5122
Szczegóły |
Tytuł |
5122 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5122 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5122 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5122 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Nancy Kress
Bzdury
Nigdy nie uwierz�, �e B�g gra ze �wiatem w ko�ci.
Albert Einstein
Koniecznie zagramy, bo ze wstydu skonamy.
Nathan Detroit
Charlie Foster jad� w "G�szczu Paproci" lunch z
klientem, kiedy zakrztusi� si� kawa�kiem broccoli al dente
w Fettucine Primavera. Krta� i p�uca drgn�y bole�nie,
lecz mimo to nadal u�miecha� si� uprzejmie do rozm�wcy,
Marva Spanmana ze Spanmana i Sp�ki. Ten s�dzi�, �e
Charlie ma jakie� problemy z protez� dentystyczn�, wi�c
przeprosi� taktownie i wyszed� do toalety. Charlie z ca�ej
si�y wali� si� w piersi i prze�yka� �lin�. Kiedy to nie
pomog�o, wsta� przewracaj�c puste krzes�o i machaj�c r�k�
wskazywa� palcem swoje gard�o.
- Bo�e! - zawo�a� kto� przy s�siednim stoliku. - Ten
cz�owiek si� dusi!
Zabieg Heimlicha, nawet przeprowadzony przez
pot�nego szwedzkiego barmana, tak�e nie pom�g�. Troch�
powietrza musia�o jednak dochodzi� do p�uc, gdy� Charlie
nie straci� przytomno�ci. Kto� wezwa� karetk�. Charlie
zatoczy� si�, przewr�ci� jeszcze dwa krzes�a i zrzuci� na
pod�og� porcj� kurcz�t Greco. Wr�ci� Marv Spanman i
przykl�kn�� przy nim, by zapewni�:
- Nie martw si�, Chuck. Cokolwiek si� stanie,
dostaniecie to zlecenie.
Kobiety krzycza�y, zawy�a syrena.
W karetce Charlie pr�bowa� oddycha� bezskutecznie
wsysaj�c powietrze do p�uc. Przewraca� si� z boku na bok i
rozsiewa� zapach czosnku z kurcz�t Greco. Sanitariusz
ci�gle jeszcze pr�bowa� przypi�� go pasami do noszy, gdy
karetka zderzy�a si� ze srebrzystym mercedesem benzem na
rogu Broad i Exchange Street. Wstrz�s poruszy� broku�em i
wyrzuci� go na szyb� szoferki. Charlie zassa� powietrze.
Sanitariusz upewni� si�, �e paznokcie pacjenta
nabieraj� normalnego koloru i wyskoczy� na ulic�. Kierowca
mercedesa sta� wymachuj�c pi�ciami i wrzeszcza� na
kierowc� karetki, kt�ry wzruszy� ramionami. Drzwi
mercedesa od strony pasa�era z�o�y�y si� w p� jak
nieudane origami. W�a�ciciel, ca�y czas krzycz�c, si�gn��
przez okno po klucz do k� i wykorzysta� go, by wgnie��
mask� karetki, tu� nad ch�odnic�.
Dr��c na ca�ym ciele, Charlie wsta� i dotkn�� kawa�ka
broku�u, le��cego na pod�odze tu� przy otwartych drzwiach.
Broku� by� �liski od �liny i nakrapiany krwi�. Jaki�
ch�opiec w czapeczce Pepsi Coli zajrza� do wn�trza, by
sprawdzi�, czy przypadkiem nie ma tam jakiego� trupa.
Charlie spojrza� gro�nie i ma�a twarzyczka znikn�a.
Pozostawiaj�c broku� Charlie wysiad� z karetki
akurat na czas, by zobaczy�, jak sanitariusz rzuca si� na
w�a�ciciela mercedesa i pr�buje odebra� mu klucz. Kierowca
zaszed� walcz�cych od ty�u i z�apa� w�a�ciciela mercedesa,
przyciskaj�c mu ramiona do cia�a. Sanitariusz wyrwa� klucz
i natychmiast zacz�� pyta� �wiadk�w o nazwiska i adresy.
W�a�ciciel mercedesa nadal wrzeszcza� co� niezrozumiale.
Charlie zatrzyma� taks�wk� i pojecha� do domu.
- No c�, to z pewno�ci� niezwyk�y przypadek -
stwierdzi�a �ona Charliego, Patti. Kiedy ju� si�
przekona�a, �e m�owi nic nie grozi, straci�a
zainteresowanie. Szczup�a blondynka o bladej cerze,
przywodz�cej na my�l wypolerowany opal, Patti robi�a
karier� w dziedzinie fizyki cz�stek elementarnych. Studia
ko�czy�a w Stanford, pracowa�a w Laboratorium Fermiego i
mia�a iloraz inteligencji 163. Po latach ma��e�stwa,
zawartego jeszcze na studiach, Charlie zacz�� si� jej
troch� ba�. Dzieci nie mieli.
- Uwa�am, �e wi�cej ni� niezwyk�y - o�wiadczy�. -
Takie rzeczy po prostu si� nie zdarzaj�. - Nie bardzo
wiedzia�, co chcia� przez to powiedzie�.
Patti przygl�da�a mu si� przez chwil�. Potem obj�a
go ch�odnymi ramionami. Mia�a na sobie letni� sukienk� bez
r�kaw�w.
- Biedaczek! Nikt si� nad tob� nie u�ali�,
chocia� o ma�o co nie zgin��e�...
