4850
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4850 |
Rozszerzenie: |
4850 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4850 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4850 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4850 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
OLGIERD DUDEK
CZAS SIEJBY
Problem tkwi
Nie w istocie rzeczy,
A w jej interpretacji
- to powiedzia�o
wielu ludzi.
Ju� od rana pielgrzymi schodzili do miasta do strony Z�otej G�ry i, mimo �e by�a
prawie szesnasta, wci�� nowe grupy dociera�y na i tak ju� zat�oczony plac pod
murami klasztoru. W zasadzie pi�tnasty sierpnia by� zawsze dniem, w kt�rym
przybywa�a najliczniejsza - warszawska - pielgrzymka wiernych, lecz w tym roku
pobite zosta�y chyba wszystkie dotychczasowe rekordy. �ukasz, stoj�c obok
ko�cio�a Naj�wi�tszej Maryi Panny, przygl�da� si� faluj�cemu �ywio�owi ludzi.
Przez megafony, na przemian z krzy�ami wystaj�ce ponad g�owami t�umu,
rozbrzmiewa�y g�o�ne religijne pie�ni. Grupy sz�y jedna za drug� i ka�da z nich
�piewa�a na inn� melodi�, tak �e co chwil� g�osy zlewa�y si� w og�uszaj�c�
kakofoni� niezsynchronizowanych s��w. Dodatkowym sk�adnikiem, wyra�nie
zag�uszaj�cym �w gwar, by�a audycja powitalna, nadawana z radiow�z�a Jasnej
G�ry, przez g�o�niki rozmieszczone wzd�u� ulic miasta. Kazania miesza�y si�
tutaj z pie�niami i reklamami zagranicznych sponsor�w, kt�rzy sfinansowali
tegoroczne obchody �wi�ta Matki Boskiej Cz�stochowskiej.
�ukasz ziewn��, zas�aniaj�c usta pi�ci�, a potem wbi� d�onie w kieszenie swych
spodni. S�oneczny �ar la� si� z nieba na rozpalone, betonowe chodniki, a
nagrzane powietrze falowa�o lekko niczym przezroczysta kurtyna. Ch�opak czu�, �e
ca�a jego koszulka przesi�kni�ta jest potem. W zasadzie mia� najszczersz� ochot�
i�� sobie st�d, ale by� ministrantem, a to oznacza pewne przywileje i tym samym
pewne obowi�zki -chocia�by jak ten dzisiejszy. Wiedzia�, �e ksi�dz proboszcz nie
kaza�by mu czeka� na takim skwarze, gdyby faktycznie nie potrzebowa� jego
pomocy. W ko�cu �ukasz nie by� jakim� tam pierwszym lepszym nowicjuszem. Zna�
samego ksi�dza profesora �ytniewskiego i nawet dosta� od niego na pami�tk� kilka
ksi��ek o teologii. Razem z nielicznymi, podobnymi mu wybra�cami bywa� na
wieczornicach religijnych, kt�re organizowa�a kuria - w og�le w�r�d ministrant�w
zalicza� si� do starszyzny i to do tej najbardziej wp�ywowej. Ostatnio na
przyk�ad powierzono mu opiek� nad dopiero co powsta�ym ko�em m�odych katechet�w.
By� wi�c raczej wtajemniczonym cz�owiekiem do zada� specjalnych i nikt nie
zawraca�by mu g�owy rzecz�, kt�r� mo�e za�atwi� zwyk�y, nastoletni adept. Dobrze
o tym wiedzia�, gdy ociera� pot z czo�a, zerkaj�c niecierpliwie na zegarek.
Rysiek sp�ni� si�, jak zwykle, o kwadrans. Przyszed� w firmowej czapeczce
McDonalda, wyrazem takiego szcz�cia na twarzy, jakby za chwil� mia� trafi�
bingo.
- No i czego si� tak cieszysz? - �ukasz spojrza� na niego niech�tnie. Mia� ju�
wszystkiego po dziurki w nosie i dra�ni�y go wszelkie przejawy rado�ci na innych
twarzach.
- Widzia�em jankes�w. Przyjechali takim b��kitnym autokarem. M�wi� ci, pe�en
komfort: klimatyzacja, barek, telewizja. Maj� kr�ci� jaki� film o kulcie
maryjnym, ale przyjecha�a te� ca�a masa turystek. M�wi� ci, taki towar �e palce
liza�.
-I to ci� tak cieszy?
-Ksi�dz pra�at m�wi�, �e Piotrek ma by� przewodnikiem i t�umaczem grupy
m�odzie�owej. Trzeba z nim pogada�...
- O rany! I tak panienki b�d� chcia�y po�azi� po rynku, a ich meni nie dopuszcz�
ci� do nich na odleg�o�� rzutu kamieniem.
- Stary! To s� same panienki. Konkurencji zero. Jedna mia�a tak� bluzeczk�, �e
jak si� pochyli�a po torb�, to podwia�o j� od spodu i pokaza�a ca�e cycuszki.
Delicje, m�wi� ci, palce liza�.
- Lepiej skocz po co� do picia - �ukasz obliza� spieczone wargi - z Piotrkiem
pogadam dzisiaj wieczorem.
- Widzisz? Od razu m�wisz jak cz�owiek - Rysiek roze�mia� si�, a potem odwr�ci�
na pi�cie i poszed� w stron� najbli�szej budki z napojami. Kupi� dwie puszki
mro�onej coli. Zdoby� si� : nawet na taki gest, �e nie przyj�� od �ukasza
pieni�dzy. - Ja stawiam - wyja�ni� kr�tko.
Alejami wci�� szli pielgrzymi, a policjanci z trudem kierowali ruchem
samochod�w, co chwil� formuj�cych d�ugie korki. Jaka� kobiecina w podesz�ym
wieku zas�ab�a i karetka pogotowia musia�a sforsowa� trawnik, niszcz�c przy
okazji klomb z kwiatkami. �ukasz z lubo�ci� i namaszczeniem poch�on�� zawarto��
puszki.
L�ni�cy srebrny mercedes ze znakami kurii zatrzyma� si�, zje�d�aj�c zupe�nie na
chodnik.
- Zobacz... - Ryszard szturchn�� �ukasza �okciem. Obydwaj spojrzeli w tym
kierunku. Z wn�trza wysiad� niski m�czyzna w �wie�utkiej, starannie
odprasowanej sutannie. Cho� wygl�da� znacznie bardziej dostojnie, ch�opcy
poznali w nim wikariusza. Gdy poprawi� d�ugie r�kawy swej szaty, przywo�a� ich
dyskretnym ruchem d�oni. Nie zwlekaj�c podeszli do niego, po czym przywitali
si�, ca�uj�c tradycyjnie jego d�o�.
- Niech b�dzie pochwalony... - powiedzieli prawie r�wnocze�nie.
- Na wieki wiek�w... - u�miechn�� si�.
- To ty masz na imi� �ukasz? - spojrza� z �yczliwo�ci� na ministranta.
- Tak wasza wielebno�� - ch�opak opu�ci� skromnie wzrok.
- Wiem, wiem... brat Jan opowiada� mi o tobie. Przez d�ug� chwil� milcza�, z
�agodnym u�miechem przygl�daj�c si� �ukaszowi, a potem spojrza� na Ryszarda.
- A ty synu? - spyta�.
- Ja jestem Ryszard. Za rok rozpoczn� nowicjat.
