4976

Szczegóły
Tytuł 4976
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4976 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4976 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4976 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

IWONA MICHA�OWSKA Skarb Murzyn mieszka� w slumsach i by� blondynk�. Pomy�la�em, �e Tadziu nie tylko ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa nalega�, bym mu towarzyszy� - cho� okolica by�a rzeczywi�cie wyj�tkowo paskudna. Szybko odkry�em, �e cho� dziewczyna jest �adna, nie mia�bym ochoty znale�� si� z ni� w ��ku. - Zauwa�y�e�? - zapyta�, gdy wyszli�my. - Co? - Jest inna ni� wszystkie. - Lesbijka? - Gorzej, bracie. Geniusz. Tadziu odkry� Murzyna dzi�ki swojemu kumplowi ze studi�w, kt�ry zmawia� u niego wszystkie prace semestralne. Sam dobrn�� do czwartego roku o w�asnych si�ach, ale by� ju� bardzo zm�czony. Zmog�a go metafora w "Konradzie Wallenrodzie". Na pierwsz� wizyt� poszed� z kumplem. Ulice w tamtym fyrtlu kiedy� mia�y nazwy, ale w ostatnich czasach nie za bardzo. Tabliczki przegni�y i nikomu nie chcia�o si� przybija� nowych. - Wok� same meliny - opowiada� mi potem - a pomi�dzy nimi mieszkanko Murzyna. Czysto, przytulnie, technicznie. Nie wiem, jak ona wytrzymuje w takim miejscu. - Przede wszystkim: dlaczego wytrzymuje - skorygowa�em. - M�wi�e�, �e ma du�o roboty. Nawet je�li utrzymuje si� wy��cznie z pisania prac dla student�w, z pewno�ci� sta� j� na wynaj�cie pokoju w lepszej dzielnicy. To, czego dowiedzia� si� Tadziu pomi�dzy tamt� wizyt� a dzisiejsz�, stawia�o Murzyna w jeszcze bardziej tajemniczym �wietle. - Okazuje si�, �e obs�uguje nie tylko student�w - powiedzia� mi. - Bywaj� tu tak�e pracownicy naukowi. Podobno dziewczyna ma na koncie niejedn� prac� doktorsk� i co najmniej dwie rozprawy habilitacyjne. Co wi�cej, operuje nie tylko w obszarze polonistyki. - A sama? - Co? - Ma jaki� tytu�? - Studiowa�a etnologi�. Nie sko�czy�a. Na wzmiank� o skarbie natrafi� Murzyn w artykule z dawno nie ukazuj�cego si� pisma. Wed�ug s��w autora, w "Pie�ni Wajdeloty" znajdowa�a si� zaszyfrowana informacja o miejscu ukrycia olbrzymiej fortuny. Mickiewicz mia� czyni� aluzje do tego faktu w swoim dzienniku, zlekcewa�onym przez �rodowiska naukowe jako falsyfikat. - Mogliby�my napisa� na ten temat prac� magistersk� - zasugerowa� Murzyn. Tadziowi spodoba�o si� to "mogliby�my", ale daleki by� od podj�cia pochopnej decyzji. - Co o tym s�dzisz? - zapyta�, gdy�my wracali. Wzruszy�em ramionami. - Temat chwytliwy, lecz ma�o naukowy. Twoi profesorowie mog� poczu� si� dotkni�ci. Wiedzia�em co nieco o jego profesorach, sam bowiem by�em kr�tko studentem polonistyki. Rych�o si� rozmy�liwszy, wst�pi�em w szeregi adept�w psychologii biznesu. Jako cz�owiek �wiat�y wybra�em opcj� angloj�zyczn�. Niemieckim pos�ugiwali si� jedynie drobni biznesmeni, a ja chcia�em mie� porz�dn� klientel�. Liczy�em na przedstawicieli du�ego biznesu, �wiatowc�w, reprezentant�w sfery, kt�rej oficjalnym j�zykiem by� angielski. Profesorowie Tadzia istotnie poczuli si� dotkni�ci. - Wstydzi�by si� pan, panie Tadeuszu - skarci� go najpowa�niejszy kandydat na promotora. - Upatrywa�em w panu przysz�ego naukowca, swojego nast�pc�, a pan przychodzi z artyku�em z jakiego� brukowca! Czy� pan nie rozumie, �e na pa�skich barkach spoczywa obowi�zek ocalenia polskiej mowy? Pan Tadeusz zadzwoni� do Murzyna i oznajmi�, �e nici z projektu. - Znalaz�am nowe wzmianki - Murzyn na to. - Nie mo�emy tego tak zostawi�. Napiszmy ksi��k�. - �artujesz, Murzyn - m�wi Tadziu. - Nikt ju� nie czyta. - Przeczytaj�, je�li si� ich skusi skarbem - nie ust�powa� Murzyn. - Je�li nie chcesz si� w to w��czy�, znajd� innego wsp�lnika. Zbyt wiele wysi�ku w�o�y�am w badania, by posz�y na marne. - Na co ci wsp�lnik? Doskonale poradzisz sobie sama. Murzyn jakby si� u�miechn��. - Nie lubi� by� na �wieczniku. Tadziu gryz� si� przez tydzie�, ale w ko�cu ambicja zwyci�y�a. Zadzwoni� ponownie do Murzyna i um�wi� si�. Poszed�em z nim, rzecz jasna. M�j nos biznespsychologa zwiastowa�, �e i ja mog� zyska� na interesie. Moje talenta nie okaza�y si� wszak niezb�dne. Murzyn sam doskonale wszystko wykoncypowa�. - Wo ist der Schatz verborgen? - rzuci�, ledwie�my stan�li w progu. - H�? - zdziwi�em si�. - "Gdzie ukryto skarb?" - wyja�ni�a. - Ksi��ka musi by� napisana w j�zyku gminu, nie elit. - Gminu? Gmin nie zna �adnego j�zyka poza dialektem zachodniopolskim. A w tym chyba nie zamierzasz tworzy�. - Nie b�d� taki kategoryczny - rzek�a. - Za par� lat na rynku zaczn� si� pojawia� ksi��ki pisane w tym j�zyku. - W�tpi�. Plebs nie czyta. A przynajmniej nie do��, by warto by�o drukowa� dla niego ksi��ki. - Zapominasz o romansach. Przejed� si� tramwajem, a zobaczysz, jakie s� niezb�dne. Co druga pani z biura zaczytuje si� podczas podr�y do pracy. - Po niemiecku. Te rzeczy nawet ja rozumiem - a co dopiero osoby pos�uguj�ce si� j�zykiem z�o�onym w po�owie z niemieckich s��w. Murzyn u�miechn�� si� od ucha do ucha. - Wiesz ju�, dlaczego nasza ksi��ka musi zosta� napisana po niemiecku? C�, musia�em przyzna� jej racj�. Zreszt� od pocz�tku to wiedzia�em, k��ci�em si� tylko dla zasady. Spo�r�d trzech urz�dowych j�zyk�w naszego regionu niemiecki cieszy� si� zdecydowanie najwi�ksz� popularno�ci�. "Posener Zeitung" ukazywa�o si� w nak�adzie pi�ciokrotnie wi�kszym ni� "The Voice of Vielkopolska", za� "Gazeta Wyborcza" utrzymywa�a si� na rynku jedynie dzi�ki wsparciu ameryka�skiej Polonii. Czasem si�ga�em po t� skamielin�, by rozkoszowa� si� pi�knem starej, dobrej polszczyzny; zawsze jednak pozostawa� mi po lekturze niedosyt i poczucie, �e zosta�em nabity w butelk�: j�zyk, kt�rym tam pisano, wydawa� mi si� obcy, odleg�y. Nie by� to j�zyk, jakim pos�ugiwa�em si� ja i ci spo�r�d moich koleg�w, kt�rzy oparli si� wp�ywowi wyk�adowej angielszczyzny lub niemczyzny i ulicznego dialektu. Polski pozostawa� j�zykiem elit intelektualnych - im bardziej jednak te stara�y si� go izolowa� od makaronizm�w, tym bardziej umiera�. Przypuszcza�em, �e za kilka lat nasza - �ywa - mowa oddali si� od tamtej, sterylnej na tyle, by zosta� przez jej rzecznik�w uznan� za wariant dialektu zachodniopolskiego. Obra�a�o mnie to. - Cholerne dinozaury - powiedzia�em. - Gdyby troch� popu�cili, mo�e baby czyta�yby harlequiny po polsku. - O kim tak czule si� wyra�asz? - zainteresowa� si� Tadziu. - O twoich wujaszkach z Komisji J�zyka Polskiego - wyja�ni�em. - To jak? - zapyta� Murzyn. - Piszemy ten krymina� czy nie? - Piszemy, piszemy! - zapewnili�my pospiesznie. Trzy miesi�ce p�niej "Wo ist der Schatz verborgen?" by�o gotowe. Murzyn spisa� si� na medal. Przytoczy� informacje zaczerpni�te z licznych �r�de�, podpieraj�c je cytatami z apokryficznego "Dziennika petersburskiego" Mickiewicza. Jednak najwa�niejsze, jak zwykle w takich wypadkach, by�o wytworzenie odpowiedniego nastroju: ksi��k� istotnie czyta�o si� jak krymina�. Tyle �e pozbawiony zako�czenia - jego odgadni�cie pozostawiono bowiem zdolno�ciom dedukcyjnym czytelnika. Ksi��ka donosi�a, co nast�puje: w rzekomym dzienniku Mickiewicza, odnalezionym w latach dwudziestych naszego wieku w Petersburgu i datowanym na okres przebywania poety na wygnaniu w Rosji, wzmiankowano o tajemniczym skarbie, kt�rego lokalizacj� poeta zna�, lecz - maj�c na uwadze �wczesn� okupacj� kraju przez obce mocarstwa - m�g� j� ujawni� jedynie w spos�b zaszyfrowany. Oczekiwa�, �e po latach, gdy ojczyzna b�dzie ju� niepodleg�a, kto� zdo�a odkry� prawdziwe znaczenie s��w "Pie�ni Wajdeloty" - ona to bowiem mia�a nie�� ze sob� owe zakamuflowane informacje. W dalszych rozdzia�ach "Wo ist der Schatz verborgen?" rozwa�ano teorie dotycz�ce charakteru skarbu i miejsca jego ukrycia. Wiele wskazywa�o, �e