4850

Szczegóły
Tytuł 4850
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4850 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4850 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4850 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

OLGIERD DUDEK CZAS SIEJBY Problem tkwi Nie w istocie rzeczy, A w jej interpretacji - to powiedzia�o wielu ludzi. Ju� od rana pielgrzymi schodzili do miasta do strony Z�otej G�ry i, mimo �e by�a prawie szesnasta, wci�� nowe grupy dociera�y na i tak ju� zat�oczony plac pod murami klasztoru. W zasadzie pi�tnasty sierpnia by� zawsze dniem, w kt�rym przybywa�a najliczniejsza - warszawska - pielgrzymka wiernych, lecz w tym roku pobite zosta�y chyba wszystkie dotychczasowe rekordy. �ukasz, stoj�c obok ko�cio�a Naj�wi�tszej Maryi Panny, przygl�da� si� faluj�cemu �ywio�owi ludzi. Przez megafony, na przemian z krzy�ami wystaj�ce ponad g�owami t�umu, rozbrzmiewa�y g�o�ne religijne pie�ni. Grupy sz�y jedna za drug� i ka�da z nich �piewa�a na inn� melodi�, tak �e co chwil� g�osy zlewa�y si� w og�uszaj�c� kakofoni� niezsynchronizowanych s��w. Dodatkowym sk�adnikiem, wyra�nie zag�uszaj�cym �w gwar, by�a audycja powitalna, nadawana z radiow�z�a Jasnej G�ry, przez g�o�niki rozmieszczone wzd�u� ulic miasta. Kazania miesza�y si� tutaj z pie�niami i reklamami zagranicznych sponsor�w, kt�rzy sfinansowali tegoroczne obchody �wi�ta Matki Boskiej Cz�stochowskiej. �ukasz ziewn��, zas�aniaj�c usta pi�ci�, a potem wbi� d�onie w kieszenie swych spodni. S�oneczny �ar la� si� z nieba na rozpalone, betonowe chodniki, a nagrzane powietrze falowa�o lekko niczym przezroczysta kurtyna. Ch�opak czu�, �e ca�a jego koszulka przesi�kni�ta jest potem. W zasadzie mia� najszczersz� ochot� i�� sobie st�d, ale by� ministrantem, a to oznacza pewne przywileje i tym samym pewne obowi�zki -chocia�by jak ten dzisiejszy. Wiedzia�, �e ksi�dz proboszcz nie kaza�by mu czeka� na takim skwarze, gdyby faktycznie nie potrzebowa� jego pomocy. W ko�cu �ukasz nie by� jakim� tam pierwszym lepszym nowicjuszem. Zna� samego ksi�dza profesora �ytniewskiego i nawet dosta� od niego na pami�tk� kilka ksi��ek o teologii. Razem z nielicznymi, podobnymi mu wybra�cami bywa� na wieczornicach religijnych, kt�re organizowa�a kuria - w og�le w�r�d ministrant�w zalicza� si� do starszyzny i to do tej najbardziej wp�ywowej. Ostatnio na przyk�ad powierzono mu opiek� nad dopiero co powsta�ym ko�em m�odych katechet�w. By� wi�c raczej wtajemniczonym cz�owiekiem do zada� specjalnych i nikt nie zawraca�by mu g�owy rzecz�, kt�r� mo�e za�atwi� zwyk�y, nastoletni adept. Dobrze o tym wiedzia�, gdy ociera� pot z czo�a, zerkaj�c niecierpliwie na zegarek. Rysiek sp�ni� si�, jak zwykle, o kwadrans. Przyszed� w firmowej czapeczce McDonalda, wyrazem takiego szcz�cia na twarzy, jakby za chwil� mia� trafi� bingo. - No i czego si� tak cieszysz? - �ukasz spojrza� na niego niech�tnie. Mia� ju� wszystkiego po dziurki w nosie i dra�ni�y go wszelkie przejawy rado�ci na innych twarzach. - Widzia�em jankes�w. Przyjechali takim b��kitnym autokarem. M�wi� ci, pe�en komfort: klimatyzacja, barek, telewizja. Maj� kr�ci� jaki� film o kulcie maryjnym, ale przyjecha�a te� ca�a masa turystek. M�wi� ci, taki towar �e palce liza�. -I to ci� tak cieszy? -Ksi�dz pra�at m�wi�, �e Piotrek ma by� przewodnikiem i t�umaczem grupy m�odzie�owej. Trzeba z nim pogada�... - O rany! I tak panienki b�d� chcia�y po�azi� po rynku, a ich meni nie dopuszcz� ci� do nich na odleg�o�� rzutu kamieniem. - Stary! To s� same panienki. Konkurencji zero. Jedna mia�a tak� bluzeczk�, �e jak si� pochyli�a po torb�, to podwia�o j� od spodu i pokaza�a ca�e cycuszki. Delicje, m�wi� ci, palce liza�. - Lepiej skocz po co� do picia - �ukasz obliza� spieczone wargi - z Piotrkiem pogadam dzisiaj wieczorem. - Widzisz? Od razu m�wisz jak cz�owiek - Rysiek roze�mia� si�, a potem odwr�ci� na pi�cie i poszed� w stron� najbli�szej budki z napojami. Kupi� dwie puszki mro�onej coli. Zdoby� si� : nawet na taki gest, �e nie przyj�� od �ukasza pieni�dzy. - Ja stawiam - wyja�ni� kr�tko. Alejami wci�� szli pielgrzymi, a policjanci z trudem kierowali ruchem samochod�w, co chwil� formuj�cych d�ugie korki. Jaka� kobiecina w podesz�ym wieku zas�ab�a i karetka pogotowia musia�a sforsowa� trawnik, niszcz�c przy okazji klomb z kwiatkami. �ukasz z lubo�ci� i namaszczeniem poch�on�� zawarto�� puszki. L�ni�cy srebrny mercedes ze znakami kurii zatrzyma� si�, zje�d�aj�c zupe�nie na chodnik. - Zobacz... - Ryszard szturchn�� �ukasza �okciem. Obydwaj spojrzeli w tym kierunku. Z wn�trza wysiad� niski m�czyzna w �wie�utkiej, starannie odprasowanej sutannie. Cho� wygl�da� znacznie bardziej dostojnie, ch�opcy poznali w nim wikariusza. Gdy poprawi� d�ugie r�kawy swej szaty, przywo�a� ich dyskretnym ruchem d�oni. Nie zwlekaj�c podeszli do niego, po czym przywitali si�, ca�uj�c tradycyjnie jego d�o�. - Niech b�dzie pochwalony... - powiedzieli prawie r�wnocze�nie. - Na wieki wiek�w... - u�miechn�� si�. - To ty masz na imi� �ukasz? - spojrza� z �yczliwo�ci� na ministranta. - Tak wasza wielebno�� - ch�opak opu�ci� skromnie wzrok. - Wiem, wiem... brat Jan opowiada� mi o tobie. Przez d�ug� chwil� milcza�, z �agodnym u�miechem przygl�daj�c