4765

Szczegóły
Tytuł 4765
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4765 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4765 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4765 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wojciech Chmielnicki Helena Ja wam nie broni� rado�ci, Bo losu nie zmieni� wam wr�by, Ale pomy�lcie o w�asnej s�abo�ci. Zamiast o tryumfie nad lud�mi Jacek Kaczmarski, "Kasandra" Krosna stuka�y. Wysoko, na szczycie wie�y pa�acu Priama, w samym �rodku troja�skiego grodu, w niewielkiej komnacie, pi�kna Helena tka�a szat� z purpury, dwustronn�, pi�knie zdobion�. Tka�a j� dla swojego m�a. Gdybym jeszcze wiedzia�a, kt�rego, pomy�la�a gorzko. Zr�cznie wplot�a kolejn� barwn� ni� w tkanin�, palcami wyr�wna�a bieg w��kien, delikatnie sprawdzaj�c, czy s� odpowiednio mocno naci�gni�te. Cienkie niczym paj�cza sie� rwa�y si� �atwo, a ka�dy w�ze� stanowi� skaz� na idealnej tkaninie. Gdy upewni�a si�, �e wszystko jest w porz�dku, powr�ci�a do pracy. Tka�a szybko i sprawnie, a nici ta�czy�y pod jej delikatnymi palcami zgodnie z jej wol�. Przynajmniej to musz� zrobi� dobrze, pomy�la�a. Przynajmniej to. �za, �wiec�ca niczym g�rski kryszta�, stoczy�a si� po jej policzku i kapn�a bezd�wi�cznie na uko�czony ju� fragment tkaniny, pozostawiaj�c kolejny �lad na materiale. Krosna stuka�y. W k�cie pokoju siedzia�y cicho dwie s�u�ki. Helena, daj�c na chwil� odpocz�� swoim palcom, spojrza�a na towarzyszki. Starsza kobieta, Ajtra, wpatrzona w okno, mru�y�a oczy wypatruj�c tego, co dzia�o si� daleko za murami miasta, przy Skajskiej Bramie. Obok niej siedzia�a du�o m�odsza Klymene, niewolnica ze Sparty, prze�liczna dziewczyna o ogromnych, czarnych oczach i wielkim talencie do haftu. Helena rzadko z ni� rozmawia�a; nie�mia�a niewolnica wci�� wyra�nie ba�a si� swojej pani. Z Ajtr� by�o inaczej. Helena jak przez mg�� pami�ta�a ich pierwsze spotkanie, gdy syn Ajtry, brutal i barbarzy�ca Tezeusz, porwa� j� z jej rodzinnego domu. Helena mia�a wtedy zaledwie siedem lat. Cholerny pedofil, pomy�la�a, niech jego imi� b�dzie przekl�te na wieki; to od niego wszystko si� zacz�o. Ajtra nie pozwoli�a jednak jej dr�czy� i wychowywa�a j� jak umia�a najlepiej. P�niej, gdy bracia Heleny, Kastor i Polluks, uwolnili j� z niewoli, nie pozwoli�a skrzywdzi� Ajtry i zabra�a j� ze sob� jako s�u�k�. Od tego czasu min�o blisko trzydzie�ci lat. A jednak wci�� w postawie Ajtry mo�na dostrzec t� dumn� wynios�o��, �wiadcz�c� o kr�lewskiej krwi w jej �y�ach. Ajtra by�a w ko�cu c�rk� Pitteusa, kr�la Trojzeny. Czemu� ja nie mog�am mie� takiego ojca jak ona, pomy�la�a Helena. Czemu jestem przedmiotem zabawy bog�w, czemu bior� udzia� jako pionek w grze, kt�rej regu� nie akceptuj�. Nienawidz� ci�, ojcze. Klymene podnios�a g�ow� znad haftu i nie�mia�o spojrza�a na Ajtre. Co si� dzieje tam na r�wninie? - spyta�a. Ajtre potrz�sn�a g�ow�. Niewiele wida� - odpowiedzia�a - sam kurz i py�... Helena westchn�a cicho i powr�ci�a do pracy, zmuszaj�c swoje zm�czone palce do dalszego wysi�ku. Krosna stuka�y. Na r�wninie przed Skajsk� Bram� trwa�a walka. Hordy greckich barbarzy�c�w, jak co dzie�, raz po raz uderza�y na r�wne szeregi obro�c�w Troi, i raz po raz cofa�y si� znacz�c sw�j odwr�t trupami swoimi i troja�skich rycerzy. W�r�d zgie�ku i wrzawy bitewnej toczy�y si� pojedynki na �mier� i �ycie, co rusz chrz�st i �omot ci�kich blach wal�cych si� na ziemi� zwiastowa� �mier� kolejnego wojownika. Wojna zbiera�a swoje krwawe �niwo. Skryty za szeregiem ci�kozbrojnych Parys Aleksander po raz kolejny napi�� sw�j gi�ty, jesionowy �uk. Mierzy� dok�adnie, spokojnie, nie zwracaj�c uwagi na wrzaski walcz�cych i padaj�ce wok� pociski. Za cel obra� m�odego, wysokiego Greka, wyr�niaj�cego si� w�r�d pobratymc�w pi�knie wyszywanym pasem. Parys poczeka�, a� barbarzy�ca po raz kolejny zada cios swym mieczem, ods�aniaj�c szyj� i zwolni� ci�ciw�. �uk st�kn��, strza�a �wisn�a w powietrzu i trafi�a Greka w gard�o, mia�d��c mi�kkie tkanki i przerywaj�c tchawic�. M�odzieniec run�� na ziemi� jak �ci�ta k�oda, charcz�c i kopi�c konwulsyjnie nogami; fontanna krwi bucha�a strumieniem z rozerwanych t�tnic. Co� si� zmieni�o przez te dziewi�� lat wojny, pomy�la� Parys Aleksander, si�gaj�c po kolejn� strza��. Dawn� furi� i w�ciek�o�� zast�pi�a rutyna i przyzwyczajenie. Dzi� ju� nie ma tych szale�czych atak�w, wypad�w i odwrot�w; nie ma wielkich bohater�w, gromi�cych ca�e chor�gwie wroga. Odk�d pad� Sarpedon, w�dz Lyk�w i boski Hektor, nie ma kto poderwa� ludzi do jeszcze wi�kszego wysi�ku. Parys sprawdzi� uwa�nie lotki strza�y, przyg�adzi� je lekko, nadaj�c im bardziej aerodynamiczny kszta�t. Jaki� rycerz zwali� si� z g�uchym �omotem na ziemi� tu� przed nim, wzburzaj�c tuman kurzu. Ci�kozbrojna chor�giew pod wodz� Eneasza, za kt�r� sta� Aleksander, ponosi�a du�e straty i zaczyna�a cofa� si� przed naporem wroga. Ju� tylko kilka metr�w dzieli�o go od hordy barbarzy�c�w, nacieraj�cych w�ciekle na os�abione linie obronne Trojan. Parys uni�s� �uk, wymierzy�. Ci�ciwa j�kn�a. Jak�� straszn� cen� trzeba zap�aci� za dary bog�w, pomy�la� Parys patrz�c, jak kolejny wr�g pada przeszyty strza��. Nikt z tych rycerzy nie umiera za mnie. Ale wszyscy przeze mnie. Ach, Afrodyto, nie wiedzia�em, �e za przyrzeczon� mi najpi�kniejsz� z kobiet zap�ac� tak drogo. - Utrzyma� szyk! - szorstki g�os Eneasza jak zwykle powstrzyma� odwr�t Trojan. Rycerze bardziej bali si� gniewu srogiego dow�dcy ni� barbarzy�skich mieczy i w��czni. Szereg zwar� si� raz jeszcze, daj�c odp�r nacieraj�cej hordzie. Tak �le jeszcze nie by�o, pomy�la� trze�wo Aleksander, patrz�c na przerzedzone szeregi w�asnego oddzia�u. Barbarzy�cy, czuj�c swoj� przewag�, natarli z jeszcze wi�kszym impetem. Lewe skrzyd�o pod dow�dztwem Deifobosa wytrzyma�o atak i odepchn�o wroga; prawe, zajmowane przez chor�giew Eneasza, zn�w zacz�o si� cofa�. Barbarzy�c�w prowadzi� tam do boju m�ody rycerz w z�otej zbroi, b�yszcz�cej w s�o�cu. Krzepki, szeroki w barach m�odzieniec wywija� strasznie pot�nym mieczem, siej�c �mier� i strach w szeregach Trojan. Trzeba go powstrzyma�, pomy�la� ze znu�eniem Parys, powstrzyma� za