4971
Szczegóły |
Tytuł |
4971 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4971 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4971 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4971 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Victor Hugo
N�dznicy
(Prze�o�y�a Krystyna Byczewska)
Cz�� pierwsza
Fantyna
Dop�ki istnie� b�dzie, moc� praw i obyczaj�w, pot�pienie spo�eczne, kt�re w
pe�ni
rozwoju cywilizacji stwarza sztuczne piek�a i r�k� ludzk� wik�a przeznaczenie,
dzie�o Boga;
p�ki trzy problemy naszego czasu nie zostan� rozwi�zane i n�dza b�dzie sprawc�
poni�enia
m�czyzny, g��d - upadku kobiety, a ciemnota - zatraty dziecka; p�ki �mier�
moralna mo�liwa
b�dzie w niekt�rych warstwach spo�ecznych; innymi s�owy i z og�lniejszego punktu
widzenia
rzecz bior�c: p�ki istnie� b�dzie na ziemi ciemnota i n�dza, ksi��ki takie, jak
ta, mog� by�
u�yteczne.
Hauteville-House, l stycznia 1862
Ksi�ga pierwsza
Sprawiedliwy
I
Ksi�dz Myriel
W roku 1815 biskupem Digne by� ksi�dz Karol Franciszek P Benvenuto Myriel. By�
to starzec prawie siedemdziesi�ciopi�cioletni. Piastowa� t� godno�� od roku
1806.
Jakkolwiek szczeg� ten nie dotyczy bynajmniej istoty naszego opowiadania, nie
b�dzie mo�e od rzeczy wspomnie� tutaj - dla samej cho�by dok�adno�ci - o
pog�oskach i
plotkach, kt�re kr��y�y na jego temat, w chwili kiedy przyby� do swej diecezji.
To, co si�
m�wi o ludziach - prawda czy fa�sz - cz�stokro� mo�e tak samo zawa�y� na ich
�yciu, a
zw�aszcza na ich losie, jak w�asne ich uczynki. Ksi�dz Myriel by� synem radcy
parlamentu w
Aix; pochodzi� wi�c ze szlachty s�downiczej. M�wiono, �e ojciec, przeznaczaj�c
go na swego
nast�pc� zgodnie ze zwyczajem do�� rozpowszechnionym w rodzinach sadownik�w
o�eni� go
bardzo m�odo, w osiemnastym czy dwudziestym roku �ycia. Pomimo tego ma��e�stwa
Karol
Myriel - jak powiadano - nieraz bywa� brany na j�zyki. Zgrabny, cho� niewysoki,
elegancki,
mi�y i dowcipny, pierwsz� cz�� swego �ycia strawi� na uciechach �wiatowych i na
mi�ostkach. Przysz�a rewolucja; wypadki potoczy�y si� gwa�townie, rodziny
dygnitarzy
s�dowych rozproszy�y si�, zdziesi�tkowane, wyp�dzane, prze�ladowane. Karol
Myriel
wyemigrowa� do W�och w pierwszych dniach rewolucji. �ona jego zmar�a tam na
chorob�
piersiow�, trapi�c� j� od dawna. Dzieci nie mieli. Jak potoczy�y si� dalej losy
Karola Myriel?
Czy rozsypanie si� w gruzy dawnego spo�ecze�stwa francuskiego, upadek w�asnej
rodziny i
tragiczne widowisko 93 roku, mo�e jeszcze bardziej przera�aj�ce dla emigrant�w,
kt�rzy
widzieli je z daleka przez powi�kszaj�ce szk�a strachu, sprawi�y, �e pocz�a
kie�kowa� w nim
my�l o wyrzeczeniu si� �wiata i o samotno�ci? Czy mo�e w�r�d rozrywek i
mi�ostek,
wype�niaj�cych mu �ycie, razi� go nagle jeden z tych tajemniczych a straszliwych
cios�w, co
godz�c w serce powalaj� czasami cz�owieka, kt�rym nie mog�yby zachwia�
katastrofy
og�lne, rujnuj�ce jego byt i maj�tek? Nikt nie umia�by da� na to odpowiedzi;
wiedziano tylko
jedno: kiedy powr�ci� z W�och, by� ju� ksi�dzem.
W roku 1804 ksi�dz Myriel by� proboszczem w B. (Brignolles). By� ju� stary i
zupe�nie odsun�� si� od �wiata.
W dobie koronacji jaka� drobna sprawa parafialna, nie wiadomo ju� dzi� jaka,
sprowadzi�a go do Pary�a. Or�duj�c za swoimi parafianami u wielu wysoko
postawionych
osobisto�ci, uda� si� i do kardyna�a Fescha. Pewnego dnia, gdy cesarz przyby�
odwiedzi�
swego wuja, zacny proboszcz, wyczekuj�cy w przedpokoju, znalaz� si� na drodze
jego
cesarskiej mo�ci. Widz�c, �e starzec przygl�da mu si� z pewn� ciekawo�ci�,
Napoleon
odwr�ci� si� i zapyta� szorstko:
- C� to za poczciwiec tak mi si� przygl�da?
- Najja�niejszy panie - rzek� ksi�dz Myriel - wasza cesarska mo�� patrzy na
poczciwego cz�eka, a ja na wielkiego cz�owieka. Ka�dy z nas mo�e na tym
skorzysta�.
Tego samego wieczora cesarz zapyta� kardyna�a o nazwisko proboszcza i wkr�tce
potem ksi�dz Myriel dowiedzia� si� ku swemu wielkiemu zdumieniu, �e zosta�
mianowany
biskupem Digne.
Ile by�o zreszt� prawdy w tych gadkach, kt�re kr��y�y na temat pierwszego okresu
�ycia ksi�dza Myriel? Nikt tego nie wiedzia�. Ma�o kto zna� rodzin� Myriel przed
rewolucj�.
Ksi�dz Myriel musia� podzieli� zwyk�y los nowo przyby�ych w ma�ych miasteczkach,
gdzie
wiele jest ust, kt�re m�wi�, a bardzo ma�o g��w, kt�re my�l�. Musia� podzieli�
ten los,
chocia� by� biskupem i dlatego �e by� biskupem. Zreszt� mimo wszystko rozmowy,
kt�re
obraca�y si� wok� jego osoby, by�y to tylko puste rozmowy, pog�oski, s�owa,
mniej ni�
s�owa, �mielenie j�zorem�, jak si� to m�wi dobitnie w j�zyku po�udniowc�w.
Jakkolwiek tam by�o, po dziewi�ciu latach rz�d�w biskupich w Digne wszystkie te
plotki - przedmiot rozm�w, kt�re w pierwszej chwili tak zajmuj� ma�e miasteczko
i ma�ych
ludzi - posz�y w ca�kowite zapomnienie. Nikt nie �mia�by o nich wspomnie�; nikt
nie �mia�by
nawet o nich pami�ta�.
Ksi�dz Myriel przyby� do Digne w towarzystwie swej siostry Baptystyny, starej
panny, m�odszej od niego o lat dziesi��.
Ca�� ich s�u�b� stanowi�a r�wie�niczka panny Baptystyny zwana pani� Magloire,
kt�ra dawniej by�a s�u��ca ksi�dza proboszcza, a kt�ra teraz nosi�a podw�jny
tytu� pokojowej
panny Baptystyny i gospodyni ksi�dza biskupa.
Panna Baptystyna by�a osob� wysok�, blad�, szczup�� i �agodn� - idealne
uosobienie
tego, co okre�la si� s�owem �szanowna�; wydaje si� bowiem, �e kobieta musi
zosta� matk�,
aby nosi� miano czcigodnej. Nigdy nie by�a �adna; jednak ca�e jej �ycie, jedno
pasmo
�wi�tobliwych uczynk�w, sprawi�o, �e promieniowa�a z niej jaka� �wietlisto�� i
biel; i na
staro�� zyska�a to, co mo�na by nazwa� pi�knem dobroci. Szczup�a w m�odo�ci, w
wieku
dojrza�ym sta�a si� przezroczysta, a poprzez t� przejrzysto�� przeziera� anio�.
By�a raczej
duchem ni� dziewic�. Jej posta� zdawa�a si� utkana z cienia; cia�a tyle
zaledwie, ile potrzeba,
aby zaznaczy� p�e�; odrobina materii przesycona blaskiem, wielkie oczy zawsze
spuszczone -
tylko pretekst, aby dusz� zatrzyma� na ziemi.
Pani Magloire by�a ma�� staruszk�, siwiutk�, okr�g��, za�ywn�, wiecznie
krz�taj�c�
si� i wiecznie zadyszan� z powodu swej ruchliwo�ci przede wszystkim, ale tak�e z
powodu
astmy.
Po przyje�dzie wprowadzono ksi�dza Myriel do pa�acu biskupiego ze wszystkimi
honorami przewidzianymi przez dekrety cesarskie, kt�re stawiaj� biskupa
bezpo�rednio po
generale brygady.
