4755

Szczegóły
Tytuł 4755
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4755 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4755 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4755 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ADAM-TROY CASTRO �a�obny marsz Marionetek Prze�o�y� Micha� Jakuszewski 1. Gdy nasta� trzeci rok mojej kontraktowej s�u�by, uratowa�em Isador� ze �miertelnego ta�ca Marionetek. Zdarzy�o si� to na Vlhanie, �wiecie o umiarkowanym klimacie, pozbawionym strategicznego znaczenia zar�wno dla Terra�skiej Konfederacji, jak i dla wielkich, poza�wiatowych republik. Owa niewyr�niaj�ca si� niczym szczeg�lnym planeta obfitowa�a w �agodne, pofa�dowane wzg�rza i bagniste niziny. R�nice mi�dzy porami roku by�y tu tak niewielkie, �e nikt nawet nie zauwa�a�, gdy nadchodzi�a ich zmiana. �wiat ten w zasadzie nie odbiega� od miliona innych, rozsianych po znanym wszech�wiecie. Z pewno�ci� po zaznaczeniu na mapach opuszczono by go i zapomniano o nim, gdyby nie sami Vlhanianie, kt�rzy w niczym nie przypominali �adnego z innych rozumnych gatunk�w. Swe plac�wki badawcze utrzymywa�o tu a� siedem r�nych republik i konfederacji. Poniewa� Vlhanian uznano za istoty rozumne, nazywano je ambasadami, nie stacjami naukowymi, a ich pracownicy byli uwa�ani za dyplomat�w, a nie za uczonych, niemniej jednak to, czym si� zajmowali�my, nie mia�o niemal nic wsp�lnego ze sprawami pa�stwowymi. Mieli�my tak ma�o realnej w�adzy, �e wizja autentycznego dyplomatycznego incydentu - nie wspominaj�c ju� o wojnie - wydawa�a si� nam czym� rodem z odleg�ej galaktyki. Nazywa�em si� w�wczas Alex Gordon. By�em dwudziestodwuletnim specjalist� od obcych j�zyk�w, urodzonym i wychowanym w sztucznym �wiecie znanym jako Nowe Kansas, m�odym molem ksi��kowym, kt�ry uparcie marzy� o tym, �e kiedy� odwiedzi prawdziwe Kansas, nawet gdy ju� si� dowiedzia�, od jak dawna nie nadaje si� ono do zamieszkania. Podobnie jak trzydziestu kilku innych pracownik�w kontraktowych, kt�rzy tworzyli reszt� naszej ekipy, zgodzi�em si� ods�u�y� pi�� lat w zamian za do�ywotnie prawo swobodnego podr�owania po Konfederacji, potem jednak tajemnice Vlhanian zafascynowa�y mnie tak bardzo, �e powa�nie zastanawia�em si� nad tym, czy nie po�wi�ci� �ycia na poszukiwania choreograficznego kamienia z Rosetty, kt�ry pozwoli�by nam wreszcie zrozumie� ich taniec. To w�a�nie Balet, odbywaj�cy si� co szesna�cie standardowych okres�w lunarnych, przyci�ga� do nich uwag� tysi�ca �wiat�w. By� on jednocze�nie tragedi�, form� artystycznej ekspresji, masowym samob�jstwem, orgazmem, biologicznym imperatywem i zbiorowym ob��dem. Kiedy ujrza�em go po raz pierwszy, by�em wstrz��ni�ty, za drugim razem p�aka�em, a za trzecim... O trzecim m�wi ta opowie��. Trzeci nale�a� do Isadory. 2. Dzie� by� ciep�y, s�oneczny i niemal bezwietrzny. Ustawili�my g�ruj�c� nad wielkim, naturalnym amfiteatrem trybun� i zainstalowali�my zdalne holokamery i neurotransmitery, kt�re mia�y zapisa� przebieg uroczysto�ci. Jak zwykle, zgromadzili�my si� na p�nocnej kraw�dzi niecki, natomiast vlha�scy widzowie zaj�li po�udniowy brzeg. Siedzia�em w grupce ludzkich i obcych dyplomat�w, razem z ambasadorem Hai Dhiju i ods�uguj�cymi kontrakt kolegami. By�a tam Kathy Ng, jak zwykle sypi�ca ironicznymi uwagami na wszelkie mo�liwe tematy, nasza kwatermistrz Rory Metcalf, kt�ra powtarza�a plotki, m�wi�a o polityce, literaturze i o wszystkim opr�cz maj�cego si� za chwil� zacz�� widowiska, oraz lizusowaty zast�pca Dhiju, Oskar Levine, kt�ry snu� ckliwe spekulacje na temat znaczenia ta�ca. Wszystkich nas ekscytowa�a my�l o magii, kt�rej �wiadkami mieli�my si� sta�, lecz czuli�my si� r�wnie� znudzeni, co cz�sto zdarza si� widzom na kilka minut przed rozpocz�ciem przedstawienia. Wymieniali�my szeptem pog�oski, m�wili�my o polityce albo powtarzali�my sobie najnowsze wie�ci ze swych �wiat�w i tylko nieliczni zastanawiali si� nad tym, �e sto tysi�cy zgromadzonych w niecce Vlhanian ma za chwil� umrze�. Jednym z tych, kt�rzy o tym my�leli, by� Hurrr'poth, m�j odpowiednik z riirgaa�skiej delegacji, jeden z najlepszych specjalist�w od obcych j�zyk�w w swoim gadzim gatunku, kt�ry che�pi� si� znakomitymi ekspertami w tej dziedzinie. Zwykle wola� zasiada� w�r�d cz�onk�w innych delegacji zamiast ogranicza� si� do towarzystwa pobratymc�w. W tym roku postanowi� zaj�� miejsce obok mnie, co znacznie ograniczy�o moje mo�liwo�ci rozmowy z kimkolwiek innym. Tak jak wszyscy Riirgaanie mia� pozbawione wyrazu oblicze, z kt�rego nie spos�b by�o cokolwiek wyczyta�. By� mo�e w�a�nie dlatego w ich gatunku musia�y si� wykszta�ci� tak nadzwyczajne umiej�tno�ci werbalnej komunikacji. - Wszyscy jeste�my zbrodniarzami - oznajmi� nagle Riirgaanin. Nie wiedzia�em, jak na to zareagowa�. - Dlaczego? Dlatego, �e tu siedzimy i pozwalamy na to? - Bynajmniej. Vlhanianie odprawiaj� ten rytua�, gdy� uwa�aj�, �e musz� to robi�. Gdyby�my im w tym przeszkodzili, by�by to akt straszliwej arogancji. S�usznie czynimy, pozwalaj�c im na t� orgi� samozniszczenia, a zbrodniarzami jeste�my dlatego, �e znajdujemy w tym pi�kno, �e z niecierpliwo�ci� oczekujemy dnia, w kt�rym zgromadz� si� tu, by zgin��. Nie jeste�my niewinnymi widzami, lecz wsp�lnikami. - I pornografami - doda�em, wskazuj�c na skierowane ku amfiteatrowi neurotransmitery, kt�re mia�y nagrywa� spektakl na u�ytek przysz�ych ciekawskich. Hurrr'poth wyda� z siebie melodyjny tryl, odpowiednik �miechu. - Tak jest. - Je�li tego nie aprobujesz, czemu tu przyszed�e�? Znowu rozleg� si� tryl. - Dlatego, �e jestem r�wnie wielkim zbrodniarzem jak wy. Dlatego, �e Vlhanianie s� arcydzie�ami funkcjonalnej formy, dlatego, �e wydaj� mi si� wspaniali, i dlatego, �e uwa�am Balet za jedno z najpi�kniejszych widowisk we wszech�wiecie, w kt�rym przecie� nie brakuje pi�kna. W rzeczy samej, jestem przekonany, �e uwodzicielska moc Baletu w znacznej mierze polega na tym, i� jest on oskar�eniem nas, widz�w... a je�eli musz� zosta� postawiony w stan oskar�enia, by Balet m�g� si� sta� kompletnym dzie�em, to z rado�ci� akceptuj� sw� win� jako cz�� ceny za bilet. A co z tob�? Dlaczego tu przyszed�e�? Odpowiedzia�em mu ostro�nie. Dyplomaci ni�szego stopnia zawsze tak si� zachowuj�, je�li