4939

Szczegóły
Tytuł 4939
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4939 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4939 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4939 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bogus�aw Sujkowski Miasto przebudzone 1967 1 Keriza, c�rka Makassusa, zatrzyma�a si� na ocienionej stronie placu i przez chwil� rozgl�da�a si� ciekawie. Przychodzi�a tu prawie co dzie�, bo t�dy wiod�a najbli�sza droga do portu, a ryby kupowane wprost z �odzi by�y naj�wie�sze i najta�sze. Poza tym zawsze dzia�o si� tu co� ciekawego. Ot i teraz. Jaki� Etiop sprzedaje wyroby ze sk�ry s�onia � baty, rzemienie, wysuszon� przedziwnym sposobem tarcz�, l�ejsz� od metalowych i odporniejsz�. Jaki� Syryjczyk wypytuje o drog� do �wi�tyni bogini Atargatis, a dwaj ch�opcy usi�uj� mu wyt�umaczy�, �e nale�y i�� przez plac Hannona ku bramie Thewesta�skiej. Tam stoi ta �wi�tynia, w niepozornej uliczce, jak wszystkie przybytki obcych bog�w. Kap�ani miejscowych opieku�czych b�stw zgadzaj� si� na ich istnienie, bo to dobrze usposabia przybysz�w, ale pozwalaj� je budowa� tylko w zau�kach. Dw�ch klinabar�w, cz�onk�w uprzywilejowanego ochotniczego oddzia�u gwardii, jedynego, w kt�rym s�u�� rodowici Punijczycy, przechodzi powoli i dumnie, nie racz�c dostrzega� plebsu. Numida sprzedaj�cy m�odego, mo�e dwuletniego konia zachwala go zbyt wrzaskliwie, zapewniaj�c, �e wyhodowa� go od �rebaka na najlepszych pastwiskach w dolinie rzeki Bagradas. Egipcjanin w czepcu, przepasce na biodrach i barwnym fartuszku, wyr�niaj�cy si� z�otawym kolorem sk�ry, przechodzi powoli, u�miechni�ty, jakby niczego nie widz�c i nie s�ysz�c. Dw�ch kap�an�w Molocha szepce co�, pochylaj�c ku sobie ogolone g�owy. Ch�opi z okolic miasta rozk�adaj� na bruku sterty owoc�w, kozich ser�w, kosze z drobiem. Garncarze ustawiaj� misy i dzbany, inni � g�rale chyba � usi�uj� sprzeda� grube, domowego wyrobu sukno. Wszystko to przybysze, bo miejscowi rzemie�lnicy sprzedaj� swoje wyroby albo wprost w warsztatach, albo w kramach. Tu, na placu jest wszystko ta�sze, wi�kszy wyb�r, wi�ksza rozmaito��. Tote� w�r�d porozk�adanych towar�w, we wrzawie � bo ka�dy sprzedaj�cy nawo�uje, zachwala sw�j towar, targuje si� wrzaskliwie � kr��� t�umy kobiet. Wielka to przyjemno�� pokr�ci� si� tu, potargowa�, cho�by nie mia�o si� zamiaru niczego kupi�. Keriza lubi�a gwar targowiska, jak wszystkie jej s�siadki i znajome, ale tego dnia nie zatrzymywa�a si� d�u�ej, lecz skr�ci�a ko�o �wi�tyni Apollina i po�pieszy�a do portu. By�a to jedyna �wi�tynia po�wi�cona obcemu bogowi, wystawiona na tak wa�nym i widocznym miejscu, ale Grek�w �y�o w mie�cie wielu, statk�w greckich zawija�o do portu wi�cej nawet ni� egipskich, a kult boga muzyki i poezji znajdowa� coraz wi�cej wyznawc�w w Kartaginie. Dziewczyna obejrza�a si� raz i drugi. Ujrzawszy, �e od strony Malki, dzielnicy z�ej s�awy, nadchodzi kilku pijanych marynarzy, oddali�a si� szybko z placu. Marynarze pochodzili zapewne z numidyjskiej galery. Wiele m�wiono o niej w mie�cie. Przybi�a przy sk�adach Klejtomachosa, wy�adowali j� w nocy niewolnicy bogacza, a za�oga, gdy zesz�a na l�d na zwyk�� hulank�, rzuca�a srebrem i zachowywa�a si� jak zwyci�zcy w podbitym mie�cie. Pijani marynarze rozpychali t�um, wrzeszcz�c, �piewaj�c, zaczepiaj�c ordynarnie dziewcz�ta. Stra� rabduch�w patrza�a ponuro, ale maj�c zapewne odpowiednie rozkazy i wskaz�wki � nie wtr�ca�a si�. Keriza wola�a odej�� jak najdalej. Tego wymaga� i tak poucza� ojciec, a cz�ste wypadki zagini�cia bez �ladu dziewcz�t i kobiet potwierdza�y konieczno�� zachowywania ostro�no�ci. W ogromnym mie�cie tyle by�o zau�k�w, zakamark�w, kryj�wek, �e handlarze niewolnik�w mogli zawsze znikn�� z �upem. A opu�ci� miasto cho�by na kt�rej� z galer, wci�� wp�ywaj�cych do portu � nie by�o trudno. Par� srebrnych sykli, wsuni�tych we w�a�ciw� d�o�, lub z�ota moneta � gdy zdobycz by�a lepsza � usuwa�o wszelkie trudno�ci. Uliczka by�a cicha i pusta, nikt dziewczyny nie goni�, wi�c zwolni�a kroku. Lubi�a takie miejsca ze wzgl�du na panuj�c� tu cisz�, o kt�r� w ogromnym, t�ocznym i ruchliwym mie�cie by�o tak trudno. Spok�j panowa� tylko na Byrsie, na zadrzewionych obszarach mi�dzy �wi�tyni� Eszmuna i pa�acem suffet�w, tylko w pi�knych ogrodach bogini Astarte, otwieraj�cych si� raz do roku dla wszystkich w �wi�t� noc mi�o�ci... Keriza na wspomnienie to zaczerwieni�a si� i przy�pieszy�a kroku. Matka jej, Greczynka, oburza�a si� na ten zwyczaj i wpoi�a w c�rk� obrzydzenie i wstr�t do niego. Cho� umar�a ju� dwa lata temu, nauki jej zostawi�y w pami�ci dziewczyny trwa�y �lad. Domieszce krwi helle�skiej zawdzi�cza�a zapewne Keriza i swoj� �odmienno��, kt�r� ojciec czasem jej wymawia�, zw�aszcza gdy sobie podpi�. Ot, cho�by to umi�owanie ciszy. �Ciszy b�d� mia� do�� w grobie � gniewa� si� Makassus. � A p�ki �yj�, chc� mie� du�o gwaru.� Keriza, gdy tylko mog�a, wyszukiwa�a ciche zak�tki, jak na przyk�ad t� uliczk� przy �wi�tyni Apollina, i tylko tam czu�a si� dobrze. Apollinowi te� sk�ada�a najcz�ciej ofiary, a gdy mia�a czas, przygrywa�a sobie na salselinie, lirze o �agodnym, delikatnym d�wi�ku, nuci�a piosenki lub recytowa�a wiersze poet�w greckich. I teraz, chc�c odegna� my�l o Astarte i �wi�tej nocy, pocz�a skandowa� p�g�osem: Trafi� mnie Eros z�otow�osy, ma�y Purpurow� pi�k�, podrzucon� w d�oni, I z dziewczyn� w barwne przybran� sanda�y Do zabawy wsp�lnej �ywo mnie nak�oni�. Ze smutkiem spojrza�a na swoje stopy. Nie, nie mia�a barwnych sanda��w, lecz najzwyklejsze, bardzo ju� nawet podniszczone, wzorowane na rzymskich. Ma wprawdzie inne, zdobne, ale na �wi�ta tylko. Przypomnia�y jej si� nagle s�owa matki, gdy podra�niona k��ci�a si� z m�em, �e Kartagina nie wytworzy�a niczego w�asnego. Odzie� wzorowana na greckiej, obuwie rzymskie, szk�a fenickie, domy w stylu budowli egipskich, �o�nierze najemni, instrumenty muzyczne libijskie lub numidyjskie, a w�asnych poezji i pie�ni nie ma wcale. Na to Makassus odpowiada� spokojnie, �e owszem, Kart Hadaszt (nigdy nie u�ywa� greckiej, przyj�tej i przez Rzymian, nazwy �Kartagina�) posiada co� w�asnego: pieni�dz. Pieni�dz? Keriza