5168

Szczegóły
Tytuł 5168
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5168 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5168 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5168 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5168 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Stanis�aw Lem Pok�j na Ziemi I. Podwojenie Nie wiem, co robi�. �ebym chocia� m�g� powiedzie� "�le ze mn�", nie by�oby najgorzej. Nie mog� te� rzec "�le z nami", bo tylko cz�ciowo mog� m�wi� o w�asnej osobie, aczkolwiek nadal jestem Ijonem Tichym. Od dawna mam zwyczaj g�o�nego m�wienia przy goleniu, a teraz musia�em z tego zrezygnowa�, bo lewe oko przeszkadza�o mi z�o�liwym podmrugiwaniem. Dop�ki siedzia�em w LEMie, nie zdawa�em sobie sprawy z tego, co zasz�o tu� przed startem. Ten LEM nie mia� nic wsp�lnego z ameryka�skim tr�jnogiem, kt�rym NASA wys�a�a Armstronga i Aldrina po par� ksi�ycowych kamieni. Nazywa� si� tak samo dla zakamuflowania mojej tajnej misji. Diabli nadali t� misj�. Po powrocie z gwiazdozbioru Cielca nie zamierza�em nigdzie lecie� co najmniej przez rok. Zgodzi�em si� wy��cznie dla dobra ludzko�ci. Rozumia�em, �e mog� nie wr�ci�. Doktor Lopez wyliczy�, �e mam jedn� szans� na dwadzie�cia i osiem dziesi�tnych. To mnie nie wstrzyma�o. Jestem ryzykantem. Raz kozie �mier�. Wr�c� albo nie wr�c�, rzek�em sobie. Nie przysz�o mi do g�owy, �e mog� wr�ci�, chocia� nie wr�c�, bo wr�cimy. �eby to wyt�umaczy�, musz� zdradzi� par� spraw o najwy�szym stopniu tajno�ci, ale wszystko mi jedno. To znaczy cz�ciowo. Przecie� pisa� musz� te� cz�ciowo, z wielkim trudem. Stukam na maszynie praw� r�k�. Lew� musia�em przywi�za� do por�czy fotela, bo by�a przeciwna. Wyrywa�a papier z maszyny, nie da�a si� udobrucha� �adnymi argumentami, a przy kr�powaniu podbi�a mi oko. Jest to skutek podwojenia. Ka�dy ma w g�owie dwie p�kule m�zgu po��czone wielkim spoid�em. Po �acinie corpus callusum. Dwie�cie milion�w bia�ych w��kien nerwowych ��czym m�zg, �eby m�g� zebra� my�li, ale ju� nie u mnie. Ciach i po wszystkim. I nawet nie by�o �adnego ciachni�cia, tylko ten poligon, na kt�rym ksi�ycowe roboty wypr�bowywa�y now� bro�. Napatoczy�em si� tam zupe�nie przypadkowo. Wykona�em ju� zadanie, przechytrzy�em te zimne stwory, wraca�em ju� do LEMa, ale zachcia�o mi si� siusiu. Na Ksi�ycu nie ma ust�p�w. W pr�ni by�yby zreszt� na nic. Nosi si� ze sob� w skafandrze pojemnik, taki sam mieli Armstrong i Aldrin. Mo�na wi�c w ka�dym miejscu i w ka�dej chwili, ale kr�powa�em si�. Zbyt kulturalny jestem, a mo�e raczej by�em. Tak jako� w pe�nym s�o�cu na �rodku Mare Serenitatis by�o niezr�cznie. Troch� dalej stercza� wielki samotny g�az, wi�c poszed�em tam, do cienia pod tym g�azem. Sk�d mog�em wiedzie�, �e tam dzia�a ju� to ultrad�wi�kowe pole. Folguj�c sobie poczu�em w g�owie jakby male�kie pstrykni�cie. Jakby mi co� nie w karku strzeli�o, co bywa, ale troszk� wy�ej. W �rodku czaszki. To by�a w�a�nie zdalna integralna kallotomia. Nic nie bola�o. Zrobi�o mi si� dziwnie, ale zaraz przesz�o i uda�em si� do LEMa. Owszem, mia�em wra�enie, �e wszystko jest jakie� inne i ja troch� te�, ale przypisywa�em to podnieceniu, zrozumia�emu po tylu przej�ciach. Praw� r�k� zawiaduje lewa p�kula m�zgu. Dlatego powiedzia�em, �e pisz� to tylko cz�ciowo. Prawa p�kula ma co� przeciw temu, skoro przeszkadza. Okropnie to pokie�baszone. Nie mog� powiedzie�, �e ja - to tylko moja lewa p�kula. Musz� i�� z drug� na kompromisy, to� nie b�d� siedzia� wiecznie z uwi�zan� r�k�. Pr�bowa�em j� ug�aska� r�nymi sposobami, ale na pr�no. Jest po prostu niemo�liwa. Agresywna, wulgarna i arogancka. Ca�e szcz�cie, �e nie potrafi czyta� wszystkiego. Tylko niekt�re cz�ci mowy: najlepiej rzeczowniki. Tak jest zawsze, wiem to, bo si� naczyta�em ju� odpowiednich ksi��ek. Czasownik�w ani przymiotnik�w nie rozumie jak nale�y, wi�c poniewa� patrzy na to, co tu wystukuj�, musz� si� wys�awia� tak, �eby jej nie zirytowa�. Czy to si� uda - nie wiem. Zreszt� nikt nie wie, dlaczego ca�e dobre wychowanie mie�ci si� w lewej p�kuli. Na Ksi�ycu mia�em wyl�dowa� te� cz�ciowo, ale w ca�kiem innym sensie, bo to by�o przed wypadkiem, a wi�c nie by�em jeszcze podwojony. Mia�em si� kr�ci� wok� Ksi�yca na stacjonarnej orbicie, a rekonesans mia� wykona� m�j zdalnik. Nawet podobny do mnie, chocia� plastikowy, z czujnikami. Siedzia�em wi�c w LEMie l, wyl�dowa� LEM 2 ze zdalnikiem. Te militarne roboty s� strasznie zajad�e wobec ludzi. W ka�dym gotowe wietrzy� przeciwnika. Tak mi przynajmniej powiedziano. Niestety, LEM 2 nawali� i dlatego zdecydowa�em si� na osobiste l��owanie, �eby zobaczy�, co z nim jest, bo nieca�a ��czno�� zosta�a przerwana. Siedz�c w LEMie l i nie czuj�c ju� LEMa 2 czu�em jednak b�l brzucha, kt�ry w�a�ciwie nie bola� mnie bezpo�rednio, ale przez radio, bo jak si� okaza�o po wyl�dowaniu, roz�ama�y LEMowi pokryw�, wyci�gn�y zdalnik i z kolei wzi�y mu si� do brzucha. Nie mog�em od��czy� tego kabla na orbicie, bo gdybym go od��czy�, brzuch przesta�by mnie wprawdzie bole�, ale utraciwszy ostatek ��czno�ci z mym zdalnikiem, nie wiedzia�bym, gdzie go szuka�. Mare Serenitatis, na kt�rym wpad� w zasadzk�, jest prawie takie jak Sahara. Ponadto pomyli�y mi si� kable, bo cho� ka�dy by� innego koloru, by�o ich cholerne mn�stwo, instrukcja awaryjnej obs�ugi gdzie� mi si� zapodzia�a, a zreszt� szukanie jej z b�lami brzucha tak mnie rozw�cieczy�o, �e zamiast wzywa� Ziemi�, zdecydowa�em si� wyl�dowa�, chocia� ostrzegano mnie, �eby tego w �adnych okoliczno�ciach nie robi�, bo si� ju� nie wykaraskam. Odwr�t nie le�y jednak w mojej naturze. Ponadto, chocia� LEM to tylko maszyna wypchana elektronik�, nie chcia�em go zostawi� na pastw� robot�w. Jak widz�, im wi�cej wyja�niam, tym ciemniejsze si� to robi. Chyba wezm� si� do rzeczy od samego pocz�tku. Inna rzecz, �e nie wiem, jaki by� ten pocz�tek, bo musia�em go zapami�ta� przewa�nie w prawej po�owie m�zgu, a maj�c do niej odci�ty dost�p, nie mog� zebra� my�li. Wnosz� to st�d, �e nie pami�tam masy rzeczy i �eby si� cho� po trochu o nich dowiadywa�, musz� lewej r�ce dawa� praw� takie znaki na migi, jakie nale�� do j�zyka g�uchoniemych, ale ona nie zawsze chce