4861
Szczegóły |
Tytuł |
4861 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4861 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4861 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4861 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Doris Egan
Chronoskoczek
Za to, co zrobi�am w Bizancjum, Mark ukara� mnie cyklem
maniakalno-depresyjnym. By�o w nim wszystko, co mogliby�cie sobie
wyobrazi�: upokorzenie, strach, obrzydzenie do siebie; jednak najgorszy
okaza� si� upust energii. Wylewa�a si� ze mnie, gdy osi�ga�am szczyt
etapu maniakalnego, tryska�a ze mnie strumieniami, kiedy p�nago
biega�am po korytarzach obrzucaj�c koleg�w przekle�stwami. Ta�czy�am,
wrzeszcza�am, przewiesza�am si� przez por�cze i krzycza�am na
przechodz�cych. Nikt, rzecz jasna, nie pr�bowa� mnie powstrzyma�.
Tak cztery czy pi�� dni; potem, kiedy cia�o nie by�o ju� w stanie
znie�� nic wi�cej, ostry zjazd w d�. Kilka dni odpoczynku, czas, by
odetchn��, a nawet odzyska� jasno�� widzenia. P�niej gwa�towny upadek w
otch�a� depresji.
O tej fazie nie mam zamiaru m�wi�. Jednak w okresie, kt�ry j�
poprzedza�, w stanie prawie-r�wnowagi, postanowi�am za�o�y� dziennik,
kt�ry od tej pory prowadz�. Pisa�am, dop�ki mog�am, dop�ki nie traci�am
na to ochoty wspi�wszy si� na szczyt lub p�ki nie osun�am si� w szar�
mg�� kl�ski i nie stwierdzi�am, �e to wszystko jest bez sensu.
Zdumiewaj�ce, �e cykl nie spowodowa� utraty pozycji. Pozycja jest dla
Skoczka wszystkim. Jednak to, �e zosta�am ukarana przez Marka i wci��
�y�am, by�o swoistym osi�gni�ciem, co� jak kl�twa bog�w. Nawet
spogl�dano na mnie z podziwem. Nie ma tego w moim dzienniku, ale
pami�tam - wydaje mi si�, �e pami�tam - �e jedna czy dwie osoby z mojego
zespo�u przychodzi�y, aby mnie umy�. Takie sprawy jak mycie czy szukanie
toalety czasem wydawa�y mi si� ma�o wa�ne, kiedy by�am na szczycie
krzywej. Raz stwierdzi�am, �e ko�cz� striptiz na schodach Hali Kontaktu
z D'drendtami nie wywo�uj�c rym specjalnego zdziwienia, gdy us�ysza�am
za sob� pojedyncze oklaski i gwizd podziwu. Odwr�ci�am si� i uk�oni�am
m�odzie�cowi w szarych szortach z naszytymi drogimi kamieniami. Jego
towarzyszka, starsza kobieta, odci�gn�a go pospiesznie.
- Idioto - powiedzia�a zaambarasowana. - To C.C., Chronoskoczek. Nie
gap si� na ni�.
Tak wi�c nawet obywatele ignorowali mnie z upiorn� uprzejmo�ci�,
kt�ra wykre�la�a ze spisu �yj�cych.
Min�y trzy miesi�ce; Mark, szczodry jak zawsze, p�aci� mi pe�ne
uposa�enie. A� pewnego dnia, kiedy siedzia�am w G��wnym Korytarzu,
przysz�a do mnie Banny.
- Mark chce ci� widzie� - oznajmi�a podaj�c mi chusteczk�. By�am
przezi�biona, a w trakcie odbywania kary nie mog�am korzysta� z pomocy
medyka. Banny to moja Zast�pczyni; dobroduszna, kr�pa, czarnow�osa
dziewczyna. Ma zaledwie dziewi�tna�cie lat - najm�odszy Skoczek, o jakim
s�ysza�am. Wzi�am j� prosto ze Szko�y i nie wiem, co bym zrobi�a, gdyby
nie zdoby�a Tymczasowego Obywatelstwa.
- Co s�ycha�? - spyta�am.
- My�lisz, �e on mi m�wi? - odpar�a pomagaj�c mi wsta�. By�am w�a�nie
w �rodkowej fazie cyklu; Mark dobrze to wyliczy�. - Chcesz, �ebym
przywo�a�a fotel?
- Wiesz, �e umiem chodzi�.
- Przepraszam, C.C. Nie chcia�am ci� urazi�.
Pewnie, �e nie. Irytowa�o mnie tkwi�ce gdzie� w pod�wiadomo�ci
niewyra�ne wspomnienie, �e krzycza�am na ni�... mo�e nawet j� uderzy�am?
Cholera, pewnie mi si� �ni�o. Ostatnio trafia�y mi si� bardzo
urozmaicone sny.
Zmusi�am si� do u�miechu.
- Wiem. Nie martw si� o mnie. Powiem ci, o co chodzi, kiedy sama si�
dowiem.
Przygl�da�am si� ludziom, kt�rych mija�am po drodze do Marka, i
widzia�am, jak taktownie staraj� si� na mnie nie patrze�. Mo�e dzi�
zako�cz� cykl. Mo�e za par� godzin wr�c� do pracy.
Zdusi�am t� my�l z �atwo�ci� nabyt� w wyniku d�ugotrwa�ej praktyki.
Nigdy nawet nie pr�bowa�am przewidzie� posuni�� Marka.
W Arizonie, daleko ode mnie, Brian Cornwall mia� swoj� pierwsz�
wizj�. By�a gor�ca, czerwcowa noc 1957 roku. Jego pok�j znajdowa� si� na
ostatnim pi�trze pensjonatu; ma�e, ciemne pomieszczenie z tapetami w
lilie, pop�kanymi szybami w oknie i jedn� czterdziestowatow� �ar�wk� pod
sufitem. Okno by�o otwarte.
Zn�w przewr�ci� si� na bok, rozmy�laj�c, czy nie powinien zej�� na
d�, na werand�. Nikomu by nie przeszkadza�, ale inni lokatorzy wstawali
wcze�nie, a on nie cierpia�, gdy obcy przygl�dali mu si�, jak �pi.
W ko�cu zapad� w niespokojny sen. �ni� jeden sen po drugim; przed
oczami przesuwa� mu si� korow�d niewyra�nych obraz�w i postaci, a� nagle
rozb�ys�e w m�zgu �wiat�o, ostre i przenikliwe, zatar�o wszystkie
poprzednie widoki. �ni�o mu si�, �e usiad� na ��ku, a blask sta� si�
nieco �agodniejszy. Wype�ni� ca�y jego pok�j oblewaj�c ��ko, biurko,
kufer i p�ki z ksi��kami po�wiat� przypominaj�c� odblask nocnego �niegu
w rodzinnym Vermoncie.
Po�r�d tej po�wiaty ujrza� teraz jak�� posta�. By�a to kobieta w
d�ugiej bia�ej szacie i bia�ej koronie na g�owie, wyci�gaj�ca do niego
ramiona. Jej twarzy wci�� nie widzia� wyra�nie.
Jednak patrz�c na ni� wiedzia�, �e musi by� pi�kna.
Zanim si� dotrze do Marka, trzeba min�� Narsesa, psa �a�cuchowego. A
w�a�ciwie kocura o paskudnym usposobieniu i ostrych pazurach, kt�rych
zawsze got�w u�y�. Widok Narsesa nigdy nie sprawia� mi przyjemno�ci, a
teraz jeszcze mniej; przypomina� mi o Bizancjum.
- B�dziesz musia�a zaczeka�, C.C. Narada. Narses twierdzi, �e �piewa�
w ch�rze ch�opi�cym w ko�ciele �wi�tej Zofii; jego g�os to wci�� jeszcze
sopran, chocia� moim zdaniem niezbyt czysty. Je�eli zrobili z niego
eunucha, to raczej z pobudek politycznych ni� artystycznych. Zanim
pozna�am Narsesa, wyobra�a�am sobie wszystkich eunuch�w jako t�ustych,
raczej niezbyt lotnych facet�w w �rednim wieku, nosz�cych przesadnie
wiele pier�cionk�w na grubych paluchach. Narses by� tylko troch� za
bardzo pulchny - mo�e o pi�� czy siedem kilogram�w - do�� wysoki, jak na
sw�j okres pochodzenia, przystojny i jasnow�osy. (Koniec innego
stereotypu: zawsze my�la�am, �e wszyscy Grecy i Turcy to bruneci.) By�
do�� inteligentny, gdy chodzi�o o drobiazgi... na tyle inteligentny, by
kto� si� zawsze naci��. I wszystko powtarza� Markowi.
Ledwie sko�czy� m�wi�, kiedy drzwi si� rozsun�y. Mark wygl�da� na
beztroskiego dwudziestopi�ciolatka o kr�conych kasztanowatych w�osach,
czarnych oczach i bez �adnych zmartwie� na g�owie. Tak samo wygl�da�,
kiedy go pozna�am dziesi�� lat temu. - Wejd�, prosz�, Carol. Narses,
mo�esz opr�ni� rury.