zatrzyma�a si� na chwil�. Kartagina uchodzi za pa�stwo bardzo bogate. Tak wci�� powtarzaj� m�wcy na zebraniach ludowych, tak ka�� wierzy�. Czy bogactwem s� pot�ne, pono najmocniejsze na �wiecie mury, kt�re otaczaj� miasto? Czy wspania�e �wi�tynie? Na �wi�tyni Eszmuna na Byrsie dach jest ca�y z�ocony. Czy pa�ace suffet�w, pa�ac Rady Trzystu, Rady Stu? A mo�e pa�ace bogaczy? Dlaczego m�wi si�, �e pa�stwo jest bogate, gdy przecie� jej ojciec, zdolny i uznany mistrz kamieniarski, tak ci�ko musi pracowa�, aby jako� wy�y�? Takich jak on jest wielu. Mieszkaj� w obrzydliwych, zat�oczonych, pi�cio � lub sze�ciopi�trowych domach, gdzie panuje ha�as, krzyki, p�acze, ci�g�y ruch... Jak�e cz�sto domy te zawalaj� si� nagle i tylu, tylu ludzi ginie. A pa�ace bogacz�w na Megarze nie zawalaj� si� jako� nigdy. I �adna z tych pi�knych, wypiel�gnowanych dam nie nosi wody na sz�ste pi�tro po stromych, niewygodnych schodach, umieszczonych na zewn�trznej stronie domu. Schodach, z kt�rych ka�dy przechodz�cy zagl�da do mieszkania. Zw�aszcza tacy zuchwalcy jak ten m�ody Matho. Niezno�ny natr�t! Ach, gdyby tak mie� niewolnic�... Jedn� niewolnic�, kt�ra by spe�nia�a najci�sze, najbardziej dokuczliwe prace. Keriza z westchnieniem wym�wi�a p�g�osem to �yczenie, szczyt pragnie� wszystkich rzemie�lnik�w kartagi�skich, ale zaraz w my�lach doda�a, �e na rynek, po zakupy chodzi�aby jednak sama. To... to bardzo przyjemne zaj�cie. Niewolnica nosi�aby wod� i wykonywa�a najci�sze prace... C�, kiedy ojciec nie chce nawet s�ysze� o czym� takim. Owszem, kupi�by, ale raczej niewolnika, silnego i zdrowego pomocnika do swego warsztatu. Jej, Kerizie, nic to by nie ul�y�o. Musia�aby jeszcze pami�ta� o jedzeniu dla tego cz�owieka. Ale ojciec nie ma racji. Niewolnic� mo�na cz�sto naby� okazyjnie, bardzo tanio. Ot, par� dni temu stara Domarata sprzedawa�a jedn� ze swoich dziewcz�t, Murzynk�, jeszcze niestar� i zdatn� do pracy, tyle tylko, �e pijany �go�� rozci�� jej no�em policzek i sta�a si� tak brzydka, �e nikt ju� na ni� nie chcia� nawet spojrze�. Ale do pos�ug domowych by si� nadawa�a. Ojciec wci�� si� waha. M�wi, kupi� niewolnika mo�na. Owszem, jego pomoc bardzo by si� przyda�a. Ale trzeba pami�ta�, co potem? Zestarzeje si� i co? Nikt go nie kupi, a �ywi� trzeba. Wygna� lub zabi� � nie pozwala prawo. O tym trzeba pami�ta�. Keriza niech�tnie wzruszy�a ramionami. Ze zwyk�� beztrosk� m�odo�ci odsuwa�a od siebie wszelkie rozwa�ania o przysz�o�ci, a my�l o staro�ci, jako co� przykrego, odrzuca�a bez namys�u. To by�o co� nierealnego, wymy�lonego, jak z�a bajka, kt�r� straszy si� dzieci. Wszystkie rozwa�ania porzuci�a natychmiast, gdy znalaz�a si� w porcie. I tu zna�a ka�dy kamie�, i tu zawsze dzia�o si� co� ciekawego. Statki ze wszystkich stron �wiata, ludzie w dziwacznych strojach, m�wi�cy niezrozumia�ymi j�zykami, egzotyczne towary... Westchn�a, przypomniawszy sobie zdarzenie sprzed paru tygodni. Przygl�da�a si� w�wczas wy�adowywaniu towar�w z jakiego� egipskiego statku. Kupiec by� Etiopem. Ju� na brzegu, tu� przy niej, pokazywa� nabywcy przywiezione materia�y. Jeden zw�j rozwin�� si�. Od tej pory Keriza wzdycha ci�ko na wspomnienie tej chwili. Ach, �eby mie� kiedy peplos z takiego materia�u � cienkiego, mieni�cego, cudnie si� uk�adaj�cego. Kap�anka Labitu, kt�r� czasem czesa�a, mia�a taki w�a�nie szal i m�wi�a, �e to z kraj�w, dok�d nie dotar� nawet Aleksander, kr�l macedo�ski. A ten przecie� podbi� nieomal ca�y �wiat... Ale peplos, peplos z takiego materia�u � to by�o marzenie odbieraj�ce nawet sen. Ile� on jednak musi kosztowa�? Strach pomy�le�. Ten kupuj�cy, cho� wygl�da� na bogacza, przecie� zdawa� si� waha�. W porcie jaka� wielka pentera pontyjska wychodzi�a w�a�nie na morze, ale to by�a rzecz zwyk�a. Wiadomo te� by�o, �e wioz�a �adunek purpurowego materia�u, poszukiwanego i bardzo cenionego na wschodzie. Dawniej materia�y barwiono we wszystkich miastach fenickich. Teraz ten dochodowy przemys� przeni�s� si� do Kartaginy, bo jedynie w jej okolicach zachowa�y si� cenne ma��e, daj�ce purpur�. Pontyjczyka wyprowadza wojenna birema. Po co? Piraci nie zbli�aj� si� do Kartaginy, gdy� boj� si� rzymskiej floty. Przecie� nie Kartagi�czyk�w. Ojciec m�wi�, �e z kartagi�skiej floty �mieje si� ka�dy zuchwalszy w�dz pirat�w. Bo i co zosta�o po ostatnim pokoju z Rzymem dawnej w�adczyni m�rz? Dziesi�� birem. I to tak ju� starych, �e w�a�ciwie wielka to odwaga wyp�ywa� na tym na morze. I te my�li porzuci�a Keriza, gdy dosz�a do cz�ci portu naprzeciwko �wi�tyni Melkarta, opiekuna �eglarzy, gdzie przybija�y �odzie rybackie. Sta�o ich tego dnia tylko par�, ale Keriza pozna�a pierwsz� z nich ju� z daleka. To ��d� Kadmosa; zaledwie miesi�c temu reperowa� burt� i nie poczernia�y jeszcze kawa� drewna odcina si� wyra�nie. Nazwa� sw� ��d� �Kalait� � turkus. Cho� przecie� jest szara, jak inne, nie malowana i nic na niej nie ma turkusowego. Ale w ubieg�ym roku, gdy si� przypadkiem poznali, ona, Keriza, mia�a turkusowe zauszniki. Jedyne swe klejnoty. A Kadmos przygl�da� si� im i spyta�, czy ona lubi turkusy. Odpowiedzia�a zmieszana, �e tak, cho� to nie by�a prawda. Woli korale, a nade wszystko �w tajemniczy, z�ocisty, lekki elektron, przywo�ony gdzie� z p�nocy. Ale sama nie bardzo wiedzia�a w�wczas, co m�wi, a gdy nast�pnym razem ujrza�a ��d� Kadmosa, ju� by�a na niej wymalowana nowa nazwa. Rzuca�a si� w oczy, bo litera aleph by�a jako� dziwnie wykr�cona. Keriza uda�a, �e nie widzi napisu i nigdy o tej zmianie nazwy nie wspomina�a. Cho� uprzednio ��d� zwa�a si� �Metamira�, a to na pewno imi� jakiej� pod�ej greckiej hetery, prostibuli, n�dznicy, kt�r�... och, kt�r� trzeba by... Bardzo trudno by�o si� uspokoi� po takiej my�li, �e Kadmos musia� wida� dobrze zna� jak�� Metamir�. 