jest nim Wielkopolska, a mo�e nawet Pozna�. "Konrad Wallenrod" opisuje walk� Litwin�w z Krzy�akami - g��wne podejrzenie pada�o wi�c na ziemie, kt�re za �ycia poety znajdowa�y si� pod okupacj� niemieck�. Dalej, Mickiewicz w swoich notatkach wielokrotnie przywo�uje Wielkopolsk�, cho� - jak wiadomo z historii - poza kr�tkim pobytem w 1831 roku, a wi�c ju� po powrocie z wygnania, nic go z tym regionem nie ��czy�o. I wreszcie - pisa� Murzyn, podszywaj�cy si� pod Tadzia - zaskakuj�ce s� rozmiary kultu, jakim otoczy�o Mickiewicza to sk�din�d niezwi�zane z nim miasto: oto jeden z centralnych plac�w Poznania ochrzczono imieniem poety, a na placu wzniesiono pomnik; oto pozna�ski uniwersytet, jeden z najbardziej renomowanych w kraju, za swego patrona obra� nie kogo innego jak Mickiewicza. - Dobre - orzek�em. Jako konsultant ds. �apania rybek na haczyk mia�em zapewniony niewielki udzia� w przysz�ych zyskach. Tak naprawd� Murzyn doskonale poradzi�by sobie beze mnie, czasem jednak, dla zachowania pozor�w, pyta� mnie o zdanie. - Napisa�am tekst na ok�adk� - powiedzia� teraz. - Zerknij, czy si� nadaje. Zerkn��em. W 2022 roku w Petersburgu odnaleziono zaginiony dziennik Adama Mickiewicza. Odkrycie wywo�a�o w�r�d historyk�w literatury olbrzymie poruszenie: czy istotnie autorem tych notatek jest najwi�kszy polski poeta? Je�li tak, trzeba b�dzie przyj�� do wiadomo�ci wiele fakt�w, o kt�rych dot�d nie by�o wiadomo, w�r�d nich istnienie wzmiankowanego wielokrotnie przez autora skarbu, rzekomo ukrytego na ziemiach polskich, prawdopodobnie wielkopolskich, i dot�d nie odnalezionego. Zaszyfrowane wskaz�wki na temat miejsca jego ukrycia mia�yby si� znajdowa� w "Pie�ni Wajdeloty", wchodz�cej w sk�ad jednego z najs�ynniejszych dzie� poety, "Konrada Wallenroda". Nie chc�c, by skarb wpad� w r�ce zaborc�w, Mickiewicz postanowi� wykorzysta� swoj� poezj� w celu przekazania tych informacji potomnym, licz�c na to, �e zostan� odczytane w niepodleg�ej Polsce. CZY NASZE ZIEMIE ISTOTNIE SKRYWAJ� BEZCENNY SKARB? CZY DZI�, W NIEPODLEG�EJ POLSCE, KTO� ZDO�A Z�AMA� SZYFR I ODNALE�� ZAKOPANE BOGACTWA? POLACY! SZUKANIE SKARBU TO WASZ PATRIOTYCZNY OBOWI�ZEK! U�mia�em si� jak norka. - Czy ty aby nie przesadzasz? Granie na sentymentach narodowych wysz�o z mody w ubieg�ym stuleciu. Poza tym - przypomnia�em jej - chcemy, �eby czytali to tak�e przedstawiciele innych narodowo�ci. - Mo�e masz racj� - zgodzi�a si� po chwili zastanowienia. - Wykre�lmy t� ostatni� linijk�. Co proponujesz w zamian? - Hm... Mo�e: I TY MO�ESZ ZOSTA� W�A�CICIELEM FORTUNY! - To te� niemodne. Trzeba bardziej pastelowo. Byli�my sami. Murzyn wys�a� Tadzia na poszukiwanie wydawnictwa, kt�re w miar� profesjonalnie i tanio zgodzi�oby si� wyprodukowa� i rozprowadzi� nasze dzie�o. Nie �udzili�my si�, �e kto� zaryzykuje wy�o�enie pieni�dzy. Murzyn wzi�� wszystko na w�asn� kiesze�. - Murzyn - m�wi� - jak to jest, �e masz do�� forsy na takie ekstrawagancje, a �yjesz w norze? - Nie ekstrawagancje, tylko inwestycje - poprawi�a. - Poza tym nie �ycz� sobie, �eby� nazywa� moje mieszkanie nor�. Jestem lokaln� patriotk�. Baraki przy ul. Gwia�dzistej zosta�y przeznaczone do rozbi�rki pi��dziesi�t lat temu. Przed stu laty znajdowa� si� tam ob�z koncentracyjny dla Niemc�w. Potem przerobiono cele na mieszkania. Kiedy rozpocz�to wyburzanie, mn�stwo biedoty straci�o dach nad g�ow� i rozpe�z�o si� po mie�cie. Rada miasta zadecydowa�a wtedy o zaprzestaniu dzia�a� i wysup�a�a troch� grosza na remont. I tak rudery sta�y do dzi�. Nikt si� ju� nimi nie interesowa�, mieszka�cy nie p�acili czynszu, a legalne pod��czenie do wody i pr�du mia�y tylko dwa budynki, zwane przez okoliczn� ho�ot� "pa�acami". Murzyn mieszka� w jednym z nich. - Murzyn - m�wi� - jak ty mo�esz tak mieszka�? Masz �eb jak Einstein, gdyby� chcia�a, mia�aby� ju� pi�� doktorat�w i je�dzi�a po �wiecie z