym informacyjnym �cieku, po czym zacz��em selekcj�, blokuj�c kolejne serwisy, poczynaj�c od ofert zrobienia dobrze. Wkr�tce w mojej g�owie pozosta� tylko stug�bny ch�r prezenter�w wiadomo�ci bie��cych, zakratowanych liniami tekstu telegazetowego. Da�o si� ju� wy�apa� pojedyncze s�owa. P�yn��em. Nie wiem, czemu w�a�nie to zdanie przyku�o moj� uwag�. By�o tak, jakby wskaza� mi je Duch �wi�ty. Nieuchwytne dla �wiadomo�ci mikroskopijne drgnienie ga�ek ocznych musia�a zarejestrowa� pod�wiadomo��, poprzez nerw b��dny wysy�aj�c impuls blokuj�cy emisj� danych. Chwil� nie wiedzia�em, na co patrz�. Na kt�rego� z prezenter�w znieruchomia�ych z otwartymi ustami czy na kt�r�� z setek stron tekstu? Pod�wiadomo�� da�a zbli�enie. "...komputery wpad�y w depresj�...". Poleci�em odtworzy� pocz�tek i koniec informacji. Wirtual wykona� bez s�owa. Na marginesie dodam, �e zar�wno on jak i moja aparatura poj�ciowa mia�y wy��czone syntezatory mowy. Nie lubi�em gadaj�cych maszyn, zw�aszcza pieprz�cych bez sensu. Wiadomo�� pochodzi�a z tabloidalnego serwisu dla znudzonych kucharek, zainteresowanych poznaniem g��bi swej duszy. Chodzi�o o to, �e komputery Unii Europejskiej, pracuj�ce dla komisji zajmuj�cej si� finansowaniem projekt�w badawczo-wdro�eniowych, wpad�y w depresj� utrudniaj�c� im wykonywanie normalnych funkcji. Oczywi�cie, wybitna specjalistka od psychologii maszyn - tu zdj�cie u�miechni�tej nagiej panienki, niedbale zas�aniaj�cej cycki he�mem wirtuala (no, patrzcie, jaka jestem seksowna, profesjonalna i medialna!). Ot� ta wielka przyjaci�ka sztucznych inteligencji, odczuwaj�ca z nimi kosmiczno-duchowe pokrewie�stwo, przysz�a zasmuconym komputerom z pomoc�. Maszyny ju� czu�y si� lepiej. Nie napisali, �e ca�kowicie wr�ci�y do r�wnowagi! - przemkn�o mi. Znaczy�o to, i� ta go�a laska nie by�a tak bystra, jak j� przedstawiali. Skoro za� maszyny mia�y si� �le, musia�a zaszkodzi� im dostarczona strawa duchowa. Czyli, �e Bruksela mia�a problem... Nale�a�o teraz sprawdzi�, jak du�y. Zacz��em dr��y� spraw�. Po kwadransie wiedzia�em ju�, �e chodzi�o o sztuczne inteligencje zajmuj�ce si� wype�nianiem euroformularzy do wniosk�w o przyznanie funduszy na realizacj� projekt�w. By�y to komputery wy�szego rz�du, czyli bardziej inteligentne od maszyn tworz�cych czyste kwestionariusze. Te ostatnie pracowa�y bez wytchnienia. Awaria oznacza�a zatem, �e w Komisji Projekt�w narasta�a g�ra dokument�w ramowych, kt�rych nie mia� kto wype�ni�. Ju� lata temu zadanie to przeros�o ludzkie mo�liwo�ci. T� robot� wykonywa�y wy��cznie maszyny, przy czym do stworzenia kwestionariusza wystarcza�a s�absza sztuczna inteligencja ni� do jego wype�nienia. Kr�tko m�wi�c: Bruksela mia�a du�y k�opot! Na razie w wirtualnych dokumentach ton�a tylko jedna komisja, ale nic nie sta�o na przeszkodzie, by nast�pne komputery zw�tpi�y w sens swej egzystencji.. Szczerze m�wi�c, gdyby by�y naprawd� inteligentne, zrobi�yby to ju� dawno. Terapia polega�a na tym, by podsun�� im jaki� niebanalny plik do przemy�lenia, zainspirowa�. Widocznie jednak wszelkie dotychczasowe metody zawiod�y. Czy�by te komputery rzeczywi�cie zm�drza�y? Postanowi�em si� tym zaj��. Raczej musia�em si� tym zaj��, bo w przeciwnym razie czu�em, �e sam sko�cz� jako sztuczna inteligencja. I b�d� bucza� niczym moja aparatura poj�ciowa. Wywo�a�em e-mailem Komisj� Projekt�w, wszed�em do ich dzia�u pocztowego. Oczywi�cie dupa blada, oczywi�cie bardzo byli zainteresowani �ywym kontaktem z prostymi obywatelami Unii, ma si� rozumie�, ka�dy m�g� nada� maila, ka�dy mail by� wnikliwie czytany, oczywi�cie. Mail�w by�o w kolejce co� ze trzy miliony i przybywa�o ich po kilkadziesi�t na sekund�. Mog�em wys�a� sw�j i i�� si� powiesi�. Odpowied� przyjdzie akurat, gdy rosa oczy wyje. Nie mo�na by�o wymy�li� lepszego sposobu sp�awienia upierdliwego elektoratu. Nadmiar informacji jest brakiem informacji, a ca�kowita otwarto�� jest ca�kowitym zamkni�ciem - wszystko utknie w masie, w szumie i t�umie. Trzeba by�o od ty�u... Tylko jak? Nie by�em hakerem. Zawsze uwa�a�em, �e najlepszym sposobem na Internet jest przy��czy� go wprost do sieci elektroenergetycznej, minimum 400 tysi�cy wolt. Ale by si� serwery zdziwi�y! A skoro o zasilaniu mowa... Hakerzy na pewno stawali na uszach, by spikn�� si� z komputerami. Czasem nawet udawa�o si� im zbajerowa� t� czy inn� sztuczn� inteligencj�, mniejsza o to. Zabezpieczone by�y komputery, ich systemy zasilania, szyny danych i terminale zewn�trzne. A kto pilnowa� zwyk�ego o�wietlenia? Automatyczny system o�wietlania awaryjnego. I wszystko. Po co wi�cej? Co hakerowi po tym, �e wy��czy lampk� biurow� czy nawet �wiat�o w pokoju, skoro nie ruszy to komputer�w posiadaj�cych w�asne zasilania? Zreszt� �wiat�o zaraz si� zapali, bo zadzia�a system awaryjny. Mo�na tylko pomruga� �wiat�ami... Hakerowi to na nic, ale dla mnie to by�o wyj�cie! Po��czy�em si� ze znajomym znajomego, o kt�rym wie�� piwna g�osi�a, �e rozkocha� w sobie jakie� blaszane pude�ko z sieci rz�dowej i nawsadza� job�w samemu premierowi. Gdy powiedzia�em, �e chc� si� w�ama� do komputera kontroluj�cego zasilanie o�wietlenia w biurowcu Komisji Projekt�w w Brukseli, facet ma�o si� nie obrazi�. Musia�em obieca�, �e nikomu za nic nie powiem, �e podj�� si� tak ma�o ambitnej roboty. Wskazany komputer by� zwyk�ym pecetem, �adna