si� �ukaszowi, a potem spojrza� na Ryszarda. - A ty synu? - spyta�. - Ja jestem Ryszard. Za rok rozpoczn� nowicjat. - Oby� wytrwa� w swym zbo�nym postanowieniu - westchn��, po czym si�gn�� na tylne siedzenie samochodu, bior�c le��c� na nim teczk�. Wyci�gn�� z niej dwie kopie dokument�w. - Brat Jan m�wi�, �e brali�cie ju� udzia� w takiej akcji, wi�c chyba nie musz� wam wyja�nia� .szczeg��w. Tutaj macie spisy mieszka�c�w z osiedla podlegaj�cego parafii �w. Zygmunta i pe�nomocnictwo od jego �wi�tobliwo�ci biskupa. Potrzebujemy pi��dziesi�ciu miejsc noclegowych, dla pielgrzym�w, kt�rzy nie pomieszcz� si� w hotelu parafialnym. Gdyby kto� odmawia�, nie nalegajcie; spiszcie tylko kt�ra to rodzina. Musicie si� po�pieszy�, aby zd��y� przed osiemnast�. Listy zdacie w kancelarii parafialnej. Opaski te�. Wyci�gn�� z kieszeni dwie p��cienne szarfy ze znakami s�u�by pomocniczej laikatu, a ch�opcy za�o�yli je ka�dy na swoj� lew� r�k�. - Macie jakie� pytania? - Nie. - Nie. - Zosta�cie z Bogiem - poklepa� �ukasza po ramieniu, a nast�pnie wsiad� do samochodu. Kierowca zamkn�� za nim ] drzwi i z zawodowo oboj�tn� min� przeszed� na drug� stron� ' wozu. Odjechali. - Znowu nadkomplety... - Ryszard podrapa� si� w ty� g�owy. - Trudno; trzeba b�dzie odwali� t� robot� - �ukasz wzruszy� ramionami i poszli w strn� ulicy �w. Tomasza. Po drodze musieli min�� plac Zwiastowania Naj�wi�tszej Maryi Panny, przeci�� na skos ulic� �w. Bart�omieja, a potem ulic� �w. Jakuba dosta� si� na plac Jezusa Chrystusa. By� to spory kawa�ek drogi. Zanim znale�li si� na miejscu, przejrzeli spisy, naradzili si�, od kt�rego domu zaczn� i postanowili, �e b�d� chodzi� razem. W sumie i tak mogli by� spokojni, �e zd��� znale�� te pi��dziesi�t miejsc noclegowych. Jeszcze nigdy nie zdarzy�o si�, aby kto� z mieszka�c�w odm�wi�. Wszyscy byli g��boko wierz�cymi parafianami i wiedzieli, �e nale�y udzieli� schronienia przybyszom. Kto post�pi�by inaczej, ten nie by� godny, aby nale�e� do parafii i nazywa� siebie chrze�cijaninem, No, a w kraju ju� od dawna nie by�o �adnych niechrze�cijan. Pierwszy dom okaza� si� wysok�, zaniedban� co nieco kamienic�. �rodkiem cuchn�cej ple�ni� bramy bieg� rynsztok przykryty pr�chniej�cymi deskami i du�� p�yt� dykty. - Mo�e p�jdziemy dalej? - zaproponowa� Rysiek, niech�tnie zagl�daj�c do za�mieconej klatki schodowej. - Co� ty, chce ci si�?! - �ukasz min�� go i po trzeszcz�cych schodach zacz�� wspina� si� do g�ry. - Wikary nie m�wi� w jakich warunkach ma by� nocleg, no nie? - doda�, gdy Rysiek do niego do��czy�. Zza pierwszych drzwi dobiega�a g�o�na muzyka: telewizor albo radio. �ukasz zapuka� w grube, niemalowane drzwi. Nie by�o odpowiedzi, wi�c przycisn�� taster dzwonka i trzyma� go do czasu, a� czyje� cz�apanie zacz�o przybli�a� si� po tamtej stronie. - Ju� id�, id�! - zasapa� obcy g�os, po czym drzwi uchyli�y si� lekko. W szczelinie pojawi�a si� napuchni�ta kobieca twarz o �widruj�cych, nieufnych oczkach. - O co chodzi? - My jeste�my z parafii. Czy nie przenocowa�aby pani kilku pielgrzym�w? - u�miechn�� si� �ukasz. - Nie ma miejsca - odpowiedzia�a niech�tnie. - Nawet jednego? - Na wet jednego. - A jak, je�li mo�na wiedzie�, godno�� pani? - �ukasz nie przesta� si� u�miecha�, a Rysiek ostentacyjnie wyci�gn�� zza plec�w list� mieszka�c�w i zawiesi� nad ni� d�o� z d�ugopisem. Kobieta dopiero teraz zauwa�y�a opaski na r�kach ch�opak�w. Jej twarz w jednej chwili przybra�a wyraz uleg�ej pokory. - Poczekaj... chwileczk� kochany. My jeste�my pro�ci ludzie; przepraszam, �e nie zaprosi�am pan�w do �rodka, ale r�ni chodz� teraz po domach - �a�cuch przy zamku zazgrzyta� sucho i drzwi otworzy�y si� go�cinnie na o�cie�. - Prosz�, niech panowie wejd�. Przepraszam, �e nie posprz�tane, ale nie spodziewa�am si�. Prosz�... W mrocznym przedpokoju unosi�y si� nie�wie�e, kuchenne zapachy. - No wi�c, jak b�dzie z tymi noclegami? - �ukasz zajrza� do bocznego pokoju, w kt�rym na pod�odze bawi�y si� jakie� dzieci. - Panowie; tutaj ciasno, nie ma �azienki, ciep�ej wody. - Nie szkodzi. Pielgrzymi przywykli do niewyg�d, dla nich nie b�dzie to k�opotem. - Panowie s� z naszej parafii, prawda? Podobno proboszcz zbiera na nowe witra�e. My jeste�my biedni ludzie, ale dobrzy parafianie - kobieta wyci�gn�a z kieszeni zmi�ty plik pieni�dzy i wcisn�a go w d�o� �ukasza. - To na te witra�e. �ukasz na pierwszy rzut oka oceni� datek na jakie� pi��dziesi�t nowych z�otych. - Ale to b�dzie du�y witra� - zauwa�y�. Kobieta bez s�owa doda�a dziesi�tk�. Zainkasowa� ca�� sum�, a potem u�miechn�� si� szeroko. - Ma pani racj�; trzeba rozumie� ci�k� sytuacj� parafian. Zosta�cie z Bogiem. - Z Bogiem - odpowiedzia�a kobieta. Gdy drzwi zamkn�y si� za ich plecami, wyci�gn�� pieni�dze, przeliczy� dok�adnie, a nast�pnie podzieli� na p�. - Trzymaj, to dla ciebie: po trzy dychy na twarz - poda� koledze jego cz��. - Nie�le jak na pocz�tek - Rysiek chuchn�� w pi��, a pieni�dze schowa� do kieszonki swej koszuli. Uwin�li si� szybko. Po dwudziestu minutach mieli pi�tna�cie miejsc dla pielgrzym�w i po dwie�cie z�otych w gar�ci. - Jeszcze dwie kamienice i za�atwione - Rysiek zatar� r�ce, gdy wyszli z ostatniego mieszkania. Praktycznie byli na poddaszu, lecz wy�lizgane schody prowadzi�y jeszcze