4805
Szczegóły |
Tytuł |
4805 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4805 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4805 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4805 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Mariusz Czylok
Opowiadania
Guru
1.Z ka�dym nast�pnym �yciem stajemy si� coraz bardziej bogatsi, a dobra
materialne nagromadzone w jednym, procentuj� w drugim. W ko�cu stajemy si�
bardzo bogaci. Mo�e nie wszyscy, to fakt. Ja osobi�cie musia�em co� popieprzy� w
swoim poprzednim wcieleniu i teraz przysz�o mi zaczyna� wszystko od pocz�tku.
Nie wiem po co o tym m�wi�, ale czuj�, �e taka informacja jest mimo wszystko
potrzebna. Pytanie: komu? Zreszt�...
Nazywam si� Harry i pracuj� jako guru. Praca beznadziejna, nieop�acalna i
cholernie nudna. Tak mi�dzy Bogiem, a prawd�: nikomu do szcz�cia nie potrzebna.
Moje biuro nie jest du�e, ale za to mi�e i sympatyczne - tak jak ja. Po g��bszej
analizie stwierdzi� mog�, �e nie posiadam nadludzkich umiej�tno�ci, ale jestem
natomiast: mi�y (mam ujmuj�cy u�miech, �liczne oczy, w�osy, nos, nogi i r�ce),
inteligentny (co si� samo przez si� rozumie), czaruj�cy (kiedy tylko mam na to
ochot�), brutalny (jak wy�ej, oraz gdy tylko wymaga tego sytuacja) oraz szybki,
rzutki i b�yskotliwy.
Biuro otwarte jest dla wszystkich ludzi. Dla tych, kt�rzy potrzebuj� wsparcia
duchowego ze strony guru, czyli mojej... S�u�� zawsze dobr� rad� i to zawsze za
darmo, co w dzisiejszych czasach jest zjawiskiem bardzo rzadkim. Dlatego ludzie
us�yszawszy o kim� takim jak ja, z politowaniem pukaj� si� w czo�o - lub te�
robi� znak krzy�a. Kto� kiedy� rzuca� we mnie czosnkiem.
!!!???
Wszed�em w�a�nie do swojego biura, kt�re posprz�tane przez moj� osobist�
sekretark� Medus�, l�ni�o blaskiem. Przed chwil� us�ysza�em, �e gdzie� na
�wiecie rdza z�era stal. Zastanawiam si� jakie to mo�e mie� dla mnie znaczenie.
Podszed�em do okna i podnios�em �aluzje. Spad�y na pod�og�. Dziwne: ja je
podnosz�, a one spadaj�. Wstawa� nowy dzie�. To znaczy za oknem - u�ci�l�, bo
nie chc� mie� tutaj g�upich niedom�wie�. Tak, tak... �wit jest zawsze lepszy ni�
wiecz�r. �wit kojarzy si� z narodzinami, wiecz�r ze �mierci�. Poza tym nie
ka�demu chce si� rano wsta�, aby obserwowa� powolne narodziny dnia. Wi�kszo��
woli jeszcze par� minut wygrzewa� si� w ciep�ej po�cieli. No... ale dosy� tych
sentymentalnych bzdur, czas przygotowa� si� do pracy.
Usiad�em na swoim wygodnym fotelu ze sk�ry hipopotama i otworzy�em g�rn�
szuflad� biurka. Na stercie magazyn�w erotycznych le�a� l�ni�cy i pachn�cy
smarem sze�ciostrza�owy rewolwer. Wyj��em go, roz�adowa�em naboje, a potem
ponownie go za�adowa�em i wsun��em do szuflady. Gotowy na wszystko.
Wsta�em i podszed�em do szafy stoj�cej przy jednej ze �cian mojego biura. W
szafie na wypolerowanym stojaku znajdowa�o si� kilkana�cie sztuk pi�knej broni;
od ka�asznikowa, poprzez M-16 a� do izraelskiego uzi. Napatrzy�em si� przez
chwil� i wreszcie zamkn��em szaf�. Pieszczotliwie spojrza�em na zawieszone na
�cianie r�ne rodzaje bia�ej broni. By�y tam maczety, szpady, miecze, zwyk�e
no�e kuchenne, sztylety, a nawet (wi���cy si� z moim kt�rym� tam poprzednim
wcieleniem) bagnet.
Zanim usiad�em ponownie przy biurku i rozpocz��em swoj� prac� guru, pomy�la�em
sobie jak pi�kny by�by dzie� gdyby mo�na by�o go rozpocz�� od poder�ni�cia
gard�a mojej sekretarce, kt�rym� z tych l�ni�cych no�y.
U�miechn��em si� do tych my�li odsuwaj�c je jednak na bok i zabra�em si� do
pracy. Chwil� wcze�niej pomy�la�em o trumnach z wampirami w piwnicy i u�miech
spe�z� z mojej twarzy.2.Medusa wesz�a do pokoju z garnkiem wrz�tku i tac� pe�n�
jedzenia. Jak zwykle codziennie to samo. �niadanie z�o�one z zimnych n�ek i
ciep�ych klusek.
- Sp�ni� si� pan - powiedzia�a. - R�wno godzin�. Nie mam poj�cia jak pan to
zrobi, ale nic mnie to nie obchodzi. Niech si� pan sam martwi i spr�buje z tego
tutaj zaparzy� sobie herbat�.
Postawi�a garnek na stole i wysz�a z pokoju. W�o�y�em d�o� do garnka. Bez obaw.
Woda by�a zimna. Wrz�tek to by�, ale chyba godzin� temu. Odsun��em garnek na
bok. Zrezygnowa�em ze �niadania.
Drzwi skrzypn�y cichutko otwieraj�c si� szeroko i zabi�y ma�ego paj�ka, kt�ry
rozpi�� swoj� sie� pomi�dzy drzwiami, a szaf� stoj�c� za nimi. Drzwi ponownie
skrzypn�y zamykaj�c si�, ale nie o�ywi�y paj�ka. Biedaczek ju� nigdy nie za�o�y
spodni.
Podnios�em wzrok znad dokument�w i spojrza�em na go�cia.
By� to Azjata. Medusa zapowiedzia�a, �e przyjdzie dzisiaj do mego biura
Japo�czyk. Wi�c logicznie my�l�c, to musia� by� on. Nazywa� si� Kiro Watsu. Mia�
na sobie bia�e kimono zwi�zane w talii czarnym pasem. Jego sko�ne oczy, czarne
jak ma�e ka�u�e smo�y, skierowane by�y w moim kierunku.
Wsta�em zza biurka i na przywitanie go�cia zacz��em ta�czy� r�wnocze�nie
�piewaj�c. By�o to moje klasyczne powitanie go�ci. Ta�czy�em skacz�c, kucaj�c,
raz na jednej nodze raz na drugiej. W pewnej chwili stan��em na r�kach, ale moje
nadci�nienie da�o zna� o sobie i musia�em zrezygnowa� z tej cz�ci mojego
powitania. Zrobi�em dwa salta do przodu. Salta do ty�u nie robi� ju� od dobrych
dw�ch lat, a konkretnie od chwili gdy wyr�n��em g�ow� w pod�og� podczas jednego
z takich popis�w. Potem lekarze mieli pe�ne r�ce roboty i mas� problem�w, aby
pozszywa� rozci�t� sk�r�. Bola�o...
Kiro Watsu patrzy� na mnie przez ca�y czas mojego powitania bacznie obserwuj�c
rozw�j wypadk�w. Przypomina� tym troch� moj� sekretark� Medus�, ona r�wnie�
patrzy�a takim wzrokiem, kt�ry powinien ci�� co popadnie.
Wreszcie sko�czy�em powitanie i Japo�czyk wrzasn�� przera�liwie: - Sonno-
joooooi!!!
Cokolwiek to znaczy�o, brzmia�o gro�nie. Wrzeszcza� kursyw�, co nadawa�o jego
okrzykowi dodatkowej powagi. Przybra� bojow� postaw� wyci�gaj�c przed siebie
rozcapierzone palce. Zauwa�y�em, �e ma przyci�te r�wno paznokcie. Korzysta z
Czy�by by� na mnie z�y? Czy do takich wniosk�w dochodzi si� podczas obserwacji
paznokci?
Sytuacja w jakiej si� nagle znalaz�em nie wygl�da�a ciekawie. Kiro Watsu mrucza�
i sycza� poruszaj�c przed twarz� r�kami gotowymi do zabijania.
Dotarcie do biurka zaj�o mi sekund�. Druga sekunda zosta�a zmarnowana na
wydobycie z szuflady rewolweru, a trzecia na strza�.
By� to pi�kny strza�. Precyzyjny i zab�jczy. Na �rodku czo�a Kiro Watsu zakwit�a
p�sowa r�a i Japo�czyk zwali� si� na dywan. Dopiero wtedy do biura wesz�a
Medusa.