odczytami, a ty siedzisz w slumsach, odwalasz za ludzi robot� i pozwalasz, �eby zbierali laury! Co ty masz z tego? - Pieni�dze - powiedzia�a. - Satysfakcj�. I spok�j. Trzy rzeczy bardzo wa�ne w �yciu. - Ale najwa�niejsza jest ta ostatnia, prawda? - zapyta�em. - To dla niej ukrywasz sw�j talent? - Nie ukrywam. Przed nikim nie udaj� g�upszej, ni� jestem. - Ale pozwalasz, �eby g�upsi od ciebie uchodzili za m�drc�w. - W �wiecie g�upc�w. A w og�le, co ci do tego, jak �yj�? - Lubi� ci�, Murzyn... - powiedzia�em, patrz�c w pod�og�. Kiedy podnios�em g�ow�, zobaczy�em, �e si� szczerzy. - To pozw�l mi rozporz�dza� w�asnym �yciem, OK? Pokiwa�em g�ow� z rezygnacj�. Ostatecznie umie�cili�my na ok�adce has�o: FORTUNA CZEKA! Tadziu za�atwi� wydawc�. Miesi�c p�niej ksi��ka by�a gotowa. W przeddzie� oddania nak�adu do ksi�gar� odebrali�my z wydawnictwa egzemplarze autorskie. - Jak my�lisz, Radziu - zapyta� mnie Tadziu nerwowo, gdy�my stali na przystanku - uda nam si�? Tadziu bardzo zaniedba� studia w ci�gu ostatnich miesi�cy i ksi��ka by�a jego jedyn� nadziej� na rehabilitacj� lub odej�cie w aureoli chwa�y. - Co ma si� nie uda� - odpar�em, sam nerwowy. Ja te� mia�em par� egzamin�w do ty�u. Na przystanku sta�o kilka os�b. Zaryzykowa�em. - Dzie� dobry - powiedzia�em, podchodz�c do dw�ch kobiet. - M�j kolega odebra� w�a�nie z wydawnictwa swoj� ksi��k�. Dopiero jutro trafi do ksi�gar�, ale kolega tak bardzo si� cieszy, �e postanowi� sprezentowa� paniom egzemplarz. M�wi�em po niemiecku, nie sil�c si� na poprawno��. Kobiety nie wygl�da�y na wykszta�cone. Z pewno�ci� na co dzie� pos�ugiwa�y si� dialektem, do tego jednak nie zamierza�em si� zni�a�. Powt�rzy�em manewr z dwiema innymi osobami. Podchodz�c do ostatniej, starszego faceta w dobrze skrojonym p�aszczu i kapeluszu, nieco bardziej si� spr�y�em: go�� wygl�da� na niemieckiego biznesmena. - Danke - powiedzia� i zacz�� przegl�da� ksi��k�. Wr�ci�em do Tadzia i odda�em si� obserwacji obdarowanych. Najbardziej �ywio�owo zareagowa�y dwie panie: wertowa�y ksi��k� w poszukiwaniu wskaz�wek dotycz�cych miejsca ukrycia skarbu i raz po raz wznosi�y triumfalne okrzyki, po czym niemczyzn� gorsz� od mojej odczytywa�y odpowiednie fragmenty. - Dobra nasza - m�wi� do Tadzia. - Po�kn�y przyn�t�. Rozmawiali�my �ciszonymi g�osami. Wi�kszo�� miejscowych sporo rozumia�a po polsku, mimo i� sami pos�ugiwali si� dialektem. Dlatego podskoczyli�my nerwowo, s�ysz�c naraz za plecami wypowiedziane mi�� dla ucha niemczyzn� Entschuldigung. By� to facet w p�aszczu. - Ja? - Prosz� mi wybaczy� pytanie - ci�gn�� facet - ale zaciekawi�o mnie, dlaczego ksi��ka wydana w Polsce, dotycz�ca polskich ziem i polskiego poety, zosta�a napisana po niemiecku. Przed przyjazdem tutaj, widz� panowie, jestem tu dopiero od kilku dni, ale prawdopodobnie zostan� na d�u�ej, mia�em nadziej�, �e naucz� si� troch� polskiego. Tymczasem widz�, �e w ksi�garniach, prasie i telewizji kr�luje niemiecki. Dlaczego Polacy ogl�daj� wiadomo�ci po niemiecku? Zaprosili�my go na piwo. Powiedzia�, �e woli kaw�. - Pan pewnie z daleka? - zapyta�em, gdy zasiedli�my przy stoliku. - Z Wiednia - odpar�. - Mam tu pracowa�. - Czym si� pan zajmuje? U�miechn�� si�. - Muzyk�. Jestem dyrygentem. Zaproponowano mi kierowanie orkiestr� tutejszej filharmonii. A niech to. M�wili w telewizji, �e sprowadzono jakiego� s�awnego go�cia. - Czujemy si� zaszczyceni - powiedzia�em. - To pan napisa� t� ksi��k�? - zwr�ci� si� facet do Tadzia, kt�ry milcza� jak zakl�ty. - Tak, ja... - Tadziu spiek� raka i wbi� wzrok w �y�eczk�. - Mind if I speak English? - wykrztusi� w ko�cu. Nie wytrzyma�em i zanios�em si� histerycznym �miechem. Facet, na szcz�cie, zawt�rowa� mi serdecznie, bez z�o�liwo�ci. Doskonale w�ada� angielskim, wi�c i ja z ulg� przeszed�em na ten j�zyk. Rzucili�my si� z Tadziem do wyja�nie�. - Napisa�em t� ksi��k� po polsku - rzek� Tadziu - a potem przet�umaczono j� na niemiecki. Widzi pan, niewiele os�b w�ada dzi� czyst� polszczyzn�. Na terenie kraju funkcjonuje kilka dialekt�w, wywodz�cych si� z dawnej polszczyzny poddanej wp�ywom innych j�zyk�w - angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego. Tu, na zachodzie, wi�kszo�� populacji u�ywa dialektu zachodniopolskiego, z przewag� s��w niemieckich. Mieszka tu tak�e wielu Niemc�w, g��wnie przemys�owc�w. Dlatego bardziej op�aca si� pisa� po niemiecku, nawet je�eli niewielu rdzennych poznaniak�w potrafi poprawnie m�wi� w tym j�zyku. - Dziwne - pokr�ci� g�ow� facet. Mia� na imi� Andreas. Dobre imi� dla dyrygenta. Zaprosi� nas na sw�j pierwszy koncert z pozna�sk� orkiestr�. Miesi�c p�niej wszystko by�o ju� jasne. Ksi��ka sprzedawa�a si� jak ciep�e bu�eczki. Obsesja na punkcie skarbu ogarnia�a coraz szersze rzesze miejscowej spo�eczno�ci. Pieni�dze wy�o�one przez Murzyna szybko si� zwr�ci�y i zosta�y zainwestowane w dodruk. Potem zacz�li�my zarabia�. Zacz�li�my? Powinienem raczej powiedzie�: zacz�li. Murzyn z Tadziem. Ja, skromny konsultant ds. promocji, mia�em zaledwie pi�cioprocentowy udzia� w zyskach, a i to po znajomo�ci. Wkr�tce jednak okaza�o si�, �e popyt na pewne us�ugi, kt�re mog�em zaoferowa� spo�ecze�stwu, wzr�s� niepomiernie. Ludzie szybko poj�li, �e aby marzy� o odnalezieniu skarbu, musz� czyta� "Pie�� Wajdeloty" w oryginale. Trudno przypu�ci�, aby t�umacz, sam nie�wiadom obecno�ci w tek�cie zaszyfrowanych wskaz�wek, zdo�a� je odtworzy� w wersji niemieckiej. Z bibliotek poznika�y nieliczne znajduj�ce si� tam jeszcze egzemplarze polskich wyda� "Konrada Wallenroda". Przez chwil� by�a to najbardziej poszukiwana ksi��ka w Wielkopolsce - �ci�gano j� z innych cz�ci kraju, pr�buj�c prze�cign�� wiadomo�� o skarbie, kt�ra jednak rozchodzi�a si� lotem b�yskawicy - potem przebudzone ze �pi�czki Wydawnictwo Literackie w rekordowym tempie przygotowa�o nowe wydanie poematu. By�o to pierwsze polskoj�zyczne dzie�o od czasu "Mrocznych sekret�w panny Mani", kt�re przekroczy�o nak�ad pi��dziesi�ciu tysi�cy egzemplarzy i na listach bestseller�w �ciga�o si� z nasz� ksi��k�. Tadziu sta� si� osob� publiczn�. Pocz�tkowo ka�dy wywiad by� dla niego stresem. Musia� bra� u Murzyna korepetycje z w�asnej ksi��ki, �eby si� nie zb�a�ni�. Szybko jednak nabra� pewno�ci siebie. Udziela� wywiad�w po polsku i angielsku. Wielokrotnie indagowano go, kim jest osoba, kt�ra dokona�a przek�adu dzie�a na niemiecki, ale Murzyn zastrzeg� sobie anonimowo��. Tajemnica wysz�a ksi��ce na dobre: przeb�kiwano, �e t�umaczenie wysz�o spod pi�ra jednego z najs�ynniejszych literaturoznawc�w w Polsce, kt�ry pragnie pozosta� w cieniu ze wzgl�du na nienaukowy charakter utworu. Profesorowie Tadzia szybko zmiarkowali, �e pope�nili b��d. Kierownik instytutu zaprosi� go przed swoje oblicze, u�cisn�� d�o� i zapewni�, �e z rado�ci� powita prac� magistersk� po�wi�con� skarbowi opiewanemu przez Mickiewicza. Tym sposobem Tadziu sta� si� cz�owiekiem szalenie zapracowanym. Tymczasem w spo�ecze�stwie zacz�o narasta� zainteresowanie j�zykiem polskim. C� z tego, �e ludzie pokupowali sobie "Konrada Wallenroda", skoro nie potrafili go przeczyta�. Jak grzyby po deszczu zacz�y wyrasta� kursy j�zyka ojczystego, a poloni�ci, kt�rych na szcz�cie nie by�o wielu, prze�ywali prawdziwe obl�enie. Za�apa�em sporo lekcji. Nikomu nie przeszkadza�o, �e nie mam dyplomu: wystarczy�o rzuci� okiem na moj� p�k� z ksi��kami, by uwierzy�, �e mam kwalifikacje. Pocz�tkowo sporo pom�g� mi Tadziu, do kt�rego cz�sto zwracano si� z pro�b� o polecenie dobrego nauczyciela. Potem ju� sprawy toczy�y si� same. Wzi��em dziekank�, by mie� wi�cej czasu na prac�. Kombinowa�em, �e je�li popyt si� sko�czy, zd��� wr�ci� na studia, je�li nie, dyplom uniwersytecki nie b�dzie mi niezb�dny do �ycia. Zarabia�em sporo. Jedyne, co mnie