odpowiada�. Pokazuje na przyk�ad fig�, a to jest jeszcze najgrzeczniejszy wyraz jej odmiennego zdania. Trudno, �ebym nie tylko gestykulacj� bra� jedn� r�k� na spytki drug�, ale przy�o�y� jej dla pokonania sprzeciwu. Nie b�d� tu niczego owija� w bawe�n�. Mo�e da�bym wreszcie �upnia w�asnej ko�czynie, lecz s�k w tym, �e tylko prawa r�ka jest silniejsza od lewej. Nogi s� pod tym wzgl�dem jednakowe a, co gorsza, na ma�ym palcu prawej mam zastarza�y nagniotek i lewa o tym wie. Kiedy w autobusie zaszed� ten skandal i wcisn��em lew� r�k� przemoc� do kieszeni, z zemsty jej noga tak nadepn�a na odcisk, �e gwiazdy ujrza�em. Nie wiem, czy to efekt spadku inteligencji, wywo�any moj� po�owiczno�ci�, ale widz�, �e pisz� jakie� g�upstwa. Noga lewej r�ki to po prostu lewa noga; s� chwile, kiedy moje nieszcz�sne cia�o rozpada si� na dwa wrogie obozy. Musia�em przerwa� to pisanie, bo usi�owa�em si� kopn��. To znaczy lewa noga praw� stop�, a wi�c nie siebie chcia�em kopn��, i nie ja, czy te� nie ze wszystkim ja, ale gramatyka nie jest po prostu przystosowana do takich sytuacji. Ju� prawie wzi��em si� do �ci�gania bucik�w, ale da�em spok�j. Cz�owiek nawet w takiej biedzie nie powinien robi� z siebie b�azna. Co, mam sobie poprzetr�ca� kulasy, �eby si� dowiedzie�, jak by�o z t� instrukcj� i z tymi kablami? Niegdy� bi�em si� co prawda z samym sob�, ale w odmiennych okoliczno�ciach. Raz wcze�niejszy z p�niejszym, w p�tli czasu, a raz po zatruciu benignatorami. Bi�em si�, owszem, ale pozostawa�em niepodzielnym sob�, i ka�dy, kto zechce, mo�e wczu� si� w takie po�o�enie. Albo� to ludzie w �redniowieczu nie spuszczali samym sobie ci�g�w dla pokuty? Nikt jednak nie wczuje si� we mnie teraz. To niemo�liwe. Nie mog� nawet rzec, �e mnie jest dw�ch, bo na rozum bior�c i to nieprawda. Jest mnie dw�ch, czyli cz�ciowy jestem te� cz�ciowo, bo nie w ka�dej sytuacji. Je�li chcecie si� dowiedzie�, co mnie spotka�o, musicie bez gadania i protest�w czyta� wszystko, co pisz� po kolei, nawet nic nie rozumiej�c. To i owo z czasem si� przeja�ni. Nie do samego ko�ca, pewno, bo do ko�ca mo�na tylko przez kallotomi�, tak samo jak nie da si� wyt�umaczy�, co to znaczy by� jak�� wydr� lub ��wiem. Gdyby ju� kto�, mniejsza o to jak, zosta� ��wiem albo t� wydr�, i tak nie b�dzie m�g� nic o tym zakomunikowa�, bo� zwierz�ta nie m�wi� ani nie pisz�. Zwyczajni ludzie, do kt�rych nale�a�em przez znaczn� cz�� �ycia, nie pojmuj�, jak to mo�e by�, �eby facet z rozci�tym m�zgiem by� niby dalej sob�, a wygl�da na to, �e jest, skoro m�wi o sobie JA a nie MY, chodzi ca�kiem normalnie, rozmawia do rzeczy, kiedy je, te� w niczym nie pozna�, �e prawa p�kula nie wie, co robi lewa (w moim przypadku z wyj�tkiem zupy �t. krupkami), a zreszt� s� tacy, co twierdz�, �e kallotomie musia�y ju� by� u narodzin Pisma �wi�tego, skoro jest w nim powiedziane, �e lewa r�ka nie musi wiedzie�, co czyni prawa, ale ja to mam za przeno�ni� religijn�. Pewien facet prze�ladowa� mnie przez dwa miesi�ce, �eby wydusi� ze mnie prawd�. Sk�ada� mi wizyty w najbardziej niestosownych porach, �eby zam�cza� mnie pytaniami, ilu mnie naprawd� jest. Fachowe podr�czniki, kt�re mu dawa�em, �eby sam sobie przeczyta� i dowiedzia� si�, nic mu nie da�y, zreszt� tak samo jak mnie. Po�ycza�em mu te ksi��ki, �eby si� odczepi�. Poszed�em wtedy kupi� sobie buciki bez sznurowade�, takie z elastyczn� gum� na wierzchu, dawniej zwane zdaje si� sztybletami, bo gdy mej lewej cz�ci nie chcia�o si� i�� na spacer, nie by�em w stanie zasznurowa� bucik�w. Com praw� zawi�za�, lewa r�ka rozwi�zywa�a. Postanowi�em wi�c kupi� te sztyblety i jeszcze par� gimnastycznych pantofli do biegania, nie �eby mi si� chcia�o uprawia� milami modny jogging, ale �eby da� szko�� prawej p�kuli m�zgu, bo wtedy nie potrafi�em si� jeszcze ani w z�b porozumie� z ni� i by�em tylko coraz bardziej z�y i w siniakach. Maj�c sprzedawc� w sklepie za zwyk�ego subiekta, co� tam b�kn��em, �eby usprawiedliwi� dziwne me zachowanie, w�a�ciwie nie moje. Po prostu, kiedy kl�cza� przede mn� z �y�k� do but�w, lew� r�k� z�apa�em go za nos. To znaczy ona go z�apa�a i usi�owa�em si� usprawiedliwi�, a w�a�ciwie zwali� to na ni�. My�la�em, �e je�li nawet we�mie mnie za wariata (sk�d sprzedawca w sklepie z obuwiem mia�by co� wiedzie� o kallotomii?), wyjd� na swoje, bo sprzeda mi w ko�cu te buciki. Wariat te� nie musi chodzi� boso. Niestety, by� to zarobkuj�cy dorywczo student filozofii i cholernie go wzi�o. - Na zdrowy rozum i na lito�� bosk�, panie Tichy! - krzycza� w moim mieszkaniu - przecie� logika powiada, �e albo jeste� pan jeden, albo wi�cej! Je�eli pana prawa r�ka wci�ga spodnie, a lewa jej nie daje, to znaczy, �e za ka�d� stoi okre�lona po�owa m�zgu, kt�ry sobie co� my�li, a przynajmniej chce, skoro nie ma ochoty na to, na co ma ochot� druga po�owa. Gdyby tak nie by�o, to awanturowa�yby si� z sob� tak�e poodcinane r�ce i nogi, czego one, jak wiadomo, nie robi�! Da�em mu wtedy Gazzanig�. Najlepsz� monografi� rozci�tego m�zgu i skutk�w tej operacji jest ksi��ka profesora Gazzanigi, Bisected Brain, wydana jeszcze w roku 1970 przez Appleton Century Crofts z Educational Division in Meredith Corporation i �eby mi si� tak m�zg zr�s� na powr�t, jak m�wi� �wi�t� prawd�, �em nie wymy�li� ani tego Michaela Gazzanigi, ani jego taty (kt�remu po�wi�ci� sw� monografi�), kt�ry zwa� si� Dante Achilles Gazzaniga i te� by� doktorem (M.D.). Kto nie wierzy, niech pobie�y zaraz do najbli�szej medycznej ksi�garni, a mnie da �wi�ty spok�j. Ten typ, kt�ry mnie prze�ladowa�, �eby wycisn�� ze mnie zeznania, jak to jest, �y� w podwojeniu, niczego si� ode mnie nie dowiedzia�, wsk�ra� tylko tyle, �e doprowadzi� obie me p�kule do zgodnej w�ciek�o�ci, skoro z�apa�em go obur�cz za kark i wyrzuci�em za drzwi. Takie chwilowe harmonie mego rozkojarzonego jestestwa zdarzaj� si� nieraz, ale nic z tego dalej nie wiem. Ten m�odociany filozof telefonowa� do mnie potem w �rodku nocy, s�dz�c, �e wyrwany ze snu wyznam mu sw�j niesamowity sekret. Prosi�, �ebym przyk�ada� s�uchawk� raz do lewego a raz do prawego ucha, nie zwa�aj�c na soczyste okre�lenia, jakimi go raczy�em. Utrzymywa� uparcie, �e nie jego pytania