4930
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4930 |
Rozszerzenie: |
4930 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4930 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4930 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4930 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Camilo Castelo Branco
Szcz�liwy o�enek
E viva amore!
[Boccaccio, Dekameron]
I
Sprawa tak si� przedstawia�a:
S�siad doni�s� senhorowi Hilario Afonso, �e In?s, jego siostrzenica, zadurzy�a si� w synu miejscowego pigularza.
Ot� wprawdzie Hilario w zaraniu swego �ywota ja�owo trudzi� si� w Vila Real de Tr�sos-Montes jako w�a�ciciel kawiarenki, potem jednak odziedziczy� gruby kapita� po jakim� brazylijskim krewnym i wkr�tce pogrzeba� n�dzne cztery butelki likier�w cynamonowego i migda�owego, p� tuzina fili�anek bez spodk�w i dwa imbryki z blaszanymi dziobkami poreperowane miedzianym drutem; nied�ugo te� po�lubi� szcz�liwie starszaw� szlachciank�, a ta wnios�a mu w posagu herb z dwoma dzikimi zwierzakami w profilu i sygnet z nieznanym ptakiem.
In?s, siostrzenica owej szlachcianki, w osiemnastej wio�nie �ycia by�a dziewcz�ciem smuk�ym i zgrabnym; urodzi�a si� i wychowa�a w Lizbonie, gdzie zosta�a sierot� i sk�d rodzina wys�a�a j� na wychowanie do ciotki Hermenegildy Picoa.
Hilario Afonso by� sier�antem rezerwy i zdoby� opini� odwa�nego, co prawda nie w ogniu walki, ale prawd� m�wi�c zas�u�y� na ten stopie� w wodzie, bowiem jego chwalebnym czynem by�o przep�yni�cie wp�aw rzeki Douro � w czasie gdy drog� do Regua przerwali partyzanci Silveiry � by dostarczy� genera�owi, markizowi de Angeja, wa�ne meldunki. Hilario pyszni� si� tym wyczynem nie mniej ni� Byron po identycznym wyczynie w Hellesponcie; i mniej si� te� chyba che�pi�a m�oda Rzymianka Clelia, gdy uciekaj�c z niewoli kr�la etruskiego przeci�a wp�aw wartki nurt Tybru. Dzielny sier�ant nie zna� czyn�w Byrona i Cielii: by� szczerze, piramidalnie t�py. Ta godna pozazdroszczenia zaleta uczyni�a go zdolnym do wszczepienia si� w niezmiernie s�awny pie� genealogiczny swej �ony, zw�aszcza �e szlachetna inteligencja obojga by�a jednakowa. Sprawa krwi jednak to inna rzecz. Krew senhora Hilaria, filtruj�c si� poprzez odziedziczone paczki got�wki, pozby�a si� zupe�nie plebejskich krwinek i nawet �ydowskiej domieszki � bo, jak si� wydaje, z�o�liwe j�zyki miejscowe, oburzone pych� eks-sier�anta rezerwy, m�ci�y si� rozpuszczaj�c wie�ci, �e w�a�nie z okolic Bragan�y zjecha�a do Vila Real na w�zku domokr��cy �ydowska handlarka, kt�rej prawnukiem mia� w�a�nie by� senhor Hilario!
Jakkolwiek by�o, Hilario Afonso gorliwie dba� o honor swego domu i rozgl�da� si� za m�em dla panny In?s, domniemanej spadkobierczyni wujostwa.
Pani Hermenegilda mia�a ju� na oku ziemianina, w�a�ciciela maj�tku w Lobrigos, w kt�rego herbie widnia�y cztery g�owy tureckie; senhor Hilario jednak, przebadawszy skrupulatnie histori� dumnego pana z Lobrigos, odkry�, �e pi�ty dziad owego� po�lubi� c�rk� swego w�asnego rz�dcy, a trzecia babcia nie cieszy�a si� szczeg�lnie dobr� s�aw� na skutek podejrzanych konszacht�w z w�asnym kapelanem.
Powiadano, �e senhor Hilario, zebrawszy wyniki bada�, przed zakomunikowaniem ich swej po�owicy pojawi� si� przed czterema ju� dobrze nadgryzionymi przez czas portretami dziadk�w swej �ony i odezwa� si� w te s�owa:
� Szlachetni biskupi i genera�owie! Chocia� krew wasza nie p�ynie w �y�ach moich, jestem waszym wnukiem przez �wi�ty sakrament za�lubin, kt�ry z��czy� mnie w�z�em ma��e�skim z nader szlachetnie urodzon� dam�, pani� Hermenegild� Picoa Salema Bernardes! Nie obawiajcie si� wi�c, �e wasza wnuczka, a moja siostrzenica, nader szlachetna panna In?s, r�d wasz splami!
To m�wi�c zdj�� okulary, by otrze� ko�cem r�kawa surduta dwie �zy, jak groch grube, kt�re zawis�y mu na dolnych powiekach.
