5107
Szczegóły |
Tytuł |
5107 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5107 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5107 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5107 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zef Ignacy Kraszewski
Hrabina Cosel
TOM PIERWSZY
I
Na kr�lewskim zamku w stolicy saskiej jakby wszystko wymar�o: cicho by�o, ponuro i smutno. Noc by�a
jesienna, ale w ko�cu sierpnia zaledwie gdzieniegdzie li�� ��knie na drzewach i rzadko wiej�
wiatry ch�odne, dni bywaj� weselsze jeszcze, a nocy jasne i ciep�e.
Tego wieczora jednak d�o z p�nocy i chmury czarne, poszarpane, d�ugie wlok�y si� jedna za drug�,
a na o�owianym tle, je�li mign�a gdzie gwiazdka na chwil�, gas�a wnet w g�stych ob�okach. U
Georgenthor1, w bramach zamkowych, na dziedzi�cach przechadza�y si� stra�e milcz�ce. Zwykle jasne
okna kr�lewskich mieszka�, z kt�rych �wiat�a i muzyka bucha�y ochoczo, sta�y czarne i zamkni�te. A
by�a to rzecz niezwyk�a za panowania Augusta, zwanego Mocnym2, bo pan to by� mocen do wszystkiego:
�ama� podkowy i ludzi, smutek i z�� fortun�, a jego nic z�ama� nie mog�o. W ca�ych Niemczech, ba, w
ca�ej Europie s�yn�� �wietny dw�r kr�lewski, przy kt�rym gas�y wszystkie inne: nikt go
wspania�o�ci�, smakiem wytwornym i rozrzutno�ci� pa�sk� nie przeszed�, nikt mu nawet nie dor�wna�.
W tym roku wszak�e August dozna� kl�ski. Szwed mu wydar� elekcyjn� polsk� koron�3. Kr�l, zrzucony
niemal z tronu, wygnany z kr�lestwa, wr�ci� na kurfirstowskie gniazdo op�akiwa� swe straty,
wysypane pr�no miliony i srog� niewdzi�czno�� Polak�w. Sasi nie mogli poj��, by tak szlachetnego i
mi�ego pana mo�na by�o nie uwielbia� i nie da� si� za� zabija�.
August mniej to jeszcze od nich rozumia�. Wyraz "niewdzi�czno��" nieodst�pnie towarzyszy� ka�demu
Polski wspomnieniu. Wreszcie unikano ju� nawet mowy o niej, o kr�lu Szwecji i o tych wypadkach,
kt�re August Mocny poprawi� kiedy� obiecywa� sobie.
Drezno po powrocie Augusta ju� si� nawet bawi� zaczyna�o, a�eby swego pana rozweseli�; tylko tego
wieczora tak dziwna cisza zapanowa�a w zamku. Dlaczego, nikt nie wiedzia�. Kr�l przecie� do �adnego
ze swych zamk�w nie odjecha�, w Lipsku jeszcze si� jarmark nie rozpocz��4. M�wiono nawet w mie�cie
i na dworze, �e na przek�r Szwedowi August naka�e bale, karuzele5 i maskarady, aby mu dowie��, �e
swej chwilowej przegranej nie bra� tak bardzo do serca.
Rzadcy przechodnie, przesuwaj�cy si� oko�o zamku ulicami, spogl�dali na okna i dziwili si�, i� tak
wcze�nie cisza i ciemno�� zapanowa�y u kr�la. Kto by wszak�e, min�wszy bram� wielk� i pierwsze
podw�rze, m�g� si� wcisn�� na drugie, przekona�by si�, i� zamek spa� tylko jednym bokiem, a we
wn�trzu jego wrza�o jeszcze �ycie.
Stra�e tu nie wpuszcza�y nikogo.
Na pierwszym pi�trze, mimo wichru, okna by�y szeroko poodmykane. Zza obs�on, kt�rymi na p� tylko
by�y okryte, rz�siste �wiat�o jarz�ce miga�o, odbite mn�stwem zwierciade�, a chwilami dobywa� si�
�miech homeryczny6 z wn�trzy sali, lecia� w dziedziniec, przestraszaj�c chodz�c� wart�, kt�ra
s�ucha� go stawa�a, i obiwszy si� o szare mury powoli s�abym obumiera� echem.
�miechom tym towarzyszy�y gwary to s�absze to silniejsze, rosn�ce, przechodz�ce w mruczenie i
milczenie. Nagle, jakby po przebrzmia�ej mowie, zrywa�y si� znowu oklaski i znowu hucza� �miech
homeryczny, kr�lewski, roz�o�ysty, purpurowy, �miech istoty, kt�ra si� nie l�ka, by j� kto
pos�ysza� i drugim, szyderczym odpowiedzia� �miechem. Za ka�dym wybuchem stra�, kt�ra z halabard�
chodzi�a pod oknami, stawa�a, �o�nierz podnosi� oczy do g�ry, wzdycha� i spuszcza� je na ziemi�.
Strasznego co� by�o w tej uczcie nocnej w�r�d zamku �pi�cego, w�r�d burzliwego wichru i milcz�cej
stolicy.
Tam kr�l si� weseli�.
Od powrotu z Polski takie uczty wieczorne, niet�umne, w gronie kilku poufa�ych ludzi - nazwijmy ich
przyjaci�mi - bywa�y cz�stsze ni� dawniej. August Mocny, zwyci�ony przez dziwacznego, p�g��wkiem
zwanego, Karola XII7, wstydzi� si� oczu pokazywa� w licznych zebraniach: zabawy i roztargnienia
potrzebowa�, zbiera� wi�c oko�o siebie ulubie�c�w kilku. Na�wczas przynoszono w�grzyna z�ocistego,
po kt�rego umy�lnie s�ano na W�gry co roku, ustawiano puchary i pili tak a� do dnia, a� do snu, a�
do chwili, gdy wszyscy z krzese� pospadali, a kr�la Hoffmann8 pod r�k�, �miej�cego si�, do �o�a
odprowadza�.
Do tego grona wybranych kap�an�w Bachusa magiarskiego9 niewiele os�b by�o przypuszczonych: poufali
tylko i zaufani a ulubieni Augustowi, gdy� kr�l po kilku pucharach dla tych, kt�rych nie cierpia�,
m�wiono, by� niebezpiecznym. Si�� mia� herkulesow�, gniew - olimpijski, a w�adz� - nieograniczon�.
W dnie powszednie, z rana, gdy si� pogniewa�, oblicze mu tylko zasz�o jakby krwaw� �un� na chwil� i
oczy b�ys�y, i wargi zadr�a�y, i odwraca� si� nie patrz�c na tego, co go tak rozp�omieni�, ale po
kielichu niejeden wylecia� oknem i na kamieniach dziedzi�ca pad�, by nie wsta�.
Tak ludzie m�wili. Gniew jego by� rzadki, ale jak piorun straszny. W zwyk�ym �yciu nie by�o
�agodniejszego pana ani s�odszego, ani �askawszego dla wszystkich. Uwa�ano nawet, �e im kogo mniej
znosi�, tym dla� u�miech mia� milszy, a w przededniu zaprowadzenia na K�nigstein10, gdzie cz�sto
dziesi�tkami lat faworyci siadywali, August �ciska� ich jeszcze jak najlepszych przyjaci�. Tak
szlachetna to by�a natura, pragn�ca ludziom los ich os�odzi�.
A bawi� si� to� przecie panu potrzeba by�o koniecznie. C� dziwnego, �e czasem do zabaw sprowadzano
dwa g�odne nied�wiedzie, �eby si� jad�y, lub podpijano dw�ch zawzi�tych nieprzyjaci�, �eby si� z
sob� gry�li?! Ten rodzaj rozrywki najmilszym by� panu, a gdy si� dw�ch Vitzthum�w, Friesen�w lub
Hoym�w zawzi�o je�� z sob� po kielichach, �mia� si� do rozpuku. Niewinnie� to by�o roztargnienie.
Kr�lowi por�ni� ich z sob� przychodzi�o bardzo �atwo, bo wiedzia� wszystko: kto si� w kim kocha�,
kto kogo nienawidzi�, ile mu z kasy wzi�to niedozwolonym sposobem, nawet co zamy�la� kt�ry z
dworak�w; je�li nie wiedzia�, to odgad�. Kto mu to szepta�, donosi�, kto zdradza�, pr�no sobie
�amano g�owy. Ko�czy�o si� na tym, �e nikt tu ju� nikomu nie wierzy�, �e si� brat obawia� brata, �e
m�� si� kry� przed �on�, �e ojciec l�ka� si� syna, a kr�l August Mocny �mia� si� z tego mot�ochu!
Patrza� z g�ry na komedi� �ycia, nie gardz�c w niej olimpijsk� rol� Jowisza, Herkulesa i
Apollina11, wieczorami za� Bachusa.
Tego wieczora w�a�nie kr�l si� czu� tak smutnym i znudzonym, i� wszystkich ministr�w, ulubie�c�w i
dworzan postanowi� poi� i spowiada�, aby si� cho� troch� rozchmurzy�.