ka�d� cen�. Je�li uda mu si� prze�ama� szyk obronny ustawiony przez Eneasza, to ju� po nas. Si�gn�� po kolejn� strza��, ale ko�czan by� ju� pusty. Nie ma innego wyj�cia, pomy�la� z �alem Parys. Wysun�� miecz z pochwy i ruszy� w stron� przeciwnika. - Witaj c�rko. Helena unios�a szybko g�ow�, ale obie jej towarzyszki siedzia�y spokojnie, zaj�te sob�, tak jakby nic nie us�ysza�y. Helena wiedzia�a, �e rzeczywi�cie nie s�ysza�y. Ten G�os mog�a us�ysze� tylko ona. Drwi�cy, zimny i okrutny. Jak zawsze. - Witaj ojcze - pomy�la�a tak spokojnie, jak tylko potrafi�a. Wiedzia�a, �e nie potrafi ukry� swoich emocji i uczu�, gonitwy rozbieganych my�li, kt�re k��bi�y si� jej w g�owie, przed tym wszystko widz�cym obserwatorem. Ale pr�bowa�a. Jak zawsze. - Wspania�a szata. Doprawdy, jeste� nie tylko pi�kna, ale i bardzo uzdolniona. Gdyby� jeszcze wiedzia�a, dla kogo j� tkasz - drwi�cy g�os dudni� jej w g�owie, jak zwykle bezlito�nie dotykaj�c najbardziej bolesnych spraw, tych, przed kt�rymi na pr�no pr�bowa�a uciec. - Zostaw mnie w spokoju. - Chcesz rozkazywa� w�adcy Olimpu? O nie, moja c�rko, tego nawet ty nie potrafisz. Ale nie o tkaninach chc� dzi� z tob� rozmawia�. Czas znale�� ci nowego m�a. - Mnie? Znale��? - Helena z ca�ej si�y zacisn�a d�onie na drewnianej por�czy krzes�a - A dlaczeg� to ty mia�by� decydowa�, kto b�dzie moim m�em? I dlaczego mia�abym rezygnowa� z obecnego? - Nie b�d� g�upia - skarci� j� surowo G�os - i zwracaj si� do mnie z wi�kszym szacunkiem. Parys wydawa� si� by� dobrym kandydatem, kr�lewska krew, przysz�y w�adca du�ego miasta, pierwsze oznaki cywilizacji... To dlatego pozwoli�em ci z nim uciec. Ale to by� b��d. - Ty mi pozwoli�e�? - Helena uderzy�a r�k� o por�cz krzes�a. Jej towarzyszki spojrza�y na ni�, ale nie odezwa�y si� ani s�owem. Wiedzia�y, �e ksi�niczce nie nale�y przerywa� rozmy�la�. - Ty mi pozwoli�e�? To by� m�j wyb�r, moja wolna wola! - Owszem - przytakn�� G�os. - A �e twoja wola, czy raczej twoje rozchwiane hormony dzia�a�y po mojej my�li, nie wtr�ca�em si�... Cho� zostawi�a� biednego Menelaosa bez s�owa po�egnania... Bardzo nieprzyzwoicie, moja c�rko. - Przyzwoito��? Jeszcze �miesz u�ywa� takiego s�owa po tym, co zrobi�e� mojej matce? Ty stary kurwiszonie! A pono� �ab�dzie s� monogamistami... - I s� nadal - odpar� kpi�co g�os - Leda mia�a tylko jednego �ab�dzia... Mnie. Poza tym sypia co najwy�ej z rogaczem. - Stetrycza�y rozpustnik. - Do�� tego. Nie po to trac� tutaj czas, by rozprawia� o moim �yciu seksualnym. Je�li ju�, to o twoim. Jeste� w Troi ponad dziesi�� lat i nie masz dziecka. To si� musi zmieni�. - Nie jestem macic� rozp�odow�. Jestem kobiet�. - Czy� to nie to samo? - zadrwi� G�os - Zreszt�, zupe�nie bez znaczenia jest to, jak ci� b�dziemy nazywa�. Tak czy inaczej, Parys Aleksander nie spe�ni� swojej roli - i ju� nie spe�ni. Trzeba ci nowego m�a. Niestety, ty te� nie jeste� coraz m�odsza. Ma�o jest ch�tnych na blisko trzydziestoletni i, co tu du�o m�wi�, ju� przechodzony materia� na �on�. - Ty zgni�y, zgorzknia�y starcze. My�lisz, �e mo�esz mi narzuca� swoj� wol�? �e b�dziesz mnie traktowa� jak przedmiot, kt�ry mo�na dowolnie sprzeda�? Nigdy ci na to nie pozwol�. Jeste� tylko mocny w s�owach. Mo�esz udawa� pewnego siebie przed wszystkimi, ale nie przede mn�. Tob� te� rz�dzi kobieta, ty niewydarzony 'w�adco Olimpu'. My�lisz, �e nie wiem, dlaczego gwa�ci�e� moj� matk� pod postaci� �ab�dzia? Bo przecie� nie dla wygody. Tylko ze strachu. Ze strachu przed kobiet�. Strachu, kt�ry nigdy ci� nie opuszcza, nawet tutaj, gdy� ja jestem �ywym dowodem twojej zdrady. Przed�u�aj�ca si� cisza w jej g�owie �wiadczy�a o tym, �e trafi�a celnie. - Uwa�aj - powiedzia� w ko�cu G�os. - By� mo�e zechc� pozby� si� tego �ywego dowodu. - Nie boj� si� twoich pustych gr�b, tatu�ku. - Jak na gwa�con�, twoja matka mia�a z naszego zwi�zku du�o przyjemno�ci. - Helena zaczerwieni�a si�; jak zwykle wiedzia�, gdzie uderzy�, by dotkn�� j� najbardziej. - A i ty nie jeste� wyrodn� c�rk� mamusi. Ale mylisz si�. Ja ci� nie b�d� do niczego zmusza�. Nie ma takiej potrzeby. Bo ty, za fasad� wznios�ych zasad i pustych s��w jeste� tylko cz�owiekiem, kobiet�, pe�n� idea��w na pokaz i pragmatyzmu na co dzie�. Pragmatyzmu, za kt�rym stoi twoja jak�e ludzka s�abo��. To ona kaza�a ci zdradzi� twego prawowitego m�a i ucieka� z przystojnym Aleksandrem do Troi. Bo idea�y i wielkie s�owa to jedna rzecz, a zamiana namiotu i derki na pa�ac i �o�e z baldachimem - to rzecz zupe�nie inna. To s�abo�� twojego charakteru kaza�a ci zapomnie� o Menelaosie, gdy ch�tnie rozk�ada�a� nogi przed swoim kochankiem. A wychowana zosta�a� przecie� w poszanowaniu dla takich zasad, jak wierno��, mi�o�� do ko�ca swoich dni... Tak, c�rko: jeste� kobiet� i dlatego w�a�nie zdradzi�a� swojego m�a, i dlatego b�dziesz zdradza� znowu. I w �aden, ale to �aden spos�b nie b�d� ci� do tego nak�ania�. Nie dlatego, �e nie mog�. Dlatego, �e nie musz�. Helena nie potrafi�a zebra� my�li. Siedzia�a, wpatrzona w okno, zza kt�rego dobiega�y z oddali odg�osy tocz�cej si� bitwy. - Tkaj zatem swoj� szat�, droga c�rko. Ten, kt�ry w ko�cu j� otrzyma, na pewno doceni tw�j kunszt. A ja wr�c�, gdy ju� dokonasz wyboru. Zgodnie z w�asn�, ludzk�, s�ab� wol�. - Nigdy... - wyszepta�a Helena. Ajtra spojrza�a na ni� uwa�nie, ale nie wypowiedzia�a ani s�owa. - Nigdy wi�cej ju� nie zdradz� - doko�czy�a w my�lach. - Nie zdradzisz? Ale kogo, z�otow�osa ksi�niczko? Komu winna jeste� wierno��? Menelaosowi, porzuconemu m�owi? Aleksandrowi, z kt�rym �yjesz teraz? Czy tym wszystkim trupom, tam, przy Skajskiej Bramie, kt�rzy zgin�li z waszej winy? Ha, doprawdy, trudny to wyb�r. Zw�aszcza, �e pomagaj�c jednym, doprowadzisz innych do zguby. P�yniesz przez �ycie, zgodnie ze swoj� wol�, a za tob� trupy i zgliszcza. - Odejd� ju�, ojcze. Apage! Nic wi�cej nie chc� s�ysze�. - Nie mam ci te� teraz nic wi�cej do powiedzenia. Tkaj swoj� szat�... Wr�c�, gdy ju� dokonasz wyboru. A okazja do tego nadarzy ci si� ju� nied�ugo... Tymczasem bywaj, moja c�rko. G�os zamilk�, a po nim zosta�a jej w g�owie tylko pustka. Jak zawsze. Nie mam ju� nawet si�y p�aka�, pomy�la�a Helena. Nie mam si�y �a�owa�. Nie