4885
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4885 |
Rozszerzenie: |
4885 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4885 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4885 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4885 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
C. S. FRIEDMAN
�ni�cy gatunek
1. By� taki cz
as pomi�dzy zachodem s�o�ca a zmrokiem, kiedy �ciana dziel�ca �wiaty robi�a si�
cienka; i je�li wtedy kto� patrzy� - je�li umia� patrze� - widzia� przemykaj�ce
na drug� stron� ma�e, ciemne stworzenia z krainy sn�w.
On, zwany �owc�-w-Mroku, umia� patrze�.
Nadchodzi� czas tu� przed zapadni�ciem prawdziwej ciemno�ci, kr�tki moment
r�wnowagi pomi�dzy Noc� a Dniem. Trwa� zaledwie kilka sekund (ale dostatecznie
d�ugich), a potem przej�cie zn�w si� zamyka�o i stwory, kt�re przenikn�y
stamt�d tutaj, musia�y pozosta� tutaj na zawsze.
Nigdy nie polowa�, dop�ki ta chwila nie dobieg�a ko�ca. Nigdy jej nie przegapi�,
odk�d nauczy� si� patrze�. Mgliste snostwory fascynowa�y go, podobnie jak ich
obecno�� w jego �wiecie. Oczywi�cie widywa� takie stworzenia w sen-krainie i
polowa� tam na nie; by� to koci zwyczaj stary jak �wiat. Tutaj jednak wydawa�y
si�... jakie� z�e. Jakby os�abi�o je przej�cie pomi�dzy �wiatami. Ich wewn�trzny
blask by� przygaszony, cz�sto migotliwy, kraw�dzie rozmywa�y si� od podmuch�w
wiatru, rozp�ywa�y si� w cienkie smu�ki mg�y. Przychodzi�y w tysi�cach postaci,
ka�da inna: od ostroko�czystych robak�w z bursztynowoszarej mg�y do
ciemnokarminowych krab�w, prze�a��cych przez niewidoczne kamyki i przeszkody w
drodze do niewidzialnego morza. I wszystkie wydawa�y mu si� z�e.
Polowa� na nie niegdy� jako kociak, szybko jednak zrozumia� daremno�� takich
wysi�k�w. W �wiecie snu te stworzenia by�y materialne, m�g� je wytropi�, zabi� i
zje��, lecz w krainie jawy przypomina�y duchy, kt�rych nie mo�na chwyci� ani
z�bami, ani pazurami. Po zetkni�ciu z nimi zostawa� tylko obrzydliwy posmak, jak
gorycz pora�ki. Wola� polowa� na te stwory tylko w swojej cienio-postaci, a
godziny czuwania przeznaczy� na zdobywanie solidniejszego �upu.
Tej nocy zamierza� polowa� w krainie ludzi. Bezksi�ycowa noc nadawa�a si�
idealnie, a ciemno�� by�a tak g�sta, �e czu�, jak ociera si� o futro, dwie
czernie w lodowatym jesiennym wietrze. Oczywi�cie musia� pokona� p�ot, kt�ry
jednak nie stanowi� powa�nej przeszkody. Podobnie jak wytryskowi kastrata
brakowa�o mu zapachu si�y; jego pobratymcy tak cz�sto wydrapywali sobie
przej�cie pod spodem albo prze�azili po ga��ziach wystaj�cych nad szczytem, �e
p�ot wygl�da� - i pachnia� - jak go�ciniec. Znalaz� kana� prowadz�cy pod drutami
i przeczo�ga� si� z �atwo�ci� na drug� stron�, na rodzinny teren tych samych
dwunog�w, kt�re kiedy� pr�bowa�y go zabi�.
I tam znalaz� zdobycz. Najpierw j� zobaczy�, punkcik �wiat�a na tle hebanowej
ciemno�ci. Mysz? Sta� ju� pod wiatr, wi�c rozpocz�� ostro�ne podej�cie. Wkr�tce
doszed� go zapach, ch�odny i obiecuj�cy - mysz. Postawi� jedn� �ap� przed sob�
na dywanie umieraj�cych li�ci, powoli przeni�s� ci�ar cia�a do przodu.
Ostro�nie. Bez ha�asu. Nie mog�a go zw�szy�, na pewno nie mog�a go zobaczy�:
tylko szmer jego krok�w m�g� j� ostrzec na czas.
Czujnie nastawi�a drobne uszka. Zamar�. Czas mija�. Wiatr si� zmieni�, ale nie
odwr�ci� si� ca�kowicie; ju� mu nie pomaga�, ale te� nie ostrzeg� ofiary.
Spokojnie. Spokojnie. Polna mysz rozejrza�a si� dooko�a, przysun�a si� dwa
kroki bli�ej do k�pki bluszczu. Spokojnie, �owco. A potem ofiara wreszcie si�
odpr�y�a i zacz�a w�szy� za jedzeniem w�r�d opad�ych li�ci. Odwa�y� si�
post�pi� krok do przodu, potem drugi. Zapach straci� czysto��, ale mysz by�a
wyra�nie widoczna, smu�ki cia�oblasku przyczepione do br�zowego futerka migota�y
weso�o, nie zwa�aj�c na niebezpiecze�stwo.
Wiedzia�, �e kiedy skoczy, mysz go us�yszy i pewnie rzuci si� do ucieczki.
Odgad�, w kt�r� stron�, przygotowa� si� do poprawki...
I - skok. Silne tylne nogi wynios�y go w powietrze, prosto jak strza�a w
kierunku ofiary. Mysz rzuci�a si� do ucieczki, dok�adnie jak przewidzia�... i
mia� j�, pazury mocno wbi�y si� w �opatki, z�by rado�nie otacza�y cieniutk�
szyj�. Cia�oblask myszy dosta� mu si� do nosa, kiedy - znu�ony szamotaniem
ofiary - zabi� j�. Wiedzia� z do�wiadczenia, �e taki blask nie zga�nie od razu,
�e zniknie ca�kowicie dopiero o brzasku. Zjad� mysz tam, gdzie j� z�apa�, a
s�abo �wiec�ce resztki zostawi� na stosie po��k�ych li�ci. Dobry posi�ek. Po
kt�rym nale�y si� dobre mycie, a potem...
Wtedy w�a�nie u�wiadomi� sobie, �e co� go obserwuje.
Odwr�ci� si� szybko. Uszy przyp�aszczone, pazury wysuni�te, got�w do walki z
ka�dym intruzem. Lecz zobaczy� tylko snostwora, �wiec�cego jasno w ciemno�ci.
Nieapetyczny kszta�t, p�-ryba i p�-�limak, z rozdziawion� bezz�bn� paszcz� na
przednim ko�cu. Uskoczy� mu z drogi, nagle straciwszy pewno��, �e te stworzenia
s� nieszkodliwe. Sier�� mia� nastroszon� i chocia� pr�bowa� troch� j�
przyg�adzi� j�zykiem, wewn�trznie te� si� nastroszy�: brzydki stw�r nap�dzi� mu
strachu.
Ale stwora nie interesowa�a obecno�� kota. Przep�yn�� obok, pod wiatr, a� dotar�
do miejsca niedawnego posi�ku. Wtedy zatrzyma� si�, jakby rozmy�la�. W gardle
�owcy narasta� pomruk odrazy i strachu. Chocia� stw�r nie wydziela� �adnej woni,
otacza�a go aura zdecydowanie z�owroga; �owca potrzebowa� ca�ego opanowania,
�eby nie ucieka� albo nie zaatakowa� z miejsca, bez namys�u.
Stw�r przez d�ug� chwil� wisia� nad szcz�tkami myszy, pulsuj�c mglistym cia�em.
A potem opad� na trupa jak pijawka; okr�g�a paszcza przywar�a do resztek mysiej
g�owy. Zdj�ty zgroz� �owca-w-Mroku patrzy�, jak stworzenie si� po�ywia. Nie
wch�on�o �adnej materii, ale blask powoli zacz�� bledn��. Migotliwe promienie
zadr�a�y nad cia�em, potem zgas�y; wkr�tce �wieci� tylko pijawkowaty stw�r - i
sam �owca.
Strach pokona� wreszcie ciekawo��; �owca-w-Mroku odwr�ci� si� i umkn��.
2. Dom by� w�a�nie taki, jakiego Miles si� spodziewa�. Ma�y wiejski domek, kt�ry
od prawie dw�ch stuleci opiera� si� p�nocnym wiatrom, zanim przyjaciel Milesa i
by�y wsp�lokator ze studi�w postanowi� go odremontowa�. Sta� tu jak pomnik
niepowtarzalnej osobowo�ci Wesleya McGillisa, odnowiony do po�owy i pewnie
do�ywotnio skazany na ten stan: Wes zazwyczaj traci� zainteresowanie ka�dym
projektem, jak tylko opanowa� ju� umiej�tno�ci niezb�dne do jego realizacji, a
ten dom nie stanowi� wyj�tku. Szkoda, pomy�la� Miles. Budynek wygl�da�
obiecuj�co. Mo�e c�rka Wesa, kt�ra ostatnio wprowadzi�a si� do niego, nak�oni
ojca do zako�czenia prac.
