5096

Szczegóły
Tytuł 5096
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5096 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5096 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5096 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Magdalena Kowalczyk K�opoty ze s�o�cem Wszystko zacz�o si� kilka miesi�cy... Nie. Nie tak. To za d�uga historia. Wszystko zacz�o si� od zwyk�ego lizusostwa. Adularus chcia� zdoby� ksi�g�. Dla mnie. Poszed� do antykwariatu i oto le�a�a: �Demonologos�. Nie my�l�c wiele postanowi� j� kupi�. By� tylko jeden problem: by�a droga. Tak naprawd�, to bardzo droga. Sk�d zdoby� pieni�dze? Trzeba co� przehandlowa�. Co? Inne ksi��ki. Czyje? Naszego demonologa. Jakie? Te, kt�re wpadn� pod r�k�. I tak te� zrobi�. Mam nieszcz�cie by� otoczon� osobnikami my�l�cymi niew�a�ciwymi cz�ciami cia�a. Wym�drza�, to si� potrafi�, ale jak o co� si� pyta nie racz� odpowiedzie�. Tak naprawd� to z tego w�a�nie wynikn�� problem. Ta nieszcz�sna idiotka, Gnosis, nasz demonolog, nie odezwa�a si� s�owem, �e �Demonologos� posiada. Niestety znalaz� si� w�r�d ksi�g, kt�re gwizdn�� jej Adularus. Czy� to nie cudowne? My�l�, �e prze�y�abym to jako� gdybym dosta�a do r�ki prawdziwy �Demonologos�. Tak si� jednak nie sta�o. W zamian za kilka naprawd� cennych ksi�g dosta�am dzie�o niew�tpliwie niezb�dne - do egzystencji starej baby na wsi. W ksi�dze owej opisane by�y r�nego rodzaju stwory znane g��wnie z bajek dla dzieci. Diab�y r�nej ma�ci i uw�osienia, krasnoludki itd. Dowiedzia�am si� z niej na przyk�ad, �e demon ma rogi a diabe� jeszcze do tego ogon. Niezwykle interesuj�ce. Nieprawda�? Kiedy Gnosis zobaczy�a owo dzie�o, zblad�a najpierw a p�niej zczerwienia�a i my�la�am, �e para jej p�jdzie uszami. W ten w�a�nie spos�b domy�li�am si�, �e ona mia�a orygina�. Wiedza ta doprowadzi�a do tego, �e dosta�a nabyt� makulatur�, kt�ra musia�a wa�y� prawie pi�� kilo, po �bie. W nieszcz�ciu towarzyszy� jej sprawca ca�ego zaj�cia. Tej cudownej nocy mia�am wi�c ko�o siebie kilku mniej lub wi�cej przydatnych osi�k�w i dw�ch osobnik�w cierpi�cych na silny b�l g�owy. Przebudzenie tej nocy w og�le by�o dosy� burzliwe. Dzi� mia�o si� wiele zdarzy�. Ka�dy z nas mia� swoje ambicje i plany. Pokrywa�y si� one w niewielkim stopniu. Wiadomo by�o te�, �e druga paczka w mie�cie mo�e nie ustosunkowa� si� zbyt korzystnie do naszych metod. W celu uzgodnienia plan�w na najbli�sz� przysz�o�� oraz wybrania biskupa wszyscy cz�onkowie Sabbatu mieli si� zebra� w�a�nie dzi�. W�r�d tych przekl�tych wypierdk�w by� jeden, co chcia� zosta� biskupem. By� ich przyw�dc�. Nazywa� si� Reginis. Na szcz�cie mieli�my tam swojego, kt�ry te� chcia� by� biskupem. Ghargara wprowadza� w ten spos�b troch� zamieszania. W�r�d nas nie by�o specjalnie nikogo, kto by si� pcha� na to