4810
Szczegóły |
Tytuł |
4810 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4810 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4810 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4810 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Erich von D�niken
DZIE�, W KT�RYM PRZYBYLI BOGOWIE
I. Cudowna podr� w epok� kamienn�
Dwie rzeczy nie maj� granic:
wszech�wiat i ludzka g�upota
Albert Einstein (1879-1955)
Ju� pierwszego wieczora w Gwatemali zdarzy�o si� co�, czego nie
lubi�, kiedy mam zamiar nie nagabywany pomyszkowa� sobie w jakim�
kraju. W hallu hotelu "El Dorado" us�ysza�em, �e kto� wywo�uje moje
nazwisko - trzeci program telewizji prosi� mnie o wywiad.
W Gwatemali by�em przed pi�ciu laty. Od tamtej pory stolica tego
kraju prze�y�a wielki rozw�j. O ile jednak dumna sylwetka centrum
pe�nego rozmigotanych reklam prawie si� nie zmieni�a, o tyle pozosta�a
cz�� sze��settysi�cznego miasta le��cego 1493 m n.p.m. mi�dzy wul-
kanami Agua a Fuego, t�tni nowym �yciem. Republika Gwatemali nie
chce by� ci�gle krajem rozwijaj�cym si�, pragnie wyj�� z izolacji, w jakiej
znalaz�y si� mniejsze narody. Rozbudzone ambicje odczuwa si� tu na
ka�dym kroku. Oko�o 60 % ludno�ci stanowi� Indianie, 25% Metysi
reszta - to biali, z kt�rych wi�kszo�� mieszka tu od pokole�.
Miasto Gwatemala b�dzie dla nas w najbli�szych dniach baz�
wypadow� wypraw do staro�ytnych siedlisk Maj�w, pierwszym celem
za� Tikal. Samolotem towarzystwa lotniczego "Aviateca" lecimy naza-
jutrz w po�udnie do Flores nad jeziorem Peten Itz . W nowym budynku
dworca lotniczego wita nas potworna duchota. Pod eternitowym
dachem hali przypominaj�cej hangar �ar jak w piecu. Nie znale�li�my
samochodu terenowego, wynaj��em wi�c p�ci�ar�wk� datsuna. Po-
wiedziano mi te�, �e droga do Tikal jest w doskona�ym stanie.
By�em przyzwyczajony do informacji tego rodzaju. Z ka�dym
przejechanym kilometrem oczekiwa�em wi�c niespodziewanego ko�ca
r�wniutkiej wst�gi asfaltu - nic takiego si� jednak nie sta�o. Jak nam
obiecywano, jechali�my dobr� drog�, mijaj�c fincas, ogromne maj�tki
ziemskie z plantacjami kawy i kukurydzy. A� do Tikal sze��dziesi�cio-
kilometrowa droga by�a r�wna jak st�. Gdyby ulewne tropikalne
deszcze nie ogranicza�y widoczno�ci, przybyliby�my na miejsce ju� po
godzinie jazdy. A tak dopiero o p�nym zmierzchu dotarli�my do szlaba-
nu zamykaj�cego wjazd do Archeologicznego Parku Narodowego Tikal.
Ralf, chemik in spe a zarazem m�j towarzysz podr�y, podobnie jak ja
wypatrywa� hotelu "Jungle Lodge", w kt�rym sp�dzi�em kilka dni przed
siedemnastu laty. Przy drodze znajdowa�y si� w�wczas tablice infor-
macyjne. Teraz nie by�o �adnej.
- Se�ores. - zawo�a�em w kierunku trzech Indian siedz�cych na
ziemi. - Gdzie jest "Jungle Lodge" ?
Spojrzeli na mnie t�po. Czy m�j hiszpa�ski by� a� tak niezrozumia�y,
a mo�e oni znali tylko jeden z szesnastu india�skich dialekt�w, kt�rymi
po dzi� dzie� m�wi si� w Gwatemali? Doda�em gazu.
Granatowe chmury deszczowe sprawi�y, �e zmierzch zapad� szybciej
ni� zazwyczaj. Gdzieniegdzie ja�nia�y prostok�ty niewielkieh okien
roz�wietlonych s�abymi �ar�wkami, przed ubogimi chatami dymi�y
pochodnie. Po chwili poczuli�my swojski zapach w�gla drzewnego.
Nagle datsun zacz�� podskakiwa� na wybojach, skr�ci�em wi�c w kie-
runku �wiat�a widocznego mi�dzy dwoma olbrzymimi puchowcami.
[Puchowiec (Ceibapentandra) - drzewo, z kt�rego jajowatych owoc�w o d�ugo�ci
do 15 cm wydobywa si� we�nisty puch, stosowany jako materia� tapicerski oraz
wype�nienie kamizelek ratunkowych (kapok�w).]
Pod okapem drewnianej chaty jaki� starzec pali� fajk�. Wcale nie
przeszkadza� mu deszcz, kt�ry zaczyna� w�a�nie b�bni� po dachu
naszego samochodu zamieniaj�c zarazem drog� w grz�zawisko.
- Przepraszam - zapyta�em najpierw po hiszpa�sku, a potem po
angielsku. - Jak dojecha� do "Jungle Lodge"? - Starzec pokr�ci�
g�ow�, ale nie by�a to chyba odpowied�. Nagle przypomnia�o mi si�, �e
hotel sta� na niewielkim wzg�rzu.
Droga, kt�r� jechali�my, zamieni�a si� w potok.
- Ta woda p�ynie z g�ry - rzuci� Ralf z humorem. Skr�ci�em
w �o�ysko strumienia i ruszy�em pod pr�d. Datsun j�cza� podskakuj�c
na korzeniach i g�azach. Wreszcie reflektory prze�lizn�y si� po znisz-
czonej drewnianej tablicy, na kt�rej widnia� czerwony napis: JUNGLE
LODGE. Samoch�d ko�ysa� si� sun�c w�r�d drzew i krzak�w. Gdzie� tu
znajduje si� zapewne budynek hotelu i bungalowy.
Zatrzyma�em w�z, zgasi�em reflektory. Kiedy oczy przyzwyczai�y si�
nam do ciemno�ci, ujrzeli�my nie o�wietlony, wyd�u�ony budynek,
pokryty dachem z li�ci palmowyeh i �yka. Ze �rodka dobiega�y m�skie
g�osy. Wszystko by�o nieco niesamowite. Zawo�a�em Halo, a zaraz
potem: "Buenos tardes!"
Us�yszeli�my kroki. Za drzwiami kto� zapali� zapalniczk�, po chwili
zaja�nia�o �wiat�o. Rozta�czony p�omie� o�lepia� padaj�c nam prosto
w twarz. Trzymaj�cy �wiec� cz�owiek o posturze zapa�nika wagi ci�kiej
spojrza� na mnie przyja�nie.
- Bienvenidos! Se�or von D�niken? - Przez d�u�sz� chwil� olbrzym
przygl�da� mi si� badawczo. - Bienvenidos, don Eric! - powiedzia�
w ko�cu niskim i jakby melancholijnym g�osem. Rozb�ys�a latarka.
Ujrza�ezn poczciw� twarz o d�ugim, w�skim nosie. M�czyzna mia� ko�o
pi��dziesi�tki, by� ubrany w br�zow� bawe�nian� koszul� w ��t� krat�
i o wiele za ciasne zielone spodnie ze sztruksu, nie prane od niepami�t-
nych czas�w.
- Sk�d pan mnie zna?
Olbrzym przedstawi� si� pod okapem, po kt�rym z szumem sp�ywa�y
potoki deszczu:
- Jestem Julio Chaves. Prosz� mi m�wi� Julio. - Wymawia� "j"
jako twarde, gard�owe "h". - Czy mog� do pana m�wi� don Eric?
- Prosz� mi m�wi� Erich! - zgodzi�em si�, lecz nadal m�wi� do
mnie "Don Eric". W kilku s�owach wyja�ni�, �e jest Gwatemalczykiem
ale pochodzi z Europy i jest in�ynierem budownictwa, �e archeologiczna
pasja kaza�a mu przez wiele lat studiowa� histori� Tikal i innych
o�rodk�w kultowych Maj�w, �e przeczyta� wszystkie hiszpa�skie
wydania moich ksi��ek, zna zamieszczone w nich zdj�cia i widzia� mnie
wczoraj w telewizji.
- Dlaczego nigdzie nie pali si� �wiat�o?
- Ze wzgl�du na moskity. - Olbrzym z rezygnacj� opu�ci� r�ce,
kiedy jednak br�zowawy owad wielko�ci chrab�szcza wkr�ci� mi si� we
w�osy, Julio bez wahania paln�� mnie swoj� wielk� �ap�.