Podskakuj�c na gruntowej drodze, zaro�ni�tej na �rodku g�st� traw�, samoch�d
wjecha� na podw�rze pe�ne wybuja�ych chwast�w. Wesley czeka� na ganku - niech go
szlag, nie zmieni� si� ani troch� od ostatniego spotkania! To ju� prawie
dziesi�� lat, u�wiadomi� sobie Miles. On sam si� zmieni�, na pewno.
- Jak ci si� podoba? - zagadn�� dawny wsp�lokator, obejmuj�c szerokim gestem
dom, pola i nawet l�ni�c� bia�� cytadel� instytutu bada� podstawowych Bell &
Hammond, odleg�� o kilka mil. - �adnie, co?
- Zimno. - Jeszcze w Marylandzie zostawi� p�aszcz w baga�niku; teraz szybko
wyj�� go i na�o�y�, zanim wyci�gn�� walizk�. - Wol� po�udnie.
- Daj, zanios�. - Wesley si�gn�� po walizk�, kt�r� musia� wreszcie wyrwa�
Milesowi. - M�wisz jak oni, wiesz?
- Kto?
- Po�udniowcy. Nigdy nie my�la�em, �e do tego dojdziesz. - Poprowadzi� go po
schodach zniszczonego ganku do siatkowych drzwi, wyra�nie nowych. - Elsa
przesy�a pozdrowienia, �a�uje, �e nie mog�a przyjecha�. Jakie� sprawy w NMHI,
opowiem ci wszystko, jak si� rozgo�cisz. Dziwna historia, naprawd�.
Otworzy� drzwi i przepu�ci� Milesa przodem.
- Uwa�aj na koty.
Jak na zam�wienie szary pr�gowany kocur rzuci� si� do drzwi. Z wypraktykowan�
gracj� Wes zast�pi� mu drog�, wepchn�� Milesa do prymitywnej kuchni i zatrzasn��
za nimi siatkowe drzwi. Kot miaukn�� przeci�gle na znak protestu i znik� w
cieniu opodal.
Do kuchni przylega� pok�j dzienny, w kt�rym kominek po�rodku odp�dza� najgorszy
ch��d. Wesley wskaza� fotel na biegunach kryty perkalem, po czym kiwn�� g�ow� w
stron� schod�w na drugim ko�cu pokoju.
- Rozgo�� si�, a ja to zanios�. Nastawi�em wod� na kaw� albo na herbat�, do
wyboru. Zaraz wracam.
Miles zaledwie zd��y� zauwa�y�, �e fotel mia� odrapane nogi i obicie
wystrz�pione od zwierz�cych pazur�w, kiedy ze schod�w dolecia� okrzyk: "Na d�,
do cholery!" Czarny od g�owy do ogona, z bia�ymi skarpetkami na trzech �apach,
ma�y kotek skoczy� na �rodek pokoju i tam zatrzyma� si� nagle, jakby rozwa�aj�c
dalsze post�powanie. Miles z wahaniem wyci�gn�� do niego palec; osobi�cie wola�
psy i nie przepada� za kotami, ale je�li to male�stwo nale�a�o do Wesa,
przynajmniej powinien potraktowa� je �yczliwie.
Kot odwr�ci� si� nagle przodem do Milesa i oczy mu si� rozszerzy�y. Cofn�� si� i
zasycza�. G�sta, d�uga sier�� zje�y�a si� na ko�cach, daj�c efekt jednocze�nie
komiczny i gro�ny. Ma�e gardzio�ko skurczy�o si� spazmatycznie i z pyszczka
wydoby� si� rycz�cy d�wi�k, kt�ry dobitnie �wiadczy� o pokrewie�stwie z lwami.
Wstrz��ni�ty go�� cofn�� r�k�. Ka�dy ha�as czy nag�y ruch m�g� jeszcze bardziej
rozdra�ni� zwierz�tko, wi�c Miles sta� bardzo spokojnie - i bardzo, bardzo cicho
- czekaj�c na powr�t Wesa i ratunek.
Na g�rze rozleg�y si� kroki, potem rytmicznie zabrzmia�y na schodach.
- Da�em ci frontowy pok�j, troch� ma�y, ale najlepiej odnowiony. My�l�...
Wes zatrzyma� si�, kiedy jego g�owa wynurzy�a si� spod podestu, i jednym
spojrzeniem obj�� �ywy obraz: kot kontra profesor filozofii.
- Uspok�j si�, Miles. - Ton jego g�osu zdradza� rozbawienie. - On ci� nie
zaatakuje. Nawet go nie interesujesz.
- Ale kiedy wyci�gn��em do niego r�k�...
- Tak, ale zobacz. To znaczy sp�jrz na jego oczy. On nawet na ciebie nie patrzy.
Miles znowu spojrza� na kota, tym razem uwa�niej, i stwierdzi�, �e Wes mia�
racj�. Kocie �lepia wpatrywa�y si� w jaki� punkt troch� na lewo od niego, bli�ej
�rodka pokoju.
- Wi�c o co mu chodzi, do cholery?
Gospodarz westchn��.
- Nie�atwo odpowiedzie� na to pytanie. Chyba powinienem ci� zapozna� z projektem
Elsy... skoro przez jaki� czas b�dziesz mieszka� z rezultatami. Jeszcze
wszystkiego nie rozpracowali�my, ale w�a�nie dlatego Elsa pojecha�a porozmawia�
z lud�mi z O�rodka Zdrowia Psychicznego.
- Z powodu kota?
- Czterech kot�w. A przedtem dwa mioty, kt�re zniszczono wkr�tce po urodzeniu.
To s� pierwsze, kt�rym pozwolili�my dorosn��... i sam nie wiem, czy dobrze
zrobili�my. Kawy?
- Prosz�.
- Ze �mietank�?
- Czarna.
K�opoty ze zdrowiem oduczy�y go od takich przyzwyczaje�; mia� sk�onno�� do
tycia.
- To nie jest niebezpieczne, prawda? - rzuci� nerwowo za Wesem, kt�ry poszed�
zaparzy� kaw�.
- Co, kawa? - za�mia� si� Wes. - Nie, one s� za ma�e, �eby nas skrzywdzi�.
Chocia� myszy na pewno maj� inne zdanie.
Kot wci�� si� je�y�, chocia� przesta� rycze�. Miles nawet nie wiedzia�, �e koty
potrafi� wydawa� takie d�wi�ki.
- Na co on patrzy? Czego si� boi?
Milesowi zdawa�o si�, �e w pokoju niczego nie ma, a jednak kot wyra�nie �ledzi�
co� wzrokiem. Obserwuj�c zwierz�tko, widzia� nawet miejsce, gdzie powinno
znajdowa� si� owo tajemnicze "co�", chocia� co to mog�o by�, nie mia� poj�cia.
Wes wr�ci� z dwoma kubkami paruj�cej kawy i w�a�nie zacz�� co� m�wi�, kiedy kot
nagle wyskoczy� w powietrze. Jakby co� go ugryz�o, pomy�la� Miles. Albo
oparzy�o. Zwierz�tko zanurkowa�o pod siedzenie fotela i przycupn�o tam,
dygocz�c z przera�enia. Wida� by�o tylko jego oczy, dwie bursztynowe iskierki w
ciemno�ci, kt�re gor�czkowo omiata�y pok�j.
- Chyba powinienem wyja�ni� - zaproponowa� Wes.
Miles kiwn�� g�ow�. Najwy�szy czas.
Wydzia� badawczy Sloana-Ketteringa pracowa� na kotach ju� od d�u�szego czasu
(jak wyja�ni� mu Wes) w zwi�zku z badaniami nad rozwojem wzroku u wcze�niak�w.
Odk�d rekombinacja gen�w sta�a si� godn� zaufania dziedzin� nauki, importowali
kilku specjalist�w z tej dziedziny, �eby stworzy� koty o specyficznych
upo�ledzeniach wzroku. Elsa do��czy�a do nich w po�owie lat dziewi��dziesi�tych.
Jeden z jej projekt�w przewidywa� modyfikacj� gen�w potomstwa w celu
zwi�kszenia wra�liwo�ci chromatycznej - rutynowa operacja, kt�ra powinna
przynie�� rutynowe rezultaty. Zamiast tego otrzymano miot czterech kociak�w,
kt�re od chwili, kiedy otwar�y oczy, wykazywa�y wszelkie objawy ludzkiej
schizofrenii.
- U�piono je - oznajmi� Wes. - Elsa spr�bowa�a jeszcze raz. Ten sam wynik. Wtedy
ju� sprawdza�a po kilka razy ka�dy czynnik genetyczny i przeprowadzi�a autopsj�
ka�dych zw�ok. Daremnie. Zar�wno teoria, jak autopsja potwierdza�y, �e zwi�kszy
ono tylko wra�liwo�� kociego aparatu wzrokowego na kolory; nic nie wskazywa�o na
�adne zmiany w samym m�zgu czy zak��cenia chemicznej r�wnowagi cia�a.
