4861

Szczegóły
Tytuł 4861
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4861 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4861 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4861 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Doris Egan Chronoskoczek Za to, co zrobi�am w Bizancjum, Mark ukara� mnie cyklem maniakalno-depresyjnym. By�o w nim wszystko, co mogliby�cie sobie wyobrazi�: upokorzenie, strach, obrzydzenie do siebie; jednak najgorszy okaza� si� upust energii. Wylewa�a si� ze mnie, gdy osi�ga�am szczyt etapu maniakalnego, tryska�a ze mnie strumieniami, kiedy p�nago biega�am po korytarzach obrzucaj�c koleg�w przekle�stwami. Ta�czy�am, wrzeszcza�am, przewiesza�am si� przez por�cze i krzycza�am na przechodz�cych. Nikt, rzecz jasna, nie pr�bowa� mnie powstrzyma�. Tak cztery czy pi�� dni; potem, kiedy cia�o nie by�o ju� w stanie znie�� nic wi�cej, ostry zjazd w d�. Kilka dni odpoczynku, czas, by odetchn��, a nawet odzyska� jasno�� widzenia. P�niej gwa�towny upadek w otch�a� depresji. O tej fazie nie mam zamiaru m�wi�. Jednak w okresie, kt�ry j� poprzedza�, w stanie prawie-r�wnowagi, postanowi�am za�o�y� dziennik, kt�ry od tej pory prowadz�. Pisa�am, dop�ki mog�am, dop�ki nie traci�am na to ochoty wspi�wszy si� na szczyt lub p�ki nie osun�am si� w szar� mg�� kl�ski i nie stwierdzi�am, �e to wszystko jest bez sensu. Zdumiewaj�ce, �e cykl nie spowodowa� utraty pozycji. Pozycja jest dla Skoczka wszystkim. Jednak to, �e zosta�am ukarana przez Marka i wci�� �y�am, by�o swoistym osi�gni�ciem, co� jak kl�twa bog�w. Nawet spogl�dano na mnie z podziwem. Nie ma tego w moim dzienniku, ale pami�tam - wydaje mi si�, �e pami�tam - �e jedna czy dwie osoby z mojego zespo�u przychodzi�y, aby mnie umy�. Takie sprawy jak mycie czy szukanie toalety czasem wydawa�y mi si� ma�o wa�ne, kiedy by�am na szczycie krzywej. Raz stwierdzi�am, �e ko�cz� striptiz na schodach Hali Kontaktu z D'drendtami nie wywo�uj�c rym specjalnego zdziwienia, gdy us�ysza�am za sob� pojedyncze oklaski i gwizd podziwu. Odwr�ci�am si� i uk�oni�am m�odzie�cowi w szarych szortach z naszytymi drogimi kamieniami. Jego towarzyszka, starsza kobieta, odci�gn�a go pospiesznie. - Idioto - powiedzia�a zaambarasowana. - To C.C., Chronoskoczek. Nie gap si� na ni�. Tak wi�c nawet obywatele ignorowali mnie z upiorn� uprzejmo�ci�, kt�ra wykre�la�a ze spisu �yj�cych. Min�y trzy miesi�ce; Mark, szczodry jak zawsze, p�aci� mi pe�ne uposa�enie. A� pewnego dnia, kiedy siedzia�am w G��wnym Korytarzu, przysz�a do mnie Banny. - Mark chce ci� widzie� - oznajmi�a podaj�c mi chusteczk�. By�am przezi�biona, a w trakcie odbywania kary nie mog�am korzysta� z pomocy medyka. Banny to moja Zast�pczyni; dobroduszna, kr�pa, czarnow�osa dziewczyna. Ma zaledwie dziewi�tna�cie lat - najm�odszy Skoczek, o jakim s�ysza�am. Wzi�am j� prosto ze Szko�y i nie wiem, co bym zrobi�a, gdyby nie zdoby�a Tymczasowego Obywatelstwa. - Co s�ycha�? - spyta�am. - My�lisz, �e on mi m�wi? - odpar�a pomagaj�c mi wsta�. By�am w�a�nie w �rodkowej fazie cyklu; Mark dobrze to wyliczy�. - Chcesz, �ebym przywo�a�a fotel? - Wiesz, �e umiem chodzi�. - Przepraszam, C.C. Nie chcia�am ci� urazi�. Pewnie, �e nie. Irytowa�o mnie tkwi�ce gdzie� w pod�wiadomo�ci niewyra�ne wspomnienie, �e krzycza�am na ni�... mo�e nawet j� uderzy�am? Cholera, pewnie mi si� �ni�o. Ostatnio trafia�y mi si� bardzo urozmaicone sny. Zmusi�am si� do u�miechu. - Wiem. Nie martw si� o mnie. Powiem ci, o co chodzi, kiedy sama si� dowiem. Przygl�da�am si� ludziom, kt�rych mija�am po drodze do Marka, i widzia�am, jak taktownie staraj� si� na mnie nie patrze�. Mo�e dzi� zako�cz� cykl. Mo�e za par� godzin wr�c� do pracy. Zdusi�am t� my�l z �atwo�ci� nabyt� w wyniku d�ugotrwa�ej praktyki. Nigdy nawet nie pr�bowa�am przewidzie� posuni�� Marka. W Arizonie, daleko ode mnie, Brian Cornwall mia� swoj� pierwsz� wizj�. By�a gor�ca, czerwcowa noc 1957 roku. Jego pok�j znajdowa� si� na ostatnim pi�trze pensjonatu; ma�e, ciemne pomieszczenie z tapetami w lilie, pop�kanymi szybami w oknie i jedn� czterdziestowatow� �ar�wk� pod sufitem. Okno by�o otwarte. Zn�w przewr�ci� si� na bok, rozmy�laj�c, czy nie powinien zej�� na d�, na werand�. Nikomu by nie przeszkadza�, ale inni lokatorzy wstawali wcze�nie, a on nie cierpia�, gdy obcy przygl�dali mu si�, jak �pi. W ko�cu zapad� w niespokojny sen. �ni� jeden sen po drugim; przed oczami przesuwa� mu si� korow�d niewyra�nych obraz�w i postaci, a� nagle rozb�ys�e w m�zgu �wiat�o, ostre i przenikliwe, zatar�o wszystkie poprzednie widoki. �ni�o mu si�, �e usiad� na ��ku, a blask sta� si� nieco �agodniejszy. Wype�ni� ca�y jego pok�j oblewaj�c ��ko, biurko, kufer i p�ki z ksi��kami po�wiat� przypominaj�c� odblask nocnego �niegu w rodzinnym Vermoncie. Po�r�d tej po�wiaty ujrza� teraz jak�� posta�. By�a to kobieta w d�ugiej bia�ej szacie i bia�ej koronie na g�owie, wyci�gaj�ca do niego ramiona. Jej twarzy wci�� nie widzia� wyra�nie. Jednak patrz�c na ni� wiedzia�, �e musi by� pi�kna. Zanim si� dotrze do Marka, trzeba min�� Narsesa, psa �a�cuchowego. A w�a�ciwie kocura o paskudnym usposobieniu i ostrych pazurach, kt�rych zawsze got�w u�y�. Widok Narsesa nigdy nie sprawia� mi przyjemno�ci, a teraz jeszcze mniej; przypomina� mi o Bizancjum. - B�dziesz musia�a zaczeka�, C.C. Narada. Narses twierdzi, �e �piewa� w ch�rze ch�opi�cym w ko�ciele �wi�tej Zofii; jego g�os to wci�� jeszcze sopran, chocia� moim zdaniem niezbyt czysty. Je�eli zrobili z niego eunucha, to raczej z pobudek politycznych ni� artystycznych. Zanim pozna�am Narsesa, wyobra�a�am sobie wszystkich eunuch�w jako t�ustych, raczej niezbyt lotnych facet�w w �rednim wieku, nosz�cych przesadnie wiele pier�cionk�w na grubych paluchach. Narses by� tylko troch� za bardzo pulchny - mo�e o pi�� czy siedem kilogram�w - do�� wysoki, jak na sw�j okres pochodzenia, przystojny i jasnow�osy. (Koniec innego stereotypu: zawsze my�la�am, �e wszyscy Grecy i Turcy to bruneci.) By� do�� inteligentny, gdy chodzi�o o drobiazgi... na tyle inteligentny, by kto� si� zawsze naci��. I wszystko powtarza� Markowi. Ledwie sko�czy� m�wi�, kiedy drzwi si� rozsun�y. Mark wygl�da� na beztroskiego dwudziestopi�ciolatka o kr�conych