Lachlan M.D. - Synowie boga (1)
Szczegóły |
Tytuł |
Lachlan M.D. - Synowie boga (1) |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Lachlan M.D. - Synowie boga (1) PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Lachlan M.D. - Synowie boga (1) PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Lachlan M.D. - Synowie boga (1) - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
M.D. LACHLAN
SYNOWIE BOGA
(WOLFSANGEL)
Przełożył Kamil Lesiew
Prószyński i S-ka: 2011
Strona 3
Spis treści
Karta tytułowa
Dedykacja
Motto
1. BIAŁY WILK
2. ŁASKA
3. NOCNY GOŚĆ
4. ŚCIANA TROLLI
5. UTRATA SYNÓW
6. WOLFSANGEL
7. TO, CO STRACONE
8. FURIA
9. RÓŻNE ODCIENIE MROKU
10. ŚLUBNA MARTWEGO BOGA
11. ZAPROSZENIE
12. WROGOWIE
13. LUDZIE KRÓLA
14. KSIĄŻĘ I WILK
15. BRANIEC
16. ZRĘKOWINY
17. DZIWNE SPOTKANIE
18. NAJAZD
19. KRESY
20. DROGA PRZEZ MĘKĘ
21. TOPIELISKO
22. MYŚLENIE MAGICZNE
23. BIEGNĄCY WILK
24. OSĄD
25. UCIECZKA
26. W NIEZNANE
27. HEITHABYR
28. TARGI I ZATARGI
29. BĘBEN
Strona 4
30. POLITYKA
31. PLAN
32. WINNA DROGA
33. WYJAŚNIENIE
34. JAK PRZEZ MGŁĘ
35. WILCZE ŻARŁO
36. KRWAWE ODMĘTY
37. ŁOWCY
38. TO, CO W DUSZY GRA
39. NATURA MAGII
40. POLOWANIE NA WILKA
41. WILKOŁAK
42. TRIUMF CZAROWNIKA
43. POŚWIĘCENIE
44. W IMIĘ MIŁOŚCI
45. ZAKOPANY SKARB
46. Z MROKU
47. ZEJŚCIE
48. SADZAWKA ŁEZ
49. MANIFESTACJA
50. SAMOTNA
51. NAGRODA
52. KRÓL I KRÓLOWA
53. POJEDYNEK W JASKINI SKARBÓW
54. TROPEM BÓLU
55. FENRISULFR
56. MARTWI
57. OPOWIEŚĆ WĘDROWCA
PODZIĘKOWANIA
Przypisy
Strona 5
Mojemu synowi, Jamesowi, dedykuję
Strona 6
Mało wiesz, miody książę, o dawnych dziejach,
Gdy szlachetnych mężów nieprawdą obrażasz
(... )
Tyś rzucał się na żarcie wilków,
Tyś brata własnego stał się zabójcą,
Często ssałeś rany zimnymi wargami,
Czołgałeś się, wszystkim obmierzły, do kupy kamieni.
Pieśń O Helgim Zabójcy Hundinga I
(Edda poetycka,
przeł. Apolonia Załuska-Strömberg)
Gdybyż to było takie proste! — że są gdzieś te czarne charaktery, w czarnych zamiarach
wykonujące swoją czarną robotę i że trzeba tylko umieć je rozpoznać i zniszczyć. Ale linia
podziału między dobrem a złem przecina serce każdego człowieka. A kto gotów jest odciąć
kawałek własnego serca?
Archipelag Gułag, Aleksander Sołżenicyn
(przeł. Jerzy Pomianowski)
Strona 7
1. BIAŁY WILK
Varrin ścisnął drzewce włóczni i omiótł wzrokiem ciemny
horyzont, z trudem utrzymując równowagę na pokładzie
smaganego wzburzonymi falami niewielkiego langskipa. Był
pewien, że tam płynęła rzeka, którą opisał jego suzeren.
Szerokie ujście pomiędzy dwoma przylądkami, jednym w
kształcie smoczego grzbietu, drugim — przypominającym
wyciągniętego psa. Niezgorzej pasuje do opisu, pomyślał. Jeśli
spojrzeć na to z przymrużeniem oka.
