5137
Szczegóły |
Tytuł |
5137 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5137 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5137 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5137 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
R. A. Lafferty
Dziewi��set prababek
Dobromir Ceran by� obiecuj�cym m�odym funkcjonariuszem
S�u�by Szczeg�lnego Aspektu, ale jak wszyscy funkcjonariusze
tej s�u�by mia� jedno denerwuj�ce przyzwyczajenie. Stale
zadawa� pytanie: Co by�o na pocz�tku?
Wszyscy poza nim mieli imiona zdradzaj�ce twardzieli:
Crag Ludo�amacz, Huckle Wycisk, Berg Grzmot, George Krwiak,
Manion Flisak (kiedy Flisak m�wi, �eby sp�ywa�, to cz�owiek
sp�ywa), Trent Poruta. Oczekiwano od nich twardo�ci, tote�
wst�puj�c do s�u�by przybrali sobie nowe, odpowiednie
imiona. Tylko Dobromir zachowa� cywilne imi�, ku
niezadowoleniu swojego dow�dcy, Ludo�amacza.
- Jak mo�na zosta� bohaterem nazywaj�c si� Dobromir! -
grzmia� Ludo�amacz. - Dlaczego nie Shannon Sztorm? To jest
niez�e. Albo Grom Barrelhouse, albo Nevel Majcher? Nawet nie
spojrza�e� na spis zalecanych imion.
- Pozostan� przy swoim - odpowiada� zawsze Dobromir i
tutaj pope�nia� b��d. Nowe imi� czasami ujawnia w cz�owieku
now� osobowo��. Tak by�o z Georgem Krwiakiem. Wprawdzie jego
ow�osiona pier� by�a rezultatem przeszczepu, ale w
po��czeniu z nowym imieniem zrobi�o to z niego m�czyzn�.
Gdyby Dobromir przybra� jakie� bohaterskie imi�, to mo�e
sta�by si� zdolny do heroicznych czyn�w i m�skich wybuch�w
gniewu zamiast �a�osnych waha� i przelotnych d�s�w.
Siedzieli na du�ej asteroidzie o nazwie Proavitus. Niemal
s�ysza�o si� brz�k potencjalnych zysk�w, jakie mo�na by�o z
niej wycisn��. A twardzi m�czy�ni z Ekspedycji znali sw�j
zaw�d. Podpisywali wielkie kontrakty na zwojach miejscowego,
przypominaj�cego aksamit �yka i na swoich w�asnych wydrukach
komputerowych. Czarowali, nabierali i nieco zastraszali
drobnych mieszka�c�w Proavitusa. Znale�li tu powa�ny
dwustronny rynek, na kt�rego widok ciek�a �linka, i ca��
mas� osobliwo�ci kwalifikuj�cych si� do handlu antykami i
artyku�ami luksusowymi.
- Ka�dy si� tu ob�owi� pr�cz ciebie - hucza� Ludo�amacz
po trzech dniach od l�dowania. - Ale nawet faceci od Aspektu
Szczeg�lnego musz� co� z siebie dawa�. Regulamin nakazuje
nam bra� jednego z waszych, �eby doda� sprawie aspekt
kulturalny, chocia� nie musisz si� do tego ogranicza�.
Jeste�my tu po to, �eby wyci�� z wielkiej t�ustej �wini
kawa� szynki, nie robimy z tego tajemnicy. Ale je�eli oka�e
si�, �e �wi�ski ogon jest zakr�cony w spos�b wysoce
artystyczny, to tym lepiej. A jak si� na dodatek oka�e, �e z
tego zakr�tasa wpadnie nam par� groszy, to jeste�my cali
szcz�liwi. Czy dowiedzia�e� si�, na przyk�ad, czego� o tych
ich �ywych lalkach? Mog� mie� zar�wno aspekt kulturalny, jak
warto�� rynkow�.
- Te �ywe lalki s� chyba cz�ci� czego� znacznie
g��bszego - powiedzia� Dobromir. - Trzeba rozwik�a� ca�y
kompleks zagadnie�. Kluczem mo�e by� twierdzenie
miejscowych, �e oni nie umieraj�.