kasztanowatych w�osach, czarnych oczach i bez �adnych zmartwie� na g�owie. Tak samo wygl�da�, kiedy go pozna�am dziesi�� lat temu. - Wejd�, prosz�, Carol. Narses, mo�esz opr�ni� rury. Rury �rodowiskowe? Czy�by naprawd� naradza� si� z D'drendrami, jak g�osi�y plotki? Wesz�am za nim i jeszcze zobaczy�am zje�d�aj�ce pod pod�og� rury. Za p�no; ktokolwiek w nich by�, ju� znikn��. - My�l�, Carol, �e masz si� dobrze. Siadaj, to miejsce przy pandidorze jest najlepsze. Tylko on nazywa mnie Carol. Carol Celia Cordray to ja, ale wszyscy nazywaj� mnie C.C. od kiedy sko�czy�am dwa lata, od czasu s�onecznych rank�w w po�udniowej Kaliforni. Jedyn� inn� osob�, kt�ra nazywa�a mnie Carol... mniejsza o to, to by�o dawno temu, w ka�dym znaczeniu tego s�owa. Nie musimy opowiada� o tym, co by�o, zanim nas zwerbowano. Mark u�miechn�� si� mi�o. - Mam nadziej�, �e rozumiesz m�j punkt widzenia co do przestrzegania w�a�ciwej procedury w czasie przej��. Troska o wygod� to rzecz chwalebna i potrzebna, ale nie mo�emy pozwoli�, aby kolidowa�a z zasadami D'drendt�w. Czy mog� uzna�, �e nie musz� ju� wraca� do sprawy Bizancjum? - My�l�, �e mo�esz - odpar�am spokojnie. - To �wietnie. Po naszej rozmowie zg�o� si�, prosz�, do medyka, kt�ry przerwie cykl - rzek� podaj�c mi teczk�. - Przygotowa�em co� raczej niezwyk�ego, co�, z czym, jak s�dz�, powinna� sobie poradzi�. Zachowaj to w tajemnicy; nie chc�, aby wiedzia� o tym ktokolwiek opr�cz ciebie i twojego zespo�u. Przegl�da�am akta. Zawiera�y karty danych i zdj�cie m�odego cz�owieka ubranego w stylu z oko�o 1955 roku. Na tyle blisko mojego punktu startowego, abym mog�a to stwierdzi�. By�y te� inne fotografie, w r�nym wieku, i charakterystyka medyczna, ale na �adnym zdj�ciu nie by� starszy ni� na pierwszym. - Brian Cornwall - powiedzia� Mark. - Dwadzie�cia osiem lat, w�ze� czasowy 1957; urodzony w Montpellier, stan Vermont, w czerwcu 1929 roku. - Nazwisko brzmi znajomo. - By� artyst� ciesz�cym si� s�aw�. G��wnie po �mierci, jak s�dz�, ale mog�a� o nim s�ysze�; to blisko twojej ramki czasowej, prawda? Policzy�am w my�lach i stwierdzi�am, �e w rzeczywisto�ci mia�am w tym w�le oko�o pi�ciu lat; gdyby kto� inny zada� takie pytanie, Mark zrobi�by si� siny z w�ciek�o�ci. Skoczkowie nie pytaj� o takie rzeczy. Jednak mimo wszystko to on mnie zwerbowa�; nie by�o po co udawa�, �e tego nie wie. - Do�� blisko. Wydaje mi si�, �e s�ysza�am o nim na uczelni. S�abo to pami�tam. - To niewa�ne. Tak samo jak Brian Cornwall. Przejrza�a� jego dane? Bardzo inteligentny, introwertyk, niewysokie mniemanie o sobie... typ osobowo�ci, jaka w obrazkowej mowie jego czas�w zosta�aby okre�lona jako potencjalnie schizofreniczna. - Dzi� mogliby�my to wyleczy�. - Mogliby�my. Jednak nie chodzi nam o leczenie, ale raczej o pog��bienie tego stanu. Zauwa�, jak gwa�townie urywa si� jego linia �ycia. Zgin�� w po�arze budynku, w kt�rym pracowa�. - A wi�c werbujemy Briana Cornwalla? Wszystko pasowa�o. Wysoki potencja� i kompleks ni�szo�ci, �yciorys �atwy do zmodyfikowania bez naruszania uk�adu - tak jak w przypadku moim i wielu innych. - Nie interesuje nas Brian Cornwall. Interesuje nas to. Tym razem nie zwyczajna fotografia, ale prawdziwa, tr�jwymiarowa reprodukcja rze�by z jakiego� mi�kkiego, b�yszcz�cego kamienia. Z pocz�tku my�la�am, �e to abstrakcja, lecz wodz�c wzrokiem po p�ynnych liniach stwierdzi�am, �e rze�ba ma szyj�, oczy... - To ptak - powiedzia�am z zachwytem. - Mhm. Mewa, wyrze�biona z chalcedonu. Stworzy� j� nieznany japo�ski artysta gdzie� przed rokiem 1880. W ci�gu ponad stu lat przesz�a przez szereg ma�ych muze�w i wystaw. W ko�cu zacz�to j� dostrzega�. Od tej pory jej warto�� stale ros�a... Ju� od dawna jest bezcenna. - Mamy j� wydosta�? To nie b�dzie chyba trudne. Kim by� ten "nieznany artysta" ? - Rzeczywi�cie nieznany. Pr�bowa�em go wytropi� i ustali� pochodzenie rze�by, ale powsta�a w z�ym okresie. Uk�ad chronostatyczny nad Kioto by� straszny: sztorm temporalny trwaj�cy przez sze�� lat. Dwana�cie lat p�niej rze�ba pojawi�a si� w San Francisco i od tej pory jej historia jest dobrze udokumentowana. Zabra� reprodukcj�. - Musisz mi wierzy� na s�owo, �e najlepszym okresem na jej wydostanie jest rok 1957. Przez pi�� lat czeka�em na komunikat o dobrym uk�adzie i dzi� rano progno�ci zameldowali, �e w ka�dej chwili mo�e si� otworzy� doskona�e okno. Rzeczywi�cie, fala jest do�� blisko, tak �e mo�esz bez trudu podj�� obserwacj�; jak tylko sko�czysz u medyka, zabierz Banny do laboratorium i zacznij si� wczuwa�. - Dobrze. A Brian Cornwall? - Mo�e zdo�amy si� nim pos�u�y� jako kim� w rodzaju specjalnego agenta. Po pierwsze, znajduje si� praktycznie w centrum sprawy; mewa stoi w muzeum, w kt�rym on pracuje. S�siedzi uwa�aj� go za oderwanego od rzeczywisto�ci, tak �e mo�emy si� z nim skontaktowa� nie martwi�c si� o to, �e co� chlapnie. Jego przesz�o�� sugeruje, �e mo�e by� podatny na perswazj�. Przeczytaj dane. Powiedzia� to tym swoim tonem oznaczaj�cym "teraz mo�esz ju� odej��", wi�c wsta�am z fotela. - Nawiasem m�wi�c - doda� - nawi�za�em ju� kontakt. Nie dziw si�. Czemu mia�abym si� dziwi�? Co mnie to mo�e obchodzi�, �e ju� nawi�za� kontakt? Przeszli�my do sekretariatu, gdzie czeka� Narses, wygl�daj�cy na zgorzknia�ego. - Mo�e by� da� Carol piecz�tk� do medyka? - powiedzia� mu Mark. Narses wolno si�gn�� do szuflady po piecz�tk�. Kiedy j� przycisn�� do mojej r�ki, powiedzia�am: - Rozchmurz si�, kochanie. Nast�pnym razem to mo�esz by� ty. Mark u�miechn�� si�; lubi�, kiedy ludzie ubli�ali Narsesowi. Ja i tak by�abym dla niego niegrzeczna, po prostu ze wzgl�du na niech��, jak� do niego czu�am. Gdy odk�ada� piecz�tk�, zauwa�y�am, �e ma bransoletk� ze z�ota i szafir�w, bli�niacz� do tej, jak� nosi� Mark. Kiedy ostatnio by�am w stanie cokolwiek zauwa�y�, nosi� z�oto i rubiny. Okres kary trwa� d�uiej, ni� s�dzi�am. Mia�am nadziej�, �e wszystkie zmiany oka�� si� tak niewielkie. Powiedzia�am Banny, �eby zaczeka�a na mnie w laboratorium, i posz�am do medyka. Angelo Poguno by� Skoczkiem niemal tak d�ugo jak ja, chocia� zajmowa� si� stron� medyczn� i nigdy nie skaka� na fali. W�a�ciwie powinnam m�wi� o nim "Angelo", poniewa� Mark u�ywa� tylko naszych imion, co, jak s�dzi�, bardziej