- Nie o to chodzi - burkn�� Charlie rozumiej�c, �e to
k�amstwo. - Po prostu takie rzeczy si� nie zdarzaj�.
- Tylko tobie - u�miechn�a si� Patti i zostawi�a go,
by powr�ci� do swych notatek pe�nych precyzyjnych
matematycznych symboli o skomplikowanych kszta�tach
broku��w.
Marv Spanman dotrzyma� s�owa i powierzy� agencji
Charliego kampani� reklamow�: kwartalnik informacyjny plus
promocja filmowa plus broszura w kolorze. Robota by�a
warta jakie� 125 tysi�cy dolc�w i szef Charliego, od
tygodnia pisz�cy podr�cznik na zlecenie rz�dowe, rzuci�
kilka dowcipnych powiedzonek na temat wywierania wra�enia
za pomoc� symulowanego zad�awienia artystycznego przy
kliencie w atrakcyjnym lokalu (SZAKAL). Maszynistka,
plastyk i sekretarka roze�mieli si� serdecznie. Charlie
jednak czu�, �e jego w�asny �miech jest nieco wymuszony,
co wprawi�o go w zak�opotanie. Stara� si� potem unika�
rozm�w o wypadku.
Trzy dni p�niej postanowi� wr�ci� do domu na
piechot�. Patti wyjecha�a na jak�� konferencj� do Chicago.
Lato w mie�cie osi�gn�o pe�ni�, gor�c� i duszn�.
Kobiety w sanda�ach i pastelowych sp�dnicach mija�y go
nios�c jaskrawe torby z zakupami. Manekiny na wystawach
trzyma�y w r�kach niezmiennie uniesione tenisowe rakiety.
Powietrze ocieka�o aromatem doniczkowych kwiat�w, maszyn
asfaltuj�cych, gor�cych precli i jeszcze gor�tszych
chodnik�w. Stuk m�ot�w pneumatycznych i rockowa muzyka
miesza�y si� z ci�g�ym zgrzytem hamulc�w przepe�nionych
autobus�w. A nad tym wszystkim migota� z�ocisty, przymglony
blask p�nego popo�udnia. Charlie, kt�ry dwadzie�cia lat
temu bez �adnego rozs�dnego powodu sko�czy� antropologi�,
my�la� niesk�adnie o pe�nych �ycia i gwaru miastach
staro�ytnej Sumerii pr�buj�c sobie przypomnie�, gdzie
w�a�ciwie owa Sumeria le�a�a.
Na rogu Main i Clarke sta�a Katedra Naj�wi�tszego
Imienia, olbrzymi, mroczny stos ch�odnego kamienia. Nie
strzy�one krzewy pod oknami si�ga�y do parapet�w, w g�r�
masywnych mur�w. Charlie os�oni� oczy i odchyli� g�ow�, by
spojrze� tam, gdzie iglica katedry przebija�a niebo. Ceg�a
wypad�a z o�cie�nicy pod iglic� i zacz�a spada� wprost na
niego.
Zdawa�o si�, �e spada zbyt szybko, by zd��y� si�
uchyli�, jednak na tyle wolno, by mia� czas pomy�le�: "No
tak, chwila nadesz�a". Ale nie nadesz�a. Du�y go��b
wylecia� zza Charliego, uderzy� w ceg�� i zgin�� na miejscu.
Zderzenie odchyli�o trajektorie go��bia i ceg�y. Ta
ostatnia min�a Charliego o trzy cale i roztrzaska�a si�
na kawa�ki, kt�re odskakiwa�y i odbija�y si�, lecz nie od
niego. Go��b trafi� w ziemi� jako krwawy kleks i le�a�
patrz�c czarnymi oczami na cz�owieka, na kt�rego butach
osiada� drobniutki pomara�czowy py�.
Charlie osun�� si� i siad� na �rodku chodnika. Jaka�
kobieta podbieg�a do niego, by spyta�, czy nic mu si� nie
sta�o. Brodaty m�ody cz�owiek z walkmanem pogna� po schodach
katedry i zacz�� wali� pi�ciami w drewniane drzwi ��daj�c
pojawienia si� kogo� odpowiedzialnego. M�czyzna wcisn��
Charliemu wizyt�wk�, na kt�rej by�o napisane: MARTIN CASSIDY
- ADWOKAT - SPECJALISTA OD SPRAW CYWILNYCH. Charlie schowa�
kartk� do kieszeni kamizelki i spojrza� na kobiet�. Mia�a
zwyk�� twarz w �rednim wieku, teraz wyra�aj�c� niepok�j.
- To by�a boska interwencja - stwierdzi� z prostot�.
Niepok�j znik� z twarzy kobiety. Jej oczy, broda,
usta i brwi zafalowa�y podejrzliwie: czy nie jest
wariatem, czy s�usznie do niego podesz�a? Charlie
dostrzeg� t� zmian� i spr�bowa� si� roze�mia�. Wysz�o mu
�rednio, ale wzmocni� efekt �artobliwym, ironicznym
wzruszeniem ramion, tak cz�sto wywieraj�cym dobre
wra�enie na klientach, kt�rzy wyszli z
szereg�w producent�w i w zwi�zku z tym uwa�ali agencje
reklamowe za zb�dne. Kobieta chyba si� uspokoi�a, bo
pomog�a Charliemu wsta�. Raz jeszcze spojrza� na katedr�,
na cz�stki ceg�y i ciemne, niezg��bione oczy martwego
go��bia. Poczu� dr�enie, kt�rego nie rozumia�, lecz kt�re
w jaki� dziwny, tak�e niezrozumia�y spos�b, zadowoli�o
cz�� jego ja�ni my�l�cej o Sumerii.