czuj� nic. - Pom�c ci jako�, Pani? - Klymene, ta delikatna, wra�liwa Klymene, kt�ra zawsze bezb��dnie wyczuwa�a jej nastr�j - Przynie�� ci wody do picia? - Tak, Klymene, dzi�kuj� ci - Helena odetchn�a g��boko. - Przynie� dzban, napijemy si� wszystkie. Spojrza�a na prawie uko�czon� szat�. Nied�ugo sko�cz�, pomy�la�a. Nied�ugo to wszystko si� sko�czy. - Co wida� na r�wninie, Ajtre? - Kurz, dym...I ogie�. Niedobrze, pomy�la� Aleksander. Naprawd� niedobrze. Sytuacja rzeczywi�cie wygl�da�a kiepsko. Prawe skrzyd�o armii troja�skiej cofa�o si� krok za krokiem, nie wytrzymuj�c naporu wojsk nieprzyjaciela. Achaje, nie licz�c si� z w�asnymi stratami, atakowali samob�jczo naje�ony w��czniami i mieczami mur obro�c�w miasta. Padali g�sto, ale i po stronie troja�skich rycerzy ofiar by�o sporo. Ale najgorzej by�o pod sam� chor�gwi� Eneasza. Tam walczy� w�a�nie wielki barbarzy�ca w z�otej zbroi, kt�rego Parys dostrzeg� ju� wcze�niej. Powala� ka�dego, kto stan�� mu na drodze i par� nieustraszenie w kierunku chor��ego. Chor�giew padnie, pomy�la� Aleksander. A wtedy nic nas nie uratuje. Ju� teraz front grozi� p�kni�ciem. Lewe skrzyd�o, dowodzone przez Deifobosa, trzyma�o si� twardo; prawe wci�� si� cofa�o. Za par� chwil mocne uderzenie w punkt ��cz�cy oba oddzia�y mog�oby je rozdzieli�, umo�liwiaj�c ich okr��enie. To oznacza�oby kl�sk� w tej bitwie, a mo�e nawet ca�ej wojnie. Parys ruszy� w stron� chor�gwi, prosto w �rodek najzaci�tszego starcia. Jaki� barbarzy�ca zabieg� mu drog�, zamierzaj�c si� na niego mieczem. Rycerz p�ynnie, nie przerywaj�c biegu, odbi� uderzenie i grzmotn�� tarcz� w r�k� nieprzyjaciela. Grek zachwia� si�; Parys ci�� go ko�cem miecza w szyj�, krew trysn�a z rany. Nie czekaj�c, a� nieprzyjaciel upadnie, pobieg� dalej. Wok� chor��ego skupi�a si� grupka troja�skich rycerzy, odgryzaj�ca si� zawzi�cie atakuj�cej j� hordzie. Grek w z�otej zbroi by� tam r�wnie�; co rusz kt�ry� z Trojan pada� na ziemi�, trafiony b�yskawicznym ciosem jego miecza. Broni�cych si� rycerzy by�o coraz mniej. Gdzie jest Eneasz? Pomy�la� Aleksander, �cinaj�c g�ow� kolejnego Greka. Czemu nie zatrzyma tego barbarzy�cy? Z�oty rycerz dostrzeg� go w ko�cu i ruszy� na jego spotkanie. Parys spojrza� w jego zimne, bladoniebieskie oczy i zadr�a�. To oczy urodzonego mordercy, pomy�la�. Grek zakr�ci� mieczem, b�yskawicznie przyjmuj�c postaw�. Parys przyj�� wyzwanie, post�pi� dwa kroki do przodu, te� wywin�� m�y�ca. - Spotka�e� swoj� �mier� rycerzu - powiedzia� g�o�no. - Nie wiesz nawet, na kogo trafi�e�. Jestem Parys Aleksander, pogromca Achillesa. - To doskonale - odpar� barbarzy�ca. - Bo w�a�nie ciebie szuka�em. Starli si�. Parys uderzy� z kr�tkiego zamachu, mierz�c w g�ow� przeciwnika. Grek sparowa� pot�nie; miecz zakoleba� si� Aleksandrowi w d�oni, w ostatniej chwili zd��y� zas�oni� si� przed ripost�. Odskoczy�, pr�buj�c zaj�� przeciwnika z boku, ale ten nie da� si� zaskoczy�. Parys zamarkowa� cios na korpus, zawin�� mieczem, w ostatniej chwili zmieniaj�c kierunek uderzenia i ci�� silnie w nagolenniki Greka. Rycerz w z�otej zbroi uskoczy� przed ciosem, ale potkn�� si� i straci� r�wnowag�; zachwia� si�.. Aleksander pewien, �e zd��y trafi� wroga zanim ten odzyska r�wnowag�, rzuci� si� do przodu, ci�� straszliwie, od g�ry, z ca�ej si�y. Nie zd��y�. Tam, gdzie przed chwil� sta� z�oty rycerz, by�o ju� tylko powietrze. Parys rozpaczliwie pr�bowa� zatrzyma� miecz i zmieni� kierunek uderzenia, ale by�o ju� za p�no. Grek grzmotn�� go r�koje�ci� miecza, a gdy Troja�czyk zachwia� si�, uderzy� powt�rnie, zwalaj�c Aleksandra z n�g. Bro� wypad�a z jego zdr�twia�ej d�oni. Barbarzy�ca przydusi� go kolanem do ziemi, przy�o�y� ostrze do gard�a. - Poskar� si� w Hadesie, �e zabi� ci� Neoptolemos, syn Achillesa - wysycza� Grek. I pchn��. Z�ota ni�, przewlekana cierpliwie przez Helen� mi�dzy w��knami tkanego materia�u, p�k�a, wymkn�a si� z nagle zdr�twia�ych palc�w ksi�niczki i sfrun�a na pod�og�. Drzwi komnaty otwar�y si�. Stan�a w nich m�oda kobieta, mniej wi�cej r�wie�nica ksi�niczki, o zielonych oczach i kasztanowych w�osach; w r�kach trzyma�a drewnian� figurk�, miniaturk� dziecka. Helena zna�a j�; by�a to Kasandra, c�rka kr�la Priama, siostra jej m�a, Parysa. Prosta szata, kt�r� nosi�a, k��ci�a si� z jej smuk�� sylwetk� i kr�lewsk� postaw�. Kasandra dor�wnywa�a urod� Helenie, nie mia�a jednak powodzenia u m�czyzn. Uchodzi�a powszechnie za osob� ob��kan�. Zajmowa�a si� wr�biarstwem, mimo �e jej wr�b nikt nie chcia� s�ucha�. Ajtra i inne kobiety w domu Priama cz�sto podkpiwa�y, �e powinna sobie wreszcie wywr�y� m�a, kt�ry wybi�by jej rzemieniem wszystkie g�upoty z g�owy. Ale Kasandra nie zwraca�a na te kpiny uwagi. - Parysa p�k�a ni� z�ota, Troj� zdob�dzie ho�ota, na nic wam w��cznie i miecze, z winy kobiety zginiecie - zanuci�a Kasandra, wchodz�c do pokoju. Klymene przysun�a si� do swojej pani, patrz�c ze strachem na nowo przyby��. Siedz�ca przy oknie Ajtra odwr�ci�a g�ow� i spojrza�a z pogard� na ob��kan� ksi�niczk�. - Id� precz, wied�mo - powiedzia�a bez cienia szacunku dla kr�lewskiej krwi. - Twoje fa�szywe wr�by nikogo tu nie przestrasz�. Kasandra nawet nie spojrza�a w stron�, gdzie siedzia�a Ajtra. Podesz�a do Heleny i spojrza�a na jej prac�. - Ach, c� za szata, z�otem i srebrem wyszywana! Szkoda, �e nie wiesz... - przerwa�a i zanios�a si� dzikim �miechem. Klymene zadr�a�a. - Czego tu szukasz, kochanko Apollina? - zapyta�a spokojnie Helena. Kasandra przesta�a si� �mia�, spojrza�a bystrym wzrokiem na ksi�niczk�. - Kochanko...? Raczej przekl�ta przez niego - powiedzia�a - O m�j boski wielbicielu, dlaczego musz� widzie�, gdy inni mog� by� �lepi? Uwierz mi, moja droga, �lepota to wielki dar. Pozwala ci i�� na skraju przepa�ci bez najmniejszego dr�enia - Kasandra zn�w zachichota�a i przytuli�a drewnian� figurk�, kt�r� trzyma�a w d�oni. Helena spojrza�a jej w oczy; g��bokie, zielone oczy, na dnie kt�rych ujrza�a przera�enie i smutek. Ona si� nie �mieje, zrozumia�a Helena. Ona p�acze. - Nie mam ju� wi�cej �ez, wi�c �yciu wnet przyjdzie kres - zanuci�a Kasandra. Przysun�a swoj� twarz do twarzy Heleny tak blisko, �e niemal dotkn�y