stanowisko ale ostatecznie kto� m�g�by si� po�wi�ci�. Mnie nie zale�a�o na tym w najmniejszym stopniu. W ko�cu nie powinno mi zale�e� na znalezieniu si� pod lup�. Poza tym mia�am dosy� problem�w ze swoj� paczk�. Teoretycznie, jakby si� kto� nas pyta�, byli�my zwyk�ymi cz�onkami Sabbatu. Ale tylko teoretycznie. Praktycznie nie znosili�my tego zadufanego towarzystwa wzajemnej adoracji. S� dobrymi wojownikami, to im trzeba przyzna�. S� te� wyj�tkowo zaciek�ymi wrogami. Z nimi mog� si� r�wna� tylko Zab�jcy Wampir�w. No i mo�e jeszcze z jeden cz�owiek, kt�rego kiedy� zna�am, ale on ju� nie �yje. Do tego mieli�my na g�owie m�odzieniaszka, kt�ry w�a�nie dzi� wreszcie si� odkopa�. Mieli�my nadziej�, �e zrobi to jutro. Chodzi� dooko�a i marudzi�. W dodatku naby� dziwnego zwyczaju m�wienia do Adularusa �Tatu�ku�. Kretyn. Wracaj�c do tematu: tej nocy musia�am ich przekona� ostatecznie, �e przyzwanie demona jest naszym jedynym wyj�ciem. - Mo�e tak wreszcie pos�uchaliby�cie tego, co mam wam do powiedzenia i przestali si� raczy� tym mro�onym �wi�stwem sprzed dw�ch dni! B�d�cie �askawi usi��� i nastawi� uszu - powiedzia�am i sama usiad�am w najwi�kszym fotelu. Obok mnie jak zwykle usiad� Adularus. Spojrza�am na niego i wyszczerzy�am z�by ale tylko spu�ci� smutnie wzrok i nie odsun�� si�. Reszta usiad�a jak popad�o. - �wi�tynia Wschodz�cego S�o�ca si� zawali�a. -Co masz na my�li? - cholerna Gnosis doprowadzi mnie kiedy� do sza�u. Co ja, do diab�a, mog�am mie� na my�li? -Dok�adnie to co m�wi�. To po prostu nie ma sensu. Pieprzony rytua� jest niemo�liwy do zdobycia. -Jak to niemo�liwy do zdobycia? Przecie� m�wi�a�, �e jest nawet gdzie� zapisany - odezwa� si� kolejny m�drala. -Owszem. Tyle, �e do przywo�ania jest potrzebny kto� z trzeciego pokolenia. Przyprowadzisz takiego? A mo�e przyniesiesz, �eby go po drodze nie zbudzi� z drzemki? -Tylko trzecie pokolenie ma tyle mocy? -Zgadza si� - tutaj zamilk�am, �eby da� im czas na przetrawienie informacji. Ciekawa by�am, czy dojd� sami do w�a�ciwych wniosk�w, czy te� b�d� musia�a zaproponowa� im to sama. - Macie jakie� sugestie? Przez d�u�szy czas nikt si� nie odezwa�. Popatrzy�am na nich i zobaczy�am doskona�y obraz bezmy�lno�ci. Wreszcie odezwa� si� Adularus: -A mo�e by tak porozmawia� z demonami? - jak zawsze kochany, wyr�czy� mnie. Przynajmniej nie wygl�da na to, �e pr�buj� im co� narzuci�. - One chyba maj� wystarczaj�co du�o mocy. -To chyba ca�kiem nieg�upi pomys� - powiedzia� Viris. - Co by nam by�o potrzebne? - zwr�ci� si� do demonologa. -Przede wszystkim ksi�ga - odpar�a zapytana i spojrza�a z wyrzutem na Adularusa. - Poza tym przyda�aby si� dziewica. Wypowied� zosta�a przerwana �omotem do drzwi. Viris poszed� otworzy�. Tak jak my�la�am by� to ostatni cz�onek grupy, Pentakos. -S�uchajcie! Ale jaja! - wydysza� wpad�szy