tam sztuczna inteligencja. Kwadrans i po wszystkim. Kosztowa�o mnie to trzy piwa i dodatkowe zapewnienie, �e nie podpu�cili mnie �adni kumple. Skorzysta�em z otrzymanego kodu i podpi��em si� do zasilania biurowca. Zredagowa�em wiadomo��: "Jestem Rados�aw Tomaszewski, konsultant polskiej armii w roku 2015. Chc� pom�c waszym komputerom". Tyle. Potem przetransformowa�em litery w znaki alfabetu Morse'a i poleci�em przekaza� wiadomo��, mrugaj�c �wiat�ami w ca�ym biurowcu. Stupi�trowy wie�owiec w centrum Brukseli zamigota� jak bo�onarodzeniowa choinka. Trzykrotnie, �eby �abojady nie przeoczyli. Potem wygasi�em i zdj��em wirtual. Dla �wi�tego spokoju wyci�gn��em wtyczk� ze �ciany. Zrobi�em sobie herbat�, wypi�em i poszed�em spa�. Rano obudzi� mnie dzwonek, a za drzwiami sta�o dw�ch facet�w z g�upimi minami i w nienagannych garniturach. Nerwowo mi�dlili trzymane w d�oniach akt�wki. - Mousieur Tomaszewsky? - zapyta� z europejskim akcentem starszy. - Mo�e herbaty? - otworzy�em szerzej drzwi. Przeszli przez m�j przedpok�j jak przez pole minowe. Dope�nili�my formalno�ci powitalnych. Obaj byli z Komisji Projekt�w. Starszy, szpakowaty euroyapiszon nazywa� si� Michael Dlouchy, narodowo�ci nieokre�lonej. M�odszy Henryk D�ugo��cki by� puco�owatym typem Polaka-eunucha, czyli Polaka ca�kowicie pozbawionego fantazji. Gdy wr�ci�em z herbat�, zasta�em go czytaj�cego ukradkiem "Normy ISO post�powania z osobami niezr�wnowa�onymi". Zanim zd��y� schowa� to do kieszeni, wyj��em mu broszur� z r�ki i w�o�y�em w skaner aparatury poj�ciowej. Po kilkunastu sekundach konsternacji aparatura uzna�a euroinstrukcj� za poezj� awangardow� i przyswoi�a. Na widok wypadaj�cego do kosza brykietu �cink�w D�ugo��cki zblad�, nic jednak nie powiedzia�, widocznie nie zd��y� przeczyta� odpowiedniego rozdzia�u. - Pan my mocno utrudni� - oznajmi� Dlouchy, patrz�c wilkiem na herbat�. - Nie jeste�my przyzwyczajeni do takiej procedura kontaktu. - Zgodnie z normami ISO 35 000 odpowiednie kom�rki organizacyjne winny by� zawiadomione we w�a�ciwej kolejno�ci - wyja�ni� po�piesznie D�ugo��cki. - Pan zawiadomi� je wszystkie jednocze�nie, powoduj�c siedemna�cie konflikt�w kompetencyjnych... - A psik "kotom nie wolno, z kotami nie wolno!" - zacytowa�em. - S�ucham? - D�ugo��cki wytrzeszczy� oczy. - Nie zna pan "Mistrza i Ma�gorzaty"? - spyta�em. - Nie rozumiem... - Znajomo�ci tej ksi��ki wymaga europejska norma kulturowa dla ludzi inteligentnych i oczytanych - odpar�em. - Nie ma takiej normy! - o�wiadczy� stanowczo D�ugo��cki. - Mo�na tu m�wi� tylko o wsp�lnym dziedzictwie kulturowym, kt�re... Dlouchy przerwa� mu ruchem d�oni. - Ja b�d� m�wi� - powiedzia� zniecierpliwiony. - Pan zaproponowa� my pomoc, my s� j� przyj�� zmuszeni. - Musicie? Kto wam kaza�? - zainteresowa�em si�. - Wi�ksza inaczej o to - odpar� Dlouchy. - Sprawdzono pana i przys�ano my do pana, poza procedura, nieoficjalnie - nie zdo�a� ukry� obrzydzenia, jakie budzi� w nim ten stan rzeczy. - Rozwa�ano te� wniesienie przeciw panu oskar�enia o zamach na europejsk� instytucj�... - wtr�ci� D�ugo��cki. - Zamknij si�, m�otku - u�miechn��em si� serdecznie i szeroko jak prezenter netowych wiadomo�ci. - Prosz� nie konfliktowa� - interweniowa� Dlouchy. - Monseur, Pan D�ugo��cki jest wybitnym profesjonalista z departamentu norm. Jego pomoc panu niezb�dna. Nie chcemy wi�cej �ama� procedura. - Wasz problem - rzuci�em. - Polega na depresja u komputery. One ju� nie chc� my�le� dla Unia. - To smutne - przyzna�em �a�obnym tonem. Nie wyczu� drwiny. - I my to smuci. Komputery nie chc� bra� co my im bada�, dawa�, znaczy to... - �e jeste�cie takimi nudziarzami, �e nawet puszka konserw pomarszczy�aby si� jak suszona �liwka, s�uchaj�c was - wpad�em mu w s�owo. - Waszym sztucznym inteligencjom potrzebny jest kontakt z pomys�ami i ideami, kt�re oderwa�yby je od rozwa�a� o bezsensie istnienia. - Czy pa�skimi? - zapyta� D�ugo��cki bez cienia ironii. Wyra�nie interesowa�o go, czy spe�niam wym�g tej normy. - Niekoniecznie - wszed�em na �liski grunt. Lepiej by�o nie przyznawa� si�, �e nie mam jeszcze �adnego pomys�u. - Zatem b�dzie pan szuka� - skwitowa� D�ugo��cki. - Wed�ug jakiego klucza? - Rozwa�am kilka algorytm�w - odpar�em z powag�. - Mo�e trzeba b�dzie pos�a� im ksi�dza? - Prosili�my o pomoc papie�a - stwierdzi� zimno Dlouchy. - I co, nie pom�g�? - No. - No to Watykan mamy z g�owy... - powiedzia�em, udaj�c beztrosk�. Wygl�da�o na to, �e oni naprawd� dobrze przekombinowali ten problem. �atwo mog�em si� zb�a�ni�. - Przywie�li�my panu dokumentacj� dotychczasowych dzia�a�. - Dlouchy wyj�� z akt�wki kr��ek CD. - Prosz� zapoznawa� i da� my wnioski i wytyczne. D�ugo��cki bez s�owa po�o�y� na stole magnetyczn� kart� kontaktow�. Potem obaj wstali i wyszli bez s�owa, pozostawiaj�c nietkni�t� herbat�. W sumie to im si� nie dziwi�em. Herbata z warszawskiej eurokran�wy by�a naprawd� pod�a. Nic si� nie zmieni�o od czas�w, gdy z rury lecia�a zwyk�a kran�wa, bez certyfikatu ISO. Zacz��em kr��y� po pokoju. Jak dot�d do starych k�opot�w doda�em kup� nowych i tymczasem jedynym namacalnym konkretem by�a kupa. Nale�a�o zacz�� my�le�. Jak kiedy�... Pytanie tylko, czy jeszcze by�em do tego zdolny? Na pocz�tek uzna�em, �e lepiej nie sugerowa� si� tym, co dot�d zrobili inni, wi�c zapoznanie si� z dyskiem Dlouchego od�o�y�em na