si� nosami. - Wkr�tce umr� przez ciebie - powiedzia�a bardzo spokojnie. Nagle o�ywiona, zata�czy�a na �rodku pokoju, nuc�c co� pod nosem. Ajtra zakl�a brzydko, ale wzrok Heleny da� jej jasno do zrozumienia, �e ta nie �yczy ju� sobie wi�cej jej komentarzy. Ponownie wpatrzy�a si� w okno, szukaj�c wzrokiem chor�gwi na r�wninie przed Skajsk� Bram�. - Po co tu przysz�a�, Kasandro? - zapyta�a powt�rnie Helena. Ob��kana ksi�niczka wyci�gn�a w jej stron� r�k� trzymaj�c� drewnian� figurk� dziecka. - Masz, wyrze�bi�am to dla ciebie, moja droga. Mo�e ta jedna ci wystarczy? - Co masz na my�li? Dlaczego mia�abym potrzebowa� figurki? - Och, czemu wy nigdy nic nie wiecie! Masz - Kasandra wcisn�a jej figurk� w r�k�. - I tak nie wystarczy - powiedzia�a ze smutkiem. Helena spojrza�a raz jeszcze w jej zielone, pe�ne przera�enia i ob��du oczy. Zapragn�a cho� na chwil� ukoi� jej b�l i strach, kt�rego najwyra�niej by�a przyczyn�. Obj�a j� i przytuli�a do siebie, g�aszcz�c po w�osach. - Wszystko b�dzie dobrze - powiedzia�a. - Nie b�j si�, nie zrobi� ci krzywdy. Poczu�a, jak cia�o Kasandry dr�y pod jej dotykiem. - Moja droga - szepn�a ob��kana ksi�niczka. - Gdyby� tylko mog�a nie zrobi� tego, co zrobisz... - Wierzysz, �e wszystko jest ju� z g�ry ustalone? �e nie da si� zmieni� naszej przysz�o�ci? - Och, mo�e si� da. Jeste�my przecie� lud�mi i mamy woln� wol�... Ale ja wiem, �e nic si� nie zmieni. Wi�c chyba jednak si� nie da - Kasandra wybuchn�a dzikim �miechem i uwolni�a si� z obj�� Heleny - G�upia wariatka - fukn�a siedz�ca przy oknie Ajtra. - Patrz lepiej przez swoje okno, Ajtra - powiedzia�a ostro Helena, patrz�c ze z�o�ci� na swoj� s�u�k�. - I wi�cej szacunku dla ksi�niczki, c�rki twojego kr�la. - Taka z niej ksi�niczka jak ze mnie koza - prychn�a Ajtra. - A patrze� nie ma na co. Zmierzcha ju� i bitwa jak zwykle przerwana. - Wi�c wypatruj �witu, kozo - powiedzia�a oboj�tnie Kasandra. - A ty, moja droga, id� do sali tronowej. Oczekuj� ci� tam. - Dlaczego miano by mnie tam oczekiwa�? - zapyta�a tkni�ta z�ym przeczuciem Helena. - Czy co� si� sta�o? - Dowiesz si�. A teraz ju� id� - Kasandra odwr�ci�a si� na pi�cie i pobieg�a do wyj�cia. W drzwiach odwr�ci�a si� raz jeszcze i spojrza�a na Helen�. - Widzia�a� ju� Astyanaksa, syna Andromarche? To naprawd� �liczny bobas. Jaka szkoda.... - odwr�ci�a si� i wybieg�a z komnaty. - Biedna kobieta - szepn�a Klymene. Ajtra klepn�a si� r�k� w udo. - Sama dzieci nie ma, a innym zazdro�ci. To dopiero babsztyl - powiedzia�a zdegustowana. Helena, nie bardzo wiedz�c, co powinna zrobi�, si�gn�a po dzban z wod� i zwil�y�a wyschni�te wargi. Siedzia�y w milczeniu. Cisz� przerwa�o g�o�ne pukanie. - Wej�� - powiedzia�a Helena. Do komnaty wszed� gwardzista kr�lewski i zasalutowa�. - Pani, oczekuj� ci� w sali tronowej - powiedzia�. - Zaraz tam b�d� - gwardzista wyszed�, zamykaj�c za sob� drzwi. - Co� si� sta�o - szepn�a Helena - Czuj� to, gdzie� tam, w g��bi duszy. Sta�o si� co� strasznego - ukry�a twarz w d�oniach. - Przesta�, nic si� nie sta�o - Ajtra podesz�a do swej wychowanicy i obj�a j�. - Wszystko b�dzie dobrze. Nie przejmuj si� krakaniem tej zwariowanej wied�my. G�owa do g�ry. Kto wie, mo�e odnie�li�my dzi� zwyci�stwo? Id� do Priama, zobaczysz, wszystko si� u�o�y. Helena skin�a g�ow�, przetar�a oczy, wsta�a. - Poczekajcie tu na mnie. Wol� i�� sama - powiedzia�a. Klymene sk�oni�a si�, Ajtra skin�a g�ow�. One s� moj� jedyn� podpor�, pomy�la�a. Jedyn� podpor� w tym mie�cie pe�nym wd�w i sierot. I nienawi�ci. Do mnie. Wysz�a, cicho zamykaj�c za sob� drzwi. - Ubity! - wrzeszcza� pijany Neoptolemos, wywijaj�c ud�cem baranim jak maczug� - Ubity, kurewski babokrad! Ca�y ob�z grecki o�wietlony by� ogromnymi ogniskami, nad kt�rymi pieczono barany i dziczyzn�, upolowan� w ci�gu dnia przez tych, kt�rzy nie brali dzi� udzia�u w walce. �wiat�o skutecznie zniech�ca�o Troja�czyk�w do pr�b nocnych wypad�w. Przy ogniu wojownicy mogli te� rozgrza� swoje zm�czone bitw� mi�nie. Noce w Troi by�y bardzo zimne o tej porze roku. Tego wieczoru �aden z Achaj�w nie odpoczywa� w swoim namiocie. Wszyscy t�oczyli si� wok� ognisk, pij�c i ciesz�c si� z odniesionego zwyci�stwa i �askawo�ci kr�la, kt�ry kaza� wytoczy� spod pok�ad�w beczki z winem. Trunek la� si� strumieniem w gard�a coraz bardziej rozochoconych barbarzy�c�w. - Ubity! - krzykn�� znowu Neoptolemos, a st�oczeni wok� Grecy wrzeszczeli rado�nie i klepali si� r�kami po udach. Przed najwi�kszym namiotem, przy osobnym ognisku, jak gdyby oddzieleni od ca�ego tumultu i wrzawy obozowiska, zaj�li miejsca przyw�dcy greckiej wyprawy. Agamemnon z rodu Atryd�w, kr�l kr�l�w, od dziesi�ciu lat dowodz�cy obl�eniem Ilionu, siedzia� w milczeniu, prze�uwaj�c k�sy niedopieczonego mi�sa. - Srebrne p�miski - powiedzia� w ko�cu. - W moim pa�acu jada�em na srebrnych p�miskach. Kraby, ostrygi, g�si... nawet te ma�e futerkowe stworzenia, co tak �miesznie skacz�, kt�re sprowadzali�my z p�nocy - ze z�o�ci� rzuci� resztki ko�ci do ogniska. - A tutaj od dziesi�ciu lat ryby i dziczyzna! - Wojownik sprawdza si� w walce, nie w jadalni - powiedzia� Menelaos. Agamemnon spojrza� ze z�o�ci� na dumnego Greka. Co za napuszony dure�, pomy�la�. Nad�ty i pusty w �rodku. Nic dziwnego, �e Helena od niego uciek�a. Agamemnon potar� r�k� brod�, ukrywaj�c irytacj�. - Parys zgin�� - rzek� - to dobra informacja. Ale po prawdzie to �aden prze�om. Ju� nie raz gin�� jaki� troja�ski kr�lewicz i nie raz pad� kto� z wielkich w�r�d naszych. A wojna trwa nadal. I nic nie wskazuje na to, by si� mia�a szybko sko�czy�. Zamilk�. Z pobliskiego ogniska s�ycha� by�o opowie�� jednego z �owc�w, kt�ry polowa� dzi� w g��bi lasu. - ...m�wi� wam, jakie� takie ma�e, w czerwony kaptur ubrane, a bieg�o ledwie ziemi dotykaj�c! Za wilkiem goni�o, krew jego pi� chcia�o. - Nie mo�e by�! Na wilka poluje? - Na wilka, niech mnie Zeus piorunem je�li k�ami�! Czary jakowe�, tfu, tfu.... - Nie mo�e by�... Agamemnon przysun�� si� bli�ej ognia. Noc by�a zimna. - Dzisiaj o ma�o co by�my zwyci�yli. Uda�o nam si� zdoby� chor�giew Eneasza, przez chwil� my�la�em nawet, �e i on zgin��... Po �mierci Parysa mieli�my wyra�n� przewag�. Gdyby nie