5049

Szczegóły
Tytuł 5049
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5049 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5049 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5049 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JAMES PATRICK KELLY MY�LE� JAK DINOZAURY Kamala Shastri wr�ci�a na ten �wiat tak, jak go opu�ci�a - naga. Na chwiejnych nogach wytoczy�a si� z asemblera staraj�c si� utrzyma� r�wnowag� w warunkach niewielkiego ci��enia panuj�cego na Stacji Tuulen. Jednym ruchem z�apa�em j� w ramiona i opatuli�em w szlafrok, a nast�pnie opu�ci�em na platform�. Trzy lata na innej planecie zmieni�y Kamal�. By�a teraz szczuplejsza i bardziej muskularna. Jej paznokcie by�y d�ugie na kilka centymetr�w, a na lewym policzku mia�a cztery r�wnoleg�e naci�cia. By� mo�e Gendianie w ten spos�b upi�kszali swoje twarze. Lecz najbardziej uderzy� mnie widoczny w jej oczach wyraz niebotycznego zdumienia. To miejsce, tak dobrze mi znane, zdawa�o si� j� szokowa�. Wygl�da�o na to, �e nie da�aby g�owy, czy �ciany wzd�u� kt�rych si� posuwali�my, a nawet otaczaj�ce nas powietrze, istniej� naprawd�. Nauczy�a si� my�le� jak mieszka�cy planety, z kt�rej wraca�a. - Mi�o ci� znowu widzie�. - Szum ruchomej platformy wzr�s� do cichego buczenia, w miar� jak przesuwali�my si� w d� korytarza. G�o�no prze�kn�a �lin� i pomy�la�em, �e zaraz si� rozp�acze. Trzy lata temu na pewno by tak zrobi�a. Wi�kszo�� migrant�w po wyj�ciu z asemblera d�ugo nie mo�e przyj�� do siebie. Wszystko przez to, �e nie ma fazy przej�ciowej. Kilka sekund temu Kamala opu�ci�a Gend, czwart� planet� gwiazdy, kt�r� nazywamy epsilon Leo, a obecnie znajdowa�a si� ju� na orbicie oko�oksi�ycowej, prawie w domu. Najwi�ksza przygoda jej �ycia dobieg�a ko�ca. - Matthew? - spyta�a. - Michael - poprawi�em. Mimo wszystko cieszy�em si�, �e mnie pami�ta. W ko�cu spotkanie z ni� odmieni�o moje �ycie. Od czasu, kiedy przyby�em na Stacj� Tuulen, aby bada� �ycie dinozaur�w, asystowa�em przy niemal trzystu migracjach - zar�wno wyjazdach, jak i powrotach. Kamala Shastri by�a moim jedynym pirackim skanem kwantowym. W�tpi�, �eby dinozaury pami�ta�y o tym incydencie. Podejrzewam, �e same od czasu do czasu pozwalaj� sobie na takie drobne wykroczenie. Wiem o niej wi�cej - przynajmniej o takiej, jak� by�a trzy lata temu - ni� o sobie samym. Kiedy dinozaury wys�a�y j� na Gend, wa�y�a 50391,72 gramy i na jeden milimetr sze�cienny jej cia�a przypada�o 4,81 miliona czerwonych krwinek. Umia�a gra� na nagasvaram - bambusowym instrumencie podobnym do fletu. Jej ojciec pochodzi� z miejscowo�ci Thana niedaleko Bombaju, jej ulubionym smakiem by� arbuzowy, w swym �yciu mia�a pi�ciu kochank�w. Jako jedenastolatka marzy�a o karierze gimnastyczki, lecz zamiast tego zosta�a in�ynierem-biomateria�oznawc�, a w wieku dwudziestu dziewi�ciu lat zg�osi�a si� jako ochotniczka na wypraw� w kosmos, gdzie mia�a nauczy� si� hodowli sztucznych oczu. Dwa lata sp�dzi�a na szkoleniu migracyjnym wiedz�c, �e w ka�dym momencie mog� wycofa� j� z programu, nawet na chwil� przed tym, jak Silloin przekszta�ci�a jej cia�o w sygna� poruszaj�cy si� z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a. Wielokrotnie t�umaczono jej, co to znaczy zbilansowa� strony r�wnania. Pozna�em j� 22 czerwca 2069 roku. Przylecia�a wahad�owcem z portu L1 na Lunexie i wysz�a ze �luzy powietrznej dok�adnie o 10.15; ma�a, okr�g�a kobietka o czarnych w�osach rozdzielonych przedzia�kiem na �rodku g�owy i upi�tych z ty�u w taki spos�b, �eby �ci�le przylega�y do czaszki. Jej sk�ra zosta�a sztucznie przyciemniona, co mia�o stanowi� ochron� przed ultrafioletowym promieniowaniem epsilon Leo i osi�gn�a czarnogranatowy odcie� p�nego wieczoru. Ubrana by�a w obcis�y, pasiasty kombinezon i kapcie na rzepach. - Witamy na Stacji Tuulen - u�miechn��em si� wyci�gaj�c do niej r�k�. - Mam na imi� Michael. - Poczu�em u�cisk jej d�oni. - Jestem sapientologiem, ale dorabiam tu tak�e jako przewodnik. - Przewodnik? - kiwn�a g�ow� z roztargnieniem. - Aha. - Patrzy�a na mnie niewidz�cym wzrokiem tak, jakby spodziewa�a si� spotka� kogo� innego. - Prosz� si� nie niepokoi� - powiedzia�em. - Dinozaury siedz� w swoich klatkach. Otworzy�a szeroko oczy ze zdziwienia, podczas gdy jej d�o� wy�lizn�a si� z mojej. - Nazywasz Hanen�w dinozaurami? - A czemu by nie - za�mia�em si�. - Oni m�wi� na nas "dzieciaki". Albo "beksy". Pokr�ci�a g�ow� ze zdziwienia. Ludzie, kt�rzy nigdy wcze�niej nie mieli kontaktu z dinozaurami, nosili w wyobra�ni romantyczny obraz tych stwor�w. Przedstawiali je sobie jako szlachetne gady, kt�rym uda�o si� opanowa� fizyk� pr�dko�ci �wiat�a, i kt�re wprowadzi�y Ziemian w cudowny �wiat galaktycznej cywilizacji. W�tpi�, �eby Kamala kiedykolwiek widzia�a dinozaura, jak r�nie w pokera albo z lubo�ci� po�era przera�onego kr�lika. Nigdy te� nie toczy�a spor�w z Linn�, kt�ra wci�� nie by�a przekonana co do tego, czy ludzie s� odpowiednio psychicznie przygotowani do wypraw w kosmos. - Jad�a� co�? - spyta�em wskazuj�c gestem d�oni rz�d otwartych poczekalni po obu stronach korytarza. - Tak... to znaczy, nie. - Nie rusza�a si� z miejsca. - Nie jestem g�odna. - Niech zgadn�. Jeste� zbyt zdenerwowana, �eby je��. Jeste� zbyt zdenerwowana, �eby rozmawia�. Najbardziej chcia�aby�, �ebym si� wreszcie zamkn��, wepchn�� ci� do kuli i wys�a� w kosmos. Wola�aby�, �eby�my sobie darowali ca�� t� gadk�, co? - Nie mam nic przeciwko chwili rozmowy. - No prosz�. Pos�uchaj, Kamala, moim obowi�zkiem jest poinformowanie ci�, �e na planecie Gend nie b�d� na ciebie czeka�y kanapki z mas�em fistaszkowym i d�emem. Nie m�wi�c ju� o vindaloo z kurczaka. Pami�tasz, jak mam na imi�? - Michael? - O, widz�, �e nie jeste� a� tak bardzo zdenerwowana. M�wi� ci, nie ma co marzy� o taco albo pizzy wegetaria�skiej. Masz ostatni� okazj�, �eby zje�� jak cz�owiek. - W porz�dku. - Nie zdoby�a si� na pe�en u�miech, zbyt zaj�ta sprawianiem pozor�w odwa�nej, ale k�cik jej ust uni�s� si� lekko w g�r�. - Nie odm�wi�abym fili�anki herbaty. - Herbat� akurat maj� tam, gdzie si� udajesz. - Pozwoli�a mi zaprowadzi� si� do