wy�ej. - Ciekawe co tam jest - �ukasz wszed� prawie do po�owy ich wysoko�ci. - Pewnie strych... chod�my st�d. - Nie; tu s� drzwi do mieszkania. Weszli na g�r�. Tam w �rodku kto� musia� pracowa�, bo s�ycha� by�o nier�wnomierne stukanie maszyny do pisania. �ukasz za�omota� w drzwi. Stukanie ucich�o. - Kto? - to by� g�os dziewczyny. - Pos�a�cy z Jeruzalem - roze�mia� si� �ukasz, szturchaj�c koleg� pod �ebro. Rysiek parskn�� �miechem. - Mieli�cie przyj�� dopiero wieczorem. Sta�o si� co�? - wysoka dziewczyna otworzy�a im, po czym nie czekaj�c na wyja�nienia, odwr�ci�a si� i posz�a do pokoju. Zdezorientowani ministranci popatrzyli po sobie, nie rozumiej�c sytuacji. Zn�w rozleg�o si� stukanie maszyny. Pierwszy z os�upienia otrz�sn�� si� Rysiek. - Wchod�! - wskaza� ruchem g�owy wn�trze mieszkania i wepchn�� tam �ukasza. - Je�eli jeste�cie g�odni, to w kuchni jest jeszcze troch� kawy i jakie� kanapki - dziewczyna przerwa�a na chwil� pisanie. - Mo�ecie te� otworzy� konserw�, ale je�li poczekacie chwil�, a� sko�cz�, to zrobi wam co� lepszego. - Nie, dzi�kujemy, nie trzeba - �ukasz podszed� do drzwi pokoju, rozgl�daj�c si� wok� ostro�nie. Du�e pomieszczenie by�o prawie puste, je�li nie liczy� g�szczu kabli za�cielaj�cych pod�og�, sporej liczby statyw�w i reflektor�w oraz walaj�cych si� wsz�dzie ksi��ek. Pomalowane na bia�o mieszkanie pe�ni�o rol� klubu, fotograficznego atelier i ma�ej biblioteki. Dziewczyna siedzia�a przy oknie, a ca�y st� zarzucony by� lu�nymi kartkami zadrukowanego papieru. Niekt�re, zmi�te arkusze wala�y si� po pod�odze obok jej krzes�a. Pracowa�a w skupieniu, nie odwracaj�c si� w stron� drzwi, nawet gdy ministranci omal nie przewr�cili stojaka z projektorem filmowym. �ukasz . wyci�gn�� z p�ki jak�� pierwsz� lepsz� ksi��k� i przekartkowa� j� machinalnie. - O rany, Feuerbach! - wyrwa�o mu si�, gdy zobaczy� tytu�. - To egzemplarz jeszcze z osiemdziesi�tego roku, ale Marian obieca�, �e zdob�dzie te teksty w wydaniu oryginalnym - wyja�ni�a mimochodem dziewczyna. - Ale przecie� to nielegalne - zdziwi� si� �ukasz. Dziewczyna gwa�townym ruchem odwr�ci�a g�ow�, a potem zerwa�a si� z miejsca i stan�a przy stole, jakby chcia�a zas�oni� cia�em maszyn� do pisania. Jej zielone oczy zrobi�y si� niemal dwa razy wi�ksze. - Kim wy jeste�cie!? - spyta�a przestraszony. - To raczej ty powiedz kim jeste� - �ukasz zacz�� przegl�da� tytu�y ksi��ek, stwierdzaj�c, �e wi�kszo�� z nich od dawna jest na indeksie. - Widzia�e� to? - Ryszard odkry� pod gazetami du�e zdj�cia akt�w kobiecych. Zgodnie z zarz�dzeniem synodu biskup�w sprzed czterech lat wszelkie tego typu wydawnictwa podlega�y cenzurze ko�cielnej. By�o to s�uszne, bo swego czasu zachodnie pisma pornograficzne usi�owa�y wej�� na polski rynek wydawniczy. Na pocz�tku zadrukowywano na czarno tylko zbyt bezwstydne zdj�cia kobiecych intymno�ci, ale wkr�tce ca�e kobiece cia�o uleg�o takiemu utajnieniu, �e w pismach pornograficznych wszystko opr�cz twarzy, d�oni i st�p musia�o zosta� zas�oni�te. P�niej zreszt� spad� popyt na pisma tego typu, co stanowi�o wyra�ny dow�d na wzrost moralno�ci w narodzie. Co prawda te tutaj zdj�cia by�y aktami, ale od czasu publicznego spalenia galerii Venus i tego typu fotografie by�y uznawane za pornografi�.. . - Nie�le... - przyzna� �ukasz. - Tak, nie�le - Rysiek usiad� na krze�le, zabieraj�c si� do przegl�dania akt�w, a dziewczyna sta�a jak sparali�owana. �ukasz podszed� do niej wsuwaj�c r�ce do kieszeni spodni. Przez uchylone okno wpada�y g�osy religijnych pie�ni, fotografie szele�ci�y w d�oniach Ry�ka, a poza tym panowa�a kamienna cisza. Przez d�u�sz� chwil� nikt nie odezwa� si� ani s�owem. - Dziewczyna by�a zupe�nie blada. �ukasz wpatrywa� si� w okno, - a potem odwr�ci� si� w jej stron�, zaplataj�c ramiona w teatralnym, wyra�aj�cym ca�kowit� pewno�� siebie, ge�cie. - �adne gniazdko sobie tutaj uwili�cie - przysiad� na krze�le, opieraj�c nogi na biurku. Zrobi� to w czysto ameryka�skim stylu. - Ksi�dz �ytniewski bardzo si� ucieszy, gdy b�dzie m�g� poogl�da� sobie wasz� biblioteczk�. Zgadzasz si� ze mn� siostrzyczko? - Nie b�d� z tob� rozmawia�a na ten temat. Nigdy nie rozmawiam ze s�ugusami. - Harda sztuka - zauwa�y� Rysiek, podchodz�c do kolegi -...i w dodatku niez�a. Poda� mu plik zdj��, na kt�rych modelk� by�a ta w�a�nie dziewczyna. Na jednym z nich kto� napisa� dedykacj�: "Edycie - Mirek". �ukasz zauwa�y�, �e dziewczyna ma na lewej kostce u nogi z�oty �a�cuszek. Taki, zakuty przez jubilera, noszony przez tancerki albo... ch�opak u�miechn�� si� pod nosem. - Kacerstwo, pornografia, amoralno�� - sporo jak na raz -gwizdn��. - Nie twoja sprawa ministranciku! - odpowiada�a z zajad�o�ci� godn� tygrysicy, ale w rzeczywisto�ci dr�a�a ze strachu. Nad domem z ci�kim �wistem wirnika przelecia� bia�y �mig�owiec ze znakami laikatu katolickiego na kad�ubie. Lata� nisko nad miastem, kontroluj�c sytuacj� na ulicach. Rysiek wyszed�, a z kuchni zacz�y dobiega� odg�osy przegl�danych naczy�. P�niej rozleg�o si� mlaskanie. Zdj�cia by�y wspania�ej jako�ci, a dziewczyna rzeczywi�cie interesuj�ca. M�oda, �adna i dobrze zbudowana - jak to modelka. - Jeste� bardzo nieuprzejma, Edyta - �ukasz schowa� zdj�cia do koperty, kt�r� wygrzeba� ze stosu papieru na biurku. - To �le. Ja m�g�bym zapomnie� o tym co tutaj zobaczy�em, m�g�bym te� poprosi� o to samo swojego koleg�, ale musia�aby� sta� si� troch� milsza. - Nie jestem dziwk�! - ...i nie o to mi chodzi. - A o co? - Wiesz; ja jestem takim dziwakiem, nienormalnym cz�owiekiem. Chcia�bym porozmawia� z tob� - zatoczy� r�k� szeroki gest, wskazuj�c rega�y pe�ne ksi��ek - ...na ten temat. Nic wi�cej tylko porozmawia� i zapomnia�bym o ca�ej tej sprawie. Czy to du�o? - Wezm� sobie te zdj�cia. S� bardzo �adne. Mog� ci je odda�, ale musisz przyj�� o osiemnastej na plac Bohater�w Solidarno�ci. B�d� czeka� pod pomnikiem Wa��sy. Przyjdziesz? - A czy mam inne wyj�cie? - Prawd� m�wi�c, nie - u�miechn�� si� - to do zobaczenia i przepraszam, �e przeszkodzili�my w pracy. Zostawi� dziewczyn� stoj�c� bez s�owa w pokoju, a sam wyszed�, zabieraj�c ze sob� Ry�ka. - O rany, co ci si� sta�o? - oczy Ryszarda zrobi�y si� ze : zdziwienia idealnie okr�g�e. - Nic - zamkn�� za sob� drzwi, a potem spojrza�a powa�nie i na koleg�. - Zapami�taj sobie dok�adnie co teraz powiem: niczego nie widzia�e�, nigdzie nie byli�my, nie by�o �adnej dziewczyny. W og�le zapomnij o tym strychu. Chcesz jeszcze o co� zapyta�? - Ale... te zdj�cia i ksi��ki! - Powiedzia�em: nie by�o �adnych zdj�� i ksi��ek. Jego spojrzenie sta�o si� zimne i przeszywaj�ce. Rysiek umilk� na chwil�. Wiedzia�, �e z �ukaszem nie ma sensu zadziera�. By� o wiele bli�ej ksi�dza �ytniewskiego, a w dodatku zbyt dok�adnie zna� erotyczno-imprezowe wyczyny przysz�ego adepta nowicjatu. Wystarczy�oby jedno s�owo... - Dobra. Nie ma sprawy. Czego nie robi si� dla starej przyja�ni... - wzruszy� ramionami, po czym u�miechn�� si�. - Porozmawiam z pra�atem. Piotrek na pewno b�dzie mia� co� wa�nego do zrobienia, a ty zast�pisz go przy tych panienkach. �ukasz klepn�� go po przyjacielsku w rami�. - Dzi�ki, stary! - szeroki u�miech rozla� si� na twarzy Ry�ka. Plac Bohater�w Solidarno�ci nie wyr�nia� si� niczym specjalnym. Masywny pomnik - jedyna budowla na wybetonowanej, otoczonej kamienicami przestrzeni - raz w roku �ci�ga� m�odzie� z okolicznych szk�, na uroczyst� akademi� po��czon� z symbolicznym sk�adaniem wi�zanek kwiat�w i zaci�ganiem warty honorowej. Poczty sztandarowe, przem�wienia - a wszystko to poprzedzone tradycyjn� msz� koncelebrowan� przez biskupa. �ukasz zna� to dobrze, bo sam wiele razy w tym uczestniczy�, a jako siedmiolatek by� ze sw� szko�� przy wmurowaniu kamienia w�gielnego pod pomnik tego w�satego m�czyzny. Podoba� mu si� nawet �w przyw�dca, chocia� myli� go wtedy z kim� sprzed wojny. Teraz jednak w�a�nie tutaj um�wi� si� z Edyt�. Tak jaka obieca�, przyni�s� ze sob� jej zdj�cia, lecz ona sp�nia�a si�, co go wyra�nie denerwowa�o. Nie lubi� takich sytuacji. Przez megafony rozmieszczone na s�upach rozlega� si� natchniony g�os: "A powiadam wam, �e ka�demu, kto ma, b�dzie dane i obfitowa� b�dzie, a kto nie ma, i to, co ma, b�dzie od niego odj�te. Wska�cie tych nieprzyjaci� moich, kt�rzy nie chcieli, abym nad nimi panowa�, przyprowad�cie tu i zabijcie w mej obecno�ci". G�os wibrowa� w zau�kach mur�w i bramach pomimo szumu je�d��cych wok� samochod�w. �ukasz nie zwraca� na to uwagi, bo dobrze zna� wszystkie przypowie�ci biblijne, a poza tym przyzwyczai� si� ju� do normalnych w tym mie�cie odg�os�w. Jaki� m�czyzna wysiad� z br�zowoz�otego volkswagena i znikn�� w przeszklonych drzwiach sklepu z dewocjonaliami. Po chwili pojawi� si� zn�w i zacz�� wnosi� do �rodka figurki starannie opakowane w kolorowe kartony. To by� ju� trzeci tego dnia rzut Matek Boskich do sklep�w. M�czyzna przywi�z� te� koszulki z religijnymi napisami oraz nadrukami twarzy Chrystusa i lizaki w kszta�cie krzy�yk�w. W mie�cie by� du�y ruch, wi�c wszystko rozchodzi�o si� w b�yskawicznym tempie. - Chcia�e� si� ze mn� widzie�, prawda? - g�os dziewczyny odezwa� si� zupe�nie niespodziewanie. Sta�a tu� za nim. - Wygl�dasz wspaniale - u�miechn�� si�, obrzucaj�c j� fachowym spojrzeniem. Za�o�y�a kr�tk�, ledwie os�aniaj�c� piersi koszul�, kr�tkie spodenki oraz sanda�y, lecz wcale nie wygl�da�a jak dziewczynka. By�a m�od� kobiet�. �ukasz zastanowi� si� nawet, czy nie jest przypadkiem starsza od niego. Nie przeszkadza�oby mu to jednak - zawsze imponowa�y mu starsze dziewczyny. - Czy tylko to chcia�e� tai powiedzie�? - skrzywi�a ironicznie usta. -A je�li tak? - Je�li tak, to m�g�by� ju� odda� zdj�cia. - Prosz� - poda� jej kopert�. - Czy... czy mog� ju� i��? - zaskoczy� j� swym gestem i zdezorientowa�. Spojrza�a na niego niepewnie. - Tak. Zgodnie z umow� - roz�o�y� bezradnie r�ce - ale je�li mia�aby� chwil� czasu, to zapraszam do klubu. Napijemy si� czego� ch�odnego i porozmawiamy. - ...i oczywi�cie, jest to propozycja nie do odrzucenia. �ukasz u�miechn�� si�. Tak czy inaczej mia� j� w r�ku, ale postanowi� nie wykorzystywa� tego - na razie. - Od tej chwili wszystko co powiesz, nie b�dzie u�yte przeciwko tobie - powiedzia� oficjalnie, po czym doda� - nie jestem tak� �wini�, jak my�lisz. - To gdzie jest ten klub? - spyta�a. - Chod�my, zaprowadz� ci�. Ruszyli powoli w stron� ko�cio�a. Od czasu gdy kawiarnie zosta�y zamkni�te ze wzgl�du na deprawuj�cy wp�yw na m�odzie�, jedynymi miejscami spotka� sta�y si� parafialne kluby m�odzie�y katolickiej, prowadzone