upodabnia�o nas do obywateli - a mo�e nawet do D'drendt�w. O ile wiem, do dnia dzisiejszego jestem jedyn� osob�, kt�ra zna nazwisko Angela. Kiedy� dok�adnie przejrza�am sobie niekt�re teczki personalne... to d�uga historia i nikt jej nigdy nie us�yszy. Jednak czasem rozbie�no�ci mi�dzy danymi a tym, co Skoczkowie opowiadaj� o swojej przesz�o�ci, s� naprawd� zabawne. - C.C., kochanie, ju� najwy�szy czas, �eby� zako�czy�a kar�. Trzymam to dla ciebie od dw�ch tygodni. Podni�s� zakorkowan� prob�wk� z napisem "C.C." i zacz�� grzeba� w�r�d swoich igie�. - Wracam od dzi� do pracy. - Uhm! To ci schrzania zdrowie gorzej ni� narkotyki. Sp�jrz prawdzie w oczy, kochanie; jeste� genetycznie nieprzystosowana. Powinna� by� w s�u�bie pomocniczej, jak ja. Powiedz tylko s�owo, s�odziutka, a znajd� ci miejsce w sekcji medycznej. To m�wi�c wbi� mi pierwsz� ig�� w �y��. - Ju� mi to opowiada�e�, kmiotku. Tylko �e w s�u�bie pomocniczej nie dostaje si� punkt�w Zas�ugi; musia�abym �y� jeszcze z pi��set lat, �eby wykupi� sobie obywatelstwo. - A c� to takiego - obywatelstwo? Lubi� moje �ycie takim, jakie jest. Mam swoich przyjaci�, swoj� pozycj�, kwater�, o jakiej nigdy nie marzy�em tam, w Neapolu. A obywatele szalej� za nami, jakby�my byli gwiazdami filmowymi. - Tylko dlatego, �e s� tacy g�upi. - To musia� by� efekt zniesienia uwarunkowania emocjonalnego, bo stwierdzi�am, �e m�wi� wi�cej, ni� powinnam, nawet do Angela. - Ang, kiedy pierwszy raz znalaz�am si� w Korytarzu, uwa�a�am obywateli za bog�w z Olimpu. Wiesz, co my�l� teraz? To m�ty. Odpadki, kt�re pozosta�y, kiedy odeszli prawdziwi ludzie. - Ach, tak? A dok�d odeszli? Rozmawiaj�c ze mn�, ze spokojem robi� swoje. Druga ig�a bezbole�nie wbi�a si� w moje rami�. - A dok�d udaj� si� Skoczkowie, kt�rzy wykupili obywatelstwo? Daleko, zobaczy� Kosmos. Tak w�a�nie kiedy� zrobi�, je�li do�yj�. Chc� zobaczy�, gdzie si� wszyscy podziali. Chc� si� przekona�, czy D'drendtowie s� wsz�dzie. Chc� znale�� naszych potomk�w i zapyta�, czy D'drendtowie naprawd� wygrali wojn�. Angelo wydawa� si� troch� przestraszony. Prawdopodobnie nasza rozmowa by�a nagrywana. Jednak rozwa�ania nie s� przest�pstwem, a przynajmniej wszyscy je pope�niaj� - co� jak palenie marihuany w moim okresie pochodzenia. - Kochanie, kt� jak nie ty ma wiedzie�, kto wygra� wojn�. Masz dost�p... mo�esz spojrze� na fale czasowe. Potrz�sn�am g�ow�. - Te lata s� niedost�pne. Z�y chronouk�ad, m�wi� nad ca�� planet�? A ponadto... Teraz wydawa� si� naprawd� wystraszony. Wiedzia�am, �e nie powinnam si� z nim droczy�, wi�c roze�mia�am si� i powiedzia�am: - Nie marszcz tak gro�nie brwi, Angelo. Istniej� naprawd� wa�kie, rozs�dne, zatwierdzone przez rz�d powody, �eby trzyma� te lata pod kluczem. I ca�e szcz�cie, inaczej mog�abym spr�bowa� urzeczywistni� moje drugie marzenie. - A co nim jest? - spyta� pos�usznie. To jedna z przyczyn, dla kt�rych go lubi�. Ciekawo�� i dyskrecja p�yn�ca z silnie rozwini�tego instynktu samozachowawczego wyst�puj� u niego w r�wnych, pot�nych dawkach. - Chc� si� zbuntowa�... wepchn�� palce mi�dzy drzwi... sprawdzi�, czy nie da si� zmieni� czasu. - Nie da si�. - Do licha, kochasiu, nie wciskaj mi tego, co oboje s�yszeli�my w Szkole. Kto m�wi, �e si� nie da? Banda ludzi, kt�rzy s� �ywo zainteresowani tym, �eby si� nie da�o! Zm�czy�o mnie zachowywanie status quo. Zm�czy�o mnie taszczenie holokamer przez �ciany czasu i zdobywanie dowod�w na to, co w�adze chc� udowodni� w tym tygodniu. - Nie wiedzia�em, �e zadania, kt�re wyznacza ci Mark, s� takie nudne. Zignorowa�am to. - Chc� z tym sko�czy� albo wykonywa� w�asne zadania. Chc�... - Chcesz mn�stwa niebezpiecznych rzeczy - powiedzia� stanowczo. - Nie martw si�, przyjacielu. W g��bi serca jestem tch�rzem. To, czego chc�, nie ma nic wsp�lnego z tym, co naprawd� zrobi�, je�li b�d� mia�a okazj�. W�a�nie zako�czy�am kar�, pami�tasz? Zamierzam by� grzeczn� dziewczynk�. Naprawd� tak my�la�am. Co oznacza�o, �e nie mia�am zamiaru m�wi� Angelo o kilku sprawach, o kt�rych my�la�am mi�dzy emocjonalnymi szczytami i dolinami, jakie dopiero co przeby�am. Jak na przyk�ad: dlaczego niekt�re z moich zada� nie polega�y tylko na zbieraniu danych? Mog�am zrozumie� transfery - sprowadzanie by�o zaakceptowan� cz�ci� naszego dzia�ania - ale par� razy kazano mi pozostawi� r�ne rzeczy. A raz nawet zniszczy� jakie� urz�dzenie. Czy wszystko to by�o cz�ci� niezmiennego uk�adu rozpocz�tego Wielkim Wybuchem? Czy te� zmieni�am histori� w jaki� spos�b u�atwiaj�c D'drendtom zwyci�stwo? Czy to mieli na my�li wyk�adowcy w Szkole, kiedy m�wili o "si�gaj�cych wstecz prawach zwyci�zc�w"? Widzicie, ca�y k�opot w tym, �e nie tyle chcia�am robi� niebezpieczne rzeczy, co wiedzie�. Angelo potrz�sa� g�ow�. - Ja trzymam si� z daleka od polityki, kochanie, ca�kowicie. My, Neapolita�czycy, preferujemy �ycie uczuciowe i artystyczne. Neapolita�czyk, cholera. Angelo by� z New Jersey, rok 1964. - I zrobi�e� w tej dziedzinie jakie� post�py? - zapyta�am. - To nie o moje post�py trzeba si� martwi�, tylko o twoje. Nie s�dz�, �eby� si� z kim� przespa�a, od kiedy tu jeste�. - Co mam na to powiedzie�? Jestem z natury pow�ci�gliwa. - Z natury pow�ci�gliwa! Komu to m�wisz? Wiesz, �e w Szkole chodzili�my do tej samej klasy, a od kiedy zacz�a� podr�owa�, praktycznie codziennie przychodzi�a� tu na badania - i min�y blisko dwa lata, zanim powiedzia�a� do mnie co� wi�cej poza "czy mam podwin�� r�kaw"? Musia�am si� u�miechn��. - By�am wtedy troch� zaj�ta. Naprawd�, Angelo, nie bierz sobie tego do serca. Kiedy tu przysz�am, ci z Psychosekcji ostro si� do mnie zabrali. Nadal niewiele pami�tam z przesz�o�ci - to znaczy z okresu przed rekrutacj�. Jednak zrobi�am si� potem bardziej otwarta, no nie? Przewr�ci� oczami. - Kiedy ostatni raz by�a� na przyj�ciu u obywateli? - Och, Ang, to okropnie nudne imprezy. - Dzi� wiecz�r co� jest w P�nocnym Korytarzu. B�dzie tam jedna z moich by�ych kochanek. Je�li p�jdziesz ze mn�, to zaimponuj� jej opowiadaj�c, jak dopi��em tego, �e C.C., Czo�owy Chronoskoczek, zimna ryba, kt�ra nigdy z nikim nie chodzi, przysz�a ze mn� na przyj�cie. - Czy tak w�a�nie wszyscy o mnie my�l�? - Nie martw si�, kochanie, to tylko poprawia twoj� pozycj�. Jednak zaryzykuj