- Pan mnie wo�a�? - spyta�a.
- Nie Meduso, ale jak ju� �askawa by�a� pojawi� si� tutaj, to zabierz tego
trupa.
Medusa bez protest�w z�apa�a Japo�czyka za nogi i ci�gn�c go za sob� wysz�a z
pokoju. Nie zapomnia�a nawet cicho zamkn�� drzwi. Martwy paj�k tkwi� na �cianie,
a jego spodnie spad�y na pod�og�.3.Od pewnego kolekcjonera z Wietnamu
zbieraj�cego bro� sieczn� dosta�em przepi�kny n�. No�a tego u�ywam bardzo
cz�sto do obcinania paznokci. Nie mam w tym jeszcze du�ej wprawy, ale my�l�, �e
to tylko kwestia czasu gdy b�d� robi� to z zamkni�tymi oczami. Medusa jest
laikiem w tych sprawach, a mimo to kiedy� zapyta�a mnie dlaczego nie u�ywam do
obcinania paznokci zwyk�ych no�yczek. Nie potrafi�em odpowiedzie� jej na to
pytanie i po prostu bezczelnie wyprosi�em j� z pokoju.
Teraz w�a�nie, kiedy obcina�em ostatni paznokie� w lewej r�ce, wszed� do biura -
wpuszczony przez Medus� - Murzyn.
Mia� na sobie tylko przepask� biodrow� z trzciny. U�miechn��em si� do niego, a
on do mnie. Mia� bia�e z�by.
Wsta�em i przywita�em si� z go�ciem na sw�j spos�b: taniec i �piew. Troch�
bola�y mnie palce przez to przycinanie paznokci, ale jako� to znios�em.
Tym razem podczas ta�ca uda�o mi si� wykr�ci� dwa piruety, ale poczu�em, �e co�
jest nie tak z moimi z�bami i usiad�em. Murzyn usiad� na fotelu po drugiej
stronie biurka.
- Baba - powiedzia� Murzyn i poczu�em, �e krew uderza mi do g�owy. Nikt
dotychczas w ca�ym moim �yciu nie nazwa� mnie bab� (we wcze�niejszych
wcieleniach dwa razy by�em ju� kobiet�, raz kurtyzan�, a raz europejsk� zwyk��
dziwk�).
- I'm Nmosso, baba, nkosi - znowu us�ysza�em to s�owo: baba.
??? Nie.
- Medusa!!! - rykn��em na ca�e gard�o. W drzwiach pojawi�a si� moja sekretarka.
Widocznie akurat nie rzuca�a s��w na wiatr.
- Czego? - spyta�a bez cienia poszanowania mojej osoby, a o grzeczno�ci ju� nie
wspomn�.
- Wyrzu� tego czarnucha - rozkaza�em.
Jedno musz� przyzna� na korzy�� Medusy - nigdy nie komentuje moich polece� i
wykonuje je bez szmeru.
Tym razem nie by�o inaczej. Wyrzuci�a Murzyna szarpi�c go za opask� biodrow�.
Nawet wtedy, gdy opaska zosta�a jej w r�ce nie zrazi�a si� i z�apawszy Murzyna
za... hmmm... no wiadomo za co... wyrzuci�a go z biura.
Murzyn wrzeszcza� jak op�tany, ale ja mu si� nie dziwi�. Te� bym wrzeszcza� na
jego miejscu. Mo�e nawet g�o�niej.
Dopiero kilka dni p�niej dowiedzia�em si�, �e s�owo "baba" oznacza w j�zyku
suahili "ojcze", a "nkosi", co r�wnie� wyrwa�o si� Murzynowi, oznacza: "panie".
Westchn��em g��boko, ale c�... to nie moja wina i� tak potraktowa�em go�cia,
przecie� m�g� odpowiednio wcze�niej nauczy� si� jakiego� cywilizowanego
j�zyka.4.M�czyzna by� bardzo wysoki. Ubrany w popielaty garnitur i czarne
r�kawiczki, co bardzo mnie zdziwi�o. Nie wiem dlaczego.
Wsta�em zadowolony z odwiedzin i od razu podskoczy�em zaczynaj�c taniec
Harry'ego.
Baraszkuj�c w powietrzu, w pewnym momencie mojego powitania zbli�y�em si� do
mojego go�cia na odleg�o�� wyci�gni�tej r�ki. I on, skubany, to wykorzysta�.
Tego si� nie spodziewa�em.
Wyci�gn�� r�k� w moj� stron�, a r�k� mia� zako�czon� d�oni�, tak jak ka�dy z
ludzi. Ale musz� tutaj sprecyzowa� swoj� wypowied�: d�o� mia� zaci�ni�t� w
pi��, kt�ra wyr�n�a w moj� skro�. Przypuszczam, �e co� mu si� wyra�nie nie
podoba�o. Nie mog� doj�� tylko do tego co to by�o. �piew? Taniec? A mo�e zbyt
ma�o ekspresji w�o�y�em w swoje powitanie?
Upadaj�c na dywan uderzy�em �okciem o kant biurka.
M�czyzna podszed� do mnie i pom�g� mi wsta� na nogi. Co� tam przy okazji
mrucza� pod nosem.
Kiedy ju� sta�em o w�asnych si�ach, uderzy� mnie w brzuch. Zabola�o. Przy�o�y�
si� do tego ciosu. Zabrak�o mi powietrza. Ju� od dawna jestem po stronie
ekolog�w, ca�y czas uwa�am, �e musimy walczy� o tlen. Tak ci�ko si� dzi�
oddycha. Nie niszczmy drzew.
U�miechn��em si� do mojego oprawcy, rzuci�em kr�tkie "dzi�kuj�" i kiedy poda� mi
d�o�, aby pom�c mi wsta�, zobaczy�em i� on r�wnie� si� u�miecha.
Praw� r�k� przytrzyma�em si� biurka aby nie upa�� na pysk i wtedy ten idiota
uderzy� mnie krzes�em w plecy. W jaki spos�b krzes�o znalaz�o si� w jego r�kach
chyba na zawsze zostanie tajemnic�. Upadaj�c na dywan, po raz kolejny
zastanawia�em si� dlaczego boli mnie g�owa. Dopiero po chwili zda�em sobie
spraw�, �e napastnik nie tylko uderzy� mnie krzes�em w plecy, ale r�wnie� waln��
mnie pi�ci� w twarz. Jak on to zrobi�?
Podzi�kowa�em mu bardzo za te dwa r�wnocze�nie zadane ciosy i tym razem
pr�bowa�em wsta� o w�asnych si�ach. Pr�ba ta okaza�a si� daremna, gdy� m�czyzna
by� bardzo czujny. W chwili gdy wydawa�o si�, �e wygram zawody we wstawaniu na
nogi, kopn�� mnie w nos.
A kiedy ju� odzyska�em przytomno��...
...m�czyzny nie by�o w pokoju. Zanim ponownie straci�em przytomno�� pomy�la�em
sobie, �e zapomnia� powiedzie� o co mu chodzi�o.5.M�czyzna by� bardzo niski.
Wygl�da� poza tym przeci�tnie, jak wi�kszo�� ludzi.
By�em bardzo zm�czony. W ci�gu ostatnich paru dni �y�em bardzo intensywnie i
poza tym pr�bowa�em doj�� do siebie. Ma�o sypia�em. Pomimo zm�czenia podnios�em
si� zza biurka i odta�czy�em swoje powitanie, ale tym razem byle jak i byle
szybko.
Nastawiony do �wiata by�em cynicznie i wrogo, wi�c zdenerwowa�o mnie, gdy po
sko�czonym ta�cu ten pieprzony kurdupel sta� dalej i patrzy� na mnie t�pymi
wy�upiastymi �lepiami.
- Ta�cz!!! - wrzasn��em na niego i chyba to go przestraszy�o, bo odta�czy�
ca�kiem niez�y kawa�ek. Pr�bowa� mnie na�ladowa�, ale kiedy chcia� stan�� na
r�kach, z�ama� palec w lewej d�oni.
Trzymaj�c si� za z�amany palec usiad� naprzeciwko mnie na fotelu.
- Jestem ojcem - powiedzia�, a ja przypomnia�em sobie o ca�ym moim gniewie i
cynizmie jakie drzema�y we mnie. Obudzi�em i gniew, i cynizm. - Mam syna - doda�
kurdupel.
- I co na to syn? - spyta�em z kpi�cym u�mieszkiem.
- Syn ma dopiero miesi�c.
- I co? - nie by�o wa�ne jaki wiek ma jego syn. - Co matka na to? Co m�wi
te�ciowa? Co m�wi� ludzie?
- Na co?