troch� dra�ni�o, to pozostawanie w cieniu Tadzia, kt�rego wk�ad w powstanie ksi��ki niewiele przewy�sza� m�j. Nie mia�em, rzecz jasna, pretensji: bior�c pod uwag� liczb� uczni�w, kt�rych mi podes�a�, sta� si� niemal�e moim sponsorem. A jednak czu�em niedosyt. Najwyra�niej, w odr�nieniu od Murzyna, ��dny by�em uznania. Podczas zimowych ferii wygospodarowa�em wreszcie kilka godzin na odwiedzenie Andreasa. Nie widzieli�my si� od czasu premiery, ale ze wzmianek w gazetach i telewizji wiedzia�em, �e orkiestra pod jego batut� �wi�ci triumfy. Wygl�da�o, �e nowy dyrygent na dobre zadomowi si� w Poznaniu. Zajmowa� ma�e mieszkanko na �azarzu, na szcz�cie zbyt daleko od rynku, by mog�a mu przeszkadza� tamtejsza wrzawa. - Nie tylko wrzawa - m�wi�. - Przede wszystkim rozr�by. Ma�o ich tam nie ma. - Ale to miejsce ma sw�j urok - polemizowa� z moj� wzgard� wobec dzielnicy. - Czuje si� w nim powiew dawnego Poznania, sprzed dwustu lat. Trzeba tylko znale�� ukryte przej�cia, by tam trafi�. - To jedna z najstarszych cz�ci miasta - przyzna�em. - Tam, gdzie ja mieszkam, sto lat temu by�o pole. Na ulicy w dole zebra�a si� grupa ch�ystk�w, z gatunku tych, co kradn� zegarki na rynku. W pewnym momencie przez okno w przeciwleg�ym bloku wychyn�a g�owa jeszcze jednego, m�odszego. - Tej, Jasiu! - wykrzykn�� w kierunku tych w dole. - Majn bruder zejen? - Za hausem jest - odkrzykn�� mu ten zwany Jasiem. - Smokuje. Zara przyjdzie. Andreas wydawa� si� zaciekawiony. - Smokuje to znaczy pali papierosy? - zapyta�. Skin��em g�ow�. - Ale smok to po polsku dragon, prawda? - Nie - powiedzia�em. - Dragon to smok. Roze�mieli�my si�. - Ucz� si� polskiego - pochwali� si� Andreas. - "W czasie suszy szosa sucha" - zademonstrowa�. Nawet nie�le mu wysz�o. - Ale ta mowa - zrobi� ruch brod� w stron� okna - te� mi si� podoba. Przyswajam j� sobie codziennie. - Tylko nie zacznij si� do mnie w niej zwraca� - zagrozi�em - bo zerw� z tob� kontakty. Rozmawiali�my po angielsku. M�j niemiecki, cho� nieco bogatszy od tego, kt�rym w�ada� Tadziu, by� zbyt ubogi na dyskusje z wielkim dyrygentem. Poza tym rozmowa w j�zyku neutralnym nie faworyzowa�a �adnego z nas. - Kupi�em "Wallenroda" - powiedzia�. - A nu� znajd� skarb? - Je�li chcesz mnie przekupi� - odpar�em - nic z tego. Nawiasem m�wi�c, co by� zrobi�, gdyby� go znalaz�? - Wybudowa�bym sal� koncertow� - rzek� po namy�le - �eby m�j zesp� nie musia� gra� w po�yczonej. Zreszt�... mo�e lepiej nie. Mi�o wyj�� po koncercie wprost w obj�cia najwi�kszego polskiego poety. Aula uniwersytecka, w kt�rej odbywa�y si� koncerty symfoniczne, s�siadowa�a z placem Mickiewicza i pomnikiem. - Tylko �e za ka�dym razem, gdy tak na niego wychodz�, zaczynam my�le� o skarbie - doda� Andreas. Zacz�li�my si� bawi� w wymy�lanie, na co jeszcze mo�na by spo�ytkowa� skarb. - Urz�dzimy w Poznaniu festiwal Beethovenowski - zaproponowa�em. - Za�o�ymy w Wiedniu wydawnictwo - zrewan�owa� si� Andreas - i b�dziemy promowa� polsk� literatur�. Macie paru �wietnych pisarzy: Gombrowicz, Mro�ek... - Gombrowicz? - zapyta�em. - Mro�ek? - A co? - sp�oszy� si�. - Nic - powiedzia�em - to moi ulubieni. Pogadali�my chwil� o literaturze. Pochwali�em si� znajomo�ci� Ericha Frieda, co nie by�o bezpieczne - gdyby�my si� zatrzymali przy literaturze austriackiej na d�u�ej, odkry�by, �e znam tylko dwa nazwiska - wi�c czym pr�dzej zmieni�em temat. - Tadziu przeprasza, �e nie m�g� przyj��. Ma teraz mn�stwo roboty. - Wiem, wiem - pokiwa� g�ow� Andreas. - Sta� si� s�awny. Co� mnie podkusi�o. - Wiesz, Andreas - m�wi� - z t� ksi��k� to nie ca�kiem jest tak. On jej nie napisa� sam. - Aha - powiedzia� - pomog�e� mu, a teraz on zbiera laury? - Nie ja - �achn��em si�. Jak on m�g� co� takiego pomy�le�? - Nasza znajoma. To by� jej pomys�. W�a�ciwie sama t� ksi��k� napisa�a. My�my tylko troch� jej pomogli. Tyle �e - zawaha�em si� - ona nie