2 Kadmos te� musia� dojrze� nadchodz�c�, bo nagle przeskoczy� burt� swej �odzi i ruszy� na spotkanie. �mia� si� weso�o, b�yskaj�c bia�ymi z�bami, kontrastuj�cymi z opalon� na br�z twarz�. Brody nie nosi�, co by�o zreszt� do�� powszechne w�r�d m�odych Kartagi�czyk�w, wzoruj�cych si� ch�tnie na zwyczajach rzymskich, cho� Rzym by� znienawidzonym wrogiem. Ten �miech, �mia�y krok, a mo�e blask oczu odebra�y nagle dziewczynie pewno�� siebie. Zawaha�a si�, jakby chc�c cofn�� si�, ale przecie� przemog�a si� i wolno post�pi�a ku �odzi. Pozycja kobiety kartagi�skiej, zw�aszcza z ni�szych warstw, dawno ju� nie przypomina�a dawnych fenickich obyczaj�w, ograniczaj�cych i podporz�dkowuj�cych j� woli ojca lub m�a, cho� w zasadzie prawa nie zosta�y zmienione, cho� konserwaty�ci, zw�aszcza starcy, nawo�ywali do powrotu do dawnych obyczaj�w. Tote� swobodne kr��enie dziewczyny po targu i porcie nie dziwi�o nikogo, a rybak wita� j� bez zak�opotania. By� on zreszt� przez par� lat �eglarzem na ci�kich kupieckich galerach, widzia� wiele kraj�w, na�ladowa� ch�tnie obce zwyczaje. Teraz wo�a� weso�o: � Witaj, Kerizo, c�rko Makassusa! Witaj, ozdobo ulicy kamieniarzy! Co m�wi�! Ozdobo miasta! Dojrzawszy zmieszanie na twarzy dziewczyny, sam si� zmiesza� i nagle pocz�� m�wi� innym ju� tonem. � Szukasz pewnie �wie�ych ryb, Kerizo? Przeczu�em to. �owili�my ca�� noc, ale po��w by� s�aby. Od�o�y�em jednak co� godnego ciebie: murena, d�uga jak w��cznia, gruba jak moje udo. Keriza przerwa�a po�piesznie: � Murena? I taka wielka? Ale�... to zbyt du�o dla nas i... i zbyt kosztowne. � Zbyt du�o? Ha! Czy� taki mistrz, jak tw�j ojciec, nie ma ju� apetytu? No, znajdzie si� i na to rada. Zapro� mnie dzi� na wieczerz�. Zobaczysz, �e rybka oka�e si� jeszcze zbyt ma�a! Ryba nie by�a d�ugo�ci w��czni ani grubo�ci uda, ale w ka�dym razie stanowi�a dostateczny posi�ek cho�by dla czterech m�czyzn i w koszyku Kerizy ledwie si� zmie�ci�a. Da�o to Kadmosowi zaraz pow�d do nowej pro�by. � To zbyt ci�kie dla ciebie. Daj, ponios� ten koszyk i odprowadz� ci�. Tak b�dzie bezpieczniej, bo du�o kr�ci si� pijanych. � Ja si� nie boj�! � pr�bowa�a opiera� si� Keriza, ale gdy rybak nie us�ucha� i porwa� koszyk, ruszaj�c w stron� placu Hannona, zaprotestowa�a nie�mia�o. � Mo�e... mo�e p�jdziemy inn� drog�? Bo tam awanturuj� si� pijani marynarze numidyjscy... � Niech mi lepiej z�a�� z drogi! � rzuci� si� Kadmos, ale zaraz spochmurnia�. Wiedzia�, �e Numidowie chodz� gromadami, stra� miejska nie wtr�ca si�, chyba w ostatecznych wypadkach, a wywo�anie b�jki, gdy b�dzie w towarzystwie dziewczyny, mo�e mie� najgorsze nast�pstwa dla niej w�a�nie. Doda� wi�c po chwili niech�tnie: � Jak chcesz. Przyjdzie pora i na tych tam barbarzy�c�w. O, bogowie, do czego to dosz�o, �e te psy numidyjskie tak zuchwale sobie poczynaj� w naszym mie�cie! O, wiele racji maj� ci, co krzycz�, �e pierwszy nasz wr�g to Masynissa! � Nie, nie! � �mia�o zaoponowa�a Keriza. � Stary Lesteros, m�drzec, dowodzi s�usznie, �e to Rzym pcha go na nas, aby nas zwi�za�, os�abi�... Kadmos spojrza� ze zdziwieniem. � O! To i ty ju� politykujesz? Czy� ca�e miasto oszala�o? Gdzie si� nie ruszy�, tam dyskusje, spory. A �ycie jest pi�kne i kr�tkie. Mniejsza o to. Idziemy. Hm, nie chcesz przez plac Hannona? No, to chyba przez Malk�. W dzie� tam bezpiecznie. � Jak chcesz, Kadmosie � cicho odpowiedzia�a dziewczyna. Malka mia�a z�� s�aw�. O zmroku �adna kobieta nie zapuszcza�a si� w kr�te, ciemne uliczki, bo to i sprzeciwia�o si� obyczajom, i by�o nawet niebezpieczne. Ale przecie� by� jeszcze jasny dzie�, a przy tym obecno�� Kadmosa dodawa�a jej pewno�ci siebie. By�o nawet nieoczekiwanie przyjemnie poddawa� si� silnej, m�skiej woli. Lecz po�a�owa�a tego ju� po chwili. Kadmos szed� pewnie, wida� zna� doskonale zau�ki tej dzielnicy, � wi�d� j� najbli�sz� drog� ku ulicy kamieniarzy, mieszcz�cej si� mi�dzy Byrs� i bram� Thewesta�sk�, ale nie pomy�la�, �e nie ka�da ulica mo�e by� przyjemna dla m�odej dziewczyny, lub mo�e nie mia� wyboru, bo wszystkie ulice by�y jednakowe. Do��, �e gdy tylko skr�cili za pierwszy r�g, Keriza zatrzyma�a si� odruchowo. Zaraz jednak opanowa�a si� i ruszy�a naprz�d z podniesion� g�ow�, lecz ciemnym rumie�cem na twarzy. Bowiem tu� przed sob� ujrza�a wielki, wszystkim znany znak, oznajmiaj�cy przechodniom, �e w tym domu znajduje si� lupanar, a stoj�ce obok szeregiem wysokie sto�ki, na kt�rych wieczorem zasiada�y wabi�ce przechodni�w kobiety, wskazywa�y, �e przybytek jest czynny i dziewcz�t jest do wyboru. W tej chwili sto�ki by�y jeszcze puste, ale o sto krok�w dalej przechodzili ko�o drugiego takiego domku, ju� otwartego. Na pierwszym sto�ku, wysoko, siada�a w�a�nie jaka� wspaniale zbudowana Murzynka, naga zupe�nie, lecz przystrojona nieprawdopodobn� ilo�ci� pier�cieni, naszyjnik�w z br�zu, miedzi, a nawet srebra. Przy ka�dym jej poruszeniu wszystko to dzwoni�o i brz�cza�o. Dojrzawszy nadchodz�cych roze�mia�a si� weso�o, ukazuj�c l�ni�ce, bia�e z�by i wykrzykn�a: � O, pi�kny i silny ch�opcze, co widz�? Ty z tak� chud� szczap�? To� ona nie da ci �adnej rozkoszy. Chod� lepiej do mnie. Wezm� tanio, ledwie dwa sykle. Nie po�a�ujesz. Ani samum w �rodku lata nie jest tak gor�cy, jak moje pieszczoty. Patrz, znawco wspania�y, jakie mam piersi i uda! Kadmos nie spojrza� nawet, rzuci� tylko par� s��w w j�zyku, kt�rego Keriza nie zna�a. Murzynka za�mia�a si�, ale zaraz ucich�a i przesta�a zaczepia�. Tymczasem jaka� stara baba, skulona dot�d u st�p schod�w najbli�szego domu, pocz�a i�� za m�odymi i gada� po�piesznie: � Mo�e szukacie zacisznej izby? Tylko ja, kt�r� zw� pocieszycielk� zakochanych, znajd� wam zaraz jak� zechcecie. Mo�e by� skromna, mo�e by� zbytkowna. Sam Klejtomachos by� u mnie par� razy z tak� dam�, co to woli, aby jej nikt nie pozna�. Sam suffet Abibaal przyszed�by te�. A mo�e to twoja niewolnica, m�ody panie? Tedy ci radz�, sprzedaj j�. P�ki m�oda. Bo dziewki starzej� si�, ach, jak pr�dko starzej� si�. Pomy�l, wspania�y m�u, ile co dzie� tracisz. A je�� jej trzeba dawa�, a ubiera�. Ja kupi�. Taka ju� jestem � ch�tnie pomagam. Trac�, a pomagam. Bo cho� to chude i jedn� �opatk� ma wy�sz�, przecie� kupi�, aby tobie, pociecho oczu kobiecych, odj�� k�opot. � No, mo�esz si� cieszy� � mrukn�� Kadmos, gdy stara odczepi�a si� wreszcie. � Je�li chcia�a ci� kupi�, to znaczy, �e twoja uroda i wszystko... Urwa� zmieszany, bo zn�w przechodzili ko�o nast�pnego lupanaru, r�wnie� oznaczonego czerwonym symbolem. Tu ju� na sto�kach siedzia�y dwie dziewczyny. Jedna z oboj�tn�, znudzon� min�, druga kul�ca si�, usi�uj�ca