- No... na to... �e ma takiego ma�ego ojca. Nie zadaje mamie pyta�: dlaczego
ojciec nie ro�nie? Musisz kolego uwa�a�, jak syn doro�nie i b�dzie twojego
wzrostu to b�dziesz musia� zatrudni� ochron�. A tak poza tym to �picie w jednym
��eczku?
Malutki m�czyzna wsta� z fotela. Czerwony na twarzy odwr�ci� si� na pi�cie i
wyszed� z pokoju. Po chwili zajrza�a do mnie Medusa.
- Co pan mu powiedzia�? - spyta�a. Nie mia�em zamiaru jej odpowiada�, ale w
ko�cu kaza�em si� jej wynie�� w choler�, co te� uczyni�a.
Zamkn�a za sob� drzwi. Tylko troch� g�o�niej ni� zwykle.6.Kaza�em Medusie
zrobi� kaw�.
Musia�a nie�le kl�� przygotowuj�c dla mnie w sekretariacie fili�ank� gor�cej,
czarnej, aromatycznej kawy. Oczywi�cie naiwnie oczekiwa�em, �e ta durna suka nie
napluje mi do kawy. Pewnie to zrobi, albo czego� doleje. Nie lubi� jej, jest
g�upia i tyle.
Dlaczego nie poszukam sobie innej sekretarki? Nie wiem. Mo�e przyzwyczai�em si�.
Otworzy�a drzwi do pokoju kopni�ciem i drzwi r�bn�y o stoj�c� za nimi szaf�.
- Uwa�aj suko co robisz!!! - wrzasn��em na ni�, delikatnie zwracaj�c jej uwag�.
Przestraszy�a si�. Potkn�a o pr�g i run�a z tac� na pod�og�. Padaj�c na dywan
pr�bowa�a ratowa� kaw� i cukier. Bezskutecznie. Zrobi�o mi si� �al. Oczywi�cie
zmarnowanej fili�anki napoju. I cukru.
Wsta�em zza biurka i ruszy�em w stron� Medusy. Patrzy�a na mnie z poziomu
pod�ogi i dziwi�a si�, �e chc� jej pom�c. Nie mia�em nawet przez moment takiego
zamiaru. Tak �le to ze mn� jeszcze nie by�o. Nadepn��em jej na r�k�,
przekroczy�em jej rozlaz�e cielsko i wszed�em do sekretariatu. Unosi� si� tutaj
zapach parzonej kawy i gnij�cych pomidor�w. Pomy�la�em sobie, �e Medusa musi
trzyma� tu gdzie� swoje drugie �niadanie.
Nala�em sobie kawy i wr�ci�em do pokoju. Medusa zbiera�a szcz�tki fili�anki i
cukierniczki. Usiad�em za biurkiem, zrobi�em du�y �yk kawy i patrzy�em na ruchy
Medusy.
Mia�a wygl�d krowy (bardzo prosz� wszystkie krowy o wybaczenie mi tego
por�wnania). Mam brata, kt�ry ma krow� podobn� do Medusy. A mo�e co� pomyli�em?
Nie... brat ma sekretark� podobn� do mojej.
Spojrza�a na mnie, a ja siorbn��em g�o�no. Z obrzydzeniem odwr�ci�a wzrok w
stron� dywanu. Wreszcie zako�czy�a porz�dki i wysz�a. Nie odm�wi�a sobie
trza�ni�cia drzwiami. G�upia.
Napi�em si� kawy i pomy�la�em, �e mi�o b�dzie kiedy� zobaczy� g�ow� Medusy przez
obiektyw teleskopowy mojego sztucera, a potem delikatnie nacisn�� spust.7.Na
progu biura sta� m�j brat. By� m�odszy ode mnie o sze�� lat. By� dyrektorem
zak�adu produkuj�cego margaryn�. Za plecami brata majaczy� ponury kszta�t
Medusy.
- Witaj Harry - powiedzia�em do brata nieoficjalnie, a oficjalnie by�em
przygotowany ze specjalnym zestawem pie�ni. Ta�czy�em przez najbli�sze trzy
minuty jak jeszcze nigdy dot�d. Zrobi�em nawet wyskok na biurko i skok na
�yrandol. Skok ko�czy� si� upadkiem na twarz.
- Witaj Harry - odpowiada� wtedy m�j brat. R�wnie� nieoficjalnie, a oficjalnie
�piewa�. Jeste�my bardzo muzykaln� rodzin�. R�wnie� ta�czy� jak op�tany. Jego
ulubion� figur� w czasie ta�ca by� wyskok na szaf� i szybowanie g�ow� w d�,
czyli jak �atwo zrozumie�: w stron� dywanu. Zawsze wtedy wtr�ca�em si� w jego
taniec i ratowa�em mu �ycie.
Po powitaniu usiedli�my przy biurku. Medusa sta�a na progu i kiwa�a g�ow� z
politowaniem. Us�ysza�em kr�tkie: "�wiry", a potem cicho zamkn�a drzwi.
Braciszek po�o�y� na biurku dwie paczki pieni�dzy sklejone banderol� i
powiedzia� po chi�sku:
- Moh czing moh meng( - co w przek�adzie znaczy tyle co: bez pieni�dzy nie ma
�ycia. W pewnym sensie ma racj�.
Zgarn��em pieni�dze do szuflady i podzi�kowa�em Harry'emu. U�miechn�� si�, poda�
mi d�o�, kt�r� u�cisn��em i wyszed�. W sekretariacie rozleg�y si� odg�osy
bijatyki, a potem nasta�a cisza. Kto� rozbi� szyb�. Znowu cisza. Pewnie m�j
braciszek nie odm�wi� sobie, aby przej�� obok Medusy nie uderzywszy jej przy
okazji. No c�, sam zacz��, niech sam si� broni. Poczu�em nagle ogromn� ochot�
na taniec. Wsta�em i zacz��em swoje.
Po jakim� czasie zm�czony ta�cem i �piewem usiad�em.
Harry i ja jeste�my bra�mi, mamy t� sam� matk�, ale r�nych ojc�w. Obaj nosimy
takie same imiona. M�j brat poszed� w inn� stron� ni� ja. Zarabia pieni�dze
produkuj�c margaryn�. Organizuje konkursy, wycieczki i tak dalej. A wszystko to
tylko po to aby lepiej si� sprzedawa�o... Po co to komu? Nie to co ja. Co jaki�
czas wpada do mnie wp�acaj�c na cele dobroczynne par� setek. Oczywi�cie nie
przekazuj� tych pieni�dzy na te w�a�nie cele, gdy� potrzebuj� got�wki aby
prze�y�. R�wnocze�nie robi� to na co mam ochot� - to co chc� robi�. Pracuj� jako
guru... Medusa r�wnie� wykorzystuje wizyty mojego brata z korzy�ci� dla siebie.
Ma chwil� rozrywki, kiedy musi broni� si� przed jego uderzeniami. Kiedy�
trenowa�a boks i co nieco jeszcze pami�ta z tamtych czas�w, tak wi�c m�j brat
wcale nie ma �atwego �ycia z moj� sekretark�.
Tak sobie teraz wymy�li�em, czy nie dokona� na Medusie eksperymentu
biologicznego. To chyba dobry pomys�.8.Bzzzzzzzzzzzz...
Od pewnego czasu uporczywe bzyczenie muchy oraz dotkliwe pragnienie nie
pozwala�y skoncentrowa� si� nad dokumentami. Upa� utrzymywa� si� ju� od dobrych
kilku dni, a w moim gabinecie pojawia�o si� coraz wi�cej much, kt�re - jak �atwo
mo�na przewidzie� - przylatywa�y z sekretariatu.
Zastanawiam si� czy to nie jest zas�ug� Medusy. Chodzi o obecno�� much. Ta durna
suka (mam oczywi�cie na my�li Medus�, nie much�) zapomina czasami o myciu si�
przed przyj�ciem do pracy. W�tpi� r�wnie�, aby my�a si� po przyj�ciu do domu. A
czy ona ma dom? Nigdy si� nad tym nie zastanawia�em. Zreszt�, po co si� nad tym
zastanawia�?
Bzzzzzzzzzzz... bz...
Spojrza�em w stron� okna, gdzie na szybie usiad�a t�usta, czarna mucha.
Bzyczenie usta�o, a ja poczu�em, �e pragnienie moje wzrasta.
Wsta�em z fotela i wyszed�em z gabinetu do sekretariatu. Obrzydliwy zapach
uderzy� mnie jak nag�y poryw wiatru w pochmurny dzie�.
Medusa na moment przerwa�a swoj� prac�, kt�ra w tej chwili polega�a na siedzeniu
sztywno za biurkiem i wpatrywaniu si� w roz�o�one czasopismo. Popatrzy�a na mnie
swoim charakterystycznym, zab�jczym wzrokiem i powinienem pa�� martwy. Nie
pad�em. Wytrzyma�em to lustruj�ce obmacywanie wzrokiem a� do chwili gdy
powr�ci�a do swojego zaj�cia. Czy ona ma licencj� na zabijanie?
