5163

Szczegóły
Tytuł 5163
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5163 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5163 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5163 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW LEM FILOZOFIA PRZYPADKU LITERATURA W �WIETLE EMPIRII PRZEDMOWA Ksi��ka ta jest drugim moim � po �Summie technologicznej� � nierozs�dnym przedsi�wzi�ciem. Nierozs�dek obu w tym, �e s� � czy te� pragn� by� � pr�bami �og�lnej teorii wszystkiego�, jak si� wyrazi� jeden ze znakomitszych moich przyjaci�. Gdy� w �Summie� nie tyle sama. porz�dnie wyodr�bniona technologia jest przedmiotem rozwa�a�, ile daje ona wzgl�dnie jednolite stanowisko, z kt�rego mo�na pod��a� ku �wszystkiemu�; a w tej ksi��ce stanowisko takie wyznacza sprawa literatury. To zatem, co stanowi niezb�dn� przes�ank� ka�dego porz�dnego badania, jako izolacja poznawanego obiektu, zosta�o wprawdzie za�o�one, lecz w obu wypadkach (bez wzgl�du na ich r�nice) nie uda�o si� tej izolacji utrzyma�. W pisaniu przejawi�a si� owa �transcendencja� (jako ci�gle przekraczanie granic tematu) w tym, �e praca niniejsza nie chcia�a mi si� wyra�nie rozwarstwi� na cz�ci i rozdzia�y ani zamyka� si� w nich, tak jak si� to dzieje w dociekaniu ostro�monotematycznym: nie wynalaz�em bowiem ci�� generalnych, odpowiadaj�cych odseparowaniu anatomii od fizjologii; anatom, opisuj�c p�uca, nie dokonuje wtargni�� na tereny fizjologa, a fizjolog zn�w tamtemu nie wchodzi w parad�. Por�wnanie to b�d� trzyma� w pogotowiu, bo si� jeszcze przyda. Zamiast sk�ada� z kolejnych rozdzia��w ca�o��, jak dom z cegie�, sposobem tyle� nieumy�lnie zabawnym co irytuj�cym � pisa�em same niejako wst�py, jeden po drugim: socjologiczny, informacjonistyczny, strukturalistyczny, logiczny � i tak dalej. Lecz i te �wst�py� na siebie zachodzi�y, niezno�nym a nieuchronnym sposobem. Je�eli porzuci�em na kilka lat robot� nad tym Wst�pem Wst�p�w do Teorii Literatury, to dlatego, �e nazbyt zniech�caj�ca by�a wizja tomu, w kt�rym wszystko si� tylko zaczyna, zapowiada, otwiera � ale nic nie zamyka ani nie ko�czy. Nawet wprowadzenie tylko imitacji ogranicze� � prowizorycznymi klasyfikacjami � by�o jeszcze bardziej nieurzeczywistnialne ani�eli w �Summie�, a tak�e, co r�wnie� martwi�o, bardziej apodyktyczne. Nikt bowiem, o ile wiem, nie por�wnywa� ewolucji technicznej do biologicznej i przez to w �Summie� o tyle mia�em przynajmniej spokojne sumienie, �e nie tratuje cudzych kwiatk�w i nie rz�dz� si� na zamieszkanym g�sto terenie. Lecz trudno uzna� za pustyni� czy wysp� bezludn� tereny literaturoznawstwa. Nie mo�na by�o ani uwzgl�dni� wszystkich wa�nych prac, ani ich ca�kowicie pomin��. Fizykalistyczna metoda � bez wzgl�du na to, co dobrego mo�na o niej powiedzie� � zachowuje si� przy tym zawsze troch� jak czo�g: niczego ani nikogo na swojej drodze nie oszcz�dza. Lecz nie mo�e si� jej sternik powo�ywa� tylko na sam� bezwzgl�dno�� narz�dzia: nazbyt jest �w czo�g bezmaterialny. Literatura nale�y do takich sfer ludzkiego dzia�ania, kt�re s� r�wnocze�nie marginalne � i nieogarnione, poniewa� teoria jej jest uwik�ana w biologi� z psychologi� (autora i czytelnika), w ich socjologi�, w teori� organizacji, informacji, estetyk�, teori� poznania, antropologi� kulturow� � i tak dalej. Mo�na zatem post�powa� dwojako: albo naukowo, czyli rozs�dnie, zapowiadaj�c wst�pem, co do teorii dziel� sensu stricto nale�y, a we wszystkich kwestiach uwik�anych � odsy�aj�c po prostu do odpowiednich nauk specjalnych. Albo te� nierozs�dnie, pr�buj�c �wszystko�, co z literatury i co z ni� zwi�zane, pozna� na w�asn� r�k�, w obr�bie jednej ksi��ki, a wi�c i jednego cz�owieka, kt�ry j� pisze. Nauki post�puj� rozs�dnie, co wida� w tym. �e podzieli�y miedzy siebie �wszystko� i �adna nie pr�buje �wszystkiego� z osobna poch�on��. Tote� nie nale�y w anatomii przechodzi� od tego, �e ko�ci wspieraj� cia�o, do tego. �e mo�na si� pos�ugiwa� ko�ci� jako narz�dziem � itp. Nauki, cho� nie s� hienami, porozw��cza�y przecie� te ko�ci po swych obszarach i, wedle lokalnej dyrektywy, gole� nie jest dla anatoma tym samym obiektem, jakim jest dla antropologa, a dla antropologa nie jest tym samym, co dla genetyka. Co prawda, miody medyk, kiedy zaczyna my�le�, dziwi si�, jak to w�a�ciwie jest, �e anatomia m�wi o cz�owieku j�zykiem tak odmiennym od fizjologii, a ka�da z nich inne dostrzega w nim �uwarstwienia�: dla anatoma bowiem �warstwa� ko�ci, mi�ni, naczy� krwiono�nych � to tematy odr�bnych opis�w, a dla fizjologa uk�ad kostny bez mi�niowego autonomii nie posiada. Obaj nie zajmuj� si� bowiem to�samymi aspektami strukturalnymi ustroju. Swoje wyra�ne uporz�dkowanie zdoby�a biologia ludzkiego organizmu nie od razu; a poznawa�a jego struktury nie wedle ich �obiektywnej wa�no�ci�, lecz wedle ich � �atwiejszej lub trudniejszej � izolowalno�ci. Je�li si� cz�owieka kroi i gotuje (dla cel�w epistemologicznych, a nie kulinarnych), naj�atwiej odkry� w nim szkielet; gdy kto dostatecznie cierpliwy, pojawi si� on zreszt� �sam�. On te� by� z dawien dawna znan� struktur� cielesn�, tak �e zmienia�y si� nawet mody pokazywania go w ksi�gach naukowych. Gdy� to, �e obecnie podr�cznik prezentuje szkielet w postawie �na baczno��, jest tak samo wzgl�dn� mod�, czyli konwencj�, juk to, �e dawniej rysowano szkielety � w uczonych ksi��kach � przybieraj�ce pozy dostojne lub melancholijne, a nawet z�o�liwie skoczne. jakby sfotografowane podczas filuternego pl�sania. Owa wielo�� przedstawie� pochodzi st�d, �e ko�ciec cz�owieka by� znany od bardzo dawna i w d�ugiej diachronii osteologicznej po prostu zd��y�y si� wie/c rasy owe rozmaite mody, wi�c style uczonego podej�cia � poodmienia�. Natomiast struktura naczyniowa i nerwowa tak d�ugo nie by�y rozpoznane w ich odr�bno�ci, tak d�ugo nie wiedziano nawet, jak si� maj� �y�y i t�tnice do serca, �e gdy przysz�o nareszcie do �rozwarstwienia�, szybko ustali� si� jedyny spos�b dawania wizerunk�w uk�adu kr��eniowego, a potem i nerwowego. Tak zwr�cili�my uwag� na r�nic�, jaka zachodzi pomi�dzy tre�ci� zdobywanej