— Lordzie Authunie... Królu, zdaje się, żeśmy na miejscu.
Siedzący tyłem do dziobnicy mężczyzna w opończy
przebudził się. Jego długie włosy zdawały się niemal lśnić bielą
w jasnym niczym lampa blasku półksiężyca. Wstał powoli,
zesztywniały od bezruchu i chłodu. Odwrócił wzrok ku
wybrzeżu.
— Zaiste — potwierdził. — Dokładnie tak, jak
przepowiedziano.
Na wzmiankę o wieszczbie Varrin, potężne chłopisko, o
półtorej głowy przewyższające króla, dotknął amuletu u szyi.
— Czekamy do brzasku, a potem wpływamy, królu?
Authun przecząco pokręcił głową.
— Teraz — postanowił. — Odyn jest z nami.
Varrin skinął głową. W normalnych okolicznościach pomysł,
by w ciemnościach manewrować langskipem po nieznanej
rzece, uznałby za szaleństwo. Ale u boku swego konunga czuł
się na siłach sprostać każdemu wyzwaniu. Authun był
Wölsungiem, w prostej linii potomkiem bogów, uosobieniem ich
Strona 8
potęgi{1}.
Płynęli wolno, acz z falą, a dzięki kilkudniowym pomyślnym
wiatrom załoga wypoczęła i teraz ochoczo chwyciła za wiosła.
Wszystko szło po ich myśli. Nie dziwota, skoro na pokładzie
przebywał ich pan i władca. Varrin nie wątpił, że królewska
magia sprzyja pomyślności wyprawy.
Ludzie zginali karki, wiosłami dając odpór falom, miarowo
posuwając łódź ku ujściu rzeki. Kołysanie langskipa było o
wiele mniej odczuwalne pod wiosłami niż pod żaglem.
Ustabilizowany okręt zdawał się odzwierciedlać niezachwianą
determinację, którą Varrin odczuwał, kierując łódź przez
przybrzeżne wody. Choć nie wątpił, że czeka ich potyczka, był
gotów. Wprost drżał z niecierpliwości.
Załoga okrętu liczyła sobie dziesięciu wojów. Zaledwie
dziesięciu, włącznie z królem. Varrin nie odczuwał jednak
niepewności czy choć odrobiny niepokoju. Pozostawał wszak u
boku swego władcy, króla Authuna, zwycięzcy niezliczonych
bitew, pogromcy monstrualnego Gota, Gyrda Potężnego. Skoro
Authun uważał, że dziesięciu ludzi podoła zadaniu, to
niechybnie tak właśnie będzie. I pomyśleć, że taki mąż nie
doczekał się jeszcze dziedzica! Ludzie gadali, że Authun
wywodzi się od Odyna, najwyższego z bogów. I że ten miłujący
wojnę poeta, czując się zagrożony przez swego krewkiego
potomka, obłożył Authuna klątwą, by płodził same niewiasty. Z
obawy, że syn okazałby się jeszcze potężniejszy od ojca. Iście
boska to przewrotność.
Varrina przeszedł dreszcz na samą myśl o konsekwencjach,
gdyby Authun jednak nie spłodził chłopca. Musiałby wówczas
wyznaczyć dziedzica, a to by ich plemieniu tylko biedy napytało
i polałaby się krew. Frakcje królestwa trzymał w ryzach
wyłącznie autorytet władcy. Gdyby go zabrakło, nie obyłoby się
bez krwawej jatki, a potem już nie opędziliby się od wrogów.
Strona 9
Varrin spojrzał na króla i uśmiechnął się do siebie. Głupiś,
skarcił się w duchu. Wszak nam wszystkim i tak kiedyś umrzeć
trzeba.
Przypatrywał się skąpanym w mroku wzgórzom, dumając, po
cóż przybyli do tej odległej krainy. Najwidoczniej chodziło o coś
więcej niż o zwykłą grabież, bo ich łódź odbiła od brzegu
sielskiej plaży odległej o dzień podróży na północ od ich dworu.