- Oby� wytrwa� w swym zbo�nym postanowieniu - westchn��, po czym si�gn�� na
tylne siedzenie samochodu, bior�c le��c� na nim teczk�. Wyci�gn�� z niej dwie
kopie dokument�w. - Brat Jan m�wi�, �e brali�cie ju� udzia� w takiej akcji, wi�c
chyba nie musz� wam wyja�nia� .szczeg��w. Tutaj macie spisy mieszka�c�w z
osiedla podlegaj�cego parafii �w. Zygmunta i pe�nomocnictwo od jego
�wi�tobliwo�ci biskupa. Potrzebujemy pi��dziesi�ciu miejsc noclegowych, dla
pielgrzym�w, kt�rzy nie pomieszcz� si� w hotelu parafialnym. Gdyby kto�
odmawia�, nie nalegajcie; spiszcie tylko kt�ra to rodzina. Musicie si�
po�pieszy�, aby zd��y� przed osiemnast�. Listy zdacie w kancelarii parafialnej.
Opaski te�.
Wyci�gn�� z kieszeni dwie p��cienne szarfy ze znakami s�u�by pomocniczej
laikatu, a ch�opcy za�o�yli je ka�dy na swoj� lew� r�k�.
- Macie jakie� pytania?
- Nie.
- Nie.
- Zosta�cie z Bogiem - poklepa� �ukasza po ramieniu, a nast�pnie wsiad� do
samochodu. Kierowca zamkn�� za nim ] drzwi i z zawodowo oboj�tn� min� przeszed�
na drug� stron� ' wozu. Odjechali.
- Znowu nadkomplety... - Ryszard podrapa� si� w ty� g�owy.
- Trudno; trzeba b�dzie odwali� t� robot� - �ukasz wzruszy� ramionami i poszli w
strn� ulicy �w. Tomasza. Po drodze musieli min�� plac Zwiastowania Naj�wi�tszej
Maryi Panny, przeci�� na skos ulic� �w. Bart�omieja, a potem ulic� �w. Jakuba
dosta� si� na plac Jezusa Chrystusa. By� to spory kawa�ek drogi. Zanim znale�li
si� na miejscu, przejrzeli spisy, naradzili si�, od kt�rego domu zaczn� i
postanowili, �e b�d� chodzi� razem. W sumie i tak mogli by� spokojni, �e zd���
znale�� te pi��dziesi�t miejsc noclegowych. Jeszcze nigdy nie zdarzy�o si�, aby
kto� z mieszka�c�w odm�wi�. Wszyscy byli g��boko wierz�cymi parafianami i
wiedzieli, �e nale�y udzieli� schronienia przybyszom. Kto post�pi�by inaczej,
ten nie by� godny, aby nale�e� do parafii i nazywa� siebie chrze�cijaninem, No,
a w kraju ju� od dawna nie by�o �adnych niechrze�cijan.
Pierwszy dom okaza� si� wysok�, zaniedban� co nieco kamienic�. �rodkiem
cuchn�cej ple�ni� bramy bieg� rynsztok przykryty pr�chniej�cymi deskami i du��
p�yt� dykty.
- Mo�e p�jdziemy dalej? - zaproponowa� Rysiek, niech�tnie zagl�daj�c do
za�mieconej klatki schodowej.
- Co� ty, chce ci si�?! - �ukasz min�� go i po trzeszcz�cych schodach zacz��
wspina� si� do g�ry. - Wikary nie m�wi� w jakich warunkach ma by� nocleg, no
nie? - doda�, gdy Rysiek do niego do��czy�.
Zza pierwszych drzwi dobiega�a g�o�na muzyka: telewizor albo radio. �ukasz
zapuka� w grube, niemalowane drzwi. Nie by�o odpowiedzi, wi�c przycisn�� taster
dzwonka i trzyma� go do czasu, a� czyje� cz�apanie zacz�o przybli�a� si� po
tamtej stronie.
- Ju� id�, id�! - zasapa� obcy g�os, po czym drzwi uchyli�y si� lekko. W
szczelinie pojawi�a si� napuchni�ta kobieca twarz o �widruj�cych, nieufnych
oczkach.
- O co chodzi?
- My jeste�my z parafii. Czy nie przenocowa�aby pani kilku pielgrzym�w? -
u�miechn�� si� �ukasz.
- Nie ma miejsca - odpowiedzia�a niech�tnie.
- Nawet jednego?
- Na wet jednego.
- A jak, je�li mo�na wiedzie�, godno�� pani? - �ukasz nie przesta� si�
u�miecha�, a Rysiek ostentacyjnie wyci�gn�� zza plec�w list� mieszka�c�w i
zawiesi� nad ni� d�o� z d�ugopisem. Kobieta dopiero teraz zauwa�y�a opaski na
r�kach ch�opak�w. Jej twarz w jednej chwili przybra�a wyraz uleg�ej pokory.
- Poczekaj... chwileczk� kochany. My jeste�my pro�ci ludzie; przepraszam, �e nie
zaprosi�am pan�w do �rodka, ale r�ni chodz� teraz po domach - �a�cuch przy
zamku zazgrzyta� sucho i drzwi otworzy�y si� go�cinnie na o�cie�.
- Prosz�, niech panowie wejd�. Przepraszam, �e nie posprz�tane, ale nie
spodziewa�am si�. Prosz�...
W mrocznym przedpokoju unosi�y si� nie�wie�e, kuchenne zapachy.
- No wi�c, jak b�dzie z tymi noclegami? - �ukasz zajrza� do bocznego pokoju, w
kt�rym na pod�odze bawi�y si� jakie� dzieci.
- Panowie; tutaj ciasno, nie ma �azienki, ciep�ej wody.
- Nie szkodzi. Pielgrzymi przywykli do niewyg�d, dla nich nie b�dzie to
k�opotem.
- Panowie s� z naszej parafii, prawda? Podobno proboszcz zbiera na nowe witra�e.
My jeste�my biedni ludzie, ale dobrzy parafianie - kobieta wyci�gn�a z kieszeni
zmi�ty plik pieni�dzy i wcisn�a go w d�o� �ukasza. - To na te witra�e.
�ukasz na pierwszy rzut oka oceni� datek na jakie� pi��dziesi�t nowych z�otych.
- Ale to b�dzie du�y witra� - zauwa�y�. Kobieta bez s�owa doda�a dziesi�tk�.
Zainkasowa� ca�� sum�, a potem u�miechn�� si� szeroko.
- Ma pani racj�; trzeba rozumie� ci�k� sytuacj� parafian. Zosta�cie z Bogiem.
- Z Bogiem - odpowiedzia�a kobieta. Gdy drzwi zamkn�y si� za ich plecami,
wyci�gn�� pieni�dze, przeliczy� dok�adnie, a nast�pnie podzieli� na p�.
- Trzymaj, to dla ciebie: po trzy dychy na twarz - poda� koledze jego cz��.
- Nie�le jak na pocz�tek - Rysiek chuchn�� w pi��, a pieni�dze schowa� do
kieszonki swej koszuli. Uwin�li si� szybko. Po dwudziestu minutach mieli
pi�tna�cie miejsc dla pielgrzym�w i po dwie�cie z�otych w gar�ci.
- Jeszcze dwie kamienice i za�atwione - Rysiek zatar� r�ce, gdy wyszli z
ostatniego mieszkania. Praktycznie byli na poddaszu, lecz wy�lizgane schody
prowadzi�y jeszcze wy�ej.
- Ciekawe co tam jest - �ukasz wszed� prawie do po�owy ich wysoko�ci.
- Pewnie strych... chod�my st�d.
- Nie; tu s� drzwi do mieszkania.
Weszli na g�r�. Tam w �rodku kto� musia� pracowa�, bo s�ycha� by�o
nier�wnomierne stukanie maszyny do pisania. �ukasz za�omota� w drzwi. Stukanie
ucich�o.