splotem n�g, �okciami i d�o�mi ukry� nago�� cia�a i twarz, a przede wszystkim kr�tko obci�te w�osy � symbol ha�bi�cego zawodu. � O, nowa?! � wykrzykn�� Kadmos, zapominaj�c na chwil�, do kogo m�wi. � Ta stara Atia cz�sto wynajduje co� takiego. Raz da�a mi nawet dziewic�. Ale te� zdar�a za to. Mo�e i ta teraz?... Tak si� wstydzi... Cho� mo�e to udane? I tak bywa. � Zosta� tu i sprawd�! � gniewnie sykn�a Keriza, usi�uj�c z r�k Kadmosa wyrwa� koszyk. Na d�wi�k jej g�osu dziewczyna poderwa�a nagle g�ow� i wykrzykn�a ni to z rado�ci�, ni to z przera�eniem czy wstydem: � Keriza! Och, Keriza! Sto�ki by�y tak wysokie, �e kobiety siedzia�y wy�ej od przechodni�w, aby lepiej by�y widoczne i bardziej zwraca�y uwag�. Dziewczyna pochyli�a si� gwa�townie, omal nie spad�a i nagle cofn�a si�, jakby chc�c wtuli� si� w mur. �una ciemnego rumie�ca zala�a jej jaskrawo wymalowan� twarz. � Hersa! � krzykn�a Keriza, poznaj�c dziewczyn�. Jeszcze p� roku temu by�a to jej przyjaci�ka, c�rka dozorcy wielkich cystern. Lecz ojciec jej umar�, a �e nie mia�a matki, zabra� j� jaki� daleki krewny do Tunesu. Teraz tu, na tym sto�ku, przed haniebnym przybytkiem... � Hersa! Ty tutaj? Co si� sta�o? Dziewczyna zerkn�a ku drzwiom i po�piesznie, Zni�aj�c g�os, pocz�a m�wi�. Jaka� instynktowna, cho� bezpodstawna nadzieja brzmia�a w jej g�osie. � Wuj sprzeda� mnie, �e mu niby ci�ko. Ale to nieprawda. Bogaty jest, tylko sk�py. Sprzeda� mnie takiej babie, co handlowa�a zio�ami i wszystkim, z czego otrzymuje si� pachnid�a. Wiesz, kupowa�a lawsoni� do wyrobu henny, nard, myrobolan�, �ywic� z drzewa dellium. A nade wszystko szuka�a mandragory. O, za du�y korze� dobrego kszta�tu mo�na dosta� nawet talent z�ota. I w�a�nie przyszed� taki jeden staruch i przyni�s� pi�kny korze�. Zupe�nie w kszta�cie cz�owieczka. Nawet oczy by�o zna� i z�o�liwy u�miech. Ale za��da� � mnie. I ta baba da�a. O, skwapliwie mu mnie da�a. On za�, dzi� w�a�nie, przywi�d� mnie tutaj i... � Sprzeda� ci� do lupanaru? � przerwa� Kadmos. Jaki� grubas, rze�nik chyba, bo zalatywa� od niego zapach krwi i t�uszczu, zatrzyma� si� i przys�uchiwa� ciekawie. � Nie, tylko wynaj��. Ach, Astoreth, pani nasza, ratuj! � Czekaj! � Kadmos dojrzawszy przera�enie i rozpacz na twarzy Kerizy decydowa� szybko. � Przejd� tam, za r�g i czekaj. Tutaj... no, tutaj nie miejsce dla dziewczyny... Popr�buj�, mo�e co� da si� zrobi�. A ty � zwr�ci� si� do Hersy � zejd� z tego sto�ka i prowad� do tej starej. Nie b�j si� mnie. Nie masz na co si� gapi�. � By�o to skierowane do rze�nika, kt�ry podsuwa� si� wci�� bli�ej. � Bior� t� dziewk� na ca�� noc. Szukaj sobie gdzie indziej. Nie wraca� d�ugo. W g��bokich zau�kach ciasnych uliczek zag�szcza� si� mrok i Keriza zacz�a si� ju� niepokoi�, zw�aszcza �e coraz cz�ciej zaczepiali j� jacy� m�czy�ni. A� wreszcie Kadmos ukaza� si� zza rogu, bez s�owa wyrwa� koszyk z r�k dziewczyny i ruszy� przed siebie. � A... a co z Hersa? Ratuj j�, Kadmosie! Ja... ja bardzo prosz�! � Keriza by�a tak przej�ta, jakby chodzi�o o kogo� najbli�szego. Rybak mrucza� co� pod nosem, wreszcie wybuchn��: � Nic si� nie da zrobi�! Gdyby by�a sprzedana, to mo�e da�oby si� j� odkupi�. Cho� i to drogo. Ale tak � ani gadania. Ona musi przynie�� dobry i d�ugotrwa�y doch�d swemu panu i tej j�dzy, Atii. Uu, co za kabir w babskiej postaci! Ale ja jej jeszcze si� przys�u��. B�d� wiedzia�, dok�d prowadzi� pijanych Numid�w. � O, Tanit! Wi�c Hersa... � Ju� j� ten gruby rze�nik zaci�gn�� na g�r�, gdzie s� kubikula. Zapomnij o niej i ju�. Nie pierwsza, nie ostatnia. Zwyk�a rzecz. Keriza zasapana nieco, bo Kadmos szed� szybko, przem�wi�a gniewnie, chwytaj�c z trudem oddech: � Biedna! Ach, jaka biedna! Co za ha�ba! I... i czy to zgodne z prawem? Czy wuj m�g� j� sprzeda�? � Nie wiem. � Kadmos nie obejrza� si�, nie zwolni� kroku. � Nie znam si� na prawie. Zgodne! Zgodne! Gadasz jak dziecko. Kto ma z�oto, ten jest w porz�dku. Zatrzyma� si� nagle, odwr�ci� do Kerizy i popatrza� jej ostro w oczy. M�wi� szybko, nami�tnie: � Jak powiedzia�a�? �e to ha�ba? Dlaczego? �e go�a siedzi i m�czyzn wabi? A to� nie z w�asnej woli! Pan ka�e, batem uczy pos�usze�stwa, to i siedz�. Jaka tam ha�ba! Jak dziewka bogata, w swoim domu go�ci przyjmuje, z�otem ka�e p�aci�, to hetera, to szanowana, dostojnicy jej si� radz�, kobiety na�laduj� stroje. Jak przy �wi�tyni, za wielk� op�at�, to zwie si� gedeszoth i prawie kap�anka. A jak taka, biedna, go�a siedzi przed lupanarem � to prostibula. To b�otem na ni�! To ha�ba! A dziewki bywaj� nieraz m�dre, czu�e, uczciwe. � Uczciwe? One? � Wiem, co m�wi�! Garncarz te� brudny, gdy pracuje, a to nie wp�ywa ani na jego my�li, ani na uczciwo��. Jaka dziewka by�a kiedy� u tego starego Nikodemesa, co mia� lupanar za �wi�tyni� Khusatona. Niewolnica, co dzie� siedzia�a na sto�ku, a przecie�... � To ta Metamira, kt�rej imieniem nazwa�e� ��d� � domy�li�a si� nagle Keriza, z niezrozumia�� dla siebie ulg�. Ale zas�pi�a si� ponownie, s�ysz�c odpowied�. � Tak, ta. Zbiera�em pieni�dze, aby j� wykupi� i o�eni� si�, ale nie zd��y�em. By�em na morzu, daleko, a tu jaki� Syryjczyk upodoba� sobie moj� dziewczyn� i kupi�. Po�ama�em ko�ci temu Nikodemesowi, ale co z tego? Ruszy� zn�w przed siebie, ale m�wi� wci��: � Jaka tam ha�ba, skoro nawet w �wi�tyni Tanit utrzymuj� gedeszothim. Nie jest ha�b� �adne zaj�cie, chyba... chyba �o�nierza. Cho� i z tym r�nie bywa. No, po�piesz si�, bo ju� ciemno. Ale chyba jeste�my niedaleko, co? � Tak, to ju� nasza ulica. A tam nasz dom. Czy... czy wejdziesz ze mn�? Ojciec... � Wejd�! � nagle zdecydowa� si� Kadmos. � Chc� pozna� twego ojca. A ty przecie� zaprosi�a� mnie jeszcze w porcie. 