5172
Szczegóły |
Tytuł |
5172 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5172 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5172 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5172 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STANIS�AW LEM
SUMMA TECHNOLOGIAE
I DYLEMATY
1
Mowa ma by� o przysz�o�ci. Ale czy rozprawia� o przysz�ych r�ach nie jest
zaj�ciem co
najmniej niestosownym dla zagubionego w �atwopalnych lasach wsp�czesno�ci? A
badanie
kolc�w tych r�, doszukiwanie si� k�opo�t�w praprawnuka, gdy z ich dzisiejszym
nadmiarem nie
umiemy si� upora�, czy taka scholastyka nie zakrawa aby na �mieszno��? Gdyby�
mie� chocia�
takie usprawiedliwienie, �e szuka si� �rodk�w krzepi�cych optymizm albo �e
dzia�a si� z
umi�owania prawdy, widzialnej ostro w�a�nie w przysz�o�ci, wolnej od burz, tak�e
dos�ownych,
po opanowaniu klimat�w. Uzasadnieniem tych s��w nie jest jednak ani pasja
akademicka, ani
optymizm niewzruszony, nakazuj�cy wiar�, �e cokolwiek si� stanie, koniec b�dzie
pomy�lny.
Uzasad�nienie to jest zarazem prostsze, bardziej trze�we i chyba skromniejsze,
bo bior�c si� do
pisania o jutrze, robi� po prostu to, co umiem, mniejsza nawet o to, jak dobrze
umiem, skoro jest
to moja umiej�tno�� jedyna. A je�li tak, to praca moja nie b�dzie ani mniej, ani
bardziej zb�dna
od ka�dej innej pracy, bo ka�da na tym przecie� si� opiera, �e �wiat istnieje i
�e dalej b�dzie
istnia�.
Upewniwszy si� tak, �e zamiar wolny jest od nieprzyzwoito�ci, spytajmy o zasi�g
tematu i
metod�. Mowa b�dzie o rozmaitych aspektach cywilizacji, daj�cych si� pomy�le�,
wywiedlnych
z przes�anek znanych dzi�, jakkolwiek nik�e jest prawdopodobie�stwo ich
ziszczenia. Fundament
naszych konstru�kcji hipotetycznych stanowi� maj� z kolei technologie, to jest
warunkowane stanem wiedzy i sprawno�ci spo�ecznej sposoby
realizowania cel�w, przez zbiorowo�� upatrzonych, jak r�wnie� takich,
kt�rych przyst�puj�c do dzie�a, nikt nie mia� na oku.
Mechanizm poszczeg�lnych technologii, zar�wno istniej�cych, jak i mo�liwych, nie
interesuje
mnie i nie musia�bym si� nim zajmowa�, gdyby kreacyjna dzia�alno�� cz�owieka
wolna by�a, na
podobie�stwo boskiej, od wszelkich zanieczyszcze� mimowiedno�ci� � gdyby�my,
teraz czy
kiedykol�wiek, potrafili zrealizowa� nasz zamiar w stanie czystym, dor�wnuj�c
metodologicznej
precyzji Genezis, by�my, m�wi�c �niech si� stanie �wiat�o�, otrzymywali w
postaci produktu
ko�cowego sam� tylko jasno�� bez niepo��danych domieszek. Jednak�e wspomniane
wy�ej
rozdwajanie si� cel�w; a nawet zast�powanie upatrzonych innymi, jak�e cz�sto nie
chcianymi,
jest zjawiskiem typowym. Malkontenci dopatruj� si� zbli�onych zak��ce�! w dziele
boskim
nawet, zw�aszcza od uruchomienia prototypu istoty rozum�nej i oddania tego
modelu, Homo
Sapiens, do produkcji masowej � ale t� cz�� rozwa�a� pozostawimy raczej teo�
technologom.
Do��, �e czyni�c cokolwiek, cz�owiek prawie nigdy nie wie, co w�a�ciwie czyni �
w ka�dym
razie nie wie do ko�ca. Aby si�gn�� od razu skrajno�ci: zag�ada �ycia na Ziemi,
tak dzi�
mo�liwa, nie by�a celem d��e� �adnego z odkrywc�w energii atomowej.
Tak zatem technologie interesuj� mnie niejako z konieczno�ci, gdy� okre�lona
cywilizacja
obejmuje zar�wno to wszystko, czego zbiorowo�� pragn�a, jak i to, co nie by�o
niczyim
zamiarem. Niekiedy, cz�sto nawet, technologi� poczyna� przypadek, gdy na
przyk�ad szuka�o si�
kamienia filozoficznego, a wynajdywa�o porcelan�, ale udzia� zamierzenia,
�wiadome�go celu, w
ca�okszta�cie zabieg�w, sprawczych wzgl�dem technologii, ro�nie w miar� post�p�w
wiedzy. Co
prawda, staj�c si� rzadszymi, niespodzianki osi�ga� mog� za to bliskie
apokaliptycznym
rozmiary. Jak w�a�nie powie�dzia�o si� wy�ej.
Ma�o jest technologii wyzutych z obosieczno�ci, jak wskazuje przyk�ad kos,
przytwierdzanych
do k� hetyckich woz�w bojowych, lub przys�owiowo na miecze przekuwanych
lemiesz�w.
Ka�da technologia jest w zasadzie sztucznym przed�u�eniem naturalnej,
przyrodzonej
wszystkiemu, co �ywe, tendencji do panowania nad otoczeniem, a przynajmniej do
nieulegania
mu w walce o byt. Homeostaza � jak uczenie nazywa si� d��no�� do stanu
r�wnowagi, czyli do
trwania na przek�r zmianom � wykszta�ci�a oporne wobec si� ci��enia szkielety
wapienne i
chitynowe, ruchliwo�� daj�ce nogi, skrzyd�a i p�etwy, u�atwiaj�ce po�eranie k�y,
rogi, szcz�ki,
uk�ady trawienne, broni�ce przed nimi pancerze i kszta�ty maskuj�ce, a� dosz�a w
uniezale�nia�niu organizm�w od otoczenia do regulacji sta�ej ciep�oty cia�a. W
taki spos�b
powsta�y wysepki malej�cej entropii w �wiecie jej powszechnego wzrostu. Do tego
si� ewolucja
biologiczna nie ogranicza, z organizm�w bowiem, z typ�w, klas i gatunk�w
ro�linnych i
zwierz�cych buduje z kolei ca�o�ci nadrz�dne, nie wysepki ju�, lecz wyspy
homeostazy,
kszta�tuj�c ca�� powierzchni� i atmosfer� planety. Przyroda o�ywiona, biosfera,
jest zarazem
wsp�prac� i po�eraniem si�, sojuszem zro�ni�tym nierozdzielnie z walk�, jak
wskazuj�
wszystkie zbadane przez ekolog�w hierarchie: s� to, w�r�d form zwierz�cych
zw�aszcza,
piramidy, u kt�rych szczyt�w kr�luj� wielkie drapie�c�, �ywi�ce si� zwierz�tami
niniejszymi, a
te zn�w innymi, i dopiero u samego spodu, u dna pa�stwa �ycia, dzia�a
wszechobecny na l�dach i
w oceanach, zielony transformator energii s�onecznej w biochemiczn�, kt�ry
bilionem
niepozor�nych �d�be� utrzymuje na sobie zmienne, bo przemijaj�ce formami, ale
trwa�e, bo nie
gin�ce jako ca�o��, masywy �ycia.