zada� im niewygodne pytania. - Chc� zrozumie�. - Achchchch. A kogo? Siebie czy Vlhanian? - I jedno, i drugie - rzuci�em wymijaj�co, lecz zgodnie z prawd�, po czym pospiesznie zajrza�em w dalwidz, chc�c jak najpr�dzej uciec od tej konwersacji. Nie chodzi�o o to, bym nie lubi� Hurrr'potha. Kr�powa�a mnie jego umiej�tno�� trafiania w samo sedno. Riirgaanie cz�sto znali tych, z kt�rymi rozmawiali, lepiej ni� oni sami. By� mo�e to w�a�nie by� jeden z powod�w, dla kt�rych tak dalece wyprzedzili nas w odcyfrowywaniu tanecznego j�zyka Vlhanian. My potrafili�my jedynie zadawa� proste pytania i rozumie� nieskomplikowane odpowiedzi, oni za� przeszli ju� do rozm�w na abstrakcyjne tematy. Prowadz�c badania, cz�sto musieli�my korzysta� z ich pomocy, a mimo to na og� udawa�o si� nam jedynie dotkn�� spraw, o kt�rych oni wiedzieli ju� od lat. Irytowa�o to tych spo�r�d nas, kt�rzy lubili we wszystkim by� pierwsi, ja jednak by�em zdania, �e wsp�praca jest dla nas korzystna. By� mo�e Riirgaanom sprawia�o przyjemno�� obserwowanie tego, jak inni sami rozwi�zuj� problemy. Kto wie? Je�li powszechne zainteresowanie Vlha�skim Baletem cokolwiek oznacza, oznacza z pewno�ci� to, �e istoty rozumne ulegaj� dziwnym, nieprzewidywalnym nami�tno�ciom... i �e Vlhanianie potrafi� wyrazi� je wszystkie. Amfiteatr otoczy�y chmury niesionego wiatrem piasku. Zgromadzeni po drugiej stronie vlha�scy widzowie zadr�eli niecierpliwie. Sto tysi�cy ich pobratymc�w t�oczy�o si� w amfiteatrze w spos�b, kt�ry wydawa� si� przypadkowy, w rzeczywisto�ci jednak by� starannie wyre�yserowany. Nasze instrumenty �ledzi�y ruchy ka�dego z nich, by zarejestrowa� wiele subtelnych szczeg��w, kt�re mia�y r�ni� tegoroczne widowisko od poprzedniego. Sam przesuwa�em tylko dalwidz z jednego na drugi koniec amfiteatru, zachwycony widokiem t�umu. Ludzie pos�uguj�cy si� zrodzonym na Ziemi s�ownictwem cz�sto powiadaj�, �e Vlhanianie przypominaj� olbrzymie paj�ki. To mo�e i niez�e por�wnanie, lecz pozbawia ono owe istoty wszystkiego, co w nich wyj�tkowe. Osobi�cie wol� uwa�a� je za marionetki. Wyobra�cie sobie l�ni�c� czarn� kul� o �rednicy oko�o metra, tak g�adk�, �e wydaje si� zrobiona z metalu, i tak nieskaziteln�, jakby wyprodukowano j� w fabryce. Jedyne ust�pstwo na rzecz brudnych, biologicznych proces�w pobierania pokarmu, wydalania, kopulowania i rozmna�ania stanowi seria niemal niewidocznych szczelin. Tak wygl�da g�owa Vlhanianina. A teraz wyobra�cie sobie od o�miu do dwudziestu czterech l�ni�cych, czarnych macek, kt�re wyrastaj� z niej w r�nych miejscach. To w�a�nie s� vlha�skie bicze, kt�re mog� osi�ga� d�ugo�� trzydziestu metr�w. Zr�czno�� i sprawno��, z jak� si� nimi pos�uguj�, przynosz� wstyd �a�osnemu przeciwstawnemu kciukowi, kt�rym musz� si� zadowoli� ludzie. Vlhanianin potrafi jednocze�nie: a) wsadzi� jeden bicz w piasek, czyni�c go sztywnym niczym maszt flagi, by mie� punkt zaczepienia, gdy jest zaj�ty innymi sprawami; b) czterema innymi biczami zbudowa� sobie schronienie z dost�pnych materia��w; c) trzema nast�pnymi szuka� w chaszczach gryzoniopodobnych zwierz�tek, kt�re s� jego ulubionym pokarmem; d) wymachiwa� pozosta�ymi biczami nad g�ow�, tworz�c skomplikowane faloformy j�zyka znak�w, kt�ry pozwala tym istotom prowadzi� do sze�ciu odr�bnych konwersacji jednocze�nie. Nawet pojedynczy, zaj�ty codziennymi sprawami Vlhanianin wygl�da pi�knie, a stutysi�czny t�um, zgromadzony po to, by odta�czy� starannie wyre�yserowany Balet, kt�ry jest ich naj�wi�tszym rytua�em, a zarazem najwy�ej cenion� form� sztuki, stanowi spektakl, kt�rego ludzki umys� nie jest w stanie ogarn�� w ca�o�ci. Spektakl i tragedi�. Sto tysi�cy zgromadzonych w wielkim amfiteatrze Vlhanian b�dzie ta�czy�o bez odpoczynku, bez chwili wytchnienia, bez jedzenia i snu. B�d� ta�czyli tak d�ugo, a� wreszcie utrac� panowanie nad sob� i ich bicze zaczn� wyszarpywa� strz�py z cia� s�siad�w, a� ich serca p�kn�, a aren� wype�ni� trupy. Rytua� odbywa� si� raz na miejscowy rok i nikt z poza�wiatowc�w nie m�g� twierdzi�, �e go rozumie. Nawet Riirgaanie. Wiedzieli�my jednak, �e jest to jaki� rodzaj sztuki, kt�rego tragiczne pi�kno przekracza granice mi�dzy gatunkami. - W tym roku co� si� sp�niaj� - odezwa� si� Hurrr'poth. - Ciekawe, czy... Wci�gn��em powietrze w p�uca, nagle przera�ony. - M�j Bo�e! Nie. - S�ucham? Zbli�y�em obraz i zobaczy�em to znowu. - AMBASADORZE! - krzykn��em. Hai Dhiju, kt�ry siedzia� dwa rz�dy przede mn�, odwr�ci� si� zdumiony. Obyczaje panuj�ce w naszej grupie by�y stosunkowo swobodne, lecz mimo to m�j krzyk stanowi� niewiarygodne pogwa�cenie protoko�u. Ambasador m�g�by przyj�� to lepiej, gdyby nie fakt, �e - jak co dzie� - na�pa� si� �agodnych halucynogen�w. By� w stanie funkcjonowa�, lecz jego refleks nie by� zbyt szybki. Przymru�y� na kr�tk� chwil� oczy, nim sobie przypomnia�, jak si� nazywam. - Alex. Co si� sta�o? - Tam jest kobieta! Mi�dzy Vlhanianami! Wykrzyczenie tych s��w w samym �rodku t�umu okaza�o si� kiepskim pomys�em. Wok� nas rozleg�y si� g�osy, wo�aj�ce "Co?" albo "Gdzie?" Reakcja obcych waha�a si� od milczenia mojego oszo�omionego przyjaciela Hurrr'potha a� do piskliwych, przeszywaj�cych wrzask�w podekscytowanych Ialo i K'cenhowten�w. Kilku z nich zerwa�o si� z miejsc i rzuci�o na przezroczyste bariery, jakby szalona terra�ska samob�jczyni sta�a si� dla nich inspiracj� i chcieli przy��czy� si� do niej na arenie, gdzie wkr�tce nie zostanie nic �ywego. - Gdzie? - zapyta� Dhiju. Wr�czy�em mu dalwidz. - Jest nastawiony. Pos�uguj�c si� mrugaj�cymi strza�kami na wewn�trznym ekranie, ambasador znalaz� wskazane miejsce. Wsz�dzie wok� nas widzowie nastawili dalwidze na ten sam sygna� naprowadzaj�cy. Gdy j� ujrzeli, rozleg� si� ch�r westchnie�. Odda�em sw�j dalwidz ambasadorowi, nie widzia�em wi�c tego co oni. Poprzednio zd��y�em tylko zobaczy� m�od� kobiet�. By�a pi�kna i gibka, odziana w czarny trykot. Czarne w�osy mia�a kr�tko przystrzy�one, a na obu policzkach wymalowa�a sobie znaki, kt�re z niczym mi si� nie kojarzy�y. W jej oczach p�on�o jakie� dziwne uczucie, kt�re m�g�bym b��dnie wzi�� za strach, gdyby nie owaniewiarygodnie spokojna gracja, z jak� si� porusza�a. Kobieta mia�a najwy�ej dwadzie�cia par� lat. Prawie