5029
Szczegóły |
Tytuł |
5029 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5029 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5029 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5029 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zefowicz Tadeusz
Portret
I
By� ciep�y, pogodny, wrze�niowy poranek. Lekko przymglone s�o�ce rzuca�o sko�ne
promienie, kt�re z trudem przedziera�y si� przez zielon� g�stwin� ga��zi drzew,
otaczaj�cych
ma�y budynek stacji kolejowej i pada�y na drog�, tworz�c na niej jasne skacz�ce
plamy.
Niebo wisia�o jakby nieco ni�ej nad ziemi� ni� w gor�ce letnie dni i l�ni�o
bledszym b��kitem.
Emil wyobrazi� sobie, nie wiadomo dlaczego, tamten pami�tny wrzesie� sprzed
sze��dziesi�ciu laty. Wyda�o mu si�, �e on tu ju� by� pierwszego wrze�nia 1939
roku. A�
przystan�� z wra�enia. Sk�d taka halucynacja? Bra� udzia� w wojnie, ale to by�o
w Wietnamie.
Jako obywatel Stan�w Zjednoczonych uczestniczy� w wojnie interwencyjnej, ale w
polskiej
wojnie obronnej nie m�g� bra� udzia�u, skoro urodzi� si� w rok po jej
zako�czeniu. Nas�ucha�
si� o tych strasznych walkach od matki, kt�ra bra�a w nich udzia�, obejrza�
niejeden film o
tamtych wydarzeniach, a �e w�a�nie by� pierwszy wrzesie�, to i nic dziwnego, �e
uleg�
takiemu z�udzeniu. W zamy�leniu szed� przed siebie. Nie zauwa�y� nawet, kiedy
opu�ci�
stacj�, nie zauwa�y�, kiedy odszed� poci�g, kt�rym tu przyjecha�. Dopiero ockn��
si�, kiedy
us�ysza� z daleka swoje nazwisko. Obr�ci� si� za siebie, sk�d dochodzi�o
nawo�ywanie. Bieg�a
ku niemu zgrabna, smuk�a, mo�e osiemnastoletnia dziewczyna. Jej rozpuszczone
kruczoczarne w�osy falowa�y niczym pi�ropusz na g�owie. Mi�� twarzyczk�
ozdabia�y du�e
ciemnoniebieskie oczy, bia�e z�bki wygl�daj�ce spoza lekko rozchylonych warg i
rumieniec
wykwit�y na policzkach. Zjawi�a si� przed nim, ze swym czaruj�cym u�miechem niby
jaka�
boginka le�na. Stali tak przez chwil� naprzeciwko siebie, nie m�wi�c ni s�owa.
J� zm�czy�
bieg, a jego oczarowa�o cudne zjawisko, jakim by�a ta m�oda, �liczna, t�tni�ca
�yciem
dziewczyna. Najdziwniejsze by�o to, �e kogo� mu przypomina�a. Chyba jak��
dziewczyn� z
jego marze� sennych sprzed lat. Gdyby mia� tak� c�rk�! Wreszcie Emil spyta�,
ockn�wszy si�
z uroku, jaki rzuci�a na niego ta ma�a czarodziejka.
- Przepraszam, panienko, czy pani jest z o�rodka wczasowego Modrzewiowy Dworek?
- Owszem. Tylko �e nasz dworek nie jest �adnym o�rodkiem wczasowym. Jest to
gospodarstwo agro-turystyczne czy jak to si� nazywa. Je�li jednak szuka pan
spokojnego
miejsca w zaciszu le�nym, to r�cz� panu, �e znajdzie je pan w naszym dworku.
Mo�e te� pan
�owi� ryby, zbiera� grzyby, p�ywa� po stawie lub je�dzi� konno. Tylko obra� pan
z�y kierunek
i zamiast do dworku, oddala� si� pan od niego. Tak jak pan szed�, przeszed�by
pan do miasta
obok male�kiego cmentarzyka. Tam jest pochowany m�j dziadek i mama. Cmentarz ten
za�o�yli na samym pocz�tku wojny dla �o�nierzy, kt�rzy tu polegli pierwszego
wrze�nia.
Nieco dalej ma pan szos�, kt�ra wiedzie ze wsi do miasta. Ta le�na droga i las,
przez kt�ry
przechodzi, nale�y do naszego gospodarstwa. Mo�na ni� r�wnie� dojecha� do wsi.
Modrzewiowy dworek jest prawie na ko�cu tej alei. Nasz las z jednej strony
dochodzi do
szosy, a z drugiej do ma�ego strumyka, za kt�rym rozci�gaj� si� olbrzymie lasy
pa�stwowe.
Mogli�my przyjecha� po pana samochodem, ale co to za wczasy w samochodzie?
Dlatego
przyjechali�my bryczk�. Na pewno lepiej jecha� bryczk�, ni� kisn�� w
samochodzie. Zreszt�
bryczka jak bryczka, ale niech pan popatrzy na te koniki.
Tak opowiadaj�c, dziewczyna podesz�a ze swym go�ciem do koni stoj�cych w
zaprz�gu.
By�y rzeczywi�cie wspania�e. Niedu�e, ale zgrabne i starannie utrzymane. Na
pewno nie by�y
stworzone do p�uga czy brony. W zaprz�gu wygl�da�y niezwykle. Jeden
�nie�nobia�y, drugi
czarny jak sadze, dzi�ki czemu bia�y punkcik na czole zdawa� si� l�ni� jak
prawdziwa
gwiazdka na ciemnym, nocnym niebie. Konie wida� lubi�y dziewczyn�, bo kiedy do
nich
podesz�a, wyci�gn�y ku niej swoje zgrabne g�owy. Dziewczyna po przyjacielsku
klepa�a
ka�dego z nich po grzbiecie, g�adzi�a po l�ni�cej sier�ci i cz�stowa�a kostkami
cukru. Po
zako�czeniu ca�ej tej ceremonii, zwr�ci�a si� z zak�opotaniem w g�osie do Emila:
- Przepraszam pana za t� chwil� zw�oki, lecz musia�am przywita� si� z moimi
ulubie�cami,
bo pogniewa�yby si� na mnie. One wol� chodzi� pod siod�em ni� ci�gn�� bryczk�.
Zreszt�
k�usowanie z naszymi go��mi na grzbiecie to ich zaj�cie zasadnicze. Je�li lubi
pan je�dzi�
konno, to b�dzie pan mia� konie do dyspozycji. Wpierw musi si� jednak pan
zapozna� z nimi.
Prosz�, tu kilka kostek cukru. Jak je pan pocz�stuje cukrem, to od razu uznaj�
pana za
przyjaciela.
Tak te� si� sta�o. Konie parska�y ra�nie i niecierpliwie przebiera�y kopytami.
Wreszcie
dziewczyna przywo�a�a wo�nic�, kt�ry przysiad� na pniu i przygl�da� si� ca�ej
tej scenie, i
poleci�a ulokowa� go�cia w bryczce. Emilowi jednak si� nie spieszy�o. By�o mu
dobrze.
Poczu� si� m�odszym i zdrowszym. Mia� ochot� i�� tym zielonym korytarzem, mi�dzy
dwiema �cianami lasu, oddycha� �wie�ym powietrzem przesyconym �ywic� i
rozkoszowa�
si� ciep�ymi promieniami s�o�ca, kt�re wznosi�o si� coraz wy�ej. Tote� zamiast
wsiada�,
zwr�ci� si� do dziewczyny:
- Jak daleko st�d do pani dworku, panno...
Zatrzyma� si�, bo nie wiedzia�, jak dziewczyna ma na imi�. Ona zauwa�y�a to i z
wrodzon�
sobie �ywo�ci� zawo�a�a:
- Jaka ze mnie gapa! przecie� do tej pory nie przedstawi�am si� panu.
Przepraszam, ale to ju�
widocznie skleroza.
Na te s�owa na twarzy Emila pojawi� si� dawno nie spotykany u�miech. Podoba�o mu
si� to
beztroskie szczebiotanie p�yn�ce bez przerwy niby potok le�ny. Dziewczyna
tymczasem
m�wi�a dalej:
- Na imi� mam Ewa, tak samo jak moja babunia, a m�j tatu� ma na imi� Adam.
Dosta� to imi�
na pami�tk� dziadka.
- To znaczy, �e przyjecha�em do raju. Nie powiedzia�a mi jednak pani, panno
Ewuniu, jak
d�ugo trzeba i�� do tego raju.
- Nie tak d�ugo. Najwy�ej p� godzinki ma�ym spacerkiem.
- W takim razie, je�eli pani nie ma nic przeciw temu, niech moja walizka
przewiezie si�
bryczk�, a ja p�jd� do raju pieszo. Jak pani bardzo si� spieszy, to jako� dojd�
t� le�n� drog�
sam, a pani mo�e pojecha� bryczk�.