Konieczne by�y te szczeg�y, by czytelnik m�g� sobie natychmiast wyobrazi�, jakie oburzenie ogarn�o senhora Hilaria Afonso, gdy dotar�a do niego nowina, �e synalek jakiego� tam pigularza o�mieli� si� podnie�� oczy w zar�czynowo-o�enkowych celach na jego siostrzenic�. Aby uchroni� ma��onk� od apoplektycznego ataku z powodu takiej zniewagi, zatai� przed ni� ow� wie�� i gorza� wewn�trzn� pasj� czekaj�c na okazj�, by wymierzeniem sprawiedliwo�ci pom�ci� pani� Hermenegild�.
A dociera�y do� coraz bardziej przera�aj�ce rewelacje. W�cibski s�siad donosi�, �e oko�o pierwszej w nocy zobaczy�, jak z drzwi domu senhora Hilaria wysun�a si� jaka� sylwetka, kt�ra kubek w kubek mia�a odpowiada� rysopisowi syna farmaceuty. Hilario zdusi� w sobie pomruk bestii; dozna� jednak chwilowej ulgi, czyni�c poci�gni�cie godne fina�u sztuki, jakiego jeszcze nie ogl�da�em: uj�� pann� In?s za r�czk� i zawi�d� j� przed rodzinne portrety, wyci�gn�� rami� w kierunku patriarch�w, palec wskazuj�cy wycelowa� w jednego z dw�ch biskup�w na p��tnie i warkn�� tonem stetrycza�ego brzuchom�wcy:
� Wstydzi� si� powinna� w obliczu tych bohater�w, panno In?s Picoa Salema Bernardes!
In?s wlepi�a swoje �liczne ocz�ta, l�ni�ce jak agaty, w senhora Hilario Afonso i rzek�a:
� Czy wuj oszala�?
II
Na zegarze ko�cio�a S?o Pedro wybi�a pierwsza. Ksi�yc toczy� si� po firmamencie pogodnie i mi�kko w letni� noc. Lekki zefirek ko�ysa� konarami akacji, top�l i morw ze smutnym szelestem; ocienia�y one malownicz� alej� w Vila Real. Po chodniku wzd�u� niej przechadza� si� tam i z powrotem Hilario Afonso z oczami stale utkwionymi w wej�ciow� bram� swego domu. Ca�y by� zakutany w ogromny ko�nierz swej opo�czy z wielb��dziej we�ny. Naci�gni�ty na oczy kapelusz z szerokim rondem � nosz� takie w Bradze � rzuca� na jego podbr�dek z�owieszczy cie�. Na pi�d� od ramienia wystawa�a ��ta ga�ka grubej lagi okutej �elazem. W g��bi piersi senhora Hilaria co pewien czas bulgota�o zduszone, zakatarzone dyszenie, podobne do hukania s�w i puchaczy gnie�d��cych si� w pobliskich ruinach klasztoru Franciszkan�w.
Wybi�a pierwsza i senhor Hilario nagle ruszy� jak z kopyta. Ujrza� bowiem, jak do bramy jego domu przybli�a si� jaki� cie�. Opu�ci� chodnik alei, przytuli� si� do �ciany, ukryty za listowiem. Ksi�yc na p� przes�oni�ty gaz� chmurki nagle zaja�nia� w pe�ni. Cie�, kt�ry przystan�� przed bram�, pozna� senhora Hilaria i cofn�� si�. Hilario zrzuci� okrycie i pop�dzi� ku sylwetce ludzkiej w pelerynie, kt�ra si� zatrzyma�a i dzielnie oczekiwa�a w�ciek�ego ataku.
By� to rzeczywi�cie syn farmaceuty, m�odzieniec delikatnej postury, zrodzony ju� w epoce gorset�w i okular�w, m�czennik werniksu do obuwia, namaszczony pachnid�em, wynalazca pomady do barwienia paznokci na r�owo i r�nych proszk�w, kt�re mia�y konserwowa� pierwotny, l�ni�cy blask uz�bienia.
Pierwszy cios spad� mu na rami�; przy drugim laga nie napotka�a ju� oporu i polecia�a na ziemi� chyba z dziesi�� s��ni od r�czego adepta pigularstwa. Rozwin�� on charci� chy�o�� � chyba jedyn� w historii udanych rejterad!
Hilario Afonso, dumny jak Achilles w swym namiocie, rozejrza� si� i zobaczy� porzucone przedmioty na chodniku posrebrzonym ksi�ycow� po�wiat�: by�y to peleryna, kapelusz i kr�cica zdruzgotanego amatora panny In?s. Zebrawszy �up, Hilario wbieg� ob�adowany po schodach; nad�ty i tragiczny niczym pos�g komandora wtargn�� do pokoju panny In?s. Przygn�biona panienka by�a �wiadkiem brutalnego ataku, gdy� w�a�nie wtedy na dole delikatnie odsuwa�a zasuwk� u drzwi. Uciek�a na g�r�, gdy us�ysza�a g�uchy d�wi�k, jaki wyda�o uderzenie elastycznej lagi po �opatce ukochanego; dziewczyna straci�a t� przytomno�� umys�u, kt�ra zwykle podsuwa udany wykr�t, i pad�a sp�akana bez tchu na krzes�o w swej komnacie. Jednak�e na widok senhora Hilaria gniew przywr�ci� jej odwag� i po��k�a z przera�enia buzia okry�a si� szkar�atem.