- Pardon! - powiedzia� i pstrykn�wszy palcami cisn�� martwego
owada w deszcz, a potem szerokim gestem zaprosi� nas do �rodka. Jeden
z trzech obecnych tam m�czyzn zapali� natychmiast przedpotopow�
latarni�.
- Gdzie s� go�cie hotelu? - zacz��em si� dopytywa� patrz�c na
resztki minionej �wietno�ci pomieszczenia.
- Poza nami nie ma nikogo. Ludzie nocuj� tu tylko w ostateczno�ci
- powiedzia� Julio.
Kiedy by�em tu ostatni raz, hotel "Jungle Lodge" by� jeszcze nowy.
Mieszkali w nim archeolodzy, studenci, tury�ci. Od kiedy jednak
asfaltowa szosa po��czy�a Tikal z Flores, tury�ci wo�� eleganckie hotele
w mie�cie. Archeolodzy natomiast ju� si� tu nie pojawiaj�, bo prac
wykopaliskowych w Tikal prawie si� nie prowadzi. Hotele, nie maj�ce
klient�w, podupadaj� jeszcze pr�dzej, ni� je budowano. W tropikalnej
d�ungli z�b czasu daje zna� o sobie znacznie szybciej ni� gdzie indziej.
Moskitiery w oknach s� dziurawe, materace i po�ciel wilgotne, za to
z prysznic�w woda ledwie kapie.
Razem z Juliem i pozosta�ymi m�czyznami siedzieli�my w "jadalni"
wok� �wiecy. Nagle na dworze co� zacz�o warcze� - uruchomiono
pr�dnic�. Po chwili rozjarzy�y si� go�e �ar�wki.
Dekoracja, jaka zainspirowa�aby Hitchcocka do napisania sceny
dramatycznego morderstwa! P�mrok. Przy stole sze�ciu zm�czonych
m�czyzn - trzej o twarzach pokrytych nie�wie�ym zarostem podaj�
sobie po kolei butelk� rumu. Na �cianie za lad� wisz� zardzewia�e klucze
do pokoi i zblak�y kalendarz sprzed trzech lat wydany przez jak�� frm�
ubezpieczeniow�. Wielkie po��k�e prze�cierad�o, na kt�rym wida�
jakby odbicie steli Maj�w, dzieli d�ugie pomieszczenie na dwie cz�ci.
Poza tym stoi tu jeszcze wiele sto��w pomalowanych na br�zowo.
Dziury mi�dzy dachem a �cianami zapewniaj� sta�y dop�yw �wie�ego
powietrza i u�atwiaj� bezustanne wizyty wszelkiego lataj�cego robact-
wa. S�ycha� brz�czenie moskit�w, kt�re tak d�ugo obmacuj� czu�kami
�ciany, pod�og� i sto�y, a� traf� w ko�cu z satysfakcj� na ludzkie cia�o.
India�ska dziewczyna - gdzie ukrywa�a si� dot�d? - podaje nam
sznycle wo�owe z nie omaszczonym ry�em. Wyg�odniali rzucamy si� na
jedzenie. Dobra psu i mucha! (Kt�rego� dnia zaszed�em do kuchni
i zrobi�o mi si� niedobrze. Na stole la�a�y kawa�ki mi�sa, owoce
i jarzyny, na kt�rych roi�o si� od much i mr�wek. Garnki i patelnie by�y
pokryte zakrzep�ym starym t�uszczem. Przez nast�pne cztery dni
�ywili�my si� wy��cznie orzeszkami z puszki i coca-col�.)
Julio i brodacze zanie�li nasze baga�e do bungalowu nr 3. Um�wili�-
my si� na dziewi�t� rano - o wiele za p�no, bo o �nie i tak nie by�o co
marzy�. Ze zm�czenia mo�na si� by�o wprawdzie jako� przyzwyczai� do
ciasnego ��ka pokrytego ple�ni�, ale z moskitami nie da�o si� znale��
�adnej p�aszczyzny porozumienia. Szpar� pod drzwiami i dziury
w siatkach umieszczonych w oknach pozakleja�em wrrawdzie plastrem,
kt�rego wielkie rolki zawsze wo�� ze sob�, ale wobec pluskiew i innych
paso�yt�w byli�my bezradni - gryz�y nas bez przerwy w �ydki, uda i co
szlachetniejsze cz�ci cia�a. Znalaz�y chyba szczeg�lne upodobanie
w szwajcarskiej krwi. Za�o�yli�my d�insy i obwi�zali�my nogawki
w kostkach sznurowad�ami. Ale nie spali�my nadal, bo na dworze
odzywa�y si� jakie� zwierz�ta. Ustawiczne "uuurch, uuurch, uuurch a�
do b�lu wwierca�o si� w uszy. O siatki w oknach obija�y si� chrab�szcze.
Czy w og�le uda�o nam si� zasn��? Je�li tak, to zapadali�my w sen tylko
na kr�tkie chwile - pod narkoz� zm�czenia. O pierwszym brzasku
wstali�my, zjedli�my troch� orzeszk�w z puszki, a potem obolali
powlekli�my si� do datsuna - na pierwszym biegu, podskakuj�c na
wybojach koryta wczorajszej rzeki, kt�ra dzi� na powr�t przeobrazi�a
si� w drog�, pojechali�my do Tikal.
Tikal, najstarsze miasto Niziny Maya
O brzasku Tikal sprawia�o wra�enie miasta duch�w. Szare welony
mg�y wznosz�ce si� nad akropolem otula�y szczyty piramid. Spod st�p
ucieka�y nam jaszczurki. W zaro�lach ha�asowa� grzechotnik - prze-
p�oszyli�my go jednak rzucaj�c kamieniami.
Tikal jest najstarszym miastem Maj�w - znaleziska �wiadcz�, �e
istnia�o ju� w VIII w. prz. Chr. Staro�ytny Rzym za�o�ono podobno
w 753 r. prz. Chr. Wprawdzie rozkwit Tikal przypada wprawdzie na ten
sam okres, �ecz ekspansja tej zdumiewaj�cej struktury urbanistycznej
wymyka si� wszelkim por�wnaniom z innymi wielkimi miastami tamtej
epoki.
Obszar, uznany przez rz�d Gwatemali za Archeologiczny Park
Narodowy, obejmuje 576 km2. Znajduje si� tu ogromne skupisko ruin
- w wi�kszo�ci pokrytych bujn� ro�linno�ci� - �wiadcz�cych, �e
niegdy� sta�y tu "nowoczesne" w�wczas budowle. W "city", strefie
obejmuj�cej oko�o 16 km2, zlokalizowano mniej wi�cej trzy tysi�ce
zabytk�w, z kt�rych cz�� ju� odkopano. S� to domy mieszkalne
i pa�ace, rezydencje w�adc�w, tarasy, platformy, piramidy oraz o�tarze
- ��cz� je ulice o kamiennej nawierzchni, przy kt�rych znajduj� si�
wielkie place do obrz�dowej gry w pi�k�. Lotnicze zdj�cia radarowe
wykaza�y r�wnie� istnienie podziemnej sieci kanalizacyjnej - systemu
irygacyjnego rozci�gaj�cego si� na ca�y Jukatan. Infrastruktura wodo-
ci�gowa by�a r�wnie niezb�dna jak ogromne, planowo rozmieszczone
zbiorniki wodne, z kt�rych siedem odkryto w strefie wewn�trznej, trzy
za� w zewn�trznej - Tikal nie le�y ani nad rzek�, ani nad jeziorem.
Ludno�� tego miasta w okresie narodzin Chrystusa eksperci oceniaj�
dzi� na oko�o 50-90 tys., a jest to liczba, kt�r� - je�li we�mie si� pod
uwag� wielko�� metropolii - w trakcie odkopywania dalszych znale-
zisk trzeba b�dzie zapewne skorygowa� w g�r�.
- Prosz� mi powiedzie�, don Eric, dlaczego Tikal zbudowano
w�a�nie tu, w sercu d�ungli, nie za� nad brzegami jeziora Peten Itza,
odleg�ego zaledwie o czterdzie�ci kilometr�w? Dlaczego w�a�nie tu?
- Don Eric nie wie.
- Mo�e przez przypadek... - odpar�em, �eby spoconemu olb-
rzymowi da� cho�by namiastk� odpowiedzi. Br�zowym grzbietem d�oni
Julio zacz�� nerwowo trze� czo�o zlane potem.