Mer i prezydent pierwsi z�o�yli mu wizyt�; on za�, ze swej strony, pierwszy
z�o�y�
wizyt� genera�owi i prefektowi. Kiedy ksi�dz Myriel urz�dzi� si� ju� u siebie,
miasto zacz�o
patrzy� z zaciekawieniem, jak jego biskup zabierze si� do pracy.
II
Ksi�dz Myriel zostaje Ekscelencj� Benvenuto
Pa�ac biskupi w Digne przylega� do szpitala.
Pa�ac biskupi by� obszernym i pi�knym budynkiem z kamienia, wybudowanym w
ubieg�ym stuleciu przez jego ekscelencj� Henryka Pugeta, doktora teologii
uniwersytetu
paryskiego, opata Simore, kt�ry w 1712 roku by� biskupem Digne. Pa�ac ten by�
siedzib�
prawdziwie wielkopa�sk�. Wszystko tu by�o zakrojone na wielk� skal�: apartamenty
biskupa,
salony, pokoje go�cinne, szeroki dziedziniec z podcieniami na star� mod��
florenck�, ogrody
pe�ne przepi�knych drzew. W sali jadalnej, d�ugiej i wspania�ej galerii, kt�ra
mie�ci�a si� na
parterze i wychodzi�a na ogrody, jego ekscelencja Henryk Puget podejmowa� 29
lipca 1714
roku obiadem ich ekscelencje Karola Brulart de Genlis, ksi�cia arcybiskupa
Embrun,
Antoniego de Mesgrigny, kapucyna, biskupa Grasse, Filipa de Vend�me, Wielkiego
Ja�-
mu�nika Francji, opata z Saint-Honor� de L�rins, biskupa Franciszka de Bertok de
Grillon,
barona na Yence, biskupa Cezarego de Sabran de Forcalquier, pana na Gland�ve, i
biskupa
Jana Soanen, kapelana i kaznodziej� kr�lewskiego, pana na Senez. Portrety tych
siedmiu
wielebnych os�b zdobi�y sal�, a pami�tna data 29 lipca 1714 roku zosta�a wyryta
z�otymi
zg�oskami na tablicy z bia�ego marmuru.
Szpital by� ciasnym i niskim jednopi�trowym domkiem z ma�ym ogr�dkiem.
W trzy dni po przyje�dzie do Digne biskup odwiedzi� szpital. Po sko�czonej
wizycie
poprosi� dyrektora, aby zechcia� przyj�� do niego.
- Ilu ma pan w tej chwili chorych, panie dyrektorze? - zapyta�.
- Dwudziestu sze�ciu, ekscelencjo.
- I ja tylu naliczy�em - rzek� biskup.
- ��ka - ci�gn�� dalej dyrektor - stoj� bardzo blisko obok siebie.
- Zauwa�y�em to.
- Sale szpitalne to w�a�ciwie pokoiki; bardzo trudno dobrze je przewietrzy�.
- Tak i mnie si� wydaje.
- A poza tym nasz ogr�dek, z kt�rego w dniach s�onecznych mog� korzysta�
rekonwalescenci, jest bardzo ma�y.
- W�a�nie o tym my�la�em.
- Podczas epidemii - w tym roku mieli�my tyfus, dwa lata temu gor�czk� potn� -
bywa
czasami po stu chorych. Nie wiadomo wtedy, co pocz��.
- To r�wnie� przysz�o mi na my�l.
- C� robi�, ekscelencjo - rzek� dyrektor - trzeba si� z tym pogodzi�.
Rozmowa ta toczy�a si� w sali jadalnej na parterze.
Po chwili milczenia biskup zwr�ci� si� �ywo do dyrektora szpitala.
- Jak pan s�dzi - rzek� - ile ��ek zmie�ci�oby si� w tej sali?
- W sali jadalnej waszej ekscelencji? - zawo�a� zdumiony dyrektor.
Biskup rozgl�da� si� po sali, zdawa� si� mierzy� j� oczyma i robi� jakie�
obliczenia.
- Tak, zmie�ci�oby si� tu z �atwo�ci� dwadzie�cia ��ek - rzek� jakby m�wi�c do
siebie, g�o�niej za� doda�: - Co� panu powiem, dyrektorze. To oczywista pomy�ka.
Wy
gnie�dzicie si� w dwadzie�cia sze�� os�b w pi�ciu czy sze�ciu ma�ych pokoikach;
nas jest tu
troje, a miejsca mamy na sze��dziesi�t os�b. To pomy�ka, m�wi� panu. Pan ma moje
mieszkanie, a ja zajmuj� pa�skie. Oddaj mi pan m�j dom. Pa�ski dom jest tutaj.
Nazajutrz dwudziestu sze�ciu biedak�w zosta�o umieszczonych w pa�acu biskupim, a
biskup zamieszka� w szpitalu.
Ksi�dz Myriel nie mia� maj�tku, rodzina jego zosta�a zrujnowana przez rewolucj�.
Siostra jego mia�a rent� do�ywotni� w wysoko�ci pi�ciuset frank�w rocznie, kt�ra
na plebanii
wystarcza�a jej na wydatki osobiste. Ksi�dz Myriel jako biskup otrzymywa� od
rz�du pensj�
w wysoko�ci pi�tnastu tysi�cy frank�w. Ksi�dz Myriel tego� dnia, w kt�rym
sprowadzi� si�
do budynku szpitalnego, ustali� raz na zawsze spos�b, w jaki suma ta ma by�
zu�yta.
Przepisujemy tu jego w�asnor�czn� notatk�:
Moje wydatki domowe:
Na ni�sze seminarium
duchowne
1500
Liwr�w
Dla Bractwa Misyjnego
100
�
Dla ksi�y-misjonarzy z
Montdidier
100
�
Seminarium Misji
Zagranicznych w Pary�u
200
�
Bractwo Ducha �w.
150
�
Instytucje religijne w Ziemi
�wi�tej
100
�
Stowarzyszenie Opieki nad
Matkami
300
�
Dla tego� Stowarzyszenia w
Arles
50
�
Towarzystwo Reformy
Wi�zie�
400
�
Towarzystwo Pomocy
Wi�niom
500
�
Na wykup ojc�w rodzin z
wiezienia za d�ugi
1000
�
Dodatek do pensji ubogich
nauczycieli w diecezji
2000
�
Na spichrz zapasowy w
departamencie Wysokich Alp
100
�
Stowarzyszenie Pa� w Digne,
w Manos�ue i w Sisteron, na
bezp�atn� nauk� ubogich
dziewcz�t
1500
�
Na biednych
6000
�
Moje wydatki osobiste
1000
�
Razem 15000 liwr�w
Przez ca�y czas sprawowania rz�d�w biskupich w Digne ksi�dz Myriel w niczym nie
zmieni� tej decyzji. Nazywa� to - jak widzimy - �ustaleniem wydatk�w domowych�.
Decyzja ta zosta�a przyj�ta przez pann� Baptystyn� z ca�kowit� uleg�o�ci�. Dla
tej
�wi�tobliwej istoty ekscelencja z Digne by� zarazem bratem i biskupem;
przyjacielem, wed�ug
praw natury, i prze�o�onym, wed�ug praw Ko�cio�a. Po prostu kocha�a go i czci�a.
Gdy co�
m�wi� - zgadza�a si�; gdy co� czyni� - stawa�a u jego boku. Jedynie gospodyni,
pani Magloire,
szemra�a nieco. Ksi�dz biskup, jak to mo�na by�o zauwa�y�, zostawi� dla siebie
tylko tysi�c
liwr�w, co wraz z rent� panny Baptystyny stanowi�o tysi�c pi��set frank�w
rocznie. Za te
tysi�c pi��set frank�w �y�y obie staruszki i starzec.
Ale gdy kt�ry� z wiejskich proboszcz�w przyje�d�a� do Digne, ksi�dz biskup m�g�
go
jednak ugo�ci�, a to dzi�ki surowej oszcz�dno�ci pani Magloire i m�drej
gospodarce panny
Baptystyny.
Pewnego dnia, mniej wi�cej po trzech miesi�cach pobytu w Digne, biskup rzek�:
- Bardzo mi jednak brak pieni�dzy.
- Ja my�l� - zawo�a�a pani Magloire - ekscelencja nie za��da� nawet dodatku,
kt�ry mu
si� nale�y od departamentu na koszta utrzymania karety w mie�cie i na objazdy
diecezji. To
wesz�o w zwyczaj za dawnych biskup�w.
- Rzeczywi�cie, masz s�uszno��, pani Magloire - powiedzia� biskup.
I upomnia� si� o te pieni�dze.