� Co wuj robi w moim pokoju? � krzykn�a.
� Ha�bo rodu Picoas Salemas! � zagrzmia� Hilario, opuszczaj�c na pod�og� t�umoczek z rzeczami uciekiniera.
� Nie pozwa�am siebie obra�a�! � zareplikowa�a, a w oczach zab�ys�y �zy gniewu. � Senhor jest dla mnie niczym! Je�li kto� mo�e mnie skarci�, to jedynie moja ciotka, a pr�cz tego do tej komnaty mog� wchodzi� wy��cznie kobiety!
� W tej komnacie � zareagowa� Hilario z min� pos�pn� a �a�obn� � w tej komnacie, panno In?s, do�y�y swego wieku pani prababcia, Tomasia Picoa, i pani babunia, Teresa Salema Bernardes, obie nader dostojne szlachcianki tej prowincji, zaszczyt i ozdoba pani rodu; pad�yby trupem ze zgrozy, gdyby dowiedzia�y si�, �e ich wnuczka mia�a... wstyd dusi mi gard�o... boj� si�, by dach ten nie zawali� si� na pani wyst�pn� g�ow�, zdegenerowany potomku czcigodnego rodu!... Pigularz! Synalek jakiego� tam Manuela das Alminhas!... Och, co za ha�ba!...
I senhor Hilario Afonso ukry� twarz w d�oniach niczym Agamemnon przy ofierze Ifigenii.
W tym czasie zbudzona krzykami pani Hermenegilda wyskoczy�a z �o�a, zarzuci�a na siebie serdaczek z cieniutkiej, mi�kkiej we�enki koloru kawy z mlekiem i z lampk� w d�oni wbieg�a do pokoju siostrzenicy.
Hermenegilda nie zna�a historii awantury. Pierwsza my�l, jaka jej za�wita�a w rozespanej g�owie, nie nale�y do tych, kt�re wolno ujawni�, bo ludzka zawi�� nie wymy�li�a tak niebotycznej kalumnii.
Gdy stara szlachcianka wkroczy�a z lampk� w r�ku do komnaty, Hilario, jeszcze sapi�c_z uniesienia, podszed� do niej i zagrzmia� takimi s�owy:
� Czcigodna pani Hermenegildo! Zrobi�em, co w mej mocy, by pani nie dowiedzia�a si�, �e jej siostrzenica zapomniawszy o krwi, jaka kr��y w jej �y�ach, dopuszcza do siebie spro�nego plebejusza, jakiego�...
� M�w ciszej, Hilario! � przerwa�a Hermenegilda ze zgroz� � m�w ciszej, by s�u�ba nie dowiedzia�a si� o tym skandalu! O nieba, com us�ysza�a! Czy roi mi si� we �nie?
� Nie �nisz, o pani, nie! � zn�w zagrzmia� Hilario, podnosz�c z pod�ogi kr�cic� i peleryn� � zniewaga pani zosta�a pomszczona! Pradziadowie pani musz� m�j czyn b�ogos�awi�. Ten hultaj zosta� ukarany.
� Jaki hultaj?! � zawo�a�a pani Hermenegilda.
� To ten synalek farmaceuty Alminhasa � wyjawi� ponuro, a zarazem uroczy�cie Hilario Afonso, depcz�c z lubo�ci� pot�n� stop� kapelusz ofiary.
Wtedy pani Hermenegilda ze schrypni�tym i przera�liwym �ach!" pad�a w ramiona sier�anta rezerwy.
III
Jutrzenka jak�e nieszcz�snego dnia. Dzwoneczki dw�ch mu��w, zaprz�onych do lektyki, kt�ra stan�a u bramy, obudzi�y In?s z gor�czkowego snu. Do jej komnaty wesz�a osobista jej s�u��ca m�wi�c, �e ciotka nakazuje jej ubra� si� na kr�tk� podr�. Z�amana i niezdolna do oporu In?s w�o�y�a na siebie ubranie. Potem pojawi�a si� ciotka i rozz�oszczonym g�osem przem�wi�a:
� Panienka pojedzie w go�cin� do pewnego domu, odleg�ego st�d o dwie mile, p�ki si� nie za�atwi sprawy oddania jej do klasztoru w Lizbonie, a ja powiadomi� te� rad� rodzinn� o ha�bie, jak� panienka �ci�gn�a na rodzin� bez skazy.
� Czy� ja splami�am swoj� rodzin�? � zapyta�a In?s z udan� pokor�.
� Jeszcze si� pyta!... Pozwoli�, by si� w niej zakocha� syn jakiego�... jakiego�... och!... co za zgroza!
� Powiedz, powiedz, ciotko...
� Niech mnie nie nazywa ciotk�.
� Nie b�d� ju� nazywa�, nie � hardo odpar�a In?s w gwa�townym napadzie z�o�ci. � Gdybym pani� nazywa�a moj� ciotk�, musia�abym te� uznawa� za mego wuja m�czyzn�, kt�ry nie by� aptekarzem, ale... szynkarzem...
� Precz z mego, domu!... Ju�...! � wrzasn�a starsza pani, wymachuj�c jej przed nosem zaci�ni�tymi pi�ciami.