O nie. Wojom nie dane było pożegnać się z bliskimi czy
poucztować przed wypłynięciem. Cel ich misji znamionował
tylko zabrany na pokład wojenny oręż, błyszczące żeleźca
toporów, tarcza ozdobiona malunkiem wilczej głowy i inna, z
podobizną kruka. Symbole owe zwiastowały wrogom: „Wasze
truchła posłużą za żer dla tych stworzeń”.
Rychło osiągnęli ujście rzeki, ale zwolnili, gdy wpłynęli na
płytsze wody. Nie zmniejszyli tempa, by wysondować dno;
Authun jedynie podszedł ku dziobowi łodzi i nachylając się nad
taflą, wydawał polecenia sternikowi. Varrin uśmiechnął się
znacząco do wioślarza naprzeciwko, podczas gdy łódź gładko,
niczym nóż do pochwy, wśliznęła się w nurt rzeki. Chłopak ów,
młodzian około siedemnastoletni, który nigdy wcześniej z
Authunem nie pływał, wyszczerzył się w odpowiedzi. „Miałeś
rację, on jest niesamowity” — malowało się na jego obliczu. Byli
dumni ze swego króla.
Fala przypływu poniosła ich w górę rzeki. Przesmyk stał się
zdradliwie wąski; wrzynał się w ląd wśród ostrych klifów i
twardych głazów. Lecz król obrał właściwy kurs. Po godzinie
przeprawy po atramentowych falach w głąb krainy,
oświetlanych wyłącznie bladym sierpem księżyca wysoko na
firmamencie, prąd ustał i przestał posuwać łódź, zmuszając
wioślarzy do wytężonej pracy Naprzeciwko nich, pośrodku
nurtu, z mroku wyłonił się piaszczysty brzeg. Authun dał znak,
by łódź doń przybiła. Konstrukcję niewielkiego langskipa
Strona 10
obmyślono na taką właśnie okoliczność, toteż osiedli na piasku
łagodnie, z ledwie zauważalnym drżeniem.
Authun odwrócił się ku swym ludziom i po kolei
wypowiedział ich imiona.
— Vigi, Eyvind, Egil, Hella, Kol, Vott, Grani, Arngeir. Jesteśmy
pobratymcami i zaprzysięgłymi druhami. Między nami
łgarstwo nie przystoi. Żaden z was nie powróci z tej wyprawy.
Jedynie Varrin, samowtór ze mną, dotrze na wybrzeże, by
pokierować łodzią. Nim wstanie świt, wszyscy ucztować
będziecie z przodkami w komnatach Odyna lub Freyji.
Większość drużyny zapowiedź nieuchronnej zguby przyjęła
bez mrugnięcia okiem. Byli wszak wojami, wychowanymi w
poczuciu nieuchronności śmierci w bitwie. Ten czy ów
uśmiechnął się, rad umrzeć u boku swego króla.
— Skonam wraz z mymi braćmi — sprzeciwił się Varrin.
— Jeszcze nie nadszedł twój czas. Ale wkrótce będzie ci to
dane — odparł Authun.
Spojrzał na swego bez mała najlepszego druha. Ten olbrzym
był mu jeszcze potrzebny do ponownego zepchnięcia łodzi na
wodę. I pomocy przy zwalczaniu wszelkich niebezpieczeństw
czyhających na szlaku wieloryba{2}, na drodze ku domowemu
siedlisku. Dopiero wtedy pozwoli mu umrzeć.
— Nie mam obowiązku klarować wam, czemu musicie
umrzeć. Wystarczy wam znać, że taka jest ma wola. Ale
wiedzcie, że po kres czasu wasze czyny opiewane będą w
pieśniach. Znaleźliśmy się tu bowiem, by zagarnąć magiczne
dziecko, które przejmie me dziedzictwo i zapewni świetlaną
przyszłość naszemu ludowi.
— A co z dziecięciem, które nosi w łonie twa żona? — zapytał
Varrin.
— Nie ma żadnego dziecka — odrzekł Authun. — To podstęp
górskich czarownic.
Strona 11
Ludzie głośno wciągnęli powietrze. Authun był dobrym
królem, sprawiedliwym i szczodrym, hojnie rozdającym
pierścienie i zaszczyty. Nigdy nie zdarzyło mu się nawet zabić
po wypitce niewolnika, jak mieli w zwyczaju inni suzerenowie.