- Ale� sk�d? Ja tu jestem po to, �eby pan si� nie b��ka�. Je�li to tylko panu
odpowiada, to
jeszcze lepiej. Lubi� chodzi� po lesie. Przy okazji nazbieramy grzyb�w. Panie
Franku, to
niech pan odwiezie walizk� i zamelduje, �e b�dziemy za p� godziny. Walizk�
prosz�
wstawi� do po�udniowego pokoju na pi�trze.
To m�wi�c, wzi�a z bryczki niedu�y koszyk i poda�a Emilowi. Frankowi nie trzeba
by�o
powtarza� dwa razy. Wstawi� walizk� Emila do bryczki, zasiad� na ko�le i pomkn��
le�n�
drog�. Tymczasem Emil szed� ze swoj� bogink� le�n�, kt�ra, zwinna jak wiewi�rka,
biega�a
od zaro�li do zaro�li, od k�pki mchu, do k�pki mchu, za ka�dym razem przynosz�c
kilka
kozak�w, podgrzybk�w, ma�lak�w czy innych grzyb�w, w�r�d kt�rych nie brak�o
borowik�w. Emil patrzy� tylko z podziwem na to grzybobranie. Ewa nigdy si� nie
myli�a i nie
zagl�da�a na pr�no w zaro�la. By�o to tak, jakby wiedzia�a o ka�dym grzybie i o
jego
kryj�wce. Przez ca�y ten czas rozmowa ich ogranicza�a si� do kr�tkich uwag o
grzybach,
kt�rymi wkr�tce zape�ni� si� ca�y koszyk. Kiedy Ewa zobaczy�a, �e ju� nie ma
gdzie k�a��
grzyb�w, przesta�a oddala� si� od drogi i Emil m�g� zaspokoi� swoj� ciekawo��.
- Panno Ewuniu, sk�d pani wiedzia�a, gdzie s� grzyby? Pani ich nie szuka�a,
tylko bezb��dnie
trafia�a na miejsca, w kt�rych si� skry�y. Z drogi przecie� nie by�o ich wida�.-
Prosz� pana, ja
znam ten las, jak w�asn� kiesze�. Urodzi�am si� w naszym modrzewiowym dworku i
od
najm�odszych lat chodzi�am po tym lesie. Oczywi�cie nie puszczano mnie samej do
lasu,
kiedy by�am ma�� dziewczynk�. Zawsze by�am pod opiek� rodzic�w czy babuni. Tu
nasza
rodzina �yje od dziada, pradziada. Kiedy� by� to olbrzymi maj�tek.
- Podczas wojny maj�tek na pewno zabrali wam Niemcy. Jak to si� sta�o, �e po
wojnie go
wam nie rozparcelowano?
- Okazuje si�, �e m�j dziadek by� bardziej przewiduj�cy ni� nasza w�adza. M�wi�c
w�a�ciwie,
musia� to by� cz�owiek wielkiego serca i rozumu. Na kr�tko przed wojn�
rozparcelowa�
ziemi� i rozdzieli� pomi�dzy swoich pracownik�w. Lasy odst�pi� pa�stwu, a sobie
pozostawi�
ponad 40 hektar�w ziemi ornej i ten kawa�ek lasu. Zgin�� na wojnie zaraz
pierwszego
wrze�nia, ale babunia powr�ci�a wraz z innymi wysiedle�cami. Reforma rolna nie
obj�a
naszego maj�tku, bo ziemi ornej nie by�o pi��dziesi�ciu hektar�w. Dzi�ki swojemu
szlachetnemu czynowi dziadek zyska� wielki szacunek i uznanie w�r�d okolicznej
ludno�ci
do tego stopnia, �e ci, kt�rzy po wojnie wr�cili wcze�niej, czuwali nad naszym
maj�tkiem do
powrotu babuni i babunia zawsze mog�a liczy� na ich s�siedzk� pomoc, a podczas
reformy
nie odebrano ani hektara ziemi, cho� z lasem jest tego chyba ponad 80 hektar�w.
Babunia to dzielna kobieta. Sama wychowywa�a syna i prowadzi�a gospodarstwo
razem z
rz�dc� dziadka... Na pewno wynudzi�am pana moj� paplanin�, ale ju� nied�ugo, bo
ta
kasztanowa aleja prowadzi wprost do naszego dworku. To ju� nied�ugo.
Emil z zaciekawieniem rozgl�da� si� doko�a. Szli teraz szerok� alej� wysadzon�
wysokimi,
roz�o�ystymi kasztanowcami. Po prawej stronie rozci�ga�y si� pola i ��ka, na
kt�rej pas�o si�
stado owiec, dwie krowy i kilka k�z. Emil zobaczy� te� konie, kt�re Franek
zd��y� ju�
wyprz�c z bryczki i wypu�ci� na ��k�. Po lewej stronie rozci�ga�a si� srebrna
tafla stawu,
rozcinana tu i �wdzie p�etwami ryb, uwijaj�cych si� pod powierzchni� wody. Na
brzegu
siedzia�o kilku m�czyzn wpatrzonych w g��bin�.
- To nasi stali bywalcy - po�pieszy�a z wyja�nieniem Ewa. - Mieszkaj� niedaleko
st�d, a �e
nie maj� pracy, przychodz� do nas �owi� ryby na w�dk� i w ten spos�b zarabiaj�.
Za z�owione
ryby p�ac� nam jak�� ni�sz� cen� i odsprzedaj� w sklepie rybnym lub swoim
klientom.
Opr�cz tych przychodz� prawdziwi amatorzy w�dkarstwa, kt�rzy �owi� dla
przyjemno�ci i na
w�asny u�ytek. W�dkarstwo jest te� du�� atrakcj� dla naszych wczasowicz�w. To
dodatkowy
zysk, jaki przynosi staw, bo g��wny doch�d jest na �wi�ta.
Min�li staw i zmieni� si� krajobraz. By� teraz sad. Na dorodnych drzewach l�ni�y
w s�o�cu
z�ocistozielone gruszki, czerwone jab�ka i granatowe �liwki w�gierki. Wi�niowe
drzewa,
pozbywszy si� ci�aru, sta�y powa�ne i zadumane, jakby ju� rozmy�la�y o zimowym
�nie.
Przy ko�cu alei by�o wida� po prawej stronie gospodarskie budynki i niedu�y, ale
�adnie
wygl�daj�cy dom mieszkalny, a po lewej stronie, tu� obok sadu, sta� modrzewiowy
dw�r.
Prowadzi� do niego szeroki wysypany �wirem go�ciniec. Po obu stronach go�ci�ca
sta�y
dumnie ogniste georginie niczym honorowa warta witaj�ca go�ci. Na rabatach
mi�dzy
georginiami mieni�y si� r�nymi barwami astry, nagietki i inne jesienne kwiaty.
Na ko�cu
go�ci�ca wznosi� si� jednopi�trowy, rozleg�y budynek, kt�rego frontowy kru�ganek
wspiera�
si� na kolumnach otaczaj�cych obszerny taras. Wko�o tarasu zieleni� si�
�ywop�ot. Taras
m�g� wi�c stanowi� z powodzeniem letni� �wietlic� czy jadalni�. Emil mia� okazj�
si� o tym
przekona�, kiedy znalaz� si� po�rodku zielonego ogrodzenia. Przy jednym stoliku
dw�ch
m�czyzn pochyla�o si� nad szachownic�, a po drugiej stronie kilka os�b popija�o
kaw�.
Wej�cie Emila nie zwr�ci�o ich wi�kszej uwagi. Tymczasem Ewa, oznajmiwszy
przybycie
nowego go�cia, podesz�a do starszej pani, kt�ra pojawi�a si� w drzwiach.
- Babuniu, to jest pan Emil Wilczewski, kt�ry wyrazi� ch�� przebywania z nami w
naszym
raju, jak nazwa� nasz dom rodzinny. Pan Emil nie przychodzi z pustymi r�kami.
Oto kosz
grzyb�w, kt�re nazbierali�my po drodze.
Pani, kt�r� Ewa nazwa�a babuni�, u�miechn�a si� przyja�nie ze s�owami:
- Mi�o mi, �e pan nazywa nasz dom rajem i �ycz�, �eby pan czu� si� tu jak w
prawdziwym
raju. Jakie �adne! Lubi pan grzybki i zna si� pan na nich, jak widz�.
- Bardzo lubi� i znam si� troch� na grzybach, ale te - to nie moja zas�uga.
Wszystkie zebra�a
panna Ewunia. Ja tylko nios�em koszyk.
