4783
Szczegóły |
Tytuł |
4783 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4783 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4783 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4783 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lucas Corso
Dream One
Mocne popo�udniowe s�o�ce odbija�o si� od bia�ych fasad starych kamienic,
przerdzewia�ych rynien, nier�wnych parapet�w i drewnianych, pokrytych �uszcz�c�
si� farb� okiennic. Ciep�y wiatr szarpa� przyklejonym do drzwi wyblak�ym
afiszem, na kt�rym wielki czarny byk, w�ciekle atakowa� rozmytego deszczem
matadora. Zza rogu dobiega� blaszany stukot przeje�d�aj�cego s�siedni� ulic�
tramwaju.
- Na pewno nie b�dziesz �a�owa�. To najlepszy burdel w tym mie�cie - powiedzia�
do swego towarzysza wysoki m�czyzna w szarej marynarce. - Nie b�dziesz �a�owa�
- powt�rzy� pewnie kiwaj�c g�ow�.
Przeszli przez wybrukowan� kocimi �bami ulic�, przytrzymuj�c targane wiatrem
kapelusze. Otworzyli stare, odrapane drzwi i przeszli wysokim korytarzem, o
�cianach podchodz�cych st�ch�� wilgoci�, do przestronnej sali, o�wietlanej
jedynie stoj�c� w k�cie lamp� gazow� i rozmieszczonymi na okr�g�ych stolikach
�wieczkami.
Przy �cianie, na drewnianej �awie, siedzia� m�czyzna, t�po wpatrzony w
ta�cz�c� przed nim kobiet�. Leniwie tr�ca� struny gitary, wydobywaj�c z
instrumentu spokojne, t�skne d�wi�ki. Kobieta trzyma�a w d�oniach r�bek
uniesionej do po�owy �ydek krwistoczerwonej sukni, wachluj�c ni� pokazywa�a
koronkowe kraw�dzie kremowych halek i wzbija�a w g�r� tumany pokrywaj�cego
nier�wn� pod�og� kurzu.
M�czy�ni przez chwil� stali w drzwiach, obserwuj�c zmys�owe ruchy tancerki.
Usiedli przy jednym ze stolik�w, zdj�li marynarki i powiesili je na oparciach
krzese�. Po chwili kelnerka, kruczow�osa dziewczyna w �wie�ej, mocno
wydekoltowanej bluzce z podwini�tymi mankietami, przynios�a im dwie butelki
ciep�ego piwa. Pili je w milczeniu, nie odrywaj�c wzroku od opalonych,
poruszaj�cych si� w rytm gitary, �ydek kobiety.
- To piwo dzia�a na mnie usypiaj�co - powiedzia� jeden z nich. - Zaraz zasn�,
je�eli nie wydarzy si� nic ciekawego.
- Za drzwiami przy barze s� schody - drugi wskaza� butelk� otoczony p�mrokiem
kontuar, ze s�abo widoczn� sylwetk� barmana. - Na pi�trze znajdziesz �adne,
ch�tne kobiety. O tej porze wi�kszo�� z nich jest pewnie wolna.
- A ty? B�dziesz tu siedzia�?
- Tak - skin�� g�ow�. - My�l�, �e zostan� tu jeszcze przez chwil�.
Patrzy�, jak jego przyjaciel dopija piwo, jak stanowczym, przesadzonym nieco
ruchem odk�ada butelk�, sun�c j� po blacie brudnego stolika, jak wstaje i znika
za niewielkimi drzwiami przy barze. Zamkn�� oczy i wystukuj�c rytm paznokciami
na ciemnej butelce po piwie ws�uchiwa� si� w brzd�k strun i uderzenia kobiecych
st�p o deski pod�ogi. Rozpi�� koszul� i wygodniej rozsiad� si� w krze�le. Gdy
us�ysza� pisk otwieranych drzwi, otworzy� oczy.
Kobieta, kt�ra wesz�a na sal� mia�a na sobie prost�, szar� sukienk�. Sukienka ta
porusza�a si� spokojnym rytmem jej krok�w, klei�a potem do bioder i ud. Kilka
pasemek w�os�w wymkn�o si� zza aksamitnej wst��ki i rozprostowa�o, przecinaj�c
ciemnymi, cienkimi kreskami oliwkowy policzek. Usiad�a przy barze, z powodu
upa�u podci�gaj�c sukienk� wysoko ponad kolana. Barman poda� jej ma��
szklaneczk� pe�n� bursztynowego p�ynu. Podnios�a j� do ust, lecz nie upi�a, a
tylko wy�owi�a j�zykiem kostk� lodu i przez chwil� trzyma�a j� mi�dzy wargami.
Kiedy l�d stopnia�, wydymaj�c usta str�ci�a go z powrotem do szklanki i
odstawi�a j� na bar.
Wsta� i odpi�� kolejny guzik koszuli, podwin�� r�kawy na przedramionach. Z
kieszeni spodni wyj�� chustk�, kt�r� otar� twarz, szyj� i szeroki, masywny tors.
Z r�koma w kieszeniach podszed� do siedz�cej przy barze dziewczyny.
- Cze�� - u�miechn�� si�. - Czy mog� tu usi��� ? - zapyta� sadowi�c si� na
wysokim krze�le.
- Tak - odpowiedzia�a - To miejsce jest wolne. Tak jak wszystkie pozosta�e na
tej sali.
Teraz, z bliska, widzia� zlepione potem kosmyki je w�os�w, czerwon� z upa�u
sk�r� plec�w, czu� jej ciep�y zapach. Z trudem oderwa� wzrok od smuk�ych,
ods�oni�tych ud.
- Czy mog� postawi� ci co� do picia?
- Dzi�kuj�, ale sp�ni�e� si� o kilka chwil. Nie pijam przed kolacj� wi�cej ni�
jedn� szklaneczk�.
Skulony w k�cie gitarzysta zmieni� tempo, mocniej szarpn�� struny, wybijaj�c
rytm na pudle instrumentu. Tancerka natychmiast dostosowa�a swoje ruchy do nowej
melodii. S�ysza� jej ci�ki, przy�pieszony oddech.
- Mo�e p�jdziemy na g�r� - zaproponowa� po prostu. - To popo�udnie jest zbyt
gor�ce, by sp�dzi� je w ubraniu.
- Nie, dzi�kuje - odpowiedzia�a grzecznie. - My�l�, �e nie mam na to ochoty.
Zaniem�wi�. Nie cz�sto zdarza�o mu si� s�ysze� tak bezpo�redni� odmow�.
- Nie masz ochoty? Co wi�c robisz w tym miejscu?