- A ja my�l�, �e oni umieraj� i to m�odo. Wszyscy,
kt�rych spotykamy, s� m�odzi, a ci, kt�rzy nie opuszczaj�
dom�w, s� zaledwie w wieku �rednim.
- To gdzie s� ich cmentarze?
- Pewnie pal� swoich zmar�ych.
- To gdzie trzymaj� urny?
- Mo�e rozrzucaj� popio�y albo spalaj� szcz�tki bez
�ladu. Mo�e nie �ywi� �adnego szacunku dla swoich przodk�w.
- Inne dane wskazuj�, �e ca�a ich kultura opiera si� na
przesadnym szacunku dla przodk�w.
- Ty to wyja�nij. To zadanie w sam raz dla kogo� od
szczeg�lnych aspekt�w.
Dobromir rozmawia� z Nokom�, swoj� miejscow�
odpowiedniczk� i t�umaczk�. Oboje byli profesjonalistami i
rozumieli si� w p� s�owa. Nokoma prawdopodobnie by�a p�ci
�e�skiej. U mieszka�c�w Proavitusa obie p�cie odznacza�y si�
pewn� nieokre�lono�ci�, ale cz�onkowie ekspedycji uwa�ali,
�e ju� je potrafi� rozr�nia�.
- Czy nie masz nic przeciw temu, �e zadam ci kilka
bezpo�rednich pyta�? - spyta� tego dnia Dobromir na
powitanie.
- Jasne, �e nie. Jak mam si� nauczy� dobrze m�wi�, je�eli
nie b�d� rozmawia�?
- Niekt�rzy mieszka�cy Proavitusa twierdz�, �e wy nie
umieracie. Czy to prawda, Nokoma?
- Dlaczego nieprawda? Gdyby umierali, nie mogliby m�wi�,
�e nie umieraj�. To �art, to �art. Nie, my nie umieramy. To
g�upi cudzoziemski zwyczaj, kt�rego nie mamy zamiaru
na�ladowa�. Na Proavitusie tylko zwierz�ta umieraj�.
- A nikt z was nie umiera?
- Nie, a kto chcia�by by� wyj�tkiem?
- No to co robicie, kiedy si� starzejecie?
- Robimy coraz mniej. Nast�puje utrata energii. Czy u was
jest inaczej?
- Tak samo. Ale dok�d w takim razie idziecie, kiedy
jeste�cie ju� bardzo, bardzo starzy?
- Nigdzie nie idziemy. Zostajemy w domu. Podr�e s� dla
m�odych i tych w sile wieku.
- Spr�bujmy z innego ko�ca - powiedzia� Dobromir. - Gdzie
s� twoi ojciec i matka?
- Wsz�dzie po trochu. Oni nie s� jeszcze starzy.
- A twoi dziadkowie i babki?
- Niekt�rzy z nich jeszcze wychodz�. Starsi siedz� w
domu.
- Spr�bujmy inaczej. Ile masz tych babek i prababek,
Nokoma?
- My�l�, �e mam w domu jakie� dziewi��set babek. Wiem, �e
to nie jest wiele, ale jeste�my stosunkowo m�odym
odga��zieniem rodziny. S� w naszym klanie rodziny maj�ce w
domu bardzo licznych przodk�w.
- I wszyscy ci przodkowie s� �ywi?
- Oczywi�cie. Po co trzyma� nie�ywych? Co to byliby za
przodkowie?
Dobromir zacz�� podskakiwa� z podniecenia.
- Czy m�g�bym ich zobaczy�? - zawo�a�.
- Nie by�oby chyba dobrze, gdyby� zobaczy� starszych -
ostrzeg�a Nokoma. - To mog�oby by� zbyt du�e prze�ycie dla
kogo� obcego i dlatego wolimy tego unika�. Ale par�
dziesi�tek z nich mo�esz, rzecz jasna, zobaczy�.
Wtedy Dobromirowi przysz�o do g�owy, �e jest, by� mo�e,
na tropie czego�, czego szuka� przez ca�e �ycie. Wpad� w
eufori� oczekiwania.
- Nokoma, to mo�e by� klucz do wszystkiego! - zapia�. -
Je�eli nikt z was nigdy nie umar�, to znaczy, �e �yje ca�y
wasz gatunek od samego pocz�tku!