- Ksi��ki? - zdziwi�a si� Patti.
- Ksi��ki - potwierdzi� Charlie. Stali przy stole w
kuchni. Patti gryz�a kawa�ek pozostawionej po obiedzie
sushi i spogl�da�a na stos tom�w z biblioteki. Zmarszczy�a
nos.
- Pachn� tak, jakby nikt ich jeszcze nie po�ycza�.
- Ta ma nawet nie rozci�te kartki - zauwa�y� Charlie.
By� zadowolony z siebie. Po�o�y� d�o� na ksi��ce ze
szczytu stosu. Tomasz z Akwinu, Duns Scotus, Francisco
Sanchez, Nicolas Malebranche, George Berkeley. Patti
westchn�a.
- Naprawd� masz zamiar przeczyta� ca�� t� filozofi�?
- Jak najbardziej!
- Po co?
- Potrzebuj�.
- Potrzebujesz? Charlie, dobra powie�� kryminalna da
ci wi�cej.
- Wi�cej czego? - Nie odpowiedzia�a od razu i Charlie
poczu� nag�y przyp�yw pewno�ci siebie. Doda� wi�c: -
Wszech�wiat opiera si� na niezwyk�o�ci, Patti. Nie
zwracamy na ni� dostatecznej uwagi.
Patti przesta�a gry��. W jej wzroku pojawi�a si�
dawna niech��.
- Ja zwracam - powiedzia�a cicho. - Zwracam uwag� na
to, na czym opiera si� Wszech�wiat ka�dego dnia mojej
pracy. Za� ty jeste� oboj�tny, cho�bym ci t�umaczy�a, jakie
to dla mnie wa�ne.
- Nie chodzi o cz�stki elementarne - wyja�ni� Charlie,
s�ysz�c w swym g�osie zniecierpliwienie, jakiego si� po
sobie nie spodziewa�. Co� w jej wygl�dzie zn�w obudzi�o w
nim dawny l�k.
- One w�a�nie tam s�.
- Nie - odpar�. Patti od�o�y�a skrawek sushi i
odwr�ci�a si�. Charlie poczu� nag�y gniew, czu�o��,
maniakaln� wzgard�. Nie rozumia�a. Uwa�a�a, �e ca�y �wiat
da si� zweryfikowa� r�wnaniami, zredukowa� do elektron�w i
neutrino. My�la�a... tylko my�la�a. Nie d�awi�a si�
broku�em, nie uratowa�o jej zderzenie karetki, nie
zagrozi�o nieprawdopodobie�stwo spadaj�cej ceg�y i nie
by�a �wiadkiem jeszcze wi�kszego nieprawdopodobie�stwa
martwego go��bia, nie dostrzeg�a b�ysku fundamentalnej
niezwyk�o�ci... czymkolwiek, do diab�a, ta niezwyk�o�� by�a.
- Pami�taj tylko - powiedzia�a Patti z nieoczekiwan�
napastliwo�ci�. - Pracujesz w reklamie.
Charlie spojrza� na ni� zdumiony. Ona sama zdawa�a
si� zaskoczona z�o�liw� energi� tego ataku. Przybra�a
najbardziej oboj�tny i uprzejmy wyraz twarzy - taki, z
jakim zwykle wyst�powa�a na naukowych seminariach.
Patrzy�a na niego. Charlie czu� mrowienie przebiegaj�ce
wzd�u� kr�gos�upa. Nie rozumia� jak, ale chyba zwyci�y�.
By� wolny od uzdy jej naukowych uprzedze�. Sama go
uwolni�a p�ytk� z�o�liwo�ci� swych s��w. Kto�, dla kogo
prawdopodobie�stwa �wiata nagi�y si� - dwa razy - nie
m�g� czu� si� dotkni�ty takim drobiazgiem. To, co mu si�
wydarzy�o, by�o zbyt pot�ne, wspania�e i wa�ne.
U�miechn�� si� do niej wsp�czuj�co.
Ksi��ki jednak przynios�y pora�k�. W "Traktacie
dotycz�cym zasad ludzkiej wiedzy" przeczyta�:
Mo�na si� spiera�, �e je�li trwanie i forma istniej�
tylko w umy�le, to sam umys� jest trwa�y i uformowany;
poniewa� trwanie jest trybem b�d� atrybutem, o kt�rym
orzeka przedmiot, w kt�rym istnieje. Odpowiadam na to, �e
owe cechy istniej� w umy�le jedynie tak, jak s� przeze�
obserwowane - a wi�c nie na spos�b trybu lub atrybutu, a
na spos�b idei.
Charlie przeczyta� ten fragment dwukrotnie;
trzykrotnie. Przeczyta� go po prysznicu, kt�ry wzi��, by
od�wie�y� umys�. Potem, kiedy si� dobrze wyspa�; po d�inie
z tonikiem, po przechadzce. Kiedy przeczyta� go po raz
jedenasty, w �rod� wieczorem, zapakowa� wszystkie ksi��ki
i odni�s� je do biblioteki.