3 Makassus mia� sw�j warsztat w podw�rzu, ale mieszka� a� na pi�tym pi�trze wielkiego, do ula podobnego domu. Rudera to by�a, poczernia�a i brudna, schody uczepione do zewn�trznej �ciany skrzypia�y podejrzanie przy ka�dym kroku, ale nikt na to nie zwraca� uwagi. Niemal wszystkie domy w ubo�szych dzielnicach by�y podobne. Ju� tu i �wdzie, zw�aszcza na dolnych pi�trach, poczyna�y z�oci� si� w oknach nik�e odblaski zapalanych lamp i po�wiata ta pozwala�a widzie� wyra�niej schody, mimo to Keriza ostrzeg�a: � Mieszkamy wysoko, daruj, ale tam i powietrze czyste, i widok mamy pi�kny. Bo ten dom. naprzeciwko jest ni�szy i nad jego dachem wida� Byrs�. Uwa�aj na ten stopie�, jest nad�amany. Och, trzeba usun�� si� pod �cian�, bo Ethibel idzie z wiadrami. To moja przyjaci�ka, mieszka jeszcze wy�ej. � O, Keriza � pozdrowi�a tamta � dopiero wracasz? To� nie s�ysza�a awantury w domu Gereszmuna. Mo�na by�o si� u�mia�... O, wybacz, nie zauwa�y�am. Obrzuci�a Kadmosa badawczym, prawie zalotnym spojrzeniem i zbieg�a na d�, podzwaniaj�c pustymi wiadrami. � Czy... czy ty, Kadmosie, te� mieszkasz tak wysoko? � zapyta�a zmieszana Keriza. Rybak za�mia� si�. � O, nie. Ja... No, mam jak�� izb�, blisko portu, ale rzadko tam bywam. Nie wytrzyma�bym bez morza. Ja musz� mie� swobod�, przestrze�, ruch. � Tak... �le w takim t�oku, jak tu � cicho, z jawnym �alem odpowiedzia�a dziewczyna i szybciej ruszy�a po stromych schodach ku g�rze. Kadmos umy�lnie marudzi�, aby w s�abym odblasku �wiate�, padaj�cych z mijanych okien, obserwowa� ruchy dziewczyny. Zgrabna, �mia�a, tryskaj�ca zdrowiem. Spod tuniki wysuwaj� si� chwilami nogi drobne, ale silne. Ca�a jest � no, w�a�nie, jak trzeba. Szczup�a, ale nie chuda, gibka, ale biodra i piersi ma pi�knie zarysowane, twarz drobna i mi�a, a w�osy, o, w�osy ma pi�kne. Upina je w w�ze� jak Greczynki. Stary Makassus wita� go�cia bez zdziwienia, prosto i przyja�nie. Gdy za� Keriza po�pieszy�a zapewni�, �e Kadmos zachowa� dla niej wielk� muren�, tak wielk�, �e starczy i na �niadanie, kamieniarz rozja�ni� si� jeszcze bardziej. � Murena? O, to przysmak! Gdzie� j� z�owi�, m�ody cz�owieku? Pono� ju� coraz o nie trudniej. Kadmos za�mia� si� weso�o. � Och, tak gadaj� ci, co boj� si� �owi� z�bate ryby. Bo kto chce, ten znajdzie. A t� z�owi�em w zatoce za przyl�dkiem Kamart. Znasz te strony, czcigodny? � Wiem gdzie, cho� tam nie by�em. Wiele tam moich steli stoi na grobach dostojnik�w. Za przyl�dkiem Kamart, m�wisz, to nie tak daleko. Nie wyp�ywasz dalej? Rybak prawie obrazi� si�. � Ja? Ko�o S�up�w Melkarta by�em, na Euxinie by�em, a� przy brzegach Kolchidy. Ma�o znajdziesz wysp i zatok, gdzie bym nie by�. A pewnie w tym roku wyprawi� si� i na Mgliste Morza po cyn� lub jeszcze dalej po elektron. � Ho, ho, to� �eglarz nie lada! I �e to ryby �owisz! Kadmos zachmurzy� si� nagle, machn�� r�k�. � A co mam robi�? Kusz� dalekie morza, dalekie l�dy, ale jak tam dop�yn��? Na takiej �odzi jak moja to ani gadania. Trzeba mie� cho�by birem�. A t� sk�d wzi��? Chyba do kupca bogacza w s�u�b�. Tego mam do��! Uch, do�� na d�ugo! � A gada�e� o Mglistych Morzach. Jak�e tam wyruszysz? Tylko najbogatsi, najodwa�niejsi kupcy �l� tam galery. I to nie w pojedynk�. Kadmos skin�� g�ow�, tym razem z dum�. � Wiem. Ale ja b�d� mia� w�asn� galer�. Morze nagradza, gdy kto� je kocha i wiernie mu s�u�y. Tak i nam... bo nas jest trzech na �odzi, przyjaci� � i nam morze da�o skarb. � O? Per�y mo�e? � Per�y? Na tych wodach? Nie! Ale mo�e co� lepszego. Znale�li�my z�o�a, bogate z�o�a muszel, z kt�rych robi si� purpur�. A wiesz, dostojny, jak o nie trudno i jak ceny id� w g�r�. Nasi fabrykanci purpury, cho�by taki Abdmelkarth, zap�ac� szczodrze. � Pewnie, pewnie. Bogate z�o�a? No, to wam si� uda�o! I gdzie� to? Je�li, oczywi�cie, mo�esz powiedzie�. � Tobie, czcigodny, mog� zaufa� � �mia�o odpowiedzia� Kadmos, zerkaj�c na Keriz�, kt�ra skroba�a i szykowa�a ryb�. � To obok wyspy Cercyny. Jest tam... � Sza! Nie chc� wiedzie�? Ko�o Cercyny? No, to ja ci radz� � �piesz si�. Bardzo si� �piesz. I nie tra� czasu na wy�awianie muszel, tylko sprzedaj ca�e znalezisko. Rozumiesz? � Ale� na tym stracimy. � Albo wy, albo ten, co kupi. Cercyna? Naprzeciw portu Thene? Radz� ci � pr�dko sprzedaj. � Nie rozumiem � zdziwi� si� Kadmos. Makassus nie odpowiedzia�, lecz zwr�ci� si� do c�rki i d�ugo, ze znawstwem poucza� j�, jak przyprawi� ryb�, ile doda� kardamonu, a nawet troszk�, troszeczk� assafetydy, kt�ra wprawdzie nie pachnie, ale smak podnosi znakomicie. Gdy Keriza zaj�a si� prac� przy kuchni, Makassus d�ugo nie wraca� do poprzedniego tematu. Wyci�gn�� dzbanek z winem, rozmiesza� je greckim obyczajem w kraterze i przypija� do go�cia, skracaj�c czas oczekiwania na posi�ek. Opowiada� raczej o sobie i swych k�opotach. Ot, ostatnio w�a�ciciel domu przyszed� z takim pomys�em, propozycj� raczej: przez dwa lata nie b�dzie bra� od nich op�aty za mieszkanie (a bierze, lichwiarz przekl�ty, po pi�� sykli miesi�cznie � za t� kuchni� i dwa duszne kubikula bez okien!), ot� nie b�dzie bra� nic, ale za to Makassus ma mu wyku� godny maszeboth. Kadmos skin�� g�ow�. Maszeboth, nagrobek o ustalonej zwyczajowo formie, by� nieodzownym wyrazem uczczenia pami�ci zmar�ego. Wyryta by�a na nim jego posta� i odpowiedni napis. Chyba tylko zbrodniarzy chowano bez takiego dowodu pami�ci. Zwykle nagrobki stawia�y dzieci lub inni cz�onkowie rodziny, ale kto by� samotny, przygotowywa� go sam, za �ycia jeszcze. � Tak! � Makassus mrucza� gniewnie. � Niby rzecz zwyk�a, ale wymaga tyle pracy, �e i p� roku musia�bym ku�. A z czego �y�? Keriza zarabia tylko dorywczo i ma�o... Urwa� i zwr�ci� si� do c�rki: � Aha, by�bym zapomnia�. Wzywa ci� dostojna Elissar, �ona Hasdrubala-szaliszyma. Go�ciowi t�umaczy� z wyra�n� dum�: � Keriza jest s�awn� fryzjerk�. Ho, ho, chyba �adna tak nie potrafi u�o�y� lok�w. Nawet wielkie damy, posiadaj�ce znakomite fryzjerki-niewolnice, przysy�aj� po Keriz�, gdy chc� szczeg�lnie pi�knie wygl�da�. � Nie b�d� zabrania� � powa�nie odpar� Kadmos. � Po �lubie b�dzie mog�a nadal tym si� zajmowa�. � Po �lubie? � stary kamieniarz spojrza� zdziwiony. � Jeszcze ma czas. Stara� si� o ni� ten gruby... � Ojcze! � przerwa�a Keriza zmieszana, z wyra�n� przykro�ci�. Makassus urwa�, chrz�kn��. � To rzecz zwyk�a � spokojnie podj�� Kadmos � ale to nic. Gdy tylko wyjdzie za mnie... � Jeszcze� mnie nie prosi�! � z oburzeniem i �alem wybuchn�a Keriza. � Po co? To� rozumiemy si� i tak. Nie udawaj. Najlepsze wino wyci�gn�� Makassus ze skrytki i nie rozcie�cza� go ju� wod�. Tote� wkr�tce pocz�li obaj z przysz�ym zi�ciem m�wi� szczerze i g�o�no. � Tedy chcesz bra� Keriz�? No, twoja wola! Niczego sobie dziewczyna. Co