s� idiotyczne, lecz stan, w jakim si� znajduj�, jest bowiem sprzeczny z ca�� antropologiczn�, egzystencjaln� i jeszcze tam jak�� filozofi� cz�owieka jako istoty rozumnej i �wiadomej w�asnego rozumu. Musia� by� �wie�o po egzaminach ca�y ten student filozofii, sypa� bowiem Heglami, Kartezjuszami (My�l�, wi�c Jestem, a nie My�limy, wi�c Jeste�my), Husserlem mnie atakowa� i dok�ada� Heideggera, by dowie��, �e to, co ze mn� jest, by� nie mo�e, jako sprzeczne ze wszystkimi wyk�adniami �ycia duchowego, kt�re zawdzi�czamy nie jakim� ch�ystkom przecie�, lecz najgenialniejszym my�licielom dziej�w, kt�rzy przez �adnych par� tysi�cy lat, pocz�wszy od Grek�w, zajmowali si� badaniem introspekcyjnym ja�ni, a potem przychodzi facet z przeci�tym spoid�em wielkim m�zgu i niby jest zdr�w jak ryba, lecz jego prawa r�ka nie wie, co czyni lewa, z nogami jest to samo, a przy tym jedni eksperci powiadaj�, �e ma �wiadomo�� tylko z lewej strony, bo prawa to tylko bezduszny automat, drudzy, �e ma dwie, lecz prawa jest niema, bo o�rodek Broca mie�ci si� w lewym p�acie skroniowym, trzeci, �e on ma dwie cz�ciowo rozdzielone ja�nie i to ju� jest szczyt wszystkiego. Skoro nie mo�na cz�ciowo wyskoczy� z poci�gu, krzycza� na mnie, ani cz�ciowo umrze�, to nie mo�na te� cz�ciowo my�le�! Potem nie wyrzuca�em go ju� z domu, bo by�o mi go �al. Z rozpaczy usi�owa� mnie przekupi�. Zwa� to przyjaznym podarunkiem. Osiemset czterdzie�ci dolar�w, przysi�ga�, �e to s� wszystkie jego oszcz�dno�ci na wakacje z dziewczyn�, ale by� got�w zrezygnowa� i z nich i nawet z niej, bylebym wyzna� mu na Boga, KTO my�li, kiedy my�li moja prawa p�kula, a JA nie wiem, CO ona my�li, kiedy za� odsy�a�em go do profesora Ecclesa (bo on uwa�a, �e prawa w og�le nie my�li, jako zwolennik teorii �wiadomo�ci z lewej strony), wyra�a� si� brzydko o Ecclesie. Wiedzia� ju� bowiem, �e powolutku nauczy�em praw� po��wk� j�zyka g�uchoniemych, wi�c chcia�, �ebym to ja poszed� do Ecclesa wyja�ni� mu, �e jest w b��dzie. Zamiast chodzi� wieczorami na wyk�ady, zaczytywa� si� w pismach medycznych, wiedzia� ju�, �e drogi nerwowe s� skrzy�owane i szuka� w najgrubszych podr�cznikach odpowiedzi na pytanie, po jak� choler� nast�pi�o to skrzy�owanie, dlaczego prawy m�zg zawiaduje lew� po�ow� cia�a i na odwr�t, lecz oczywi�cie nigdzie nie by�o o tym ani jednego s�owa. Albo to nam pomaga w byciu cz�owiekiem, rezonowa�, albo przeszkadza. Psychoanalitycznych autor�w studiowa� i znalaz� jednego, kt�ry s�dzi�, �e w lewej p�kuli tkwi �wiadomo��, a w prawej pod�wiadomo��, ale uda�o mi si� wybi� mu to z g�owy. By�em ze zrozumia�ych przyczyn bardziej oczytany od niego. Nie chc�c ani bi� si� z sob�, ani z facetem, kt�ry p�on�� ��dz� wiedzy, wyjecha�em, a w�a�ciwie uciek�em przed nim do Nowego Jorku i wpad�em z deszczu pod rynn�. Wynaj��em garsonier� przy Manhattanie i je�dzi�em metrem lub autobusem do biblioteki publicznej czyta� Yozatitza, Wernera, Tuckera, Woodsa, Shapire, Riklana, Schwartza, Szwarca, Shwartsa, Sai-Mai-Halassza, Rossiego, Lishmana, Kenyona, Harveya, Fischera, Cohena, Brumbacka i co� trzydziestu r�nych Rappaport�w, i prawie za ka�dym razem dochodzi�o po drodze do drastycznych scen, bo co przystojniejsze kobiety, zw�aszcza blondynki, szczypa�em w zadek. Robi�a to naturalnie moja lewa r�ka, nie zawsze nawet w t�oku, ale prosz� usprawiedliwi� co� takiego w paru s�owach! Nie to by�o najgorsze, �em raz i drugi dosta� po g�bie, lecz to, �e wi�kszo�� nagabywanych w ten spos�b wcale nie mia�a mi tego za z�e. Owszem, uwa�a�y to za wst�p do ma�ego romansu, a romans by� ostatni� rzecz�, jak� pod�wczas mia�em w g�owie. O ile mog�em si� zorientowa�, policzkowa�y mnie aktywistki womans liberation, zreszt� bardzo rzadko, bo przystojnych jest w�r�d nich tyle co nic. Widz�c, �e nie wymotam si� sam z koszmarnego po�o�enia, skontaktowa�em si� na koniec z czo�owymi autorytetami. Ci uczeni zaj�li si� mn�, owszem. Zosta�em zbadany, prze�wietlony, stachistoskopizowany, dra�niony pr�dem, owini�ty czterystu elektrodami, uwi�zany do specjalnego fotela, nak�oniony do ogl�dania godzinami przez szczelinowy przeziernik jab�ek, ps�w, widelc�w, grzebieni, starc�w, sto��w, myszy, grzyb�w, cygar, szklanek, go�ych kobiet, niemowl�t oraz paru tysi�cy innych rzeczy wy�wietlanych na ekranie, za czym powiedzieli mi, co sam ju� przedtem doskonale wiedzia�em, �e kiedy pokazuj� mi w tym aparacie kul� bilardow� tak, by widzia�a j� tylko moja lewa p�kula, to prawa r�ka wsadzona do worka z r�nymi przedmiotami nie potrafi wyj�� z tego worka takiej kuli, i na odwr�t, gdy� nie wie lewica, co czyni prawica. Uznali mnie w�wczas za przypadek banalny i przestali si� mn� zbytnio interesowa�, nie pisn��em bowiem ani s�owa o tym, �e ucz� moj� niem� po�ow� j�zyka g�uchoniemych. Przecie� chcia�em si� od nich dowiedzie� czego� o sobie, nie by�em wi�c zainteresowany w ich dokszta�caniu. Poszed�em potem do profesora S. Turteltauba, kt�ry mia� na pie�ku z wszystkimi tamtymi, ale zamiast mnie o�wieci� co do mego stanu, wyjawi� mi, jaka to zgraja i sitwa, czego s�ucha�em zrazu z napi�ciem, przypuszczaj�c, �e pomiata nimi z przyczyn teoriopoznawczych. Turteltaubowi sz�o jednak tylko o to, �e utr�cili jego projekt. Kiedy by�em ostatni raz u pan�w Globusa i Savodnicka czy mo�e innych specjalist�w, bo troch� mi si� pomieszali, tylu ich by�o, dowiedziawszy si�, �e chodz� do Turteltauba, najpierw si� na mnie co nieco obrazili, a potem o�wiadczyli, �e wykluczyli go z ich naukowej spo�eczno�ci dla przyczyn etycznych. Turteltaub chcia� mianowicie, �eby skazanym na do�ywocie lub na �mier� mordercom proponowa� zamian� kary na poddanie si� kallotomii. T�umaczy�, �e skoro kallotomizuje si� wy��cznie epileptyk�w ze wskaza� lekarskich, nie wiadomo, czy skutki przeci�cia spoid�a b�d� u zwyk�ych ludzi takie same, i �e ka�dy, w��cznie z nim, gdyby na przyk�ad zakatrupi� sw� te�ciow� i mia� zgin�� za to na krze�le elektrycznym, wola�by na pewno, �eby mu raczej przeci�to corpus callosum, ale emerytowany s�dzia S�du Najwy�szego Kl�ssenf�nger orzek� w�wczas, �e nawet pomijaj�c wzgl�dy etyczne lepiej na to nie i��, bo gdyby si� okaza�o, �e bior�c si� do te�ciowej z zimn� premedytacj� dzia�a�a