j� dla mnie, dobrze? - My�l�, �e nie umr� od tego. W porz�dku. To mo�e by� interesuj�ce; zobacz�, jakiej stukni�tej modzie ho�duj� teraz obywatele. Poca�owa� mnie w policzek, bardzo cnotliwie jak na rzekomego Neapolita�czyka. Szkoda, �e nic nas nie ��czy�o; bardzo podziwia�am Angela. Z pewno�ci� doskonale sobie radzi� w spo�ecze�stwie, w jakim �yli�my. Co przypomnia�o mi... - Ang, czy s�ysza�e� co� o tym zadaniu, kt�re przydzieli� mi Mark? Jego twarz straci�a wyraz. - A co powinienem s�ysze�? To takie denerwuj�ce i takie do niego podobne. Traktowa� informacje tak, jak niekt�rzy ludzie traktuj� stare graty na strychu. Wprawdzie wydaj� si� bezu�yteczne, ale po co je rozdawa�, skoro kiedy� kto� mo�e zechcie� je kupi�? Westchn�am. - A wi�c do zobaczenia wieczorem. Banny wraz z zespo�em ju� obserwowali okres, co mnie rozgniewa�; nie jestem przyzwyczajona zaczyna� co� od �rodka. Odci�gn�am j� na bok. - Co si� dzieje, Banny? Wiesz co� o tym? Czy te� powinnam przejrze� dane, zanim spytam? Wygl�da�a na zak�opotan�. - Nic nie wiem. Po prostu stosujemy si� do instrukcji Marka. Nawet nie dali nam harmonogramu. - Mark instruuje was osobi�cie? - Czasem przysy�a Narsesa... Ale w�a�ciwie to tak. A wi�c Mark zn�w cichaczem robi� co� na w�asn� r�k�. Wiedzia�am, �e co� si� szykuje, kiedy opowiada� mi, jak pr�bowa� ustali� pochodzenie mewy; nigdy nie zajmowa�by si� takimi szczeg�ami, gdyby nie zamierza� sam jej sprzeda�. Pewne oznaki wskazywa�y na to, �e Mark pok�tnie handlowa� z D'drendtami; z pewno�ci� mia� o wiele za du�o w�adzy i pieni�dzy, ni� wynika�oby to z jego stanowiska. Mimo wszystko by� tylko kierownikiem sekcji, jednym z czterech i w dodatku cz�owiekiem. Nie wiedzia�am, co planuje, ale Banny by�a moj� Zast�pczyni�. Musia�a wiedzie� wi�cej. - Usi�d� przy mnie na par� minut, zanim zaczniemy. Przejrzymy dane. U�miechn�a si� z ulg�. Roz�o�y�y�my odbitki i zacz�y�my poznawa� �ycie Briana Cornwalla. By� skrytym dzieckiem; nie mia� wielu towarzyszy zabaw. Wychowa� si� na farmie swego ojca w Vermont, razem z dwiema starszymi siostrami. Jego ojciec by� widocznie wykszta�conym farmerem, a poza tym r�wnie� uznanym artyst�. Do akt do��czono kopi� szkicu tuszem, wykonanego przez Briana, kiedy mia� dziewi�� lat; rysunek by� �wietny. Rycerz kr�la Artura jad�cy przez las i ukryty za drzewem �ucznik. Zupe�nie profesjonalne dzie�o, przyci�gaj�ce uwag�, po prostu okrutnie pi�kne. Trudno uwierzy�, �e by� to rysunek dziewi�ciolatka. - O rany, Ban - powiedzia�am podaj�c jej rysunek. Spogl�da�a na� przez kilka minut. - Tu podaj�, �e mia� d z i e w i � �... - Wiem, wiem. Czyta�am dalej. Podobnie jak jego siostry, sp�dza� sporo czasu w bibliotece ojca, kt�ry wyra�nie preferowa� Waltera Scotta, Tennysona, Morte d'Arthur itd. Do�� p�no jak na ch�opca z dwudziestego wieku dowiedzia� si�, �e bajki i rzeczywisto�� to nie to samo. Tylko sk�d wzi�� si� jego kompleks ni�szo�ci? Ka�dy, kto umie tak rysowa�... ach, tu jest. Ojciec, m�dry i hojny rodzic, kt�ry op�aca� nauk� Briana w domu i jego pobyt w Yale, nigdy nie rozmawia� z nim o jego dzie�ach. Z zazdro�ci? Z powodu �le poj�tego nieingerowania w sprawy syna? Nigdy si� tego nie dowiemy. Jednak Brian uzna� to za objaw za�enowania jego brakiem talentu. - Psychosekcja straci�a na to sporo czasu - powiedzia�am. Musieli wystawi� Markowi s�ony rachunek. - Obci��y tym D'drendt�w - powiedzia�a zdziwiona Banny. Nie mo�e, je�li robi na w�asn� r�k� co�, do czego nie zechce si� oficjalnie przyzna�, pomy�la�am. Czasem zastanawiam si� nad moimi wsp�pracownikami; czy s� tak dyskretni, czy po prostu t�pi? Nawet Banny, jedna z najinteligentniejszych... no, chyba jednak s� dyskretni. Zapewne wszyscy doskonale znaj� sztuczki Marka i tylko instynkt samozachowawczy powstrzymuje ich od komentarzy. Od�o�y�am akta. - Jaki mamy na niego haczyk? W jaki spos�b sk�onimy go do wsp�pracy? Banny wygl�da�a na zmieszan�. - Wiesz, �e my tylko wykonujemy rozkazy i to �lepo. Nie wiedzieli�my, �e tak b�dzie. Spojrza�am na ni� uwa�nie. - No? - Pu�cili�my mu holo. Chyba wymy�lili to ci z Psychosekcji. Jeden z tych archetyp�w... zacz�li�my, kiedy spa�, a potem dali�my mu si� zbudzi� i zobaczy�... - Poka�cie mi. Takie owijanie w bawe�n� nie by�o w stylu Banny. Pu�ci�a mi to. �agodna po�wiata, a potem jego imi� na granicy s�yszalno�ci. Archetyp pojawi� si� w centrum; posta� bogini-madonny, ja�niej�ca i pi�kna. Mog�am sobie wyobrazi� skojarzenia ze �wiatem jego dzieci�stwa; Maria, Ginewra, Kr�lowa Wr�ek. I wszystko mia�o posmak niewinno�ci i dobroci sprawiaj�cy, �e a� do b�lu chcia�o si� w to uwierzy�. Gdy holo zgas�o, stwierdzi�am, �e ze z�o�ci� szarpi� si� za w�osy. Mark da� jej moj� twarz. Pomog�am zespo�owi przygotowa� si� do obserwacji nie m�wi�c s�owa, a i oni si� do mnie nie odzywali. Wydawali si� zmieszani tym, �e zabrali si� do tego beze mnie, ale jak powiedzia�a Banny, tylko wykonywali rozkazy. Skoczkowie nie maj� wyboru. - Jak fale? - spyta�am w ko�cu Banny. - Jeste�my prawie r�wnolegle - powiedzia�a. - Teraz s� o siedem dziesi�tych szybsi ni� my. Synchronizacja dostateczna, by obserwowa�, ale za ma�o, aby co� wys�a� lub zabra�. - Z wyj�tkiem hologram�w - powiedzia�am i natychmiast po�a�owa�am tego. Zmusi�am si� do u�miechu. - Zapomnia�am ci powiedzie�, �e dobrze si� spisywa�a�, kiedy mnie nie by�o. Dzi�kuj�. - Prosz� - powiedzia�a, przypinaj�c mnie do fotela. Wiesz, brakowa�o nam ciebie. Podesz�a do konsoli, aby ustanowi� po��czenie, zatrzymuj�c si� tylko na moment, �eby po�kn�� pigu�ki. Te� chcia�abym je za�y�, ale jestem na nie uczulona. W pewnym sensie to ironia losu. Jestem jednym z najlepszych Skoczk�w, ale moje cia�o jest zupe�nie bezbronne wobec fal. - Kiedy b�dziecie gotowi, zaczynajcie - powiedzia�am i ledwie sko�czy�am m�wi�, gdy ocean zawirowa� wok� i zabra� mnie ze sob�. Pr�d by� szybki. Tu i tam we mgle pojawiali si� ludzie i obrazy, ale przelatywa�am obok. Czu�am, jak rado�� p�du i wolno�ci przenika mnie, upaja. Tak dawno tego nie doznawa�am. O wiele za szybko pr�d zwolni�, prawie zupe�nie ustaj�c; by�am w oknie czasowym. Widzia�am ludzi i cienie nabieraj�ce ostro�ci i wiedzia�am, �e je�li zostan� w oknie, obrazy stan� si� jeszcze wyra�niejsze. Jednak