5049
Szczegóły |
Tytuł |
5049 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5049 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5049 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5049 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JAMES PATRICK KELLY
MY�LE� JAK DINOZAURY
Kamala Shastri wr�ci�a na ten �wiat tak, jak go
opu�ci�a - naga. Na chwiejnych nogach wytoczy�a si� z
asemblera staraj�c si� utrzyma� r�wnowag� w warunkach
niewielkiego ci��enia panuj�cego na Stacji Tuulen. Jednym
ruchem z�apa�em j� w ramiona i opatuli�em w szlafrok, a
nast�pnie opu�ci�em na platform�. Trzy lata na innej
planecie zmieni�y Kamal�. By�a teraz szczuplejsza i
bardziej muskularna. Jej paznokcie by�y d�ugie na kilka
centymetr�w, a na lewym policzku mia�a cztery r�wnoleg�e
naci�cia. By� mo�e Gendianie w ten spos�b upi�kszali swoje
twarze. Lecz najbardziej uderzy� mnie widoczny w jej
oczach wyraz niebotycznego zdumienia. To miejsce, tak
dobrze mi znane, zdawa�o si� j� szokowa�. Wygl�da�o na to,
�e nie da�aby g�owy, czy �ciany wzd�u� kt�rych si�
posuwali�my, a nawet otaczaj�ce nas powietrze, istniej�
naprawd�. Nauczy�a si� my�le� jak mieszka�cy planety, z
kt�rej wraca�a.
- Mi�o ci� znowu widzie�. - Szum ruchomej platformy
wzr�s� do cichego buczenia, w miar� jak przesuwali�my si� w
d� korytarza.
G�o�no prze�kn�a �lin� i pomy�la�em, �e zaraz si�
rozp�acze. Trzy lata temu na pewno by tak zrobi�a.
Wi�kszo�� migrant�w po wyj�ciu z asemblera d�ugo nie mo�e
przyj�� do siebie. Wszystko przez to, �e nie ma
fazy przej�ciowej. Kilka sekund temu Kamala opu�ci�a Gend,
czwart� planet� gwiazdy, kt�r� nazywamy epsilon Leo, a
obecnie znajdowa�a si� ju� na orbicie oko�oksi�ycowej,
prawie w domu. Najwi�ksza przygoda jej �ycia dobieg�a
ko�ca.
- Matthew? - spyta�a.
- Michael - poprawi�em. Mimo wszystko cieszy�em si�,
�e mnie pami�ta. W ko�cu spotkanie z ni� odmieni�o moje
�ycie.
Od czasu, kiedy przyby�em na Stacj� Tuulen, aby bada�
�ycie dinozaur�w, asystowa�em przy niemal trzystu
migracjach - zar�wno wyjazdach, jak i powrotach.
Kamala Shastri by�a moim jedynym pirackim skanem
kwantowym. W�tpi�, �eby dinozaury pami�ta�y o tym
incydencie. Podejrzewam, �e same od czasu do czasu
pozwalaj� sobie na takie drobne wykroczenie. Wiem o niej
wi�cej - przynajmniej o takiej, jak� by�a trzy lata temu -
ni� o sobie samym. Kiedy dinozaury wys�a�y j� na Gend,
wa�y�a 50391,72 gramy i na jeden milimetr sze�cienny jej
cia�a przypada�o 4,81 miliona czerwonych krwinek. Umia�a
gra� na nagasvaram - bambusowym instrumencie podobnym do
fletu. Jej ojciec pochodzi� z miejscowo�ci Thana niedaleko
Bombaju, jej ulubionym smakiem by� arbuzowy, w swym
�yciu mia�a pi�ciu kochank�w. Jako jedenastolatka
marzy�a o karierze gimnastyczki, lecz zamiast tego zosta�a
in�ynierem-biomateria�oznawc�, a w wieku dwudziestu
dziewi�ciu lat zg�osi�a si� jako ochotniczka na wypraw� w
kosmos, gdzie mia�a nauczy� si� hodowli sztucznych oczu.
Dwa lata sp�dzi�a na szkoleniu migracyjnym wiedz�c, �e w
ka�dym momencie mog� wycofa� j� z programu, nawet na
chwil� przed tym, jak Silloin przekszta�ci�a jej cia�o w
sygna� poruszaj�cy si� z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci
�wiat�a. Wielokrotnie t�umaczono jej, co to znaczy
zbilansowa� strony r�wnania.
Pozna�em j� 22 czerwca 2069 roku. Przylecia�a
wahad�owcem z portu L1 na Lunexie i wysz�a ze �luzy
powietrznej dok�adnie o 10.15; ma�a, okr�g�a kobietka o
czarnych w�osach rozdzielonych przedzia�kiem na �rodku g�owy
i upi�tych z ty�u w taki spos�b, �eby �ci�le przylega�y do
czaszki. Jej sk�ra zosta�a sztucznie przyciemniona, co mia�o
stanowi� ochron� przed ultrafioletowym promieniowaniem
epsilon Leo i osi�gn�a czarnogranatowy odcie� p�nego
wieczoru. Ubrana by�a w obcis�y, pasiasty kombinezon i
kapcie na rzepach.
- Witamy na Stacji Tuulen - u�miechn��em si�
wyci�gaj�c do niej r�k�. - Mam na imi� Michael. - Poczu�em
u�cisk jej d�oni. - Jestem sapientologiem, ale dorabiam tu
tak�e jako przewodnik.
- Przewodnik? - kiwn�a g�ow� z roztargnieniem. - Aha.
- Patrzy�a na mnie niewidz�cym wzrokiem tak, jakby
spodziewa�a si� spotka� kogo� innego.
- Prosz� si� nie niepokoi� - powiedzia�em. -
Dinozaury siedz� w swoich klatkach.
Otworzy�a szeroko oczy ze zdziwienia, podczas gdy jej
d�o� wy�lizn�a si� z mojej.
- Nazywasz Hanen�w dinozaurami?
- A czemu by nie - za�mia�em si�. - Oni m�wi� na nas
"dzieciaki". Albo "beksy".
Pokr�ci�a g�ow� ze zdziwienia. Ludzie, kt�rzy nigdy
wcze�niej nie mieli kontaktu z dinozaurami, nosili w
wyobra�ni romantyczny obraz tych stwor�w. Przedstawiali je
sobie jako szlachetne gady, kt�rym uda�o si� opanowa�
fizyk� pr�dko�ci �wiat�a, i kt�re wprowadzi�y Ziemian w
cudowny �wiat galaktycznej cywilizacji. W�tpi�, �eby Kamala
kiedykolwiek widzia�a dinozaura, jak r�nie w pokera albo z
lubo�ci� po�era przera�onego kr�lika. Nigdy te� nie
toczy�a spor�w z Linn�, kt�ra wci�� nie by�a przekonana co
do tego, czy ludzie s� odpowiednio psychicznie
przygotowani do wypraw w kosmos.
- Jad�a� co�? - spyta�em wskazuj�c gestem d�oni rz�d
otwartych poczekalni po obu stronach korytarza.
- Tak... to znaczy, nie. - Nie rusza�a si� z miejsca.
- Nie jestem g�odna.
- Niech zgadn�. Jeste� zbyt zdenerwowana, �eby je��.
Jeste� zbyt zdenerwowana, �eby rozmawia�. Najbardziej
chcia�aby�, �ebym si� wreszcie zamkn��, wepchn�� ci� do
kuli i wys�a� w kosmos. Wola�aby�, �eby�my sobie darowali
ca�� t� gadk�, co?
- Nie mam nic przeciwko chwili rozmowy.
- No prosz�. Pos�uchaj, Kamala, moim obowi�zkiem jest
poinformowanie ci�, �e na planecie Gend nie b�d� na ciebie
czeka�y kanapki z mas�em fistaszkowym i d�emem. Nie m�wi�c
ju� o vindaloo z kurczaka. Pami�tasz, jak mam na imi�?
- Michael?
- O, widz�, �e nie jeste� a� tak bardzo zdenerwowana.
M�wi� ci, nie ma co marzy� o taco albo pizzy
wegetaria�skiej. Masz ostatni� okazj�, �eby zje�� jak
cz�owiek.
- W porz�dku. - Nie zdoby�a si� na pe�en u�miech,
zbyt zaj�ta sprawianiem pozor�w odwa�nej, ale k�cik
jej ust uni�s� si� lekko w g�r�. - Nie odm�wi�abym
fili�anki herbaty.
- Herbat� akurat maj� tam, gdzie si� udajesz. -
Pozwoli�a mi zaprowadzi� si� do poczekalni D. Podeszwy jej
kapci chrz�ci�y odrywaj�c si� od dywanu. - Rzecz jasna,
gdy Gendianie chc� sobie zaparzy� herbatk�, �cinaj� par�
listk�w z przydomowego trawnika.