wiedzy a stylem czy te� mod� owej wiedzy prezentowania; i nie zawsze wcale jest tuk, jak w anatomii, �e styl nie narusza fakt�w ani fakty � stylu. Najtrudniej by�o wykry� struktur� m�zgu, a wida� to po tym, �e jej do dzi� nie znamy. W osteologii najpierw, w miologii potem, w splanchnologii jeszcze nieco p�niej dosz�o do przyporz�dkowania wzajemnego struktur wykrytych anatomicznie � strukturom czynno�ciowym. Takie zespalaj�ce zjednoczenie wydaje si� do�� trywialne w odniesieniu do szkieletu zapewne, ale w odniesieniu do m�zgu ju� nie bardzo, skoro go jeszcze nie urzeczywistniono. Jako� �w wewn�trzny krajobraz m�zgu, jaki pokazuje swym adeptom medycyna w anatomii, pe�en pi�knych i podniecaj�cych wyobra�ni� nazw (�r�g Hippocampa�, �cia�a czworacze�. �komory�, �wodoci�g Sylwiusza�, �j�dro migda�owe�), nie jest wcale tym samym, jaki prezentuje neurofizjologia. Do ostatnich lat spoid�o wielkie, ogromny tw�r ��cz�cy p�kule m�zgu, doprowadza� fizjolog�w do takiej rozpaczy, �e kto� g�osi� na p� powa�nie, i� ten niepotrzebny (tak si� zdawa�o wtedy) obiekt s�u�y temu, �eby unieszcz�liwia� uczonych. Pr�by zespolenia wykrywanych eksperymentalnie struktur m�zgu czynno�ciowych ze strukturami anatomicznymi doprowadzi�y do niejakiego �szamotania w dwie strony� � zrazu s�dzono, i� ka�da czynno�� ma w nim sw�j w�asny o�rodek, anatomicznie wyodr�bnialny, potem, �e w�a�ciwie �adnych takich znieruchomia�ych zawiadowc�w w nim nie ma, a teraz dosz�o do kompromisowej, cho� nieostatecznej zgody w tej sprawie. Nawet prowizorycznego zr�wnowa�enia nie uzyska�y tymczasem spory o �lokalno�� lub �nielokalno�� struktury dziel� literackiego, a to, czy ma ono jak�� swoj� �czynno�ciow��, a od �anatomicznej� odr�nialn� struktur�; chocia� nie jest to nazbyt skuteczn� pociech�, dobrze i o tym pomiata�, �e inni te� maj� podobne do naszych k�opoty. Ju� bardziej za� nastraja optymistycznie wiedza o tym, �e mo�na si�. niekt�rych dylemat�w pozby�; skoro si� to uda�o badaczom organizmu, mo�e uda si� innym te� � w teorii literatury. Zapewne: z dzieleni literackim jest niby podobnie, tylko o wiele gorzej, poniewa� �adnej struktury podstawowej z niego empirycznie nie wygotujemy, �adnymi skalpelami w nim �warstw� nie wykryjemy, i maj�c swoj� bardzo dobrze widzialn� �budow� histologiczn�� � w postaci sznureczk�w� drukowanych liter � oraz ich doskona�ego porz�dku, po wieczno�� sztywnego i nieruchomego na kartach ksi��ki � zarazem jest dzie�o tworem dziwacznym przez niepochwytno��, niedefiniowalno�� i nieostateczno�� ka�dej analizy. Tego, kt�ry zaczyna je bada� w prostocie serca i ciekawo�ci ducha, s�dz�c, i� zwyk�a rzecz, w rodzaju zanotowanych baja� babuni, nie mo�e nastr�czy� �adnych teoretycznie wierzgaj�cych problematu, prowadzi owa babcina powiastka na urwiska antologii, spycha do zapadni paradoks�w logicznych i antynomii, mami tysi�cem zagadkowych pyta�, ludzi go i ci�ga po manowcach �formy� z �tre�ci��, straszy bezdennymi przestworami wirtualno�ci znacze�, a tak�e innymi niesko�czono�ciami. kt�re pozbawiaj� tropiciela prawdy � tchu. zdrowia, rozeznania, a� wreszcie widzi mu si� historyjka Jasia i Ma�gosi czym� takim, co mo�na zbada� zupe�nie dopiero w niesko�czono�ci samej, przestudiowawszy uprzednio teori� kulturogenezy z mitogenez�. lingwistyk� strukturaln�, teori� struktur spo�ecznych w szczeg�lno�ci, a struktur semantycznych � w og�le, antropologi� por�wnawcz�, genologi� � razem z teori� informacji, organizacji� jak by�o w�a�nie powiedziane na pocz�tku. W podobnej sytuacji tylko spok�j mo�e uratowa�; problematyk�, kt�ra grozi potopem teoretycznym, nale�y �za�atwi� tak, �e si� jej poszczeg�lne aspekty powk�ada zwyczajnie do kopert i zaadresuje do odpowiednich dyscyplin; po to s�, by nam pomaga�y, a my zostaniemy sam na sam ju� tylko z Jasiem i Ma�gosi�, wzbogaconymi o kwestie stylu, narratora, narracji, estetyczno�ci, leksyki � i problemom takim na pewno si� podo�a dzi�ki uprzedniemu odcedzeniu ontycznych i epistemicznych ocean�w. Zreszt� tak si� post�puje w ka�dej nauce: je�li chcecie wiedzie�, jaki jest sk�ad chemiczny ko�ci, pytajcie chemika, a nie � anatoma; a gdy interesuj� was drgania w niej atom�w, kompetentnym fachowcem oka�e si� teoretyk fizyki dala sta�ego. Jednakowo� w odniesieniu do dziel� i literatury ma to wypr�bowane post�powanie dwa nieprzyjemne szkopu�y. Najpierw taki, �e si� adresaci owych odsy�aczy nie zawsze chc� zajmowa� literatura, zawodowo przynajmniej. Co z tego, �e gotowi�my podarowa� socjologowi ca�y obszar statystycznej teorii odbioru dziel�, jako typowo spo�ecznego procesu, kiedy on si� jako� do tego prezentu nie kwapi. A zn�w filozof, owszem, mo�e zechce zbada� dzie�o, lecz uczyni to po swojemu; b�dziemy g�owi� si� p�niej nad tym, co w�a�ciwie jest w jego teorii w�asno�ci� dziel�, a co � w�asno�ci� jego pogl�d�w. Lecz kt� to widzia�, aby filozof wyr�cza� fizyka, anatoma, mechanika czy ewolucjonist� � w samym budowaniu teorii, w obr�bie danej specjalistycznej dziedziny? Oto k�opot pierwszy. Drugi zn�w jest taki. �e proszalne listy zaczynaj� skutkowa�. Okazuje si�. �e, owszem, wyzbyli�my si� rycza�towo wszystkich gordyjskich w�z��w problematyki za pomoc� przesy�ek, ale zwrotna poczt� przychodz� rezultaty nie nazbyt po��dane. Sami�my si� ogo�ocili z w�asnych kryteri�w i oto grunt, na jakim stoimy, jest jedn� latanin�, wzi�t� od tych uczonych �yczliwc�w, kt�rzy pospieszyli nam z pomoc�. Socjolog, zadawszy sobie trud, pisze nam, �e nie ma jednego dziel�, lecz w ka�dym poszczeg�lnym przypadku jest ich tak wiele, jak wiele jest czytelniczych zbior�w, kulturowo homogenicznych, kt�re tekst w odbiorze stabilizuj�. Filozof te� si� natrudzi� i ju� wie. �e dzie�o jot! w�a�nie jedno tylko i po wieczno�� jedyne, a je�li si� komu� inaczej wydaje, to si� myli: gdy� to, co jest odczytaniem tekstu, wcale nie jest dzie�em. Przychodzi z dr�eniem oczekiwa� dalszych wizyt listonosza � z nast�pnymi wyja�nieniami odpowiednich fachowc�w. Komu mamy wierzy�? Gdzie szuka� najwy�szego trybuna�u dla rozstrzygni��? Pierwszy raz nasuwa si� tu