pragnie uznania. Potrzebowa�a kogo�, kto by to wzi�� na siebie. Nie wiem dlaczego. Jako� mi g�upio - wyzna�em. - A ja j� rozumiem - rzek� Andreas. - Sam uciek�em z Wiednia mi�dzy innymi dlatego, �e chcia�em wreszcie przesta� by� s�awnym dyrygentem i zacz�� normalnie �y�. - I co? - Na razie nie jest tak �le - powiedzia� - ale ju� obserwuj� pewne niepokoj�ce symptomy. Jeszcze par� lat i pewnie zn�w b�d� musia� wia�. Tym razem chyba na Madagaskar. Mi�o mi si� gada�o z Andreasem, ale w ko�cu uzna�em, �e pora i��. Zaprosi�em go do siebie ("Je�li znajdziesz chwilk� czasu"). Obieca�, �e mnie odwiedzi. - Pozdr�w Tadzia - rzek� - i t� dziewczyn�. Jak ona ma na imi�? - Murzyn - powiedzia�em, u�wiadamiaj�c sobie, �e nie znam imienia Murzyna. Widocznie nie przerabia� jeszcze tego s�owa na lekcjach polskiego, bo nie zdziwi� si� zbytnio. Mija�y kolejne tygodnie. Mia�em robot�, ale nie czu�em si� spe�niony. Tadziu sw�j skarb ju� znalaz� - sta� si� osob� publiczn�, rysowa�a si� przed nim perspektywa kariery naukowej. Ja wci�� szuka�em. Przed laty zrezygnowa�em ze studi�w polonistycznych, wierz�c, �e jako biznespsycholog b�d� mia� wi�cej szans na dobr� prac� i godziwy zarobek. Zawsze lubi�em czyta�, czasem tak�e pisa�em, nie zamierza�em jednak przymiera� g�odem z powodu nietypowych zainteresowa�. Tymczasem los sp�ata� mi figla: okaza�o si�, �e mog� zarobi� dzi�ki temu, i� nie zrezygnowa�em z ich kultywowania, podczas gdy biznespsycholodzy, kt�rych uczelnia produkowa�a niezliczone ilo�ci, coraz cz�ciej zostawali bez pracy na zakorkowanym rynku. Wiedzia�em, �e je�li popularno�� j�zyka polskiego utrzyma si� jeszcze kilka lat, strac� i t� fuch�. Pojawi si� wi�cej os�b z dyplomami polonistyki - uniwerek na pewno skorzysta z szansy zarobienia na m�odych ludziach, desperacko pragn�cych studiowa� modny kierunek - a ja zostan� na lodzie. Nie my�la�em zaczyna� studi�w od pocz�tku. Za stary by�em. Najlepsze, co mog�em zrobi�, to wykorzysta� obecn� chwil� na od�o�enie paru groszy, a potem uko�czy� swoj� psychologi�. Sfrustrowany, ucieka�em w rojenia o Mickiewiczowskim skarbie. Pomagali mi w tym moi uczniowie, zg�aszaj�cy coraz to nowe teorie dotycz�ce miejsca jego ukrycia. Debatowano tak�e nad charakterem i rozmiarem skarbu. M�odzi ludzie, kt�rych uczy�em, wywodzili si� przewa�nie z ni�szych sfer i upatrywali w nim swoj� szans� na wzbogacenie si�. Co do mnie, po��da�em go z przyczyn ambicjonalnych. Nie, �ebym pragn�� zaszczyt�w: chodzi�o o osobist� satysfakcj�. Pami�ta�em s�owa Andreasa o uciekaniu od rozg�osu i, cho� daleko mi by�o do skromno�ci Murzyna, nie pragn��em te� i�� w �lady Tadzia, kt�ry ton�� w powodzi korespondencji, jego telefon dzwoni� bez przerwy, a drzwi si� nie zamyka�y. "Pie�� Wajdeloty" zna�em na pami�� od sz�stej klasy szko�y podstawowej. Pocz�tkowo nie mia�em poj�cia, o co w niej chodzi, ale zafrapowa�o mnie brzmienie s��w. Kilka lat p�niej s�dzi�em, �e posiad�em tajemnic� przes�ania. Teraz wygl�da�o na to, �e nie w pe�ni. Nasza ksi��ka sugerowa�a, i� miejsca ukrycia skarbu nale�y szuka� w Wielkopolsce. Czy jednak Murzyn naprawd� tak my�la�, czy te� by� to jedynie chwyt reklamowy? Owszem, mieli�my w Poznaniu Uniwersytet im. Adama Mickiewicza i pomnik w centralnym punkcie miasta, ale w ko�cu by� to najs�ynniejszy polski poeta. W radiu angloj�zyczny spiker odczytywa� wiadomo�ci. Bruksela: konferencja kraj�w Unii w sprawie kryzysu s�owackiego... Stany Zjednoczone: prezydent Wang z wizyt� na stacji orbitalnej "Unity"... Madryt: eksplodowa� samoch�d-pu�apka... Pozna�: wystawa z okazji sto pi��dziesi�tej rocznicy strajku dzieci wrzesi�skich w obronie ojczystej mowy. Strajk dzieci wrzesi�skich... STRAJK DZIECI WRZESI�SKICH???!!! Polecia�em do Tadzia. Jak mog�em by� taki g�upi? Jak mogli�my wszyscy by� tacy g�upi??? Arko! ty� �adnym niez�amana ciosem, p�ki... - Tadziu - m�wi� - znalaz�em skarb. P� roku p�niej zapuka�em do drzwi Murzyna. - Co ja bym bez ciebie zrobi�, Murzyn? - westchn��em, odbieraj�c rozdzia� i wr�czaj�c jej pieni�dze. Pocz�stowa�a mnie ciastem. - Jaka� okazja? - Imieniny. - Za du�o go�ci nie widz�. - Upiek�am dla siebie. Zawsze tak robi�. Po co kto� ma mi zjada� ciasto? Parskn��em �miechem, ale zaraz spowa�nia�em. Ostatnio coraz lepiej j� rozumia�em. - Dlaczego zrobi�a� dla mnie wyj�tek? Wzruszy�a ramionami. - Kaprys cesarzowej. - Wszystkiego najlepszego, Murzyn. A propos - o�mieli�em si� spyta� - jak ty w�a�ciwie masz na imi�? Chwil� si� zastanawia�a, czy odpowiedzie�. - Gra�yna - mrukn�a w ko�cu. - Ale nie wa� si� tak na mnie m�wi�. To ci dopiero. Z Murzyna - Gra�yna. - Powiedz jeszcze, �e tw�j ojciec mia� na imi� Adam - zakpi�em. - Zgad�e�. Pokr�ci�em g�ow�. - Wygl�da na to, �e spo�r�d naszej tr�jki - tym trzecim, rzecz jasna, by� Tadziu, a nie tatu� Murzyna - tylko ja jestem z innej bajki - powiedzia�em. I wcale mnie to nie cieszy�o. Murzyn by� jedyn� osob� w tym mie�cie, do jakiej jeszcze chcia�o mi si� otwiera� g�b�. Tadziowi zaproponowano asystentur� na uniwerku we Frankfurcie, z niez�� pensj�. Wyjecha� we wrze�niu. Andreas ruszy� z orkiestr� na tournee po krajach Dalekiego Wschodu. Mia� by� z powrotem dopiero za dwa miesi�ce. Mnie nie pozosta�o nic innego, jak wr�ci� na studia. Zainteresowanie nauk� polskiego drastycznie zmala�o, gdy ludzie si� dowiedzieli, �e chodzi o skarb niematerialnej natury. Przez tych kilka miesi�cy zd��y�em si� przyzwyczai� do dostatniego �ycia i do tego, �e nikomu z niczego nie musz� si� t�umaczy�. Teraz trudno mi by�o odnale�� si� na powr�t w roli studenta, a co dopiero studenta pisz�cego prac� magistersk� na temat roli reklamy w handlu. Postanowi�em zwr�ci� si� o pomoc do Murzyna. Zleci�em jej napisanie drugiego rozdzia�u, zatytu�owanego "Jak reklamowa� towar, by si� sprzeda�" (pierwszy, "Jak reklamowa� towar, by zrobi� manko", napisa�em sam). Kiedy poszed�em om�wi� szczeg�y zlecenia - by�o to nasze pierwsze spotkanie od czasu chryi z rozwik�aniem tajemnicy skarbu - okaza�o si�, �e od pocz�tku wiedzia�a, o jaki skarb chodzi. - Dlaczego nic nie powiedzia�a�? - Potrzebowa� forsy i rozg�osu. - M�wi�a, jak zwykle, o Tadziu. - Ksi��ka mog�a mu to da�. Potem i napisanie pracy magisterskiej by�o �atwiejsze. - S�dzi�a�, �e si� domy�li? Przez twarz przemkn�o jej co� na kszta�t u�miechu. - S�dzi�am, �e ty si� domy�lisz. Nigdy nie m�wi�em Murzynowi, �e to ja odkry�em tajemnic� skarbu. Tadziu tym bardziej. - Wiesz, Murzyn - powiedzia�em - z ciebie to naprawd� jest geniusz. Teraz trzyma�em w r�kach gotowy rozdzia� swojej pracy. Przede mn� sta� pusty talerzyk. Nie mia�em ju� �adnych interes�w z Murzynem i musia�em si� wynosi�. - Dzi�ki za pocz�stunek - rzek�em, wstaj�c. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Wyszed�em w noc. W pa�acach pali�o si� kilka �wiate�, poza nimi rozci�ga�a si� ciemno��. Markotno mi by�o. Jesie�. D�d�ysto. Od ziemi wia�o strasznym jakim� ch�odem. Pr�bowa�em si� rozweseli�, licz�c pieni�dze. Murzyn po znajomo�ci da� mi upust, wi�c w portfelu zosta�o jeszcze jakie� siedemdziesi�t euro. Kiedy� potrafi�em zarobi� tyle lekcjami w ci�gu jednego dnia; teraz wydawa�o si� to spor� sum�. Mo�e starczy na trzytomowe wydanie opowiada� Mro�ka. Na mo�cie zatrzyma�o mnie trzech �uli. W jednym rozpozna�em swojego by�ego ucznia. Oczywi�cie udawa�, �e mnie nie zna. - Dawaj geldy - m�wi�. Rozejrza�em si�. Nikogo. Nawet samochody, jak na z�o��, przesta�y je�dzi�. Zrobi�o si� nagle tak cicho, �e s�ysza�em, jak rzeka w dole przep�ywa. W oddali widzia�em sw�j blok. W oknach pali�y si� �wiat�a - ale tu, na mo�cie, nie by�o nikogo, kto m�g�by uratowa� dla mnie Mro�ka. C� mia�em robi�, trzech ich by�o. �wig�em im geldy, wzie�em w klape i posz�em w haus. listopad 2001 Iwona Micha�owska