5096
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5096 |
Rozszerzenie: |
5096 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5096 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5096 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5096 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Magdalena Kowalczyk
K�opoty ze s�o�cem
Wszystko zacz�o si� kilka miesi�cy...
Nie. Nie tak. To za d�uga historia.
Wszystko zacz�o si� od zwyk�ego lizusostwa.
Adularus chcia� zdoby� ksi�g�. Dla mnie. Poszed� do antykwariatu i oto le�a�a:
�Demonologos�. Nie my�l�c wiele postanowi� j� kupi�. By� tylko jeden problem:
by�a droga.
Tak naprawd�, to bardzo droga. Sk�d zdoby� pieni�dze? Trzeba co� przehandlowa�.
Co? Inne
ksi��ki. Czyje? Naszego demonologa. Jakie? Te, kt�re wpadn� pod r�k�.
I tak te� zrobi�.
Mam nieszcz�cie by� otoczon� osobnikami my�l�cymi niew�a�ciwymi cz�ciami
cia�a. Wym�drza�, to si� potrafi�, ale jak o co� si� pyta nie racz�
odpowiedzie�. Tak naprawd�
to z tego w�a�nie wynikn�� problem. Ta nieszcz�sna idiotka, Gnosis, nasz
demonolog, nie
odezwa�a si� s�owem, �e �Demonologos� posiada. Niestety znalaz� si� w�r�d ksi�g,
kt�re
gwizdn�� jej Adularus.
Czy� to nie cudowne?
My�l�, �e prze�y�abym to jako� gdybym dosta�a do r�ki prawdziwy �Demonologos�.
Tak si� jednak nie sta�o. W zamian za kilka naprawd� cennych ksi�g dosta�am
dzie�o
niew�tpliwie niezb�dne - do egzystencji starej baby na wsi. W ksi�dze owej
opisane by�y
r�nego rodzaju stwory znane g��wnie z bajek dla dzieci. Diab�y r�nej ma�ci i
uw�osienia,
krasnoludki itd. Dowiedzia�am si� z niej na przyk�ad, �e demon ma rogi a diabe�
jeszcze do
tego ogon. Niezwykle interesuj�ce. Nieprawda�?
Kiedy Gnosis zobaczy�a owo dzie�o, zblad�a najpierw a p�niej zczerwienia�a i
my�la�am, �e para jej p�jdzie uszami. W ten w�a�nie spos�b domy�li�am si�, �e
ona mia�a
orygina�. Wiedza ta doprowadzi�a do tego, �e dosta�a nabyt� makulatur�, kt�ra
musia�a wa�y�
prawie pi�� kilo, po �bie. W nieszcz�ciu towarzyszy� jej sprawca ca�ego
zaj�cia.
Tej cudownej nocy mia�am wi�c ko�o siebie kilku mniej lub wi�cej przydatnych
osi�k�w i dw�ch osobnik�w cierpi�cych na silny b�l g�owy.
Przebudzenie tej nocy w og�le by�o dosy� burzliwe. Dzi� mia�o si� wiele zdarzy�.
Ka�dy z nas mia� swoje ambicje i plany. Pokrywa�y si� one w niewielkim stopniu.
Wiadomo
by�o te�, �e druga paczka w mie�cie mo�e nie ustosunkowa� si� zbyt korzystnie do
naszych
metod. W celu uzgodnienia plan�w na najbli�sz� przysz�o�� oraz wybrania biskupa
wszyscy
cz�onkowie Sabbatu mieli si� zebra� w�a�nie dzi�.
W�r�d tych przekl�tych wypierdk�w by� jeden, co chcia� zosta� biskupem. By� ich
przyw�dc�. Nazywa� si� Reginis. Na szcz�cie mieli�my tam swojego, kt�ry te�
chcia� by�
biskupem. Ghargara wprowadza� w ten spos�b troch� zamieszania. W�r�d nas nie
by�o
specjalnie nikogo, kto by si� pcha� na to stanowisko ale ostatecznie kto� m�g�by
si�
po�wi�ci�. Mnie nie zale�a�o na tym w najmniejszym stopniu. W ko�cu nie powinno
mi
zale�e� na znalezieniu si� pod lup�. Poza tym mia�am dosy� problem�w ze swoj�
paczk�.