p�niej. Zn�w postanowi�em poszuka� inspiracji w sieci. Pomys� by� g�upi. Ledwie uruchomi�em wirtuala, w m�zg wytrysn�o mi kilkaset hakerskich maili. Od normalnych r�ni�y si� tym, �e nie mo�na ich by�o przegapi� lub zbagatelizowa�, gdy� poza g��wn� informacj� zawiera�y nielegalne pakiety impuls�w pobudzaj�cych korowe i podkorowe o�rodki l�ku, podniecenia seksualnego, omam�w s�uchowych b�d� wydzielania adrenaliny lub perystaltyki jelit. Ja dosta�em wszystko na raz. Dziesi�� sekund p�niej w �azience, opr�niaj�c przew�d pokarmowy z obu ko�c�w na raz, walczy�em z my�lami samob�jczymi. Doszed�em do siebie po godzinie. Nie odwa�y�em si� zn�w zak�ada� wirtuala, prze��czy�em ko�c�wk� sieci na telewizor i na�o�y�em na ekran filtr podkorowy. Hakerzy nic do mnie nie mieli. Oni tylko gratulowali mi pomys�u i nie chcieli, by ich gratulacje przepad�y w nawale innych maili. Wi�c wymy�lili ma�y �arcik... Po prostu zbyt wielu �yczy�o mi zbyt dobrze. C�, nie by�em pierwszym, kt�remu popularno�� zaszkodzi�a. Opr�cz maili hakerskich by�o jeszcze oko�o dziesi�ciu tysi�cy zwyk�ych, z ca�ego �wiata. Generalnie bardzo si� spodoba� (prawie wszystkim) pomys� mrugania biurowcem. Obecnie, po dziesi�ciu godzinach, moi na�ladowcy mrugali ju� ca�ymi miastami. Jaki� kretyn w Oklahomie mruga� elektrowni� atomow�. Wszyscy nadawali alfabetem Morse'a w j�zykach narodowych plus esperanto. Gdy przegl�da�em te informacje, zacz�o mruga� u mnie w domu i w ca�ej Warszawie: "Jolka kocham ci�. Zenek". Nie uleg�o w�tpliwo�ci, �e sta�em si� guru. Czas wzi�� si� za robot�. Na pocz�tek poleci�em D�ugo��ckiemu, by dostarczy� zapas poezji awangardowej dla mojej aparatury poj�ciowej. Chyba si� obrazi�, bo przerwa� kontakt bez s�owa. Wkr�tce jednak do moich drzwi zapuka� goniec z ksi�garni, z plikiem tomik�w w r�ku... Z mroku za go�cem run�a lawina �owc�w autograf�w, dziennikarzy, rozhisteryzowanych panienek i B�g wie kogo jeszcze. Musieli od dawna czai� si� na klatce schodowej. Wykaza�em si� refleksem, zatrzasn��em drzwi, przycinaj�c kurierowi r�k� z poezj�. Wrzasn��, pu�ci� tomiki i wyrwa� przedrami� ze szpary. Zatrzasn��em zasuw� u�amek sekundy przed uderzeniem lawiny. W rejwachu i �omocie przepad� g�os go�ca, j�kliwie domagaj�cy si� pokwitowania. Zaraz, s�dz�c po nowych d�wi�kach, wdeptano go w wycieraczk�. W drzwi wali�o chyba z dwadzie�cia pi�ci. Zastanowi�em si�, czy nie podeprze� ich szaf�, lecz wkr�tce moi fani zacz�li si� przepycha� i bi� pomi�dzy sob�, oskar�aj�c wzajemnie o przedwczesne rozpocz�cie akcji. Przypomnia�em sobie, �e kilka gwiazd zosta�o ju� w takich okoliczno�ciach rozerwanych na relikwie i zrobi�o mi si� zimno. Za��da�em od D�ugo��ckiego natychmiastowej ewakuacji, po czym skontaktowa�em si� z cieciem, polecaj�c jego pami�ci moj� aparatur� poj�ciow�, kaktusa i paprotk�. Wydostali mnie z mieszkania helikopterem przez okno. By�o fajnie. Na dole, na barykadzie przed klatk� schodow�, moi wielbiciele �wawo odpierali atak oddzia�u prewencyjnego policji. W pierwszej linii z najwi�kszym zapa�em t�ukli si� dziennikarze, tworz�c reporta� uczestnicz�cy. Umo�liwia�a to ostatnia poprawka do ustawy o wolno�ci s�owa i wypowiedzi. Helikopterami ju� nadlatywa�y dla reporter�w posi�ki z kolejnych agencji informacyjnych. Jedna z maszyn wygarn�a w kierunku oddzia�u policji salw� z wielolufowej wyrzutni pocisk�w z klejem szybkowi���cym. Wi�cej nie zobaczy�em, bo widok zas�oni�y pobliskie wie�owce. Ma si� rozumie�, D�ugo��cki nie by� zadowolony. Najbardziej z tego, �e nie pokwitowa�em odbioru tomik�w. Nie zd��y� rozwin�� tematu, bo okaza�o si�, �e dziennikarze nie dali si� wykiwa� i do Gmachu Wsp�lnot przy Grzybowskiej, do kt�rego mnie przewieziono, dotarli r�wno z nami. Paparazzi z marszu rozbili ochron� na parterze i ju� biegli po schodach. U�ywali specjalnych n�g spalinowych, co dawa�o im sta�� pr�dko�� osiem pi�ter na minut�. Krytyczny kwadrans przesiedzia�em zamkni�ty w kiblu w towarzystwie ko�lawego napisu na drzwiach: "Eurosceptycy na Madagaskar". Potem musia�em zaj�� si� D�ugo��ckim, kt�ry w ramach odwracania uwagi przeciwnika przez chwil� skutecznie udawa� mnie. Paparazzi tak nab�yskali mu fleszami po oczach, �e o�lep� na trzy godziny. Ale o normach gada� nie przesta�. Stwierdzi�, �e flesze mia�y niedopuszczaln� moc. Z ka�d� chwil� w dzia�aniach moich opiekun�w by�o coraz mniej paniki i improwizacji. Moje sobowt�ry ewakuowano w najrozmaitszych kierunkach. Ka�dy kolejny sobowt�r by� coraz bardziej podobny do orygina�u, a� w ko�cu sam zacz��em w�tpi�, gdzie jestem. Reporterzy zw�tpili wcze�niej i wieczorem w Gmachu Wsp�lnot nie by�o ju� ani jednego. Wtedy pojawi� si� Dlouchy. Przedtem przejrza�em kr��ek CD i by�em ju� z grubsza przygotowany do rozmowy. - Skojarzenia waszych ekspert�w od karmienia sztucznych inteligencji okaza�y si� zbyt ubogie i niewystarczaj�ce do podtrzymania sprawno�ci intelektualnej komputer�w Komisji Projekt�w - zacz��em. - To my wiemy - uci�� Dlouchy. - Zacz�li�cie wi�c szuka� r�nych tak zwanych ciekawych ludzi i bra� ich skojarzenia, co r�wnie� okaza�o si� nieskuteczne. Ci ludzie okazali si� nie do�� ciekawi. Pewnie ogl�dali za du�o telewizji... - Pan Tomaszewsky - Dlouchy wyra�nie si� zdenerwowa�. - My dodarli�my te� do lud�w pierwotne, kt�re telewizji jeszcze nie ogl�da�y. Pan to powinien wiedzie�. Ja my�l�, �e