- Wi�c zostawili przy �yciu ostatni miot.
Wes przytakn��.
- I sam widzisz rezultaty. Kaza�a je wysterylizowa�, �eby osi�gn�y dojrza�o��,
ale nic wi�cej. Chcia�a sprawdzi�, czy zmiana r�wnowagi hormonalnej wp�ynie na
ich szale�stwo. Nie wp�yn�a. Przedtem mnie nam�wi�a, �eby zabra� je tutaj, �eby
otrzyma�y wzgl�dnie "normalne" wychowanie.
- Nie pomog�o?
- Sam zobacz.
Pr�gowany kot z czarnym ogonem w�lizn�� si� do pokoju, skradaj�c si� do czego�,
czego �aden z m�czyzn nie widzia�. Po chwili zasycza� i uciek�.
- Owszem, koty czasami maj� wymy�lonych towarzyszy zabaw... ale nie do tego
stopnia, i rzadko takich przera�aj�cych. Wi�c Elsa skontaktowa�a si� z lud�mi w
O�rodku Zdrowia Psychicznego, a oni j� zaprosili do siebie. �eby przedyskutowa�
ludzkie analogie takich zachowa� i ich ewentualne zastosowanie. Tymczasem... -
Wzruszy� ramionami pod adresem czarnego kotka, kt�ry dopiero teraz wysun�� nos
ze swojej mrocznej fortecy. - Mam ich trzy na g�owie, a to �adna przyjemno��.
- Trzy? M�wi�e� chyba...
- By�y cztery - szybko odpar� Wes. - Ale jeden wymkn�� si� z domu, zanim
zd��yli�my je wysterylizowa�, wi�c... nie mieli�my wyboru, Miles. Nie mogli�my
go zwabi� z powrotem, a FDGA bardzo surowo podchodzi do genetycznie zmienionych
okaz�w. Gdyby nie by� p�odny, mogliby�my go zostawi� na wolno�ci.
- A tak?
- Urz�dzili�my ob�aw�. - Z roztargnieniem �ykn�� kawy. - W�a�ciwie za�atwi� to
przyjaciel Elsy. Strzeli� mu prosto w g�ow�. Biedny zwierzak wyrwa� si� tylko na
dwa dni i dwie noce, wi�c mia� minimalne szanse znalezienia partnerki. Tak
naprawd� by� jeszcze kociakiem... wi�c nie zg�osili�my tego. Istnia�o przecie�
ryzyko, �e Elsa utraci licencj�, rozumiesz? Wi�c teraz mamy miot trzech
kociak�w, jak podano w aktach. Zawsze by�y tylko trzy.
Ma�y czarny kotek podszed� z niedba�ym wdzi�kiem do najbli�szego fotela,
wskoczy� na niego i zacz�� si� my�. Jakby nic si� nie sta�o. Ca�kiem jak
prawdziwy kot, pomy�la� Miles. Tylko �e to nie jest prawdziwy kot. Nauka go
zmieni�a. Nie-kot. Anty-kot. Nigdy nie pochwala� modyfikacji wy�ej rozwini�tych
gatunk�w i teraz wiedzia� dlaczego. Za du�o DNA i znacznie za ma�o wiedzy.
Oczywi�cie mo�na chyba bezpiecznie modyfikowa� psy. Psy by�y przewidywalne.
Zrozumia�e. Koty za�...
Popatrzy� na ma�e czarne zwierz�tko i wzdrygn�� si�.
...obce.
3. Zbiera�y si� w krainie ludzi. Ca�ymi dziesi�tkami, ksi�ycowo jasne na tle
wieczornego nieba. Nie senniaki, na kt�re polowa� jako koci�, i daremnie chwyta�
je ma�ymi �apkami, kiedy trzepotliwie przenika�y przez �ciany ludzkiego domu,
nie zwa�aj�c na jego wysi�ki. Te by�y wi�ksze, groteskowe. Podobnie jak
snostw�r, kt�ry ro�ci� sobie prawa do jego zdobyczy, cuchn�y zepsuciem,
rozk�adem; przera�a�y go i dopiero kiedy patrzy�, jak gromadz� si� wok�
l�ni�cych bia�ych �cian ludzkiego domu, zrozumia�, �e co noc jest ich wi�cej i
�e chyba gromadz� si� w jakim� celu.
Nie pomog�o, �e noce robi�y si� coraz zimniejsze. �owca by� uzbrojony przeciwko
zimowym ch�odom w futro, kt�re g�stnia�o z ka�d� noc�, ale �apy nie przywyk�y
st�pa� po zamarzni�tej ziemi, a blizna od kuli, przecinaj�ca pyszczek, bola�a
dotkliwie przy niskiej temperaturze. Jedno i drugie wprawia�o go we w�ciek�o��.
Kiedy nadci�ga�y snostwory, cz�sto rzuca� si� na nie z wystawionymi pazurami,
chocia� w g��bi duszy wiedzia�, �e �adne stworzenie jawy nie mo�e ich dosi�gn��.
Ale i tak pr�bowa�, wy�adowuj�c z�o��, i tylko warcza� z rozczarowania, kiedy
�apa przechodzi�a przez nie na wylot. Polowa� na nie w sen-krainie i nie m�g�
zrozumie�, dlaczego tutaj, w �wiecie jawy, by�y nietykalne; teraz, kiedy sz�y za
nim podczas polowania i przyw�aszcza�y sobie jego zdobycz, a on nie m�g� ich
odp�dzi�, sytuacja stawa�a si� nie do zniesienia.
Odpowied� kry�a si� w krainie ludzi i �owca postanowi� j� odnale��. Lecz tutaj,
na pustych polach, gdzie wola cz�owieka przyci�a traw� niewygodnie kr�tko i
wydar�a z ziemi wszelkie os�ony, musia� zachowa� ostro�no��. Zna� a� za dobrze
pot�g� cz�owieka i wcale nie pragn�� si� z ni� zmierzy�. Niegdy�, w koci�ctwie,
przeszed� przez �o�ysko strumienia i g�szcz zaro�li, wezwany znajomym g�osem...
a g�os odpowiedzia� mu grzmotem i rozdzieraj�cym b�lem, kt�ry go o�lepi�, g�owa
uderzy�a o kamie� i zagarn�y go krainy cienia. Nie, nie zamierza� szuka�
ludzkiego towarzystwa, ale kraina ludzi czeka�a na niego.
Tam by�y senniaki. I nale�a�o je przep�dzi�. Prosty fakt.
Ostro�nie prze�lizgiwa� si� w�r�d traw, tu� nad ziemi�, pe�zn�c do przodu cal po
calu. Powoli zbli�y� si� do wysokiego, bia�ego ludzkiego domu. Podobnie jak
mniejszy dom, ten r�wnie� by� otoczony p�otem, wygl�daj�cym zupe�nie tak samo.
Nie ros�y tutaj drzewa z dogodnie przewieszonymi ga��ziami, nie wygrzebano
�adnego przej�cia pod spodem. Postanowi� wspi�� si� na p�ot i skoczy� z
rozbiegu, �eby wyl�dowa� jak najwy�ej - ale kiedy dotkn�� �apami drutu, zapiek�y
go jak przypalone ogniem, rozdzieraj�cy b�l przeszy� ca�e cia�o fal�
przera�enia, mi�nie zadrga�y spazmatycznie, pazury rozlu�ni�y uchwyt i �owca
run�� z wysoka na ziemi�, straciwszy poczucie r�wnowagi. Zawy�, uderzaj�c o
zamarzni�ty grunt i le�a� oszo�omiony, z poparzonymi �apami, sparali�owany od
wstrz�su.
Ten p�ot nie by� jak tamten, o nie. Kry� w sobie ludzk� magi� i podobnie jak
piorun, kt�ry przedtem go trafi�, by� jego wrogiem, uzbrojonym i gotowym do
zabijania. �owca zrozumia�, �e gdyby uczepi� si� p�otu, zgin��by; uratowa� go
tylko upadek.
Upokorzony, pod�wign�� si� na nogi. �apy mu zdr�twia�y, os�ab�e i dr��ce, ale
zmusi� je, �eby zanios�y go na zach�d, do najbli�szej k�py zaro�li. Tam, pod
os�on� drzew obejrzy i oczy�ci swoje rany. Nie tutaj, gdzie cz�owiek m�g� go
znale��.
Min�� znak zapachu, ale go zignorowa�; brakowa�o mu si�, �eby wr�ci� na w�asny
teren, musia� wi�c zaryzykowa� naruszenie granic. Dopiero kiedy wszed� w g�szcz,
zatrzyma� si� i rozejrza� za schronieniem. Niezdolny do wspinaczki, walcz�c z
narastaj�cym b�lem przy ka�dym kroku, wreszcie upad� na k�p� bluszczu; liczy�,
�e kot, kt�ry oznaczy� to miejsce, jest gdzie� daleko i patroluje inn� granic�
swego terytorium. �owca nie mia� si� do walki.