nie mia�am ochoty zostawa�; chcia�am jeszcze troch� pojecha� na fali. Odsun�am si� pr�buj�c dotrze� do silniejszych fal przep�ywaj�cych tu� obok... Przerwa� mi wszak�e g�os Banny wi���cy mnie z laboratorium. - Wed�ug wskaza� jeste� w stanie czasowym - powiedzia�a przypominaj�c mi o obowi�zkach i ewentualnej karze: Zmusi�am si� do powrotu do okna. �rodek okna wypad� na muzeum; tam wszystko by�o najostrzejsze. Jednak nie dojrza�am nigdzie Briana Cornwalla; chocia� by�o po�udnie i obowi�zki prawdopodobnie wymaga�y jego obecno�ci. 7.nalaz�am pr�d poprzeczny i wyjecha�am na zewn�trz, do ma�ego parku z nieczynn� fontann�. Brian by� tam. Mia�am nadziej�, �e szkicuje co�, co b�d� mog�a kaza� sfotografowa�; na razie obraz by� zbyt rozmazany, aby co� powiedzie�. Kiedy si� zbli�y�am, zobaczy�am, �e karmi go��bie. By�am rozczarowana, ale skorzysta�am z okazji, �eby obejrze� go w "prawdziwym �yciu". S�dz�, �e kto�, kto nie jest Skoczkiem, m�g�by si� u�mia�; jego czas p�yn�� o siedem dziesi�tych szybciej od mojego i zdawa�o si�, �e ogl�dam przyspieszony film. Gwa�townie wymachiwa� r�kami sypi�c ziarno na trotuar. By�am na tyle przyzwyczajona, �e nie zwraca�am na to uwagi i patrzy�am tylko na jego twarz. To by�a dobra, my�l�ca twarz; jednak w oczach widnia� jaki� niepok�j, jakby szed� przez �ycie w za ciasnych butach. Biedny Brian. Mo�e ul�y�oby mu, gdyby wiedzia�, jak ma�o czasu mu zosta�o. Wr�ciwszy z rekonesansu do laboratorium skorzysta�am ze swoich dw�ch minut �aski, �eby zapyta� Banny o nasz� strategi�. - Czy maj� jakie� prognozy, co do tego, kiedy osi�gniemy synchronizacj�? Je�eli nie wcze�niej, jak po jego �mierci, to tracimy na niego czas. - Nie s� tego pewni. Oni nigdy nie s� pewni; znasz prognost�w. Jednak on nie umrze jeszcze przez trzy miesi�ce jego czasu. Sprawa wygl�da dobrze. - Dla nas tak - zgodzi�am si�. - Szkoda. Ten rysunek by� wspania�y. - On te� �le nie wygl�da - powiedzia�a Banny. Zobaczy�am, �e w lewej r�ce trzyma jego fotografi�. Nie uwa�a�am, �eby odznacza� si� szczeg�ln� urod�. Przede wszystkim by� blondynem, a wi�c nie w moim typie, a ponadto wygl�da� do�� pospolicie. Jednak mia� my�l�c� twarz, jak to ju� wcze�niej m�wi�am. - Ka�dy ma sw�j gust; osobi�cie wol� tych z ludu Dervana. - Oni s� jak ze snu. Jak na cz�owieka, ten m�czyzna jest wystarczaj�co urodziwy. Wzruszy�am ramionami, bo z takimi stwierdzeniami nie spos�b polemizowa�. - Ban, czy s�ysza�a� co� o przyj�ciu w P�nocnym Korytarzu... Urwa�am i odprawi�am j� gwa�townym gestem. Moje dwie minuty dobieg�y ko�ca. Banny wysz�a i zostawi�a mnie wymiotuj�c� do wiadra stoj�cego przy fotelu. Nast�pne p� godziny b�dzie mi si� bardzo d�u�y�. Bo�e, jak�e bym chcia�a nie mie� uczulenia na te pigu�ki. Przed powrotem do swojej kwatery postanowi�am przej�� si� Korytarzem Skoczk�w. Po pierwsze, min�o sporo czasu, od kiedy ostatnio dobrze si� przyjrza�am otoczeniu. Po drugie, obejrza�am nast�pne holo, kt�re zamierzali pu�ci� Brianowi Cornwallowi, i chcia�am si� pozby� przykrego smaku w ustach. Mija�am mn�stwo os�b, kt�re zna�am; wszyscy u�miechali si�, a niekt�rzy mnie pozdrawiali. By�am zadowolona, �e moja pozycja jest nadal pewna. Zam�wi�am jak�� chi�sk� potraw� u "Chana i China". Lokal jak zwykle roi� si� od Skoczk�w. Chan i Chin to jedyni Chronoskoczkowie, jakich znam, kt�rzy wykupili obywatelstwo i zostali w Korytarzach. Wiele lat temu zrezygnowali z Podstawowego Uposa�enia i robili worki pieni�dzy. Widzia�am kilku nauczycieli, kt�rych pami�ta�am ze Szko�y; siedzieli przy stole z kilkoma by�ymi Skoczkami. Jasne, �e by�ymi: wszyscy poka�nej tuszy. Trudno pozby� si� nawyku ob�arstwa po podr�ach, nawet je�eli si� ju� nie skacze. Wci�� cieszyli si� swoj� pozycj�, cenieni i potrzebni przy szkoleniu nowych kandydat�w ale nie byli obywatelami i nie dostawali antygeriatryny. Na ich twarzach wida� by�o zmarszczki staro�ci. Nie pozw�l, �eby ci si� to przytrafi�o, C.C., powiedzia�am sobie w duchu, zdob�d� swoje obywatelstwo i zmykaj st�d. �atwo powiedzie�, trudniej zrobi�. Je�eli moja pozycja b�dzie dostatecznie wysoka, mog� mi zaproponowa� antygeriatryn�; a maj�c te dodatkowe lata, jakie mi zapewni antygeriatryna, mo�e zdob�d� wystarczaj�co du�o Zas�ug, aby uzyska� obywatelstwo. Jeden dwudziesto- czy trzydziestoletni okres tego nie za�atwi. Jednak pozycj� trudno utrzyma� i b�d� musia�a uwa�a�, �eby nigdy jej nie straci�; wprawdzie zapewne bym j� odzyska�a, ale nie mog�am sobie pozwoli� na zwi�zan� z tym strat� czasu. Sp�jrz na tych Skoczk�w, m�wi�am sobie w duchu, wypadli z gry, ju� nigdy nie zostan� obywatelami, niezale�nie od pozycji. Sama wprawia�am si� w przygn�bienie, a przez ostatnie par� miesi�cy mia�am go a� za du�o. Wysz�am wi�c i ruszy�am Korytarzem obok Szko�y. Na podw�rku prowadzono �wiczenia na zdolno�� koncentracji. Kierowa�a nimi nauczycielka, kt�r� pami�ta�am ze swoich szkolnych dni. Ani troch� nie wygl�da�a starzej (Antygeriatryna? Czy te� po prostu cechy biologiczne? Podstawow� zasad� zwi�zan� z antygeriatryn� jest nigdy nie pyta� i nie m�wi�, �e si� j� za�ywa...) i na szyi nosi�a gruby krete�ski naszyjnik ze z�ota. "Oderwijcie si�", m�wi�a do nich swoim �agodnym g�osem. Moje uwarunkowanie by�o tak g��bokie, �e prawie jej us�ucha�am. Blisko dwudziestu uczni�w siedzia�o pod konsol� na �rodku dziedzi�ca. Wi�kszo�� mia�a twarze bez wyrazu, zamkni�te oczy i oddycha�a w rytmie zr�wnanym z pulsowaniem ekranu. Niemal co trzeci wydawa� si� niespokojny, zdziwiony, niepewny, czego od niego oczekuj�. B�d� musieli to poj�� do�� szybko, pomy�la�am. Nigdy nie pyta�am, co przydarzy�o si� tym, kt�rzy nie podo�ali, ale odpowied� wydawa�a si� oczywista. Za Szko�� skr�ci�am w kr�tki boczny korytarzyk prowadz�cy do G��wnego Korytarza - i nieomal wpad�am na Dervana. Dervan by� przedmiotem moich marze� (och tak, w�a�nie t e g o rodzaju marze�!), od kiedy zosta�am zwerbowana. Teraz sta� zwr�cony do mnie plecami, ale nie musia�am patrze�, aby widzie� t� pi�kn�, delikatn� twarz, wygi�te brwi i kobaltowe oczy, seledynowe pi�ro-w�osy, kt�re si�ga�y za kszta�tne uszy i opada�y na kark. Spr�y�am si� - jak zawsze w pobli�u Dervana b�d� musia�a by� bardzo, bardzo czujna. Dopiero po chwili zorientowa�am si�, �e w korytarzu