tylko lewa p�kula Turteltauba, natomiast prawa nic nie wiedzia�a, a nawet protestowa�a, lecz uleg�a dominuj�cej, i po wewn�trznej walce duchowo-m�zgowej dosz�oby do mordu, powsta�by koszmarny precedens, gdy� nale�a�oby po rozprawie zamkn�� jedn� p�kul�, a drug� oczyszczon� z winy zwolni�. W efekcie morderca zosta�by skazany na �mier� tylko w pi��dziesi�ciu procentach. Nie mog�c si� dochrapa� tego, o czym marzy�, Turteltaub operowa� z konieczno�ci ma�py, bardzo kosztowne w przeciwie�stwie do morderc�w, a subwencj� wci�� mu zmniejszano, i rozpacza�, �e sko�czy na szczurach i �winkach morskich, chocia� przecie� to nie to samo. Zarazem cz�onkinie Towarzystwa Opieki nad Zwierz�tami jako te� Zwi�zku do Walki z Wiwisekcj� wybija�y mu regularnie szyby w oknach, a nawet podpalono mu samoch�d. Ubezpieczenie nie chcia�o p�aci�, utrzymuj�c, i� nie ma dowodu, �e to nie on podpali� w�asne auto, maj�c na oku dwie pieczenie naraz: s�downe �ciganie tych opiekunek zwierz�t oraz materialny zysk, bo auto by�o stare. Tak mnie zanudza�, �e chc�c, by przesta�, wspomnia�em o mowie gestykulacyjnej, kt�rej lekcji udziela�em praw� r�k� lewej. Zrobi�em to w z�� godzin�. Natychmiast zatelefonowa� do Globusa, a mo�e Maxwella, �eby zapowiedzie� pokaz w towarzystwie neurologicznym przypadku, kt�rym wdepcze ich wszystkich w proch. Widz�c na co si� zanosi, bez po�egnania wybieg�em od Turteltauba i pojecha�em prosto do mego hotelu, ale tamci czekali ju� na mnie w hallu. Zobaczywszy ich rozognione twarze i oczy p�on�ce niezdrow� ciekawo�ci� badawcz�, powiedzia�em, �e owszem, zaraz pojad� z nimi do kliniki, tylko przebior� si� w pokoju, a gdy oczekiwali mnie na dole, uciek�em po drabinie po�arowej z jedenastego pi�tra, �eby pierwsz� z�apan� taks�wk� pogna� na lotnisko. By�o mi w�a�ciwie wszystko jedno, dok�d polec�, byle by� jak najdalej od tych uczonych, a �e pierwsza kursowa maszyna lecia�a do San Diego, uda�em si� tam, i w ma�ym, paskudnym hoteliku, kt�ry by� istn� spelunk� r�nych ciemnych typ�w, nawet nie rozpakowawszy walizki zatelefonowa�em do Tarantogi o pomoc. Tarantoga by� na szcz�cie w domu. Prawdziwych przyjaci� poznaje si� w biedzie. Przylecia� noc� do San Diego i kiedy wszystko mu opowiedzia�em mo�liwie zwi�le i dok�adnie, postanowi� si� mn� zaj�� jako dobra dusza, a nie jako naukowiec. Za jego porad� zmieni�em hotel i zacz��em zapuszcza� brod�, on za� mia� rozejrze� si� za takim znawc� rzeczy, kt�ry przysi�g� Eskulapa ceni wy�ej od przynosz�cego rozg�os ciekawego przypadku. Na trzeci dzie� dosz�o mi�dzy nami do niesnasek, bo przyszed�, �eby mnie pocieszy� dobrymi, konkretnymi wiadomo�ciami, a ja okaza�em mu wdzi�czno�� tylko cz�ciowo. Zdenerwowa�a go moja mimika lewostronna, bo robi�em do niego wci�� perskie oko. T�umaczy�em mu wprawdzie, �e to nie ja, �e to tylko prawa p�kula mego m�zgu, nad kt�r� nie panuj�, on jednak, zrazu u�mierzywszy si� nieco, zn�w wszcz�� pretensje, bo paln��, �e nie wszystko jest w porz�dku. Nawet je�li w mym jednym ciele jest mnie dw�ch, to z tych szyderczych i sarkastycznych min, jakie po�owicznie wycinam, wida� jak na d�oni, �e ju� uprzednio musia�em co najmniej po cz�ci �ywi� do niego animozj�, ujawniaj�c� si� obecnie jako czarna niewdzi�czno��, on za� mniema, �e albo jest si� przyjacielem na ca�ego, albo wcale. Pi��dziesi�cioprocentowa przyja�� nie jest w jego gu�cie. Jako� go jednak w ko�cu uspokoi�em, a kiedy poszed�, kupi�em sobie przepask� na oko. Specjalist� znalaz� dla mnie a� w Australii, wi�c polecieli�my razem do Melbourne. By� to profesor Joshua Mclntyre, kt�ry wyk�ada� tam neurofizjologi�, a jego ojciec by� najserdeczniejszym przyjacielem ojca Tarantogi i bodaj nawet jakim� pociotkiem. Mclntyre budzi� zaufanie ju� samym wygl�dem. By� wysoki, z siw� szczotkowat� czupryn�, nadzwyczaj spokojny, rzeczowy, i jak mnie zapewni� Tarantoga, ludzki. Nie by�o wi�c mowy o tym, �eby chcia� mnie wykorzysta� albo skuma� si� z Amerykanami, kt�rzy ze sk�ry ju� wy�azili, chc�c wpa�� na m�j trop. Zbadawszy mnie, co trwa�o trzy godziny, postawi� na biurku flaszk� whisky, nala� mnie i sobie, a gdy atmosfera zrobi�a si� przez to towarzyska, za�o�y� nog� na nog�, pomy�la�, zebra� si� w sobie i rzek�: - Panie Tichy, b�d� m�wi� do pana w liczbie pojedynczej, bo to wygodniejsze. Stwierdzi�em ponad w�tpliwo��, �e przeci�to panu wielkie spoid�o m�zgu od comissura anterior a� do posterior, chocia� na czaszce nie ma pan am �ladu potrepanacyjnej blizny... - Ale� ja panu m�wi�em ju�, profesorze - przerwa�em mu - �e nie by�o �adnej trepanacji, tylko dzia�anie now� broni�. To ma by� bro� przysz�o�ci, �eby nikogo nie zabija�, tylko ca�ej atakuj�cej armii zrobi� totaln� i zdaln� cerebellotomie. Maj�c odci�ty m�d�ek, ka�dy �o�nierz zwali�by si� momentalnie jak d�ugi, boby go to sparali�owa�o. Tak mi powiedziano w tym o�rodku, kt�rego nazwy nie mog� panu zdradzi�. Przypadkiem stan��em jednak jako� bokiem, czy jak tam, wzgl�dem tego pola ultrad�wi�kowego, sagittalnie, jak m�wi� lekarze. Zreszt� nie jest to ca�kiem pewne, wie pan, bo te roboty pracuj� potajemnie i dzia�anie tych ultrad�wi�k�w nie jest jasne... - Mniejsza o to - rzek� profesor, patrz�c na mnie dobrymi, m�drymi oczyma zza z�otych okular�w. - Okoliczno�ci pozamedyczne nie b�d� nas obecnie zajmowa�. Co do ilo�ci umys��w w kallotomizowanym cz�owieku panuje obecnie osiemna�cie teorii. Poniewa� ka�d� popieraj� pewne eksperymenty, zrozumia�e, �e �adna nie mo�e by� ani w pe�ni fa�szywa , ani prawdziwa. Nie jest pan jeden, nie jest pana dw�ch, i o u�amkach te� mowy by� nie mo�e. - Wi�c ilu mnie w�a�ciwie jest? - spyta�em zaskoczony. - Nie ma dobrej odpowiedzi na �le postawione pytanie. Wyobra� pan sobie dwu bli�niak�w, kt�rzy od urodzenia nie robi� nic innego, jak tylko dwur�czn� pi�� pi�uj� drzewo. Pracuj� zgodnie, gdy� inaczej nie mogliby pi�owa�, a kiedy zabra� im t� pi��, upodobni� si� do pana w obecnym stanie. - Ale przecie� ka�dy z nich, czy pi�uje, czy nie, ma jedn� jedyn� �wiadomo�� - rzek�em rozczarowany. - Profesorze, pa�scy koledzy w Ameryce ucz�stowali mnie ju� kup� takich przypowie�ci. O bli�niakach z pi�k� te� ju� od nich s�ysza�em. - Jasne - rzek� Mclntyre