Rzuci�em okiem na czasopismo, kt�re le�a�o przed ni� na blacie. Magazyn
pornograficzny dla kobiet. Oczywi�cie. C� innego? Zastanowi�o mnie tylko jedno:
czy aby na pewno Medusa jest kobiet�?
Poczu�em, �e kr�ci mi si� w g�owie - to ten zapach - mieszanka aromatu parzonej
kawy (co przypomnia�o mi o pragnieniu, kt�re mnie m�czy�o) oraz obrzydliwy
zapach zgni�ych pomidor�w (co spowodowa�o powstanie odruchu wymiotnego i nagle
zachcia�em szybko uda� si� do �azienki). Tym razem jednak, ten drugi zapach by�
bardziej intensywny i s�odki. Do obrzydzenia. Co� tu tak �mierdzia�o, jakby
gdzie� w szafie rozk�ada�o si� mi�so.
Medusa? Czy�by to ona gni�a od �rodka? Ile ona mo�e mie� lat? Spojrza�em na ni�,
ale nie oderwa�a si� od lektury. Co w niej drzemie? Nie chcia�em w ka�dym razie
budzi� tego czego�.
Bzzzzzzzzz...
Tutaj r�wnie� lata�y muchy, ale ich bzyczenie najwidoczniej nie przeszkadza�o
Medusie.
Kawa. Kawa. Kawa... Znalaz�em fili�ank�, w miar� czyst�, pomijaj�c zaschni�te na
dnie resztki cukru i nala�em gor�cej, czarnej kawy. Pomy�la�em, �e by�aby
jeszcze lepsza gdyby doda� do niej �mietanki.
Otworzy�em lod�wk�, kiedy z gard�a Medusy wyrwa�o si� ciche wo�anie o
zaprzestanie tej czynno�ci (mia�em nie otwiera� lod�wki, oczywi�cie). Teraz, z
perspektywy czasu, wiem, �e trzeba by�o jej pos�ucha�.
Z lod�wki wypad�o jajko i rozbi�o si� na pod�odze.
Chwila przerwy... i wypad�o drugie z takim samym plu�ni�ciem jak pierwsze. I
nagle...
...kilkana�cie jaj run�o na pod�og� tworz�c przede mn� ka�u�� bia�ka i ��tek
poprzetykan� skorupkami. Na co komu tyle jaj?
Nie si�gn��em jeszcze do lod�wki po �mietank�, gdy� czu�em, �e to nie koniec
imprezy. Mia�em racj�, po chwili wypad� ser, a za nim polecia�a butelka
�mietanki.
�mietana!!! Zapomnij o kawie ze �mietank�.
Zrobi�em krok w ty�, aby wylewaj�ca si� �mietana nie pochlapa�a moich but�w.
I wtedy urwa�a si� p�eczka zawieszona na wewn�trznej stronie drzwi lod�wki.
Chwil� potem urwa�y si� drzwi.
Z fili�ank� czarnej kawy w r�ce odwr�ci�em si� bez s�owa i zamierza�em wr�ci� do
swojego pokoju, ale ten zapach... ten obrzydliwy zapach... nie dawa� mi spokoju.
Zacz��em w�cha� wok� jak rasowy pies my�liwski. Wszystko wskazywa�o, �e tu
gdzie� musi by� �r�d�o tego ohydnego zapachu. Chodzi�em po sekretariacie pij�c
kaw� i r�wnocze�nie w�chaj�c.
Wreszcie stan��em przed szaf� b�d�c pewnym, �e to ona jest �r�d�em tego smrodu.
(Medusa r�wnie� jest �r�d�em obrzydliwego zapachu, ale tym razem szafa, albo
konkretnie jej zawarto��, odnios�a zwyci�stwo w tym dziwnym wsp�zawodnictwie.)
- Co jest w szafie? - spyta�em Medusy nie patrz�c na ni�.
- Trup - odpar�a. Obejrza�em si� i spojrza�em w jej oczy. By�y puste. Bez
wyrazu.
- Co to znaczy: trup?
- No... trup, umarlak, cz�owiek, kt�ry nie �yje - odpowied� Medusy by�a �cis�a i
wyczerpuj�ca. Na jej twarzy tkwi� cyniczny u�miech, kt�ry mia�em ochot� zetrze�
pi�ci�.
Zdecydowa�em si� otworzy� szaf�, co by�o moim kolejnym b��dem w tym dniu pe�nym
pomy�ek. Z wn�trza szafy wypad� na pod�og� rozk�adaj�cy si� ju� cz�owiek.
R�wnocze�nie stado much unios�o si� w powietrze.
By� martwy. Nie podlega�o to dyskusji. Martwy, dok�adnie tak, jak m�wi�a Medusa.
I co� w tym cz�owieku by�o znajomego. Zna�em go. Ciemne plamy zakrzep�ej krwi
pojawi�y si� na bia�ym kimonie, ale i tak rozpozna�em Kiro Watsu - Japo�czyka,
kt�rego zastrzeli�em kilka dni temu. Jak dawno to by�o? Tydzie�? Dwa?
Spojrza�em ponownie na Medus� wypijaj�c prawie po�ow� zawarto�ci fili�anki za
jednym haustem.
- Co on tutaj robi? - spyta�em.
- Le�y - pad�a wyczerpuj�ca odpowied�. - Kiedy pan go zastrzeli�, poleci� mi pan
abym si� go pozby�a, wi�c...
Zostawi�em to bez komentarza i ruszy�em do swojego gabinetu. Gdy by�em w po�owie
drogi, zatrzyma�em si� tkni�ty nag�� my�l�.
- S�uchaj Medusa - zacz��em ostro�nie. - Kiedy� kaza�em ci wyrzuci� r�wnie�
pewnego Murzyna i takiego kurdupla. Czy mo�esz mi powiedzie� gdzie oni s�? Czy
tak�e gdzie� tutaj? W kt�rej z szaf?
- Murzyn tak. W tamtej szafie, upchni�ty pomi�dzy segregatory - wskaza�a g�ow�
czarn� szaf�.
Podszed�em tam i otworzy�em drzwi. Na jednej z p�ek spa� Murzyn. Zamkn��em
cicho drzwi, aby go nie obudzi� i znowu spojrza�em na Medus�.
- A kurdupel?
- Tego wyrzuci�am bo nie chcia� wej�� do lod�wki.
Prawd� powiedziawszy wcale mu si� nie dziwi�. Te� bym tam nie chcia� wchodzi�.
Wypi�em resztki kawy i nala�em sobie now� porcj�. Na dnie fili�anki nie by�o ju�
cukru. Nie patrz�c na Medus� wr�ci�em do gabinetu.
Bzzzzzzzzzzzz... bzzzz...
Przez te wydarzenia w sekretariacie zupe�nie zapomnia�em o muchach. Usiad�em na
fotelu i pi�em powoli kaw� dochodz�c do tego punktu, gdzie zdrowy rozs�dek traci
panowanie nad cia�em, a w�adz� przejmuje gniew i amok.
Wszystko si� we mnie gotowa�o. Mia�em ju� dosy� much. Si�gn��em do szuflady po
rewolwer i sprawdzi�em go czy jest za�adowany. By�.
Wsta�em z fotela i powiedzia�em g�o�no:
- No suko, poka� si�!
Chodzi�o mi o much�, ale w drzwiach pojawi�a si� Medusa.
- Wo�a� mnie pan?
Skierowa�em w jej stron� wylot lufy i u�miechn��em si� z�o�liwie.
- Bardzo ci� prosz�, nie ruszaj si� przez moment.
Medusa nie pos�ucha�a mnie i zatrzasn�a szybko drzwi za sob�. Gdyby tak posta�a
sobie jeszcze chwil�...
Mucha pojawi�a si� nagle na biurku. Moja reakcja na to wydarzenie by�a bardzo
szybka - przyj��em standardow� pozycj� strzeleck� i wpakowa�em w tamto miejsce
sze�� pocisk�w.
W efekcie mucha prze�y�a, a blat biurka trzeba b�dzie kiedy� wymieni� na nowy.
Odrzuci�em rewolwer i zerwa�em zawieszon� na �cianie maczet�. Z b�yskiem w oku
ci��em mocno fotel, gdy� tam w�a�nie usiad�a znowu ta wredna mucha. Maczeta
wbi�a si� g��boko w oparcie fotela i pr�buj�c j� wyrwa� z�ama�em r�czk� maczety.
Rycz�c w�ciekle, rzuci�em si� do szafy w kt�rej trzyma�em sw�j podr�czny
arsena�. Pierwszy z brzegu karabin znalaz� si� w moich r�kach i zacz��em
strzela�.