wszyscy, kt�rzy ujrzeli j� jednocze�nie z ambasadorem, utrzymuj� obecnie, �e zauwa�yli r�wnie� co� wi�cej: dziwny rytm w ruchach jej ramion... Mo�e i tak. Ani ambasador, ani nikt inny nie powiedzia� w�wczas nic na ten temat. Dhiju by� tak wstrz��ni�ty, �e zdo�a� odzyska� na chwil� przytomno�� umys�u. - O Bo�e! Kto, do licha... Alex, ty zobaczy�e� j� pierwszy. Bierz �migacz i zabieraj j� stamt�d w choler�. Szybko! - Ale co, je�li... - Je�li Balet si� zacznie, masz natychmiast zawr�ci� i pozwoli�, by zap�aci�a wszech�wiatowi zwyczajow� cen� za g�upot�. Ale dop�ki to si� nie stanie, le�! Mog�em si� zawaha� albo nawet odm�wi�, odwr�ci�em si� jednak b�yskawicznie i zacz��em przepycha� przez t�um. Wi�kszo�� �wiadk�w uzna�a to za �wiadectwo mojej wrodzonej odwagi b�d� te� przyw�dczych zdolno�ci Dhiju, im cz�ciej jednak wracam my�l� do chwili, gdy po raz pierwszy ujrza�em Isador�, tym bardziej jestem przekonany, �e chodzi�o mi o ni�. Mo�e ju� w�wczas by�em w niej troch� zakochany. 3. Dopiero gdy wydosta�em si� z t�umu i pokona�em po�ow� dziel�cej mnie od �migacza drogi, zauwa�y�em, �e Hurrr'poth biegnie tu� obok mnie. Na swych tr�jsegmentowych nogach z �atwo�ci� m�g� do�cign�� tak kiepskiego sportowca jak ja. Obcy wskoczy� do pojazdu razem ze mn�. - B�d� ci potrzebny - wyja�ni�, uprzedzaj�c nieuniknione pytanie. - Startuj. W zasadzie moja odpowied� powinna brzmie�, �e to czysto ludzka sprawa, a do tego nie wolno mi nara�a� go na niebezpiecze�stwo. Hurrr'poth m�wi� jednak prawd�. Mia� wieloletnie do�wiadczenie w stosunkach z Vlhanianami i lepiej ode mnie rozumia� ich j�zyk. By� dla mnie najlepsz� szans� na wyj�cie z �yciem z tej ryzykownej eskapady. - Prosz� bardzo - rzuci�em i ruszy�em w drog�. Okr��y�em od ty�u pomost dla widz�w i skierowa�em si� nad amfiteatr, lec�c tak nisko, jak tylko si� odwa�y�em. Gdy ju� znalaz�em si� nad Vlhanianami, nastawi�em �migacz na sygna� dalwidza, by nakierowa� pojazd wprost na kobiet�. Tysi�ce l�ni�cych, czarnych kulistych g��w obraca�y si� powoli wok� osi, �ledz�c nasz lot. Cho� niekt�re odskakiwa�y trwo�nie, znacznie wi�cej by�o takich, kt�re si�ga�y ku nam biczami, jakby chcia�y pochwyci� nas w locie. Przeci�tny zasi�g bicza doros�ej Marionetki jest dosy� du�y, nie brakowa�o wi�c im do tego wiele. Hurrr'poth wyjrza� przez okno. - Nie mamy du�o czasu, Alex. Inicjuj� ju� Pierwsze Podniesienie. - Nie wiem, co to znaczy, Hurrr'poth - wyzna�em, przypinaj�c opart� na riirgaa�skim patencie biczouprz��. - Tak� nazw� nadali�my jednej z najwcze�niejszych faz ta�ca, podczas kt�rej Vlhanianie gromadz� energi� i synchronizuj� ruchy. Wy zapewne nazwaliby�cie to pr�b� albo strojeniem, najwyra�niej jednak ten etap jest tak samo pe�en znacze� jak wszystko, co dzieje si� p�niej. Niestety, nie trwa on zbyt d�ugo i cechuje si� nag��, nieprzewidywaln� aktywno�ci� ta�cz�cych. - Tw�j przelot wywo�uje pewne interesuj�ce... powiedzia�bym niezgrabne i by� mo�e nawet... desperackie wariacje - doda� po chwili. - Cudownie. - Nie mia�em najmniejszej ochoty by� do ko�ca �ycia otoczony s�aw� cz�owieka, kt�ry zak��ci� Vlha�ski Balet. - Widzisz j� ju�? - Ani na moment nie straci�em jej z oczu - odpar� spokojnie Hurrr'poth. Po kilku sekundach ja r�wnie� j� zauwa�y�em. Schodzi�a krokiem, kt�rego nie potrafi� okre�li� inaczej jak faluj�cy, ze stoku po przeciwleg�ej stronie amfiteatru, kieruj�c si� ku najbardziej zwartym skupiskom Vlhanian. Macha�a obiema szczup�ymi r�kami, unosz�c je wysoko nad g�ow�. W pierwszej chwili zdawa�o mi si�, �e pr�buje przyci�gn�� moj� uwag�, szybko jednak si� zorientowa�em, �e po prostu stara si� na�ladowa� ruchy Vlhanian. Porusza�a si� jak kto�, kto biegle zna j�zyk, kto nie tylko dok�adnie wie, co chce powiedzie�, lecz r�wnie� dysponuje potrzebn� do tego budow� cia�a. Wszystkie jej cztery ko�czyny by�y tak szczup�e, �e przypomina�y raczej vlha�skie bicze ni� ludzkie r�ce i nogi. Jeden z pierwszych gest�w, kt�re u niej zauwa�y�em, wygl�da� tak, �e owin�a ramiona jedno wok� drugiego, nie raz, lecz sze�� razy, tworz�c podw�jn� helis�. - Jezu! - rzuci�em, gdy zni�ali�my lot. - Jest udoskonalona. - Co najmniej - zgodzi� si� Hurrr'poth. Rozplot�a ramiona, kt�re przerodzi�y si� w zygzakowate, komiksowe b�yskawice, po czym znowu unios�a je nad g�ow� i zacz�a kiwa� nimi w niemal komiczny spos�b. Od jej nadgarstk�w a� do bark�w przemieszcza�y si� przypominaj�ce nawiasy fale. Gdy zatrzymali�my pojazd trzy metry nad jej g�ow�, skrzywi�a si� w�ciekle, zbli�aj�c wytatuowane na policzkach szkar�atne szewrony do ciemnych, przenikliwych oczu. Potem spu�ci�a wzrok i oddali�a si�. - Zostaw j� - odezwa� si� Hurrr'poth. - Zginie - zaprotestowa�em, przeszywaj�c go wzrokiem. - Tak samo jak reszta zebranych. Po to w�a�nie tu przybyli. Je�li j� uratujesz, zak��cisz Balet bez dostatecznego powodu, a do tego udowodnisz Vlhanianom, �e uwa�asz jej �ycie za bardziej warto�ciowe od ich �ycia. Zostaw j�. Jest pielgrzymem i jej przywilejem jest umrze�, je�li tego w�a�nie pragnie. Hurrr'poth zapewne mia� racj�. Jak zwykle. Nie zna� jednak ludzkiego gatunku ani mnie tak dobrze jak Vlhanian i dlatego nie potrafi� zrozumie�, �e to, co proponuje, jest nie do przyj�cia. Opu�ci�em �migacz na ziemi� i wyskoczy�em z niego niemal ca�� sekund� przed tym, nim mo�na to by�o bezpiecznie zrobi�. Zderzy�em si� z gruntem tak gwa�townie, �e b�l przeszy� mi kolana. Ze wszystkich stron otaczali mnie Vlhanianie; wielkie czarne kule krocz�ce chwiejnie na faluj�cych p�ynnie biczach. Jeden z nich przeszed� ostro�nie nade mn� i nad �migaczem, po czym znikn�� w g�stwie na dole, nie po�wi�caj�c mi najmniejszej uwagi. Kilku innych zamar�o w bezruchu na m�j widok, jakby nie byli pewni, jakich improwizacji mog� od nich za��da�. �aden z nich nie sprawia� wra�enia rozgniewanego czy agresywnego, lecz bynajmniej nie czu�em si� przez to lepiej. Nawet nieagresywni Vlhanianie s� skrajnie niebezpieczni. Ich bicze wytrzyma�o�ci� na rozci�ganie dor�wnuj� niemal stali, a do tego potrafi� niekiedy porusza� si� szybciej od d�wi�ku. Co prawda, wszyscy nieraz ju� stykali�my si� z Vlhanianami - zaciekawione osobniki podnosi�y mnie nawet z ziemi, by mi si� przyjrze� - byli to jednak spokojni, opanowani Vlhanianie, Vlhanianie