- Sam powiedzia�e�, to popo�udnie jest takie gor�ce - wzruszy�a ramionami. -
Postanowi�am wi�c och�odzi� je szklaneczk� ginu.
Powoli traci� cierpliwo��. Pochyli� twarz tak, �e czu� ustami s�one ciep�o jej
szyi.
- Chod�my na g�r� - wyszepta�. - Chod�my, a sprawi�, �e twoje najskrytsze
marzenia si� spe�ni�, zaspokoj� ka�d� twoj� fantazj�, ka�d�...
- Mam nadziej�, �e ju� sko�czy�e� - po raz pierwszy spojrza�a mu w oczy. - Bo
ja tak - odstawi�a pust� szklank�. - Chyba ju� p�jd�.
- Nie mo�esz tak po prostu odej��! - z�apa� j� za r�k�. - Nie teraz! Mam ci
wiele do zaoferowania!
- Tak s�dzisz? A co na przyk�ad?
- Zapami�tasz ten dzie� do ko�ca �ycia!
- Nie - pokr�ci�a g�ow�, a w jej oczach zata�czy�y weso�e iskierki. - Nie. To
ja sprawi�, �e o naszym spotkaniu d�ugo nie b�dziesz m�g� zapomnie�.
Wsta�a i szepn�a mu do ucha kilka s��w. Wypowiedzia�a jedno, kr�tkie zdanie,
lecz to wystarczy�o, by szeroko otworzy� oczy i z cichym westchnieniem wypu�ci�
powietrze z p�uc.
Dziewczyna wyswobodzi�a rami� i ruszy�a do wyj�cia.
Min�a chwila, zanim doszed� do siebie. G�o�no zakl�� i wybieg� z sali. Zdyszany
wypad� na ulic�, nieomal wchodz�c pod ko�a rozp�dzonej p�ci�ar�wki. Uskoczy�
na chodnik, a kierowca uderzy� d�oni� o klakson. Samoch�d znikn�� za zakr�tem, a
m�czyzna zosta� zupe�nie sam, po�rodku zalanej s�o�cem, cichej ulicy. Rozejrza�
si� dooko�a...
...po czym uruchomi� formu�� wyj�cia. Zerwa� ze skroni zlepion� potem ta�m�
mocuj�c� siatk� elektrod. Zsun�� z ramion i piersi zesp� przyssawek, odpi�� z
krocza gumow� zbroj�. Biegn�ca wzd�u� stoj�cego tu� obok ekranu linia podnios�a
si� gwa�townie, niemal wychodz�c poza skal�. Gdzie� w s�siedniej sali rozleg�o
si� przeci�g�e, pulsuj�ce wycie alarmu.
Kr�py, �ysawy cz�owieczek zerwa� si� z ��ka ci�ko dysz�c. Wybieg� z pokoju
niemal nagi, uderzaj�c bosymi stopami o szar� pod�og� z tworzywa. Na korytarzu
wpad� na jedn� z piel�gniarek.
- Gdzie doktor Linius - wrzasn��. - No gdzie on jest!
- Prosz� si� uspokoi� - piel�gniarka si�gn�a d�oni� w kierunku swego
identyfikatora. - Prosz� si� uspokoi�, bo wezw� ochron�!
- To nie b�dzie konieczne, siostro - z g��bi korytarza wyszed� szczup�y
m�czyzna w bladoniebieskim kitlu i drucianych okularach. - Panie Wilcox, czy
co� si� sta�o?
- Czy co� si� sta�o? - Wilcox otworzy� szeroko oczy. - Czy co� si� sta�o! Moi
prawnicy zedr� z was ostatni� koszul�, zap�acicie takie odszkodowanie, �e
odechce si� wam...
- Prosz� si� uspokoi�! - g�os lekarza zabrzmia� stanowczo. - Natychmiast prosz�
si� uspokoi�!
M�czyzna otar� twarz i zrezygnowany opu�ci� ramiona. Lekarz obj�� go delikatnie
d�o�mi wok� g�owy, kciukami rozchyli� drgaj�ce powieki. Bia�ka oczu by�y
przekrwione, z wyra�nymi, ciemnymi obw�dkami. Nienaturalnie powi�kszone �renice
pulsowa�y sztucznym �wiat�em jarzeni�wek.
- Siostro, co si� sta�o z tym pacjentem?
- Gwa�towne, samoczynne wyj�cie z Systemu - piel�gniarka rzuci�a okiem na
wydruk. - W trybie awaryjnym. Nasze kontrolery nie wykry�y jednak niczego, co
mog�o by sk�oni� pacjenta do takiego zachowania. Nie widz� tu �adnych anomalii.
Poziom wydzielania endorfiny w normie, t�tno podniesione, cho� daleko jeszcze do
granicy bezpiecze�stwa. W ko�cowej fazie projekcji oba czynniki zanotowa�y
jednak wyra�ny wzrost.
- Je�eli ju� si� pan uspokoi�, prosz� opowiedzie�, co si� sta� - lekarz cofn��
opi�te gumowymi r�kawiczkami d�onie i wsun�� je do kieszeni fartucha.
- Kobieta - st�kn�� Wilcox. - W tym waszym burdelu spotka�em kobiet�. Nie
fantoma, ale klientk�, na pe�nych prawach. Ja chc� wiedzie�, kim ona jest! Musz�
zna� jej nazwisko!
Lekarz u�miechn�� si� wyrozumiale.
- Rozumie pan, �e nasz o�rodek jest stowarzyszony z korporacj� BioSec, a co za
tym idzie, obowi�zuj� nas najwy�sze standardy bezpiecze�stwa, w tym r�wnie� w
zakresie ochrony to�samo�ci naszych klient�w. Dane tej kobiety, podobnie jak
wszystkich innych uczestnik�w projekcji, s� absolutnie tajne. Nie zna ich nikt w
tej firmie. My jedynie umo�liwiamy dost�p do systemu, a sam u�ytkownik...
- G�wno prawda! - wrzasn�� Wilcox unosz�c pi�ci. - G�wno prawda! Ta kobieta
zna�a moje nazwisko! Moje prawdziwe nazwisko!
Wielki, p�katy sterowiec opu�ci� si� powoli mi�dzy strzeliste wie�owce,
ustabilizowa� wysoko��, po czym wykona� nawr�t, by tury�ci siedz�cy po drugiej
stronie gondoli r�wnie� mogli si� przyjrze� monumentalnym kszta�tom Tashuioki,
jednego z najwy�szych drapaczy chmur na �wiecie. Pod brzuchem sterowca, szybko i
bezszelestnie, jak �awica ma�ych rybek, przemkn�o kilkana�cie smuk�ych,
po�yskuj�cych w sztucznym �wietle miasta, helikopter�w.