Przesta�em dopiero wtedy, gdy w pokoju nie by�o ju� nic wida�, gdy� wszystko
przes�ania� bia�o-niebieski dym spalonego prochu. Dym szczypa� w oczy, a poza
tym sko�czy�y si� naboje.
Muchy nie by�o s�ycha�, ale czu�em �e to jeszcze nie koniec. Si�gn��em do szafy
po kolejny karabin - by� to ka�asznikow, najlepsza bro� na ci�kie warunki. A w
takich w�a�nie si� znalaz�em.
Niespodziewanie zadzwoni� telefon. Jednym p�ynnym ruchem skierowa�em w tamt�
stron� luf� ka�asznikowa i zanim zd��y�em pomy�le�, i� robi� co� nie tak,
telefon rozlecia� si� na kawa�ki trafiony seri� z karabinu.
- Panie Harry! - w drzwiach sta�a Medusa, odwa�na kobieta. - Telefon do pana! -
wymownie i z niesmakiem patrzy�a na mnie i na zastrzelony telefon.
Z broni� gotow� do strza�u wszed�em do sekretariatu i podnios�em s�uchawk�.
- Harry, s�ucham - warkn��em.
- Dzie� dobry panie Harry - g�os po drugiej stronie brzmia� znajomo - dzwoni� z
zak�adu pa�skiego brata.
To by�a jego sekretarka - Gangrena, r�wnie urodziwa i inteligentna jak Medusa.
- Czego chcesz? - spyta�em grzecznie.
- Chodzi o pa�skiego brata.
- Co z nim?
- Zosta� przez chwil� porwany przez pana Maka.
- Kto to jest Mak? I co to znaczy, �e zosta� porwany? Sk�d wiesz, �e zosta�
porwany?
- Bo widzia�am jak pan Mak wyprowadza� go z gabinetu.
- Mo�e wychodzili gdzie� do pubu, albo na pizz� do McDonalda?
- Mo�e i ma pan racj�, tylko w tym wszystkim nie pasowa� za bardzo pistolet w
r�ku pana Maka. Je�eli dodam, �e pan Mak krzycza� na pa�skiego brata i
przystawia� mu luf� do plec�w, to my�l�, �e nie b�dzie pan mia� �adnych wi�cej
w�tpliwo�ci co do intencji pana Maka.
- Kto to jest ten Mak?
- Producent ko�uch�w do mleka. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, �e pa�ski
brat m�wi� ca�y czas do pana Maka bardzo sympatycznym tonem.
- ???
- M�wi� do niego: braciszku kochany, ale z tego co wiem, tylko pan jest jego
bratem.
- Dobra... ju� tam jad�, czekaj na mnie przed zak�adem.
Od�o�y�em s�uchawk� na wide�ki i wr�ci�em do pokoju. Medusa sta�a na �rodku
gabinetu za�amuj�c r�ce z rozpaczy.
- Tylko si� nie rozp�acz - powiedzia�em.
Z szafy zabra�em ca�� bro� i zarzuci�em to wszystko na plecy. W pewnym momencie
pomy�la�em sobie, �e ciekawie by�oby gdybym zabra� za sob� na eskapad� Medus�.
Kiedy zacz�a ze mn� pracowa� opowiada�a mi, w przyp�ywie szczero�ci, �e
walczy�a w delcie Mekongu przeciwko Amerykanom. Opowiada�a o pu�apkach jakie
robi�a razem ze swoimi ��tymi bra�mi z Vietkongu na ameryka�skich �o�nierzy, o
wy�upywaniu oczu rannym i innych tego rodzaju zwyrodnieniach. Maj�c takie
do�wiadczenie w walce, mog�aby si� przyda�.
Rzuci�em w jej stron� M-16.
- Potrafisz pos�ugiwa� si� tym?
Popatrzy�a czule na karabin i skin�a g�ow�. W oczach zal�ni�y �zy. P�niej
opowiedzia�a mi histori� swojej walki partyzanckiej w Hondurasie.
Z ci�kim sprz�tem do zabijania znale�li�my si� na korytarzu. Od razu ruszy�em
do windy, co by�o objawem lekkomy�lno�ci - winda w tym budynku by�a czynna tylko
przez pierwszy tydzie�, zaraz po oddaniu jej do u�ytku.
Przeklinaj�c wszystko co nie ucieka�o przede mn� ruszy�em w stron� schod�w.
Medusa podnios�a wrzask jakby obdzierali j� ze sk�ry. Min�a mnie wrzeszcz�c i
pierwsza znalaz�a si� na schodach. To, �e nie zabi�a si� skacz�c przez trzy
schody w d� za jednym razem, trzeba potraktowa� jako cud. Mo�e by�a to zas�uga
jej du�ych st�p? Nie wywr�ci�a si� i nie skr�ci�a karku.
Gdy zacz�a strzela� pomy�la�em, �e trwaj�cy obecnie dzie� przejdzie do historii
jako dzie� b��d�w Harry'ego. Nie powinienem by� dawa� Medusie broni.
Ci�gle strzelaj�c i wrzeszcz�c zbiega�a po schodach. Pi�tro ni�ej kto� strzela�.
Do��czy�em do Medusy r�wnie� naciskaj�c na spust i celuj�c w zamaskowanego
draba, kt�ry strzela� do nas ze swojego uzi. Na szcz�cie akcja Medusy
przynios�a zaskakuj�co dobre rezultaty i bandyta zala� si� krwi� (w�asn�) i
sp�yn�� (dos�ownie) po �cianie. Dopad�em do niego i zerwa�em mask� z jego
twarzy. Nie zna�em go. Twarz by�a obca.
Medusa zbiega�a wrzeszcz�c jak op�tana. A mo�e by�a w�a�nie w takim stanie?
Pobieg�em za ni� i zanim znalaz�em si� na ulicy, us�ysza�em i� ta dziwna kobieta
znowu strzela. Kiedy stan��em obok niej, zobaczy�em mkn�cy w naszym kierunku
samoch�d. Du�a ci�ar�wka marki Volvo. Zreszt�, jakie to ma znaczenie jakiej
marki samoch�d rozgniecie mnie na miazg�? Kierowca mia� zamiar zrobi� z nas dwie
p�askie, krwiste plamy.
Przednia szyba Volvo rozlecia�a si� w drobny mak pod wp�ywem serii z automatu
Medusy, a zaraz potem pociski trafi�y w zbiornik paliwa. Ci�ar�wka zamieni�a
si� w ognist� kul�, kt�ra skr�ci�a nagle w lewo i uderzy�a w �cian� budynku.
Zatrzyma�em taks�wk�, kt�rej kierowca by� chyba odporny na wszystko co dzia�o
si� wok� niego. S�ucha� radia. Musia� by� g�uchy, gdy� radio rycza�o na ca�y
regulator. Usiedli�my na tylnym fotelu i kaza�em kierowcy jecha� do zak�adu
mojego brata. Gdy ruszy�, mia�em chwil� wytchnienia i mo�liwo�� prze�ledzenia
raz jeszcze ostatnich wydarze�.
- Ju� dawno nie czu�am si� tak dobrze - odezwa�a si� Medusa. Nie zareagowa�em,
obserwowa�em ulic�. Na chodniku obok rozbitego Volvo sta� kr�lik i rozmawia�
przez telefon kom�rkowy. - Opowiada�am panu o moim pobycie w Laosie? Nie? Tam to
by�o �ycie, dzie� w dzie� pogo� po lesie za tymi durnymi Chi�czykami. Pami�tam
jak pewnego razu dorwali�my takiego jednego i...
- Zamknij pysk z �aski swojej - urwa�em delikatnie wspomnienia Medusy.
Taks�wkarz zatrzyma� si� przed bram� zak�adu. Nad bram� znajdowa�o si� pi��
wielkich liter: HARRY. Kierowca nie pomyli� drogi.
Wysiedli�my nie p�ac�c kierowcy i zobaczy�em, �e w moim kierunku zmierza klon
Medusy - Gangrena. Porusza�a si� p�ynnie, tak jak porusza si� kawa w fili�ance.
- A kto zap�aci za kurs?
Na widok Gangreny Medus� ogarn�o szale�stwo. Rzuci�a mi karabin i z
zaci�ni�tymi pi�ciami ruszy�a w stron� swojego sobowt�ra.
- Heee? - kierowca sykn�� przez z�by i zafascynowany obserwowa� dw�ch
zbli�aj�cych si� do siebie tytan�w. Wreszcie nast�pi�o zderzenie, podczas
kt�rego ziemi� wstrz�sn�o - takie odnios�em wra�enie. Medusa wyprowadzi�a
pi�kny cios w nos Gangreny, tak jak to tylko ona potrafi�a. Gangrena musia�a
trenowa� kiedy� karate, gdy� teraz pi�kn� zas�on� z r�k przyj�a cios i kopn�a
Medus� w kolano. Dla mojej sekretarki by�o to tylko dodatkow� zach�t� do jeszcze
wi�kszego wysi�ku.