- Gendianie nie maj� trawnik�w. �yj� pod powierzchni�
planety.
- Chyba musisz od�wie�y� moj� pami�� - po�o�y�em d�o�
na jej ramieniu. Pod obcis�ym kostiumem czu�em napi�te
mi�nie. - Czy oni wygl�daj� jak ma�e �asice, czy te� s�
pokryci pomara�czowymi guzami?
- Nie s� ani troch� podobni do �asic.
Przeszli�my przez wypuk�e, przezroczyste drzwi i
weszli�my do poczekalni D - ma�ego, prostok�tnego
pomieszczenia wyposa�onego w niskie, przyjazne cz�owiekowi
meble. Po jednej stronie znajdowa�a si� ma�a kuchenka, po
drugiej pr�niowa toaleta. Sufit by� koloru b��kitnego
nieba, a na jednej z d�u�szych �cian wida� by�o panoram�
Bostonu z widokiem na Charles River, kt�rej wody l�ni�y w
ostrym �wietle czerwcowego s�o�ca. Kamala w�a�nie
uko�czy�a studia doktoranckie na Massachussets Institute of
Technology w Bostonie.
Przyciemni�em drzwi. Przysiad�a na skraju kanapy
niczym ma�y ptaszek na ga��zi, gotowy, by w ka�dej chwili
szybko odfrun��.
Gdy parzy�em jej herbat�, ekran wmontowany w jeden z
moich paznokci zacz�� pulsowa�. Odpowiedzia�em na wezwanie
i po chwili dyskretnie pojawi�a si� ma�a sylwetka Silloin.
Nie patrzy�a na mnie, zbyt zaj�ta �ledzeniem swoich
monitor�w i wska�nik�w w kontrolce.
= Mamy problem = jej g�os zabrz�cza� w aparaciku,
kt�ry mia�em w uchu. = Drobna awaria, ale b�dziemy musieli
prze�o�y� na jutro ostatnich dw�ch z dzisiejszego
rozk�adu. Przeka� im, �eby zostali na Lunexie do jutra.
Za�atwimy ich na pierwszej zmianie. Czy t� ma�� da si�
jako� zaj�� przez godzink�?
- Jasne - powiedzia�em. - Kamala, czy chcia�aby�
pozna� Hanena? - Przekszta�ci�em obraz Silloin w okno
odpowiadaj�ce rozmiarom dinozaura i przenios�em je na
�cian� pokoju. - Silloin, przedstawiam ci Kamal� Shastri.
To w�a�nie Silloin dowodzi tutaj wszystkim. Ja jestem
tylko od�wiernym.
Z wysoko�ci okna Silloin spojrza�a na dziewczyn�
swym przednim okiem, a nast�pnie obr�ci�a si� dooko�a
w�asnej osi, aby przyjrze� si� jej tak�e okiem tylnym. Jak
na dinozaura by�a bardzo ma�a, ale mia�a olbrzymi� g�ow�,
kt�ra chwia�a si� jej na szyi niczym arbuz ustawiony na
grejpfrucie. Musia�a si� przed chwil� nasmarowa� olejem,
bo jej srebrne �uski b�yszcza�y o�lepiaj�co.
= Kamala, czy przyjmiesz moje najlepsze oznaki dobrej
woli wzgl�dem ciebie? = odezwa�a si� tym ich specyficznym
sposobem wys�awiania si� i podnios�a w g�r� lew� r�k� z
rozczapierzonymi, sk�rzastymi palcami, pomi�dzy kt�rymi
wida� by�o ciemne p�kola b�ony p�awnej.
- Oczywi�cie, ja...
= I pozwolisz nam zaj�� si� twoj� translacj�? =
Dziewczyna wyprostowa�a si�.
- Tak.
= Masz jakie� pytania? =
Jestem pewien, �e mia�a ich kilkaset, ale by�a zbyt
przera�ona, by pyta� o cokolwiek. Gdy tak siedzia�a
niezdecydowana, wtr�ci�em si� do rozmowy.
- Co by�o pierwsze, jaszczurka czy jajo?
Silloin nie zwr�ci�a na mnie najmniejszej uwagi.
= Kiedy b�dzie dla ciebie najlepszy czas, by zacz��? =
- W�a�nie wyrazi�a ochot� na ma�� herbatk� -
powiedzia�em podaj�c dziewczynie fili�ank�. - Przyprowadz�
j�, jak sko�czy. Mo�e za jak�� godzink�?
S�ysz�c to, Kamala omal nie zerwa�a si� z kanapy.
- Ale� nie, to na pewno nie zajmie mi a�...
Silloin wyszczerzy�a w u�miechu z�by, z kt�rych kilka
by�o d�ugo�ci fortepianowych klawiszy.
= To by�by najodpowiedniejszy termin, Michael. =
Wy��czy�a si�, a w miejscu, gdzie zgas�o okno z jej
obrazem, pojawi�a si� mewa lec�ca nad sk�panym w s�o�cu
Bostonem.
- Dlaczego to zrobi�e�? - w g�osie Kamali s�ycha�
by�o uraz�.
- Poniewa� zgodnie z rozk�adem musisz poczeka� na
swoj� kolejk�. Nie jeste� jedynym migrantem, kt�rego dzi�
wysy�amy. - Rzecz jasna, by�o to k�amstwo. Liczba migrant�w
zosta�a znacznie ograniczona, poniewa� Jodi Latchaw, drugi
z sapientolog�w pracuj�cych na Tuulen, chwilowo przebywa�
na Uniwersytecie Hipparchus, gdzie mia� przedstawi� swoj�
prac� na temat poj�cia to�samo�ci u Hanen�w. - Nie martw
si�, postaram si�, aby ten czas szybko zlecia�.
Przez chwil� patrzeli�my na siebie. Mog�em bez trudu
zagada� kogo� przez godzin�, robi�em to ju� nie raz.
M�g�bym te� wypyta� j�, po co zgodzi�a si� bra� udzia� w
takiej misji. Na pewno kry�a si� za tym jaka� niewidoma
babcia lub jaka� dalsza krewna oczekuj�ca z
niecierpliwo�ci� na sztuczne oczy, nie m�wi�c ju� o
dodatkowych nowinkach medycznych, kt�rymi mog�a zaowocowa�
jej wyprawa, takich jak niezawodny �rodek przeciw gru�licy,
kl�sce g�odu czy przedwczesnemu wytryskowi i tak gadu-gadu,
ple-ple, a czas by sobie p�yn�� i p�yn��. Albo m�g�bym j�
po prostu zostawi� sam�, �eby sobie poczyta�a �cian�. Ca�a
sztuka polega�a na tym, by odgadn��, w jakim jest nastroju.
- Powierz mi jaki� sekret - powiedzia�em.
- Co?
- Sekret, tajemnic�, co�, czego nikt nie wie opr�cz
ciebie.
Gapi�a si� na mnie, jakbym przed chwil� spad� z Marsa.
- Pos�uchaj, za chwil� udasz si� w miejsce, kt�re
znajduje si� jakie� trzysta dziesi�� lat �wietlnych st�d,
prawda? Masz tam pozosta� przez trzy lata. Zanim wr�cisz,
ja mog� by� ju� kim� zupe�nie innym, na przyk�ad bogatym i
s�awnym facetem, mieszkaj�cym i pracuj�cym zupe�nie gdzie
indziej. Najprawdopodobniej ju� nigdy si� nie zobaczymy. Nie
masz wi�c nic do stracenia. Obiecuj�, �e nikomu nie
powt�rz�.
Opad�a na oparcie kanapy i po�o�y�a fili�ank� na
kolanie.
- To jeszcze jeden test, prawda? Po tym wszystkim, co
przesz�am, wci�� jeszcze nie s� zdecydowani, czy mnie
pos�a�?
- Nie, nie, za par� godzin b�dziesz razem z �asicami
pa�aszowa� orzechy w jakiej� ciemnej gendia�skiej norze. To
nie �aden test, po prostu chc� z tob� chwilk� pogaw�dzi�.
- Idiota!
- Bardziej w�a�ciwy by�by tu termin: logomaniak. Z
greckiego: logos, czyli s�owo i mania co oznacza, �e w
ka�dym bicie brakuje mi ze dw�ch bajt�w. Lubi� sobie z
kim� od czasu do czasu pogada�, to wszystko. Wiesz co,
mo�e ja zaczn�. Je�li m�j sekret nie wyda ci si� zbyt
atrakcyjny, nie b�dziesz musia�a nic mi opowiada�.
Popijaj�c herbat� przygl�da�a mi si� spod zmru�onych
powiek. Jej oczy by�y jak w�skie szparki. By�em niemal
pewny, �e je�li w tej chwili przejmuje si� czymkolwiek, to
na pewno nie faktem, i� za chwil� mia�a zosta� po�kni�ta
przez wielk�, niebiesk� kul�.