zapad� zmrok, by� mo�e dotarliby�my pod same mury... - Du�a w tym zas�uga Neoptolemosa - odezwa� si� po raz pierwszy Nestor, najstarszy w gronie wodz�w greckich. - To zdolny m�ody cz�owiek.... - I gro�ny - doda� cicho Odys. - Widzia�em go w walce. Teraz pije i wrzeszczy, ale tam, na polu bitwy, by� spokojny i zimny jak �elazo. Jest inny ni� jego ojciec. Achilles zabija�, bo musia�; Neoptolemos to po prostu lubi. I potrafi. - Ale, jak dobrze wiesz, Odysie, o tym kto rz�dzi decyduje nie postawa na polu bitwy, tylko tu w�a�nie, w obozie... Neoptolemosowi wystarczy to, �e ma co pi� i kogo zabija�. Nie stanowi dla nas zagro�enia. Takiego jak ty, doda� w duchu. Spojrza� na Odysa, ale twarz wojownika nie wyra�a�a niczego. Co ty knujesz, stary lisie, pomy�la� Agamemnon, przygl�daj�c si� swemu blisko czterdziestoletniemu podw�adnemu. Nigdy do ko�ca nie wiedzia�, jakie zamiary mia� Odys. Korzystaj�c z us�ug tego przedsi�biorczego, sprytnego i bezwzgl�dnego cz�owieka, nie zawsze by� pewien, kto si� kim pos�uguje. By� to jedyny powa�ny kandydat do odebrania mu w�adzy nad Grekami. Ale jak dotychczas Odys nigdy mu si� nie przeciwstawi�. Co nie znaczy�o, �e nadal tak b�dzie. Spojrzeli w stron� ogniska, przy kt�rym syn Achillesa po raz kolejny opisywa� sw�j pojedynek z Parysem. - ...I ja go wtedy w pysk! A on trzask na ziemi�... - Oooo.... Nikt si� nie kwapi� , �eby dorzuci� do ogniska, wi�c w ko�cu stary Nestor wsta� i do�o�y� par� szczap. Ogie� od razu zacz�� p�on�� mocniej. - Chcia�em z wami pogada� na osobno�ci, bo dosta�em dzi� informacj�, kt�rej nie powinny us�ysze� niepowo�ane uszy - powiedzia� Agamemnon. - Informacja pochodzi z bardzo pewnego �r�d�a. - Jak pewnego? - Hera. Odys skin�� g�ow� na znak, �e to wyja�nienie mu wystarcza. - Jak wiecie, do zwyci�stwa w tej wojnie konieczny by� udzia� Achillesa - kontynuowa� Atryda. - I odegra� on ju� swoj� rol�... Dotychczas s�dzili�my, �e jest to warunek jedyny. Niestety, byli�my w b��dzie. Siedz�cy wok� ogniska m�czy�ni wyt�yli s�uch, nie chc�c straci� ani jednego s�owa z tego co m�wi� Agamemnon. - Zgodnie z moimi informacjami, Troja nie mo�e zosta� zdobyta tak d�ugo, p�ki znajduje si� w niej palladion, cudowny pos�g Ateny. Figurka stoi na o�tarzu w �wi�tyni w samym centrum miasta, pilnowana przez kap�an�w bogini. Nasi ludzie w mie�cie... c�, niewielu ich mamy. �aden z nich nie podejmie si� kradzie�y, to pewne. Ale jako� to zrobi� trzeba. P�ki nie wykradniemy pos��ku i nie wyniesiemy go poza mury, Ilion pozostanie niezdobyty. Zapad�a cisza. Pierwszy odezwa� si� Menelaos. - To znaczy... To znaczy, �e przez dziesi�� lat walczyli�my i tracili�my naszych przyjaci�, nie maj�c �adnej nadziei na wygran�! - wykrzykn��. Agamemnon spojrza� na niego zimno. - Nie wezwa�em ci� po to, by� swym bystrym umys�em odkry� to, co ja ju� dawno wiem - powiedzia� przez z�by. - Chc� od was us�ysze�, jak ten problem rozwi�za�. Zn�w spojrza� na Odysa, ale ten w milczeniu przypatrywa� si� swoim paznokciom. Czy teraz to zrobisz, pomy�la� Agamemnon. Teraz spr�bujesz odebra� mi w�adz�? Kr�l poczu�, jak wzd�u� kr�gos�upa sp�ywa mu zimna kropla potu. Cholerny palladion! �e te� ta sprawa wysz�a dopiero teraz. Gdyby wszyscy si� dowiedzieli, �e przez dziesi�� lat walczyli bezcelowo, rozerwaliby mnie na strz�py... Och, do Hadesu z tym wszystkim! Ale je�li ja si� tam musz� uda�, to ciebie, Odysie zabior� ze sob�... Agamemnon niby przypadkiem po�o�y� praw� r�k� na g�owni swego miecza. - Czy nasi ludzie w mie�cie mog� przemyci� kogo� do �rodka? - Odys przerwa� wreszcie milczenie, jak gdyby wyczuwaj�c niebezpiecze�stwo. - To zale�y ilu. - Dw�ch. - My�l�, �e mo�na by to za�atwi�. - Doskonale - Odys wsta�. - Wi�c za�atw to zaraz. Id� do miasta, ja i Diomedes. Przyniesiemy palladion jeszcze tej nocy. Agamemnon spojrza� na niego ze zdziwieniem. - Czas ju� zako�czy� t� wojn� - westchn�� Odys. - A je�li ja tego nie zrobi�, to i nikt inny. �piesz� si� do domu. Od dw�ch lat nie dosta�em �adnego meldunku od ludzi pilnuj�cych Penelopy. Zaczyna mnie to niepokoi�. - Szpiegujesz w�asna �on�? - zapyta� zaskoczony Agamemnon. - A ty tego nie robisz? - odpar� ironicznie Odys. - W takim razie na powr�t do domu we� lepiej wi�ksz� armi�, ni� przywioz�e� tu, pod Troj�... Bo mo�esz nie prze�y� powitania. - Jak chcesz wykra�� palladion? - zapyta� zaciekawiony Nestor. - Szybko i po cichu - rzek� zimno Odys. Spojrza� na siedz�cych nadal m�czyzn. - �eby nie by�o w�tpliwo�ci: ja wygram t� wojn�, ja b�d� dzieli� �upy. Ty Agamemnonie, jako kr�l, moje �yczenia raczysz zatwierdzi� swoim rozkazem. - Oczywi�cie - odpar� szybko Agamemnon i odetchn�� zauwa�alnie. - Je�li tylko... Jak tylko przyniesiesz palladion, mo�esz �yczy� sobie ka�dej nagrody. - Dzi�kuj� - Odys spojrza� w ciemne oczy kr�la. Dr�yj, Agamemnonie, pomy�la�, dr�yj o sw�j tron. Im wi�cej si� boisz, tym �atwiej tob� manipulowa�. A przecie� nie potrzebuj� tronu, by mie� w�adz�... nad tob�. - Do zobaczenia, m�j przyjacielu - rzek� Agamemnon wyci�gaj�c r�k�. - Do zobaczenia m�j kr�lu - Odys u�cisn�� podan� mu prawic�, po czym odwr�ci� si� i poszed� w stron� obozu. Agamemnon patrzy� za oddalaj�cym si� m�czyzn�. - Taki z ciebie przyjaciel, jak ze mnie kr�l - szepn��. Odpowiedzia�a mu tylko cisza. Sala tronowa wype�niona by�a lud�mi. Helena zauwa�y�a jednak, �e rozmawiaj� oni ze sob� ciszej ni� zwykle, jakby boj�c si�, by kto� ich nie us�ysza�. Wsz�dzie czu� by�o atmosfer� strachu i przygn�bienia, co tylko pog��bi�o niepok�j ksi�niczki. By�a to najwi�ksza sala pa�acu. Strop wsparty by� dwoma rz�dami pi�knie zdobionych kolumn, o kt�re opierali si� rozmawiaj�cy ludzie. Kamienna posadzka, wy�o�ona mi�kkimi, barwnymi chodnikami, przypomina�a raczej wiosenn� ��k� pe�n� kwitn�cych kwiat�w, a nie tward� nawierzchni� kr�lewskiego pa�acu. Gdzieniegdzie wida� by�o zadrapania i przetarcia, jakie wchodz�cy rycerze zostawili swoim ci�kim obuwiem na delikatnym materiale; Helena wiedzia�a, �e chodniki te wymieniane s� raz w tygodniu, by zawsze wygl�da�y �wie�o i osza�amiaj�co pi�knie. Troja�scy tkacze byli mistrzami w swojej sztuce, a ich dzie�a znane by�y szeroko poza granicami miasta. Po