- Jasne. Tak jak przy liczeniu owoc�w. Jak si� �adnego
nie odejmie, to si� ma wszystkie.
- Ale je�eli pierwsi przodkowie wci�� �yj�, to powinni
zna� swoje pochodzenie! Powinni wiedzie�, jak si� wszystko
zacz�o! Czy oni wiedz�? Czy ty wiesz?
- O, nie. Jestem za m�oda na Ceremoni�.
- A czy kto� wie?
- Jasne. Wszyscy starzy wiedz�, jak si� to zacz�o.
- Jak starzy? Ile pokole� starsi od ciebie s� ci, kt�rzy
wiedz�?
- Dziesi��, nie wi�cej. Kiedy b�d� mia�a dziesi�� pokole�
potomk�w, ja te� przejd� Ceremoni�.
- Co to za Ceremonia?
- Raz do roku starzy ludzie przychodz� do bardzo starych
ludzi. Budz� ich i pytaj�, co by�o na pocz�tku. Bardzo
starzy ludzie m�wi� im, co by�o na pocz�tku. To jest
wspania�y moment. Wszyscy rycz� ze �miechu! Potem bardzo
starzy ludzie zasypiaj� do nast�pnego roku i tak to
przechodzi z pokolenia na pokolenie. Na tym polega
Ceremonia.
Mieszka�cy Proavitusa nie byli humanoidalni. Tym bardziej
nie byli ma�pami, chocia� nazwa ta zd��y�a si� ju� przyj�� w
�argonie ekspedycji. Chodzili w pozycji pionowej, odziani w
d�ugie przepasane szaty. Zak�adano, �e pod tymi d�ugimi
szatami s� istotami dwunogimi, chocia�, jak powiedzia�
Ludo�amacz, "z tego, co wiem, r�wnie dobrze mog� porusza�
si� na k�kach".
Mieli niesamowicie ruchliwe d�onie, kt�re mo�na by nazwa�
wsz�dziepalczastymi. Mogli pos�ugiwa� si� narz�dziami albo
u�ywa� r�k niczym najbardziej skomplikowanych narz�dzi.
George Krwiak wyra�a� pogl�d, �e mieszka�cy Proavitusa
chodz� zawsze zamaskowani i �e cz�onkowie ekspedycji nigdy
nie widzieli ich twarzy. M�wi�, �e te rzekome twarze s� w
istocie rytualnymi maskami i �e nikt z ludzi nie ogl�da�
nigdy �adnej cz�ci cia�a tubylca poza ich niezwyk�ymi
d�o�mi, kt�re mo�e s� ich prawdziwymi twarzami.
Cz�onkowie ekspedycji zareagowali okrutn� weso�o�ci�,
kiedy Dobromir usi�owa� im wyt�umaczy�, �e stoi na progu
wiekopomnego odkrycia.
- Ma�y Dobromirek nie daje za wygran� ze swoim "Co by�o
na pocz�tku" - szydzi� Ludo�amacz. - Czy nigdy nie
przestaniesz si� zajmowa� tym, co by�o pierwsze, jajko czy
kura?
- Wkr�tce poznam odpowied� - upiera� si� Dobromir. -
Mam jedyn� w swoim rodzaju szans�. Kiedy si� dowiem, sk�d
si� wzi�li mieszka�cy Proavitusa, mog� doj�� do tego, sk�d
si� wzi�o wszystko. Wszyscy mieszka�cy Proavitusa �yj�, od
pierwszego pokolenia do ostatniego.
- Nie mie�ci si� w g�owie, �e mo�na by� takim naiwniakiem
- j�kn�� Ludo�amacz. - Podobno oznak� dojrza�o�ci jest to,
�e cz�owiek znosi g�upot� z u�miechem. Mam nadziej�, �e
nigdy tego nie do�yj�.
Jednak w dwa dni p�niej to Ludo�amacz szuka� Dobromira,
�eby porozmawia� z nim w�a�nie o tym samym. Ludo�amacz
przemy�la� rzecz po swojemu.
- Jeste� facetem od szczeg�lnych aspekt�w - powiedzia� -
ale gonisz za niew�a�ciwym aspektem.
- Jak to?