Wrzuci� Berkeleya i Dunsa Scotusa do pojemnika na ksi��ki
zwr�cone z tym samym uczuciem pe�nego wyzwolenia, jakie czu�
podczas pierwszych randek z Patti. Ksi��ki nic nie
wiedzia�y. Suche s�owa, intelektualna gimnastyka, szczere i
rozpaczliwe poczucie wy�szo�ci tego samego typu, jaki
przedstawia�y broku�okszta�tne symbole w notesie Patti. I
nic wi�cej. Charlie poszed� ju� dalej. Wiedzia�. Zamykaj�c
metalow� klap� pojemnika zacz�� gwizda� Beethovena. Noc by�a
ch�odna, niebo ponuro zachmurzone. Charlie nie zauwa�a�
tego. Szed� do domu w koszulce, z g�si� sk�rk� i "Pi�t�".
Kiedy o pi�� cali omin�� go buick wyje�d�aj�cy zza rogu
Canal Street - widocznie sko�czy� si� film - Charlie
zatrzyma� si� i patrzy� na samoch�d rozszerzonymi strachem
oczyma, wi�kszymi ni� oczy przera�onej nastolatki,
prowadz�cej samoch�d bez zezwolenia ojca i w�adz stanu Nowy
Jork.
- Nic si� panu nie sta�o? Bo�e, czy nic si� panu nie
sta�o?
Charlie u�miechn�� si� do niej. Nie zdo�a� si�
powstrzyma�. By�a prze�liczna, naj�adniejsza, jak� w �yciu
widzia�, d�ugie blond w�osy i delikatna sk�ra, czarna
sk�rzana kurtka i koszulka z obscenicznym nadrukiem.
- Nic mi si� nie sta�o.
- Jest pan pewny? Nawet pana nie zauwa�y�am.
Wyjecha�am zza zakr�tu i... Nic panu nie jest?
- Czuj� si� �wietnie - zapewni� j� Charlie. - Ciesz�
si�, �e do tego dosz�o.
Dziewczyna patrzy�a na niego zdumiona. Jej
przyjaci�ka, mniej efektowna, za to nosz�ca w uszach
cztery pary kolczyk�w z g�rskiego kryszta�u, pochyli�a si�
do okna, by lepiej s�ysze�.
Charlie nadal si� u�miecha�.
- To zupe�nie normalne. Nie �aden znak. Norma.
Dziewczyna cofn�a si� i zwolni�a r�czny hamulec.
Charlie chcia� krzykn�� "Dzi�kuj�!", lecz wiedzia�, �e i
tak powiedzia� za du�o, �e dziewczyna wyczu�a whisky w
jego oddechu, �e nie zrozumia�a go w najmniejszym stopniu.
To nie mia�o znaczenia. Poprzesta� na pomachaniu r�k� za
odje�d�aj�cym buickiem.
- Pieprzni�ty facet - mrukn�a dziewczyna i rozmaza�a
gum� opon po nawierzchni Canal Street.
Rankiem, ju� trze�wy, pomy�la�, �e zachowa� si� pewnie
jak idiota. My�la� chyba te� jak idiota. Szoruj�c z�by i
wi���c krawat powtarza� sobie, �e rozumuje w spos�b
nietypowy, �e prze�ywa momentalne impulsy elektryczne w
synapsach, kryzys wieku �redniego, objawy stresu,
wszystkie te popularne psychologiczne terminy, jakie
m�g�by znale�� w pierwszym z brzegu magazynie. Nie
potrafi� siebie przekona�. Wczorajsze poczucie tryumfu,
wolno�ci, w�asnej wyj�tkowo�ci wobec �wiata nie chcia�o go
opu�ci�. U�miecha� si� do ludzi w poczekalni biura; wgryz�
si� w scenariusz jakiego� pocz�tkuj�cego pracownika do
filmu dla Fullman Foods; za�atwi� osiem spraw i
odpowiedzia� na wszystkie telefony.
- Kto� tu jest w �wietnym nastroju - zauwa�y�a
sekretarka.
Charlie roze�mia� si�.
- Czy wierzysz w przypadek, Carol? W szans�?
- Jasne. Co wtorek kupuj� los na loteri�.
Znowu si� roze�mia�. Los na loteri�! Pochyli� si� ku
jej twarzy pokrytej warstw� pudru i cieni do oczu.
- Zdradz� ci pewien sekret - powiedzia�. - B�g gra
ze �wiatem w ko�ci.
- Co?
- B�g gra ze �wiatem w ko�ci. Prawa nie s� sta�e.
Realno�� dnia codziennego to tylko jedna strona. Wszystko
mo�e si� zdarzy�, absolutnie wszystko.
Carol zmarszczy�a brwi.
- To znaczy, �e mog� si� sta� bogata?
- Mo�esz si� sta� kr�low� Sumerii! Musisz tylko to
zobaczy�! Jest co�, co podejmuje decyzje, co� r�wnie
realnego jak to pieprzone biurko.
- Niezbyt mi odpowiada taki j�zyk, panie Foster -
odpar�a zimno.
- Och, Carol - powiedzia� cicho. Marszcz�c czo�o
spogl�da�a za nim, gdy szed� do gabinetu. Kiedy wyszed�
dwie godziny p�niej, wykonawszy wi�cej pracy ni� w ci�gu
jakichkolwiek dw�ch godzin swego �ycia, spojrza�a na niego
znowu. Wszed� do windy ze swoim szefem i dyrektorem sekcji
plastycznej. Gdy tylko drzwi si� zamkn�y, co� zgrzytn�o
g�o�no. Winda run�a sze�� pi�ter w d�, do piwnicy.