Po pewnym czasie Rada G��wna rozpatrzy�a jego pro�b� i przyzna�a mu trzy tysi�ce
frank�w rocznie jako dodatek dla ksi�dza biskupa na koszta karety, karetki
pocztowej i na
koszta objazd�w pasterskich.
Wywo�a�o to wielkie oburzenie w�r�d miejscowego mieszcza�stwa i z tej okazji
pewien senator Cesarstwa, dawny cz�onek Rady Pi�ciuset, przychylny osiemnastemu
Brumaire'owi, posiadaj�cy wspania�� siedzib� nie opodal Digne, napisa� do
ministra wyzna�,
Bigota de Pr�ameneu, poufny li�cik, pe�en irytacji, z kt�rego cytujemy te
autentyczne s�owa:
Koszta karety? Na c� kareta w mie�cie, kt�re ma mniej ni� cztery tysi�ce
mieszka�c�w? Koszta objazd�w? - Przede wszystkim po co te objazdy? - A
nast�pnie, jak
u�ywa� karetki pocztowej w g�rskiej okolicy? Nie ma dr�g. Je�dzi si� tylko
konno. Nawet
most na Durance w Ch�teau-Arnoux mo�e ledwie utrzyma� ci�ar wozu zaprz�onego w
wo�y.
Tacy s� wszyscy ci ksi�a! Chciwi i sk�pi! Ten po przyje�dzie udawa� dobrego
pasterza. Teraz
post�puje ju� tak samo jak inni. Potrzeba mu karety i karetki pocztowej! Trzeba
mu przepychu
jak dawnym biskupom! O, te klechy! Panie hrabio, nie b�dzie si� dzia�o dobrze,
p�ki cesarz
nas nie uwolni od katabas�w! Precz z papie�em (stosunki z Rzymem psu�y si�
w�a�nie). Je�li o
mnie chodzi, uznaj� jedynie Cezara... itd., itd.
Pani Magloire natomiast ucieszy�a si� bardzo z takiego obrotu rzeczy.
- Ano, tak - powiedzia�a do panny Baptystyny - ekscelencja zacz�� od innych, ale
w
ko�cu przecie zatroszczy� si� i o siebie. Rozda� ju� wszystkie ja�mu�ny.
Te trzy tysi�ce frank�w s� dla nas. Nareszcie!
Tego samego wieczoru biskup napisa� i wr�czy� siostrze notatk� tej tre�ci:
Koszty karety i objazd�w:
Na ros� dla chorych w
szpitalu
1500
liwr�w
Na Stowarzyszenie Opieki
nad matkami w Aix
250
�
Na Stowarzyszenie Opieki
nad matkami w Draguignan
250
�
Na podrzutk�w
500
�
Na sieroty
500
�
Razem: 3000 liwr�w
Taki by� bud�et ksi�dza Myriel.
Je�li za� chodzi o dochody ko�cielne: op�aty za zapowiedzi, dyspensy, chrzty,
kazania,
po�wi�canie ko�cio��w czy kaplic, �luby itd., biskup tym bezwzgl�dniej �ci�ga�
pieni�dze z
bogatych, �e dawa� je biednym.
Wkr�tce zacz�y obficie nap�ywa� datki pieni�ne. Zar�wno posiadaj�cy, jak i
potrzebuj�cy ko�atali do drzwi ksi�dza Myriel, jedni sk�adaj�c ja�mu�n�, drudzy
przychodz�c
po ni�. Nie up�yn�� rok, a biskup sta� si� skarbnikiem wszystkich mi�osiernych
uczynk�w i
kasjerem wszelkiego strapienia. Przez r�ce jego przechodzi�y znaczne sumy, ale
nic nie
mog�o sprawi�, aby zmieni� w czymkolwiek tryb �ycia i pozwoli� sobie na
najmniejszy zbytek
poza tym, co by�o niezb�dnie konieczne.
Przeciwnie. Poniewa� zawsze wi�cej jest jeszcze n�dzy w dole ni� uczu�
braterskich
w g�rze, pieni�dze szybciej si� rozchodzi�y, prawd� m�wi�c, ni� wp�ywa�y; by�a
to jakby
woda wylana na such� ziemi�. Cho�by nie wiem ile biskup dostawa� pieni�dzy,
nigdy ich nie
mia�. A wi�c dawa� ze swoich.
Stosownie do zwyczaju biskup umieszcza swoje chrzestne imiona w nag��wku or�dzi
i list�w pasterskich. Miejscowi biedacy wiedzeni tkliwym instynktem wybrali
sobie
spomi�dzy imion biskupa to, kt�re mia�o dla nich szczeg�lny sens, i nie nazywali
go inaczej
jak biskupem Benvenuto*. P�jdziemy za ich przyk�adem i r�wnie� tak b�dziemy go
nazywa�.
Zreszt� podoba�o si� to samemu biskupowi. �Lubi� to imi� - m�wi� - Benvenuto
�agodzi
znacznie tytu� ekscelencji�.
Nie utrzymujemy, �e skre�lony przez nas wizerunek jest prawdopodobny,
ograniczamy si� jedynie do stwierdzenia, �e jest podobny.
III
Dobry biskup w trudnej Diecezji
Chocia� ksi�dz biskup zamieni� karet� na ja�mu�ny, nie zrezygnowa� jednak z
objazd�w pasterskich. Diecezja Digne nale�y do bardzo uci��liwych. R�wnin jest w
niej
ma�o, g�r - wiele; dr�g, jak ju� wspomniano, nie ma prawie wcale; trzydzie�ci
dwa
probostwa, czterdzie�ci jeden wikariat�w i dwie�cie osiemdziesi�t pi�� ko�cio��w
filialnych.
Objecha� wszystkie to trud nie lada. Ale biskup potrafi� temu podo�a�: je�li
by�o niedaleko -
szed� pieszo, jecha� bryczk� -je�li droga wiod�a przez niziny, w koszu za� na
mule - je�li przez
g�ry. Towarzyszy�y mu zazwyczaj obie staruszki; kiedy droga by�a dla nich zbyt
m�cz�ca,
podr�owa� sam.
Pewnego razu przyjecha� do Senez, dawnego miasta diecezjalnego, na o�le.
Sakiewka,
�wiec�ca pustk� w tej chwili, nie pozwoli�a mu na wynaj�cie innego pojazdu. Mer
miasta
wyszed�, aby go przywita� u drzwi biskupiego pa�acu, i patrzy� ze zgorszeniem,
jak biskup
zsiada z os�a. Kilku mieszczan stoj�cych ko�o niego �mia�o si�.
- Panie merze - rzek� biskup - panowie mieszczanie! Rozumiem dobrze, co was tak
zgorszy�o: uwa�acie, i� jest wielk� pych� ze strony biednego ksi�yny, �e je�dzi
na o�le tak
samo jak Jezus Chrystus. Zapewniam was, �e zrobi�em to z konieczno�ci, a nie
przez
pr�no��.
Podczas objazd�w pasterskich by� wyrozumia�y i dobrotliwy; gaw�dzi� raczej z
wiernymi, ni� wyg�asza� kazania. �adnej z cn�t nie stawia� na nieosi�galnych
wy�ynach.
Argument�w i przyk�ad�w nie szuka� daleko. Mieszka�com jednej wsi dawa� za wz�r
s�siad�w. W okr�gach, gdzie nie okazywano serca ubogim, mawia�: �Sp�jrzcie na
ludzi z
Brian�on; u nich biedacy, wdowy i sieroty maj� prawo kosi� ��ki na trzy dni
przed
wszystkimi innymi. A gdy chaty ich si� wal�, odbudowuj� je im za darmo. Tote�
ciesz� si�
b�ogos�awie�stwem bo�ym: od stu lat nie by�o w ich okolicy ani jednego
mordercy�.
Do wie�niak�w chciwych zysku m�wi�: �Sp�jrzcie na ludzi z Embrun. Tam, je�li w
czasie �niw kt�ry z ojc�w rodziny ma syn�w w s�u�bie wojskowej, c�rki na s�u�bie
w
mie�cie, a sam jest chory lub niezdolny do pracy, proboszcz w czasie kazania
poleca go
swoim parafianom, i w niedziel�, po mszy, wszyscy mieszka�cy wioski - m�czy�ni,
kobiety,
dzieci - id� ��� na pole tego biedaka i odnosz� mu ca�y zbi�r do spichrza�.
Do rodzin powa�nionych na tle pieni�nym i spadkowym m�wi�: �Przyjrzyjcie si�
g�ralom z Devolny, z okolicy tak surowej, �e s�owika nie us�yszysz tam nawet raz
na
pi��dziesi�t lat. Ot� tam, gdy w rodzinie umrze ojciec, synowie id� w �wiat
szuka� zarobku,
zostawiaj�c ojcowizn� siostrom, aby �atwiej mog�y znale�� sobie m��w�.