Rury �rodowiskowe? Czy�by naprawd� naradza� si� z D'drendrami, jak
g�osi�y plotki? Wesz�am za nim i jeszcze zobaczy�am zje�d�aj�ce pod
pod�og� rury. Za p�no; ktokolwiek w nich by�, ju� znikn��.
- My�l�, Carol, �e masz si� dobrze. Siadaj, to miejsce przy
pandidorze jest najlepsze.
Tylko on nazywa mnie Carol. Carol Celia Cordray to ja, ale wszyscy
nazywaj� mnie C.C. od kiedy sko�czy�am dwa lata, od czasu s�onecznych
rank�w w po�udniowej Kaliforni. Jedyn� inn� osob�, kt�ra nazywa�a mnie
Carol... mniejsza o to, to by�o dawno temu, w ka�dym znaczeniu tego
s�owa. Nie musimy opowiada� o tym, co by�o, zanim nas zwerbowano.
Mark u�miechn�� si� mi�o.
- Mam nadziej�, �e rozumiesz m�j punkt widzenia co do przestrzegania
w�a�ciwej procedury w czasie przej��. Troska o wygod� to rzecz chwalebna
i potrzebna, ale nie mo�emy pozwoli�, aby kolidowa�a z zasadami
D'drendt�w. Czy mog� uzna�, �e nie musz� ju� wraca� do sprawy Bizancjum?
- My�l�, �e mo�esz - odpar�am spokojnie.
- To �wietnie. Po naszej rozmowie zg�o� si�, prosz�, do medyka, kt�ry
przerwie cykl - rzek� podaj�c mi teczk�. - Przygotowa�em co� raczej
niezwyk�ego, co�, z czym, jak s�dz�, powinna� sobie poradzi�. Zachowaj
to w tajemnicy; nie chc�, aby wiedzia� o tym ktokolwiek opr�cz ciebie i
twojego zespo�u.
Przegl�da�am akta. Zawiera�y karty danych i zdj�cie m�odego cz�owieka
ubranego w stylu z oko�o 1955 roku. Na tyle blisko mojego punktu
startowego, abym mog�a to stwierdzi�. By�y te� inne fotografie, w r�nym
wieku, i charakterystyka medyczna, ale na �adnym zdj�ciu nie by� starszy
ni� na pierwszym.
- Brian Cornwall - powiedzia� Mark. - Dwadzie�cia osiem lat, w�ze�
czasowy 1957; urodzony w Montpellier, stan Vermont, w czerwcu 1929 roku.
- Nazwisko brzmi znajomo.
- By� artyst� ciesz�cym si� s�aw�. G��wnie po �mierci, jak s�dz�, ale
mog�a� o nim s�ysze�; to blisko twojej ramki czasowej, prawda?
Policzy�am w my�lach i stwierdzi�am, �e w rzeczywisto�ci mia�am w tym
w�le oko�o pi�ciu lat; gdyby kto� inny zada� takie pytanie, Mark
zrobi�by si� siny z w�ciek�o�ci. Skoczkowie nie pytaj� o takie rzeczy.
Jednak mimo wszystko to on mnie zwerbowa�; nie by�o po co udawa�, �e
tego nie wie.
- Do�� blisko. Wydaje mi si�, �e s�ysza�am o nim na uczelni. S�abo to
pami�tam.
- To niewa�ne. Tak samo jak Brian Cornwall. Przejrza�a� jego dane?
Bardzo inteligentny, introwertyk, niewysokie mniemanie o sobie... typ
osobowo�ci, jaka w obrazkowej mowie jego czas�w zosta�aby okre�lona jako
potencjalnie schizofreniczna.
- Dzi� mogliby�my to wyleczy�.
- Mogliby�my. Jednak nie chodzi nam o leczenie, ale raczej o
pog��bienie tego stanu. Zauwa�, jak gwa�townie urywa si� jego linia
�ycia. Zgin�� w po�arze budynku, w kt�rym pracowa�.
- A wi�c werbujemy Briana Cornwalla?
Wszystko pasowa�o. Wysoki potencja� i kompleks ni�szo�ci, �yciorys
�atwy do zmodyfikowania bez naruszania uk�adu - tak jak w przypadku moim
i wielu innych.
- Nie interesuje nas Brian Cornwall. Interesuje nas to.
Tym razem nie zwyczajna fotografia, ale prawdziwa, tr�jwymiarowa
reprodukcja rze�by z jakiego� mi�kkiego, b�yszcz�cego kamienia. Z
pocz�tku my�la�am, �e to abstrakcja, lecz wodz�c wzrokiem po p�ynnych
liniach stwierdzi�am, �e rze�ba ma szyj�, oczy...
- To ptak - powiedzia�am z zachwytem.
- Mhm. Mewa, wyrze�biona z chalcedonu. Stworzy� j� nieznany japo�ski
artysta gdzie� przed rokiem 1880. W ci�gu ponad stu lat przesz�a przez
szereg ma�ych muze�w i wystaw. W ko�cu zacz�to j� dostrzega�. Od tej
pory jej warto�� stale ros�a... Ju� od dawna jest bezcenna.
- Mamy j� wydosta�? To nie b�dzie chyba trudne. Kim by� ten "nieznany
artysta" ?
- Rzeczywi�cie nieznany. Pr�bowa�em go wytropi� i ustali� pochodzenie
rze�by, ale powsta�a w z�ym okresie. Uk�ad chronostatyczny nad Kioto by�
straszny: sztorm temporalny trwaj�cy przez sze�� lat. Dwana�cie lat
p�niej rze�ba pojawi�a si� w San Francisco i od tej pory jej historia
jest dobrze udokumentowana. Zabra� reprodukcj�.
- Musisz mi wierzy� na s�owo, �e najlepszym okresem na jej wydostanie
jest rok 1957. Przez pi�� lat czeka�em na komunikat o dobrym uk�adzie i
dzi� rano progno�ci zameldowali, �e w ka�dej chwili mo�e si� otworzy�
doskona�e okno. Rzeczywi�cie, fala jest do�� blisko, tak �e mo�esz bez
trudu podj�� obserwacj�; jak tylko sko�czysz u medyka, zabierz Banny do
laboratorium i zacznij si� wczuwa�.
- Dobrze. A Brian Cornwall?
- Mo�e zdo�amy si� nim pos�u�y� jako kim� w rodzaju specjalnego
agenta. Po pierwsze, znajduje si� praktycznie w centrum sprawy; mewa
stoi w muzeum, w kt�rym on pracuje. S�siedzi uwa�aj� go za oderwanego od
rzeczywisto�ci, tak �e mo�emy si� z nim skontaktowa� nie martwi�c si� o
to, �e co� chlapnie. Jego przesz�o�� sugeruje, �e mo�e by� podatny na
perswazj�. Przeczytaj dane.
Powiedzia� to tym swoim tonem oznaczaj�cym "teraz mo�esz ju� odej��",
wi�c wsta�am z fotela.
- Nawiasem m�wi�c - doda� - nawi�za�em ju� kontakt. Nie dziw si�.
Czemu mia�abym si� dziwi�? Co mnie to mo�e obchodzi�, �e ju� nawi�za�
kontakt?
Przeszli�my do sekretariatu, gdzie czeka� Narses, wygl�daj�cy na
zgorzknia�ego.
- Mo�e by� da� Carol piecz�tk� do medyka? - powiedzia� mu Mark.
Narses wolno si�gn�� do szuflady po piecz�tk�. Kiedy j� przycisn�� do
mojej r�ki, powiedzia�am:
- Rozchmurz si�, kochanie. Nast�pnym razem to mo�esz by� ty.
Mark u�miechn�� si�; lubi�, kiedy ludzie ubli�ali Narsesowi. Ja i tak
by�abym dla niego niegrzeczna, po prostu ze wzgl�du na niech��, jak� do
niego czu�am. Gdy odk�ada� piecz�tk�, zauwa�y�am, �e ma bransoletk� ze
z�ota i szafir�w, bli�niacz� do tej, jak� nosi� Mark. Kiedy ostatnio
by�am w stanie cokolwiek zauwa�y�, nosi� z�oto i rubiny. Okres kary
trwa� d�uiej, ni� s�dzi�am. Mia�am nadziej�, �e wszystkie zmiany oka��
si� tak niewielkie.
Powiedzia�am Banny, �eby zaczeka�a na mnie w laboratorium, i posz�am
do medyka. Angelo Poguno by� Skoczkiem niemal tak d�ugo jak ja, chocia�
zajmowa� si� stron� medyczn� i nigdy nie skaka� na fali. W�a�ciwie
powinnam m�wi� o nim "Angelo", poniewa� Mark u�ywa� tylko naszych imion,
co, jak s�dzi�, bardziej upodabnia�o nas do obywateli - a mo�e nawet do
D'drendt�w. O ile wiem, do dnia dzisiejszego jestem jedyn� osob�, kt�ra
zna nazwisko Angela. Kiedy� dok�adnie przejrza�am sobie niekt�re teczki
personalne... to d�uga historia i nikt jej nigdy nie us�yszy. Jednak
czasem rozbie�no�ci mi�dzy danymi a tym, co Skoczkowie opowiadaj� o
swojej przesz�o�ci, s� naprawd� zabawne.