- Zosta�em wychowany w rodzinie katolickiej -
powiedzia�em sadowi�c si� na krze�le stoj�cym naprzeciwko
niej. - Obecnie ju� nie jestem katolikiem, ale nie o tym
chcia�em m�wi�. Moi rodzice pos�ali mnie do Liceum im.
Maryi Bo�ej Rodzicielki, kt�re nazywali�my Maboro. Szko��
kierowa�o stare ma��e�stwo kap�an�w - ojciec Thomas i jego
�ona, mateczka Jennifer. Ojciec Tom uczy� fizyki, z kt�rej
mia�em trzy na szynach, g��wnie dlatego, �e ksi�ulo m�wi�,
jakby mia� kluski w g�bie. Mateczka Jennifer wyk�ada�a nam
teologi� i mia�a w sobie ciep�o marmurowego sarkofagu.
Przezywali�my j� Mateczka Maboro.
Pewnego wieczoru, kiedy by�em w ostatniej klasie,
jakie� dwa tygodnie przed ko�cem roku szkolnego Ojciec Tom
i Mateczka Maboro pojechali swym ma�ym chevroletem na
lody. Wracaj�c do domu Mateczka Maboro pr�bowa�a
przejecha� skrzy�owanie na ��tym �wietle i ich ma�y
samochodzik zosta� skasowany przez rozp�dzon� karetk�
pogotowia. Jak m�wi�em, by�a ju� stara, sto dwadzie�cia z
hakiem, dawno powinni jej byli odebra� prawo jazdy. Zgin�a
na miejscu. Ojciec Tom zmar� w szpitalu.
Oczywi�cie spodziewano si� po nas, �e b�dziemy
przybici tym, co si� sta�o i wydaje mi si�, �e nawet
troch� mi by�o �al tych staruszk�w, chocia� nigdy nie
lubi�em ani jej, ani jego i w dodatku wkurza� mnie fakt,
�e ich �mier� pokomplikowa�a sprawy ca�ej naszej klasie
tu� przed uko�czeniem szko�y. By�em wi�c bardziej
rozdra�niony ni� smutny, a jednocze�nie mia�em poczucie
winy z powodu swej ma�oduszno�ci. Pewnie �eby to w pe�ni
zrozumie�, musia�aby� tak�e wychowa� si� w katolickiej
rodzinie. W ka�dym razie w dzie� po wypadku sp�dzono
wszystkich uczni�w do sali gimnastycznej, gdzie
wiercili�my si� na �awkach s�uchaj�c telewizyjnego kazania
wyg�oszonego przez samego kardyna�a. Pr�bowa� nas
pociesza� tak, jakby ci, co zgin�li, byli naszymi
rodzicami. Przy�apano mnie, jak dzieli�em si� dowcipnymi
uwagami na ten temat z siedz�cym ko�o mnie ch�opakiem, tak
wi�c w ostatnim tygodniu szko�y zosta�em zawieszony w
prawach ucznia.
Kamala dopi�a herbat�. Umie�ci�a kubek w specjalnym
uchwycie przymocowanym do blatu sto�u.
- Chcesz jeszcze? - spyta�em.
Poruszy�a si� niespokojnie.
- Po co mi to wszystko opowiadasz?
- To cz�� tajemnicy - pochyli�em si� do przodu. -
Widzisz, wraz z moj� rodzin� mieszka�em jak�� przecznic�
od Cmentarza Ducha �wi�tego. �eby doj�� do przystanku
autobusowego na McKinley Avenue, musia�em przej�� przez
cmentarz. Kilka dni po mojej wpadce w sali gimnastycznej,
oko�o p�nocy, wraca�em do domu z balu maturalnego, gdzie
dzi�ki kilku dawkom perceptyny uda�o mi si� osi�gn��
wy�sze stany �wiadomo�ci, w zwi�zku z czym czu�em si�
bystry jak kr�l filozof�w. Id�c przez cmentarz natkn��em
si� na dwa �wie�o usypane kopczyki ziemi, jeden obok
drugiego. Z pocz�tku my�la�em, �e to klomby, ale wkr�tce
dostrzeg�em krzy�e. By�y to nowe groby: spoczywali tam
Ojciec Tom i Mateczka Maboro. Krzy�e by�y zwyk�e,
drewniane, pomalowane na bia�o, z wypisanymi r�cznie
imionami i nazwiskami zmar�ych. Pomy�la�em sobie, �e
zosta�y one tymczasowo wbite w kopczyki ziemi, w
oczekiwaniu na kamienne nagrobki. Nawet bez pobudzaj�cego
�wiadomo�� dzia�ania perceptyny zda�bym sobie spraw�, �e
oto nadarza mi si� niepowtarzalna okazja. Wiedzia�em, �e
je�li zamieni� krzy�e miejscami, to nikt si� nie
zorientuje, co zasz�o. Wyj�cie ich z ziemi nie nastr�cza�o
wi�kszego k�opotu. Gdy by�o po wszystkim, przyg�adzi�em
d�o�mi ziemi� wok� przestawionych krzy�y i pu�ci�em si�
biegiem w stron� ukrytej w murze furtki.
Do tej chwili wydawa�a si� nie rozumie�, o co chodzi w
mojej opowie�ci i przygl�da�a mi si� z �askaw�
wyrozumia�o�ci�. Nagle w jej oczach pojawi� si� b�ysk.
- Jak mog�e� to zrobi�! To straszne! - zawo�a�a.
- Bez w�tpienia - odpar�em - aczkolwiek dinozaury
uwa�aj�, �e sam pomys� chowania martwych cia� na
cmentarzach i oznaczanie miejsc poch�wku napisami wyrytymi
w kamieniu jest do�� �a�osny. M�wi�, �e martwe cia�o nie
posiada �adnej to�samo�ci, wi�c po co ten ca�y
sentymentalizm? Linna pyta�a mnie, dlaczego w zwi�zku z tym
nie oznaczamy naszych odchod�w. Ale to jeszcze nie jest
ten sekret. Noc, o kt�rej m�wi�, by�a jedn� z upalnych,
czerwcowych nocy. Jednak kiedy zacz��em ucieka�, nagle
ogarn�� mnie straszliwy ch��d. Trz�s�em si� z zimna, a z
ust zacz�y wydobywa� si� ob�oczki pary. Moje buty stawa�y
si� coraz ci�sze i ci�sze, jakby by�y z kamienia. W
miar� gdy zbli�a�em si� do furtki, wydawa�o mi si�, �e
walcz� z silnym wiatrem, aczkolwiek �aden podmuch nie
podnosi� mojego ubrania, kt�re nadal przylega�o do cia�a.
Zwolni�em i zacz��em i�� normalnym, spokojnym krokiem.
Wiedzia�em, �e jako� dojd�, ale moje serce wali�o jak
oszala�e i nagle us�ysza�em jaki� ni to szept, ni to szum
morskich fal i wpad�em w panik�. I tu dochodzimy do
sedna tajemnicy: jestem tch�rzem. Wr�ci�em do grob�w,
przestawi�em krzy�e z powrotem i nigdy wi�cej nie
zbli�a�em si� do cmentarza. Prawd� m�wi�c - kiwn��em
g�ow� w stron� �cian poczekalni D na Stacji Tuulen - kiedy
doros�em, stara�em si� zawsze trzyma� jak najdalej tamtego
miejsca.
Wpatrywa�a si� we mnie bacznie, gdy opada�em na
oparcie fotela.
- To prawdziwa historia - powiedzia�em unosz�c w g�r�
r�k� niczym w ge�cie przysi�gi.
Wygl�da�a na tak skonsternowan�, �e nie mog�em
powstrzyma� si� od �miechu. Po chwili i na jej ciemnej
twarzy pojawi� si� u�miech, a zaraz potem us�ysza�em jej
chichot. By� to mi�kki, p�ynny d�wi�k, podobny do szumu
strumyka przelewaj�cego si� po g�adkich kamieniach, kt�ry
wprawi� mnie w jeszcze wi�ksze rozbawienie. Jej wargi by�y
pe�ne, a z�by l�ni�y biel�.
- Teraz twoja kolej - powiedzia�em w ko�cu.
- Nie, nie, ja nie mog� - zamacha�a r�kami. -
Zreszt�, nie mia�abym do opowiedzenia czego� tak
niesamowitego... - urwa�a i jej twarz przybra�a wyraz
zaciekawienia. - Opowiada�e� to komu� przedtem?
- Raz - odpowiedzia�em. - Hanenom, podczas testu
psychologicznego przed przyj�ciem mnie na t� posad�. Ale
pomin��em ostatni� cz��. Znam spos�b my�lenia dinozaur�w,
wi�c zako�czy�em sw� opowie�� na tym, jak przestawi�em
krzy�e. Reszta to dziecinada. - Pogrozi�em jej
ostrzegawczo palcem. - Tylko nie zapomnij, �e obieca�a� mi
dochowa� tajemnicy.