tygodniowym u�yciu tkaniny sprzedawano za p� ceny, a ch�tnych nigdy nie brakowa�o. �ciany komnaty pokryte by�y licznymi gobelinami, przedstawiaj�cymi sceny bitewne i dawne obl�enia Troi. Wystroju dope�nia�y delikatne rze�by kr�la i jego przodk�w, nadaj�c pomieszczeniu prawdziwie kr�lewsk� �wietno��. Ilekro� tu wchodzi�a, ksi�niczka zatrzymywa�a si� na chwil�, podziwiaj�c kunszt i maestri� troja�skich tw�rc�w. Na ko�cu sali, na niewielkim, wyrze�bionym w drewnie tronie, siedzia� kr�l Priam. W�adca by� s�dziwym cz�owiekiem. Jego pomarszczona twarz gin�a w g�stwinie srebrnosiwej brody; r�ce, zaci�ni�te na por�czach tronu, dr�a�y lekko, a przygarbiona sylwetka sugerowa�a, �e starzec ten zbyt jest ju� zm�czony �yciem, by wci�� sprawowa� w�adz�. Ale jego oczy, przenikliwe i bystre jak niegdy�, zadawa�y k�am temu twierdzeniu. Dzi� jednak twarz jego by�a smutniejsza ni� zwykle. Helena podesz�a do tronu, uk�oni�a si� nisko, ukradkiem przygl�daj�c si� otoczeniu kr�la. Po prawicy sta� Eneasz, syn Afrodyty i Anchizesa, krzepki, szeroki w barach m�czyzna. Nijak nie wda� si� w matk�, pomy�la�a Helena. Milcz�cy i ponury, z wyra�n� niech�ci� patrzy� na ksi�niczk�. Dziesi�� lat temu to w�a�nie on popar� propozycj� Antenora, by wyda� j� Achajom bez walki. Helena nie lubi�a go i wiedzia�a, �e jest to uczucie odwzajemnione. Obok Eneasza sta� Deifobos, syn Priama, drugi z wodz�w troja�skiej armii. W ka�dym razie z tych, co jeszcze �yj�, pomy�la�a Helena. Je�li kto� na Priamowym dworze nienawidzi� jej bardziej ni� Eneasz, to by� to w�a�nie Deifobos. Od �mierci Hektora nie odezwa� si� do ksi�niczki ani razu. Helena dobrze wiedzia�a, �e to j� obwinia za �mier� brata. Dalsze rozmy�lania przerwa� jej g�os kr�la. - Witaj c�rko - Helena zadr�a�a na my�l o Tym, kt�ry zwykle tak j� wita�. - Widz� po twej zm�czonej twarzy, �e i tobie ci�ko znosi� trudy codziennego �ycia w obleganym mie�cie - Priam przerwa�, westchn�� ci�ko. Ksi�niczka czeka�a cierpliwie; zna�a dobrze s�abo�� kr�la do kwiecistej wymowy i sk�onno�ci do teatralnych wyst�pie�. Wiedzia�a te� dobrze, �e nie nale�y mu przerywa�. - Wiele bym da�, by m�c ci� pocieszy�, moja c�rko - podj�� Priam - bo i mnie, starcowi, l�ej na sercu, gdy mog� widzie� twoj� u�miechni�t� twarz. Niestety! Dzie� dzisiejszy Troja na zawsze zaliczy do smutnych. Ponie�li�my dzi� wielk� strat� - stary kr�l przerwa� znowu. Ju� wiem, czemu mnie wezwa�, pomy�la�a Helena czuj�c na sobie nienawistny wzrok dow�dc�w troja�skiej armii. Ju� wiem, co mi chce powiedzie�. - Parys Aleksander, tw�j m�� a m�j drogi syn, zgin�� dzi� w bitwie - powiedzia� wreszcie Priam. Zapad�a cisza, ci�ka, niezno�na. Helena sta�a, patrz�c t�po przed siebie. Nic nie czuj�, pomy�la�a. Zgin�� cz�owiek, kt�rego �on� by�am przez ponad dziesi�� lat, a ja nic nie czuj�. Gdzie� z boku zakwili�o dziecko, przerywaj�c cisz�, pozwalaj�c ksi�niczce zebra� my�li. Wbi�a paznokcie w swoje d�onie, tak mocno jak umia�a. B�l otrze�wi� j�, wyciskaj�c jednocze�nie �zy z jej oczu. Tak, niech p�yn�, pomy�la�a, niech zobacz�, jak p�acz�. Przecie� tego w�a�nie po mnie oczekuj�. Spu�ci�a g�ow�, utkwi�a wzrok w pod�odze. - Bardzo cierpi� nad twoj� strat�, moja c�rko - powiedzia� wsp�czuj�co kr�l. - W tej sytuacji, zwa�ywszy na okoliczno�ci, musimy jednak jak najszybciej pogodzi� si� z tym, co ju� si� sta�o. By z�agodzi� tw�j b�l, zgodnie uchwalili�my, �e trzeba ci jak najszybciej drugiego m�a, kt�ry b�dzie si� o ciebie troszczy�. Nie, nie zaprzeczaj - ruchem r�ki uciszy� protesty ksi�niczki. - Tak by� musi, zgodnie z nasz� tradycj�. Poza tym, je�li nie b�dziesz �on� Troja�czyka, sprawiedliwo�� b�dzie po stronie barbarzy�c�w, nie naszej... a przecie� to my bronimy prawa. Wi�c o to chodzi, pomy�la�a Helena. Po �mierci Parysa nie ma powodu, bym d�u�ej zostawa�a w mie�cie. Ale dlaczego mnie nie wydadz�? - Panie m�j i ojcze - powiedzia�a zbieraj�c si� na odwag� - bardzo ci jestem wdzi�czna za tw� trosk� o swoj� biedn� c�rk�. Nie chc� jednak, by z mego powodu jeszcze wi�cej troja�skich kobiet zosta�o wdowami, by jeszcze wi�cej sierot b��ka�o si� ulicami miasta. Po �mierci mego m�a moje �ycie przesta�o by� dla mnie w cenie. Wydajcie mnie barbarzy�com... niech ze mn� zrobi�, co chc�. Dzi�ki temu Troja pozostanie wolna... - Wielkie dzi�ki, ksi�niczko, za tw� trosk� o Troj�, kt�ra przecie� nie jest twoim ojczystym domem - przerwa� jej lodowato Eneasz. - Jednak o jej przysz�o�ci b�dziemy decydowa� my, prawdziwi Trojanie. Nasza ojczyzna jest i pozostanie wolna, bez wzgl�du jak liczne hordy twoich ziomk�w b�d� j� pr�bowa�y zdoby�... Twoja za� ch��, by uda� si� do obozu nieprzyjaciela, zaraz po �mierci twego m�a, jest doprawdy godna zastanowienia. - Wiem, waleczny Eneaszu, �e nikt tak jak ty nie obroni Troi przed zagro�eniem - Helena zblad�a lekko. Je�li oskar�y mnie o zdrad�, pomy�la�a, jeszcze dzi� zgin�. - Po co jednak ryzykowa�, skoro... - Skoro to ty jeste� zagro�eniem - warkn�� Deifobos. - Dzieci, dzieci - uni�s� r�k� pojednawczo Priam. - Nie k���cie si�. Kiedy wr�g przed bram�, my musimy stanowi� jedno��. Heleno, rzecz jest ju� postanowiona: twoim m�em b�dzie m�j syn Deifobos. Dasz mu ukojenie po trudach walki, on za� b�dzie ci� chroni�. Nie protestuj, tak by� musi. Przera�ona Helena nie potrafi�a wydusi� z siebie s�owa. Dziecko zn�w zakwili�o. Helena spojrza�a w bok i ujrza�a Andromache, wdow� po Hektorze, prze�liczn� dziewczyn� tul�c� do piersi ma�ego synka Astyanaksa. Ciebie nie zmusili do ponownego ma��e�stwa, pomy�la�a ksi�niczka, patrz�c, jak ma�e dziecko ssie pier� matki. Ty nie musia�a�. Ale ty nie jeste� c�rk� boga i przez ciebie nie wywo�ano wojny. - Stanie si� twoja wola, m�j panie i ojcze - s�owa nie chcia�y przej�� jej przez zdr�twia�e gard�o - s�ucham i jestem pos�uszna. - Zatem postanowione - Priam skin�� g�ow�, zadowolony, �e sprawy u�o�y�y si� po jego my�li. - Zosta� teraz z nami i wspominaj wsp�lnie swego zmar�ego m�a. - Dzi�ki za �ask�, m�j panie i ojcze, lecz chcia�abym teraz by� sama. Za twoim pozwoleniem udam si� do mojej kwatery. - Id� wi�c - zgodzi� si� kr�l - Lecz pami�taj, �e jutro musisz si� przenie�� do komnat Deifobosa. Swoje