i mrugn�� do mnie lewym okiem, a� pomy�la�em, �e mo�e jemu te� co� przeci�to. - Moi ameryka�scy koledzy s� ciemni jak tabaka w rogu, a takie por�wnania s� do jasnej bani. Umy�lnie zacytowa�em t� rzecz z bli�niakami, wymy�lon� przez jednego z Amerykan�w, bo prowadzi na manowce. Gdyby prac� m�zgu przedstawi� graficznie, wygl�da ona u pana jak du�a litera Y, poniewa� nadal ma pan jednolity pie� m�zgu i �r�dm�zgowie. To jest trzonek ypsylona, p�kule natomiast s� rozdzielone jak ramiona tej litery. Rozumie pan? Intuicyjnie mo�na to �atwo... - Profesor urwa� i j�kn��, bo kopn��em go w rzepk�. - To nie ja, to moja lewa noga, przepraszam - zawo�a�em po�piesznie. - Ja naprawd� nie chcia�em... Mclntyre u�miechn�wszy si� wyrozumiale (ale w tym u�miechu by� niejaki przymus, niczym na twarzy psychiatry, udaj�cego, �e wariat, kt�ry go ugryz�, jest normalnym, sympatycznym facetem) wsta�, �eby odsun�� si� ode mnie razem z fotelem na bezpieczn� odleg�o��. - Prawa p�kula jest z regu�y znacznie agresywniejsza od lewej. To fakt - powiedzia�, ostro�nie dotykaj�c kolana. - M�g�by pan jednak trzyma� nogi splecione, a r�ce te�, wie pan. To nam u�atwi rozmow�... - Pr�bowa�em, ale szybko mi dr�twiej�. A poza tym, za pozwoleniem, ten ypsylon nic mi nie wyja�nia. Gdzie zaczyna si� w nim �wiadomo�� - pod rozdwojeniem, w nim samym, jeszcze wy�ej, czy jak? - Tego nie mo�na dok�adnie si� dowiedzie� - rzek� profesor, poruszaj�c nadal kopni�t� nog�, kt�r� pieczo�owicie sobie masowa�. - M�zg, drogi panie Tichy, sk�ada si� z wielkiej ilo�ci czynno�ciowych podzespo��w, kt�re u normalnego cz�owieka mog� si� rozmaicie ��czy� dla wykonania r�nych zada�. U pana najwy�sze zespo�y s� trwale roz��czone i tym samym nie mog� si� ze sob� komunikowa�. - I o tych podzespo�ach te� ju� s�ysza�em sto razy, za pa�skim pozwoleniem. Nie chc� by� niegrzeczny, profesorze, a przynajmniej mog� pana zapewni�, �e moja lewa p�kula, ta, kt�ra teraz m�wi do pana, nie chce by� niegrzeczna, ale ja dalej nic nie wiem. Ruszam si� przecie� ca�kiem normalnie, jem, chodz�, czytam, �pi�, i tylko musz� pilnowa� lewej r�ki i nogi, bo bez wszelkiego ostrze�enia zaczynaj� si� skandalicznie zachowywa�. Chc� si� dowiedzie�, KTO urz�dza te psikusy. Je�li m�j m�zg, to czemu JA o tym nic nie wiem? - Poniewa� p�kula, kt�ra to sprawia, jest niema, panie Tichy. O�rodek mowy znajduje si� w lewej, w p�a... Na pod�odze le�a�y mi�dzy nami ca�e zwoje kabla, od r�nych aparat�w, kt�rymi Mclntyre przedtem mnie bada�. Zauwa�y�em, �e moja lewa noga zaczyna jakby bawi� si� tymi kablami. Owin�a sobie jeden, gruby, w czarnej b�yszcz�cej izolacji, wok� kostki, ale nie przypisa�em temu wi�kszego znaczenia, a� nagle szarpn�wszy mocno i szybko wstecz, poci�gn�a za �w kabel, kt�ry, jak si� okaza�o, by� owini�ty wok� nogi krzes�a, na kt�rym siedzia� profesor. Krzes�o stan�o d�ba, a profesor rymn�� na linoleum. By� to jednak, jak si� natychmiast okaza�o, wytrawny lekarz i panuj�cy nad sob� uczony, bo zbieraj�c si� z pod�ogi, m�wi� prawie r�wnym g�osem: - To nic. Prosz� si� nie przejmowa�. Prawa p�kula zawiaduje stereognozj� i dlatego jest przy tego typu czynno�ciach zr�czniejsza. Prosz� pana jednak ponownie, drogi panie, �eby� pan usiad� z dala od biurka, od kabli, i w og�le od wszystkiego. To nam u�atwi rozmow� i obmy�lenie w�a�ciwej terapii. - Ja chc� tylko wiedzie�, gdzie jest moja �wiadomo�� - odpar�em, odwijaj�c z nogi kabel, co nie by�o �atwe, bo przycisn�a si� silnie do linoleum. - Przecie� to niby ja panu wyrwa�em krzes�o spod siedzenia, ale zarazem nie mia�em tego zamiaru. Wi�c KTO to zrobi�? - Pa�ska lewa dolna ko�czyna, zawiadywana przez lew� p�kul�. - Profesor poprawi� przekrzywione okulary, odsun�� krzes�o jeszcze troch� dalej, ale po ma�ym namy�le nie usiad�, lecz stan�� za nim i uj�� jego oparcie w r�ce. Nie wiem, kt�r� p�kul� pomy�la�em sobie, �e mo�e przysz�a ju� na� ochota do kontratak�w. - W ten spos�b mo�emy gwarzy� do s�dnego dnia - rzek�em, czuj�c, jak ca�a lewa strona mego cia�a spr�a si�. Zaniepokojony, splot�em nogi i r�ce. Mclntyre, obserwuj�c mnie bacznie, dalej m�wi� mi�ym g�osem. - Lewa p�kula dominuje dzi�ki o�rodkom mowy. Rozmawiaj�c teraz z panem, rozmawiam zatem z ni�, prawa za� mo�e si� temu jedynie przys�uchiwa�. Jej znajomo�� mowy jest mocno ograniczona. - Mo�e u innych, nie u mnie - odpar�em, dla wi�kszej pewno�ci bior�c si� praw� r�k� za przegub lewej. - Ona faktycznie jest niema, ale nauczy�em j� j�zyka g�uchoniemych, wie pan. Sporo zdrowia mnie to kosztowa�o. - Nie mo�e by�! W oczach profesora pojawi� si� b�ysk, kt�ry widzia�em ju� u jego ameryka�skich konfratr�w, i po�a�owa�em szczero�ci, by�o ju� jednak za p�no na tak� refleksj�. - Ale� ona nie w�ada sk�adni� czasownikow�! To zosta�o stwierdzone... - To nic. Czasowniki nie s� konieczne. - Wi�c prosz�, niech�e pan zaraz spyta j�, to znaczy siebie, wi�c j�, chc� powiedzie�, co s�dzi o naszej rozmowie? Potrafi pan? Chc�c nie chc�c wzi��em lew� r�k� do prawej, najpierw parokrotnie pog�aska�em j� dla udobruchania, bo wiedzia�em, �e dobrze jest tak zacz��, potem za� j��em robi� w�a�ciwe znaki, dotykaj�c wn�trza lewej d�oni. Po chwili jej palce zacz�y si� rusza�. Patrza�em na nie dobr� chwil�, po czym staraj�c si� ukry� zez�oszczenie po�o�y�em lew� r�k� na kolanie, chocia� si� opiera�a. Oczywi�cie zaraz uszczypn�a mnie porz�dnie w udo. Mog�em si� tego spodziewa�, ale nie chcia�em robi� na oczach profesora przedstawienia, mocuj�c si� z samym sob�. - No, no, i co powiedzia�a? - pyta� profesor, nieostro�nie wychylaj�c si� zza krzes�a. - Nic istotnego. - Ale� najwyra�niej widzia�em, �e robi�a jakie� znaki. Czy by�y nieskoordynowane? - Dlaczego? By�y bardzo dobrze skoordynowane, ale to g�upstwo. - Niech�e pan m�wi! W nauce nie ma g�upstw. - Powiedzia�a: "Ty dupa". Profesor nawet si� nie u�miechn��, taki by� zafrapowany. - Naprawd�? Prosz� j� teraz spyta� o mnie. - Je�li pan sobie �yczy. Zn�w wzi��em si� do lewej r�ki, wskaza�em palcem profesora, i tym razem nie musia�em jej nawet specjalnie ug�askiwa�, bo odpowiedzia�a momentalnie. - I co? - "Te� dupa". - Tak powiedzia�a? - Tak. Rzeczywi�cie nie daje sobie rady z czasownikami, ale