poczekalni D. Podeszwy jej kapci chrz�ci�y odrywaj�c si� od dywanu. - Rzecz jasna, gdy Gendianie chc� sobie zaparzy� herbatk�, �cinaj� par� listk�w z przydomowego trawnika. - Gendianie nie maj� trawnik�w. �yj� pod powierzchni� planety. - Chyba musisz od�wie�y� moj� pami�� - po�o�y�em d�o� na jej ramieniu. Pod obcis�ym kostiumem czu�em napi�te mi�nie. - Czy oni wygl�daj� jak ma�e �asice, czy te� s� pokryci pomara�czowymi guzami? - Nie s� ani troch� podobni do �asic. Przeszli�my przez wypuk�e, przezroczyste drzwi i weszli�my do poczekalni D - ma�ego, prostok�tnego pomieszczenia wyposa�onego w niskie, przyjazne cz�owiekowi meble. Po jednej stronie znajdowa�a si� ma�a kuchenka, po drugiej pr�niowa toaleta. Sufit by� koloru b��kitnego nieba, a na jednej z d�u�szych �cian wida� by�o panoram� Bostonu z widokiem na Charles River, kt�rej wody l�ni�y w ostrym �wietle czerwcowego s�o�ca. Kamala w�a�nie uko�czy�a studia doktoranckie na Massachussets Institute of Technology w Bostonie. Przyciemni�em drzwi. Przysiad�a na skraju kanapy niczym ma�y ptaszek na ga��zi, gotowy, by w ka�dej chwili szybko odfrun��. Gdy parzy�em jej herbat�, ekran wmontowany w jeden z moich paznokci zacz�� pulsowa�. Odpowiedzia�em na wezwanie i po chwili dyskretnie pojawi�a si� ma�a sylwetka Silloin. Nie patrzy�a na mnie, zbyt zaj�ta �ledzeniem swoich monitor�w i wska�nik�w w kontrolce. = Mamy problem = jej g�os zabrz�cza� w aparaciku, kt�ry mia�em w uchu. = Drobna awaria, ale b�dziemy musieli prze�o�y� na jutro ostatnich dw�ch z dzisiejszego rozk�adu. Przeka� im, �eby zostali na Lunexie do jutra. Za�atwimy ich na pierwszej zmianie. Czy t� ma�� da si� jako� zaj�� przez godzink�? - Jasne - powiedzia�em. - Kamala, czy chcia�aby� pozna� Hanena? - Przekszta�ci�em obraz Silloin w okno odpowiadaj�ce rozmiarom dinozaura i przenios�em je na �cian� pokoju. - Silloin, przedstawiam ci Kamal� Shastri. To w�a�nie Silloin dowodzi tutaj wszystkim. Ja jestem tylko od�wiernym. Z wysoko�ci okna Silloin spojrza�a na dziewczyn� swym przednim okiem, a nast�pnie obr�ci�a si� dooko�a w�asnej osi, aby przyjrze� si� jej tak�e okiem tylnym. Jak na dinozaura by�a bardzo ma�a, ale mia�a olbrzymi� g�ow�, kt�ra chwia�a si� jej na szyi niczym arbuz ustawiony na grejpfrucie. Musia�a si� przed chwil� nasmarowa� olejem, bo jej srebrne �uski b�yszcza�y o�lepiaj�co. = Kamala, czy przyjmiesz moje najlepsze oznaki dobrej woli wzgl�dem ciebie? = odezwa�a si� tym ich specyficznym sposobem wys�awiania si� i podnios�a w g�r� lew� r�k� z rozczapierzonymi, sk�rzastymi palcami, pomi�dzy kt�rymi wida� by�o ciemne p�kola b�ony p�awnej. - Oczywi�cie, ja... = I pozwolisz nam zaj�� si� twoj� translacj�? = Dziewczyna wyprostowa�a si�. - Tak. = Masz jakie� pytania? = Jestem pewien, �e mia�a ich kilkaset, ale by�a zbyt przera�ona, by pyta� o cokolwiek. Gdy tak siedzia�a niezdecydowana, wtr�ci�em si� do rozmowy. - Co by�o pierwsze, jaszczurka czy jajo? Silloin nie zwr�ci�a na mnie najmniejszej uwagi. = Kiedy b�dzie dla ciebie najlepszy czas, by zacz��? = - W�a�nie wyrazi�a ochot� na ma�� herbatk� - powiedzia�em podaj�c dziewczynie fili�ank�. - Przyprowadz� j�, jak sko�czy. Mo�e za jak�� godzink�? S�ysz�c to, Kamala omal nie zerwa�a si� z kanapy. - Ale� nie, to na pewno nie zajmie mi a�... Silloin wyszczerzy�a w u�miechu z�by, z kt�rych kilka by�o d�ugo�ci fortepianowych klawiszy. = To by�by najodpowiedniejszy termin, Michael. = Wy��czy�a si�, a w miejscu, gdzie zgas�o okno z jej obrazem, pojawi�a si� mewa lec�ca nad sk�panym w s�o�cu Bostonem. - Dlaczego to zrobi�e�? - w g�osie Kamali s�ycha� by�o uraz�. - Poniewa� zgodnie z rozk�adem musisz poczeka� na swoj� kolejk�. Nie jeste� jedynym migrantem, kt�rego dzi� wysy�amy. - Rzecz jasna, by�o to k�amstwo. Liczba migrant�w zosta�a znacznie ograniczona, poniewa� Jodi Latchaw, drugi z sapientolog�w pracuj�cych na Tuulen, chwilowo przebywa� na Uniwersytecie Hipparchus, gdzie mia� przedstawi� swoj� prac� na temat poj�cia to�samo�ci u Hanen�w. - Nie martw si�, postaram si�, aby ten czas szybko zlecia�. Przez chwil� patrzeli�my na siebie. Mog�em bez trudu zagada� kogo� przez godzin�, robi�em to ju� nie raz. M�g�bym te� wypyta� j�, po co zgodzi�a si� bra� udzia� w takiej misji. Na pewno kry�a si� za tym jaka� niewidoma babcia lub jaka� dalsza krewna oczekuj�ca z niecierpliwo�ci� na sztuczne oczy, nie m�wi�c ju� o dodatkowych nowinkach medycznych, kt�rymi mog�a zaowocowa� jej wyprawa, takich jak niezawodny �rodek przeciw gru�licy, kl�sce g�odu czy przedwczesnemu wytryskowi i tak gadu-gadu, ple-ple, a czas by sobie p�yn�� i p�yn��. Albo m�g�bym j� po prostu zostawi� sam�, �eby sobie poczyta�a �cian�. Ca�a sztuka polega�a na tym, by odgadn��, w jakim jest nastroju. - Powierz mi jaki� sekret - powiedzia�em. - Co? - Sekret, tajemnic�, co�, czego nikt nie wie opr�cz ciebie. Gapi�a si� na mnie, jakbym przed chwil� spad� z Marsa. - Pos�uchaj, za chwil� udasz si� w miejsce, kt�re znajduje si� jakie� trzysta dziesi�� lat �wietlnych st�d, prawda? Masz tam pozosta� przez trzy lata. Zanim wr�cisz, ja mog� by� ju� kim� zupe�nie innym, na przyk�ad bogatym i s�awnym facetem, mieszkaj�cym i pracuj�cym zupe�nie gdzie indziej. Najprawdopodobniej ju� nigdy si� nie zobaczymy. Nie masz wi�c nic do stracenia. Obiecuj�, �e nikomu nie powt�rz�. Opad�a na oparcie kanapy i po�o�y�a fili�ank� na kolanie. - To jeszcze jeden test, prawda? Po tym wszystkim, co przesz�am, wci�� jeszcze nie s� zdecydowani, czy mnie pos�a�? - Nie, nie, za par� godzin b�dziesz razem z �asicami pa�aszowa� orzechy w jakiej� ciemnej gendia�skiej norze. To nie �aden test, po prostu chc� z tob� chwilk� pogaw�dzi�. - Idiota! - Bardziej w�a�ciwy by�by tu termin: logomaniak. Z greckiego: logos, czyli s�owo i mania co oznacza, �e w ka�dym bicie brakuje mi ze dw�ch bajt�w. Lubi� sobie z kim� od czasu do czasu pogada�, to wszystko. Wiesz co, mo�e ja zaczn�. Je�li m�j sekret nie wyda ci si� zbyt atrakcyjny, nie b�dziesz musia�a nic mi opowiada�. Popijaj�c herbat� przygl�da�a mi si� spod zmru�onych powiek. Jej oczy by�y jak w�skie szparki. By�em niemal