- C.C., kochanie, ju� najwy�szy czas, �eby� zako�czy�a kar�. Trzymam
to dla ciebie od dw�ch tygodni.
Podni�s� zakorkowan� prob�wk� z napisem "C.C." i zacz�� grzeba� w�r�d
swoich igie�.
- Wracam od dzi� do pracy.
- Uhm! To ci schrzania zdrowie gorzej ni� narkotyki. Sp�jrz prawdzie
w oczy, kochanie; jeste� genetycznie nieprzystosowana. Powinna� by� w
s�u�bie pomocniczej, jak ja. Powiedz tylko s�owo, s�odziutka, a znajd�
ci miejsce w sekcji medycznej.
To m�wi�c wbi� mi pierwsz� ig�� w �y��.
- Ju� mi to opowiada�e�, kmiotku. Tylko �e w s�u�bie pomocniczej nie
dostaje si� punkt�w Zas�ugi; musia�abym �y� jeszcze z pi��set lat, �eby
wykupi� sobie obywatelstwo.
- A c� to takiego - obywatelstwo? Lubi� moje �ycie takim, jakie
jest. Mam swoich przyjaci�, swoj� pozycj�, kwater�, o jakiej nigdy nie
marzy�em tam, w Neapolu. A obywatele szalej� za nami, jakby�my byli
gwiazdami filmowymi.
- Tylko dlatego, �e s� tacy g�upi. - To musia� by� efekt zniesienia
uwarunkowania emocjonalnego, bo stwierdzi�am, �e m�wi� wi�cej, ni�
powinnam, nawet do Angela. - Ang, kiedy pierwszy raz znalaz�am si� w
Korytarzu, uwa�a�am obywateli za bog�w z Olimpu. Wiesz, co my�l� teraz?
To m�ty. Odpadki, kt�re pozosta�y, kiedy odeszli prawdziwi ludzie.
- Ach, tak? A dok�d odeszli?
Rozmawiaj�c ze mn�, ze spokojem robi� swoje. Druga ig�a bezbole�nie
wbi�a si� w moje rami�.
- A dok�d udaj� si� Skoczkowie, kt�rzy wykupili obywatelstwo? Daleko,
zobaczy� Kosmos. Tak w�a�nie kiedy� zrobi�, je�li do�yj�. Chc� zobaczy�,
gdzie si� wszyscy podziali. Chc� si� przekona�, czy D'drendtowie s�
wsz�dzie. Chc� znale�� naszych potomk�w i zapyta�, czy D'drendtowie
naprawd� wygrali wojn�.
Angelo wydawa� si� troch� przestraszony. Prawdopodobnie nasza rozmowa
by�a nagrywana. Jednak rozwa�ania nie s� przest�pstwem, a przynajmniej
wszyscy je pope�niaj� - co� jak palenie marihuany w moim okresie
pochodzenia.
- Kochanie, kt� jak nie ty ma wiedzie�, kto wygra� wojn�. Masz
dost�p... mo�esz spojrze� na fale czasowe.
Potrz�sn�am g�ow�.
- Te lata s� niedost�pne. Z�y chronouk�ad, m�wi� nad ca�� planet�? A
ponadto...
Teraz wydawa� si� naprawd� wystraszony. Wiedzia�am, �e nie powinnam
si� z nim droczy�, wi�c roze�mia�am si� i powiedzia�am:
- Nie marszcz tak gro�nie brwi, Angelo. Istniej� naprawd� wa�kie,
rozs�dne, zatwierdzone przez rz�d powody, �eby trzyma� te lata pod
kluczem. I ca�e szcz�cie, inaczej mog�abym spr�bowa� urzeczywistni�
moje drugie marzenie.
- A co nim jest? - spyta� pos�usznie.
To jedna z przyczyn, dla kt�rych go lubi�. Ciekawo�� i dyskrecja
p�yn�ca z silnie rozwini�tego instynktu samozachowawczego wyst�puj� u
niego w r�wnych, pot�nych dawkach.
- Chc� si� zbuntowa�... wepchn�� palce mi�dzy drzwi... sprawdzi�, czy
nie da si� zmieni� czasu.
- Nie da si�.
- Do licha, kochasiu, nie wciskaj mi tego, co oboje s�yszeli�my w
Szkole. Kto m�wi, �e si� nie da? Banda ludzi, kt�rzy s� �ywo
zainteresowani tym, �eby si� nie da�o! Zm�czy�o mnie zachowywanie status
quo. Zm�czy�o mnie taszczenie holokamer przez �ciany czasu i zdobywanie
dowod�w na to, co w�adze chc� udowodni� w tym tygodniu.
- Nie wiedzia�em, �e zadania, kt�re wyznacza ci Mark, s� takie nudne.
Zignorowa�am to.
- Chc� z tym sko�czy� albo wykonywa� w�asne zadania. Chc�... - Chcesz
mn�stwa niebezpiecznych rzeczy - powiedzia� stanowczo.
- Nie martw si�, przyjacielu. W g��bi serca jestem tch�rzem. To,
czego chc�, nie ma nic wsp�lnego z tym, co naprawd� zrobi�, je�li b�d�
mia�a okazj�. W�a�nie zako�czy�am kar�, pami�tasz? Zamierzam by�
grzeczn� dziewczynk�.
Naprawd� tak my�la�am. Co oznacza�o, �e nie mia�am zamiaru m�wi�
Angelo o kilku sprawach, o kt�rych my�la�am mi�dzy emocjonalnymi
szczytami i dolinami, jakie dopiero co przeby�am. Jak na przyk�ad:
dlaczego niekt�re z moich zada� nie polega�y tylko na zbieraniu danych?
Mog�am zrozumie� transfery - sprowadzanie by�o zaakceptowan� cz�ci�
naszego dzia�ania - ale par� razy kazano mi pozostawi� r�ne rzeczy. A
raz nawet zniszczy� jakie� urz�dzenie. Czy wszystko to by�o cz�ci�
niezmiennego uk�adu rozpocz�tego Wielkim Wybuchem? Czy te� zmieni�am
histori� w jaki� spos�b u�atwiaj�c D'drendtom zwyci�stwo? Czy to mieli
na my�li wyk�adowcy w Szkole, kiedy m�wili o "si�gaj�cych wstecz prawach
zwyci�zc�w"?
Widzicie, ca�y k�opot w tym, �e nie tyle chcia�am robi� niebezpieczne
rzeczy, co wiedzie�.
Angelo potrz�sa� g�ow�.
- Ja trzymam si� z daleka od polityki, kochanie, ca�kowicie. My,
Neapolita�czycy, preferujemy �ycie uczuciowe i artystyczne.
Neapolita�czyk, cholera. Angelo by� z New Jersey, rok 1964. - I zrobi�e�
w tej dziedzinie jakie� post�py? - zapyta�am.
- To nie o moje post�py trzeba si� martwi�, tylko o twoje. Nie s�dz�,
�eby� si� z kim� przespa�a, od kiedy tu jeste�.
- Co mam na to powiedzie�? Jestem z natury pow�ci�gliwa.
- Z natury pow�ci�gliwa! Komu to m�wisz? Wiesz, �e w Szkole
chodzili�my do tej samej klasy, a od kiedy zacz�a� podr�owa�,
praktycznie codziennie przychodzi�a� tu na badania - i min�y blisko dwa
lata, zanim powiedzia�a� do mnie co� wi�cej poza "czy mam podwin�� r�kaw"?
Musia�am si� u�miechn��.
- By�am wtedy troch� zaj�ta. Naprawd�, Angelo, nie bierz sobie tego
do serca. Kiedy tu przysz�am, ci z Psychosekcji ostro si� do mnie
zabrali. Nadal niewiele pami�tam z przesz�o�ci - to znaczy z okresu
przed rekrutacj�. Jednak zrobi�am si� potem bardziej otwarta, no nie?
Przewr�ci� oczami.
- Kiedy ostatni raz by�a� na przyj�ciu u obywateli?
- Och, Ang, to okropnie nudne imprezy.
- Dzi� wiecz�r co� jest w P�nocnym Korytarzu. B�dzie tam jedna z
moich by�ych kochanek. Je�li p�jdziesz ze mn�, to zaimponuj� jej
opowiadaj�c, jak dopi��em tego, �e C.C., Czo�owy Chronoskoczek, zimna
ryba, kt�ra nigdy z nikim nie chodzi, przysz�a ze mn� na przyj�cie.
- Czy tak w�a�nie wszyscy o mnie my�l�?
- Nie martw si�, kochanie, to tylko poprawia twoj� pozycj�. Jednak
zaryzykuj j� dla mnie, dobrze?