tu gada�. Wda�a si� w matk�. Musisz zobaczy�, jak� stel� starej wyku�em. �adniejszej nawet c�rka Abibaala nie ma. Ta, co to, wiesz, w�r�d samych dostojnik�w le�y na Przyl�dku Kamart. Sta� mnie by�o na to. Nie to, co dzi�. � Dzi� wszystko gorsze. � Dobrze� to rzek�. M�dry jeste�, cho� m�okos i dziewk� chcesz mi zabra�. A ona pos�uszna i robotna. Ze wszystkim dzi� gorzej. Taki Bomilkar, bogacz, z rodem Barkid�w spokrewniony, co robi? Glin� pi�kn� znalaz� na pustkowiu, za murem Megary, a teraz za podszeptem Zebuba, przekl�ty, piece pobudowa�, niewolnik�w nastawia� i wypala z tej gliny trumny. Rozumiesz? Zamiast ku� w kamieniu, jak jest w odwiecznym zwyczaju, ten robi z gliny szybko i tanio. To z czego ma �y� kamieniarz? Jak �wi�tyni� buduj�, to kapitele czy rze�by kuj� niewolnicy kap�a�scy. Hierodule, psia ich ma�! � Wsz�dzie to samo. I u nas, rybak�w, to samo. Taki Sanchuniathon... � Z rodu Magon�w? O, na tego nie gadaj nic. R�d godny, �adnych tam wojownik�w, jeno kupcy i kap�ani. Ten Sanchuniathon da� mi dobrze zarobi�, jak now� fontann� stawia� w domu swej kochanki. � To co? To zaraz ma by� porz�dny? A w�a�nie �e wieprz nieczysty, �ajno chorego na �wierzb wielb��da! Oby tr�d stoczy� mu krocze! Wiesz, co uczyni�? Zakupi� trzydzie�ci �odzi, obsadzi� niewolnikami i wysy�a na najlepsze �owiska. A jak zjawia si� kto� z nas, wolnych, to goni�, sieci rw�, bij�, a zawsze kup�. � Keriza te� pracy ma ma�o, bo wsz�dzie niewolnice czesz� swe panie. � A w porcie i sieciarze pozostali bez pracy. Bo ten Abdsasom, co ma najwi�ksz� flot�, co dzie� wi�cej ��da za liny. Za w��kno te�. Albo wcale nie chce sprzedawa�, bo wszystko oddaje do warsztat�w Baletsona, swego wsp�lnika. A ten zatrudni� niewolnik�w, kr�ci liny i sznury, splata sieci, a wszystko o wiele ta�sze ni� u wolnych. � Gniew bog�w chc� wywo�a�. Oby ich kabiry straszy�y! Napijmy si�! � Napijmy! Wsz�dzie tak. Sedjathon, by�y suffet, ile to ku�ni prowadzi, ilu p�atnerzy zatrudni�, wszystko, oczywi�cie, niewolnicy. I teraz, jak w�adze chc� mie� zbroje dla wojska, to gdzie kupuj�? U Sedjathona! A Hasdrubal, suffet, jest te�ciem Sedjathona. � Jako ty b�dziesz moim. Napijmy si�! � Napijmy! Dobre wino. Wsz�dzie to samo. Bogacze zatrudniaj� niewolnik�w i ich prac� bogac� si� coraz bardziej, a ty zdychaj, wolny cz�eku. � Prawda. A wszystko to niby wedle prawa. � Ot� to. Jeno Zebub m�g� podszepn�� takie prawa i teraz si� �mieje. Czas, czas to wszystko zmieni�. � Prawda. Wiesz co? Jak b�dzie zwo�ane zgromadzenie ludowe, podnios� to. Znaj� mnie na placu, s�uchaj�. � To� wiem. Niekt�rzy gadaj�, �e Kart Hadaszt ma te� swoich trybun�w, Jak Rzym: Sesterosa i Makassusa. � E, �arty. Nie ma u nas takiego prawa. � Wiem. Ale ludzie was s�uchaj�. Stary zas�pi� si� i dola� sobie wina, zapominaj�c nawet o go�ciu. � Zgromadzenie ludowe � pocz�� ponuro po chwili. � Ludzie s�uchaj�... E, tam... Kto m�dry, ten wie, �e to jeno zawracanie g�owy. Jak suffeci czego� chc�, jak im lub Radom g�os ludu potrzebny, to zwo�uj� zgromadzenie. A jak sprytnie je swoimi lud�mi zag�szcz�, takich m�wc�w wystawi�, �e m�w co chcesz, g�osuj jak chcesz � zawsze zatwierdzone jest to, co w�adze podsun�. Jeno og�upianie t�umu, kt�remu wydaje si�, �e co� znaczy, �e najwy�sza wola � jego. Wygodnie i spokojnie. Tfu! Prawo! Wszystko wedle prawa! Keriza wtr�ci�a nie�mia�o: � Ale przecie� chyba z Hers� to nie wedle prawa. Czy m�g� j� wuj sprzeda� do niewoli? � Pewnie nie m�g�, ale czy o poz�r trudno? Oskar�y j� o kradzie� lub o blu�nierstwo bogom, czy o co� tam i ju�. Szkoda dziewczyny. U starej Atii? Najgorszy chyba lupanar. Szkoda dziewczyny. Wino dzia�a�o coraz silniej i Makassus nagle u�ali� si� nad c�rk�. � I ciebie szkoda. Harowa�a� u ojca, teraz b�dziesz harowa� u m�a i tak do �mierci. A i uciechy z tego m�a nie b�dziesz mia�a, bo �eglarz � nie m��. Popie�ci i zn�w go nie ma na miesi�ce. A baba jeno si� m�czy i krew si� w niej gotuje. Nie wedle prawa i to. Nie ma �eglarz bra� m�odej! On tam sobie w ka�dym porcie znajdzie pociech�, a ona? Nic, jeno czekanie. Kadmos powa�nie popatrza� na dziewczyn�, ta sp�on�a, ale oczu nie opu�ci�a. Szepn�a tak cicho, �e mo�e ojciec nawet nie dos�ysza�: B�d� czeka�a. Jeno wracaj, zawsze pr�dko wracaj. 4 Kadmos ockn�� si� w �rodku nocy. Obudzi�a go nag�a my�l, jaka� obawa czy niepok�j. Kopn�� nog� �pi�cego obok Zarksasa, przyjaciela i towarzysza wszystkich wypraw. � Ty, gadaj, czemu to Makassus, kt�ry jest m�drym cz�ekiem, ka�e nam sprzedawa� nasze znalezisko cho�by za byle co, aby tylko pr�dko? � Co? Kto? � porwa� si� na p� rozbudzony Zarksas, chwytaj�c za wielki marynarski n�, jaki mia� u pasa nawet w czasie snu. � Tn� sieci? Gdy Kadmos wyt�umaczy� wreszcie towarzyszowi, o co chodzi, najspokojniejszy z ca�ej tr�jki Idibaal ledwie zdo�a� zapobiec b�jce, bo Zarksas kl��, rzuca� si�, odgra�a� i dar� si� ku Kadmosowi, w�ciek�y za przerwanie snu. O tyle mia� racj�, �e noc by�a jeszcze g��boka i �aden odblask na wschodzie nie zwiastowa� zbli�ania si� �witu. W porcie, na przyleg�ych placach, uliczkach i w sk�adach panowa�a cisza, nigdzie nie wida� by�o nawet psa. Tylko przy wje�dzie do portu, zamkni�tym jak zawsze w nocy na ogromny, gruby, wypr�ony �a�cuch, tu� nad wod� pali�y si� dwie oliwne lampy, rzucaj�c dr��cy blask na oleist� wod�, trzecia lampa p�on�a w wysokiej wn�ce muru, jaki oddziela� port handlowy od wojennego portu Kothon. Cho� w my�l warunk�w pokoju, zawartego z Rzymem po kl�sce pod Zam�, Kartaginie pozosta�o tylko dziesi�� starych, n�dznych trirem, przecie� port wojenny by� zawsze zamykany wieczorem grubymi �a�cuchami i przy wje�dzie do� p�on�o stale �wiat�o. Gdy Zarksas uspokoi� si� nieco, Kadmos powt�rzy� swoje pytanie, ale �aden z towarzysz�w nie umia� mu odpowiedzie�. Wreszcie Idibaal da� jedyn� m�dr� rad�: � Id� rano i zapytaj sam. Rad� t� Kadmos przyj�� skwapliwie, natomiast projekt Zarksasa, aby noc tak podle przerwan� zako�czy� nale�ycie w winiarni lub w lupanarze, odrzuci� bez namys�u. Zaraz przypomnia�a mu si� Hersa, o kt�r� tak prosi�a Keriza i dla kt�rej nic zrobi� nie m�g�. Atia jest chciwa, uparta i bezwzgl�dna. Jak si� to �mia�a, gdy ten rze�nik ci�gn�� Hers� na