Odp�ywa� w sen, kiedy zbudzi� go jaki� szelest. Krainy cienia rozwia�y si� jak
dym i �owca stwierdzi�, �e stoi po kolana w bluszczu, na wszystkich czterech
�apach dygocz�cych z b�lu, ale gotowy do walki - o tak! - i biada kotu, kt�ry
rzuci mu wyzwanie!
Potem co� zaszele�ci�o g�o�niej i spomi�dzy dw�ch ga��zi wyjrza�a g�owa. Male�ka
g��wka, same oczy i w�sy. Potem druga, r�wnie malutka. Wiatr przyni�s� zapach
koci�t, ostrzegawczy: trzymaj si� z daleka.
A potem pojawi� si� trzeci pyszczek i �owca zapomnia� o ca�ym �wiecie. Poniewa�
zielony p�omie�, kt�ry p�on�� w oczach ostatniego, by� jak jego w�asny
cia�oblask, a spos�b wybierania drogi przez zaro�la �wiadczy�, �e malec widzi w
ciemno�ciach r�wnie dobrze jak �owca. Zielony ogie� igra� na jego futerku, kiedy
kociak si� zbli�a�, zaciekawiony i rozbawiony. �owca zamierza� ju� go obw�cha�,
kiedy w polu widzenia pojawi� si� snostw�r: kociak skoczy� za nim z
miaukni�ciem, spad� na suche trzeszcz�ce ga��zie, potem spr�bowa� znowu i znowu.
Widzia� je w �wiecie jawy! �owca-w-Mroku by� zdumiony. Przez ca�e swoje �ycie w
lasach nigdy nie spotka� innego kota, kt�ry polowa� na snostwory jak on.
Ju� chcia� p�j�� za kociakiem, kiedy nagle dotar� do niego inny zapach, tym
razem doros�y - i wrogi. Odwr�ci� si� i stan�� nos w nos z rozw�cieczon� samic�.
�apa �mign�a mu tu� przed nosem, wi�c cofn�� si� o krok; walczy� z rozgniewan�
matk�?! Cofa� si� coraz dalej, kiedy naciera�a na niego. Wreszcie, nie zwa�aj�c
na godno�� i obola�e �apy, rzuci� si� do ucieczki.
�apy pali�y go �ywym ogniem, w ko�cu nie m�g� ju� d�u�ej biec. Odwa�y� si�
przystan�� i obejrze�. Pusto. Na pewno wr�ci�a do swoich koci�t. Wdzi�czny za
jej macierzy�skie instynkty, upad� na ziemi� i zacz�� od nowa liza� swoje rany.
Ten kociak... i jego matka. Co w niej by�o takiego znajomego? Nie zapach,
pomy�la�. Nie ca�kiem. Zna� kiedy� pewn� samic�, w czasie ciep�a i deszczu, ale
tamta mia�a inny zapach. Bardziej przyjazny. Prawda?
Rozgrzany wspomnieniem swojej towarzyszki rui, u�o�y� si� w wygodnej pozycji -
przynajmniej stosunkowo wygodnej - i pozwoli� si� zanie�� do krainy cienia, �eby
cia�o mog�o leczy� si� w spokoju.
4. Miles spojrza� na bia�y budynek, oblany zimnob��kitnym �wiat�em poranka
b�yszcz�cym na g�rnych elewacjach, i kiwn�� g�ow�.
- Wi�c to jest To?
- To jest To - potwierdzi� Wes. - Siedziba mojego ulubionego projektu. I Bogu
dzi�ki za Bell & Hammond, bo nie da�bym rady pokry� koszt�w ze zwyk�ych grant�w.
Nie przy przewidywanych rezultatach dopiero za dekad� lub dwie.
- Pr�bowa�e�?
Wes pokaza� swoje przepustki stra�nikom, czyste paski plastyku, kt�re
przeci�gn�li przez czytnik i zwr�cili. Przypi�li Milesowi do klapy co�, co
wygl�da�o jak karta kredytowa.
- Oczywi�cie, �e pr�bowa�em. Ale nie mog�em uzyska� potrzebnych gwarancji,
wi�c... prywatny sektor, ostatni bastion naukowej ciekawo�ci. T�dy - powiedzia�,
otwieraj�c identyfikatorem nieprzezroczyste drzwi.
Korytarze w instytucie Bella & Hammonda by�y r�wnie czyste i sterylne jak
fasada. Miles zastanawia� si�, jak jego przyjaciel, wykazuj�cy sk�onno�� do
ba�aganiarstwa, m�g� tutaj wytrzyma�. Skoro w og�le wytrzymywa�, widocznie
bardzo mu zale�a�o na tym projekcie.
Wreszcie ostatnie drzwi, otwierane oddzieln� kart�-kluczem.
- Witamy w Edenie - oznajmi� Wes, otwieraj�c drzwi z rozmachem.
Jak na raj pomieszczenie wygl�da�o bardzo skromnie. Owszem, wsz�dzie sta�y
komputery, wzd�u� wszystkich czterech �cian, i wysoki do ramienia
prostopad�o�cian na �rodku, ale mia�y jednakowe g�adkie obudowy, typowe dla
ca�ego kompleksu. Niczym nie zdradza�y, dlaczego tutaj stoj� i co w�a�ciwie
robi�. Miles czeka�.
- To jest projekt Eden. Moje w�asne dzie�o od pocz�tku do ko�ca. No i co
my�lisz?
- Masz tutaj sporo hardware'u - przyzna� Miles. - Z reszt� zaczekam na
wyja�nienia.
- Oczywi�cie. Ale od czego zacz��? - Dumnie rozejrza� si� po pokoju: jego
dzie�o, o tak, w ka�dym sensie tego s�owa. - Jakie� pi�� miliard�w lat temu na
Ziemi pojawi�o si� pierwsze �ycie. Tutaj, w tym pokoju zamierzam powt�rzy� ten
proces. Co ty na to?
- Przyda�oby si� troch� wi�cej szczeg��w - zasugerowa� Miles. Potem dotar�a do
niego tre�� s��w przyjaciela. - M�wisz powa�nie? W tym pokoju?
- No w�a�nie. Pomy�l o tym. Wiemy, �e w�a�nie w tamtym okresie pewien zesp�
warunk�w zainicjowa� proces biologiczny, kt�ry nazywamy "�yciem". Mo�e
sprzyjaj�ce warunki pojawi�y si� tylko jeden jedyny raz albo szansa by�a tak
astronomicznie ma�a, �e nigdy si� nie powt�rzy�a... nigdy tego nie zbadali�my,
chocia� byli�my blisko. Stworzyli�my w�asne wirusy, wymodelowali�my bakterie,
zabawiali�my si� w Boga z niekt�rymi wy�szymi zwierz�tami... ale zawsze
musieli�my zaczyna� od zarodka �ycia, jakiej� �ywej drobinki, bez kt�rej nie
mogli�my nic zdzia�a�. Proponuj� zacz�� od zera. Czy idea jest wystarczaj�co
szalona dla ciebie, Miles? Spiszesz j� na straty jako moje kolejne dziwactwo -
B�g wie, �e mam ich sporo - czy chcesz pozna� szczeg�y?
Rzeczywi�cie, dziwnie to zabrzmia�o, ale...
- Je�li potrafi�e� przekona� firm� tak� jak Bell & Hammond, �e nie zwariowa�e�,
to chyba ci� wys�ucham. Zaczynaj.
Wes czule po�o�y� r�k� na �rodkowym urz�dzeniu i kiedy dotkn�� ekranu, rozleg�
si� trzask zak��ce�.
- Rozumowa�em nast�puj�co: wiemy w przybli�eniu, kiedy pojawi�o si� pierwsze
�ycie. Z dok�adno�ci� do miliarda lat. Znamy warunki panuj�ce na Ziemi w tamtym
okresie, sk�ad atmosfery i temperatur� powierzchni, i mo�emy obliczy� reszt�
istotnych szczeg��w, jak grawitacja, orbita, magnetyzm i tak dalej. Gdzie�
w�r�d tych danych znajduje si� uk�ad warunk�w, kt�ry pozwoli� aminokwasom na
powielanie si�... co stanowi podstawow� definicj� �ycia w moim rozumieniu.
Pr�bowali�my znale�� formu��, kt�ra odkryje przed nami te warunki, ale
ponie�li�my kl�sk�. Pr�bowali�my logicznie prze�ledzi� wstecz kolejne etapy, te�
bez powodzenia. Proponuj� tylko, �eby komputery zrobi�y to, w czym s� najlepsze:
niech przegl�daj� dane bit po bicie, a� znajd� co� obiecuj�cego, a potem
przetestuj� we wszystkich permutacjach. Te maszyny - szerokim gestem wskaza�
rz�d komputer�w zajmuj�cy ca�� �cian� - matematycznie odtwarzaj� warunki
panuj�ce na Ziemi w tamtym okresie. Uwzgl�dniamy wszelkie mo�liwe czynniki.