do pokoju. - Jaki� idiota kupi� �Demonologos�! -Kto? - pad�o ch�ralne pytanie. -Nie uwierzycie! Cz�owiek. Naukowiec. Podobno chcia�by zobaczy� demona. Jego �yciowym problemem jest kwestia tego, jak ma si� z nim po�egna�. Czy ma powiedzie� �Do widzenia� czy �Zgi� przepadnij si�o nieczysta�, tyle, �e uwa�a �e to ostatnie mo�e budzi� w�tpliwo�ci co do higieny osobistej demona. -Idiota? -Najwyra�niej. Podobno po kupieniu przegl�da� ksi�g� i nawet czyta� fragmenty ale niewiele z tego rozumie. Teraz przyp�ta� si� do niego jaki� ksi�dz i pr�buje od niego ksi�g� wyci�gn��. -Mo�e nie zd��y - to by�a cudowna okazja do przekonania ich wszystkich, �e ksi�g� musimy mie�. - S�uchajcie! Znajdziemy tego cz�owieka. Odebranie mu ksi�gi to b�dzie jak odebranie dziecku lizaka. Dziewica jaka� te� si� znajdzie. Jak si� szybko obrobimy, to dzisiejsze spotkanie z paczk� Reginisa p�jdzie g�adko. Do roboty! Moja nag�a decyzja zaskoczy�a ich do tego stopnia, �e nawet nie protestowali. Wszyscy wstali i ruszyli do wyj�cia. Nawet si� nie zastanawiali gdzie zmierzamy. Dopiero na ulicy kto� zapyta�: - A dok�d w�a�ciwie idziemy? - Zdoby� informacje - odpowiedzia�am. - Musimy dowiedzie� si�, gdzie mo�na znale�� tego naukowca. - No dobrze, ale gdzie? - Tam, gdzie zwykle. W �Lurze�. - Franio Flacha? - W�a�nie. Mam nadziej�, �e mamy wystarczaj�ce fundusze, �eby co� z niego wydoby�. - Te par� z�otych zawsze si� wyskrobie. Tak wi�c szli�my sobie spokojnie Piotrkowsk� nikomu nie wadz�c. Cisz� tej cudownej nocy burzy�y jedynie pojedyncze samochody, a idealn� niemal czer� nieba tylko ksi�yc w pe�ni. No, mo�e nie by�y to jedyne zak��caj�ce nasz� przechadzk� rzeczy. Po drodze musieli�my przej�� obok dw�ch ko�cio��w (tfu!). Min�li�my te� jak�� podpit� par� z dzieckiem. Na widok Adularusa wymachuj�cego no�em motylkowym facet powiedzia� do dziecka: �Zobacz, jak pan si� �adnie bawi no�ykiem�. Ludzie s� czasami tacy zabawni. No i oczywi�cie pomrukiwanie Virisa: - Czy mnie si� zdaje, czy tam kto� stoi? - Jaka� lalunia. - Nie to �ebym by� g�odny, ale mo�e by�my si� zabawili? - i inne dialogi w tym stylu. Opr�cz tego �Junior� ci�gle si� o co� dopytywa�. Og�lnie rzecz bior�c pod koniec drogi by�am w�ciek�a. Kilkaset metr�w przed doj�ciem do celu z parku wyszed� Reginis i jego grupa. Popatrzyli na nas, my na nich i chyba nawet si� sobie uk�onili�my. - Co jest? Co wy tutaj robicie? - spyta�am. - Chcieli�my i�� do �Lury�... - To chyba zgubili�cie drog�. - Nie. Chcieli�my si� pokr�ci� troch� woko�o. Tam jest troch� ciep�o. - To znaczy? - Ksi�a. Dw�ch. Stoj� przy wej�ciu - powiedzia� Iskaris. - Ups. To przykre. C�, mo�e ju� poszli. Zobaczymy? - Czemu nie - rzuci� Reginis i poszli�my. �wi�tobliwych nie by�o. Weszli�my do �rodka. Nie by�o mi jednak dane rozejrze� si� po wn�trzu, bo