Ta nowina ich jednak zszokowała. Podwładni króla brzydzili się
łgarstwem, zaś podstęp czarownic zakrawał na kłamstwo.
Nadto, noszące znamiona magii. A co gorsza — niewieściej.
Woje niespokojnie wiercili się na siedziskach. Śmierci śmiali
się w twarz; towarzyszyła ich życiu niby wierny pies. Górskie
czarownice jednak budziły w nich trwogę. Jedynie król, sam
będąc półbogiem, mógł rozmawiać z tymi wiedźmami, acz
nawet on musiał mieć się na baczności. W przeszłości ich rady
okazywały się trafne, choć przychodziło za nie płacić wysoką
cenę. Czarownice żądały straszliwej ofiary, niezmiennie tej
samej. Ofiary z dzieci. Chłopców brały na służbę, dziewczynki
zaś przyuczały na kontynuatorki ich osobliwych tradycji.
— Wiadome dziecko uwięziono w tutejszym siole,
odebrawszy czarownikom z dalekiego zachodu — rzeki Authun.
— Jest synem bogów i poprowadzi nas ku potędze. Kmiecie nie
zmiarkowali jeszcze, co stało się ich udziałem. A pozbawimy ich
tego, nim się zorientują. Sioła bronią tylko chłopi. Trzeba nam
się jednak spieszyć, bo woje znajdują się o dwie godziny jazdy
stąd.
Popatrzył w mrok. Na niebie, w oddali, majaczyła
bladoróżowa łuna.
— Rozpalili sygnały ogniowe — skonstatował. — Możemy
spodziewać się oporu. Dziecko znajdziemy przy kapłanie ich
boga. Szukać nam trzeba budynku oznaczonego tak jak
wszystkie ich święte przybytki. — Złożył palce w znak krzyża.
— Podążajcie za mną, a wywalczymy sobie drogę do świątyni, a
potem wyrąbiemy odwrót do łodzi. Atoli nim to nastąpi, los się
odwróci. Nastanie godzina waszej chwały. Dziś przejdziecie do
Strona 12
legendy, a wasza sława trwać będzie po wieki. Jeszcze pięć
zakrętów rzeki i będziemy na miejscu. Pora się sposobić.
Podwładni skinęli głowami i bez słowa zabrali się do pracy.
Odsznurowali włócznie na rufie łodzi, wyjęli z beczek hełmy i
grube tuniki, zaś topory bojowe wypakowali i przymocowali na
plecach. Varrinowi i Egilowi przypadł zaszczyt odziania króla.
Pomogli mu wzuć jego nieoceniony hauberk, kolczugę z długimi
rękawami — zwaną w ich stronach „byrnie” — i założyli mu na
głowę zloty hełm, stylizowany na głowę wilka — symbol jego
rodu. Wykuty przez najlepszych płatnerzy, odkryty na przedzie,
nie licząc lśniących osłon policzków, wywoływał u patrzących
złudzenie, jakby tył głowy Authuna znajdował się w paszczy
ogromnego wilka. Z oddali, we wspaniałym hełmie, z
podmalowanymi sadzą oczami, król zdawał się przerażającym
wilkogłowcem. Woje umieścili naramienniki na rękach władcy,
przewiązali go złotym pasem, zdjęli używaną na morzu
opończę, miast niej zakładając inną, przetykaną złotymi nićmi.