jest kto� jeszcze. Dervan rozmawia� z dziewi�tnasto- lub dwudziestoletnim uczniem, jeszcze w mundurze. Ch�opiec nie zdawa� sob ie sprawy z mojej obecno�ci, omotany oczami i g�osem Dervana, i sposobem, w jaki wszyscy przedstawiciele jego rasy wytwarzaj� intymny nastr�j mi�dzy sob� a ka�dym, kogo wybior�. Niech szlag trafi Dervana. Wybieranie ofiar prosto ze Szko�y to jak zrywanie dojrza�ych jab�ek. No bo jakich dostajemy uczni�w? Nie potrzeba nam ludzi, kt�rzy maj� "pow�d" - s� skazani na �mier� lub znikni�cie. Nie potrzeba nam inteligentnych i umiej�cych si� przystosowa�, czy niemo�liwych do odkrycia talent�w do podr�y po falach. Potrzeba ludzi, kt�rzy spieprzyli swoje �ycie tak bardzo, �e potulnie p�jd� za ka�dym, kto im obieca, �e wszystko zn�w odzyska sens. Nowi rekruci to �a�o�nie uleg�a banda. Wiem to z do�wiadczenia. - Przepraszam - powiedzia�am g�o�no. Ucze� spojrza� na mnie ze z�o�ci�, niezadowolony, �e przerwa�am melodyjny monolog Dervana. - O, Dervan! Mi�o mi ci� widzie�. Nie wiem, czy s�ysza�e�, ale na jaki� czas wypad�am z obiegu, by�am na karnym cyklu... - S�ysza�em - powiedzia� ch�odno, nie dodaj�c do swego �osu tego czego�, czego u�ywa� w rozmowie z uczniem. Mimo to przyjemnie by�o go s�ucha�. Pr�bowa�am wymy�li� co�, co da�oby mi pretekst do rozdzielenia go z uczniem. Nie wiem, czemu naszed� mnie ten samaryta�ski odruch, ale nic na to nie mog�am poradzi�. - Idziesz mo�e na przyj�cie w P�nocnym Korytarzu? Ja w�a�nie tam zmierzam. - By� mo�e. Jeszcze si� nie zdecydowa�em. Chyba �e Paul zechce p�j�� ze mn�... Paul wyra�nie mia� tak� ochot�, jak szczeniak, kt�remu obiecano spacer. - Potrzebowa�by przepustki od nauczycieli, a wiesz, jak niech�tnie je daj�. Nie patrz na mnie z tak� w�ciek�o�ci�, idioto, pomy�la�am pod adresem ucznia. B�dziesz mia� szcz�cie, je�li zamkn� ci� a� do ko�ca szkolenia. Jak te� uda�o mi si� do�y� promocji? Chyba jestem w czepku urodzona. - Och, mo�e po prostu p�jdziemy na przyj�cie i przeprosimy p�niej. Pami�tasz, C.C., �e mam troch� wp�yw�w u nauczycieli. Zmierzy�am go wzrokiem. - Nie s�dz�, �eby to by� dobry pomys�, Dervan. Naprawd�. Spojrza� na mnie chytrze... Jezu, ta cudowna twarz! - Chyba nie. Kto� m�g�by powiedzie� nauczycielom, zanim mia�bym okazj� szepn�� im s�owo. Nic nie szkodzi, Paul - powiedzia� odwracaj�c si� do ucznia. - Zrobimy to nast�pnym razem. Ten idiota by� naprawd� bliski p�aczu. - Id�, zobaczymy si� na przyj�ciu - powiedzia�am do Dervana. - Chcia�abym chwil� porozmawia� z Paulem. Dervan u�miechn�� si�. - Je�eli chcesz traci� czas, to prosz�. . Odwr�ci� si� i znikn�� w g��bi korytarza - uosobienie wdzi�ku - a Paul i ja w milczeniu powiedli�my za nim wzrokiem. Ch�opak obr�ci� si� do mnie gwa�townie. - Co ty sobie wyobra�asz? Nawet ci� nie znam... - Zamknij si�! - powiedzia�am tonem Kapitana Zespo�u Chronoskoczk�w, kt�rym w ko�cu jestem. Zamkn�� si�, zdziwiony. - Teraz spr�buj chwil� pomy�le� i powiedz mi, co takiego zrobi�am? - No... mieli�my i�� na przyj�cie, wiesz... - Jakie przyj�cie? Gdzie? Usi�owa� sobie przypomnie�. Samo przyj�cie, rzecz jasna, nie zapisa�o si� w jego pami�ci i nie o to by� z�y. Po prostu czu�, �e dzia�o si� z nim co� strasznie wa�nego i wspania�ego, a ja to przerwa�am. . Na szcz�cie dla niego. Pr�bowa�am mu u�wiadomi� kilka fakt�w, zaczynaj�c od tego, �e �ycie tu, w bardzo Dalekiej Przysz�o�ci, to nie sielanka. - Wiem, �e nic nie przychodzi lekko - odpar� z pogard�. Nauczyciele m�wili nam, �e b�dziemy musieli zapracowa� na siebie i �e nie b�dzie to �atwe. - To �adnie z ich strony. Ale nie mieli czasu, �eby przestrzec was przed ka�dym lwem, jakiego napotkacie w tej d�ungli. Oni zajmuj� si� procentami. Pozwalaj� wam, ��todziobom, wa��sa� si� bez opieki, a je�li po�owa z was dotrwa do promocji, stawiaj� szampana i wydaj� przyj�cie. - Jeste� z dwudziestego wieku, prawda - zapyta� nagle Paul. - Ja te�. - To dobrze dla ciebie - powiedzia�am tym razem bez ironii. - Masz szans� na to, �e po promocji zostaniesz wybrany przez dobry zesp�. Dobry szef sekcji zazwyczaj tworzy szkielet swego zespo�u z rekrut�w z dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku. Paul zmarszczy� brwi. - Czy to nie jest nielegalne? - To bez znaczenia. Chodzi o to, �eby� doczeka� promocji: Dervana powiniene� unika�, tak jak wszystkich, co wygl�daj� tak jak on. To nie ludzie i nie D'drendtowie, i ludzie nie powinni z nimi przestawa�. Przynajmniej z niekt�rymi z nich - a nie masz jeszcze odpowiedniego do�wiadczenia, aby odr�ni� jednych od drugich. Uparcie spogl�da� w ziemi�. Nie wzi�am sobie tego do serca; znam wra�enie, jakie wywo�uje Dervan. - W porz�dku. Udziel� ci kr�tkiej lekcji ksenobiologii. Przede wszystkim b�dziesz spotyka� tylko samc�w z rasy Dervana, nigdy samice. Samice nie s� wcale tak inteligentne... nie, to nie ca�kiem tak. Jednak one si� nie licz�, odwalaj� tylko czarn� robot� dla samca, z kt�rym s� zwi�zane. Widzisz, samce to dumne pawie, podr�nicy i uczeni - ci, kt�rzy maj� w �yciu sam� rado��. Natomiast �ony Dervana, je�eli jakie� ma, czekaj� na jego planecie �yj�c pami�ci� o nim, rozumiesz? - Nie. Westchn�am. - To tak jak cechowanie baran�w, wiesz? Czyta�e� kiedy� Konrada Lorenza? Zn�w zrobi� si� z�y. Powiedzia�am pospiesznie: - Na planecie Dervana samce wybieraj� sobie towarzyszki god�w w taki spos�b, �e wywieraj� swoje pi�tno na samicach. Zwykle zdarza si� to za m�odu. Od tej pory samica jest ju� na ca�e �ycie emocjonalnie zwi�zana z danym samcem. My�li tylko o nim, chce nosi� jego dzieci i wychowywa� je, i traci wszelkie inne zainteresowania. S�dz�, �e z jej punktu widzenia te� jest szcz�liwa, bo codziennie widzi swoje b�stwo... Jednak nie wydaje mi si�, �eby� tylko tego oczekiwa� od �ycia, co, Paul? - �e jak? - Nareszcie zdo�a�am przyci�gn�� jego uwag�. - T� zdolno�� oddzia�ywania wykazuj� tylko w stosunku do samic swego gatunku; samcy s� na to niewra�liwi. Wyobra� sobie, jak byli zaszokowani, gdy stwierdzili, �e mog� w ten spos�b dzia�a� na ludzi i to obu p�ci. Niekt�rzy przedstawiciele rasy Dervana byli tak zaszokowani swoj� zdolno�ci� oddzia�ywania na m�czyzn - z ich punktu widzenia samc�w o tej samej pozycji - �e stali si� zbocze�cami. Przynajmniej w oczach w�asnej