- Naprawd� ci to obieca�am?
- Opowiedz mi o jakim� wydarzeniu z czas�w, gdy by�a�
ma�a. Gdzie sp�dzi�a� dzieci�stwo?
- W Toronto. - Spojrza�a na mnie taksuj�cym wzrokiem,
jakby zastanawia�a si�, czy jestem godny us�yszenia jej
opowie�ci. - Mam tak� jedn� histori�, ale wcale nie
�mieszn�. Raczej smutn�.
Kiwn��em g�ow� zach�caj�co i zmieni�em widok na
�cianie na panoram� Toronto, z g�ruj�cymi nad miastem
punktowcami CN Tower i Toronto-Dominion Centre, budynkiem
S�du Handlowego i Kr�lewsk� Iglic�.
Obr�ci�a si�, by spojrze� na zmieniony obraz i zacz�a
swoj� opowie��, m�wi�c do mnie przez rami�.
- Kiedy mia�am dziesi�� lat, przeprowadzili�my si� do
mieszkania w samym centrum, na Bloor Street, �eby mama
mia�a blisko do pracy - palcem wskaza�a na �cian� i
odwr�ci�a si� twarz� do mnie. - Mama jest ksi�gow�, a tato
projektuje tapety czytnikowe dla Imagineering.
Zamieszkali�my w ogromnym drapaczu chmur. Wydawa�o mi si�,
�e codziennie spotykamy w windzie innych s�siad�w, o
kt�rych nie wiedzieli�my, �e s� naszymi s�siadami. Kiedy
pewnego dnia wraca�am ze szko�y, jaka� staruszka
zatrzyma�a mnie na korytarzu. "Dziewczynko, powiedzia�a czy
nie chcia�aby� zarobi� dziesi�ciu dolar�w?" Rodzice wiele
razy ostrzegali mnie, �ebym nie rozmawia�a z obcymi, ale
kobieta wygl�da�a na mieszkank� wie�owca. Poza tym zamiast
n�g mia�a par� staro�wieckich protez przypinanych paskami,
wi�c wiedzia�am, �e w razie czego zd��� uciec. Poprosi�a
mnie, �ebym jej zrobi�a zakupy w sklepie, wr�czy�a mi
list�, kart� got�wkow� i potem mia�am przynie��
wszystko do jej mieszkania o numerze 10W. Powinnam by�a od
razu podejrzewa�, �e co� jest nie tak, bo przecie�
sklepy spo�ywcze w �r�dmie�ciu dostarcza�y
zam�wiony towar do domu, ale wkr�tce zorientowa�am si�, �e
tak naprawd� chodzi�o jej o to, by z kim� porozmawia�.
Gotowa by�a za to zap�aci�, zazwyczaj pi�� lub dziesi��
dolar�w, w zale�no�ci od tego jak d�ugo u niej siedzia�am.
W nied�ugim czasie zacz�am zachodzi� do niej niemal
codziennie po szkole. Gdyby moi rodzice dowiedzieli si� o
tym, na pewno zabroniliby mi u niej bywa�. Oboje byli
bardzo zasadniczy. Nie spodoba�oby im si�, �e bior� od
staruszki pieni�dze. Ale �adne z nich nie wraca�o do domu
przed sz�st�, wi�c wystarczy�o, �e wszystko trzyma�am w
tajemnicy.
- Kim by�a ta kobieta? - spyta�em. - O czym
rozmawia�y�cie?
- Nazywa�a si� Margaret Ase. Mia�a dziewi��dziesi�t
siedem lat i my�l�, �e kiedy� pracowa�a w jakim�
poradnictwie. Jej m�� i c�rka zmarli i zosta�a sama.
Niewiele si� dowiedzia�am o jej �yciu, wola�a, �ebym to ja
m�wi�a. Pyta�a mnie o przyjaci�, o to czego ucz� nas
w szkole, o rodzin� i takie tam...
Nagle zauwa�y�em, �e m�j paznokie� pulsuje �wiat�em.
Nastawi�em si� na odbi�r.
= Michael, mi�o mi wezwa� ci� tutaj = g�os Silloin
zabrz�cza� mi w uchu. Dwadzie�cia minut przed um�wionym
czasem.
- Widzisz, m�wi�em ci, �e ta godzinka szybko nam zleci.
- Wsta�em. Oczy Kamali po raz kolejny rozszerzy�y si� w
wyrazie zdziwienia. - Je�li jeste� gotowa, mo�emy rusza�.
Poda�em jej r�k�. Chwyci�a si� jej i pozwoli�a pom�c
sobie wsta�. Przez chwil� sta�a niezdecydowana i wtedy
poczu�em, �e ca�a jej determinacja oparta jest na
niezwykle kruchych podstawach. Obj��em j� w talii i
poprowadzi�em do korytarza. W mikrograwitacji panuj�cej na
Stacji Tuulen jej cia�o wydawa�o si� ulotne jak
wspomnienie.
- Powiedz mi, co w tej historii by�o smutne?
Z pocz�tku my�la�em, �e mnie nie us�ysza�a. Sz�a obok
w milczeniu.
- Hej, nie trzymaj mnie w napi�ciu, Kamala -
zawo�a�em. - Musisz doko�czy� swoj� opowie��.
- Nie - odpowiedzia�a. - Wcale nie musz�.
Nie wzi��em tego do siebie. Jedynym celem ca�ej
pogaw�dki by�o odwr�cenie jej uwagi od tego, co j�
czeka�o. Je�li nie chcia�a przesta� gn�bi� si� domys�ami,
by� to jej wyb�r. Niekt�rzy migranci kontynuowali rozmow�
a� do chwili, kiedy znikali w wielkiej, niebieskiej kuli,
ale wielu z nich milk�o na chwil� przed tym. Zwracali si�
ku swemu wn�trzu. Mo�e w my�lach by�a ju� na Gendzie,
mru��c oczy w ostrym, bia�ym �wietle.
Weszli�my do hali centrum skanowania, najwi�kszego
pomieszczenia na Stacji Tuulen. Tu� przed nami znajdowa�a
si� kula, b�d�ca obudow� uk�adu niedestrukcyjnych
czujnik�w kwantowych, czyli UNCK-a - dla mi�o�nik�w
skr�t�w. L�ni�a b��kitnobia�ym blaskiem przywodz�cym na
my�l czapy lodowca i by�a wielko�ci dw�ch s�oni. G�rna
p�kula unios�a si� i st� skanuj�cy wysun�� si� na
zewn�trz niczym szary, po�yskliwy j�zyk. Kamala zbli�y�a
si� do kuli i dotkn�a jej w miejscu, gdzie �wiat�o
odbija�o si� od polerowanej powierzchni. Na prawo od nas
znajdowa�a si� obita tapicerk� �awa, mgielnik oraz
toaleta. Spojrza�em w lewo, w stron� okienka kontrolki.
Zobaczy�em Silloin patrz�c� na nas przez szybk�, z
nieprawdopodobnych rozmiar�w g�ow� przechylon� na jeden
bok.
= Jest uleg�a? = jej g�os zabrz�cza� mi w uchu.
W odpowiedzi unios�em do g�ry skrzy�owane palce.
= Witamy ci�, Kamalo Shastri = g�os Silloin zabrzmia�
w g�o�nikach koj�cym szeptem. = Czy jeste� gotowa do
rozpocz�cia translacji? =
Kamala kiwn�a g�ow� w stron� okienka.
- Czy tu mam si� rozebra�?
= Je�li nie sprawi ci to k�opotu. =
Min�a mnie id�c w kierunku �awy. Wydawa�o si�, �e
nagle przesta�em dla niej istnie�. Od tej pory wszystko
rozgrywa�o si� pomi�dzy ni� a dinozaurem. Szybko zdj�a
ubranie, sk�adaj�c obcis�y kostium w schludn� kostk� i
uk�adaj�c kapcie pod �aw�. K�cikiem oka dostrzeg�em
malutkie stopy, grube uda i pi�kn�, g�adk�, ciemn� sk�r�
na plecach. Wesz�a do mgielnika i zamkn�a drzwi.
- Gotowa! - zawo�a�a.
Zamykaj�c odpowiednie obwody Silloin spowodowa�a, �e
kabina mgielnika wype�ni�a si� g�st� chmur� nanosoczewek.
Przylepia�y si� one do cia�a Kamali, pokrywaj�c ca�� jego
powierzchni� r�wnomiern� warstw�. Wdycha�a je, wi�c przez
uk�ad oddechowy zdo�a�y wnikn�� do jej krwiobiegu.
Zakaszla�a tylko dwa razy - by�a dobrze wyszkolona. Po
o�miu minutach Silloin oczy�ci�a powietrze w mgielniku i
dziewczyna wydosta�a si� na zewn�trz. Wci�� nie zwracaj�c
na mnie uwagi, ponownie skierowa�a wzrok na okienko
kontrolki.