Teoretycznie, jakby si� kto� nas pyta�, byli�my zwyk�ymi cz�onkami Sabbatu. Ale
tylko teoretycznie. Praktycznie nie znosili�my tego zadufanego towarzystwa
wzajemnej
adoracji. S� dobrymi wojownikami, to im trzeba przyzna�. S� te� wyj�tkowo
zaciek�ymi
wrogami. Z nimi mog� si� r�wna� tylko Zab�jcy Wampir�w. No i mo�e jeszcze z
jeden
cz�owiek, kt�rego kiedy� zna�am, ale on ju� nie �yje.
Do tego mieli�my na g�owie m�odzieniaszka, kt�ry w�a�nie dzi� wreszcie si�
odkopa�.
Mieli�my nadziej�, �e zrobi to jutro. Chodzi� dooko�a i marudzi�. W dodatku
naby� dziwnego
zwyczaju m�wienia do Adularusa �Tatu�ku�. Kretyn.
Wracaj�c do tematu: tej nocy musia�am ich przekona� ostatecznie, �e przyzwanie
demona jest naszym jedynym wyj�ciem.
- Mo�e tak wreszcie pos�uchaliby�cie tego, co mam wam do powiedzenia i przestali
si� raczy� tym mro�onym �wi�stwem sprzed dw�ch dni! B�d�cie �askawi usi��� i
nastawi�
uszu - powiedzia�am i sama usiad�am w najwi�kszym fotelu. Obok mnie jak zwykle
usiad�
Adularus. Spojrza�am na niego i wyszczerzy�am z�by ale tylko spu�ci� smutnie
wzrok i nie
odsun�� si�. Reszta usiad�a jak popad�o. - �wi�tynia Wschodz�cego S�o�ca si�
zawali�a.
-Co masz na my�li? - cholerna Gnosis doprowadzi mnie kiedy� do sza�u. Co ja, do
diab�a, mog�am mie� na my�li?
-Dok�adnie to co m�wi�. To po prostu nie ma sensu. Pieprzony rytua� jest
niemo�liwy
do zdobycia.
-Jak to niemo�liwy do zdobycia? Przecie� m�wi�a�, �e jest nawet gdzie� zapisany
-
odezwa� si� kolejny m�drala.
-Owszem. Tyle, �e do przywo�ania jest potrzebny kto� z trzeciego pokolenia.
Przyprowadzisz takiego? A mo�e przyniesiesz, �eby go po drodze nie zbudzi� z
drzemki?
-Tylko trzecie pokolenie ma tyle mocy?
-Zgadza si� - tutaj zamilk�am, �eby da� im czas na przetrawienie informacji.
Ciekawa
by�am, czy dojd� sami do w�a�ciwych wniosk�w, czy te� b�d� musia�a zaproponowa�
im to
sama. - Macie jakie� sugestie?
Przez d�u�szy czas nikt si� nie odezwa�. Popatrzy�am na nich i zobaczy�am
doskona�y
obraz bezmy�lno�ci. Wreszcie odezwa� si� Adularus: -A mo�e by tak porozmawia� z
demonami? - jak zawsze kochany, wyr�czy� mnie. Przynajmniej nie wygl�da na to,
�e pr�buj�
im co� narzuci�. - One chyba maj� wystarczaj�co du�o mocy.
-To chyba ca�kiem nieg�upi pomys� - powiedzia� Viris. - Co by nam by�o
potrzebne? -
zwr�ci� si� do demonologa.
-Przede wszystkim ksi�ga - odpar�a zapytana i spojrza�a z wyrzutem na Adularusa.
-
Poza tym przyda�aby si� dziewica.
Wypowied� zosta�a przerwana �omotem do drzwi. Viris poszed� otworzy�. Tak jak
my�la�am by� to ostatni cz�onek grupy, Pentakos.
-S�uchajcie! Ale jaja! - wydysza� wpad�szy do pokoju. - Jaki� idiota kupi�
�Demonologos�!
-Kto? - pad�o ch�ralne pytanie.