- Nic mnie nie obchodzi, jak si� to zacz�o. Wa�ne, �e to
mo�e nie mie� ko�ca.
- A ja zamierzam odkry� pocz�tek - upiera� si� Dobromir.
- Czy naprawd� nic nie rozumiesz, baranie? C� takiego
posiadaj� ci tubylcy, o czym nie wiemy, czy to dzie�o nauki,
przyrody, czy �lepego trafu?
- My�l�, �e chodzi o ich chemi�.
- Ot� to. Chemia organiczna osi�gn�a tutaj niebywa�y
poziom. Mieszka�cy Proavitusa maj� wszelkiego rodzaju
zwi�zki pobudzaj�ce i powstrzymuj�ce. Mog� wszystko do woli
powi�ksza�, zmniejsza�, kurczy� i przed�u�a�. Te istoty
wydaj� mi si� do�� g�upie, jakby robi�y te wszystkie rzeczy
instynktownie. Ale robi� je i to jest wa�ne. Gdyby�my je od
nich przej�li, zostaliby�my kr�lami panaceum w ca�ym
wszech�wiecie, bo sami mieszka�cy Proavitusa nie podr�uj� i
maj� niewiele zewn�trznych kontakt�w. Tymi ich �rodkami
mo�na osi�gn�� wszystko. Podejrzewam, �e oni potrafi�
zmniejsza� kom�rki i robi� jeszcze par� innych rzeczy.
- Nie potrafi� zmniejsza� kom�rek. Opowiada pan nonsensy.
- Niewa�ne. Przy tych ich sztuczkach to konwencjonalna
chemia staje si� nonsensem. Maj�c ich farmakologi� cz�owiek
m�g�by wyeliminowa� �mier�. Je�dzisz na tym swoim koniku
g�ow� do ty�u. Tubylcy m�wi�, �e oni nie umieraj�.
- S� co do tego przekonani. Gdyby umierali, to oni
pierwsi by o tym wiedzieli, jak powiada Nokoma.
- Czy�by te istoty mia�y poczucie humoru?
- W pewnym sensie.
- Dobromirze, czy naprawd� nie rozumiesz, jaka to wielka
sprawa?
- Na razie to ja jeden co� tu rozumiem. Je�eli mieszka�cy
Proavitusa byli, jak utrzymuj�, nie�miertelni od zawsze, to
pierwsi z nich wci�� jeszcze �yj�! Mo�na si� wi�c od nich
dowiedzie�, jak powsta� ich gatunek, a mo�e jak powsta�y
wszystkie gatunki.
S�ysz�c to Ludo�amacz odegra� zdychaj�cego bizona. Rwa�
w�osy z g�owy i omal nie urwa� sobie uszu. Tupa�, drapa�
�cian� i rycza�:
- Kogo obchodzi, co by�o na pocz�tku, ty ba�wanie! Wa�ne,
�e mo�e nie by� ko�ca!
Rycza� tak g�o�no, �e wzg�rza odpowiada�y mu echem "Kogo
obchodzi... ba�wanie".
Dobromir uda� si� do domu Nokomy, ale nie z ni� i nie na
jej zaproszenie. Poszed� bez niej wiedz�c, �e nie ma jej w
domu. By�o to dzia�anie podst�pne, ale cz�onkowie ekspedycji
przechodzili szkolenie z dzia�a� podst�pnych.
Liczy� na to, �e bez po�rednika dowie si� najlepiej o
dziewi�ciuset prababkach, o �ywych lalkach znanych mu z
opowie�ci. Mia� zamiar dowiedzie� si�, co starzy ludzie
robi�, kiedy nie umieraj� i sk�d wzi�li si� po raz pierwszy
na �wiecie. Cho� zjawia� si� jak intruz, liczy� na wrodzon�
uprzejmo�� mieszka�c�w Proavitusa.
Dom Nokomy sta� w otoczeniu innych na szczycie du�ego
p�askiego wzg�rza, Akropolu Proavitusa. Domy by�y gliniane,
cho� starannie wyko�czone i sprawia�y wra�enie, jakby
wyrasta�y ze wzg�rza i stanowi�y jego cz��.