W po�rodku o�wieconej sali, kt�rej jedn� �cian� zajmowa� srebrem i pucharami ja�niej�cy bufet, z
kr�luj�c�, srebrn�, o z�otych obr�czach, bary��, d�ugi st� obsiedli towarzysze wybrani kr�lewskich
zabaw: przybyli w�a�nie z Rzymu hrabia Taparel Lagnasco12, z Wiednia - Wackerbarth13, wreszcie
domowi, Watzdorf, kt�rego zwano ch�opem z Mansfeldu14, F�rstenberg15, Imhoff16, Friesen17,
Vitzthum18, i Hoym19, i niezr�wnany w �artach, niewyczerpanego dowcipu, zawsze surowy i powa�ny, a
umiej�cy roz�mieszy�, cho�by si� na p�acz zbiera�o, Fryderyk Wilhelm baron
Kyan20.
Kr�l siedzia� z rozpi�t� na piersiach sukni� i kamizel�, podparty na �okciu i smutny. Pi�kn� jego
twarz, zwykle jasn�, obleka�a jakby mg�a nadchodz�cego smutku. Wypr�niony kielich sta� przed nim.
Kilka flasz pr�nych �wiadczy�y, �e biesiadowa� nie teraz dopiero pocz�to, przecie� na twarzy kr�la
nie wida� by�o skutku boskiego napoju. Bursztynowy p�yn nie rozz�oci� mu ponurych my�li.
Dworzanie baraszkowali mi�dzy sob�, harcuj�c s�owy, aby pana rozbawi�; nic to nie pomaga�o: August
siedzia� zamy�lony, jakby nie s�ucha�. A by� to stan rzadki u niego, bo chcia� roztargnienia i
szuka� rozrywki. Z ukosa spogl�dali na� niespokojni towarzysze.
W drugim ko�cu sto�u siedzia� niepozorny, pos�pny Kyan i jakby kr�la prze�ladowa�21 chcia�, tak�e
si� na �okciu spar�, nogi wyci�gn�� i w sufit patrz�c, wzdycha�. By� tak smutny, �e si� wydawa�
�miesznym.
- S�uchaj - szepn�� F�rstenberg, tr�caj�c �okciem Wackerbartha (oba ju� byli dobrze podchmieleni) -
widzisz ty Najja�niejszego Pana? �le jest, nie mo�e go dzi� nic rozweseli�, jedenasta godzina, do
tej pory powinien by ju� by� w r�owym humorze. Nasza wina.
- Jam tu go�� - odpar� Wackerbarth ruszaj�c ramionami - to nie moja rzecz. Wy�cie, znaj�c go
lepiej, �rodki skuteczniejsze obmy�li� powinni.
- Znudzi� si� Lubomirsk�22, oczywista rzecz - doda� z boku Taparel.
- Nie, bo przyznam ci si�, �e i tych Szwed�w strawi� trudno - szepn�� po cichute�ku Wackerbarth. -
Ja mu si� nie dziwi�.
- Eh, eh! Szwed�w! Zapomnieli�my tymczasem; pobije ich tam za nas kto inny, mamy pewno��, my
przyjdziem tylko zbiera� owoce - pocz�� tr�caj�c w kielich F�rstenberg. - Nie Szwedy go gryz�, ale
ju� Lubomirskiej ma dosy�. Trzeba mu inn� znale��.
- Czy� o to trudno? - szepn��, ramionami ruszaj�c, Weckerbarth.
- A! No, trzeba wam by�o znowu w Wiedniu drug� Esterl�23 wyszuka� - roz�mia� si� Lagnasco.
I pocz�li szepta� tak cicho, �e ich ju� s�ycha� nie by�o, bo kr�l zdawa� si� przebudza� jakby ze
snu i wodzi� oczyma po swych towarzyszach, a� wzrok jego pad� na tragicznie rozpartego barona Kyan
i kr�l parskn�� homerycznym �miechem. Nie potrzeba by�o wi�cej, a�eby ca�a sala za nim powt�rzy�a
�miech echem, cho� po�owa z wsp�biesiadnik�w wcale nie wiedzia�a, z czego najja�niejszy pan
roz�mia� si� raczy�.
Jeden Kyan si� nie ruszy�, nie drgn��.
- Kyan! - krzykn�� kr�l. - Co ci jest? Czy ci� kochanka zdradzi�a? Czy� go�y, czy ci nieprzyjaciel
wpi� si� do boku? Wygl�dasz jak Prometeusz24, kt�remu niewidzialny s�p szarpie w�trob�!
Kyan odwr�ci� si� jak drewniana lalka i westchn�� straszliwie. Stoj�cy ko�o niego kandelabr o
sze�ciu �wiecach do po�owy zgas� od tego westchnienia i dym �wiec rozszed� si� po sali.
- Kyan, co ci jest? - zapyta� kr�l.
- Najja�niejszy Panie - odpar� baron - osobi�cie nie jest mi nic. Nie jestem ani g�odny, ani
zakochany, ani d�u�ny, ani zazdrosny, ale rozpacz mnie morduje.
- C� si� sta�o? M�w! - pocz�� kr�l.
- Nad nieszcz�liwym losem najukocha�szego naszego monarchy bolej�! - odpar� powa�nie Kyan. - Tak
jest! Urodzony do szcz�cia, z bo�ym obliczem, z herkulesow� si��, z sercem wspania�ym, z m�stwem
niez�omnym, stworzony, aby �wiat ci u st�p le��c s�u�y�, nie masz nic.
- Tak, to prawda - rzek� August chmurz�c brew.
- Pi�tnastu nas tu siedzi i rozbawi� ci� nie umiemy. Kochanki ci� zdradzaj� i starzej� si�, wino
kwa�nieje, pieni�dze ci kradn�, a gdy wieczorem rad by� odetchn�� w weso�ym k�ku, przynosz� ci
wierni poddani twarze grobowe. Nie powinna� mnie, co ci� kocham, rozpacz porywa�?!
August si� u�miechn��, r�k� dr��c� pochwyci� puchar i stukn�� nim o st�. Zza kredensu wybieg�y dwa
kar�y jak jeden i stan�y przed kr�lem.
- S�uchaj, Tramm25 - zawo�a� August - ka� poda� g�sior ambrozji! Kyana robi� podczaszym. Wino,
kt�re�my pili, podprawione by�o wod�.
Ambrozj�26 zwa� si� w�grzyn kr�lewski, kt�ry Zichy sam dla Augusta z najlepszych winogron nie
wyciskanych robi� kaza�. By�o to wino nad wina, niby syrop ci�gn�ce si�, zdradziecko s�odkie i
�agodne, a mog�ce powali� olbrzyma.
Tramm z towarzyszem znikli, a po chwili ukaza� si� czarny Murzyn we wschodniej odzie�y, na srebrnej
tacy nios�cy g�sior ogromny. Wszyscy wstali i witali go pok�onem, kr�l spogl�da�.
- Kyan, gospodaruj! - zawo�a�.
Kyan wsta�. Kar�y nios�y na drugiej tacy kieliszki, ale te si� nie podoba�y podczaszemu: szepn�� im
co� i ma�ymi kroczkami za bufet pobiegli, a po chwilce zjawili si� z nowym szk�em r�nego kalibru.
Z powag� urz�dnika, kt�ry zna wa�no�� zleconych sobie obowi�zk�w, Kyan j�� si� ustawia� kielichy.
W �rodku sta� pi�kny, smuk�y, przyzwoitej obj�to�ci, kr�lewski; doko�a wie�cem otacza�y go nieco
mniejsze, ministerialne kielichy, poza nimi drobniejszych rozmiar�w, jak na �art, niby naparstki w
znacznej liczbie cisn�y si� kieliszeczki �mieszne.
Wszyscy patrzeli ciekawie.
Kyan powoli uj�� g�sior ogromny, aby w nim nie poruszy� osad�w, i ostro�nie nalewa� zacz��.
Nape�ni� najprz�d wszystkie drobne. Niewiele one na poz�r bra�y, ale ich by� lik tak znaczny, �e
nim wszystkie ponalewa�, g�sior si� bardzo opr�ni�. Kolej sz�a na ministerialne. W�r�d
powszechnego milczenia podczaszy sumiennie i te wszystkie nala� spe�na. W g�siorze ubywa�o, ubywa�o
i gdy przysz�o nala� kielich kr�lewski, wina zabrak�o. Kilka kropel z m�tami wla� Kyan do niego,
stan�� i spojrza� na Augusta.
- A! Dobry z wa�pana podczaszy - roz�mia� si� kr�l. - Dla ciebie ja jestem ostatnim. C� to ma
znaczy�?
�mieli si� otaczaj�cy.