-Nie uwierzycie! Cz�owiek. Naukowiec. Podobno chcia�by zobaczy� demona. Jego
�yciowym problemem jest kwestia tego, jak ma si� z nim po�egna�. Czy ma
powiedzie� �Do
widzenia� czy �Zgi� przepadnij si�o nieczysta�, tyle, �e uwa�a �e to ostatnie
mo�e budzi�
w�tpliwo�ci co do higieny osobistej demona.
-Idiota?
-Najwyra�niej. Podobno po kupieniu przegl�da� ksi�g� i nawet czyta� fragmenty
ale
niewiele z tego rozumie. Teraz przyp�ta� si� do niego jaki� ksi�dz i pr�buje od
niego ksi�g�
wyci�gn��.
-Mo�e nie zd��y - to by�a cudowna okazja do przekonania ich wszystkich, �e
ksi�g�
musimy mie�. - S�uchajcie! Znajdziemy tego cz�owieka. Odebranie mu ksi�gi to
b�dzie jak
odebranie dziecku lizaka. Dziewica jaka� te� si� znajdzie. Jak si� szybko
obrobimy, to
dzisiejsze spotkanie z paczk� Reginisa p�jdzie g�adko. Do roboty!
Moja nag�a decyzja zaskoczy�a ich do tego stopnia, �e nawet nie protestowali.
Wszyscy wstali i ruszyli do wyj�cia. Nawet si� nie zastanawiali gdzie zmierzamy.
Dopiero na
ulicy kto� zapyta�:
- A dok�d w�a�ciwie idziemy?
- Zdoby� informacje - odpowiedzia�am. - Musimy dowiedzie� si�, gdzie mo�na
znale�� tego naukowca.
- No dobrze, ale gdzie?
- Tam, gdzie zwykle. W �Lurze�.
- Franio Flacha?
- W�a�nie. Mam nadziej�, �e mamy wystarczaj�ce fundusze, �eby co� z niego
wydoby�.
- Te par� z�otych zawsze si� wyskrobie.
Tak wi�c szli�my sobie spokojnie Piotrkowsk� nikomu nie wadz�c. Cisz� tej
cudownej
nocy burzy�y jedynie pojedyncze samochody, a idealn� niemal czer� nieba tylko
ksi�yc w
pe�ni. No, mo�e nie by�y to jedyne zak��caj�ce nasz� przechadzk� rzeczy. Po
drodze
musieli�my przej�� obok dw�ch ko�cio��w (tfu!). Min�li�my te� jak�� podpit� par�
z
dzieckiem. Na widok Adularusa wymachuj�cego no�em motylkowym facet powiedzia� do
dziecka: �Zobacz, jak pan si� �adnie bawi no�ykiem�. Ludzie s� czasami tacy
zabawni. No i
oczywi�cie pomrukiwanie Virisa:
- Czy mnie si� zdaje, czy tam kto� stoi?
- Jaka� lalunia.
- Nie to �ebym by� g�odny, ale mo�e by�my si� zabawili? - i inne dialogi w tym
stylu.
Opr�cz tego �Junior� ci�gle si� o co� dopytywa�. Og�lnie rzecz bior�c pod koniec
drogi
by�am w�ciek�a.
Kilkaset metr�w przed doj�ciem do celu z parku wyszed� Reginis i jego grupa.
Popatrzyli na nas, my na nich i chyba nawet si� sobie uk�onili�my.
- Co jest? Co wy tutaj robicie? - spyta�am.
- Chcieli�my i�� do �Lury�...
- To chyba zgubili�cie drog�.
- Nie. Chcieli�my si� pokr�ci� troch� woko�o. Tam jest troch� ciep�o.
- To znaczy?
- Ksi�a. Dw�ch. Stoj� przy wej�ciu - powiedzia� Iskaris.
- Ups. To przykre. C�, mo�e ju� poszli. Zobaczymy?
- Czemu nie - rzuci� Reginis i poszli�my. �wi�tobliwych nie by�o. Weszli�my do
�rodka. Nie by�o mi jednak dane rozejrze� si� po wn�trzu, bo Reginis wyrazi�
szczer� ch��
porozmawiania ze mn�. Acha, zaczyna si�. Kocham te powa�ne rozmowy.