Wkroczy�em do akcji prawie w ostatniej chwili, to znaczy w momencie gdy obie
le�a�y na asfalcie i Medusa pr�bowa�a dopasowa� twarz Gangreny do kratki
�ciekowej. Z�apa�em Medus� za w�osy i postawi�em na nogi. Naiwnie my�la�em, �e
to ju� koniec walki.
Gangrena podci�a nam nogi. Razem z Medus� znale�li�my si� na asfalcie, a zaraz
potem le�a�a na nas Gangrena. Medusa w stylu zabijaj�cego leoparda z�apa�a swoj�
przeciwniczk� za g�ow� i nogami kopa�a po brzuchu. Brakowa�o jej tylko pazur�w,
aby podobie�stwo do leoparda by�o zupe�ne. Wreszcie zrzuci�a j� z siebie i oboje
wstali�my na nogi.
I to uratowa�o nam �ycie, gdy� akurat teraz Gangrena znalaz�a sobie czas aby
wyrywa� z chodnika p�yty betonowe i rzuca� nimi. Gdyby�my le�eli dalej w tamtym
miejscu, taka p�yta spad�aby na nasze g�owy. Przypuszczam, �e Medusie nic by si�
nie sta�o. Ze mn� by�oby inaczej.
Walka trwa�a jeszcze dwie sekundy, gdy� tyle zaj�o mi zdzielenie Gangreny kolb�
karabinu, a nast�pnie wy�amywanie palc�w Medusy od gard�a oszo�omionej
sekretarki mojego brata. Gdyby zaj�o mi to troszeczk� wi�cej czasu, Gangrena
spotka�aby si� ze �wi�t� Teres�.
- No, a teraz mo�e pojedziemy szuka� mojego brata?
Gangrena jeszcze oszo�omiona, skin�a g�ow�. Usiad�a obok kierowcy, a ja wraz z
Medus� z ty�u. Ruszyli�my. Trzyma�em r�ce Medusy, aby nie szarpa�a Gangreny za
w�osy.
W �lad za nami zauwa�y�em ruszaj�cego od kraw�nika Fiata. Za kierownic�
siedzia� kr�lik i trzyma� w �apie telefon.
- Zatrzymaj si� - poleci�em kierowcy. Zrobi� to i Fiat min�� nas, kr�lik nie
spojrza� nawet w naszym kierunku. Nie przesta� r�wnie� rozmawia� przez telefon.
- Jed�.
Gangrena opowiedzia�a nam o porwaniu mego brata i wyt�umaczy�a kierowcy jak
dojecha� do zak�adu Maka.
Fabryka by�a identyczna jak zak�ad mojego brata. Nasz kierowca zachowywa� si�
spokojnie jak na kogo� kto przewozi tr�jk� �wir�w ob�adowanych broni�
automatyczn�.
Do ataku ruszyli�my jak stado dzikich s�oni tratuj�cych puszcz�. Medusa pobi�a
wartownika, Gangrena sekretark� Maka, a ja stan��em przy drzwiach gabinetu.
Us�ysza�em zza drzwi dochodz�ce g�osy: - No jedz, jedz... to �wi�stwo... nie
chcesz? Otw�rz paszcz�...
W�adowa�em w drzwi seri� z ka�asznikowa i wpad�em do �rodka. Nie musia�em tego
robi�. Mog�em zupe�nie zwyczajnie otworzy� drzwi, ale takie wej�cie do gabinetu
jest zawsze bardziej efektowne. Scena jak� ujrza�em wybi�a mnie troch� z
r�wnowagi psychicznej. Pok�j umeblowany by� bardzo podobnie jak m�j. Na fotelu
siedzia� przywi�zany Harry. A nad nim sta� m�czyzna, kt�rego zna�em.
Par� dni temu zosta�em napadni�ty i pobity przez pewnego go�cia. Przyszed� do
mojego biura i bez s�owa wyja�nienia pobi� mnie do nieprzytomno�ci. To w�a�nie
jego teraz mia�em w�tpliw� przyjemno�� ponownie spotka�. Mak.
Wygl�da� tak samo jak wtedy: wysoki i szeroki w ramionach, ubrany w popielaty
garnitur i czarne r�kawiczki. Teraz w�a�nie sta� tutaj z �y�eczk� w r�ku i
patrzy� na mnie. Na �y�eczce znajdowa�y si� ko�uchy do mleka, kt�re produkuje w
swojej fabryce. Na biurku ujrza�em otwart� puszk� z ko�uchami. Wieczko oderwane
le�a�o obok, wyra�nie mo�na by�o przeczyta� nazw� firmy MAK.
- To ty? - zdziwi� si� Mak i zaraz doda�: - Tylko mi tutaj nie ta�cz i nie
�piewaj, bo i ciebie b�d� zmuszony nakarmi�.
- A ty nie pyskuj - rzuci�em gro�nie unosz�c bro�. W tej samej chwili do pokoju
wpad�a Medusa.
- Harry - odezwa� si� niespodziewanie m�j brat. - To jest nasz braciszek...
nasza matka mia�a trzech syn�w, ka�dego z innym m�czyzn�... rozumiesz... ten
tutaj jest naszym najm�odszym braciszkiem i zgadnij jak ma na imi�.
Nawet nie pr�bowa�em. Harry Mak. Logiczne.
- Harry Mak - powiedzia� cicho m�j zwi�zany brat.9.Par� dni p�niej w swoim
wyremontowanym pokoju, nad fili�ank� gor�cej paruj�cej kawy analizowa�em raz
jeszcze ostatnie wypadki, kt�re spowodowa�y odkrycie kolejnego cz�onka mojej
rodziny. Uwolnili�my mego brata z niewoli Maka i wszystko wr�ci�o do normy.
O ile tak mo�na powiedzie�.
Ca�y problem polega� na konkurencji. Harry Mak produkuje ko�uchy do mleka i
twierdzi, �e tylko jego ko�uchy maj� szans� pozosta� na rynku, a aktualnie
lepiej sprzedaje si� margaryn�. Nie za bardzo orientowa�em si� o co mu chodzi�o,
ale i tak to jest anormalne. Porwa� i karmi� mojego brata ko�uchami tylko po to
aby ten przesta� produkowa� margaryn�. Bzdura i nielogiczne. No c�...
konkurencja trwa� b�dzie nadal na rynku.
W sekretariacie ju� tak nie cuchnie. Medusa usun�a zw�oki z szafy i obieca�a,
�e ju� nie b�dzie tego robi�. To znaczy, nie b�dzie ju� wi�cej sprz�ta� zw�ok. W
sumie nie dziwi� si� jej. Mnie r�wnie� nie podoba si� wyci�ganie z szafy resztek
zgni�ego cia�a ludzkiego brudn� od kawy �y�eczk�.
No i te muchy...
Kiedy wr�cili�my do biura, na moim fotelu siedzia� kr�lik i... co wcale mnie nie
zdziwi�o, rozmawia� przez telefon.
- Tak, tak - m�wi�. -Dawaj Boba, nie ty durny, nie jego... i sprzedawaj akcje.
Nie czekaj d�u�ej. I niech posprz�ta, bo nie dostanie inaczej wyp�aty.
O co chodzi z tymi kr�likami? Dopiero gdy wyt�umaczy� mi, �e jest szefem ekipy
remontowej, kt�ra wyremontowa�a m�j gabinet wszystko sta�o si� jasne.
Porozmawia�em z nim troszeczk� o polityce i o sporcie, a potem po�egnali�my si�
w przyja�ni. Wychodz�c z biura spyta� czy mo�e zabra� ze sob� "to czarne".
"To czarne" okaza�o si� Murzynem le��cym na p�ce w szafie.
Medusa wyrazi�a zgod� i Murzyn poszed� z kr�likiem. Szef firmy remontowej
powiedzia�, �e "to czarne" b�dzie nosi�o jego telefon.
Tu� przed ko�cem pracy tego pierwszego dnia po burzliwych wydarzeniach,
zadzwoni�a Gangrena umawiaj�c si� z moj� sekretark� na rewan�owe spotkanie.
Kiedy Medusa wysz�a do domu sprawdzi�em bro�. Wyczy�ci�em ka�dy karabin bardzo
dok�adnie. Kiedy odk�ada�em bro� do szafy, w pokoju rozleg�o si� bzyczenie
muchy.
Bzzzzzz...
Podszed�em do biurka i z szuflady wyci�gn��em rewolwer. __________Bielsko-Bia�a,
marzec 1996
( Moh czing moh meng - to jest prawdziwa chi�ska m�dro�� i prawdziwy chi�ski
zwrot.
Mariusz Czylok & Rymwid Lisiecki
Graz
1.