- Kto? - to by� g�os dziewczyny.
- Pos�a�cy z Jeruzalem - roze�mia� si� �ukasz, szturchaj�c koleg� pod �ebro.
Rysiek parskn�� �miechem.
- Mieli�cie przyj�� dopiero wieczorem. Sta�o si� co�? - wysoka dziewczyna
otworzy�a im, po czym nie czekaj�c na wyja�nienia, odwr�ci�a si� i posz�a do
pokoju. Zdezorientowani ministranci popatrzyli po sobie, nie rozumiej�c
sytuacji. Zn�w rozleg�o si� stukanie maszyny. Pierwszy z os�upienia otrz�sn��
si� Rysiek.
- Wchod�! - wskaza� ruchem g�owy wn�trze mieszkania i wepchn�� tam �ukasza.
- Je�eli jeste�cie g�odni, to w kuchni jest jeszcze troch� kawy i jakie� kanapki
- dziewczyna przerwa�a na chwil� pisanie.
- Mo�ecie te� otworzy� konserw�, ale je�li poczekacie chwil�, a� sko�cz�, to
zrobi wam co� lepszego.
- Nie, dzi�kujemy, nie trzeba - �ukasz podszed� do drzwi pokoju, rozgl�daj�c si�
wok� ostro�nie. Du�e pomieszczenie by�o prawie puste, je�li nie liczy� g�szczu
kabli za�cielaj�cych pod�og�, sporej liczby statyw�w i reflektor�w oraz
walaj�cych si� wsz�dzie ksi��ek. Pomalowane na bia�o mieszkanie pe�ni�o rol�
klubu, fotograficznego atelier i ma�ej biblioteki.
Dziewczyna siedzia�a przy oknie, a ca�y st� zarzucony by� lu�nymi kartkami
zadrukowanego papieru. Niekt�re, zmi�te arkusze wala�y si� po pod�odze obok jej
krzes�a. Pracowa�a w skupieniu, nie odwracaj�c si� w stron� drzwi, nawet gdy
ministranci omal nie przewr�cili stojaka z projektorem filmowym. �ukasz .
wyci�gn�� z p�ki jak�� pierwsz� lepsz� ksi��k� i przekartkowa� j� machinalnie.
- O rany, Feuerbach! - wyrwa�o mu si�, gdy zobaczy� tytu�.
- To egzemplarz jeszcze z osiemdziesi�tego roku, ale Marian obieca�, �e
zdob�dzie te teksty w wydaniu oryginalnym - wyja�ni�a mimochodem dziewczyna.
- Ale przecie� to nielegalne - zdziwi� si� �ukasz.
Dziewczyna gwa�townym ruchem odwr�ci�a g�ow�, a potem zerwa�a si� z miejsca i
stan�a przy stole, jakby chcia�a zas�oni� cia�em maszyn� do pisania. Jej
zielone oczy zrobi�y si� niemal dwa razy wi�ksze.
- Kim wy jeste�cie!? - spyta�a przestraszony.
- To raczej ty powiedz kim jeste� - �ukasz zacz�� przegl�da� tytu�y ksi��ek,
stwierdzaj�c, �e wi�kszo�� z nich od dawna jest na indeksie.
- Widzia�e� to? - Ryszard odkry� pod gazetami du�e zdj�cia akt�w kobiecych.
Zgodnie z zarz�dzeniem synodu biskup�w sprzed czterech lat wszelkie tego typu
wydawnictwa podlega�y cenzurze ko�cielnej. By�o to s�uszne, bo swego czasu
zachodnie pisma pornograficzne usi�owa�y wej�� na polski rynek wydawniczy. Na
pocz�tku zadrukowywano na czarno tylko zbyt bezwstydne zdj�cia kobiecych
intymno�ci, ale wkr�tce ca�e kobiece cia�o uleg�o takiemu utajnieniu, �e w
pismach pornograficznych wszystko opr�cz twarzy, d�oni i st�p musia�o zosta�
zas�oni�te. P�niej zreszt� spad� popyt na pisma tego typu, co stanowi�o wyra�ny
dow�d na wzrost moralno�ci w narodzie. Co prawda te tutaj zdj�cia by�y aktami,
ale od czasu publicznego spalenia galerii Venus i tego typu fotografie by�y
uznawane za pornografi�.. .
- Nie�le... - przyzna� �ukasz.
- Tak, nie�le - Rysiek usiad� na krze�le, zabieraj�c si� do przegl�dania akt�w,
a dziewczyna sta�a jak sparali�owana. �ukasz podszed� do niej wsuwaj�c r�ce do
kieszeni spodni. Przez uchylone okno wpada�y g�osy religijnych pie�ni,
fotografie szele�ci�y w d�oniach Ry�ka, a poza tym panowa�a kamienna cisza.
Przez d�u�sz� chwil� nikt nie odezwa� si� ani s�owem.
- Dziewczyna by�a zupe�nie blada. �ukasz wpatrywa� si� w okno, - a potem
odwr�ci� si� w jej stron�, zaplataj�c ramiona w teatralnym, wyra�aj�cym
ca�kowit� pewno�� siebie, ge�cie.
- �adne gniazdko sobie tutaj uwili�cie - przysiad� na krze�le, opieraj�c nogi na
biurku. Zrobi� to w czysto ameryka�skim stylu. - Ksi�dz �ytniewski bardzo si�
ucieszy, gdy b�dzie m�g� poogl�da� sobie wasz� biblioteczk�. Zgadzasz si� ze mn�
siostrzyczko?
- Nie b�d� z tob� rozmawia�a na ten temat. Nigdy nie rozmawiam ze s�ugusami.
- Harda sztuka - zauwa�y� Rysiek, podchodz�c do kolegi -...i w dodatku niez�a.
Poda� mu plik zdj��, na kt�rych modelk� by�a ta w�a�nie dziewczyna. Na jednym z
nich kto� napisa� dedykacj�: "Edycie - Mirek". �ukasz zauwa�y�, �e dziewczyna ma
na lewej kostce u nogi z�oty �a�cuszek. Taki, zakuty przez jubilera, noszony
przez tancerki albo... ch�opak u�miechn�� si� pod nosem.
- Kacerstwo, pornografia, amoralno�� - sporo jak na raz -gwizdn��.
- Nie twoja sprawa ministranciku! - odpowiada�a z zajad�o�ci� godn� tygrysicy,
ale w rzeczywisto�ci dr�a�a ze strachu.
Nad domem z ci�kim �wistem wirnika przelecia� bia�y �mig�owiec ze znakami
laikatu katolickiego na kad�ubie. Lata� nisko nad miastem, kontroluj�c sytuacj�
na ulicach.
Rysiek wyszed�, a z kuchni zacz�y dobiega� odg�osy przegl�danych naczy�.
P�niej rozleg�o si� mlaskanie.
Zdj�cia by�y wspania�ej jako�ci, a dziewczyna rzeczywi�cie interesuj�ca. M�oda,
�adna i dobrze zbudowana - jak to modelka.
- Jeste� bardzo nieuprzejma, Edyta - �ukasz schowa� zdj�cia do koperty, kt�r�
wygrzeba� ze stosu papieru na biurku. - To �le. Ja m�g�bym zapomnie� o tym co
tutaj zobaczy�em, m�g�bym te� poprosi� o to samo swojego koleg�, ale musia�aby�
sta� si� troch� milsza.
- Nie jestem dziwk�!
- ...i nie o to mi chodzi.
- A o co?