Dobromir wspi�� si� na g�r� kr�t�, wy�o�on� kamieniami
dr�k� i wszed� do domu, kt�ry Nokoma kiedy� mu pokaza�a.
W�lizn�� si� do �rodka ukradkiem i stan�� oko w oko z jedn� z
dziewi�ciuset babek, przed kt�r� nikt nie musia� si� kry�.
Babcia siedzia�a, by�a niedu�a i u�miecha�a si� do
go�cia. Rozmawiali bez wi�kszych trudno�ci, cho� nie tak
p�ynnie jak z Nokom�, kt�ra mog�a porozumie� si� z
Dobromirem w jego w�asnym j�zyku. Na wezwanie babki pokaza�
si� dziadek, r�wnie� witaj�c przybysza u�miechem. Tych dwoje
staruszk�w by�o nieco mniejszego wzrostu ni� mieszka�cy
Proavitusa w kwiecie wieku. Ale okazali si� r�wnie mili i
pogodni. Panowa�a atmosfera pewnej senno�ci, nostalgii,
nieco mo�e wype�nionej smutkiem.
- Czy s� tutaj osoby starsze od was? - spyta� Dobromir
wprost.
- Bardzo du�o, bardzo du�o, kto mo�e wiedzie� ile? -
odpowiedzia�a babcia i przywo�a�a prababki i pradziadk�w
starszych i jeszcze mniejszych, dobrze o po�ow� mniejszych
od aktywnych mieszka�c�w Proavitusa: ma�ych, zaspanych,
u�miechni�tych.
Dobromir wiedzia� ju�, �e tubylcy nie chodz� w maskach.
Im byli starsi, tym ciekawsze i bardziej charakterystyczne
stawa�y si� ich twarze. Jedynie twarze niedojrza�ych,
aktywnych mieszka�c�w Proavitusa mog�y budzi� w�tpliwo�ci.
�adna maska nie potrafi�aby odda� takiego spokoju i pogody
staro�ci. Ten dziwnie pofa�dowany materia� to by�a ich
prawdziwa sk�ra.
Starzy i sympatyczni, s�abi i senni, dziesi�tki pokole�
a� do najstarszych i najmniejszych.
- Ile lat maj� najstarsi? - spyta� Dobromir pierwsz�
babk�.
- My m�wimy, �e wszyscy s� w tym samym wieku, bo wszyscy
s� wieczni - odpowiedzia�a babka. - To nieprawda, �e wszyscy
s� w tym samym wieku, ale nie�adnie jest pyta�, ile kto ma
lat.
- Nie wiecie, co to jest homar - m�wi� Dobromir dr��c na
ca�ym ciele - ale jest to stworzenie, kt�re spokojnie gotuje
si� �ywcem, je�eli wod� podgrzewa si� stopniowo. Homar nie
wpada w panik�, bo nie wie, od kt�rego momentu gor�co staje
si� niebezpieczne. Tak samo dzieje si� tutaj ze mn�.
Prze�lizguj� si� z jednego stopnia na drugi i moje zaufanie
nie jest wystawione na pr�b�. Jestem nara�ony na to, �e
uwierz� we wszystko na wasz temat, je�eli b�d� si� tego
dowiadywa� w ma�ych dawkach, a tak b�dzie. Wierz�, �e
jeste�cie naprawd� tacy, jak jeste�cie, bo was widz� i
dotykam. C�, ugotuj� si� jak homar, zanim si� z tego
wycofam. Czy s� osoby jeszcze starsze od tych, kt�re s�
tutaj?
Pierwsza babka da�a Dobromirowi znak, �eby z ni� poszed�.
Zeszli pochylni� do starszej cz�ci domu, kt�ra musia�a si�
mie�ci� pod ziemi�.
�ywe lalki? Sta�y tutaj rz�dami na p�kach i siedzia�y w
ma�ych fotelikach w �ciennych niszach. Rzeczywi�cie jak
lalki, a by�o ich kilkaset.
Wiele budzi�o si� na ich wej�cie. Inne budzi�y si� na
g�os lub dotyk. Niewiarygodnie stare, ale ich spojrzenia
by�y ca�kowicie przytomne. U�miecha�y si� i przeci�ga�y
sennie, nie jak ludzie, ale tak, jak mog�yby si� przeci�ga�
bardzo stare szczeniaki. Dobromir zagadywa� do nich i
rozumieli si� zadziwiaj�co dobrze.