Plamy na S�o�cu, aktywno�� wulkaniczn�, uderzenia meteoryt�w... uwa�asz, �e to
ogromny projekt? S�usznie. Dlatego tylko maszyny z tym sobie poradz�. I dlatego
mo�e up�yn� dekady, zanim otrzymamy jak�� odpowied�.
- Nic dziwnego, �e mia�e� k�opoty ze sfinansowaniem.
- Dziwne, �e B&H zgodzi�o si� to sfinansowa� - przyzna� Wes - ale nie �a�uj�.
Odpowied� mo�e pojawi� si� za dziesi�� lat... albo jutro. To zaprogramowany
system pr�b i b��d�w z prawie nieograniczon� baz� danych. Stara�em si� nie
obarcza� go �adnymi ludzkimi oczekiwaniami, skoro ludzkie systemy zawiod�y.
Tutaj w �rodku - poklepa� mi�o�nie �rodkow� maszyn� - przeprowadzimy praktyczne
testy. Jak tylko zaistnieje sytuacja, kt�ra umo�liwia powstanie w�a�ciwych
wi�za� chemicznych, system zainicjuje program testuj�cy, kt�ry odtworzy
identyczne warunki. Oczywi�cie najpierw matematycznie. Ta cz�� jest
automatyczna. - Oczy mu b�yszcza�y, m�wi� z o�ywieniem, jakiego Miles u niego
nie pami�ta�. - Chcia�bym wej�� tutaj i odkry�, �e sekwencja testuj�ca ju� si�
rozpocz�a. Oczywi�cie raczej nie mam szans.
Ca�a koncepcja dopiero teraz dotar�a do Milesa, kt�ry rozejrza� si� z podziwem
po pokoju.
- Wi�c mo�na powiedzie�... w sensie matematycznym... �e proces tworzenia �ycia
ju� trwa.
- Lubi� tak my�le�.
Miles pokr�ci� g�ow�, pr�buj�c przyswoi� sobie to wszystko, co us�ysza�.
- Dobrze, �e nie jeste� religijnym cz�owiekiem, Wes. Ani filozofem.
- Dlaczego? My�lisz, �e wtedy post�pi�bym inaczej?
- Je�li istnieje taka rzecz jak dusza i je�li ka�de �ywe stworzenie j�
posiada...
Podszed� do �rodkowego komputera i dotkn�� go d�oni�. Zimny. To go zdziwi�o,
chocia� nie powinno. Czy�by pod�wiadomie uto�samia� �ycie z ciep�em?
- Sk�d we�miesz now� dusz�, kiedy stworzysz swoj� �yw� istot�? Dusz� te�
stworzysz? A mo�e istnieje jaka� �wiadomo��, kt�ra po��czy si� z twoim
stworzeniem? Wprowadzi si� i zajmie gospodarstwem, jak to m�wi�. Cz�owiek
religijny martwi�by si� tym... oraz ewentualnym pochodzeniem tej duszy.
- Dziwaczejesz na staro��, Miles. �wiat jest pe�en dusz, nowych i starych. Tak
nauczaj� nasi kap�ani.
- Ale kiedy� nie by�. A twoje maszyny odtwarzaj� dok�adnie takie warunki. -
Wzruszy� ramionami. - To daje do my�lenia.
- Wolno ci napisa� artyku� na ten temat.
- Minie du�o czasu, zanim go opublikuj�.
- Czy�by? - Wes zawaha� si�, zni�y� g�os i m�wi� teraz niemal szeptem: - Czasami
dos�ownie czuj�, jak to si� dzieje. Stoj� tutaj i jakby wyczuwam ten proces,
jakby co� prawie pasowa�o... prawie, ale nie ca�kiem. Jakby mia�o si� zacz�� w
ka�dej chwili, nawet kiedy tutaj stoj�... czy ja zwariowa�em, Miles?
- Ju� dawno.
- Chcia�em zapyta�, czy te� to czujesz? Ten pocz�tek... narodziny. Je�eli, jak
m�wisz, proces ju� si� rozpocz��...
- Czuj� tylko, ze jestem zm�czony. I troch� boli mnie g�owa. - Dotkn�� czo�a
lodowat� r�k� i zdziwi� si�, �e nagle ogarn�a go s�abo��. - Chyba za du�o na
mnie zwali�e�, Wes. Potrzebuj� czasu, �eby to sobie przyswoi�, zanim oddam si�
szale�czym spekulacjom.
- Co ci jest? - zapyta� przyjaciel z trosk�.
- Tylko zm�czenie, nic wi�cej. D�ugo jecha�em. A to wszystko naprawd� jest
przyt�aczaj�ce. - Potar� czo�o, gdzie jakby skupia�o si� najgorsze znu�enie. -
Implikacje filozoficzne s� oszo�amiaj�ce. Daj mi troch� czasu, Wes. I �niadanie.
By�y wsp�lokator u�miechn�� si� i ruszy� do drzwi.
- A potem kr�tka drzemka, co? Nigdy nie lubi�e� wcze�nie wstawa�.
- Dopiero po trzydziestu latach zauwa�y�e�?
*
�owca-w-Mroku obserwowa� ze skraju lasu, jak dwaj m�czy�ni wracaj�; kry� si� w
cieniu, �eby go nie spostrzegli. S�o�ce o�lepia�o, ale nie tak mocno, �eby nie
zauwa�y� krabowatego kszta�tu, kt�ry tkwi� na g�owie ni�szego cz�owieka.
Senniak, ciemna plama na tle porannego blasku; przyciska� macki do twarzy
cz�owieka, kt�ry od czasu do czasu pr�bowa� go sp�dzi�, jakby wyczuwa� jego
obecno��. Ale r�ka przechodzi�a przez stwora na wylot.
Zdj�ty ch�odem pomimo porannego ciep�a, �owca-w-Mroku odczo�ga� si� g��biej w
cie�.
Musia� pomy�le�.
5. Kochany Tato!
No, zostan� d�u�ej, ni� pierwotnie planowa�am, ale przecie� brali�my pod uwag�
tak� mo�liwo��. Mam ci tyle do powiedzenia, �e sama nie wiem, od czego zacz��;
wystarczy wiadomo��, �e wymy�lili�my pewne interesuj�ce hipotezy wyja�niaj�ce
zachowanie tych ma�ych potwor�w.
Na razie najbardziej obiecuj�ce teorie dotycz� pewnego rodzaju zak��ce� snu.
Doktor Langsdon wyci�gn�� dla mnie ta�m� z kotami, kt�rym podano �rodek
powoduj�cy, �e kiedy zasn�y, ich aktywno�� motoryczna nie zosta�a zahamowana,
jak to zwykle dzieje si� podczas snu. W rezultacie porusza�y si� przez sen i -
jak si� domy�lasz - ich zachowanie bardzo przypomina�o ekscesy naszych domowych
pupilk�w. Wi�cej na ten temat... ale naprawd� powinnam zaczeka�, a� wr�c� do
domu, �eby opowiedzie� ci osobi�cie. To strasznie ciekawe!
Sko�czy�o si� na tym, �e nie wyjad� wcze�niej ni� w nast�pn� niedziel�. Czy to
znaczy, �e nie spotkam si� z Milesem? Powiedz mu, �eby zatrzyma� si� w
Marylandzie, je�li zamierza wraca� do domu przed moim przyjazdem, zabior� go na
lunch. Albo na obiad.
Pog�aszcz ode mnie potwory.
Elsa
6. Krainy cienia by�y wyj�tkowo mroczne w tym sen-czasie, tote� b�yszczaki
wygl�da�y jeszcze bardziej dramatycznie ni� zwykle. I bardziej rozprasza�y
uwag�. �owca-w-Mroku przystan�� na chwil� w lesie sen-krainy, �eby popatrze�,
jak male�kie ognioduszki budz� si� do �ycia i �migaj� w�r�d bezlistnych ga��zi.
Pr�bowa� wyczu� rytm tego ta�ca, �eby przewidzie� ich ruchy. Czasami mu si�
udawa�o. W g�rze zimne, martwe drzewa krainy cieni splata�y paj�cz� sie�
strz�piastych czarnych konar�w, a jaskrawe b�yszczaki igra�y w�r�d nich jak
wiewi�rki: p�dzi�y wzd�u� jednej ga��zi, zawraca�y, �eby osmali� kor� na innej,
przeskakiwa�y przez puste miejsce - i nagle, nieodwo�alnie znika�y w
ciemno�ciach. Dzisiaj by�o ich mn�stwo i kiedy ta�czy�y na tle nieba, ich blask
przeszywa� cienie i sprawia�, �e ciemno�� dr�a�a. Niedobry sen-czas na
polowanie, zdecydowa� �owca. Nawet drzewa wydawa�y si� czarniejsze ni� zwykle, a
ga��zie tworzy�y z�owieszcze wzory nad g�ow�, niczym p�kni�cia w niebie. A w
powietrzu rozchodzi� si� zapach, kt�ry nie nale�a� ani do krain cienia, ani do
�wiata jawy; niesiony wiatrem smr�d zepsucia. �owca obna�y� z�by i zasycza� z
odraz�. Odwr�ci� si�, �eby uciec od tego fetoru, �eby poszuka� zdobyczy gdzie
indziej.