Podczas tej rozmowy Emila zn�w opanowa�o jakie� dziwne uczucie. Twarz staruszki
wyda�a si� jakby znajoma, jakby j� ju� kiedy� widzia�. Kiedy by�a m�oda,
niew�tpliwie
musia�a tak wygl�da�, jak jej wnuczka. Emil u�wiadomi� sobie, �e tak� w�a�nie
dziewczyn�
widywa� nieraz w swoich marzeniach sennych. Tymczasem Ewa odnios�a grzyby do
kuchni i
zaraz pojawi�a si� ponownie, by pokaza� Emilowi jego pok�j.
II
Emila opanowa�o dziwne uczucie. Mia� wra�enie, �e nareszcie powr�ci� do swojego
rodzinnego domu z dalekiej podr�y, a przecie� jego dom rodzinny by� w Stanach
Zjednoczonych. Tam si� urodzi�, tam si� wychowywa�, tam sp�dzi� swoje �ycie.
Ojcem jego
by� potomek emigrant�w polskich, kt�ry s�u�y� w ameryka�skim lotnictwie
wojskowym i
niewiele mia� wsp�lnego z ojczyzn� przodk�w. Nawet mowa, jak� mu przekazali jego
rodzice, mocno r�ni�a si� od wsp�czesnej mowy potocznej. Wszystko zmieni�o si�
z chwil�
wybuchu drugiej wojny. Kapitan Michael Wolf od razu poczu� si� Polakiem i
powr�ci� do
nazwiska rodzic�w. Nazywa� si� odt�d Micha� Wilczewski. Kiedy Stany zjednoczone
przyst�pi�y do wojny, kapitan Micha� Wilczewski wylecia� na czele swojej eskadry
lotniczej
na front. Stoczy� wiele bitew z nieprzyjacielskimi samolotami, bra� udzia� w
bombardowaniach i wszystkie walki by�y szcz�liwe poza ostatni�, jak� stoczy�
nad Francj�
w roku 44. Po wielu latach kapitan Wilczewski mawia� �artobliwie, �e w�a�nie ten
ostatni lot
by� najszcz�liwszy w jego �yciu. Wprawdzie jego samolot dosta� pot�n� seri� z
karabinu
maszynowego i run�� na ziemi�, a on sam odni�s� kilka ran, ale samolot spad� na
niemieckie
okopy, gdzie uczyni� niema�e spustoszenie, a on uratowa� si� na spadochronie i
dzi�ki temu
przypadkowi pozna� swoj� �on�. Rany Micha�a by�y powa�ne i wymaga�y
natychmiastowej
pomocy lekarskiej, tote� niezw�ocznie przewieziono go z frontu do szpitala.
Matka Emila
by�a sanitariuszk�. Przeby�a ca�� kampani� wrze�niow�. Z frontu jednak nie
wr�ci�a do domu,
tylko przedosta�a si� przez granic� i zosta�a sanitariuszk� w angielskim
szpitalu wojskowym.
Zrz�dzeniem losu do tego w�a�nie szpitala przywieziono Micha�a. Tak to
nieszcz�liwy
wypadek zamieni� si� w szcz�liwe ma��e�stwo. Po zako�czeniu wojny pa�stwo
Wilczewscy
wyjechali do Stan�w Zjednoczonych, gdzie po roku urodzi� si� Emil. Ojciec jego
zako�czy�
sw� karier� wojskow� i zmieni� dotychczasowy tryb �ycia. Po s�u�bie wojskowej
pozosta�a
mu wojskowa renta inwalidzka i kilka order�w. Z �on� i ma�ym Emilkiem zamieszka�
u
swoich rodzic�w, kt�rzy byli w�a�cicielami du�ego przedsi�biorstwa handlowego i
okaza�ego
gospodarstwa rolnego. Z czasem ojciec Emila sta� si� kierownikiem i faktycznym
w�a�cicielem przedsi�biorstwa. Emil od najm�odszych lat interesowa� si�, jak
jego ojciec,
lotnictwem. Budowa� lataj�ce modele samolot�w, interesowa� si� lotniami,
szybowcami i
balonami, jednym s�owem - wszystkim, co wzbija�o si� ponad ziemi�. Wreszcie sam
zasiad�
za sterem samolotu.Pracowa� w lotnictwie cywilnym i nigdy nie marzy� o karierze
wojskowej.
Jednak kiedy Stany Zjednoczone zaanga�owa�y si� w wojn� wietnamsk�, nie m�g�, a
mo�e i
nie chcia� sta� na uboczu. Wierzy�, �e b�dzie walczy� o wolno�� Wietnamu, jak
kiedy� jego
ojciec walczy� o wolno�� Polski. Wkr�tce jednak zrozumia�, �e by� w b��dzie. On
nie by�
wyzwolicielem, lecz agresorem. To Wietnamczycy walczyli o swoj� wolno��. Ta
�wiadomo�� wywo�a�a w nim niesmak, a nawet niech�� do samego siebie. Matka,
uczestniczka walk w 39 roku opowiada�a mu nieraz o pirackich nalotach
niemieckich
samolot�w na Polsk�. Jak strzelano z karabin�w do ludzi id�cych po szosie. A
przecie� z
ameryka�skich samolot�w r�wnie� strzelano i zrzucano bomby na ludzi, kt�rzy
pragn�li
pozby� si� obcego jarzma. Tak�e argumenty o konieczno�ci walki z ustrojem, jaki
panowa� w
Wietnamie, sta�y si� dla niego zwyk�ym pretekstem dla usprawiedliwienia agresji.
Stanom
Zjednoczonym nikt nie narzuca� ustroju, dlaczego wi�c Stany mia�y narzuca� innym
jak maj�
si� rz�dzi� w swoim kraju? Takie to my�li nurtowa�y go wtedy, kiedy ci�ko ranny
le�a� w
szpitalu. Podobnie jak kiedy� ojciec, wyskoczy� ze str�conego samolotu. Jego
przypadek
okaza� si� tragiczniejszy w skutkach. Wyskoczy� na min� za�o�on� przez swoich.
Mina by�a
przeznaczona dla Wietnamczyk�w, ale los zrz�dzi� inaczej. Straci� wtedy nog�
poni�ej kolana
i dozna� pot�nego wstrz�su m�zgu. Zyska� tylko tyle, �e nie musia� mordowa�
d�u�ej ludzi,
kt�rych przecie� nawet nie zna� i kt�rzy mu nic nie zawinili. Wiele miesi�cy
walczy� w
szpitalu ze �mierci� i zwyci�y�. Powr�ci� do �ycia, ale by� ca�kiem odmieniony.
Nigdy nie
ugania� si� za rozrywkami, nie szuka� rozbawionego towarzystwa, ale od czasu
tego
tragicznego wydarzenia sta� si� jeszcze bardziej milcz�cy i zamkni�ty. Nie
szuka� nowych
znajomo�ci, za to w marzeniach sennych pojawili si� nowi znajomi. Z pocz�tku
by�y to
zniekszta�cone obrazy walk w Wietnamie, z czasem jednak pojawi�y si� nowe,
dotychczas
nieznane miejsca, wydarzenia, kt�re nie mia�y odbicia w rzeczywisto�ci, i nowi
ludzie,
znajomi ze snu. W miar� wracania do zdrowia coraz cz�ciej wyr�cza� ojca w
prowadzeniu
przedsi�biorstwa i cho� czyni� to raczej z obowi�zku, ni� z zami�owania,
przedsi�biorstwo
rozwija�o si� bardzo dobrze. Wolne chwile od obowi�zk�w sp�dza� w samotno�ci.
Najcz�ciej b��dzi� samotnie po okolicznym lesie. Nieraz matka �artem
napomyka�a, �e
ch�tnie pobawi�aby si� z wnuczk�, ale Emil jako� �adnej ze znajomych dziewczyn
nie m�g�
sobie wyobrazi� w roli matki swoich dzieci. Znajdowa� si� w dziwnym stanie
psychicznym.
Nieraz w swoim rodzinnym domu czu� si� jak kto� obcy. Gdyby nie rodzice, ch�tnie
by
wyjecha� w nieznany �wiat.
Po �mierci ojca jego ciche pragnienie zacz�o nabiera� rzeczywistych kszta�t�w.
Matka w
skryto�ci marzy�a o powrocie do kraju. Teraz po �mierci m�a nic jej ju� nie
trzyma�o w
Ameryce. A �e na pocz�tku lat dziewi��dziesi�tych w Europie nast�pi�y zmiany,
nie sta�o nic
na przeszkodzie, by zmieni� miejsce zamieszkania. Emil wprawdzie nigdy nie by� w
Polsce,
ale od dawna mia� zamiar wyjecha� z Ameryki, a �e matka tyle opowiada�a mu o
Polsce,
zapragn�� i on pozna� jej ojczyzn�. Cieszy�a go przy tym my�l, �e b�dzie m�g�
spe�ni�
�yczenie matki. Mieli pieni�dze, a wi�c nie by�o im trudno wynaj�� mieszkanie.