Uwaga, homarze - m�wi� Dobromir sam do siebie -
temperatura wody przekroczy�a punkt krytyczny, a ty nie
czujesz �adnej r�nicy. Je�eli zawierzysz swoim zmys�om,
ugotujesz si� �ywcem w swoim zaufaniu.
Wiedzia� teraz, �e �ywe lalki istniej� naprawd� i �e s�
�ywymi przodkami mieszka�c�w Proavitusa.
Wiele z tych ma�ych istotek natychmiast powt�rnie
zapada�o w sen. Ich chwile przytomno�ci trwa�y kr�tko, ale
okresy snu te� nie by�y d�u�sze. Liczne �yj�ce mumie
przebudzi�y si� po raz drugi w czasie odwiedzin Dobromira
od�wie�one kr�tk� drzemk� i bardzo skore do rozm�w.
- Jeste�cie niewiarygodni! - zawo�a� Dobromir i wszystkie
ma�e, mniejsze i jeszcze mniejsze istoty u�miechami lub
g�o�nym �miechem wyrazi�y swoj� zgod�. No pewnie! Wszystkie
dobre istoty wsz�dzie na �wiecie s� niewiarygodne, a czy
kiedykolwiek tyle z nich zebra�o si� w jednym miejscu? Ale
Dobromir by� nienasycony. Jeden pok�j pe�en cud�w mu nie
wystarcza�.
- Musz� si� cofn�� najdalej, jak to tylko mo�liwe! -
zawo�a� podniecony. - Gdzie s� ci jeszcze starsi?
- S� starsi i jeszcze starsi, i jeszcze starsi od nich -
powiedzia�a pierwsza babka - i jeszcze trzy razy starsi, ale
mo�e m�drze b�dzie nie chcie� by� za m�drym. Widzia�e�
dosy�. Staruszkowie chc� spa�. Wracajmy na g�r�.
Wyj�� st�d? Za nic w �wiecie. Dobromir zobaczy� przej�cia
i pochylnie wiod�ce w g��b, do samego serca wzg�rza. Wok�
niego i pod jego stopami rozpo�ciera�y si� ca�e �wiaty
komnat. W�drowa� przez nie i kt� m�g�by go powstrzyma�?
Przecie� nie te lalki ani istoty znacznie mniejsze od lalek.
Ludo�amacz przyr�wna� si� kiedy� do starego pirata
p�awi�cego si� w potoku swoich bogactw, ale Dobromir by�
teraz m�odym alchemikiem, kt�ry ma lada chwila odkry�
Kamie�.
Schodzi� pochylniami w d� poprzez stulecia i
tysi�clecia. Atmosfera, kt�r� zauwa�y� na g�rnych pi�trach,
tutaj sta�a si� wyra�nym zapachem: sennym, na wp�
zapomnianym, u�miechni�tym, smutnym i ca�kiem mocnym. Tak
pachnie czas.
- Czy s� tu starsi od ciebie? - pyta� Dobromir male�ki�
babci�, kt�r� postawi� sobie na d�oni.
- Tak starzy i tak mali, �e ja mog�abym postawi� ich
sobie na d�oni - odpowiedzia�a babcia w j�zyku
staroproavita�skim, kt�ry Dobromir rozumia� dzi�ki naukom
Nokomy.
Dobromir w�drowa� przez komnaty z coraz starszymi i
mniejszymi istotkami. Teraz by� ju� bez w�tpienia ugotowanym
homarem. Musia� w to wszystko wierzy�, bo widzia� to i m�g�
tego dotkn��. Babka wielko�ci wr�bla m�wi�a, �e tak, �e s�
tu osoby znacznie od niej starsze, a przy tym �mia�a si� i
kiwa�a g��wk� i robi�c to uko�ysa�a si� z powrotem do snu.
Dobromir odstawi� j� do jej wn�ki w przypominaj�cej plaster
miodu �cianie mieszcz�cej tysi�ce innych, ca�e
zminiaturyzowane pokolenia.