I przypomnia� sobie...
Co?
Potrz�sn�� g�ow�, otumaniony. Smr�d nakazywa� mu odej��, ucieka�, oddali� si� od
tego miejsca... lecz co�, czego dok�adnie nie pami�ta�, kaza�o mu zosta� i ten
zew by� odrobin� silniejszy. Co�...
Pr�bowa� to umiejscowi�.
...ze �wiata jawy?
Nagle odzyska� �wiadomo�� i wspomnienia nap�yn�y tak gwa�townie, �e prawie
zwali�y go z n�g. Prawda, pr�bowa� sobie przypomnie� - od ilu sn�w? - ale za
ka�dym razem, kiedy wchodzi� w sen i od nowa wkracza� do krainy cienia, zupe�nie
zapomina� o swoich zamiarach z czasu jawy. Ale nie tym razem. Pozosta�a niteczka
wspomnie�, w kt�r� wczepi� si� wszystkimi czterema �apami, pr�buj�c uchwyci�
co�, co prawie przekracza�o jego zdolno�ci pojmowania.
Jak wszystkie koty, �ni�. Jak wszystkie koty, polowa� w wiecznym zmierzchu
krainy cienia, udoskonala� swoje umiej�tno�ci w �wiecie, kt�ry wymaga�
najwy�szego skupienia i najszybszych reakcji. I podobnie jak wszystkie koty - a�
do tej nocy - przechodzi� z jednego �wiata do drugiego nie my�l�c, wyp�ywa� z
krainy cienia, budzi� si� i wyg�adza� futerko, a potem znowu odp�ywa� do sen-
�wiata, tam i z powrotem w rytmie tak staro�ytnym i naturalnym jak sam sen.
Lecz tej nocy by�o inaczej. Tej nocy wiedzia�, rozumia�, �e kiedy polowa� w tym
miejscu, pod strz�piastymi drzewami, jednocze�nie spa� w jamie wys�anej li��mi.
Po raz pierwszy w �yciu, bez pomocy s��w czy do�wiadczenia, usi�owa� zrozumie�
natur� snu. I zrozumia� wreszcie, dlaczego pozosta�a w nim ta podw�jna
�wiadomo��, dlaczego zasn�� z okre�lonym obrazem utrwalonym w m�zgu.
Zwr�ci� si� w kierunku �r�d�a cuchn�cego wiatru, nios�cego wiadomo��-strach.
Lecz strach ju� nie rz�dzi� jego umys�em. �owca bez po�piechu zbada� wo�,
posmakowa� j� na j�zyku. Ujrza� we wspomnieniach senniaki, k��bki mg�y
zostawiaj�ce w�a�nie taki wstr�tny posmak w pysku; tak cuchn�o
niebezpiecze�stwo i �owca zawarcza� z g��bi gardzieli, kiedy je rozpozna�.
W normalnych okoliczno�ciach wybra�by ucieczk�, teraz jednak by� wi�cej ni�
zwyk�ym cienio-sob� i jego w�ciek�o�� dwukrotnie przewy�sza�a strach. Ponaglany
wspomnieniem z�ych senniak�w, skierowa� si� do �r�d�a smrodu. Poza sen-�wiatem
niezdolny by� polowa� na takie stwory, lecz tutaj, w krainie ich narodzin...
sycza� ze strachu i je�y� sier��, kiedy rozpoczyna� podej�cie, ale nawet nie
pomy�la�, �eby si� wycofa�. Te stwory splugawi�y jego terytorium, zlekcewa�y�y
jego zapach i sprofanowa�y jego zdobycz; albo na jawie musia� opu�ci� ich teren,
albo rozprawi� si� z wrogami w ich w�asnej krainie.
Kryj�c si� jak my�liwy, kt�ry wybra� ju� ofiar�, pe�zn�� powoli w stron� �r�d�a
smrodu. Przestawia� �apy tak ostro�nie, jakby od tego zale�a�o jego �ycie.
Wsz�dzie wok� zapala�y si� nowe b�yszczaki, zakre�la�y ogniste b�yskawice i
rozp�ywa�y si� w ciemno�ci; przy ich �wietle wybiera� drog� w�r�d martwych
korzeni, kieruj�c si� zmys�em w�chu. Stopniowo zapach nabra� mocy i coraz
wyra�niej przekazywa� wiadomo��. Zawracaj. Odejd�. To miejsce nie dla ciebie.
�owca musia� przezwyci�y� sw�j instynkt przetrwania, �eby i�� dalej, ale
wspomnienia nie pozwoli�y mu zawr�ci�.
Nie wiedzia�, jak wiele czasu min�o, zanim us�ysza� p�acz; skupiony na g��wnym
celu, nie bardzo zwraca� uwag� na otoczenie. Lecz p�acz w ko�cu przedar� si� do
jego �wiadomo�ci, �a�osne miauczenie, kt�re zatrzyma�o go w p� kroku. P�acz
kociaka, pe�en b�lu i przera�enia.
Zna� ten g�os. Ale on nale�a� do �wiata jawy.
Jak to mo�liwe?
Zamar� na chwil�, sparali�owany niezdecydowaniem. Potem p�acz rozleg� si� znowu,
straszliwy wrzask cierpienia, nieodparte ��danie pomocy. �owca ruszy� truchtem -
biegiem - w stron� tego g�osu. Oczami wyobra�ni zobaczy� ma�ego czarnego kotka,
z zielonymi oczami p�on�cymi jak b�yszczaki w p�mroku krainy cienia. Co on
tutaj robi�, ten kot ze �wiata jawy? Przecie� ka�dy �owca wkracza� do krainy
cienia samotnie.
P�dzi�. Nad skr�conymi korzeniami, po�r�d b�yszczak�w, senniak�w i szybuj�cych
str�k�w ze �wiec�cymi nasionami, kt�re osiada�y na ziemi tam, gdzie przeszed�.
D�wi�k s�ab� z ka�d� chwil�, �owca musia� do niego dotrze�, zanim ca�kiem
zaniknie, musia� si� pospieszy�...
Wyskoczy� na polan� tak nagle, �e musia� hamowa� wszystkimi pazurami.
By� tutaj. Kociak. Ten sam, kt�rego spotka� w krainie jawy, kt�rego p�omienne
spojrzenie tak go poruszy�o.
One te� tu by�y. Senniaki. Te gorsze, z k�ami i rozd�tymi cielskami, cuchn�ce
stwory, kt�re po polowaniu przyw�aszcza�y sobie jego zdobycz.
Obsiad�y kociaka i po�ywia�y si�. Wbi�y ssawki i z�by w jego dr��ce cia�ko, ich
dziwaczne kszta�ty ja�nia�y coraz mocniej w miar� jedzenia. �wieci�y tak jasno,
�e �owca-w-Mroku widzia� krew kociaka skapuj�c� na ziemi� i rany l�ni�ce
karminowo na czarnym jak d�et futerku.
Ogarn�a go w�ciek�o��. Przesta� my�le�, zmieni� si� w �lepy pocisk. Jeden skok
i dopad� najbli�szego, rybiego stwora ze szponami zamiast p�etw i d�ugim
kolczastym ogonem. Tutaj te stwory mia�y materialne cia�o, wi�c rozdar� je z
rozkosz�. Tak szybko unicestwi� wroga, �e inne dopiero zaczyna�y reagowa�, kiedy
wybra� nast�pn� ofiar�. To nie by�o polowanie, tylko zabijanie, �atwe i proste,
chocia� nie sprawia�o mu przyjemno�ci. W�owy senniak ze srebrzystymi kolcami na
grzbiecie gotowa� si� do walki; zanim zd��y� przyj�� pozycj�, �owca przejecha�
mu pazurami po paszczy, a� strumie� gor�cej krwi trysn�� na �ap� i pier�. K�y
wbi�y si� w jego tyln� nog�, ale kopn�� gwa�townie i z�by pu�ci�y. Senniak�w
by�o wi�cej, ni� m�g� policzy�, on jednak siek� woko�o z�bami i pazurami bez
wytchnienia. Wreszcie, sycz�c ze z�o�ci, stwory, kt�re prze�y�y jego atak,
umkn�y z pola walki.
Nie traci� czasu na lizanie ran, tylko rozejrza� si� za rannym kociakiem, kt�ry
odpe�zn�� na bok podczas walki, zostawiaj�c za sob� w�t�� smu�k� krwi.