przez ksi�y. �ukasz, jako ministrant, mia� tam wst�p wolny i bezp�atn� obs�ug�. Do teatr�w i filharmonii, kt�re na fali przemian ustrojowych dobrowolnie podporz�dkowa�y si� Ko�cio�owi, r�wnie� m�g� wchodzi� zupe�nie gratis. Edyta sz�a tu� obok niego, ale milczeli, bo nie m�g� znale�� jako� tematu do rozmowy. Przygl�da� si� jej tylko ukradkiem. Mia�a d�ugie, faluj�ce ni to rude, ni to kasztanowo br�zowe w�osy i gdyby zmieni�a ich kolor, pewnie nie pasowa�yby do urody oraz barwy jej cia�a r�wnomiernie opalonego przez s�o�ce. Ch�opak widzia� na zdj�ciach, �e musia�a opala� si� bez stanika. - Zawsze jeste� tak rozmown� osob�? - spojrzenie jej zielonych oczu otrze�wi�o go niczym zimny prysznic. - Nie - westchn�� - ale pierwszy faz widz� �yw� ateistk�. - Nie jestem ateistk�. - Jak to? - Ateista to nie wierz�cy w og�le. Ja nie wierz� w Ko�ci�, i tylko tyle. - Dziwne to... - mrukn��. Zatrzymali si� przy bramie wiod�cej na ko�cielny dziedziniec. Jak zwykle o tej porze dnia w klubie nie by�o wielkiego � ruchu, lecz nawet gdyby by�, �ukasz mia� zawsze zarezerwowane miejsce przy stoliku dla ministrant�w. Tam w�a�nie usiedli. ; Zaraz te� pojawi� si� kelner i przyni�s� dwie szklanki dobrze sch�odzonego koktajlu. - Masz tutaj niema�e przywileje - zauwa�y�a dziewczyna. - No c�, pracuje si� troch� - stwierdzi� nonszalancko. - To pewnie za to, co robi�e� cztery lata temu - wychyli�a ma�y �yk napoju, a potem ostro�nie odstawi�a oszronion� j szklank�. - Nie rozumiem - spojrza� na ni� uwa�nie. - By�e� organizatorem pikiet pod uczelni�. Domagali�cie si� przekazania budynk�w politechniki na rzecz seminarium katolickiego. P�niej zreszt� zrobiono to samo z innymi uczelniami - wyja�ni�a rozgl�daj�c si� po wn�trzu klubu. - Mieli�my racj�, bo i tak poziom polskich in�ynier�w by� zbyt niski w por�wnaniu z wykszta�ceniem tych przyje�d�aj�cych z Zachodu... ale sk�d wiesz, �e tam by�em? - Studiowa�am wtedy. Nie zd��y�am sko�czy� uczelni. - Trzeba by�o i�� do seminarium. By�y u�atwienia. - Kobieta ze �wi�ceniami kap�a�skimi?! - roze�mia�a si�. - Poza tym interesuje mnie raczej �wiecka kariera. - Wi�c nie rozumiem o co ci chodzi. Mo�esz pracowa� gdzie chcesz, prawda? - Tak: w zak�adzie jakiego� biznesmena, obcego biznesmena, na stanowisku fizycznym. - Ale za to w zak�adzie o najwy�szym standardzie produkcji. Supertechnologia i... - ...i superkonsumpcja. To wszystko. - Wi�c czego ty by� chcia�a? - zdenerwowa� si�. - I tak pewnie nie zrozumiesz - wzruszy�a oboj�tnie ramionami. Spojrza�a w bok, a potem zn�w roze�mia�a si�. - Co si� sta�o? - spyta� skonsternowany. - Przepraszam. Nie jestem cz�stym bywalcem takich klub�w, wi�c nie wiedzia�am, �e macie tak wysublimowane poczucie humoru. Wskaza�a dyskretnie na plakat wisz�cy tu� obok d�bowego krzy�a. �ukasz spojrza� tam, odwracaj�c g�ow�. Pod wizerunkiem korony cierniowej by�o napisane: Jezus oferuje ci: - zbawienie - uzdrowienie -uwolnienie Podczas ewangelizacji z udzia�em ks. dr Dudy. - Co ci� tak bawi? - nie zrozumia�. - Forma - odpowiedzia�a, a widz�c jego zdziwienie, zacz�a si� zn�w �mia�. Tym razem z niego. - Przesta�! - nie lubi�, gdy dziewczyny �mia�y si� z niego. Zw�aszcza gdy by�y �adne. - Przepraszam - spowa�nia�a. - Zawsze �miejesz si� z byle czego? - Cz�sto. Lubi� si� �mia�. A ty zawsze jeste� powa�ny? Nie odpowiedzia�, poci�gaj�c t�gi �yk ze szklanki. Zastanawia� si� w jaki spos�b m�g�by j� ujarzmi�. Ca�y czas mia� wra�enie, �e wbrew wszystkiemu, ona w jaki� spos�b g�ruje nad nim - poczuciem humoru, intelektem, wiedz�, urod�. Musia� wymy�li� natychmiast co�, czym m�g�by jej zaimponowa�. Nie lubi� znajdowa� si� w takiej sytuacji. -Wiesz, gdyby� chcia�a, m�g�bym wkr�ci� ci� do ko�a katechetycznego. Jest do�� ciekawie: wyjazdy, biwaki, dyskoteki; mamy sporo o�rodk�w wypoczynkowych - wytar� usta wierzchem d�oni. - Zdoby�em par� kontakt�w tu i �wdzie... - Naprawd�?! A czego oczekujesz w zamian? - spojrza�a na niego rozbawiona. - Niczego - wzruszy� ramionami. - To i�cie chrze�cija�ska bezinteresowno�� - pokr�ci�a g�ow� niby z podziwem, po czym si�gn�a po szklank�. Zn�w wyczuwa� wyra�nie, �e ona drwi z niego. - Dlaczego jeste� tak... z�o�liwa? - spyta�, dotkni�ty tym zachowaniem. Dziewczyna, zaskoczona, w jednej chwili utkwi�a w nim uwa�ne spojrzenie. - Przepraszam - spowa�nia�a. - Nie powinnam zachowywa� si� w ten spos�b, je�li przyj�am dobrowolnie twoje zaproszenie, ale ty zupe�nie nic o mnie nie wiesz. - Wi�c opowiedz mi o sobie. - Dobrze; lepiej �eby� wiedzia� na co si� nara�asz, publicznie pokazuj�c si� w moim towarzystwie - przerwa�a na moment, zbieraj�c my�li. - Dziesi�� lat temu usuni�to mnie z zaj�� katechetycznych ze wzgl�du na szczeg�ln� krn�brno�� oraz nieprawomy�lno��. Z tych samych powod�w nie uzyska�am prawa do matury religijnej. Gdy mia�am pi�tna�cie lat cofni�to mi warunkowe dopuszczenie do bierzmowania. Cztery lata temu po uroczystej ekskomunice usuni�to mnie z parafii, a moj� kartotek� z danymi przej�a policja. Co miesi�c chodz� na przes�uchanie i nie mog� zmieni� pracy ani miejsca pobytu bez zezwolenia laikatu oraz policji. Nie jestem tak grzeczn� dziewczynk� jak my�lisz. Napi�a si�, a potem milcz�c zacz�a opuszkami palc�w wodzi� po kraw�dzi szklanki. �ukasz