Emil ze
swoj� znajomo�ci� angielskiego i do�wiadczeniem w pracy biurowej, a przede
wszystkim ze
swoim ameryka�skim rodowodem, �atwo dosta� prac� w jakim� przedsi�biorstwie
handlowym. I tak prze�yli w Polsce kilka lat. Na wiosn� 99 roku matka
zachorowa�a, a w
lipcu odby� si� jej pogrzeb. Teraz Emil jak nigdy odczu� swoj� samotno��.
Odesz�a matka, a
wraz z ni� jakby zako�czy�o si� jego dotychczasowe �ycie, jakby znalaz� si� w
innym
�wiecie. Przez te ostatnie dni postarza� si� o kilka lat. G�owa posiwia�a, a na
czole pojawi�y
si� zmarszczki. Nie chcia� d�u�ej mieszka� w tym samym mieszkaniu, nie widzia�
te� sensu w
dalszej pracy. Mia� swegokapita�u a� nadto. Teraz pragn�� tylko znale�� zaciszny
k�t, gdzie
m�g�by doczeka� ko�ca �ycia. Jak na zawo�anie znalaz� w jakiej� gazecie notatk�
o
modrzewiowym dworku. I nagle b�ysn�a mu my�l, �e mo�e to by� jego ostatnia
przysta�. Ta
my�l towarzyszy�a mu pod�wiadomie od chwili, kiedy znalaz� si� rano na peronie i
sam nie
wiedzia� jak przemieni�a si� w nadziej�. Pierwsze wra�enie, jakie mu da�o
spotkanie z
dziewczyn�, cisza le�na, modrzewiowy dworek i ten spok�j nagrzanego s�o�cem
wrze�niowego dnia - wszystko to zdawa�o si� utwierdza� go w tej nadziei i
przeradza� si� w
przekonanie, �e tu b�dzie jego ostatnia przysta�. Teraz, kiedy siedzia� w swoim
pokoju,
pocz�� si� zastanawia�, dlaczego wybra� w�a�nie to miejsce. Czu�, �e b�dzie mu
tu dobrze.
Tylko dlaczego bezwiednie szed� jak�� �cie�k�, kiedy o kilka krok�w dalej
prowadzi�a do
dworku wygodna, szeroka, wspania�a le�na droga. Tamta w�ska �cie�ka, kt�r�
wybra�,
prowadzi�a w kierunku cmentarza. Wzdrygn�� si� na my�l o cmentarzu. Przyjecha�
przecie� tu
na wczasy. Nie to �eby ba� si� �mierci, mo�e nawet dobrze by�oby spocz�� na
cichym
cmentarzu w�r�d szumu drzew. U�miechn�� si� na t� my�l. Jakie to mo�e mie�
znaczenie po
�mierci. A jednak troska o szcz�tki doczesne jest tak stara jak ludzko��. Kto
zatroszczy si� o
jego szcz�tki doczesne? Mo�e w�a�nie tu znajdzie troskliwe serca.
III
W modrzewiowym dworku panowa� zwyczaj uroczystego przyjmowania go�ci.
Przewodniczenie ceremonii nale�a�o do starszej pani. Uroczysto�� taka trwa�a
kr�tko: kilka
s��w powitania, �yczenia mi�ego pobytu i lampka wina swojej roboty. Zwykle
uroczysto��
powitalna odbywa�a si� pierwszego dnia przy kolacji. Poniewa� wszyscy go�cie,
jakich si�
spodziewano, przebywali w dworku ju� od kilku dni, a przyjazd Emila by� w �rodku
turnusu,
z powitaniem nie czekano do wieczora, zw�aszcza �e przyjecha� z rana i by� bez
�niadania.
Zaledwie zdo�a� od�wie�y� si� po podr�y, kiedy przysz�a do niego Ewa i
poprosi�a w
imieniu babuni na ma�� kaw�. Jak mo�na by�o przewidzie�, przyj�cie odby�o si� na
tarasie.
Na stole, na kt�rym sta� wazon z kwiatami, opr�cz kawy by� pachn�cy wiejski
chleb, mas�o,
mi�d i konfitury, a na deser pe�na taca �wie�ego placka ze �liwkami. Przy stole
siedzia�a
starsza pani. Emil spotka� j� dzisiaj w wej�ciu do budynku, ale tamto spotkanie
by�o tak
niespodziewane, �e nawet nie przywita� si� z ni� jak nale�y. Za to teraz sk�oni�
si� i poca�owa�
w r�k�, kt�r� mu poda�a na powitanie. Ewa tymczasem nape�ni�a fili�anki i,
zapraszaj�c
Emila do �niadania, sama przysiad�a przy stole. Emila nie trzeba by�o dwa razy
prosi�.
Zapach i widok pieczywa, miodu i konfitur sprawi� swoje. Czu�, �e jest g�odny.
R�wnie� Ewa
odczuwa�a to samo. Jedynie babcia popija�a z wolna kaw� i skuba�a od niechcenia
kawa�ek
ciasta raczej dla towarzystwa, ni� z g�odu. Zach�ca�a Emila do jedzenia i z
czu�o�ci�
spogl�da�a na Ew�, wychwalaj�c j� tak, �e biedna dziewczyna rumieni�a si� z
zak�opotania i
tylko od czasu do czasu wtr�ca�a jakie� zdanie, aby zmieni� temat rozmowy. Na
nic jednak to
si� nie zda�o. Staruszka by�a wprost zakochana w swojej wnuczce. Niew�tpliwie i
Ewa
odwzajemnia�a t� mi�o��. Wida� to by�o z b�ysku jej roze�mianych oczu. Emil
niewiele
m�wi�. Po prostu rozkoszowa� si� widokiem tych dwu kobiet, z��czonych w�z�ami
prawdziwej mi�o�ci i tak do siebie podobnych, �e gdyby nie r�nica wieku, gdyby
nie kilka
zmarszczek staruszki i siwiute�kie w�osy, kt�re kiedy� zapewne by�y tak czarne,
jak u jej
wnuczki, mo�na by jedn� uzna� za sobowt�r drugiej. Gdzie on widzia� tak�
dziewczyn�? Czy
nie by�a to znajoma z jego sn�w? Tymczasem Ewa opu�ci�a towarzystwo, udaj�c si�
do
swoich obowi�zk�w.
- Dobre dziecko ta moja Ewunia - westchn�a cicho staruszka, patrz�c za
odchodz�c�
dziewczyn�. - Jestem jej babk� i zarazem by�am jej matk�, bo synowej biedaczce
si� zmar�o,
kiedy Ewunia mia�a pi�� lat. Nie mog�am to ja i�� do swojego Adama, a ona
pozosta� przy
swoim? Niezbadane s� wyroki boskie.
Potem zacz�a m�wi� ni to do siebie ni to do Emila. Sama nie wiedzia�a, dlaczego
to robi�a.
Emila widzia�a po raz pierwszy w �yciu, a jednak mimo to nabra�a jakiego�
zaufania do tego
cz�owieka i odczuwa�a nieprzepart� ch�� podzielenia si� z nim swoimi
prze�yciami. A mia�a
co opowiada�.
Rodzice jej mieli do�� du�y maj�tek ziemski w okolicy Lwowa. By�a zdolna, tote�
rodzice
nie szcz�dzili na jej wykszta�cenie. Gra�a na fortepianie, interesowa�a si�
literatur�, ale przede
wszystkim pasjonowa�a si� malarstwem. Ju� jako ma�a dziewczynka wola�a bawi� si�
kredkami, ni� lalk�. W latach szkolnych zawsze zdobywa�a wyr�nienia i nagrody
za swoje
prace malarskie. Tote� po uko�czeniu liceum posz�a na akademi� sztuk pi�knych.
Mia�a, jak
m�wili jej profesorowie, wybitny talent. J� sam� cieszy�o, �e mog�a malowa� i �e
to, co
namalowa�a, podoba�o si� ludziom. Odk�d pozna�a swojego Adama, malarstwo by�o
nie tylko
ulubionym zaj�ciem, lecz sta�o si� jakim� misterium, niemal nadziemsk� sztuk�,
dzi�ki kt�rej
zazna�a szcz�cia. Przecie� to przy malowaniu obrazu pozna�a Adama. Wprawdzie
wojna
zniszczy�a jej szcz�cie, ale pami�� o nim pozosta�a na ca�e �ycie. Na ca�e
�ycie pozosta�
owoc tego szcz�cia - syn, kt�rego wychowywa�a w trudnych wojennych i
powojennych
czasach, i ukochana wnuczka.
Kiedy kt�rego� popo�udnia malowa�a przydro�n� kapliczk�, stoj�c� pod baldachimem
drzew, na dywanie z polnych mak�w, zjawi� si� Adam. Adam by� historykiem sztuki.