w stanie relaksu, Vlhanianie odpowiadaj�cy normie psychicznej swego gatunku. Ci tutaj byli op�tanymi pielgrzymami, kt�rzy b�d� oddawali si� szalonemu ta�cowi, a� wreszcie padn� martwi. Mogli poszatkowa� na plasterki mnie, kobiet�, Hurrr'potha albo �migacz, nawet nie zdaj�c sobie sprawy z tego, co robi�. Odleg�a o pi�tna�cie metr�w kobieta wygina�a plecy i ko�ysa�a gi�tkimi jak wst�gi r�kami. - Zmiatajcie! - zawo�a�a w ludzkim standardowym o niemo�liwym do zidentyfikowania akcencie. - To niebezpieczne! Zostawcie mnie! W��czy�em uprz��, uaktywniaj�c par� sztucznych bicz�w, kt�re natychmiast unios�y si� z moich ramion i zacz�y si� wi� nad g�ow�, nieudolnie na�laduj�c vlha�ski sygna� taneczny oznaczaj�cy przyjaciel. Nasza delegacja nauczy�a si� budowa� ten sprz�t od Riirgaan. Podstawowe s�ownictwo r�wnie� poznali�my dzi�ki nim. W uprz�� wmontowano pi��dziesi�t zasadniczych mem�w, kt�re wystarcza�y, by umo�liwi� niezgrabnym, maj�cym zaledwie cztery ko�czyny ludziom porozumienie z Vlhanianami na poziomie prostego, dziecinnego j�zyka. To jednak nie mog�o wystarczy�, by�my oboje opu�cili amfiteatr �ywi... Nadaj�c we wszystkich kierunkach has�o przyjaciel, pobieg�em ku niej, zatrzymuj�c si� tylko na chwil�, by nie zderzy� si� z wysok� Marionetk�, kt�ra przechodzi�a mi�dzy nami. Gdy zbli�y�em si� ju� do kobiety tak bardzo, �e mog�em j� z�apa�, nie pr�bowa�a ucieka� ani si� wyrywa�. Nawet nie przesta�a ta�czy�. - Zostaw mnie - powiedzia�a tylko. - Ratuj siebie. - Nie - sprzeciwi�em si�. - Nie mog� ci na to pozwoli�. Wykr�ci�a g�rn� ko�czyn� w spos�b wykraczaj�cy poza mo�liwo�ci ludzkiej anatomii i bez trudu wy�lizn�a si� z mojego u�cisku. - Nie powstrzymasz mnie - oznajmi�a, oddalaj�c si� w piruecie tak pe�nym gracji, �e oczy bola�y mnie, gdy na niego patrzy�em. Odwr�ci�em si� i przeszy�em zachowuj�cego spok�j Hurrr'potha spojrzeniem maj�cym m�wi�: "Czemu mi nie pomagasz, do cholery", po czym rzuci�em si� w pogo� za kobiet�. Kiedy j� dopad�em, sta�a pod pi�ciokrotnie od niej wy�sz� Marionetk�, ta�cz�c w tym samym rytmie co ona. Osiem uniesionych w g�r� bicz�w Vlhanianina porusza�o si� w takt tej samej, nies�yszalnej muzyki co r�ce kobiety. Cztery dalsze witki zag��bi�y si� w gleb� i otoczy�y nieznajom� ze wszystkich stron, tworz�c klatk�, w kt�rej ta�czy�a solo. Sprawia�o to wra�enie niemal macierzy�skiej opieki, lecz mimo to wcale nie czu�em si� bezpiecznie, gdy przemkn��em mi�dzy tymi biczami i zatrzyma�em si� obok niej. Tym razem r�wnie� nie pr�bowa�a ucieka�. Patrzy�a przed siebie, oboj�tna na spojrzenia - moje, Vlhanian oraz wszystkich rozumnych istot, kt�re mia�y ogl�da� zapis tej sceny, gdy nikogo z nas dawno ju� nie b�dzie w�r�d �ywych... oboj�tna na wszystko poza ruchami, kt�rych wymaga� od niej taniec. Uprz�� wydawa�a z siebie piskliwe tony, wype�niaj�c moje ucho tysi�cem niesp�jnych t�umacze�. Niebezpiecze�stwo. �ycie. Noc. Zimno. G��d. Burza. Taniec. Nie mia�em poj�cia, czy to przek�ad s��w kobiety, czy Vlhanianina. - Prosz� bardzo - rzuci�em zdesperowany. - Je�li tak chcesz to rozegra�, to prosz� bardzo. Ale zechciej mi powiedzie�, dlaczego? Co masz nadziej� osi�gn��? Osadzona na d�ugiej, smuk�ej szyi g�owa obr�ci�a si� o pe�ne 360 stopni, na�laduj�c podobny ruch pozbawionej twarzy g�owy stoj�cej nad nami Marionetki. Kobieta spogl�da�a na mnie, dop�ki nie straci�em z oczu jej oblicza. Gdy ujrza�em je ponownie z drugiej strony, jej spojrzenie natychmiast odszuka�o mnie znowu. Mia�o powa�ny wyraz, lecz nie by�o w nim l�ku. - Ta�cuj� po vlha�sku. A co ty chcesz osi�gn��? Da� si� zabi�, bawi�c si� w gilgamesza? - Wola�bym tego unikn��. Chcia�bym, �eby� posz�a ze mn�, nim co� ci si� stanie. - Wpakowa�e� si� w znacznie gorsz� kaba�� ode mnie. Ja przynajmniej jarz� kroki. Vlhanianie nie przestawali ta�czy�, nie zwalniali ani nie przyspieszali, nie reagowali w �aden dostrzegalny spos�b na s�owa Isadory i moje. Wydawa�o si�, �e w og�le nie zwracaj� na nas uwagi. Znalaz�em si� jednak po�rodku ich ta�ca i cho� nikomu z ludzi nie uda�o si� dot�d wykroczy� poza podstawy vlha�skiego j�zyka znak�w, czu�em... co�, co przypomina�o pot�ne, zbiorowe westchnienie, dobiegaj�ce ze wszystkich stron jednocze�nie. Poczu�em nagle instynktown� pewno��, �e wszyscy Vlhanianie w ca�ym amfiteatrze pilnie �ledz� wszelkie niuanse ka�dego s�owa wypowiedzianego przeze mnie i przez t� niezwyk�� m�od� kobiet�. Nawet je�li byli zbyt daleko, by nas widzie� albo s�ysze�, ci, kt�rzy nas otaczali, informowali ich na bie��co. Sztafeta przekazywanych z zapartym tchem wie�ci dociera�a do najdalszych zak�tk�w areny. Znale�li�my si� w centrum uwagi. Skupia�y si� na nas ich obsesje. I chcieli, �ebym o tym wiedzia�. Nie by�a to telepatia. T� wykaza�yby nasze przyrz�dy. Cokolwiek to by�o, nie mo�na by�o tego zmierzy�, nie rejestrowa�y tego neurotransmitery ani nie zaobserwowa�a �adna z obecnych delegacji. Osobi�cie s�dz�, �e po prostu dokona�em pod wp�ywem stresu niewiarygodnego skoku poznawczego i na kr�tk� chwil� zrozumia�em vlha�ski taniec tak, jak powinno si� go rozumie�. Bez wzgl�du na pow�d, natychmiast poj��em, �e impas, w kt�rym si� znale�li�my, by� najwa�niejszym wydarzeniem rozgrywaj�cym si� w ca�ej dolinie. Mi�o�� - piszcza�a moja uprz��. Bezpiecze�stwo. Taniec. Pokarm. Smutek. Poblad�a. - Co zamiarujesz uczyni�? To, na co si� zdecydowa�em, by�o najodwa�niejszym, najbardziej szalonym albo najinteligentniejszym post�pkiem w ca�ym moim �yciu. Odwr�ci�em nasze pozycje i z�o�y�em swoje �ycie w r�ce tej kobiety. Zwr�ci�em si� do niej plecami i po prostu odszed�em... kieruj�c si� nie w stron� Hurrr'potha, �migacza i bezpiecze�stwa, lecz w d� stoku, ku najg�stszej ci�bie Vlhanian. G�stwy uderzaj�cych w�ciekle bicz�w nie spos�b by�o przenikn�� wzrokiem, ruszy�em jednak tak szybko, jak tylko mog�em bez przechodzenia w bieg, ku szczeg�lnie sk��bionemu skupisku, w kt�rym w mgnieniu oka mog�em zosta� posiekany na plasterki. Okaza�o si� to znacznie �atwiejsze, ni�by si� zdawa�o. Wystarczy�o, �e przerwa�em po��czenie mi�dzy strachem a mi�niami n�g. - Hej! HEJ! - krzykn�a kobieta. P� metra przede mn� wbi�y si� w ziemi� cztery vlha�skie bicze. Wzdrygn��em si�, ale nie zatrzyma�em. Vlhanianin usun�� mi