chcia� co� powiedzie�, ale gdy nabra� powietrza, nie wiedzia� co by�oby odpowiednie -westchn�� tylko. Mia�a naprawd� �adne, smuk�e palce. Musia�y by� bardzo uwa�ne i delikatne. - W�a�ciwie sama nie wiem, dlaczego zgodzi�am si� przyj�� tutaj. Nie istnieje nic, w czym byliby�my podobni i praktycznie stanowimy dwa przeciwleg�e bieguny rzeczywisto�ci. Ta znajomo�� nie ma �adnego sensu - wyczyta� w jej oczach co� na kszta�t rezygnacji. - Dzi�kuj� za to, �e odda�e� mi te zdj�cia i zatuszowa�e� ca�� spraw�. Jestem ci wdzi�czna. Nie ka�dy zdoby�by si� na taki gest. A teraz najlepiej b�dzie dla nas obojga, je�li zapomnimy o ca�ym tym wydarzeniu. Wsta�a, a potem poprawi�a sw� koszulk�. - S�uchaj, aleja... mnie to... - stara� si� pozbiera� s�owa, kt�re jak sp�oszone ptaki zawirowa�y w jego umy�le. - Do widzenia. - Z Bo... do widzenia. Jej u�miech by� zupe�nie zimny. Min�a go �ukiem i nie ogl�daj�c si� wysz�a z klubu. Sprawozdawca CNN sta� na rogu ulicy, a reflektory rozstawione za s�u�bowymi samochodami, zalewa�y jaskraw� biel� t�um pielgrzym�w maszeruj�cych ze �piewem na ustach. Kilku m�czyzn w kombinezonach ze znakami tej stacji poprawia�o jakie� kable, a kamerzy�ci skupili na sprawozdawcy obiektywy wi�kszo�ci kamer. - To niesamowite, to po prostu trudne do uwierzenia: te t�umy, te wiwatuj�ce na cze�� Maryi t�umy wydaj� si� ci�gn�� w niesko�czono�� i wype�niaj� sob� ca�e miasto. To ju� nawet nie religijna wiara, to mi�osna ekstaza! - wykrzykiwa� do mikrofonu podniecony spiker, a paru ludzi z obs�ugi, kt�rzy nie mieli akurat nic do zrobienia, jad�o pra�on� kukurydz�, patrz�c oboj�tnie na ca�e to widowisko. �ukasz min�� ich, przechodz�c na drug� stron� ulicy. Kamienica, kt�rej strych zmieniono na tajn� pracowni� fotograficzn� by�a tylko par� krok�w dalej, lecz ch�opak nie �pieszy� si� - nie mia� po co. Wiedzia�, �e nawet gdyby Edyta pracowa�a tego wieczoru, to i tak nie mia� �adnego pretekstu, aby j� odwiedzi�. Nie pr�bowa� nawet. Wystarczy�o mu to, �e m�g� popatrze� na okno, w kt�rym czasem pojawia�a si� jej smuk�a sylwetka. Wiele wieczor�w sp�dzi� czekaj�c na t� w�a�nie chwil�, lecz nigdy nie zdoby� si� na odwag�, aby podej�� do niej, gdy tu� przed �witem wymyka�a si� z bramy. Nigdy te� jej nie �ledzi�. Czasem tylko obserwowa� z niech�ci� ludzi, kt�rzy przychodzili do pracowni. Musieli by� jej dobrymi znajomymi, bo zwykle odprowadzali j� potem do domu. Tego w�a�nie wieczoru Edyta nie by�a sama. �ukasz stan�� w zaciemnionej wn�ce przeciwleg�ej bramy, po czym zacz�� w milczeniu wpatrywa� si� w okno. G�osy �piewu by�y tu na tyle przyt�umione, �e s�ycha� by�o kroki przechodni�w, mijaj�cych si� oboj�tnie na chodniku. - Pan kogo� szuka? - przestraszy� go natarczywy g�os i snop �wiata nieoczekiwanie rozrywaj�cy ciemno�� bramy. Wzdrygn�� si�, odwracaj�c w tamt� stron�. W otwartych drzwiach mieszkania sta�a jaka� nieprzyjemna, starsza kobieta. - Nie, nie... ja tylko tak... - b�kn��, staraj�c si� wymy�li� na poczekaniu jakie� usprawiedliwienie. - J�zek, chod� tutaj! - kobieta krzykn�a w stron� otwartych drzwi. - To znowu ten przyb��da. Pewnie chce co� ukra��! �ukasz zamierza� uciec i prawie wybieg� na ulic�, gdy nagle nadzia� si� twarz� na szeroki, masywny m�ski tors. Silne ramiona chwyci�y go bezpardonowo za koszul� i w chwil� potem by� ju� w jasno o�wietlonym przedpokoju. O�lepiony, zamruga� nerwowo oczami. - Dzi�kuj� panu, panie Pawlak. - Znowu tutaj przylaz� i pewnie by nam uciek� - rozp�ywa�a si� w u�miechach kobieta. - Nie ma o czym m�wi�; taki tam chuchrak - ramiona uwolni�y ch�opaka z u�cisku. �w J�zek wyszed� z pokoju, wycieraj�c r�k� �lady t�uszczu, kt�re zosta�y mu na ustach po jedzeniu. Poplamion� podkoszulk� mia� niedbale upchni�t� za paskiem policyjnych spodni. - Czego tutaj szukasz? - burkn�� zaraz po tym, gdy mu si� czkn�o. - Niczego. Ja tylko tak... - ca�a krew odp�yn�a z twarzy �ukasza. - Co tylko tak!? - g�os sta� si� jeszcze bardziej nieprzyjemny. - No nic... - Co nic!? Z pokoju wychyli�a g�ow� kilkunastoletnia dziewczyna o delikatnej, jakby jeszcze dzieci�cej twarzy. Przygl�da�a si� z ciekawo�ci� �ukaszowi. - Jak si� nazywasz? - jej ojciec zacz�� przeszukiwa� bluz� swego munduru wisz�c� obok lustra. - Ja naprawd� nic nie zrobi�em - g�os ch�opaka sta� si� prawie p�aczliwy - ...w s�siednim domu mieszka moja dziewczyna. Chcia�em tylko popatrze�. Ca�y p�on�� rumie�cami i czu� w�ciek�o�� pomieszan� ze wstydem, �e musi im to powiedzie�. Wola�by ju� rozebra� si� do naga przed zgromadzeniem zakonnic ni� przyznawa� si� do tak osobistych spraw temu antypatycznemu cz�owiekowi. W dodatku tego wszystkiego s�ucha�a ta nastolatka. Wybuchn�a zaraz �miechem. - Takie bajdy to mo�esz wciska� swoim kumplom - zdenerwowa� si� policjant. - Kiedy ja naprawd�... - No to jak ona wygl�da? �ukasz prze�kn�� g�o�no �lin� - Jest wysoka, rudow�osa... - Ja j� widzia�am tato. Ona przychodzi wieczorami - wtr�ci�a si� dziewczyna. - Ma na imi� Edyta, pracuje w barze u McDonalda i ma takie �wietne cz�enka na niskim obcasie. Jak j� Ewka o nie spyta�a, to nie chcia�a powiedzie� sk�d je ma. To podobno kacerka - one wszystkie s� takie. M�czyzna zastanowi� si� przez chwil�: wci�� nie m�g� znale�� notatnika, c�rka m�wi�a na pewno prawd�, a w pokoju