Oczywi�cie, nie znajdowa� si� ju� teraz w domu Nokomy,
ale w sercu wzg�rza pod wszystkimi domami na Proavitusie,
w�r�d przodk�w wszystkich mieszka�c�w asteroidy.
- Czy s� tu osoby starsze od ciebie? - spyta� Dobromir
male�k� babci�, kt�r� postawi� sobie na czubku palca.
- Starsze i mniejsze - powiedzia�a. - Ale jeste� ju�
blisko ko�ca.
Zasn�a i odstawi� j� na miejsce. Im byli starsi, tym
wi�cej spali.
Dotar� do litej ska�y pod korzeniami wzg�rza. Szed�
korytarzami wyrytymi w twardej skale, ale nie mog�o ich by�
zbyt wiele i nie mog�y schodzi� du�o g��biej. Nagle
przestraszy� si�, �e przodkowie stan� si� tak mali, �e nie
b�dzie m�g� ich widzie� ani z nimi rozmawia� i przez to nie
pozna tajemnicy pocz�tku.
Ale czy Nokoma nie wspomina�a, �e wszyscy starzy znali t�
tajemnic�? Ale� tak. On jednak chcia� j� us�ysze� z ust
najstarszego z przodk�w. Musi si� tego dowiedzie� teraz,
natychmiast, w ten czy inny spos�b.
Kto jest najstarszy? Czy tu jest ju� koniec? Czy tu jest
ju� pocz�tek?
- Zbud�cie si�! Zbud�cie si�! - zawo�a�, kiedy przekona�
si�, �e jest w najg��bszej i najstarszej komnacie.
- Czy to Ceremonia? - pytali niekt�rzy z przebudzonych.
Byli mniejsi od myszy, nie wi�ksi od pszcz�, mo�e starsi od
jednych i drugich.
- To jest Ceremonia specjalna - powiedzia� im Dobromir. -
Opowiedzcie mi, co by�o na pocz�tku.
Co to by� za szmer... zbyt cichy, zbyt rozproszony, �eby
go nazwa� d�wi�kiem? Jak �miech miliarda bakterii. To by�a
weso�o�� tych male�stw budz�cych si� do wielkiej uciechy.
- Kto tu jest najstarszy ze wszystkich? - spyta�
Dobromir, bo ich �miech go rozprasza�. - Kto jest najstarszy
i pierwszy?
- Ja jestem najstarsza, jestem babk� wszystkich babek -
odpowiedzia�a jedna weso�o. - Ca�a reszta to moje dzieci.
Czy ty te� jeste� z moich dzieci?
- Oczywi�cie - powiedzia� Dobromir wywo�uj�c
niedowierzaj�cy �miech zgromadzenia.
- Jeste� wi�c widocznie ostatnim dzieckiem, bo jeste�
niepodobny do innych. Je�eli to prawda, to koniec jest
r�wnie �mieszny jak pocz�tek.
- A jak by�o na pocz�tku? - dr��cym g�osem spyta�
Dobromir. - Ty jeste� pierwsza, czy wiesz, sk�d si� wzi�a�?
- O, tak - roze�mia�a si� prababka wszystkich babek i
odg�osy rozbawienia ma�ych istotek osi�gn�y tym razem
poziom ha�asu.
- Wi�c jak si� to zacz�o? - dopytywa� si� Dobromir
podskakuj�c z podniecenia.
- O, to by�o takie �mieszne, �e nigdy by� nie uwierzy� -
za�wierka�a prababka. - Kawa� nad kawa�y!
- Opowiedz mi wi�c ten kawa�. Je�eli wasz gatunek zacz��
si� od kawa�u, to chc� us�ysze� ten kosmiczny kawa�.
- Sam go sobie opowiedz - za�wiergota�a prababka. -
Je�eli jeste� jednym z moich potomk�w, to jeste� cz�ci�
tego kawa�u. Tak, to jest tak �mieszne, �e trudno uwierzy�.
Jak dobrze jest obudzi� si�, po�mia� i zn�w zasn��.
Niech to jasny szlag! Znale�� si� tak blisko celu i
zosta� sp�awionym przez rozchichotan� pszczo��!