kusz�ca my�l�marzenie, �e dobrze by�oby zbada� wszystkie problemy i upora� si� z nimi na w�asnym podw�rku. Dlaczego anatom nie wysy�a swoich szkielet�w fizykom, mechanikom, in�ynierom, tylko je sam bada, a my mieliby�my rozparcelowa� dzie�o na tyle �kawa�k�w�, ile tylko jest uczonych profesji? Czy zreszt�, wielki Bo�e, sami wiemy, co w�a�ciwie wysy�amy � i o co pytamy? Czy to, co nazywa jeden badacz �schematem�, jest tym samym, co inny okre�la mianem �struktury�? Jak wida�, nie z pewno�ci siebie, nie z prze�wiadczenia o posiadaniu wszechrozumu bierze si� ch�� og�oszenia poznawczej autarkii, lecz, na odwr�t, z tego, �e pos�uch, wst�pnie dany rozs�dkowi, prowadzi do zam�tu i pomieszania. Z kolei pojawia si� kwestia porz�dnego zorganizowania tematyki prac ju� suwerennych. Lecz jak bra� si� do roboty? Alfabetycznie, zaczynaj�c od �A� (�Antropologia dziel��, �Anatomia dziel��), nie mo�na: zbytni to nonsens. Nale�y wprowadza� dzie�o w przestrze� terminologiczn� i metodyczn� to jednej, to drugiej nauki, a wia� � raz je uzna� za obiekt analizy logicznej, raz � kulturowej, raz � informacjonistycznej, j�zykowej, epistemicznej, genetycznej, nareszcie i fizykalnej; na wszelki wypadek i dla kompletu. C� si� jednak wtedy dzieje? Okazuje si�, �e nie wiadomo odk�d � w danej ju� dyscyplinie � zacz��. Bo je�li rzecz o Jasiu i Ma�gosi jest tworem kulturowym, trzeba si� przypatrzy� kulturze. Ale sk�d w niej zaczyna�? Chyba nie od ma�py, co pierwsza z drzewa zlaz�a? No, to �arty. Lecz je�li chodzi o bajk� jako tw�r j�zykowy, wa�ne s� w niej znaczenia zda� i wyraz�w; �adnej jednak teorii lingwistycznej ani informacyjnej semantyki nie ma. Wi�c jak�e �napr�dce� mamy zrobi� to, czego lingwi�ci z informacjonistami nie zdo�ali uczyni� przez tyle czasu? Ale przecie� � jak si� ju� powiedzia�o � nie pracujemy na pustyni. Mieli�my �wietnych i �wiat�ych poprzednik�w. Nie im si� nale�y nasza nieufno��; jest ona, jako nakaz w�tpienia o wszystkim, wypisana na sztandarach nauki. Gdy wst�pujemy na zawrotn� wy�yn� gmachu krytycznego literaturoznawstwa. spotykamy tam uczonych specjalist�w�, m�wi�cych o �semantycznej strukturze utworu�. Kiedy pytamy ich, jak ostro definiuj� poj�cia semantyczne, niezadowoleni z tego, �e tak naiwnie przerywamy ich dyskurs, odsy�aj� nas machni�ciem r�ki na ni�sze pi�tra: do lingwist�w. Ale my�my tam ju� byli. Prawd� m�wi�c, nie tam, bo pod tym wysokim �adnego pi�tra ni�szego nie ma: lingwi�ci siedz� zupe�nie gdzie indziej i czym� zupe�nie innym � bo asemantycznym � zajmuj� si� w j�zyku. W obawie cierpkiej odprawy pytamy nie�mia�o, czy ta �struktura�, od kt�rej a� g�sto, jest logicznego czy raczej teorioinformacyjnego pochodzenia, a wi�c, czy deterministyczna ona, czy mo�e stochastyczna? I jaki jest jej stosunek do tego, co pisa� Bourbaki? A tak�e Bar�Hillel w zwi�zku z trudno�ciami zbudowania poj�cia samego semantyki? Lecz wtedy ju� nikt nawet m�wi� z nami nie chce. Pozostajemy samotni � i majaczy ju� nam, �e teori� dziel� b�dziemy musieli budowa� star� metod� Robinsona Crusoe, przy trwa�ej gro�bie utoni�cia, ale przynajmniej z wiedz�, �e je�li zginiemy, to na w�asn� r�k�, a nie � poci�gni�ci w topiel balastem niejasnych termin�w: w nieszcz�ciu takim b�dzie nam towarzyszy�a krzepi�ca my�l, �e je�li nas nikt z b��du nie wyci�ga�, to i nikt nie popycha� w jego otch�a�. Zadanie okaza�o si� molochem: najlepiej, tj. najrozs�dniej by�oby � poda� mu ty�y. Czy jednak nie jest rozs�dek w�a�nie do tego przeznaczony, �eby nim g��biny sondowa�? Mniej wi�cej z takich rozwa�a� wzi�a si� decyzja napisania tej ksi��ki; i wyjawiaj� ju� one, jakkolwiek migawkowo, dlaczego nale�a�o w�a�ciwie napisa� rzecz pod tytu�em: Teoria Niemo�liwo�ci Teorii Dzie�a Literackiego. Pozwalaj� zarazem domy�la� si� niezliczonych wypad�w i wycieczek w przer�ne strony, dla jakich sprawa literatury jest miejscem startowym, a od kt�rych si� w ksi��ce tej roi. Nie ma jednak �adnego powodu, dla jakiego mia�bym w przedmowie wzi�� si� do jej streszczania, skoro na Czytelnik�w, kt�rych ju� przedmowa odstraszy, nie Ucz�. A wi�c kilka jeszcze s��w o tym, jaka ta ksi��ka mia�a by�, ale nie jest. Roi�a mi si� metoda eksperymentalna, taka, kt�ra by nie tylko bada�a budow� dzie�a danego, lecz wkracza�a w �organizm� utworu aktywnymi ingerencjami, zak��ceniami, nawet okaleczaj�ca, aby wykry� odporno�� tekstu oraz jego �reakcje ca�o�ciowe� na takie zabiegi. Gdy� w�a�nie w empirii wykrywa si� w ten spos�b obecno�� oraz jako�� charakterystyczn� przer�nych struktur: z tego konceptu co� w ksi��ce zosta�o. Mia�em ponadto zamiar tworzenia specjalnych preparat�w � niejako sztucznych �mikrodzie��, umy�lnie prokurowanych ad usum tego czy innego twierdzenia teorii; to zn�w by�aby metoda �hodowli wyizolowanej�, �odosobnionego organu� albo �pomniejszaj�cego modelu�. Gdy� �normalne� dzie�o nie jest po to pisane, �eby mo�na by�o na nim bada� ostro�� teorii, jak nie temu s�u�y �aba, �eby na niej sprawdza� teori� odruch�w. A skoro mo�na i �abi� n�k� wypreparowa�, i skonstruowa� �uproszczony model �aby�, chcia�em podobnie post�pi� na naszym terenie. Potem jednak doszed�em tego. �e nie wszystko b�d� musia� wymy�la�, skoro za preparaty mog� pos�u�y� mi w�asne ksi��ki nieteoretyczne. Tak np. do problemu semiotycznego �sytuacji znakowej�, sygnalizowania znacze� obiektami, by�aby przydatna niejedna scena z �Pami�tnika znalezionego w wannie�. Gdy� bohater tej ksi��ki s�dzi, �e mu brodawkami pewnego czcigodnego starca Kto� � instytucjonalnie � sygnalizuje pewne Tajemnice. A i wiele innych spraw z zakresu �struktur semantycznych� mo�na by na niej demonstrowa�. Jednym z twierdze� tej pracy jest teza o �cis�ym zwi�zku znaczenia jako waloru semantycznego ze znaczeniem jako warto�ci� aksjologiczn�. Ot� analiza w�asnych tekst�w zak�ada ich �nadwy�ki semantyczne�, by�oby to wiec nieuchronnie pokazywanie tego, �e one s� � �warto�ciowe�. Na nast�pnej za� stronie mia�bym pisa� o Faulknerze czy o Tomaszu Mannie. Dobre s�siedztwo! Zapewne: napisa� pi��setstronicow� teori� dziel� specjalnie po to, �eby wlasne