- Bzdura! Tu nie ma mowy o �adnym przypadku! Tikal to
matematyczno-astronomiczne monstrum... - Julio zaczyna� si� robi�
gadatliwy. Wynio�le wskaza� na siedemdziesi�ciometrow� piramid�
le��c� z prawej. - Oto �wi�tynia IV! - Potem wskaza� na lewo, gdzie
sta�a piramida "tylko" czterdziestometrowa. - Oto �wi�tynia I. Je�li
przeci�gnie pan lini� prost� mi�dzy �rodkiem �wi�tyni I a �rodkiem
�wi�tyni IV, to 13 sierpnia linia ta wska�e dok�adnie azymut S�o�ca
[Azymut - k�t zawarty mi�dzy po�udnikiem miejscowym a po�udnikiem przecho-
dz�cym przez obserwowane cia�o niebieskie, mierzy si� go od po�udnia na
zach�d, p�noc i wsch�d.]
o zachodzie. Przed nami wida� �wi�tyni� III. Linia prosta ��cz�ca
�wi�tyni� I z III wskazuje dzie� r�wnonocy, kolejna prosta, mi�dzy III
a IV, wsch�d S�o�ca pierwszego dnia zimy. I co pan na to, don Eric!
Don Eric milcza�, ale Julio spostrzeg� jego sceptyczne spojrzenie.
- �wi�tynia V, ta z ty�u, le�y dok�adnie na wierzcho�ku k�ta
prostego, kt�rego ramiona biegn� do �wi�tyni I i IV! - Spojrza� na mnie
z rado�ci�.
- No i co z tego? Istnieje znacznie wi�cej budowli, kt�re tworz� ze
sob� k�t prosty. C� w tym dziwnego?
Julio zbli�y� si� do mnie prawie gro�nie.
- Ma pan kompas?
Nosi�em go w torbie z aparatami fotograficznymi. Po chwili przyrz�d
spocz�� w wielkim �apsku Julia, kt�ry poprosi�, �ebym spojrza� na
czerwon� ig��, kt�ra jak zawsze wskazywa�a p�noc.
- Czy m�g�by pan wskaza� piramid�, kt�rej przek�tne le�� na linii
p�noc-po�udnie lub wsch�d-zach�d? - spyta�.
Przenios�em wzrok z kompasu na piramidy.
- Nie - powiedzia�em.
Julio u�miechn�� si� z wy�szo�ci�.
- Dobrze. Wejd�my na szczyt �wi�tyni I!
Zarzucili�my aparaty fotograficzne na rami� i ruszyli�my pos�usznie
za naszym olbrzymem. Julio zd��a� �wawo w kierunku schod�w
�wi�tyni - od lat zdarza�o mu si� wiele razy wchodzi� na ni�
z kompasem i przyrz�dami mierniczymi, dla nas jednak by�a to
wspinaczka ryzykowna. Stopnie si�ga�y do kolan, a na dobitk� by�y tak
strome, �e wej�cie przypomina�o mi wspinaczk� w ska�ach naszych
szwajcarskich g�r. W dole le�a�a Plaza - poro�ni�ta traw�, otoczona
piramidami i �wi�tyniami. Pi�cioro wczesnych turyst�w, otulonych
w kolorowe peleryny, wygl�da�o jak pi�� pracowitych mr�wek kt�rym
leniwa kr�lowa da�a rozkaz obfotografowania wszystkich stel, owych
kamiennych przedmiot�w, kt�rych pierwotne znaczenie pozostaje do
dzi� kwesti� sporn�.
Bez tchu stan�li�my na szczycie, na najwy�szej platformie piramidy,
nazywanej przez archeolog�w �wi�tyni� I.
Nawet na g�rze by�o jak w pralni. Po chwili us�yszeli�my magiczne
brz�czenie i otoczy�y nas roje moskit�w. Pi�tka turyst�w spojrza�a ku
nam. Jeden z nich zawo�a�:
- How is it up there?
- G�upie pytanie - mrukn�� Ralf. - Prawie jak na Matterhornie!
- odkrzykn�� po chwili trzymaj�c si� stalowego �a�cucha przymocowa-
nego na wszelki wypadek do kamieni. - Kto st�d spadnie, nie wstanie
chyba o w�asnych si�ach, prawda, don Julio?
- B�dzie troch� po�amany - odrzek� Julio ze znudzeniem. - Du�o
gorzej spa�� z siedemdziesi�ciometrowej �wi�tyni IV. Zesz�ego roku
zabi�o si� tam dw�ch turyst�w i jeden przewodnik.
- Matterrhorn za�atwia czterech alpinist�w rocznie - Ralf upiera�
si� przy danych krajowych.
- W trampkach - dorzuci�em, bo my�la�em w�a�nie, �e o wiele
�atwiej by�oby si� tu wspina� w czym� takim.
Julio zn�w zabra� g�os:
- Don Eric, niech pan spojrzy w stron� �wi�tyni V! Czy tworzy k�t
prosty ze �wi�tyni� I, czy z IV?
Stali�my na szczycie �wi�tyni I. Rzuci�em okiem na schody i �ciany,
spojrza�em ku �wi�tyni V, potem ku bardziej oddalonej �wi�tyni IV.
Kompas potwierdza� to, co widzia�em: �wi�tynia IV, I i V tworzy�y
tr�jk�t prostok�tny. Ale co w tym dziwnego? Dlaczego nie mia�by to by�
przypadek? Powiedzia�em to na g�os.
- Nie o to chodzi - pouczy� mnie Julio. - Zauwa�y� pan, �e ani
jedna ze �wi�ty� nie jest zorientowana zgodnie ze stronami �wiata. Przed
chwil� przyzna� pan, �e �wi�tynia IV, I i V tworz� tr�jk�t prostok�tny.
Ale w jakim kierunku odchodz� od osi p�noc-po�udnie ramiona tego
tr�jk�ta prowadz�ce do �wi�tyni V i I?
Rozbawiony odda� mi kompas. Spojrza�em na �wi�tyni� V.
- Tak na oko 15 do 17 stopni na p�nocny wsch�d - odpar�em
niezdecydowanie - mo�e ten stary kompas nie jest za dok�adny...
- Dok�adnie siedemna�cie stopni! - tryumfowa� Julio Chaves,
in�ynier, kt�ry musia� to wiedzie� na pewno. - M�wi� panu, �e nic nie
jest tu przypadkowe!
Nic nie rozumia�em. Co ma znaczy� ta bzdura z siedemnastoma
stopniami odchylenia na p�nocny wsch�d?
- Don Eric! - Julio m�wi� teraz spokojnie i stanowczo. Podnios�em
wzrok ku jego twarzy. - Tula. Chichen-Itza. Mayapan. Teotihua-
can... To tylko kilka s�ynnych miast Maj�w, kt�re mo�na znale��
w ka�dym przewodniku. W ka�dym z tych miast osie budynk�w
odchylaj� si� o siedemna�cie stopni na p�nocny wsch�d. Przypadek?
Po tej zaskakuj�cej wypowiedzi Julio zrobi� pauz�, jakiej nie zain-
scenizowa�by lepiej �aden re�yser. Powoli zacz�a do mnie dociera�
niesamowito�� tej informacji. Julio chcia� dowie��, �e o�rodki kultowe
Mezoameryki zbudowano wed�ug planu, okre�laj�cego szczeg�owo
[Obszar na kt�rym rozwija�y si� niegdy� wysokie kultuy Maj�w - w odr�nieniu
od p�nocnego Meksyku i po�udniowych rejon�w Ameryki �rodkowej od Nikaragui
po Panam�, nale��cych raczej do tradycji po�udniowoameryka�skiej albo kr�gu
karaibskiego.]
zorientowanie budowli. Miejscowo�ci, wymienione przez Julia, zbudo-
wano w r�nych okresach, ich inwestorzy jednak oraz architekci byli
zawsze pos�uszni jakim� tajemniczym, nieub�aganym przykazaniom.
Dziwne.
Monumentalne relikwie
Za jedyny pewnik mo�na uzna� tylko, �e budowniczowie wznie�li te
wszystkie �wi�tynie i piramidy nie po to, aby s�u�y�y za obiekt fotografii
dla turyst�w XX wieku. Reszta jest wy��cznie przypuszczeniem b�d�
czyst� spekulacj�.
Od samego pocz�tku �wi�tynie i piramidy sta�y tam, gdzie znajduj�
si� dzi� ich ruiny. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e nim rozpocz�to karczowanie
d�ungli w tych miejscach - nie przypadkowych! - plani�ci Tikal
dobrze przemy�leli wyb�r placu budowy. Ale najpierw inwestor musia�
zdecydowa�, gdzie stanie dana budowla. Wznoszony budynek musia�
potem czemu� s�u�y�.
Tikal by�o zapewne struktur� urbanistyczn� o szczeg�lnym znacze-
niu. Wykopaliska wykaza�y, �e niekt�re "nowe budowle" postawiono
na fundamentach starszych - w trakcie stuleci wykorzystywano
drogocenny grunt tak, jak post�puje si� obecnie na Manhattanie, burz�c
stare drapacze chmur i stawiaj�c na ich miejsce nowe. Dlaczego? Bo
kiedy� centrum Manhattanu zosta�o raz na zawsze podzielone na
kwadratowe dzia�ki.