Homeostatyczna, technologiami, jako swoistymi organami, pos�uguj�ca si�
dzia�alno��
cz�owieka uczyni�a go panem Ziemi, pot�nym w�a�ciwie tylko w oczach apologety,
kt�rym jest
on sam. Wobec zaburze� klimatycz�nych, trz�sie� ziemi, rzadkiego, ale realnego
niebezpiecze�stwa upadku wielkich meteor�w cz�owiek jest w gruncie rzeczy tak
samo
bezradny, jak w ostatnim glacjale. Owszem � wytworzy� technik� niesienia pomocy
poszko�dowanym takimi czy innymi kataklizmami. Niekt�re umie � chocia�
niedok��adnie �
przewidywa�. Do homeostazy na skal� planety jest jeszcze daleko, a c� dopiero
m�wi� o
homeostazie w wymiarze gwiazdowym. W przeciwie�stwie do wi�kszo�ci zwierz�t,
cz�owiek
nie tyle przystosowuje siebie do otoczenia, ile otoczenie przekszta�ca wed�ug
swych potrzeb. Czy
b�dzie to kiedykolwiek mo�liwe wobec gwiazd? Czy powsta� mo�e, niechby w
najodle�glejszej
przysz�o�ci, technologia zdalnego sterowania przemianami wewn�trzs�onecznymi,
tak aby istoty,
nie do wyobra�enia nik�e w stosunku do masy s�onecznej, umia�y dowolnie
powodowa� jej
miliardoletnim po�arem? Wyda�je mi si�, �e to jest mo�liwe, a m�wi� to, nie aby
wielbi� i beze
mnie dostatecznie s�awiony geniusz ludzki, ale, przeciwnie, by utworzy� szans�
kontrastu. Jak
dot�d, cz�owiek nie wyogromnia�. Wyogromnia�y tylko jego mo�liwo�ci czynienia
drugim dobra
lub z�a. Ten, kto b�dzie m�g� zapala� i wygasza� gwiazdy, potrafi unicestwia�
ca�e globy
zamieszka�e, z astrotechnika staj�c si� gwiazdob�jc�, zbrodniarzem o randze nie
byle jakiej, bo
kosmicznej. Je�li tamto, r�wnie� i to jest, jakkolwiek nieprawdopodobne,
jakkolwiek nik��
obci��one szans� ziszczenia, mo�liwe.
Nieprawdopodobie�stwo � dodam od razu niezb�dne wyja�nienie � nie wynika z mojej
wiary w konieczny triumf Ormuzda nad Arymanem. Nie ufam �adnym przyrzeczeniom,
nie
wierz� w zapewnienia, podbudowane tak zwanym humanizmem. Jedynym sposobem na
technologi� jest inna technologia. Cz�owiek wie dzisiaj wi�cej o swych
niebezpiecznych
sk�onno�ciach, ni� wiedzia� sto lat temu, a za nast�pnych sto lat wiedza jego
b�dzie jeszcze
doskonalsza. Uczyni z niej w�wczas u�ytek.
2
Przyspieszenie tempa rozwoju naukowo�technicznego sta�o si� ju� tak wyra�ne, �e
nie trzeba
by� specjalist�, aby je zauwa�y�. My�l�, �e powodowana przez nie zmienno��
warunk�w
�yciowych jest jednym z czynnik�w, wp�ywaj�cych ujemnie na formowanie si�
homeostatycznych uk�ad�w obyczajowo�normatywnych wsp�czesnego �wiata. Gdy
ca�okszta�t
�ycia nast�pnego pokolenia przestaje by� powt�rzeniem �ywot�w rodzicielskich,
c� za
wskazania i nauki mo�e ofiarowa� m�odym do�wiadczona staro��? Co prawda to
zak��canie
wzorc�w dzia�alno�ci i jej idea��w przez sam element nieustaj�cej zmiany jest
maskowane innym
procesem, daleko wyrazistszym i na pewno powa�niejszym w skutkach bezpo�rednich,
mianowicie przyspieszonymi oscylacjami tego systemu samowzbudnego o sprz�eniu
zwrotnym
dodatnim z bardzo s�ab� komponent� ujemn�, jakim jest uk�ad Wsch�d�Zach�d,
oscyluj�cy na
przestrzeni ostatnich lat mi�dzy seriami kryzys�w i odpr�e� �wiatowych.
Wspomnianemu przyspieszeniu narastania wiedzy i powstawania nowych technologii
zawdzi�czamy, rzecz jasna, szans� powa�nego zajmowania si� naszym tematem
g��wnym. Tego
bowiem, �e zmiany zachodz� szybko i gwa�townie, nie kwestionuje nikt. Ka�dy, kto
opisa�by rok
dwutysi�czny jako najzupe�niej podobny do naszych dni, okry�by si� natychmiast
�mieszno�ci�.
Podobne rzutowanie (wyidealizowanego) stanu aktualnego w przysz�o�� nie by�o
dawniej
zabiegiem nonsensownym dla wsp�czesnych, jak �wiadczy� mo�e przyk�ad utopii
Bellamy�ego*, kt�ry lata dwutysi�czne opisa� z perspektyw drugiej po�owy XIX
wieku,
�wiadomie bodaj lekcewa��c wszelkie wynalazki mo�liwe, cho� jego dniom nie
znane. Jako
prawy humanista uwa�a�, �e zmiany powodowane technoewolucj� nie s� istotne ani
dla
funkcjonowania spo�ecze�stw, ani dla psychiki jednostkowej. Dzisiaj nie trzeba
ju� czeka� na
wnuk�w, aby by�o si� komu �mia� z takich naiwno�ci prorokowania, ka�dy mo�e
zabawi� si�
sam, odk�adaj�c na par� lat do szuflady to, co opisuje si� teraz jako wiern�
podobizn� jutra.
Tak wi�c, lawinowe tempo przemian, staj�c si� bod�cem podobnych jak nasze
roztrz�sa�,
r�wnocze�nie redukuje szans� wszelkich przepowiedni. Nie mam nawet na my�li Bogu
ducha
winnych popularyzator�w, gdy grzesz� ich mistrzowie, uczeni P. M. S. Blackett*,
znany fizyk
angielski, jeden ze wsp�tw�rc�w rachunku operacyjnego � prac wst�pnych
matematycznej
strategii, a wi�c niejako przepowiadacz zawodowy � w ksi��ce z roku 1948
przepowiedzia�
przysz�y rozw�j broni atomowych i wojenne ich konsekwencje do roku 1960 tak
fa�szywie, jak
tylko mo�na sobie wyobrazi�. Nawet ja zna�em wydan� w roku 1946 ksi��k�
austriackiego
fizyka Thirringa, kt�ry pierwszy opisa� publicznie teori� bomby wodorowej.
Blackettowi
wydawa�o si� jednak, �e bro� nuklearna nie wyjdzie z zasi�gu kilotonowego,
poniewa� megatony
(gdy pisa�, �w termin notabene jeszcze nie istnia�) nie mia�yby cel�w godnych
ra�enia. Dzisiaj
m�wi� si� ju� zaczyna o �begatonach� (bilion ton TNT, tj. w�a�ciwie miliard,
gdy� Amerykanie
�bilionem� nazywaj� nasz miliard, czyli tysi�c milion�w). Nie lepiej powiod�o
si� prorokom
astronautyki. Zachodzi�y te� oczywi�cie i pomy�ki odwrotne � oko�o roku 1955
s�dzono, �e
podpatrzona u gwiazd synteza wodoru w hel da energi� przemys�ow� w najbli�szej
przysz�o�ci.
Teraz umieszcza si� stos wodorowy w latach 90 naszego stulecia, je�li nie
p�niej. Ale nie o
rozruch tej czy innej technologii idzie � lecz o nieznane takiego rozruchu
konsekwencje.
3
Jak dot�d, dyskredytowali�my przepowiednie rozwoju, podcinaj�c niejako ga���, na
kt�rej
pragniemy dokona� szeregu �mia�ych �wicze�, a zw�aszcza � rzutu oka w
przysz�o��:
Ukazawszy, jak beznadziejne bywa takie przedsi�wzi�cie, nale�a�oby na dobr�
spraw� zaj�� si�
czym� innym, nie zrezygnujemy jednak zbyt �atwo, owszem, uwidocznione ryzyko
mo�e by�
przypraw� dalszych rozwa�a�, poza tym za� pope�niwszy szereg gigantycznych
omy�ek,
znajdziemy si� w doskona�ym towarzystwie. Z niezliczonej ilo�ci powod�w,
czyni�cych
przepowiadanie zaj�ciem niewdzi�cznym, wylicz� kilka, szczeg�lnie niemi�ych
arty�cie.
Najpierw, przemiany decyduj�ce o nag�ym zwrocie istniej�cych technologii
wyskakuj� nieraz
ku zadziwieniu wszystkich ze specjalistami na czele, jak Atena z Jowiszowej
g�owy. Wiek XX
zosta� ju� kilka razy zaskoczony przez nowo objawiaj�ce si� pot�gi, jak cho�by
cybernetyk�.
Takiego deus ex machina nie cierpi artysta, rozmi�owany w oszcz�dno�ci �rodk�w i
uwa�aj�cy
nie bez s�uszno�ci, �e podobne chwyty s� jednym z grzech�w g��wnych przeciw
sztuce
kompozycji. C� mamy jednak pocz��, skoro Historia okazuje si� tak ma�o
wybredna?