- Wiesz; ja jestem takim dziwakiem, nienormalnym cz�owiekiem. Chcia�bym
porozmawia� z tob� - zatoczy� r�k� szeroki gest, wskazuj�c rega�y pe�ne ksi��ek
- ...na ten temat. Nic wi�cej tylko porozmawia� i zapomnia�bym o ca�ej tej
sprawie. Czy to du�o?
- Wezm� sobie te zdj�cia. S� bardzo �adne. Mog� ci je odda�, ale musisz przyj��
o osiemnastej na plac Bohater�w Solidarno�ci. B�d� czeka� pod pomnikiem Wa��sy.
Przyjdziesz?
- A czy mam inne wyj�cie?
- Prawd� m�wi�c, nie - u�miechn�� si� - to do zobaczenia i przepraszam, �e
przeszkodzili�my w pracy.
Zostawi� dziewczyn� stoj�c� bez s�owa w pokoju, a sam wyszed�, zabieraj�c ze
sob� Ry�ka.
- O rany, co ci si� sta�o? - oczy Ryszarda zrobi�y si� ze : zdziwienia idealnie
okr�g�e.
- Nic - zamkn�� za sob� drzwi, a potem spojrza�a powa�nie i na koleg�. -
Zapami�taj sobie dok�adnie co teraz powiem: niczego nie widzia�e�, nigdzie nie
byli�my, nie by�o �adnej dziewczyny. W og�le zapomnij o tym strychu. Chcesz
jeszcze o co� zapyta�?
- Ale... te zdj�cia i ksi��ki!
- Powiedzia�em: nie by�o �adnych zdj�� i ksi��ek.
Jego spojrzenie sta�o si� zimne i przeszywaj�ce. Rysiek umilk� na chwil�.
Wiedzia�, �e z �ukaszem nie ma sensu zadziera�. By� o wiele bli�ej ksi�dza
�ytniewskiego, a w dodatku zbyt dok�adnie zna� erotyczno-imprezowe wyczyny
przysz�ego adepta nowicjatu. Wystarczy�oby jedno s�owo...
- Dobra. Nie ma sprawy. Czego nie robi si� dla starej przyja�ni... - wzruszy�
ramionami, po czym u�miechn�� si�.
- Porozmawiam z pra�atem. Piotrek na pewno b�dzie mia� co� wa�nego do zrobienia,
a ty zast�pisz go przy tych panienkach.
�ukasz klepn�� go po przyjacielsku w rami�.
- Dzi�ki, stary! - szeroki u�miech rozla� si� na twarzy Ry�ka.
Plac Bohater�w Solidarno�ci nie wyr�nia� si� niczym specjalnym. Masywny pomnik
- jedyna budowla na wybetonowanej, otoczonej kamienicami przestrzeni - raz w
roku �ci�ga� m�odzie� z okolicznych szk�, na uroczyst� akademi� po��czon� z
symbolicznym sk�adaniem wi�zanek kwiat�w i zaci�ganiem warty honorowej. Poczty
sztandarowe, przem�wienia - a wszystko to poprzedzone tradycyjn� msz�
koncelebrowan� przez biskupa. �ukasz zna� to dobrze, bo sam wiele razy w tym
uczestniczy�, a jako siedmiolatek by� ze sw� szko�� przy wmurowaniu kamienia
w�gielnego pod pomnik tego w�satego m�czyzny. Podoba� mu si� nawet �w
przyw�dca, chocia� myli� go wtedy z kim� sprzed wojny. Teraz jednak w�a�nie
tutaj um�wi� si� z Edyt�. Tak jaka obieca�, przyni�s� ze sob� jej zdj�cia, lecz
ona sp�nia�a si�, co go wyra�nie denerwowa�o. Nie lubi� takich sytuacji.
Przez megafony rozmieszczone na s�upach rozlega� si� natchniony g�os: "A
powiadam wam, �e ka�demu, kto ma, b�dzie dane i obfitowa� b�dzie, a kto nie ma,
i to, co ma, b�dzie od niego odj�te. Wska�cie tych nieprzyjaci� moich, kt�rzy
nie chcieli, abym nad nimi panowa�, przyprowad�cie tu i zabijcie w mej
obecno�ci".
G�os wibrowa� w zau�kach mur�w i bramach pomimo szumu je�d��cych wok�
samochod�w. �ukasz nie zwraca� na to uwagi, bo dobrze zna� wszystkie
przypowie�ci biblijne, a poza tym przyzwyczai� si� ju� do normalnych w tym
mie�cie odg�os�w.
Jaki� m�czyzna wysiad� z br�zowoz�otego volkswagena i znikn�� w przeszklonych
drzwiach sklepu z dewocjonaliami. Po chwili pojawi� si� zn�w i zacz�� wnosi� do
�rodka figurki starannie opakowane w kolorowe kartony. To by� ju� trzeci tego
dnia rzut Matek Boskich do sklep�w. M�czyzna przywi�z� te� koszulki z
religijnymi napisami oraz nadrukami twarzy Chrystusa i lizaki w kszta�cie
krzy�yk�w. W mie�cie by� du�y ruch, wi�c wszystko rozchodzi�o si� w
b�yskawicznym tempie.
- Chcia�e� si� ze mn� widzie�, prawda? - g�os dziewczyny odezwa� si� zupe�nie
niespodziewanie. Sta�a tu� za nim.
- Wygl�dasz wspaniale - u�miechn�� si�, obrzucaj�c j� fachowym spojrzeniem.
Za�o�y�a kr�tk�, ledwie os�aniaj�c� piersi koszul�, kr�tkie spodenki oraz
sanda�y, lecz wcale nie wygl�da�a jak dziewczynka. By�a m�od� kobiet�. �ukasz
zastanowi� si� nawet, czy nie jest przypadkiem starsza od niego. Nie
przeszkadza�oby mu to jednak - zawsze imponowa�y mu starsze dziewczyny.
- Czy tylko to chcia�e� tai powiedzie�? - skrzywi�a ironicznie usta.
-A je�li tak?
- Je�li tak, to m�g�by� ju� odda� zdj�cia.
- Prosz� - poda� jej kopert�.
- Czy... czy mog� ju� i��? - zaskoczy� j� swym gestem i zdezorientowa�.
Spojrza�a na niego niepewnie.
- Tak. Zgodnie z umow� - roz�o�y� bezradnie r�ce - ale je�li mia�aby� chwil�
czasu, to zapraszam do klubu. Napijemy si� czego� ch�odnego i porozmawiamy.
- ...i oczywi�cie, jest to propozycja nie do odrzucenia. �ukasz u�miechn�� si�.
Tak czy inaczej mia� j� w r�ku, ale postanowi� nie wykorzystywa� tego - na
razie.
- Od tej chwili wszystko co powiesz, nie b�dzie u�yte przeciwko tobie -
powiedzia� oficjalnie, po czym doda� - nie jestem tak� �wini�, jak my�lisz.
- To gdzie jest ten klub? - spyta�a.
- Chod�my, zaprowadz� ci�.
Ruszyli powoli w stron� ko�cio�a. Od czasu gdy kawiarnie zosta�y zamkni�te ze
wzgl�du na deprawuj�cy wp�yw na m�odzie�, jedynymi miejscami spotka� sta�y si�
parafialne kluby m�odzie�y katolickiej, prowadzone przez ksi�y. �ukasz, jako
ministrant, mia� tam wst�p wolny i bezp�atn� obs�ug�. Do teatr�w i filharmonii,
kt�re na fali przemian ustrojowych dobrowolnie podporz�dkowa�y si� Ko�cio�owi,
r�wnie� m�g� wchodzi� zupe�nie gratis.