- Najja�niejszy Panie - odezwa� si�, stawiaj�c opr�niony g�sior na stole Kyan, kt�ry wcale nie
straci� przytomno�ci i humoru - jest to przecie nie nowina, ale rzecz powszednia: com ja tu zrobi�
z winem, twoi ministrowie robi� co dzie� z dochodami pa�stwa. Najprz�d sobie ka�dy ma�y urz�dniczek
swoj� kiesze� nalewa, potem starszyzna o sobie pami�ta, a gdy przyjdzie kr�lewski puchar, tylko
m�ty pozosta�y.
Kr�l uderzy� w d�onie, patrz�c szydersko po przytomnych.
- Kyan! Twoje zdrowie! Przypowie�� Ezopa27 godna. Ale niech�e dla mnie drugi g�sior podadz�.
Murzyn ni�s� ju� na tacy ambrozj�. �mieli si� wszyscy, bo kr�l si� �mia�, ale jako� kwa�no: z ukosa
spogl�dano na Kyana, kt�ry najmniejszy kieliszeczek wzi�� i zdrowie Herkulesa saskiego okrzykn��.
Padli wszyscy pochmieleni na kolana, ha�as powsta� ogromny, kielichy podnios�y si� do g�ry.
Kr�l sw�j kielich ku baronowi wypi� i postawi�.
- M�wmy o czym innym! - zawo�a�.
F�rstenberg wsta�.
- Najja�niejszy Panie - rzek� - godzina nadchodzi, w kt�rej o niczym innym m�wi� si� nie godzi,
tylko o tym, co dniowi i nocy kr�luje - o kobietach.
- Doskonale - popar� kr�l - ka�dy niech swoj� kochank� opisze. F�rstenberg zaczyna.
Szydersko u�miechaj�c si�, wym�wi� kr�l te s�owa. Po twarzy F�rstenberga przebieg� grymas dziwny.
- Dane mi pierwsze�stwo - odezwa� si� m�ody towarzysz kr�la i ulubieniec - dowodzi tylko, �e przed
okiem argusowym28 naszego Najja�niejszego Pana nic si� ukry� nie zdo�a. zna mnie, k�ama� mu nie
potrafi�, i wystawia na upokorzenie. Najja�niejszy Panie - doda�, r�ce sk�adaj�c, F�rstenberg -
prosz� o uwolnienie mnie od wizerunku kochanki.
- Nie, nie! - pocz�to doko�a. - Portret by� mo�e bez podpisu, je�li osoba ukryt� by� musi, ale
rozkaz Pana �wi�ty i nieodwo�alny. Maluj, F�rstenberg.
Wszyscy po trosze wiedzieli, dlaczego tak nieochoczo bra� si� do opisu m�odzieniec. By�a to chwila
krytyczna w jego �yciu, udawa� bowiem wielk� mi�o�� dla przesz�o czterdziestoletniej wdowy po
jednym z Friesen�w, kt�ra s�yn�a z tego, �e spod r�u i bielid�a twarzy jej wida� nie by�o. Wdowa
by�a bogata, F�rstenberg w�a�nie grosza potrzebny. Wszyscy wiedzieli, �e si� z ni� nie o�eni, a
jednak na balach dworskich, na maskaradach, w przeja�d�kach ci�gn�a go za swym wozem.
Gdy si� F�rstenberg oci�ga�, nagli� tak i tupa� pocz�to, i� kr�l nakaza� musia� milczenie i
wskazuj�c na F�rstenberga, powt�rzy�:
- Nie ma lito�ci, maluj t� malowan� kochank�, kt�rej palisz ofiary.
Dla nabrania odwagi m�ody roztrzepaniec wychyli� sw�j kielich do dna.
- Kochanka moja jest najpi�kniejsz� w �wiecie - zawo�a� - mo�e� mi kto zaprzeczy�, zna� kto, co si�
ukrywa pod t� mask�, kt�r� dla �miertelnik�w oczu nak�ada!? Moja kochanka nale�y do b�stwa, bo jej
jednej nie zagra�a to, co wszystkim innym! Pi�kno�� jej dojrza�a, jak� jest, pozostanie na zawsze.
Z�b czasu skruszy si� o marmurowe jej kszta�ty.
�miech mu przerwa�.
Obok niego siedzia� Adolf Hoym. M�czyzna by� pi�knie zbudowany, ale twarzy niemi�ego wyrazu. Ma�e
jego oczki, �widruj�ce, gdy si� w cz�owieka wpatrywa�, cechowa�a przenikliwo�� jaka� trwo�na.
Zblad�y i wy��k�y, w tej chwili dopiero po ambrozji nieco rumie�ca nabiera�. Hoym s�yn�� z
don�ua�stwa, ale jego mi�ostki od lat kilku by�y tak tajemnicze i skryte, �e ju� my�lano, �e si�
ustatkowa�. Chodzi�y wie�ci, i� si� o�eni�, ale �ona29 jego nie pokazywa�a si� nigdzie, nie widzia�
jej nikt: siedzia�a podobno na wsi.
Hoym, kt�ry mia� s�absz� od innych g�ow�, a by� ju� zm�czony, przez dni kilka dotrzymuj�c kr�lowi w
nocnych jego biesiadach, widocznie by� mocno napi�y. Pozna� to by�o �atwo po mimowolnych g�owy jego
ruchach, po wysileniach, z jakimi d�wiga� r�ce oci�a�e, po u�miechu ust krzywym, po przymykaj�cych
si� powiekach i ca�ej postawie zdradzaj�cej, �e sob� w�ada� przesta�.
By�a to najmilsza gratka dla kr�la i jego towarzysz�w ministra od akcyzy30 schwyta� w takim stanie
ub�ogos�awionym, gdy rozum j�zyka powstrzyma� nie mo�e.
- Kolej na Hoyma - rzek� kr�l. - Hoym - doda� - znasz mnie, nie ma wym�wki. Wiemy wszyscy, �e�
wielkim znawc� i wielbicielem wdzi�k�w niewie�cich, �e bez mi�o�ci �y� nie mo�esz. Poza te �ciany
nie wychodzi nic. Spowiadaj si�!
Hoym g�ow� na wszystkie strony wykr�ca�, a r�k� z pr�nym bawi� si� kielichem.
- H�, h�! - za�mia� si�.
Z cicha nala� mu wina Kyan.
Minister machinalnie poni�s� kielich do ust i wypi� z t� bezrozumn� chciwo�ci�, w�a�ciw� ju�
napi�ym, kt�rych szata�skie pali pragnienie.
Lice mu zasz�o purpur�.
- H�, h�! - pocz�� be�kocz�c. - Chcecie wiedzie�, jak wygl�da moja kochanka, ale ja, mili panowie,
nie mam i nie potrzebuj� mie� kochanki, bo mam za �on� bogini�!
Roz�mieli si� wszyscy ch�rem, kr�l tylko ciekawie, powa�nie wpatruj�c si� w niego, s�ucha�.
- �miejcie si� - m�wi� Hoym - kto jej nie widzia�, ten nie widzia� Wenery, a my�l�, �e i Wenus31
obok niej wyda�aby si� praczk� z przedmie�cia. Mog� ja j� opisa�? W jednym jej oku czarnym jest
tyle pot�gi i wdzi�ku, i� �aden �miertelny oprze� mu si� nie potrafi. Posta� jej Praksytelesa32
d�uto by zawstydzi�a, na jej u�miech nie ma wyrazu, ale to b�stwo surowe i straszne i ten u�miech
nie rozkwita co dzie�.
Kiwali g�owami przytomni niedowierzaj�co, Hoym chcia� przerwa�, kr�l uderzy� o st�.
- Opisz�e j� lepiej: to s� westchnienia, nie obrazy.
- Kt� opisze doskona�o�� - doda� Hoym z podniesionymi w sufit oczyma. - Wszystkie pi�kno�ci ma, a
�adnej wady.
- Got�wem uwierzy�, �e pi�kna - zawo�a� Lagnasco - je�li niesta�y Hoym od trzech lat si� w niej
kocha i po cudzych kniejach nie poluje.
- Przesadza! Pijany jest! - przerwa� F�rstenberg. - Jak to, pi�kniejsza od ksi�nej Teschen?
Hoym ruszy� ramionami, trwo�liwym okiem mierz�c kr�la, ale kr�l rzek� spokojnie:
- Tu nie ma innych wzgl�d�w nad prawd�. Pi�kniejsza od Lubomirskiej?
- Najja�niejszy Panie - krzykn�� unosz�c si� Hoym - ksi�na jest kobiet� pi�kn�, a moja �ona jest
bogini�! Na ca�ym dworze, w ca�ym mie�cie, w ca�ej Saksonii, w Europie - drugiej takiej nie ma!
�miechem ogromnym, olbrzymim, szalonym zabrzmia�a sala.
- Jaki zabawny Hoym pijany!
- Jaka pocieszna akcyza pijana!
- Co za nieoszacowany cz�owiek!
Kr�l si� nie �mia�, Hoym widocznie by� pod wp�ywem ambrozji i zapomina� si�, gdzie by� i przed kim
to m�wi�.