= Teraz musisz u�o�y� si� na stole skanuj�cym =
powiedzia�a Silloin = i pozwoli� Michaelowi, �eby ci�
unieruchomi�. =
Bez wahania zbli�y�a si� do kuli, wesz�a na
znajduj�cy si� pod kul� ma�y, ruchomy pomost i po�o�y�a
si� na stole.
Poszed�em za ni�.
- Naprawd� nie chcesz mi wyjawi� twego sekretu?
Gapi�a si� w sufit nawet nie poruszywszy powiek�.
- W porz�dku. - Z torebki, kt�r� mia�em przytroczon�
do biodra, wyj��em ma�y kanister i iskrownik. - Teraz
wszystko b�dzie tak jak na szkoleniu. - Spryska�em
podeszwy jej st�p nanosoczewkami w p�ynie. Widzia�em, jak
jej przepona na przemian unosi si� i opada, unosi si� i
opada. Ca�a by�a skupiona na prawid�owym wykonywaniu
ruch�w oddechowych. - Pami�taj, w skanerze nie wolno
skaka� na skakance ani gwizda�.
Nie odpowiedzia�a.
- Teraz oddychaj g��boko - powiedzia�em i przytkn��em
iskrownik do jej du�ego palca u stopy. Da� si� s�ysze�
kr�tki trzask, podczas gdy nanosoczewki, kt�rymi pokryta
by�a jej sk�ra, utworzy�y sztywn� sie� unieruchamiaj�c j�
w pozycji le��cej. - Postrasz ode mnie �asiczki. - Zabra�em
sw�j sprz�t, zszed�em z pomostu i odtoczy�em go na bok,
pod �cian�.
Z cichym buczeniem wielka, niebieska kula wci�gn�a
do wewn�trz sw�j wysuni�ty j�zyk. Patrzy�em, jak g�rna
p�kula zamyka si�, zakrywaj�c Kamal� Shastri, a potem
do��czy�em do Silloin w kontrolce.
Nie nale�� do tych, kt�rzy utrzymuj�, �e dinozaury
�mierdz�. By� to jeden z powod�w, dla kt�rych pozwolono mi
prowadzi� nad nimi badania. Z tego, co wiem, Parikkal, na
przyk�ad, w og�le nie ma �adnego zapachu. Silloin
zazwyczaj rozsiewa mdl�cy aromat skwa�nia�ego wina, o
kt�rym trudno powiedzie�, �e jest nieprzyjemny. Pod
wp�ywem stresu jednak zapach ten stawa� si� ostry,
podobny do zapachu octu. Czu�o si�, �e ten ranek musia�
by� dla niej istnym piek�em. Staraj�c si� oddycha� przez
usta, usiad�em na taborecie przy moim stanowisku.
Silloin wykonywa�a wszystkie czynno�ci w po�piechu,
jako �e kula by�a ju� szczelnie zamkni�ta. Pomimo d�ugiego
szkolenia migranci szybko dostaj� napad�w
klaustrofobii. W ko�cu do�� d�ugo le�� w ciemno�ci,
spowici tward� skorup� nano, niecierpliwie czekaj�c na
translacj�. Czekaj�c. Symulator w o�rodku szkoleniowym w
Singapurze podczas emulowania skanu wydaje cichy szum.
Wi�kszo�ci kojarzy si� to z kroplami deszczu uderzaj�cymi
o zewn�trzn� powierzchni� kuli, niekt�rym przypomina to
szum, jaki s�ycha� w radiu podczas wyszukiwania stacji.
Dop�ki s�ysz� ten d�wi�k, wydaje im si�, �e s� bezpieczni.
Odtwarzamy go przez g�o�niki, kiedy tkwi� w naszej kuli,
aczkolwiek ca�a operacja skanowania trwa oko�o trzech
sekund i jest absolutnie bezg�o�na. Z mojego miejsca
widzia�em, jak trzy okna znajduj�ce si� na wysoko�ci ko�ci
strza�kowej, centralnego odcinka kr�gos�upa oraz czaszki
przestaj� pulsowa�, co oznacza�o zako�czenie gromadzenia
danych. Silloin co� tam sobie rz�zi�a pod nosem, ale z jej
commu nie dobiega�o �adne t�umaczenie. Z pewno�ci� nie
m�wi�a nic, co ma�y Michael musia�by wiedzie�. G�owa
chodzi�a jej na boki, gdy kontrolowa�a niesamowit� liczb�
odczyt�w pojawiaj�cych si� jeden za drugim na monitorach.
Jej pazury skroba�y po ekranach dotykowych, kt�re ja�nia�y
pomara�czowym i ��tym �wiat�em.
Na moim stanowisku znajdowa� si� jedynie ekran
przebiegu migracji i pojedynczy bia�y przycisk.
Nie k�ama�em, gdy m�wi�em, �e jestem tylko
od�wiernym. Moja dzia�ka to sapientologia, a nie fizyka
kwantowa. Cokolwiek przyczyni�o si� do awarii podczas
migracji Kamali, nie mog�o to by� skutkiem mojego
przewinienia lub zaniedbania. Dinozaury m�wi�, �e uk�ad
niedestrukcyjnych czujnik�w kwantowych nic sobie nie robi
z zasady nieoznaczono�ci Heisenberga i potrafi mierzy�
najmniejsze cz�stki czasoprzestrzeni nie naruszaj�c ich
dualizmu korpuskularno-falowego. Jak ma�e cz�stki? M�wi
si�, �e nikt nie jest w stanie "zobaczy�" przedmiotu o
d�ugo�ci 1,62 x 10 -33 centymetra, poniewa� przy takim
rz�dzie wielko�ci nast�puje oddzielenie czasu od
przestrzeni. Czas przestaje istnie�, a przestrze� staje si�
stochastyczn� pian�, czym� w rodzaju kwantowej plwociny.
My, ludzie, nazywamy tak� d�ugo�� d�ugo�ci�
Plancka-Wheelera. Istnieje te� czas Plancka-Wheelera,
10 -45 sekundy. Je�li dwa zdarzenia nast�puj� po sobie w
odst�pie 10 -45 sekundy, niemo�liwe jest stwierdzenie,
kt�re z nich by�o pierwsze. Dla mnie to wszystko jest jak
pochrz�kiwania dinozaur�w - ale na tym w�a�nie polega�o
skanowanie. Hanenowie u�ywaj� zupe�nie nieznanej nam
techniki w celu tworzenia specjalnych sztucznych kanalik�w
w czasoprzestrzeni, kt�re otwieraj� dzi�ki wahaniom pr�ni
elektromagnetycznej, aby przepu�ci� przez nie sygna�
biegn�cy szybciej ni� �wiat�o, a nast�pnie z�o�y� migranta
na powr�t z cz�stek elementarnych w miejscu przeznaczenia.
Na ekranie przebiegu migracji widzia�em, �e sygna�,
kt�ry zawiera� wszystkie dane Kamali Shastri, zosta� ju�
poddany kompresji i przes�any przez kanalik. Musieli�my
jedynie poczeka� na potwierdzenie, �e Gend przej��
migrantk�. Po otrzymaniu takiego potwierdzenia moim zadaniem
by�o zbilansowa� strony r�wnania.
Niekt�re technologie pozostaj�ce w posiadaniu Hanen�w s� w
stanie zmienia� rzeczywisto��. Kanaliki w czasoprzestrzeni
mog� by� u�ywane do wysy�ania w przesz�o�� fanatyk�w
ogarni�tych sza�em naprawiania historii. Przy u�yciu
skanera i asemblera mo�na stworzy� miliard kopii Silloin
albo miliard identycznych Michael�w Burr�w. Pierwotna
rzeczywisto��, nie zanieczyszczona podobnymi anomaliami,
nazywana jest przez dinozaury harmoni�. Zanim jakiekolwiek
istoty rozumne zostan� przyj�te do galaktycznego klubu,
musz� udowodni� sw� gotowo�� do zachowania harmonii.
Od czasu jak przyby�em na Stacj� Tuulen, aby studiowa�
obyczaje dinozaur�w, mia�em okazj� nacisn�� bia�y przycisk
chyba z trzysta razy. Nale�a�o to do moich obowi�zk�w,
kt�re musia�em wykonywa�, aby kontynuowa� swoje badania
w�a�nie tutaj. Naci�ni�cie guzika powodowa�o
przepuszczenie zab�jczej wi�zki promieniowania
jonizuj�cego przez kor� m�zgow� zduplikowanego, a wi�c ju�
niepotrzebnego, cia�a migranta. Po m�zgu i po b�lu. �mier�
nast�powa�a w ci�gu kilku sekund. Pierwsze do�wiadczenia
zwi�zane z bilansowaniem stron r�wnania by�y dla mnie
dosy� koszmarne. Do tej pory zreszt� by� to dla mnie obowi�zek,
delikatnie m�wi�c, do��... nieprzyjemny. Ale tyle kosztowa�
bilet do gwiazd. Je�li jacy� niezwykli ludzie w
rodzaju Kamali Shastri godzili si� zap�aci� tak� cen�, by�
to ich wyb�r, a nie m�j.