W okr�gach, gdzie pieni�o si� pieniactwo i gospodarze rujnowali si� na op�aty
s�dowe,
zwyk� by� m�wi�: �Sp�jrzcie na tych poczciwych wie�niak�w z doliny Queyras. Jest
ich trzy
tysi�ce. M�j Bo�e! To jakby ma�a republika. Nie znaj� ani komornika, ani
s�dziego.
Wszystko za�atwia mer. On wymierza podatki, on nak�ada je na ka�dego wed�ug
w�asnego
uznania, on - za darmo - rozstrzyga spory i dzieli ojcowizny, on - bez �adnych
op�at - wydaje
wyroki i s�uchaj� go wszyscy, bo jest to cz�owiek sprawiedliwy w�r�d ludzi
prostych�.
W wioskach, gdzie nie by�o nauczycieli, znowu dawa� za przyk�ad mieszka�c�w
Queyras: �Wiecie, jak oni sobie radz�? - m�wi�. - Poniewa� ma�a wioska z
dwunastu czy
trzynastu dym�w z�o�ona nie zawsze mo�e utrzyma� baka�arza, maj� nauczycieli
op�acanych
przez ca�� ludno�� doliny, kt�rzy chodz� od wioski do wioski, tu nauczaj�c
tydzie�, tam zn�w
dziesi�� dni. Ci baka�arze chodz� na jarmarki, tam ich widzia�em. Mo�na ich
pozna� po
g�sich pi�rach zatkni�tych za opask� kapelusza. Ci, kt�rzy tylko ucz� czyta�,
nosz� jedno
pi�ro; ci, co ucz� czytania i rachunk�w - dwa; ci za�, co ucz� czytania,
rachunk�w i �aciny,
maj� trzy pi�ra. To s� wielcy uczeni. Ale co to za wstyd by� nieukiem. R�bcie�
tak jak ludzie
z Queyras�.
Przemawia� tak z powag� i po ojcowsku: w braku przyk�ad�w wymy�la� przypowie�ci
zmierzaj�c prosto do celu za pomoc� obraz�w i niewielu s��w, tak jak musia�
m�wi�
Chrystus; przekonywa�, bo wierzy� w to, co m�wi�.
IV
Jakie s�owa - takie czyny
Ksi�dz Myriel by� w rozmowie uprzejmy i weso�y. Przystosowywa� si� do poziomu
obu staruszek, kt�re p�dzi�y �ywot u jego boku; gdy �mia� si�, by� to �miech
uczniaka. Pani
Magloire ch�tnie tytu�owa�a go �wasza wysoko��. Pewnego dnia biskup wsta� z
fotela i
podszed� do biblioteki po jak�� ksi��k�. Ksi��ka sta�a na jednej z wy�szych
p�ek. Biskup,
kt�ry by� niewielkiego wzrostu, nie m�g� jej dosi�gn��.
- Pani Magloire - powiedzia� - podaj mi, prosz�, krzes�o. Moja wysoko�� nie
si�ga tej
p�ki!
Pewna daleka krewna biskupa, hrabina de L�, korzysta�a prawie z ka�dej okazji,
aby
w jego obecno�ci wylicza� to, co nazywa�a �widokami na przysz�o�� swoich syn�w.
Dama
ta mia�a wielu starych, nad grobem stoj�cych krewnych, kt�rych spadkobiercami w
prostej
linii byli jej synowie. Najm�odszy mia� odziedziczy� po ciotecznej babce dobre
sto tysi�cy
frank�w renty; drugi mia� dosta� tytu� ksi���cy po wuju; najstarszy - godno��
para po
dziadku. Biskup przys�uchiwa� si� zazwyczaj w milczeniu tym niewinnym, �atwym do
wybaczenia przechwa�kom dyktowanym macierzy�sk� dum�. Pewnego razu jednak
wydawa�
si� bardziej zamy�lony ni� zazwyczaj, gdy hrabina de L� wylicza�a zn�w
szczeg�owo owe
sukcesje i sperandy. Hrabina przerwa�a swoje wywody z pewnym zniecierpliwieniem:
- Na Boga! O czym tak my�lisz, kuzynie?
- My�l� - odrzek� - o pewnym dziwnym zdaniu, kt�re jest, zdaje si�, u �w.
Augustyna:
�Pok�adaj swe nadzieje w tym, po kim si� nie dziedziczy�.
Innym razem, otrzymawszy zawiadomienie o �mierci pewnego szlachcica z okolicy,
zawiadomienie, gdzie na ca�ej stronie wypisane by�y nie tylko godno�ci zmar�ego,
ale tytu�y
szlacheckie i rodowody wszystkich jego krewnych, zawo�a�:
- Ach! mocne bary ma �mier�! Jaki� wspania�y ci�ar tytu��w ka�� jej beztrosko
d�wiga�. I jak�e ludzie s� pomys�owi, skoro tak potrafi� wykorzysta� gr�b dla
swej
pr�no�ci!
Czasem pos�ugiwa� si� dobrotliw� drwin�, w kt�rej prawie zawsze kry�a si�
powa�na
my�l. Kiedy� - w okresie Wielkiego Postu - przyjecha� do Digne m�ody wikary i
wyg�osi�
kazanie w katedrze. M�wi� do�� dobrze. Tematem kazania by�o mi�osierdzie.
Zach�ca�
bogaczy, aby wspierali biednych, je�li chc� unikn�� piek�a, kt�re odmalowa�
najokropniej, jak
tylko m�g�, i zas�u�y� na raj, kt�ry wyposa�y� we wszystkie powaby i rozkosze.
W�r�d
s�uchaczy znajdowa� si� pewien bogacz, dawny kupiec i po trosze lichwiarz,
nazwiskiem
G�borand, kt�ry na handlu suknem, szarsz�, kordelatem i suknem ha�skim dorobi�
si� p�
miliona. Przez ca�e �ycie pan G�borand nie da� ja�mu�ny nieszcz�liwemu. Ale po
tym
kazaniu zauwa�ono, �e co niedziela daje jeden su starym �ebraczkom siedz�cym u
wej�cia do
katedry. By�o ich sze�� do podzia�u. Pewnego dnia biskup zobaczy� kupca daj�cego
ja�mu�n�
i rzek� z u�miechem do siostry:
- Popatrz na pana G�borand, kt�ry kupuje sobie za pi�� centym�w nieba.
Je�li chodzi�o o dobroczynno��, nie zra�a�a go nawet odmowa; znajdowa� w�wczas
odpowied�, kt�ra zmusza�a do zastanowienia. Pewnego razu kwestowa� na biednych w
jednym salonie w Digne. Znajdowa� si� tam markiz de Champtercier, stary, bogaty
i sk�py,
kt�ry potrafi� w jaki� spos�b po��czy� skrajnie monarchistyczne pogl�dy ze
skrajnym
wolterianizmem. Zdarza�y si� i takie okazy. Biskup zbli�y� si� do niego i
dotkn�� jego ra-
mienia:
- Panie markizie, musi mi pan co� ofiarowa�!
Markiz odwr�ci� si� i odpar� sucho:
- Ekscelencjo, mam swoich biednych.
- Niech mi pan ich odda, markizie - odrzek� biskup.
Pewnego dnia w katedrze wyg�osi� takie kazanie:
Najmilsi bracia, drodzy przyjaciele! We Francji jest milion trzysta dwadzie�cia
tysi�cy
chat wie�niaczych, kt�re maj� tylko po trzy otwory; milion osiemset siedemna�cie
tysi�cy,
kt�re maj� dwa otwory: jedno okno i drzwi, i trzysta czterdzie�ci sze�� tysi�cy,
posiadaj�cych
jedynie jeden otw�r: drzwi. A to dlatego, �e istnieje u nas rzecz zwana
podatkiem od drzwi i
okien. Wyobra�cie sobie, �e w tych lepiankach gnie�d�� si� ca�e rodziny
biedak�w, staruszki,
ma�e dzieci, i pomy�lcie, jak pieni� si� tam choroby i z�o�liwa gor�czka!
Niestety! Pan B�g
daje ludziom powietrze, prawo je sprzedaje. Nie oskar�am prawa, ale b�ogos�awi�
Boga. W
departamencie Izery, Varu, Alp Niskich i Wysokich wie�niacy nie maj� nawet
taczek i naw�z
nosz� na plecach; nie maj� �wiec i pal� �uczywo lub sznurek umoczony w smole
�ywicznej. I
tak jest w ca�ym okr�gu g�rnego Delfinatu. Ludzie robi� chleb na sze�� miesi�cy,
piek�c go w
piecu opalanym wysuszonym nawozem krowim. W zimie r�bi� ten chleb siekier� i
mocz� go
przez dwadzie�cia cztery godziny w wodzie, aby nadawa� si� do jedzenia. Bracia!
B�d�cie
mi�osierni, zobaczcie, ile cierpienia jest wok� was!