Interesowa� si� zabytkami kultury polskiej. Ca�y wolny czas sp�dza� na
w�dr�wkach po kraju
w poszukiwaniu zabytk�w. Ka�dy stary dworek, drewniany ko�ci�ek uginaj�cy si�
pod
ci�arem lat, ma�a kapliczka czy przydro�ny pochylony krzy� by� obiektem jego
zainteresowania. Nic dziwnego, �e urzek� go widok kapliczki, majestatycznych
drzew i
polnych kwiat�w, a nade wszystko widok �licznej m�odej dziewczyny pochylonej nad
tworzonym przez siebie dzie�em sztuki.
Starsza pani zatrzyma�a si� z zak�opotaniem przy ostatnich s�owach i lekki
rumieniec
zabarwi� jej policzki. Mo�e uzna�a za niew�a�ciwe okre�lenie siebie mianem
�licznej
dziewczyny, ale tak by�o naprawd�. Zreszt� od tego czasu up�yn�o tyle lat.
Pocz�a wi�c
opowiada� dalej, jak to Adam podszed� , kiedy na chwil� przerwa�a prac�.
Przedstawi� si�,
powiedzia� o swoich zainteresowaniach i tak nawi�za�a si� znajomo��, kt�ra w
kilka miesi�cy
p�niej przemieni�a si� w zwi�zek ma��e�ski. Z pocz�tkiem 39 roku Ewa Leluk
przyjecha�a
do modrzewiowego dworku jako �ona Adama Jagodowicza.
Adam bardzo wcze�nie odziedziczy� po rodzicach kilka folwark�w. Ojciec zgin��
podczas
przewrotu majowego, kiedy to przypadkiem znalaz� si� w Warszawie. Adam wtedy by�
jeszcze kilkunastoletnim ch�opcem i maj�tkiem zarz�dza�a jego matka przy pomocy
rz�dcy.
W dziesi�� lat p�niej matka zmar�a i Adam przej�� rz�dy nad ca�� posiad�o�ci�.
Poniewa�
bardziej poch�ania�a go nauka ni� gospodarka rolna, maj�tki posprzedawa�.
Pozostawi� sobie
jedynie modrzewiowy dworek z otaczaj�c� go ziemi� i lasem. Ziemie po�o�one dalej
od
dworku rozparcelowa� mi�dzy dworskich pracownik�w, czym zyska� sobie dozgonn�
mi�o�� i
szacunek. Uszczuplony maj�tek nie przynosi� wi�kszych dochod�w, ale pozwala� na
prowadzenie dostatniego �ycia. By�o pod dostatkiem chleba, mi�sa, mleka, miodu,
grzyb�w,
ryb i wszelkiego dobra. S�owem, dworek by� samowystarczalny. Nie brak�o r�wnie�
kapita�u,
bo pieni�dze za sprzedane folwarki Adam ulokowa� w papierach warto�ciowych. Do
tego
dochodzi� kapitalik Ewy. Wprawdzie Adam wzbrania� si� i nie chcia� przyjmowa�
niczego od
jej rodzic�w, m�wi�c �e najwi�kszym skarbem jest ona sama, ale jej rodzice byli
innego
zdania. Twierdzili, �e nie godzi si� wydawa� c�rk� bez posagu jakby by�a jak��
biedaczk�.
Ewa by�a szcz�liwa. Kocha�a i by�a kochana. By�a nie tylko �on�, ale w kr�tkim
czasie sta�a
si� wsp�lniczk� prac m�a. Malowa�a obrazy do jego atlasu zabytk�w polskich,
robi�a
wykresy i szkice. Przy tym nie zaniedbywa�a swojej sztuki.
W pierwszych miesi�cach po �lubie nie odwiedzali stron rodzinnych Ewy. Zimowa
pora nie
sprzyja�a dalekiej podr�y, a przy tym jej nowy dom rodzinny by� tak przytulny i
tak dobrze
jej by�o w nim razem z m�em. Na pocz�tku lata zmieni�a si� sytuacja. Czasy by�y
coraz
bardziej niespokojne i cho� na og� nie dopuszczano my�li o wojnie, to przecie�
zawsze tkwi�
gdzie� w g��bi serca cier� niepewno�ci. Modrzewiowy dworek by� prawie na samej
granicy, a
wi�c mog�o tam by� niebezpieczniej na wypadek wojny, ni� w g��bi kraju. W
wypadku wojny
Adam by�by w wojsku i Ewa pozosta�aby sama z ich dzieckiem, kt�re mia�o si�
narodzi� na
jesieni. Z pocz�tkiem lipca piecz� nad maj�tkiem pozostawili rz�dcy Wieliczowi i
wyjechali
do rodzic�w Ewy, gdzie mieli sp�dzi� ca�e lato a� do czasu przyj�cia na �wiat
ich potomka.
To by�y szcz�liwe dni. P�niej w ci�kich czasach by�y dla Ewy pokrzepieniem i
�r�d�em
si�y, kt�ra kaza�a jej wytrwa� i wychowa� ich syna. Teraz kiedy starsza pani
opowiada�a
Emilowi o tamtych czasach, o swojej m�odo�ci, o�ywi�a si�. Opowiada�a, jak to
chodzili pod
kapliczk� na miejsce ich pierwszego spotkania. Tam dokona�a trudnej sztuki, mo�e
najtrudniejszej w jej dorobku malarskim. Namalowa�a ich portret. Portret
przedstawia� ich
stoj�cych w�r�d mak�w polnych tu� pod kapliczk�, a nad ich g�owami wznosi�y si�
zielone
korony drzew. By�o to jakby powt�rzenie obrazu sprzed roku, ale nie by� to
zwyk�y pejza�,
jakich namalowa�a wiele. Ten obraz tryska� �yciem. Kwiaty zdawa�y si� igra� na
wietrze
r�nymi odcieniami barw. A w�r�d tych kwiat�w byli oni - ona i jej Adam. Adam
pozowa� do
obrazu, a siebie namalowa�a z pami�ci. W�o�y�a w ten obraz ca�� dusz�, tote�
wygl�dali na
nim oboje jak �ywi.
- Niestety zgin�� m�j m��, a wraz z nim jego portret. Ciekawe, �e przez kilka
lat nie
my�la�am o portrecie, bo wci�� mia�am wra�enie, �e m�� jest przy mnie i to mi
dodawa�o
si�y. Potem, kiedy po wojnie powr�ci�am do dworku, m�� jakby si� oddali�. Mo�e
tak by�o
dlatego, �e tu ju� poczu�am si� bezpieczna, �e tu mi go wszystko przypomina. W
ka�dej
chwili mog� odwiedzi� jego gr�b na naszym cmentarzyku, Ale chcia�abym mie� ten
portret.
To przecie� pami�tka z czas�w naszej m�odo�ci, kiedy�my si� kochali i byli�my
szcz�liwi.
Ewunia mia�aby pami�tk�.
Babcia zamy�li�a si� i nasta�a cisza. R�wnie� Emil popad� w zadum�. O samym
gospodarstwie dowiedzia� si� ju� od Ewuni, reszt� uzupe�ni�a jej babcia. Nie
tylko uzupe�ni�a
te wiadomo�ci, ale powiedzia�a te� o sobie. Historia, kt�r� przed chwil�
us�ysza�, niby nie
by�a nadzwyczajna. To tak jak w powie�ci. Dwoje m�odych ludzi pozna�o si� i
zakocha�o w
sobie. A jednak musia�a to by� wielka mi�o��, skoro Ewa nie wysz�a drugi raz za
m�� i w
trudnych warunkach sama wychowa�a syna. Ewunia m�wi�a mu rano, �e na cmentarzu,
do
kt�rego zd��a�, le�y jej dziadek. Zgin�� pierwszego wrze�nia wraz z innymi
�o�nierzami. O
tym wspomnia�a teraz jej babka. Jak si� tam dosta�, skoro przed sam� wojn� by� u
te�ci�w z
dala od frontu. Dlaczego zgin�� portret. Emil zna� okrucie�stwa wojny. Niestety
sam bra�
udzia� w wietnamskiej wojnie, a ojciec i matka cz�sto opowiadali mu jak by�o na
froncie w
Europie. Du�o czyta� o losie ludno�ci w krajach podbitych przez Niemc�w, ale tak
naprawd�
co m�g� wiedzie� na ten temat. Widocznie Adam w ostatniej chwili zosta� powo�any
do
wojska, ale przecie� portretu chyba nie zabiera� na front. Wreszcie zaciekawia�
go sam
portret. Musia� rzeczywi�cie stanowi� cenn� pami�tk�, bo starsza pani o�ywi�a
si� na samo
wspomnienie o nim. Emil uczu� jak�� t�sknot� i nawiedzi� go sen na jawie, kt�ry
nieraz
widywa� w marzeniach sennych. Siedzia� z mi�� dziewczyn� na polu w�r�d kwiat�w.