� Pragn� jej przypomnie�, �e moi rodzice nigdy mnie nie uderzyli! � powiedzia�a z ironiczn� uleg�o�ci� panna In?s.
� Grozisz mi?
� Nie gro��; pragn� jedynie rzec, �e pani r�ce nigdy nie dotkn� mej twarzy i musz� tylko Bogu dzi�kowa�, �e mnie jedynie s�ownie obrazi�a szynkarka.
Hermenegilda dosta�a epileptycznego ataku. Twarz jej wykrzywia�y straszliwe grymasy i skr�ca�a si� jak op�tana. Przybieg�y s�u��ce; jedynie dzi�ki interwencji osoby spoza rodziny stara szlachcianka po przyj�ciu do siebie nie rzuci�a si� z pazurami i z�bami na siostrzenic�. T� osob� by� ksi�dz, przyjaciel domu, kt�ry mia� odwie�� In?s do miejsca jej przeznaczenia.
Pogr��ona w smutku panienka wsiad�a do lektyki ze s�u��c�, kt�ra us�ugiwa�a jeszcze jej matce. Obok k�usowa�a duchowna osoba ze spuszczon� g�ow�, nad�sana, za�ywaj�c jedn� szczypt� tabaki za drug�, by odp�dzi� sen, kt�ry co chwila prawie zrzuca� ksi�dza z grzbietu chromego mu�a.
� Dok�d si� udajemy, prosz� ksi�dza Custodia? � zapyta�a s�u��ca wychylaj�c si� przez okno lektyki.
� Dok�d B�g zaprowadzi. Za p�torej godziny ju� b�dzie wiedzia�a, dok�d.
� Ale jaka tu wok� brzydota � odezwa�a si� dowcipna s�u��ca. � My�l�, �e zawioz� nas do jakiego� lasu!
� Wsz�dzie jest �adnie, gdy �aska Boska z nami � zauwa�y� sentencjonalnie by�y zakonnik, raz po raz niuchaj�c tabak�. � Czy waszmo�� pani Anacleta zna �wietne lekarstwo na ciekawo��? Odmawia� paciorki r�a�ca, je�li go pani zabra�a; mog� po�yczy� w�asny, je�li zapomnia�a.
� Bardzo wdzi�czna jestem, ksi�e Custodio; gdy si� znajdziemy na jakiej� pustyni, b�dzie do�� czasu na modlitwy...
� Ano w�a�nie, dobrze by�oby pomodli� si� i w zamieszkanych miejscach, by nie by� lekkoduchem...
Ta jasna a bolesna aluzja do panny In?s wyrwa�a j� z odr�twienia:
� Czy ojciec mnie ma na my�li?
� Je�li to licuje z panienki prowadzeniem si�, to nie moja wina � odrzek� surowy kap�an, robi�c m�ynka wolnymi palcami.
� Na czym opiera si� wasza wielebno��, zarzucaj�c mi lekkomy�lno��?
� Przecie� statecznie chodzi�a po ziemi � zn�w zaprotestowa�a s�u��ca. � Na m�j rozum wielu powinno tak chodzi�...
� Waszmo�� jest bardzo �le wychowana � warkn�� eks-zakonnik.
� Zdaje mi si�, �e ta uwaga dotyczy teraz ksi�dza, ksi�e Custodio � rzek�a z u�miechem panna In?s.
� Niech panienka nabierze rozs�dku! Niech pami�ta, czyj� jest c�rk�, i o wstydzie, jaki sprowadzi�a na ca�� rodzin�.
� Czy�bym j� zha�bi�a?
� Zniewa�y�a j� pani w oczach Bo�ych i spo�ecze�stwa.
� Czemu� to?
� Prosz� nie udawa� pierwszej naiwnej... Czy to nie poni�aj�ce zakocha� si� w synu jakiego� Alminhasa, kt�ry w mo�dzierzu uciera smarowid�a?!
� To ksi�dz my�li, �e kobieta, kt�ra kocha cz�owieka pracy, zniewa�a rodzin� w Bo�ych oczach?! Szanowny ojcze! Taka nauka, je�li ma by� ewangeliczna, niezmiernie r�ni si� od ewangelii, jakiej mnie uczy�a moja mama. �Kochajcie si� wszyscy, bo jeste�cie dzie�mi tego samego Ojca". Taki duch nauki Chrystusowej wpaja�a mi moja mama.
� Oj, jak �licznie pasuje! � wmiesza�a si� Anacleta. � Moja pani uczy ksi�dza Ojcze nasz i na m�j rozum bardzo mu taka lekcja potrzebna.