pewny, �e je�li w tej chwili przejmuje si� czymkolwiek, to na pewno nie faktem, i� za chwil� mia�a zosta� po�kni�ta przez wielk�, niebiesk� kul�. - Zosta�em wychowany w rodzinie katolickiej - powiedzia�em sadowi�c si� na krze�le stoj�cym naprzeciwko niej. - Obecnie ju� nie jestem katolikiem, ale nie o tym chcia�em m�wi�. Moi rodzice pos�ali mnie do Liceum im. Maryi Bo�ej Rodzicielki, kt�re nazywali�my Maboro. Szko�� kierowa�o stare ma��e�stwo kap�an�w - ojciec Thomas i jego �ona, mateczka Jennifer. Ojciec Tom uczy� fizyki, z kt�rej mia�em trzy na szynach, g��wnie dlatego, �e ksi�ulo m�wi�, jakby mia� kluski w g�bie. Mateczka Jennifer wyk�ada�a nam teologi� i mia�a w sobie ciep�o marmurowego sarkofagu. Przezywali�my j� Mateczka Maboro. Pewnego wieczoru, kiedy by�em w ostatniej klasie, jakie� dwa tygodnie przed ko�cem roku szkolnego Ojciec Tom i Mateczka Maboro pojechali swym ma�ym chevroletem na lody. Wracaj�c do domu Mateczka Maboro pr�bowa�a przejecha� skrzy�owanie na ��tym �wietle i ich ma�y samochodzik zosta� skasowany przez rozp�dzon� karetk� pogotowia. Jak m�wi�em, by�a ju� stara, sto dwadzie�cia z hakiem, dawno powinni jej byli odebra� prawo jazdy. Zgin�a na miejscu. Ojciec Tom zmar� w szpitalu. Oczywi�cie spodziewano si� po nas, �e b�dziemy przybici tym, co si� sta�o i wydaje mi si�, �e nawet troch� mi by�o �al tych staruszk�w, chocia� nigdy nie lubi�em ani jej, ani jego i w dodatku wkurza� mnie fakt, �e ich �mier� pokomplikowa�a sprawy ca�ej naszej klasie tu� przed uko�czeniem szko�y. By�em wi�c bardziej rozdra�niony ni� smutny, a jednocze�nie mia�em poczucie winy z powodu swej ma�oduszno�ci. Pewnie �eby to w pe�ni zrozumie�, musia�aby� tak�e wychowa� si� w katolickiej rodzinie. W ka�dym razie w dzie� po wypadku sp�dzono wszystkich uczni�w do sali gimnastycznej, gdzie wiercili�my si� na �awkach s�uchaj�c telewizyjnego kazania wyg�oszonego przez samego kardyna�a. Pr�bowa� nas pociesza� tak, jakby ci, co zgin�li, byli naszymi rodzicami. Przy�apano mnie, jak dzieli�em si� dowcipnymi uwagami na ten temat z siedz�cym ko�o mnie ch�opakiem, tak wi�c w ostatnim tygodniu szko�y zosta�em zawieszony w prawach ucznia. Kamala dopi�a herbat�. Umie�ci�a kubek w specjalnym uchwycie przymocowanym do blatu sto�u. - Chcesz jeszcze? - spyta�em. Poruszy�a si� niespokojnie. - Po co mi to wszystko opowiadasz? - To cz�� tajemnicy - pochyli�em si� do przodu. - Widzisz, wraz z moj� rodzin� mieszka�em jak�� przecznic� od Cmentarza Ducha �wi�tego. �eby doj�� do przystanku autobusowego na McKinley Avenue, musia�em przej�� przez cmentarz. Kilka dni po mojej wpadce w sali gimnastycznej, oko�o p�nocy, wraca�em do domu z balu maturalnego, gdzie dzi�ki kilku dawkom perceptyny uda�o mi si� osi�gn�� wy�sze stany �wiadomo�ci, w zwi�zku z czym czu�em si� bystry jak kr�l filozof�w. Id�c przez cmentarz natkn��em si� na dwa �wie�o usypane kopczyki ziemi, jeden obok drugiego. Z pocz�tku my�la�em, �e to klomby, ale wkr�tce dostrzeg�em krzy�e. By�y to nowe groby: spoczywali tam Ojciec Tom i Mateczka Maboro. Krzy�e by�y zwyk�e, drewniane, pomalowane na bia�o, z wypisanymi r�cznie imionami i nazwiskami zmar�ych. Pomy�la�em sobie, �e zosta�y one tymczasowo wbite w kopczyki ziemi, w oczekiwaniu na kamienne nagrobki. Nawet bez pobudzaj�cego �wiadomo�� dzia�ania perceptyny zda�bym sobie spraw�, �e oto nadarza mi si� niepowtarzalna okazja. Wiedzia�em, �e je�li zamieni� krzy�e miejscami, to nikt si� nie zorientuje, co zasz�o. Wyj�cie ich z ziemi nie nastr�cza�o wi�kszego k�opotu. Gdy by�o po wszystkim, przyg�adzi�em d�o�mi ziemi� wok� przestawionych krzy�y i pu�ci�em si� biegiem w stron� ukrytej w murze furtki. Do tej chwili wydawa�a si� nie rozumie�, o co chodzi w mojej opowie�ci i przygl�da�a mi si� z �askaw� wyrozumia�o�ci�. Nagle w jej oczach pojawi� si� b�ysk. - Jak mog�e� to zrobi�! To straszne! - zawo�a�a. - Bez w�tpienia - odpar�em - aczkolwiek dinozaury uwa�aj�, �e sam pomys� chowania martwych cia� na cmentarzach i oznaczanie miejsc poch�wku napisami wyrytymi w kamieniu jest do�� �a�osny. M�wi�, �e martwe cia�o nie posiada �adnej to�samo�ci, wi�c po co ten ca�y sentymentalizm? Linna pyta�a mnie, dlaczego w zwi�zku z tym nie oznaczamy naszych odchod�w. Ale to jeszcze nie jest ten sekret. Noc, o kt�rej m�wi�, by�a jedn� z upalnych, czerwcowych nocy. Jednak kiedy zacz��em ucieka�, nagle ogarn�� mnie straszliwy ch��d. Trz�s�em si� z zimna, a z ust zacz�y wydobywa� si� ob�oczki pary. Moje buty stawa�y si� coraz ci�sze i ci�sze, jakby by�y z kamienia. W miar� gdy zbli�a�em si� do furtki, wydawa�o mi si�, �e walcz� z silnym wiatrem, aczkolwiek �aden podmuch nie podnosi� mojego ubrania, kt�re nadal przylega�o do cia�a. Zwolni�em i zacz��em i�� normalnym, spokojnym krokiem. Wiedzia�em, �e jako� dojd�, ale moje serce wali�o jak oszala�e i nagle us�ysza�em jaki� ni to szept, ni to szum morskich fal i wpad�em w panik�. I tu dochodzimy do sedna tajemnicy: jestem tch�rzem. Wr�ci�em do grob�w, przestawi�em krzy�e z powrotem i nigdy wi�cej nie zbli�a�em si� do cmentarza. Prawd� m�wi�c - kiwn��em g�ow� w stron� �cian poczekalni D na Stacji Tuulen - kiedy doros�em, stara�em si� zawsze trzyma� jak najdalej tamtego miejsca. Wpatrywa�a si� we mnie bacznie, gdy opada�em na oparcie fotela. - To prawdziwa historia - powiedzia�em unosz�c w g�r� r�k� niczym w ge�cie przysi�gi. Wygl�da�a na tak skonsternowan�, �e nie mog�em powstrzyma� si� od �miechu. Po chwili i na jej ciemnej twarzy pojawi� si� u�miech, a zaraz potem us�ysza�em jej chichot. By� to mi�kki, p�ynny d�wi�k, podobny do szumu strumyka przelewaj�cego si� po g�adkich kamieniach, kt�ry wprawi� mnie w jeszcze wi�ksze rozbawienie. Jej wargi by�y pe�ne, a z�by l�ni�y biel�. - Teraz twoja kolej - powiedzia�em w ko�cu. - Nie, nie, ja nie mog� - zamacha�a r�kami. - Zreszt�, nie mia�abym do opowiedzenia czego� tak niesamowitego... - urwa�a i jej twarz przybra�a wyraz zaciekawienia. - Opowiada�e� to komu� przedtem? - Raz - odpowiedzia�em. - Hanenom, podczas testu psychologicznego przed przyj�ciem mnie na t� posad�. Ale pomin��em ostatni� cz��. Znam