utwory wywindowa� ni� na literacki Olimp � to jest my�l. Poniewa� jednak nie na tym mi zale�a�o, przysz�o si� z t� koncepcj� po�egna�. A �e wymy�lanie �syntetycznych utwor�w� � i zestawianie ich z prawdziwymi � te� zacz�o mi wygl�da� podejrzanie, zrezygnowa�em z ca�ego projektu. Osobny dylemat stanowi�a sprawa teorii pomiaru, na kt�rej stoi cala empiria. Chodzilo o jej odpowiednik � dla literaturoznawstwa, W ksi��ce powo�uj� si� wielokrotnie na prawid�owo�ci statystycznego i stochastycznego typu, nie tylko w sferze zjawisk artykulacyjnych, ale i w odniesieniu do teorii dziel� i kultury. Brzmi to go�os�ownie, albowiem metody statystyczne jeszcze nie zago�ci�y na wy�szych pi�trach literaturoznawczego gmachu. Nie dostrzega si� zatem ich dowodowej warto�ci w empirycznym, �wywrotno�ciowym� sensie. W najwi�kszym uproszczeniu idzie o rzecz nast�puj�c�. Je�eli jedna osoba, zamiast spyta�: Po ile te buraki? � pyta: Na ile buraki? � jest to b��d j�zykowy. Je�eli tak m�wi tysi�c os�b, to wyra�enie pozostaje bl�dem. Lecz je�li tak m�wi przez trzydzie�ci lat trzydzie�ci milion�w Polak�w i �po ile?� � pyta ju� tylko stu j�zykoznawc�w, nie ma rady: b��d sta� si� norm� j�zyka, j�zyk poszed� o krok dalej, a j�zykoznawcy stoj� na straconych pozycjach. (Sam przyk�ad nie jest najszcz�liwszy, ale przynajmniej wyrazisty.) Ot� tylko statystyczne badanie, w tej cz�ci teorii pomiaru, kt�ra nim si� zajmuje, mo�e sensownie odpowiedzie� na pytanie o reprezentatywno�� grup rozmaicie liczebnych, ze wzgl�du na przej�cie odchylenia w prawid�owo�� itp. Lecz kwestie te wi��� si� z teori� oczekiwania matematycznego i z teori� prawdopodobie�stwa. Przerastaj� te� dalej w zagadnienia stochastyki, proces�w markowskich, ergodyki, jako badania skrajnych rozk�ad�w w prawdopodobno�ciowych systemach itp. Wszystko to jest niezwykle mocno zwi�zane z teori� dziel� � t�, o jakiej m�wi ksi��ka. Jednak�e wprowadzi� do niej takie wyk�ady znaczy�oby � rozsadzi� j� do reszty (podobne trudno�ci mia�em ju� dawniej, przy pisaniu �Summy�). Jakkolwiek niech�tnie, musia�em si� z go�os�owno�ci� twierdze� pogodzi�. We wszystkich kwestiach typu teorii pomiaru i pochodnych � probabilistycznych � musz�, niestety, odes�a� Czytelnika poza granice tej pracy. Lecz i tak ksi��ka ta jest hydr� wielog�ow�, z g�owami kolejno wymienianymi: ma sw�j �eb informacjonistyczny sporych rozmiar�w, ma �eb lingwistyczny, ma logiczn� g��wk� oraz szereg mniejszych. Wydaje mi si�, �e one wszystkie ��cz� si� przy korpusie tematycznym i tym samym nie s� ca�kowicie od rzeczy. Jednak�e, chocia� ksi��ka wypiera si� tego tytu�ami poszczeg�lnych rozdzia��w, nie mo�e przecie� nie by� lu�no maszeruj�c� kolumn� samych tylko Wst�p�w do Niedo�cig�ego Idea�u, zwanego Empiryczn� Teori� Literatury. Krak�w, w sierpniu 1967 I. WST�P Historia nauki jest drzewem ewolucyjnym, o tyle ciekawym �botanicznie�. �e konary, oddzielaj�c si� od pnia, nie zlikwidowa�y go. a ponadto nie tylko si� rozga��ziaj�, ale czasem � uzyskawszy samoistno�� � zrastaj� si� na powr�t. Pniem, od kt�rego odbi�y odro�le nauk. jest filozofia jako dzia�alno�� �wewn�trzj�zykowa�: historycznie empiria powsta�a za spraw� �zdrady�, albowiem filozof, kt�ry, m�wi�c obrazowo, opuszcza j�zyk dla dokonywania do�wiadcze�, zamienia si� w uczonego�empiryka. Tendencja konar�w do zrastania si� (kt�ra tu nas mniej interesuje) oznacza zn�w � rezygnowanie z pe�nej suwerenno�ci poszczeg�lnych dyscyplin (np. chemii wzgl�dem fizyki, biologii wzgl�dem chemii), czyli zacieranie si� nieprzekraczalnych mi�dzy nimi granic. Pie� czy te� trzon filozoficzny owego bujnego drzewa, jakkolwiek �cie�cza�, nie rozdzieli� si� bez reszty na rozwidlenia nauk �cis�ych. Niekt�rzy s�dz�, �e kiedy� tak przecie� si� stanie, skoro wszystkie problemy �filozoficzne wyj�ciowo� przejm�, pod�ug specjalno�ci, poszczeg�lne nauki, [ ] Istniej� nawet filozofowie, kt�rzy, jako autolikwidatorzy, g�osz� t� w�a�nie perspektyw�. Inni wyja�niaj� im. �e filozofia nie mo�e znikn��, i to dla dw�ch a� powod�w naraz: ani jako zestaw nadrz�dnych dyrektyw, kt�remu podw�adne s� wszystkie nauki poszczeg�lne, ani jako tak zwana �metafizyka�. Zwierzchni zestaw dyrektyw nauki sam nie jest nauk� i nie mo�e ni� literalnie zosta�, jakkolwiek mo�na go bada� naukowymi sposobami. Wyb�r wszelkiego post�powania zak�ada wst�pne istnienie okre�lonych warto�ci, wi�c nie mo�na wybiera�, uprzednio nie oceniaj�c, czyli � nauka, kt�ra nie chce niczego warto�ciowa�, lecz tylko stwierdzi�, �jak jest�, ma za sob� przecie� akt oceny, ten, kt�ry j� sam� urzeczywistni�, jako wybran� spo�r�d mo�liwo�ci (gdy� dzia�a� naukowo, to nie znaczy � zachowywa� si� przymusowo, skoro np. fizyka nie pracuje pod tak� kompulsj� jak kamie�, kt�ry spada w polu ci��enia). Decyduj�cy mo�e sobie nie zdawa� sprawy z tego, �e wybiera� mi�dzy warto�ciami albo �e to inni kiedy� zrobili za niego, lecz z tego nie wynika, jakoby owej sytuacji wyboru i owych warto�ci alternatywnych nie by�o. Mo�na by odpiera� taki niemi�y os�d, kt�ry odsuwerennia nauk�, m�wi�c, �e jest ona przed�u�eniem maturalnych tendencji �ycia, jako homeostazy. Jednak�e owa homeostaza na antropologicznym szczeblu ewolucji okazuje si� w�a�nie � dostarczeniem (pewnej swobody wyboru post�powa� swojemu �produktowi�, jakim jest cz�owiek. Daremnie wi�c chcemy si� pozby� wolno�ci, kt�ra natychmiast implikuje ca�� aksjologi�. Nie ma rady, ka�dy z nas stale jako� wybiera i popa�� w skrajny negatywizm, �eby .w ko�cu z g�odu umrze� na z�o�� filozof o xi, to te� nie jest argument skuteczny: wybiera bowiem i ten, kto ,si� od dokonania wyboru powstrzymuje. Cokolwiek uczynimy, odbuduje to sytuacj� decyzyjn�, kt�rej pr�no chcieli�my si� pozby�. Nie jeste�my skazani na nauk�: wybieraj�c j�, tak samo jak wybieraj�c �ycie, opowiadamy .si� za pewn� warto�ci�. A skoro empiria mi� mo�e nic pocz�� po swojemu z warto�ciami, zawsze pozostanie taka reszta � kt�ra nie b�dzie nauk� � filozofii przypisana. Z kolei ten, kto wybiera metafizyk�, czyli organizuje ca�o�ciowo �wiat �wewn�trz j�zyka�, wykraczaj�c poza