Ksi�dz Custodio wybe�kota� kilka zda�, jakby mia� pypcia na j�zyku, ale przerwa�o mu potkni�cie si� wierzchowca. Nieszcz�cie u�atwi�o mu co prawda wyj�cie z opresji, atoli mia�o fatalne skutki dla najbardziej szacownej cz�ci tego �wi�tobliwego m�a, to jest dla brzucha. Potkni�cie i upadek mu�a by�y tak szczeg�lne, �e ksi�dz naruszy� wszelkie prawa r�wnowagi. W momencie upadku zwierz�cia � bywa czasem, �e wierzchowiec pada � zdarzy�a si� rzecz absurdalna, acz ca�kiem rzeczywista: g�owa ksi�dza zwisa�a mi�dzy �opatkami mu�a, �e strach by�o patrze�, jedna noga na siodle wygi�a si� niby popr�g, druga za� w powietrzu, jakby manifestuj�c wsp�czucie dla losu towarzyszki, porusza�a si� ze zr�czno�ci� przewy�szaj�c� sprawno�� n�g arlekina.
Ojciec Custodio post�kiwa�, wi�c ogarni�ta lito�ci� In?s, wiedz�c, �e o p� mili znajduje si� cel ich podr�y, wysiad�a z lektyki ze s�u��c� i pomog�a biadaj�cemu kap�anowi, �ciskaj�cemu wstrz��ni�te wn�trzno�ci, usadowi� si� w lektyce.
IV
Troch� dalej natkn�li si� na dziarskiego m�odzie�ca w stroju my�liwskim, okr��onego ca�� sfor� ps�w. Wo�nica zwr�ci� si� do niego z pytaniem, czy daleko jeszcze do Vila Ch?. My�liwy, zamiast odpowiedzie�, zapyta�, do kogo tam pod��aj�. Ksi�dz Custodio odpowiedzia�, �e celem ich jest plebania proboszcza-benedyktyna, brata Antonia da Silveira.
� Ach, ja w�a�nie mieszkam w jego domu � odrzek� my�liwy. � Brat Antonio jest moim wujem, ksi�dz Custodio zapewne sobie mnie przypomina.
� Ale� pami�tam doskonale, wybacz, �e od razu nie pozna�em, mam jednak zupe�nie nadwer�ony kark po upadku z wierzchowca.
� Ja te� bardzo si� zdziwi�em widz�c te panie nie w lektyce � znowu z szacunkiem odezwa� si� my�liwy. � Poniewa� udaj� si� do mojego domu, wi�c zawr�c� i uczyni�, co w mojej mocy, by podr� Waszej Ekscelencji mniej si� d�u�y�a.
� Czy pan, panie Silveira, zna t� panienk�? � zapyta� ksi�dz.
� Zdaje mi si�, �e nale�y do rodziny pani Picoa. Widywa�em j� kilkakrotnie i zdaje mi si�, �e zamieni�em z szanown� panienk� kilka s��w pi�� lat temu, gdy pani przyby�a z Lizbony na prowincj�. Mo�e sobie przypomina zej�cie na l�d ze statku �Vesuvio"...
In?s przypomnia�a sobie i lekko si� zarumieni�a. Warto kr�ciutko opowiedzie� histori� tego rumie�ca.
Na pok�adzie �Vesuvio" siostrzeniec ksi�dza proboszcza, Duarte da Silveira, us�ysza�, jak opowiadano, �e owa panienka, pasa�erka statku, kieruje si� do Vila Real do rodziny. Przygl�da� jej si� z zachwytem w czasie przygotowa� do zej�cia na l�d. Ona te� przypatrywa�a mu si� ze skryt� ciekawo�ci�; gdy wreszcie In?s po po�egnaniach z b�yskiem w oczach wsiad�a do �odzi, Duarte wskoczy� za ni� do tej samej �odzi. Wykorzystuj�c chwil�, gdy oddali�a si� od towarzysz�cych jej os�b, zdo�a� jej szepn��:
� Wiem, �e panienka udaje si� do bardzo smutnego miejsca.
� Niewa�ne � odrzek�a. � Na co mi miejsce weso�e?
M�odzieniec przypomnia� panience �w kr�tki dialog, ksi�dz za� po ust�pieniu b�lu, uko�ysany wahad�owym ruchem lektyki, pogr��y� si� w b�ogi, tylekro� przerywany sen.
Panna In?s, jakby jej pochlebia�a pami�� Duarte, z przyjemno�ci� przygl�da�a si� mu i s�ucha�a m�odzie�ca, kt�ry melancholijnie i poetycznie opisywa� owe szybko minione chwile. Gdyby j� w tej chwili zobaczy� �w syn farmaceuty, uwa�a�by swoje b�le w �opatkach i �ebrach za daremn� ofiar�. R�wnie� gdyby sam czytelnik przyjrza� si� jej oczami uzasadnionej podejrzliwo�ci, oceni�by, �e panienka zdolna jest po�wi�ci� syna farmaceuty � je�li nie na o�tarzu swych znakomitych przodk�w, to przynajmniej na rzecz wspomnienia tych s�odkich s��wek, jakie romantyczny Silveira b�kn�� pi�� lat temu z sentymentaln� czu�o�ci�.
Gdyby nie owe czaruj�ce dziwactwa, kobiety nie by�yby wiele wi�cej warte od m�czyzn.
V
Dotarli do Vila Ch?.