Laetitia odwr�ci�a wzrok od przeszklonej �ciany restauracji i spojrza�a w oczy
siedz�cej po drugiej stronie elegancko nakrytego stolika Lary Wilcox.
Mo�liwo�� zjedzenia kolacji w luksusowej restauracji na siedemdziesi�tym
czwartym pi�trze najdro�szego budynku w mie�cie by�a dodatkow� korzy�ci� p�yn�c�
z tego zlecenia. Korzy�ci�, kt�rej nie przy�mi�a nawet konieczno�� wypo�yczenia
specjalnie na t� okazj� szarego kostiumu wizytowego, drogich szpilek i pasuj�cej
do ca�o�ci torebki.
Widzia�a j� po raz pierwszy w �yciu. Do dzi� by�a dla niej jedynie cyfrowo
przetworzonym g�osem z terminala komunikacyjnego, kt�ry suchym i rzeczowym tonem
udziela� dok�adnych instrukcji. Zawsze dok�adnie, co do minuty oznaczony czas,
miejsce zawsze okre�lone w spos�b wykluczaj�cy jakiejkolwiek pomy�k�.
Lara Wilcox okaza�a si� kobiet� z klas�. Klasa i styl emanowa� z niej ca�ej, z
ka�dego szczeg�u jej stroju, z ka�dego gestu, z akcentu, z jakim wypowiada�a
s�owa. Starannego, wystudiowanego akcentu starej angielskiej arystokracji.
M�wi�a wolno i dobitnie, z namys�em dobieraj�c s�owa. Jak pewny siebie
m�czyzna.
Kiedy tylko pozna�a nazwisko pracodawczyni, postanowi�a dowiedzie� si� o niej
czego� wi�cej. Tak jak przypuszcza�a, nazwisko to by�o zastrze�one, nie by�o go
w �adnej bazie danych, pocz�wszy od ksi��ki adresowej, na li�cie
najsolidniejszych klient�w dystrybutora prasy sko�czywszy. Zabra�a si� wi�c za
przegl�danie list absolwent�w wy�szych uczelni. Tam Lar� Wilcox znalaz�a bardzo
szybko, sko�czy�a presti�owy wydzia� na jednym z najlepszych uniwersytet�w w
kraju. By�a druga w swoim roczniku. Na tle swego m�a, przeci�tnego absolwenta
przeci�tnej uczelni, wypada�a wprost ol�niewaj�co. Po otrzymaniu dyplomu, z
pewno�ci� mog�a przebiera� w�r�d ofert najwi�kszych koncern�w, zrezygnowa�a
jednak z kariery na rzecz rodziny czy te� czegokolwiek innego. Jej m��, czy za
pomoc� rodzinnych koneksji, czy te� dzi�ki szcz�ciu i umiej�tno�ci
wykorzystywania podsuwanych przez los okazji, do�� szybko pokonywa� kolejne
szczeble kariery, wspinaj�c si� niemal na szczyt. Na wy�wietlanych na ekranie
terminal fotografiach zawsze przedstawiony by� jako pewny siebie m�czyzna w
�rednim wieku z nieco sztucznym u�miechem na twarzy, budz�cy zaufanie, idealny
przedstawiciel bran�y ubezpiecze�. Na �adnej z fotografii nie by� przedstawiony
wraz z �on�.
Lara Wilcox odsun�a od siebie talerz z ostrygami, powolnym ruchem otar�a usta
serwet� i si�gn�a do torebki po papiero�nic�. Jej wytworna cygaretka pachnia�a
lawend� i drzewem sanda�owym.
- Czy to aby na pewno by� on - zapyta�a Laetitia. - Mog�am nie trafi�.
- Brunet, oko�o metra osiemdziesi�t? Kwadratowa szcz�ka, byczy kark, zbudowany
jak zapa�nik? Nie ma mowy o pomy�ce. M�j m�� nie szcz�dzi� pieni�dzy na swoje
odbicie. Kart� kredytow� zrekompensowa� sobie niedostatki natury. Czasem my�l�,
�e system to jego prawdziwy �wiat, a nasz� rzeczywisto�� traktuje jedynie jako
niezb�dn� konieczno��. By�by szcz�liwy, mog�c zosta� tam na zawsze. - Upi�a
�yczek szampana i u�miechn�a si� do swoich my�li. - Poza tym prze�ledzi�am
wyci�g z jego konta, a w szczeg�lno�ci op�aty sta�e. Po tym co si� sta�o, nie
utrzymuje ju� po�owy luksusowych burdeli, zrezygnowa� z niemal wszystkich. Teraz
op�aca tylko jeden. Hotel LaTurville.
Laetitia nabi�a ociekaj�c� sosem krewetk� na srebrny widelec i wsun�a j� do
ust.
- Nigdy nie s�ysza�am tej nazwy.
- To dziwne miejsce, nawet jak na atrakcje oferowane przez System. Dost�pne
tylko dla ludzi z trzeciej grupy podatkowej i w�a�cicieli z�otej karty dost�pu.
Dziewczyna za�mia�a si� cicho.
- Z trzeciej grupy? Ja ze swymi pi�cioma tysi�cami rocznego dochodu ledwie
mieszcz� si� w drugiej!
- Pomy�la�am o tym. M�j prawnik zaj�� si� wszystkim. Wed�ug dokument�w, przez
ostatnie trzy miesi�ce pracowa�a� w Fundacji Charytatywnej Lary Wilcox jako
g��wny analityk finansowy. Twoje dochody pozwoli�y ci na z�o�enie wniosku o
przyznanie wy�szej grupy, kt�ry rzecz jasna zosta� rozpatrzony pozytywnie.
Jeste� w trzeciej grupie, przynajmniej do ko�ca roku. - Wyj�a z wisz�cej na
oparciu krzes�a torebki niewielki, pod�u�ny przedmiot i przesun�a go po stole w
stron� dziewczyny. - To dla ciebie.
Laetitia podnios�a kart� i obejrza�a j� dok�adnie. By�a mniejsza od jej d�oni,
delikatnie po�yskiwa�a z�otym, opalizuj�cym blaskiem. Nie widzia�a takiej nigdy
wcze�niej.
- Czy co� jeszcze?
Kobieta wyj�a z torebki grub� szar� kopert�.
- Przejrzyj to. Naucz si� wszystkiego na pami��. Mo�e ci si� to przyda� w
rozmowie z Leo Banggsem.
- Z kim?