spos�b my�lenia dinozaur�w, wi�c zako�czy�em sw� opowie�� na tym, jak przestawi�em krzy�e. Reszta to dziecinada. - Pogrozi�em jej ostrzegawczo palcem. - Tylko nie zapomnij, �e obieca�a� mi dochowa� tajemnicy. - Naprawd� ci to obieca�am? - Opowiedz mi o jakim� wydarzeniu z czas�w, gdy by�a� ma�a. Gdzie sp�dzi�a� dzieci�stwo? - W Toronto. - Spojrza�a na mnie taksuj�cym wzrokiem, jakby zastanawia�a si�, czy jestem godny us�yszenia jej opowie�ci. - Mam tak� jedn� histori�, ale wcale nie �mieszn�. Raczej smutn�. Kiwn��em g�ow� zach�caj�co i zmieni�em widok na �cianie na panoram� Toronto, z g�ruj�cymi nad miastem punktowcami CN Tower i Toronto-Dominion Centre, budynkiem S�du Handlowego i Kr�lewsk� Iglic�. Obr�ci�a si�, by spojrze� na zmieniony obraz i zacz�a swoj� opowie��, m�wi�c do mnie przez rami�. - Kiedy mia�am dziesi�� lat, przeprowadzili�my si� do mieszkania w samym centrum, na Bloor Street, �eby mama mia�a blisko do pracy - palcem wskaza�a na �cian� i odwr�ci�a si� twarz� do mnie. - Mama jest ksi�gow�, a tato projektuje tapety czytnikowe dla Imagineering. Zamieszkali�my w ogromnym drapaczu chmur. Wydawa�o mi si�, �e codziennie spotykamy w windzie innych s�siad�w, o kt�rych nie wiedzieli�my, �e s� naszymi s�siadami. Kiedy pewnego dnia wraca�am ze szko�y, jaka� staruszka zatrzyma�a mnie na korytarzu. "Dziewczynko, powiedzia�a czy nie chcia�aby� zarobi� dziesi�ciu dolar�w?" Rodzice wiele razy ostrzegali mnie, �ebym nie rozmawia�a z obcymi, ale kobieta wygl�da�a na mieszkank� wie�owca. Poza tym zamiast n�g mia�a par� staro�wieckich protez przypinanych paskami, wi�c wiedzia�am, �e w razie czego zd��� uciec. Poprosi�a mnie, �ebym jej zrobi�a zakupy w sklepie, wr�czy�a mi list�, kart� got�wkow� i potem mia�am przynie�� wszystko do jej mieszkania o numerze 10W. Powinnam by�a od razu podejrzewa�, �e co� jest nie tak, bo przecie� sklepy spo�ywcze w �r�dmie�ciu dostarcza�y zam�wiony towar do domu, ale wkr�tce zorientowa�am si�, �e tak naprawd� chodzi�o jej o to, by z kim� porozmawia�. Gotowa by�a za to zap�aci�, zazwyczaj pi�� lub dziesi�� dolar�w, w zale�no�ci od tego jak d�ugo u niej siedzia�am. W nied�ugim czasie zacz�am zachodzi� do niej niemal codziennie po szkole. Gdyby moi rodzice dowiedzieli si� o tym, na pewno zabroniliby mi u niej bywa�. Oboje byli bardzo zasadniczy. Nie spodoba�oby im si�, �e bior� od staruszki pieni�dze. Ale �adne z nich nie wraca�o do domu przed sz�st�, wi�c wystarczy�o, �e wszystko trzyma�am w tajemnicy. - Kim by�a ta kobieta? - spyta�em. - O czym rozmawia�y�cie? - Nazywa�a si� Margaret Ase. Mia�a dziewi��dziesi�t siedem lat i my�l�, �e kiedy� pracowa�a w jakim� poradnictwie. Jej m�� i c�rka zmarli i zosta�a sama. Niewiele si� dowiedzia�am o jej �yciu, wola�a, �ebym to ja m�wi�a. Pyta�a mnie o przyjaci�, o to czego ucz� nas w szkole, o rodzin� i takie tam... Nagle zauwa�y�em, �e m�j paznokie� pulsuje �wiat�em. Nastawi�em si� na odbi�r. = Michael, mi�o mi wezwa� ci� tutaj = g�os Silloin zabrz�cza� mi w uchu. Dwadzie�cia minut przed um�wionym czasem. - Widzisz, m�wi�em ci, �e ta godzinka szybko nam zleci. - Wsta�em. Oczy Kamali po raz kolejny rozszerzy�y si� w wyrazie zdziwienia. - Je�li jeste� gotowa, mo�emy rusza�. Poda�em jej r�k�. Chwyci�a si� jej i pozwoli�a pom�c sobie wsta�. Przez chwil� sta�a niezdecydowana i wtedy poczu�em, �e ca�a jej determinacja oparta jest na niezwykle kruchych podstawach. Obj��em j� w talii i poprowadzi�em do korytarza. W mikrograwitacji panuj�cej na Stacji Tuulen jej cia�o wydawa�o si� ulotne jak wspomnienie. - Powiedz mi, co w tej historii by�o smutne? Z pocz�tku my�la�em, �e mnie nie us�ysza�a. Sz�a obok w milczeniu. - Hej, nie trzymaj mnie w napi�ciu, Kamala - zawo�a�em. - Musisz doko�czy� swoj� opowie��. - Nie - odpowiedzia�a. - Wcale nie musz�. Nie wzi��em tego do siebie. Jedynym celem ca�ej pogaw�dki by�o odwr�cenie jej uwagi od tego, co j� czeka�o. Je�li nie chcia�a przesta� gn�bi� si� domys�ami, by� to jej wyb�r. Niekt�rzy migranci kontynuowali rozmow� a� do chwili, kiedy znikali w wielkiej, niebieskiej kuli, ale wielu z nich milk�o na chwil� przed tym. Zwracali si� ku swemu wn�trzu. Mo�e w my�lach by�a ju� na Gendzie, mru��c oczy w ostrym, bia�ym �wietle. Weszli�my do hali centrum skanowania, najwi�kszego pomieszczenia na Stacji Tuulen. Tu� przed nami znajdowa�a si� kula, b�d�ca obudow� uk�adu niedestrukcyjnych czujnik�w kwantowych, czyli UNCK-a - dla mi�o�nik�w skr�t�w. L�ni�a b��kitnobia�ym blaskiem przywodz�cym na my�l czapy lodowca i by�a wielko�ci dw�ch s�oni. G�rna p�kula unios�a si� i st� skanuj�cy wysun�� si� na zewn�trz niczym szary, po�yskliwy j�zyk. Kamala zbli�y�a si� do kuli i dotkn�a jej w miejscu, gdzie �wiat�o odbija�o si� od polerowanej powierzchni. Na prawo od nas znajdowa�a si� obita tapicerk� �awa, mgielnik oraz toaleta. Spojrza�em w lewo, w stron� okienka kontrolki. Zobaczy�em Silloin patrz�c� na nas przez szybk�, z nieprawdopodobnych rozmiar�w g�ow� przechylon� na jeden bok. = Jest uleg�a? = jej g�os zabrz�cza� mi w uchu. W odpowiedzi unios�em do g�ry skrzy�owane palce. = Witamy ci�, Kamalo Shastri = g�os Silloin zabrzmia� w g�o�nikach koj�cym szeptem. = Czy jeste� gotowa do rozpocz�cia translacji? = Kamala kiwn�a g�ow� w stron� okienka. - Czy tu mam si� rozebra�? = Je�li nie sprawi ci to k�opotu. = Min�a mnie id�c w kierunku �awy. Wydawa�o si�, �e nagle przesta�em dla niej istnie�. Od tej pory wszystko rozgrywa�o si� pomi�dzy ni� a dinozaurem. Szybko zdj�a ubranie, sk�adaj�c obcis�y kostium w schludn� kostk� i uk�adaj�c kapcie pod �aw�. K�cikiem oka dostrzeg�em malutkie stopy, grube uda i pi�kn�, g�adk�, ciemn� sk�r� na plecach. Wesz�a do mgielnika i zamkn�a drzwi. - Gotowa! - zawo�a�a. Zamykaj�c odpowiednie obwody Silloin spowodowa�a, �e kabina mgielnika wype�ni�a si� g�st� chmur� nanosoczewek. Przylepia�y si� one do cia�a Kamali, pokrywaj�c ca�� jego powierzchni� r�wnomiern� warstw�. Wdycha�a je, wi�c przez uk�ad oddechowy zdo�a�y wnikn�� do jej krwiobiegu. Zakaszla�a tylko dwa razy - by�a dobrze wyszkolona. Po o�miu minutach Silloin oczy�ci�a powietrze