Dalej, sk�onni jeste�my zawsze przed�u�a� perspektywy nowych technologii liniami
prostymi
w przysz�o��. St�d, przezabawny dzi� w naszych oczach, ��wiat uniwersalnie
balonowy� albo
�wszechstronnie parowy� utopist�w i rysownik�w dziewi�tnastowiecznych, st�d te�
i
wsp�czesne zaludnianie gwiazdowych przestworzy �statkami� kosmicznymi, z
dzieln� �za�og��
na pok�adzie, �wachtowymi�, �sternikami� i tak dalej. Nie o to chodzi, �e tak
pisa� nie nale�y,
lecz o to, �e takie pisanie jest w�a�nie literatur� fantastyczn�, rodzajem XIX�
wiecznej powie�ci
historyczne j �na odwr�t�, bo jak wtedy przypisywa�o. si� faraonom motywy i
psychik�
wsp�czesnych monarch�w, tak teraz prezentuje si� �korsarzy� i �pirat�w� XXX
wieku. Mo�na i
tak si� bawi�, pami�taj�c, �e to jest w�a�nie tylko zabawa. Historia jednak nie
ma z takimi
symplifikacjami nic wsp�lnego. Nie ukazuje nam prostych dr�g rozwoju, raczej
wij�ce si�
zygzaki ewolucji nieliniowej, a wi�c i z kanonami eleganckiego budownictwa
trzeba si� niestety
rozsta�.
Po trzecie wreszcie, utw�r literacki ma pocz�tek, �rodek i koniec. Jak dot�d,
tasowanie
w�tk�w, nicowanie czas�w i inne zabiegi, maj�ce proz� unowocze�ni�,
fundamentalnego tego
podzia�u jeszcze nie unicestwi�y. W og�le sk�onni jeste�my umieszcza� ka�de
zjawisko w ramach
schematu zamkni�tego. Prosz� sobie wyobrazi� my�liciela lat trzydziestych,
kt�remu
przedstawiamy nast�puj�c�, wymy�lon� sytuacj�: �wiat w roku 1960 podzielony jest
na dwie
cz�ci antagonistyczne, z kt�rych ka�da posiada straszliw� bro�, zdoln�
unicestwi� drug� po�ow�
tego �wiata. Jaki b�dzie rezultat? Odpowiedzia�by niechybnie: ca�kowita zag�ada
albo ca�kowite
rozbrojenie (ale nie omieszka�by pewno doda�, �e koncept nasz jest lichy przez
sw�
melodramatyczno�� i niewiarygodno��). Tymczasem, jak dot�d, nic z takiego
proroctwa.
Przypominam, �e od powstania �r�wnowagi strachu� up�yn�o ju� ponad pi�tna�cie
lat* �
przesz�o trzy razy wi�cej, ani�eli trwa�o wyprodukowanie pierwszych bomb
atomowych. �wiat
jest w pewnym sensie jak cz�owiek chory, kt�ry s�dzi, �e albo wnet wyzdrowieje,
albo niebawem
umrze, i nawet do g�owy mu nie przychodzi, �e mo�e, kw�kaj�c, z okresowymi
pogorszeniami i
poprawami do�y� p�nej staro�ci. Por�wnanie ma jednak kr�tkie nogi� chyba, �e
wymy�limy
lek, kt�ry wyleczy radykalnie tego cz�owieka z choroby, lecz obdarzy go ca�kiem
nowymi
zmartwieniami, p�yn�cymi st�d, �e b�dzie mia� wprawdzie sztuczne serce, ale
umieszczone na
w�zeczku, po��czonym z nim gi�tk� rurk�. To oczywi�cie bzdura, ale chodzi o cen�
wyzdrowienia: za wyj�cie z opresji (za atomowe uniezale�nienie si� ludzko�ci od
ograniczonych
zapas�w ropy naftowej i w�gla na przyk�ad) zawsze trzeba p�aci�, przy czym
rozmiary i terminy
tej p�atno�ci, jak r�wnie� sposoby jej egzekwowania z regu�y s� niespodziank�.
Masowe
stosowanie energii atomowej w celach pokojowych niesie z sob� ogromny problem
radioaktywnych popio��w, z kt�rymi do dzi� nie bardzo wiadomo, co robi�. Rozw�j
za� broni
nuklearnych mo�e nas wprowadzi� niebawem w sytuacj�, w kt�rej dzisiejsze
propozycje
rozbrojenia, na r�wni z �propozycjami zag�ady�, oka�� si� anachronizmem. Czy
b�dzie to
zmiana na gorsze czy na lepsze, trudno orzec. Zagro�enie totalne mo�e wzrosn��
(to znaczy,
dajmy na to, zasi�g ra�enia w g��b wzro�nie i wymaga� b�dzie schron�w
pancerzonych milowym
betonem), ale szansa jego urzeczywistnienia � zmale�, albo na odwr�t. Mo�liwe s�
i inne
kombinacje. W ka�dym razie uk�ad globalny jest niezr�wnowa�ony, nie tylko w tym
znaczeniu,
�e mo�e si� przechyli� ku wojnie, bo to nie jest �adne �novum�, ale w tym przede
wszystkim, �e
jako ca�o�� ewoluuje. Na razie jest jak gdyby �straszniej� ni� w epoce kiloton,
skoro s� ju�
megatony, lecz i to jest faza przej�ciowa, i wbrew pozorom, nie nale�y s�dzi�,
�e wzrost mocy
�adunk�w, szybko�ci ich przenoszenia i akcja �rakiety przeciw rakietom� stanowi�
jedyny
mo�liwy gradient tej ewolucji. Wchodzimy na coraz to wy�sze pi�tra technologii
militarnej,
wskutek czego przestarza�e staj� si� nie tylko konwencjonalne pancerniki i
bombowce, nie tylko
strategie i sztaby, ale sama istota �wiatowego antagonizmu. W jakim kierunku
b�dzie
ewoluowa�a, nie wiem. Przedstawi� za to fragment powie�ci Stapledona,
obejmuj�cej �akcj��
dwa miliardy lat ludzkiej cywilizacji.
Marsjanie, rodzaj wirus�w, zdolnych do ��czenia si� w na po�y galaretkowate
�chmury
rozumne� �zaatakowali Ziemi�. Ludzie walczyli z inwazj� d�ugo, nie wiedz�c, �e
maj� do
czynienia z inteligentn� form� �ycia, a nie z kosmicznym kataklizmem.
Alternatywa
�zwyci�stwo lub kl�ska� nie spe�nia si�. Po wiekach walk wirusy uleg�y zmianom
tak
dog��bnym, �e wesz�y w sk�ad plazmy dziedzicznej cz�owieka, i tak wytworzy�a si�
nowa
odmiana Homo Sapiens.
My�l� �e jest to pi�kny model zjawiska historycznego o skali nam dot�d nie
znanej�.
Prawdopodobie�stwo samego zjawiska nie jest istotne, chodzi mi o jego struktur�.
Historii obce
s� tr�jcz�onowe schematy zamkni�te typu pocz�tek, �rodek i koniec�. Tylko w
powie�ci przed
s�owem �koniec losy bohater�w nieruchomiej� w figurze, napawaj�cej autora
estetycznym
zadowoleniem Tylko powie�� musi mie� koniec, dobry czy z�y, ale w ka�dym razie
zamykaj�cy
rzecz kompozycyjnie. Ot� takich zamkni�� definitywnych, takich �ostatecznych
ko�c�w�
historia ludzko�ci nie zna�a i mam nadziej�, nie zazna.
II. DWIE EWOLUCJE
WST�P
Wynikni�cie zamierzch�ych technologii by�o procesem, kt�ry trudno nam zrozumie�.
Ich
u�ytkowy charakter i teleologiczna struktura nie ulegaj� w�tpliwo�ci, a jednak
nie mia�y
indywidualnych swych tw�rc�w, wynalazc�w. Dociekanie �r�de� pratechnologii jest
zaj�ciem
niebezpiecznym. Skuteczne technologie miewa�y za �podstaw� teoretyczn�� mit,
przes�d: wtedy
albo zastosowanie ich poprzedza� rytua� magiczny (lecznicze zio�a mia�y np.
zawdzi�cza� sw�
w�asno�� formule, wypowiadanej przy ich zbieraniu b�d� aplikowaniu) lub te� same
stawa�y si�
rytua�em, w kt�rym pierwiastek pragmatyczny splata si� nierozerwalnie z
mistycznym (rytua�
budowy �odzi, w kt�rym recept� produkcyjn� realizuje si� liturgicznie). Co si�
tyczy
u�wiadomienia celu ko�cowego, struktura zamierzenia podj�tego przez zbiorowo��
mo�e dzi�
zbli�a� si� do realizacji zamierzenia jednostki; dawniej tak nie by�o i o
zamiarach technicznych
spo�eczno�ci zamierzch�ych mo�na m�wi� tylko przeno�nie.