Rodem z Prowansji, biskup �atwo przyswoi� sobie wszystkie dialekty po�udniowe,
m�wi� r�wnie dobrze narzeczem dolnej Langwedocji jak Niskich Alp czy g�rnego
Delfinatu.
Podoba�o si� to ludziom i niema�o przyczyni�o do pozyskania wszystkich umys��w.
W
chatach wiejskich i w g�rach czu� si� jak u siebie. W najbardziej prostackiej
gwarze umia�
powiedzie� rzeczy bardzo wznios�e. M�wi�c ka�dym j�zykiem, dociera� do ka�dej
duszy.
Zreszt� by� taki sam dla ludzi z wielkiego �wiata jak i dla ludu.
Nic pochopnie nie pot�pia�, nim nie pozna� dok�adnie wszystkich okoliczno�ci.
Zwyk�
by� m�wi�: �Zobaczmy, jak� drog� z�o tu dotar�o�.
B�d�c, jak to z u�miechem nazywa�, �by�ym grzesznikiem�, daleki od wszelkiej
pryncypialno�ci, bez gro�nych min surowych wzor�w cnoty wyznawa� g�o�no zasady,
kt�re
mo�na by stre�ci� w ten mniej wi�cej spos�b:
�Cz�owiek ma cia�o, kt�re jest mu ci�arem i pokus� zarazem. D�wiga je i ulega
mu.
Musi go pilnowa�, trzyma� na wodzy, ujarzmia�; ulega� mu za� tylko w
ostateczno�ci. Ale
nawet ta uleg�o�� mo�e r�wnie� by� grzechem; tylko �e jest to grzech powszedni.
To upadek,
zapewne! ale upadek na kolana, kt�ry mo�e sko�czy� si� modlitw�.
By� �wi�tym - to wyj�tek. By� sprawiedliwym - to zasada. B��d�cie, upadajcie,
grzeszcie - ale b�d�cie sprawiedliwi!
Jak najmniej grzeszy� - oto ludzkie prawo. Nie grzeszy� wcale - to marzenie
anio�a.
Wszystko, co ziemskie, podlega grzechowi. Grzech jest ci��eniem ku ziemi�.
Kiedy widzia�, �e wszyscy wok� g�o�no i pochopnie oburzaj� si� na co�, m�wi� z
u�miechem: �Oho! wydaje si�, �e chodzi tu o jaki� powszechnie pope�niany wielki
b��d.
Przera�ona ob�uda protestuje co pr�dzej i od�egnuje si� od podejrze�.
Dla kobiet i biedak�w, na kt�rych ci��y brzemi� spo�ecze�stwa, by� bardzo
wyrozumia�y. �B��dy kobiet, dzieci, s�ug, ludzi s�abych, biednych i ciemnych -
mawia� - s�
b��dami m��w, ojc�w, zwierzchnik�w, ludzi silnych, bogatych i wykszta�conych�.
I m�wi� jeszcze: �Nauczajcie, ile tylko w waszej mocy, tych, co s� ciemni;
spo�ecze�stwo jest winne, �e nie daje bezp�atnego nauczania; jest odpowiedzialne
za noc,
kt�r� wytwarza. Grzech �atwo si� l�gnie w duszy pe�nej mroku. Nie jest winny
ten, kto grzech
pope�ni�, lecz ten, kto mrok szerzy�.
Jak wida�, ksi�dz biskup mia� dziwny i bardzo swoisty spos�b oceniania rzeczy.
Podejrzewam, �e zaczerpn�� go z Ewangelii.
Kiedy� przys�uchiwa� si� w salonie rozmowie o pewnej sprawie kryminalnej, w
kt�rej
w�a�nie toczy�o si� �ledztwo i kt�ra mia�a by� niebawem s�dzona. Jaki�
nieszcz�nik, z n�dzy
doprowadzony do ostateczno�ci, z mi�o�ci dla kobiety i dziecka, kt�re z ni�
mia�, zacz��
fa�szowa� pieni�dze. Fa�szowanie pieni�dzy by�o jeszcze w owych czasach karane
�mierci�.
Kobiet� aresztowano w chwili, gdy puszcza�a w obieg pierwsz� fa�szyw� monet�.
Uwi�ziono
j�, ale dowody by�y tylko przeciwko niej. Ona jedna mog�a oskar�y� swego
kochanka i
zgubi� go wyznaj�c prawd�. Wypar�a si� wszystkiego. Nalegano. Z uporem wypiera�a
si�
nadal. Wtedy prokurator kr�lewski wpad� na �wietny pomys�: zmy�li� histori� o
niewierno�ci
kochanka i doprowadzi� do tego, �e na podstawie sprytnie dobranych fragment�w
list�w
uda�o mu si� przekona� nieszcz�sn� kobiet�, �e ma rywalk� i �e ten cz�owiek j�
zdradza.
W�wczas, nieprzytomna z zazdro�ci, wyda�a kochanka, wyzna�a wszystko, na
wszystko
przedstawi�a dowody. Cz�owiek �w by� zgubiony. W nied�ugim czasie mia� by� wraz
ze
wsp�lniczk� s�dzony w Aix. Opowiadano t� histori� i ka�dy zachwyca� si�
zr�czno�ci�
prokuratora. Graj�c na uczuciu zazdro�ci, z wybuchu gniewu wydoby� prawd�; z
zemsty -
sprawiedliwo��. Biskup s�ucha� w milczeniu. Gdy sko�czono opowiada�, zapyta�:
- Gdzie b�d� s�dzeni ci ludzie?
- Przed s�dem przysi�g�ych.
Biskup pyta� dalej:
- A gdzie b�dzie s�dzony prokurator kr�lewski?
Zdarzy� si� raz w Digne tragiczny wypadek. Pewien cz�owiek zosta� skazany za
morderstwo na kar� �mierci. By� to nieszcz�nik, nie ca�kiem ciemny, ale i te�
niezbyt
wykszta�cony, kt�ry zajmowa� si� pokazywaniem sztuczek kuglarskich na jarmarkach
i
pisywaniem pozw�w ch�opom. Proces ten poruszy� ca�e miasto. W wili� dnia
wyznaczonego
na stracenie skaza�ca zachorowa� kapelan wi�zienny. Potrzebny by� ksi�dz, kt�ry
by asy-
stowa� przy ostatnich chwilach delikwenta. Udano si� do proboszcza. Odm�wi�
podobno w
tych s�owach: �To nie moja rzecz. Nie b�d� sobie zawraca� g�owy ca�� t� histori�
i tym
kuglarzem. Jestem chory, zreszt� to nie moja rola�. Powt�rzono t� odpowied�
biskupowi,
kt�ry rzek�: �Ksi�dz proboszcz ma racj�. To nie jego rola, ale moja�.
Niezw�ocznie uda� si� do wi�zienia, zszed� do celi �kuglarza�, zawo�a� go po
imieniu,
uj�� za r�k� i przem�wi� do�. Zapominaj�c o �nie i jedzeniu siedzia� przy nim
ca�y dzie� i
noc, zanosz�c mod�y do Boga za dusz� skaza�ca i prosz�c skaza�ca, by ten modli�
si� za
niego. M�wi� mu o prawdach najwi�kszych, kt�re s� prawdami najprostszymi. By� mu
ojcem,
bratem, przyjacielem; biskupem tylko po to, aby go pob�ogos�awi�. Poucza�
krzepi�c go i
pocieszaj�c. Ten cz�owiek mia� umrze� z rozpacz� w sercu. �mier� by�a dla�
ciemn�
otch�ani�: sta� dr��cy nad jej brzegiem i cofa� si� ze zgroz�. Nie by� na tyle
ciemny aby by�
zupe�nie oboj�tnym. Wyrok skazuj�cy - ten pot�ny wstrz�s - rozerwa� niejako tu
i �wdzie
ow� przegrod�, kt�ra oddziela nas od tajemnic rzeczy i kt�r� nazywamy �yciem.
Patrzy�
nieustannie poza ten �wiat przez te z�owrogie szczeliny i widzia� tylko
ciemno�ci. Biskup
ukaza� mu �wiat�o��.
Nazajutrz, kiedy przyszli po nieszcz�nika, biskup by� u niego. Pod��y� z nim
razem.
Ukaza� si� oczom t�umu w fioletowych biskupich szatach i z krzy�em na piersi
obok
skr�powanego sznurami skaza�ca.
Razem z nim siad� na w�zek, razem z nim wszed� na szafot. Skazaniec, wczoraj tak
ponury i zgn�biony, promienia� pogod�. Czu�, �e dusza jego jest pogodzona z
Bogiem, i w
Bogu mia� nadziej�. Biskup u�cisn�� go i nim n� si� opu�ci�, rzek�:
- Tego, kogo cz�owiek zabija, wskrzesza B�g; ten, kogo bracia wyp�dzaj�,
znajduje
Ojca. M�dl si�, wierz, wkraczasz w �ycie! Ojciec tw�j czeka na ciebie.