- �miejcie si�! - zawo�a�. - Znacie mnie przecie wszyscy, sami mnie don�uanem nazywacie. Oddajecie
mi t� sprawiedliwo��, �e na pi�kno�ci niewie�ciej nikt si� lepiej nie zna nade mnie. Dlaczeg� bym
mia� k�ama�? To b�stwo, nie kobieta! Do�� jednego jej oka, aby w najzimniejszym �onie, po�ar
zapali�o; jej u�miech...
To m�wi�c, spojrza� mimowolnie na kr�la. Wyraz twarzy Augusta, chciwie s�uchaj�cego wykrzyknik�w i
�ledz�cego ka�de jego s�owo, przerazi� go tak, �e niemal si� z trwogi wytrze�wi�. Rad by by� si�
cofn��, lecz nie m�g� sobie zada� k�amu i jak st�a�y zamilk� poblad�szy. Pr�no �miechami i
wywo�ywaniami starano si� go zmusi�, by szed� dalej. Hoym ze strachu oprzytomnia�, r�ka jego
machinalnie obejmowa�a kielich, ale oczy trzyma� wlepione w ziemi� i zamy�li� si� dziwnie.
Na znak kr�la Kyan nala� mu ambrozji, stukni�to w kielichy.
- Pili�my boskiego naszego Herkulesa zdrowie! - zawo�a� F�rstenberg. - Teraz zdrowie
Najja�niejszego Apolina naszego.
Niekt�rzy pili na kl�czkach, inni stoj�c. Hoym wsta� chwiej�c si� i musia� oprze� si� o st�.
Skutek wina, kt�ry na chwil� trwoga zawiesi�a, powraca�. W g�owie mu si� kr�ci�o, wypi� duszkiem.
Poza krzes�em kr�lewskim sta� F�rstenberg, kt�rego kr�l "F�rstchen" przez pieszczot� nazywa� i w
swych mi�osnych wycieczkach zwykle za towarzysza miewa�. Apollo odwr�ci� si� ku niemu:
- F�rstchen - rzek� cicho - akcyza nie k�amie, od lat kilku zamyka i tai si� ze swym skarbem.
Trzeba go zmusi�, aby nam j� pokaza�. U�yj takich �rodk�w, jakich chcesz; niech kosztuje najdro�ej,
ale j� trzeba widzie�.
F�rst si� u�miechn��, sz�o to bardzo i jemu, i innym na r�k�. Panuj�ca dot�d kr�lewska kochanka, en
titre33, ksi�na Teschen34, mia�a przeciwko sobie wszystkich przyjaci� obalonego przez ni�
wielkiego kanclerza Beichlinga35, po kt�rego upadku pa�ac na Pirnajskiej ulicy odziedziczy�a, a
F�rstenberg, cho� w swoim czasie s�u�y� Lubomirskiej przeciwko innym paniom, dobijaj�cym si� serca
kr�la, got�w by� Augustowi s�u�y� przeciw wszystkim w �wiecie. Pi�kno�� Lubomirskiej niezbyt
�wietna, nieco przekwitaj�ca, jej pa�skie obej�cie si� i ton zaczyna�y nudzi� kr�la, kt�ry wola�
rezolutniejsze, �mielsze, �ywsze charaktery w kochankach. F�rstenberg odgad� to wszystko z
wejrzenia i mowy kr�la. W jednej chwili odskoczy� od jego krzes�a i znalaz� si� poufale wsparty o
por�cz Hoyma, nachylony do jego ucha.
- Kochana akcyzo! - zawo�a� g�o�no. - Wstyd mi za ciebie, k�ama�e� bezwstydnie, i to wobec Kr�la
Jegomo�ci; �artowa�e� sobie z nas i z niego. Przypuszczam ch�tnie, �e �ona takiego �otra, jak ty, i
kobieciarza nie mo�e by� koczkodanem, ale do Wenery i bogini, a nawet do ksi�nej Teschen j�
por�wnywa� - to by�y �arty!
Hoymowi znowu wino gra�o w g�owie.
- Com m�wi� - rzek� z gniewem - to by�a prawda! Tausend Donnerwetter! Potz und Blitz!36
�miano si� z rubasznego wykrzyku, ale przy biesiadzie poufa�ej kr�l wszystko przebacza�. Po
pijanemu pro�ci �miertelnicy chwytali go za szyj� i ca�owali, nie l�kaj�c si�, by ich Goliat zdusi�
w obj�ciach.
- Stawi� tysi�c dukat�w w zak�ad, o - krzykn�� F�rstenberg - �e �ona twoja od innych dam dworu
pi�kniejsz� by� nie mo�e!
Hoymowi dolewano wina, akcyza pi�a z rozpaczy.
- Trzymam zak�ad! - zgrzytn�� z�bami blady i pijany. - Trzymam.
- S�dzi�... ja b�d� s�dzi�! A s�du zwleka� si� nie godzi - wyci�gaj�c r�k� doda� August. - Hoym
natychmiast sprowadzi tu �on� i na pierwszym balu u kr�lowej przedstawi.
- Hoym, pisz! Kurier kr�lewski powiezie list do Laubegast - doda� kto� z boku.
- Pisz list natychmiast! - zacz�to znowu wo�a� ze wszystkich stron.
W jednej chwili podsuni�to mu papier, F�rstenberg gwa�tem wcisn�� pi�ro, kr�l wzrokiem nagli� do
wykonania. Nieszcz�liwy Hoym, w kt�rym chwilami odzywa�a si� trwoga m�owska i pami�� zalotno�ci
kr�lewskiej, sam nie wiedzia�, jak dyktowany mu rozkaz przybycia do Drezna �onie napisa�, i w
mgnieniu oka wyrwano mu go z r�k. Kto� po wschodach zbieg� w dziedzi�ce, aby kr�lewski pos�aniec
natychmiast z nim do Laubegast37 wyruszy�.
- F�rstenberg - szepn�� August - ja widz� po Hoymie, �e je�li si� wytrze�wi dzi�, rozkaz odwo�a.
Trzeba go spoi� na �mier�, by nog� ani r�k� nie ruszy�.
- Jest ju� tak pijany, �e si� o �ycie jego l�kam - doda� ksi���.
- A ja nie - spokojnie rzek� kr�l - czy�by ju� Hoyma nikt w �wiecie zast�pi� nie by� w stanie? A
taki by�my mu pyszny z mn�stwem palm i wie�c�w pogrzeb sprawili!
U�mieszek kr�la tak podzia�a�, i� ko�o Hoyma k�ko si� skupi�o z kielichami. Wyzywano go, wymy�lano
toasty, dolewano ambrozj� r�nymi, z flaszek podstawianych kryjomo dobywanymi, p�ynami i w p�
godziny Hoym blady jak trup, z g�ow� zwieszon�, z usty okropnie otwartymi spa� le��c na stole.
Hajducy kr�lewscy na dany znak ponie�li go do ��ka. Dla ostro�no�ci wszak�e raczej ni� z
troskliwo�ci o zdrowie, zamiast w lektyce odnie�� go do domu na Pirnajsk� ulic�38, po�o�ono go w
jednym z gabinet�w kr�lewskich i dodano na wart� Cojanusa39 olbrzyma, kt�ry mia� rozkaz nie
puszcza� go do domu, gdyby si� obudzi�. Hoym jednak, wcale si� nie przebudziwszy i st�kaj�c tylko
przez sen ci�ko, bezprzytomny przele�a� do rana. Na sali po wyniesieniu tego trupa rozpocz�a si�
dopiero bachanalia40, przy zamkni�tych drzwiach, w cia�niejszym k�ku, kt�rej �wiadkami by�y tylko
zwierciad�a sali.
Kr�l by� w najpi�kniejszym humorze, a promienisto�� tego oblicza odbija�a si� na twarzach dworzan
jego. Ju� si� mia�o dobrze na brzask, gdy dwaj hajducy nareszcie ostatniego ze wszystkich i Augusta
Mocnego jak dzieci� do ��ka zanie�li.
Zarzucicie mi przesad� w obrazie! Niestety! Wszystkie jego rysy a� do najdrobniejszego s�
prawdziwe!
F�rstenberg zosta� sam na ruinach, prawie zupe�nie trze�wy, zdj�� peruk� tylko, aby och�odzi�
g�ow�, i zamy�li� si� g��boko, m�wi�c do siebie:
- B�dziemy tedy mieli nowe panowanie. Lubomirska nadto si� te� wdawa�a w polityk�, mog�a opanowa�
kr�la... Na co mu rozumna kochanka? Niech go tylko bawi i kocha! To jej powo�anie. Zobaczymy
Hoymow�...
II
Laubegast le�y nad samym Elby brzegiem, o dobrych par� godzin od Drezna. Ma�a wioseczka ju�
na�wczas mia�a kilka domk�w, widocznie przez mo�niejszych postawionych i panuj�cych okolicy. Kry�y
si� one w starych lipach i bukach, w czarnych sosen i jode� ga��ziach.