zrozumie� j� mo�na. Ale ja w dalszym ci�gu nie wiem, KTO m�wi. Na migi, ale to przecie� wszystko jedno. Do pana m�wi� ustami, a do niej musz� palcami, wi�c jak to w�a�ciwie jest? W mojej g�owie jest i Ja, i jaki� On? Je�eli jest ON, to dlaczego ja o nim nic nie wiem i w og�le go nie czuj� ani nie do�wiadczam jego prze�y�, ani emocji, ani niczego, chocia� jest w MOJEJ g�owie i stanowi cz�� MOJEGO m�zgu? Przecie� nie jest na zewn�trz. �ebym mia� jakie� rozdwojenie �wiadomo�ci, �eby mi si� wszystko pomykici�o, jeszcze bym to m�g� poj��, ale tego nie. Sk�d on si� wzi��, ten On? Czy to te� jest Ijon Tichy? A je�eli nawet jest, to dlaczego musz� si� do niego zwraca� okr�nie, poprzez r�k�, i dostaj� odpowiedzi te� okr�n� drog�, profesorze? On, czy te� ona, je�eli to ma by� p�kula mego m�zgu, nie takie rzeczy potrafi robi�. �eby chocia� by�, czy te� by�a , niespe�na zmys��w. To� wpl�tywa�a mnie nieraz w rozmaite skandale. - Nie widz�c d�u�ej sensu w pow�ci�gliwo�ci, opowiedzia�em mu o historiach z autobus�w i z metra. By� nimi zafascynowany. - Wy��cznie blondynki? - Tak. Mog� by� zreszt� tlenione, to nie ma znaczenia. - Czy posuwa si� dalej? - W autobusie nie. - A gdzie� indziej? - Nie wiem, nie pr�bowa�em. To znaczy, nie dawa�em mu szans. Albo jej, je�li pan woli. Skoro pan ju� tak dok�adnie chce wszystko wiedzie�, to dodam, �e par� razy zosta�em przez to spoliczkowany. Kiedy dosta�em w policzek, by�em po prostu w�ciek�y i zmieszany, bo nie czu�em si� wcale winny, a jednocze�nie czu�em rozbawienie. Natomiast raz da�a mi po twarzy dziewczyna, kt�ra musia�a by� lewor�czna, wi�c w lewy policzek, i wtedy nie czu�em ju� ani �ladu rozbawienia czy weso�o�ci. Zastanowi�em si� nad tym i wysz�o mi na to, �e mog� zrozumie� t� r�nic�. - Ale� oczywi�cie! - zawo�a� profesor. - Lewy Tichy dosta� w twarz za prawego i to w�a�nie prawego rozbawi�o. Natomiast kiedy prawy dosta� za prawego, nie by�o mu to wcale zabawne. Dosta�, aby tak rzec, nie tylko za swoje, ale i w swoj� cz�� twarzy. - Ano w�a�nie. Wi�c jednak jaka� komunikacja niby jest w mojej nieszcz�snej g�owie, ale raczej emocjonalna ni� my�lowa. Emocje te� si� jednak prze�ywa, a ja wprost nic o tym nie wiem. Gdyby nie by�y �wiadome, dobrze, ale jak mog� nie by�? W ko�cu, ten ca�y Eccles z jego automatycznymi odruchami opowiada androny. Wypatrzy� w t�oku poci�gaj�ce dziewcz�, manewrowa� tak, �eby si� do niego zbli�y�, zrazu nie wiedz�c po co, stan�� za nim, i tak dalej - to przecie� jest ca�a przemy�lana akcja, a nie jakie� tam bezmy�lne odruchy. Akcja przemy�lana, czyli �wiadoma. Ale KOMU? KTO j� obmy�la, kto ma t� �wiadomo��, skoro nie JA? - Ach, wie pan - rzek� bardzo wci�� podniecony profesor - to mo�na w ko�cu wyt�umaczy�. �wiat�o �wiecy wida� w ciemno�ci, ale nie na s�o�cu. Prawy m�zg ma mo�e jak�� tam �wiadomo��, ale s�abiutk� jak �wieca, �wiadomo�� lewego jako dominuj�ca j� gasi. To ca�kiem mo... Profesor schyli� si� b�yskawicznie, dzi�ki czemu nie dosta� bucikiem w g�ow�. Lewa noga zesun�a go sobie, najpierw opieraj�c obcas o nog� krzes�a, a potem skoczy�a do przodu tak silnym wyrzutem, �e bucik jak pocisk, o w�os min�wszy profesora, hukn�� w �cian�. - Mo�e jest, jak pan m�wi - zauwa�y�em - ale dra�liwa to ona jest cholernie. - By� mo�e czuje si� zagro�ona w niejasny dla siebie spos�b, pod wp�ywem naszej rozmowy, a raczej tego, co mog�a z niej fa�szywie zrozumie� - rzek� profesor. - Kto wie, czy nie nale�a�oby zwraca� si� do niej bezpo�rednio. - Tak, jak ja to robi�? - domy�li�em si�. - Tego nie bra�em dot�d pod uwag�. Ale po co w�a�ciwie. Co pan chce jej zakomunikowa�? - To zale�e� b�dzie od jej reakcji. Pana przypadek jest unikalny. Nie by�o dot�d cz�owieka ca�kowicie zdrowego na umy�le, i to o umy�le nieprzeci�tnym, poddanego kallotomii. - Spraw� nale�y postawi� jasno - odpar�em, g�adz�c grzbiet lewej r�ki, �eby j� uspokoi�, bo zacz�a si� rusza� zginaj�c i rozginaj�c palce, co mi wygl�da�o podejrzanie. - M�j interes nie pokrywa si� z interesem nauki. I to tym bardziej, im bardziej jestem przypadkiem unikalnym, jak pan powiada. Je�eli pan albo kto� inny zacznie dogadywa� si� z NI� - pan wie, co mam na my�li - mo�e to si� okaza� dla mnie niekorzystne, a nawet paskudnie szkodliwe, gdyby si� coraz bardziej usamodzielnia�a. - Och, to niemo�liwe - rzek� stanowczo profesor, zbyt stanowczo jak na m�j gust. Zdj�� okulary i przeciera� je irch�. Jego oczy bez szkie� nie mia�y wyrazu lekkiej bezradno�ci, jak zwykle u tego, kto bez okular�w nic prawie nie widzi. Zerkn�� na mnie tak bystro, jakby nie potrzebowa� szkie� i zaraz spu�ci� wzrok. - Kiedy zawsze zachodzi to w�a�nie, co jest niemo�liwe - powiedzia�em, starannie wa��c s�owa. - Ca�a historia ludzko�ci te� sk�ada si� z samych niemo�liwych rzeczy, i post�p nauki te�. Pewien m�ody filozof t�umaczy� mi, �e stan, w jakim si� znajduj�, jest niemo�liwy, przeczy bowiem wszystkim ustaleniom filozofii. �wiadomo�� ma by� niepodzielna. Tak zwane rozdwojenia �wiadomo�ci to przecie� w istocie jej nast�puj�ce po sobie odmienione stany, po��czone z zak��ceniami pami�ci i poczucia identyczno�ci. To nie jest tort! - Widz�, �e naczyta� si� pan sporo fachowej literatury - zauwa�y� profesor, wk�adaj�c na nos szk�a. Doda� co�, czego nie dos�ysza�em. Chcia�em powiedzie�, �e �wiadomo�ci nie mo�na pod�ug filozof�w kroi� na kawa�ki jak tort, ale urwa�em, bo moja lewa r�ka wetkn�wszy palec w d�o� prawej zacz�a robi� znaki. To si� dot�d nie zdarzy�o. Mclntyre zauwa�y�, �e patrz� na w�asne r�ce, i zorientowa� si� w lot. - Czy ona co� m�wi? - spyta� przyciszonym g�osem, jakim si� m�wi przy kim�, nie chc�c by dos�ysza�. - Tak. By�em bardzo zaskoczony, ale powt�rzy�em jednak za r�k�: - Ona chce kawa�ek tortu. Zachwyt, kt�ry odmalowa� si� na twarzy profesora, zmrozi� mnie. Zapewniwszy na migi lew� r�k�, �e dostanie tort, je�li spokojnie zaczeka, wr�ci�em do swego. - Z waszego punktu widzenia by�oby �wietnie, gdyby ona usamodzielnia�a si� coraz bardziej. Nie mam tego za z�e, bo rozumiem, �e by�aby to nies�ychana rzecz, dwaj w pe�ni rozwini�ci faceci w jednym ciele, ile� w tym mo�liwych odkry�, bada� i tak dalej. Mnie jednak takie zaprowadzenie demokracji