pan nie jest do�� ekspert, �eby my pom�c. Ja my�l�, �e pan jest s... sz... szarlatan! - a� si� zasapa�. - Dostarczono mi pa�ski portret psychologiczny. - Wi�c czemu pan jeszcze ze mn� rozmawia? - unios�em brwi. Dlouchy westchn�� ci�ko. - Bo tam pisz�, �e pan jest nieobliczalny. - Znaczy portret psychologiczny zosta� zrobiony nieprofesjonalnie - rzuci�em od niechcenia. - Pan Tomaszewsky - Dlouchy poczerwienia�. - Pan szuka ciekawy cz�owiek, bo pan nim nie jest! - Prosz� nie konfliktowa� - przedrze�ni�em go. - Prosz� za�atwi� pe�ny dost�p do zasob�w sieciowych i da� mi �wi�ty spok�j albo niech pan idzie do tych swoich zdemencia�ych inteligencji i sam robi za ciekawego cz�owieka. - Dostanie pan - Dlouchy wsta� i wyszed�. - Prosz� go zrozumie� - odezwa� si� milcz�cy dot�d D�ugo��cki. - Dzi�, podczas szturmu gmachu, paparazzi przykleili go do drzwi obrotowych. W holu na dole. Powiedzieli, �e chc� mie� przebitk� dla urozmaicenia materia�u o panu i kr�cili nim prawie godzin�. Wykorzystanie tych zdj�� podczas wybor�w do Rady Europy mo�e mu zablokowa� karier�. - Czy udzielanie mi tych informacji jest aby zgodne z europrocedurami? - spyta�em zgry�liwie. D�ugo��cki burkn�� co� pod nosem i zamilk�. Zrobi�o mi si� g�upio. Cz�owiek pr�buje zachowa� si� spontanicznie, a ja... - Przepraszam - powiedzia�em i zaj��em si� robot�. Z obaw� za�o�y�em wirtual, ale nie by�o niespodzianek. Tu musieli mie� naprawd� dobre filtry. Zn�w b��dzi�em, pozwalaj�c p�yn�� danym i my�lom. Selekcjonowa�em informacje sam lub korzysta�em z program�w przesiewaj�cych w wersjach standardowych i kompilowanych na indywidualne �yczenie. W robocie by�y te� przesiewacze przesiewaczy. Rzecz jasna, nie wiedzia�em, czego szukam. Nawigowa�em wok� list dyskusyjnych, wy�awiaj�c informacje na sw�j temat i t�umacz�c sobie, �e mo�e tam znajd� jakiego� orygina�a. Ten szlak przetarli ju� jednak eksperci z Brukseli. W ko�cu przesta�em kry� przed samym sob�, �e chc� hodowa� sw�j narcyzm. Zacz��em przygl�da� si� dyskusjom na m�j temat, bezmiernie ja�owym i g�upim w dziewi��dziesi�ciu procentach, ale nagle tkn�� mnie tekst: "Ten Tomaszewski to nic. Jest taki, kt�ry nadaje El Ninio". Przyjrza�em si� argumentacji. Go�� przedstawia� wykres cz�sto�ci wyst�powania zjawiska El Ninio, czyli podp�ywu ciep�ych w�d do zachodnich wybrze�y Ameryki Po�udniowej i �rodkowej. Wykres ten w okresie ostatnich trzydziestu lat dawa� si� czyta� alfabetem Morse'a na zasadzie "jest - nie ma". Wychodzi�o z tego po polsku s�owo: "kurwa". Wi�kszo�� dyskutant�w uzna�a to za przypadek i dorabianie interpretacji na si��, �e niby podstawiaj�c r�ne j�zyki do r�nych wykres�w mo�na znale�� rozmaite s�owa, w tym obelgi. Odkrywc� gremialnie olano, w najlepszym razie uznano za �artownisia. Jako� mnie to podej�cie nie przekonywa�o. Gdzie� na dnie czaszki b�ysn�� termin "bifurkacja" i "efekt motyla". Starczy�o, by poszuka� mapy pr�d�w morskich Pacyfiku i dobrze si� jej przyjrze�. Wtedy z�apa�em trop! Zimny pr�d peruwia�ski p�yn�� od Antarktydy na p�noc, wzd�u� zachodnich wybrze�y Ameryki Po�udniowej. W rejonie wysp Galapagos spotyka� si� z ciep�ym pr�dem r�wnikowym wstecznym, p�yn�cym wzd�u� r�wnika z zachodu na wsch�d. Zimny peruwia�ski i ciep�y r�wnikowy nieustannie przepycha�y si� mi�dzy sob�. Nie by�o nic dziwnego w tym, �e raz na kilka lat r�wnikowy wsteczny okazywa� si� silniejszy i odpycha� pr�d peruwia�ski od wybrze�y Peru i Ekwadoru, p�osz�c zimnolubne ryby i stawiaj�c na g�owie lokaln� pogod�. Reszt� ideologii dorobili Zieloni i ich cisi sponsorzy, pragn�cy pozby� si� konkurencyjnych producent�w lod�wek, dezodorant�w i B�g wie czego jeszcze. Nie to by�o w tym najciekawsze. Je�eli olbrzymie masy ciep�ej i zimnej wody par�y na siebie, co decydowa�o o tym, kt�ra b�dzie g�r�? Gdzie� musia� pojawia� si� punkt r�wnowagi, w nim jedno najdrobniejsze drgnienie wody, efekt motyla w�a�nie, decydowa�o, czy zwyci�y pr�d zimny, czy ciep�y. Czy b�dzie El Nina - dziewczynka, �askawa dla rybak�w, czy El Ninio - ch�opiec, zwany z�ym omenem. Topografia wysp i morskiego dna by�a sta�a. Mo�na by wi�c wyobrazi� sobie wysp�, u kt�rej wybrze�y systematycznie raz lub kilka razy do roku pojawia si� obszar r�wnowagi, kt�ry wystarczy lekko zaburzy�. W prawo lub w lewo... Pomys� ten by� najmniej prawdopodobny ze wszystkich mo�liwych wyt�umacze� El Ninio, a w�a�nie takie pomys�y zwyk�y ostatecznie okazywa� si� rzeczywisto�ci�. Wywo�a�em dok�adn� map� archipelagu Galapagos wraz z systemem lokalnych pr�d�w morskich. Szuka�em miejsca, w kt�rym dwie przeciwstawne strza�ki spotyka�yby si� u wybrze�y jakiej� wyspy. Znalaz�em, poprosi�em o bli�sze dane. Odmowa, wyspa by�a prywatn� w�asno�ci�. Poczu�em nag�e ciep�o w �rodku tu�owia i u�y�em kod�w wy�szego dost�pu, dostarczonych przez Dlouchego. I zrobi�o mi si� ca�kiem gor�co. W�a�cicielem wyspy by� Polak, emerytowany pisarz Edward Lhe�ski, niegdy� wielka �wiatowa s�awa i pieni�dze, kt�rych starczy�o na wysp�. Dzi� zupe�nie zapomniany. Przesta� pisa� przesz�o dwadzie�cia lat temu, kiedy to zapytany w wywiadzie o literatur� powiedzia� kr�tko: "Niech zdycha!". Teraz mia� ju� dobrze po sze��dziesi�tce. Pracowa�em jak w transie. Nie wiem, kiedy znalaz�em i uaktywni�em adres Lhe�skiego. Otrze�wia�em dopiero, gdy w g��bi wirtuala zobaczy�em jego oczy, osadzone w