Przej�cie od paleolitu do neolitu, rewolucja neolityczna, dor�wnuj�ca atomowej
pod
wzgl�dem rangi kulturotw�rczej, nie zasz�a w ten spos�b, �e jaki� Einstein epoki
kamiennej
�wpad� na pomys�� uprawy roli i �przekona�� wsp�czesnych do tej nowej techniki.
By� to proces
nadzwyczaj powolny, przekraczaj�cy d�ugo�� �ycia wielu pokole�, pe�zaj�ce
przechodzenie od
u�ytkowania, jako �ywno�ci, pewnych napotykanych ro�lin, poprzez coraz bardziej
zamieraj�ce,
osiedlaniu si� ust�puj�ce koczownictwo. Zmiany zachodz�ce w ci�gu �ycia
pojedynczych
pokole� r�wna�y si� praktycznie zeru. Inaczej m�wi�c, ka�de pokolenie zastawa�o
technologi� z
pozoru niezmienn� i �naturaln��, jak wschody i zachody s�o�ca. Ten typ wynikania
praktyki
technologicznej nie zagin�� ca�kowicie, poniewa� kulturotw�rczy wp�yw ka�dej
wielkiej
technologii si�ga znacznie dalej ani�eli granice �ycia pokole� i dlatego zar�wno
pogr��one w
przysz�o�ci konsekwencje tych wp�yw�w natury ustrojowej, obyczajowej, etycznej,
jak i sam
kierunek, w kt�rym ludzko�� popychaj�, nie tylko nie s� przedmiotem niczyjego
�wiadomego
zamierzenia, lecz skutecznie u�wiadomieniu obecno�ci i okre�leniu istoty takiego
typu wp�yw�w
ur�gaj�. Straszliwym tym (co si� stylu, a nie tre�ci tyczy) zdaniem otwieramy
ust�p, po�wi�cony
metateorii gradient�w ewolucji technologicznej cz�owieka. �Meta� � poniewa� na
razie jeszcze
nie o samo wytyczenie jej kierunk�w, ani okre�lenie istoty skutk�w powodowanych
nam idzie,
lecz o fenomen og�lniejszy, bardziej nadrz�dny. Kto powoduje kim? Technologia
nami, czy te�
my � ni�? Czy to ona prowadzi nas, dok�d chce, cho�by do zguby, czy te� mo�emy
zmusi� j�
do ugi�cia si� przed naszym d��eniem? Ale co, je�li nie my�l technologiczna
okre�la owo
d��enie? Czy zawsze jest tak samo, czy te� sam stosunek �ludzko�� � technologia�
jest zmienny
historycznie? Je�li tak, dok�d zmierza ta wielko�� niewiadoma? Kto zdob�dzie
przewag�,
przestrze� strategiczn� dla cywilizacyjnego manewru, ludzko�� dowolnie
wybieraj�ca z arsena�u
�rodk�w technologicznych do jej dyspozycji, czy te� technologia, kt�ra
automatyzacj� zwie�czy
proces obezludniania swych obszar�w? Czy istniej� technologie do pomy�lenia,
lecz �teraz i
zawsze nierealizowa�ne? Co by o takiej niemo�liwo�ci przes�dza�o �struktura
�wiata, czy nasze
ograniczenia? Czy istnieje inny mo�liwy, poza technologicznym, kierunek rozwoju
cywilizacji?
Czy nasz jest w Kosmosie typowy, czy stanowi norm� � czy aberracj�?
Spr�bujemy poszuka� odpowiedzi na te pytania � chocia� poszukiwanie to nie
zawsze da
rezultat jednoznaczny. Za punkt wyj�cia pos�u�y nam pogl�dowa tabela
klasyfikacji efektor�w,
to jest uk�ad�w zdolnych do dzia�ania, kt�r� Pierre de Latil zamieszcza w swojej
ksi��ce
Sztuczne my�lenie*. Rozr�nia on trzy g��wne klasy efektor�w. Do pierwszej,
efektor�w
zdeterminowanych, nale�� narz�dzia proste (jak m�otek), z�o�one (maszyny do
liczenia, maszyny
klasyczne) i sprz�one (ale nie zwrotnie) z otoczeniem � np. automatyczny
detektor po�ar�w.
Druga klasa, efektor�w zorganizowanych, obejmuje uk�ady o sprz�eniu zwrotnym:
automaty z
wbudowanym determinizmem dzia�ania (regulatory samoczynne, np. maszyny parowej),
automaty ze zmiennym celem dzia�ania (programowane z zewn�trz, np. m�zgi
elektryczne) i
automaty samoprogramuj�ce si� (uk�ady zdobi� do samoorganizacji). Do tych
ostatnich nale��
zwierz�ta i cz�owiek. O jeszcze jeden stopie� swobody bogatsze s� uk�ady, kt�re
zdolne s�, dla
osi�gni�cia celu, same siebie zmienia� (de Latil nazywa to swobod� �kto�, w tym
sensie, �e
podczas kiedy cz�owiekowi organizacja i materia� jego cia�a �jest dany�, uk�ady
tego wy�szego
typu mog� � nie posiadaj�c swobody ju� tylko w zakresie materia�u, budulca �
przekszta�ca�
radykalnie w�asn� organizacj� systemow�: przyk�adem mo�e by� �yj�cy gatunek w
stanie
ewolucji biologicznej). Hipotetyczny efektor latilowski jeszcze wy�szego rz�du
posiada tak�e
swobod� w zakresie wyboru materia�u, z kt�rego �sam siebie buduje�. De Latil
proponuje w
postaci przyk�adu takiego efektora o swobodzie najwy�szej �mechanizm
samotworzenia materii
kosmicznej wed�ug teorii Hoyle�a. �atwo dostrzec, �e daleko mniej hipotetycznym
i �atwiej
sprawdzalnym uk�adem tego rodzaju jest ewolucja technologiczna. Wykazuje ona
wszystkie
cechy uk�adu o sprz�eniu zwrotnym, programowanego �od wewn�trz�, tj.
samoorganizuj�cego
si�, opatrzonego nadto zar�wno swobod� w zakresie ca�kowitego przekszta�cania
si� (jak �ywy
gatunek ewoluuj�cy), jak i swobod� wyboru materia�u budowlanego (gdy�
technologii stoi do
dyspozycji to wszystko, co zawiera Wszech�wiat).
Proponowan� przez de Latila systematyk� uk�ad�w o zwi�kszaj�cej si� ilo�ci
stopni swobody
dzia�ania uzwi�li�em, usuwaj�c z niej pewne szczeg�y podzia�u wysoce
dyskusyjne. Zanim
przejdziemy do dalszych rozwa�a�, nie od rzeczy by�oby mo�e doda�, �e
systematyka ta nie jest,
w przedstawionej formie, pe�na. Mo�na wyobrazi� sobie uk�ady obdarzone
dodatkowym jeszcze
stopniem swobody: albowiem wyb�r spo�r�d materia��w zawartych we Wszech�wiecie
jest si��
rzeczy ograniczony do �katalogu cz�ci�, jakim Wszech�wiat dysponuje. Do
pomy�lenia jest
atoli taki uk�ad, kt�ry ni( zadowalaj�c si� wyborem spo�r�d tego, co jest dane,
stwarza materia�y
�spoza katalogu�, we Wszech�wiecie nie istniej�ce. Teozof sk�onny by�by mo�e za
taki �uk�ad
samoorganizuj�cy si� o maksymalnej swobodzie� uzna� Boga; hipoteza ta nie jest
nam jednak
niezb�dna, poniewa� wolno s�dzi� w oparciu nawet o skromn� wiedz� dnia
dzisiejszego, �e
stwarzanie �cz�� pozakatalogowych� (np. pewnych podatomowych cz�stek, kt�rych
Wszech�wiat �normalnie� nie zawiera) jest mo�liwe. Dlaczego? Poniewa�
Wszech�wiat nie
realizuje wszystkich mo�liwych struktur materialnych, i jak wiadomo, nie
wytwarza np. w
gwiazdach, ani gdzie indziej, maszyn do pisania wszelako �potencja� takich
maszyn w nim tkwi
� i nie inaczej jest, wolno si� domy�la�, ze zjawiskami obejmuj�cymi
nierealizowa�ne przez
Wszech�wia (przynajmniej w obecnej fazie jego istnienia) stany materii i energii
w unosz�cych je
przestrzeni i czasie.