= Rezultat nie jest zbyt zadowalaj�cy, Michael =
Silloin odezwa�a si� do mnie po raz pierwszy od czasu,
kiedy wszed�em do kontrolki. = S� jakie� przek�amania. =
Na moim ekraniku widzia�em, jak program sprawdzaj�cy
dok�adno�� przesy�u wybija kolejne informacje o b��dach.
- Czy problem jest u nich - poczu�em jak serce
podchodzi mi do gard�a - czy u nas?
Je�li nasz oryginalny skan by� prawid�owy, Silloin nie
pozostawa�o nic innego, jak wys�a� go ponownie.
Zapad�a d�uga, irytuj�ca cisza. Silloin wbi�a wzrok w
swoj� cz�� tablicy kontrolnej, jakby widzia�a na niej
swego pierworodnego potomka wynurzaj�cego si� spo�r�d
skorupek jaja. Respirator pomi�dzy jej ramionami nad�� si�
do rozmiar�w dwukrotnie wi�kszych ni� normalnie. M�j ekran
informowa� mnie, �e Kamala przebywa w kuli cztery minuty
ponad zaplanowany czas.
= Mo�e wystarczy tylko przekalibrowa� skaner i zacz��
jeszcze raz. =
- Cholera jasna! - plasn��em d�oni� w �cian� i
poczu�em, jak b�l przeszywa mi r�k� a� do �okcia. -
My�la�em, �e wszystko zosta�o przygotowane! - Kiedy
wykrywacz b��d�w wskazywa� na jakie� problemy, niemal
zawsze nale�a�o po prostu powt�rzy� translacj�. - Jeste�
pewna, Silloin? Ta dziewczyna by�a na skraju wyczerpania
nerwowego, kiedy wepchn��em j� do �rodka.
Silloin wyda�a z siebie sapni�cie, kt�re oznacza�o,
�e mam opu�ci� kontrolk� i sw� ma�� ko�cist� d�oni�
r�bn�a w ekran z odczytem b��du, jakby chcia�a w ten
spos�b zlikwidowa� wy�wietlone na nim informacje. Podobnie
jak Linna i inne dinozaury nie mia�a cierpliwo�ci do
wys�uchiwania o towarzysz�cym nam, ludziom, strachu przed
migracj�, godnym jedynie takich beks jak my. Niemniej jednak,
w odr�nieniu od Linny, by�a przekonana, �e pewnego dnia,
po tym jak ju� przyzwyczaimy si� do korzystania z
technologii dinozaur�w, nauczymy si� tak�e my�le� jak one.
Mo�e ma racj�. Mo�e po kilkuset latach przeciskania si�
przez kanaliki w czasoprzestrzeni z rado�ci� b�dziemy si�
pozbywali naszych zb�dnych cia�. Kiedy dinozaury albo
inne, podobne im istoty rozumne migruj�, pozosta�e po nich
redundanty poddaj� si� samozniszczeniu. Bardzo to
harmonijne. Niejednokrotnie przeprowadzano podobne pr�by
na ludziach, ale nie zawsze osi�gano po��dany efekt.
Dlatego w�a�nie tu jestem.
= Wszystko jest jasne. Sprawa przeci�gnie si� o
jakie� p� godziny = powiedzia�a.
Kamala przebywa�a sama w ciemno�ci ju� prawie sze��
minut, d�u�ej ni� jakikolwiek migrant, kt�rego mia�em
okazj� obs�ugiwa�.
- W��cz d�wi�k z kuli.
Kontrolk� wype�ni�y odg�osy krzyk�w Kamali. Nie
brzmia�y, jak j�ki wydawane przez cz�owieka. Raczej
przypomina�y pisk opon samochodu staraj�cego si�
hamowaniem zapobiec kraksie.
- Musimy j� stamt�d wyci�gn�� - powiedzia�em.
= To dziecinada, Michael. =
- Ona jest jak dziecko, do diab�a! - Wiedzia�em, �e
wyci�ganie migrant�w z kuli mo�e przynie�� tylko same
k�opoty. Mog�em poprosi� Silloin, �eby wy��czy�a g�o�niki i
siedzie� dalej na swoim miejscu, podczas gdy Kamala wi�a
si� w cierpieniach. To by�a moja w�asna decyzja.
- Nie otwieraj kuli, dop�ki nie podstawi� pomostu -
podbieg�em do drzwi. - I nie �ciszaj g�o�nik�w.
Na widok zapalaj�cego si� �wiat�a, dziewczyna zawy�a.
G�rna p�kula unios�a si� wolno i zobaczy�em, jak mocuje
si� z kr�puj�c� j� nanopow�ok�. W chwili, gdy pomy�la�em
sobie, �e nie mo�e ju� krzycze� g�o�niej, w�a�nie si� jej
to uda�o. Silloin i ja dokonali�my razem rzeczy
niezwyk�ej: zamienili�my dzielnego
in�yniera-biomateria�oznawc� w przera�one zwierz�tko.
- Kamala, to ja, Michael!
Nieartyku�owane wrzaski przybra�y posta� s��w.
- Przesta�... nie... o Bo�e, na pomoc!
Gdybym m�g�, wskoczy�bym do kuli i uwolni� j�, ale
urz�dzenie by�o bardzo delikatne i nie mia�em zamiaru
ryzykowa� zniszczenia go. Oboje musieli�my poczeka�, a�
g�rna p�kula unios�a si� ca�kowicie i st� skanuj�cy
wysun�� biedn� Kamal� w moim kierunku.
- Ju� dobrze. Nic ci si� nie stanie. Zaraz ci�
wyjmiemy. Wszystko w porz�dku.
Kiedy uwolni�em j� za pomoc� iskrownika, dziewczyna
rzuci�a si� na mnie. Upadli�my razem na ziemi� i omal nie
sturlali�my si� w d� po schodach pomostu. U�cisk jej
ramion by� tak silny, �e z trudem �apa�em oddech.
- Nie zabijajcie mnie, prosz�, nie zabijajcie mnie!
Przygniot�em j� do ziemi.
- Kamala! - uwolni�em jedn� r�k� i stara�em wyzwoli�
si� z jej u�cisku. Pr�bowa�em bokiem przesuwa� si� ku
schodom. Dziewczyna wykona�a skok, kt�ry na skutek
mikrograwitacji wyszed� jej do�� niezdarnie, po czym
spad�a na mnie wbijaj�c paznokcie w r�k� i zostawiaj�c
krwawi�ce zadrapania. - Kamala, przesta�! - Ledwo si�
powstrzymywa�em, �eby jej nie uderzy�. Zbieg�em po
schodach.
- Ty gnojku! Co wy, dupki, chcecie ze mn� zrobi�? -
Dr��c na ca�ym ciele wzi�a kilka g��bokich oddech�w i
zacz�a szlocha�.
- Co� si� sta�o z twoim skanem. Silloin w�a�nie stara
si� wszystko naprawi�.
= Przyczyna awarii jest niejasna = odezwa�a si�
Silloin z kontrolki.
- Ale to nie tw�j problem - zawo�a�em w stron� �awy.
- Ok�amali mnie - mamrota�a dziewczyna i wydawa�o
si�, �e ca�a zwin�a si� w ma�y k��bek, jakby cia�o jej
by�o sam� sk�r�, bez ko�ci i mi�ni. - M�wili, �e nic nie
b�d� czu�a, a tu... czy wiesz, co si� wtedy czuje... to po
prostu...
Schyli�em si� po jej kombinezon.
- Tu s� twoje rzeczy. Ubierz si�. Wyjdziemy st�d na
chwil�.
- Ty gnojku! - powt�rzy�a, ale w jej g�osie nie by�o
ju� �adnych uczu�.
Pozwoli�a mi sprowadzi� si� na d� z pomostu. Kiedy z
powrotem wk�ada�a swoje obcis�e wdzianko, liczy�em
wypuk�o�ci na �cianie. By�y rozmiar�w starych
dziesi�tak�w, kt�re m�j dziadek mia� zwyczaj przechowywa�
w skarbonce i roztacza�y �agodn�, z�ot� bioluminescencj�.
Doliczy�em do czterdziestu siedmiu, zanim si� ubra�a i by�a
gotowa, by odprowadzi� j� z powrotem do poczekalni D.
Ci�ko zwali�a si� na tapczan, na kt�rego skraju
wcze�niej siedzia�a jak na szpilkach.