styg�a kolacja. To ostatnie chyba przewa�y�o szal�. - No dobrze, nie b�dziemy robi� afery - wsun�� r�ce w kieszenie spodni - zje�d�aj st�d i nie pokazuj mi si� wi�cej na oczy. - Lowelas - doda� jeszcze, wybuchaj�c �miechem. Drzwi by�y otwarte. �ukasz wypad� na ulic� jak pocisk. Z �omotem but�w wbieg� do przeciwleg�ej bramy i dopiero tam, dr��c ca�y, opar� si� o mur, aby och�on�� nieco. Jeszcze nigdy nie wyszed� na takiego idiot� jak przed chwil� - czu� si� podle. Miejsce, z kt�rego m�g� patrze� na okno by�o "spalone", a drugie takie samo nie istnieje. Przegania� d�oni� rozwiane w�osy. Nie zauwa�y�, kiedy na schodach zap�on�o �wiat�o, ale gdy kto� wyszed� i spojrza� na niego podejrzliwie, wskoczy� jakby nigdy nic do klatki, udaj�c, �e przyszed� do kogo�. Nie mia� ochoty zn�w zwraca� na siebie uwagi. Wspi�� si� a� na sam� g�r�, pod drzwi, za kt�rymi stuka�a maszyna do pisania. Drzwi by�y, o dziwo, uchylone. S�czy�a si� zza nich w�ska smu�ka �wiat�a, znacz�ca jasn� lini� ciemno�� poddasza. Ch�opak po chwili wahania wsun�� si� po cichu do przedpokoju. Zmieniono zupe�nie umeblowanie, od czasu gdy by� tutaj ostatnio. Pod�oga zaskrzypia�a, gdy stan�� nieopatrznie na pokrzywion� przez wilgo� desk�. - Zapomnia�e� czego? - Edyta przerwa�a prac�, wychodz�c mu na spotkanie. Na ucieczk� sta�o si� za p�no. Zobaczy�a go i stan�a os�upia�a. - To ty!? - spojrza�a na niego z niedowierzaniem, a w jej g�osie zabrzmia�a irytacja. - Czego tutaj szukasz? Nie wygl�da�a na szcz�liw� z powodu tego spotkania. - Ja? Niczego - wydawa� si� by� r�wnie zaskoczony jak ona. Dopiero teraz och�on�� na tyle, �eby zastanowi� si� nad tym, co robi� od kilku minut. W sumie ju� od dawna chcia� z ni� porozmawia� i by� nawet zadowolony z tego, �e znalaz� si� tutaj. Normalnie przysz�oby mu to z du�ymi oporami. - Chcia�bym z tob� porozmawia� - zamkn�� za sob� drzwi. - Znowu w�szysz? -jej �ci�gni�te brwi i surowy wyraz twarzy nie wr�y�y niczego dobrego. - �ytniewski ci� nas�a�? - Nikt mnie nie nas�a� - min�� j�, wchodz�c do pokoju; znikn�y lampy, ksi��ki oraz zdj�cia, a mieszkanie przypomina�o normalny tego typu lokal. - Wi�c czego chcesz? - Szuka�em ciebie. - To mi�o - roze�mia�a si� sucho. - Ju� mnie znalaz�e� i co teraz? - Teraz powiem ci co b�dziesz robi�a jutro wieczorem - wzi�� w r�k� kilka kartek maszynopisu: ulotki; tak jak my�la�. - To interesuj�ce... - zaplot�a ramiona, opieraj�c si� biodrem o st� - wi�c co b�d� robi�a jutro wieczorem? - Jutro wieczorem p�jdziesz do kina. - Z tob�? - Tak. To by�o trzykrotne g�o�ne, teatralne: "ha, ha, ha!" - i nic. - Uwa�asz, �e to zabawne? - spyta� naburmuszony. - Zabawne!? To jest komiczne! - jeszcze nie widzia� tyle z�o�liwego okrucie�stwa w oczach dziewczyny. -1 co, my�la�e�, �e p�jd� z tob�?! Jeste� ostatni� osob�, z kt�r� mia�abym ochot� p�j�� do kina. Nie lubi� wy chuchanych, dobrze u�o�onych ch�opczyk�w, kt�rzy trzymaj� si� za sutanny swych proboszcz�w i co niedziela biegn� do ko�cio�a, aby przy okazji spowiedzi donosi� na swoich koleg�w. Jeszcze du�o brakuje ci do tego, aby� by� dla mnie interesuj�cy. Tak du�o, �e nie jeste� sobie w stanie tego wyobrazi�. A teraz id� ju� st�d i zostaw mnie wreszcie w spokoju. Wyszarpn�a z jego d�oni kartk�. By�a tak blisko, �e czu� ulotny, lawendowy zapach jej w�os�w. Ich spojrzenia skrzy�owa�y si� niczym klingi szpad. - I pomy�le�, �e nie wyda�em ci�, gdy by�a do tego okazja -skrzywi� si�. - Aha! Wi�c o to ci chodzi; przyszed�e� po podzi�kowanie i nagrod�? Jeste� wspania�ym i bohaterskim ch�opcem �ukasz-ku. To tylko dzi�ki tobie nie wpad�am w r�ce policji - jej oczy zw�zi�y si� w w�skie szparki. - Sp�dzi�am wi�cej godzin w wi�zieniach katolickich ni� ty na modlitwie, wi�c nie zrobi�e� mi tak wielkiej �aski jak my�lisz. Pewnie o tym nie wiedzia�e�, co? - Mimo wszystko, jednak co nieco dla ciebie zrobi�em. - Oooo tak, wiem! To jak mam ci si� odwdzi�czy�? Nikogo nie ma, a tutaj jest ��ko: mo�e masz na mnie ochot�? Nie kr�puj si�. Zas�oni� firany i mo�e by� ca�kiem mi�o. Ile razy chcesz; raz, dwa razy, a mo�e masz si�� na trzy? - Wystarczy mi raz - powiedzia� ze z�o�ci�, a potem chwyci� j� za rami�. Odtr�ci�a go. - Id� st�d, s�yszysz!? Id� st�d! - cofn�a si� o krok. - Nie. Sama m�wi�a�, �e b�dzie mi�o - chwyci� j� silnie, przyci�gaj�c jak swoj� w�asno��. Chcia�a si� wyrwa�, ale by� mocniejszy. Zobaczy� w jej oczach strach i bardzo mu si� to spodoba�o. �adnie si� ba�a, a w dodatku mia�a spr�yste, zgrabne cia�o. Pr�y�a si� w jego ramionach jak schwytana przemoc� kotka. - �ukasz, zwariowa�e�!? - wyrwa�a si�, ale zas�oni� sob� wyj�cie. - No krzycz - roze�mia� si� - przybiegnie ca�a okolica, �eby poczyta� twoje ulotki. Przecie� nie boisz si� wi�zienia, prawda? Szamota�a si�, ale nie mia�a �adnych szans. Z�apa� j� i jednym szarpni�ciem rozdar� bluzk�. - Zaczekaj! Przepraszam ci�, p�jd� do tego kina - zacz�a p�aka�, lecz on przewr�ci� j� na pod�og�, a potem brutalnie zdar� z niej ubranie. Tak jak przypuszcza�, nie krzycza�a, cho� ze wszystkich si� stara�a mu si� oprze�. Drapa�a, kopa�a nogami, ale on dopi�� swego - zgwa�ci� j�. Gdy by�o ju� po wszystkim, pu�ci� jej bezw�adne, omdla�e uda i wsta� zostawiaj�c j� zap�akan� na pod�odze. - Przyjemnie by�o - powiedzia� doci�gaj�c