Edyta sz�a tu� obok niego, ale milczeli, bo nie m�g� znale�� jako� tematu do
rozmowy. Przygl�da� si� jej tylko ukradkiem. Mia�a d�ugie, faluj�ce ni to rude,
ni to kasztanowo br�zowe w�osy i gdyby zmieni�a ich kolor, pewnie nie pasowa�yby
do urody oraz barwy jej cia�a r�wnomiernie opalonego przez s�o�ce. Ch�opak
widzia� na zdj�ciach, �e musia�a opala� si� bez stanika.
- Zawsze jeste� tak rozmown� osob�? - spojrzenie jej zielonych oczu otrze�wi�o
go niczym zimny prysznic.
- Nie - westchn�� - ale pierwszy faz widz� �yw� ateistk�.
- Nie jestem ateistk�.
- Jak to?
- Ateista to nie wierz�cy w og�le. Ja nie wierz� w Ko�ci�, i tylko tyle.
- Dziwne to... - mrukn��.
Zatrzymali si� przy bramie wiod�cej na ko�cielny dziedziniec. Jak zwykle o tej
porze dnia w klubie nie by�o wielkiego � ruchu, lecz nawet gdyby by�, �ukasz
mia� zawsze zarezerwowane miejsce przy stoliku dla ministrant�w. Tam w�a�nie
usiedli. ; Zaraz te� pojawi� si� kelner i przyni�s� dwie szklanki dobrze
sch�odzonego koktajlu.
- Masz tutaj niema�e przywileje - zauwa�y�a dziewczyna.
- No c�, pracuje si� troch� - stwierdzi� nonszalancko. - To pewnie za to, co
robi�e� cztery lata temu - wychyli�a ma�y �yk napoju, a potem ostro�nie
odstawi�a oszronion� j szklank�.
- Nie rozumiem - spojrza� na ni� uwa�nie.
- By�e� organizatorem pikiet pod uczelni�. Domagali�cie si� przekazania budynk�w
politechniki na rzecz seminarium katolickiego. P�niej zreszt� zrobiono to samo
z innymi uczelniami - wyja�ni�a rozgl�daj�c si� po wn�trzu klubu.
- Mieli�my racj�, bo i tak poziom polskich in�ynier�w by� zbyt niski w
por�wnaniu z wykszta�ceniem tych przyje�d�aj�cych z Zachodu... ale sk�d wiesz,
�e tam by�em?
- Studiowa�am wtedy. Nie zd��y�am sko�czy� uczelni.
- Trzeba by�o i�� do seminarium. By�y u�atwienia.
- Kobieta ze �wi�ceniami kap�a�skimi?! - roze�mia�a si�. - Poza tym interesuje
mnie raczej �wiecka kariera.
- Wi�c nie rozumiem o co ci chodzi. Mo�esz pracowa� gdzie chcesz, prawda?
- Tak: w zak�adzie jakiego� biznesmena, obcego biznesmena, na stanowisku
fizycznym.
- Ale za to w zak�adzie o najwy�szym standardzie produkcji. Supertechnologia
i...
- ...i superkonsumpcja. To wszystko.
- Wi�c czego ty by� chcia�a? - zdenerwowa� si�.
- I tak pewnie nie zrozumiesz - wzruszy�a oboj�tnie ramionami.
Spojrza�a w bok, a potem zn�w roze�mia�a si�.
- Co si� sta�o? - spyta� skonsternowany.
- Przepraszam. Nie jestem cz�stym bywalcem takich klub�w, wi�c nie wiedzia�am,
�e macie tak wysublimowane poczucie humoru.
Wskaza�a dyskretnie na plakat wisz�cy tu� obok d�bowego krzy�a. �ukasz spojrza�
tam, odwracaj�c g�ow�. Pod wizerunkiem korony cierniowej by�o napisane:
Jezus oferuje ci: - zbawienie - uzdrowienie -uwolnienie Podczas ewangelizacji z
udzia�em ks. dr Dudy.
- Co ci� tak bawi? - nie zrozumia�.
- Forma - odpowiedzia�a, a widz�c jego zdziwienie, zacz�a si� zn�w �mia�. Tym
razem z niego.
- Przesta�! - nie lubi�, gdy dziewczyny �mia�y si� z niego. Zw�aszcza gdy by�y
�adne.
- Przepraszam - spowa�nia�a.
- Zawsze �miejesz si� z byle czego?
- Cz�sto. Lubi� si� �mia�. A ty zawsze jeste� powa�ny?
Nie odpowiedzia�, poci�gaj�c t�gi �yk ze szklanki. Zastanawia� si� w jaki spos�b
m�g�by j� ujarzmi�. Ca�y czas mia� wra�enie, �e wbrew wszystkiemu, ona w jaki�
spos�b g�ruje nad nim - poczuciem humoru, intelektem, wiedz�, urod�. Musia�
wymy�li� natychmiast co�, czym m�g�by jej zaimponowa�. Nie lubi� znajdowa� si� w
takiej sytuacji.
-Wiesz, gdyby� chcia�a, m�g�bym wkr�ci� ci� do ko�a katechetycznego. Jest do��
ciekawie: wyjazdy, biwaki, dyskoteki; mamy sporo o�rodk�w wypoczynkowych -
wytar� usta wierzchem d�oni.
- Zdoby�em par� kontakt�w tu i �wdzie...
- Naprawd�?! A czego oczekujesz w zamian? - spojrza�a na niego rozbawiona.
- Niczego - wzruszy� ramionami.
- To i�cie chrze�cija�ska bezinteresowno�� - pokr�ci�a g�ow� niby z podziwem, po
czym si�gn�a po szklank�. Zn�w wyczuwa� wyra�nie, �e ona drwi z niego.
- Dlaczego jeste� tak... z�o�liwa? - spyta�, dotkni�ty tym zachowaniem.
Dziewczyna, zaskoczona, w jednej chwili utkwi�a w nim uwa�ne spojrzenie.
- Przepraszam - spowa�nia�a. - Nie powinnam zachowywa� si� w ten spos�b, je�li
przyj�am dobrowolnie twoje zaproszenie, ale ty zupe�nie nic o mnie nie wiesz.
- Wi�c opowiedz mi o sobie.
- Dobrze; lepiej �eby� wiedzia� na co si� nara�asz, publicznie pokazuj�c si� w
moim towarzystwie - przerwa�a na moment, zbieraj�c my�li. - Dziesi�� lat temu
usuni�to mnie z zaj�� katechetycznych ze wzgl�du na szczeg�ln� krn�brno�� oraz
nieprawomy�lno��. Z tych samych powod�w nie uzyska�am prawa do matury
religijnej. Gdy mia�am pi�tna�cie lat cofni�to mi warunkowe dopuszczenie do
bierzmowania. Cztery lata temu po uroczystej ekskomunice usuni�to mnie z
parafii, a moj� kartotek� z danymi przej�a policja. Co miesi�c chodz� na
przes�uchanie i nie mog� zmieni� pracy ani miejsca pobytu bez zezwolenia laikatu
oraz policji. Nie jestem tak grzeczn� dziewczynk� jak my�lisz.
Napi�a si�, a potem milcz�c zacz�a opuszkami palc�w wodzi� po kraw�dzi
szklanki. �ukasz chcia� co� powiedzie�, ale gdy nabra� powietrza, nie wiedzia�
co by�oby odpowiednie -westchn�� tylko. Mia�a naprawd� �adne, smuk�e palce.
Musia�y by� bardzo uwa�ne i delikatne.