- I co teraz? - spyta�a.
- Nie wiem. - Podszed�em do kuchenki i wyj��em karafk�
z destylatora. - Co teraz, Silloin? - Pola�em sobie r�k�
wod�, �eby zmy� z niej krew. Szczypa�o. Aparacik w moim
uchu milcza�. - Chyba poczekamy - powiedzia�em w ko�cu.
- Na co?
- A� Silloin naprawi ska...
- Nie mam zamiaru tam wraca�.
Zdecydowa�em si� pu�ci� to mimo uszu. Prawdopodobnie
by�o jeszcze zbyt wcze�nie, aby j� zacz�� przekonywa�,
aczkolwiek gdy tylko Silloin przekalibruje skaner, nie
b�dzie mia�a zbyt wiele czasu, by zmieni� zdanie. - Chcesz
co� z kuchni? Mo�e jeszcze jedn� fili�ank� herbaty?
- A mo�e d�in z tonikiem? Albo lepiej bez toniku -
r�kami pociera�a oczy. - A mo�e kilkaset mililitr�w
serentolu?
Udawa�em, �e traktuj� to jako �arty.
- Dinozaury nie pozwoli�yby nam prowadzi� baru dla
migrant�w. Skaner m�g�by �le skopiowa� parametry chemiczne
m�zgu i sp�dzi�aby� trzy lata na Gendzie w stanie
kompletnego upojenia.
- Czy ty nic nie rozumiesz? - znowu histeryzowa�a. -
Nigdzie nie jad�!
Nie obarcza�em jej win� za jej zachowanie, ale jedyne,
czego w tamtej chwili pragn��em, to jak najszybciej pozby�
si� Kamali Shastri. By�o mi wszystko jedno, czy pojedzie na
Gend, czy wr�ci na Lunex, czy uda si� na drug� stron� t�czy
do krainy Oz, bylebym tylko nie musia� d�u�ej przebywa�
razem w jednym pokoju z tym n�dznym stworzeniem, kt�re
stara�o si� wzbudzi� we mnie poczucie winy za wypadek, z
kt�rym nie mia�em nic wsp�lnego.
- My�la�am, �e dam rad� - zatka�a uszy d�o�mi, jakby
nie chcia�a s�ucha� w�asnych, rozpaczliwych j�k�w. -
Zmarnowa�am dwa ostatnie lata pr�buj�c sobie wm�wi�, �e
uda mi si� oszuka� sam� siebie, po�o�y� si� spokojnie i na
chwil� przesta� my�le�, a zaraz znajd� si� daleko st�d.
Mia�am pojecha� do cudownego i tajemniczego miejsca -
wyda�a z siebie cichy skowyt i opu�ci�a r�ce na kolana. -
Mia�am przywraca� ludziom wzrok.
- Przecie� jak na razie wszystko ci si� uda�o,
Kamala. Zrobi�a� wszystko, o co ci� prosili�my.
Pokr�ci�a g�ow�.
- Nie uda�o mi si� przesta� my�le�. W tym ca�y
problem. A potem j� zobaczy�am, jak pr�buje mnie dotkn��. W
ciemno�ci. Nie my�la�am o niej od... - jej cia�em
wstrz�sn�� dreszcz. - To twoja wina! Ty mi o niej
przypomnia�e�.
- O twojej sekretnej przyjaci�ce?
- Przyjaci�ce? - to s�owo wprawi�o Kamal� w
os�upienie. - Nie, nigdy bym jej nie nazwa�a moj�
przyjaci�k�. Ba�am si� jej troch�, bo nigdy nie by�am
pewna, czego w�a�ciwie ode mnie chce - urwa�a. - Pewnego
dnia po szkole wesz�am do jej mieszkania. Siedzia�a w
swoim fotelu, patrz�c przez okno na Bloor Street. By�a
odwr�cona plecami do mnie. Powiedzia�am: "Dzie� dobry,
pani Ase". Chcia�am jej pokaza� moje ostatnie
wypracowanie, ale ona w og�le si� nie odezwa�a. Okr��y�am
j� i podesz�am bli�ej. Jej sk�ra by�a popielata. Wzi�am
j� za r�k�. Wydawa�o mi si�, �e chwytam jaki� plastykowy
przyrz�d. By�a sztywna, nieruchoma - nie by�a ju�
cz�owiekiem. Sta�a si� przedmiotem, jak pi�rko lub ko��.
Wybieg�am z mieszkania, musia�am stamt�d ucieka�.
Pobieg�am do nas i ukry�am si� przed ni�.
Zmru�y�a oczy, jakby z uwag� przypatrywa�a si� sobie
samej przez obiektyw czasu, pr�buj�c dokona� oceny swego
zachowania
- My�l�, �e teraz wiem, o co jej chodzi�o. Musia�a zdawa�
sobie spraw�, �e umiera. Pewnie chcia�a, �ebym towarzyszy�a
jej w ostatnich chwilach albo przynajmniej znalaz�a jej
cia�o po �mierci i kogo� o wszystkim powiadomi�a. Tyle �e
nie mog�am. Gdybym poinformowa�a kogokolwiek o jej zgonie,
moi rodzice na pewno by si� o wszystkim dowiedzieli. Mo�e
podejrzewano by mnie, �e jej co� zrobi�am - nie wiadomo.
Mog�am zadzwoni� na policj�, ale mia�am wtedy dopiero
dziesi�� lat. My�la�am, �e zdo�aj� mnie potem wy�ledzi�.
Nikt jej nie znalaz� przez dobre kilka tygodni. A potem by�o
ju� za p�no. Wszyscy mieliby mi za z�e, �e tak d�ugo to
ukrywa�am. W nocy wyobra�a�am sobie, jak na jej ciele
pojawiaj� si� brunatne plamy i zaczyna gni� w swym fotelu
niczym zle�a�y banan. Czu�am si� fatalnie, nie mog�am je��
ani spa�. Musieli mnie po�o�y� do szpitala przez to, �e jej
dotkn�am. Dotkn�am �mierci.
= Michael = szept Silloin zabrzmia� w moim uchu bez
uprzedniego sygna�u ostrzegawczego. = Sta�a si� rzecz
niemo�liwa.=
- Jak tylko znalaz�am si� z dala od tamtego budynku,
polepszy�o mi si�. Potem j� wreszcie znale�li. Po powrocie
do domu ze wszystkich si� stara�am si� o niej zapomnie�. I
prawie mi si� to uda�o - owin�a ramiona wok� tu�owia. -
Ale przed chwil� pojawi�a si� tu� przy mnie. Tam, wewn�trz
kuli... Nie mog�am jej zobaczy�, ale w jaki� spos�b
czu�am, �e chce mnie dotkn��.
= Michael, przyszli Parikkal i Linna. =
- Tak wi�c widzisz - za�mia�a si� gorzko. - Jak
mog�abym jecha� na Gend. Mam halucynacje.
= Zosta�a naruszona harmonia. Przyjd� tu sam. =
Brz�cz�cy szept rozbrzmiewaj�cy w moim uchu dzia�a�
mi na nerwy tak, �e omal nie paln��em si� w ma��owin�,
�eby go zag�uszy�.
- Wiesz, nigdy przedtem nikomu o tym nie opowiada�am.
- C�, mo�e jednak oka�e si�, �e wynik�o z tego co�
dobrego - po�o�y�em d�o� na jej kolanie. - Przepraszam,
ale musz� ci� opu�ci� na chwilk�.
Wygl�da�a na zaskoczon� moim nag�ym wyj�ciem.
Wy�lizn��em si� na korytarz i zabezpieczy�em drzwi
zamykaj�c j� w poczekalni.
- Co si� sta�o? - spyta�em kieruj�c swe kroki w
stron� kontrolki.
= Czy ma ochot� na ponowne rozpocz�cie skanowania? =
- Najmniejszej. Raczej robi kup� ze strachu na sam�
my�l o powt�rce.
= Tu Parikkal= m�j aparacik t�umaczy� wydawane przez
niego d�wi�ki, przypominaj�ce skwierczenie podobne do
tego, jakie wydaje boczek wrzucony na rozgrzan� patelni�.
= Zamieszanie powsta�o gdzie indziej. Na naszym stanowisku
nie wykryto �adnego b��du. =
Przez szklane drzwi wszed�em do hali centrum
skanowania. Przez okienko kontrolki widzia�em sylwetki
trzech dinozaur�w. Ich g�owy w�ciekle chwia�y si� na boki.
- Wi�c w czym rzecz? - spyta�em.
= Nasze po��czenie z Gendem zosta�o zak��cone przez
chwilowy przep�yw fa�szywych danych = oznajmi�a Silloin. =
Kamala Shastri zosta�a tam odebrana i zrekonstruowana.=
- A wi�c migracja si� uda�a? - Czu�em, jak pod�oga
zapada si� pode mn�. - A co zrobimy z t�, kt�r� mamy
tutaj?