si� z drogi, stawiaj�c kolejny siedmiomilowy krok. Przeszed�em nad pozostawionymi w ziemi bliznami... ... i zobaczy�em, �e przeci�a mi drog�. - Co ci si� rodzi w tej bzykanej g�owie? Moj� pierwsz� odpowied� zniszczy�o j�kanie, oznaka przera�enia, kt�rego ze wszystkich si� stara�em si� nie czu�. Prze�kn��em �lin� i skupi�em si� na wyra�nym wypowiadaniu s��w. - Id� na spacer - odpar�em. - Mamy �adny dzie�. - Je�li dalej b�dziesz ta�cowa� w t� stron�, nie po�yjesz nawet dw�ch minut. - W takim razie musisz podj�� moraln� decyzj� - odpar�em z pewno�ci� siebie, kt�ra w rzeczywisto�ci by�a odleg�a ode mnie o milion kilometr�w. - Mo�esz odprowadzi� mnie do �migacza i trzyma� za r�k�, nim zawioz� nas w bezpieczne miejsce. Albo mo�esz zosta� tutaj, ta�czy� dalej i pozwoli�, bym zgin�� razem z tob�. Je�li nie chcia�em mie� ci� na sumieniu, musia�em zrobi� tak, �eby� ty mia�a mnie na swoim. Niebezpiecze�stwo. Taniec. Niebezpiecze�stwo. Gor�cy powiew, ostry jak brzytwa furkot. Macka omin�a mnie o w�os. Poczu�em b�l. Uczepi�em si� kurczowo resztek opanowania, omin��em kobiet� i ruszy�em naprz�d. Wymamrota�a przekle�stwo w jakim� j�zyku, kt�rego nie zna�em, i oplot�a ramionami moj� klatk� piersiow�. Dos�ownie. Obie jej r�ce przerodzi�y si� w w�e, kt�re owin�y si� wok� mnie dwa razy, nim jej d�onie z��czy�y si� pod moj� szyj�. W dotyku niczym si� nie r�ni�y od ludzkiego cia�a, by�y nawet ciep�e i spocone z wysi�ku, lecz pod jej nazbyt elastyczn� sk�r� porusza�o si� co� innego ni� mi�nie i ko�ci. Jej serce bi�o w tym samym rytmie co moje. - Powinnam ci kiwn�� - wydysza�a. - Gdyby� zata�cowa� mi�dzy nimi, zosta�aby z ciebie krwawa masa. Uda�o mi si� odwr�ci� g�ow� na tyle, bym m�g� na ni� spojrze�. - Decyzja nale�y do ciebie. - I kombinujesz sobie, �e wiesz, jaka b�dzie, tak? Kombinujesz sobie, �e kumkasz mnie na tyle dobrze, by wiedzie�, ile jestem sk�onna po�wi�ci� dla jakiego� bzykanego g��ba, kt�ry chce zagra� rol� m�czennika. Kombinujesz sobie... �e... wiesz. Zdarza si�, �e ludzie powiedz� w kryzysowej sytuacji co� tak g�upiego, �e potem prze�laduje ich wspomnienie w�asnych s��w. - Znam si� na ludziach. - Znasz si� na pr�ni. Siedzisz sobie na tym bzykanym pode�cie, popatrujesz na spektakl i ronisz �z� nad wszystkimi tymi robaczkami, kt�re rozdzieraj� si� na krwaw� mas�, �eby� mia� widowisko. Nosisz to �mieszne ustrojstwo - wskaza�a na moje sztuczne bicze - piszesz bzykane rozprawy o tym, jakie to wszystko pi�kne, i udajesz, �e co� pojmujesz, ale w rzeczywisto�ci nic nie widzisz, nic nie jarzysz, o niczym nie masz poj�cia. Nie kumkasz nawet tego, �e specjalnie schodz� ci z drogi, �eby nie zrobi� z ciebie krwawej masy. Skupiaj� si� na tobie zamiast na przedstawieniu, wykorzystuj�c ca�y margines swobody, kt�ry daje im scenariusz, wybieraj� troch� szybszy albo troch� wolniejszy krok, a wszystko to dla ciebie, m�j bzykany znawco ludzi. Ale je�li dalej b�dziesz ta�cowa� w tym kierunku, nie b�d� mog�a d�u�ej nad tob� czuwa�, �eby nie zbzyka� ca�ego widowiska. Zrobi� z ciebie krwaw� mas�, nim zd��ysz zaczerpn�� tchu! Je�li podczas ca�ej tej rozmowy cho� raz zrobi�a przerw� na oddech, nie zauwa�y�em tego. Nie waha�a si�, nie przerywa�a, nie m�wi�a "hm", szukaj�c odpowiedniego sformu�owania. Szybki, gniewny, nami�tny potok s��w wydostawa� si� z jej ust niczym stado dzikich zwierz�t rozpaczliwie pragn�cych wyrwa� si� na wolno��. W jej oczach l�ni� wyraz pe�nego b�lu i desperacji b�agania. Prosi�a mnie, bym zostawi� j� na �mier�, kt�r� sobie wybra�a. Jej mina dobitnie �wiadczy�a, �e wie, i� to, o co prosi, jest wa�niejsze od nas dwojga, i rozpaczliwie pragnie, bym ja r�wnie� w to uwierzy�. Niebezpiecze�stwo. Taniec. Narodziny. Ma�o brakowa�o, bym da� za wygran�. - Nie interesuj� mnie moralne decyzje Vlhanian - odpowiedzia�em jednak. - Obchodzi mnie wy��cznie ta, kt�r� ty podejmiesz. Idziesz ze mn� czy nie? Rozlu�ni�a u�cisk i przez chwil� zastanawia�em si�, czy zechce sprawdzi� m�j blef. Potem zadr�a�a i w g��bi jej gard�a zrodzi�o si� �kanie. - Bzyka� to! BZYKA�! Jak to wycyrklowa�e�, niech to szlag! Nie zna�em jej jeszcze w�wczas na tyle dobrze, by wiedzie�, co mia�a na my�li. Ju� wtedy jednak zacz��em nienawidzi� sam siebie za to, �e stan��em jej na drodze. 4. Powr�t do �migacza przebieg� spokojniej. Kobieta poprowadzi�a mnie kr�t�, lecz bezpieczn� tras� przez samo serce Baletu. M�wi�a mi, kiedy mam przyspieszy�, a kiedy zwolni�, kiedy i�� prosto przed siebie, a kiedy omin�� szerokim �ukiem miejsce, w kt�rym po kilku sekundach nieuchronnie pojawia� si� t�um pogr��onych w szalonym ta�cu Vlhanian. S�ucha�em jej wskaz�wek nie dlatego, �e uwa�a�em j� za nieomyln�, lecz dlatego, i� sprawia�a wra�enie, �e wie, co robi, podczas gdy ja by�em ca�kowicie zdezorientowany. Nim jeszcze zbli�yli�my si� do miejsca, w kt�rym zostawi�em �migacz, us�ysza�em w g�rze buczenie jego silnik�w. Hurrr'poth unosi� si� tu� nad nami. By�a to kolejna z niespodzianek, jakie spotka�y mnie owego dnia, jako �e �migacz by� nastawiony na ludzki genotyp i Riirgaanin raczej nie m�g�by go uruchomi�. - Jak, do diab�a...! - zawo�a�em, gdy obni�y� maszyn� na wysoko�� wsiadania. Pomacha� do mnie r�k�. - Wskakujcie szybko. Nie wiem, ile czasu nam zosta�o. Kobieta zadr�a�a, nie ze strachu, lecz z rozpaczy wywo�anej perspektyw� rezygnacji z tego, czego pragn�a najbardziej na �wiecie. By�a za�amana. Je�li zmusz� j� do wej�cia do �migacza, pozostan� jej rany, kt�re by� mo�e nigdy ju� si� nie zagoj�. Przynajmniej jednak b�dzie mia�a szans� prze�y�... czego nie da si� powiedzie� o ta�cu z Vlhanianami. - Ty pierwsza - rzek�em. Uj�a wyci�gni�t� r�k� Hurrr'potha i wesz�a do pojazdu. Pod��y�em za ni� i usiad�em na fotelu obok niej na wypadek, gdyby postanowi�a czego� spr�bowa�. Riirgaanin poderwa� maszyn�, nastawi� przyrz�dy na lot powrotny i odwr�ci� si� do nas. - Mam nadziej�, �e nie uzna�e� tego za brak uprzejmo�ci, Alex - oznajmi� �agodnym trylem. Jego maniery by�y ostatni� rzecz�, kt�ra by mnie w tej chwili obchodzi�a. - A w�a�ciwie czego? - Tego, �e samowolnie zrobi�em u�ytek z twojego wehiku�u. Grupka bardzo wielkich Vlhanian by�a wyra�nie zdecydowana przej�� przez miejsce, w kt�rym go posadzi�e�, uzna�em wi�c, �e je�li