PODOBIE�STWA
O prapocz�tkach ewolucji nic pewnego nam nie wiadomo. Dok�adnie natomiast znamy
dynamik� powstawania nowego gatunku, od jego narodzin poprzez kulminacj�
�wietno�ci, po
zmierzch. Dr�g ewolucji by�o niemal tak wiele, co rodzaj�w, a wszystkim wsp�lne
s� liczne
charakterystyczne cechy. Nowy gatunek przychodzi na �wiat niepostrze�enie. Jego
wygl�d
zewn�trzny jest wzi�y od ju� istniej�cych i to zapo�yczenie zdaje si� �wiadczy�
o bezw�adzie
inwencji Konstruktora. Ma�o co wskazuje pocz�tkowo, �e ten przewr�t organizacji
wewn�trznej,
kt�remu gatunek b�dzie zawdzi�cza� sw�j p�niejszy rozkwit, ju� si� w zasadzie
dokona�.
Pierwsze egzemplarze s� zwykle drobne, posiadaj� te� szereg cech prymitywnych,
jakby ich
narodzinom patronowa�y po�piech i niepewno��. Przez jaki� czas wegetuj� na p�
skrycie, z
trudem tylko wytrzymuj�c konkurencj� z gatunkami istniej�cymi ju� ot dawna i
optymalnie
przystosowanymi do stawianych przez �wiat zada�. A� wreszcie, za spraw� zmiany
r�wnowagi
og�lnej, wywo�anej nik�ymi na poz�r przesuni�ciami w obr�bie otoczenia (a
otoczeniem jest dla
gatunku nie tylko �wiat geologiczny, ale i wszystkie inne wegetuj�ce w nim
gatunki) ekspansja
nowego rodzaju rusza z miejsca. Wkraczaj�c w obszary ju� zaj�te, dobitnie l
ukazuje sw�
przewag� nad konkurentami walki o byt. Gdy za� wchodzi l w przestrze� pust�, nie
opanowan�
przez nikogo, wybucha promieni�cie rozchodz�c� si� radiacj� ewolucyjn�, daj�c
pocz�tek ca�emu
wachlarzowi odmian naraz, u kt�rych zanikaniu ostatk�w prymitywizmu towarzyszy
bogactwo
nowych rozwi�za� ustrojowych, coraz �mielej podporz�dkowuj�cych sobie kszta�t
zewn�trzny i
nowe funkcje. T� drog� zmierza gatunek ku szczytom rozwoju, staje si� tym, od
kt�rego ca�a
epoka we�mie swoje miano. Okres panowania na l�dzie, w morzu, czy w powietrzu
trwa d�ugo.
Nareszcie zn�w przychodzi do zachwiania r�wnowagi homeostatycznej. Nie jest ono
jeszcze
r�wnoznaczne z przegran�. Dynamika ewolucyjna gatunku nabiera nowych cech,
dotychczas nie
obserwowanych. W jego trzonie g��wnym egzemplarze olbrzymiej�, jakby w
gigantyzmie
szuka�y ratunku przed zagro�eniem. Zarazem ponawiaj� si� radiacje ewolucyjne,
tym razem
cz�sto tkni�te znamieniem hiperspecjalizacji.
Boczne odro�le usi�uj� wnikn�� w �rodowiska, w kt�rych konkurencja jest
wzgl�dnie s�absza.
Ten ostatni manewr nieraz wie�czy powodzenie i wtedy, gdy wszelki �lad ju�
zaginie po
olbrzymach, kt�rych produkcj� rdze� gatunku usi�owa� obroni� si� przed zag�ad�,
kiedy zawiod�
te� podejmowane r�wnocze�nie pr�by przeciwstawne (bo niekt�re p�dy ewolucyjne w
tym
samym czasie d��� do pospiesznego skarlenia) � potomkowie tamtej, bocznej
odro�li,
szcz�liwie znalaz�szy sprzyjaj�ce warunki w g��bi peryferycznego obszaru
konkurencji, trwaj�
w nim uparcie prawie bez zmian, jako ostatnie �wiadectwo zamierzch�ej bujno�ci i
pot�gi
gatunku.
Prosz� wybaczy� ten styl z lekka napuszony, t� nie podpart� przyk�adami
retoryk�, ale
og�lnikowo�� wzi�a si� st�d, �e m�wi�em o dw�ch ewolucjach naraz: o
biologicznej i
technologicznej.
W samej rzeczy, nadrz�dne prawid�owo�ci ich obu obfituj� w analogie
zastanawiaj�ce. Nie
tylko pierwsze p�azy podobne by�y do ryb, a ssaki � do ma�ych jaszczur�w. Tak�e
pierwszy
samolot, pierwsze auto czy radio zawdzi�cza�y sw�j wygl�d zewn�trzny kopiowaniu
form, kt�re
je poprzedzi�y. Pierwsze ptaki by�y upierzonymi jaszczurkami lataj�cymi;
pierwsze auto �ywo
przypomina�o bryczk� ze zgilotynowanym dyszlem, samolot ��ci�gni�ty� by� z
latawca (czy
wr�cz z ptaka�), radio � z wcze�niej powsta�ego telefonu. Tak�e rozmiary
prototyp�w bywa�y
z regu�y niewielkie, a budowa ich razi�a prymitywizmem. Drobny by� pierwszy
ptak, praszczur
konia czy s�onia, pierwsze lokomotywy parowe nie przekracza�y rozmiar�w zwyk�ego
wozu, a
pierwsza lokomotywa elektryczna by�a nawet jeszcze mniejsza. Nowa zasada
konstrukcji
biologicznej czy technicznej godna bywa zrazu z politowania raczej ani�eli
entuzjazmu.
Prawehiku�y mechaniczne porusza�y si� wolniej od konnych, samolot zaledwie
odrywa� si� od
ziemi, a s�uchanie audycji radiowych nie stanowi�o przyjemno�ci nawet w
zestawieniu z
blaszanym g�osem patefonu. Podobnie pierwsze zwierz�ta l�dowe nie by�y ju�
dobrymi
p�ywakami, a nie sta�y si� jeszcze wzorami r�czych piechurowi Upierzona
jaszczurka �
archaeopteryx � nie tyle lata�a, co polatywa�a. Dopiero w miar� doskonalenia
dochodzi�o do
wspomnianych �radiacji�. Jak ptaki zdoby�y niebo, a trawo�erne ssaki � step, tak
pojazd o
silniku spalinowym zaw�adn�� obszarem dr�g, daj�c pocz�tek coraz lepiej
wyspecjalizowanym
odmianom. Auto nie tylko wypar�o w �walce o byt� dyli�ans, ale �zrodzi�o�
autobus, ci�ar�wk�,
spychacz, motopomp�, czo�g, pojazd terenowy, cystern� i dziesi�tki innych.
Samolot,
opanowuj�c �nisz� ekologiczn� powietrza, rozwija� si� bodaj jeszcze pr�niej,
zmieniaj�c
kilkakrotnie ustalone ju� kszta�ty i formy nap�du (silnik t�okowy zast�puje
turbot�okowy, turbina,
wreszcie odrzutowy, p�atowiec znajduje na mniejszych dystansach gro�nego
przeciwnika w
�mig�owcu, itp.). Warto te� zauwa�y�, �e jaj strategia drapie�nika wp�ywa na
strategi� jego
ofiary, tak samolot �klasyczny� broni si� przed inwazj� �mig�owca: przez
wytworzenie prototypu
p�atowc�w, kt�re, dzi�ki zmianie kierunku odrzutu, mog� startowa� i l�dowa�
pionowo. Jest to
walka o maksymalny uniwersalizm funkcji, doskonal znana ka�demu ewolucjoni�cie.