w mgielniku i dziewczyna wydosta�a si� na zewn�trz. Wci�� nie zwracaj�c na mnie uwagi, ponownie skierowa�a wzrok na okienko kontrolki. = Teraz musisz u�o�y� si� na stole skanuj�cym = powiedzia�a Silloin = i pozwoli� Michaelowi, �eby ci� unieruchomi�. = Bez wahania zbli�y�a si� do kuli, wesz�a na znajduj�cy si� pod kul� ma�y, ruchomy pomost i po�o�y�a si� na stole. Poszed�em za ni�. - Naprawd� nie chcesz mi wyjawi� twego sekretu? Gapi�a si� w sufit nawet nie poruszywszy powiek�. - W porz�dku. - Z torebki, kt�r� mia�em przytroczon� do biodra, wyj��em ma�y kanister i iskrownik. - Teraz wszystko b�dzie tak jak na szkoleniu. - Spryska�em podeszwy jej st�p nanosoczewkami w p�ynie. Widzia�em, jak jej przepona na przemian unosi si� i opada, unosi si� i opada. Ca�a by�a skupiona na prawid�owym wykonywaniu ruch�w oddechowych. - Pami�taj, w skanerze nie wolno skaka� na skakance ani gwizda�. Nie odpowiedzia�a. - Teraz oddychaj g��boko - powiedzia�em i przytkn��em iskrownik do jej du�ego palca u stopy. Da� si� s�ysze� kr�tki trzask, podczas gdy nanosoczewki, kt�rymi pokryta by�a jej sk�ra, utworzy�y sztywn� sie� unieruchamiaj�c j� w pozycji le��cej. - Postrasz ode mnie �asiczki. - Zabra�em sw�j sprz�t, zszed�em z pomostu i odtoczy�em go na bok, pod �cian�. Z cichym buczeniem wielka, niebieska kula wci�gn�a do wewn�trz sw�j wysuni�ty j�zyk. Patrzy�em, jak g�rna p�kula zamyka si�, zakrywaj�c Kamal� Shastri, a potem do��czy�em do Silloin w kontrolce. Nie nale�� do tych, kt�rzy utrzymuj�, �e dinozaury �mierdz�. By� to jeden z powod�w, dla kt�rych pozwolono mi prowadzi� nad nimi badania. Z tego, co wiem, Parikkal, na przyk�ad, w og�le nie ma �adnego zapachu. Silloin zazwyczaj rozsiewa mdl�cy aromat skwa�nia�ego wina, o kt�rym trudno powiedzie�, �e jest nieprzyjemny. Pod wp�ywem stresu jednak zapach ten stawa� si� ostry, podobny do zapachu octu. Czu�o si�, �e ten ranek musia� by� dla niej istnym piek�em. Staraj�c si� oddycha� przez usta, usiad�em na taborecie przy moim stanowisku. Silloin wykonywa�a wszystkie czynno�ci w po�piechu, jako �e kula by�a ju� szczelnie zamkni�ta. Pomimo d�ugiego szkolenia migranci szybko dostaj� napad�w klaustrofobii. W ko�cu do�� d�ugo le�� w ciemno�ci, spowici tward� skorup� nano, niecierpliwie czekaj�c na translacj�. Czekaj�c. Symulator w o�rodku szkoleniowym w Singapurze podczas emulowania skanu wydaje cichy szum. Wi�kszo�ci kojarzy si� to z kroplami deszczu uderzaj�cymi o zewn�trzn� powierzchni� kuli, niekt�rym przypomina to szum, jaki s�ycha� w radiu podczas wyszukiwania stacji. Dop�ki s�ysz� ten d�wi�k, wydaje im si�, �e s� bezpieczni. Odtwarzamy go przez g�o�niki, kiedy tkwi� w naszej kuli, aczkolwiek ca�a operacja skanowania trwa oko�o trzech sekund i jest absolutnie bezg�o�na. Z mojego miejsca widzia�em, jak trzy okna znajduj�ce si� na wysoko�ci ko�ci strza�kowej, centralnego odcinka kr�gos�upa oraz czaszki przestaj� pulsowa�, co oznacza�o zako�czenie gromadzenia danych. Silloin co� tam sobie rz�zi�a pod nosem, ale z jej commu nie dobiega�o �adne t�umaczenie. Z pewno�ci� nie m�wi�a nic, co ma�y Michael musia�by wiedzie�. G�owa chodzi�a jej na boki, gdy kontrolowa�a niesamowit� liczb� odczyt�w pojawiaj�cych si� jeden za drugim na monitorach. Jej pazury skroba�y po ekranach dotykowych, kt�re ja�nia�y pomara�czowym i ��tym �wiat�em. Na moim stanowisku znajdowa� si� jedynie ekran przebiegu migracji i pojedynczy bia�y przycisk. Nie k�ama�em, gdy m�wi�em, �e jestem tylko od�wiernym. Moja dzia�ka to sapientologia, a nie fizyka kwantowa. Cokolwiek przyczyni�o si� do awarii podczas migracji Kamali, nie mog�o to by� skutkiem mojego przewinienia lub zaniedbania. Dinozaury m�wi�, �e uk�ad niedestrukcyjnych czujnik�w kwantowych nic sobie nie robi z zasady nieoznaczono�ci Heisenberga i potrafi mierzy� najmniejsze cz�stki czasoprzestrzeni nie naruszaj�c ich dualizmu korpuskularno-falowego. Jak ma�e cz�stki? M�wi si�, �e nikt nie jest w stanie "zobaczy�" przedmiotu o d�ugo�ci 1,62 x 10 -33 centymetra, poniewa� przy takim rz�dzie wielko�ci nast�puje oddzielenie czasu od przestrzeni. Czas przestaje istnie�, a przestrze� staje si� stochastyczn� pian�, czym� w rodzaju kwantowej plwociny. My, ludzie, nazywamy tak� d�ugo�� d�ugo�ci� Plancka-Wheelera. Istnieje te� czas Plancka-Wheelera, 10 -45 sekundy. Je�li dwa zdarzenia nast�puj� po sobie w odst�pie 10 -45 sekundy, niemo�liwe jest stwierdzenie, kt�re z nich by�o pierwsze. Dla mnie to wszystko jest jak pochrz�kiwania dinozaur�w - ale na tym w�a�nie polega�o skanowanie. Hanenowie u�ywaj� zupe�nie nieznanej nam techniki w celu tworzenia specjalnych sztucznych kanalik�w w czasoprzestrzeni, kt�re otwieraj� dzi�ki wahaniom pr�ni elektromagnetycznej, aby przepu�ci� przez nie sygna� biegn�cy szybciej ni� �wiat�o, a nast�pnie z�o�y� migranta na powr�t z cz�stek elementarnych w miejscu przeznaczenia. Na ekranie przebiegu migracji widzia�em, �e sygna�, kt�ry zawiera� wszystkie dane Kamali Shastri, zosta� ju� poddany kompresji i przes�any przez kanalik. Musieli�my jedynie poczeka� na potwierdzenie, �e Gend przej�� migrantk�. Po otrzymaniu takiego potwierdzenia moim zadaniem by�o zbilansowa� strony r�wnania. Niekt�re technologie pozostaj�ce w posiadaniu Hanen�w s� w stanie zmienia� rzeczywisto��. Kanaliki w czasoprzestrzeni mog� by� u�ywane do wysy�ania w przesz�o�� fanatyk�w ogarni�tych sza�em naprawiania historii. Przy u�yciu skanera i asemblera mo�na stworzy� miliard kopii Silloin albo miliard identycznych Michael�w Burr�w. Pierwotna rzeczywisto��, nie zanieczyszczona podobnymi anomaliami, nazywana jest przez dinozaury harmoni�. Zanim jakiekolwiek istoty rozumne zostan� przyj�te do galaktycznego klubu, musz� udowodni� sw� gotowo�� do zachowania harmonii. Od czasu jak przyby�em na Stacj� Tuulen, aby studiowa� obyczaje dinozaur�w, mia�em okazj� nacisn�� bia�y przycisk chyba z trzysta razy. Nale�a�o to do moich obowi�zk�w, kt�re musia�em wykonywa�, aby kontynuowa� swoje badania w�a�nie tutaj. Naci�ni�cie guzika powodowa�o przepuszczenie zab�jczej wi�zki promieniowania jonizuj�cego przez kor� m�zgow� zduplikowanego, a