Kiedy zszed� z szafotu, w jego spojrzeniu by�o co� takiego, �e t�um rozst�powa�
si�
przed nim. Nie wiadomo, co by�o bardziej godne podziwu, blado�� czy pogoda
rozlana na
jego obliczu. Wr�ciwszy do skromnego mieszkanka, kt�re nazywa� ze �miechem
�swoim
pa�acem�, biskup rzek� do siostry:
- Celebrowa�em pontyfikalnie, jak na biskupa przysta�o.
Poniewa� jednak rzeczy najbardziej wznios�e cz�sto s� rzeczami najmniej
zrozumia�ymi, znale�li si� w mie�cie ludzie, kt�rzy roztrz�saj�c post�powanie
biskupa
m�wili, �e �to przesada�! M�wiono tak zreszt� jedynie w salonach. Lud, kt�ry nie
doszukuje
si� ob�udnej gry w �wi�tych uczynkach, by� wzruszony i pe�en uwielbienia.
Je�li za� chodzi o biskupa, owo zetkni�cie si� z gilotyn� by�o dla� prze�yciem,
z
kt�rego d�ugo nie m�g� si� otrz�sn��.
Istotnie, gilotyna wzniesiona na placu strace� ma w sobie co� upiornego. Mo�na z
pewn� oboj�tno�ci� odnosi� si� do kary �mierci, nie mie� okre�lonego zdania w
tej sprawie,
m�wi� tak i nie, p�ki si� na w�asne oczy nie zobaczy gilotyny, ale skoro si� raz
j� zobaczy,
wstrz�s jest gwa�towny i trzeba zaj�� zdecydowane stanowisko: wypowiedzie� si�
albo za,
albo przeciw. Jedni j� wielbi�, jak de Maistre, inni przeklinaj�, jak Beccaria.
Gilotyna, to
uciele�nienie prawa, imi� jej vindicte*. Ona nie jest oboj�tna i nie pozwala
cz�owiekowi
pozosta� oboj�tnym. Ka�dego, kto j� ujrzy, przenika tajemny dreszcz. Wszystkie
zagadnienia
spo�eczne stawiaj� wok� tego no�a swoje znaki zapytania. Gilotyna to upi�r.
Gilotyna to nie
rusztowanie, gilotyna to nie maszyna, gilotyna to nie bezduszny mechanizm
z�o�ony z drze-
wa, �elaza i sznur�w. To - zda si� - istota obdarzona ciemn� wol� dzia�ania;
rzec by mo�na,
�e to rusztowanie widzi, �e ta maszyna s�yszy, �e ten mechanizm rozumie, �e te
sznury, to �e-
lazo, to drewno czego� pragn�. W ponurej zadumie, kt�ra ogarnia dusz� na jej
widok,
gilotyna zjawia si� jak widmo straszliwe, bior�ce �wiadomy udzia� w tym, czego
dokonuje.
Gilotyna jest wsp�lniczk� kata; po�era, karmi si� cia�em, poi krwi�. Gilotyna to
potw�r
zbudowany przez s�dziego i przez cie�l�, upi�r, kt�ry, zda si�, �yje jakim�
przera�aj�cym
�yciem i �ycie swoje czerpie z tych wszystkich �mierci, kt�re zadaje.
Nie dziw wi�c, �e widok jej zrobi� wra�enie straszne i g��bokie; nast�pnego dnia
po
egzekucji i jeszcze przez wiele dni potem biskup wydawa� si� przybity. Znik�
przejmuj�cy
spok�j z�owieszczej chwili �mierci; widmo sprawiedliwo�ci spo�ecznej trapi�o go
bezustannie. On, kt�ry zazwyczaj wraca� po spe�nieniu swych obowi�zk�w z
radosnym
zadowoleniem, tym razem wygl�da� tak, jakby czyni� sobie wyrzuty. Czasami m�wi�
co� do
siebie i wi�d� p�g�osem ponure monologi. Oto jeden z nich, kt�ry pewnego
wieczoru
us�ysza�a i zapami�ta�a jego siostra: �Nie my�la�em nigdy, �e to mo�e by� a� tak
potworne.
B��dem jest zag��bi� si� w prawie bo�ym do tego stopnia, �eby nie dostrzega�
praw ludzkich.
�mier� nale�y tylko do Boga. Jakim prawem ludzie o�mielaj� si� dotyka� tej
rzeczy
nieznanej?�
Z biegiem czasu wra�enie to os�ab�o, a nawet prawdopodobnie zatar�o si�
zupe�nie.
Zauwa�ono jednak, �e odt�d biskup omija� zawsze miejsce strace�.
W ka�dej chwili mo�na by�o wezwa� ksi�dza Myriel do �o�a chorych czy konaj�cych.
Wiedzia�, �e by� to jego najpowa�niejszy obowi�zek i najwa�niejsza praca.
Osierocone
rodziny nie potrzebowa�y go prosi�, przychodzi� sam. Umia� siedzie� w milczeniu
przez
d�ugie godziny przy m�u, kt�ry straci� ukochan� �on�, czy przy matce, kt�ra
utraci�a dzieci�.
Poniewa� wiedzia�, kiedy nale�y milcze�, wiedzia� tak�e, kiedy nale�y m�wi�. O,
niezr�wnanym by� pocieszycielem! Nie stara� si� umniejszy� smutku wskazuj�c na
zapomnienie, ale czyni� go wznio�lejszym i bardziej dostojnym ukazuj�c nadziej�.
M�wi�:
�Baczcie na to, w jaki spos�b zwracacie si� do zmar�ych. Nie my�lcie o tym, co
ulega
rozk�adowi. Patrzcie uwa�nie. Ujrzycie w g��bi nieba waszego ukochanego
zmar�ego�.
Wiedzia�, �e wiara jest zdrowiem. Stara� si� pouczy� i ukoi� cz�owieka
zrozpaczonego,
wskazuj�c mu rezygnacj�, i zmieni� rozpacz, kt�ra patrzy w gr�b, na bole��,
kt�ra patrzy w
gwiazdy.
V
O tym, �e jego Ekscelencja zbyt d�ugo nosi� swoje sutanny
�ycie wewn�trzne ksi�dza Myriel przepojone by�o tym samym duchem co jego �ycie
publiczne. Dobrowolne ub�stwo, w kt�rym �y� biskup Digne, by�oby dla ka�dego,
kto
m�g�by je ogl�da�, widokiem pe�nym powagi i czaru. Jak wszyscy starcy i jak
wi�kszo��
my�licieli sypia� niewiele. Ten kr�tki sen by� g��boki. Rano przez godzin�
rozmy�la� w sku-
pieniu, po czym odprawia� msz� b�d� w katedrze, b�d� w swojej kaplicy. Po mszy
jad�
�niadanie sk�adaj�ce si� z �ytniego chleba maczanego w mleku od w�asnych kr�w.
Nast�pnie
zabiera� si� do pracy.
Biskup jest cz�owiekiem bardzo zaj�tym: co dzie� musi przyj�� sekretarza
diecezji,
kt�ry jest zwykle kanonikiem, prawie co dzie� generalnych wikariuszy.
Przeprowadza
kontrol� kongregacji, nadaje przywileje, przegl�da wydawnictwa ko�cielne,
modlitewniki,
katechizmy diecezjalne, ksi��ki do nabo�e�stwa itd., pisze listy pasterskie,
zatwierdza
kazania, godzi mi�dzy sob� proboszcz�w i mer�w, prowadzi korespondencj� z
w�adzami ko-
�cielnymi i z w�adzami administracyjnymi; tu - pa�stwo, tam - stolica
apostolska, s�owem,
tysi�c spraw.
Czas, kt�ry mu zostawa� po za�atwieniu owego tysi�ca spraw, po nabo�e�stwach i
brewiarzu, po�wi�ca� przede wszystkim potrzebuj�cym, chorym i strapionym; czas,
kt�ry mu
zostawiali potrzebuj�cy, chorzy i strapieni - po�wi�ca� pracy. Albo kopa� w
swoim ogr�dku,
albo czyta� lub pisa�. Oba te zaj�cia okre�la� zreszt� jednym s�owem
�ogrodnictwo�. �Umys�
jest ogrodem� - mawia�.
W po�udnie jad� obiad. Obiad podobny by� do �niadania.
Oko�o godziny drugiej, je�li by�a pogoda, wychodzi� na spacer, przechadza� si�
po
polach lub po mie�cie, wst�puj�c cz�sto do n�dznych lepianek. Widziano, jak
kroczy�
samotnie, zatopiony w my�lach, z oczyma spuszczonymi, wspieraj�c si� na wysokiej
lasce,
ubrany w fioletow� watowan� i bardzo ciep�� pelerynk�, fioletowe po�czochy,
grube buty i
p�aski kapelusz, u kt�rego przy ka�dym z trzech rog�w zwisa� z�oty chwast.