spodnie - mo�e masz ochot� na ten drugi raz? Skuli�a si�, oplataj�c ramionami kolana. Dr�a�a na ca�ym ciele, a do wilgotnych policzk�w przyklei�y si� jej pojedyncze kosmyki w�os�w. Unika�a jego wzroku. Zrobi�o mu si� jej nawet �al. - To ty jeszcze z nikim tego nie robi�a�!? - ze zdziwieniem zauwa�y� krew. - Ty... ty chamie! -jeszcze silniej zacisn�a uda. - Wzi�� koc przewieszony przez oparcie krzes�a i rzuci� go jej. - Okryj si� - powiedzia�. Spodziewa� si� obelg, ale ona bez s�owa otuli�a si� pledem i przegubem d�oni zacz�a wyciera� �zy. Poci�ga�a cicho przez nos, pochlipuj�c. �ukasz zobaczy� swoj� twarz w lustrze. Podrapa�a go do krwi; cztery wyra�ne �lady po paznokciach ci�gn�y si� od brwi a� do ust. - Kocica- mrukn��. To by�o dziwne: nigdy nie s�dzi�, �e dziewczyna pozuj�ca do zdj�� i czytaj�ca antyreligijne ksi��ki, mo�e by� dziewic� - no i w dodatku ten �a�cuszek, kt�ry nosi�a na kostce; sporo s�ysza� na temat sposobu prowadzenia si� takich dziewczyn. Nawet sam pra�at m�wi� o tym na zebraniu ko�a. Za oknem megafon wyg�asza� w�a�nie przypowie�� o igraj�cej dziatwie. Ch�opak kucn�� obok dziewczyny, przygl�daj�c si� jej z bliska. Odsun�a si� w k�t utworzony przez fotel i �cian�. Obserwowa�a uwa�nie ka�dy jego ruch, a w jej wilgotnych oczach b��dzi�o przera�enie. Wyda�a mu si� o wiele bardziej atrakcyjna ni� przedtem. Teraz to on by� stron� decyduj�c�. U�miechn�� si�. - Niez�a z ciebie dziewczyna. Szkoda tylko, �e taka nierozs�dna. Nakry� kocem jej kolano, a potem wsta� i ruszy� do wyj�cia. Nie przypuszcza� nawet, �e ca�y dom obstawiony by� ju� przez s�u�b� porz�dkow� laikatu. Doszed� do po�owy przedpokoju, gdy drzwi otworzy�y si� z trzaskiem wy�amywanego zamka, a uzbrojeni m�czy�ni w oliwkowozielonych mundurach wpadli z impetem do pomieszczenia. �wiat zawirowa�, ch�opak krzykn��, a potem le�a� ju� na plecach, przygnieciony ci�kim butem. Gdy mieszkanie zosta�o spenetrowane, pojawi� si� ksi�dz �ytniewski, proboszcz oraz wygl�daj�cy na przestraszonego Rysiek. �ukasz uni�s� g�ow�, tak aby ich lepiej widzie�. Z ty�u szed� jeszcze ten policjant w podkoszulce, kt�ry mieszka� w przeciwnej bramie, oraz kilku cywil�w. - To on. Poznaj� go - policjant wskaza� na przygwo�d�onego do ziemi ch�opaka. - Dzi�kuj� panu - ksi�dz �ytniewski zatrzyma� si� przy �ukaszu - zostanie pan wezwany jako �wiadek. - Oczywi�cie wasza wielebno�� - m�czyzna poca�owa� go w pier�cie� i k�aniaj�c si� kilkakrotnie, wyszed� ty�em. - To m�j najlepszy ministrant, r�cz� za niego - proboszcz wytar� pot z czo�a. Dygota� ca�y. - To jaka� kolosalna pomy�ka. - Ja te� go znam, ale to nie pow�d, aby taki czyn uszed� mu na sucho. Jedynie sam B�g mia�by prawo mu wybaczy� i nie jest to w mocy ludzkiej - gestem odwo�a� funkcjonariusza, kt�ry trzyma� obcas na klatce piersiowej ch�opaka. - Ukorz si�, synu -doda� w stron� le��cego. �ukasz rzuci� si� b�agalnie na kolana. - Wasza wielbno��, prosz� o �ask�. Ona jest kacerk� i to ona mnie sprowokowa�a - przera�enie za�amywa�o mu chwilami g�os. - Umilknij synu - ksi�dz ojcowskim gestem po�o�y� d�o� na jego g�owie - i wierz w bo�� sprawiedliwo��, bo On jest s�dzi� surowym, ale sprawiedliwym. Niczym s� wyroki ludzkie. A teraz id� w pokorze. Dw�ch funkcjonariuszy za�o�y�o kajdanki na r�ce �ukasza, po czym uj�to go pod pachy i poprowadzono do radiowozu. Z pokoju wyprowadzono dziewczyn� owini�t� w koc. - No prosz�, co za ��w: sama przewodnicz�ca Kraj�wki Laickiej - gwizdn�� przez z�by jeden z cywil�w, ale �ytniewski uciszy� go jednym spojrzeniem. - Dzi�kuj� ci Ryszardzie za to, �e wskaza�e� nam to miejsce - po�o�y� d�o� na ramieniu ch�opaka - Otrzymasz ode mnie referencje, z kt�rymi, jak s�dz� zostaniesz bez problemu przyj�ty do nowicjatu. - Dzi�kuj� wasza wielebno�� - ministrant uca�owa� go w pier�cie� i wycofa� si� podobnie jak policjant. - Trzeba przekaza� papiery �ukasza na policj� i przeprowadzi� weryfikacj� w jego rodzinie. Zajmiesz si� usuni�ciem go z parafii oraz zlikwidowaniem przywilej�w dla niego i rodziny, bracie Piotrze - �ytniewski spojrza� na proboszcza, kt�ry zgodzi� si� przytakuj�c bez s�owa. - A ty? - pytanie skierowane by�o do dziewczyny. - Ja ci� nie uca�uj� w pier�cie� - wykrzywi�a usta w wyrazie pogardy. - Jak mo�esz do jego wielebno�ci... - oburzy� si� proboszcz, lecz ksi�dz nakaza� cisz� uniesieniem r�ki. Nikt nie �mia� teraz pisn�� nawet s��wka. Ksi�dz profesor �ytniewski, za zaanga�owanie w krzewieniu wiary, mia� w nied�ugim czasie zosta� beatyfikowany, a wi�c stanowi� dla wszystkich prawdziwy autorytet. Edyta mimowolnie poczu�a si� nieswojo. - Jeste� oskar�ona nie tylko o nieprawomy�lno�� - ksi�dz starannie dobiera� s�owa. - Dodatkow� twoj� win� jest to, �e naszego najlepszego ministranta nam�wi�a� do dzia�alno�ci antyko�cielnej. Mamy �wiadka, kt�ry widzia� go, gdy ca�e noce sp�dza� pod twoim oknem, spe�niaj�c rol� czujki. Stara� si� nawet wci�gn�� do takiej samej dzia�alno�ci swego przyjaciela Ryszarda, zmuszaj�c go do milczenia. Jak widz� uprawia�a� z im stosunki pozama��e�skie, aby go zba�amuci�. Jeste� ju� zupe�nie zepsuta. Obydwoje odpowiecie w takim samym stopniu za kacerstwo. Nikt nie potrafi� zrozumie�, dlaczego dziewczyna zacz�a si� �mia�. To by� dziki, nieopanowany wybuch �miechu.