- O czym chcesz ze mn� porozmawia�? - spyta�am.
- Chcia�bym porozmawia� o tym, co jest dla nas najwa�niejsze. O dobru Sabbatu.
Powinni�my zjednoczy� nasze si�y. Jeste�my podzieleni i s�abi. Potrzebujemy
silnej r�ki,
kt�ra zebra�aby nas i prowadzi�a.
- Zapewne masz na my�li swoj� r�k�?
- Nie koniecznie. Mo�e masz lepsz� propozycj�? S�ysza�em, �e sama chcia�aby�
zosta�
biskupem. Czy my�lisz, �e to rozs�dne?
- C�, szczerze m�wi�c, nie zale�y mi tak bardzo na tym zaszczycie. Tak jak i ty
chcia�abym dobra nas wszystkich. Zbierzmy si� wszyscy, przedstawmy swoje
propozycje,
przedyskutujmy je i wybierzmy najlepsz� drog�.
- Takie propozycje pada�y ju� zar�wno z twojej jak i z mojej strony.
- Owszem, lecz niezbyt konkretne... - dalszy ci�g rozmowy przerwa�o nam
przybycie
ksi�y. Szybko rozeszli�my si� w r�ne strony. Do��czy�am do swojej grupy
siedz�cej w rogu
sali.
- Kto� si� strasznie na nas gapi - tymi s�owy powita�a mnie Gnosis.
- Kto? - spyta�am jednocze�nie si� rozgl�daj�c.
- Jaki� facet w fioletowych okularach, z dosy� d�ugimi jasnymi w�osami, wysoki,
szczup�y. Siedzi dwa sto�y dalej.
Spojrza�am tam. Rzeczywi�cie, patrzy� si� na nas. Wygl�da� dosy� dziwnie. Jego
kumpel wygl�da� jeszcze dziwniej. Du�y i zambrowaty - glina.
- Co tu si� dzisiaj dzieje? Zjazd dziwol�g�w? - zapyta� Reginis podchodz�c do
naszego stolika. Usiad� na przeciwko mnie. Chwil� p�niej na zewn�trz rozleg�y
si� krzyki i
zauwa�y�am, �e tych dw�ch, kt�rych obserwowa�am znikn�o. Moich ch�opak�w
wymiot�o.
- To ta ksi�ga!
- Co? - troch� si� zgubi�am.
- Tam jest facet, kt�ry ma moj� ksi�g�! - powt�rzy�a Gnosis. Rozejrza�am si�
szybko.
W drzwiach sta� niewielki cz�owieczek w okularach i rozgl�da� si�.
- Zosta� tu na razie. Zawo�am ci� p�niej - powiedzia�am i ruszy�am w jego
stron�.
Chyba mia�am wyj�tkowo paskudny wyraz twarzy, bo ksi�dz, ko�o kt�rego
przechodzi�am
prze�egna� si� i skropi� moje plecy wod� �wi�con�. Na szcz�cie grubo si�
ubieram i tylko
mnie zasmyra�o. Zbli�y�am si� do cz�owieka z ksi�g� i a� mnie odrzuci�o. On by�
niewinny
jak noworodek! Nie mog�am go nawet dotkn��. Nie dzia�a�y na niego czary. Nic.
Gr�b i
mogi�a! Trzeba po dobroci.
- Dobry wiecz�r panu. Przepraszam, �e przeszkadzam, ale niezmiernie mnie
interesuje
ksi�ga, kt�r� pan trzyma w r�ku.
- Doprawdy?
- Czy mog�abym przyjrze� si� jej z bliska?
- Nie jestem pewien, czy jest pani odpowiedni� osob�. Szczerze m�wi�c poszukuj�
kogo�, kto pom�g�by mi j� wykorzysta�.
- Trafi� pan na najodpowiedniejsz� osob�. Gnosis! Pozw�l tutaj! Oto moja
przyjaci�ka. Jest wybitn� specjalistk� w dziedzinie rytua��w. Pozostawiam pana
w jej r�kach
- Gnosis usiad�a na moim miejscu z lekkim wyrazem obrzydzenia na twarzy ale
kiedy
wci�gn�a si� w rozmow� troch� jej przesz�o. Je�li nie nam�wi go �eby odda� nam
ksi�g�,
trzeba b�dzie nam�wi� go do grzechu. Spojrza�am na Gnosis: czy by�aby w stanie
go uwie��?