Gdy matka m�odzie�ca podejmowa�a pann� In?s, ojciec Custodio na osobno�ci tak wyja�nia� spraw� proboszczowi:
� Powierzono mi t� panienk�, bym j� czasowo umie�ci� w pewnym domu, a� zostanie za�atwione jej przyj�cie do klasztoru w Lizbonie. Jej ciotka, pani Hermenegilda Picoa, nie �yczy jej sobie u siebie, bo obawia si�, �e panna zawrze niedobrane ma��e�stwo z pewnym hultajem z Vila Real. Zacny dom Waszej Przewielebno�ci wyda� mi si� najbardziej godnym ze znanych mi dom�w, dlatego przybywam w przekonaniu, �e zechce Wasza Przewielebno�� j� przygarn�� na kilka dni w go�cin�, zanim otrzymamy z Lizbony nieodzowne zezwolenie.
Ksi�dz proboszcz zastanowi� si� kilka chwil, po czym rzek�:
� A kog� to szanowny ojciec nazywa �hultajem"?
� Kogo?...
� Tak, bo ksi�dz napomkn��, �e panna zapragn�a po�lubi� jakiego� hultaja.
� Ot� w�a�nie, hultaja... jakiego� tam... synalka aptekarza czy kogo� podobnego...
� Ach, rozumiem... Wi�c ta panienka pragn�a po�lubi� syna aptekarza... Ale... latek temu b�dzie dwadzie�cia, kiedy ja, b�d�c m�odzie�cem dwudziestopi�cioletnim, pija�em orszad� i soki w lokalu nale��cym do niejakiego Hilaria, kt�ry, si rite recordor, jest aktualnym ma��onkiem wielce szanownej pani Hermenegildy Picoa Salema Bernardes...
� �wi�ta prawda � odpar� ojciec Custodio � ale Wasza Przewielebno�� powinna wiedzie�, �e senhor Hilario Afonso odziedziczy� w spadku nie mniej ni� 200 tysi�cy cruzad�w w dobrej d�wi�cz�cej monecie, a syn aptekarza to golec.
� Aaa... teraz znakomicie poj��em r�nic� � zauwa�y� z u�miechem ksi�dz proboszcz. � Wi�c, m�j drogi ksi�e Custodio, niezmiernie rad jestem, �e ksi�dz wybra� m�j dom na przechowanie w nim tak cennego, ale jak�e k�opotliwego depozytu. Wnuczka tak prze�wietnych dziad�w mo�e si� �le poczu� w naszych czterech go�ych �cianach. Opr�cz tego m�j zacny przyjaciel ksi�dz Custodio pami�ta, �e mieszka z nami pewien m�odzian, m�j siostrzeniec, i by�oby straszne, gdyby tak panienka, myl�c go z synem aptekarza, horresco rejerens, zechcia�a go wci�gn�� do kategorii hultaj�w, �e u�yj� nomenklatury mego przyjaciela, quod Deus avertat.
� No, niby tak... ale jestem g��boko przekonany, �e m�j przyjaciel, cz�owiek uczciwy i zacny chrze�cijanin, nigdy nie pozwoli, by jego siostrzeniec niepokoi� panienk�.
� Oczywi�cie, oczywi�cie... � odpar� z lekkim u�miechem Antonio da Silveira � wszystko uczyni�, by panna In?s nie czu�a si� niepokojona. Niech m�j przyjaciel odje�d�a pewny, �e w moim domu nic takiego si� nie stanie, co by zaraz nie by�o wszystkim wiadome.
Ksi�dz Custodio odjecha� zadowolony ze spe�nionej misji, a panna In?s ju� w jedn� dob� po tym, jak znalaz�a si� pod owym dachem w Vila Ch?, g�osi�a, �e od chwili gdy zabrak�o jej ojca, nigdy nie prze�y�a tak uroczego dnia.
Matka m�odzie�ca by�a przezacn� osob�, naturalnym z�o�em wyrozumia�o�ci; dobro� przepe�nia�a jej serce. Solidnie oczytana w Relikwiarzu anielskim i schronieniu duchowym, stale zaj�ta gospodarstwem domowym, besztaj�ca swego syna, �e nie rozumia� i nie chcia� zajmowa� si� rolnictwem, dobra ta niewiasta wci�� wzdycha�a z �alu, �e nie ma c�rki. Powtarza�a, �e chocia� ogromnie kocha Duarte, znalaz�aby w swoim sercu jeszcze do�� tkliwo�ci, by pokocha� s�odk� c�reczk�. I teraz patrz�c na In?s, tak �liczn� i delikatn�, obsypywa�a j� poca�unkami, powtarzaj�c: �Gdyby mi B�g tak� zes�a�!" lub �Gdyby m�j syn kiedy� znalaz� tak� panienk� na �on�, musieliby�my j� chyba oboje z synem z mi�o�ci podzieli�".
Takie s�owa g��boko zapada�y w dusz� In?s i wywo�ywa�y �le ukrywane �zy w oczach Duarte.
VI
S�o�ce na zachodnim niebosk�onie okrywa�o si� z�otaw� purpur�. Pastuszkowie wracali do domostw zawodz�c melancholijne i t�skne kantyleny przy zaganianiu byd�a. Gdzie� z oddali dochodzi�o sm�tne skrzypienie wozu, lecz na okre�lenie tych odg�os�w nie znajduj� w naszym miejskim j�zyku odpowiedniego wyra�enia.