- Z Leo Banggsem, a w�a�ciwie, jak on sam woli, z ksi�ciem Bangsovem. To
operator Hotelu. Kryteria przyj�� s� bardzo ostre, cho� delikatnie m�wi�c
niejednoznaczne. Powinien jednak pozwoli� ci na wej�cie, przynajmniej na okres
pr�bny. Zreszt� twoja ju� w tym g�owa, by si� tam dosta�. To wszystko.
Przynajmniej na razie.
Dziewczyna wsta�a i zasun�a za sob� krzes�o..
- Odezw� si� jutro wieczorem.
Wczesnym rankiem zjawi�a si� w NeoPlace, dzielnicy artyst�w, ludzi z bran�y
rozrywkowej i innych, na tyle maj�tnych, by sta� ich by�o na niebotycznie
wysokie czynsze, w zamian za co otrzymywali luksus nagiego, nie przys�oni�tego
aluminiowymi gmachami nieba. Hotel mie�ci� si� w ma�ym budynku z bia�ej ceg�y, z
kamienn� attyk� od frontu, otoczonym wysokim ogrodzeniem z kutej stali. Z
marmurowej tablicy przy wej�ciu spogl�da� na ni� dwug�owy orze�.
Nacisn�a przycisk domofonu i poda�a swoje nazwisko. Umieszczona tu� nad jej
g�ow� kamera z cichym szmerem wysun�a obiektyw.
- By�am um�wiona z panem Banggsem.
- Prosz� wej�� - zaskrzecza� g�os z g�o�nika i masywne, obite blach� drzwi
ust�pi�y pod dotkni�ciem d�oni.
W w�skim, cho� wysokim korytarzu, o�wietlanym szeregiem mlecznobia�ych
kinkiet�w, przywita� j� siwow�osy starzec, skulony na w�zku inwalidzkim. Jedn�
r�k�, such� i poskr�can� chorobami, manipulowa� przy manetce steruj�cej w�zkiem,
drug� wyci�gn�� na powitanie. Mia� na sobie sfatygowany, br�zowy garnitur,
kt�rego spodnie nienaturalnie uk�ada�y si� na chudych, nieruchomych nogach.
U�cisn�a such�, trz�s�c� si� d�o� i u�miechn�a si�. Starzec pachnia� tani�
wod� kolo�sk� i dzieci�c� oliwk�.
- Dzi�kuj�, �e zechcia� si� pan ze mn� spotka�.
- Nie ma za co. Czas to jedna z tych rzeczy, kt�rych mam nadto.
Przeszli do ma�ego salonu o �cianach wy�o�onych imitacj� r�cznie zdobionej
tapety. Starzec ustawi� si� przy niewielkim, okr�g�ym stoliku, dziewczyna
usiad�a na starej, przykurzonej sofie. Zza nieszczelnych okien dobiega� ha�as
przeje�d�aj�cej kolejki. Ustawiona za szyb� serwantki zastawa, udaj�ca chi�sk�
porcelan�, zatrz�s�a si� w rytm stukotu stalowych k�.
- W�a�ciwie to ja powinienem pani podzi�kowa� - powiedzia� starzec i odczeka�
chwil�, a� s�u��ca, murzynka w �rednim wieku, rozleje kaw� i otworzy paczk�
ciastek. - Niecz�sto odwiedzaj� mnie kobiety. W rzeczywisto�ci, rzecz jasna.
- Bardzo si� ciesz�, �e tu trafi�am - powiedzia�a, udaj�c �e nie zauwa�a jego
spojrzenia wbitego w sw� bluzk�. - Zupe�nie niedawno odkry�am korespondencj�
mojej prababki. Okaza�o si�, �e jej stryjeczny wuj by�...
Starzec za�mia� si�, przechyli� g�ow� jak przedrze�niaj�ce si� dziecko o
pogrozi� palcem.
- Prosz� mnie nie roz�miesza�. S�ysz� takie historyjki od wi�kszo�ci ludzi, jacy
mnie tu odwiedzaj�. �aden z nich nie ma poj�cia, o czym tak naprawd� m�wi. Pani
to r�wnie� dotyczy, czy nie mam racji?
Nie odpowiedzia�a.
- Jest pani taka m�oda - u�miechn�� si�. - Taka pi�kna. Czy pani droga ma
sko�czy� si� w moim hotelu?
- Moja droga?
- Ka�dy ma swoj� drog� - pokiwa� g�ow�. - Pani r�wnie�. Pytanie tylko, gdzie ona
si� sko�czy, a w�a�ciwie gdzie si� pani zatrzyma. Jest pani taka pi�kna -
powt�rzy� - ma pani tak wiele ..... mo�liwo�ci. Czy �adna z nich nie okaza�a si�
na tyle kusz�ca, by z niej skorzysta�? A mo�e �adna z nich nie przerazi�a na
tyle, by sta� si� ostatni� granic�.? Pani karta jest nowa, sprawdzili�my to. To
pani pierwszy raz w systemie. Mo�e mi pani wierzy� - pochyli� si� w jej stron�.
- Tam znajdzie pani sw� granic�. Wszyscy j� znajduj�.
- Sta� mnie na to - powiedzia�a spokojnie. - Zna pan stan mojego konta....
- Pani konta - starzec roze�mia� si� na g�os, a �miech ten zabrzmia� jak kaszel
suchotnika. Nie interesuj� mnie pieni�dze. Przez ca�e �ycie goni�em za nimi, mam
ich tyle, �e wystarczy mi ich do ko�ca �ycia. Robienie pieni�dzy zaj�o mi ca�e
�ycie, ca�e prawdziwe �ycie. To zabawne, �e u kresu �ycia, kiedy dokonujemy
rozrachunk�w, nachodz� nas dziwne uczucia, �al, �e nie wykorzystali�my
wszystkich szans, wszystkich mo�liwych rado�ci, przyjemno�ci. Starzy ludzie
umieraj� z �alu za niewykorzystanymi okazjami Pieni�dze to ostatnia rzecz,
jakiej potrzebuj�. Pragn� tylu przyjemno�ci, ilu tylko mog� jeszcze dozna�.
- A wi�c co� nas ��czy - si�gn�a po ciasteczko i delikatnie je nadgryz�a.
- Tak ? - zdziwi� si�. - A mo�e to sprawdzimy. Prosz� chwileczk� tu na mnie
zaczeka�.
Wyjecha� z pokoju z cichym bzyczeniem elektrycznego w�zka. Wr�ci� po kilku
minutach, wyra�nie podekscytowany.