Mo�e. Zobaczymy.
W drzwiach ukaza� si� Adularus: �Ale jaja! Pr�bowali porwa� Virgini�. Uda�o si�
j�
odbi�. �owcy dzisiaj szalej�. Bior� si� za przypadkowych ludzi. Porwali Frania.�
- No to kicha z informacji. Chocia� ju� ich w zasadzie nie potrzebujemy -
spojrza�am
na Gnosis.
- Da sobie rad�?
- Powinna - odpowiedzia�am i w tym momencie zobaczy�am jak daje mi znak, �e
wszystko jest OK. - Widzisz? Ju� sobie da�a rad�.
- A tak w og�le, to nie musimy daleko szuka� dziewicy.
- ?
- Virginia
- Postaraj si�, �eby posz�a z nami do haven. Nie chc�, �eby to by�o na si��.
- Wy�l� �Juniora� niech z ni� zagada.
- Jak chcesz - sko�czy�am dyskusj� i posz�am do Gnosis. - Jak ci leci?
- �wietnie! Wyobra� sobie, �e pan zgodzi� si� p�j�� z nami. Obieca�am, �e
przywo�amy demona i b�dzie m�g� z nim porozmawia�.
- Bardzo dobrze. Chod�my wi�c - powiedzia�am i ruszy�am do wyj�cia. Wesz�am
zaledwie par� stopni w g�r� kiedy zobaczy�am stoj�cego w drzwiach �czarnego�.
- Ups, awaria! Wracamy.
- Co jest?
- Wo�aj ch�opak�w. Mo�emy mie� problemy.
- Ju� id�.
- Adularus, schowaj ksi�g� pana pod kurtk�. Oni nie mog� wiedzie� kto idzie z
nami -
z mo�liwie najbardziej dobrotliwym u�miechem wyci�gn�am r�k� do
zdezorientowanego
naukowca. Z pewnym wahaniem odda� mi ksi�g�, kt�r� natychmiast poda�am dalej.
Wyszli�my z pubu staraj�c si� nie zwraca� uwagi na ksi�y. W po�owie przecznicy
okaza�o
si�, �e nie wszyscy wyszli�my.
- Id�cie dalej, ja po nich wr�c� - powiedzia� Adularus oddaj�c �Demonologos� i
pobieg� z powrotem.
- Zaczekamy w parku! - krzykn�am za nim.
Szli�my ciemn� ulic� w stron� parku we tr�jk�: ja, Gnosis i naukowiec.
Starali�my si�
i�� w miar� szybko, tak by nie spotka� nikogo spo�r�d ludzi Reginisa. Niestety w
po�owie
drogi natkn�li�my si� w�a�nie na niego. By�am zaskoczona, �e nie pyta� si� o nic
ale
najwyra�niej g�ow� mia� zaj�t� innymi sprawami i bardzo mu si� spieszy�o.
Wkr�tce schowali�my si� w cieniu drzew i zacz�li�my wypatrywa� reszty naszej
paczki. Tymczasem z przeciwnej strony nadesz�a Virginia z Iskarisem. Zbli�yli
si� do nas i
zacz�li�my rozmawia� o jakich� pierdo�ach. Naukowiec patrzy� na nas dziwnie i
wida� by�o
jak pytania cisn� mu si� na usta. Kiwn�am na Gnosis, �eby si� nim zaj�a.
Stan�li z boku i
Gnosis zacz�a odpowiada� mu na pytania p�g�osem tak aby inni nie s�yszeli.
Cz�owiek by�
najwyra�niej ciekawy �wiata a przy tym nie okazywa� strachu.
Po kilku minutach przyszed� Viris a za nim reszta. �Junior� wzi�� Virgini� na
spacer
do altanki a my ruszyli�my w stron� haven. Zosta�am troch� z ty�u, �eby si�
pozby� si�
Iskarisa. Ruszy�am po chwili za nimi ogl�daj�c si� czy nikt za nami nie idzie.