rasy. To dlatego Dervan �yje w Korytarzach. Jego lud by go odtr�ci�, gdyby �y� na rodzinnej planecie. Paul spojrza� na mnie tak, jakbym go uderzy�a. Powiedzia�am �agodnie: - Dervan jest Kapitanem Zespo�u, tak samo jak ja. Tylko �e jego ludzie dos�ownie oddaliby za niego �ycie. I czasem naprawd� tak si� dzieje, kiedy skoki nie id� tak, ;ak je zaplanowano. Je�eli nie chcesz zosta� rzucony, na po�arc~e , trzymaj si� z daleka od Dervana. Zostawi�am go, �eby to sobie przemy�la�. Fala czasowa pod kontrol�, zbie�no�� siedem i trzy dziesi�te (pewnego dnia powiem wam, sk�d to wiem). Brian czeka�, a� widmo przem�wi. Wiedzia� ju�, �e zn�w b�dzie �ni�. Nie w�tpi� w swoje zdrowe zmys�y, a przynajmniej odsun�� od siebie t� kwesti� jako ma�o wa�n�. Pi�kne i smutne dzieci�stwo pozostawi�o w nim niezwyk�� wra�liwo��, ale te� znaczn� zdolno�� adaptacyjn�. Tym razem przysz�a do jego pokoiku w muzeum, gdzie siedzia� po godzinach kataloguj�c zbiory i uaktualniaj�c archiwa. By�a to rutynowa, nudna praca, ale to mu nie przeszkadza�o; pozwala�a wspomina�. Pojawi�a si� tak nagle, �e z pocz�tku wzi�� j� za wspomnienie. Mia� tak dobr� pami�� wzrokow�, �e cz�sto wiod�a go na manowce. - Wybacz mi, Brian. Zna�a jego imi�! Jej g�os by� niezwykle melodyjny... nie, to zupe�nie nieodpowiednie okre�lenie. P r z y p o m i n a � muzyk�. - Wybacz, potrzebuj� twojej pomocy. , Drugie holo, Brian Cornwall, 28 czerwca 1957 roku. Podk�ad d�wi�kowy. Patrz akta Psychosekcji nr 96-4RC. - ...Wybacz, potrzebuj� twojej pomocy. Odby�am dalek� podr�, �eby si� z tob� zobaczy� (dwusekundowa pauza). Nie, nic teraz nie m�w; i tak ci� nie us�ysz�, gdy� jestem wci�� zbyt daleko od ciebie (wzmocni� podk�ad d�wi�kowy o cztery dziesi�te). Nie mog� ci teraz powiedzie�, czego pragn� opr�cz twojego zrozumienia. Bardzo chcia�abym ci to powiedzie� i �eby� tu ze mn� by�, i �eby�my mogli normalnie ze sob� porozmawia�. Mo�e kiedy� tak si� stanie. Jednak na razie mog� ci wyjawi� tylko tyle, �e grozi mi niebezpiecze�stwo... By�am szcz�liwa, �e mog� p�j�� z Angelem na przyj�cie i spr�bowa� -napomnie� o hologramach i Brianie Cornwallu. Kaza�am �azience umalowa� si�, upudrowa� i nat�u�ci� sk�r�. Park P�nocnego Korytarza by� w letniej fazie, a wi�c prawdopodobnie b�d� noszone typowe stroje obywateli - niewiele wi�cej ni� przepaska na biodrach, stanik dla tych kobiet, kt�re uwa�aj�, �e go potrzebuj�, i mn�stwo bi�uterii. Jednak kiedy dom oznajmi� przybycie Angela, z rozczarowaniem stwierdzi�am, �e przyszed� we fraku i cylindrze. - Och, Angelo, nie m�w mi, �e wci�� bawi ich ten historyczny smaczek. Wzruszy� ramionami, jakby m�wi� "to nie moja wina". - Przyj�cie wydaje lady Mary, a ona zawsze wolno chwyta nowinki. Od ponad p� roku wszystkie zgromadzenia obywateli mia�y stylow� opraw�. By� to objaw og�lnej sk�onno�ci do podpatrywania Skoczk�w i rywalizowania z nimi, chocia� dla nas by�o to tylko m�cz�ce, a nawet denerwuj�ce, poniewa� zwykle wychodzi�y na jaw r�ne historyczne nie�cis�o�ci. - W stylu jakiego okresu jest to przyj�cie? By�am bliska tego, �eby nie i��. Jednak oznacza�oby to siedzenie w pokoju i rozmy�lanie o rzeczach, kt�re... - Dziewi�tnastowieczna Anglia. - Zatem chyba troch� wypadasz z epoki. To mi wygl�da raczej na pierwsz� �wiartk� XX wieku. - Tylko niekt�rzy Skoczkowie to zauwa��. Ubierz si�, kochanie. Umieram z g�odu, a tam maj� by� fury jedzenia; ponadto nie chc� ci da� czasu na zmian� zdania. Wykrzywi�am si� do niego i posz�am si� ubra�. Garderoba znalaz�a mi sukni�, kt�ra mia�a by� w stylu Londynu z 1898 r.; za�o�y�am j�, ale bez gorsetu. Kobiety dawniej pozwala�y si� okropni dr�czy� - chocia� my�l�, �e nie mo�na lekcewa�y� tego, co si� robi, aby wyda� si� atrakcyjnym potencjalnym kochankom. Tej nocy Park P�nocnego Korytarza by� pe�en ludzi. P�on�y latarnie i pochodnie; wia� �agodny wietrzyk. Szele�ci� sukniami kobiet i �opota� adamaszkowymi obrusami. Lady Mary wyda�a przyj�cie w centrum parku; kaza�a tam ustawi� fontann� przedstawiaj�c� grup� postaci i kilkana�cie ryb, z kt�rych pysk�w tryska�o co� zbyt ciemnego jak na wod�. Skosztowa�am: by�a to coca-cola. (Nie lubi� D'drendt�w mi�dzy innymi za ich niech�� do napoj�w alkoholowych. Wprawdzie nie zakazuj� ich, lecz nikt nie o�mieli si� okaza� tak z�ego gustu, �eby je podawa� publicznie.) - C.C. ! Tak si� ciesz�, �e przysz�a�! - lady Mary uwa�a�a za stosowne zna� ka�dego wa�niejszego Skoczka po imieniu. - Od wiek�w nie by�a� na przyj�ciu... Urwa�a na moment czuj�c, �e mog�a zabrn�� nazbyt blisko niebezpiecznego tematu mojej niedawnej kary. Nagle rozja�ni�a si�. - Jednak przysz�a� na moje. Napi�a� si� ju� z fontanny? - Tak. To bardzo dobre. Nie potrafi� wykrzesa� z siebie tyle entuzjazmu do coca-coli, ile maj� go obywatele. - Ach, Angelo, tak dawno ci� nie widzia�am! Wzi�a go pod r�k� i u�miechn�a si� filuternie. Jeszcze jedna by�a kochanka Angela, bez w�tpienia. Lady Mary wygl�da�a na �liczn� dziewi�tnastolatk�, ale tak wygl�da niemal ka�da obywatelka, jak� znam, opr�cz ekscentryczek. Stara�am si� nie traktowa� ich pogardliwie, naprawd� si� stara�am, ale dlaczego byli tu, na orbicie oko�oziemskiej, kiedy ca�y Kosmos sta� przed nimi otworem... Niech ich diabli; przed nimi, a przede mn� nie. Jeszcze nie. - Mo�na si� wmiesza� w t�um? - spyta�am sil�c si� na uprzejmo��. - Jak najbardziej. Nie musicie si� obraca� tylko w�r�d innych Skoczk�w. Pochod�cie sobie, porozmawiajcie z lud�mi; zaraz si� lepiej poczujecie. P�niej b�dzie niespodzianka. To m�wi�c mrugn�a (s�owo daj�!) i poklepawszy d�o� Angela odprawi�a nas. - Nie mam ochoty czeka� - powiedzia�am mu. - Spokojnie, C.C. Dopiero co przyszli�my. Poci�gn�� mnie prosto do sto��w z jedzeniem, przystaj�c po drodze tylko po to, �eby pomacha� lub u�miechn�� si� do prawie dziesi�ciu by�ych kochanek i kochank�w. Przy fontannie zapanowa�o ma�e poruszenie. - O m�j Bo�e - powiedzia�am. - Dervan mimo wszystko przyszed�. - Wci�� si� nim interesujesz? - Angelo prawie ca�� uwag� skierowa� na jedzenie i z powodu ust zapchanych kanapk� trudno go by�o zrozumie�. - Wcale si� nim nie interesuj�. To znaczy nie bardziej ni� jak�kolwiek inn� ciep�okrwist�, ludzk� istot�. To prosty fakt biologiczny... - Uhm... Nie wiedzia�am, czy odnosi