Varrin podał królowi tarczę ozdobioną wizerunkiem łba
rozwścieczonego wilka. Potem przyszedł czas na miecz, jedyny
na całej łodzi, schowany w wysadzanej białymi klejnotami
pochwie. Gdy Varrin wyciągał broń z beczki, zaiskrzyła w
świetle księżyca. Był to oręż jedyny w swoim rodzaju. Wikińskie
miecze miały zazwyczaj krótkie i proste ostrza, nadające się do
walki w zwarciu, z wykorzystaniem tarczy. To jednak było
długie, cienkie, o wyraźnie zakrzywionej głowni. Mocniejsze
nad inne i, choć lżejsze, już nieraz kruszyło żelazo dzierżone
przez wrogów. Authun nabył ów oręż od kupca z południa,
utrzymującego, iż broń pochodzi „z przedświtu” — co w
mniemaniu Authuna oznaczało wschód. Jakakolwiek by była
jego proweniencja, król miał pewność, że miecz jest zaklęty,
wykuty — jak mówił handlarz — przez magicznych płatnerzy z
legendarnych królestw piasku. Kupiec zwał go Szamszirem, a
Strona 13
Authun przejął to miano, gdyż w dźwięku oręża zdawały się
igrać poszumem pustynne wiatry, a przynajmniej tak
podpowiadała królowi wyobraźnia. Jego podwładni jednak
zwali tę broń Księżycowym Ostrzem.
Król był gotów. W bojowym rynsztunku prezentował się
przerażająco i okazale, niczym bóg. Prawdę mówiąc, w
odróżnieniu od swych pobratymców, Authun nie przejawiał
przesadnego upodobania do ozdób. Jego ostentacyjny
przyodziewek obliczony był na wywołanie określonego efektu
— napełnienia serc przeciwników nabożną trwogą.
Niebawem również pozostali stanęli w pełnej gotowości.
Authun własnoręcznie napełnił trunkiem ich rogi. Varrin
spojrzał na władcę. Zachodnikom w osadzie przyda się odwaga,
pomyślał.
— Za nieustające uczty w komnatach poległych — zawołał
Helia.
— Za nieustające uczty w komnatach poległych —
zawtórował mu chór głosów. Szeptem, na wypadek, gdyby wróg
znajdował się w pobliżu. Upili po głębokim łyku, później —
kolejnym. Rogi napełniano raz po raz, podczas gdy łódź,
odepchnięta wiosłem od brzegu, ruszyła w dalszą drogę,
meandrując ku upatrzonej wiosce. Zgodnie z przewidywaniem
Authuna, przybycie najeźdźców nie pozostało niezauważone.
Zachodnicy nie byli bowiem głupcami i wystawili zwiadowców
u ujścia rzeki. Już teraz, nim jeszcze osada znalazła się w
zasięgu wzroku napastników, wikingowie dostrzegali
migoczący na niebie blask sygnałów ogniowych. Będą musieli
się sprężyć i uderzyć na przeciwnika, nim ten zdoła zwołać pod
broń hurmę ludzi, by stawili im czoła. Ale dla nich to przecież
nie pierwszyzna.
Kiedy minęli ostatnie zakole, Varrin odniósł wrażenie, jakby
ktoś ich ubiegł i łupił tę wioskę w najlepsze.
Strona 14
Sygnały ogniowe błyskały na całej długości plaży i w górze,
na zboczu. Światło wydobywało z mroku coś, co Varrin uznał za
całkiem pokaźną osadę złożoną z około dwudziestu domostw
ciągnących się aż po budynek z krzyżem na dachu. Cóż,
przynajmniej nie trzeba będzie długo szukać.
Zachodnicy okazali się całkiem zmyślni. Na szczycie klifu
podejścia do plaży broniły zaostrzone drzewce wysokości
człowieka. Do osady prowadziła tylko jedna droga, przez
szczelinę tak wąską, że z trudem pomieściłaby wóz z
zaprzęgiem, choć łatwą do obrony dla znających się na rzeczy.
Ale nawet z pokładu łodzi, w nikłym świetle ognisk, Varrin
zorientował się po sposobie, w jaki dzierżono włócznie i tarcze,
że ci ludzie bardziej nawykli do orania zagonów niż do
wojaczki. W murze tarcz pełno było luk, a kilka grotów
mierzyło w niebo. O wiele lepiej by zrobili, celując nimi w
najeźdźców. Wszak to nie księżyc zamierzał ściąć głowy
obrońców.
Król pierwszy wyskoczył przez burtę, z pluskiem zanurzając
się po kolana w wodzie. Brodził przez płyciznę w tempie
właściwym raczej tragarzowi objuczonemu koszem małży, a nie
wojownikowi zmierzającemu na spotkanie nieprzyjaciela.