g�r�! Na pewno zdar�a z niego z dziesi�� sykli. Trzeba b�dzie jednak da� tej j�dzy nauczk�. Skrzyknie przyjaci� i pod lada pretekstem b�dzie taki ruch w tej spelunce, �e ani jeden sto�ek nie zostanie ca�y! To jednak przypomnia�o Kadmosowi co�, na co wieczorem nie zwr�ci� prawie uwagi. W winiarni u Atii siedzia�o jakich� dw�ch niby to marynarzy. Ogromne, ponure ch�opy. S�uchali jego targ�w ze star�, obserwowali wszystko, ale �aden nawet nie ruszy� stoj�cego przed nimi wina i nie odezwa� si� s�owem. Dziwni jacy� go�cie. Chyba wynaj�a ich w�a�cicielka, aby pilnowali porz�dku � wyrzucali awanturuj�cych si� i �ci�gali zap�at�. Czyli �e b�dzie zdrowa, porz�dna awantura! Rano po�pieszy� jednak na ulic� kamieniarzy, rad z pretekstu. Lecz czeka� go zaw�d, gdy� Kerizy nie zasta�. Ju� od rana pobieg�a do pa�acu Hasdrubala-szaliszyma. Bo cho� �ona wodza. Elissar, jest ludzka, wyrozumia�a i dobrze, najlepiej w Kart Hadaszt, traktuje ludzi, przecie� jak ja wezwa�a, to obowi�zkiem fryzjerki jest by� tam od rana i czeka�, a� pani obudzi si�. Keriz� tak wychowano i tak rozumia�a swe obowi�zki. Na pytanie postawione przez Kadmosa Makassus odpowiedzia� dopiero po chwili. Ku� powoli i starannie wielki blok, z kt�rego ju� wy�ania� si� motyw jakiego� fryzu, marszczy� brwi, jakby wahaj�c si� lub zbieraj�c my�li, wreszcie od�o�y� d�uto i ci�ki m�ot z twardego drewna, otar� r�ce i siad� na obrabianym g�azie. W wielkiej szopie-pracowni nie by�o nikogo, a przecie� Makassus zni�y� g�os, skinieniem nakazuj�c Kadmosowi, aby siad� tu� przy nim, i dopiero zamrucza�: Tak ci radzi�em? Hm, po prawdzie to wymkn�o mi si�. Jakbym si� zastanowi�, to bym nie m�wi�. Zaskoczy�e� mnie tylko, �e ty i Keriza... No, dobrze. Nie zrozumia�e�? Hm, a czy te� ty, �eglarz, rybak, cz�owiek, �e tak powiem, przelotny jak ptak, czy te� ty patrzysz, s�uchasz, wiesz, co si� dzieje? � Jak to, co si� dzieje? Gdzie? � No, u nas, w Kart Hadaszt. A te� i na �wiecie. Bo to si� wi��e, ch�opcze, to si� wszystko z sob� wi��e. � Co mam wiedzie�? Jest Rzym... � Rosn�cy wci��, wci�� silniejszy i wci�� bardziej zach�anny � przerwa� Makassus. � A niech si� tam pcha gdzie� do Iberii lub Macedonii. Czym dalej od nas, tym lepiej. � Tak uwa�asz? No, a tu bli�ej, w Afryce, co widzisz? � Niby u nas? Chyba... chyba wszystko dobrze. Miasto ro�nie, buduje si�, statk�w coraz wi�cej, ruch w porcie coraz wi�kszy... Nagle przypomnia� co� sobie i doda�, cho� niech�tnie: � A te� i zbroi si� miasto, a� z�o�� bierze patrze�. Tych machin to tyle ju� nastawiali, �e ani wolnego miejsca ko�o mur�w nie ma. Pono dawne stajnie s�oni bojowych s� pe�ne zbroi i wszelakiego wojskowego oporz�dzenia. � Racja. Tak jest. Ale jak s�dzisz, po co to wszystko? Kadmos za�mia� si� nieprzyjemnie. � Po co? To wie ka�de dziecko. Sedjathon prowadzi wielkie ku�nie i or� wyrabia, a te�� jego, suffet Hasdrubal kupuje. A miasto p�aci! � �atwo to sobie t�umaczysz. A c� drugi suffet, Abibaal, a c� wodzowie: Hasdrubal i Karthalon? C� Rada Trzydziestu? C� Rada Stu Czterech? Tak sobie, bez powodu zgadzaj� si� na wielkie wydatki? � E, wiadomo, bogacz z bogaczem zawsze si� dogada.� Makassus pokiwa� g�ow�. � I racja, i nie. Pewnie �e wiele tam pokrewie�stwa, r�nych cichych sp�ek, brudnych interes�w... Ale te� i wiele zawi�ci, nienawi�ci, robienia sobie na przek�r. To nie takie proste. Musz� by� przyczyny, je�li wszystkie w�adze zgadzaj� si� na takie wydatki. I armi� powi�kszono. Kadmos mrukn�� niech�tnie i odruchowo dotkn�� g�owy. Przy poprzedniej bytno�ci w mie�cie mia� pewn� przygod� w winiarni z paru �o�nierzami i wspomina� to ze z�o�ci�. Zw�aszcza �e �o�nierze, dw�ch Auzen�w, Negr i Znaces, okazali si� silniejsi od trzech rybak�w i wyrzucili ich z winiarni. Tote� Kadmos burkn�� niecierpliwie: � D�ugo i zawile m�wisz, czcigodny Makassusie. A ja lubi� prosto i jasno. O co chodzi? Stary kamieniarz pokr�ci� g�ow� z przygan�. � Prosto i jasno. Wida�, �e nie zajmowa�e� si� nigdy polityk�. A ona jest powik�ana, jak twoje sieci po sztormie, m�tna i brudna. Chcesz tedy prosto? No, spr�buj�. Hm... m�wisz: Kart Hadaszt zapomnia�a ju� o kl�sce i bogaci si�. Prawda to. Ale nie tylko ty to widzisz � Rzym te�. Jak my�lisz, po co przyby�o tu poselstwo z senatorem Katonem na czele? Nic w�a�ciwie nie mieli do powiedzenia, tylko ogl�dali wszystko i badali. A szpieg�w rzymskich w mie�cie mn�stwo. Wiedz� wszystko. M�wi�e� o Afryce, ale tylko nasze pa�stwo widzisz. A Egipt? S�aby, ulegaj�cy we wszystkim Rzymowi. A Numidia? Co powiesz o Numidii? Zebub i wszelkie z�e duchy trzymaj� przy �yciu tego psa, Masyniss�, jakby nigdy zdechn�� nie mia�! A on m�dry! Przekl�cie m�dry! Jak to powi�ksza swe pa�stwo, jak to ro�nie w si�y! Po tamtej wojnie, kt�r� mo�e tylko dzi�ki jego pomocy Rzymianie wygrali, zabra� nam Libi�, Empori�, tyle miast! A teraz zn�w ��da Thabraki i Thene! A zawsze u niego tak: zaczyna od ma�ych ��da� � wydziera du�o. Kadmos zaczyna� powoli rozumie�. Spojrza� uwa�nie na starego. Thene, port na wybrze�u nad zatok� Syrty, le�a� prawie na wprost wyspy Cercyny. Je�eli Masynissa zaj��by to miasto, mo�e si�gn�� i po wysp�. Raczej na pewno si�gnie. Kt� mu przeszkodzi? Flot� ma ju� siln�, a kartagi�ska... Jeszcze si� waha�, prawie ba� si� zrozumie�. Pocz�� m�wi� niepewnie: � My�lisz, Makassusie? Thene? Wyspa Cercyna... � W�a�nie. Blisko, bardzo blisko wybrze�y. Tedy radz� ci � sprzedaj owe znalezione z�o�a muszel. � Hm, ale kto kupi? Abdmelkhart? To� i on zna niebezpiecze�stwo. Makassus skrzywi� si� niech�tnie. � Zna�, zna. Ale to przecie� jeden z przyw�dc�w stronnictwa, jak je zw�, numidyjskiego. Ju� tam jemu i jego interesom Masynissa krzywdy nie zrobi. � Tak. Przekle�stwo na jego parszyw� dusz�. Hm... tak, rozumiem. No, to p�jd� do tego wieprza. � Id�. Radz� ci szczerze: nie ma czasu do stracenia. � Tylko... tylko chcia�bym... Keriza... � Nie ucieknie ci. Dzi� zaj�ta, a ty nie tra� czasu i p�y�, cho�by dzi�. Pami�taj, �e Kart Hadaszt zbroi si� na l�dzie, ale na morzu nie znaczy nic. Na to Rzym nie pozwala. Dzi� jeszcze w drodze do Cercyny napotkasz najwy�ej pirat�w, ale kto wie, jak b�dzie w najbli�szym czasie? Id�. W tym samym czasie