4747

Szczegóły
Tytuł 4747
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4747 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4747 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4747 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAROL BUNSCH WAWELSKIE WZG�RZE POWIE�� HISTORYCZNA Z CZAS�W �OKIETKA L rudno odgadn��, kt�ra iskra wygas�ego ogniska p�omie� roznieci, lub gdzie si� przechowa. Gdy urodzi� si� mia� trzeci syn kujawskiego ksi���tka Kazimierza z trzeciej jego �ony Euirozyny, zjechali si� zaproszeni go�cie i ucztuj�c oczekiwali rozwi�zania. Kiedy wreszcie przyniesiono .im wiadomo��, �e ksi�na powi�a syna, do po�o�nicy uda� si� ma��onek wraz z bie- siadnikami. Wszystkim wino i mi�d szumia�y w g�owach. Gdy stara piastunka poda�a ojcu dzieci� tak ma�e, �e za ko�ysk� s�u- �y� mog�y mu dwie wielkie d�onie ojcowe, Kazimierz roze�mia� si� swym grubym g�osem i zawo�a�: � Kr�lik! Jeden wielki �miech powita� noworodka. Ksi�na za kotar� zarumieni�a si� z bolesnego wstydu. Odbieraj�c dzieci� od. pia- stunki, przytuli�a je do �ona, szepcz�c z czu�o�ci�: � M�j ma�y kr�l! Tego nie m�g� pami�ta� ch�opczyna, kt�remu dano imi� W�o- dzis�awa. Ale utkwi�o mu w pami�ci inne wydarzenie: gdy mu ju� postrzy�ono d�ugie, p�owe w�osy, przyszed� raz do matki zbi- ty i pokrwawiony, ale z ponur� zaci�to�ci�, miast �ez, w jasnych oczach. D�ugo nie mog�a z niego wydoby�, co mu si� przygo- dzi�o. Wybuchn�� wreszcie: � Nikto mnie W�odzis�awem 'nie zowie, jeno �okietkiem przezywaj� na po�miewisko. Istotnie niewiele wybieg� ponad t�. miar�. Ksi�na nie da�a po sobie pozna�, �e i j� to dotkn�o; powiedzia�a spokojnie: � Nie to wa�ne,'jeno �e� si� pobi� da�. � Pobi� si� da�em! � zakrzykn��. � Dw�ch by�o na mnie jednego, a �aden ca�y nie wyszed�. � Tedy si� nie trap � powiedzia�a ksi�na. � Krzywo- ustego te� na po�miewisko tak nazwali od szpetnej blizny po wrzodzie na twarzy. A dzi� ka�dy ze czci� wymawia to imi�, co przezwiskiem by�o. Cz�ek nie sukno, �okciem go nie mierzy�. Trzeci syn ma�ego ksi���tka z najm�odszej linii Piastowego rodu d�ugo m�g� my�le�, by Krzywoustemu dor�wna�. Ale my- �la�. Czasu mia� du�o, nauczy� si� patrze� i przewidywa�. R�s� � tymczasem, cho� najmniej cia�em. Przezwisko ��okietek" prze- stano ju� wymawia� lekko. My�l jednak, kt�ra w nim tkwi�a od najm�odszych lat, zrazu powi�ksza�a jeno zam�t w kraju. .Duch w nim mieszka� niespokojny, nami�tny i zaci�ty. Od .