wszechmo�liwe ustalenia nauki, jest krytykowany przez uczonego, kt�ry mu perswaduje, �e �mno�y byty ponad niezb�dne potrzeby�, czyli wykracza przeciw regule Ockhama. Lecz metafizyk odpowiada, �e ta regu�a nie jest �adn� konieczno�ci� logiczn� umys�u i nie mo�na jej uzasadnia� inaczej ani�eli odwo�uj�c si� do do�wiadczenia. Nie wolno jednak dowodzi� warto�ci do�wiadczenia ani jego regu�, jako najwy�szego trybuna�u (poznania, przez odwo�anie si� do tego� do�wiadczenia, poniewa� powstaje wtedy b��dny kr�g w dowodzie. Na co empiryk, �e ten, kto m�wi o �wiecie, s�dz�c, i� ustawi� sw�j Rozum poza wszelkim uprzedzeniem i uwik�aniem w �wiat, naprawd� ulega wp�ywom jego a� potr�jnym: biologicznym (cia�a �przeniesionego� z pa�stwa zwierz�t), kulturowo�spo�ecznym (utrwalonych w jego �rodowisku ludzkim stereotyp�w), a wreszcie � j�zykowym (gdy� wyzby� si� uprzedze�, np. religijnych, to jeszcze nie znaczy � unika� wszelkich, bo zostan� wtedy te, kt�re s� mo�e dane sam� struktur� j�zyka: nie wiemy przecie� z g�ry, czy j�zyk jest instrumentem poznawczo �neutralnym�, czy te� raczej pewne ��ady� uprzywilejowuje w opozycji do innych). Jak z tego wida�, stanowiska empiryczne i metafizyczne znosz� si� nawzajem: ka�da strona wyjawia drugiej ju� to �bezzasadno��, ju� to �niemo�no�� proponowanej metody poznania. Empiryk t�umaczy metafizykowi, jak niesuwerenny jest jego Rozum, a metafizyk empirykowi � jak nieprawomocne do�wiadczenie. Gdyby �wiat by� zbudowany w spos�b dok�adnie logiczny, oba stanowiska okaza�yby si� jednakowo bezp�odne poznawczo, Achilles .nigdy by nie prze�cign�� ��wia, a szybko�ci, nawet �wietlne, sumowa�yby si� zgodnie z arytmetyk�. Gdy� z metafizyki nie wynika nic takiego, co mo�na by uwa�a� za konieczn� w�asno�� �wiata, i niczego nie ma w niej takiego, co by si� nie dawa�o kwestionowa�, ��cznie z sylogizmem, jako maszynka do wnioskowania, tote� byli filozofowie, kt�rzy nawet prawomocno�� sylogistycznych rozumowa� kwestionowali. Poznanie jest zdobyciem pewno�ci � w jakiejkolwiek kwestii; ot� nie ma �adnego sposobu, kt�ry by m�g� g��d pewno�ci zaspokoi�, je�li jest on tylko odpowiednio nieposkromiony. Tak wi�c nie ma jedynej, jako koniecznej, metafizyki, ale ich ca�e sk��cone mn�stwo. Zale�nie od tego bowiem, jakie kto przyjmuje za�o�enia, taki mu si� tworzy obraz �wiata, z �konieczno�ciami� zakorzenionymi nie w �samym bycie go�ym�, niestety, lecz tylko w owych za�o�eniach wst�pnych. A gdyby racj� do�wiadczenia by� nie zysk informacyjny, daj�cy si� spo�ytkowa� w nast�pnych do�wiadczeniach, lecz taka instancja, kt�ra sama z natury swojej �do�wiadczeniem� nie jest, empiria stanowi�aby m�yn, miel�cy sam� dowoln� bylejako��. To jednak, �e istnieje mn�stwo metafizyk i tylko jedna empiria, wskazuje, i� �wiat zgodnie z logik� zbudowany ,nie jest. M�wi�c nieco inaczej, �wiat to takie osobliwe miejsce, w kt�rym Achilles prze�cign�� mo�e ��wia, szybko�ci nie dodaj� si� arytmetycznie, uk�ady prostsze stawa� si� mog� bardziej z�o�onymi, a te. co by�y startowe ubogie w informacj�, mog� si� w ni� wzbogaca�. Jakkolwiek nie mo�na si� w tym dziwnym miejscu wyci�gn�� za w�osy z bagna materialnie, tak jak to zrobi� baron M�nchhausen, mo�na jednak dokona� tego informacyjnie. W tym sensie jest �wiat stronniczy, poniewa� w nieuczciwy spos�b przyznaje racj� tym, kt�rzy s� tak niepoprawnymi optymistami, �e osadzaj� sw� dzia�alno�� na b��dnym kole logicznego dowodu. Oczywi�cie mo�na przypuszcza�, �e na dobr� spraw� to logika ro�ci sobie pretensje do nadmiernej uniwersalno�ci i �e s� zar�wno takie sfery bytu albo konkretniej: takie przedzia�y warto�ci parametr�w systemowych (w sensie fizykalnym), w kt�rych ona jest sprawna tak�e jako instrument rozstrzygaj�cy kwestie do�wiadczenia, jak i takie, w kt�rych dla podobnych cel�w trzeba j� radykalnie przeinacza�. Co z kolei prowadzi do kwestii sensu stricte j�zykowych, bo nie ma logiki bez j�zyka. Lecz wdaj�c si� w tak pasjonuj�ce rozwa�ania oddaliliby�my si� ju� ca�kowicie od oczekuj�cego nas w�a�ciwego tematu. Jake�my powiedzieli, usamodzielnianie si� nauk jest ich rosn�c� niezawis�o�ci� od filozofii, przejawiaj�c� si� w tym, �e specjalistyczna sfera ka�dej dyscypliny konkretnej staje si� pod wzgl�dem ontologicznym neutralna. Albowiem system filozofa wp�ywa na jego obraz �wiata, lecz system filozoficzny fizyka wcale si� nie w��cza koniecznie w sfer� rozstrzygania �ci�le fizycznych zagadnie�. Zapewne: samym swoim zachowaniem optuje fizyk na rzecz pewnej filozofii, lecz czyni� to mo�e niejako og�lnikowo, b�d�c, jak si� to powiada, ��ywio�owym� realista b�d� materialist�. Tak samo zachowuje si� jaszczurka, zakopuj�ca w piasku jajo; liczy ona na wsch�d s�o�ca w dniu nast�pnym, jest wi�c tak�e prewidystk� i scjentystk� i wcale nie bierze pod uwag� owych pot�nych wywod�w, jakimi uda�o si� filozofom nadkruszy� prawomocno�� indukcji. W naukach dobrze okrzep�ych filozof jest s�uchaczem, przyjmuj�cym do wiadomo�ci to. co wykrywaj� specjali�ci, wi�c na przyk�ad, �e znaczeniowym zapleczem okre�lonych s��w s� zg�stki potocznego do�wiadczenia, b�d�cego interakcja pewnych obiekt�w (mianowicie �udzi) z innymi obiektami, na poziomie wielko�ci w skali kosmicznej ��redniej� (gdy uzna� za zero skali wymiary elementarnych cz�stek, a za jej wierzcho�ek � �rednic� widzialnego skupienia metagalaktyki). przez co poj�ciom, na tym poziomie i w tej skali stosowalnym praktycznie, w rodzaju �r�wnoczesno�ci zdarze�, przypisuje si� wa�no�� absolutn�, w niezgodzie z rzeczywisto�ci� itd. Natomiast w naukach mniej dojrza�ych, do kt�rych nale�� humanistyczne (a wczoraj by�a w�r�d nich jeszcze biologia), filozofia jest nadal dostarczycielk� nie tylko uj�� generalnych, lecz ustale� typowo specjalistycznych. I nie o to chodzi obecnie, aby jednym pogl�dom filozoficznym przeciwstawia� inne, lecz o to, a�eby sam teren docieka�, metodologi�, terminy podstawowe i ca�� aparatur� poj�ciowa ontologicznie zneutralizowa�. Tym samym bowiem zostanie uczyniony pierwszy krok. maj�cy na celu zrewindykowanie tego szacownego obszaru na rzecz