Teraz,
kiedy us�ysza� o portrecie, wyda�o mu si�, �e tamte kwiaty ze snu, to by�y maki,
a ta
dziewczyna ze snu kojarzy�a si� z Ew�. Wszystko to stawa�o si� ciekawe i
niezrozumia�e. Na
dalsze rozmy�lanie nie by�o jednak czasu, bo na tarasie pojawi�o si� kilka os�b.
IV
Przed budynkiem stali jacy� ludzie. Emil r�wnie� przystan�� na chwil�,
niezdecydowany, co
robi�. Ch�tnie przyjrza�by si� ca�emu gospodarstwu z bliska, ale nie chcia�
uchodzi� za
natr�ta. Najpierw trzeba by si� przedstawi�, ale komu. Nie zna� nikogo opr�cz
Ewuni i jej
babci. Opodal sta�y trzy kobiety, kt�re widzia� na tarasie przy kawie. Wprawdzie
nie zawar�
wtedy z nimi znajomo�ci, ale mo�e nale�a�oby uczyni� to teraz. Tymczasem kobiety
musia�y
podj�� tak� sam� decyzj�, bo jedna z nich zagadn�a weso�o.
- Wida�, �e pan nie wie, co robi� z czasem. To tylko tak pierwszego dnia. Nie
chcemy si�
narzuca�, ale je�li ma pan ochot�, to prosimy do towarzystwa. Ja na imi� mam
Agnieszka, ta z
powa�n� min�, to Greta, a ta najm�odsza, jeszcze nie ca�kiem siwa, to nasza
Marysia. Idziemy
do sadu. Ewunia prosi�a, �eby narwa� �liwek. We�miemy pana do pomocy. My
jeste�my tu
jak u siebie w domu. Cho� ka�da z nas mieszka gdzie indziej, to co jaki� czas,
zw�aszcza
oko�o pierwszego wrze�nia, zbieramy si� w modrzewiowym dworku, kt�ry uwa�amy za
nasz
dom rodzinny, a babci� Ewuni za nasz� przybran� mam�. Jak pan tu d�u�ej
pob�dzie, to nie
b�dzie pan chcia� odje�d�a�.
- Kiedy ja nie my�l� odje�d�a� st�d tak pr�dko. Przeciwnie. Zamierzam siedzie�
tu tak d�ugo,
jak si� da, dop�ki mnie nie wyrzuc�. W ka�dym b�d� razie b�dziemy przez pewien
czas
mieszka� pod tym samym dachem. Pozwol� wi�c panie, �e im si� przedstawi� i
skorzystam z
mi�ego zaproszenia.
To m�wi�c, zbli�y� si� do kobiet i nast�pi�a wzajemna prezentacja. Po tej
ceremonii
wszyscy ruszyli w stron� sadu, rozmawiaj�c jak starzy znajomi. Kobiety dziwi�y
si�, �e Emil
opu�ci� Stany Zjednoczone i zamieszka� na sta�e w Polsce. To przecie� by�o co�
niezwyk�ego.
Ilu� to Polak�w wyjecha�o swego czasu za granic�. Ilu by�o tak zwanych
emigrant�w
politycznych, kt�rzy z polityk� nie mieli nic wsp�lnego, tylko szukali lepszych
warunk�w. A
ten zamieni� Ameryk� na Polsk�, cho� tam mu nie by�o �le i nie musia� tu szuka�
chleba.
Czy� by on Polsk�, a nie Ameryk� uwa�a� za swoj� ojczyzn�? Prawda, �e i one
mog�yby
emigrowa�, ale jak tu porzuci� sw�j kraj rodzinny. �adna z nich nie opu�ci�aby
ojczyzny, ale
one to co innego. Wprawdzie byli tacy, kt�rzy namawiali Marysi�, aby
wyemigrowa�a do
Izraela i obiecywali jej tam dobre warunki, a nawet odszkodowanie za rodzic�w,
kt�rzy
zgin�li w O�wi�cimiu. Przecie� Izrael by� dla niej obcym, egzotycznym krajem,
jak Egipt,
Turcja czy Algieria. Owszem, ch�tnie zwiedzi�aby wszystkie te kraje, nawet w
niekt�rych
wyst�powa�a, ale tam zamieszka�? Nigdy w �yciu. Tam wszystko by�o inne: mowa,
obyczaje,
klimat, a nawet musia�aby wyrzec si� swojego imienia i nazwiska, do kt�rego
przywyk�a od
dzieci�stwa. Wyjecha� tam, to tak, jakby wyrzec si� najbli�szych przyjaci�,
kt�rzy przecie�
nara�ali swoje �ycie, �eby ona mog�a �y�. Na sam� my�l o czym� takim robi�o si�
niedobrze.
A ju� branie odszkodowania za zamordowanych rodzic�w wyda�o si� jej czym�
niegodnym.
To tak, jak gdyby zarabia�a na ich �mierci. Greta r�wnie� mog�aby wyjecha� z
Polski, tym
bardziej, �e w Niemczech mia�a rodzin�. Cz�sto nawet odwiedza�a swoich krewnych
lub
zaprasza�a ich do siebie, ale nigdy nie pomy�la�a o wyje�dzie na sta�e. Tu si�
urodzi�a, tu
wychowa�a i tu u�o�y�a sobie �ycie. Agnieszki ojciec, Stanis�aw Wielicz, by�
rz�dc� w
modrzewiowym dworku, a jej ojciec, Bruno Bergmann, by� le�niczym okolicznych
las�w.
One, podobnie jak ich rodzice, przyja�ni�y si� od dzieci�stwa. Na dwa tygodnie
przed wojn�
kto� oskar�y� le�niczego o dzia�alno�� na rzecz Niemiec. Wtedy panowa�a taka
psychoza
wojenna, �e bardzo �atwo by�o rzuci� oszczerstwo na niewinnego cz�owieka,
zw�aszcza �e
zdarza�y si� wypadki prawdziwej dywersji i sabota�u. Bruno Bergmann by� Niemcem
z
pochodzenia i protestantem i to wystarczy�o. Poniewa� Jagodowicz z �on�
przebywa� u
te�ci�w, ojciec Agnieszki wys�a� do niego depesz�, by por�czy� za le�niczym.
Jagodowicz
natychmiast przyjecha�, a �e by� znanym i powa�anym obywatelem, poskutkowa�o
jego
por�czenie. Le�niczego wypuszczono, tylko zawieszono w czynno�ciach i nie
powo�ano go
do wojska. Nikt wtedy nie przewidywa�, jakie nast�pstwa poci�gnie za sob� to
wydarzenie.
Jagodowicz na czele ma�ego oddzia�u stoczy� bitw�, w kt�rej zgin�� pierwszego
dnia wojny.
Wielicz tu�a� si� z wojskiem po �wiecie. Bergmann pozosta� na miejscu i
natychmiast po
wkroczeniu Niemc�w zaopiekowa� si� maj�tkiem. Przysz�o mu to tym �atwiej, �e
mimo woli
zosta� uznany za ofiar� prze�ladowa� polskich. Po kilku tygodniach Wielicz
wr�ci� do domu i
zosta� przyj�ty do pracy przez nowego w�a�ciciela. W ten spos�b starzy druhowie
zn�w byli
razem. Oficjalnie musieli zachowywa� pozory, ale �yli jak dawniej w przyja�ni.
R�wnie�
dziewczynki nie zerwa�y dawnej przyja�ni, lecz wprost przeciwnie, jeszcze
bardziej j�
zacie�ni�y. Poniewa� w domu Bergmann�w cz�sto pojawiali si� oficerowie i r�ni
niemieccy
dygnitarze, dla kt�rych gospodarz urz�dza� przyj�cia, Agnieszka nie zachodzi�a
do dworu. Za
to Greta odwiedza�a przyjaci�k� w jej domu, kt�ry sta� na uboczu. Od wiosny do
jesieni
dziewczynki najch�tniej sp�dza�y wolny czas w lesie. Tam czu�y si� najlepiej. Do
lasu nikt si�
nie zapuszcza�, bo wszyscy doko�a wiedzieli, �e to posiad�o�� ss-manna.
Oficjalni go�cie i
interesanci zaje�d�ali do dworku od drugiej strony. Bergmann dla podtrzymania
swojej dobrej
opinii wst�pi� do SS, dzi�ki czemu Polakom zatrudnionym w maj�tku �y�o si� do��
bezpiecznie. Ulubion� rozrywk� dziewczyn by�y spacery przez las do stacji
kolejowej. Na
samej stacji wola�y si� nie pokazywa�, tylko ukryte w krzakach patrzy�y na
przeje�d�aj�ce
poci�gi. Niekt�re zatrzymywa�y si� na stacji, inne gna�y przed siebie, nie
zwalniaj�c ani na
chwil�. Poci�gi towarowe si� nie zatrzymywa�y, tylko zwalnia�y biegu. Czasami
poci�gi
sk�ada�y si� z tak zwanych bydl�cych wagon�w. One r�wnie� nie zatrzymywa�y si�
na stacji.