mamy sobie zapewni� bezpieczny powr�t, lepiej b�dzie, je�li podyskutuj� z twoim czytnikiem genetycznym. Da� sobie przem�wi� do rozs�dku znacznie szybciej, ni� si� tego spodziewa�em. - Nie ma sprawy. Zwr�ci� si� do dziewczyny. - Nazywam si� Viliissin Hurrr'poth. Jestem specjalist� trzeciego stopnia od j�zyka faloform, cz�onkiem riirgaa�skiej delegacji i bez wzgl�du na to, co wydarzy si� teraz, musz� stwierdzi�, �e w mojej profesjonalnej opinii jest pani niezwykle utalentowan� tancerk� jak na sw�j gatunek. Wygl�da�a pani mi�dzy Vlhanianami jak u siebie w domu. To wielka przyjemno�� m�c pani� pozna�. Jak si� pani nazywa? - Isadora - burkn�a. Dobrze, �e j� zapyta�. By�em zbyt zaprz�tni�ty walk� o ocalenie �ycia, by pomy�le� o tym samemu. - I-sa-do-ra - powt�rzy� powoli, ws�uchuj�c si� w ka�d� sylab�, by zapisa� j� w pami�ci. - To ciekawe. Chyba si� jeszcze nie spotka�em z takim imieniem. Czy jest do niego jaki� dodatek? Okre�lenie rodziny lub klanu? Odwr�ci�a wzrok w ge�cie kogo�, kto nie ma ju� si� albo ochoty odpowiada� na pytania. - Nie ma. Po prostu Isadora. Zapad�a cisza. Wyt�a�em umys�, szukaj�c s��w, kt�re pozwoli�yby mi j� przerwa�. Chcia�em wyg�osi� wspania��, porywaj�c� przemow� na temat �wi�to�ci �ycia, powiedzie�, �e zawsze mo�na znale�� drug� szans�, a w pe�nym trylion�w mo�liwo�ci wszech�wiecie samob�jstwo jest g�upot�. Powiedzie� jej, �e ciesz� si�, i� zdecydowa�a si� polecie� ze mn� i zachowa� �ycie, �e wyczu�em w niej co� niezwyk�ego - si�� woli i szlachetno�� zamiar�w, kt�re uczyni�yby j� kim� szczeg�lnym, nawet gdyby nie mia�a udoskonale�. Pragn��em jej wyt�umaczy�, �e znajdzie miejsca, w kt�rych b�dzie mog�a zrobi� z tych zdolno�ci lepszy u�ytek ni� na tej planecie, w tym amfiteatrze, po�r�d tysi�cy skazanych na �mier� Vlhanian. Chcia�em jej powiedzie� to wszystko, a nawet wi�cej, gdy� nagle poczu�em, �e pragn� j� zrozumie� znacznie gor�cej ni� istoty, kt�re ta�czy�y na dole. Hurrr'poth mia� jednak racj�. Mi�dzy Vlhanianami wygl�da�a jak u siebie w domu, a tutaj, obok nas, siedzia�a tylko dr��ca, zdruzgotana m�oda kobieta. Pod nami kipia�o morze czarnych, l�ni�cych cia� i uderzaj�cych w�ciekle bicz�w. Kuliste g�owy odwraca�y si�, �ledz�c nasz lot. - Chyba zwalniaj� - odezwa� si� Hurrr'poth. Nic takiego nie zauwa�y�em. Balet wydawa� mi si� r�wnie frenetyczny jak przed pi�cioma minutami. By� pe�en doskona�ej gracji, niezmiernie fascynuj�cy i absolutnie obcy: ocean p�ynnego, niezr�nicowanego ruchu, kt�rego nawet w minimalnym stopniu nie umniejszy�o usuni�cie jednej niezwyk�ej kobiety z szewronami na policzkach. Dlaczego zreszt� mia�oby go umniejszy�? Zawsze dot�d ta�czyli bez niej i teraz mogli zrobi� to samo. Zapewne cieszyli si�, �e ju� im si� nie pl�cze "pod nogami"... Stara�em si� w to uwierzy� bardzo mocno, lecz bez powodzenia. Hurrr'poth wiedzia� o ich ta�cu wi�cej ode mnie. Wygl�da�o jednak na to, �e nawet on nie wie tyle co Isadora. Nie potrafi�by wej�� w sam �rodek Baletu i ocali� sk�r�, by� jednak w stanie poj�� zasadniczy sens tego, co widzia�. Je�li powiedzia�, �e Vlhanianie zwalniaj�, z pewno�ci� tak by�o. Jedynym powodem m�g� by� fakt, �e zabra�em im Isador�. Byli tak samo zdruzgotani jak ona. Dlaczego? 5. Posadzili�my �migacz na otwartym terenie za trybun�. Na spotkanie wyszed� nam t�umek ludzi i Obcych, z Dhiju na czele. Wszyscy chcieli si� dowiedzie�, kim jest Isadora, sk�d pochodzi i po co tu przyby�a. Szczerze w�tpi�, by ktokolwiek zosta� na podwy�szeniu, �eby obserwowa� Balet. Otoczyli nas grup� tak zwart�, �e nawet nie pr�bowali�my wysi��� ze �migacza: ironiczna, niezamierzona parodia ta�ca, kt�ry mieli�my tu obejrze�. Dhiju dysza� ci�ko, a twarz mia� zaczerwienion� - zar�wno z powodu niepokoju, jak i na�pania - zachowa� jednak cho� tyle przytomno�ci umys�u, by najpierw pom�wi� ze mn�. - Rewelacyjna robota, Alex. Dopilnuj�, �eby odliczono ci troch� czasu od kontraktu. - Dzi�kuj� panu. Zwr�ci� si� w stron� Hurrr'potha. - Panu r�wnie� jestem wdzi�czny - ci�gn��. - Nie musia� pan nara�a� �ycia dla kogo� z nas. Chcia�bym panu za to podzi�kowa�. Hurrr'poth pok�oni� si� lekko. Ten gest zaskoczy� mnie nieco, gdy� po istocie, kt�ra tak lubi brzmienie w�asnego g�osu, spodziewa�em si� czego� wi�cej. By� mo�e on r�wnie� niecierpliwie oczekiwa� tego, co - jak wszyscy wiedzieli�my - mia�o wydarzy� si� potem: pr�by zaprowadzenia dyscypliny przez Dhiju. Ambasador spe�ni� jego �yczenie. - M�oda damo, czy zdaje sobie pani spraw�, ile praw pani z�ama�a? - zapyta� z najgro�niejsz�, najbardziej gniewn� i srog� min� w swym repertuarze. - Co, do licha, strzeli�o pani do g�owy? Czy obudzi�a si� pani rano i pomy�la�a, �e to by�by odpowiedni dzie�, by da� si� rozedrze� na strz�py? Czy tak w�a�nie wygl�da� pani plan na popo�udnie? Isadora przeszy�a go gniewnym wzrokiem. - Robaczki mnie zaprosi�y. - Zaprosi�y na �mier�? Czy jest pani a� tak �lepa? Tym razem Hurrr'poth zachowa� si� typowo. - Przepraszam, panie Dhiju, ale s�dz�, �e nie przemy�la� pan sprawy nale�ycie. Ambasador nie lubi�, gdy mu przerywano, protok� zmusi� go jednak do zachowania uprzejmo�ci. - A dlaczego? Na czym polega m�j b��d? - �miem twierdzi�, �e to powinno by� oczywiste. Czego zdo�ali�my si� dowiedzie� o tej m�odej damie? Nie ulega w�tpliwo�ci, �e podda�a si� przebudowie, by m�c na�ladowa� ruchy Vlhanian. Z pewno�ci� dowiedzia�a si� o ich ta�cu znacznie wi�cej, ni� uda�o si� to pa�skim i moim rodakom. Dotar�a tu nie wiadomo sk�d najwyra�niej bez wiedzy pa�skich pobratymc�w i przy��czy�a si� do najdok�adniej obserwowanego tubylczego rytua�u w ca�ej znanej historii, umykaj�c uwadze setek obserwator�w z siedmiu r�nych konfederacji. Zauwa�ono j� dopiero wtedy, gdy by�a ju� w samym �rodku. Nie, panie Dhiju, cho� wolno panu w�tpi�, czy jej decyzja przy��czenia si� do Vlha�skiego Baletu by�a rozs�dna, nie s�dz�, by m�g� j� pan oskar�a�, �e uczyni�a to pod wp�ywem chwili. Taka decyzja z pewno�ci� wymaga�a wielu lat �wiadomych przygotowa�, znacznego wsparcia ze strony os�b dysponuj�cych �rodkami niezb�dnymi, by wyposa�y� t� kobiet�w owe udoskonalenia, oraz determinacji tak wielkiej, �e nie spos�b jej nazwa� inaczej jak obsesj�. Dhiju zastanawia� si� nad tymi s�owami tak d�ugo, �e przez