�mierci, brata1, dziedzica krakowskiej stolicy, z uporem zacz�� si� o ni� dobija�. Zbrojnie zaj�� Sandomierz, lecz stamt�d daleka leszcze by�a droga do Krakowa. Zniemczony �l�ski Probus, odzier�ywszy stolic� po Leszku, przekaza� j� wielkopolskiemu Przemys�awowi, kt�ry ju� posiad� Pomorze i jako najpot�niej- szy w�adca z Piastowego rodu, przy poparciu i pomocy arcybi- skupa Jakuba �winki, si�gn�� po koron� i dosta� j�, ale Krak�w musia� odst�pi� Czechom. . Zda�o si�, �e �okietek nigdy nie osi�gnie celu swych zamie- rze�. Ju� w nast�pnym roku zdradzieccy siepacze brandenbur- skich margraf�w str�cili koron� Przemys�awa wraz z jego g�o- w�, a poda�y j� niemieckie r�ce zniemcza�emu Wac�awowi czeskiemu. Darmo opiera� si� �okietek, przyzwany przez rycer- stwo na wielkopolski stolec. Si�gali po niego i Leszek kujawski :i Henryk g�ogowski. Si� nie sta�o W�odzis�awowi do walki na wszystkie strony. Nawet w�asnego Sieradza obroni� nie zdoli�. Na r�ce zniemczonego �l�zaka, Jana z Muchowa, zwanego Mu- skat�, z �aski Wac�awa i pod naciskiem jego wojsk stoj�cych w czasie wyboru przed kapitu��, wybranego krakowskim bisku- pem, �okietek zrzek� si� praw do Ma�opolski, z�o�y� ho�d z w�a- snej dziedziny i wzi�wszy ofiarowanych mu pi�� tysi�cy grzy- 1 Leszek Czarny. wien i kilku wiernych towarzyszy, uszed� z kraju na tu�aczk�. Zda�o si�, �e jego g�rne zamiary pogrzebane zosta�y. Nic nie mia� do przeciwstawienia najpot�niejszemu z w�adc�w tego czasu, poza w�asn� zaci�to�ci�. Niemieccy starostowie obj�li rz�- dy w kraju, znajduj�c w niemieckim �ywiole gotowe oparcie, obsadzaj�c obcymi wy�sze urz�dy duchowne i �wieckie, gn�bi�c prosty lud i pozbawiaj�c wszelkiego znaczenia przerzedzone i zubo�a�e na skutek tatarskich napad�w, rycerstwo rodowe. Polski przypisaniec, pomny jeszcze nieraz wolno�ci, kt�r� utra- ci� za niezawinione d�ugi, uginaj�c si� od ci�ar�w i dziesi�cin na rzecz nowych pan�w, z zawi�ci� patrzy� jak pod bokiem, wolny od nich, osadzony na w�asnym prawie i roli, tuczy si� obcy przyb��da. Dzielnicowi ksi���ta w ustawicznych walkach mi�dzy sob� wyniszczali kraj do reszty, p�ac�c za poparcie co- raz nowymi przywilejami pot�niej�cemu i bogac�cemu si� w oczach mieszcza�stwu i szukaj�c wzajem przeciw sobie po- mocy u obcych, kt�rym oddawali ojcowizn�, by j� przyj�� jako lenno. Zda�o si� po nie udanych pr�bach zjednoczenia podj�tych przez �l�skich Henryk�w i wielkopolskiego Przemys�awa, �e kraj zjednoczy� mo�e ju� tylko obce jarzmo, odwiecznym za� dziedzicom pozostaje jedynie pochyli� pod nie g�ow�. CZʌ� I �ciany okaza�ego podmiejskiego dworca prze�wieca�y biel� przez g�stwin� krz�w, a �wie�e gonty l�ni�y jak z�ote w uko�- nych promieniach niskiego ju� s�o�ca. Przed podcieniem wspar- tym na drewnianych, okr�g�ych kolumnach pacho�kowie odbie- rali komia od pana Gerlacha von Kulpen; jednak zamiast wej�� do wn�trza, gospodarz przystan�� ko�o furty i spoziera� na dro- g� ku miastu, czekaj�c widocznie na tocz�c� si� w k��bach kurzu kolas�, kt�ra zatrzyma�a