Agnieszka i Greta wiedzia�y, �e tymi wagonami przewo�ono �yd�w. Do czasu wojny
niewiele wiedzia�y o �ydach. Na wsi ich nie by�o, a do miasta dziewczynki
je�dzi�y bardzo
rzadko. Zreszt� i w mie�cie nie by�o wielu �yd�w. Dopiero w niemieckiej szkole
Greta
dowiedzia�a si� o �ydach wszystkiego najgorszego, co tylko mog�a wymy�li�
hitlerowska
propaganda. Greta, mimo m�odego wieku, by�a roztropn� dziewczyn� i nie uleg�a
zgubnej
propagandzie. Post�powa�a, jak jej rodzice. Szybko nauczy�a si� gra� podw�jn�
rol�, cho�
by�o to dla niej m�cz�cym ci�arem. Czy to w szkole, czy w�r�d go�ci, kt�rzy
odwiedzali
rodzic�w, zachowywa�a si� jak grzeczna niemiecka dziewczynka z hitlerjugend, a
swoje
prawdziwe uczucia sprytnie ukrywa�a.
Pewnego wieczoru posz�y jak zwykle popatrze� na poci�gi. By�o do�� ciemno, ale
razem
niczego si� w lesie nie ba�y. Usiad�y w swoich zaro�lach blisko toru i czeka�y.
Nied�ugo
nadszed� poci�g. Takiego jeszcze nie widzia�y. Sk�ada� si� z wagon�w bydl�cych,
ale na
ko�cu by�o kilka wagon�w osobowych, w kt�rych zamiast szyb w oknach, by�y pr�ty.
Nie
wiadomo dlaczego poci�g zatrzyma� si�, tak �e ostatni wagon znalaz� si� tu�
przed
dziewczynkami. Na stacji powsta�o jakie� zamieszanie. Dziewczynki wychyli�y si�
z zaro�li,
by zobaczy�, co si� sta�o i wtedy nast�pi�a dziwna rzecz. Pr�ty w oknie wagonu,
przed kt�rym
sta�y, lekko si� rozsun�y i z ciemnej czelu�ci zacz�o wysuwa� si� jakie�
zawini�tko.
R�wnocze�nie pos�ysza�y cichy szept:
- Zaopiekujcie si� moim niemowl�ciem. ono ju� jest sierot�.
Wtedy cztery r�ce podnios�y si� w g�r� i chwyci�y opadaj�cy becik z
niemowl�ciem. Nie
by�o chwili do stracenia. Us�ysza�y jeszcze tylko - niech was B�g b�ogos�awi - i
skry�y si� w
krzakach, a wagon znikn�� sprzed ich oczu. Dziewczyny wiedzia�y, �e ludzie w tym
poci�gu
jechali na �mier�, �e ta nieznajoma kobieta odda�a im pod opiek� swoje dziecko.
Wiedzia�y,
�e nara�aj� siebie i swoje rodziny, ale w tej chwili nic nie mia�o znaczenia. Od
strachu
wi�ksze by�o uczucie dumy i odpowiedzialno�ci za male�stwo, kt�re powierzono ich
opiece.
Dopiero kiedy zbli�y�y si� do domu Agnieszki, ogarn�� je niepok�j. Nie to, �eby
�a�owa�y
swojego czynu, ale dotar�o do ich �wiadomo�ci, �e zrobi�y co�, od czego nie by�o
odwrotu.
Nagle jakby wydoro�la�y. Sko�czy�o si� ich beztroskie dzieci�stwo. By�y
odpowiedzialne za
�ycie powierzonego im male�stwa, z kt�rym zwi�za�o si� ich w�asne �ycie i �ycie
ich rodzin.
Z bij�cym sercem wesz�y do mieszkania. Co powiedz� rodzice. Ale rodzice w
pierwszej
chwili nie przem�wili ni s�owa. Matka tylko rozwin�a becik i zaj�a si�
dziewczynk�, kt�ra
w�a�nie si� obudzi�a. W beciku by�a karteczka, z kt�rej dowiedzieli si�, �e
dziewczynka
nazywa�a si� Rahela Goldblum i mia�a zaledwie tydzie� czasu, �e ojciec by�
lekarzem, a
matka artystk�. Opr�cz tego by�o 5000 dolar�w i gar�� bi�uterii. Ojciec tylko
spyta� czy na
pewno nikt ich nie widzia�, a potem odprowadzi� Gret� do domu.
Nast�pnego dnia rozesz�a si� wie��, �e �ona Wielicza zachorowa�a i m�� musia� j�
odwie��
do szpitala. Musia�o by� z ni� niedobrze, bo Bergmann u�yczy� nawet swojego
samochodu.
Nikt poza cz�onkami tych dw�ch rodzin nie domy�la� si�, �e by�a to choroba
zmy�lona, bo
Wieliczowa od kilku tygodni nie czu�a si� dobrze i nie pokazywa�a si� w�r�d
ludzi. �e by�a to
powa�na choroba, �wiadczy� fakt, �e r�wnie� Agnieszka towarzyszy�a mamie do
szpitala.
Ordynatorem miejskiego szpitala by� Niemiec przys�any z g��bi Rzeszy. Kiedy� by�
to
podobno spokojny, uczciwy cz�owiek, ale po zbombardowaniu domu, w kt�rym zgin�a
jego
�ona i dwoje dzieci, za�ama� si� ca�kowicie. U�wiadomi� sobie, czym by�a wojna i
�ycie
przesta�o mie� dla niego jak�kolwiek warto��. Teraz �y�, �eby pi�. A �eby pi�,
musia� mie�
pieni�dze. Tote� za pieni�dze mo�na by�o u niego wszystko za�atwi�: zwolnienia
chorobowe,
recepty na trudno dost�pne lekarstwa, metryki urodzenia, akta zgonu, a nawet
przerywanie
ci��y. Te praktyki m�g� dokonywa� tym �atwiej, �e prowadzi� co� w rodzaju ma�ej
prywatnej
kliniki. Do tej kliniki zawi�z� Wielicz swoj� �on� wraz z ma��, kt�ra tam mia�a
si� narodzi�,
za do��czone dolary i bi�uteri�. Po dw�ch tygodniach mama przywioz�a Agnieszce
nowo
narodzon� siostrzyczk� Marysi� i wszystko powr�ci�o do normy. A kiedy w kilka
tygodni
p�niej doktora powo�ano do wojska, gdzie zgin��, zgin�y wszelkie obawy
zwi�zane z
Marysi�.
Nieszcz�cia jednak nie omija�y zaprzyja�nionych rodzin. Po dw�ch latach od
narodzin
Marysi matka Agnieszki naprawd� zachorowa�a i zmar�a przy porodzie syna.
Agnieszka
musia�a teraz spe�nia� rol� opiekunki Marysi i nowo narodzonego Wojtusia, w czym
pomaga�a jej Greta, a przede wszystkim jej matka. Pod koniec wojny Bergmanna
powo�ano
do wojska, sk�d ju� nie wr�ci�. Jego �ona nie pos�ucha�a rozkazu o ewakuacji i
wraz z Gret�
pozosta�a w Polsce. Pomaga�a Agnieszce przy dzieciach i prowadzi�a dom dla
obydwu rodzin
a� do powrotu Jagodowiczowej.
V
Wszyscy pogr��yli si� w my�lach i zapanowa�a cisza przerywana szelestem
naginanych
ga��zi i odg�osem �liwek opadaj�cych do koszyk�w. Trzy siostry, jak Emil pocz��
w my�lach
nazywa� swoje nowe znajome, zatopi�y si� we wspomnieniach i pracowa�y w
milczeniu. Emil
r�wnie� si� nie odzywa�. Jako najwy�szy z ca�ego towarzystwa, zrywa� �liwki z
wy�ej
po�o�onych ga��zi, a �e nie mia� w�asnego koszyka, sw�j urobek wrzuca� kolejno
do koszyka
Agnieszki, Grety i Marysi. Czynno�ci te wykonywa� szybko i zwinnie, jak automat.
My�lami
jednak by� gdzie indziej. Od chwili przybycia do modrzewiowego dworku w jego
�yciu
nast�pi�a jaka� zmiana. Jak w kalejdoskopie przesuwa�y si� przed nim obrazy,
kt�re stara� si�
u�o�y� w jak�� ca�o��. Jedno nie ulega�o w�tpliwo�ci, cho� sam nie wiedzia�
dlaczego, �e
Ewunia, jej babcia i te trzy siostry sta�y si� mu bliskie i czu�, �e ich los nie
by� mu oboj�tny.