wi�c ju� niepotrzebnego, cia�a migranta. Po m�zgu i po b�lu. �mier� nast�powa�a w ci�gu kilku sekund. Pierwsze do�wiadczenia zwi�zane z bilansowaniem stron r�wnania by�y dla mnie dosy� koszmarne. Do tej pory zreszt� by� to dla mnie obowi�zek, delikatnie m�wi�c, do��... nieprzyjemny. Ale tyle kosztowa� bilet do gwiazd. Je�li jacy� niezwykli ludzie w rodzaju Kamali Shastri godzili si� zap�aci� tak� cen�, by� to ich wyb�r, a nie m�j. = Rezultat nie jest zbyt zadowalaj�cy, Michael = Silloin odezwa�a si� do mnie po raz pierwszy od czasu, kiedy wszed�em do kontrolki. = S� jakie� przek�amania. = Na moim ekraniku widzia�em, jak program sprawdzaj�cy dok�adno�� przesy�u wybija kolejne informacje o b��dach. - Czy problem jest u nich - poczu�em jak serce podchodzi mi do gard�a - czy u nas? Je�li nasz oryginalny skan by� prawid�owy, Silloin nie pozostawa�o nic innego, jak wys�a� go ponownie. Zapad�a d�uga, irytuj�ca cisza. Silloin wbi�a wzrok w swoj� cz�� tablicy kontrolnej, jakby widzia�a na niej swego pierworodnego potomka wynurzaj�cego si� spo�r�d skorupek jaja. Respirator pomi�dzy jej ramionami nad�� si� do rozmiar�w dwukrotnie wi�kszych ni� normalnie. M�j ekran informowa� mnie, �e Kamala przebywa w kuli cztery minuty ponad zaplanowany czas. = Mo�e wystarczy tylko przekalibrowa� skaner i zacz�� jeszcze raz. = - Cholera jasna! - plasn��em d�oni� w �cian� i poczu�em, jak b�l przeszywa mi r�k� a� do �okcia. - My�la�em, �e wszystko zosta�o przygotowane! - Kiedy wykrywacz b��d�w wskazywa� na jakie� problemy, niemal zawsze nale�a�o po prostu powt�rzy� translacj�. - Jeste� pewna, Silloin? Ta dziewczyna by�a na skraju wyczerpania nerwowego, kiedy wepchn��em j� do �rodka. Silloin wyda�a z siebie sapni�cie, kt�re oznacza�o, �e mam opu�ci� kontrolk� i sw� ma�� ko�cist� d�oni� r�bn�a w ekran z odczytem b��du, jakby chcia�a w ten spos�b zlikwidowa� wy�wietlone na nim informacje. Podobnie jak Linna i inne dinozaury nie mia�a cierpliwo�ci do wys�uchiwania o towarzysz�cym nam, ludziom, strachu przed migracj�, godnym jedynie takich beks jak my. Niemniej jednak, w odr�nieniu od Linny, by�a przekonana, �e pewnego dnia, po tym jak ju� przyzwyczaimy si� do korzystania z technologii dinozaur�w, nauczymy si� tak�e my�le� jak one. Mo�e ma racj�. Mo�e po kilkuset latach przeciskania si� przez kanaliki w czasoprzestrzeni z rado�ci� b�dziemy si� pozbywali naszych zb�dnych cia�. Kiedy dinozaury albo inne, podobne im istoty rozumne migruj�, pozosta�e po nich redundanty poddaj� si� samozniszczeniu. Bardzo to harmonijne. Niejednokrotnie przeprowadzano podobne pr�by na ludziach, ale nie zawsze osi�gano po��dany efekt. Dlatego w�a�nie tu jestem. = Wszystko jest jasne. Sprawa przeci�gnie si� o jakie� p� godziny = powiedzia�a. Kamala przebywa�a sama w ciemno�ci ju� prawie sze�� minut, d�u�ej ni� jakikolwiek migrant, kt�rego mia�em okazj� obs�ugiwa�. - W��cz d�wi�k z kuli. Kontrolk� wype�ni�y odg�osy krzyk�w Kamali. Nie brzmia�y, jak j�ki wydawane przez cz�owieka. Raczej przypomina�y pisk opon samochodu staraj�cego si� hamowaniem zapobiec kraksie. - Musimy j� stamt�d wyci�gn�� - powiedzia�em. = To dziecinada, Michael. = - Ona jest jak dziecko, do diab�a! - Wiedzia�em, �e wyci�ganie migrant�w z kuli mo�e przynie�� tylko same k�opoty. Mog�em poprosi� Silloin, �eby wy��czy�a g�o�niki i siedzie� dalej na swoim miejscu, podczas gdy Kamala wi�a si� w cierpieniach. To by�a moja w�asna decyzja. - Nie otwieraj kuli, dop�ki nie podstawi� pomostu - podbieg�em do drzwi. - I nie �ciszaj g�o�nik�w. Na widok zapalaj�cego si� �wiat�a, dziewczyna zawy�a. G�rna p�kula unios�a si� wolno i zobaczy�em, jak mocuje si� z kr�puj�c� j� nanopow�ok�. W chwili, gdy pomy�la�em sobie, �e nie mo�e ju� krzycze� g�o�niej, w�a�nie si� jej to uda�o. Silloin i ja dokonali�my razem rzeczy niezwyk�ej: zamienili�my dzielnego in�yniera-biomateria�oznawc� w przera�one zwierz�tko. - Kamala, to ja, Michael! Nieartyku�owane wrzaski przybra�y posta� s��w. - Przesta�... nie... o Bo�e, na pomoc! Gdybym m�g�, wskoczy�bym do kuli i uwolni� j�, ale urz�dzenie by�o bardzo delikatne i nie mia�em zamiaru ryzykowa� zniszczenia go. Oboje musieli�my poczeka�, a� g�rna p�kula unios�a si� ca�kowicie i st� skanuj�cy wysun�� biedn� Kamal� w moim kierunku. - Ju� dobrze. Nic ci si� nie stanie. Zaraz ci� wyjmiemy. Wszystko w porz�dku. Kiedy uwolni�em j� za pomoc� iskrownika, dziewczyna rzuci�a si� na mnie. Upadli�my razem na ziemi� i omal nie sturlali�my si� w d� po schodach pomostu. U�cisk jej ramion by� tak silny, �e z trudem �apa�em oddech. - Nie zabijajcie mnie, prosz�, nie zabijajcie mnie! Przygniot�em j� do ziemi. - Kamala! - uwolni�em jedn� r�k� i stara�em wyzwoli� si� z jej u�cisku. Pr�bowa�em bokiem przesuwa� si� ku schodom. Dziewczyna wykona�a skok, kt�ry na skutek mikrograwitacji wyszed� jej do�� niezdarnie, po czym spad�a na mnie wbijaj�c paznokcie w r�k� i zostawiaj�c krwawi�ce zadrapania. - Kamala, przesta�! - Ledwo si� powstrzymywa�em, �eby jej nie uderzy�. Zbieg�em po schodach. - Ty gnojku! Co wy, dupki, chcecie ze mn� zrobi�? - Dr��c na ca�ym ciele wzi�a kilka g��bokich oddech�w i zacz�a szlocha�. - Co� si� sta�o z twoim skanem. Silloin w�a�nie stara si� wszystko naprawi�. = Przyczyna awarii jest niejasna = odezwa�a si� Silloin z kontrolki. - Ale to nie tw�j problem - zawo�a�em w stron� �awy. - Ok�amali mnie - mamrota�a dziewczyna i wydawa�o si�, �e ca�a zwin�a si� w ma�y k��bek, jakby cia�o jej by�o sam� sk�r�, bez ko�ci i mi�ni. - M�wili, �e nic nie b�d� czu�a, a tu... czy wiesz, co si� wtedy czuje... to po prostu... Schyli�em si� po jej kombinezon. - Tu s� twoje rzeczy. Ubierz si�. Wyjdziemy st�d na chwil�. - Ty gnojku! - powt�rzy�a, ale w jej g�osie nie by�o ju� �adnych uczu�. Pozwoli�a mi sprowadzi� si� na d� z pomostu. Kiedy z powrotem wk�ada�a swoje obcis�e wdzianko, liczy�em wypuk�o�ci na �cianie. By�y rozmiar�w starych dziesi�tak�w, kt�re m�j dziadek mia� zwyczaj przechowywa� w skarbonce i roztacza�y �agodn�, z�ot� bioluminescencj�. Doliczy�em do czterdziestu siedmiu, zanim si� ubra�a i by�a gotowa, by