Reginis wyrazi� szczer� ch�� porozmawiania ze mn�. Acha, zaczyna si�. Kocham te powa�ne rozmowy. - O czym chcesz ze mn� porozmawia�? - spyta�am. - Chcia�bym porozmawia� o tym, co jest dla nas najwa�niejsze. O dobru Sabbatu. Powinni�my zjednoczy� nasze si�y. Jeste�my podzieleni i s�abi. Potrzebujemy silnej r�ki, kt�ra zebra�aby nas i prowadzi�a. - Zapewne masz na my�li swoj� r�k�? - Nie koniecznie. Mo�e masz lepsz� propozycj�? S�ysza�em, �e sama chcia�aby� zosta� biskupem. Czy my�lisz, �e to rozs�dne? - C�, szczerze m�wi�c, nie zale�y mi tak bardzo na tym zaszczycie. Tak jak i ty chcia�abym dobra nas wszystkich. Zbierzmy si� wszyscy, przedstawmy swoje propozycje, przedyskutujmy je i wybierzmy najlepsz� drog�. - Takie propozycje pada�y ju� zar�wno z twojej jak i z mojej strony. - Owszem, lecz niezbyt konkretne... - dalszy ci�g rozmowy przerwa�o nam przybycie ksi�y. Szybko rozeszli�my si� w r�ne strony. Do��czy�am do swojej grupy siedz�cej w rogu sali. - Kto� si� strasznie na nas gapi - tymi s�owy powita�a mnie Gnosis. - Kto? - spyta�am jednocze�nie si� rozgl�daj�c. - Jaki� facet w fioletowych okularach, z dosy� d�ugimi jasnymi w�osami, wysoki, szczup�y. Siedzi dwa sto�y dalej. Spojrza�am tam. Rzeczywi�cie, patrzy� si� na nas. Wygl�da� dosy� dziwnie. Jego kumpel wygl�da� jeszcze dziwniej. Du�y i zambrowaty - glina. - Co tu si� dzisiaj dzieje? Zjazd dziwol�g�w? - zapyta� Reginis podchodz�c do naszego stolika. Usiad� na przeciwko mnie. Chwil� p�niej na zewn�trz rozleg�y si� krzyki i zauwa�y�am, �e tych dw�ch, kt�rych obserwowa�am znikn�o. Moich ch�opak�w wymiot�o. - To ta ksi�ga! - Co? - troch� si� zgubi�am. - Tam jest facet, kt�ry ma moj� ksi�g�! - powt�rzy�a Gnosis. Rozejrza�am si� szybko. W drzwiach sta� niewielki cz�owieczek w okularach i rozgl�da� si�. - Zosta� tu na razie. Zawo�am ci� p�niej - powiedzia�am i ruszy�am w jego stron�. Chyba mia�am wyj�tkowo paskudny wyraz twarzy, bo ksi�dz, ko�o kt�rego przechodzi�am prze�egna� si� i skropi� moje plecy wod� �wi�con�. Na szcz�cie grubo si� ubieram i tylko mnie zasmyra�o. Zbli�y�am si� do cz�owieka z ksi�g� i a� mnie odrzuci�o. On by� niewinny jak noworodek! Nie mog�am go nawet dotkn��. Nie dzia�a�y na niego czary. Nic. Gr�b i mogi�a! Trzeba po dobroci. - Dobry wiecz�r panu. Przepraszam, �e przeszkadzam, ale niezmiernie mnie interesuje ksi�ga, kt�r� pan trzyma w r�ku. - Doprawdy? - Czy mog�abym przyjrze� si� jej z bliska? - Nie jestem pewien, czy jest pani odpowiedni� osob�. Szczerze m�wi�c poszukuj� kogo�, kto pom�g�by mi j� wykorzysta�. - Trafi� pan na najodpowiedniejsz� osob�. Gnosis! Pozw�l tutaj! Oto moja przyjaci�ka. Jest wybitn� specjalistk� w dziedzinie rytua��w. Pozostawiam pana w jej r�kach - Gnosis usiad�a na moim miejscu z lekkim wyrazem obrzydzenia na twarzy ale kiedy wci�gn�a si� w rozmow� troch� jej przesz�o. Je�li nie nam�wi go �eby odda� nam ksi�g�, trzeba b�dzie nam�wi� go do grzechu. Spojrza�am na Gnosis: czy by�aby w stanie go uwie��? Mo�e. Zobaczymy. W drzwiach ukaza� si� Adularus: �Ale jaja! Pr�bowali porwa� Virgini�. Uda�o si� j� odbi�. �owcy dzisiaj szalej�. Bior� si� za przypadkowych ludzi. Porwali Frania.