s�u�ki mo�esz zabra� ze sob�, je�li chcesz. Helena sk�oni�a si� nisko i po raz pierwszy spojrza�a w zimne oczy Deifobosa. Zobaczy�a w nich brutalno�� i nienawi��. I to, co zwykle widzia�a w oczach patrz�cych na ni� m�czyzn. Po��danie. Odwr�ci�a si� i wysz�a szybko z sali. Sz�a po schodach, zataczaj�c si� i potykaj�c co chwil�, nie patrz�c dok�d idzie. Deifobos. Ta �winia Deifobos. To brudne zwierz� Deifobos. Brutalny, nieokrzesany i nienawidz�cy jej ca�ym sercem. Helena potkn�a si� znowu i zap�aka�a, opieraj�c si� na drewnianej por�czy. Gdzie� w g�owie, na granicy �wiadomo�ci, s�ysza�a wci�� drwi�cy, zimny �miech, �miech, kt�ry tak dobrze zna�a. Powoli wyprostowa�a si�, unios�a g�ow� patrz�c wyzywaj�co przed siebie, na kr�cone, strome schody. - O nie, ojcze - wyszepta�a - O nie. Tak �atwo ze mn� nie wygrasz. To ja decyduje o moim losie i nigdy mi tego nie odbierzesz. Nigdy, s�yszysz?! - ostatnie s�owa wykrzycza�a, daj�c upust ca�ej swojej z�o�ci. Echo dudni�o w�r�d �cian, pot�guj�c jej g�os, nadaj�c wi�ksz� mu si��. Helena zn�w zacz�a si� spina� na sam� g�r�, do komnaty podarowanej jej przez Parysa dawno, dawno temu. Zachowasz kondycj� i dobr� sylwetk�, �artowa�, je�li b�dziesz tu musia�a codziennie wej��. Dzi� schody wydawa�y si� bardziej strome ni� zwykle. Ksi�niczka dysz�c ci�ko wesz�a na g�r� i zatrzyma�a si� zdziwiona. Drzwi by�y uchylone. Popchn�a je lekko, tak, by mog�a zajrze� do �rodka nie wchodz�c do komnaty. Ajtry i Klymene nie by�o. Helena przekroczy�a pr�g i us�ysza�a, jak drzwi cicho zamykaj� si� za ni�. - Witaj, Heleno - us�ysza�a g�os. Znany jej g�os. Kt�rego bardzo dawno nie s�ysza�a. - Odys - odwr�ci�a si� i spojrza�a na m�czyzn�, niepewna, czego oczekiwa�. Sta� w cieniu, tak �e nie mog�a dostrzec rys�w jego twarzy. Przy boku zwisa� miecz. R�ce spl�t� z ty�u, ukrywaj�c je przed Helen�. Co w nich trzymasz, Odysie, pomy�la�a. Sztylet? Sznur? - Po co tu przyszed�e�? - zapyta�a obcesowo. Nagle by�o jej ju� wszystko jedno. - Zabi� mnie? Porwa�? Czemu nie dziesi�� lat temu? Wielu dzielnych ludzi ocali�oby �ycie... - zamilk�a na chwil� na wspomnienie swego m�a. Jeszcze wczoraj by� tu z ni�, w tym pokoju... - Co mi przynosisz? - zapyta�a - Wolno�� - odpar� powa�nie Odys. Helena parskn�a �miechem. - Wolno��? - zadrwi�a - Jak� ty mi mo�esz da� wolno��... Chcesz mnie st�d porwa�? Nawet gdyby uda�o nam si� przej�� przez bramy, Menelaos mnie zabije jak tylko dostanie w swoje r�ce... Tak� wolno�� i takie rozwi�zanie mam tu na miejscu, Odysie. Nie musz� ich szuka� zdradzaj�c ludzi, w�r�d kt�rych sp�dzi�am dziesi�� lat mego �ycia. - Przynosz� ci wolno�� wyboru - powiedzia� Odys niezra�ony jej drwinami. - Czyli co�, czego od dziesi�ciu lat ci brakuje. - A czego i wcze�niej nie mia�am...- wpad�a mu w s�owo ksi�niczka. - Przynajmniej nie w wi�kszym stopniu ni� tu. - Je�li si� nie myl�, nikt nie przymusza� ci�, by� uciek�a z Parysem - odpar� spokojnie Odys. Helena zacisn�a wargi, zblad�a. - By� to zatem wyb�r jak najbardziej wolny. Cho� nienajlepszy. Dzi� masz okazj� ten b��d naprawi�. - Nie, Odysie - powiedzia�a cicho Helena. - Niepotrzebnie tu dzisiaj przyszed�e�. Ja ju� nigdy nikogo nie zdradz�. M�czyzna spojrza� na ni� uwa�nie. - Nie mam zamiaru nawet ci� do tego namawia� - rzek�. - Mam dla ciebie rozwi�zanie, kt�re pozwoli zako�czy� t� trwaj�c� ju� zbyt d�ugo krwaw� jatk� i przy okazji uwolni ci� od przymusu pozostawania w Troi. Przymusu niezbyt dla ciebie mi�ego, nieprawda�? Je�li dobrze znam tradycj� tego miasta, to ju� wyznaczono ci nowego m�a... i to chyba nie takiego, o jakim marzy�a�. Helena milcza�a, poruszona. Odys jak zawsze zaskakiwa� j� zakresem swojej wiedzy. - Twoje milczenie traktuj� jako zach�t� do przedstawienia ci mojej propozycji - rzek� po chwili Odys. - S�uchaj zatem. Tak naprawd�, wojna nie toczy si� wcale o ciebie. Menelaos ju� dawno o tobie zapomnia�, zabawiaj�c si� ze swoimi na�o�nicami. Zreszt�, nie przypuszczasz chyba, �e Agamemnon da�by si� wci�gn�� w dziesi�cioletni� wojn� z powodu cudzej kobiety - Odys wyd�� usta w drwi�cym grymasie. - Nie, pow�d jest du�o powa�niejszy. Ot� w samym centrum Troi, w �wi�tyni Ateny stoi palladion, �wi�ty pos��ek Ateny. Figurka ta ma wielk� moc. Zgodnie z wyroczni� delfick�, tylko on mo�e wyleczy� Klitajmestr�. - Klitajmestra jest chora? - spyta�a wstrz��ni�ta Helena. - Od dziesi�ciu lat - odpar� Odys. - Wiesz, �e nigdy jej nie lubi�em, ale to Agamemnon jest kr�lem. Wiedzia�, ze Troja nie wyda palladionu dobrowolnie. Wiedzia� te�, �e jego armia nie zgodzi si� na wieloletnie obl�enie z tak b�ahego powodu, jak zdrowie jednej kobiety. Twoja ucieczka sta�a si� doskona�ym pretekstem. - Pretekstem, kt�rym te� jest jedna kobieta - Helena pokr�ci�a g�ow�. - K�amiesz, k�amiesz jak zwykle, Odysie. Dlaczeg� ja mia�abym by� wa�niejsza od Klitajmestry? - Pretekstem nie jeste� ty, tylko honor Achaja - odpar� Odys. - Porwano �on� achajskiemu dow�dcy. To zniewaga dla ca�ego ludu. Wi�c lud walczy... i umiera. To sprytna wym�wka. Prostemu cz�owiekowi �atwiej umiera� za honor i dum� ni� za czyj�� bab�. Mimo �e tak czy tak umiera d�gni�ty zwyk�ym, ca�kiem niehonorowym mieczem. - Nie wierz� ci, Odysie - powiedzia�a ksi�niczka. Po co ty bra�by� w tym udzia�? Skoro wiesz to wszystko, dlaczego da�e� si� w to wci�gn��? - Dla zysku - Odys wzruszy� ramionami - Mia�em nadziej�, �e szybko zdob�dziemy Troj�. Tymczasem tkwi� tu ju� dziesi�� lat, a o mojej �onie dawno nie mia�em wie�ci. Dlatego zdecydowa�em si� przyj�� tu dzisiaj. Pom� mi wykra�� palladion, Heleno. Sam nie dam sobie rady, a ty znasz tu wszystkie drogi i tajemne przej�cia. Niedaleko st�d czeka na nas Diomedes; w tr�jk� p�jdziemy do �wi�tyni i wykradniemy figurk�. Kiedy wynios� za mury palladion, nasza flota odp�ynie, a Troja b�dzie wolna. I ty b�dziesz wolna, Heleno. B�dziesz mog�a uciec z Troi i wr�ci� do nas albo p�j�� tam, gdzie zechcesz. Ocalisz mas� ludzi, kt�rzy w przeciwnym razie b�d� nadal gin��... I b�dziesz wreszcie pani� swego losu. To w�a�nie przyszed�em ci zaproponowa�. - A jaki ty masz w tym interes? Przecie� przyby�e� pod Troj� dla zysku. Je�li odp�yniecie, nie b�dzie �up�w... - Je�li wynios� palladion, dostan� od Agamemnona wi�cej, ni�bym znalaz� w Troi - u�miechn�� si� Odys - Nie b�j si�, Heleno, nie jestem bezinteresowny... I dlatego mo�esz mi zaufa�. Decyduj zatem. Czy mi pomo�esz? Helena patrzy�a w ciemne, g��bokie oczy m�czyzny, jak zawsze nieprzeniknione, jak zawsze nic nie m�wi�ce. - Tak - powiedzia�a. - Pomog� ci. Diomedes czeka� w pierwszym zau�ku za pa�acem. Skin�� g�ow� Helenie. Musia� by� wtajemniczony w plan Odysa, gdy� nie okaza� �adnego zdziwienia jej obecno�ci�. Helena poprowadzi�a ich ciemnymi uliczkami, z dala od g��wnej drogi, kt�r� patrolowali stra�nicy. Szli ostro�nie, delikatnie stawiaj�c stopy, by uczyni� jak najmniej ha�asu. Miasto ju� spa�o; noc by�a bezgwiezdna i �atwo by�o zgubi� drog� w�r�d wij�cych si� serpentynami w�skich uliczek. Co pewien czas cisz� m�ci�y odg�osy mi�osnych igraszek, dochodz�ce ze �rodka mijanych dom�w. Wojna, nie wojna, jako� �y� trzeba, pomy�la�a Helena s�ysz�c po raz kolejny j�ki kobiety i sapanie m�czyzny zza mijanych okien. Zadr�a�a na wspomnienie Deifobosa i spojrzenia, jakim obdarzy� j� w sali tronowej. Nasun�a kaptur g��biej na czo�o i odwr�ci�a si� do swoich towarzyszy. - Uwa�ajcie - szepn�a - zbli�amy si� do ober�y, mog� si� tu kr�ci� sp�nieni go�cie i ci, kt�rym zabrak�o na trunek. Ruszyli powoli, staraj�c si� nie zwraca� na siebie uwagi. Odys uj�� Helen� pod r�k�, Diomedes szed� za nimi zataczaj�c si� lekko. Bez trudu mogli uchodzi� za takich, co w�a�nie opu�cili ober��. Jaka� para po przeciwnej stronie sta�a oparta o mur, dyskutuj�c g�o�no. - Podobno po �mierci Parysa ta ca�a Helena zosta�a oddana za �on� Deifobosowi - m�wi� wysoki, szpakowaty m�czyzna w d�ugim p�aszczu. - Wreszcie przys�u�y si� do zwyci�stwa w wojnie, kt�r� przez ni� toczymy.. - Nie ona, tylko jej kuper - zarechota�a niziutka blondynka, zataczaj�c si� i opieraj�c r�k� o pier� m�czyzny. Diomedes parskn�� cicho. Helena czu�a, jak p�on� jej policzki; mia�a nadziej�, �e otaczaj�ca ich ciemno�� skryje rumieniec przed wsp�towarzyszami. - Ca�kiem niez�y kuper, zreszt� - kontynuowa�a blondynka. - Kuperek - marzenie... - Ja tam znam �adniejsze - odpar� m�czyzna, �api�c kobiet� za po�ladki. Ta zachichota�a. - Gdzie mieszkasz? - Niedaleko.. Szli dalej, pewnym krokiem, nie wzbudzaj�c niczyich podejrze�. Stoj�cy przy wej�ciu ober�y stra�nik obrzuci� ich oboj�tnym spojrzeniem, po czym wr�ci� do wpatrywania si� w obfity biust kurtyzany, stoj�cej po drugiej stronie ulicy. Dociera�y do nich strz�py rozm�w prowadzonych przez czekaj�cych przy wej�ciu go�ci. - Mo�e teraz wydadz� wreszcie t� bab� barbarzy�com i b�dzie spok�j... - Zn�w b�dzie mo�na �eglowa�... - To nawet lepiej, �e Parys zgin��, to przez niego ca�a ta wojna - krzycza�a jaka� brunetka. Jej towarzysz bezskutecznie pr�bowa� j� uciszy�. - Zamiast zamorskich dup m�g� sobie poszuka� kobiety na miejscu. Ja na przyk�ad jestem wolna... - O ile nie obs�ugujesz jakiego� klienta... - zadrwi� jaki� g�os. - Ty �winio! Tydeusie, jak mo�esz pozwoli�, by ten cham tak mnie obra�a�! - Przecie� ja te� jestem twoim klientem, kochanie... - Wy wszyscy jeste�cie m�skie szowinistyczne �winie! Wy nie rozumiecie kobiet! - rozdar�a si� na ca�y g�os brunetka. - A po co? Przecie� wystarczy je kupi� - zdziwi� si� drwi�cy g�os. - Chod�my st�d, zanim to przedstawienie zamieni si� w b�jk� - Odys popchn�� Helen� w kierunku ciemnego zau�ka, z kt�rego dobrze ju� by�o wida� wie�e �wi�tyni Ateny. Teraz droga by�a ju� prosta. Wyszli wprost na plac przed wej�ciem do �wi�tyni. Helena ruszy�a szybkim krokiem w kierunki drzwi. - Sta�! - g�os zmrozi� jej krew w �y�ach, pomiesza� my�li. Stra�nik, kt�rego wcze�niej nie zauwa�y�a, wyszed� z ciemnej uliczki zza �wi�tyni i ruszy� w ich stron�. - Co tu robicie o tej porze? Po zmroku wolno tu przebywa� jedynie kap�anom i stra�nikom. Podszed� bli�ej, ostrze jego w��czni niebezpiecznie zbli�y�o si� do policzka Heleny. Co zrobi�, zastanawia�a si� gor�czkowo. Co powiedzie�... Poczu�a nagle, jak Odys �ci�ga jej kaptur z g�owy. - Pani? Co ty tutaj... - oczy stra�nika rozszerzy�y si� szeroko ze zdumienia. Zanim si� opami�ta�, Diomedes by� ju� za jego plecami. B�ysn�� n�. Stra�nik zacharcza�, z przeci�tych t�tnic trysn�a krew, lej�c si� strumieniem na bruk ulicy. M�czyzna osun�� si� wolno na ziemi�, wpatrzony szeroko rozwartymi oczyma w ksi�niczk�. Helena patrzy�a przera�ona, jak kurczowo zaciska r�ce na poder�ni�tej szyi, jakby pr�buj�c zatrzyma� uciekaj�ce �ycie. Wreszcie wierzgn�� konwulsyjnie dwa razy i znieruchomia�. Diomedes chwyci� cia�o za nogi i zaci�gn�� w ciemn� uliczk�. Na ulicy pozosta�a tylko ciemna ka�u�a krwi. Odys popchn�� Helen� w stron� wej�cia do �wi�tyni. - Wchod� - rozkaza�. Us�ucha�a. W �rodku by�o r�wnie ciemno co na ulicy. Nieliczne kaganki zapewnia�y tylko minimalne o�wietlenie. Odys szed� pierwszy, rozgl�daj�c si�, szukaj�c celu wyprawy. Wreszcie dostrzeg� go. W bocznej cz�ci, na o�tarzu o�wietlonym jednym kagankiem, sta�a niewielka kamienna figurka, przedstawiaj�ca wysmuk�� kobiet�, trzymaj�c� w lewej r�ce tarcz�. Na jej prawym ramieniu siedzia�a sowa. Figurka, wykonana z nieznanego Helenie materia�u, zdawa�a si� skupia� ca�e nik�e �wiat�o, jakie znajdowa�o si� w �wi�tyni. Przed o�tarzem , ty�em do nich, kl�cza�a kobieta. Wpatrzona w palladion, chyba nie zauwa�y�a przybycia intruz�w. Helena przypomnia�a sobie zabitego stra�nika i poczu�a, jak strach d�awi jej gard�o. Nie Odysie, pomy�la�a, nie zabijesz kap�anki. Nie mo�esz tego zrobi�. Nabra�a powietrza, by ostrzec kobiet�, gdy ta poruszy�a si�. Helena na chwil� dostrzeg�a jej profil. Nagle przypomnia�a sobie. I zrozumia�a. Wiedzia�a, kim jest ta kobieta. Odys zrobi� jeszcze jeden krok, podni�s� miecz do ciosu. - Uderz w potylic�, nawet nie poczuj� - powiedzia�a spokojnie Kasandra. Odys zamar�, miecz zawisn�� nad g�ow� kap�anki. Kobieta nawet nie poruszy�a si�, kl�cz�c spokojnie przed o�tarzem. M�czyzna w ostatniej chwili zmieni� zamiar, zamachn�� si� i uderzy� Kasandr� r�koje�ci� miecza w ty� g�owy. Kobieta upad�a bez j�ku. Odys chwyci� statuetk�, odwr�ci� si�, podszed� do Heleny. - Chod�my st�d - powiedzia�. -