Szef i dyrektor zgin�li na miejscu. Charlie wyszed�
zataczaj�c si� lekko, ale bez najmniejszego nawet
skaleczenia.
Trzech in�ynier�w z kompanii zajmuj�cej si� windami
orzek�o, �e by�a to szansa jedna na milion, niespotykana
interakcja wektor�w. Dw�ch lekarzy z towarzystwa
ubezpieczeniowego stwierdzi�o, �e to bezprecedensowy
medyczny precedens. Charlie, zbadany przez zdumiony
personel, siedzia� w izbie przyj�� szpitala i czeka�, a�
�ony i rodzice zabitych przyjad� odebra� zw�oki. Bez
mrugni�cia patrzy� na bia�� �cian�.
Patti by�a cierpliwa. Siedzia�a przy nim na kozetce w
izbie przyj��, trzyma�a za r�k� i wolno pociera�a kciukiem
o jego d�o�.
- Pos�uchaj, Charlie, takie rzeczy si� zdarzaj�. Oni
zgin�li, skarbie, a ty nie. Wszyscy czuj� si� winni, gdy
trafia si� im co� takiego, to uczucie ma nawet nazw�:
"sumienie ocalonego". Prosz� ci�, nie przejmuj si� tym.
- Nie rozumiesz - odpar� Charlie. - Nic mi nie jest.
Nie czuj� si� winny.
- Nie?
- Nie. Czuj� si� gotowy.
Kciuk Patti znieruchomia�.
- Gotowy na co?
- Jeszcze nie wiem.
- Charlie...
- To musi czemu� s�u�y�. Broku�, ceg�a, winda - to
nie mog�o si� zdarzy� bez powodu.
- Charlie!
- Mog� zaczeka�. Przynajmniej mam na co. Rzut ko��mi
nie ma regu�, ale ma wyniki.
Patti wstrzyma�a oddech. Spojrza�a na Charliego, a on to
zauwa�y� i u�miechn�� si� tak delikatnie i czule, �e nie
wiedzia�a, co my�le�. Do izby przyj�� wesz�a �ona zabitego
dyrektora sekcji plastycznej z twarz� zalan� �zami. Charlie
wsta� i pewnym krokiem ruszy� jej na spotkanie wyci�gaj�c
ramiona. Patti do b�lu przygryza�a wargi siedz�c na skraju
le�anki, z kt�rej podni�s� si� w�a�nie jej m��.
W ci�gu nast�pnych kilku miesi�cy Charlie sta� si�
filarem swojej agencji i �r�d�em plotek w kr�gach
pracownik�w reklamy. Wykonywa� prac� swojego szefa i
w�asn� tak skutecznie, �e w pa�dzierniku sta� si�
wsp�lnikiem firmy. Co niedziela z Patti wychodzili z wdow�
po dyrektorze sekcji plastycznej i dw�jk� jej ma�ych
dzieci: spacer po parku, wyjazd na pla��, dzieci�ce
przedstawienie "Lampy Aladyna". D�inn pojawi� si�, by
spe�ni� trzy �yczenia Aladyna i m�odsze dziecko z
przera�enia zala�o si� �zami. Charlie uspokoi� go
batonikiem Marsa, kt�ry przyni�s� w kieszeni. Patti
spojrza�a z dum�, zachwycona jego zdolno�ci�
przewidywania.
Ludzie zaczynali podziwia� spok�j i uprzejmo�� Charliego
i to, jak dzielnie zni�s� wypadek. Wr�ci� do gry w squasha,
zrzuci� pi�tna�cie funt�w i zacz�� wygrywa� z partnerami
m�odszymi od siebie o dziesi�� lat. Okazywa� klas� przy
zwyci�stwach, jeszcze lepsz� przy przegranych.
W listopadzie razem z Patti �wi�towali rocznic� �lubu
w Palermo, gdzie mia�a referat na temat trajektorii
mion�w. Charlie przyszed� na odczyt, przez ca�y czas
okazuj�c powag� i zainteresowanie. Na posesyjnym przyj�ciu
jej koledzy byli pod jego wra�eniem, mimo �e by� spoza
grupy. Bez wysi�ku unikn�� zak�opotania, jakie wywo�uje
zb�dna obecno�� ma��onk�w: nie pr�bowa� opanowa�
towarzystwa, nie siedzia� ponuro, nie chowa� si� po k�tach.
Gdy Patti przyjmowa�a gratulacje - jej praca zosta�a
doceniona - trzyma� j� za r�k� i u�miecha� si�.
Potem dyskutowa� na temat uk�adu dr�g Sycylii, bez
skr�powania czy nerwowego �miechu.
- Bardzo mi�y facet z tego twojego m�a - powiedzia�
Patti francuski naukowiec, kiedy� potencjalny kandydat na
romans. - Ale stale robi wra�enie, jakby na co� czeka�,
n'est-ce pas? Nie wiesz, o co chodzi?
Patti zamar�a. Ale gdy obserwowa�a Charliego, wyda�
si� jej szcz�liwszy ni� kiedykolwiek, a poniewa� sama
tak�e by�a szcz�liwa, zapomnia�a o ca�ej sprawie. Po
konferencji pojechali do Pary�a. Obejrzeli Saint-Chapelle,
objadali si� w patisseriach, kupowali litografie w
antykwariatach i kochali si� ka�dej nocy.