- W�a�ciwie sama nie wiem, dlaczego zgodzi�am si� przyj�� tutaj. Nie istnieje
nic, w czym byliby�my podobni i praktycznie stanowimy dwa przeciwleg�e bieguny
rzeczywisto�ci. Ta znajomo�� nie ma �adnego sensu - wyczyta� w jej oczach co� na
kszta�t rezygnacji. - Dzi�kuj� za to, �e odda�e� mi te zdj�cia i zatuszowa�e�
ca�� spraw�. Jestem ci wdzi�czna. Nie ka�dy zdoby�by si� na taki gest. A teraz
najlepiej b�dzie dla nas obojga, je�li zapomnimy o ca�ym tym wydarzeniu.
Wsta�a, a potem poprawi�a sw� koszulk�.
- S�uchaj, aleja... mnie to... - stara� si� pozbiera� s�owa, kt�re jak sp�oszone
ptaki zawirowa�y w jego umy�le.
- Do widzenia.
- Z Bo... do widzenia.
Jej u�miech by� zupe�nie zimny. Min�a go �ukiem i nie ogl�daj�c si� wysz�a z
klubu.
Sprawozdawca CNN sta� na rogu ulicy, a reflektory rozstawione za s�u�bowymi
samochodami, zalewa�y jaskraw� biel� t�um pielgrzym�w maszeruj�cych ze �piewem
na ustach. Kilku m�czyzn w kombinezonach ze znakami tej stacji poprawia�o
jakie� kable, a kamerzy�ci skupili na sprawozdawcy obiektywy wi�kszo�ci kamer.
- To niesamowite, to po prostu trudne do uwierzenia: te t�umy, te wiwatuj�ce na
cze�� Maryi t�umy wydaj� si� ci�gn�� w niesko�czono�� i wype�niaj� sob� ca�e
miasto. To ju� nawet nie religijna wiara, to mi�osna ekstaza! - wykrzykiwa� do
mikrofonu podniecony spiker, a paru ludzi z obs�ugi, kt�rzy nie mieli akurat nic
do zrobienia, jad�o pra�on� kukurydz�, patrz�c oboj�tnie na ca�e to widowisko.
�ukasz min�� ich, przechodz�c na drug� stron� ulicy. Kamienica, kt�rej strych
zmieniono na tajn� pracowni� fotograficzn� by�a tylko par� krok�w dalej, lecz
ch�opak nie �pieszy� si� - nie mia� po co. Wiedzia�, �e nawet gdyby Edyta
pracowa�a tego wieczoru, to i tak nie mia� �adnego pretekstu, aby j� odwiedzi�.
Nie pr�bowa� nawet. Wystarczy�o mu to, �e m�g� popatrze� na okno, w kt�rym
czasem pojawia�a si� jej smuk�a sylwetka. Wiele wieczor�w sp�dzi� czekaj�c na t�
w�a�nie chwil�, lecz nigdy nie zdoby� si� na odwag�, aby podej�� do niej, gdy
tu� przed �witem wymyka�a si� z bramy. Nigdy te� jej nie �ledzi�. Czasem tylko
obserwowa� z niech�ci� ludzi, kt�rzy przychodzili do pracowni. Musieli by� jej
dobrymi znajomymi, bo zwykle odprowadzali j� potem do domu.
Tego w�a�nie wieczoru Edyta nie by�a sama. �ukasz stan�� w zaciemnionej wn�ce
przeciwleg�ej bramy, po czym zacz�� w milczeniu wpatrywa� si� w okno. G�osy
�piewu by�y tu na tyle przyt�umione, �e s�ycha� by�o kroki przechodni�w,
mijaj�cych si� oboj�tnie na chodniku.
- Pan kogo� szuka? - przestraszy� go natarczywy g�os i snop �wiata
nieoczekiwanie rozrywaj�cy ciemno�� bramy. Wzdrygn�� si�, odwracaj�c w tamt�
stron�. W otwartych drzwiach mieszkania sta�a jaka� nieprzyjemna, starsza
kobieta.
- Nie, nie... ja tylko tak... - b�kn��, staraj�c si� wymy�li� na poczekaniu
jakie� usprawiedliwienie.
- J�zek, chod� tutaj! - kobieta krzykn�a w stron� otwartych drzwi. - To znowu
ten przyb��da. Pewnie chce co� ukra��!
�ukasz zamierza� uciec i prawie wybieg� na ulic�, gdy nagle nadzia� si� twarz�
na szeroki, masywny m�ski tors. Silne ramiona chwyci�y go bezpardonowo za
koszul� i w chwil� potem by� ju� w jasno o�wietlonym przedpokoju. O�lepiony,
zamruga� nerwowo oczami.
- Dzi�kuj� panu, panie Pawlak. - Znowu tutaj przylaz� i pewnie by nam uciek� -
rozp�ywa�a si� w u�miechach kobieta.
- Nie ma o czym m�wi�; taki tam chuchrak - ramiona uwolni�y ch�opaka z u�cisku.
�w J�zek wyszed� z pokoju, wycieraj�c r�k� �lady t�uszczu, kt�re zosta�y mu na
ustach po jedzeniu. Poplamion� podkoszulk� mia� niedbale upchni�t� za paskiem
policyjnych spodni.
- Czego tutaj szukasz? - burkn�� zaraz po tym, gdy mu si� czkn�o.
- Niczego. Ja tylko tak... - ca�a krew odp�yn�a z twarzy �ukasza.
- Co tylko tak!? - g�os sta� si� jeszcze bardziej nieprzyjemny.
- No nic...
- Co nic!?
Z pokoju wychyli�a g�ow� kilkunastoletnia dziewczyna o delikatnej, jakby jeszcze
dzieci�cej twarzy. Przygl�da�a si� z ciekawo�ci� �ukaszowi.
- Jak si� nazywasz? - jej ojciec zacz�� przeszukiwa� bluz� swego munduru wisz�c�
obok lustra.
- Ja naprawd� nic nie zrobi�em - g�os ch�opaka sta� si� prawie p�aczliwy - ...w
s�siednim domu mieszka moja dziewczyna. Chcia�em tylko popatrze�.
Ca�y p�on�� rumie�cami i czu� w�ciek�o�� pomieszan� ze wstydem, �e musi im to
powiedzie�. Wola�by ju� rozebra� si� do naga przed zgromadzeniem zakonnic ni�
przyznawa� si� do tak osobistych spraw temu antypatycznemu cz�owiekowi. W
dodatku tego wszystkiego s�ucha�a ta nastolatka. Wybuchn�a zaraz �miechem.
- Takie bajdy to mo�esz wciska� swoim kumplom - zdenerwowa� si� policjant.
- Kiedy ja naprawd�...
- No to jak ona wygl�da?
�ukasz prze�kn�� g�o�no �lin� - Jest wysoka, rudow�osa...
- Ja j� widzia�am tato. Ona przychodzi wieczorami - wtr�ci�a si� dziewczyna. -
Ma na imi� Edyta, pracuje w barze u McDonalda i ma takie �wietne cz�enka na
niskim obcasie. Jak j� Ewka o nie spyta�a, to nie chcia�a powiedzie� sk�d je ma.
To podobno kacerka - one wszystkie s� takie.
M�czyzna zastanowi� si� przez chwil�: wci�� nie m�g� znale�� notatnika, c�rka
m�wi�a na pewno prawd�, a w pokoju styg�a kolacja. To ostatnie chyba przewa�y�o
szal�.
- No dobrze, nie b�dziemy robi� afery - wsun�� r�ce w kieszenie spodni -
zje�d�aj st�d i nie pokazuj mi si� wi�cej na oczy.
- Lowelas - doda� jeszcze, wybuchaj�c �miechem.