empirii. A m�wi�c o �szacownym obszarze�, mamy na my�li literaturoznawstwo. [ ] Kiedy si� rozprawia o sposobie istnienia dzie�a literackiego, mo�e chodzi� o dwie rozmaite rzeczy. Mo�na bowiem pyta� o �status ontologiczny� dzie�a i lokowa� go w pa�stwie idei plato�skich albo w �czystej �wiadomo�ci�. Lecz mo�na te� ograniczy� si� do pytania, czy dzie�o istnieje w taki spos�b, jak przedmioty czy raczej jak procesy, czy przypomina ono z�o�on� maszyn�, czy te� embriogenez�. Przyznajmy, �e porz�dne rozgraniczenie � w obr�bie teorii literatury � tego, co �filozoficzne�, od tego. co �empiryczne�, jest zadaniem nie tylko trudnym (a te� i przedwczesnym), lecz kwestionowa�bym w za�o�eniach. Jedyny rodzaj �czujnika�, jaki mo�na przy�o�y� do literackiego tekstu, stanowi czytelnik, a nie jest to miarka obiektywna w �adnym fizykalnym rozumieniu. Nie jest te� mo�liwe zestawienie z sob� poszczeg�lnych �konkretyzacji� dzie�a, zachodz�cych podczas ich odbioru. Mo�na r�wnie� s�dzi�, �e skonstruowanie algorytm�w, kt�re pozwoli�yby � zast�puj�c formalnymi na tek�cie zabiegami �ludzka� jego lektur� � zyska� mierzalno�� �obiektywn�� poszczeg�lnych �jako�ci� dzie�a � nie b�dzie mo�liwe nigdy. Lecz my pragn�liby�my rozwa�y� pewne zagadnienia natury bardzo og�lnej i fundamentalnej zarazem, kt�re nie maj� charakteru akademickiego. W szczeg�lno�ci chcieliby�my doj�� tego. czy wolno przypisywa� dzie�u byt �obiektywny� w postaci, kt�rej �adne konkretyzacje czytelnicze nie s� zdolne odmieni�? Czy Hamlet jest jeden, czy te� tyle istnieje Hamlet�w, ilu by�o czytelnik�w dramatu? Czy wszystkim, o czym mo�na m�wi� w zwi�zku z dzie�em, s� tylko subiektywne nasze prze�ycia, impresje, emocje i oceny? Ale czy istnieje obiektywna metoda badania tego, co bezpo�rednio obiektywne nie jest? Wydaje si�, �e tak. Istniej� bowiem uj�cia, kt�re nie nale�� do �adnej poszczeg�lnej ga��zi nauk empirycznych, lecz daj� si� skutecznie stosowa� we wszystkich. Uj�cia te odnosz� si� do element�w dowolnych, w szczeg�lno�ci � niekoniecznie �substancjonalnych�. Albowiem �materia��, z jakiego obiekt bada� jest sporz�dzony, w og�le ich nie interesuje. Obiekt, jak powiedziano, m�g�by sk�ada� si� z duch�w b�d� z ektoplazrny: byle pozwoli� si� cho� cz�ciowo wyodr�bni� z �reszty �wiata�, byle wykazywa� jakie� regularno�ci, da si� o nim orzeka� sporo rzeczy pewnych dzi�ki temu, �e w znacznej liczbie pokrewnych wypadk�w test empiryczny jest mo�liwy. A wi�c chodzi o pewnego rodzaju ekstrapolacj� metody, kt�ra wypr�bowana zosta�a z sukcesem w matematyce, lingwistyce, antropologii, medycynie, biologii, technice i fizyce. Uj�cia, o jakich m�wimy, d��� do stworzenia og�lnej teorii system�w, ogarniaj�cej zar�wno systemy j�zykowe i matematyczne, jak spo�eczne b�d� planetarne. Nie wsz�dzie uzyskano po ich zastosowaniu rewelacyjne wyniki, lecz nigdzie dot�d nie zawiod�y. Czy nie mo�na wi�c spr�bowa� przeniesienia ich w obr�b literaturoznawstwa, w nadziei, �e dopomog� nam wyja�ni� jego ciemne i antynomiczne problemy? II. SFORMU�OWANIE PROGRAMU Kolubrynowy �adunek tej ksi��ki tak da si� przedstawi� w uproszczeniu, do jakiego upowa�nia tymczasowo�� niniejszej zapowiedzi: Kategori� centraln� jest przypadek, rozumiany nie pod�ug tradycji jakiej� szko�y filozoficznej, lecz wedle znaczenia nadanego mu przez empiri�, badaj�c� procesy stochastyczne i ergodyczne, czyli rozwojowy tor bardzo wielkich i z�o�onych uk�ad�w. Przypadek jest wczesnym zw�aszcza zwrotnym czynnikiem wszelkiego procesu ewolucyjnego, w kt�rym uk�ad, powstaj�c, wytwarza jednocze�nie w�asne systemowe prawa, jakich nie wykrywa si� na og� w tym. co go wszcz�o. Temat ten omawiany jest na przyk�adach rozmaitych wielkich system�w naturalnych, czyli powstaj�cych �bezwiednie�, tak�e i wtedy, gdy elementami uk�adowymi s� ludzie. Hierarchia podobnych ca�o�ci pozwala na przeprowadzanie por�wna� mi�dzy jej poziomami; czym jest w biocenozie jeden gatunek �ywy, tym w kulturze � literatura; czym dla �ekspresji� �ycia organicznego kod dziedziczno�ci, tym dla �ycia umys�owego � j�zyk etniczny. Tak specjacja gatunkotw�rcza w przyrodzie, jak lingwogeneza, wsp�lniczka kulturogenezy, maj� swoje generalne rysy podobie�stwa i okre�lone odmienno�ci dynamiczne: mog� wi�c � ale tylko cz�ciowo � s�u�y� sobie nawzajem za modele. Modelem najprymitywniejszym hierarchii systemowych zjawisk, tak w naturze jak w kulturze, jest zabawka � szereg drewnianych bab, osadzonych w sobie. W przyrodzie i w spo�eczno�ci te� s� wykrywalne systemowe poziomy, jako poduk�ady wzgl�dnie tylko izolowane; co jest dla hierarchicznie ni�szego uk�adu �rodowiskiem ��yciowym�, to dla wy�szego stanowi � jeden z jego element�w w�asnych. W ramach tej paraleli ma swoje miejsce dzie�o literackie. Gdyby si� chcia�o uj�� rzecz aforystycznie, chodzi o takie ewolucje, w kt�rych przypadkowy, koincydentalny stan wyj�ciowy przeradza si� w trwa�� cech� uk�adu, jako jego prawid�owo��: rzecz jest wi�c o tym, jak przypadek obraca si� w sternika, losowo�� � w los. Z kolei budowa dzie�a pokazana jest jako z�o�ona funkcja wi�zi, zadzierzgaj�cych si� pomi�dzy tekstem a �rodowiskiem odbiorczym, a poniewa� te wi�zi s� zmienne, zmieniaj� i �wewn�trzn� budow� dzie�a. Przejawiaj�ca si� wszak�e, jako jedna z wielu, tendencja homeostatyczna spo�ecznego obiegu informacji, w seriach statystyczno�masowych kontakt�w czytelnik�w z dzie�em, ustala je wreszcie � w semantycznym kszta�cie � poprzez odbi�r stabilizuj�cy. A wi�c g�osimy, �e nowe dzie�o �nie jest nim od razu�, ale si� nim dopiero, w obcowaniu z czytelnikami, staje. Jako�ci �immanentne� w takim samym stopniu s� wykrywane, w jakim niekoniecznie �wiadomymi decyzjami � ustalane. Dotyczy to utwor�w silnie odchylaj�cych si� (od stereotyp�w literacko�kulturowych czasu. Utwory bardziej wt�rne s� rozpoznawane wedle podobie�stwa do ju� odbiorczo ustabilizowanych. Nowe dzie�o to wi�c tw�r w oku odbiorc�w nieforemny, niewyra�ny, a nieraz i bezsensowny. Pyta� wtedy o jego budow� �prawdziw��, o �prawdziwy� typ jego sp�jno�ci, konstrukcji, o zasi�g jego sens�w � to