Pa�acyk Hoyma, do kt�rego on si� czasami z domu swojego wykrada�, aby tu sp�dzi� wieczory i cz��
dnia, a czasem nawet ca�e pod niebytno�� kr�la tygodnie, wygl�da� jak wszystkie owego czasu: z
wysokim dachem i poddaszami na spos�b francuski, z wyginanymi ozdoby i floresami41, po murach.
Sprowadzeni ze stolicy murarze ukrasili go jak najstaranniej i o ile znie�� mog�y skromne pa�acyku
rozmiary. Zna� by�o wielk� troskliwo�� pana o upi�kszenie miejsca tego. Ma�y dziedzi�czyk opasywa�a
krata �elazna w s�upach murowanych, na kt�rych sta�y pi�kne wazony kamienne, na wznio�lejszych
nieco, przy bramie, grupy anio�k�w trzyma�y latarnie. Wch�d do domu, z galeri� kamienn�, przybran�
w wazony i figurki, okrywa�y pi�kne kwiaty. Dom wygl�da� pa�sko zza drzew, ale smutnie jak
klasztor, jak pustkowie.
Nie by�o tu �ycia ani licznych s�ug, ni ruchawego dworu. Dw�ch starych kamerdyner�w, kilkoro
czeladzi pokazywa�o si� czasem oko�o pa�acyku, a nad wieczorem niekiedy z ksi��k� w r�ku wychodzi�a
z niego posta�, kt�rej ca�a ludno�� Laubegastu zza p�ot�w i krzak�w z trwog� i podziwem si�
przypatrywa�a. By�o to w istocie dziwne w tym zapad�ym k�cie zjawisko, kt�remu w�a�ciwszym pobytem
zdawa�a si� sama stolica.
Nikt nie widzia� tu nic podobnego ani m�g� marzy� o takiej pi�kno�ci. M�odziuchna kobieta wysokiej
i szlachetnej postawy, bia�a jak marmur, z czarnymi, jasnymi, bystrymi oczyma, gdy sz�a ulic� w
majestacie swej m�odo�ci, pi�kno�ci i dumy, mimowolnie trwoga ogarnia�a patrz�cych na ni� nawet
ukradkiem, takiego co� w sobie mia�a kr�lewskiego i rozkazuj�cego. Chcia�o si� na twarz pada� przed
ni�.
A by�a smutn� przy tej powadze jak �a�obny pos�g, zdj�ty z grobowca. Nigdy si� nie u�miechn�o jej
oko ni usta, nigdy nie spojrza�a weselej w niebo. Spogl�da�a na ziemi� czarn�, na szare Elby wody,
na kwiatki, kt�rych ani zrywa�a, ani si� poi�a ich woni�. Zdawa�a si� nieszcz�liw�, mo�e by�a
tylko znudzon�. Wiedziano, �e od lat kilku siedzia�a tu tak zamkni�ta, nie widuj�c prawie nikogo,
opr�cz siostry Hoyma, Vitzthumowej42, kt�rej brat te� rzadko przyst�pu do �ony dozwala�. Wiedzia�
zapewne, �e i ona chwilowo mia�a szcz�cie by� w �askach u kr�la, a nadziej� pozostania w nich
d�u�ej, kt�ra si� nie zi�ci�a. Strzeg�c �ony od wp�ywu dworu i intryg jego, w�asn� nawet siostr� od
niej odsuwa�. Vitzthumowa rusza�a ramionami pogardliwie i wszystko by�o jej jedno.
Ale bratowa �miertelnie si� nudzi�a. Ca�� jej zabaw� by�y ksi��ki pobo�ne marzycieli
protestanckich, kt�re czyta�a skwapliwie, i ustronne przechadzki pod nadzorem starego kamerdynera.
�ycie to by�o jednostajne i ciche jak gr�b, ale za to nami�tno�ci w nim nie wywo�ywa�y burzy. Hoym,
zrazu bardzo czu�y, z natury ba�amut i ba�amuctwem dworu pod�egany, znu�y� si� �on� i zapomnia� ju�
o niej. Kocha� j� jednak po swojemu, zazdro�nie i chcia� ten skarb mie� zatajonym przed oczyma
ludzkimi. Tylko gdy kr�la i dworu nie by�o w Dre�nie, pani Hoym mia�a pozwolenie na kr�tko przyby�
si� rozerwa� w stolicy, kt�ra na�wczas �miertelnie nudn� by�a.
To kilkoletnie zamkni�cie napoi�o j� dum�, ��ci�, gorycz�, smutnymi my�lami, pogard� dla �wiata i
ascetyzmem dziwacznym. Wystawia�a sobie �ycie swe jako sko�czone, zamkni�te, jako wyczekiwanie
r�wnie samotnego zgonu; a by�a jak anio� pi�kna i nie mia�a jeszcze sko�czonych lat dwudziestu
czterech, i ci, co j� z dala widzieli, nie daliby jej z twarzy dziecinnej niemal ani o�mnastu, tak
dziwnie wygl�da�a m�odo.
Pani� Vitzthum, kt�ra w gor�tszym �yciu postrada�a �wie�o�� i cz�� m�odego wdzi�ku, ta
nie�miertelna dziewiczo�� bratowej gniewa�a. Gniewa�y j� i inne jeszcze w niej przymioty:
szlachetna duma cnoty, oburzenie na zepsucie, pogarda intrygi i k�amstwa, kr�lewski majestat, z
jakim z g�ry swej pot�gi spogl�da�a na ruchliw�, �miej�c� si�, pe�n� fa�szu bratow�. Gdyby nie by�a
bratow�, mo�e by jej nawet �yczy�a upadku i upokorzenia. Hoymowa nie lubi�a jej wzajemnie, wstr�t
do niej czuj�c instynktowy. Dla m�a okazywa�a teraz niemal ch�odn� pogard�. Przez sam� pani�
Vitzthum, po cichu szepcz�c� nieraz tajemne skandaliki, wiedzia�a Anna Hoym, �e m�� nie by� jej
wiernym. Mog�a go �atwo jednym czulszym wejrzeniem u st�p swych po�o�y�, zna�a sw� pot�g�, by�a jej
pewn�; nie chcia�a. Wyda� si� jej ju� zbyt nikczemn� istot�, aby si� o niego stara� by�o warto.
Przyjmowa�a go zimno, odprawia�a oboj�tnie; Hoym si� burzy�, ale z �on�, gdy przysz�o do otwartej
k��tni, czu� si� tak s�abym, �e zwyci�stwa szuka� w ucieczce.
Tak p�yn�y smutne a d�ugie dnie w Laubegast. Nieraz Annie przychodzi�y my�li s�omian� wdow�
powr�ci� nazad do Holsztynu43, do Brockdorf, do rodziny. Lecz rodzina nie by�a jej bardzo
przychyln�: ojca i matki nie mia�a od dawna, a ksi�na Brun�wicka, z domu Holsztein-Pl�n, czyby j�
znowu na dw�r przyj�a?44 G�o�ne tam by�o i pami�tne znalezienie si� szesnastoletniej jeszcze Anny,
kt�r� ksi��� Ludwik Rudolf45 w zapale uwielbienia dla jej pi�kno�ci cudnej chcia� poca�owa� i...
dosta� publicznie prawie policzek.
Nie mia�a si� wi�c gdzie podzia� biedna a pi�kna Anna.
Pomimo zepsucia dworu i s�siedztwa Drezna, w kt�rym trudno by�o ukry� przed oczyma ludzi tak�
gwiazd� pierwszej pi�kno�ci, kilka lat przechadzaj�c si� ponad brzegami Elby, nad kt�rymi
nieustannie krzy�owa�y si� dworskie powozy, kawalerowie konni, wojskowi i ca�a pr�niacza czereda
otaczaj�ca panuj�cego, Anna tak si� umia�a przys�oni� w tym swym ustroniu, �e j� �adne niemal nie
postrzeg�o oko.
Opr�cz jednego...
Tym jednym by� m�ody Polak, kt�ry raczej wisia�, ni� trzyma� si� na dworze Augusta, a dosta� si�
na� prawie mimo woli i mimo woli tu do�� nudne wi�d� �ycie.
Gdy August Mocny po raz pierwszy jecha� do Polski i przy biesiadzie w oczach zdumionych pan�w, co
na jego wyruszyli spotkanie, srebrne gni�t� w r�ku puchary, �ama� talary i kruszy� podkowy, przy
obiedzie w Piekarach46, po odbytej ceremonii przed cudownym obrazem, na widok tych popis�w si�y
pa�skiej, �le jako� wr�y� si� zdaj�cej przysz�o�ci Rzeczypospolitej, ozwa� si� z niechcenia pono
ksi�dz biskup kujawski, i� jednego m�odego ch�opaka zna�, kt�ry niemal tak samo m�g� dokazywa�.