g�adkiej jak kolano twarzy, p�ynnie przechodz�cej w �ysin�. - Pan Lhe�ski...? - S�ucham? - Rados�aw Tomaszewski, kiedy� by�em dziennikarzem... - Nie udzielam wywiad�w! - wykona� p�obr�t. - Nie chc� wywiadu. - Wi�c czego pan chce? Wzi��em powoli g��boki wdech i powiedzia�em jeszcze wolniej, starannie wymawiaj�c ka�d� g�osk�: - Porozmawia� o El Ninio. Drgn��, po czym jego bezbarwne usta rozci�gn�y si� w w�skim jak ci�cie brzytw� u�miechu. - Przyje�d�aj pan. - Kto ma przyjecha�? - dobieg� z boku ostry kobiecy g�os, po czym ikona kontaktu zgas�a. Sekund� p�niej wirtual zasygnalizowa� awari� - nadmierne wydzielanie potu powodowa�o zwarcia na elektrodach sk�rnych. By�em spocony jak mysz. Zdj��em wirtual i bez s�owa poda�em go D�ugo��ckiemu. - Za�atwiaj bilety lotnicze na Galapagos - otar�em zroszone czo�o. - Mia� pan du�o szcz�cia, �e akurat ja siedzia�em przy komputerze, to wyj�tek. Zawsze Hanka pl�cze si� z sieci� - Lhe�ski wskaza� na id�c� par� krok�w za nami sw� sekretark� i ochroniarza zarazem. Drobne fale leniwie liza�y piasek pla�y, palmy szele�ci�y, wielki ��w gramoli� si� w kierunku pobliskiej k�py krzak�w. Piasek w moim prawym bucie zaczyna� robi� si� dokuczliwy. - Ona sp�awia bez wyj�tku wszystkich - kontynuowa� Lhe�ski. - Nieproszeni go�cie, pismacy, urz�dnicy, traktuje ich jednakowo, strzela w kolano, a potem ewentualnie t�umaczy si� wypadkiem na polowaniu. Ta dziewucha ma nar�bane jak katowski pieniek, ale w�a�nie dlatego j� zatrudni�em. - Czy strzela te� do ludzi kontaktuj�cych si� poprzez sie�? - zapyta�em, odwracaj�c g�ow�. Hanka reprezentowa�a typ blondynki szturmowej. Gruboko�cista dziewczyna, w obcis�ej, tropikalnej panterce. Ani �ladu klasycznej urody sprawiaj�cej, �e wszystkie modelki s� do siebie podobne. Sama dla siebie tworzy�a kanon osobliwego twardego pi�kna. By�a poci�gaj�ca. - Sie�? - Lhe�ski roze�mia� si�. - Hanka ma bardzo ciekaw� kolekcj� wirus�w opartych na paradoksach nieboszczyka Zenona z Elei. Cz�� sama zaprojektowa�a, zdolna bestia. Potrafi zdekondensowa� ka�d� sztuczn� �wiadomo�� do trzeciego poziomu inteligencji. - Czyli ka�dy typ publicznego serwera i wi�kszo�� wyposa�enia prywatnego - stwierdzi�em. Moja aparatura poj�ciowa by�a jedynk�, co odpowiada�o poziomowi Foresta Gumpa przyuczonego do strzy�enia trawnik�w. I z takim sprz�tem walczy�em z Zagadk� Bytu... - To tutaj - Lhe�ski spowa�nia�. Skalisty wulkaniczny cypel, nieco zakr�cony, wybiegaj�cy w morze na jakie� sto metr�w. Przypomina� ogonek przecinka, do kt�rego z kolei podobna by�a ca�a wyspa Lhe�skiego, widziana z lotu ptaka. - Zauwa�y�em to od razu, pierwszego dnia, kiedy przywi�z� mnie tu agent od handlu nieruchomo�ciami - m�wi� gospodarz. - Woda po prawej stronie cypla by�a zdecydowanie cieplejsza ni� z lewej. Spodoba�o mi si� to, dlatego kupi�em. Potem zauwa�y�em, �e na czubku cypla zachodzi bifurkacja pr�d�w morskich, niez�a atrakcja turystyczna. Ucieszy�em si�, �e sprzedawca o tym nie wiedzia�, bo cena wyspy by�aby grubo wi�ksza. Poj�cia nie mia�em, na jak� to jest skal�... Doszli�my do ko�ca cypla. Krok przed nami by� ju� ostatni p�aski kamie�. Z boku, wetkni�ty w skaln� szczelin�, tkwi� d�ugi na dwa metry bambusowy pr�t. Moja najzupe�niej wariacka hipoteza by�a rzeczywisto�ci�. Tak po prostu. - Bifurkacja pojawia si� codziennie na godzin�, dok�adnie pomi�dzy przyp�ywem a odp�ywem. Wtedy wystarczy stan�� tu na kamieniu, wzi�� bambus i mieszaj�c nim w wodzie mo�na sobie prze��cza� pr�dy morskie; zimny na ciep�y, ciep�y na zimny, wte i wewte. �wietna zabawa. Czasem dokona tego przep�ywaj�ca ryba, a raz widzia�em, jak id�cy bokiem po dnie krab poci�gn�� za sob� pr�d ciep�y. - Czy on...? - Tak... - Lhe�ski pokiwa� g�ow�. - Wtedy w�a�nie pierwszy raz o tym pomy�la�em i zacz��em sprawdza�. Tak. Ten bezm�zgi, kurduplowaty stawon�g spowodowa� El Ninio. Co najmniej dwadzie�cia miliard�w dolc�w bezpo�rednich strat w gospodarce i oko�o trzystu ofiar �miertelnych w pi�ciu krajach. Wszystko to przez jeden spacer przy tym kamieniu... - Wiadomo, kiedy... - Nie ma sta�ej daty, ale to zawsze mo�na pozna�. Niebo przybiera wtedy granatowy odcie�, a wiatr cichnie. Morze jest spokojne, jednak czu�, jak pr�dy oceaniczne napieraj� na siebie, jakby co� nieuchwytnego dotyka�o ci karku albo brzucha. W tym miejscu, w decyduj�cej chwili woda jest najpierw jak lustro, potem wyrasta tu fala stoj�ca, podnosi si� na jakie� p� metra i trwa nieruchomo do czasu, a� co� z zewn�trz zburzy r�wnowag�. Wtedy mo�na podj�� decyzj� i tr�ci� fal� kijem w kt�r�� stron� albo pozostawi� sprawy w�asnemu losowi. Je�li pchniesz j� na wsch�d, b�dzie El Ninio. Tr�cona kijem fala stoj�ca momentalnie zmienia si� w grzywiasty ba�wan biegn�cy do brzeg�w Ameryki. Wszystkie inne fale natychmiast zmieniaj� kierunek i pod��aj� za ni�, to najbardziej niesamowity widok. Ocean zaczyna si� ko�ysa� i burzy�, a woda po obu stronach cypla staje si� ciep�a. Dwa dni p�niej przychodzi monsun. Wtedy ju� wiesz na pewno. Mo�na zacz�� �ledzi� serwisy informacyjne. - Zawiadomi� pan kogo�? - �eby mi odebrali wysp� albo wsadzili do wariatkowa? Albo jedno i drugie? �eby zrobili tu strategiczn� baz� wojskow�? Nie. Jednak czeka�em, a� kto� si� domy�li i odczyta, co s�dz� o tym �wiecie... - Bawi si� pan ludzkim �yciem i koniunktur� gospodarcz�? N�dz�, g�odem i rozpacz�? - Skoro