� - No to kicha z informacji. Chocia� ju� ich w zasadzie nie potrzebujemy - spojrza�am na Gnosis. - Da sobie rad�? - Powinna - odpowiedzia�am i w tym momencie zobaczy�am jak daje mi znak, �e wszystko jest OK. - Widzisz? Ju� sobie da�a rad�. - A tak w og�le, to nie musimy daleko szuka� dziewicy. - ? - Virginia - Postaraj si�, �eby posz�a z nami do haven. Nie chc�, �eby to by�o na si��. - Wy�l� �Juniora� niech z ni� zagada. - Jak chcesz - sko�czy�am dyskusj� i posz�am do Gnosis. - Jak ci leci? - �wietnie! Wyobra� sobie, �e pan zgodzi� si� p�j�� z nami. Obieca�am, �e przywo�amy demona i b�dzie m�g� z nim porozmawia�. - Bardzo dobrze. Chod�my wi�c - powiedzia�am i ruszy�am do wyj�cia. Wesz�am zaledwie par� stopni w g�r� kiedy zobaczy�am stoj�cego w drzwiach �czarnego�. - Ups, awaria! Wracamy. - Co jest? - Wo�aj ch�opak�w. Mo�emy mie� problemy. - Ju� id�. - Adularus, schowaj ksi�g� pana pod kurtk�. Oni nie mog� wiedzie� kto idzie z nami - z mo�liwie najbardziej dobrotliwym u�miechem wyci�gn�am r�k� do zdezorientowanego naukowca. Z pewnym wahaniem odda� mi ksi�g�, kt�r� natychmiast poda�am dalej. Wyszli�my z pubu staraj�c si� nie zwraca� uwagi na ksi�y. W po�owie przecznicy okaza�o si�, �e nie wszyscy wyszli�my. - Id�cie dalej, ja po nich wr�c� - powiedzia� Adularus oddaj�c �Demonologos� i pobieg� z powrotem. - Zaczekamy w parku! - krzykn�am za nim. Szli�my ciemn� ulic� w stron� parku we tr�jk�: ja, Gnosis i naukowiec. Starali�my si� i�� w miar� szybko, tak by nie spotka� nikogo spo�r�d ludzi Reginisa. Niestety w po�owie drogi natkn�li�my si� w�a�nie na niego. By�am zaskoczona, �e nie pyta� si� o nic ale najwyra�niej g�ow� mia� zaj�t� innymi sprawami i bardzo mu si� spieszy�o. Wkr�tce schowali�my si� w cieniu drzew i zacz�li�my wypatrywa� reszty naszej paczki. Tymczasem z przeciwnej strony nadesz�a Virginia z Iskarisem. Zbli�yli si� do nas i zacz�li�my rozmawia� o jakich� pierdo�ach. Naukowiec patrzy� na nas dziwnie i wida� by�o jak pytania cisn� mu si� na usta. Kiwn�am na Gnosis, �eby si� nim zaj�a. Stan�li z boku i Gnosis zacz�a odpowiada� mu na pytania p�g�osem tak aby inni nie s�yszeli. Cz�owiek by� najwyra�niej ciekawy �wiata a przy tym nie okazywa� strachu. Po kilku minutach przyszed� Viris a za nim reszta. �Junior� wzi�� Virgini� na spacer do altanki a my ruszyli�my w stron� haven. Zosta�am troch� z ty�u, �eby si� pozby� si� Iskarisa. Ruszy�am po chwili za nimi ogl�daj�c si� czy nikt za nami