- My�l�, �e nie umr� od tego. W porz�dku. To mo�e by� interesuj�ce;
zobacz�, jakiej stukni�tej modzie ho�duj� teraz obywatele.
Poca�owa� mnie w policzek, bardzo cnotliwie jak na rzekomego
Neapolita�czyka. Szkoda, �e nic nas nie ��czy�o; bardzo podziwia�am
Angela. Z pewno�ci� doskonale sobie radzi� w spo�ecze�stwie, w jakim
�yli�my. Co przypomnia�o mi...
- Ang, czy s�ysza�e� co� o tym zadaniu, kt�re przydzieli� mi Mark?
Jego twarz straci�a wyraz.
- A co powinienem s�ysze�?
To takie denerwuj�ce i takie do niego podobne. Traktowa� informacje
tak, jak niekt�rzy ludzie traktuj� stare graty na strychu. Wprawdzie
wydaj� si� bezu�yteczne, ale po co je rozdawa�, skoro kiedy� kto� mo�e
zechcie� je kupi�?
Westchn�am. - A wi�c do zobaczenia wieczorem.
Banny wraz z zespo�em ju� obserwowali okres, co mnie rozgniewa�; nie
jestem przyzwyczajona zaczyna� co� od �rodka. Odci�gn�am j� na bok.
- Co si� dzieje, Banny? Wiesz co� o tym? Czy te� powinnam przejrze�
dane, zanim spytam?
Wygl�da�a na zak�opotan�.
- Nic nie wiem. Po prostu stosujemy si� do instrukcji Marka. Nawet
nie dali nam harmonogramu.
- Mark instruuje was osobi�cie?
- Czasem przysy�a Narsesa... Ale w�a�ciwie to tak.
A wi�c Mark zn�w cichaczem robi� co� na w�asn� r�k�. Wiedzia�am, �e
co� si� szykuje, kiedy opowiada� mi, jak pr�bowa� ustali� pochodzenie
mewy; nigdy nie zajmowa�by si� takimi szczeg�ami, gdyby nie zamierza�
sam jej sprzeda�. Pewne oznaki wskazywa�y na to, �e Mark pok�tnie
handlowa� z D'drendtami; z pewno�ci� mia� o wiele za du�o w�adzy i
pieni�dzy, ni� wynika�oby to z jego stanowiska. Mimo wszystko by� tylko
kierownikiem sekcji, jednym z czterech i w dodatku cz�owiekiem.
Nie wiedzia�am, co planuje, ale Banny by�a moj� Zast�pczyni�. Musia�a
wiedzie� wi�cej.
- Usi�d� przy mnie na par� minut, zanim zaczniemy. Przejrzymy dane.
U�miechn�a si� z ulg�. Roz�o�y�y�my odbitki i zacz�y�my poznawa�
�ycie Briana Cornwalla.
By� skrytym dzieckiem; nie mia� wielu towarzyszy zabaw. Wychowa� si�
na farmie swego ojca w Vermont, razem z dwiema starszymi siostrami. Jego
ojciec by� widocznie wykszta�conym farmerem, a poza tym r�wnie� uznanym
artyst�. Do akt do��czono kopi� szkicu tuszem, wykonanego przez Briana,
kiedy mia� dziewi�� lat; rysunek by� �wietny. Rycerz kr�la Artura jad�cy
przez las i ukryty za drzewem �ucznik. Zupe�nie profesjonalne dzie�o,
przyci�gaj�ce uwag�, po prostu okrutnie pi�kne. Trudno uwierzy�, �e by�
to rysunek dziewi�ciolatka.
- O rany, Ban - powiedzia�am podaj�c jej rysunek. Spogl�da�a na�
przez kilka minut.
- Tu podaj�, �e mia� d z i e w i � �...
- Wiem, wiem.
Czyta�am dalej. Podobnie jak jego siostry, sp�dza� sporo czasu w
bibliotece ojca, kt�ry wyra�nie preferowa� Waltera Scotta, Tennysona,
Morte d'Arthur itd. Do�� p�no jak na ch�opca z dwudziestego wieku
dowiedzia� si�, �e bajki i rzeczywisto�� to nie to samo. Tylko sk�d
wzi�� si� jego kompleks ni�szo�ci? Ka�dy, kto umie tak rysowa�... ach,
tu jest. Ojciec, m�dry i hojny rodzic, kt�ry op�aca� nauk� Briana w domu
i jego pobyt w Yale, nigdy nie rozmawia� z nim o jego dzie�ach. Z
zazdro�ci? Z powodu �le poj�tego nieingerowania w sprawy syna? Nigdy si�
tego nie dowiemy. Jednak Brian uzna� to za objaw za�enowania jego
brakiem talentu.
- Psychosekcja straci�a na to sporo czasu - powiedzia�am. Musieli
wystawi� Markowi s�ony rachunek.
- Obci��y tym D'drendt�w - powiedzia�a zdziwiona Banny. Nie mo�e,
je�li robi na w�asn� r�k� co�, do czego nie zechce si� oficjalnie
przyzna�, pomy�la�am. Czasem zastanawiam si� nad moimi
wsp�pracownikami; czy s� tak dyskretni, czy po prostu t�pi? Nawet
Banny, jedna z najinteligentniejszych... no, chyba jednak s� dyskretni.
Zapewne wszyscy doskonale znaj� sztuczki Marka i tylko instynkt
samozachowawczy powstrzymuje ich od komentarzy.
Od�o�y�am akta.
- Jaki mamy na niego haczyk? W jaki spos�b sk�onimy go do wsp�pracy?
Banny wygl�da�a na zmieszan�.
- Wiesz, �e my tylko wykonujemy rozkazy i to �lepo. Nie wiedzieli�my,
�e tak b�dzie.
Spojrza�am na ni� uwa�nie.
- No?
- Pu�cili�my mu holo. Chyba wymy�lili to ci z Psychosekcji. Jeden z
tych archetyp�w... zacz�li�my, kiedy spa�, a potem dali�my mu si�
zbudzi� i zobaczy�...
- Poka�cie mi.
Takie owijanie w bawe�n� nie by�o w stylu Banny.
Pu�ci�a mi to. �agodna po�wiata, a potem jego imi� na granicy
s�yszalno�ci. Archetyp pojawi� si� w centrum; posta� bogini-madonny,
ja�niej�ca i pi�kna. Mog�am sobie wyobrazi� skojarzenia ze �wiatem jego
dzieci�stwa; Maria, Ginewra, Kr�lowa Wr�ek. I wszystko mia�o posmak
niewinno�ci i dobroci sprawiaj�cy, �e a� do b�lu chcia�o si� w to
uwierzy�. Gdy holo zgas�o, stwierdzi�am, �e ze z�o�ci� szarpi� si� za
w�osy.
Mark da� jej moj� twarz.
Pomog�am zespo�owi przygotowa� si� do obserwacji nie m�wi�c s�owa, a
i oni si� do mnie nie odzywali. Wydawali si� zmieszani tym, �e zabrali
si� do tego beze mnie, ale jak powiedzia�a Banny, tylko wykonywali
rozkazy. Skoczkowie nie maj� wyboru. - Jak fale? - spyta�am w ko�cu Banny.
- Jeste�my prawie r�wnolegle - powiedzia�a. - Teraz s� o siedem
dziesi�tych szybsi ni� my. Synchronizacja dostateczna, by obserwowa�,
ale za ma�o, aby co� wys�a� lub zabra�.
- Z wyj�tkiem hologram�w - powiedzia�am i natychmiast po�a�owa�am
tego. Zmusi�am si� do u�miechu. - Zapomnia�am ci powiedzie�, �e dobrze
si� spisywa�a�, kiedy mnie nie by�o. Dzi�kuj�.
- Prosz� - powiedzia�a, przypinaj�c mnie do fotela. Wiesz, brakowa�o
nam ciebie.
Podesz�a do konsoli, aby ustanowi� po��czenie, zatrzymuj�c si� tylko
na moment, �eby po�kn�� pigu�ki. Te� chcia�abym je za�y�, ale jestem na
nie uczulona. W pewnym sensie to ironia losu. Jestem jednym z
najlepszych Skoczk�w, ale moje cia�o jest zupe�nie bezbronne wobec fal.
- Kiedy b�dziecie gotowi, zaczynajcie - powiedzia�am i ledwie
sko�czy�am m�wi�, gdy ocean zawirowa� wok� i zabra� mnie ze sob�.
Pr�d by� szybki. Tu i tam we mgle pojawiali si� ludzie i obrazy, ale
przelatywa�am obok. Czu�am, jak rado�� p�du i wolno�ci przenika mnie,
upaja. Tak dawno tego nie doznawa�am. O wiele za szybko pr�d zwolni�,
prawie zupe�nie ustaj�c; by�am w oknie czasowym. Widzia�am ludzi i
cienie nabieraj�ce ostro�ci i wiedzia�am, �e je�li zostan� w oknie,
obrazy stan� si� jeszcze wyra�niejsze. Jednak nie mia�am ochoty
zostawa�; chcia�am jeszcze troch� pojecha� na fali. Odsun�am si�
pr�buj�c dotrze� do silniejszych fal przep�ywaj�cych tu� obok...