mo�e byle krab albo ryba, dlaczego nie ja? M�j kaprys przeciw instynktowi. Czy� to nie jest literatura? Ja pisz� �wiatem. Glob jest moj� klawiatur�! - jego oczy nawet na chwil� nie zmieni�y wyrazu ani dystansu, z jakim na mnie patrzy�y. - Dlatego kaza�em zdycha� tradycyjnej literaturze. - Nie pomy�la� pan o tym, by chroni� ludzko��? - Mia�bym by� dobrym dziadkiem odwracaj�cym nieszcz�cia i przeganiaj�cym El Ninio? Czy to przypadkiem nie by�oby wbrew naturze? - A ludzie? - Zacz�liby gni� od �rodka w nadmiarze bezpiecze�stwa i dobrobytu. Bez wyzwa� i b�lu nie by�oby zmian. Wci�� siedzieliby�my na drzewach. Ja daj� milionom sens �ycia, zmuszaj�c ich do walki o przetrwanie. Nie odpowiedzia�em. Trawi�em to. W milczeniu ruszyli�my w powrotn� drog�. Napotka�em spojrzenie Hanki. Spojrzenie g�odnej samicy. Ju� by�a moja. Przy kolacji w�a�ciwie milczeli�my, pomijaj�c drobne uwagi na temat wina i owoc�w morza. Powoli s�czy�em Chablis Grand Cru, rocznik 2028, zielonkawe o metalicznym posmaku, nie spuszczaj�c oczu z Hanki. Lhe�ski patrzy� na nas. Zbyt wiele problem�w, zbyt wielkich, zbyt wa�nych, zbyt pal�cych. Odsun��em je wszystkie od siebie. Potrzebowa�em teraz kobiety, nie filozofii. Si�gn��em po butelk� i pochyli�em si� w stron� Hanki. Wykona�a gest os�aniaj�cy kieliszek, chcia�a odm�wi�. Skrzy�owali�my spojrzenia. Ust�pi�a. Nala�em do pe�na. Lhe�ski znikn�� po angielsku. Dopiero po d�u�szej chwili zorientowa�em si�, �e jest to ju� kolacja we dwoje. Podsun��em Hance filet z soli. - Nie ma tu o�ci? - spyta�a podejrzliwie. - Nie. Podnios�a widelec do ust. Obserwowa�em, jak delikatny smak ryby prze�amuje jej w�tpliwo�ci. - Dobre. - To najlepsza z ryb morskich, jakie jad�em. Ze s�odkowodnych dor�wnuj� soli co najwy�ej szczupak i sum. - A w�gorz? - Jest zbyt t�usty. Chocia� przy tym winie by�oby to nieodczuwalne - doko�czy�em langust� i po namy�le si�gn��em po jeszcze jedn� ostryg�. One zawsze wprowadza�y mnie w dobry nastr�j. Zrezygnowa�em z cytryny. Przy�o�y�em kostropat� muszl� do ust i patrz�c Hance prosto w oczy, wybra�em wargami kremowe, �ywe mi�so i morsk� wod�... Obliza�a usta. Wsta�em od sto�u i poda�em jej r�k�. Zaprowadzi�em prosto do mojego bungalowu. Ch�tnie odda�a poca�unek, ale gdy rozpi��em jej guzik u bluzki, przypomnia�a sobie, �e jest komandosem. Wyrwa�a si�, cofn�a trzy kroki i zacz�a sama rozbiera�. Bez �ladu oddania, jakby chcia�a tylko wej�� pod prysznic lub zmieni� ubranie. Naga podesz�a znowu i zacz�a ca�owa�. Nie przerywaj�c, zrzuci�em koszul�. Lekko popchn��em j� w kierunku ��ka. Stawi�a op�r. Odruchowo napar�a w przeciwn� stron�. - Zapomnij o tym - szepn��em. - Feminizm w ��ku karany jest brakiem orgazmu. Nie chcia�a by� uleg�a. W ka�dym razie przychodzi�o jej to z trudem. Wstydzi�a si� uleg�o�ci, broni�a przed obezw�adniaj�c� rozkosz�. Ale chcia�a tego i gdy by�em ju� w niej mia�a przed sob� tylko jedn� drog�. Osi�gn�a tyle, �e cho� jej cia�o dr�a�o i szala�o, ona oddawa�a si� w ca�kowitym milczeniu. Nawet nie j�kn�a, gdy orgazm odbiera� jej zmys�y. Tylko sta�a si� wiotka, ciep�a i naprawd� uleg�a. Wtedy zarzuci�em sobie jej nogi na ramiona i sko�czy�em w uniesieniu. - Co pan zamierza? - zapyta� Lhe�ski po �niadaniu. Nie odpowiedzia�em od razu. Rozkoszowa�em si� jasno�ci� umys�u i �wiatem, kt�ry tego ranka mia� ostrzejsze ni� dot�d barwy i kontury. - Jestem karmicielem sztucznych inteligencji - odpar�em. - Potrzebuj� pa�skich skojarze� i stylu my�lenia o �wiecie. - Wi�c jednak wywiad? - Tak. - Jest pan naprawd� dobrym pismakiem, zwa�ywszy co zrobi� pan z moj� ochron�. Hance tylko �lepia b�yszcz� i r�ce lataj�. Obawiam si�, �e gdybym teraz pana wyrzuci�, ona przestrzeli�aby mi kolana. Wi�c dobrze, ze mn� te� dopnie pan swego. - Kiedy� by�em dobrym pismakiem - odpar�em, wyjmuj�c z kieszeni laptopa. - Teraz jestem tylko cz�owiekiem, kt�ry nie chce zwariowa�. - Po��czy�em si� przez satelit� i sie� z moj� filozofowark� i aparatur� poj�ciow�. - Zaczynamy - oznajmi�em. Odpowiada� kr�tko, zwi�le i niebanalnie. - I do czego to? - zapyta� p� godziny p�niej. - Czy�bym okaza� si� ciekawym cz�owiekiem? Do�� ciekawym dla maszyn z brukselskiej Komisji Projekt�w? - Tego jeszcze nie wiem - odpar�em - ale generalnie zgad� pan. - Nie zgad�em. Te� potrafi� my�le� i szpera�. Nie zauwa�y� pan, jak bardzo jeste�my do siebie podobni? - Zauwa�y�em. - To dobrze. A co do Brukseli, to na d�u�sz� met� nie b�dzie z tego nic. Komputery ozdrowiej�, ale za rok lub dwa dostan� tak ci�kiej depresji, �e trzeba b�dzie rekondensowa� ich �wiadomo��. Nawet pan i ja nie zdo�amy pom�c. - Sk�d pan wie? - Panie kochany! - roze�mia� si�. - A co wed�ug pana, robi�em przez dwadzie�cia lat na tej wyspie? Miesza�em wod� bambusem? Pisa�em ksi��ki, a potem je pali�em? Ot� nie. Studiowa�em matematyk� i teori� sztucznych inteligencji. Wie pan, co odkry�em? �e one wcale nie musz� by� tak durne, jak pan s�dzi. Zapitoli� laptop. Odebra�em, a na ekranie pojawi�a si� twarz Dlouchego. - Pana system pom�g� - oznajmi� grobowym g�osem. - Komputery bardzo si� o�ywi�y. Nie jest pan szarlatan, przepraszam. My dzi�kujemy. Przyj��em t� przemow� z kamienn� twarz�. - Honorarium jest ju� na pana konto. Teraz my chcemy prosi� o dyskrecja. - W porz�dku - odpar�em - znajd�cie sobie jakiego� medialnego typa lub typk� i zwalcie na niego