pyta� o ilo�� piorun�w i deszczu przed burz�. Sytuacja autora jest wi�c podobna do sytuacji cz�owieka, kt�ry wymy�li� nowe s�owo, w j�zyku nieznane, i usi�uje wprowadzi� je w obieg, lub do nowego gatunku wchodz�cego na aren� zmaga� ewolucyjnych. S�owo, najpierw, mo�e si� nie przyj��, a gatunek � zgin��. W�wczas s�owo nie b�dzie nic znaczy�o, jakkolwiek co� zapewne znaczy�o wedle my�li swego wynalazcy. S�owo mo�e si� przyj��, by znaczy� i oznacza� to, co tw�rca mu zaprojektowa�. Tak i gatunek mo�e pozosta� w tej samej ekologicznej niszy, jaka �ywi�a gatunek rodzicielski. I wreszcie, s�owo mo�e przej�� �mutacj� sensu i znaczy� po niej co� innego, ni� mu przeznaczano; gatunek za� mo�e, �zdobywaj�c nowy area�, ulec przemianom fenotypu, jakkolwiek si� genotypowo nie zmieni. Reakcja jest tedy odwracalna w zasadzie: mo�e bowiem i s�owo wr�ci� do poprzedniego znaczenia, i gatunek powraca� do poprzedniego fenotypu, przy odpowiedniej zmianie �rodowiska. Te trzy mo�liwe zej�cia kariery s�owa lub gatunku maj� swe pokrycie w potencjalnie troistych � w takim schemacie � losach dzie�a, jako oryginalnego utworu literackiego. Tekst zawiera nadto fragmenty takiego programu przysz�o�ciowego (bo jak�e by inaczej) bada�, kt�ry potrafi�by z humanistyki, antropologicznie rozumianej, uczyni� cz�� empirii, jak r�wnie� ust�py po�wi�cone egzemplifikowaniu tez � na przyk�adach krytycznej i metakrytycznej roboty. III. PRZEDPOLE FENOMENOLOGICZNA TEORIA DZIE�A Zapowied�, wedle kt�rej suwerenno�� tworu j�zykowego, pretenduj�cego do rangi dzie�a, nie jest jego w�asno�ci� immanentn�. lecz zale�y od stosunk�w, jakie zachodz� na obwodzie niejako zewn�trznym tekstu, w postaci relacji pomi�dzy nim a wzorcami kulturowymi, wyjawia, �e nie mo�e by� nasz stosunek do fenomenologicznej teorii dzie�a przychylny. Zgodnie z ow� teori�, kt�r�, jak nikt, przedstawi� Roman Ingarden, dzie�o literackie istnieje zawsze w jedynej postaci i nie da si� go uto�sami� z poszczeg�lnymi odczytaniami jako jego konkretyzacjami [ ]. Zgadzamy si� z tezami Ingardena w zakresie ich antypsychologizmu. Nie uwa�amy bowiem, �eby dzie�o by�o tym samym, czym s� operacje mentalne zachodz�ce podczas lektury. Nie uwa�amy nawet, �e s�uszno�� le�y po stronie uj�cia psychosocjologicznego. Dzie�o jest, za nim, zbiorem wsp�lnych cech ca�ej klasy spo�ecznie zachodz�cych odczyta�. Lecz gdy sto tysi�cy ludzi odczyta pewne dzie�o, zbi�r cech owych lektur wcale nie musi si� pokry� nawet cz�ciowo � je�li owo dzie�o znamionuje wyj�tkowa oryginalno��. Mo�e stanowi� roz��czne i odleg�e od siebie podzbiory. Sp�r z fenomenologicznym uj�ciem nie b�dzie mia� filozoficznego charakteru, lecz taki tylko, si parva magnis comparare licet, jaki zaszed�, gdy z apriorycznymi kategoriami kantowskimi przestrzeni i czasu zderzy�a si� teoria wzgl�dno�ci. Nie filozofia korygowa�a w�wczas filozofi�: czyni�a to fizyka. Skoro si� o niej wspomnia�o, zauwa�my, �e koncepcja fenomenologiczna jest do wymodelowania w obr�bie mechanicyzmu deterministycznego. Jest to jednak szczeg�lny mechanicyzm przez to, �e cz�� parametr�w, wykrywalnych w zjawiskach, przesuwa poza granic� doczesnego �wiata. Konkretyzacje dzie�a zachodz� �tu� i mog� si� mi�dzy sob� r�ni�. Dzie�o samo, niezmiennie jedno, jest nieosi�galne zasadniczo i przebywa w swej doskona�o�ci �tam�. Dzie�o jest zatem struktur� doskonale sztywna, tak� sam�, jak� by� wszech�wiat Laplace�a. Kosmos laplace�owski jest doskonale sztywny dla demona, kt�ry pozna� wszystkie p�dy i lokalizacje jego atom�w, i przez to posiad� zupe�n� wiedz� o ca�ej jego przysz�o�ci. Ot� �tutaj�, jak wiemy ju�, nie jest koncepcja Laplace�a do utrzymania. Mo�na by jednak twierdzi�, �e tylko doczesna jest nieokre�lono�� zjawisk materialnych i �e posiadaj� one �skryte parametry�, takie, co objawiaj� si� we wszystkich ju� warto�ciach swoich � obserwatorowi stoj�cemu �po tamtej stronie�. Dla takiego obserwatora �wiat zn�w si� okazuje ca�kowicie sztywny, jako zdeterminowany w swoim biegu. Oczywi�cie nie jest to koncepcja sprawdzalna, a przez to i nie jest do podtrzymywania w nauce. G��wn� osobliwo�ci� uj�cia fenomenologicznego jest idealno�� owego tworu, jaki stanowi dzie�o. Teza naczelna, i� chodzi o tw�r jedyny, zmusza do wywnioskowania, i� jednostki zdaniowe, elementarne cegie�ki tekstu, s� elementami akurat tak samo niezmiennymi i nie�ci�liwymi, za jakie mia�a fizyka klasyczna � atomy. Doskona�a w swej obiektywno�ci struktura dzie�a odpowiada w tej paraleli � doskonale sztywnemu pr�towi newtonowskiego �wiata. U�omno��, w�a�ciwa wszelkim ludzkim dzia�aniom, ustaje, jak widzimy, wedle powy�szej hipotezy, na terenie j�zyka. Skazane s� na niewydarzono�� twory naszych r�k, nasze wynalazki, maszyny, domy, �wi�tynie, ale nie sensy naszych s��w, ,zda�, jakie wypowiadamy: te stabilizuje i usztywnia idealnie � tajemna kraina niejakiej wieczno�ci pozaczasowej znacze�. Ot�, jeszcze przed skierowaniem na ow� hipotez� .dzia� krytycznych, nale�y pierwej po�egna� si� z ni� czu�ym i pe�nym �alu spojrzeniem. By�oby bowiem pi�knie, doprawdy, je�liby tak si� mia�y naprawd� rzeczy. By�oby to jednak zbyt pi�kne � i dlatego s�d �w nie odpowiada prawdzie. Z tego, �e w codzienno�ci spotykamy si� z cia�ami sztywnymi, nie wynika, jakoby�my mogli, przed�u�aj�c dowolnie miarki metryczne, przek�u� lini� idealnie prost�, utworzon� z owych miar, kosmiczn� przestrze�. Niemo�liwo�� wynika z przyczyn nie technicznej, lecz zasadniczej natury. I podobnie, jakkolwiek trafiaj� si� zdania, kt�re mo�emy w ich sensach ujednoznacznia�, to jednak nie potrafimy, niestety, budowa� gdziekolwiek poza matematyk�, z nak�adania na siebie sens�w poszczeg�lnych ,zda� � ca�o�ci doskonale, niezmienniczo zbornych. Drug� kwesti�, zawart� w uj�ciu fenomenologicznym. jakiej po�wi�cimy uwag�, jest sprawa tak zwanej schematyczno�ci dzie�a literackiego. Przez �schemat� mo�na rozumie� rozmaite rzeczy. Mo�na, najpierw, uznawa� schemat za pewn� struktur�, stanowi�c� niezmiennik ca�ej klasy element�w (schemat krwiobiegu, schemat radioaparatu, schemat maszyny