si� przed domem. Nie dla weso�ej kompanii, by przy kubku i ko�ciach sp�dzi� wiecz�r u krewniaka, przyjecha� sam w�jt Albert. Wie�ci, kt�re przywi�z� by�y spodziewane, ale niepomy�lne. Wiadomo�� o �mierci kr�la Wac�awa chodzi�a ju� poprzednio, zmuszaj�c do pilnego baczenia na bieg spraw. Zostawi� wprawdzie kr�l dzie- dzica, ale m�odzik to by� jeszcze, niedo�wiadczony, samowolny i rozpustny. Przy zmianie panowania korzy�ci mo�na wyci�- gn��, ale wiedzie� trzeba, na kogo postawi�. W�jt bez wiedzy nieobecnego biskupa Muskaty wszcz�� uk�a- dy z �okietkiem, Gerlach za� pewny by�, �e dziewierz jego b�- dzie wola� m�odego Wac�awa przy Polsce utrzyma�, by rz�dzi� za niego wedle swej woli. Rozdwojenie 'mi�dzy w�jtem, a bi- skupem mog�o by� przyczyn� nieobliczalnych strat, a po�o�enie Gerlacha stawa�o si� niezmiernie dra�liwe, zmuszaj�c go do wy- boru mi�dzy nimi. Muska�a nigdy by mu nie darowa� odst�p- stwa, a zw�aszcza teraz, gdy rozdra�niony by� zawieszeniem w urz�dzie przez arcybiskupa Jakuba �wink� i rzucon� przez niego kl�tw�. Jakub wznowi� zako�czony uprzednio proces i wezwa� Muskat� do Sandomierza. Muskata �mia� si� z tego, ale nieszczerze. Wytr�cono mu z r�ki or� duchowy, kt�rym zamierza� uderzy� �okietka, a wielu ludzi, zw�aszcza ducho- wie�stwo polskiego pochodzenia, zaczyna�o si� od biskupa od- suwa�. Trudno, by mi�dzy nimi znalaz� si� w�asny dziewierz. Niejasne te� by�o stanowisko arcybiskupa Jakuba. Wia- domo, �e nie cierpi Niemc�w, a ze szczeg�ln� zaci�to�ci� �ciga Muskat�, ale i z �okietkiem nie przyjaciele. Do�� mu niespo- kojne sieradzkie ksi���tko dojad�o w czasie swych rz�d�w w Wielkopolsce. Kupi� Jakuba nie by�o mo�na, czym go tedy przekona� �okietek, �e na jego stron� zda� si� przechyla�? Zgromadzeni u pana Gerlacha rajcy dziwili si� i utyskiwali, wpadali w gniew i drwili. Komu� to na niemieck� pot�g� pod- nosi� r�k�, co kostura nawet utrzyma� nie mo�e, by wesprze� nogi, nie chc�ce ju� nosi� zwi�d�ego cia�a? Ale u �r�d�a roz- dra�nienia mieszczan le�a�o przekonanie, �e Jakub �winka po stronie �okietka to uprawnienie roszcze� ksi�cia i wiara u lu- dzi, kt�rej sam budzi� nie m�g�. Tylko w�jt krakowski Albert siedzia� 'milcz�cy, z nieprzeni- knion� twarz�, jakby chc�c da� si� innym wygada�, by nie przerywali, gdy sam m�wi� zacznie. W zachowaniu jego i po- stawie by�a pob�a�liwa wynios�o��. Przenikliwe, jasne oczy �wieci�y dum�, szerok�, such� d�oni�, na kt�rej l�ni� pier�cie� w�jtowski, g�adzi� kr�tk� szpakowat� brod�. Czasami jakby w zniecierpliwieniu, przygryza� w�s, lecz milcza�. Dopiero, gdy gospodarz zwr�ci� si� wprost do niego z zapy- tamiem: � A wy panie, jak my�licie? Co nam nale�y poczy- na�? � odpowiedzia� z pewnym lekcewa�eniem: � Ju�ci nie