Przerwa� mi wszak�e g�os Banny wi���cy mnie z laboratorium.
- Wed�ug wskaza� jeste� w stanie czasowym - powiedzia�a przypominaj�c
mi o obowi�zkach i ewentualnej karze:
Zmusi�am si� do powrotu do okna.
�rodek okna wypad� na muzeum; tam wszystko by�o najostrzejsze. Jednak
nie dojrza�am nigdzie Briana Cornwalla; chocia� by�o po�udnie i
obowi�zki prawdopodobnie wymaga�y jego obecno�ci. 7.nalaz�am pr�d
poprzeczny i wyjecha�am na zewn�trz, do ma�ego parku z nieczynn�
fontann�. Brian by� tam. Mia�am nadziej�, �e szkicuje co�, co b�d� mog�a
kaza� sfotografowa�; na razie obraz by� zbyt rozmazany, aby co�
powiedzie�. Kiedy si� zbli�y�am, zobaczy�am, �e karmi go��bie. By�am
rozczarowana, ale skorzysta�am z okazji, �eby obejrze� go w "prawdziwym
�yciu". S�dz�, �e kto�, kto nie jest Skoczkiem, m�g�by si� u�mia�; jego
czas p�yn�� o siedem dziesi�tych szybciej od mojego i zdawa�o si�, �e
ogl�dam przyspieszony film. Gwa�townie wymachiwa� r�kami sypi�c ziarno
na trotuar. By�am na tyle przyzwyczajona, �e nie zwraca�am na to uwagi i
patrzy�am tylko na jego twarz. To by�a dobra, my�l�ca twarz; jednak w
oczach widnia� jaki� niepok�j, jakby szed� przez �ycie w za ciasnych
butach. Biedny Brian. Mo�e ul�y�oby mu, gdyby wiedzia�, jak ma�o czasu
mu zosta�o.
Wr�ciwszy z rekonesansu do laboratorium skorzysta�am ze swoich dw�ch
minut �aski, �eby zapyta� Banny o nasz� strategi�.
- Czy maj� jakie� prognozy, co do tego, kiedy osi�gniemy
synchronizacj�? Je�eli nie wcze�niej, jak po jego �mierci, to tracimy na
niego czas.
- Nie s� tego pewni. Oni nigdy nie s� pewni; znasz prognost�w. Jednak
on nie umrze jeszcze przez trzy miesi�ce jego czasu. Sprawa wygl�da dobrze.
- Dla nas tak - zgodzi�am si�. - Szkoda. Ten rysunek by� wspania�y.
- On te� �le nie wygl�da - powiedzia�a Banny. Zobaczy�am, �e w lewej
r�ce trzyma jego fotografi�.
Nie uwa�a�am, �eby odznacza� si� szczeg�ln� urod�. Przede wszystkim
by� blondynem, a wi�c nie w moim typie, a ponadto wygl�da� do��
pospolicie. Jednak mia� my�l�c� twarz, jak to ju� wcze�niej m�wi�am.
- Ka�dy ma sw�j gust; osobi�cie wol� tych z ludu Dervana.
- Oni s� jak ze snu. Jak na cz�owieka, ten m�czyzna jest
wystarczaj�co urodziwy.
Wzruszy�am ramionami, bo z takimi stwierdzeniami nie spos�b polemizowa�.
- Ban, czy s�ysza�a� co� o przyj�ciu w P�nocnym Korytarzu...
Urwa�am i odprawi�am j� gwa�townym gestem. Moje dwie minuty dobieg�y
ko�ca. Banny wysz�a i zostawi�a mnie wymiotuj�c� do wiadra stoj�cego
przy fotelu. Nast�pne p� godziny b�dzie mi si� bardzo d�u�y�. Bo�e,
jak�e bym chcia�a nie mie� uczulenia na te pigu�ki.
Przed powrotem do swojej kwatery postanowi�am przej�� si� Korytarzem
Skoczk�w. Po pierwsze, min�o sporo czasu, od kiedy ostatnio dobrze si�
przyjrza�am otoczeniu. Po drugie, obejrza�am nast�pne holo, kt�re
zamierzali pu�ci� Brianowi Cornwallowi, i chcia�am si� pozby� przykrego
smaku w ustach.
Mija�am mn�stwo os�b, kt�re zna�am; wszyscy u�miechali si�, a
niekt�rzy mnie pozdrawiali. By�am zadowolona, �e moja pozycja jest nadal
pewna. Zam�wi�am jak�� chi�sk� potraw� u "Chana i China". Lokal jak
zwykle roi� si� od Skoczk�w. Chan i Chin to jedyni Chronoskoczkowie,
jakich znam, kt�rzy wykupili obywatelstwo i zostali w Korytarzach. Wiele
lat temu zrezygnowali z Podstawowego Uposa�enia i robili worki
pieni�dzy. Widzia�am kilku nauczycieli, kt�rych pami�ta�am ze Szko�y;
siedzieli przy stole z kilkoma by�ymi Skoczkami. Jasne, �e by�ymi:
wszyscy poka�nej tuszy. Trudno pozby� si� nawyku ob�arstwa po podr�ach,
nawet je�eli si� ju� nie skacze. Wci�� cieszyli si� swoj� pozycj�,
cenieni i potrzebni przy szkoleniu nowych kandydat�w ale nie byli
obywatelami i nie dostawali antygeriatryny. Na ich twarzach wida� by�o
zmarszczki staro�ci. Nie pozw�l, �eby ci si� to przytrafi�o, C.C.,
powiedzia�am sobie w duchu, zdob�d� swoje obywatelstwo i zmykaj st�d.
�atwo powiedzie�, trudniej zrobi�. Je�eli moja pozycja b�dzie
dostatecznie wysoka, mog� mi zaproponowa� antygeriatryn�; a maj�c te
dodatkowe lata, jakie mi zapewni antygeriatryna, mo�e zdob�d�
wystarczaj�co du�o Zas�ug, aby uzyska� obywatelstwo. Jeden dwudziesto-
czy trzydziestoletni okres tego nie za�atwi. Jednak pozycj� trudno
utrzyma� i b�d� musia�a uwa�a�, �eby nigdy jej nie straci�; wprawdzie
zapewne bym j� odzyska�a, ale nie mog�am sobie pozwoli� na zwi�zan� z
tym strat� czasu. Sp�jrz na tych Skoczk�w, m�wi�am sobie w duchu,
wypadli z gry, ju� nigdy nie zostan� obywatelami, niezale�nie od pozycji.
Sama wprawia�am si� w przygn�bienie, a przez ostatnie par� miesi�cy
mia�am go a� za du�o. Wysz�am wi�c i ruszy�am Korytarzem obok Szko�y. Na
podw�rku prowadzono �wiczenia na zdolno�� koncentracji. Kierowa�a nimi
nauczycielka, kt�r� pami�ta�am ze swoich szkolnych dni. Ani troch� nie
wygl�da�a starzej (Antygeriatryna? Czy te� po prostu cechy biologiczne?
Podstawow� zasad� zwi�zan� z antygeriatryn� jest nigdy nie pyta� i nie
m�wi�, �e si� j� za�ywa...) i na szyi nosi�a gruby krete�ski naszyjnik
ze z�ota. "Oderwijcie si�", m�wi�a do nich swoim �agodnym g�osem. Moje
uwarunkowanie by�o tak g��bokie, �e prawie jej us�ucha�am. Blisko
dwudziestu uczni�w siedzia�o pod konsol� na �rodku dziedzi�ca. Wi�kszo��
mia�a twarze bez wyrazu, zamkni�te oczy i oddycha�a w rytmie zr�wnanym z
pulsowaniem ekranu. Niemal co trzeci wydawa� si� niespokojny, zdziwiony,
niepewny, czego od niego oczekuj�. B�d� musieli to poj�� do�� szybko,
pomy�la�am. Nigdy nie pyta�am, co przydarzy�o si� tym, kt�rzy nie
podo�ali, ale odpowied� wydawa�a si� oczywista.
Za Szko�� skr�ci�am w kr�tki boczny korytarzyk prowadz�cy do G��wnego
Korytarza - i nieomal wpad�am na Dervana. Dervan by� przedmiotem moich
marze� (och tak, w�a�nie t e g o rodzaju marze�!), od kiedy zosta�am
zwerbowana. Teraz sta� zwr�cony do mnie plecami, ale nie musia�am
patrze�, aby widzie� t� pi�kn�, delikatn� twarz, wygi�te brwi i
kobaltowe oczy, seledynowe pi�ro-w�osy, kt�re si�ga�y za kszta�tne uszy
i opada�y na kark. Spr�y�am si� - jak zawsze w pobli�u Dervana b�d�
musia�a by� bardzo, bardzo czujna.