Oba nazwane �rodki transportu jeszcze nie dotar�y do szczytowej faz; rozwoju,
nie mo�na
wi�c m�wi� o ich formach p�nych. Inaczej sta�o si� z balonem sterowanym, kt�ry
w obliczu
zagro�enia przez maszyny ci�sze od powietrza przejawi� elefantiaz�, tak typow�
dla
przedzgonnego rozkwitu obumieraj�cych ga��zi ewolucyjnych. Ostatnie zeppeliny
lat
trzydziestych naszego stulecia mo�na �mia�o zestawia� z atlantozaurami i
brontozaurami
kredowymi. Ogromnych rozmiar�w dosi�g�y tak�e ostatnie egzemplarze towarowych
parowoz�w, zanim wypar�a je trakcja dieslowska i elektryczna. W poszukiwaniu
przejaw�w
ewolucji schodz�cej w d�, wt�rnymi radiacjami usi�uj�cej wydosta� si� z
zagro�enia, zwr�ci�
si� mo�emy do radia i filmu Konkurencja telewizji wywo�a�a gwa�town� �radiacj�
zmienno�ci�
radioodbiornik�w, pojawienie si� ich w nowych �niszach ekologicznych�, i tak,
powsta�y aparaty
zminiaturyzowane, kieszonkowe, oraz r�wnocze�nie innej tkni�te
hiperspecjalizacj�, jak �high
fidelity� z d�wi�kiem stereofonicznym, z wbudowan� aparatur� do zapisu wysokiej
jako�ci itp.
Samo za� kino, walcz�c z telewizj�, powi�kszy�o znacznie sw�j ekran, a nawet
wykazuje]
tendencj� do �otoczenia� nim widza (videorama, circarama). Dodajmy, �e mo�na
sobie
wyobrazi� dalszy rozw�j pojazdu mechanicznego, kt�ry uczyni� przestarza�ym nap�d
ko�owy.
Gdy auto wsp�czesne wyparte zostanie ostatecznie przez jaki� �powietrzny
poduszkowiec�, jest
wcale prawdopodobne, �e ostatnim wegetuj�cym jeszcze w �bocznej linii� potomkiem
auta
�klasycznego� b�dzie, dajmy na to, nap�dzana motorkiem spalinowym ma�a kosiarka
do
przystrzygania gazon�w i konstrukcja jej b�dzie odleg�ym odzwierciedleniem epoki
automobilizmu, podobnie jak pewne okazy jaszczur�w z archipelag�w Oceanu
Indyjskiego s�
ostatnimi �yj�cymi potomkami wielkich gad�w mezozoicznych.
Morfologiczne analogie dynamiki bio� i technoewolucji, kt�re mo�na na wykresie
przedstawi� lini� krzyw�, pn�c� si� powoli w g�r�, aby ze wzg�rza kulminacji
zej�� na powr�t w
d�, ku zag�adzie, podobie�stwa takie nie wyczerpuj� wszystkich zbie�no�ci
mi�dzy tymi
dwiema wielkimi dziedzinami. Odnale�� mo�na zbie�no�ci inne, jeszcze bardziej
zastanawiaj�ce.
Tak na przyk�ad istnieje szereg wielce osobliwych cech organizm�w �ywych,
kt�rych powstania
i przetrwania nie da si� wyt�umaczy� ich warto�ci� przystosowawcz�. Mo�na tu
wymieni�,
opr�cz doskonale znanego koguciego grzebienia, wspania�e upierzenie samcze
niekt�rych
ptak�w, np. pawia, ba�anta, a nawet pewne podobne do �agli wyrostki kr�gos�upowe
gad�w
kopalnych*. Analogicznie, wi�kszo�� wytwor�w okre�lonej technologii posiada
cechy z pozoru
bezpotrzebne, afunkcjonalne, nie daj�ce si� uzasadni� ani warunkami ich pracy,
ani celem
dzia�ania. Zachodzi tu nader ciekawe i w pewnym sensie zabawne podobie�stwo
inwazji, w g��b
konstruktorstwa biologicznego oraz technologicznego � w pierwszym przypadku,
kryteri�w
doboru p�ciowego, w drugim za� � mody. Je�li ograniczymy si� dla wyrazisto�ci do
rozpatrzenia
sprawy na przyk�adzie wsp�czesnego samochodu, ujrzymy, �e g��wne cechy auta
dyktuje
projektantowi bie��cy stan technologii, wi�c, dajmy na to, przy zachowaniu
nap�du na ko�a tylne
z silnikiem umieszczonym z przodu, konstruktor musi umie�ci� tunel wa�u
kardanowego
wewn�trz pomieszczenia pasa�er�w. Jednak�e pomi�dzy tym dyktatem nienaruszalnego
schematu �narz�dowej� organizacji pojazdu a wymaganiami i gustami odbiorcy
rozpo�ciera si�
przestrze� swobodna �luzu inwencyjnego�, bo mo�na wszak�e ofiarowa� owemu
odbiorcy
rozmaite kszta�ty i barwy auta, nachylenie i rozmiary szyb, dodatkowe ozdoby,
chromy itp.
Odpowiednikiem zmienno�ci produktu, wywo�anej naciskiem mody, jest w bioewolucji
niezwyk�a r�nokszta�tno�� drugorz�dnych cech p�ciowych. Cechy owe stanowi�y
pierwotnie
wyniki zmian przypadkowych � mutacji � utrwali�y si� za� w nast�pnych
pokoleniach,
poniewa� ich nosiciele podlegali uprzywilejowaniu jako partnerzy seksualni. Tak
zatem
odpowiednikiem samochodowych �ogon�w�, ozd�b chromowych, fantastycznie
modelowanych
wlot�w powietrza ch�odz�cego, �wiate� przednich i tylnych, s� godowe ubarwienia,
pi�ropusze,
osobliwe naro�le czy � last but not least � okre�lony rozk�ad tkanki t�uszczowej
wraz z takimi
rysami twarzy, kt�re wywo�uj� aprobat� seksualn�.
Oczywi�cie, bezw�adno�� �mody seksualnej� jest w bioewolucii niepor�wnanie
wi�ksza ni� w
technologii, gdy� konstruktor�Natura nie mo�e zmienia� produkowanych przez si�
modeli z roku
na rok. Istota jednak zjawiska, to jest osobliwy wp�yw czynnika
�niepraktycznego; nieistotnego�,
�ateleologicznego�, na kszta�t i rozw�j osobniczy istot �ywych i produkt�w
technologii daje si�
wykry� i sprawdzi� na olbrzymiej liczbie dowolnie wybranych przyk�ad�w.
Mo�na by odnale�� inne, jeszcze mniej rzucaj�ce si� w oczy podobie�stwa obu
wielkich
drzew ewolucyjnych. Tak np. znane jest w bioewolucji zjawisko mimikry, to jest
upodobniania
si� jednych gatunk�w do drugich, kiedy si� to okazuje dla �imitator�w�
korzystne. Niejadowite
owady przypomina� mog� do z�udzenia gatunki odleg�e, ale gro�ne, a nawet �udaj��
tylko jedn�
cz�� cia�a jakiej� istoty, nic ju� z owadami nie maj�cej wsp�lnego � my�l� tu o
niesamowitych
�kocich oczach� na skrzyd�ach pewnych motyli. Analogie mimikry mo�na odkry�
tak�e w
technoewolucji. Lwia cz�� �lusarstwa i kowalstwa XIX�wiecznego powsta�a pod
znakiem
imitowania form ro�linnych (�elazo konstrukcji mostowych, por�czy, latarni,
sztachet, nawet
�korony� na kominach starych lokomotyw �udawa�y� motywy ro�linne). Przedmioty
codziennego u�ytku takie, jak wieczne pi�ra, zapalniczki, lampy, maszyny do
pisania, wykazuj�
w naszych czasach cz�sto znamiona �op�ywowo�ci�, udaj�c formy wykszta�cone w
przemy�le
lotniczym, w technice wielkich szybko�ci. Co prawda tego rodzaju mimikrze brak
g��bokich
uzasadnie� jej biologicznego odpowiednika, mamy raczej do czynienia z wp�ywaniem
technologii kluczowych na podrz�dne, wt�rne, poza tym i moda ma tu niejedno do
powiedzenia.
Zreszt�, wykry�, w jakiej mierze dany kszta�t determinowa�a poda�
konstruktorska, a w jakiej �
nabywczy popyt, najcz�ciej nie mo�na. Mamy tu bowiem do czynienia z procesami
ko�owymi,
w kt�rych przyczyny staj� si� skutkami, a skutki � przyczynami, gdzie dzia�aj�
liczne
sprz�enia zwrotne dodatnie i ujemne: organizmy �ywe w biologii czy kolejne
produkty
przemys�owe w cywilizacji technicznej s� tylko drobnymi cz�stkami owych proces�w
nadrz�dnych.