Drzwi by�y otwarte. �ukasz wypad� na ulic� jak pocisk. Z �omotem but�w wbieg� do
przeciwleg�ej bramy i dopiero tam, dr��c ca�y, opar� si� o mur, aby och�on��
nieco. Jeszcze nigdy nie wyszed� na takiego idiot� jak przed chwil� - czu� si�
podle. Miejsce, z kt�rego m�g� patrze� na okno by�o "spalone", a drugie takie
samo nie istnieje. Przegania� d�oni� rozwiane w�osy.
Nie zauwa�y�, kiedy na schodach zap�on�o �wiat�o, ale gdy kto� wyszed� i
spojrza� na niego podejrzliwie, wskoczy� jakby nigdy nic do klatki, udaj�c, �e
przyszed� do kogo�. Nie mia� ochoty zn�w zwraca� na siebie uwagi. Wspi�� si� a�
na sam� g�r�, pod drzwi, za kt�rymi stuka�a maszyna do pisania. Drzwi by�y, o
dziwo, uchylone. S�czy�a si� zza nich w�ska smu�ka �wiat�a, znacz�ca jasn� lini�
ciemno�� poddasza.
Ch�opak po chwili wahania wsun�� si� po cichu do przedpokoju. Zmieniono zupe�nie
umeblowanie, od czasu gdy by� tutaj ostatnio. Pod�oga zaskrzypia�a, gdy stan��
nieopatrznie na pokrzywion� przez wilgo� desk�.
- Zapomnia�e� czego? - Edyta przerwa�a prac�, wychodz�c mu na spotkanie. Na
ucieczk� sta�o si� za p�no. Zobaczy�a go i stan�a os�upia�a.
- To ty!? - spojrza�a na niego z niedowierzaniem, a w jej g�osie zabrzmia�a
irytacja. - Czego tutaj szukasz?
Nie wygl�da�a na szcz�liw� z powodu tego spotkania.
- Ja? Niczego - wydawa� si� by� r�wnie zaskoczony jak ona. Dopiero teraz
och�on�� na tyle, �eby zastanowi� si� nad tym, co robi� od kilku minut. W sumie
ju� od dawna chcia� z ni� porozmawia� i by� nawet zadowolony z tego, �e znalaz�
si� tutaj. Normalnie przysz�oby mu to z du�ymi oporami.
- Chcia�bym z tob� porozmawia� - zamkn�� za sob� drzwi.
- Znowu w�szysz? -jej �ci�gni�te brwi i surowy wyraz twarzy nie wr�y�y niczego
dobrego. - �ytniewski ci� nas�a�?
- Nikt mnie nie nas�a� - min�� j�, wchodz�c do pokoju; znikn�y lampy, ksi��ki
oraz zdj�cia, a mieszkanie przypomina�o normalny tego typu lokal.
- Wi�c czego chcesz?
- Szuka�em ciebie.
- To mi�o - roze�mia�a si� sucho. - Ju� mnie znalaz�e� i co teraz?
- Teraz powiem ci co b�dziesz robi�a jutro wieczorem - wzi�� w r�k� kilka kartek
maszynopisu: ulotki; tak jak my�la�.
- To interesuj�ce... - zaplot�a ramiona, opieraj�c si� biodrem o st� - wi�c co
b�d� robi�a jutro wieczorem?
- Jutro wieczorem p�jdziesz do kina.
- Z tob�?
- Tak.
To by�o trzykrotne g�o�ne, teatralne: "ha, ha, ha!" - i nic.
- Uwa�asz, �e to zabawne? - spyta� naburmuszony.
- Zabawne!? To jest komiczne! - jeszcze nie widzia� tyle z�o�liwego okrucie�stwa
w oczach dziewczyny. -1 co, my�la�e�, �e p�jd� z tob�?! Jeste� ostatni� osob�, z
kt�r� mia�abym ochot� p�j�� do kina. Nie lubi� wy chuchanych, dobrze u�o�onych
ch�opczyk�w, kt�rzy trzymaj� si� za sutanny swych proboszcz�w i co niedziela
biegn� do ko�cio�a, aby przy okazji spowiedzi donosi� na swoich koleg�w. Jeszcze
du�o brakuje ci do tego, aby� by� dla mnie interesuj�cy. Tak du�o, �e nie jeste�
sobie w stanie tego wyobrazi�. A teraz id� ju� st�d i zostaw mnie wreszcie w
spokoju.
Wyszarpn�a z jego d�oni kartk�. By�a tak blisko, �e czu� ulotny, lawendowy
zapach jej w�os�w. Ich spojrzenia skrzy�owa�y si� niczym klingi szpad.
- I pomy�le�, �e nie wyda�em ci�, gdy by�a do tego okazja -skrzywi� si�.
- Aha! Wi�c o to ci chodzi; przyszed�e� po podzi�kowanie i nagrod�? Jeste�
wspania�ym i bohaterskim ch�opcem �ukasz-ku. To tylko dzi�ki tobie nie wpad�am w
r�ce policji - jej oczy zw�zi�y si� w w�skie szparki. - Sp�dzi�am wi�cej godzin
w wi�zieniach katolickich ni� ty na modlitwie, wi�c nie zrobi�e� mi tak wielkiej
�aski jak my�lisz. Pewnie o tym nie wiedzia�e�, co?
- Mimo wszystko, jednak co nieco dla ciebie zrobi�em.
- Oooo tak, wiem! To jak mam ci si� odwdzi�czy�? Nikogo nie ma, a tutaj jest
��ko: mo�e masz na mnie ochot�? Nie kr�puj si�. Zas�oni� firany i mo�e by�
ca�kiem mi�o. Ile razy chcesz; raz, dwa razy, a mo�e masz si�� na trzy?
- Wystarczy mi raz - powiedzia� ze z�o�ci�, a potem chwyci� j� za rami�.
Odtr�ci�a go.
- Id� st�d, s�yszysz!? Id� st�d! - cofn�a si� o krok.
- Nie. Sama m�wi�a�, �e b�dzie mi�o - chwyci� j� silnie, przyci�gaj�c jak swoj�
w�asno��. Chcia�a si� wyrwa�, ale by� mocniejszy. Zobaczy� w jej oczach strach i
bardzo mu si� to spodoba�o. �adnie si� ba�a, a w dodatku mia�a spr�yste,
zgrabne cia�o. Pr�y�a si� w jego ramionach jak schwytana przemoc� kotka.
- �ukasz, zwariowa�e�!? - wyrwa�a si�, ale zas�oni� sob� wyj�cie.
- No krzycz - roze�mia� si� - przybiegnie ca�a okolica, �eby poczyta� twoje
ulotki. Przecie� nie boisz si� wi�zienia, prawda?
Szamota�a si�, ale nie mia�a �adnych szans. Z�apa� j� i jednym szarpni�ciem
rozdar� bluzk�.
- Zaczekaj! Przepraszam ci�, p�jd� do tego kina - zacz�a p�aka�, lecz on
przewr�ci� j� na pod�og�, a potem brutalnie zdar� z niej ubranie. Tak jak
przypuszcza�, nie krzycza�a, cho� ze wszystkich si� stara�a mu si� oprze�.
Drapa�a, kopa�a nogami, ale on dopi�� swego - zgwa�ci� j�.
Gdy by�o ju� po wszystkim, pu�ci� jej bezw�adne, omdla�e uda i wsta� zostawiaj�c
j� zap�akan� na pod�odze.
- Przyjemnie by�o - powiedzia� doci�gaj�c spodnie - mo�e masz ochot� na ten
drugi raz?