Pikn�o to kr�la jegomo�ci, zarumieni� si�, acz tego po sobie nie da� zna�, zw�aszcza �e to by�y
dopiero pocz�tki jego w Polsce; rzek� tylko, i� ciekawy by� widzie� wsp�zawodnika w sile, bo go
jako �ywo nigdy w �yciu jeszcze nie spotka�. Obieca� ksi�dz kujawski47 ubogiego onego szlachetk�,
pochodz�cego bodaj z wielkiej a niegdy� bardzo mo�nej rodziny Zaklik�w, kr�lowi, gdy przyb�d� do
Krakowa, po koronacji przedstawi�. Ale rzecz przy tylu innych wa�niejszych posz�a w zapomnienie i
biskup by jej nie wznawia�, postrzeg�szy si�, i� niezr�cznie z t� paralel�48 wyst�pi�, gdyby sam
kr�l nie napar� si� i nie przypomnia�, a nie wymaga� natarczywie, aby mu owego pana Rajmunda
Zaklik� koniecznie na oczy pokazano.
Ch�opak tylko co by� szko�y jako tako u jezuit�w doko�czy�, wa��sa� si� sam nie wiedz�c, co pocz��
z sob�. Do wojska by by� rad szed�, ale pocztu49 sobie za co kupi� nie mia�, a inaczej staremu
szlachcicowi nie wypada�o. Po d�ugich wi�c poszukiwaniach w mie�cie uda�o si� Zaklik� odkopa�
gdzie� po niewoli pasuj�cego si� z pi�rem przy kancelarii. Gdy przysz�o go stawi� przed kr�lem
jegomo�ci�, nie by�o ani przyodziewku dostatecznego, ani szabelki, ani pasika. Biskup go
marsza�kowi dworu rad nierad musia� kaza� oporz�dzi� od st�p do g��w i dopiero sam obejrzawszy, �e
mu wstydu nie zrobi, trzyma� w pogotowiu. Kr�l najcz�ciej z t� si�� przy ucztowaniu wyst�powa�,
gdy by� dobrej my�li. Znowu tedy dnia jednego dzbany mi�tosi� i podkowy sobie przynosi� kaza�,
kt�re dworacy zawsze na ten eksperyment w pogotowiu trzymali. Siedzia� biskup cicho, a� kr�l do
niego znowu:
"A gdzie wasz si�acz, m�j ojcze?" Pocz�� nalega�: sprowadzono Zaklik�.
Ch�opak by� wyros�y jak d�bczak, smuk�y, rumiany, ho�y, skromny jak dziewczyna i nie wydawa� si�
wcale takim herkulesem. August, spojrzawszy na�, pocz�� si� u�miecha�. �e by� szlachcic,
przypuszczono go do uca�owania r�ki pa�skiej. Rozm�wi� si� z nim inaczej jak po �acinie by�o
trudno, bo po niemiecku ani po francusku s�owa jeszcze w�wczas nie rozumia�. Szcz�ciem tu s��w nie
by�o potrzeba, Sta�y dwa puchary srebrne, jednakowiusie�kie przed kr�lem, wzi�� August jeden w
szerok� d�o�, palcami obj��, pocisn�� i jak li�� zgi��, i zdusi�. By�o na dnie wino: trysn�o
wierzchem.
Szydersko si� u�miechaj�c podsun�� sam drugi Zaklice i rzek�:
- Pr�buj, je�li puchar zgnieciesz, tw�j b�dzie.
Nie�mia�o zbli�y� si� ch�opak do pa�skiego sto�u, gar�� nastawi� i obj�� blach� tward�. Chwilk�
niby si� wa�y�o, co b�dzie, krew mu uderzy�a do g�owy, i puchar poszed� w kawa�ki. Na twarzy
kr�lewskiej odmalowa�o si� niezmierne zdumienie, ale �ywsze jeszcze nieukontentowanie, kt�re i we
wzroku na biskupa rzuconym zna� by�o. Panowie przytomni j�li dowodzi�, �e puchar z cie�szej by�
blachy albo nadkruszony.
Wzi�� kr�l podkowy �ama� jak obwarzanki, kazano Zaklice, i kruszy� je leciuchno, nie wysilaj�c si�.
Doby� August talara bitego, zmocowa� go w dw�ch r�kach i z�ama� te�. Dano Zaklice bodaj grubszego,
hiszpa�skiego, troch� si� ch�opak namy�la�, ale ju� si� te� i rozpali�, a to mu si� doda�o:
przepo�owi� i talara.
Chmura pop�yn�a kr�lowi na czole i markotny si� sta� dw�r pa�ski, �e do takich nieprzyzwoitych
zapas�w przysz�o. Kaza� kr�l Zaklik� nagrodzi�, oba puchary mu darowa�, a potem namy�liwszy si�,
powiedzia�, �eby go do dworu wzi�to. Dano mu jaki� urz�dzik przy dworze, ale nazajutrz na ucho
szepn�� ochmistrz, aby si� nigdy nie wa�y� z si�� popisywa� ni chwali�, aby z nim nie by�o �le, bo
to rzecz zakazana.
Uwis� tak przy dworze �w niebo��tko Zaklika. Dano mu kilkaset talar�w pensji, barw�50 co si� zowie
wspania��, �adnej roboty, wiele swobody, ale za kr�lem, gdzie si� on ruszy�, je�dzi� musia�. A �e
to by�o, jak m�wi przys�owie, pokorne ciel�, dobrze mu by�o. Kr�l wprawdzie s�owa do� nie
przem�wi�, ale o nim pami�ta�, pyta� i nakazywa�, by mu na niczym nie zbywa�o. Swobody mia�
ch�opiec dosy�, a �e w�r�d tego szwargotu niemieckiego wci�� musia� siedzie� lub francuszczyzny
s�ucha�, j�� si� obojga j�zyk�w uczy� bystro i we dwa lata ju� nimi dobrze w g�bie obraca�. Ano, z
tego pr�nowania i �e �y� nie bardzo szo�drami51 lubi�, bo tak ich zwa�, salva reverentia52 dla
kr�la jegomo�ci, gdy pora by�a po temu, oko�o Drezna pieszo schodzi� wszystkie wioski i laski.
Natura by�a ciekawa, drapa� si� i po g�rach na drugim brzegu Elby, tak urwistych, �e z nich
spojrzawszy, abyssus vocat53. Nigdy jednak szwanku nie poni�s�.
W jednej to z tych przechadzek trafi� Rajmu� Zaklika do Laubegastu i znalaz�szy pod bezpa�sk� lip�
ch�odek, roz�o�y� si� tam obozem na swoje nieszcz�cie. W�a�nie o tej godzinie wysz�a Anna hrabina
Hoym na sw� samotn� przechadzk�. Gdy j� ch�opak ujrza�, od razu zamar� z admiracji54, tchu mu w
piersi zabrak�o. Oczy tar� my�l�c, �e mu si� �ni i �e taka istota chyba istnie� nie mo�e. Siedzia�
w miejscu biedaczysko do nocy, patrz�c a patrz�c i napatrze� si� nie mog�c. Zdawa�o mu si�, �e si�
oczyma napasie do syta, a im d�u�ej patrzy�, tym wi�cej widzie� pragn��. Zrodzi�a si� w duszy
t�sknota czy sza�, dosy� �e do Laubegastu jak op�tany lata� zacz��, w g�owie mu si� wszystko
przewr�ci�o.
A �e si� nikomu nie zwierza�, nie by�o mu te� komu poradzi�, i� na tak� chorob� jedno jest tylko
lekarstwo: w ogie� samemu nie i��, ale z ognia ucieka�.
Tak si� ch�opaczysko rozmi�owa�o, �e wychud�o i zg�upia�o. Kobiety s�u��ce u dworu u pani Hoymowej,
kt�re wyszpiegowa�y go, a domy�li�y si� pewno, co mu jest, j�y w �miechy z niego, powiedzia�y o
tym i pani. �mia�a si� i ona i zobaczy�a go nie widziana, a mo�e si� jej go i �al zrobi�o, ale
kaza�a do siebie przywo�a� i surowo go zgromi�a, �e si� tu niepotrzebnie w��czy�, a zakaza�a, aby
wi�cej nog� oko�o dworu nie posta�.
�e przy tej rozmowie nikogo nie by�o, a ch�opca g�upota jego zna� o�miela�a, odpowiedzia� na to, �e
przecie�, patrz�c, nie grzeszy i �e opr�cz widzenia pani nic nie ��da; a doda�, i� cho�by go tam i
ukamienowa� miano, musi przyj��, gdy� mu srodze t�skno.
Nagniewa�a si� tupi�c n�k� pani Hoymowa, gro��c, i� go m�owi przeskar�y, a nic go to nie
nastraszy�o. Potem si� kilka tygodni z tej strony, z kt�rej j� widzie� m�g�, nie pokazywa�a.