Kilka lat temu, pewnego s�onecznego dnia, Marek - absolutne zero, zapalony
w�dkarz oraz nieszcz�liwy posiadacz brzydkiej i zrz�dliwej �ony, potkn�� si� o
le��c� na trotuarze kartk� papieru. Na poz�r zwyk�� kartk� papieru. Ale ta
kartka mia�a swoj� wielk� wag�. Oczywicie Marek nie wiedzia�, jaka jest waga
tej kartki, wi�c si� o ni� potkn��. Polecia� na swoj� i tak ju� zniekszta�con�
twarz. Podczas upadania na bu�k�, rzuci�o mu si� w oko jedno zdanie z rzeczonej
kartki. (Zdanie to nie mo�e zosta� ujawnione w tej historii, ale i tak nie ma
znaczenia dla ca�oci opowieci.)
Tak, czy inaczej Marek po zetkni�ciu z chodnikiem trzepn�� si� zdrowo w t� cz��
cia�a, kt�r� u ludzi nazywa si� g�ow� i doszed� do wniosku, �e to, co robi� do
tej pory w swoim �yciu jest zupe�nie bez sensu. To zaj�cie jest czynnoci�, co
najmniej debiln�. (Jakie to tajemnicze zaj�cie, kt�rym zajmowa� si� Marek?
Wszystkie kartki z odpowiedziami prosz� przesy�a� na adres pani Kowalskiej,
zamieszka�ej w Warszawie. Nagr�d za poprawne rozwi�zania zagadki nie
przewidujemy. Aczkolwiek jako nagrod� pocieszenia otrzymacie Pa�stwo talon na
balon.) Nasz bohater wsta� trzymaj�c ci�k� kartk� z ziemi i postanowi� zosta�
politykiem.
2.
Wbrew pozorom zostanie politykiem nie jest trudne. Jest jeszcze �atwiejsze,
jeli si� ma do wy��cznej dyspozycji nietkni�te wiaderko wazeliny. Bez wazeliny
nie ma polityki. Wiedzieli ju� o tym staro�ytni... No, ci, co to �yli przed
tym... No, wiecie, kim.
Po wygranych wyborach prezydenckich, co przy braku kontrkandydat�w nie by�o
trudne, Marek postanowi� prze� do przodu. Pierwszy krok to zmiana imienia.
G�upio brzmi Marek. Lepiej brzmi MARK. I tak si� sta�o. Prezydent Mark rozpocz��
debilne rz�dy.
3.
Czas prezydentury pomin�� lepiej skromnym milczeniem, poniewa� i tak nic z tego
nie by�o warte uwagi. W ko�cu ka�dy mo�e by� prezydentem. Najgorsze by�o to, �e
mia� problemy z gderaj�c� �on�. Ryby by�y lepsze - nie m�wi�y.
Po wykorzystaniu szeciu kadencji, z prawnie przys�uguj�cych dw�ch, Mark
zupe�nie znudzony postanowi� rozpocz�� nowe �ycie. Przez pierwszy miesi�c po
uko�czeniu politykowania musia� t�umaczy� swojej ma��once, �e musi od dzisiaj,
co najmniej dwa razy zastanowi� si� przed jakimkolwiek zakupem. Musz�
oszcz�dza�. Marek nie jest ju� prezydentem. Przez nast�pne dwa miesi�ce dzie� w
dzie� chodzi� na ryby. Pr�bowa� co� z�owi�, ale nic z tego nie wychodzi�o. Pod
koniec drugiego miesi�ca zorientowa� si�, �e zapomnia� za�o�y� na haczyk
przyn�t�. Zrezygnowa� na kr�tki czas z hobby, wr�ci� do domu z dalekiej podr�y
i rozpocz�� prac� w firmie handluj�cej trumnami.
By� mo�e Mark znalaz�by lepsz� prac�, ale na obecn� chwil� nie by�o takiej
szansy. Kto kiedy powiedzia� Markowi, aby spr�bowa� czego� si� nauczy�, �eby
wzi�� do r�ki jak�� ksi��k� i poczyta� - to rozwija. Mark wraz z �on�
przedyskutowali ten problem i jako nie mogli zrozumie�, w jaki spos�b ksi��ki
mog� rozwija�. Owszem, ksi��ki maj� warto�, ale nie tak� jak chciano przekona�
Marka. Pierwsza warto� ksi��ek wed�ug Marka to: warto� energetyczna. Ksi��ka
jest tyle warta ile potrafi wytworzy� ciep�a podczas spalania. Druga warto� -
to cena rynkowa, jak� mo�na osi�gn�� za ksi��k� w antykwariacie.
4.
Tymczasem...
W dalekiej i ciep�ej galaktyce, kilkana�cie parsek�w od naszego S�o�ca, przy
stole na pla�y jedli obiad Grazowie. Dzie� upalny nad oceanem pe�nym gor�cego
asfaltu by� nie do zniesienia. Co chwila kt�ry z nich wskakiwa� do wrz�cej mazi
w celu och�ody. Tego nasxa (lata) asfalt wyj�tkowo pi�knie pachnia� starym
sfermentowanym potem, brudem zu�ytych sumie� i przedwcze�nie wylan� wazelin�
najpodlejszego gatunku. Ta poezja dobrego gustu i wyrobionego smaku zawsze
wyr�nia�a Graz�w we wszystkich galaktykach Wszechwiata.
5.
Mark zosta� zatrudniony w firmie od pierwszego kwietnia. Ju� ten fakt brzmia�
jak najprzedniejszy �art prima co tam... Ale na nieszcz�cie dla pracodawc�w
firmy nie by� to �art. Otrzyma� najni�sz� stawk� i od pocz�tku jasno zosta�o mu
powiedziane gdzie jest jego miejsce i dlaczego tak nisko. Jako prezydent Mark
nie zas�yn�� czymkolwiek, a nic nie zapowiada�o, �e w nowej pracy zab�y�nie
czym, co mo�e si� komukolwiek i kiedykolwiek spodoba�. Mark zosta� magazynierem
i posadzono go na w�zek wid�owy. Nikt oczywi�cie nie zapyta� nawet czy Mark
potrafi obs�ugiwa� tego rodzaju sprz�t, ale c�... Nie mo�na by�o oczekiwa�
takiego pytania od szefa Marka, kt�ry uzyska� swoje stanowisko tylko dzi�ki
protekcji. Nie mog�o by� inaczej. Szef nie uko�czy� �adnej szko�y, a o
do�wiadczenie lepiej nie pyta�.
To nie by�a normalna firma. Tutaj nie pracowali normalni ludzie. Tutaj trzeba
by�o nauczy� si� przepychania �okciami i bi� po twarzy ka�dego, kto si�
naprzykrza. Kto chcia� prze�y� musia� by� brutalny.
Mark zastanowi� si� przez chwil� - zdarza�o si� to niezwykle rzadko, wi�c sam
fakt takiego niekonwencjonalnego zachowania Marka godny jest zauwa�enia. Jak to
jest? Ja si� nie pcha�em na ten wiat... Nikt mnie nie pyta� czy chc� tutaj
zaistnie�, ale mimo to jestem i �yj�.
Fakt, rodzice Marka zaraz po jego narodzinach porzucili go na progu ko�cio�a.
Nie chcieli ryzykowa� wychowywania syna i oczekiwa� w�tpliwych efekt�w w�asnej
pracy. Ojciec pijak nigdzie nie pracowa�, a co gorsze nie mia� zamiaru ani
szuka� pracy, ani jej znale��. Matka szuka�a w mie�cie m�czyzny, z kt�rym
jeszcze do tej pory nie posz�a do ��ka. A by�o to trudne...
Przesz�o�... No c�... Lepiej to zostawi�. W ka�dym razie Mark rozpocz�� prac�.
Ju� pierwsze operacje widlakiem, przeprowadzone przez Marka powinny by�y da�
szefowi Marka co do mylenia. Niestety, pr�no by�o oczekiwa� od tego cz�owieka
cho�by cienia domys�u, �e co jest nie tak. Gdy stos trumien run�� na �ciank�
dzia�ow� w magazynie, szef stwierdzi�, �e trumny nie wytrzyma�y obci��enia i
odes�a� ca�� dostaw� z powrotem do producenta jako wadliwe. Gdy Mark wyjecha� z
magazynu na plac, co nie wydaje si� trudnym manewrem, nie od razu zorientowa�
si�, co posz�o nie tak. Dopiero, gdy powsta� przeci�g w magazynie trzeba by�o
zamkn�� drzwi, zorientowa� si�, �e Mark wyje�d�aj�c z magazynu najnormalniej w
wiecie zapomnia� otworzy� drzwi magazynu. Drobiazg. Szef, nie, dlatego i�
chcia� broni� pracownika, ale dlatego, �e nie potrafi� znale�� od razu
racjonalnej przyczyny tego zdarzenia, stwierdzi�, �e Mark mia� zupe�nie
zachlapan� b�otem przedni� szyb� w w�zku. Dlatego nie widzia� nic przed sob�.