Skuli�a si�, oplataj�c ramionami kolana. Dr�a�a na ca�ym ciele, a do wilgotnych
policzk�w przyklei�y si� jej pojedyncze kosmyki w�os�w. Unika�a jego wzroku.
Zrobi�o mu si� jej nawet �al.
- To ty jeszcze z nikim tego nie robi�a�!? - ze zdziwieniem zauwa�y� krew.
- Ty... ty chamie! -jeszcze silniej zacisn�a uda.
- Wzi�� koc przewieszony przez oparcie krzes�a i rzuci� go jej.
- Okryj si� - powiedzia�.
Spodziewa� si� obelg, ale ona bez s�owa otuli�a si� pledem i przegubem d�oni
zacz�a wyciera� �zy. Poci�ga�a cicho przez nos, pochlipuj�c. �ukasz zobaczy�
swoj� twarz w lustrze. Podrapa�a go do krwi; cztery wyra�ne �lady po paznokciach
ci�gn�y si� od brwi a� do ust.
- Kocica- mrukn��. To by�o dziwne: nigdy nie s�dzi�, �e dziewczyna pozuj�ca do
zdj�� i czytaj�ca antyreligijne ksi��ki, mo�e by� dziewic� - no i w dodatku ten
�a�cuszek, kt�ry nosi�a na kostce; sporo s�ysza� na temat sposobu prowadzenia
si� takich dziewczyn. Nawet sam pra�at m�wi� o tym na zebraniu ko�a.
Za oknem megafon wyg�asza� w�a�nie przypowie�� o igraj�cej dziatwie. Ch�opak
kucn�� obok dziewczyny, przygl�daj�c si� jej z bliska. Odsun�a si� w k�t
utworzony przez fotel i �cian�. Obserwowa�a uwa�nie ka�dy jego ruch, a w jej
wilgotnych oczach b��dzi�o przera�enie. Wyda�a mu si� o wiele bardziej
atrakcyjna ni� przedtem. Teraz to on by� stron� decyduj�c�. U�miechn�� si�.
- Niez�a z ciebie dziewczyna. Szkoda tylko, �e taka nierozs�dna.
Nakry� kocem jej kolano, a potem wsta� i ruszy� do wyj�cia. Nie przypuszcza�
nawet, �e ca�y dom obstawiony by� ju� przez s�u�b� porz�dkow� laikatu. Doszed�
do po�owy przedpokoju, gdy drzwi otworzy�y si� z trzaskiem wy�amywanego zamka, a
uzbrojeni m�czy�ni w oliwkowozielonych mundurach wpadli z impetem do
pomieszczenia.
�wiat zawirowa�, ch�opak krzykn��, a potem le�a� ju� na plecach, przygnieciony
ci�kim butem. Gdy mieszkanie zosta�o spenetrowane, pojawi� si� ksi�dz
�ytniewski, proboszcz oraz wygl�daj�cy na przestraszonego Rysiek. �ukasz uni�s�
g�ow�, tak aby ich lepiej widzie�. Z ty�u szed� jeszcze ten policjant w
podkoszulce, kt�ry mieszka� w przeciwnej bramie, oraz kilku cywil�w.
- To on. Poznaj� go - policjant wskaza� na przygwo�d�onego do ziemi ch�opaka.
- Dzi�kuj� panu - ksi�dz �ytniewski zatrzyma� si� przy �ukaszu - zostanie pan
wezwany jako �wiadek.
- Oczywi�cie wasza wielebno�� - m�czyzna poca�owa� go w pier�cie� i k�aniaj�c
si� kilkakrotnie, wyszed� ty�em.
- To m�j najlepszy ministrant, r�cz� za niego - proboszcz wytar� pot z czo�a.
Dygota� ca�y. - To jaka� kolosalna pomy�ka.
- Ja te� go znam, ale to nie pow�d, aby taki czyn uszed� mu na sucho. Jedynie
sam B�g mia�by prawo mu wybaczy� i nie jest to w mocy ludzkiej - gestem odwo�a�
funkcjonariusza, kt�ry trzyma� obcas na klatce piersiowej ch�opaka. - Ukorz si�,
synu -doda� w stron� le��cego.
�ukasz rzuci� si� b�agalnie na kolana.
- Wasza wielbno��, prosz� o �ask�. Ona jest kacerk� i to ona mnie sprowokowa�a -
przera�enie za�amywa�o mu chwilami g�os.
- Umilknij synu - ksi�dz ojcowskim gestem po�o�y� d�o� na jego g�owie - i wierz
w bo�� sprawiedliwo��, bo On jest s�dzi� surowym, ale sprawiedliwym. Niczym s�
wyroki ludzkie. A teraz id� w pokorze.
Dw�ch funkcjonariuszy za�o�y�o kajdanki na r�ce �ukasza, po czym uj�to go pod
pachy i poprowadzono do radiowozu. Z pokoju wyprowadzono dziewczyn� owini�t� w
koc.
- No prosz�, co za ��w: sama przewodnicz�ca Kraj�wki Laickiej - gwizdn�� przez
z�by jeden z cywil�w, ale �ytniewski uciszy� go jednym spojrzeniem.
- Dzi�kuj� ci Ryszardzie za to, �e wskaza�e� nam to miejsce - po�o�y� d�o� na
ramieniu ch�opaka - Otrzymasz ode mnie referencje, z kt�rymi, jak s�dz�
zostaniesz bez problemu przyj�ty do nowicjatu.
- Dzi�kuj� wasza wielebno�� - ministrant uca�owa� go w pier�cie� i wycofa� si�
podobnie jak policjant.
- Trzeba przekaza� papiery �ukasza na policj� i przeprowadzi� weryfikacj� w jego
rodzinie. Zajmiesz si� usuni�ciem go z parafii oraz zlikwidowaniem przywilej�w
dla niego i rodziny, bracie Piotrze - �ytniewski spojrza� na proboszcza, kt�ry
zgodzi� si� przytakuj�c bez s�owa.
- A ty? - pytanie skierowane by�o do dziewczyny.
- Ja ci� nie uca�uj� w pier�cie� - wykrzywi�a usta w wyrazie pogardy.
- Jak mo�esz do jego wielebno�ci... - oburzy� si� proboszcz, lecz ksi�dz nakaza�
cisz� uniesieniem r�ki. Nikt nie �mia� teraz pisn�� nawet s��wka. Ksi�dz
profesor �ytniewski, za zaanga�owanie w krzewieniu wiary, mia� w nied�ugim
czasie zosta� beatyfikowany, a wi�c stanowi� dla wszystkich prawdziwy autorytet.
Edyta mimowolnie poczu�a si� nieswojo.
- Jeste� oskar�ona nie tylko o nieprawomy�lno�� - ksi�dz starannie dobiera�
s�owa. - Dodatkow� twoj� win� jest to, �e naszego najlepszego ministranta
nam�wi�a� do dzia�alno�ci antyko�cielnej. Mamy �wiadka, kt�ry widzia� go, gdy
ca�e noce sp�dza� pod twoim oknem, spe�niaj�c rol� czujki. Stara� si� nawet
wci�gn�� do takiej samej dzia�alno�ci swego przyjaciela Ryszarda, zmuszaj�c go
do milczenia. Jak widz� uprawia�a� z im stosunki pozama��e�skie, aby go
zba�amuci�. Jeste� ju� zupe�nie zepsuta. Obydwoje odpowiecie w takim samym
stopniu za kacerstwo.
Nikt nie potrafi� zrozumie�, dlaczego dziewczyna zacz�a si� �mia�. To by�
dziki, nieopanowany wybuch �miechu.