w mojej g�owie nie urz�dza. Chc� by� coraz mniej, a nie coraz mocniej podwojony. - Wyra�a pan votum nieufno�ci? Ja to te� doskonale rozumiem... - Profesor u�miecha� si� �yczliwie. - Najpierw zapewniam pana, �e wszystko, czego si� dowiedzia�em o panu, zachowam dla siebie. Pod piecz�ci� tajemnicy lekarskiej. A ponadto, nie my�l� nawet sugerowa� panu jakiej� konkretnej terapii. Zrobi pan to, co uzna pan sam za w�a�ciwe. Prosz� si� dobrze zastanowi�, nie tu i nie zaraz, oczywi�cie. Czy d�ugo zostaje pan w Melbourne? - Tego te� jeszcze nie wiem. W ka�dym razie pozwol� sobie do pana zatelefonowa�. Tarantoga, kt�ry siedzia� w poczekalni, zerwa� si� na m�j widok. - I jak�e...? Profesorze...? Ijonie...? - Na razie �adne decyzje jeszcze nie zapad�y - oficjalnie powiedzia� Mclntyre. - Pan Tichy ma rozmaite w�tpliwo�ci do rozgryzienia. Ja w ka�dym razie stoj� do jego dyspozycji. Jako cz�owiek s�owny kaza�em po drodze zatrzyma� si� taks�wce przy jakiej� cukierni, �eby kupi� kawa�ek tortu, kt�ry musia�em zje�� w aucie od razu, bo si� tego domaga�a, cho� sam nie odczuwa�em apetytu na s�odycze. Postanowi�em jednak przynajmniej przez jaki� czas nie zadr�cza� si� pytaniami, KTO wobec tego ma apetyt, skoro nikt opr�cz mnie nie m�g� na takie pytania odpowiedzie�, a ja nie umia�em. Mieli�my z Tarantoga pokoje tu� obok siebie, wi�c poszed�em do niego i z grubsza przedstawi�em mu przebieg wizyty u Mclntyre'a. R�ka przerwa�a mi kilkakrotnie, bo nie czu�a si� usatysfakcjonowana. Tort by� mianowicie os�odzony lukrecj�, kt�rej nie znosz�. Zjad�em go mimo to, s�dz�c, �e robi� to dla niej, ale wyjawi�o si�, �e ja i ona - ja i tamten - ja i ten drugi ja - a diabli wreszcie wiedz�, kto z kim - mamy te same gusta. Zrozumia�e o tyle, �e r�ka sama je�� poniek�d nie mog�a, a usta, podniebienie i j�zyk by�y wsp�lne. Zaczyna�o mi dolega� wra�enie jak z krety�skiego snu, troch� koszmarnego a troch� zabawnego: �e nosz� z sob� je�li nie a� niemowl�, to ma�e, rozkapryszone, chytre dziecko. Jako� przypomnia�em sobie hipotez� jakich� psycholog�w, �e ma�e dzieci nie posiadaj� jednolitej �wiadomo�ci, poniewa� przewodz�ce w��kna nerwowe ich spoid�a s� nierozwini�te. - Tu jest jaki� list do ciebie. - Tymi s�owami Tarantoga wytr�ci� mnie z zamy�lenia. Zdziwi�em si�, bo przecie� �ywa dusza nie wiedzia�a o moim miejscu pobytu. List by� nadany w stolicy Meksyku, lotniczy, bez adresu nadawcy. W kopercie tkwi� niewielki karteluszek z maszynowym pismem: "on jest z LA". Nic wi�cej. Spojrza�em na drug� stron� papieru. By�a czysta. Tarantoga wzi�� kartk�, spojrza� na ni�, potem na mnie. - Co to ma znaczy�? Rozumiesz to? - Nie. To znaczy...LA to mo�e by� Lunar Agency. Oni mnie wys�ali. - Na Ksi�yc? - Tak. Na ten rekonesans. Po powrocie mia�em z�o�y� sprawozdanie. - Z�o�y�e�? - Tak. Napisa�em, co pami�ta�em. Da�em fryzjerowi. - Fryzjerowi? - Tak by�o um�wione. �ebym do nich nie musia� i��. Ale kto to jest ten "on"? Chyba tylko Mclntyre. Poza nim z nikim si� tu nie spotka�em. - Czekaj�e. Nic nie rozumiem. Co by�o w tym sprawozdaniu? - Tego nawet panu nie mog� powiedzie�. Zobowi�za�em si� dotrzyma� tajemnicy. Ale nie by�o tam wiele. Du�o rzeczy pozapomina�em. - Po twoim wypadku? - Tak. Co pan robi, profesorze? Tarantoga wywr�ci� rozdart� kopert� listu na lew� stron�. Kto� napisa� na niej o��wkiem, drukowanymi literami: "Spal to. Niech prawa nie zgubi lewej". Niby dalej nic nie pojmowa�em, ale by� w tym jednak jaki� sens. Nagle popatrzy�em na Tarantog� rozszerzonymi oczami. - Zaczynam si� domy�la�. Ani tu w kopercie, ani tam na kartce nie ma ani jednego rzeczownika. Uwa�a pan? - No to co? - O n a pojmuje najlepiej rzeczowniki. Ten, kto to wys�a�, chcia�, �ebym ja dowiedzia� si� o czym�, a ona - nie... M�wi�c to praw� r�k� znacz�co dotkn��em prawej skroni. Tarantoga wsta�, przeszed� si� po pokoju, zab�bni� palcami w st� i rzek�: - Je�eli to ma znaczy�, �e Mclntyre jest... - Niech pan nic nie m�wi. Wyj��em z kieszeni notes i napisa�em na czystej stronie: "Ona rozumie lepiej to, co s�yszy, od tego, co czyta. B�dziemy si� musieli w tej sprawie jaki� czas porozumiewa� korespondencyjnie. Zdaje mi si�, �e to, czego nie napisa�em dla LA, bo nie pami�ta�em, ona pami�ta i kto� o tym wie albo co najmniej przypuszcza. Do niego nie zatelefonuj� ani nie p�jd�, bo to jest prawdopodobnie w�a�nie ten ON. Chcia� z ni� porozumiewa� si� tak, jak to robi� sam. M�g� chcie� wzi�� j� na spytki. Prosz� mi zaraz odpisa�". Tarantoga przeczyta�, zmarszczy� czo�o, i nic ju� nie m�wi�c wzi�� si� do pisania przez st�: "Ale je�eli on jest z LA, to po co taka ok�lno��? LA mog�a si� do ciebie zwr�ci� wprost, czy nie?" Odpisa�em mu: "Mi�dzy tymi, do kt�rych zwr�ci�em si� w NY, pewno by� kto� z LA. Od niego dowiedzieli si�, �e wpad�em na to, jak mo�na si� z ni� porozumiewa�. Poniewa� od razu zwia�em, nie mogli z ni� tego sami spr�bowa�. Syn faceta, kt�ry �y� przyjacielsko z pa�skim tat�, mia� si� do niej wzi��, je�eli anonim jest prawdom�wny. Mo�e wyci�gn��by z niej wszystko, co ona pami�ta, nie budz�c moich podejrze�. Anibym wiedzia�, co od niej si� dowiedzia�. Gdyby si� natomiast zwr�cili do mnie wprost, oficjalnie, mog�em odm�wi� poddawania si� takiemu indagowaniu i byliby w k�opocie, bo pod wzgl�dem prawnym ona nie jest przecie� osobn� istot� i tylko ja mog� si� zgodzi� na to, �eby kto� z ni� rozmawia�. Prosz� u�ywa� imies�ow�w, zaimk�w, czasownik�w oraz mo�liwie skomplikowanej sk�adni". Profesor wyrwa� zapisan� przeze mnie kartk� z notesu, schowa� j� do kieszeni i napisa� mi: "Ale dlaczego w�a�ciwie nie chcesz, �eby si� dowiadywa�a o tym, co teraz zachodzi?" "Na wszelki wypadek. Przez to co by�o napisane wewn�trz koperty. To nie mo�e by� od LA, bo LA nie jest oczywi�cie zainteresowana w ostrzeganiu mnie przed sob�. Napisa� to kto� inny". Tym razem odpowied� Tarantogi by�a zwi�z�a. "Kto?" "Nie wiem. O tym, co dzieje si� tam, gdzie by�em i mia�em wypadek, ch�tnie dowiedzia�oby si� wiele stron. Widocznie LA ma siln� konkurencj�. Uwa�am, �e trzeba zrezygnowa� z towarzystwa kangur�w. Wiejmy. Trybu rozkazuj�cego nie rozumie". Tarantoga wyj�� z kieszeni wszystkie kartki, zmi�� je w kul� razem z listem i