chwil� obawia�em si�, i� halucynogeny nie pozwoli�y mu ich zrozumie�. Potem pokiwa� g�ow�, popatrzy� na Isador� z innym, bli�szym lito�ci wyrazem i spojrza� mi prosto w oczy. Nie musia� mnie obra�a� wypowiadaniem rozkazu na g�os. Zbadaj spraw�. Skin��em g�ow�. Odwr�ci� si� i odszed�. Nie skierowa� si� na trybun�, lecz do swego �migacza, kt�ry by� zaparkowany obok innych, nale��cych do ambasady pojazd�w. Kilku kontraktowych pracownik�w, mi�dzy innymi Rory, Kathy i Oskar, pod��y�o za nim. Wiedzieli, �e b�d� potrzebni w �ledztwie, kt�re za chwil� si� rozpocznie. Popatrzy�em na Isador�. - Mo�esz nam oszcz�dzi� mn�stwa k�opot�w, je�li po prostu powiesz wszystko, co powinni�my wiedzie�. Przeszy�a mnie wyzywaj�cym spojrzeniem. W jej oczach pali� si� mroczny, obcy p�omie�. Nadal nie chcia�a mi wybaczy� tego, �e uratowa�em jej �ycie, czy mo�e wybaczy� sobie tego, �e uratowa�a moje. - A czy wtedy pozwolicie mi wr�ci�? - Przykro mi, ale nie. Nie wyobra�am sobie, by Dhiju kiedykolwiek si� na to zgodzi�. Jej spojrzenie by�o r�wnie wymowne jak spojrzenie ambasadora: r�bcie, co chcecie. Dowiedzcie si�, ile zdo�acie. Nie mam zamiaru u�atwia� wam zadania. Trudno. Je�li ona potrafi�a zrozumie� Vlhanian, mnie z pewno�ci� uda si� zrozumie� j�. Spojrza�em na Hurrr'potha. - Idziesz ze mn�? Po chwili zastanowienia pokiwa� g�ow� w przecz�cym ge�cie. - Dzi�kuj� ci, Alex, ale nie. S�dz�, �e b�d� bardziej u�yteczny, je�li spr�buj� przeprowadzi� �ledztwo na w�asn� r�k�, korzystaj�c z innych doj��. Gdy tylko dowiem si� czego� istotnego, natychmiast si� z tob� skontaktuj�. - Do zobaczenia, stary zbrodniarzu - rzuci�em. To by� taki ma�y eksperyment, pr�ba przekonania si�, jak zareaguje na �art. Nie sprawi� mi zawodu. - Do zobaczenia... pornografie. 6. W ca�ej historii ludzkiej obecno�ci na Vlhanie m�g� by� to jedyny moment, gdy delegacja naprawd� stan�a w obliczu powa�nego dyplomatycznego incydentu. W ci�gu wszystkich tych lat dochodzi�o, co prawda, do pomniejszych kryzys�w, takich jak niczym niezak��cone misje ratunkowe wysy�ane po j�zykoznawc�w czy antropolog�w, kt�rzy ugrz�li gdzie� w terenie, albo sprzeczek czy niegro�nych utarczek z cz�onkami innych delegacji, nigdy jednak nie znale�li�my si� w sytuacji, gdy chodzi�o o �ycie i �mier�, nigdy nie poddano nas pr�bie jako przedstawicieli Konfederacji ani nie zetkn�li�my si� z szeregiem tajemnic powi�zanych z jedn� m�od�, uparcie milcz�c� kobiet�. Pracowali�my przez ca�� noc, lecz nie osi�gn�li�my zupe�nie nic. Pobrali�my pr�bki DNA, zapisy g�osu i wz�r siatk�wki, wys�ali�my je przez hytex do baz danych na tysi�cu r�nych planet, lecz nikt nie mia� poj�cia, kim mo�e by� Isadora. Sprawdzili�my nasz� bibliotek� w poszukiwaniu wzmianek o ludzkich kulturach stosuj�cych rytualny tatua� twarzy. Znale�li�my kilka, lecz �adna z obecnie istniej�cych nie wytatuowa�aby szewron�w na obu policzkach m�odej kobiety. Uczepili�my si� slangowych wyra�e�, kt�rych u�ywa�a, w nadziei, �e zaprowadz� nas do �wiata, na kt�rym s� aktualnie w u�yciu r�wnie� bez rezultatu. To jednak nie musia�o znaczy� wiele, gdy� j�zyk jest p�ynny, a w przypadku slangu moda potrafi si� zmienia� co tydzie�. Isadora bez s�owa podda�a si� medycznym badaniom, kt�re uzupe�ni�y tylko szczeg�ami to, co i tak ju� wiedzieli�my. Ca�y jej szkielet, wi�kszo�� mi�ni i znaczn� cz�� sk�ry zast�piono udoskonalonymi substytutami. G�rne ko�czyny by�y istnym cudem in�ynierii. W przestrze� mi�dzy barkiem a nadgarstkiem wci�ni�to z g�r� dziesi�� tysi�cy funkcjonalnych staw�w. Uk�ad nerwowy r�wnie� by� tylko po cz�ci jej oryginaln� w�asno�ci�. Mia�o to sens, jako �e ludzki m�zg po prostu nie jest przystosowany do sterowania ko�czyn�, kt�ra zgina si� w tak wielu miejscach. W ramiona wmontowano skomplikowany uk�ad przewodz�cych impulsy nerwowe mikrosterownik�w. Wystarczy�o, by zdecydowa�a, jakie ruchy chce wykona�, a te urz�dzenia wiedzia�y ju�, jak si� do tego zabra�. W p�ucach mia�a specjalne chemiczne filtry, maksymalizuj�ce wydajno�� wch�aniania tlenu. Odkryli�my r�wnie� kilka znacz�cych udoskonale� tkanki ��cznej oraz niezliczone inne zmiany, z kt�rych tylko cz�� by�a �atwa do zrozumienia. Ludzkich instytucji zdolnych dokona� podobnej przebudowy nie by�o wiele, a wi�kszo�� z nich dzia�a�a na poziomie rz�d�w i wielkich korporacji. Skontaktowali�my si� z niemal wszystkimi od Mi�dzygwiezdnej Agencji Ochroniarskiej a� po Korporacj� Zbrojeniow� Bettelhine'a, �adna jednak nie przyzna�a si� do Isadory. Rzecz jasna, kto� m�g� k�ama�, jako �e niekt�re z tych udoskonale� by�y nielegalne, lecz z drugiej strony wszystkie te firmy by�y zorientowane na zysk, a na przebudowie m�odej kobiety w co� w rodzaju nastawionego na samozniszczenie pseudo-Vlhanianina po prostu nie spos�b by�o zarobi�. Zosta�y wi�c agencje pozaludzkie, z kt�rych cz�� mog�a kierowa� si� motywami niezrozumia�ymi dla przedstawicieli naszego gatunku. Byli�my jednak w stanie skontaktowa� si� przez hytex tylko z nielicznymi, a w dodatku okaza�o si� to strat� czasu, gdy� te, kt�re znajdowa�y si� w naszym zasi�gu, cechowa�y si� swobodnym podej�ciem do prawdy. Kathy Ng, kt�ra odpowiada�a za ten aspekt naszych dochodze�, poczu�a si� w ko�cu tak poirytowana, �e utyskiwa�a g�o�no: - Sk�d mam wiedzie�, kto m�wi prawd�? Nikt z nich nie jest nawet konsekwentny w swych k�amstwach! Wszyscy jej wsp�czuli, lecz nikt nie mia� lepszych pomys��w. Ja sp�dzi�em cztery godziny przy hytexie, sprawdzaj�c spisy pasa�er�w cywilnych statk�w, kt�re znalaz�y si� ostatnio w promieniu dwudziestu lat �wietlnych od Vlhanu, nie znalaz�em jednak nikogo, kto cho� w przybli�eniu odpowiada�by rysopisowi tajemniczej kobiety i zagin�� gdzie� po drodze. Potem po�wi�ci�em kilka minut na obserwacj� Isadory, kt�r� zamkn�li�my w naszej biologicznej izolatce. By�o to jedyne pomieszczenie w ca�ej plac�wce, kt�re mog�o s�u�y� jako wi�zienie, cho� nigdy nie przysz�o nam do g�owy, �e zrobimy z niego taki u�ytek. Hai Dhiju siedzia� w pokoju obserwacyjnym, spogl�daj�c przez jednostronnie przepuszczaln� barier� na naburmuszon� Isador�. Obok niego przysiad� Oskar Levine, kt�ry na przemian to spogl�da� na naszego wi�nia, to podlizywa� si� ambasadorowi. Gdy Dhiju mnie zauwa�y�, w jego przekrwionych, skrytych