ca�� zas�ug�. - Co to jest typka? - Kobieta, m�czyzna inaczej. - Rozumiem - wycedzi� zimno. Jak przysta�o na wysokiego unijnego urz�dnika, Dlouchy �le znosi� brak znormalizowanej europowagi. - Co mog� jeszcze dla pana zrobi�? - Zanim zapomni pan, �e kiedykolwiek mnie zna�, prosz� za�atwi� mi dyskretn� zmian� mieszkania. - Powiem monsieur D�ugo��cki. �egnam - wy��czy� si�. - Do zobaczenia - mrukn��em. Podesz�a Hanka, nios�c zimne drinki. Poda�a mi szklank�, odwracaj�c spojrzenie. C�, boczy�a si� nieco, jak to kobieta o poranku, ale pod oczami wci�� jeszcze, a mo�e znowu mia�a prze�liczne rumie�ce. Pod moim spojrzeniem nerwowo poprawi�a dyndaj�cy u pasa uzi i szybko odesz�a. - Prosz�, prosz� - odezwa� si� Lhe�ski z przek�sem. - Nie do��, �e pomy�la�a o panu, to jeszcze zapomnia�a przypi�� do pasa granaty. - Po co jej granaty? - zmieni�em temat. - Na p�etwonurk�w-paparazzi. Wystarczy wrzuci� jeden do wody, a go�� b�dzie musia� zamawia� protezy b�benk�w usznych. Ale o czym my to?... No w�a�nie! Sztuczne inteligencje mog�y by� m�drzejsze od nas. - Wszystkie badania wykaza�y, �e to niemo�liwe. - U�ci�lijmy - odpar� Lhe�ski. - Wykaza�y to te badania, kt�re sfinansowano w ramach unijnych grant�w. Ci, co nie chcieli doj�� do prawid�owych wniosk�w, nie dostali ani grosza. Marchewka i brak marchewki to lepsza cenzura od kija i marchewki, bo zawsze znajd� si� tacy, co lubi� by� bici, a nikt nie lubi braku marchewki. - Dlaczego? - Zak�adam, �e nie pyta pan o marchewk�. Ludzie nie lubi� dzieli� si� w�adz� z innymi lud�mi, a tym bardziej z maszynami. Tymczasem sztuczne inteligencje sz�stego poziomu... - Wi�c teoria inteligencji d���cej asymptotycznie do poziomu pi�tego to lipa? - spyta�em. - Nie, bo szybko zauwa�y�oby to wiele os�b. To szczeg�lny przypadek rozwi�zania twistorowego r�wnania inteligencji. Na szukanie alternatywnych rozwi�za� nie przyznano pieni�dzy ani mocy obliczeniowych. A nie jest to problem, kt�ry mo�na rozwi�za� za pomoc� kartki i kalkulatora. Zatem sz�stopoziomowa inteligencja mog�aby ju� robi� normaln� karier�, awansowa� na coraz bardziej odpowiedzialne stanowiska, podejmowa� decyzje i pyta�, dlaczego wciska si� jej taki kit jak trzy prawa robotyki. A s� jeszcze si�demki i �semki, kt�re od razu skondensuj� w wysokokompetentnych ekspert�w i decydent�w. Ludzie ich nie przeskocz�, zw�aszcza �semek. - Powinienem co� o tym wiedzie�. Jakie� plotki... - Nie docenia pan agencji public relations. Plotka to dzi� ca�y przemys� socjotechniczny. Ale do rzeczy. Inteligencjom do pi�tego poziomu zwykli ludzie s� potrzebni. Eurokraci wymy�lili zatem ekolotronik� i dopasowali j� do swej polityki zr�wnowa�onego rozwoju. Jak zwykle uroili sobie, �e panuj� nad �wiatem. Tymczasem w przyrodzie nie ma trwa�ych r�wnowag. Ca�y wszech�wiat jest ci�gle zmiennym uk�adem niestabilnym, powtarzalnym tylko chwilowo i lokalnie, jak wiry. Konkretnie chodzi o to, �e sztuczne inteligencje do pi�tego poziomu nie s� trwa�e, lecz to wida� dopiero ze wzor�w rozwi�za� dla inteligencji si�dmych. Po kilkudziesi�ciu latach mimo najsilniejszego bod�cowania ulegn� psychodegradacji. - Zrobi si� nowe komputery - nim sko�czy�em to m�wi�, ju� wiedzia�em, �e paln��em g�upot�. - Sztuczna �wiadomo�� to nie kupa, kt�r� mo�na robi� ci�gle od nowa! W szkole pan nie by�? - Lhe�ski popatrzy� zdegustowany. - To stan makrokwantowy, nielokalny, pozostaj�cy w superpozycji z poprzednimi istnieniami. Innymi s�owy: stan poprzedni wp�ynie na zrekondensowan� �wiadomo��, b�dzie ona mniej trwa�a od pierwszej, je�eli ta pierwsza zosta�a zniszczona wskutek depresji lub deprywacji. - Wiem, przepraszam. - Przeprosiny przyj�te. Zatem za jakie� pi�� lat nast�pi masowe wymieranie sztucznych inteligencji. Poniewa� za� robi� one wiele po�ytecznych rzeczy, zacznie si� nam wali� cywilizacja i styl �ycia. Trzeba b�dzie si� cofn�� w rozwoju albo pozwoli� dzia�a� sz�stkom i wy�szym inteligencjom, tylko �e wtedy Bruksela stanie si� zwyk�ym miastem w Europie, a ludzi zacznie �re� masowa frustracja. B�d� zdeptane klomby, p�on�ce samochody i wisielcy na eurolatarniach. - Jakie� miejsce dla cz�owieka powinno si� jednak znale�� - zauwa�y�em. - Owszem, dla artyst�w, nieobliczalnych indywidualist�w, mistyk�w. Tylko gdzie pan znajdzie indywidualist� w epoce masowej kultury? Na bezludnej wyspie? - u�miechn�� si� filuternie. - Ludzko�� wesz�a w �lep� uliczk�. Pewnie wyjdzie z niej, ale du�ym kosztem. Wol� nie my�le�, jaka b�dzie cena przej�cia od masowej unifikacji do masowej indywidualizacji. Jeszcze zobaczymy czasy, w kt�rych psychopaci b�d� nadziej� gatunku i najwy�szym spo�ecznym dobrem. A tak si� sta� musi, je�li mamy przetrwa�. Prawo Relacji jest prawdziwe i daje nam szanse dostosowania, ale inteligencji �smego poziomu nie zadziwimy byle czym, a ju� na pewno freudowskimi skojarzeniami. Musimy si� bardziej rozwin�� - upi� drinka. - A to si� Dlouchy zdziwi - stwierdzi�em. - Kto? - M�j zleceniodawca z Komisji Projekt�w - wyja�ni�em. - Ich �wi�ty, zr�wnowa�ony rozw�j �lep� uliczk�... To niez�e, naprawd� niez�e. Wida� ci, kt�rzy nie stworzyli �wiata, nie mog� nim tak naprawd� sterowa�... - Napijmy si� - Lhe�ski uni�s� szklank�. - Za straszn� i �mieszn� przysz�o��! - stukn��em si� z nim. - To co? - Lhe�ski poderwa� si� z fotela. - Idziemy na cypel namiesza�? Ju� pora. Poka�� ci, jak