pomo�e babskie gadanie. �okietek zuchwa�y jest i uparty; chytro�ci te� .mu nie brak, skoro wydoli� dogada� si� z tym staruchem, kt�ry na nic ii na nikogo zwa�a� nie zwyk�, byle dogodzi� swej nienawi�ci ku nam. � Co tam o takie pr�chno � wtr�ci� Tylman Brand, dzier- �awca �up olkuskich. � Raczcie nie zapomina� � ze sztywn� uprzejmo�ci� prze- rwa� pan Albert � �e cho� r�ce mu si� trz�s�, koron� nimi 9 w�o�y nowemu panu. Korona podwy�szy �okietka, je�li spocz- nie na jego g�owie. � Bez zgody Kurii sta� si� to nie mo�e, a nawet w koronie �okiet do pachy wam nie doro�nie. W�jt pog�adzi� brod�, bo mile po�echta�o go pochlebstwo, ale odpar�: � Wa�niejsze, �e przy Krakowie nie utrzyma� si� �aden pan, kt�rego�my nie chcieli. � Tedy o czym radzi�? � porywczo rzuci� pan Gerlach. � Dobrze nam by�o z Wenziem, nie b�dzie gorzej z jego synem. Niech �okiet pr�buje ze swym ch�opskim wojskiem si�� nas bra�. Z�by na murach po�amie. Rajcy spojrzeli po sobie ze zrozumieniem. Prawda, �e by�o dobrze, a najlepiej panu Gerlachowi, gdy rz�dy w kraju dzie- wierz jego sprawowa�, �upi� i skarby zbiera�, a wszystko to kie- dy� siostrze biskupa, a �onie Gerlacha przypadnie. Piotr Guis odezwa� si� z pewnym wahaniem: � Ale miastu nie wojna zysk, jeno handel. A �okiet ze swym � jak powiadacie � ch�opskim wojskiem zaj�� ju� San- domierz, Biecz, Lel�w i Pe�czyska. Rycerstwo zreszt� te� za nim stoi i palatyn Amadej z W�grami. Starczy by miasto oblega� par� miesi�cy, o straty nas przyprawi, nim m�ody pan nad- ci�gnie. Bieda, �e biskupa 'nie masz. Zda�oby si� wiedzie�, co on postanowi. � Wiadomo�� mam, �e wraca. Ino go patrze� � odpar� pan Gerlach. � I pomiarkowa� nie trudno, co zamierza. Nie darmo m�odemu panu El�biet� Arpad�wn� odradzi�, a naswata� Viol�, c�rk� cieszy�skiego Mieszka, kt�rego dzier�awy z krakowskimi granicz�. Pan Albert, kt�ry znowu nie przerywa� wymiany zda�, jeno brod� g�adzi� niecierpliwie, teraz wtr�ci�: � Nie w�tpi�, �e ni czcigodny pasterz, ni �aden z nas nie chce �okieta i nie nad tym nam radzi�, jeno jak wyci�gn�� ko- rzy�ci zamiast strat. Wenzel, cho� przez cieszy�skie dzier�awy dost�p uzyska�, gdzie indziej odci�ty, nie pr�dko nadci�gn�� ~ 10 ~ mo�e. A korzy�ci trzeba bra� od ka�dego, kto je da. Darmo do miasta nikogo nie pu�cim. Gerlach spojrza� na w�jta podejrzliwie, a Albert widno zro- zumia� spojrzenie, bo doda�: � Z biskupem jeszcze si� naradzimy, bo tak my�l�, �e ko- rzy�ciami i on nie gardzi, a strat nie lubi. Jego to, nie nasze maj�tno�ci �okiet po swojemu pustoszy, a pod nieobecno�� pana na nim, nie na nas, ci�ar obrony spoczywa, skoro Wenzel woj- ska zabra� na w�giersk� wojn�. Tedy chyba i biskup na czasie zyska� zechce. C� wi�c stoi na zawadzie z W�odzis�awem