Reszta poszła jego śladem. Trzech bezpośrednio za Authunem,
dalej kolejnych czterech, z tarczami ustawionymi w klin. Dwóch
zostało na pokładzie, by bronić łodzi.
Z grubsza dwadzieścia metrów przed pierwszą linią obrony
wódz przystanął, a jego ludzie uderzyli włóczniami o tarcze.
Zaczęli ujadać i wyć niczym dzikie zwierzęta. Ci, którzy wciąż
mieli w swych rogach choć kroplę trunku, dopili go i odrzucili
puste naczynia na bok. Cztery pełne łyki — dość dla kurażu, za
mało, by stać się niezdarnym. Authun postąpił naprzód,
obnażając Księżycowe Ostrze, a na głowni zaigrały iskierki
światła pochodni, przemieniając metal w ogień. Królewski hełm
Strona 15
zdawał się żarzyć, a klejnoty wilczych oczu rozgorzały żądzą
krwi.
Król podniósł miecz w górę i zakrzyknął:
— Jam jest Authun Wilk, król walecznych mieczy Horda{3},
grabieżca pięciu grodów, syn Odyna, władca bitew! Żaden człek,
co przeciw mnie stanął, nie doczekał jutra. Zoczcie łupy, którem
zagarnął!
Zakręcił orężem, ostrze zalśniło w świetle księżyca i ognia.
Pochodnie rozjarzyły klejnoty wilczych ślepi i przeobraziły
naramienniki króla w gorejące węże. Na pochwie miecza
zatańczyły ogniki, opończa zamigotała rojem iskier. Nawet
zdobiące zęby Authuna małe czerwone szafiry zdawały się
żarzyć. Tylko okolice oczu sprawiały wrażenie martwych.
Martwych i bezlitosnych.
Zachodnikom Authun jawił się jako dziwaczny, błyszczący,
bezoki obcy. Wiedzieli, że taką majętność posiąść można tylko
w jeden sposób. W wyniku bitew, nadto wielu.
Strona 16
2. ŁASKA
Dotychczas Authun postrzegał skon jako błahostkę, toteż wcale
nie poczuwał się do żałoby czy rozpaczy po dokonaniu żywota
przez jego towarzyszy. Ich śmierć znaczyła tyle, ile życie w
innym miejscu.
Jednak jej okoliczności to już inna kwestia. Varrin musi
umrzeć, ale powinna być to śmierć godna wojownika. Prawda o
nowym królewskim dziedzicu powinna pozostać niezgłębioną
tajemnicą, zabraną do grobu. A pozostawienie przy życiu
jakichkolwiek świadków wiązałoby się z ryzykiem, że prawda
przeniknie do szeptów w cieniach biesiadnych sal, szumu
pośród gwarliwych rynków, wtórować będzie śpiewowi wiatru
na żaglach okrętów wojennych. Jednakże Authun nie zamierzał
zabijać swego druha, o nie. Króla wychowano w
przeświadczeniu, że zabójstwo pobratymca sprowadza na
sprawcę wieczną klątwę. To nie tak, że postanowił
własnoręcznie uśmiercić Varrina, a potem zarzucił tę myśl. To
mu po prostu w ogóle nie przyszło do głowy.
Śmierć Varrina była problemem, z którym zamierzał się
uporać w jedyny znany sobie sposób — po naradzie i w
porozumieniu z drugą stroną. Wikingowie głęboko wierzyli w
potencjał rozmowy.
Stały ląd pozostawał w zasięgu wzroku; łódź mozolnie
pokonywała opór morskich prądów. Nawet przy pełnej
obsadzie wioseł trudno byłoby płynąć szybciej. A na samym
żaglu i przy tylko częściowo sprzyjającym wietrze
manewrowanie langskipem graniczyło z niemożliwością. Lecz
Strona 17
dla Authuna była to ostatnia szansa. Varrin musiał umrzeć
niebawem, by jego ciało powędrowało z prądem drogi
wieloryba na północ. W przeciwnym razie istniało bowiem
ryzyko, że fale wyrzuciłyby je na brzeg ojczystej ziemi, a to
wywołałoby wiele kłopotliwych pytań. Tych zaś król za wszelką
cenę pragnął uniknąć.