Fakt, �e w�zek nie posiada� jakichkolwiek szyb, nie mia� tutaj najmniejszego
nawet znaczenia. Mark zdziwiony tym, co si� sta�o, zeskoczy� z w�zka i podszed�
do rozbitych drzwi.
Ma�a orkiestra firmowa - oko�o dwudziestu muzyk�w - siedz�ca do tej pory w
zupe�nej ciszy zabra�a si� do pracy. Na pierwszy ogie� posz�y walce Straussa.
Na miejscu zdarzenia pojawi�a si� nowa osoba dramatu - Paneska, cz�owiek pr�ny
i nieobliczalny. Aferzysta pierwszego gatunku. Tym razem do magazynu zwabi� go
huk wywa�onych drzwi. Na d�wi�ki muzyki by� niewra�liwy. Paneska szuka� dzisiaj
nowej afery, do kt�rej m�g�by si� przy��czy�. Ta sytuacja wyda�a mu si� idealna.
Rozpocz�� natarcie.
- I c�e�, kurwa, zrobi�? - zapyta� kulturalnie, w swoim najlepszym stylu. Tak
jak to tylko on potrafi�. Mark spojrza� na Panesk� zdziwiony. Jako by�y
prezydent nie przywyk� jeszcze do kontakt�w z samym dnem spo�ecze�stwa. Odpar�
kulturalnie, w kilku zdaniach, �e to nie jego problem. On ma tu tylko je�dzi�.
Przez moment mia� zamiar opowiedzie� Panesce o swojej ostatniej wyprawie na
ryby, ale rozmy�li� si�. Paneska m�g� to mylnie zinterpretowa�, a ju� zupe�nie
nie zrozumia�by opowieci o w�gorzach elektrycznych.
- Dobrze, �e tutaj przysz�em - doda� Paneska poprawn� polszczyzn�. W�o�y� d�onie
g��boko w kieszenie i na jego twarzy pojawi� si� umiech. - Wr�c� tu wieczorem i
brama ma by� naprawiona.
- Niby jak? - zada� inteligentne pytanie Mark.
- A, co mi to? - Paneska splun�� na ziemi� i odwr�ci� si� na pi�cie. W ten oto
kulturalny spos�b da� swojemu rozm�wcy znak, �e sko�czy� z nim rozmawia�.
6.
Tego ranka wciek�y Graz o imieniu Syndrom (wszyscy Grazowie mieli takie
powalone imiona) przeci�gaj�c si� na tapczanie, ujrza� na ekranie g�upolotu
odbicie frustracji by�ego prezydenta Marka. I postanowi� co dla niego zrobi�.
Ale na pocz�tek musia� pozna� populacj� ludzk�. W poni�szym celu (w odr�nieniu
od cel�w powy�szych, kt�re s� zazwyczaj g�upawe), uda� si� na Ziemi�.
Jego Dziennik Raport�w zosta� przedrukowany w imponuj�cych fragmentach w
gazetach ziemskich, jako �e Syndrom zgubi� go, a nasi, ziomale - nominowali go
do nagrody Nobla w kategorii: literatura wsp�czesna. Po zastanowieniu
postanowilimy przytoczy� obszerne fragmenty jego raportu (ocenzurowane).
7.
Szef Marka sko�czy� rozmawia� z Klientem i zadowolony - nie wiadomo, z jakiego
powodu - pobieg� do magazynu. Po drodze min�� si� z udaj�cym, �e go nie zauwa�a
Panesk�.
Mark ujrzawszy swojego szefa podbieg� do niego. Mia� ogromn� ochot� porozmawia�
z nim o rybach, ale zrezygnowa� ujrzawszy jego min�. Karasie i okonie musz�
poczeka�.
- Dobrze, �e jest pan - powiedzia�. - Brama si� zepsu�a.
Fakt, �e szef o tym ju� wiedzia� nie mia� znaczenia. Lepiej mu zg�osi�. M�g�
przecie� zapomnie�. Tak� taktyk� prowadzi� w domu walcz�c z �on�.
- Niech pan wali bram�, prosz� roz�adowa� now� dostaw� trumien - powiedzia�
szef, a Marek zastanowi� si� nad tym, co powiedzia� jego m�dry prze�o�ony. W
jaki spos�b ma wali� bram�, skoro ju� jest zwalona? Czy�by szef tego nie
wiedzia�?
8.
98 hifa 7688 roku - pok�ad g�upolotu godzina 86 minut 78.
Patrz�c na ekran boczny, w kt�rym odbija�y si� myli Marka (niezbyt precyzyjne
okre�lenie proces�w biochemicznych zachodz�cych w cz�ci g�rnej stworka, kt�ry
sam siebie nazywa cz�owiekiem), widzia�em marzenia tego bardzo inteligentnego
zwierza. Na ekranie przewija�a si� posta� debilowatej blondynki z wa�kiem do
ciasta w r�ku, wa�kami wkr�conymi w brudne w�osy i krzywi�cej we wciek�ym
grymasie sw�j otw�r g�bowy. Nagle na jej obraz nani�s� si� obraz marze� Marka.
Blondyna zacz�a traci� zmarszczki, uj�drni� si� jej biust, znikn�y zmarszczki
pod oczami. Przepad�y wa�ki, znik� wa�ek. Ca�e szcz�cie - za du�o tych wa�k�w.
Nasun�o mi to przedni pomys�. Wszed�em do luzy i uruchomi�em androida.
Wprowadzi�em program pobrania pr�bek i wys�a�em go do domu Marka.
9.
Sze�� trumien jednorazowo znalaz�o si� w dziwny spos�b na wid�ach pojazdu
obs�ugiwanego przez Marka. To nie mog�o sko�czy� si� dobrze.
Na nieszcz�cie dla wszystkich, a dla niejakiego Andrzeja Korczy�skiego przede
wszystkim stos trumien run�� nagle i ze �miertelnym skutkiem dla nieproszonego
go�cia, gdy� w�anie taki status quo posiada� pan Korczy�ski przebywaj�cy
aktualnie w magazynie.
Andrzej Korczy�ski, lepiej znany pod artystycznym pseudonimem Don Vito, by�
szefem lokalnej cosa nostry. To, �e by� g�upi i pr�ny nie musia� ju� nikomu
udowadnia�, ale tego dnia udowodni� sam sobie, �e wszystko si� w �yciu ko�czy. W
tym dniu sko�czy�o si� jego �ycie. Zosta�o zako�czone jednym posuni�ciem w�zka
wid�owego obs�ugiwanego przez Marka. Don Vito nie obejrzy ju� po raz
siedemdziesi�ty swojego ulubionego filmu. Nie zasi�dzie ju� nigdy do suto
zastawionego sto�u w domu swojej kochanki, a tak�e nigdy ju� nie us�yszy
ciekawego dowcipu. Sko�czy�o si� babci co tam...
Don Vito zgin�� troch� dziwn� �mierci�, ale c�... Przewa�nie nikt z nas
�miertelnych nie ma wp�ywu na to jak� �mierci� umrze. Don by� gangsterem i m�g�
przecie� spodziewa� si�, �e nie umrze we nie lekko przenosz�c si� w zawiaty.
To musia�a by� �mier� gwa�towna i brutalna zarazem. By�o nie by�o, fakt faktem,
�le wybra� zar�wno miejsce, jak i czas...
Mark nie od razu zorientowa� si�, �e kogo zabi�. Zw�oki Don Vita odkryto po
szeciu godzinach podczas uk�adania zwalonych trumien. Oczywi�cie gdyby te
trumny u�o�ono zaraz po tym gdy spad�y, nie trzeba by by�o tak d�ugo czeka�, ale
nikt nie wpad� sam na ten pomys�. Dopiero gdy zjawi� si� szef Marka i wskaza� co
trzeba zrobi�, odkryto, �e pod stosem trumien le�� zw�oki.
Wezwano policj�.
10.
W czasie, gdy android pobiera� pr�bki DNA z tkanek blondynki zwanej jego �on�,
popija�em produkt ziemski zwany browarem, i rozmy�la�em nad transformacj� mojej
postaci a�eby ukaza� si� Markowi. Przysz�o mi na myl, �eby zamieni� swoj�
pow�ok� doczesn� na bardziej strawn� dla oczu Marka i w tym celu postanowi�em
przetransformowa� si� w z�ot� rybk�. Android powr�ci� i zacz��em klonowanie
blondynki. Zrobi�em jej cycki du�e jak wiadra, szerokie biodra i ciasn� pochw�.
Niestety, tak to ju� w �yciu bywa, i� nic nam za darmo nie dadz�, wi�c kosztem
polepszenia pow�oki ze