Chodzi�a do Elby, p�ki raz nie postrzeg�a, �e Zaklika, po szyj� w wod� si� schowawszy, mimo zimnej
rzeki sta� tak ukryty, aby tylko j� zobaczy�. Rozgniewa�a si� tedy strasznie i pocz�a wo�a� na
ludzi, a� Rajmu� murka da� i znikn��. O ma�o na�wczas nie uton��, bo go kurcze porwa�y i odzie� mu
namok�a ci�y�a, ale si� wyratowa�. I jako� go nie by�o wida�, ano nieprawda, bo sobie inn�
obrawszy kryj�wk�, oczy trucizn� tej pi�kno�ci pas� i pas�. Ju� czy jejmo�� o tym wiedzia�a, czy
nie, nie by�o s�ychu, a nie m�wiono wi�cej o Zaklice. �e za� we dworze ma�o si� o niego troszczono
i kr�l by by� mo�e nawet rad, �eby gdzie karku nadkr�ci�, nikt o ch�opcu nie s�ysza�. Robi� i
chodzi�, jak chcia�.
Raz tylko zawezwano go do dworu, bo kr�l by� du�emu koniowi z wielkiego gniewu, w jaki wpad�, g�ow�
jednym ci�ciem odr�ba�. Chcia� tedy okaza� August Mocny, i� tego �w nawet s�awny Zaklika nie
doka�e. Przyprowadzono szkap� star� spod dragona, twardoko�cist�. Dawano po cichu do zrozumienia
Zaklice zawczasu, aby je�li mu �aska pa�ska mi�a, koniowi da� pok�j lub nie tak bardzo si�
zamachiwa�. Temu by�o wszystko jedno, a gdy raz na si�� sz�o i pot poczu� - jak to m�wiono - nikt
go nie pohamowa�. Wobec tedy kr�la, pan�w i wielkiej ci�by os�b, poprobowawszy tylko �elaza i
dobrawszy klingi, koniowi �eb zwali� jak brzytw�. M�wi�, �e go potem tydzie� r�ka bola�a w
ramieniu, ale nic. Kr�l, s�owa nie rzek�szy, ramionami ruszy� tylko i zapito konfuzj�55. Na Zaklik�
nikt i nie spojrza� ju�, a dworscy s�udzy, kt�rych mia� przyja�niejszych, szeptali mu, �e m�g�by
si� wynosi� gdzie cichaczem, bo go przy lada ma�ym czym spotka ciupa na K�nigsteinie.
Rajmu� ramionami ruszy�, a wcale si� tego nie zl�k�. Kr�lewskiego tyle by�o zwyci�stwa, �e
koniecznie chcia� go jeszcze pr�bowa�, wiele wina strzyma. Ten za� czyst� wod� tylko pija�, czasem
szklank� piwa, wina kieliszeczek, dalej nie mog�c. Wi�c pr�ne by�o przykazywanie kr�lewskie, pij a
pij. Gwa�tem prawie wleli mu puchar w�grzyna, od kt�rego, jak pad�, tydzie� odchorowa� i o ma�o go
z tego �wiata nie wzi�a gor�czka. Ano potem do siebie przyszed� i bodaj do ogromniejszej jeszcze
si�y, na kt�r� si� z nim nikt pr�bowa� nie �mia�.
I znowu chodzi� na wygl�danie owo dziecinne pod ogr�d w Laubega�cie. A mi�o�� ta uczyni�a go innym
cz�owiekiem: spowa�nia� bardzo, uczy� si� pocz�� i powierzchownie nawet odmieni�. Anna, hrabina
Hoymowa, kt�ra o wszystkim m�wi�a m�owi i jego siostrze, o nim nigdy nie wspomnia�a, zdaj�c si� go
nie widzie� ani wiedzie� o nim.
W Laubega�cie ko�czy� si� dzie� zawczasu, z mrokiem zamykano bramy i drzwi na klucze i dr�gi, jak
by�o we zwyczaju na�wczas, psy spuszczano na podw�rza z �a�cuch�w, s�udzy szli z kurami spa�, a
pani, cho�by d�u�ej przy �wietle czas nudny sp�dzi�a nad ksi��k�, nikt o tym nie wiedzia�.
Tej nocy w�a�nie, gdy rozpustowano na zamku, a w odkrytych polach jesienny wiater buja�, w
Laubegast tak go s�ycha� by�o, �ami�cego drzew ga��zie i miotaj�cego lipami, i� o �nie ani by�o
my�le�.
Pi�kna Anna, rozebrawszy si�, czyta�a w Biblii, bo to jej by�o czytanie najulubie�sze, zw�aszcza
Apokalipsa i listy �w. Paw�a. To� my�la�a a rozmy�la�a nad nimi, cz�sto p�acz�c nawet.
By�o ju� p�no w noc i druga �wieca jarz�ca dopala�a si� w jej pokoju, gdy t�tent si� da� s�ysze�
za domem, potem jakby kto bram� �elazn� targa� i psy ujada� zacz�y tak straszliwie, i�
nieul�knionego ducha pani poczu�a si� strwo�on�. Rzadkie by�y ju� w�wczas napa�ci na dwory,
zw�aszcza pod stolic�, ale si� przecie trafia�y. Rozpuszczone �o�dactwo, po�apani gwa�tem
�o�nierze, kt�rzy p�niej zbiegli i po g�rach si� kryli tu�aj�c, dopuszczali si� czasem gwa�t�w,
cho� je szyj� p�niej p�aci� im przysz�o, gdy na nich ob�awy zwo�ano.
Pocz�a wi�c dzwoni� Anna i ca�y dw�r si� pobudzi�, ale mimo to brama nie przesta�a d�wi�cze� ani
psy ujada�. Poszli tedy ludzie z broni� w dziedziniec i dopiero zobaczyli, �e tam si� ze dworu
kr�lewskiego pos�aniec miota� a krzycza� i tu� za nim sze�ciokonny pow�z sta� z lokajami i s�u�b�.
Psy wzi�to na �a�cuchy, wrota otwarto, pos�aniec list odda�.
Gdy go jej przyniesiono w�r�d nocy, s�dzi�a zrazu, i� co� z�ego sta� si� musia�o, poblad�a nieco.
Poznawszy jednak r�k� m�a, cho� zmienion�, na li�cie, uspokoi�a si�. Przyszed� jej tylko na my�l
los kanclerza Beichlinga, kt�ry nagle ze szczytu �aski poszed� jednej nocy do K�nigsteinu i zabrano
mu wszystko, co mia�. Sam Hoym nieraz po cichu spowiada� si� jej z tego, i� kr�lowi nie wierzy i
nie b�dzie si� nigdy czu� bezpiecznym, dop�ki maj�tku i g�owy za granic� nie wyniesie.
Dowiedzion� to by�o rzecz�, i� kr�l gdy najczulszym si� okazywa�, najwi�cej si� go obawia� by�o
potrzeba. U�pi� bowiem pragn��, nim ofiar� sw� str�ci� ze szczytu, i lubowa� si�, patrz�c na
tragiczn� fortuny zmian�. My�la�a wi�c Anna, azali los kanclerza nie spotka� jej m�a, kt�rego kraj
ca�y nienawidzi� za wprowadzenie akcyzy i nieprzyjaciele na� szczuli ze wszech stron.
Zdziwi�a si� niezmiernie, postrzeg�szy na bilecie m�a r�k�, acz widocznie zmienion� i po�pieszn�,
kre�lonym rozkaz, aby natychmiast przyby�a pos�anym po ni� powozem. Ani si� by�o podobna opiera�
dla oczu ludzkich, a i ciekawo�� te� wiod�a. Kaza�a wi�c s�ugom czyni� natychmiast przygotowania do
podr�y, i nie up�yn�a godzina, gdy ju� w powozie siedzia�a i wrota cichego dworu w Laubegast na
zawsze si� za ni� zamkn�y.
My�li dziwne w drodze j� opanowa�y. Czu�a si� przej�t� jakim� strachem i smutn� tak, �e si� jej na
�zy zbiera�o. Nie wiedzia�a, co jej grozi�o i czy jej co zagra�a�o, trwo�y�a si� wszak�e. O
powrocie kr�la i dworu po kilkoletniej niebytno�ci wiedziano wsz�dzie. Z nimi razem powraca�y do
Drezna intrygi, podst�py, wy�cigi o �aski i znaczenie, w kt�rych si� r�nymi �rodkami pos�ugiwano.
Dzia�y si� tam rzeczy na poz�r lekkie i weso�e, a w istocie tragiczne.
W chwili gdy ofiary z j�kiem pada�y w lochy i ciemne przepa�ci, balowa muzyka przygrywa�a weselu
tych, co zwyci�yli. Nieraz z dala patrza�a Anna na sin� g�r� K�nigsteinu, pe�n� tajemnic i ofiar.