Na
skrzy�owaniu alejek spotka�am �Juniora� i razem dogonili�my grup�.
- Gdzie Virginia? - spyta� Adularus.
- Um�wi�em si� z ni� w altance za dziesi�� minut.
- Dobra, idziemy. Poczekamy tam na ni� a wy zosta�cie tutaj - rzuci� i znikn�� w
cieniu drzew.
- No to czekamy.
Po pewnym czasie zacz�am si� niecierpliwi�. W ko�cu, ile mo�na namawia�
panienk�, �eby z tob� posz�a. Znam dar przekonywania Adularusa i dlatego
przed�u�aj�ce si�
oczekiwanie nieco mnie zaniepokoi�o. Nagle us�ysza�am ha�as a p�niej wycie.
Wszyscy
zerwali�my si� ze swoich miejsc. Nawet naukowiec przesta� zadawa� swoje
k�opotliwe
pytania i nas�uchiwa� razem z nami.
Zza k�py ja�owca wyskoczy� Adularus z Virgini�.
- Szybko! Biegnijcie! Zabierzcie j� w bezpieczne miejsce! To �owcy! - krzykn�� i
pobieg� z powrotem.
Prawie biegiem ruszyli�my w stron� haven. Naukowiec by� tak przestraszony i
zdezorientowany, �e nie protestowa�. �ciska� pod pach� ksi�g� i lecia� z nami.
Wkr�tce
dotarli�my na miejsce i wszyscy poczuli si� bezpieczniej. Zaryglowali�my drzwi i
zapalili�my
�wiece, bo cz�owiek wpada� na wszystkie sprz�ty po ciemku. Ba�am si�, �e
pot�ucze ca��
porcelan� na serwantce.
Virginia chodzi�a po ca�ym domu rozgl�daj�c si� po nieznanych jej
pomieszczeniach.
Przystan�a na chwil� przy szafie ze sprz�tem graj�cym i w��czy�a jak�� muzyk�.
Po chwili
rozpozna�am �The Masquerade Overture� Pendragon. Naukowiec r�wnie� przez chwil�
rozgl�da� si� po pomieszczeniach ale zaraz zn�w zacz�� zasypywa� Gnosis
pytaniami. Ta
odpowiada�a mu, ale wida� by�o, �e ma ju� dosy�. Chcia�a jak najszybciej dosta�
ksi�g� i
sprawdzi� czy wszystko z ni� w porz�dku. Niestety, nie udawa�o jej si� tego
osi�gn��.
Sta�am przy zaciemnionym oknie dyskretnie wygl�daj�c przez szpar� w zas�onach.
Us�ysza�am jakie� g�osy, ale to tylko jacy� ludzie. Kilka minut p�niej nadeszli
nasi.
Otworzyli�my im drzwi.
- �owcy chyba szli za nami. Mog� by� problemy - powiedzia� Viris. Jakby w
odpowiedzi na to us�yszeli�my g�osy. Wyjrza�am przez okno - ksi�a. Stan�li na
rogu
budynku i rozmawiali. Pogasili�my wszystkie �wiat�a i obserwowali�my ich.
Nied�ugo potem
odeszli. S�ycha� by�o warkot silnika. Przyjecha� Reginis ze swoj� grup�. Pewnie
szukali
zagubionej Virginii. Zaraz jednak i oni odjechali. Nie wiedzieli dok�adnie gdzie
nas szuka�.
Zostawili tylko kogo� �eby si� rozgl�da�. Odeszli�my od okna i wkr�tce
us�yszeli�my
charakterystyczne pukanie do drzwi. To Gharghara. Nasza �wtyczka� u nich.
- Lepiej si� pospieszmy. Mog� tu wr�ci� - powiedzia�. - Co prawda powiedzia�em,
�e
sam was poszukam i jakby co, to dam zna�, ale nie wiem w jakim stopniu mi ufaj�.
- OK. Do roboty! - zgodzi�am si�. - Idziemy na plac. Cicho, bez najmniejszego
szmeru. Bierzcie �wiece. Idziemy bokiem, mi�dzy drzewami.
W idealnej ciszy dotarli�my do wyrysowanego na ziemi wielkiego pentagramu. Dwie
osoby, kt�re niezbyt wiedzia�y o co chodzi by�y tak zaintrygowane, �e posz�y z
nami.