Przecie� opowiadanie o uratowaniu Marysi wywo�a�o w nim mimowoln� obaw� o te
ma�e
dziewczynki, cho� nic si� im wtedy nie sta�o. Dr�a� na sam� my�l, jakim
nieszcz�ciem
mog�o to si� sko�czy�. Jak� osob� musia�a by� babcia Ewuni, skoro wszystkie
uwa�a�y j� za
przybran� matk�. Jak ona prze�y�a wojn�? Jakim jest jej syn Adam i Wojciech
Wielicz?
Wszystkie te pytania pi�trzy�y si� w jego g�owie.
Tymczasem niespostrze�enie zape�ni�y si� koszyki i towarzystwo pocz�o powolnym
krokiem wraca� ku domowi, kiedy spo�r�d drzew wysun�o si� dw�ch m�czyzn. By�
to
ojciec Ewuni Adam i brat Agnieszki i Marysi Wojciech. Byli tak poch�oni�ci
rozmow�, �e
nawet nie zauwa�yli powracaj�cych ze �liwkobrania. Dopiero kiedy Marysia
zapyta�a, czym
s� tak zaj�ci, przerwali rozmow� i podeszli, by si� przywita�. Emil rad by� z
tego spotkania.
Jego zamiar zamieszkania w modrzewiowym dworku stawa� si� coraz silniejszy.
Pragn�� si�
zorientowa�, jak ustosunkowa�by si� do tego ojciec Ewuni.
Nawi�zanie rozmowy nie by�o trudne. Rozpocz�� j� przy powitaniu Adam.
- Widz�, panie Emilu, �e moje siostrzyczki ju� zaanga�owa�y pana do pracy. Jak
tak dalej
p�jdzie, to got�w pan st�d czym pr�dzej ucieka�. Pan przecie� przyjecha� tu na
wypoczynek,
a nie do roboty i to od razu pierwszego dnia.
- Mylisz si� braciszku - zamiast Emila odezwa�a si� Agnieszka. - Pan Emil
o�wiadczy�, �e
zamierza tu pozosta� jak najd�u�ej, dop�ki go st�d nie wyrzuc�.
- Je�li si� panu nie sprzykrzy, mo�e mieszka�, jak d�ugo zechce. Nasz dom
go�cinny i miejsca
jest dosy�. Najpierw jednak musi si� pan rozejrze� po okolicy czy mu si� tu
spodoba.
Emil, kt�ry dotychczas nie zabiera� g�osu, uzna� s�owa Adama za pomy�lne dla
siebie i
pocz�� dzieli� si� swymi wra�eniami z dotychczasowego pobytu.
- Prawd� m�wi�c, nie spodziewa�em si� zasta� tu tak wspania�ych warunk�w. Las,
staw,
wspania�y sad i jaka� mi�a atmosfera panuj�ca doko�a. Mo�e to wygl�da na p�aski
komplement z mojej strony, ale prosz� mi wierzy�, �e tak odczuwam naprawd�.
Jestem tu
zaledwie kilka godzin, a czuj� si� tak, jakbym by� w�r�d starych znajomych.
Emil jakby zawstydzi� si� swych s��w i zmieni� temat rozmowy.
- Widz�, panie Adamie, �e ma pan pi�kny sad. W�gierki a� si� prosz�, �eby je
zrywa�. W
kilka minut zape�nili�my trzy koszyczki i to nie obrali�my ca�ego drzewa. A tych
drzew jest
sporo. Na kt�ry dzie� zaplanowa� pan generalne zbieranie �liwek. Dzi�
przeszed�em pr�bny
egzamin. Je�li panie uznaj�, �e zda�em go pozytywnie, to s�u�� pomoc�.
S�owa Emila wywo�a�y og�ln� weso�o��. Oczywi�cie egzaminatorki da�y pochlebn�
ocen� i
skierowa�y si� w stron� domu. Tymczasem m�czy�ni poszli w innym kierunku.
Sad rozci�ga� si� na przestrzeni kilku hektar�w. Drzewa posadzone w r�wnych
rz�dach
ugina�y swoje ga��zie pod ci�arem owoc�w k�pi�cych si� w s�o�cu. Korony ich
by�y
ukszta�towane w taki spos�b, �e r�wno rozk�ada�y si� na wszystkie strony, dzi�ki
czemu nie
by�o niepotrzebnych zag�szcze� ani za du�ych prze�wit�w. Nie by�o te� suchych
niedorodnych ga��zek. Wida� by�o, �e sad znajdowa� si� pod sta�� troskliw�
opiek�.
Pomi�dzy drzewami ros�y wysokopienne krzaki czerwonych i czarnych porzeczek,
kt�re
podobnie jak drzewa wi�niowe czeka�y na zimowy sen. Adam i jego towarzysze szli
w
milczeniu, zatrzymuj�c si� przy niekt�rych drzewach. Kiedy weszli pomi�dzy
jab�onie i
grusze, Adam o�ywi� si� i, widz�c zainteresowanie na twarzy Emila, pocz��
wymienia�
gatunki drzew, obok kt�rych przechodzili, okre�la� ich zalety, spos�b ich
piel�gnowania i
wszystko, co wiedzia� z ksi��ek i w�asnej wieloletniej praktyki na temat sadu.
Zrywa� przy
tym od czasu do czasu jaki� dorodny owoc i podawa� Emilowi. Tak przeszli przez
ca�y sad do
miejsca, gdzie sta�o kilkadziesi�t uli. Emil nie zajmowa� si� specjalnie
sadownictwem, ale
sprawy te nie by�y mu obce. W Ameryce mieli na wsi dom i niedu�y sad. Ponadto
widzia�
wiele sad�w przy za�atwianiu transakcji handlowych z sadownikami. Por�wnywa�
teraz tamte
sady z sadem Adama i z zadowoleniem stwierdza�, �e ten w niczym im nie
ust�powa�. Nigdy
jednak nie mia� do czynienia z pszczelarstwem. Tote� d�ugo sta�, wpatruj�c si� w
z�ocist�
chmur� owad�w uwijaj�cych si� doko�a uli. Wojciech, kt�ry by� zami�owanym
pszczelarzem,
widz�c zdumienie na twarzy Emila, zbli�y� si� i zagadn�� z zadowoleniem:
- Podobaj� si� panu pszcz�ki, co? I niech pan powie czy to nie cud. Takie
muchy, jak ja je
nazywam, a jak to si� uwijaj�. Miodu narobi� tyle, �e starczy dla nich i dla
ludzi. Tu jest im
dobrze, maj� du�o po�ytku i nie musz� daleko lata�. Wiosn� ca�y sad jest ich,
potem maj�
��ki, to pole rzepaku gdzie� si� trafi, no i lipy. Jest ich w lesie pod
dostatkiem i rosn� wzd�u�
szosy.
- A sk�d zbieraj� mi�d teraz - spyta� Emil , rozgl�daj�c si� doko�a. - Przecie�
teraz nie ma
zbyt du�o kwiat�w.
- Teraz maj� wrzosy w lesie, no i gromadz� mi�d spadziowy. Jak pana to
interesuje, to ja
mog� o pszczo�ach opowiada� kilka godzin.
- To prawda - wtr�ci� Adam. - Pszczo�y, to Wojtka konik, ale te� dzi�ki niemu
miodu mamy
pod dostatkiem, a i w sklepie jest si� z czym pokaza�.
- To nie dzi�ki mnie, a dzi�ki pszcz�kom. Powiedzcie sami czy to nie cud. taki
ma�y owad, a
trafi do swojego ula, potrafi odszuka� kwiaty i si� nie pomyli. Wie, kt�re
kwiaty dobre. Taka
pszczo�a nie m�wi, ale umie powiadomi� swoje towarzyszki, gdzie znalaz�a kwiaty.
- Widzi pan, - zwracaj�c si� do Emila, kontynuowa� sw� przerwan� my�l Adam - my
tak
gospodarujemy wsp�lnie. Ale mo�e usi�dziemy na par� minut. Ca�y czas sta� na
nogach te�
niedobrze. Si�d�my na �awce pod t� grusz�.
Emil rad by� z propozycji, bo zacz�� ju� odczuwa� zm�czenie. Odwr�ci� si� w
stron�, w
kt�r� skierowa� si� Adam i a� krzykn�� niemal ze zdziwienia.
- To ona jeszcze �yje? A gdzie si� podzia�y jej g�rne ga��zie?
Okrzyk by� tak niespodziewany, �e sam Emil poczu� si� niewyra�nie. Adam i
Wojciech
popatrzyli na niego, nie wiedz�c, co powiedzie�. Sta�a przed nimi grusza, tak
stara, �e zamiast
g�rnych ga��zi stercza� na p� spr�chnia�y kikut