odprowadzi� j� z powrotem do poczekalni D. Ci�ko zwali�a si� na tapczan, na kt�rego skraju wcze�niej siedzia�a jak na szpilkach. - I co teraz? - spyta�a. - Nie wiem. - Podszed�em do kuchenki i wyj��em karafk� z destylatora. - Co teraz, Silloin? - Pola�em sobie r�k� wod�, �eby zmy� z niej krew. Szczypa�o. Aparacik w moim uchu milcza�. - Chyba poczekamy - powiedzia�em w ko�cu. - Na co? - A� Silloin naprawi ska... - Nie mam zamiaru tam wraca�. Zdecydowa�em si� pu�ci� to mimo uszu. Prawdopodobnie by�o jeszcze zbyt wcze�nie, aby j� zacz�� przekonywa�, aczkolwiek gdy tylko Silloin przekalibruje skaner, nie b�dzie mia�a zbyt wiele czasu, by zmieni� zdanie. - Chcesz co� z kuchni? Mo�e jeszcze jedn� fili�ank� herbaty? - A mo�e d�in z tonikiem? Albo lepiej bez toniku - r�kami pociera�a oczy. - A mo�e kilkaset mililitr�w serentolu? Udawa�em, �e traktuj� to jako �arty. - Dinozaury nie pozwoli�yby nam prowadzi� baru dla migrant�w. Skaner m�g�by �le skopiowa� parametry chemiczne m�zgu i sp�dzi�aby� trzy lata na Gendzie w stanie kompletnego upojenia. - Czy ty nic nie rozumiesz? - znowu histeryzowa�a. - Nigdzie nie jad�! Nie obarcza�em jej win� za jej zachowanie, ale jedyne, czego w tamtej chwili pragn��em, to jak najszybciej pozby� si� Kamali Shastri. By�o mi wszystko jedno, czy pojedzie na Gend, czy wr�ci na Lunex, czy uda si� na drug� stron� t�czy do krainy Oz, bylebym tylko nie musia� d�u�ej przebywa� razem w jednym pokoju z tym n�dznym stworzeniem, kt�re stara�o si� wzbudzi� we mnie poczucie winy za wypadek, z kt�rym nie mia�em nic wsp�lnego. - My�la�am, �e dam rad� - zatka�a uszy d�o�mi, jakby nie chcia�a s�ucha� w�asnych, rozpaczliwych j�k�w. - Zmarnowa�am dwa ostatnie lata pr�buj�c sobie wm�wi�, �e uda mi si� oszuka� sam� siebie, po�o�y� si� spokojnie i na chwil� przesta� my�le�, a zaraz znajd� si� daleko st�d. Mia�am pojecha� do cudownego i tajemniczego miejsca - wyda�a z siebie cichy skowyt i opu�ci�a r�ce na kolana. - Mia�am przywraca� ludziom wzrok. - Przecie� jak na razie wszystko ci si� uda�o, Kamala. Zrobi�a� wszystko, o co ci� prosili�my. Pokr�ci�a g�ow�. - Nie uda�o mi si� przesta� my�le�. W tym ca�y problem. A potem j� zobaczy�am, jak pr�buje mnie dotkn��. W ciemno�ci. Nie my�la�am o niej od... - jej cia�em wstrz�sn�� dreszcz. - To twoja wina! Ty mi o niej przypomnia�e�. - O twojej sekretnej przyjaci�ce? - Przyjaci�ce? - to s�owo wprawi�o Kamal� w os�upienie. - Nie, nigdy bym jej nie nazwa�a moj� przyjaci�k�. Ba�am si� jej troch�, bo nigdy nie by�am pewna, czego w�a�ciwie ode mnie chce - urwa�a. - Pewnego dnia po szkole wesz�am do jej mieszkania. Siedzia�a w swoim fotelu, patrz�c przez okno na Bloor Street. By�a odwr�cona plecami do mnie. Powiedzia�am: "Dzie� dobry, pani Ase". Chcia�am jej pokaza� moje ostatnie wypracowanie, ale ona w og�le si� nie odezwa�a. Okr��y�am j� i podesz�am bli�ej. Jej sk�ra by�a popielata. Wzi�am j� za r�k�. Wydawa�o mi si�, �e chwytam jaki� plastykowy przyrz�d. By�a sztywna, nieruchoma - nie by�a ju� cz�owiekiem. Sta�a si� przedmiotem, jak pi�rko lub ko��. Wybieg�am z mieszkania, musia�am stamt�d ucieka�. Pobieg�am do nas i ukry�am si� przed ni�. Zmru�y�a oczy, jakby z uwag� przypatrywa�a si� sobie samej przez obiektyw czasu, pr�buj�c dokona� oceny swego zachowania - My�l�, �e teraz wiem, o co jej chodzi�o. Musia�a zdawa� sobie spraw�, �e umiera. Pewnie chcia�a, �ebym towarzyszy�a jej w ostatnich chwilach albo przynajmniej znalaz�a jej cia�o po �mierci i kogo� o wszystkim powiadomi�a. Tyle �e nie mog�am. Gdybym poinformowa�a kogokolwiek o jej zgonie, moi rodzice na pewno by si� o wszystkim dowiedzieli. Mo�e podejrzewano by mnie, �e jej co� zrobi�am - nie wiadomo. Mog�am zadzwoni� na policj�, ale mia�am wtedy dopiero dziesi�� lat. My�la�am, �e zdo�aj� mnie potem wy�ledzi�. Nikt jej nie znalaz� przez dobre kilka tygodni. A potem by�o ju� za p�no. Wszyscy mieliby mi za z�e, �e tak d�ugo to ukrywa�am. W nocy wyobra�a�am sobie, jak na jej ciele pojawiaj� si� brunatne plamy i zaczyna gni� w swym fotelu niczym zle�a�y banan. Czu�am si� fatalnie, nie mog�am je�� ani spa�. Musieli mnie po�o�y� do szpitala przez to, �e jej dotkn�am. Dotkn�am �mierci. = Michael = szept Silloin zabrzmia� w moim uchu bez uprzedniego sygna�u ostrzegawczego. = Sta�a si� rzecz niemo�liwa.= - Jak tylko znalaz�am si� z dala od tamtego budynku, polepszy�o mi si�. Potem j� wreszcie znale�li. Po powrocie do domu ze wszystkich si� stara�am si� o niej zapomnie�. I prawie mi si� to uda�o - owin�a ramiona wok� tu�owia. - Ale przed chwil� pojawi�a si� tu� przy mnie. Tam, wewn�trz kuli... Nie mog�am jej zobaczy�, ale w jaki� spos�b czu�am, �e chce mnie dotkn��. = Michael, przyszli Parikkal i Linna. = - Tak wi�c widzisz - za�mia�a si� gorzko. - Jak mog�abym jecha� na Gend. Mam halucynacje. = Zosta�a naruszona harmonia. Przyjd� tu sam. = Brz�cz�cy szept rozbrzmiewaj�cy w moim uchu dzia�a� mi na nerwy tak, �e omal nie paln��em si� w ma��owin�, �eby go zag�uszy�. - Wiesz, nigdy przedtem nikomu o tym nie opowiada�am. - C�, mo�e jednak oka�e si�, �e wynik�o z tego co� dobrego - po�o�y�em d�o� na jej kolanie. - Przepraszam, ale musz� ci� opu�ci� na chwilk�. Wygl�da�a na zaskoczon� moim nag�ym wyj�ciem. Wy�lizn��em si� na korytarz i zabezpieczy�em drzwi zamykaj�c j� w poczekalni. - Co si� sta�o? - spyta�em kieruj�c swe kroki w stron� kontrolki. = Czy ma ochot� na ponowne rozpocz�cie skanowania? = - Najmniejszej. Raczej robi kup� ze strachu na sam� my�l o powt�rce. = Tu Parikkal= m�j aparacik t�umaczy� wydawane przez niego d�wi�ki, przypominaj�ce skwierczenie podobne do tego, jakie wydaje boczek wrzucony na rozgrzan� patelni�. = Zamieszanie powsta�o gdzie indziej. Na naszym stanowisku nie wykryto �adnego b��du. = Przez szklane drzwi wszed�em do hali centrum skanowania. Przez okienko kontrolki widzia�em sylwetki trzech dinozaur�w. Ich g�owy w�ciekle chwia�y si� na boki. - Wi�c w czym rzecz? - spyta�em. = Nasze po��czenie z Gendem zosta�o zak��cone przez chwilowy przep�yw fa�szywych danych = oznajmi�a Silloin. = Kamala Shastri zosta�a tam odebrana i zrekonstruowana.