Dopiero po chwili zorientowa�am si�, �e w korytarzu jest kto�
jeszcze. Dervan rozmawia� z dziewi�tnasto- lub dwudziestoletnim uczniem,
jeszcze w mundurze. Ch�opiec nie zdawa� sob
ie sprawy z mojej obecno�ci, omotany oczami i g�osem Dervana, i
sposobem, w jaki wszyscy przedstawiciele jego rasy wytwarzaj� intymny
nastr�j mi�dzy sob� a ka�dym, kogo wybior�.
Niech szlag trafi Dervana. Wybieranie ofiar prosto ze Szko�y to jak
zrywanie dojrza�ych jab�ek. No bo jakich dostajemy uczni�w? Nie potrzeba
nam ludzi, kt�rzy maj� "pow�d" - s� skazani na �mier� lub znikni�cie.
Nie potrzeba nam inteligentnych i umiej�cych si� przystosowa�, czy
niemo�liwych do odkrycia talent�w do podr�y po falach. Potrzeba ludzi,
kt�rzy spieprzyli swoje �ycie tak bardzo, �e potulnie p�jd� za ka�dym,
kto im obieca, �e wszystko zn�w odzyska sens. Nowi rekruci to �a�o�nie
uleg�a banda. Wiem to z do�wiadczenia.
- Przepraszam - powiedzia�am g�o�no. Ucze� spojrza� na mnie ze
z�o�ci�, niezadowolony, �e przerwa�am melodyjny monolog Dervana. - O,
Dervan! Mi�o mi ci� widzie�. Nie wiem, czy s�ysza�e�, ale na jaki� czas
wypad�am z obiegu, by�am na karnym cyklu...
- S�ysza�em - powiedzia� ch�odno, nie dodaj�c do swego �osu tego
czego�, czego u�ywa� w rozmowie z uczniem. Mimo to przyjemnie by�o go
s�ucha�.
Pr�bowa�am wymy�li� co�, co da�oby mi pretekst do rozdzielenia go z
uczniem. Nie wiem, czemu naszed� mnie ten samaryta�ski odruch, ale nic
na to nie mog�am poradzi�.
- Idziesz mo�e na przyj�cie w P�nocnym Korytarzu? Ja w�a�nie tam
zmierzam.
- By� mo�e. Jeszcze si� nie zdecydowa�em. Chyba �e Paul zechce p�j��
ze mn�...
Paul wyra�nie mia� tak� ochot�, jak szczeniak, kt�remu obiecano spacer.
- Potrzebowa�by przepustki od nauczycieli, a wiesz, jak niech�tnie je
daj�.
Nie patrz na mnie z tak� w�ciek�o�ci�, idioto, pomy�la�am pod adresem
ucznia. B�dziesz mia� szcz�cie, je�li zamkn� ci� a� do ko�ca szkolenia.
Jak te� uda�o mi si� do�y� promocji? Chyba jestem w czepku urodzona.
- Och, mo�e po prostu p�jdziemy na przyj�cie i przeprosimy p�niej.
Pami�tasz, C.C., �e mam troch� wp�yw�w u nauczycieli. Zmierzy�am go
wzrokiem.
- Nie s�dz�, �eby to by� dobry pomys�, Dervan. Naprawd�. Spojrza� na
mnie chytrze... Jezu, ta cudowna twarz!
- Chyba nie. Kto� m�g�by powiedzie� nauczycielom, zanim mia�bym
okazj� szepn�� im s�owo. Nic nie szkodzi, Paul - powiedzia� odwracaj�c
si� do ucznia. - Zrobimy to nast�pnym razem.
Ten idiota by� naprawd� bliski p�aczu.
- Id�, zobaczymy si� na przyj�ciu - powiedzia�am do Dervana. -
Chcia�abym chwil� porozmawia� z Paulem.
Dervan u�miechn�� si�.
- Je�eli chcesz traci� czas, to prosz�. .
Odwr�ci� si� i znikn�� w g��bi korytarza - uosobienie wdzi�ku - a
Paul i ja w milczeniu powiedli�my za nim wzrokiem. Ch�opak obr�ci� si�
do mnie gwa�townie.
- Co ty sobie wyobra�asz? Nawet ci� nie znam...
- Zamknij si�! - powiedzia�am tonem Kapitana Zespo�u Chronoskoczk�w,
kt�rym w ko�cu jestem. Zamkn�� si�, zdziwiony. - Teraz spr�buj chwil�
pomy�le� i powiedz mi, co takiego zrobi�am?
- No... mieli�my i�� na przyj�cie, wiesz... - Jakie przyj�cie? Gdzie?
Usi�owa� sobie przypomnie�. Samo przyj�cie, rzecz jasna, nie zapisa�o
si� w jego pami�ci i nie o to by� z�y. Po prostu czu�, �e dzia�o si� z
nim co� strasznie wa�nego i wspania�ego, a ja to przerwa�am. .
Na szcz�cie dla niego. Pr�bowa�am mu u�wiadomi� kilka fakt�w,
zaczynaj�c od tego, �e �ycie tu, w bardzo Dalekiej Przysz�o�ci, to nie
sielanka.
- Wiem, �e nic nie przychodzi lekko - odpar� z pogard�. Nauczyciele
m�wili nam, �e b�dziemy musieli zapracowa� na siebie i �e nie b�dzie to
�atwe.
- To �adnie z ich strony. Ale nie mieli czasu, �eby przestrzec was
przed ka�dym lwem, jakiego napotkacie w tej d�ungli. Oni zajmuj� si�
procentami. Pozwalaj� wam, ��todziobom, wa��sa� si� bez opieki, a je�li
po�owa z was dotrwa do promocji, stawiaj� szampana i wydaj� przyj�cie.
- Jeste� z dwudziestego wieku, prawda - zapyta� nagle Paul. - Ja te�.
- To dobrze dla ciebie - powiedzia�am tym razem bez ironii. - Masz
szans� na to, �e po promocji zostaniesz wybrany przez dobry zesp�.
Dobry szef sekcji zazwyczaj tworzy szkielet swego zespo�u z rekrut�w z
dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku.
Paul zmarszczy� brwi.
- Czy to nie jest nielegalne?
- To bez znaczenia. Chodzi o to, �eby� doczeka� promocji: Dervana
powiniene� unika�, tak jak wszystkich, co wygl�daj� tak jak on. To nie
ludzie i nie D'drendtowie, i ludzie nie powinni z nimi przestawa�.
Przynajmniej z niekt�rymi z nich - a nie masz jeszcze odpowiedniego
do�wiadczenia, aby odr�ni� jednych od drugich.
Uparcie spogl�da� w ziemi�. Nie wzi�am sobie tego do serca; znam
wra�enie, jakie wywo�uje Dervan.
- W porz�dku. Udziel� ci kr�tkiej lekcji ksenobiologii. Przede
wszystkim b�dziesz spotyka� tylko samc�w z rasy Dervana, nigdy samice.
Samice nie s� wcale tak inteligentne... nie, to nie ca�kiem tak. Jednak
one si� nie licz�, odwalaj� tylko czarn� robot� dla samca, z kt�rym s�
zwi�zane. Widzisz, samce to dumne pawie, podr�nicy i uczeni - ci,
kt�rzy maj� w �yciu sam� rado��. Natomiast �ony Dervana, je�eli jakie�
ma, czekaj� na jego planecie �yj�c pami�ci� o nim, rozumiesz?
- Nie. Westchn�am. - To tak jak cechowanie baran�w, wiesz? Czyta�e�
kiedy� Konrada Lorenza?
Zn�w zrobi� si� z�y. Powiedzia�am pospiesznie:
- Na planecie Dervana samce wybieraj� sobie towarzyszki god�w w taki
spos�b, �e wywieraj� swoje pi�tno na samicach. Zwykle zdarza si� to za
m�odu. Od tej pory samica jest ju� na ca�e �ycie emocjonalnie zwi�zana z
danym samcem. My�li tylko o nim, chce nosi� jego dzieci i wychowywa� je,
i traci wszelkie inne zainteresowania. S�dz�, �e z jej punktu widzenia
te� jest szcz�liwa, bo codziennie widzi swoje b�stwo... Jednak nie
wydaje mi si�, �eby� tylko tego oczekiwa� od �ycia, co, Paul?
- �e jak? - Nareszcie zdo�a�am przyci�gn�� jego uwag�.
- T� zdolno�� oddzia�ywania wykazuj� tylko w stosunku do samic swego
gatunku; samcy s� na to niewra�liwi. Wyobra� sobie, jak byli
zaszokowani, gdy stwierdzili, �e mog� w ten spos�b dzia�a� na ludzi i to
obu p�ci. Niekt�rzy przedstawiciele rasy Dervana byli tak zaszokowani
swoj� zdolno�ci� oddzia�ywania na m�czyzn - z ich punktu widzenia
samc�w o tej samej pozycji - �e stali si� zbocze�cami. Przynajmniej w
oczach w�asnej rasy. To dlatego Dervan �yje w Korytarzach. Jego lud by
go odtr�ci�, gdyby �y� na rodzinnej planecie.