- Czy by�aby� tak mi�a - zapyta� - i przesz�a do s�siedniego pokoju ? Jest tam
szafa, w niej znajdziesz sukni�. Chcia�bym, aby� si� w ni� przebra�a. -
Podjecha� do �ciany i zdj�� z niej obrazek, ma�� akwarel� oprawion� w br�zowe
ramki. - Ja zostan� tutaj, lecz z tego miejsca b�d� mia� doskona�y widok. Prosz�
pami�ta�, �e b�d� to obserwowa�, mam wi�c nadziej�, �e si� postarasz. - Obr�ci�
w�zek i spojrza� jej w twarz. - W systemie nie ma granic, nie ma przyzwoito�ci,
nie ma wstydu. Ale to wci�� b�dziesz ty, ta sama ty. Je�eli tutaj obawiasz si�
ma�ego kroczku, jak poradzisz sobie tam?
- Dobrze - wsta�a. - Je�eli to zrobi�, dostan� prawo wst�pu?
- Tak - pokiwa� g�ow�. - Je�eli to zrobisz.
Przesz�a korytarzem do wskazanego pokoju. Poza szaf� znajdowa�o si� tu jeszcze
wielkie, okryte haftowan� narzut� ��ko. ��ko mia�o wyj�tkowo kr�tkie nogi i
por�cze dla osoby niepe�nosprawnej. Otworzy�a szaf�, gdy us�ysza�a muzyk�. -
Czajkowski - pomy�la�a i zdj�a sukni� z wieszaka. Przez chwilk� nasz�a j�
ochota, by spojrze� w stron� otworu w �cianie, ale zrezygnowa�a z tego.
Rozpu�ci�a w�osy i si�gn�a d�oni� do paska. Nie potrafi�a sobie przypomnie�,
jak d�ugo ju� nie rozbiera�a si� przed �adnym m�czyzn�. Wyobrazi�a sobie, �e
robi to teraz dla tego ostatniego, ale wcale to jej nie pomog�o. Przesta�a
my�le� o czymkolwiek.
Kiedy mia�a na sobie ju� jedwabn� halk�, po�czochy i sukni� z kr�tkim, trenem,
zwi�za�a na powr�t w�osy i wr�ci�a go Banggsa. Siedzia� przy stole, plecami do
�ciany. Oniemia�a.
- Pan, przez ca�y ten czas....
Spojrza� na ni� przez rami�.
- Tak - powiedzia� spokojnie.- Mo�e pani zatrzyma� sukni�. Jest w niej pani do
twarzy.
- Czy to znaczy, �e otrzymam pozwolenie na wej�cie?
- Tak, na trzy miesi�ce. Potraktujemy to jako pr�b�. Przekonamy si�, czy umie
pani grzeszy�. Grzeszy� z klas�. W systemie dzia�a obecnie ponad trzysta miejsc
podobnych do mojego, a ono, niezmiennie od wielu lat, znajduje si� w czo��wce
tych najbardziej ekskluzywnych. Wszyscy chc� do niego nale�e�. A wiesz,
dlaczego? Wiesz, dlaczego oni tu przychodz�? Bo gonienie za wci�� nowymi
doznaniami zaczyna ich nudzi�. W pewnym momencie nie mog� ju� odkry� niczego
nowego, nie mog� obna�y� si� ju� bardziej, nie mog� i�� do ��ka z wi�ksz�
ilo�ci� partner�w, nie mog� mie� m�odszych i m�odszych. Chc� poczu� co� nowego,
ale nie mog�, bo wszystko ju� by�o. Tutaj ja ustalam zasady, a oni, czy tego
chc� czy nie, musz� si� im podporz�dkowa�. A to dla nich co� zupe�nie innego.
Tutaj nie ma przemocy, krwi, ci�g�ych zmian to�samo�ci, p�ci, ukrywania si� za
coraz nowymi maskami. Ka�dy z nich ma tutaj jedn� twarz, jedno nazwisko. W
�wiecie Hotelu znajduj� przyjemno��, lecz jest to przyjemno�� z klas�.
Obowi�zuje ich kodeks honorowy. S� arystokracj�.
Starzec przerwa�, spl�t� d�onie na chudych, kanciastych kolanach i pokiwa�
g�ow�.
- Cho� mimo wszystkich tych pozor�w jest to burdel. Tyle �e ekskluzywny.
Hrabia Lewie�ski wymkn�� si� z sali balowej w chwili, kiedy orkiestra chwyci�a
temat kolejnego walczyka. Dopi� szampana, po czym przez nikogo nie zatrzymywany
przeszed� wzd�u� sali, kryj�c si� w cieniu galerii. Przez chwil� sta� przy
drzwiach, spogl�daj�c zza pancernego ramienia ustawionej w rogu zbroi, czy nikt
nie idzie jego �ladem. Kiedy nacisn�� mosi�n� klamk�, drzwi z lakierowanego
orzecha ust�pi�y z cichym szmerem. Przebieg� przez zupe�nie ciemny korytarz,
odtwarzaj�c w my�lach uk�ad pomieszcze�. Otworzy� kolejne drzwi, poczu� zapach
kurzu, nafty i ksi��ek. By� w bibliotece.
- Jednak przyszed� pan, panie hrabio - us�ysza� dobiegaj�cy z ciemno�ci g�os.
Zamkn�� za sob� drzwi i przekr�ci� klucz. Z kieszeni fraka wyj�� zapa�ki i
o�wietlaj�c sobie nimi drog� dotar� do wielkiego, d�bowego biurka, zawalonego
stert� papierzysk i ksi��ek. Zapali� stoj�c� w mosi�nym �wieczniku �wiec�.
- Panie hrabio! - Tu� przed nim pojawi�a si� spowita w bladoniebiesk� sukni�,
m�oda kobieta. Jej d�ugie, jasne w�osy spina� nad czo�em cienki, srebrny diadem.
- Pani Hrabino! - Poca�owa� jej d�o�, musn�� ustami rami�. Pchn�� j� lekko w
stron� stoj�cej pod �cian� sofy.
- Panie Hrabio! - spojrza�a na niego zimno i z wyrzutem. - C� to za maniery!
Proponuje pan damie tak prozaiczne rozwi�zania!
Rozejrza� si� woko�o niepewnym wzrokiem.
- To biurko to prawdziwy antyk, Conterwood, prosto z Londynu. Robiony na
zam�wienie. Na ca�ym �wiecie nie ma drugiego takiego mebla! - Zrzuci� d�oni�
ksi��ki i arkusze, kt�re opad�y na mi�kki, czerwony dywan. - Biurko b�dzie
odpowiednie!