za opadaj�cymi powiekami oczach pojawi� si� jaki� b�ysk, kt�ry m�g� by� jedynie efektem niewyp�ukanych jeszcze z organizmu halucynogen�w, m�g� te� jednak �wiadczy� o czym� gorszym, jak na przyk�ad o rozpaczy. Tak czy inaczej, ambasador nie wrzasn�� na mnie, ka��c mi wraca� do roboty, lecz przywo�a� gestem do siebie. Usiad�em obok niego i przez d�u�sz� chwil� �aden z nas si� nie odzywa�. Woleli�my patrze� na Isador�, kt�ra zaj�a si� �wiczeniami. (A mo�e raczej wyst�pem, bo chocia� ze �rodka pomieszczenia widzia�a tylko cztery g�adkie �ciany, z pewno�ci� zdawa�a sobie spraw� z tego, �e za jedn� z nich kryj� si� obserwatorzy). Sprawdza�a gi�tko�� swych ko�czyn, uk�adaj�c je w spirale, �uki i zygzakowate linie przypominaj�ce b�yskawice. W jednej chwili zachodzi�y w nich tysi�ce r�norodnych zmian. Widowisko to kry�o w sobie kilka r�nych rodzaj�w pi�kna - od niewiarygodnej, nieludzkiej gracji a� po przesycaj�c� ka�dy ruch gwa�town� nami�tno��. Urz�dzenie t�umacz�ce co jakie� trzydzie�ci sekund wypowiada�o piskliwym g�osem kolejne s�owo. �mier�. Vlhanianin. �wiat. Smutek. Taniec. Pokarm. �ycie. Smutek. Cz�owiek. Nic z tego, co robi�a, nie mia�o dla mnie �adnego znaczenia, a jednak oczy mi a� p�on�y. Pragn��em patrze� na ni� przez ca�� wieczno��. Dhiju poci�gn�� �yk niebieskiego p�ynu z kryszta�owego cylindra. - Znalaz�e� co�? Min�o kilka sekund, nim zda�em sobie spraw�, �e m�wi do mnie. - Nie, ambasadorze. Podejrzewam, �e nie zostawi�a �adnego �ladu. Zimno. - To nie ma sensu - mrukn�� z frustracj�, kt�ra z pewno�ci� przenika�a go a� do szpiku ko�ci. - Ka�dy zostawia po sobie �lady. W ci�gu niespe�na doby m�g�bym si� dowiedzie�, co jad�e� na �niadanie w dzie� swych pi�tych urodzin, przejrze� tw�j psychoprofil, by sprawdzi�, w kt�rym roku dorastania mia�e� najbarwniejsze erotyczne sny i �ci�gn�� pe�n� dokumentacj� twych przodk�w a� do pi�tnastego pokolenia, a jeszcze zosta�by mi czas na sporz�dzenie kompletnej listy niebezpiecznych recesywnych gen�w kuzyn�w drugiego stopnia wszystkich dzieci, z kt�rymi chodzi�e� do szko�y. A o niej nikt nic nie wie. Wcale bym si� nie zdziwi�, gdyby si� okaza�o, �e jest jakim� zmutowanym Vlhanianinem. - To z pewno�ci� u�atwi�oby nam zadanie - wtr�ci� Oskar. - Mogliby�my po prostu odes�a� j� do Baletu i pozwoli�, by uleg�a g�osowi natury. Mia�em ochot� zdrowo wygarn�� skurczybykowi, ale ubieg� mnie Dhiju. - To nie wchodzi w gr�. - W takim razie wy�lijmy j� poza planet�. - Oskar wzruszy� ramionami. - Albo zatrzymajmy tu, dop�ki Balet si� nie sko�czy. - Nie mog� tego zrobi�. Sprawa nie ogranicza si� ju� tylko do niej. - Ambasador popatrzy� na mnie. - Nie wiem, czy s�ysza�e�, �e Balet odwo�ano. Wcale mnie to nie zdziwi�o. - Zatrzymali si�? - Stoj� jak wryci. Upewnili�my si� dopiero przed godzin�. Potrzebowali a� tyle czasu, �eby wyhamowa�. Po prostu wetkn�li centralne bicze w ziemi� i czekaj�. Przes�ali ju� do nas za po�rednictwem Riirgaan wiadomo��, �e potrzebuj� jej, �eby zacz�� na nowo. Inne delegacje zasypuj� mnie notami m�wi�cymi, �e powinienem jej na to pozwoli�, bo planeta podlega vlha�skiej jurysdykcji. Pomy�la�em o naszych prze�o�onych, kt�rzy z pewno�ci� chcieliby, �eby�my ust�pili Vlhanianom z uwagi na przysz�e wzajemne stosunki. - Takie naciski mog� tylko przybiera� na sile. Wyda� z siebie d�wi�k po�redni mi�dzy �miechem a �kaniem. - Nie obchodzi mnie, jak b�d� silne. Nie zgadzam si� na akceptacj� samob�jstwa. Jestem zdania, �e ka�dy, kto wybiera tak� opcj�, z definicji jest niekompetentny do podj�cia podobnej decyzji. Burza. �wiat. Pomy�la�em o wszystkich Vlhanianach, kt�rzy rokrocznie podejmowali tak� sam� decyzj�, przybywali jako otoczeni czci� pielgrzymi w miejsce, w kt�rym mieli ta�czy�, a� im p�knie serce. Zawsze dostrzegali�my w tym rytuale straszliwe pi�kno... i nigdy nie pomy�leli�my, �e brak im kompetencji, s� szaleni albo za g�upi, by mo�na im pozwoli� na dokonanie wyboru. Czy dzia�o si� tak wy��cznie dlatego, �e uwa�ali�my ich tylko za wielkie paj�ki, kt�rych nie warto ratowa�? Ogie�. Mi�o��. Niebezpiecze�stwo. - By�em tam z ni�, ambasadorze - sprzeciwi�em si�, zaniepokojony t� my�l�. - To jedna z najbardziej kompetentnych os�b, jakie w �yciu spotka�em. Taniec. - Nie w tej sprawie. Chodzi o samob�jstwo, a ja nie uznaj� samob�jstwa i nie zamierzam do niego dopu�ci�. Spojrza�em na �cian� i na Isador�. Biega�a teraz w k�ko, tak szybko, �e wydawa�a si� zamazan� plam�. Gdy nagle si� zatrzyma�a, wspar�a d�oni� o �cian� i zwiesi�a g�ow�, nie potrafi�em uwierzy�, �e to zm�czenie. Nie by�a spocona ani zdyszana. Po prostu dotar�a do punktu, w kt�rym zdaniem Marionetek nale�a�o si� zatrzyma�. - Czy kto� w og�le pr�bowa� z ni� porozmawia�? - zapyta�em po chwili. - Ca�y czas to robimy. Kaza�em ludziom zadawa� jej pytania, a� zabrak�o im tchu. Nic to nie da�o. Ci�gle nam powtarza, �eby�my si�, hm, wybzykali. �wiat. Taniec. - Z ca�ym szacunkiem, ambasadorze, przes�uchanie to jedno, a rozmowa to co� ca�kiem innego. Dhiju omal nie udzieli� mi reprymendy, powstrzyma� si� jednak. - Nie zaszkodzi spr�bowa�. Jeste� tu jedynym cz�owiekiem, kt�ry ma cho� blade poj�cie, jak z ni� post�powa�. Zr�b to. Wszed�em do pomieszczenia. Izolatk� otoczono jednokierunkowym polem, kt�re z jednej strony by�o przenikalne jak powietrze, z drugiej za� lite niczym najtwardsza substancja we wszech�wiecie. Mo�na by�o dzi�ki niemu uwi�zi� wszystko, uznawane za zbyt niebezpieczne, by mog�o przebywa� na wolno�ci. Do tej pory oznacza�o to bakterie i ma�e drapie�niki. Przyrz�dy kontrolne odwracaj�ce biegunowo�� bariery znajdowa�y si� na zewn�trz izolatki, na pulpicie, do kt�rego Oskar i Dhiju mogli z �atwo�ci� si�gn��. Natychmiast po przej�ciu przez zamykaj�c� wej�cie srebrzyst� zas�on� sta�em si� wi�niem w takim samym stopniu jak Isadora. Nie czu�em si� jednak uwi�ziony. Wola�em by� z ni� ni� gdziekolwiek indziej. By�a zwr�cona do mnie plecami, zorientowa�a si� jednak w mgnieniu oka. Pozna�em to po tym, �e zamar�a w szczeg�lny spos�b, s�ysz�c moje kroki. Odwr�ci�a si�, zobaczy�a mnie i ponownie opar�a o przeciwleg�� �cian� z rezygnacj�, kt�ra zabola�a mnie bardziej ni� jakiekolwiek s�owa. Nie podszed�em do niej, lecz znalaz�em sobie neutralne miejsce pod