Stwierdzenie to wyjawia zarazem genez� podobie�stwa obu ewolucji. Obie s�
procesami
materialnymi o prawie takiej samej ilo�ci stopni swobody i zbli�onych
prawid�owo�ciach
dynamicznych. Procesy te zachodz� w uk�adzie samoorganizuj�cym si�, kt�rym jest
i ca�a
biosfera Ziemi, i ca�okszta�t technicznych dzia�a� cz�owieka � a uk�adowi
takiemu jako ca�o�ci
w�a�ciwe s� zjawiska �post�pu�, to jest wzrostu sprawno�ci homeostatycznej,
kt�ra zmierza do
ultrastabilnej r�wnowagi jako do celu bezpo�redniego*.
Si�ganie do przyk�ad�w biologicznych oka�e si� po�yteczne i p�odne tak�e w
dalszych
naszych rozwa�aniach. Opr�cz podobie�stw jednak cechuj� obie ewolucje tak�e
daleko id�ce
r�nice, kt�rych zbadanie mo�e ukaza� zar�wno ograniczenia i u�omno�ci tak
rzekomo
doskona�ego Konstruktora, jakim jest Natura, jak i niespodziewane szans� (ale i
niebezpiecze�stwa), jakimi brzemienny jest lawinowy rozw�j technologii w r�kach
cz�owieka.
Powiedzia�em �w r�kach cz�owieka�, poniewa� nie jest ona (na razie przynajmniej)
bezludna,
ca�o�� stanowi dopiero �uzupe�niona ludzko�ci��, i tutaj tkwi r�nica mo�e
najistotniejsza:
bioewolucja jest bowiem ponad wszelk� w�tpliwo�� procesem amoralnym, czego o
technologicznej powiedzie� niepodobna.
RӯNICE
1.
Pierwsza r�nica obu naszych ewolucji jest genetyczna i dotyczy pytania o si�y
sprawcze.
�Sprawc�� bioewolucji jest Natura, technologicznej � Cz�owiek, Wyja�nienie
�startu�
bioewolucji nastr�cza po dzi� dzie� najwi�ksze k�opoty. Problem powstania �ycia
zajmuje w
naszych rozwa�aniach powa�ne miejsce, poniewa� rozwik�anie go b�dzie czym�
wi�cej od
ustalenia przyczyn okre�lonego faktu historycznego, odnosz�cego si� do dalekiej
przesz�o�ci
Ziemi. Nie chodzi nam o �w fakt sam w sobie, lecz o jego konsekwencje jak
najbardziej aktualne
dla dalszego rozwoju technologii. Rozw�j jej doprowadzi� do sytuacji, w kt�rej
dalsza droga nie
b�dzie mo�liwa bez dok�adnej wiedzy o zjawiskach nadzwyczaj z�o�onych � tak
z�o�onych, jak
�ycie. I nie w tym tak�e rzecz, aby�my mieli �imitowa� �yw� kom�rk�. Nie
imitujemy
mechaniki lotu ptak�w, a przecie� latamy. Nie na�ladowa� pragniemy, lecz
zrozumie�. I w�a�nie
pr�by �konstruktorskiego� zrozumienia biogenezy napotykaj� ogromne trudno�ci.
Tradycyjna biologia przywo�uje, jako kompetentnego s�dziego sprawy,
termodynamik�. Ta
powiada, �e typowy jest bieg zjawisk od wi�kszej ku mniejszej z�o�ono�ci.
Powstanie �ycia by�o
procesem odwrotnym. Je�li nawet przyjmiemy za prawo og�lne hipotez� o istnieniu
�progu
minimalnej komplikacji�, po kt�rej przekroczeniu system materialny mo�e nie
tylko zachowywa�
aktualn� organizacj� wbrew zewn�trznym zak��ceniom, ale nawet przekazywa� j�,
nie
zmienion�, organizmom potomnych, to taka hipoteza wcale nie stanowi wyja�nienia
genetycznego. Kiedy� bowiem jaki� organizm musia� pierwej �w pr�g przekroczy�.
Ot�
nadzwyczaj donios�a jest kwestia, czy sta�o si� to za spraw� tak zwanego
przypadku, czy te�
przyczynowej konieczno�ci? Innymi s�owy, czy �start� �ycia by� zjawiskiem
wyj�tkowym (jak
g��wna wygrana w loterii), czy typowym (jak przegrana na niej)?
Biologowie, zabieraj�cy g�os w sprawie samor�dztwa �ycia, powiadaj�, �e musia�
to by�
proces stopniowy, z�o�ony z szeregu etap�w, przy czym urzeczywistnienie ka�dego
kolejnego
etapu na drodze do powstania prakom�rki posiada�o w�asne, okre�lone
prawdopodobie�stwo.
Powstanie aminokwas�w w pierwotnym oceanie pod wp�ywem elektrycznych wy�adowa�
by�o
na przyk�ad wcale prawdopodobne; powstanie z nich peptyd�w � nieco mniej, ale
obarczone
przecie� spor� szans� ziszczenia; spontaniczna natomiast synteza ferment�w, tych
katalizator�w
�ycia, sternik�w jego reakcji biochemicznych stanowi � w takim uj�ciu �
przypadek nader
niezwyk�y (chocia� dla powstania �ycia konieczny). Tam, gdzie rz�dzi
prawdopodobie�stwo,
mamy do czynienia z prawid�owo�ciami statystycznymi. Termodynamika w�a�nie
reprezentuje
taki typ praw. Z jej punktu widzenia woda w garnku, postawionym na ogie�,
zagotuje si�, ale nie
na pewno. Istnieje mo�liwo�� zamarzni�cia owej wody na ogniu, wyra�alna co
prawda szans�
astronomicznie nik��. Ot�, argumentacja takiego typu, �e zjawiska najbardziej
nawet
termodynamicznie nieprawdopodobne zdarzaj� si� w ko�cu zawsze, byle tylko czeka�
dostatecznie cierpliwie, ewolucja za� �ycia mi; � dosy� �cierpliwo�ci�, poniewa�
trwa�a miliardy
lat, argumentacja taka! brzmi przekonywaj�co, dop�ki nie we�miemy jej na
warsztat
matematyczny. Owszem: termodynamika mo�e prze�kn�� nawet spontaniczne powstanie
bia�ek
w roztworach aminokwas�w, ale na samor�dztwo ferment�w si� nie godzi. Gdyby ca�a
Ziemia
by�a oceanem�roztworem bia�kowym, gdyby mia�a promie� 5 razy wi�kszy ni� w
rzeczywisto�ci, jeszcze by tej masy ni wystarczy�o dla przypadkowego powstania
takich �ci�le
wyspecjalizowanych ferment�w, jakie s� dla uruchomienia �ycia niezb�dne. Ilo��
mo�liwych!
ferment�w jest wi�ksza od ilo�ci gwiazd w ca�ym Wszech�wiecie. Gdyby bia�ka w
pierwotnym
oceanie mia�y czeka� na ich spontaniczne powstanie] mog�oby to z powodzeniem
trwa� ca��
wieczno��. Tak zatem, dla wyja�nienia] realizacji pewnego etapu biogenezy,
trzeba uciec si� do
postulowania zjawiska nadzwyczaj nieprawdopodobnego � w�a�nie owej �g��wnej
wygranej�
na! kosmicznej loterii.
Powiedzmy sobie szczerze: gdyby�my wszyscy, wraz z uczonymi, byli] rozumnymi
robotami,
a nie istotami z krwi i ko�ci, to uczonych sk�onnych] przyj�� taki,
probabilistyczny wariant
hipotezy o powstaniu �ycia mo�na by! policzy� na palcach jednej r�ki. To, �e
jest ich wi�cej,
wynika nie tyle z powszechnego przekonania o jej prawdziwo�ci, co z tego
prostego faktu, �el
�yjemy, sami wi�c stanowimy dowodny, cho� po�redni argument na rzecz biogenezy.
Bo dwa,
albo i cztery miliardy lat, to dosy� dla powstania] gatunk�w i ich ewolucji, ale
nie dla stworzenia
�ywej kom�rki � drog� powtarzaj�cych si�, �lepych �ci�gnie� ze statystycznego
worka
wszechmo�liwo�ci.
Sprawa w takim uj�ciu jest nie tylko niewiarygodna z punktu widzenia �
metodologii
naukowej (kt�ra zajmuje si� zjawiskami typowymi, a nie losowymi o posmaku
nieobliczalno�ci),
ale stanowi zarazem ca�kiem jednoznaczny wyrok, skazuj�cy na niepowodzenie
wszelkie pr�by
�in�ynierii �ycia czy cho�by tylko �in�ynierii system�w bardzo z�o�onych�, skoro
powstaniem
ich rz�dzi nadzwyczaj rzadki przypadek.