- Nie, to ju� by�o. Wszystko to ju� by�o! - Jej �agodn� lini� czo�a za�ama�a
gruba, pod�u�na zmarszczka. - Mam! Szafa!
- Szafa? - j�kn�� i spojrza� w stron� wci�ni�tej mi�dzy rega�ami zwalistej
szafy.
Otworzyli szerokie, magdeburskie drzwi, prawdziwe wrota obramowane d�bowymi
li��mi misternych zdobie�. Gromadzony przez lata zbi�r map znalaz� si� na
pod�odze. Ja�niej�ca blad� ��ci� mapa Afryki spad�a w poprzek b��kitnej karty
m�rz po�udniowych. Stary angielski globus wypad� z ramy i potoczy� si� pod
biurko.
W szafie by�o ciemno, ciasno i pe�no paj�czyn.
Pierwsza w ciemnej szczelinie niedomkni�tych drzwi pojawi�a si� czarna
po�czocha, kt�ra zawis�a zaraz na tkwi�cym w zamku kluczu.Za po�czoch� wylecia�
ciemnozielony fular, spinki do mankiet�w i zasznurowany, po�yskuj�cy but. Przez
chwil� mi�dzy drzwiami tkwi�a poka�na cz�� bladoniebieskiej sukni, lecz zosta�a
na powr�t zagarni�ta do �rodka przez opi�t� jedwabn� r�kawiczk� d�o�.
Stare wys�u�one zawiasy j�kn�y g�ucho, drzwi strzeli�y o siebie, klejenia
zatrzeszcza�y. Stoj�ca na nier�wnych nogach szafa przechyli�a si� najpierw w
jedn�, potem drug� stron�, opieraj�c si� o biblioteczne rega�y. Kilka tom�w
wypad�o z p�ek na dywan.
Szafa stan�a, drzwi otworzy�y si�.
D�o� w r�kawiczce si�gn�a po po�czoch�, lecz natrafi�a na fular. Wci�gn�a go
do �rodka, by zaraz odrzuci� z cichym przekle�stwem. W ko�cu chwyci�a w�a�ciw�
bielizn�, a szafa na powr�t rozpocz�a balansowa� na wszystkie strony.
Hrabina wysz�a z ciemnego, ciasnego mebla, ocieraj�c chusteczk� lekko rozmazany
tusz.
- Dzi�kuj�, hrabio - rzuci�a za siebie. - To by�o takie....ekscytuj�ce! - Nie
czekaj�c na odpowiedz, wyg�adzi�a sukni� i wybieg�a z biblioteki.
Lewie�ski wygramoli� si� zaraz za ni�, odszuka� fular i przystrojon� cekinami
marynark� galowego munduru. Odczeka� chwil�, nie chc�c wchodzi� na sal� balow�
jednocze�nie z hrabin�, po czym ruszy� do wyj�cia.
- Brawo panie Wilcox! C� za fantazja! Ciekawa jestem, czy cie�la, kt�ry wykona�
ten pi�kny mebel przypuszcza�, do jakich cel�w zostanie on wykorzystany!
Zamar� w p� kroku. Odwr�ci� si� gwa�townie, lecz niczego nie dostrzeg� w
panuj�cej mi�dzy rega�ami ciemno�ci. Podbieg� do biurka, chwyci� lamp� i
wyci�gn�� j� przed siebie. W jej bladym �wietle ujrza� siedz�c� w szerokim
fotelu kobiec� posta�.
- To ty! - rzuci� si� w kierunku kobiety. Chwyci� j� za gard�o i zbli�y� twarz
do jej twarzy. O�lepiona blaskiem lampy zmru�y�a oczy. Mimo mocnego u�cisku nie
poruszy�a si�, jej d�onie wci�� le�a�y na podparciach fotela.
- Kim jeste�? - warkn��. Jego bujne, arystokratyczne bokobrody poruszy�y si�
nerwowo. - Kim u diab�a jeste�?
U�miechn�a si� niepewnie.
- Je�eli chcesz rozmawia� - wyszepta�a - pu�� mnie.
Rozlu�ni� palce pozwalaj�c dziewczynie na g��bszy oddech.
- Powinnam by�a si� tego po tobie spodziewa� - powiedzia�a z ironi� w g�osie. -
Ka�da okazja jest dobra, byle by tylko spe�ni� swe fantazje. �adna nie chcia�a
zgodzi� si� na duszenie? A mo�e wola�y zamiast d�oni jedwabny pasek od
szlafroczka?
- Kim jeste� - powt�rzy� pytanie. - Pracujesz dla Albers,, tak? Chcecie mnie
skompromitowa�? Ile ci zap�acili? I jak do cholery sforsowa�a� zabezpieczenia?
- Zaczynasz mnie nudzi� - zmru�y�a oczy. - Nawet w takiej chwili nie przestajesz
my�le� o interesach. Czy�bym pomyli�a si� co do ciebie?
Delikatnie obj�a d�oni� jego nadgarstek. Przystrojony w galowy mundur oficer
cofn�� r�k�.
- Znasz moje nazwisko. Nigdy, nikomu nie uda�o si� z�ama� zabezpiecze� BioSec.
Nigdy.
- To prawda - przytakn�a. - Znam twoje nazwisko, podobnie jak wszystkich innych
u�ytkownik�w systemu. Nazwiska, prawdziwe twarze, prawdziwe
sylwetki....Wszystko, czego chcemy.
- My? - zdziwi� si�.
- W�a�nie tak, panie Wilcox. Jeste�my grup� ludzi, kt�rych znudzi�a ju�
powszechna dost�pno�� najbardziej nawet wyszukanych rozrywek. Postanowili�my
poszuka� czego� nowego, czego�, co otworzy�oby nam zupe�nie nowe mo�liwo�ci...
- Z�amali�cie system - j�kn��. - Je�eli mo�ecie wej�� i wyj�� w dowolnym
momencie, w ka�dym miejscu...Ta technologia warta jest miliony...
Wsta�a i odepchn�a go lekko od siebie.
- Naprawd� zaczynasz mnie nudzi�. B�dziemy chyba musieli dokona� nowego wyboru.
I pomy�le� �e ty, posiadacz z�otej karty, cz�onek wszystkich wa�niejszych klub�w
rozrywki, staj�c przed mo�liwo�ci� prze�ycia dozna�, o jakich jeszcze wczoraj ci
si� nie �ni�o, my�lisz przede wszystkim o pieni�dzach!
- Czego ode mnie chcecie - zapyta� podejrzliwie. - Dlaczego ja?