nie idzie. Na skrzy�owaniu alejek spotka�am �Juniora� i razem dogonili�my grup�. - Gdzie Virginia? - spyta� Adularus. - Um�wi�em si� z ni� w altance za dziesi�� minut. - Dobra, idziemy. Poczekamy tam na ni� a wy zosta�cie tutaj - rzuci� i znikn�� w cieniu drzew. - No to czekamy. Po pewnym czasie zacz�am si� niecierpliwi�. W ko�cu, ile mo�na namawia� panienk�, �eby z tob� posz�a. Znam dar przekonywania Adularusa i dlatego przed�u�aj�ce si� oczekiwanie nieco mnie zaniepokoi�o. Nagle us�ysza�am ha�as a p�niej wycie. Wszyscy zerwali�my si� ze swoich miejsc. Nawet naukowiec przesta� zadawa� swoje k�opotliwe pytania i nas�uchiwa� razem z nami. Zza k�py ja�owca wyskoczy� Adularus z Virgini�. - Szybko! Biegnijcie! Zabierzcie j� w bezpieczne miejsce! To �owcy! - krzykn�� i pobieg� z powrotem. Prawie biegiem ruszyli�my w stron� haven. Naukowiec by� tak przestraszony i zdezorientowany, �e nie protestowa�. �ciska� pod pach� ksi�g� i lecia� z nami. Wkr�tce dotarli�my na miejsce i wszyscy poczuli si� bezpieczniej. Zaryglowali�my drzwi i zapalili�my �wiece, bo cz�owiek wpada� na wszystkie sprz�ty po ciemku. Ba�am si�, �e pot�ucze ca�� porcelan� na serwantce. Virginia chodzi�a po ca�ym domu rozgl�daj�c si� po nieznanych jej pomieszczeniach. Przystan�a na chwil� przy szafie ze sprz�tem graj�cym i w��czy�a jak�� muzyk�. Po chwili rozpozna�am �The Masquerade Overture� Pendragon. Naukowiec r�wnie� przez chwil� rozgl�da� si� po pomieszczeniach ale zaraz zn�w zacz�� zasypywa� Gnosis pytaniami. Ta odpowiada�a mu, ale wida� by�o, �e ma ju� dosy�. Chcia�a jak najszybciej dosta� ksi�g� i sprawdzi� czy wszystko z ni� w porz�dku. Niestety, nie udawa�o jej si� tego osi�gn��. Sta�am przy zaciemnionym oknie dyskretnie wygl�daj�c przez szpar� w zas�onach. Us�ysza�am jakie� g�osy, ale to tylko jacy� ludzie. Kilka minut p�niej nadeszli nasi. Otworzyli�my im drzwi. - �owcy chyba szli za nami. Mog� by� problemy - powiedzia� Viris. Jakby w odpowiedzi na to us�yszeli�my g�osy. Wyjrza�am przez okno - ksi�a. Stan�li na rogu budynku i rozmawiali. Pogasili�my wszystkie �wiat�a i obserwowali�my ich. Nied�ugo potem odeszli. S�ycha� by�o warkot silnika. Przyjecha� Reginis ze swoj� grup�. Pewnie szukali zagubionej Virginii. Zaraz jednak i oni odjechali. Nie wiedzieli dok�adnie gdzie nas szuka�. Zostawili tylko kogo� �eby si� rozgl�da�. Odeszli�my od okna i wkr�tce us�yszeli�my charakterystyczne pukanie do drzwi. To Gharghara. Nasza �wtyczka� u nich. - Lepiej si� pospieszmy. Mog� tu wr�ci� - powiedzia�. - Co prawda powiedzia�em, �e sam was poszukam i jakby co, to dam zna�, ale nie wiem w jakim stopniu mi ufaj�. - OK. Do roboty! - zgodzi�am si�. - Idziemy na plac. Cicho, bez najmniejszego szmeru. Bierzcie �wiece. Idziemy bokiem, mi�dzy drzewami. W idealnej ciszy dotarli�my do