Centrum Tikal musia�o by� ruzplanowane w quasi-ksi�dze wieczystej.
Wyj�tki dotyczy�y co najwy�ej piramid: wzniesiono je na ziemi dziewi-
czej, sta�y tu od samego pocz�tku, uda�o im si� nawet przetrwa� upadek
kwitn�cej stolicy Maj�w.
Piramidy mia�y jakie� pierwotne znaczenie. Tylko jakie? Jak dot�d nie
osi�gni�to porozumienia na temat prawdziwego przeznaczenia tych
kamiennych olbrzym�w.
Czy by�y to obserwatoria? Dlaczego zgromadzono ich tyle w jednym
miejscu?
A mo�e by�y to groby? Gdzieniegdzie w piramidach znaleziono
grobowce, powinny jednak istnie� r�wnie� godne i wspania�e mauzolea,
kt�re budowano - nawet dla kr�l�w i kap�an�w - nieco mniejszym
kosztem. Gdyby by�y to miejsca poch�wku, w�wczas nale�a�oby
oczekiwa�, �e komory grobowe b�d� si� znajdowa� w ka�dej piramidzie.
A mo�e wzniesiono je dla szk� r�nych kierunk�w my�lowych?
Hipoteza tak nieprawdopodobna, �e trzeba j� od razu wykluczy�. Gdzie
wyk�adaliby docenci, gdzie uczyliby si� studenci? Na g�rze zmie�ci si�
tylko kilku ludzi.
Czy te masywne, wysokie kamienne budowle by�y miejscami ofiar-
nymi, na kt�rych kap�ani w ponurym rytuale wydzierali niewolnikom
serca z piersi i ofiarowywali je bogom s�o�ca? Gdy w Tikal powstawa�y
piramidy, nie sk�adano tam jeszcze ofiar z ludzi, kt�re - jak twierdz�
�wiadectwa - rozpowszechni�y si� dopiero od pocz�tku naszej ery.
A je�li nawet, to przecie� nie trzeba do tego tak wielu miejsc ofiarnych
jak w Tikal. Archeolodzy z Uniwersytetu Stanowego Pensylwania,
kt�rzy prowadzili tu prace wykopaliskowe, znale�li w strefie centralnej
ponad 60 piramid r�nej wielko�ci oraz ich ruin - a� po siedem-
dziesi�ciometrow� piramid� �wi�tyni.
Czy piramidy by�y pomnikami rodzin panuj�cych? Czy r�nice
w wielko�ci by�y wyrazem znaczenia i si�y tych rodzin? Przypuszczenie to
mo�e mie� racj� bytu. W Tikal znaleziono stele upami�tniaj�ce znacz�ce
osobisto�ci. Czy osoby te mog�y sobie pozwoli� na luksus budowy
piramidy, czy musia�y by� zarazem kr�lami-kap�anami o rozleg�ej
wiedzy w dziedzinie matematyki, astronomii i architektury, trzymaj�cy-
mi si� ponadto przekazanych (nakazanych?) plan�w. Nikt pawa�ny nie
kwestionuje ju� faktu, �e owe "wielkopa�skie rezydencje" by�y orien-
towane astronomicznie.
Najwa�niejsze pytania: Czy pod piramidami pogrzebano starych,
prawdziwych bog�w? Razem z przedmiotami u�ywanymi za �ycia oraz
tajemniczym sprz�tem technicznym, podziwianym przez pierwotnych
mieszka�c�w tego kraju? Czy w tak zwanych grobach kap�a�skich
pochowano jedynie stra�nik�w i obro�c�w bog�w? Owych m�drc�w,
kt�rzy sprowadzili tu lud, a nast�pnie go nauczali? A mo�e bogowie
za��dali postawienia masywnych, kamiennych "zamk�w", kt�re mia�y
przetrwa� wieki, �eby stanowi�y �wiadectwo dla przysz�ych pokole�?
Spekulacje tego rodzaju trzeba zweryfkowa�. Jak dot�d pod �adn�
z piramid nie dr��ono sztolni kontrolnych prowadz�cych do �rodka
budowli! Sztolnie te musia�yby si�ga� pod ziemi� r�wnie g��boko, jak
wysoko wznosi si� nad ni� piramida.
W muzeum w holenderskim mie�cie Lejda znajduje si� jadeitowa
p�ytka - w literaturze fachowej zwana p�ytk� z Leiden. Zalicza si� j� do
najstarszych znalezisk z Tikal. Wyryto na niej pi�tna�cie hieroglif�w
Maj�w. Po imieniu, kt�rego nie uda�o si� dot�d odcyfrowa�, odc tano
nast�puj�cy tekst: "[...] zst�pi� �w w�adca rodziny niebia�skiej z Tikal
[...]". Rodzina niebia�ska? Jaki� to w�adca zst�pi�? Cho� pytania te
pozostaj� na razie bez odpowiedzi, pozwalaj� jednak na wyci�gnigcie
pewnych wniosk�w.
Budowniczowie Tikal znali pismo, dysponowali doskona�ym kalen-
darzem. Wszystkie znane nam ludy rozwija�y si� powoli, stopniowo
zdobywaj�c, pomna�aj�c i doskonal�c kolejne wiadomo�ci i umiej�tno-
�ci. Nikomu nigdy nic nie spad�o z nieba. A mo�e?
Tikal by�o o�rodkiem sakralnym, w kt�rym budowle sta�y na z g�ry
okre�lonych miejscach. Je�li co� tu zbudowano, to owo co� trwa�o, co
najwy�ej by�o rozbudowywane, lecz nigdy nie popada�o w niepami��.
Tikal by�o zapewne punktem przyci�gaj�cym ludzi jak magnes - my
nazwaliby�my je miejscem pielgrzymek. Miejscowo�� ros�a. Powstawa�y
kolejne place, wznoszono kolejne �wi�tynie, a miejsca �wigte zdobiono
coraz bardziej bogato. Wszystko jednak, co dodawano p�niej, niezale-
�nie od epoki, mia�o �ci�le okre�lone po�o�enie i orientacj� w stronach
�wiata zgodn� z prawami astronomii, opartymi na obserwacjach cia�
niebieskich. Jak dot�d wiemy tylko tyle.
Podzielam zachwyt fachowc�w nad mistrzostwem tego projektu i nad
jego realizacj�. Oczywi�cie, w�r�d Maj�w byli wspaniali budowniczowie
oraz arty�ci rzemios�a jedyni w swoim rodzaju. Bez pomocy z zewn�trz
stworzyli budowle niezwykle �mia�e. Je�li nawet zaakceptuje si� tak�
hipotez�, to i tak trzeba b�dzie jeszcze odpowiedzie� na pytanie, jak
i sk�d otrzymali takie umiej�tno�ci? Pytanie to zazwyczaj odk�ada si�
wstydliwie ad acta.
"Czego nie wiemy, potrzebne nam w�a�nie, A to, co wiemy, nie przyda
si� na nic..." - napisa� Johann Wolfgang von Goethe w Fau�cie. To
samo mo�na powiedzie� o Tikal.
�miej� si� nawet bogowie!
Boiska do pi�ki no�nej maj� na ca�ym �wiecie wymiary 105x70 m.
Wielki Plac mi�dzy �wi�tyni� I a �wi�tyni� II ma wymiary 120x75 m. Na
powierzshni dwa razy wi�kszej (!) rozci�ga si� na po�udnie od Placu
akropol. Zesp� 42 budowli jest podzielony na sze�� dziedzi�c�w
- a ka�dy le�y na innym poziomie. Setki sklepionych pomieszcze�
po��czono schodami i kamiennymi przej�ciami - labirynt, w kt�rym
mo�na si� zgubi�.
Nikt nie potrafi udzieli� jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czemu
s�u�y� ten ogromny kompleks budynk�w. Czy by�y to mieszkania
kap�an�w, siedziby zarz�dc�w, miejsca na "�wi�te zapasy" jakich� d�br.
Kolosalny uk�ad zagnie�d�onych wzajemnie akropoli odj�� zapewne
intepretatorom fenomenu Tikal i mow�, i rozum. Je�li zesp� ten le�a�by
na jednym poziomie, w�wczas niekt�re rzeczy mo�na by jeszcze
zaakceptowa�. W�wczas �w architektoniczny plaster miodu, z�o�ony
z pomieszcze�, sal i korytarzy, m�g�by by� powi�kszany wed�ug
potrzeb. Gmatwanina budowli pi�trzy si� jednak na sze�ciu r�nych
sztucznych poziomach-platformach. To wymaga�o ju� dysponowania
szczeg�owym projektem. Wymaga�o organizacji. Wymaga�o odpowie-
dnich narz�dzi, a przede wszystkim musia�o mie� jaki� sensowny cel.
Wszystkiego dokona� lud epoki kamiennej.