Pojawienie si� biskupa budzi�o wsz�dzie rado��. Zdawa� by si� mog�o, �e obecno��
jego rozgrzewa i rozja�nia wszystkie serca. Starcy i dzieci wyl�gali na pr�g na
widok biskupa
jak na widok s�o�ca. On b�ogos�awi� i jego b�ogos�awiono. Dom jego wskazywano
ka�demu
b�d�cemu w potrzebie.
Tu i �wdzie biskup przystawa�, gwarzy� z dzie�mi, u�miecha� si� do matek.
Odwiedza�
biednych, dop�ki mia� pieni�dze; gdy ich zabrak�o, odwiedza� bogatych.
Poniewa� sutanny nosi� bardzo d�ugo, a nie chcia�, aby to zauwa�ono, wychodzi�
zawsze na miasto w fioletowej pelerynce. W lecie by�o to do�� uci��liwe.
O wp� do dziewi�tej jad� wieczerz� razem z siostr�; pani Magloire sta�a za ich
krzes�ami i us�ugiwa�a. Trudno o skromniejszy posi�ek. Je�eli jednak biskup
go�ci� u siebie
kt�rego� z proboszcz�w, pani Magloire korzysta�a z okazji, �eby poda� jego
ekscelencji jak��
wy�mienit� ryb� jeziorn� lub wyborn� g�rsk� zwierzyn�. Wizyta ka�dego proboszcza
by�a
pretekstem do smacznego obiadu; biskup patrzy� na to przez palce. Ale kiedy
indziej kolacja
jego sk�ada�a si� niezmiennie z gotowanych jarzyn i zupy na oliwie. Tote�
m�wiono na
mie�cie: �Kiedy biskup nie jada jak proboszcz, to jada jak trapista�.
Po kolacji gaw�dzi� p� godziny z pann� Baptystyn� i pani� Magloire, po czym
wraca�
do swego pokoju i zasiada� do pisania; pisa� albo na lu�nych kartkach papieru,
albo na
marginesie jakiej� ksi�gi. By� cz�owiekiem wykszta�conym, a nawet poniek�d
uczonym.
Zostawi� pi�� czy sze�� do�� ciekawych r�kopis�w, mi�dzy innymi rozpraw� na
temat
wersetu z Ksi�gi Rodzaju: �Na pocz�tku duch Bo�y unosi� si� nad wodami�.
Por�wnuje ten
werset z trzema innymi tekstami: z wersj� arabsk�, kt�ra m�wi: �Wiatry Bo�e
wia�y�, z
J�zefem Flawiuszem, kt�ry powiada: �Wiatr z g�ry spada� na ziemi�, wreszcie z
parafraz�
chaldejsk� Onkelosa, kt�ra opiewa: �Wiatr, pochodz�cy od Boga, wia� po
powierzchni w�d�.
W innej rozprawie bada dzie�a teologiczne biskupa Ptolemaidy, Huga* (pradziada
tego, kt�ry
pisze t� ksi��k�), i ustala, �e nale�y przypisa� temu biskupowi r�ne dzie�a,
wydane w
ubieg�ym wieku pod pseudonimem Barleycourta.
Nieraz w trakcie czytania, bez wzgl�du na to, jak� ksi��k� mia� w r�ku, zapada�
nagle
w g��bok� zadum�, a ockn�wszy si� kre�li� kilka wierszy na kartach trzymanej
ksi��ki. S�owa
te cz�stokro� nie maj� nic wsp�lnego z dzie�em, do kt�rego zosta�y wpisane. Mamy
przed
oczyma notatk�, umieszczon� na marginesie ksi��ki pod tytu�em: �Korespondencja
lorda
Germain z genera�ami Clintonem, Cornwallisem i admira�ami okr�t�w stacjonuj�cych
w
Ameryce�, wydana w Wersalu u ksi�garza Poin�ot i w Pary�u u ksi�garza Pissot,
bulwar
Augustyn�w.
A oto notatka:
O Ty, kt�ry� jest!
Eklezjasta zowie Ci� Wszechmoc�, Machabeusze zowi� Ci� Stw�rc�, list do Efezjan
zwie Ci� Wolno�ci�, Baruch zwie Ci� Niesko�czono�ci�, Psalmy zw� Ci� M�dro�ci� i
Prawd�, Jan zwie Ci� �wiat�em, Kr�lowie zw� Ci� Panem, Ksi�ga Wyj�cia zwie Ci�
Opatrzno�ci�, Ksi�ga Lewit�w - �wi�to�ci�, Ezdrasz -Sprawiedliwo�ci�, wszelkie
stworzenie
zwie Ci� Bogiem, cz�owiek zwie Ci� Ojcem, ale Salomon zwie Ci� Mi�osierdziem - i
to jest
najpi�kniejsze ze wszystkich Twoich imion.
Oko�o godziny dziewi�tej wiecz�r obie kobiety sz�y na pierwsze pi�tro do swoich
pokoi, zostawiaj�c biskupa samego na dole a� do rana.
I tu nale�y da� czytelnikowi dok�adny opis mieszkania ksi�dza biskupa Myriel.
VI
Kto strzeg� domu Biskupa
Dom biskupa sk�ada� si�, jak ju� wspominali�my, z parteru i pierwszego pi�tra;
trzy
pokoje na parterze, trzy pokoje na pi�trze i strych. Za domem �wier�morgowy
ogr�d. Obie
kobiety zajmowa�y pi�tro. Biskup mieszka� na dole. Pierwszy pok�j, wychodz�cy na
ulic�,
s�u�y� mu za jadalni�, drugi za sypialni�, trzeci za kaplic�. Nie mo�na by�o
wyj�� z kaplicy
nie przechodz�c przez sypialni� ani z sypialni nie przechodz�c przez pok�j
jadalny. W g��bi
kaplicy by�a zamkni�ta alkowa, a w niej ��ko go�cinne. Tu ksi�dz biskup dawa�
nocleg
proboszczom wiejskim, gdy sprawy urz�dowe czy potrzeby parafii sprowadza�y ich
do Digne.
Ma�a przybud�wka od strony ogrodu, dawna apteczka szpitalna, zosta�a przerobiona
na kuchni� i spi�arni�.
Poza tym w ogrodzie sta�a ob�rka, w kt�rej dawniej mie�ci�a si� kuchnia
szpitalna, a
gdzie biskup trzyma� swoje dwie krowy. Bez wzgl�du na ilo�� mleka, kt�r� mu
dawa�y,
niezmiennie ka�dego ranka po�ow� udoju posy�a� chorym do szpitala. �P�ac� moj�
dziesi�cin� - m�wi�.
Sypialnia by�a do�� du�a i zim� do�� trudna do ogrzania. Poniewa� drzewo w Digne
jest bardzo drogie, biskup wpad� na pomys�, aby w ob�rce zrobi� sobie
pomieszczenie
odgrodzone przepierzeniem z desek. Tam w okresie mroz�w sp�dza� wieczory. By�
to, jak
m�wi�, jego �salon zimowy�.
Zar�wno w �salonie zimowym�, jak i w pokoju jadalnym jedyne umeblowanie
stanowi� kwadratowy st� z surowego drzewa i cztery krzes�a wyplatane s�om�;
jadalni�
zdobi� ponadto stary kredens malowany na r�owo klejow� farb�. Drugi podobny
kredens,
przystrojony, jak nale�y, bia�ymi serwetkami i fabryczn� koronk�, s�u�y�
biskupowi za o�tarz
w jego kapliczce.
Bogate penitentki i nabo�ne damy z Digne nieraz robi�y sk�adki na nowy, pi�kny
o�tarz do kaplicy jego ekscelencji; ekscelencja przyjmowa� pieni�dze i dawa� je
biednym
m�wi�c: �Najpi�kniejszym o�tarzem jest dusza nieszcz�liwego, kt�ra za doznan�
pociech�
dzi�kuje Bogu�.
W kaplicy sta�y jeszcze dwa wyplatane kl�czniki, a w sypialni fotel, r�wnie�
wyplatany. Kiedy przypadkiem zebra�o si� u biskupa siedem czy osiem os�b:
prefekt, genera�
czy wy�si oficerowie z miejscowego garnizonu, czy te� kilku kleryk�w z ni�szego
seminarium, trzeba by�o przynosi� krzes�a z �salonu zimowego�, kl�czniki z
kaplicy i fotel z
sypialni; w ten spos�b mo�na by�o zebra� a� jedena�cie krzese� dla go�ci. Gdy
przychodzi�
nowy go��, opr�niano z krzese� jaki� pok�j.