- Tworzymy zamkni�ty, hermetyczny kr�g zaufanych os�b. Dbamy o to, by w naszym
towarzystwie nie znalaz� si� nikt, kto nie potrafi�by doceni� oferowanych mu
mo�liwo�ci, kto nie umia�by si� nimi cieszy�. Ty masz wszystko, czego oczekujemy
od ewentualnego kandydata. Odpowiedni wiek, wykszta�cenie, status materialny.
Odpowiednie....zainteresowania.
- I to wszystko za darmo, tak? - za�mia� si�. - Na �wiecie niczego nie dostaje
si� za darmo!
Podesz�a do wype�nionego ksi��kami rega�u. Przebieg�a wzrokiem po literach,
wyt�oczonych na grubych, sk�rzanych grzbietach.
- Masz racj� - przyzna�a. - Niczego, co ma okre�lon� warto��, nie dostaje si� za
darmo. By� mo�e przyjdzie dzie�, w kt�rym b�dziesz musia� zap�aci�, za to, co od
nas dostaniesz. To jednak odleg�a przysz�o��. Teraz porozmawiajmy o tym, co my
mamy ci do zaoferowania. Potraktujmy to jako bezp�atn� prezentacj�.
- Gdybym nawet si� na to zgodzi� - powiedzia� - jak� mam pewno��, �e jest to
bezpieczne? Korzystanie z Systemu stanowi zagro�enie same w sobie, jeszcze
kilkana�cie lat temu zdarza�y si� wypadki zagini��, ludzie pod��czeni do niego
wegetowali jak warzywa, nie mog�c po��czy� �wiadomo�ci z cia�em. A wy chcecie
z�ama� wszelkie warunki i bariery? Jak zaawansowana musi by� technologia, kt�ra
umo�liwia bezkarne w�drowanie wzd�u� i wszerz systemu bez �adnej kontroli?
- Technologia ma tu niewielkie znaczenie - dziewczyna u�miechn�a si�. -
Wyobra� sobie, �e ta p�ka, zamkni�ta ze wszystkich stron drewnian� ram� to
BioSec, chroni�cy umieszczone we wn�trzu zbiory - przejecha�a d�oni� po opas�ych
tomiskach, �cieraj�c grub� warstw� t�ustego kurzu. - Wszystkie zabezpieczenia i
bariery to BioSec, to on decyduje, w kt�rym miejscu wejdziesz i kiedy wyjdziesz,
decyduje o regu�ach, kt�rych musisz przestrzega�, chroni anonimowo�ci klient�w,
pozwalaj�c korzysta� z odbi�. Przechodz�c przez niego otrzymujesz smycz, dzi�ki
kt�rej przez ca�y czas ka�dy tw�j czyn jest kontrolowany przez operator�w
Systemu. To ona decyduje co widzisz, co czujesz, na co mo�esz sobie pozwoli�. W
ka�dej chwili mo�esz by� za ni� wyci�gni�ty...Chyba �e smycz jest na innej szyi.
S�ysza�e� o Dream One?
Wzruszy� ramionami.
- Syntetyczny halucynogen - powiedzia� niepewnie. - Jeden z pierwszych wy�szego
rz�du. Pozwala prze�ywa� emocje drugiej osoby. Nie wymaga wsparcia
technologicznego, a jedynie wsp�dzia�ania partnera. To ciekawe uczucie, ale nie
umywa si� do atrakcji Systemu...
- Wyobra� sobie - spojrza�a mu w oczy - now� mutacj� Dream One, znacznie
silniejsz�. Tak siln�, �e pozwala nie tylko odbiera� emocje drugiej osoby, ale
prze�ywa� je wsp�lnie! Ca�kowicie niezale�nie! Dwie niezale�ne osobowo�ci w
jednym strumieniu �wiadomo�ci! Nie lustro, ale rzeczywisto��!
Wilcox podszed� do stolika i nala� sobie lampk� koniaku.
- Nadal niczego nie rozumiem. W jaki spos�b to...
- Dwie osoby z��czone Dream One wchodz� do Systemu - powiedzia�a twardo staj�c
tu� za nim. - BioSec widzi jednak je jako jedno�� i nak�ada smycz tylko na jedn�
szyj�. Druga osoba jest wolna jak anio�. �adnych regu�, �adnych zasad. Wchodzisz
w to?
Niebo poszarza�o, mi�dzy granatowymi kraw�dziami postrz�pionych chmur
przeskoczy�a gromada blado��tych iskier. Na dalekim horyzoncie, mi�dzy jasnymi
punkcikami platform wiertniczych, gdzie niebo ��czy�o si� z niespokojnym
oceanem, w�ska kreska b�yskawicy na moment rozci�a tafl� szaro�ci. By�o gor�co
i zupe�nie sucho.
Laetitia mocniej wdepn�a peda� gazu i zjecha�a z ci�gn�cej si� wzd�u�
kamienistej pla�y autostrady w w�sk�, dwupasmow� drog� biegn�c� ponad oceanem.
Na tylnym siedzeniu, zupe�nie nieruchomo, le�a� pod�u�ny pakunek sporych
rozmiar�w, obci�gni�ty kilkoma warstwami czarnej folii.
Posiad�o�� usytuowana by�a na wyspie- platformie, pi�� mil od sta�ej linii
brzegowej. Zza niskiego, bia�ego murku okalaj�cego zabudowania, wida� by�o
przeszklony dach budynku mieszkalnego i ko�ysz�ce si� na silnym wietrze czubki
palm, rosn�cych w ogrodzie po drugiej stronie platformy. Ciemne fale oceanu
uderza�y monotonnie o sztuczne kraw�dzie klifu.
Wjecha�a na podjazd i skr�ci�a w stron� bramy. Zgodnie z otrzymanymi wcze�niej
instrukcjami zwolni�a, lecz nie zatrzyma�a si� przed nisk�, bia�� budk�
stra�nika, min�a podniesiony szlaban i ustawi�a si� przed bram�, kt�ra
natychmiast rozsun�a si� na szeroko�� samochodu. Znalaz�a si� na przestronnym,
pogr��onym w wieczornych ciemno�ciach dziedzi�cu. Czeka�a.
Gdzie� z g��bi zabudowa� wystrzeli�y ku niej smuk�e, czarne kszta�ty. Tu� przy
ziemi, z szybko�ci� b�yskawicy obieg�y samoch�d, cicho sapi�c obw�cha�y pojazd,
sun�c szpiczastymi pyskami wzd�u� linii drzwi. Wyjrza�a przez okno wprost w
ciemne, po�yskuj�ce matowo �lepia wielkiego rotweilera, w opatrzony podw�jnym
szeregiem, ostrych, mocnych z�b�w pysk, efekt pracy in�ynier�w genetyk�w nad
wieloma pokoleniami tej rasy. Wyra�nie s�ysza�a warczenie i posapywanie ps�w.