- Lud epoki kamiennej! - pomy�la�em na tyle g�o�no, �e Julio
us�ysza�. Chwil� patrzy� na mnie zdumiony, potem za�mia� si� na ca�e
gard�o. Nie m�g� przesta�. Br�zowe r�ce o stwardnia�ej sk�rze zbli�y� do
ust i zawo�a� w kierunku akropolu:
- Stone-age people! Stone-age people! - A potem zn�w
zagrzmia� urywanym �miechem tak, jak �miej� si� tylko olbrzymy. Po
chwili jego g�os powr�ci� echem odbitym od piramid i pustych
pomieszcze� akropolu. Julio uzna� to za zabawne, �e jego �miech
powraca echem pierwotnych g�osek.
- Don Eric! - U�miechn�� si� do mnie s�uchaj�c z zadowoleniem.
- Smiej� si� nawet bogowie!
Nauka twierdzi, �e ludzie �yj�cy w epoce kamiennej nie znali metalu.
Cokolwiek tworzyli - czy by�y to budowle, czy rze�bione stele i reliefy
- tworzyli bez u�ycia narz�dzi z metalu. Podobno u�ywali zaost-
rzonych kawa�k�w ko�ci, siekier z bazaltu, diorytu i obsydianu,
[Bazalt - magmowa ska�a wulkaniczna; dioryt - magmowa ska�a g��binowa,
u�ywana na kamienie nagrobne i jako materia� drogowy; obsydian - zastyg�a
fawa wulkaniczna o du�ej zawarto�ci krzemu.]
zwanego r�wnie� szkliwem wulkanicznym - by� to kamie� o najwi�k-
szej twardo�ci.
- Niech pan nie wierzy w te bzdury! - Julio spojrza� na mnie
z sarkazmem.
- A to niby dlaczego? Jak dot�d w Tikal nie znaleziono ani �ladu
metalu, a nawet ani �ladu ruin, kt�re pozwoli�yby wysnu� wniosek, �e go
u�ywano. . .
- To �aden dow�d! Kiedy rozpocz�to prace wykopaliskowe, ruiny
Tikal ju� od ponad tysi�ca lat znajdowa�y si� pod ziemi�, poros�a je
d�ungla, sp�uka�y tropikalne deszcze. W tej okolicy, nawet nasze no�e
podobno nierdzewne, zamieniaj� si� w rdz� za �ycia jednego pokolenia.
Jakie metale - pomijaj�c oczywi�cie metale szlachetne, kt�re s� za
mi�kkie do obr�bki kamienia - mog�y w takich warunkach przetrwa�
tysi�clecia?
- Ale przecie� tu nie chodzi wy��cznie o Tikal. Jak dot�d w �adnym
z siedlisk Maj�w nie natrafiono na metal...
Julio przysiad� na jednym ze stopni, zaproponowa�em mu papierosa
- wetkn�� go sobie w usta, ale nawet nie zauwa�y�, �e podaj� mu ogie�.
- My�l� nad tym od wielu lat i zawsze dochodz� do wniosku, �e
metal musia� by� uwa�any przez Maj�w za �wi�to��! Mo�e by� to
prezent dany kap�anom i uczonym przez bog�w i jako taki czczony
i strze�ony, a nawet ukrywany. Kap�ani wiedzieli - od bog�w - co
mo�na zrobi� z metalu: sztylety, miecze, tarcze oraz inn� bro�. Wiedzieli
tak�e, i� lud jest ciemi�ony, zmuszany do pracy przy budowlach.
Sytuacja ta mog�aby w ko�cu doprowadzi� do powstania, do rewolucji.
W�a�nie dlatego m�drzy kap�ani nie mogli dopu�ci�, �eby metal wpad�
w r�ce ludu. Ale mimo to b�d� twierdzi�, �e wielu Maj�w wesz�o
w posiadanie metalu! Czy dowodem na to nie s� �lady precyzyjnej
obr�bki kamieniarskiej? Bo czy mo�na by�o doj�� do takiej perfekcji
obrabiaj�c kamie� innym kamieniem albo zaostrzonym kawa�kiem
ko�ci? Don Eric, w Tikal znaleziono przepi�knie rze�bione g�owy
z kryszta�u g�rskiego. Na pewno obrabiano je za pomoc� narz�dzi
sporz�dzonych z metalu. Tak samo jak te foremne k�ka!
- K�ka? - spyta�em, wykorzystuj�c chwil�, gdy przerwa� dla
nabrania oddechu, �eby zapali� mu papierosa. - Zawsze czyta�em, �e
Majowie nie znali ko�a?
Julio rozpocz�� inhalacj�, ale ju� po chwili m�wi� dalej otoczony
k��bami dymu.
- No to niech pan p�jdzie do Museo de Arte Prehispanico
w Oaxaca! Tam zobaczy pan k�ka z kryszta�u g�rskiego. A w muzeach
antropologicznych w stolicy Meksyku i w Jalapa stoj� w gablotach
zabawki na k�kach! Co� jakby pies ci�gn�cy w�zek... Wszystko to
znaleziono w dawnych siedliskach Maj�w.
Julio uzupe�nia� i potwierdza� moje wiadomo�ci. W Copan, mie�cie
Maj�w le��cym w dzisiejszym Hondurasie, zrobi�em zdj�cia k� z�ba-
tych - s� one dowodem na istniej�ce niegdy� technologie. Ko�a z�bate
z Copan niszczej� rzucone w rogu wielkiego placu. Przed obiektywem
aparatu znalaz�y si� te� kamienne ko�a maj�ce kiedy� piasty. Ostatnio
przeczyta�em r�wnie�, i� Majowie wprawdzie ko�o znali, nie stosowali
go jednak. Twierdzenie takie by�oby przekonuj�ce, gdyby w tym kraju
nie istnia�y drogi...
Drogi, kt�rymi nikt nie je�dzi�?
Pi�� dr�g o jasnej nawierzchni i solidnej podbudowie biegnie z Tikal
przez d�ungl�. W stosownej literaturze okre�la si� je mianem dr�g
procesyjnych lub obrz�dowych. To zadziwiaj�ce, po jakie �rodki si�ga
archeologia, �eby tylko utrzyma� przy �yciu teorie skazane na wymar-
cie!
Zdj�cia lotnicze udowodni�y ju� dawno, �e miasta Maj�w ��czy�a ca�a
sie� dr�g. Szesna�cie (!) z nich mia�o sw�j pocz�tek lub koniec w Coba,
na p�nocy dzisiejszego terytorium Quintana Roo w Meksyku. Jedna
z dr�g, mijaj�c Coba, bieg�a wielkim �ukiem do Yaxuna, niewielkiej
miejscowo�ci w pobli�u najwa�niejszego miasta Maj�w, Chichen-Itza.
Zdj�cia lotnicze ujawni�y jasne wst�gi prze�wituj�ce przez ro�linno��
d�ungli, pozwalaj�c przypuszcza�, �e stukilometrow� drog� z Coba do
Yaxuna poprowadzono dalej przez Chichen-Itza a� do Mayapan
i Uxmal. Daje to w sumie 300 km. Wed�ug zdj�� lotniczych jeszcze
d�u�sza jest droga biegn�ca z Dzibilchalt�n ko�o Meridy, stolicy
Jukatanu, na wschodnie wybrze�e Morza Karaibskiego, w okolice
wyspy Cozumel.
Budowniczowie pracowali chyba wed�ug jednolitego planu. Wszyst-
kie drogi wy�o�ono kawa�kami ska�y, a nast�pnie pokryto jasn�
nawierzchni�, odporn� na wp�ywy atmosferyczne. Odcinek Co-
ba-Yaxuna ma szeroko�� 10 m - pewna przesada jak na drog�
procesyjn�, bo mog�oby tamt�dy i�� w jednym rz�dzie pi�tna�cie os�b ze
�piewem na ustach.
Owe 100 km podzielono na 7 odcink�w prostych - najd�u�szy liczy
36 km. Na pocz�tku ka�dego odcinka droga lekko zmienia kierunek.
Nauka twierdzi, �e Majowie nie znali kompasu. Jak wi�c wytyczali
drog�? Jakimi przyrz�dami geodezyjnymi dysponowali?
Czy okre�lali kierunek za pomoc� ognia i znak�w dymnych? Rejon
jest p�aski jak patelnia, a na dobitk� poro�ni�ty bujn� ro�linno�ci�. Nie
ma wzniesie�, z kt�rych mo�na dawa� odpowiednie znaki. Ogniska,
p�on�ce w ciemnozielonej g�stwinie, by�oby wida� co najwy�ej na kilka
kilometr�w. W trakcie pewnej dyskusji kt�ry� z jej uczestnik�w
stwierdzi�, �e rozwi�zanie problemu jest niezwyk�e proste - budow-
niczowie wytyczali linie za pomoc� lin i wyznaczali bieg drogi palikami.