Ale czasem zesz�o si� dwana�cie os�b; w�wczas biskup maskowa� k�opotliw�
sytuacj�
w ten spos�b, �e stawa� przy kominku, je�li to by�a zima, w lecie za� zaprasza�
na
przechadzk� po ogrodzie.
W alkowie by�o wprawdzie jeszcze jedno wyplatane krzes�o, ale na p� wydarte, o
trzech nogach, tak �e sta� mog�o jedynie oparte o �cian�. Panna Baptystyna mia�a
wprawdzie
w swoim pokoju ogromny fotel ze z�oconego niegdy� drzewa, pokryty jedwabiem w
kwiaty,
ale wci�gni�to go na pierwsze pi�tro przez okno, schody okaza�y si� bowiem zbyt
w�skie; nie
mo�na wi�c by�o korzysta� z niego w potrzebie.
Panna Baptystyna pragn�a kupi� do salonu meble z mahoniu o linii wygi�tej w
kszta�t
�ab�dziej szyi, kryte ��tym utrechckim aksamitem w r�yczki. Ale to
kosztowa�oby co
najmniej pi��set frank�w; stwierdziwszy, �e przez pi�� lat zdo�a�a zaoszcz�dzi�
na ten cel
jedynie czterdzie�ci dwa franki i dziesi�� su, zrezygnowa�a wreszcie ze swoich
pragnie�.
Zreszt� komu� udaje si� zi�ci� swoje marzenia?
Trudno by�oby wyobrazi� sobie co� skromniejszego od pokoju sypialnego biskupa.
Oszklone drzwi wychodz�ce na ogr�d, naprzeciw �elazne szpitalne ��ko z kotarami
z
zielonej szarszy; obok ��ka, za zas�on�, umywalnia z przyborami toaletowymi,
zdradzaj�cymi dawne wytworne przyzwyczajenia �wiatowego cz�owieka; dwoje drzwi:
jedne
obok kominka, wiod�ce do kaplicy, drugie obok biblioteki - do jadalni;
biblioteka - wielka
oszklona szafa pe�na ksi��ek, kominek z drzewa na�laduj�cego marmur, zazwyczaj
bez ognia;
przy kominku dwa �elazne wilki ozdobione dwoma wazami z girlandami, kt�re w
wy��obieniach zachowa�y resztki inkrustacji srebrem - jedyny luksus biskupi; nad
kominkiem,
w miejscu gdzie zazwyczaj wisi lustro, krucyfiks miedziany ze �ladami
posrebrzania, na tle
wytartego, czarnego aksamitu, w drewnianych ramach o zblak�ej poz�ocie. Przy
oszklonych
drzwiach wielki st�, na nim ka�amarz, stos papier�w i grube ksi�gi. Przed
sto�em wyplatany
fotel. Przed ��kiem kl�cznik przeniesiony z kaplicy.
Dwa portrety w owalnych ramach wisia�y po obu stronach ��ka. Ma�e, z�ocone
napisy, umieszczone obok postaci na bezbarwnym tle p��tna, m�wi�y, �e jeden z
wizerunk�w
przedstawia opata de Chaliot, biskupa z Saint-Claude, drugi za� opata Tourteau,
wikariusza
generalnego z Agde, opata klasztoru Grand-Champ regu�y cysters�w z diecezji
Chartes. Gdy
biskup zajmowa� ten pok�j po wyprowadzeniu si� chorych ze szpitala, zasta� oba
portrety i
zostawi� je na dawnym miejscu; przedstawia�y one ksi�y i prawdopodobnie
dobroczy�c�w
szpitala: dwa powody, dla kt�rych �ywi� do nich szacunek. Wiedzia� o nich
jedynie, �e obaj w
tym samym dniu 27 kwietnia 1785 roku otrzymali nominacj� kr�lewsk�: jeden na
biskupstwo,
drugi na opactwo. Gdy pani Magloire zdj�a te portrety, �eby je odkurzy�, biskup
znalaz� t�
ciekawostk� zapisan� sp�owia�ym atramentem na kawa�ku po��k�ego papieru,
przyczepionego lakiem na odwrocie portretu opata z Grand-Champ.
Na oknie wisia�a stara zas�ona z grubej, we�nianej materii, tak ju� zu�yta, �e
pani
Magloire, �eby unikn�� wydatku na kupno nowej, musia�a j� przeszy� przez �rodek.
Szew ten
rysowa� si� na zas�onie znakiem krzy�a. Biskup cz�sto zwraca� na niego uwag�
m�wi�c:
�Jak�e to pi�knie wygl�da!�
Wszystkie pokoje w domu, zar�wno na parterze, jak i na pi�trze, by�y bez wyj�tku
bielone wapnem na mod�� koszar i szpitali.
Jednak�e w ostatnich latach pani Magloire odkry�a, jak to dalej zobaczymy, w
pokoju
panny Baptystyny pod otynkowan� tapet� malowid�a �cienne. Dom ten, nim zosta�
szpitalem,
by� sal� posiedze� Rady Miejskiej. St�d ta dekoracja. Szorowana co tydzie�
pod�oga w
pokojach by�a z czerwonej ceg�y; przed ��kami le�a�y s�omiane maty. Mieszkanie
ca�e, od
g�ry do do�u, utrzymywane by�o przez obie kobiety w nienagannej czysto�ci -
jedyny zbytek,
na kt�ry pozwala� biskup. �To nic nie ujmuje biednym� - mawia�.
Trzeba jednak przyzna�, �e zosta�o mu z tego, co dawniej posiada�, sze��
srebrnych
nakry� i wielka �y�ka wazowa, na kt�re z zachwytem spogl�da�a co dzie� pani
Magloire,
kiedy l�ni�y na bieli grubego p��ciennego obrusa. Poniewa� za� malujemy tu
biskupa Digne
takim, jakim by�, zmuszeni jeste�my zaznaczy�, �e nieraz zdarzy�o mu si� m�wi�:
�Trudno
by�oby mi si� odzwyczai� od jadania na srebrze�.
Do owych sreber doda� nale�y dwa wielkie i ci�kie �wieczniki, kt�re biskup
odziedziczy� po ciotecznej babce. �wieczniki te z dwiema woskowymi �wiecami
sta�y
zazwyczaj na kominku biskupa. Gdy zdarzy� si� go�� na obiedzie, pani Magloire
zapala�a
dwie �wiece i stawia�a lichtarze na stole.
W pokoju biskupa nad wezg�owiem jego ��ka by�a ma�a szafka �cienna, do kt�rej
pani Magloire chowa�a co wiecz�r sze�� nakry� srebrnych i wazow� �y�k�. Trzeba
powiedzie�, �e nigdy nie wyjmowano klucza z tej szafki.
Ogr�d zeszpecony nieco do�� brzydkimi zabudowaniami, o kt�rych ju�
wspominali�my, przecina�y na krzy� cztery alejki; w miejscu ich skrzy�owania
znajdowa�a
si� studnia; pi�ta alejka bieg�a woko�o ogrodu, wzd�u� otaczaj�cego go bia�ego
muru. W ten
spos�b ogr�d podzielony by� na cztery kwatery obsadzone bukszpanem. Na trzech
pani
Magloire hodowa�a warzywa, w czwartej biskup zasadzi� kwiaty. Tu i �wdzie ros�y
drzewa
owocowe.
Pewnego razu pani Magloire powiedzia�a do biskupa z �agodn� drwin�:
- Wasza wysoko�� tak ze wszystkiego stara si� wyci�gn�� jaki� po�ytek, a oto
kilka
grz�dek si� marnuje. Lepiej by�oby zasadzi� tu nie kwiatki, lecz sa�at�!
- Mylisz si�, pani Magloire - odrzek� biskup - pi�kno jest r�wnie przydatne jak
rzecz
po�yteczna. Mo�e nawet bardziej - doda� po chwili milczenia.
Te trzy czy cztery grz�dki zajmowa�y ksi�dza biskupa w tym samym niemal stopniu
co i ksi��ki. Ch�tnie sp�dza� tam godzin� czy dwie przycinaj�c, plewi�c, robi�c
tu i �wdzie
do�ki w ziemi, w kt�re wk�ada� nasionka. Nie odnosi� si� tak wrogo do owad�w,
jakby tego
sobie by� �yczy� zawodowy ogrodnik. Zreszt� nie mia� �adnych pretensji do
znajomo�ci
botaniki; nic nie wiedzia� o podziale na grupy ani o solidyzmie, nie przysz�o mu
nigdy do
g�owy, aby wybiera� mi�dzy metod� Toumeforta a metod� naturaln�; nie opowiada�
si� za
�agiewkami przeciw li�cieniom ani za Jussieu przeciw Linneuszowi. Nie studiowa�
ro�lin;
kocha� kwiaty. Szanowa� bardzo uczonych, jeszcze bardziej szanowa� prostaczk�w i
nie
sprzeniewierzaj�c si� nigdy �adnemu z tych dw�ch