Noc by�a ciemna bardzo, lecz pow�z poprzedza�y pochodnie dworskie i konie p�dzi�y. Ani opatrzono
si�, jak stan�a kareta na bruku u domu przy Pirnajskiej ulicy. Tote� cho� ministra oczekiwano,
ludzie si� pospali i nierych�o si� ich by�o mo�na dobudzi�. W domu tym, w kt�rym Hoym zajmowa�
pierwsze pi�tro, pokoj�w nawet swoich Anna nie mia�a. By�y tylko dla przyj�cia klient�w naznaczone
i sypialnia pa�ska, kt�ra wstr�t wzbudza�a w Annie... Zreszt� kancelarie i ca�e izby papier�w.
Gabinet ministra przytyka� do ogromnej sali, ozdobnej wprawdzie, ale ciemnej, ponurej i smutnej.
Nie zastawszy m�a w domu, tym wi�cej si� zdziwi�a hrabina Anna, ale s�udzy j� upewnili, i� to by�a
"noc kr�lewska" i �e przy tej zabawie zwykle przeci�ga� si� pobyt na zamku do dnia bia�ego i
d�u�ej, niekiedy dni i nocy par�. Zmuszona szuka� przytu�ku i odpoczynku, hrabina musia�a dzi� po
raz pierwszy w tym domu m�a, w kt�rym nigdy prawie nie bywa�a, znale�� sobie jaki� k�tek. Obra�a
gabinet z drugiej strony kancelarii ministra po�o�ony, oddzielony od innych pokoj�w, i tu sobie
prawdziwe ��eczko obozowe us�a� kazawszy, zaryglowawszy si� ze s�ug�, pr�bowa�a usn�� nieco. Ale
sen nie sp�yn�� na powieki znu�one, drzema�a tylko chorobliwie, budz�c si� i zrywaj�c za
najmniejszym szelestem.
Dzie� ju� by� bia�y, gdy usn�wszy g��boko na chwil�, przebudzi�a si�, s�ysz�c w gabinecie
otwieraj�ce si� drzwi i st�panie. S�dzi�a zrazu, i� to by� ch�d m�a, i w cicho�ci co najpr�dzej
pocz�a si� z pomoc� s�ugi ubiera�.
Ubi�r to by� poranny, zaniedbany, kt�ry jej jeszcze wdzi�ku dodawa�. znu�enie podr�, niepok�j,
gor�czka podnios�y kr�lewski wdzi�k i blask urody zachwycaj�cej. Z niecierpliwo�ci� odryglowa�a
drzwi, kt�re j� dzieli�y od gabinetu, otwar�a je i stan�a w progu.
Naprzeciw niej zamiast m�a sta� cz�owiek zupe�nie jej nieznajomy, kt�rego postawa i twarz wielkie
na niej uczyni�y wra�enie. By� to m�czyzna w czarnej, d�ugiej sukni protestanckiego duchownego,
niem�ody, z g�ow� wype�z�� i b�yszcz�c�, oko�o kt�rej nieco siwych w�os�w rozwianych jakby aureol�
wi�za�o. Z��k�a sk�ra przylega�a do ko�ci jego czo�a tak, i� �y�y rysowa�y si� wsz�dzie wypuk�o.
Siwe oczy g��boko wpad�e, usta u�miechni�te gorycz�, spokojna pogarda �wiata, pogoda i powaga przy
tym nadawa�y tej twarzy, ani pi�knej zreszt�, ani znacz�cej, co� tak wybitnego i zatrzymuj�cego
oczy zdumione, i� mimo woli oderwa� ich od niej nie by�o mo�na.
Patrza�a na� Anna, ale i on, jakby zjawiskiem tej kobiety przera�ony, sta� nieruchomy z wlepionymi
w ni� oczyma, w kt�rych mimowolnie malowa�o si� uwielbienie dla cudownego, boskiego tworu,
podobnego anio�om. Sta� i usta mu dr�a�y, i r�ce si� podnios�y zdumieniem na p�, na p� jakim�
ruchem niezrozumia�ym, kt�ry i odpycha� m�g�, i b�ogos�awi�.
Dwie te istoty, zupe�nie sobie nieznane, bada�y si� tak chwil� oczyma. Duchowny cofn�� si� z wolna.
Anna ogl�da�a si�, szukaj�c oczyma m�a. Ju� mia�a nazad wst�pi� za pr�g gabinetu, gdy duchowny,
spojrzawszy na ni� wzrokiem lito�ci pe�nym, zapyta�:
- Kto ty jeste�?
III
- Ja bym tu pr�dzej was mog�a spyta�, kto wy jeste�cie i co tu w domu moim robicie?
- W domu waszym? - powt�rzy� zdumiony duchowny. - Jak to? Wi�c �on� jeste�cie pana ministra?
Anna g�ow� dumnie da�a znak potwierdzaj�cy. Duchowny spojrza� na ni� wzrokiem pe�nym
najwyrazistszej lito�ci, patrza� d�ugo i dwie �zy zakr�ci�y mu si� pod zmarszczonymi powieki,
z�o�y� r�ce jakby z rozpaczy i zw�tpienia.
Anna pogl�da�a na� z ciekawo�ci�. Niepozorna ta posta�, zszarzana, zm�czona, �yciem z�amana,
zdawa�a si� o�ywia�, wyszlachetnia�, uczuciem jakim� wielkim wyrasta�: sta�a si� powa�n� i
majestatyczn�. Dumna pani czu�a si� przy niej onie�mielon�, ma��, zdziecinnia��, niemal pokorn�.
Milcz�cy starzec promienia� jakim� natchnieniem wewn�trznym. Nagle oprzytomnia�, obejrza� si�
strwo�ony i krok post�pi� naprz�d.
- Dlaczeg� ty, kt�r� Wszechmog�cy stworzy� dla chwa�y swej jako pi�kne cnoty naczynie, ty, pe�na
blasku istoto, podobna anio�om, nie otrz��niesz py�u z n�g twych, skalanych dotkni�ciem nieczystego
Babilonu i nie uciekniesz, rozdar�szy szaty bia�e, z tego ogniska zepsucia i rozpusty?! - zawo�a�
jakby nagle rozogniony mi�osierdziem. - Dlaczego ty tu w tym ogniu trwasz?! Kto ci� we� wrzuci�?
Kto by� tym niegodziwym, co tak pi�kne dzieci� bo�e cisn�� w ten �wiat plugawy? Czemu nie uciekasz?
Dlaczego stoisz niestrwo�ona, a mo�e nie wiedz�ca o niebezpiecze�stwie? Dawno tu jeste�?
Anna zrazu os�upia�a, s�uchaj�c go, lecz g�os starego takie na niej czyni� wra�enie, i� uczu�a si�,
mo�e pierwszy raz w �yciu, podbit� i onie�mielon�. Oburza� j� ten ton duchownego, a nie mog�a si�
za� pogniewa�. Nim otworzy�a usta, on m�wi� dalej:
- A wiesz�e ty, gdzie jeste�? A wiesz, �e ta ziemia, na kt�rej stoisz, chwieje si� pod stopami
twymi? �e te �ciany si� otwieraj� na rozkazy, ludzie nikn�, gdy s� zawad�, �e tu �ycie cz�owieka
nie wa�y nic... dla kropli rozkoszy?
- C� za przestraszaj�ce obrazy kre�lisz, m�j ojcze! - odezwa�a si� wreszcie Hoymowa. - I dlaczego
mnie nimi chcesz zatrwo�y�?
- Bo z czystego czo�a i oczu twych, dziecko moje - rzek� duchowny - widz�, �e� bezpieczna, niewinna
i nie�wiadoma tego, co si� otacza: ty� chyba tu niedawno?
- Od kilku godzin - u�miechaj�c si� odpowiedzia�a Hoymowa.
- I nie tu prze�y�a� dzieci�stwo i m�odo�� twoj�, boby� tak nie wygl�da�a - u�miechn�� si� bole�nie
stary - nieprawda�?
- Dzieci�stwo sp�dzi�am w Holsztynie. Od lat kilku jestem �on� Hoyma, ale mnie trzyma� odosobnion�
na wsi, ledwiem z dala widzia�a Drezno.
- A nic chyba nie s�ysza�a o nim - doda� stary i wstrz�s� si�. - Wszystko, co mi m�wisz,
przeczyta�em na czole twym, w wejrzeniu - rzek� smutnie. - B�g mi czasem daje zajrze� g��boko w
dusz� ludzk�. Niezmiern� lito�ci� zosta�em zdj�ty, widz�c ci�, pi�kna pani; zda�o mi si�, �e patrz�
na lili� bia��, rozkwit�� w ustroniu, kt�r� stado rozhukanego byd�a ma podepta�. By�o ci kwitn��,
gdzie� wzros�a, i wonie� pustyni a Bogu.
Zamy�li� si� g��boko. Anna post�pi�a przej�ta kilka krok�w ku niemu. W jej oczach i postawie wida�
by�o wzruszenie.
- Ojcze m�j - rzek�a - ty kto jeste�?
Stary zdawa� si� nie s�ysze�, tak si� zaduma� g��boko. Powt�rzy�a pytanie.
- Kto ja jestem? - rzek�. - Kto ja jestem? N�dzna istota, grzeszna i wzga