Wszystkie te propozycje opieraj� si� na za�o�eniu, �e w d�ungli
robiono przecinki! Bo dopiero w�wczas mo�na by�o ustawia� znaki,
widzie� ogniska i rozci�ga� liny. Przedtem jednak trzeba by�o ustali�
i wyznaczy� kierunek przecinki.
Dla pe�nego skompletowania listy bezsensownych pr�b wyja�nienia
tego problemu nale�a�oby wymieni� jeszcze twierdzenie, zgodnie z kt�-
rym Majowie wytyczali drogi wed�ug gwiazd. Ale gwiazdy �wiec�
wy��cznie noc�, bezustannie zmieniaj� swoje po�o�enie na niebie, a poza
tym w strefie tropik�w s� przez dwie trzecie roku zupe�nie niewidoczne.
Nie da si� ich nawet policzy�, nie m�wi�c o wykorzystywaniu do
wytyczania dr�g.
Dla liczykrup�w, jacy znajduj� si� w�r�d moich krytyk�w, chcia�bym
w tym miejscu wnie�� pewn� poprawk�: g�adka powierzchnia patelni ma
tu i �wdzie niewielkie zag��bienia - lekkie obni�enia terenu wyst�puj�
w pobli�u rzek i bagien. Majowie zniwelowali je. Gdzie by�o to
konieczne, zbudowali sklepione przepusty, a poziom niekt�rych odcin-
k�w podnie�li o 5 m nad poziom gruntu. Drogi obrz�dowe nie
wymaga�y w �adnym razie takiego nak�adu �rodk�w, pielgrzymi
przeszliby przecie� i tak bez narzeka� przez obni�enia terenu. Mimo to
jednak drog� splantowano dok�adnie i wyr�wnano!
Jad�c wsp�czesn� szos� musimy czasem zwolni� w miejscu, gdzie
prowadzi si� roboty drogowe - widzimy w�wczas ogromne walce
wyr�wnuj�ce pod�o�e.
W pobli�u Ekal, na odcinku drogi ��cz�cej Coba z Yaxuna, znalezio-
no pi�ciotonowy walec rozbity na dwie cz�ci! Walec d�ugo�ci 4 m nie
mia� jednak osi - nale�a�oby go wi�c okre�li� mianem wielkiej rolki.
Czysty ob��d! Oto ludzie �yj�cy w epoce kamiennej potrafili wyci��
ogromny kawa� ska�y, a nast�pnie obrobi� go w kszta�cie rolki d�ugo�ci
4 m, ludzie ci zarazem nie stosowali ko�a - chocia� je znali!
Po co wi�c Majowie niwelowali drogi, je�li nie je�dzi�y nimi wozy na
ko�ach. Dlaczego odcinki biegn�ce przez tereny bagniste budowali na
tak solidnych fundamentach, �e nie osiad�y one do dzi�? A je�eli nie
pojazdy na ko�ach, to co je�dzi�o po tak wspaniale zbudowanych
drogach? Sanie na drewnianych p�ozach? Sanie pozostawi�yby jednak
wyra�ne �lady na nawierzchni. A mo�e �lizga�y si� po nawierzchni
podobnie jak �eglarze pustyni? To prawie niemo�liwe, bo przecie� i oni
stosowaliby p�ozy lub ko�a. Czy p�dzono tymi drogami zwierz�ta juczne
i poci�gowe, czy je�d�ono na nich wierzchem? Wed�ug obowi�zuj�cej
teorii Majowie nie znali jednak ani zwierz�t jucznych, ani poci�gowych.
Czy zatem poruszali si� w powietrzu, latali nie dotykaj�c ziemi? Ale do
tego nie by�yby im przecie� potrzebne drogi. A mo�e to ja pomin��em
jak�� mo�liwo�� u�ytkowego wykorzystania tej sieci komunikacyjnej?
A mo�e - tak jak archeologom - umkn�o co� r�wnie� mojej uwadze?
Rozmowy nad dachami Tikal
Przycupn�li�my na szczycie jednej z piramid. S�o�ce pali�o niemi�osie-
rnie w odkryte cz�ci cia�a mimo olejku do opalania, kt�ry ocali� mnie
kiedy� przed poparzeniem nawet na lodowcu. Na Wielkim Placu u st�p
akropolu t�oczy�y si� grupy turyst�w, b�yski odbite od obiektyw�w
aparat�w fotograficznych dociera�y a� do nas - zdj�cia raczej nie
Wyjd�.
- Julio, jak pan my�li, po co Majowie budowali drogi?
Julio odpar� prawie z oburzeniem, jak gdyby moje pytanie naruszy�o
jakie� tabu:
- Dla bog�w!
- Dla chwa�y religii...
- Dla bog�w! - upiera� si� Julio. - Bogowie mieli pojazdy!
Pokazali w�adcom Maj�w, jak budowa� drogi, a ci zwo�ali ca�e armie
niewolnik�w, �eby urzeczywistni� te plany.
- Nigdzie nie znaleziono pozosta�o�ci po boskiech pojazdach,
nigdzie nie ma rysunk�w przedstawiaj�cych co� takiego!
- Przecie� cz�sto wcale nie wiemy, co przedstawiaj� reliefy. Wizeru-
nek znajduj�cy si� na p�ycie sarkofagu w Palenque mo�e przedstawia�
boski pojazd. Zna pan zapewne hieroglify ukazuj�ce dymi�cego boga,
r�wnie� on mo�e siedzie� w poje�dzie, kt�ry wcale nie jest pojazdem
z epoki. Z faktu, �e zachowane obiekty sztuki Maj�w nie przedstawiaj�
ko�a, mog� te� wyci�gn�� wniosek, i� by�o ono uwa�ane za obiekt
sakralny.
- Drogi powstawa�y przecie� w r�nych okresach, a bogowie
przebywali tu pewnie tylko na samym pocz�tku epoki Maj�w, mo�e
nawet wcze�niej, w czasach protoplast�w tego narodu.
Kilku zasapanych turyst�w wspina�o si� na piramid�, podci�gali si�
na stalowym �a�cuchu. Julio nie da� sobie przerwa�.
- Dobrze, nawet je�li bogowie byli tu tylko na samym pocz�tku,
nawet je�li potem znikn�li albo pogrzebano ich pod piramidami - ju�
samo to mog�o zainspirowa� Maj�w do zbudowania pierwszej drogi.
W p�niejszych epokach tubylcy szli gorliwie za tym przyk�adem
buduj�c jedn� drog� za drug� - na pami�tk� pobytu bog�w i w przeko-
naniu o ich powrocie. Buduj�c drogi, piramidy i �wi�tynie przygotowy-
wali si� do nadej�cia dnia X.
Julio przemawia� r�wnie p�omiennie jak Abraliam a Santa Clara,
naj�arliwszy kaznodzieja baroku. Przypomnia�y mi si� linie na peru-
wia�skiej r�wninie Nazca, kt�re moim zdaniem Indianie sporz�dzili
w oczekiwaniu na dzie� powrotu bog�w - by�y to znaki widoczne
nawet z du�ej wysoko�ci.
W naszym punkcie obserwacyjnym na szczycie piramidy zrobi�o si�
troch� ciasno. By�o s�ycha� wszelkie mo�liwe j�zyki. Pojawili si�
Amerykanie, jeszcze wi�cej by�o Japo�czyk�w, znale�li si� te� tury�ci
z Europy. Wycieczki do miast Maj�w s� w modzie od wielu lat.
Z informacji biur podr�y organizuj�cych grupowe wycieczki, jakie
prowadzi�em do Mezoameryki i Ameryki Po�udniowej, wiem, �e
wszystkie miejsca sprzedaje si� bardzo szybko. Wkr�tce wymkn�li�my
si� z t�oku, wsiedli�my do datsuna i ruszyli�my w dalsz� podr�
miescowymi drogami. Nosz� one imiona s�ynnych badaczy, kt�rzy
odwiedzali Tikal. Jest wi�c Droga Maudsley'a - nazwana tak wed�ug
nazwiska Alfreda Percivala Maudsley'a, przebywaj�cego tu w 1895
roku, s� Drogi Malera i Tozzera - wed�ug nazwisk Teoberta Malera
i Alfreda Marstona Tozzera, kt�rzy znale�li si� w tej okolicy w pocz�t-
kach naszego wieku, Droga Mendeza - wed�ug nazwiska Modesta
Mendeza, kt�ry w 1848 roku bada� ruiny Tikal.