wyrysowanego na ziemi wielkiego pentagramu. Dwie osoby, kt�re niezbyt wiedzia�y o co chodzi by�y tak zaintrygowane, �e posz�y z nami. Zapalili�my �wiece na pi�ciu rogach figury a Gnosis odebrawszy wreszcie ksi�g� stan�a na �rodku. Jakby nie mog�c odczyta� co by�o w niej napisane poprosi�a Virgini�, �eby podesz�a ze �wiec�. Ta niczego si� nie spodziewaj�c zbli�y�a si�. Gnosis szybko dorysowa�a ostatni kawa�ek linii, kt�ra teraz oddziela�a je od reszty �wiata. Nagle cisz� przerwa� ryk silnika i mrok przeci�y �wiat�a reflektor�w samochodu. �owcy! Ale Rytua� ju� si� rozpocz��. �piewna inwokacja wype�ni�a powietrze wibracjami. Za �owcami pod��ali ksi�a. By�o ich trzech. Jeden z nich troch� dziwny. Nie mia� krucyfiksu i trzyma� si� od reszty troch� z dala. Widzia�am go wcze�niej w �Lurze�. Par� sekund p�niej nadjecha�a grupa Reginisa. Zrobi�o si� t�oczno. - W imi� ciemnych mocy, wzywam ci� Shratclor! - zawo�a�a Gnosis. - Oto krew dla ciebie! - wskaza�a na kl�cz�c�, sparali�owan� Virgin�. Wszyscy czekali w napi�ciu na to, co mia�o si� wydarzy�. W ko�cu, demon powinien przyby� w jaki� popisowy spos�b. Nie zawiedli�my si�. Wszyscy byli�my zaskoczeni. - No dobra, kurwa. Przecie� jestem - powiedzia� ten dziwny ksi�dz i wskoczy� do wn�trza pentagramu. Jak na komend� wszyscy rozdziawili usta ze zdziwienia. Korzystaj�c z zamieszania demon chwyci� dziewic�. Gnosis w por� si� po�apa�a i wyci�gn�a znak chroni�cy przed piekielnymi si�ami, tak, aby i jej nie z�apa�. - Czego chcecie? - zapyta� Shratclor po chwili. - S�o�ca. - �e co? - zrobi� g�upi� min�. - Chcemy m�c chodzi� w dzie�. Chcemy zobaczy� s�o�ce. - A jak chcecie mnie do tego zmusi�? - Bardzo prosto. W�a�nie tak! - powiedzia�a Gnosis i odwr�ci�a stron� w ksi�dze. Na widok jej miny demon si� roze�mia�. - O cholera! Brakuje stron! - krzykn�a z rozpacz� w g�osie. Chwila zastanowienia i wzi�li�my na spytki naukowca. - �owcy mnie z�apali. Szarpa�em si� i podszed� ten ksi�dz krzycz�c, �ebym da� mu ksi�g�. Da�em mu, bo pomy�la�em, �e tamci j� zabior� i zniszcz�. Jak mnie pu�cili, to go znalaz�em i ksi�g� odda� bez problem�w. Nawet mu podzi�kowa�em. - No tak, to kicha. Nie mamy Rytua�u Sp�tania, nie mamy Rytua�u Odes�ania. Mamy problem. Nie utrzymamy go d�ugo w pentagramie. Co robimy? - Na rytua� pozwalaj�cy chodzi� w �wietle dnia chyba nie mamy co liczy�. Trzeba si� po prostu pozby� k�opotu. Mo�e ksi�a pomog�? - Mo�e i pomog�, ale przy okazji pozb�d� si� nas razem z demonem. Poza tym, kto p�jdzie z nimi porozmawia�? - spyta�am. - No dobra, ja p�jd� - powiedzia� zrezygnowany Adularus. - W ko�cu to wszystko przeze mnie - i poszed�. Wr�ci� par� minut p�niej: �Ksi�dz si� zgodzi� odes�a� demona i zostawi� nas w spokoju jak mu obieca�em now� dzwonnic�. Mo�emy spr�bowa� zaszanta�owa� demona.