Paul spojrza� na mnie tak, jakbym go uderzy�a. Powiedzia�am �agodnie:
- Dervan jest Kapitanem Zespo�u, tak samo jak ja. Tylko �e jego
ludzie dos�ownie oddaliby za niego �ycie. I czasem naprawd� tak si�
dzieje, kiedy skoki nie id� tak, ;ak je zaplanowano. Je�eli nie chcesz
zosta� rzucony, na po�arc~e , trzymaj si� z daleka od Dervana.
Zostawi�am go, �eby to sobie przemy�la�.
Fala czasowa pod kontrol�, zbie�no�� siedem i trzy dziesi�te (pewnego
dnia powiem wam, sk�d to wiem).
Brian czeka�, a� widmo przem�wi. Wiedzia� ju�, �e zn�w b�dzie �ni�.
Nie w�tpi� w swoje zdrowe zmys�y, a przynajmniej odsun�� od siebie t�
kwesti� jako ma�o wa�n�. Pi�kne i smutne dzieci�stwo pozostawi�o w nim
niezwyk�� wra�liwo��, ale te� znaczn� zdolno�� adaptacyjn�.
Tym razem przysz�a do jego pokoiku w muzeum, gdzie siedzia� po
godzinach kataloguj�c zbiory i uaktualniaj�c archiwa. By�a to rutynowa,
nudna praca, ale to mu nie przeszkadza�o; pozwala�a wspomina�.
Pojawi�a si� tak nagle, �e z pocz�tku wzi�� j� za wspomnienie. Mia�
tak dobr� pami�� wzrokow�, �e cz�sto wiod�a go na manowce.
- Wybacz mi, Brian.
Zna�a jego imi�! Jej g�os by� niezwykle melodyjny... nie, to zupe�nie
nieodpowiednie okre�lenie. P r z y p o m i n a � muzyk�. - Wybacz,
potrzebuj� twojej pomocy. ,
Drugie holo, Brian Cornwall, 28 czerwca 1957 roku. Podk�ad d�wi�kowy.
Patrz akta Psychosekcji nr 96-4RC.
- ...Wybacz, potrzebuj� twojej pomocy. Odby�am dalek� podr�, �eby
si� z tob� zobaczy� (dwusekundowa pauza). Nie, nic teraz nie m�w; i tak
ci� nie us�ysz�, gdy� jestem wci�� zbyt daleko od ciebie (wzmocni�
podk�ad d�wi�kowy o cztery dziesi�te). Nie mog� ci teraz powiedzie�,
czego pragn� opr�cz twojego zrozumienia. Bardzo chcia�abym ci to
powiedzie� i �eby� tu ze mn� by�, i �eby�my mogli normalnie ze sob�
porozmawia�. Mo�e kiedy� tak si� stanie. Jednak na razie mog� ci wyjawi�
tylko tyle, �e grozi mi niebezpiecze�stwo...
By�am szcz�liwa, �e mog� p�j�� z Angelem na przyj�cie i spr�bowa�
-napomnie� o hologramach i Brianie Cornwallu. Kaza�am �azience umalowa�
si�, upudrowa� i nat�u�ci� sk�r�. Park P�nocnego Korytarza by� w
letniej fazie, a wi�c prawdopodobnie b�d� noszone typowe stroje
obywateli - niewiele wi�cej ni� przepaska na biodrach, stanik dla tych
kobiet, kt�re uwa�aj�, �e go potrzebuj�, i mn�stwo bi�uterii. Jednak
kiedy dom oznajmi� przybycie
Angela, z rozczarowaniem stwierdzi�am, �e przyszed� we fraku i
cylindrze.
- Och, Angelo, nie m�w mi, �e wci�� bawi ich ten historyczny smaczek.
Wzruszy� ramionami, jakby m�wi� "to nie moja wina".
- Przyj�cie wydaje lady Mary, a ona zawsze wolno chwyta nowinki.
Od ponad p� roku wszystkie zgromadzenia obywateli mia�y stylow�
opraw�. By� to objaw og�lnej sk�onno�ci do podpatrywania Skoczk�w i
rywalizowania z nimi, chocia� dla nas by�o to tylko m�cz�ce, a nawet
denerwuj�ce, poniewa� zwykle wychodzi�y na jaw r�ne historyczne
nie�cis�o�ci.
- W stylu jakiego okresu jest to przyj�cie?
By�am bliska tego, �eby nie i��. Jednak oznacza�oby to siedzenie w
pokoju i rozmy�lanie o rzeczach, kt�re...
- Dziewi�tnastowieczna Anglia.
- Zatem chyba troch� wypadasz z epoki. To mi wygl�da raczej na
pierwsz� �wiartk� XX wieku.
- Tylko niekt�rzy Skoczkowie to zauwa��. Ubierz si�, kochanie.
Umieram z g�odu, a tam maj� by� fury jedzenia; ponadto nie chc� ci da�
czasu na zmian� zdania.
Wykrzywi�am si� do niego i posz�am si� ubra�. Garderoba znalaz�a mi
sukni�, kt�ra mia�a by� w stylu Londynu z 1898 r.; za�o�y�am j�, ale bez
gorsetu. Kobiety dawniej pozwala�y si� okropni dr�czy� - chocia� my�l�,
�e nie mo�na lekcewa�y� tego, co si� robi, aby wyda� si� atrakcyjnym
potencjalnym kochankom.
Tej nocy Park P�nocnego Korytarza by� pe�en ludzi. P�on�y latarnie
i pochodnie; wia� �agodny wietrzyk. Szele�ci� sukniami kobiet i �opota�
adamaszkowymi obrusami. Lady Mary wyda�a przyj�cie w centrum parku;
kaza�a tam ustawi� fontann� przedstawiaj�c� grup� postaci i kilkana�cie
ryb, z kt�rych pysk�w tryska�o co� zbyt ciemnego jak na wod�.
Skosztowa�am: by�a to coca-cola. (Nie lubi� D'drendt�w mi�dzy innymi za
ich niech�� do napoj�w alkoholowych. Wprawdzie nie zakazuj� ich, lecz
nikt nie o�mieli si� okaza� tak z�ego gustu, �eby je podawa� publicznie.)
- C.C. ! Tak si� ciesz�, �e przysz�a�! - lady Mary uwa�a�a za
stosowne zna� ka�dego wa�niejszego Skoczka po imieniu. - Od wiek�w nie
by�a� na przyj�ciu...
Urwa�a na moment czuj�c, �e mog�a zabrn�� nazbyt blisko
niebezpiecznego tematu mojej niedawnej kary. Nagle rozja�ni�a si�.
- Jednak przysz�a� na moje. Napi�a� si� ju� z fontanny? - Tak. To
bardzo dobre.
Nie potrafi� wykrzesa� z siebie tyle entuzjazmu do coca-coli, ile
maj� go obywatele.
- Ach, Angelo, tak dawno ci� nie widzia�am!
Wzi�a go pod r�k� i u�miechn�a si� filuternie. Jeszcze jedna by�a
kochanka Angela, bez w�tpienia. Lady Mary wygl�da�a na �liczn�
dziewi�tnastolatk�, ale tak wygl�da niemal ka�da obywatelka, jak� znam,
opr�cz ekscentryczek. Stara�am si� nie traktowa� ich pogardliwie,
naprawd� si� stara�am, ale dlaczego byli tu, na orbicie oko�oziemskiej,
kiedy ca�y Kosmos sta� przed nimi otworem... Niech ich diabli; przed
nimi, a przede mn� nie. Jeszcze nie.
- Mo�na si� wmiesza� w t�um? - spyta�am sil�c si� na uprzejmo��.
- Jak najbardziej. Nie musicie si� obraca� tylko w�r�d innych
Skoczk�w. Pochod�cie sobie, porozmawiajcie z lud�mi; zaraz si� lepiej
poczujecie. P�niej b�dzie niespodzianka.
To m�wi�c mrugn�a (s�owo daj�!) i poklepawszy d�o� Angela odprawi�a
nas.
- Nie mam ochoty czeka� - powiedzia�am mu.
- Spokojnie, C.C. Dopiero co przyszli�my.
Poci�gn�� mnie prosto do sto��w z jedzeniem, przystaj�c po drodze
tylko po to, �eby pomacha� lub u�miechn�� si� do prawie dziesi�ciu
by�ych kochanek i kochank�w.
Przy fontannie zapanowa�o ma�e poruszenie.
- O m�j Bo�e - powiedzia�am. - Dervan mimo wszystko przyszed�.
- Wci�� si� nim interesujesz? - Angelo prawie ca�� uwag� skierowa� na
jedzenie i z powodu ust zapchanych kanapk� trudno go by�o zrozumie�.
- Wcale si� nim nie interesuj�. To znaczy nie bardziej ni�
jak�kolwiek inn� ciep�okrwist�, ludzk� istot�. To prosty fakt
biologiczny...
- Uhm...