kopert�, podpali� zapa�k� i wrzuciwszy do kominka , patrza�, jak papiery p�on�c zmieniaj� si� w popi�. - P�jd� do biura podr�y - powiedzia�. - A co ty chcesz teraz robi�? - Ogol� si� - odpar�em - Broda cholernie mnie �askocze, a teraz ju� najwyra�niej przesta�a by� potrzebna. Im pr�dzej, tym lepiej, profesorze. Mo�e by� i nocny lot. I niech mi pan nie m�wi, dok�d. Ogoli�em si� w �azience i patrz�c w lustro robi�em r�ne miny. Lewe oko ani mrugn�o. Wygl�da�em ca�kiem zwyczajnie. Wzi��em si� wi�c do pakowania rzeczy, od czasu do czasu koncentruj�c uwag� na lewej r�ce i nodze, ale zachowywa�y si� normalnie. Dopiero w ostatniej chwili, kiedy uk�ada�em na wierzchu pe�nej walizki krawaty, lewa r�ka rzuci�a na pod�og� zielony w br�zowe ciapki, kt�ry lubi�em, chocia� by� ju� porz�dnie stary.Czy�by si� jej nie podoba�? Podnios�em go praw� r�k� i poda�em lewej, usi�uj�c nad ni� zapanowa�, �eby w�o�y�a go do walizki. Zasz�o to, co dostrzeg�em ju� uprzednio par� razy. Rami� s�ucha�o mnie, ale palce nie chcia�y, i otwar�szy si�, wypu�ci�y krawat, kt�ry zn�w upad� na dywan przy ��ku. - A to ci historia - rzek�em z westchnieniem. Wepchn��em krawat praw� r�k� do walizki i zamkn��em j�. Tarantoga otwar� drzwi, pokaza� mi bez s�owa dwie ksi��eczki biletowe i poszed� si� pakowa�. Rozwa�a�em, czy mam powody, �eby obawia� si� prawej p�kuli. My�le� mog�em o tym spokojnie, wiedz�c, �e tamta nic z tego nie wie i mo�e si� dowiedzie� tylko, gdybym to jej zakomunikowa� przez r�k�. Cz�owiek jest tak urz�dzony, �e sam nie wie, co wie. Zawarto�� ksi��ki mo�na pozna� ze spisu rzeczy, ale w g�owie nie ma takiego spisu. G�owa jest jak pe�ny worek, ale �eby si� dowiedzie�, co tam jest, trzeba wszystko po kolei powyci�ga�. Si�ga� do pami�ci my�l� jak r�k� do worka. Kiedy Tarantoga p�aci� rachunek hotelowy, kiedy jechali�my o zmroku na lotnisko, a potem siedzieli w poczekalni, usi�owa�em sobie przypomnie� wszystko, co zasz�o od mego powrotu z Cielca, �eby si� zorientowa�, ile z tego pami�tam. Ziemi� zasta�em ca�kowicie odmienion�. Dosz�o do powszechnego rozbrojenia. Nawet supermocarstwa nie by�y ju� w stanie finansowa� dalej wy�cigu zbroje�. Coraz bardziej inteligentne rodzaje broni by�y coraz bardziej kosztowne. Bodaj�e przez to dosz�o do porozumienia genewskiego. W Europie i w Stanach Zjednoczonych nikt ju� nie chcia� i�� do wojska. Ludzi zast�powa�y automaty, ale jeden kosztowa� tyle co odrzutowiec. �ywi �o�nierze ust�powali bojowo�ci� martwym. Nie by�y to zreszt� �adne roboty, tylko ma�e bloki elektroniczne, wtykane do rakiet, samobie�nych dzia�, czo�g�w, p�askich jak wielkie pluskwy, bo nie trzeba w nich by�o miejsca dla za�ogi, a kiedy taki sterowniczy blok ulega� zniszczeniu, zast�powa� go rezerwowy. G��wnym zadaniem przeciwnika sta�o si� uszkadzanie dow�dczej ��czno�ci, wi�c militarny post�p polega� na zwi�kszaniu samodzielno�ci automat�w. By�o to coraz skuteczniejsze i coraz dro�sze. Nie pami�tam, kto wymy�li� nowe rozwi�zanie, polegaj�ce na tym, �e ca�o�� zbroje� przeniesiono na Ksi�yc. Nie w postaci zak�ad�w zbrojeniowych, lecz tak zwanych maszyn planetarnych. Te maszyny by�y ju� od paru lat u�ywane przy eksploracji systemu s�onecznego. Przypominaj�c to sobie zauwa�y�em, �e mimo wysi�k�w umykaj� mi liczne szczeg�y, i nie by�em pewien, czy zna�em je uprzednio, czy nie. Kiedy nie mo�na sobie czego� przypomnie�, mo�na sobie przewa�nie przypomnie�, czy si� to mniej wi�cej wiedzia�o, ale ja i tego nie potrafi�em. Pewnie czyta�em przed akcj� t� now� konwencj� genewsk�, ale i tego nie by�em pewien. Te planetarne maszyny budowa�o wiele firm, zw�aszcza ameryka�skich. Nie przypomina�y niczego, co wytwarza� dot�d przemys�. Nie by�y ani fabrykami, ani robotami, ale jakby czym� po�rednim. Niekt�re by�y podobne do olbrzymich paj�k�w. By�o oczywi�cie mn�stwo gadania i apeli, �eby ich nie uzbraja�, �eby s�u�y�y wy��cznie do prac g�rniczych i tak dalej, ale gdy przysz�o do przewo�enia na Ksi�yc, okaza�o si�, �e ka�de pa�stwo, kt�re by�o na to sta�, mia�o ju� samokrocz�ce wyrzutnie rakiet, dzia�obitnie zdolne do nurkowania w wodzie, o�rodki zawiadywania ogniem, zwane kretami, bo zarywa�y si� g��boko pod ziemi�, i pe�zaj�ce miotacze laserowe do jednorazowego u�ytku, bo salw� radiacyjn� powodowa� atomowy �adunek, kt�ry jednocze�nie obraca� taki miotacz w roz�arzony gaz. Ka�de pa�stwo mog�o zaprogramowa� na ziemi swoje maszyny planetarne, a specjalnie po temu stworzona Lunar Agency przewozi�a je na Ksi�yc, do w�a�ciwych sektor�w. Uzgodniono zasad� parytet�w, ile czego kto b�dzie m�g� tam umie�ci�, a mi�dzynarodowe komisje mieszane czuwa�y nad tym ca�ym Exodusem. Wojskowi i naukowi eksperci ka�dego pa�stwa mogli stwierdzi� na Ksi�ycu, �e ich urz�dzenia zosta�y wy�adowane i �e dzia�aj� jak nale�y, po czym musieli wr�ci� na Ziemi�, wszyscy w tym samym czasie. W dwudziestym wieku takie rozwi�zanie by�oby bez sensu, bo� wy�cig zbroje� to nie tyle wzrost ilo�ciowy, ile post�p innowacyjny, a ten zale�a� w�wczas wy��cznie od ludzi. Te nowe urz�dzenia dzia�a�y jednak na odmiennej zasadzie, po�yczonej od naturalnej ewolucji ro�lin i zwierz�t. By�y to systemy zdolne do tak zwanej autooptymizacji radiacyjnej i dywergencyjnej. Po prostu mog�y si� rozmna�a� i przekszta�ca�. Odczu�em nieco satysfakcji, �e jednak i to pami�tam. Czy moja prawa p�kula m�zgowa, zainteresowana g��wnie po�ladkami dziewcz�t i s�odyczami, alergiczna na pewien rodzaj krawat�w, mog�a w og�le ogarnia� takie rzeczy i problemy? Mo�e jej pami�� nie mia�a �adnej militarnej warto�ci? Je�li nawet tak jest, zreflektowa�em si�, tym gorzej dla mnie, bo �ebym sto razy przysi�g�, �e ona nic nie wie, nikt mi nie uwierzy. Wezm� si� do mnie, to znaczy do niej, to znaczy w�a�nie do mnie, i je�li niczego nie wyci�gn� z niej po dobremu, znakami, kt�rych j� poduczy�em, dadz� jej lepsz� szko��, i nie popuszcz�, �eby nie wiedzie� co. Im mniej wie, tym wi�cej zdrowia na tym strac�, a bodaj i �ycie. To nie by�y �adne prze�ladowcze urojenia. Wzi��em si� wi�c dalej do penetrowania pami�ci. Na Ksi�ycu mia�a si� rozpocz�� elektroniczna ewolucja nowych broni. Dzi�ki temu k

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!