si� to do kanapki, czy do tego, co mu powiedzia�am. Pokr�cili�my si� mi�dzy sto�ami, znale�li�my Banny siedz�c� na pos�gu, pogadali�my o robocie i poplotkowali�my z kilkoma przechodz�cymi Skoczkami. Pogratulowa�am sobie, �e przez ponad godzin� nie my�la�am o Brianie Curawallu. P�niej lady Mary zawo�a�a wszystkich, �eby pokaza� obiecan� niespodziank�. Mia�o to by� staroangielskie polowanie na lisa, z graniem rog�w i czerwonymi kurtkami dla wszystkich. Przynie�li klatk� z lisem. - B�dzie raczej trudno je�dzi� konno po parku, nieprawda�? - powiedzia�am do niej. - Szczeg�lnie w tych strojach. - Konno? - powt�rzy�a bezmy�lnie. - Nie mam zamiaru gania� za tym cholerstwem na piechot� - rzek� stoj�cy opodal Skoczek. - Jak mamy go znale�� po ciemku? I gdzie s� psy? - rozleg�y si� og�lne utyskiwania. Lady Mary wygl�da�a na speszon�. Nagle rozleg� si� �miech, kt�ry pozna�abym wsz�dzie, i z t�umu wy�oni� si� Dervan. Odsun�� rygiel klatki i podni�s� drzwiczki. Przestraszony lis znikn�� jak rozmazana smuga. Dervan zdj�� kilka pochodni ze s�up�w i rozda� je swoim wielbicielom. Potem �ci�gn�� d�ug�, czarn� marynark� i koszul� z �abotem. Zrzuci� z n�g buty i cisn�� je w krzaki. - Nie zostawajcie zbytnio w tyle - zawo�a� do swoich wielbicieli i zn�w si� roze�mia�, po czym pobieg� w ciemno�� za lisem. Czasem trudno zapomnie�, �e lud Dervana pochodzi od drapie�nych ptak�w. Ludzie wci�� t�ocz� si� wok� fontanny, nie wiedz�c, co robi�. Lady Mary zacz�a p�aka�; zastanawia�am si�, ile naprawd� ma lat. Angelo przeprosi� mnie i usiad�szy przy niej na brzegu fontanny m�wi� jej, �e wszyscy wspaniale si� bawi�, w��cznie z nim, i �e nie mo�na oczekiwa�, i� wszystko zawsze si� uda. Nic dziwnego, �e ma takie powodzenie. Jednak wszystko to tylko przelotne zwi�zki; prawda by�a taka, �e nie potrafi� wytrwa� z nikim d�u�ej ni� sze�� tygodni. Sp�dza�am czas rozmawiaj�c z Banny. Do�� niekulturalnie rzuca�y�my kamyki do fontanny z coca-col�. Banny powiedzia�a, �e rozmawia�a wcze�niej z Dervanem, kt�ry wydawa� si� z�y na mnie. W ka�dym razie na tyle, na ile Dervan mo�e by� z�y. Co si� sta�o? - Drobne nieporozumienie. Wszystko zale�y od punktu widzenia. Mo�e mia� racj� i powinnam pilnowa� w�asnego nosa? Nie by�o potrzeby wdawa� si� w szczeg�y, a i tak my�liwi w�a�nie wracali. Na ile mog�am dostrzec ich twarze w ciemno�ci, nios�cy pochodnie wydawali si� zm�czeni; jednak jeden z nich ni�s� na ramieniu martwego lisa. Mia� koszul� zakrwawion� przy ko�nierzu i na plecach. Jako ostatni na polan� wyszed� Dervan, z twarz� zar�owion� triumfem. Noszenie zdobyczy zostawi� jednemu ze swego zespo�u, ale podni�s� r�ce w g�r�, pokazuj�c �lady krwi. Spotka� si� z og�lnym aplauzem, szczeg�lnie ze strony obywateli. B�ysk w oczach i wyraz twarzy bardziej ni� kiedykolwiek upodabnia�y go do boga - Dionizosa, albo jakiego� b�stwa my�liwych, o kt�rym nigdy nie s�ysza�am. Spostrzeg� mnie i przedar� si� przez t�um do miejsca, gdzie sta�am. - Nie zapomn� ci tego, �e si� wtr�ci�a� w moje sprawy. Migotliwy blask pochodni zmienia� jego twarz we wspania�� mask� �wiat�ocienia. Wzruszy�am ramionami i przezwyci�y�am ch�� runi�cia do jego st�p. Skin�� na jednego z nosicieli pochodni. - Co wcale nie znaczy, �e ci si� uda�o. M�czyzna podszed� bli�ej i zobaczy�am, �e to Paul, ucze�, kt�rego spotka�am z Dervanem w korytarzu. No c�, nie moja sprawa. Mia�am sw�j zesp�, o kt�ry musia�am si� martwi�, tak samo jak o w�asn� sk�r�. Banny przysun�a si� nie�mia�o, �eby pos�ucha�, o co idzie. Dervan rzek�: - Zamierzam wyst�pi� o Paula, kiedy otrzyma promocj�. My�lisz, �e mam jakie� szanse? - Powiedzia�abym, �e bardzo du�e. Paul wydawa� si� zadowolony z moich s��w. M�wi�am prawd�. Kto by go chcia� teraz, kiedy zosta� uzale�niony? Banny z niepokojem przys�uchiwa�a si� konwersacji. Ja jednak jako Skoczek by�am praktycznie zabezpieczona przed sztuczkami Dervana. Gdybym kiedykolwiek zdradzi�a oznaki uzale�nienia (a nie da si� tego ukry�, tak samo jak mi�o�ci) Mark rozpi��by go na kole i kaza� turla� po pinezkach. Mo�e nawet nie w przeno�ni: k~az czy dwa zabiera� ludzi na prywatne skoki po falach; wracali znacznie pokorniejsi. Prawda, �e Dervan nie by� uciekinierem tak jak ja, lecz obywatelem, kt�ry zosta� Skoczkiem z wyboru, ale oboje pracowali�my dla Marka i wiedzieli�my, �e po�a�ujemy, je�li b�dziemy niesforni. Dervan przez chwil� mierzy� mnie spojrzeniem, zapewne w nadziei, �e zaczn� si� spiera�. P�niej zabra� Paula i poszed� �wi�ci� sw�j triumf. - Czy to bezpiecznie tak go denerwowa�? - powiedzia�a do mnie Banny. - No wiesz, chc� powiedzie�, �e on m�g�by to zrobi� z tob�. Droga Banny, naprawd� si� zaczerwieni�a. To jedyna osoba, w kt�rej przesz�o�ci nigdy si� nie grzeba�am, ale na serio podejrzewa�am wiktoria�skie wychowanie. - To ma�o prawdopodobne - powiedzia�am i wyja�ni�am jej, �e Mark nie zni�s�by tego. - Jednak na wszelki wypadek - doda�am po chwili namys�u - nie powinna� z nim zbyt d�ugo rozmawia�. Szczeg�lnie je�eli cokolwiek czujesz. Uzale�nienie wymaga wsp�pracy ofiary ; no wiesz, odpowiadania na pytania, rozmowy. To przyspiesza proces. Je�eli b�dziesz podejrzewa�a, �e do tego zmierza, to po prostu zamknij buzi� i odejd�. Banny potrz�sn�a g�ow� wyra�nie zamierzaj�c w og�le unika� podobnych sytuacji. Zaraz potem rozdzieli�y�my si�; Banny da�a si� poderwa� obywatelowi, kt�ry przynajmniej z wygl�du wydawa� si� w tym samym wieku co ona. Rozgl�da�am si� za Angelem, ale nie mog�am dostrzec ani jego, ani lady Mary. Biedna kobieta, musia�a mie� okropny wiecz�r. Mimo �e bardzo szanowa�am Angela, mia�am nadziej�, �e ona nie oczekuje od niego trwa�ego wsparcia uczuciowego. Nie m�g� go jej da�. Mo�e dlatego pod�wiadomie uparcie nie chcia�am go uzna� za cho� odrobin� poci�gaj�cego, mimo �e by� bardzo popularny- w�r�d obywateli. Zbyt �atwo by�oby chcie� na nim polega� i zapomnie�, �e to tylko czasowe wsparcie. Mog�abym go znienawidzi�, gdyby mnie porzuci�, a to nie by�oby dobre. Nigdy nie mog�am znie�� dwuznaczno�ci w stosunkach osobistych. W mojej przesz�o�ci wiele by�o rzeczy niejasnych, ale ten fakt zdawa� si� tkwij mi w pami�ci. Nie... to chyba nie ca�kiem tak. Po prostu nie mog�am tego znie�� u nikogo z bliskich. Na szcz�cie nie mia�am nik