Nie wiedzia�am, czy odnosi si� to do kanapki, czy do tego, co mu
powiedzia�am.
Pokr�cili�my si� mi�dzy sto�ami, znale�li�my Banny siedz�c� na
pos�gu, pogadali�my o robocie i poplotkowali�my z kilkoma przechodz�cymi
Skoczkami. Pogratulowa�am sobie, �e przez ponad godzin� nie my�la�am o
Brianie Curawallu.
P�niej lady Mary zawo�a�a wszystkich, �eby pokaza� obiecan�
niespodziank�. Mia�o to by� staroangielskie polowanie na lisa, z graniem
rog�w i czerwonymi kurtkami dla wszystkich. Przynie�li klatk� z lisem.
- B�dzie raczej trudno je�dzi� konno po parku, nieprawda�? -
powiedzia�am do niej. - Szczeg�lnie w tych strojach.
- Konno? - powt�rzy�a bezmy�lnie.
- Nie mam zamiaru gania� za tym cholerstwem na piechot� - rzek�
stoj�cy opodal Skoczek.
- Jak mamy go znale�� po ciemku? I gdzie s� psy? - rozleg�y si�
og�lne utyskiwania. Lady Mary wygl�da�a na speszon�. Nagle rozleg� si�
�miech, kt�ry pozna�abym wsz�dzie, i z t�umu wy�oni� si� Dervan. Odsun��
rygiel klatki i podni�s� drzwiczki. Przestraszony lis znikn�� jak
rozmazana smuga. Dervan zdj�� kilka pochodni ze s�up�w i rozda� je swoim
wielbicielom. Potem �ci�gn�� d�ug�, czarn� marynark� i koszul� z
�abotem. Zrzuci� z n�g buty i cisn�� je w krzaki.
- Nie zostawajcie zbytnio w tyle - zawo�a� do swoich wielbicieli i
zn�w si� roze�mia�, po czym pobieg� w ciemno�� za lisem. Czasem trudno
zapomnie�, �e lud Dervana pochodzi od drapie�nych ptak�w.
Ludzie wci�� t�ocz� si� wok� fontanny, nie wiedz�c, co robi�. Lady
Mary zacz�a p�aka�; zastanawia�am si�, ile naprawd� ma lat. Angelo
przeprosi� mnie i usiad�szy przy niej na brzegu fontanny m�wi� jej, �e
wszyscy wspaniale si� bawi�, w��cznie z nim, i �e nie mo�na oczekiwa�,
i� wszystko zawsze si� uda.
Nic dziwnego, �e ma takie powodzenie. Jednak wszystko to tylko
przelotne zwi�zki; prawda by�a taka, �e nie potrafi� wytrwa� z nikim
d�u�ej ni� sze�� tygodni.
Sp�dza�am czas rozmawiaj�c z Banny. Do�� niekulturalnie rzuca�y�my
kamyki do fontanny z coca-col�. Banny powiedzia�a, �e rozmawia�a
wcze�niej z Dervanem, kt�ry wydawa� si� z�y na mnie. W ka�dym razie na
tyle, na ile Dervan mo�e by� z�y. Co si� sta�o?
- Drobne nieporozumienie. Wszystko zale�y od punktu widzenia. Mo�e
mia� racj� i powinnam pilnowa� w�asnego nosa? Nie by�o potrzeby wdawa�
si� w szczeg�y, a i tak my�liwi w�a�nie wracali. Na ile mog�am dostrzec
ich twarze w ciemno�ci, nios�cy pochodnie wydawali si� zm�czeni; jednak
jeden z nich ni�s� na ramieniu martwego lisa. Mia� koszul� zakrwawion�
przy ko�nierzu i na plecach. Jako ostatni na polan� wyszed� Dervan, z
twarz� zar�owion� triumfem. Noszenie zdobyczy zostawi� jednemu ze swego
zespo�u, ale podni�s� r�ce w g�r�, pokazuj�c �lady krwi. Spotka� si� z
og�lnym aplauzem, szczeg�lnie ze strony obywateli. B�ysk w oczach i
wyraz twarzy bardziej ni� kiedykolwiek upodabnia�y go do boga -
Dionizosa, albo jakiego� b�stwa my�liwych, o kt�rym nigdy nie s�ysza�am.
Spostrzeg� mnie i przedar� si� przez t�um do miejsca, gdzie sta�am.
- Nie zapomn� ci tego, �e si� wtr�ci�a� w moje sprawy. Migotliwy
blask pochodni zmienia� jego twarz we wspania�� mask� �wiat�ocienia.
Wzruszy�am ramionami i przezwyci�y�am ch�� runi�cia do jego st�p.
Skin�� na jednego z nosicieli pochodni. - Co wcale nie znaczy, �e ci
si� uda�o.
M�czyzna podszed� bli�ej i zobaczy�am, �e to Paul, ucze�, kt�rego
spotka�am z Dervanem w korytarzu.
No c�, nie moja sprawa. Mia�am sw�j zesp�, o kt�ry musia�am si�
martwi�, tak samo jak o w�asn� sk�r�.
Banny przysun�a si� nie�mia�o, �eby pos�ucha�, o co idzie. Dervan
rzek�:
- Zamierzam wyst�pi� o Paula, kiedy otrzyma promocj�. My�lisz, �e mam
jakie� szanse?
- Powiedzia�abym, �e bardzo du�e.
Paul wydawa� si� zadowolony z moich s��w. M�wi�am prawd�. Kto by go
chcia� teraz, kiedy zosta� uzale�niony?
Banny z niepokojem przys�uchiwa�a si� konwersacji. Ja jednak jako
Skoczek by�am praktycznie zabezpieczona przed sztuczkami Dervana. Gdybym
kiedykolwiek zdradzi�a oznaki uzale�nienia (a nie da si� tego ukry�, tak
samo jak mi�o�ci) Mark rozpi��by go na kole i kaza� turla� po pinezkach.
Mo�e nawet nie w przeno�ni: k~az czy dwa zabiera� ludzi na prywatne
skoki po falach; wracali znacznie pokorniejsi.
Prawda, �e Dervan nie by� uciekinierem tak jak ja, lecz obywatelem,
kt�ry zosta� Skoczkiem z wyboru, ale oboje pracowali�my dla Marka i
wiedzieli�my, �e po�a�ujemy, je�li b�dziemy niesforni.
Dervan przez chwil� mierzy� mnie spojrzeniem, zapewne w nadziei, �e
zaczn� si� spiera�. P�niej zabra� Paula i poszed� �wi�ci� sw�j triumf.
- Czy to bezpiecznie tak go denerwowa�? - powiedzia�a do mnie Banny.
- No wiesz, chc� powiedzie�, �e on m�g�by to zrobi� z tob�.
Droga Banny, naprawd� si� zaczerwieni�a. To jedyna osoba, w kt�rej
przesz�o�ci nigdy si� nie grzeba�am, ale na serio podejrzewa�am
wiktoria�skie wychowanie.
- To ma�o prawdopodobne - powiedzia�am i wyja�ni�am jej, �e Mark nie
zni�s�by tego. - Jednak na wszelki wypadek - doda�am po chwili namys�u -
nie powinna� z nim zbyt d�ugo rozmawia�. Szczeg�lnie je�eli cokolwiek
czujesz. Uzale�nienie wymaga wsp�pracy ofiary ; no wiesz, odpowiadania
na pytania, rozmowy. To przyspiesza proces. Je�eli b�dziesz
podejrzewa�a, �e do tego zmierza, to po prostu zamknij buzi� i odejd�.
Banny potrz�sn�a g�ow� wyra�nie zamierzaj�c w og�le unika� podobnych
sytuacji.
Zaraz potem rozdzieli�y�my si�; Banny da�a si� poderwa� obywatelowi,
kt�ry przynajmniej z wygl�du wydawa� si� w tym samym wieku co ona.
Rozgl�da�am si� za Angelem, ale nie mog�am dostrzec ani jego, ani lady
Mary. Biedna kobieta, musia�a mie� okropny wiecz�r. Mimo �e bardzo
szanowa�am Angela, mia�am nadziej�, �e ona nie oczekuje od niego
trwa�ego wsparcia uczuciowego. Nie m�g� go jej da�. Mo�e dlatego
pod�wiadomie uparcie nie chcia�am go uzna� za cho� odrobin�
poci�gaj�cego, mimo �e by� bardzo popularny- w�r�d obywateli. Zbyt �atwo
by�oby chcie� na nim polega� i zapomnie�, �e to tylko czasowe wsparcie.
Mog�abym go znienawidzi�, gdyby mnie porzuci�, a to nie by�oby dobre.
Nigdy nie mog�am znie�� dwuznaczno�ci w stosunkach osobistych. W mojej
przesz�o�ci wiele by�o rzeczy niejasnych, ale ten fakt zdawa� si� tkwij
mi w pami�ci. Nie... to chyba nie ca�kiem tak. Po prostu nie mog�am tego
znie�� u nikogo z bliskich. Na szcz�cie nie mia�am nik