Ca�e szcz�cie, �e uj�cie to jest fa�szywe. Wynika ono st�d, �e znamy tylko dwa
rodzaje
system�w: bardzo proste, typu budowanych przez nas dot�d maszyn, i niezmiernie
skomplikowane, jakimi s� wszystkie istoty �ywe. Brak wszelkich ogniw po�rednich
sprawi�, �e
nazbyt kurczowo trzymali�my si� wyk�adni termodynamicznej zjawisk, nie
uwzgl�dniaj�cej
stopniowego wynikania praw systemowych w uk�adach d���cych do stanu r�wnowagi.
Je�eli ten
stan jest tak w�ski, jak w przypadku zegara, i r�wnoznaczny z zatrzymaniem si�
jego wahad�a,
brak nam materia�u dla ekstrapolacji na systemy o wielu mo�liwo�ciach
dynamicznych, jak
planeta, na kt�rej rozpoczyna si� biogeneza, albo jak laboratorium, w kt�rym
uczeni konstruuj�
samoorganizuj�ce si� uk�ady.
Uk�ady takie, dzi� jeszcze stosunkowo proste, stanowi� w�a�nie poszukiwane
ogniwa
po�rednie. Wynikanie ich, na przyk�ad pod postaci� organizm�w �ywych, nie jest
�adn� �g��wn�
wygran� na loterii przypadku�, lecz stanowi manifestowanie si� koniecznych
stan�w r�wnowagi
dynamicznej w obr�bie systemu obfituj�cego w bardzo wiele r�norodnych element�w
i
tendencji. Tak zatem procesy samoorganizacji odznaczaj� si� nie wyj�tkowo�ci�,
ale typowo�ci�,
a powstanie �ycia jest zaledwie jednym z wielu przejaw�w pospolitego w Kosmosie
procesu
organizacji homeostatycznej. Termodynamicznego bilansu Wszech�wiata w niczym to
nie
narusza, gdy� jest to bilans globalny, dopuszczaj�cy mn�stwo takich zjawisk, jak
na przyk�ad
powstawanie pierwiastk�w ci�kich (wi�c bardziej z�o�onych) z lekkich (wi�c
prostszych).
Tak zatem hipotez� typu �Monte Carlo�, kosmicznej ruletki, stanowi�c� naiwne
metodologiczne przed�u�enie rozumowania opartego na znajomo�ci elementarnie
prostych
mechanizm�w, zast�puje teza �panewolucjonizmu kosmicznego�, kt�ra z istot
skazanych na
bierne oczekiwanie nadzwyczajnych traf�w zmienia nas w konstruktor�w, zdolnych
do
dokonywania wyboru spo�r�d osza�amiaj�cego mrowia mo�liwo�ci, zawartych w
og�lnikowej na
razie dyrektywie budowania uk�ad�w samoorganizuj�cych si� o coraz to wi�kszej
komplikacji.
Osobna jest sprawa, jak przedstawia� si� mo�e cz�sto�� wyst�powania w Kosmosie
owych
postulowanych �parabiologicznych ewolucji� � i tego, czy ich zwie�czeniem
koniecznym bywa
powstanie psychiki w naszym, ziemskim rozumieniu. Ale jest to temat dla osobnych
rozwa�a�,
wymagaj�cych przyci�gni�cia obszernego materia�u faktycznego z zakresu
obserwacji
astrofizycznych.
Wielki Konstruktor, Natura, dokonuje od miliardoleci swych eksperyment�w,
wywodz�c z raz
na zawsze danego materia�u (to jednak tak�e pytanie�) wszystko, co jest mo�liwe.
Cz�owiek,
syn matki Natury i ojca Przypadku, podgl�daj�c t� niezmo�on� dzia�alno��, stawia
od wiek�w
pytanie o sens owej kosmicznej, �miertelnie powa�nej, bo ostatecznej zabawy.
Zapewne �
daremnie, je�liby mia� na zawsze pozosta� pytaj�cym. Inna rzecz, je�eli sam
sobie zaczyna
odpowiada�, przejmuj�c od Natury jej zawi�e arkana i na w�asny obraz i
podobie�stwo
wszczynaj�c Ewolucj� Technologiczn�.
2.
Druga r�nica obu rozpatrywanych ewolucji jest metodyczna i dotyczy pytania �w
jaki
spos�b�. Ewolucja biologiczna dzieli si� na dwie fazy.
Pierwsza obejmuje okres od �startu� z materii martwej do wynikni�cia wyra�nie
odgraniczonych od otoczenia �ywych kom�rek. Podczas kiedy prawid�owo�ci og�lne i
liczne
konkretne przebiegi ewolucji w jej fazie drugiej, powstawania gatunk�w, znamy
wcale dobrze, o
tym okresie wst�pnym nie mo�emy powiedzie� w�a�ciwie nic pewnego. Okres ten by�
d�ugo
niedoceniany, zar�wno co si� tyczy jego rozpi�to�ci czasowej, jaki zachodz�cych
w nim zjawisk.
Dzi� s�dzimy, �e obejmowa� co najmniej po�ow� ca�ego trwania ewolucji, to jest
oko�o dwu
miliard�w lat, a mimo to niekt�rzy specjali�ci skar�� si� na jego kr�tko��.
Rzecz w tym, �e wtedy
w�a�nie skonstruowana zosta�a kom�rka, elementarna cegie�ka budulca
biologicznego, taka sama
w swym schemacie g��wnym u trylobit�w sprzed miliarda lat, co u wsp�czesnego
rumianku,
stu�bi, krokodyla czy cz�owieka. Najbardziej zdumiewaj�cy i w�a�ciwie niepoj�ty
jest
uniwersalizm tego budulca. Kom�rka pantofelka, mi�nia ssak�w, li�cia
ro�linnego, gruczo�u
�luzowego �limaka czy w�z�a brzusznego owada posiada te same uk�ady podstawowe,
jak j�dro,
z ca�ym jego doprowadzonym do granic mo�liwo�ci molekularnej mechanizmem
przekazywania
informacji dziedzicznej, jak enzymalny uk�ad mitochondri�w, jak aparat Golgiego,
i w ka�dej
zawarta jest potencja dynamicznej homeostazy, wybi�rczej specjalizacji i zarazem
hierarchicznej
budowy wielokom�rkowc�w. Jedn� z podstawowych prawid�owo�ci bioewolucji jest
dora�no��
jej dzia�ania, ka�da bowiem zmiana s�u�y bezpo�rednio aktualnym potrzebom
przystosowawczym; ewolucja nie mo�e dokonywa� zmian takich, kt�re by�yby tylko
przygotowawczym wst�pem do innych, nadej�� maj�cych za miliony lat, poniewa� nic
o tym, co
za miliony lat b�dzie, �nie wie�, poniewa� jest konstruktorem �lepym,
dzia�aj�cym metod� �pr�b
i b��d�w�. Nie mo�e te� ona, jak in�ynier, �zatrzyma� niesprawnej maszyny
�ycia, aby po
gruntownym przemy�leniu g��wnego szkieletu konstrukcyjnego, za jednym zamachem
wzi�� si�
do radykalnej jego przebudowy.
Tym bardziej w�a�nie zdumiewa nas i pora�a jej �wst�pna dalekowzroczno��, kt�r�
wykaza�a, stwarzaj�c w introdukcji do wieloaktowego dramatu rodzaj�w budulec o
niepor�wnywalnej z niczym wszechstronno�ci i plastyczno�ci. Poniewa�, jak
powiedzieli�my,
nie mo�e ona dokonywa� nag�ych, radykalnych rekonstrukcji, wszystkie mechanizmy
dziedziczno�ci, jej ultra�stabilno�� wraz z ingeruj�cym w ni� losowym elementem
mutacji (bez
kt�rych nie by�oby zmiany, wi�c rozwoju), rozdzia� p�ci, potencje rozrodcze, i
nawet te
w�a�ciwo�ci tkanki �ywej, kt�re z najwy�sz� wyrazisto�ci� przejawiaj� si� w
o�rodkowym
uk�adzie nerwowym, wszystkie one w�o�one ju� zosta�y niejako w kom�rk�
archeozoiczn� przed
miliardami lat. I tak� dalekosi�no�� przewidywania w