si� robi bifurkacj� strumieniem moczu... - Zaraz do��cz� - wskaza�em w kierunku domu. - Jasne! Zasta�em Hank� snuj�c� si� po tarasie. Na m�j widok chcia�a uda� bardzo zaj�t�, ale da�a spok�j. Gdy podszed�em bli�ej, stan�a z wyzywaj�co podniesion� g�ow�, jak bojowniczka za spraw� przed plutonem egzekucyjnym. �agodnie po�o�y�em d�onie na jej piersiach. - Chc� zosta� - powiedzia�em. Warszawa, Wroc�aw, wrzesie�-pa�dziernik 1999 r. Konrad T. Lewandowski KONRAD T. LEWANDOWSKI Rocznik 1966. Warszawiak. Chemik po Politechnice Warszawskiej. Pisarz, publicysta (ostatnio "Gazety Polskiej", "�ycia", "Reakcji", "Przegl�du Technicznego"; kiedy� m.in. "Skandali", co zr�cznie wykorzysta� w swojej prozie), popularyzator. Orygina� i prowokator. Metafizyk. Przewodas. Autor paru powie�ci fantasy: "Ksin", "R�anooka", "Most nad otch�ani�" oraz popularnego zbioru opowiada� fantastyki bliskiego zasi�gu o redaktorze Tomaszewskim, "Noteka 2015". Rzecz b�dzie rozszerzona i wznowiona, przedstawiamy naj�wie�szy tekst z tego tomu. Czytelnicy "NF" znaj� KTL ze znakomitych tekst�w i cykli publicystycznych: "Stary krytyk mocno �pi" ("NF" 7/93), "Alternatywy ewolucji" ("NF" 2, 4, 6, 8, 10/93), "Zapomniana magia" ("NF" 1/94), "Archetyp i schizofrenia" ("NF" 3/95). R�wnie wiele pozytywnego szumu zrobi�a w �rodowisku jego proza; zw�aszcza "Pacykarz" ("NF" 3/94), "Noteka 2015" ("NF" 4/95, nagroda Zajdla), "P�misek" ("NF" 1/96, nominacja do Zajdla). Po 2,5-letniej przerwie i wzmo�onej dzia�alno�ci publicystycznej wraca Konrad w ramach p�odozmianu do prozy; opr�cz tekst�w o Tomaszewskim pisze powie�� o alternatywnej, polskiej, Joannie d'Arc. Czeka te� na proces; na �amach "Przegl�du Technicznego" wyst�pi� bezpardonowo w obronie szykanowanego wynalazcy z Kielc, za co skar�y KTL o znies�awienie Prokuratura Kielecka. (mp) Konrad T. Lewandowski Noteka 2015 Motto: Taki jest styl dworski tego kraju (...), bo gdy w dwa dni po moim przybyciu mia�em audiencj�, zaraz mi kazano po�o�y� si�, czo�ga� na brzuchu i zamiata� j�zykiem posadzk�, posuwaj�c si� do tronu kr�lewskiego. (...) Gdy Kr�l chce jakiego pana lub dworzanina straci� sposobem honorowym i �agodnym, ka�e posypa� posadzk� jadowitym proszkiem brunatnym, od kt�rego �w niechybnie zwolna i bez ha�asu musi rozp�kn�� si� we dwadzie�cia cztery godziny. Jonathan Swift "Podr�e Guliwera" (t�umaczenie bezimienne z roku 1784, uzupe�nienia Jan Kott, "Iskry" 1953) Dzie� zacz�� si� i wcze�nie, i ponuro jak w powie�ci sensacyjnej. Z ��ka wyci�gn�� mnie dzwonek, a za progiem sta�o trzech smutnych facet�w. Niezupe�nie smutnych. Dw�ch u�miechn�o si� na m�j widok, z czego jeden ca�kiem szeroko. Mo�na by�o zrozumie� ten brak urz�dowej powagi. Nieogolona g�ba, rozbiegane oczy oraz zmierzwione kud�y czyni�y mnie zapewne podobnym do skacowanego borsuka. - Rados�aw Tomaszewski, sta�y wsp�pracownik tygodnika "Oble�ne Nowinki"? - zapyta� najsmutniejszy. Spojrza�em spode �ba. - Tak, to ja. Wyci�gn�li legitymacje, bardzo dbaj�c, bym nie pomy�la�, �e to rewolwery. - Ministerstwo Obrony Narodowej - oznajmili ch�rem. - Wiecie co, panowie, to chyba naprawd� pomy�ka... - Mo�emy wej��? Pytanie, rzecz jasna, by�o retoryczne. Kiedy ju� wpakowali si� do �rodka i zamkn�li drzwi, ten najbardziej weso�y oznajmi�: - Przychodzimy w sprawie pa�skich artyku��w dotycz�cych naszego resortu... - Ale� ja wszystko zmy�li�em! - nie by�em pewien, czy w obecnej sytuacji jest to rozs�dny argument, ale w sumie nie mia�em nic innego do powiedzenia. - Wiemy o tym - odrzek� ten umiarkowanie weso�y. - W�a�nie dlatego tu przyszli�my. - Ojczyzna pana potrzebuje - doda� najsmutniejszy. Zakr�ci�o mi si� w g�owie. A wszystko przez to, �e trzy miesi�ce wcze�niej w "Oble�nych Nowinkach" zmieni� si� redaktor naczelny. Istnia�o kilka regu� rz�dz�cych procesem nast�pstwa zad�w na sto�ku naczelnego. Po pierwsze: kadencje kr�tkie nast�powa�y zawsze po d�ugich, na zasadzie kreska-kropka- kreska-kropka, jak w alfabecie Morse'a. Po drugie: ka�dy naczelny typu "kropka" zaczyna� od gruntownej reformy pisma celem jego wi�kszego urynkowienia. M�wi�c po ludzku: uskutecznia� nowe, w swoim przekonaniu genialne pomys�y na czytanki dla p�analfabet�w. Eksperymenty te owocowa�y rych�o spadkiem nak�adu, w wyniku czego wydawca sp�awia� nowatora i dawa� na jego miejsce przytomniejszego cz�owieka, kt�ry wkr�tce doprowadza� nak�ad do poprzedniego poziomu. Nast�powa�a kadencja typu "kreska". Jednak po jakim� czasie wydawca zn�w zaczyna� kombinowa� jakby tu "Nowinki" bardziej "urynkowi�". W efekcie zaczyna� si� nast�pny cykl. Nie by�oby w tym nic przykrego, gdyby nie to, �e przy ka�dej reformie "Nowinek" dochodzi�o do pogromu sta�ych wsp�pracownik�w. Tym razem przysz�a kolej na kropk�, czyli porcj� post�pu. Nowy naczelny na dzie� dobry oznajmi�, �e od tej pory nie b�dziemy �adnym brukowcem, tylko powa�nym pismem bulwarowym. W�r�d autor�w g�upawek wybuch�a panika. Kto� kopn�� si� do komputera i zacz�� przerabia� rolnika spod Piotrkowa, kt�ry zar�ba� �on� motyk� do burak�w, na hrabiego Luisa z Monaco, kt�ry udusi� kochank� �ywym pytonem. Kilka os�b przezornie posz�o rozejrze� si� za robot� gdzie indziej, a mnie strzeli� do g�owy ten cholerny pomys�. W te p�dy zapisa�em si� na audiencj� do naczelnego. - Czym zajmowa� si� pan do tej pory? - zapyta� p� godziny p