Uwi�zane na postronkach krowy porykiwa�y t�sknie za ciel�tami, kt�rych pobekiwanie donosi�o si� z zagr�d i podw�rek. By�a to pora mi�o�ci, nadziei i t�sknoty. W takiej porze �zy lej� nieszcz�ni; w takiej porze, gdy �li ludzie si� spotykaj�, r�bi� si� na kawa�ki. W takiej porze cz�ek sprawiedliwy sk�ada d�onie i �arliwie szepce Ave Maria s�owami archanio�a zwiastowania. To jest wreszcie pora ukochana przez poet�w, ale tych prawdziwych, bo ci rymotw�rcy bukolicy niby z pomoc� sztuki por� ow� ju� mocno sprofanowali wierszyd�ami i md�ymi lamentami.
In?s i Duarte przysiedli na stopniu z polnego kamienia, kt�ry tworzy� piedesta� krzy�a wzniesionego na najwy�szym wzg�rzu osiedla. Matka m�odzie�ca sko�czy�a odmawia� Ave Maria i pogr��ywszy si� w milcz�cej ekstazie, r�ce skrzy�owa�a na podo�ku i kontemplowa�a Gwiazd� Wieczorn�. Proboszcz g�aska� przytulonego do jego kolan t�giego brytana, kt�ry usi�owa� poliza� go w policzek. Obok czcigodnego benedyktyna le�a� brewiarz, dopiero co zamkni�ty po odm�wieniu wieczornej modlitwy. G��boka cisza zaleg�a na niebie i na ziemi; nagle In?s, jakby m�wi�c do siebie, szepn�a:
� Kiedy� marzy�am o szcz�ciu � chyba ono takie jest w�a�nie.
I jakby zmieszana tym wyznaniem, dr��cym westchnieniem pragn�a uda�, �e nagle zbudzi�a si� z marzenia.
Proboszcz przyjrza� si� jej uwa�nie, w milczeniu, po czym zwr�ci� oczy na bratow� i rzek�:
� Ana, s�ysza�a� s�owa swojej przyjaci�ki?
� S�ysza�am � odrzek�a matka Duarte nie odrywaj�c oczu od nieba. � S�ysza�am... B�aga�am Boga, by spe�ni�o si� marzenie naszej przyjaci�ki, mojej In?s.
� Twojej In?s?! � weso�o zauwa�y� proboszcz. � Ju� j� nazywasz twoj�?
� A czy� ni� nie jestem? � wspar�a j� In?s. � Nie chc� innej mamy na tym �wiecie. Je�li ona odejdzie przede mn�, Spotkamy si� w niebie.
Duarte �cisn�� gwa�townie r�czk� In?s i rzek�:
� To b�dziemy rodze�stwem w niebie?
� Nader szcz�liwe pokrewie�stwo w obecno�ci Pana naszego! � wypowiedzia� proboszcz tonem b�ogos�awie�stwa i powstaj�c ci�gn��:
� Chod�my, Duarte. Ten nocny ch��d nie jest zdrowy dla panny In?s. Wczoraj by�a przezi�biona, gdy udawali�my si� na spoczynek.
� Przecie� noc jest taka �agodna � oponowa�a delikatnie In?s.
� No to pozosta�my jeszcze chwil� � zgodzi� si� brat Antonio. Usiad� ponownie, gdy s�u��cy nagle zawo�a� do niego, �e nadszed� list z Vila Real. In?s zadr�a�a. Oczy Duarte spotka�y si� z jej bezradnym spojrzeniem, jakby pytaj�cym go, co mu serce podszeptuje.
� Czy�by to mia�o by� po�egnanie, tym razem ju� na zawsze? � szepn�a In?s wstaj�c. Tylko Duarte us�ysza� te s�owa, by za chwil� odszepn��:
� Gdy odjedziesz, nie �y� mi na tym �wiecie!
By�a to odpowied� patetyczna, pe�na energii, ale s�dz�, �e r�wnie� i prawdy.
VII
Nadszed� list od ksi�dza Custodia informuj�cy, �e za trzy dni przyjedzie zabra� pann� In?s, by odwie�� j� do Lizbony, gdzie za�atwiono jej umieszczenie w klasztorze si�str komandorek Wcielenia Bo�ego. Ksi�dz proboszcz przeczyta� list i zamkn�� si� w swojej alkowie. Kiedy Duarte wszed� do niej, w oczach wuja wilgotnia�y jeszcze resztki �ez.
� Podejd� tu, Duarte � rzek� z ogromn� gorycz�. � Ty kocha�e� In?s?
� Jak to czy kocha�em!... Pytaj mnie, wuju, jak ja j� kocham!
� In?s za trzy dni nas opuszcza.
� Sp�jrz, wuju, s�ysz� t� nowin� i nie przyblad�em.
� Co chcesz powiedzie�?
� Tylko tyle, �e umr�, gdy ona st�d odjedzie. Znasz, wuju, m�j charakter i z pewno�ci� mi uwierzysz. Jestem religijny, ale religia mi nie wystarcza.