� - OK. Id� i rozmawiaj z nim - zakomenderowa�am. Poszed�. - I ja mam wam wierzy�?! - us�ysza�am demona. - Chyba sobie �artujecie! - Gwarantuj�, �e spe�ni� obietnic� - powiedzia� ksi�dz. Chyba bardzo mu zale�a�o na tej dzwonnicy. - OK. Czy dobrze rozumi�: ja dam wam Rytua� S�o�ca a wy pu�cicie mnie wolno. Je�eli go nie oddam, to mnie ode�lecie tam sk�d przyszed�em. - Dok�adnie. - To zbyt pi�kne, �eby by�o prawdziwe. Nie wierz� wam. Pewnie, te� bym nie uwierzy�a. Cholerny piekielnik jest za m�dry. Co tu robi�? - Przepraszam, ale mo�e was zainteresuje, �e on wyrzuca� jakie� kawa�ki papieru do �mieci po drodze - odezwa� si� jeden z ksi�y. Do tej pory sta� z boku razem z �owcami, kt�rzy mieli niezbyt inteligentne wyrazy twarzy, jakby zupe�nie nie wiedzieli co si� tu dzieje. - �On� to znaczy demon? - Je�eli tak upieracie si� go nazywa�. Wyrzuca� te papiery do trzech koszy na �mieci ko�o parku. - Ruszajcie si�! We�cie samoch�d, b�dzie szybciej. Musicie znale�� te kawa�ki. Powinni�my zd��y� przed wschodem s�o�ca. Ju�! - zarz�dzi�am. Pobiegli do samochodu. Zauwa�y�am, �e z nimi byli te� ludzie Reginisa. Widocznie im te� udzieli� si� nasz zapa�. Zosta�am tylko ja, Reginis, Iskaris, Virginia i Gnosis, kt�ra wydosta�a si� z wn�trza pentagramu. Ma�a garstka w por�wnaniu z otaczaj�cymi nas wrogimi lud�mi. Ci jednak�e jakby przej�li si� naszymi problemami i niespecjalnie nam przeszkadzali. W ca�ym zamieszaniu nikt nie zwraca� uwagi na demona i dziewic�, wci�� uwi�zionych. W pewnym momencie us�yszeli�my w ciemno�ci �miech demona. - Co si� sta�o? - zapyta�am. - Obawiam si�, �e dziewica ju� nie jest dziewic� - odpowiedzia� ksi�dz, kt�remu mieli�my zafundowa� dzwonnic�. - No to �adnie. Wpakowali�my si� wszyscy w wielkie g�wno - skomentowa�am. Sta�am ty�em do wyrysowanej na ziemi magicznej figury. Przypadkiem obcasem buta zawadzi�am o le��c� na ziemi desk� i posun�am j� do ty�u nie zauwa�aj�c, �e przerywam jedn� z linii. - Nawet nie wiecie w jak wielkie g�wno - odpowiedzia� demon stoj�cy tu� za mn� i chwyci� mnie za gard�o. By� zabit� przez chwil� nieuwagi - zbyt prozaiczne, ale zdarza si�. Nast�pny by� Reginis. Iskaris rozp�yn�� si� we mgle a Gnosis i Virginia zamkn�y si� w pentagramie. �owcom i ksi�om nic si� nie sta�o, obroni�a ich woda �wi�cona. Kiedy przyjechali ci, kt�rzy szukali skrawk�w papieru z rytua�em zastali jedynie rozszarpane cia�a i dwie skulone i dr��ce dziewczyny. Nie by�o rytua��w, nie by�o demona. Nie by�o te� mo�liwo�ci pogodzenia zwa�nionych grup. Ten incydent jeszcze bardziej je sk��ci�. Nie by�o te� kandydat�w na biskupa. No i brakowa�o na to czasu. Za p� godziny wsch�d s�o�ca. Ju� si� robi�o jasno. - Do jutra! - rzuci� idiotycznie Pentakos. Obie grupy rozesz�y si� w swoje strony, podtrzymuj�c wci�� jeszcze przera�one dziewczyny, by przeczeka� dzie�.