Zwierz�ta znikn�y r�wnie szybko i niespodziewanie, jak si� pojawi�y. W tej
samej chwili ekran umieszczonego ponad kierownic� terminala za�wieci� si�, lecz
zamiast obrazu pojawi�a si� paj�czyna szarych, mieni�cych si� w oczach linii,
efekt stosowania urz�dzenia koduj�cego.
- Podjedz pod drzwi gara�u - g�os dobiegaj�cy z g�o�nika by� pozbawiony
zak��ce�. Laetitia bez k�opot�w rozpozna�a d�wi�czny alt Lary Wilcox.
Pos�usznie zawr�ci�a i ustawi�a swego nissana na podje�dzie przy szeregu gara�y.
- Wyjd� z samochodu. Wnie� go przez tylne drzwi, na prawo od ciebie.
Z ulg� odetchn�a �wie�ym morskim powietrzem, na policzkach czu�a pierwsze
krople deszczu. Nie bez wysi�ku wyci�gn�a pakunek z pojazdu i powoli, wlok�c go
po wy�o�onym imituj�cymi marmur p�ytami dziedzi�cu, dosz�a pod wskazane drzwi.
Przez chwil� czeka�a na dalsze instrukcje, poczym zdecydowa�a si� otworzy�
drzwi. Korytarz za nimi by� pusty, b��kitne lampiony rzuca�y ciep�y blask na
jasnoszare �ciany.
- Wnie� go do �rodka. Na ko�cu korytarza jest winda. Zjedz ni� w d�.
Ponownie chwyci�a pakunek i wci�gn�a go w g��b korytarza. Rozsun�a ozdobne
drzwi windy, stylizowanej na d�wigi ze starych, europejskich hoteli, u�o�y�a
tob� pod �cian� i uruchomi�a mechanizm.
W w�skim, pozbawionym mebli pomieszczeniu nie by�o nikogo, wyczu�a jednak zapach
aromatyzowanego lawend� tytoniu.
- Wyci�gnij go z windy. Sprawd�, czy nic mu si� nie sta�o.
Laetitia rozerwa�a fragment folii, przejecha�a d�oni� po ch�odnej, pomarszczonej
twarzy, unios�a nieco opad�e powieki i obejrza�a �renice. Sprawdzi�a t�tno i
wsta�a, obracaj�c si� w stron� zawieszonej w rogu kamery.
- Wygl�da na to, �e wszystko w porz�dku.
- Czy mia�a� jakie� problemy, czy co� zak��ci�o przebieg akcji?
- Wszystko posz�o dobrze - odpowiedzia�a. - Wynaj�am ca�e pi�tro, wszystkie
pozosta�e apartamenty by�y wolne. Nikt mnie nie zauwa�y�, portier, zgodnie z
instrukcjami, poszed� wcze�niej do domu. U�y�am windy towarowej przy tylnym
wyj�ciu, gdzie ustawi�am samoch�d. Wszystko zgodnie z instrukcj�: ma�a
furgonetka z ciemnymi szybami.
- Czy on niczego nie podejrzewa�? Czy zgodnie z twym poleceniem dzie� wcze�niej
za�y� leki os�onowe?
- Tak. Pyta�am go o to dwa razy.
- Czy pigu�ki kt�re ci przekaza�am po�kn�� w odpowiedniej kolejno�ci? Czy w
ci�gu wieczora unika� alkoholu?
- Wyra�nie to zastrzeg�am. By� przygotowany na najwi�ksz� atrakcj� swojego
�ycia. Got�w by� dla niej na najwi�ksze po�wi�cenie.
- To dobrze. Bardzo dobrze. Mo�esz wraca�. Jutro rano na twoim koncie znajdzie
si� pozosta�a cz�� nale�no�ci.
Laetitia wyj�a z kieszeni kurtki pod�u�n�, po�yskuj�c� z�otem kart�.
- Gdzie mam to po�o�y� - zapyta�a unosz�c j� do kamery.
- Zatrzymaj j�. Jest op�acona jeszcze na miesi�c. Do tego czasu mo�esz u�ywa�
jej wedle w�asnego uznania. Potraktujmy to jako premi�.
Zapi�a kurtk� i ruszy�a w stron� windy. K�tem oka spojrza�a w nieprzytomn�,
ziemist� twarz Noa Wilcoxa. Odwr�ci�a si� na pi�cie.
- Je�eli te tabletki to rzeczywi�cie by�y Dream One, on mo�e potrzebowa�
lekarza. Dawka, kt�r� za�y� trzykrotnie przekroczy�a norm�.
G�os nie odpowiedzia�. Kamera szklanym, zimnym okiem patrzy�a nieruchomo w jej
twarz.
- Chryste....Czy ty naprawd� w to wierzysz? W ca�� t� histori� o wej�ciu do
systemu? Dwie szyje, jedna smycz? On mo�e tego nie prze�y�!
- Za dwie minuty wypuszczam psy - ton g�osu nie zmieni� si� ani troch�. -
Lepiej, �eby� by�a ju� wtedy w samochodzie.
Laetitia nie ogl�daj�c si� za siebie wyjecha�a wind� na g�r�, uruchomi�a
samoch�d i najszybciej jak mog�a opu�ci�a posiad�o��.
Kilka tygodni p�niej, siedz�c wygodnie w szerokim fotelu ze sztucznej sk�ry, na
ekranie domowego terminala po raz kolejny ujrza�a okr�g�e, nalane oblicze Noa
Wilcoxa, prezesa Wilcox Inssurance. U�miechni�ty i rozlu�niony udziela�
kolejnego wywiadu na temat ekspansji swej firmy na rynki dalekowschodnie. Wykres
za jego plecami ukazywa� imponuj�cy wzrost kurs�w akcji, jakie firma zanotowa�a
w ostatnich tygodniach.
Laetitia wsta�a i podesz�a do stoj�cej w rogu pokoju ma�ej szafki. Otworzy�a
jedn� z szuflad i spod stery bielizny wyj�a ma��, z�ot� kart�. Dok�adnie
po�ama�a j� na drobne kawa�ki, a resztki wrzuci�a do toalety i obficie sp�uka�a.
Na ekranie, prezes Wilcox, swobodnie odpowiadaj�c na pytania dziennikarzy,
trzyma� mi�dzy palcami w�sk�, lawendow� cygaretk�.