� Nie wyznaj� si� na sprawach serca ludzkiego � rzek� proboszcz � s�dz� jednak, �e wyj�tkowa to nami�tno��, kt�ra potrafi�a zapu�ci� tak g��bokie korzenie w duszy w ci�gu p�tora miesi�ca. Nie kwestionuj�. Zawo�aj In?s i swoj� matk�.
Wesz�y razem, obj�te w �alu wywo�anym jednakowym przeczuciem. Proboszcz milcza� przez kilka chwil.
� My�l� �e odgad�y�my, moja c�rko � powiedzia�a pani Ana.
� Co odgad�y�cie? � spyta� proboszcz.
� Chc� nam odebra� In?s.
� Chc�! � potwierdzi� brat Antonio.
In?s podesz�a do proboszcza, wzi�a jego d�o� i podnios�a do ust, m�wi�c z serdecznym b�lem:
� Zlituj si� nad nami!
� Nie upadaj na duchu, panienko � rzek� eks-zakonnik, przytulaj�c j� z ojcowsk� czu�o�ci�. � Czy pragniesz po�lubi� tego tu Duarte? Odpowiedz bez wstydu albo pozw�l mi us�ysze� odpowied� twego serca... Chcesz? A ty, Ana? Wiesz, �e nie wystarcz� tylko uczucia m�a, by uszcz�liwi� kobiet�? Konieczne, by� by�a matk�, a nie te�ciow�.
Pani Ana pad�a w obj�cia In?s i obie zap�aka�y.
� Biegnij, Duarte � ci�gn�� benedyktyn � ka� osiod�a� konia, bo jeszcze dzi� musisz wyruszy� do Bragi. Ja zasi�d� do pisania.
Ca�y dom ogarn�a szalona rado��. Wszyscy przysi�gali, �e nikt pierwszy nie uroni s�owa, ale zaraz si� roznios�o, �e m�oda szlachcianka bierze pana Duarte za m�a. Pani Ana chcia�a, by In?s siedzia�a u niej na kolanach, In?s chcia�a nosi� j� na r�kach. Zachowywa�y si� obie jak dwoje dzieciak�w, �miej�c si� i szlochaj�c, ca�e serce przelewaj�c w urywane s�owa, topi�c reszt� zda� w poca�unkach! Och, jaka� pi�kna by�a to noc! Jakie wspania�e gwiazdy na niebie! Jakie kl�skania s�owik�w! Jaki� szept ca�ej natury, rozradowanej jak wszyscy!
VIII
Dwie doby p�niej Duarte powr�ci� z Bragi, przywo��c zezwolenie arcybiskupa dla jakiegokolwiek proboszcza na po��czenie w�z�em ma��e�skim kontrahent�w Duarte da Silveira i panny In?s Picoa Salema Bernardes.
In?s przywdzia�a str�j do�� osobliwy: posz�a do o�tarza w bieli, w warkocze wpi�a dwie r�e, kibi� otacza� lakierowany pasek z klamerk� � wydawa�a si� anio�em, kt�ry z dziecinnym wdzi�kiem ulatuje do nieba, nie pozostawiaj�c na ziemi ni pi�rka ze swych skrzyde�.
Ukl�kli oboje przed o�tarzem. Sakramentalne s�owa wyrzek�o ju� serce wiele razy, a B�g tysi�ckro� musia� je pob�ogos�awi�.
Nie spos�b opowiedzie�, jak min�� ca�y ten dzie�. Wiem tylko, �e nast�pnego dnia przed domem ksi�dza proboszcza zatrzyma�a si� lektyka. Wynurzy� si� z niej ojciec Custodio. In?s wysz�a mu na spotkanie.
� Czy panienka ju� gotowa? � zapyta� niuchaj�c tabak� i kichaj�c w r�nych tonacjach.
� Na co?
� By schroni� si� u komandorek.
� Czy przyjmuj� tam te� komandor�w?
� Co panienka wygaduje? � odpar� surowo ojciec Custodio.
� Bo musz� zabra� ze sob� mego m�a.
� Swego m�a?! Czy to ma by� �art?
� Niech ksi�dz okre�la, jak chce. Mo�e ksi�dz powiedzie� mojej ciotce, �e to �art, je�li mu si� tak podoba; ale prosz� jej nie zapomnie� powiedzie�, �e wysz�am za m��.
Ojciec Custodio przejawi� nieprzyzwoit� wr�cz pob�a�liwo��: po�ywi� si� i wypi� za zdrowie m�odej pary.
Pani Hermenegilda i Hilario Afonso w przyst�pie s�abo�ci uczynili swoj� siostrzenic� pe�n� spadkobierczyni� i przepadali za wnucz�tami.
A co z synalkiem pana Manuela das Alminhas?... Och! Ten po�lubi� c�rk� senhora Francisca Cerieiro i rozpowiada na prawo i lewo z ogromn� dum�, jak dosta� straszne lanie z powodu umizg�w do szlachcianki z rodu Picoa. Zaiste, jakie� wy�yny g�upoty mo�e osi�gn�� pycha uszcz�liwionego cymba�a!
Wi�cej ju� nic w tej materii nie potrafi�em ustali�.
Lizbona, marzec 1859.
Prze�o�yli Krystyna i Wojciech Chabasi�scy