W marcu Patti odkry�a, �e jest w ci��y. Odby�a z
Charliem d�ug� rozmow� na temat po�wi�ce�, kariery i
zegara biologicznego, po czym postanowili, �e urodzi
dziecko.
- B�dziesz dobrym ojcem - powiedzia�a. - Naprawd�.
Dziecko mia�o przyj�� na �wiat w grudniu. Patti i
Charlie kupili dom na przedmie�ciu w pobli�u dobrej
szko�y, we wrze�niu zlikwidowali mieszkanie i
przeprowadzili si�. Ca�y pa�dziernik, kiedy nawet w
mie�cie ulice pokry�y si� z�otymi i ��tymi li��mi,
Charlie remontowa� dom. Przystrzyg� tuje, naprawi�
podjazd, oczy�ci� �cieki. Sta� si� spokojniejszy, lecz nie
na tyle, by Patti - zaabsorbowana ci��� i pionami - to
zauwa�y�a.
Wraca�a z laboratorium do domu, gdy rozszala�a si�
burza, typowa dla tego regionu w pa�dzierniku. Li�cie ze
strugami deszczu uderza�y o przedni� szyb�, usuwane na
boki wycieraczkami. Hukn�� grom, z pocz�tku pe�n� minut�
po b�yskawicy, lecz odst�p czasowy zmniejsza� si�
gwa�townie, a� burza dotar�a do niej z kakofoni� grzmot�w
i stroboskopowymi b�yskami. Ga��zie zgina�y si� niemal w
p� od samego naporu d�wi�ku. Patti jecha�a wolno i z ulg�
skr�ci�a na podjazd. Zygzak b�yskawicy wybuch� po prawej
stronie, na moment ��cz�c chmur� z ziemi�. Postanowi�a
zosta� w samochodzie, dop�ki nie przesunie si� o�rodek
burzy.
Poprzez strumienie wody na szybie zobaczy�a, jak
Charlie otwiera boczne drzwi. Szed� schylony walcz�c z
wichur� z powolno�ci� cz�owieka poruszaj�cego si� pod
wod�. Mia� na sobie d�insy, czerwon� koszulk� i p��cienne
mokasyny. Zdawa�o si�, �e przej�cie przez ogr�d trwa
niesamowicie d�ugo. Szed� w stron� jedynego du�ego drzewa
na ich terenie, czterdziestostopowego jaworu, kt�rego
ga��zie niby bicze ch�osta�y przestrze� wok� pnia.
Patti opar�a d�o� na klamce. Charlie odchyli� g�ow�
do ty�u tak mocno, �e trudno by�o poj��, jak potrafi
utrzyma� r�wnowag�. Potem wolno opar� r�k� o pie� drzewa.
Zaja�nia�a b�yskawica i niemal natychmiast hukn�� grom,
jak gdyby burza przysun�a si� jeszcze bli�ej. Charlie
opu�ci� g�ow� i nawet przez zas�on� deszczu Patti widzia�a
jego roz�wietlone oczy. Wtedy uderzy� kolejny piorun, pie�
jawora rozpad� si� do wysoko�ci pi�tnastu st�p od ziemi, a
Charlie rozdar� ramionami powietrze rozszarpane ju�
og�uszaj�cym hukiem.
Charlie le�a� zabanda�owany w szpitalnym ��ku.
Warstwy gazy okrywa�y go niby welon. Za ka�dym razem, gdy
na niego spojrza�a, Patti trz�s�a si� z w�ciek�o�ci, kt�ra
j� sam� przera�a�a na tyle, �e wypowiada�a s�owa
stosunkowo spokojnie, jak gdyby prowadzi�a dyskusj� na
temat ksi��ek z biblioteki, broku��w, sumienia ocalonego
po wypadku z wind�. Charlie odpowiada� tym samym tonem.
Przechodz�ca piel�gniarka mog�aby pomy�le�, �e omawiaj�
now� ustaw� podatkow�.
- Dlaczego, Charlie?
- Nie mog� ci wyt�umaczy�. Przykro mi.
- Przykro ci? Charlie, na mi�o�� bosk�... spr�buj!
Milcza�. Szerokie czarne kr�gi pod oczami wygl�da�y
jak pozosta�o�� po pojedynku na pi�ci. Patti pomy�la�a,
�e gdyby w takim stanie spotka�a go na ulicy, mog�aby go
nie pozna�.
- Charlie... zl�k�am si�. Lekarze m�wi�, �e masz
szcz�cie, �e w og�le �yjesz. W og�le. Chcia�abym
zrozumie�. Charlie?
- My�la�em... nie przejmowa�bym si� b�lem i
oparzeniami, gdyby tylko...
- Gdyby co?
- B�yskawice trafiaj� w drzewa ca�y czas. Tak jak
wtedy. Siedemdziesi�t pi�� tysi�cy po�ar�w lasu rocznie
zaczyna si� uderzeniem pioruna.
Patti odetchn�a g��boko. Po�o�y�a obie d�onie na
wypuk�ym brzuchu, lecz g�os nadal mia�a spokojny.
- Charlie, byli�my tacy szcz�liwi przez ten rok.
Byli�my szcz�liwi?