Zapalili�my �wiece na pi�ciu rogach figury a Gnosis odebrawszy wreszcie ksi�g�
stan�a na
�rodku. Jakby nie mog�c odczyta� co by�o w niej napisane poprosi�a Virgini�,
�eby podesz�a
ze �wiec�. Ta niczego si� nie spodziewaj�c zbli�y�a si�. Gnosis szybko
dorysowa�a ostatni
kawa�ek linii, kt�ra teraz oddziela�a je od reszty �wiata.
Nagle cisz� przerwa� ryk silnika i mrok przeci�y �wiat�a reflektor�w samochodu.
�owcy!
Ale Rytua� ju� si� rozpocz��. �piewna inwokacja wype�ni�a powietrze wibracjami.
Za
�owcami pod��ali ksi�a. By�o ich trzech. Jeden z nich troch� dziwny. Nie mia�
krucyfiksu i
trzyma� si� od reszty troch� z dala. Widzia�am go wcze�niej w �Lurze�. Par�
sekund p�niej
nadjecha�a grupa Reginisa. Zrobi�o si� t�oczno.
- W imi� ciemnych mocy, wzywam ci� Shratclor! - zawo�a�a Gnosis. - Oto krew dla
ciebie! - wskaza�a na kl�cz�c�, sparali�owan� Virgin�.
Wszyscy czekali w napi�ciu na to, co mia�o si� wydarzy�. W ko�cu, demon powinien
przyby� w jaki� popisowy spos�b. Nie zawiedli�my si�. Wszyscy byli�my
zaskoczeni.
- No dobra, kurwa. Przecie� jestem - powiedzia� ten dziwny ksi�dz i wskoczy� do
wn�trza pentagramu. Jak na komend� wszyscy rozdziawili usta ze zdziwienia.
Korzystaj�c z
zamieszania demon chwyci� dziewic�. Gnosis w por� si� po�apa�a i wyci�gn�a znak
chroni�cy przed piekielnymi si�ami, tak, aby i jej nie z�apa�.
- Czego chcecie? - zapyta� Shratclor po chwili.
- S�o�ca.
- �e co? - zrobi� g�upi� min�.
- Chcemy m�c chodzi� w dzie�. Chcemy zobaczy� s�o�ce.
- A jak chcecie mnie do tego zmusi�?
- Bardzo prosto. W�a�nie tak! - powiedzia�a Gnosis i odwr�ci�a stron� w ksi�dze.
Na widok jej miny demon si� roze�mia�.
- O cholera! Brakuje stron! - krzykn�a z rozpacz� w g�osie.
Chwila zastanowienia i wzi�li�my na spytki naukowca.
- �owcy mnie z�apali. Szarpa�em si� i podszed� ten ksi�dz krzycz�c, �ebym da� mu
ksi�g�. Da�em mu, bo pomy�la�em, �e tamci j� zabior� i zniszcz�. Jak mnie
pu�cili, to go
znalaz�em i ksi�g� odda� bez problem�w. Nawet mu podzi�kowa�em.
- No tak, to kicha. Nie mamy Rytua�u Sp�tania, nie mamy Rytua�u Odes�ania. Mamy
problem. Nie utrzymamy go d�ugo w pentagramie. Co robimy?
- Na rytua� pozwalaj�cy chodzi� w �wietle dnia chyba nie mamy co liczy�. Trzeba
si�
po prostu pozby� k�opotu. Mo�e ksi�a pomog�?
- Mo�e i pomog�, ale przy okazji pozb�d� si� nas razem z demonem. Poza tym, kto
p�jdzie z nimi porozmawia�? - spyta�am.
- No dobra, ja p�jd� - powiedzia� zrezygnowany Adularus. - W ko�cu to wszystko
przeze mnie - i poszed�.
Wr�ci� par� minut p�niej: �Ksi�dz si� zgodzi� odes�a� demona i zostawi� nas w
spokoju jak mu obieca�em now� dzwonnic�. Mo�emy spr�bowa� zaszanta�owa� demona.�
- OK. Id� i rozmawiaj z nim - zakomenderowa�am. Poszed�.