— Varrinie.
— Panie, wiem, iż wrócić nie mogę. — Stary woj dobrze znał
swego króla i nawet stojąc w obliczu śmierci, starał się zdjąć mu
kamień z serca.
Authun pochylił głowę.
— Cóż mówić o mnie będą, panie?
— Przyjaciele cię kochali, a wrogowie truchleli na twój
widok. Ze wszystkich ludzi na ziemi, tyś wyrósł na najmniej
tchórzliwego. Czyż można chcieć więcej?
— A śpiewać o mnie będą?
— Już cię opiewają, Varrinie. Twa śmierć jedynie odkryje
przed nimi nowe pokłady słów, którymi sławić będą twe imię.
Varrin wstał i zaczerpnął powietrza, jak człowiek wdychający
zapach pięknego poranka. Wbił wzrok w morskie odmęty.
— Panie mój, widzę węża morskiego, bestię jadu i
gwałtowności wielkiej, co mogłaby pożreć samego żmija
Midgardu. Przyznaj mi zaszczyt wypróbowania na nim mej
włóczni.
Krocząc ku niechybnej śmierci, Varrin zdawał się już teraz
wpisywać siebie samego w strofy heroicznej sagi — wspinał się
na wyżyny elokwencji, umiejętnie naśladując słowa pieśni
skaldów. Authun zawtórował mu w podobnym duchu, oddając
honor swemu druhowi.
— Prawdę powiadasz, mężny Varrinie. Walcz i okryj się
chwałą. Przeciwko takiemu wężowi przyda ci się mocna zbroja.
Twym barkom powierzam nynie tę kolczugę, udatną osłonę
Strona 18
przed ciosami losu.
Authun wyjął z beczki swoją koszulkę kolczą i uniósł ją do
góry. Varrin skłonił się, z pokorą przyjmując zaszczyt, i pozwolił
królowi się przyodziać. Gdy kolczuga szczelnie okryła ciało
towarzysza, Authun wyciągnął złoty wilczy hełm z rubinowymi
oczami, stanowiącymi część góry łupów zdobytych na Frankach
z południa, założył go przyjacielowi na głowę i zawiązał
rzemienie. Potem okrył Varrina swą bogatą opończą. Na końcu
wetknął włócznię w jego prawicę.
— Przekaż mej żonie, iż była najprzedniejszą z niewiast,
które kiedy bądź nosiły klucze{4} — poprosił Varrin. — I że, choć
została mi dana, to ją kochałem. Niechaj synowie moi służą ci
tak, jak ja tobie służyłem. A me córki powydawaj za mąż wedle
własnego uznania.
Opodal dziobu kobieta spała z dziećmi w objęciach.
— Ucztować będziesz po mej prawicy na dworze Odyna —
zapewnił go Authun.
— Będziem pijani na wieki — uradował się Varrin.
Odwrócił się ku burcie i postawił jedną stopę na okrężnicy.
— Gotuj się, żmiju! — zakrzyknął, głosem niskim z
determinacji. Bez rozglądania się na boki, wyskoczył z
langskipa, w locie bodąc włócznią morskie fale. We wspaniałej
zbroi i hełmie Authuna o pływaniu nie było mowy i po chwili
woja pochłonęła otchłań. Król głośno przełknął ślinę i się
odwrócił. Śmierć Varrina była nieunikniona; niepodobna się
nią teraz frasować.
Na dziobie kobieta i dzieci poruszyły się niespokojnie, choć,
ku zaskoczeniu Authuna, Celtyjka się nie zbudziła. Podczas
podróży prawie nie zmrużyła oka, teraz jednak wydawało się,
że bliskość lądu zesłała na nią otuchę i spokój. Koniec końców
— zmorzył ją sen.
Authun podczas wszystkich swych wojen ani razu nie
Strona 19
uśmiercił niewiasty. Tłumaczył sobie, że były zbyt cenne jako
niewolnice. Ale to tylko część prawdy.