- Bardziej ni� kiedykolwiek w �yciu.
- Czy to dlatego... czy to z tego powodu? Bo uwa�a�e�,
�e zasady prawdopodobie�stwa wok� ciebie nie dzia�aj�? �e
prze�y�e� to dziwaczne zad�awienie, dziwaczny upadek
ceg�y, dziwaczn� katastrof� windy? �e a� do teraz
wierzy�e�, �e odbywa si� jaka� idiotyczna nadnaturalna
rozgrywka i ty jeste� faworyzowanym graczem?
Charlie spogl�da� na ni� podkr��onymi oczyma.
- Nie - m�wi�a wolno Patti. - Nie dlatego, �e
wygrywa�e�. Po prostu dlatego, �e wszed�e� do gry. Bo
my�la�e�, �e toczy si� jaka� gra. Zgodzi�by� si� zosta�
kalek�, byle tylko piorun zostawi� wypalone na pniu
hieroglify. Gdyby przem�wi� do ciebie z tych cholernych
p�on�cych krzak�w. Zaryzykowa�by�... to w porz�dku, �e Lem i
Ed zgin�li w windzie, je�li tylko by�o to znakiem, �e
jest... naprawd� wola�by�...
- Nie - zaprzeczy� Charlie. Ale bardzo cicho.
Patti spojrza�a na niego, wsta�a i obci�gn�a sw�j
ci��owy sweter - zb�dny gest, ca�kiem do niej nie pasuj�cy.
Nigdy mniej nie przypomina�a naukowca i nigdy Charlie nie
czu� przed ni� wi�kszego l�ku. Si�gn�a po torebk�,
wisz�c� na oparciu twardego szpitalnego krzes�a, zarzuci�a
pasek na rami� i wysz�a.
Charlie odwr�ci� si� twarz� do �ciany.
Trzy noce p�niej na oddziale oparze� we wschodnim
skrzydle szpitala wybuch� po�ar. Zawy� alarm; w��czy� si�
system zraszaj�cy. Charlie przebudzi� si� czuj�c delikatny
deszcz padaj�cy mu na twarz. Le�a� spokojnie nas�uchuj�c
tupotu n�g i podniesionych g�os�w z korytarza. Zapach
dymu, ostry i dokuczliwy jak z wulkanu, przes�cza� si�
przez drzwi. Krzywi�c si� z b�lu Charlie wype�z� z ��ka.
By� sam w trzyosobowej sali - w tym tygodniu na
oddziale oparze� nie by�o wiele do roboty. Podszed�
niezdarnie do drzwi, stan��, by oprze� si� o szafk�
pomalowan� na obrzydliwy r�owy kolor przypalonej sk�ry.
Ogie� p�on�� chyba na dalszym ko�cu korytarza, sk�d
unosi�y si� leniwie k��by dymu. Na odcinku paru krok�w z
jego pokoju temperatura podnios�a si� o kilka stopni.
T�ga piel�gniarka rzuci�a cicho przez zaci�ni�te ze
strachu z�by:
- Prosz� wychodzi�, panie Foster. T�dy. Prosz� wyj��
na zewn�trz.
Chwyci�a Charliego za r�k�, tu� poni�ej r�kawa lu�nej
szpitalnej koszuli.
Charlie strz�sn�� jej d�o� i ruszy� do windy.
- Podczas po�aru winda jest nieczynna, panie Foster -
zawo�a�a ostro. - Musi pan... - dzwonki alarmowe zag�uszy�y
reszt�.
Czerwony napis WYJ�CIE wci�� �wieci�. Potykaj�c si�
Charlie poszed� w stron� klatki schodowej. Sanitariusz
nios�cy na r�kach starsz� pani� owini�t� banda�ami tak, �e
wida� by�o tylko jej pomarszczone rami�, pierwszy dotar�
do drzwi i otworzy� je nog�.
Charlie przepchn�� si� obok nich nie zwa�aj�c na
krzyk m�czyzny. Na schodach �wiat�o nie dzia�a�o. Zacz��
schodzi� w d�, a za nim najpierw sanitariusz, potem t�ga
piel�gniarka prowadz�ca dwie zabanda�owane postacie, dalej
jeszcze dw�jka ludzi obijaj�ca por�cz czym�, co wygl�da�o
na nosze. Tymczasem alarm dzwoni�, cich� i dzwoni� znowu.
W chwilach ciszy Charlie s�ysza�, jak ludzie z noszami
kln� metodycznie. Za ka�dym razem, kiedy na g�rze
otwiera�y si� drzwi, na klatk� schodow� wpada�o wi�cej
dymu.
Na pode�cie pierwszego pi�tra drzwi otworzy�y si� z
rozmachem i Charlie znalaz� si� w grupie m�odych kobiet, z
kt�rych �adna nie wygl�da�a na chor�, cho� wszystkie mia�y
na sobie szpitalne szlafroki. Obija�y si� o jego
oparzenia. Krzykn��, lecz dzwonki alarmu zag�uszy�y jego
g�os. Cierpi�c w t�umie pi�knych cia� dotar� na parter i
niepewnym krokiem wyszed� w ch��d nocy. Z dala od budynku
upad� na trawnik ozdobiony klombem nagietek w kr�gu
kamieni, przypominaj�cym bardzo poprawnie zbudowane
ognisko. Za rogiem budynku wy�y syreny. Kto� pochyli� si�
nad nim, krzykn�� "Ten jest w porz�dku" i znikn��.