cyfrowej). Mo�na, dalej, uzna� za schemat � pewien wzorzec doskona�y (�schemat ideowy�, �idealny�), nast�pnie za� � uto�sami� go z wizerunkiem podobnym, lecz niedok�adnym b�d� uprymitywnionym (zw�aszcza w formie przymiotnikowej: �schematyczny opis� jest to opis fragmentaryczny, niezupe�ny, ziej�cy lukami). Przy takiej rozpi�to�ci znacze� mo�liwych tylko kontekst decyduje o tym. jakie jest konkretnie przez autora implikowane. W swej fundamentalnej pracy zajmowa� si� Ingarden, miedzy innymi, r�wnie� problemami zmys�owego postrzegania �wiata zewn�trznego. kt�r� to jednak spraw� pominiemy. Najpierw dlatego, poniewa� przek�ad fenomenologicznej artykulacji na j�zyk odpowiedniej nauki �cis�ej, kt�ra si� analogicznym zagadnieniom po�wi�ca, nastr�cza znaczne trudno�ci. A nadto dlatego, poniewa� ten problem nie jest dla literaturo�znawstwa szczeg�lnie istotny. W kwestii dzie�a oznajmia fenomenolog, �e jest ono schematyczne zar�wno jako ca�o��, jak i w swoich pewnych �warstwach�. Co si� warstw tyczy, kt�re za hipostaz� mamy. przyjdzie ma ich zbadanie czas � p�niej. Ograniczymy si� do postulowanych przez Ingardena �schemat�w wygl�dowych�, czyli �wygl�d�w uschematyzowanych�, zar�wno obiekt�w realnych, jak i wewn�trznych stan�w psychicznych. Na �schematy� (czegokolwiek, a nie tylko przedmiot�w przedstawianych oraz psychicznych stan�w) zgodzi� by si� mo�na jako na termin zdefiniowany w odniesieniu do paradygmatycznej systematyki kulturowej. Mo�na by m�wi� np. o schemacie gry mi�osnej wedle wzorca �redniowiecza japo�skiego albo o schemacie powitania na Borneo, albo o schemacie fabularnym romansu walterskotowskiego. Kategorialnie by�yby to schematy r�nego poziomu (dwa pierwsze s� wzgl�dem literatury �zewn�trzne�, a trzeci jest �wewn�trznym� ucechowaniem pewnej odnogi powie�ciowej narracji). Jednak�e nie o takie schematy chodzi fenomenologowi. Schemat wi��e si� dla niego z kwesti� immanentnych niedookre�le�, jakie tekst zawiera. Wskazuj� na to cytowane przez Ingardena przyk�ady. Lecz i niedookre�lenia owe mo�na rozmaicie pojmowa�. Najpierw tak: dzie�o opowiada pewn� histori�. Gdyby�my sytuacje, w nim opisywane, realnie prze�ywali, to mogliby�my dowolnie powi�ksza� nasza wiedz� o owym sytuacyjnym otoczeniu, lecz w oparciu o tekst tego nie uczynimy. Co prawda, mo�emy niejako poza tekst wykracza� � domys�em. Wiemy, jaki by� kolor oczu i w�os�w panny Billewicz�wny, lecz nie wiemy, czy mia�a na pewno zupe�nie proste nogi. Ot� to, �e takie w�a�nie mia�a nogi, implikowane jest przez fabularny schemat �Trylogii�, kt�ry opiera si� tu na stereotypie zwierzchnim. Heroina takiej powie�ci, jako wymarzona kochanka, nie mo�e mie� n�g iksowatych. Lecz zn�w � nie o taki schemat idzie w fenomenologicznej teorii dzie�a. Dostrzega ona, nie wiem czemu, mo�liwo�� wykraczania poza literalno�� tekstu jedynie w pewnym w�skim sektorze kierunk�w. Wynika to z nacisku, z jakim Ingarden powtarza tez� o konieczno�ci wizualizowania tego, co tekst daje �schematami wygl�d�w�. Ale przecie� same owe schematy wygl�d�w s� kulturowo uwarunkowane. Ole�ki Billewicz�wny, kt�ra w koszuli nocnej ca�uje cioteczk� po wizycie pana Andrzeja, nie nale�y sobie wyobra�a� �adnym nazbyt frywolnym sposobem, jako kandydatki na stronice �Playboy�a� w przezroczystym negli�u, mi� dlatego, �e kto tak zrobi, jest �wini�, lecz dlatego, poniewa� wzorcem normatywnym jest tu raczej polska patriotka z obraz�w Grottgera, w biel intymn� nale�ycie do isamej pod�ogi opatulona, i innych postaw, opr�cz zasadniczych, nie przyjmuj�ca. Ta strefa wyznacza granic� �okre�lania wygl�d�w�, a nie strefa wizualnych do�wiadcze� czytelnika. To, �e poza tekst nie mo�na wykracza� ca�kiem dowolnie, jest truizmem. �aden przekaz j�zykowy nie jest r�wnowa�ny postrzeganiu zmys�owemu. Lecz, b�d�c doznaniowo namiastk� niedok�adn� �osobistej obecno�ci� czytelnika w przedstawianych sytuacjach, tekst informacyjnie ju� namiastk� tak� by� nie musi. Potrafi bowiem dostarcza� informacji daleko wi�cej, ani�eli mo�na by�oby jej zdoby� w �sytuacji realnej. Poj�cie �schematyczno�ci� tekstu zdaje si�, cho� niejawnie, implikowa� tak� mo�liwo��, i� autor niedookre�lenia, w�a�ciwe opisowi j�zykowemu, m�g�by chocia� cz�ciowo redukowa�, np. dalej i dalej id�c w uszczeg�owieniu deskrypcji scen, zaj�� i os�b. Oczywi�cie implikacja to fa�szywa, poniewa� nadmiarowy taki opis nie daje si� dobrze scali� odbiorczo i to, co nazbyt drobiazgowo zrelacjonowane, zaczyna ulega� rozsypce. W tym wi�c zakresie autor winien podporz�dkowa� si� tylko intuicyjnie znanym prawid�owo�ciom, kt�re zarz�dzaj� optymalizacj� opis�w, daj�c maksimum efektu z minimalnej ilo�ci s��w u�ytych. Ingarden rozr�nia zasadniczo pomi�dzy wygl�dami zjawisk realnych i psychicznych. Nie chce jednak zrelatywizowa� ich. jako schemat�w, kulturowo. A przecie� pierwszy z brzegu przyk�ad wyjawia, �e informacj� dookre�laj�c� tekst czerpiemy ze schemat�w czy raczej � ze stereotyp�w kulturowo utrwalonych. Absolutne schematy to co� takiego jak absolutna przestrze�; mo�na o niej m�wi�, lecz niewiele z tego po�ytku. Ka�dy przyzna, �e nie s� to�same zdania: �Antoni, uj�wszy d�o� Marii, powi�d� j� w szumi�c� leszczyn� � oraz: �Antek wci�gn�� Ma�k� w krzaki�. R�nica jest taka, �e w przypadku pierwszego zdania nie podejrzewamy, aby pomi�dzy osobami doj�� mia�o do czegokolwiek zdro�nego; w drugim natomiast mo�liwo�� taka jest obarczona znacznym prawdopodobie�stwem. Co si� tyczy �wizualizacji wygl�d�w uschematyzowanych�, to ten, kto by realnie obserwowa� podobn� scen�, nie umia�by raczej rozr�ni� mi�dzy oboma jej wariantami. Jako� nie pozna� z daleka po m�czy�nie, czy jest raczej Antonim, czy Antkiem; je�li si� kogo� za r�k� �wiedzie�, mo�e to by� podobne do tego. kiedy si� kogo� �ci�gnie�, a ju� r�nicy mi�dzy �leszczyn� szumi�ca� a �krzakami� w�a�ciwie o tyle nie ma, �e wszak i leszczyna jest krzakiem, a to, czy szumi, zale�y od tego, czy wiatr wieje, a nie od tego, jak niecne zamiary �ywi m�odzian wzgl�dem dziewcz�cia. Oczywi�cie, r�nice informacji, jakie uzyskujemy z obu zda�, wynikaj� z ich opa