si� uk�ada�, a mury umacnia�? , � Jeno, �e �okiet nie dziecko i zwodzi� si� nie pozwoli. A �acniej mu zaj�te miasto* utrzyma�, ni� doby�. � Jeszcze w mie�cie nie siedzi. �akomie uk�ad�w si� chwy- ci�. I jemu dogodniej z wol� nasz� wej�� do miasta, ni� si��. A tymczasem biskup nadci�gnie, a co wa�niejsze zima, czas do obl�enia niesposobny. W rozmow� wpad� wysoki i d�wi�czny g�os niewie�ci, ale do- chodz�ce s�owa by�y grube. Pan Gerlach zaczerwieni� si� i prze- prosiwszy go�ci wyszed�. Wr�ci� po chwili, a na twarzy jego wida� by�o zniecierpliwienie. W�jt Albert wsta� i �egna� si� zacz��, a cho� Gerlach za- trzymywa� go, wym�wi� si� grzecznie. Pomiarkowa�, �e co� za- sz�o mi�dzy gospodarzem, a jego �on�, pani� Adelajd�, obawia� si� za�, by go nie wmiesza�a w te sprawy niewiasta nie licz�ca si� z niczym. Panowie radni zabrali si� z nim razem, a Gerlach skierowa� kroki do komnaty �ony i zapuka� do drzwi, ale za- sta� je zaparte. Wzruszy� ramionami i kaza� sobie poda� wie- czerz�. Dojrza�a, obfita i z�ota, jak chyl�cy si� ku zachodowi po- godny dzie� jesienny, spoczywa�a w cieniu ��kn�cych ju� drzew dostojna niewiasta. Dostoje�stwo przebija�o z ka�dego cala jej postaci. Zgrabne stopy, przybrane w ci�emki z czer- ~ U ~ wonego safianu, haftowane per�ami i z�otem, wychyla�y si� spod pow��czystej jedwabnej sukni opinaj�cej .kszta�tne cia�o. � Czepiec przybrany klejnotami okala� bia�o-r�ow�, pi�kn� jeszcze twarz, w kt�rej zbytnia pe�no�� zaczyna�a ju� zaciera� delikatne, regularne rysy. Nie by�o natomiast w twarzy s�ody- czy pogodnego dnia, lecz kwa�ny wyraz znudzenia. Du�e b��- kitne oczy b��dzi�y leniwym spojrzeniem pomi�dzy ga��ziami drzew, jakby wyszukuj�c skrawk�w podobnego do nich b��kitu bledn�cego nieba, lub zapomnianego na drzewie owocu, kt�- rego zbi�r zape�ni� ju� piwnice. Tylko na ko�cu sadu roz�o�y- �sta jab�o� ugina�a jeszcze obci��one krasnym owocem ga��zie, zwieszaj�c je a� ku ciemnej wodzie m�yn�wki, uj�tej drewnia- n� cembrowin�. . Owoce te by�y dum� zapobiegliwej i dba�ej o wystawno�� pani Adelajdy, siostry wszechpot�nego Jana z Muchowa, kra- kowskiego biskupa i kr�lewskiego wielkorz�dcy, a mia��onki 'mo�nego 'rajcy i wielickiego w�jta, pana Gerlacha von Kulipen. W dzie� Pa�skiego Narodzenia owoce zdobi� b�d� st�, ku po- . dziwowi go�ci, najdostojniejszych, jakich mo�na znale�� w mie�cie i kraju. Poza tym stanowi� one ulubiony przysmak �pociech pani Adelajdy, jedenastoletniego Henczka i o�mioletniej Gerdy. A nie �atwo czym� dogodzi� rozpieszczonym dziatkom- Brak im chyba tylko ptasiego mleka. Mo�e o tym pomy�la�a niewiasta, a mo�e cos innego zwr�- ,ci�o jej uwag�, gdy� d�wign�a si� leniwie ze sterty jedwab- nych i safianowych poduszek, za�cielaj�cych