Wra�enia by�y tak silne, �e zapomnia�em o prawie siedemdziesi�cio-
stopniowej temperaturze panuj�cej w wozie. Julio i Ralf siedzieli na
skrzyni ch�odzeni p�dem powietrza. Wspania�e obrazy zmienia�y si� co
chwila jak w kalejdoskopie. Bli�niacze piramidy bez budowli sakralnych
na szczycie przesuwa�y si� przed kikutami piramid, kt�rych odkopane
resztki wynurza�y si� z zielonej g�stwiny. W Tikal jest 151 stel, wi�kszo��
na Wielkim Placu. Z kompleks�w budowli wyrasta�y ogromne tropikal-
ne drzewa o pot�nych, zielonych koronach. Kwiaty trwoni�y �wietliste
kolory. Z szarobr�zowych stel patrzy�y na nas twarze w�adc�w i g�owy
bog�w. Zatrzymywali�my si� cz�sto i wspinali�my na sterty kamieni
- pozosta�o�ci po budynkach, kt�re pad�y ofar� czasu. Zdawa�o si�, �e
Tikal ci�gnie si� bez granic, zatracaj�c si� w swojej imponuj�cej
wspania�o�ci. Tu mo�na dotkn�� historii.
Skomplikowana podr� w przesz�o��
Trzy dni p�niej Julio opu�ci� "Jungle Lodge". Musia�em mu obieca�,
�e na pewno odwiedz� plantacje Las Illusiones, Los Tarros i Bilbao.
M�wi�. �e znajduj� si� tam kamienie boskiego pochodzenia, do dzi�
czczone przez Indian jako boskie kamienie - niekt�re s� tak ci�kie, �e
nie mo�na ich przetransportowa� do �adnego muzeum, le�� wi�c na
polach. W �adnym razie nie powinienem si� dopytywa� o znaleziska
archeologiczne - co najwy�ej o piedras antiguas, stare kamienie. Julio
opisa�, jak dotrze� do czczonych osobliwo�ci, krzy�ykami oznaczy� na
mapie miejsca, gdzie powinni�my o nie pyta�.
Gwatemalczycy wsz�dzie byli dla nas niezwykle uprzejmi i uczynni,
niekiedy mimo woli nieco zabawni - niestety informacje, jakich
udzielali, rzadko odpowiada�y prawdzie.
Wynaj�tym volkswagenem-garbusem jechali�my po�udniowym skra-
Jem Wy�yny Gwatemalskiej przez prowincj� Escuintla w stron� Oceanu
Spokojnego. Julio powiedzia�, �eby�my zacz�li si� dopytywa� o drog�
do piedras antiguas na oko�o 50 km przed wybrze�em.
W Santa Lucia zatrzymali�my si� przed pralni� na �wie�ym powiet-
rzu, pod kt�rej dachem dziewcz�ta i kobiety pra�y w baliach i miskach
bielizn�. Silnik ucich�, nasze spojrzenia pobieg�y w kierunku studni
- niestety, pi�kne dziewczyny od razu zas�oni�y go�e piersi, a kobiety
zachichota�y z zak�opotaniem.
- Przepraszam, gdzie tu s� stare kamienie? Las Illusiones, Los
Tarros, Bilbao?
Odpowiedzia� nam �miech i o�ywiona paplanina, potem ka�da
z wiejskich pi�kno�ci wskaza�a r�k� inn� stron�.
- Drogie panie - przywo�a�em na pomoc ca�y sw�j szwajcarski
wdzi�k - zg�d�my si� na jeden kierunek.
Z roztrajkotanej grupki wysun�a si� rezolutna czarnuszka. Opalona
na br�z, ubrana w d�insy uwydatniaj�ce j�drny ty�eczek, podpar�a si�
pod boki. Najpierw zapyta�a, sk�d jeste�my. Pomy�la�em sobie, �e byle
komu nie udziela si� tu informacji.
- Z Europy, z niedu�ego, spokojnego kraju, w kt�rym jest wiele
pi�knych g�r i zielonych ��k, ze Szwajcarii! - powiedzia�em jak
najuprzejmiej.
Czarnow�osej pi�kno�ci zacz�o co� �wita� - oczywi�cie, zna ten kraj,
to u jego wybrze�y zauwa�ono niedawno radzieckie �odzie podwodne.
Gdyby nie zabrania�a tego europejska etykieta, wybuchn��bym �mie-
chem - pohamowa�em si� jednak i wyja�ni�em spokojnie, �e �odzie
podwodne zauwa�ono u wybrze�y Szwecji, a moja ojczyzna nie le�y nad
morzem. Czarnuszka, wyra�nie zainteresowana problemami polityki
europejskiej, wydawa�a si� nieco rozczarowana, zebra�a jednak si�y do
kolejnego pytania: Czy Szwajcaria nale�y do Niemiec Wschodnich, czy
do Zachodnich. Zn�w musia�em j� rozczarowa�. Wyja�ni�em, �e
Szwajcaria, jest pa�stwem autonomicznym o najstarszej demokracji na
�wiecie i zanim pi�kno�� zd��y�a zada� kolejne pytanie, po�piesznie
powt�rzy�em swoje: Gdzie s� fincas?
Czarnow�osa wskaza�a nam trzy strony.
- Tam, tam i jeszcze tam!
- Co jest tam?
- Bilbao. Trzeba dojecha� do placu w �rodku wsi, na skrzy�owaniu
skr�ci� w prawo pod g�r�, a na g�rze w lewo. Potem niech pan jeszcze
raz zapyta...
- A Las Illusiones i Los Tarros?
- Trzeba pojecha� w kierunku Mazatenango, do nast�pnej wsi!
To ju� by�o co�. W trakcie po�egnalnych gest�w m�j wzrok prze�liz-
n�� si� po apetycznie opi�tych d�insach i j�drych piersiach, kt�re zn�w
zaja�nia�y w s�o�cu. W takim towarzystwie nawet noce w "Jungle
Lodge" by�yby zno�ne. Moskity nie mia�yby wi�kszego znaczenia.
Cz�owiek nauczy�by si� jako� z nimi wsp�y�.
Fincas, kt�re poza kukurydz� i kaw�
kryj� niezliczone skarby
Bilbao jak wymar�e pra�y�o si� w s�o�cu. Natkn�li�my si� tam na
ci�ki traktor. Na siode�ku siedzia� w�saty se�or w towarzystwie dw�ch
india�skich ch�opc�w. Na widok obcych obaj kurczowo z�apali za
maczety.
- Szukamypiedras antiguas! Gdzie one s�? - spyta�em uprzejmie.
Po chwili namys�u, podczas kt�rej ciemne, nieufne oczy badawczo
patrzy�y to na nas, to na volkswagena, m�czyzna zacz�� si� dopytywa�.
- Czy panowie s� archeologami? - Ton pozwala� wysnu� przypusz-
czenie, �e nasz rozm�wca nie mia� najlepszych do�wiadcze� z lud�mi
tego zawodu.
Wyja�ni�em, �e nie, �e przyjechali�my ze Szwajcarii i chcieli�my tylko
sfotografowa� stare kamienie. Na d�wi�k s�owa "Szwajcaria" twarz mu
si� rozja�ni�a.
- Panowie s� Szwajcarami! Znam dw�ch Szwajcar�w, in�ynier�w
mechanik�w. To dobrzy ludzie!
Podzi�kowa�em w duchu moim ziomkom, pr�buj�c zarazem zro-
zumie�, o czym m�czyzna opowiada ch�opcom w niezrozumia�ym
dialekcie. Jeden z nich zeskoczy� z traktora i w�lizn�� si� do samochodu,
nie wypuszczaj�c jednak z r�ki maczety. M�wi�c nienagann� szkoln�
hiszpa�szczyzn� poprowadzi� nas w�skimi polnymi drogami po�r�d
plantacji kawy i kukurydzy. Wreszcie rozkazuj�cym tonem powiedzia�:
"Tu!". Wyskoczy� z samochodu zwinnie jak wiewi�rka i maczet� zacz��
wycina� �cie�k� w g�szczu dwuip�metrowej kukurydzy, kt�rej d�ugie,
szerokie li�cie obija�y si� nam o uszy. Przedzieraj�c si� przez g�stwin�
starali�my si� nie straci� z oczu naszego przewodnika. Nagle ch�opiec
przepu�ci� nas do przodu.
- Tam! - powiedzia�.
Po kilku krokach stan�li�my na polance, stanowi�cej wspania��,
zielon� opraw� dla kontrastuj�cego z ni� niebieskawego l�nienia bazaltu
- piedra antigua mia� mniej wi�cej trzy i p� do czterech metr�w
�rednicy.
Do fotografii reliefu chcia�bym doda� par� s��w wyja�nienia:
W centrum mitologicznej sceny stoi wysoki m�czyzna z r�kami
skierowanymi ku g�rze. W jednej trzyma co�, co przypomina bia�� bro�
k�uj�c�, w drugiej okr�g�y przedmiot, kt�ry mo�na uzna� zar�wno za
pi�k� czy trupi� czaszk�, jak i za owoc kakaowca lub gniazdo szerszeni.