= Nale�y po prostu za�adowa� redundantk� do skanera i
sfinalizowa�...=
- Mam dla was nieweso�� wie��. Ona nie zamierza
zbli�y� si� ani na krok do kuli.
= Strony r�wnania nie zosta�y zbilansowane.= Tym
razem po raz pierwszy odezwa�a si� Linna. W zasadzie nie
by�a cz�onkiem za�ogi Stacji Tuulen, chocia� wcze�niej tu
pracowa�a. Do tej pory zdanie Parrikala i Silloin liczy�o
si� bardziej - przynajmniej tak mi si� wydawa�o.
- Wi�c co mam zrobi�? Skr�ci� jej kark?
Na chwil� zapad�a absolutna cisza, kt�ra jednak nie
onie�miela�a mnie tak bardzo, jak trzy znieruchomia�e
nagle g�owy dinozaur�w przypatruj�ce mi si� przez ma�e
okienko.
- Nie - powiedzia�em.
Dinozaury zacz�y rz�zi� mi�dzy sob�, ich g�owy
chwia�y si� na wszystkie strony. Na pocz�tku od��czy�y mnie
i w moim commie nie s�ysza�em �adnego g�osu, ale po chwili
aparacik zabrzmia� odg�osami ich dysputy.
= Zawsze to m�wi�am = gard�owa�a Linna. = Te stworzenia
nie maj� poj�cia o istocie harmonii. Kontynuowanie
wysy�ania ich na inne �wiaty to powa�ny b��d.=
= Mo�e masz i racj� = powiedzia� Parikkal. = Ale to
temat na osobn� dyskusj�. Na razie chodzi o to, by
zbilansowa� strony r�wnania.=
= Nie ma zbyt wiele czasu. B�dziemy musieli usun�� we
w�asnym zakresie.= Silloin obna�y�a d�ugie, br�zowe z�by.
Poder�ni�cie nimi gard�a Kamali zaj�oby jej jakie� pi��
sekund. Pomimo faktu, i� by�a dinozaurem, kt�ry okazywa�
ludziom najwi�ksze zrozumienie, nie mam w�tpliwo�ci, �e ta
ma�a eksterminacja sprawi�aby jej frajd�.
= Postulowa�abym czasowo odroczy� wszelkie migracje
Ziemian, dop�ki dobrze si� nie zastanowimy nad kondycj�
tych stworze� = powiedzia�a Linna.
To by�o typowe dla dinozaur�w. Stwarzaj�c pozory, �e
spieraj� si� mi�dzy sob�, tak naprawd� ca�a tr�jka
prowadzi�a rozmow� ze mn�, na�wietlaj�c sytuacj� w spos�b
zrozumia�y nawet dla ma�ego dziecka. Informowa�y mnie oto,
�e wystawiam na szwank przysz�o�� ca�ej ludzko�ci w
kosmosie. �e los Kamali i tak jest przes�dzony,
niezale�nie od tego czy zgodz� si� wykona� to, czego ode
mnie oczekiwa�y, czy nie. �e strony r�wnania musz� zosta�
zbilansowane i �e nale�y to uczyni� natychmiast.
- Czekajcie - powiedzia�em - mo�e uda mi si� nak�oni�
j�, by wesz�a z powrotem do skanera.
Chcia�em znale�� si� jak najdalej od nich. Wyci�gn��em
aparacik z ucha i schowa�em go do kieszeni. Tak si�
spieszy�em, �e przez nieuwag� potkn��em si� wychodz�c z
hali i z trudem z�apa�em r�wnowag�, przytrzymuj�c si�
�ciany. Stan��em na chwil� wpatruj�c si� w d�o� opart� o
przegrod� oddzielaj�c� korytarz od hali. Wydawa�o mi si�,
�e przygl�dam si� rozczapierzonym palcom przez odwrotn�
stron� teleskopu. Poczu�em, �e oddalam si� od siebie.
Dziewczyna siedzia�a zwini�ta w k��bek na kanapie,
przyciskaj�c podkurczone kolana do klatki piersiowej,
staraj�c si� zajmowa� jak najmniej miejsca tak, by nikt
jej nie zauwa�y�.
- Wszystko gotowe - zawo�a�em ku niej rze�ko. - Za
minut� mo�esz wchodzi� z powrotem do kuli.
- Nie, Michael.
Teraz oddala�em si� od ca�ej Stacji Tuulen.
- Kamala, my�l�, �e wyrzucasz w b�oto spor� cz��
swego �ycia.
- Mam do tego pe�ne prawo - jej oczy b�yszcza�y.
Myli�a si�. By�a tylko redundantk�, nie mia�a �adnych
praw. Co m�wi�a o tamtej martwej staruszce? Sta�a si�
przedmiotem. Jak pi�rko, jak ko��.
- W porz�dku - d�gn��em j� wyprostowanym palcem. -
Idziemy.
Cofn�a si�.
- Dok�d?
- Pojedziesz z powrotem na Lunex. Podstawi�em dla
ciebie wahad�owiec. W�a�nie przywi�z� parti�
popo�udniowych migrant�w. Powinienem si� teraz nimi
zajmowa� zamiast marnowa� tu czas na przekomarzanie si� z
tob�.
Z wolna wyprostowa�a si� na kanapie.
- Dalej, chod� - obcesowym szarpni�ciem podnios�em j�
na nogi. - Dinozaury chc�, �eby� jak najszybciej opu�ci�a
Tuulen. Ja te� mam ci� dosy�. - By�em ju� tak daleko,
�e wcale nie widzia�em Kamali Shastri.
Kiwn�a g�ow� i pozwoli�a mi si� wyprowadzi� przez
przezroczyste drzwi.
- A je�li spotkamy kogo� na korytarzu, trzymaj g�b�
na k��dk�.
- Zachowujesz si� jak nieokrzesany gbur - us�ysza�em
jej st�umiony szept.
- A ty jak ma�a, niezno�na dziewczynka.
Kiedy rozsun�y si� skrzyd�a drzwi wewn�trznych,
natychmiast zauwa�y�a brak r�kawa ��cz�cego �luz�
powietrzn� z wahad�owcem. Pr�bowa�a wyrwa� si� z mego
u�cisku, ale z ca�ej si�y pchn��em j� naprz�d. Z impetem
przelecia�a przez �luz�, z ca�ej si�y odbi�a si� od drzwi
zewn�trznych i upad�a plecami na ziemi�. Gdy nacisn��em
przycisk zamykaj�cy wewn�trzne drzwi, wr�ci�em do siebie.
To ja robi�em te wszystkie okropne rzeczy - ja, Michael
Burr. Nie mog�em si� powstrzyma�: zanios�em si� chichotem.
Zanim drzwi zamkn�y si� na dobre, zobaczy�em, jak Kamala
Shastri s�aniaj�c si� na nogach stara si� podbiec do mnie,
ale by�o ju� za p�no. Ze zdziwieniem skonstatowa�em, �e
tym razem nie krzycza�a. S�ysza�em tylko jej w�ciek�e
sapanie.
Jak tylko wewn�trzne drzwi zamkn�y si� szczelnie,
otworzy�em drzwi prowadz�ce na zewn�trz. W ko�cu, czy
istnieje jaki� lepszy spos�b na u�miercenie kogo� na
stacji kosmicznej? Nie ma tu �adnej broni. Mo�e kto� inny
potrafi�by j� czym� zak�u� lub udusi�, ale nie ja. Otru� -
jak? Poza tym nie mia�em czasu, by si� zastanowi�, przez
ca�y czas usilnie stara�em si� nie my�le� o tym, co robi�.
Jestem sapientologiem, a nie lekarzem. Zawsze s�dzi�em, �e
wyrzucenie kogo� w przestrze� kosmiczn� bez �adnej os�ony
oznacza natychmiastow� �mier�. Nast�puje dekompresja
wybuchowa, czy co� w tym gu�cie. Nie chcia�em, �eby
cierpia�a. Stara�em si�, by wszystko przebieg�o jak
najszybciej. Bez b�lu.
Us�ysza�em szum odp�ywaj�cego powietrza i pomy�la�em,
�e to ju�. Cia�o zosta�o wyrzucone w przestrze�. W�a�nie
odchodzi�em, kiedy us�ysza�em walenie. Oszala�e niczym
bicie serca po zako�czonym biegu sprinterskim. Musia�a si�
czego� schwyci�. �up, �up, �up! Tego by�o dla mnie za
wiele. Opar�em si� plecami o wewn�trzne drzwi i osun��em
si� na pod�og�, �miej�c si� jak szalony. �up! �up! Okazuje
si�, �e je�li opr�ni� p�uca z powietrza, mo�na wytrzyma�
w otwartej przestrzeni kosmicznej oko�o minuty, a mo�e
nawet dwi