Cia�oblask malca tak przygas�, �e �owca nie m�g� go znale��, zda� si� jednak na
w�ch i wreszcie odszuka� dr��ce stworzonko, male�k� wilgotn� kulk� futra, kt�ra
zasycza�a s�abo, kiedy si� zbli�y�. Kociak by� ci�ko poraniony i wyra�nie
przera�ony. Nic dziwnego! Polowanie na senniaki mia�o mi�dzy innymi t� zalet�,
�e si� nie broni�y; mo�na by�o je �ciga� - albo b�yszczaki, albo lataj�ce str�ki
- bez obawy zranienia, bezpiecznie �wiczy� my�liwskie umiej�tno�ci, potrzebne
p�niej w �wiecie jawy. �eby atakowa�y - to by�o nie do pomy�lenia. �e w og�le
mog�y atakowa� - to by�o przera�aj�ce.
�owca-w-Mroku �agodnie tr�ci� pyskiem kociaka i zacz�� liza� jego rany, czy�ci�
je z brudu i krwi. Pocz�tkowo kociak nie reagowa� i �owca pomy�la�, �e ju� po
nim. Lecz po chwili w ma�ym gardzio�ku narodzi� si� cichutki pomruk, kt�ry
opada� i narasta� w rytmie leczniczych zabieg�w.
�owca zrobi�, co m�g� dla mrucz�cego malca, zachwycony jego regeneracyjnymi
zdolno�ciami. Wreszcie wyprostowa� si� zadowolony, �e malec prze�yje, i zaj��
si� w�asnymi ranami. Niedawna furia wygas�a, pierwotny cel znowu go wzywa� i
�owca wiedzia�, �e musi rusza� dalej. Kociak sam si� o siebie zatroszczy,
zdecydowa�. Nie ma wyboru.
Podni�s� si�, zrobi� trzy kroki - i przystan��. Obejrza� si� za siebie. Kociak
te� si� podni�s� i sta� tu� za nim. Got�w mu towarzyszy�. �owca warkn��
ostrzegawczo, lecz bez prawdziwej gro�by - a ma�y, jak wi�kszo�� kociak�w,
zignorowa� wrogo�� doros�ego. Wykr�caj�c g�ow� do ty�u, �eby obserwowa� malucha,
�owca-w-Mroku znowu ruszy� przed siebie... i patrzy� ze zdumieniem, jak kociak
podrepta� za nim z kr�tkim miaukni�ciem m�wi�cym, �e tak, �apy go bol�, ale
jako� sobie poradzi, jako� dotrzyma kroku starszemu kotu.
Z prychni�ciem niedowierzania �owca ruszy� truchtem przed siebie. Zastanawia�
si�, dlaczego towarzystwo tego malca - za m�odego na rozwag�, zbyt os�abionego,
�eby pom�c - sprawia mu przyjemno��.
*
To by�o tam, w oddali. Niewyra�ne, niemal widmowe kontury ledwie widoczne w
mrokach krainy cienia... ale na pewno tam by�o, chocia� nie powinno.
Bia�y ludzki dom.
�owca podkrad� si� do skraju lasu, z nisko opuszczon� g�ow�, czujny i
podejrzliwy. �ciana pomi�dzy �wiatami musia�a by� bardzo cienka, skoro takie
rzeczy mog�y przez ni� przenikn��. My�l zmrozi�a go wewn�trznie i obejrza� si�,
�eby sprawdzi�, czy kociak wci�� mu towarzyszy. Dziwne, ale widok malca dodawa�
mu otuchy.
Wsz�dzie wok� budynku k��bi�y si� senniaki. Zmutowane senniaki, jeszcze
paskudniejsze ni� tamte, kt�re napad�y na malca. Jak przedtem, zdawa�y si� na
co� czeka�... tylko na co?
Kociak poruszy� si� pierwszy. Za m�ody, �eby hamowa� go strach, prze�lizn�� si�
pomi�dzy dwoma grubymi korzeniami na otwart� przestrze�. Na tle ciemnej trawy
jego drobna czarna sylwetka przemyka�a niczym cie�, s�aby wewn�trzny blask
wygl�da� prawie jak odbicie b�yszczaka. �owca-w-Mroku ostro�nie ruszy� za nim.
By� wi�kszy, �wieci� mocniej i bez os�ony czu� si� nieswojo; szed� jednak dalej
i dopiero przed ogrodzeniem dwa koty zatrzyma�y si�, �eby oceni� sytuacj�.
Nieufnie, przygotowany na najgorsze, �owca-w-Mroku wysun�� �ap� do przodu i
szybko dotkn�� drut�w. Ludzka magia strzeg�a przedtem tego miejsca, ale w
krainie jawy; tutaj, gdzie nie mieszka� �aden cz�owiek, p�ot nie musia� stanowi�
przeszkody. I rzeczywi�cie, �apa przesz�a na wylot przez druty jak przez iluzj�;
ludzki p�ot by� w tym �wiecie jak duch i nie mia� mocy.
�owca przeszed� przez p�ot; kociak za nim. Kilka senniak�w przefrun�o nad ich
g�owami; je�li ich zauwa�y�y, nie wykaza�y zainteresowania. Podobnie jak
poluj�ce koty, wola�y ma�� i s�ab� zdobycz; pewnie zl�k�y si� �owcy-w-Mroku i ze
wzgl�du na niego omija�y tak�e kociaka.
Lecz kiedy przebyli po�ow� drogi do budynku, rozpocz�a si� Zmiana.
Pocz�tkowo �owca niczego nie zauwa�y�. Migotanie w powietrzu zniekszta�ca�o
kontury wszelkich przedmiot�w, czemu towarzyszy�o wra�enie napi�cia w ca�ym
ciele... pocz�tkowo te zjawiska wydawa�y si� obce i �owca przypad� do trawy w
czujnym milczeniu. P�niej jednak zorientowa� si�, co to jest i co m�g�
osi�gn��, gdyby dotar� tam na czas - wi�c zerwa� si� w mgnieniu oka i pop�dzi�,
nie zwa�aj�c na snostwory, kociaka i innych mieszka�c�w krainy cienia, �eby
dopa�� �ciany pomi�dzy �wiatami, zanim si� zagoi i znowu stanie si� nieprzebyta.
Przechodzenie przez �cian� przypomina�o nurkowanie w zaspie �nie�nej. Przez
mgnienie �owca odczuwa� zimno tak dojmuj�ce, �e prawie uniemo�liwia�o ruch, tak
przenikliwe, �e wymaza�o wszelkie wspomnienia ciep�a. I ciemno��. Przez chwil�
obawia� si�, �e utknie wewn�trz bariery, ugrz�nie pomi�dzy dwoma �wiatami bez
dost�pu do �adnego z nich. Potem strach - i zimno - zosta�y za nim, spad� na
ludzk� pod�og�, wyhamowa� z po�lizgiem i trac�c wszelk� godno�� r�bn�� o �cian�,
kt�ra zbyt nagle sta�a si� prawdziwa.
Znajdowa� si� wewn�trz ludzkiej budowli - wewn�trz! - i znowu w �wiecie jawy.
Przeszed� t� sam� drog� co senniaki i je�li rozumowa� prawid�owo... Podskoczy� i
si�gn�� do senniaka szybuj�cego w g�rze, i poczu�, jak pazury rozdzieraj� cia�o
stwora, zanim opad� z powrotem na pod�og�. Tak! Teraz m�g� na nie polowa�, w
swoim w�asnym �wiecie. Na swoich warunkach. �owca-w-Mroku, kt�ry przeszed� przez
krain� cienia i jeszcze dalej!
G�uchy �omot przypomnia� mu o kociaku, wi�c odwr�ci� si� i zobaczy� swego ma�ego
sprzymierze�ca, kt�ry zapl�ta� si� we w�asne �apy u podstawy tej samej �ciany.
Pom�g� mu wsta� i zauwa�y�, �e od wstrz�su ponownie otwar�a si� rana na �opatce.
Cienka karminowa smu�ka znaczy�a miejsce, gdzie kociak uderzy� w �cian�, a kiedy
podszed� do �owcy, zostawia� za sob� czerwone odciski �ap. Ale wi�kszy kot
wiedzia�, �e nie mo�e zrobi� nic wi�cej. Lecz dozna� ulgi widz�c, �e ma�y
pokona� przej�cie, i poliza� mu bok na powitanie.
Potem niskie buczenie przyci�gn�o jego uwag� i ciarki przepe�z�y mu po sk�rze,
kiedy zrozumia�, sk�d p�ynie ten d�wi�k.
G�osy senniak�w.
Kociak zesztywnia�, postawi� uszy; wi�c r�wnie� je us�ysza� i rozpozna�.