(Majowie ciskali bombami szerszeniowymi w szeregi nieprzyjaci�.
Tylko jak miotacze chronili si� przed uk�szeniami tych owad�w?)
M�czyzna ma na sobie wsp�cze�nie wygl�daj�c� koszulk� z kr�tkimi
r�kawami przylegaj�c� do cia�a i zako�czon� szerokim pasem, z kt�rego
zwiesza si� prawie do ziemi lina z wielk� p�tl� na ko�cu. R�wnie
wsp�czesne jak koszula jest zdobienie tkanej przepaski, na kt�rej
wyhaftowano twarz. Przepaska jest zako�czona fr�dzlami. Spodnie
postaci s� obcis�e jak d�insy, stopy tkwi� w butach si�gaj�cych do kostek
i opatrzonych do�� ekstrawaganckimi klamerkami. Z lewej strony
m�czyzny stoi kto� bosy - nie ma na sobie nic opr�cz szerokiej
przepaski biodrowej. Mo�na odnie�� wra�enie, �e podaje co� postaci
centralnej albo przynajmniej w niezbyt elegancki spos�b pokazuje jej
co� palcem. Z prawej strony kamiennej sceny siedzi na sto�ku Indianin,
kt�ry ma wprawdzie na g�owie he�m, ale jest bosy i �ongluje pi�kami albo
czym� okr�g�ym, w ka�dym razie przedmiotami podobnymi do tego,
jaki trzyma wsp�cze�nie wygl�daj�cy m�czyzna w centrum obrazu.
Ruchom� scen� otaczaj� ptaki, figurki, twarze i symboliczne znaki.
I trzeba patrze� naprawd� uwa�nie, �eby spostrzec owalny przedmiot,
znajduj�cy si� na przegubie prawej r�ki m�czyzny -jest to istotnie co�
godnego uwagi, bo w r�wnie dziwne rekwizyty byli wyposa�ani bogowie
na drugim ko�cu �wiata, w pa�stwie Akad i w Babilonie nad Eufratem.
Jak g��boko w ziemi tkwi ten kamie�? Czy na jego niewidocznej
stronie te� znajduje si� relief? Ciekawo�� archeolog�w jeszcze tu nie
dotar�a.
Na wiejskim placu w Santa Lucia Cotzumalguapa podobny kamie�,
na kt�rym znajduj� si� takie same wizerunki, jest traktowany jak
pomnik. Archeolodzy s� zdania, �e uwieczniono na nim rytualn� scen�
ubierania si� do obrz�dowej gry w pi�k�, narodowego sportu Maj�w.
Ale zdrowy rozs�dek ka�e poda� t� interpretacj� w w�tpliwo��: Ozdoba
g�owy m�czyzny dominuj�cego w obrazie zdecydowanie przeszkadza-
�aby w grze, lina zwisaj�ca mi�dzy nogami utrudnia�aby bieganie,
szeroki i obcis�y pas kr�powa�by cia�o, wielkie buty uniemo�liwia�yby
szybkie zmiany kierunku ruchu w trakcie gry - poza tym po co do gry
w pi�k� tak ostra bro�. Bro� ta przypomina przedmioty, w jakie
wyposa�ano pos�gi bog�w w Tuli, boskiej stolicy kr�lestwa Toltek�w.
W ziemi, na kt�rej stoimy, znaleziono w 1860 roku przy karczowaniu
drzew wspania�e stele. Wie�� o tym dotar�a do Austriaka, dr. Habla,
podr�uj�cego w 1862 roku po Meksyku. Habel przyjecha� tu i jako
pierwszy sporz�dzi� rysunki stel, kt�re pokaza� podczas pobytu w Ber-
linie dyrektorowi Kr�lewskiego Muzeum Etnograficznego, dr. Adol-
fowi Bastianowi (1826-1905). Bastian pojecha� do Santa Lucia Cot-
zumalguapa w I 876 roku, odkupi� od w�a�ciciela gruntu znalezione stele
i uzyska� ode� zapewnienie, �e berli�skie muzeum b�dzie mia�o prawo
zakupi� wszystkie przysz�e znaleziska. Dzi�ki temu w Muzeum Etno-
graficznym w Berlinie Zachodnim mo�na podziwia� osiem stel. Zgodnie
z umow� z 1876 roku muzeum ro�ci�o sobie r�wnie� prawa do
kamiennego reliefu na polu kukurydzy, ale dzi� nie wolno ju� wywozi�
z Gwatemali zabytk�w. Kraje Ameryki �rodkowej sta�y si� dumne ze
swojej historii - gdyby jeszcze mog�y uchroni� bezcenne skarby przed
szkodliwymi wp�ywami atmosfery, to rado�� z identyfikowania si�
z mieszkaj�cym tu niegdy� ludem by�aby niczym niezm�cona.
Stele w berli�skim Muzeum Etnograficznym maj� upami�tnia� sceny
z obrz�dowej gry w pi�k�: zwyci�zca wr�cza bogu s�o�ca serce. Jakiego�
to boga s�o�ca spotyka taki zaszczyt? Na wizerunku wida� otoczon�
promieniami istot� w he�mie, kt�ra zst�puje z nieba. Lapidarna
informacja zawarta w katalogu - b�g s�o�ca -jest niewystarczaj�ca.
Gdyby chcia�o si� to wyrazi� we wsp�czesnym �argonie, trzeba by
zada� pytanie: Kogo wyobra�ano pod postaci� "boga s�o�ca", jakie
znaczenie mia�a ta posta� dla cz�owieka, kt�ry uwieczni� j� na steli,
a poza tym, dlaczego b�g s�o�ca ��da� dla siebie serca - ofiary
najdro�szej.
- Chce pan kupi� stare kamienie? - spyta� mnie m�czyzna, kiedy
wr�cili�my do traktora.
- Nie, dzi�kuj� - odpar�em. Kto�, u kogo na granicy odkryje si�
w baga�u zabytki, jest uznawany - czy by� �wiadom pope�nianego
przest�pstwa, czy nie - za winnego, nie mia�bym wi�c �adnej szansy na
dowiezienie kamiennego m�czyzny z pola kukurydzy w Santa Lucia
Cotzumalguapa do mojego ogrodu w Feldbrunnen. Ale nawet w 1876
roku problemy prawie nie do pokonania stan�y przed dr. Bastianem
kt�ry dysponuj�c ofcjalnym zezwoleniem �wczesnego rz�du, chcia�
przetransportowa� wielotonowe stele. Rozwi�zanie znale�li dopiero
dwaj specjalnie sprowadzeni in�ynierowie, dzi�ki kt�rym olbrzymy
uda�o si� dostarczy� po bezdro�ach do portu San Jose, odleg�ego o 80
km: stele, zdobione jednostronnie, przepi�owano wzd�u� na dwie cz�ci,
a strony pozbawione rysunku wydr��ono dla zmniejszenia ci�aru.
P�askie lecz nadal bardzo ci�kie p�yty umocowano ostro�nie na
platformach ci�gni�tych przez wo�y. Mimo wszy^sko jedna ze stel
obsun�a si� podczas prze�adunku - do dzi� spoczywa na dnie basenu
portowego San Jose. Tak�e w trakcie kolejnych dni zdecydowanie
odrzuca�em dalsze oferty sprzeda�y "starych kamieni".
Czarnow�osa pi�kno�� da�a mi niezbyt dok�adne informacje. Powie-
dzia�a, �e finca Las Illusiones znajduje si� w nast�pnej wsi. Wed�ug
traktorzysty by�o to nie tam, lecz w pobli�u - ure wsi mieli�my tylko
spyta� o drog�.
W cieniu, na stopniach ko�cio�a z czas�w kolonialnych trzej Indianie
grali w karty. Gdy zapyta�em o drog�, jeden z nich podszed� ze
szczwanym u�miechem na twarzy i pr�bowa� mi wcisn�� "stare
kamienie". Nie uda�o mu si� jednak mnie przekona� nawet do kupna
kamyk�w mieszcz�cych si� w d�oni. Nie dysponuj�c mikroskopem
i stosown� wiedz� cz�owiek nie ma zielonego poj�cia, co jest naprau=d�
"stare", co za� tylko "staro" wygl�da, a pochodzi z naj�wie�szej
produkcji. Miejscowi ludzie podrabiaj� kamienie tak, �e wygl�daj� one
na bardzo stare. Dysponuj�c uzdolnieniami swoich przodk�w, rze�bi�
wed�ug znanych sobie wzor�w sceny mitologiczne, wk�adaj� kamienie
do �arz�cego si� popio�u z w�gla drzewnego, potem wcieraj� w nie
szczotk� czarn� past� do but�w i trzymaj� przez par� dni na deszczu.
W ten spos�b opr�cz kukurydzy i kawy r�wnie� "stare kamienie",