Stanął nad kobietą, obserwując, jak dwa pacholęta zażywają
snu u jej piersi. Położył dłoń na nożu. Niebawem użyję go, by ją
zabić, pomyślał, może gdy spotkamy się z czarownicami, a może
tuż przed powrotem do żony. Tak czy owak, Celtyjka umrze od
noża. Księżycowe Ostrze zabijało wyłącznie wojowników i
Authun nie zamierzał kalać go krwią niewieścią. A mimo to
czuł, że to się nie godzi, by zgładzić ją za pomocą tego samego
narzędzia, którego zwykł używać do patroszenia ryb. Była
matką, a to, jego zdaniem, zasługiwało na pewien szacunek.
Statystował przy narodzinach pięciorga swych dzieci i za
każdym razem zastanawiał się, jak wielu podległych mu
mężczyzn zniosłoby ból, jakiego doznawała jego żona.
W więzi między matką a jej dziećmi zdawało się tkwić coś
cennego i godnego uchowania — to ciepło, którym zdawała się
emanować. Authun Bezlitosny poczuł jakieś poruszenie w
piersi, które, choć nie mógł o tym wiedzieć, było nikłym,
migotliwym zwiastunem zmierzchu jego życia.
Kobieta miała przy sobie talizman, podarowany przez ojca
chłopców, osobliwego tułacza, w czasach, gdy wyprawy w
pojedynkę zdarzały się nader rzadko. Tylko nieliczni ośmielali
się podróżować samotnie, nieraz padając łupem wrogo
nastawionych chłopów, urażonych wielmożów, rzezimieszków,
dzikusów, trolli, elfów czy wilkoludzi. A jednak ojciec bliźniąt
się na to poważył. Talizman — zwyczajna wilcza głowa
wydrapana na otoczaku — miał zapewniać ich matce ochronę,
jak powiedział na odchodnym. Dotychczas nie przyniósł jej
żadnego pożytku, ale i tak tuliła go do siebie we śnie. Gdy
Authun Wilk, pogromca monstrualnego Gota, grabieżca
wschodu, budzący grozę pan i władca białych pustkowi, dotknął
noża i spojrzał na swoją brankę, poczuł litość. Pierwszy raz w
Strona 20
życiu ogarnęło go takie uczucie. Może za sprawą amuletu, kto
wie? Każdemu człowiekowi, prędzej czy później, brzydnie
rozlew krwi. Jej żądza płonie niegasnącym płomieniem
wyłącznie w duszach bogów.
Langskip, zostawiony sam sobie, skręcił gwałtownie,
brutalnie rzucony w bok przez fale. Authun zaparł się nogami,
zachowując równowagę, lecz kobietę z dziećmi zarzuciło na
skrzynię. Cała trójka przebudziła się z trwożnym krzykiem,
zdezorientowana, a Celtyjka przez chwilę świdrowała Authuna
poparzonym okiem. Król, choć mógł porazić wzrokiem każdego
oponenta, natychmiast się odwrócił, by zmienić kurs. Działanie,
jak zwykle, pozwalało odegnać nieprzyjemne myśli.
Kobieta przyglądała się, jak Authun przewiązuje rumpel i
ustawia żagiel. Król wydawał jej się drugą najgorszą rzeczą,
jaką w życiu dane było jej widzieć. Poznała się na nim, na jego
prawdziwej naturze wojującego egoisty, który wszystkie swe
obawy rzuca wrogom w twarz, porywacza, mordercy i
bohatera.
Ojciec jej synów rzekł niegdyś, że śmiertelnie nudzą go
dzielni farysi, lecz Authun bynajmniej nie wydawał się nudny
— prędzej straszliwy, krwiożerczy, niemal boski. Gdy porywał
ją z kościoła, pośród świstu strzał, huku buzującego ognia i
wszechobecnej wrzawy, jawił się niemal jako oaza
niesłychanego spokoju, niby twarda skała w kipieli przemocy.
Był w swoim żywiole. Jeśli kiedykolwiek pisane mi będzie
spotkać boga wojny, pomyślała, z pewnością będzie wyglądał
jak Authun.
Jednakże prawdziwi bogowie byli znacznie bliżsi jej życiu.