Niewa�ne, �e nigdy przedtem nie s�yszeli, �eby snostwory wydawa�y cho�by
najcichsze piski; ten d�wi�k mieli zakodowany w genetycznej pami�ci i poznali go
natychmiast. Co� w tym miejscu albo w dziurze mi�dzy �wiatami da�o g�os
snostworom. Kt�re by�y g�odne. �owca s�ysza� to wyra�nie w ich zewie i strach
�cisn�� mu serce. Na chwil� instynkt wzi�� g�r� i prawie sk�oni� go do ucieczki.
Ale potem kot przypomnia� sobie, �e jest �owc�-w-Mroku, kt�ry Przechodzi-Mi�dzy-
�wiatami; w�asna to�samo�� doda�a mu odwagi.
Na sztywnych nogach, z nastroszonym futrem rozejrza� si� w poszukiwaniu �r�d�a
d�wi�ku. Nie znalaz� prostej drogi, ale otwarte drzwi w k�cie pokoju prowadzi�y
mniej wi�cej we w�a�ciwym kierunku. P�niej m�g� skr�ci�. Trzyma� si� cienia i
omija� smugi ksi�ycowego blasku, kt�re pada�y na ludzk� pod�og� przez ma�e
zakratowane okienka, umieszczone wysoko w jednej �cianie. Niewiele �wiat�a, on
jednak nie potrzebowa� go wcale; jego cia�oblask jarzy� si� oczekiwaniem, a
kociak obok odzyskiwa� jasno�� z ka�d� chwil�. �owca ostro�nie prze�lizn�� si�
pomi�dzy drzwiami a framug�, ledwie mieszcz�c si� w w�skiej szczelinie.
Za drzwiami le�a� cz�owiek.
W pierwszej chwili �owca chcia� si� wycofa�. Ludzie ci�ko go zranili, raz; nie
zamierza� tutaj czeka�, a� ponownie zrobi� mu krzywd�. Ale potem wychwyci�
zapach cz�owieka, kt�ry smakowa� niedobrze. Dotkn�� nosem stygn�cego cia�a
zastanawiaj�c si�, w jaki spos�b mo�na pokona� tak pot�n� istot� bez �adnej
rany. Nie czu� zapachu krwi, strachu ani choroby, kt�re wskazywa�yby przyczyn�
�mierci. Tylko nieruchomo�� i gasn�cy blask cia�a �wiadczy�, �e tak, umar�o.
Je�li senniaki mog�y u�mierci� kogo� takiego... jak on, zwyk�y kot, mo�e z nimi
walczy�?
Jakby w odpowiedzi kociak pisn�� obok niego. Wi�c dwa koty. Tyle musi
wystarczy�; z natury nie by�y zwierz�tami stadnymi i nie mog�y wezwa� na pomoc
innych posiadaczy pazur�w.
�owca przeszed� przez zw�oki, zostawiaj�c na nich p�omienne �lady �ap, i ruszy�
za g�osami senniak�w w g��b budynku. Teraz, w �wiecie jawy, �ciany nie
ust�powa�y pod dotkni�ciem, musieli wi�c szuka� szczelin, okien i niedomkni�tych
drzwi, �eby dotrze� do miejsca, gdzie gromadzi�y si� senniaki. Wreszcie jednak
znale�li si� tam, gdzie zew senniak�w rozbrzmiewa� tak g�o�no i sprowadza� tak
licznych pobratymc�w, �e �owca-w-Mroku poczu� blisko�� celu. Jeszcze jedne
drzwi... S�yszeli teraz wyra�nie ten d�wi�k, czuli jego wibracj� w ko�ciach,
niski pomruk, kt�ry przypomina� �owcy ludzkie przedmioty, kt�ry z nag��,
nieprzyjemn� jasno�ci� przywo�a� wspomnienia koci�ctwa. Jakie� ma�e by�y wtedy
senniaki, jakie zabawne i niegro�ne! Niew�tpliwie si� zmienia�y... a zmian�
spowodowa�o to miejsce, ta rzecz za drzwiami.
W nag�ym przyp�ywie odwagi �owca napar� na ostatnie drzwi, pchn�� je z ca�ej
si�y. Kociak sta� przy nim, nos w nos, kiedy przygotowali si� na atak. Lecz atak
nie nast�pi�. P�yta na zawiasach powoli ust�pi�a pod naporem i ods�oni�a widok
na serce rebelii senniak�w.
By�y ich setki. Tysi�ce! Sta�e snostwory, przypominaj�ce z kszta�t�w te, kt�re
�owca-w-Mroku �ciga� w m�odo�ci; masywne, rozmyte formy, na przemian
rozb�yskuj�ce i gasn�ce, jakby ich si�a �yciowa jeszcze si� nie ustabilizowa�a;
senniaki, jakich nigdy nie widzia� �aden kot, strz�pki czarnej mg�y ocieraj�ce
si� o siebie, zostawiaj�ce za sob� ciemne plamy nocnej grzybni, kt�re ros�y i
ros�y, a� w ko�cu ca�kowicie poch�ania�y ofiar�. W k�cie naprzeciwko le�a�
ludzki kszta�t, niedawno zgas�y; kilka najbardziej zniekszta�conych snostwor�w
przywiera�o do zw�ok jak pijawki, karmi�c si� resztkami cia�oblasku. Mo�e zabi�y
tego cz�owieka, tak jak chcia�y zabi� kociaka.
A na �rodku pokoju... oto by�a ludzka rzecz, kt�ra wezwa�a je wszystkie, kt�ra
�piewa�a o g�odzie, pokarmie i �mierci niskim, g�uchym g�osem, sprawiaj�cym, �e
wszystkie senniaki dr�a�y z podniecenia. Zrobiono j� z zimnego, g�adkiego
metalu, a w przedniej �cianie uwi�ziono blask tysi�cy b�yszczak�w. Z ty�u
wychodzi�y grube czarne sznury, ludzkie korzenie kotwicz�ce t� rzecz. Na twarzy
z lustrzanego szk�a zielone b�yszczaki ta�czy�y miarowo, kre�l�c s�owa i zdania,
kt�rych �aden kot ani senniak nie m�g� przeczyta�.
UWAGA
POCZ�TEK ZADANEGO TESTU 19.53.01
PIERWSZA SEKWENCJA W TOKU
NIE PRZERYWA�
�owca-w-Mroku nienawidzi� tej rzeczy. Nie zna� dot�d nienawi�ci, a przynajmniej
nie takiej. Ale przecie� nigdy jeszcze nie zabija� z powod�w innych ni� g��d czy
rado�� polowania. Teraz sta� obok kociaka i wzbiera�a w nim ta sama mordercza
furia, kt�r� wcze�niej zbudzi�a napa�� na malca. Je�li takim zdeformowanym
stworom pozwalano rosn��, je�� - rozmna�a� si�! - wkr�tce wyroj� si� wsz�dzie w
krainie cienia. A wtedy ile czasu up�ynie, zanim senniaki zaatakuj� wi�ksze
koty, do�wiadczonych �owc�w, zr�cznych w k�ach i pazurach, lecz niezdolnych
obroni� si� przed dziesi�tkami paso�yt�w - a mo�e setkami? Ile czasu up�ynie,
zanim koty odwa�� si� wi�cej �ni�, czyli spa�? W�wczas te ohydztwa, kt�re wdar�y
si� do �wiata jawy, wykorzystaj� ich s�abo�� i pozb�d� si� ich r�wnie �atwo, jak
pokona�y dw�ch ludzi. Nie, trzeba je zabi� tu i teraz, a dokona� tego musi
�owca-w-Mroku.
Ale jak?
Trzymaj�c si� �cian, powoli zacz�� okr��a� pok�j. Obserwowa� je. Ledwie go
zauwa�a�y, skupione wy��cznie na ludzkorzeczy i jej pie�ni. Dobrze. Kociak wci��
mu towarzyszy� i �owca by� zadowolony, �e ma�y nie okazuje strachu. B�dzie z
niego kiedy� dobry my�liwy, oceni�. Je�eli prze�yje starcie z senniakami.
Te, kt�re si� po�ywia�y, porzuci�y teraz swoj� zdobycz i przy��czy�y si� do
pobratymc�w, kr���cych nad ludzkorzecz�. Od czasu do czasu uderza�y g�owami w
rzecz. Pr�bowa�y j� zrani� czy przesun��? Albo dosta� si� do �rodka? Co kry�o
si� we wn�trzu skorupy zrobionej przez cz�owieka? Mo�e dojrza�a samica? Matka
tych stwor�w? Jaki� senniaczy odpowiednik kocimi�tki?
Jedno by�o pewne: musia� zabi� ludzk� rzecz, i to szybko. Coraz wi�cej i wi�cej
senniak�w przybywa�o z ka�d� chwil� i wszystkie pulsowa�y w tym samym rytmie,
kr���c ponad rzecz�. Na cokolwiek czeka�y, nied�ugo nast�pi - a w�wczas ca�a moc
ludzkorzeczy zostanie uwolniona. Moc spinania �wiat�w; moc zabijania kot�w.
Musia� co� zrobi�, szybko.
Wspomnienia z koci�ctwa: zabawa z bra�mi