Charlie obj�� ramieniem k�pk� nagietek i trzyma� mocno.
Zadr�a�.
Kiedy dr�enie usta�o, podni�s� g�ow� i spojrza� na
budynek szpitala. Wydawa� si� solidny i pewny, ciemny z
wyj�tkiem drugiego pi�tra wschodniego skrzyd�a, gdzie
przez zas�oni�te okna s�czy� si� �agodny blask. Charlie
poczu�, �e p�acze.
- Co jest? - odezwa� si� obok m�ody g�os. - Prosz�
przesta�. Nic si� nie sta�o. Jaki� stra�ak m�wi�, �e
wyprowadzili wszystkich na czas.
Dziewczyna po�o�y�a d�o� na poparzonym ramieniu
Charliego. Cofn�a j�, kiedy wrzasn��. Jej �adna, m�oda
buzia wyra�a�a trosk�. Kiedy si� pochyli�a, w�osy opad�y
jej na oczy i szpitalna koszula zsun�a si� z ramienia.
Wygl�da�a na pi�tna�cie lat.
- Wszyscy... wyszli? - szepn�� Charlie. M�wienie
sprawia�o b�l.
- Tak.
- Ja nie - o�wiadczy� Charlie. Nagietki �ama�y mu si�
w r�ku.
Dziewczyna spojrza�a uwa�nie.
- Nie rozumiem.
- Nawet nie popatrzy�em. Na po�ar. Zwyczajnie
uciek�em. Nawet nie spojrza�em.
Dziewczyna odsuwa�a si� od niego po trawie. Charlie
z�apa� j� za kolano.
- Czy to by� zwyk�y po�ar? Normalny?
- Co?
- Normalny po�ar? Czy by�o w nim co� niezwyk�ego,
nieprawdopodobnego? Cokolwiek? Prosz� sobie przypomnie�.
Dziewczyna przesta�a si� odsuwa� i zdj�a z kolana d�o�
Charliego. �ci�gaj�c wargi przyjrza�a si� banda�om na jego
ciele, dzikim oczom, p�kowi zduszonych nagietek. Charlie
zauwa�y�, �e - cho� to dziwaczne - �uje gum�.
- Czy zawsze �uje pani gum�? - spyta� gor�czkowo. -
Tak? Czy �uje pani gum� podczas po�ar�w?
- Czy zawsze... pan jest szurni�ty, wie pan?
Charlie znowu j� z�apa�.
- �uje pani?
- Dotknij tylko jeszcze raz mojego kolana, to
oberwiesz! Taki chory i poparzony, a do czego si� zabiera!
Charlie j�kn��. Ten g�os sprawi�, �e dziewczyna
zapomnia�a o zagro�onej cnocie, wzbudzi� za to
wsp�czucie. Westchn�a i poprawi�a flanelow� koszul�.
- Nie wiem, czy zawsze �uj� gum� podczas po�ar�w, czy
nie. Nigdy jeszcze nie widzia�am po�aru. Po prostu �uj�
gum�, odk�d zasz�am w ci���, bo przesta�am pali�. To
szkodzi dzieciom.
- W ci���? Jest pani w ci��y?
Dziewczyna skrzywi�a si�. Nagle wyda�a si� znacznie
starsza. Niespodziewanie reflektor zala� szpitalny budynek
potokiem blasku. Charlie spostrzeg�, �e dziewczyna ma
mi�kkie, kasztanowe w�osy i oczy tak samo niebieskie jak
jej koszula. W ostrym �wietle mocno rysowa� si� jej
podbr�dek.
- Czy dziecko ma... - wykrztusi� - ...fizycznego ojca?
- Chyba nie da si� tego za�atwi� inaczej.
- Przecie� musz� znale�� jaki� spos�b, �eby si�
dowiedzie�!
- Czego si� dowiedzie�, jak rany?
- Wiedzie� - powt�rzy� Charlie, ale zdoby� si�
jedynie na szept.
Dziewczyna westchn�a.
- Nie ma nic ciekawego. To by� taki facet, kt�rego
pozna�am w pralni. Cz�owieku, potrzebna ci pomoc. Nie
ruszaj si�, poszukam kogo�.
Odesz�a. Charlie le�a� nieruchomo i patrzy� na
szpital. Pojawi�y si� i znikn�y zwyczajne przy po�arach
atrybuty: wozy stra�ackie, drabiny, strugi wody wylewane w
mrok.
- Wszystko jest pod kontrol� - odezwa� si� w
ciemno�ci z lewej strony jaki� m�ski g�os. - Ludzie
bezpieczni. Ogie� opanowany. Wszyscy zas�u�yli�my na
medale.
- Zwyczajny podr�cznikowy po�ar - roze�mia� si� kto�
inny.
- Ale czy toczy si� gra! - krzykn�� Charlie.
Dziewczyna wr�ci�a i usiad�a obok niego.
- Nic panu nie dolega? Nie mog�am nikogo znale��,
wszyscy s� zaj�ci innymi pacjentami. Ale nikomu nic si�
nie sta�o. Niech to szlag, prosz� spojrze�, z�ama�am
paznokie�! - pochyli�a si�, po czym podnios�a na Charliego
swe b��kitne oczy. - To cud, �e paznokcie w og�le si�
trzymaj�. M�wi� panu, pieprzony cud.