- Nie zasypiaj! Powiedz mi natychmiast, jak si� to
zacz�o! - zapiszcza� Dobromir trzymaj�c prababk� wszystkich
babek mi�dzy dwoma palcami.
- To nie jest Ceremonia! - zaprotestowa�a starowinka. -
Na Ceremonii masz przez trzy dni zgadywa�, jak to by�o, a my
�miejemy si� i m�wimy "Nie, nie, to by�o co� dziesi�� razy
�mieszniejszego. Zgaduj dalej".
- Ja nie b�d� zgadywa� przez trzy dni! Powiedz mi
natychmiast, bo ci� zgniot� - zagrozi� Dobromir dr��cym
g�osem.
- Ja patrz� na ciebie, ty patrzysz na mnie, ciekawe, czy
to zrobisz - powiedzia�a spokojnie najstarsza prababka.
Ka�dy z ekspedycyjnych twardzieli zrobi�by to bez
wahania: zgni�t�by j�, potem nast�pnego staruszka i jeszcze
nast�pnego, p�ki tajemnica nie zosta�aby wyjawiona. Gdyby
Dobromir przybra� tward� osobowo�� i w�a�ciwe imi�, te� by
to zrobi�. Gdyby by� Gromem Barrelhousem, zrobi�by to bez
zastanowienia. Ale kto�, kto nazywa si� Dobromir, nie m�g�
tego zrobi�.
- Powiedz mi! - b�aga� z b�lem w g�osie. - Przez ca�e
�ycie pr�bowa�em si� dowiedzie�, jak si� to zacz�o, jak si�
cokolwiek zacz�o. A ty to wiesz!
- My wiemy. Och, to by�o tak �mieszne, kiedy si�
zaczyna�o. Wspania�y kawa�! Co� tak g�upiego, b�aze�skiego,
groteskowego! Nikt nie potrafi� si� domy�le�, nikt nie m�g�
uwierzy�.
- Powiedz mi! Powiedz mi! - histeryzowa� Dobromir szary
na twarzy.
- Nie, nie, ty nie jeste� moim dzieckiem - zanosi�a si�
chichotem pierwsza prababka. - To jest za �mieszny kawa�,
�eby go opowiada� komu� obcemu. Nie mo�emy obrazi� obcego
opowiadaj�c mu co� tak �miesznego, tak nieprawdopodobnego.
Obcy m�g�by umrze�. Nie chc� mie� na sumieniu obcego, kt�ry
umar�by ze �miechu.
- Powiedz mi! Obra� mnie! Pozw�l mi umrze� ze �miechu!
Tymczasem Dobromir omal nie umar� z uczucia zawodu, kt�re
go z�era�o, podczas gdy milion istotek wielko�ci pszczo�y
za�miewa�o si�, chichota�o i szumia�o.
- Ale� to by�a kupa �miechu z tym pocz�tkiem!
I �miali si�, �miali i nie by�o temu ko�ca... a� Dobromir
Ceran wybuchn�� p�aczem i �miechem jednocze�nie i poszed�
sobie, i wr�ci� na statek ani na chwil� nie przestaj�c si�
�mia�. W nast�pnej wyprawie zmieni� imi� na Piorun i przez
dziewi��dziesi�t siedem dni by� kr�lem uroczej ma�ej wyspy
na planecie M-81, ale to ju� jest inna i znacznie mniej
przyjemna opowie��.
Prze�o�y� Lech J�czmyk
RAPHAEL ALOYSIUS LAFFERTY
Urodzony w roku 1914, jest jedn� z najbardziej
oryginalnych postaci w ameryka�skiej SF. Elektrotechnik-
samouk, wierz�cy katolik, konserwatysta, zadebiutowa� w
literaturze w wieku lat 45. Jego opowiadania wyr�niaj� si�
niezwyk�� fantazj�, poczuciem humoru i erudycj�. Interesuje
si� histori�, lingwistyk�, matematyk� i psychologi�. W roku
1972 otrzyma� nagrod� Hugo za opowiadanie "Eurema's Dam".
Lafferty mieszka w Tulsie, w stanie Oklahoma, z dala od
skupisk pisarzy i fan�w. Ostatnie powie�ci, cz�sto o
tematyce religijnej, wydaje w ma�ych, bibliofilskich
wydaniach.