- I ja mam wam wierzy�?! - us�ysza�am demona. - Chyba sobie �artujecie!
- Gwarantuj�, �e spe�ni� obietnic� - powiedzia� ksi�dz. Chyba bardzo mu zale�a�o
na
tej dzwonnicy.
- OK. Czy dobrze rozumi�: ja dam wam Rytua� S�o�ca a wy pu�cicie mnie wolno.
Je�eli go nie oddam, to mnie ode�lecie tam sk�d przyszed�em.
- Dok�adnie.
- To zbyt pi�kne, �eby by�o prawdziwe. Nie wierz� wam.
Pewnie, te� bym nie uwierzy�a. Cholerny piekielnik jest za m�dry. Co tu robi�?
- Przepraszam, ale mo�e was zainteresuje, �e on wyrzuca� jakie� kawa�ki papieru
do
�mieci po drodze - odezwa� si� jeden z ksi�y. Do tej pory sta� z boku razem z
�owcami,
kt�rzy mieli niezbyt inteligentne wyrazy twarzy, jakby zupe�nie nie wiedzieli co
si� tu dzieje.
- �On� to znaczy demon?
- Je�eli tak upieracie si� go nazywa�. Wyrzuca� te papiery do trzech koszy na
�mieci
ko�o parku.
- Ruszajcie si�! We�cie samoch�d, b�dzie szybciej. Musicie znale�� te kawa�ki.
Powinni�my zd��y� przed wschodem s�o�ca. Ju�! - zarz�dzi�am. Pobiegli do
samochodu.
Zauwa�y�am, �e z nimi byli te� ludzie Reginisa. Widocznie im te� udzieli� si�
nasz zapa�.
Zosta�am tylko ja, Reginis, Iskaris, Virginia i Gnosis, kt�ra wydosta�a si� z
wn�trza
pentagramu. Ma�a garstka w por�wnaniu z otaczaj�cymi nas wrogimi lud�mi. Ci
jednak�e
jakby przej�li si� naszymi problemami i niespecjalnie nam przeszkadzali.
W ca�ym zamieszaniu nikt nie zwraca� uwagi na demona i dziewic�, wci��
uwi�zionych. W pewnym momencie us�yszeli�my w ciemno�ci �miech demona.
- Co si� sta�o? - zapyta�am.
- Obawiam si�, �e dziewica ju� nie jest dziewic� - odpowiedzia� ksi�dz, kt�remu
mieli�my zafundowa� dzwonnic�.
- No to �adnie. Wpakowali�my si� wszyscy w wielkie g�wno - skomentowa�am.
Sta�am ty�em do wyrysowanej na ziemi magicznej figury. Przypadkiem obcasem buta
zawadzi�am o le��c� na ziemi desk� i posun�am j� do ty�u nie zauwa�aj�c, �e
przerywam
jedn� z linii.
- Nawet nie wiecie w jak wielkie g�wno - odpowiedzia� demon stoj�cy tu� za mn� i
chwyci� mnie za gard�o.
By� zabit� przez chwil� nieuwagi - zbyt prozaiczne, ale zdarza si�. Nast�pny by�
Reginis. Iskaris rozp�yn�� si� we mgle a Gnosis i Virginia zamkn�y si� w
pentagramie.
�owcom i ksi�om nic si� nie sta�o, obroni�a ich woda �wi�cona.
Kiedy przyjechali ci, kt�rzy szukali skrawk�w papieru z rytua�em zastali jedynie
rozszarpane cia�a i dwie skulone i dr��ce dziewczyny.
Nie by�o rytua��w, nie by�o demona. Nie by�o te� mo�liwo�ci pogodzenia
zwa�nionych grup. Ten incydent jeszcze bardziej je sk��ci�. Nie by�o te�
kandydat�w na
biskupa. No i brakowa�o na to czasu. Za p� godziny wsch�d s�o�ca. Ju� si�
robi�o jasno.
- Do jutra! - rzuci� idiotycznie Pentakos.
Obie grupy rozesz�y si� w swoje strony, podtrzymuj�c wci�� jeszcze przera�one
dziewczyny, by przeczeka� dzie�.