= - A wi�c migracja si� uda�a? - Czu�em, jak pod�oga zapada si� pode mn�. - A co zrobimy z t�, kt�r� mamy tutaj? = Nale�y po prostu za�adowa� redundantk� do skanera i sfinalizowa�...= - Mam dla was nieweso�� wie��. Ona nie zamierza zbli�y� si� ani na krok do kuli. = Strony r�wnania nie zosta�y zbilansowane.= Tym razem po raz pierwszy odezwa�a si� Linna. W zasadzie nie by�a cz�onkiem za�ogi Stacji Tuulen, chocia� wcze�niej tu pracowa�a. Do tej pory zdanie Parrikala i Silloin liczy�o si� bardziej - przynajmniej tak mi si� wydawa�o. - Wi�c co mam zrobi�? Skr�ci� jej kark? Na chwil� zapad�a absolutna cisza, kt�ra jednak nie onie�miela�a mnie tak bardzo, jak trzy znieruchomia�e nagle g�owy dinozaur�w przypatruj�ce mi si� przez ma�e okienko. - Nie - powiedzia�em. Dinozaury zacz�y rz�zi� mi�dzy sob�, ich g�owy chwia�y si� na wszystkie strony. Na pocz�tku od��czy�y mnie i w moim commie nie s�ysza�em �adnego g�osu, ale po chwili aparacik zabrzmia� odg�osami ich dysputy. = Zawsze to m�wi�am = gard�owa�a Linna. = Te stworzenia nie maj� poj�cia o istocie harmonii. Kontynuowanie wysy�ania ich na inne �wiaty to powa�ny b��d.= = Mo�e masz i racj� = powiedzia� Parikkal. = Ale to temat na osobn� dyskusj�. Na razie chodzi o to, by zbilansowa� strony r�wnania.= = Nie ma zbyt wiele czasu. B�dziemy musieli usun�� we w�asnym zakresie.= Silloin obna�y�a d�ugie, br�zowe z�by. Poder�ni�cie nimi gard�a Kamali zaj�oby jej jakie� pi�� sekund. Pomimo faktu, i� by�a dinozaurem, kt�ry okazywa� ludziom najwi�ksze zrozumienie, nie mam w�tpliwo�ci, �e ta ma�a eksterminacja sprawi�aby jej frajd�. = Postulowa�abym czasowo odroczy� wszelkie migracje Ziemian, dop�ki dobrze si� nie zastanowimy nad kondycj� tych stworze� = powiedzia�a Linna. To by�o typowe dla dinozaur�w. Stwarzaj�c pozory, �e spieraj� si� mi�dzy sob�, tak naprawd� ca�a tr�jka prowadzi�a rozmow� ze mn�, na�wietlaj�c sytuacj� w spos�b zrozumia�y nawet dla ma�ego dziecka. Informowa�y mnie oto, �e wystawiam na szwank przysz�o�� ca�ej ludzko�ci w kosmosie. �e los Kamali i tak jest przes�dzony, niezale�nie od tego czy zgodz� si� wykona� to, czego ode mnie oczekiwa�y, czy nie. �e strony r�wnania musz� zosta� zbilansowane i �e nale�y to uczyni� natychmiast. - Czekajcie - powiedzia�em - mo�e uda mi si� nak�oni� j�, by wesz�a z powrotem do skanera. Chcia�em znale�� si� jak najdalej od nich. Wyci�gn��em aparacik z ucha i schowa�em go do kieszeni. Tak si� spieszy�em, �e przez nieuwag� potkn��em si� wychodz�c z hali i z trudem z�apa�em r�wnowag�, przytrzymuj�c si� �ciany. Stan��em na chwil� wpatruj�c si� w d�o� opart� o przegrod� oddzielaj�c� korytarz od hali. Wydawa�o mi si�, �e przygl�dam si� rozczapierzonym palcom przez odwrotn� stron� teleskopu. Poczu�em, �e oddalam si� od siebie. Dziewczyna siedzia�a zwini�ta w k��bek na kanapie, przyciskaj�c podkurczone kolana do klatki piersiowej, staraj�c si� zajmowa� jak najmniej miejsca tak, by nikt jej nie zauwa�y�. - Wszystko gotowe - zawo�a�em ku niej rze�ko. - Za minut� mo�esz wchodzi� z powrotem do kuli. - Nie, Michael. Teraz oddala�em si� od ca�ej Stacji Tuulen. - Kamala, my�l�, �e wyrzucasz w b�oto spor� cz�� swego �ycia. - Mam do tego pe�ne prawo - jej oczy b�yszcza�y. Myli�a si�. By�a tylko redundantk�, nie mia�a �adnych praw. Co m�wi�a o tamtej martwej staruszce? Sta�a si� przedmiotem. Jak pi�rko, jak ko��. - W porz�dku - d�gn��em j� wyprostowanym palcem. - Idziemy. Cofn�a si�. - Dok�d? - Pojedziesz z powrotem na Lunex. Podstawi�em dla ciebie wahad�owiec. W�a�nie przywi�z� parti� popo�udniowych migrant�w. Powinienem si� teraz nimi zajmowa� zamiast marnowa� tu czas na przekomarzanie si� z tob�. Z wolna wyprostowa�a si� na kanapie. - Dalej, chod� - obcesowym szarpni�ciem podnios�em j� na nogi. - Dinozaury chc�, �eby� jak najszybciej opu�ci�a Tuulen. Ja te� mam ci� dosy�. - By�em ju� tak daleko, �e wcale nie widzia�em Kamali Shastri. Kiwn�a g�ow� i pozwoli�a mi si� wyprowadzi� przez przezroczyste drzwi. - A je�li spotkamy kogo� na korytarzu, trzymaj g�b� na k��dk�. - Zachowujesz si� jak nieokrzesany gbur - us�ysza�em jej st�umiony szept. - A ty jak ma�a, niezno�na dziewczynka. Kiedy rozsun�y si� skrzyd�a drzwi wewn�trznych, natychmiast zauwa�y�a brak r�kawa ��cz�cego �luz� powietrzn� z wahad�owcem. Pr�bowa�a wyrwa� si� z mego u�cisku, ale z ca�ej si�y pchn��em j� naprz�d. Z impetem przelecia�a przez �luz�, z ca�ej si�y odbi�a si� od drzwi zewn�trznych i upad�a plecami na ziemi�. Gdy nacisn��em przycisk zamykaj�cy wewn�trzne drzwi, wr�ci�em do siebie. To ja robi�em te wszystkie okropne rzeczy - ja, Michael Burr. Nie mog�em si� powstrzyma�: zanios�em si� chichotem. Zanim drzwi zamkn�y si� na dobre, zobaczy�em, jak Kamala Shastri s�aniaj�c si� na nogach stara si� podbiec do mnie, ale by�o ju� za p�no. Ze zdziwieniem skonstatowa�em, �e tym razem nie krzycza�a. S�ysza�em tylko jej w�ciek�e sapanie. Jak tylko wewn�trzne drzwi zamkn�y si� szczelnie, otworzy�em drzwi prowadz�ce na zewn�trz. W ko�cu, czy istnieje jaki� lepszy spos�b na u�miercenie kogo� na stacji kosmicznej? Nie ma tu �adnej broni. Mo�e kto� inny potrafi�by j� czym� zak�u� lub udusi�, ale nie ja. Otru� - jak? Poza tym nie mia�em czasu, by si� zastanowi�, przez ca�y czas usilnie stara�em si� nie my�le� o tym, co robi�. Jestem sapientologiem, a nie lekarzem. Zawsze s�dzi�em, �e wyrzucenie kogo� w przestrze� kosmiczn� bez �adnej os�ony oznacza natychmiastow� �mier�. Nast�puje dekompresja wybuchowa, czy co� w tym gu�cie. Nie chcia�em, �eby cierpia�a. Stara�em si�, by wszystko przebieg�o jak najszybciej. Bez b�lu. Us�ysza�em szum odp�ywaj�cego powietrza i pomy�la�em, �e to ju�. Cia�o zosta�o wyrzucone w przestrze�. W�a�nie odchodzi�em, kiedy us�ysza�em walenie. Oszala�e niczym bicie serca po zako�czonym biegu sprinterskim. Musia�a si� czego� schwyci�. �up, �up, �up! Tego by�o dla mnie za wiele. Opar�em si� plecami o wewn�trzne drzwi i osun��em si� na pod�og�, �miej�c si� jak szalony. �up! �up! Okazuje si�, �e je�li opr�ni� p�uca z powietrza, mo�na wytrzyma� w otwartej przestrzeni kosmicznej oko�o minuty, a mo�e nawet dwi