Keriza czeka�a od �witu w pa�acu Hasdrubala-wodza. Pa�ac sta� w ogrodach, na p�noc od Byrsy, gdzie zaczyna�a si� ju� dzielnica bogaczy, Megara, ale jeszcze przed murem odgradzaj�cym t� dzielnic� od w�a�ciwego miasta. Cho� mur by� niski i zaniedbany, tak i� gin�� w�a�ciwie w ogrodach, przecie� w�r�d ludno�ci ubo�szych dzielnic pami�tano go i sam fakt, �e kto� mia� dom za tym murem, �le usposabia� t�um. Hasdrubal i w tym mia� szcz�cie, �e ojciec jego, kilkakrotny suffet, pozostawi� mu siedzib� w pi�knych ogrodach i �adnie po�o�on�, ale przecie� jeszcze w mie�cie, nie w Megarze. Mia� szcz�cie i w �yciu, dzi�ki czemu doszed� a� do godno�ci roszesz szaliszyma, czyli naczelnego wodza, mia� szcz�cie w interesach, ale najwidoczniej �aska bog�w, a zw�aszcza szczeg�lnie przez niego czczonego Eszmuna, objawia�a si� w �yciu domowym. Hasdrubal jeszcze jako m�odzik o�eni� si� z Elissar, sierot� z mo�nego rodu, a ta pr�cz znacznego wiana wnios�a mu w dom u�miechni�te szcz�cie i spokojn� godno��, kt�rych zazdro�cili mu najbogatsi i najpot�niejsi w mie�cie. Elissar, od�egnywaj�ca si� zawsze od grania roli pierwszej kobiety w Kartaginie, do czego mia�a prawo, bo obaj suffeci byli nie�onaci, by�a najbardziej znan� i lubian� z wielkich dam. W�r�d bogaczy milk�y ploteczki i obmowy, gdy kto� wymieni� jej imi�, przez lud by�a lubiana, podziwiana, w skryto�ci na�ladowana. Dzia�acze obu arystokratycznych stronnictw walcz�cych o wp�ywy w Kartaginie: prorzymskiego, z�o�onego przewa�nie z wielkich w�a�cicieli ziemskich, i pronumidyjskiego, przewa�nie kupc�w � cz�sto krytykowali pogl�dy i post�powanie Elissar. Przyw�dcy obu stronnictw arystokratycznych wiedzieli dobrze, �e kobiecie tej nie mo�na zamydli� oczu ani przekupi� jej. A p�ki ona nie zmieni zdania � nie zmieni i jej m��. Mie� za� za sob� wodza armii � to gwarantowa�oby osi�gni�cie przewagi. Pocieszali si�, �e Hasdrubal nie jest popularny w stronnictwie demokratycznym. Cho� Elissar by�a przyst�pna dla wszystkich, cho� przyjmowa�a ka�dego, pomaga�a i doradza�a, cho� niewolnik�w traktowa�a z dobroci� i sprawiedliwo�ci�, �atwo i cz�sto wyzwalaj�c wierniejszych � to zapewnia�o jej popularno��, lecz nie wystarcza�o, aby wzbudzi� zaufanie dla jej m�a. Lud kartagi�ski mia� we krwi wrodzon� niech�� do wojska. Ju� od setek lat miasto pos�ugiwa�o si� najemnikami, Punijczycy byli tylko oficerami albo s�u�yli w klinabarach, uprzywilejowanym oddziale stra�y przy suffetach. I jedni, i drudzy rekrutowali si� niemal wy��cznie z m�odzie�y mo�nych rod�w i ju� przez to samo byli obcy i wrodzy ludowi. Buta, pewno�� bezkarno�ci, okazywanie zawsze i wsz�dzie swej wy�szo�ci i pogardy dla t�umu dolewa�y oliwy do ognia. Prosty �o�nierz, obcej rasy i mowy, by� dla ludu kosztownym darmozjadem, oficer � niech�tnie widzianym konkurentem u dziewcz�t. Wojsko by�o nie lubiane, st�d i w�dz, wprawdzie szanowany w Radach, nie m�g� by� popularny u ludu. Zreszt� nawet najrozumniejsi, doceniaj�cy konieczno�� istnienia wojska, do�� krytycznie odnosili si� do osoby szaliszyma. Hasdrubal by� m�ny, ale surowy, zamkni�ty w sobie i wynios�y. Uparcie nie chcia� si� miesza� do polityki, wykonywa� polecenia suffet�w i Rad, o wojsko dba�, ale na tym koniec. Mo�nych zasiadaj�cych w Radach zra�a� nie ukrywan� niech�ci� do klinabar�w, oddzia�u teoretycznie wyborowego, ale kt�rego nikt jeszcze nie widzia� w walce. A� suffet Hasdrubal (nie byli krewnymi z wodzem, tylko przypadkowo nosili jednakowe imi�, modne zreszt� w najprzedniejszych rodach), obawiaj�c si� o sw� gwardi�, wy��czy� klinabar�w spod w�adzy wodza. Drugi w�dz, Karthalon, by� urodzonym wojownikiem, od dziecka s�u�y� w wojsku, wyr�niaj�c si� zawsze spo�r�d r�wie�nik�w. Interesowa�a go tylko walka, a gdy nastawa� pok�j � pi�, hula�, nie zna� umiaru w rozpu�cie. Polityk� nie interesowa� si� zupe�nie i pewnie by� jednym z niewielu ludzi w Kartaginie nie orientuj�cym si� nawet, jakie istniej� stronnictwa, jakie maj� cele, jacy ludzie do nich nale��. Keriza skraca�a sobie czas oczekiwania pogaw�dk� ze s�u�b� w ogromnej, wspaniale urz�dzonej kuchni. Cz�sto bywa�a w domach bogaczy i przesta�a ju� si� dziwi� zbytkowi, ale przecie� zawsze z ciekawo�ci� przygl�da�a si� temu tak bardzo odr�bnemu �yciu od tego, jakie wiod�a z ojcem. I teraz przerwa�a mi�� pogaw�dk� z Amymon�, wyzwolon� niewolnic�, ulubion� szatniark� Elissar, aby z t�umionym �miechem s�ucha� narzeka� i biadolenia kucharza. Ogromny Negr, te� wyzwolony przed paru laty, l�ni�cy, jakby natarty t�uszczem, wykrzykiwa� do ognia chyba czy do jakich� swoich b�stw: � Murena! Ma by� murena gotowana w winie i polana garumem z kardamonem! Pan nagle przyjecha�, a lubi to! M�wi�: mam jagni�, mam pawie tuczone, mam ma�e ptaszki, znakomite z daktylami, mam inne ryby do wyboru, ale mureny nie mam! Nie i nie! Ma by� murena, bo pan tak lubi! A pan zjecha� nagle, przed samym �witem! Sk�d teraz wezm� muren�? Jeszcze nawet port zamkni�ty, �aden rybak z tych, co �owili noc�, nie wr�ci�! A cho�by nawet ju� wr�cili! Co z tego? Czy to maj� co� godnego? Sardynki, jak palce niemowl�cia! Tacy dzi� rybacy! Biada mi! Sk�d wezm� muren�? Pan lubi? Wiadomo! Na dw�ch rzeczach tylko si� zna: na wojnie i dobrym jadle! Tote� tyje! A� wstyd dla wodza! Teraz mu przyrz�dzi� muren�! Keriza przypomnia�a sobie wczorajszy wiecz�r i wtr�ci�a nie�mia�o: � Potrzebujesz mureny? Gdybym mog�a co� pom�c... Bo tak si� zdarzy�o, �e mam w�a�nie p� takiej ryby, ogromnej. Kucharz urwa� swe lamenty i spojrza� zdziwiony. � Ty masz muren�? Sk�d? Keriza zmiesza�a si�, ale zaraz poderwa�a dumnie g�ow� i odpowiedzia�a hardo: � Przyni�s� mi m�j narzeczony, rybak... � O, a� tak? No, to mo�e naprawd� co� godnego? Ale gadaj no, jak przechowywa�a� ryb� przez noc? Bo murena �atwo traci �wie�o�� i smak. � Jak? Ugotowa�am wczoraj i... � Nieszcz�sna! Ugotowa�a muren�! Jak? Gadaj! Na pewno zmarnowa�a�! � Ale� nie. Ja umiem gotowa�. Doda�am kardamonu, troszeczk� assefetydy... � Ale czego najpierw? Kardamonu czy assefetydy? I na pewno da�a� zbyt du�o! Teraz ryba �mierdzi! Wys�uchawszy dok�adnego opisu Kerizy, jak przyrz�dza�a ryb�, mrukn��: � Wszystko �le. Ale mo�e uda si� to naprawi