szerok� �aw� i ro- zejrza�a si�, jakby szukaj�c kogo� 'z domownik�w. Ale nie dostrzeg�szy nikogo, wsta�a i skierowa�a si� ku ulubionemu drzewu. Przyspieszy�a kroku, zdumiona i 'zaniepokojona. Cho�- w powietrzu cisza by�a taka, �e li�� nie poruszy� si� na drzewie, wychylone ku wodzie ga��zie jab�oni gi�y si� jak pod uderzeniem wichru, a uszu niewiasty doszed� plusk spadaj�cego g�sto do- wody owocu. Gdy, biegn�c prawie, stan�a nad brzegiem 'm�yn�wki, zro- zumia�a przyczyn�. W dole, zanurzony po pas w wodzie sta� wyrostek, w czapie na g�owie, cho� dzie� by� ciep�y. Przywi�- 12 zany na powr�zku kamie� przerzuci� przez ga��� i targa� ni� co si�. Kilka innych, ju� ogo�oconych z owocu z ulg� podnosi�o si� ku g�rze. Czelno�� �otrzyka a� oddech odj�a niewie�cie. Wyrostek zauwa�y� j� r�wnie�, lecz nie zdawa� si� zmieszany. Z nie- wielkiej odleg�o�ci widzia�a wyra�nie jego du�e, jasnoorzecho- we oczy, zuchwa�e, drwi�ce i 'z�e. Odzyska�a oddech i wysokim, ostrym g�osem krzykn�a: � V'ermaledeyter frac 1. Rozpalona gniewem patrzy�a bezradnie na ciemn� po- wierzchni� wody, upstrzon� czerwonymi plamkami jab�ek, kt�re oddala�y si� szybko. Ch�opak kilku krokami przebrn�� na drugi brzeg, jak kot wspi�� si� po cembrowinie i rzu- ci� przez rami�: � Stara, wyw��czona torbo dziadowska! Pu�ci� si� szybko �cie�k� w d� m�yn�wki, �miej�c si� g�o�no, a zjadliwie. Za nim bieg�y spazmatyczne krzyki nie- wiasty, wzywaj�cej wszystkich �wi�tych, piorun�w z jasnego nieba i nieprzebieranymi ju� w gniewie s�owami kln�cej w pie� domownik�w, kt�rzy rozle�li si� gdzie�, nara�aj�c na zuchwa�e blu�ni�rstwa z�odziejaszka jej niemal ksi���cy majestat. Ko�mi rozerwa� blu�nierc�! Nieprzytomna z gniewu, z przekrzywionym czepcem na g�owie pobieg�a do domostwa. Wywabiony g�o�nymi przekle�stwami pan Gerlach wy- szed� by j� u�mierzy�, lecz niedopuszczaj�c go do s�owa przy- pad�a do m�a, niesk�adnie a g�o�no utyskuj�c na nies�ychan� czelno�� �otrzyka i niedbalstwo s�u�by. Ale ma��onek r�k� jeno machn�� i odpar� w roztargnieniu: � Pan�w w�jta i radnych sprosi�am i s� tu. Hamujcie si�. Wolej zarz�d�cie co trzeba, by ich godnie przyj��. O waszych strapieniach czas pom�wi� p�niej. � Nie czas! � tupn�a gniewnie nog�. � Chyba by pra- wa ^nie by�o, gdyby za takow� obelg� �otr g�ow� nie zap�aci�! przekl�ty �obuzie 13 � W�dy nie pobiegn� go chwyta�. Wa�niejsza mi tu spra- wa ^^ odfukn�� gniewnie i wr�ci� do go�ci. Niewiasta cofn�a si� do sieni, zacinaj�c wargi. Gdzie te lata, gdy Gerlach pie�ni dla niej uk�ada�, czatowa� na spoj- rzenie jej oczu, my�li i �yczenia odgadywa�? Zbyt pewna by�a swej urody, by przypu�ci�, �e mu nie o ni�, lecz tylko o przemo�ne poparcie kr�lewskiego wielkorz�dcy chodzi�o. Ale jeszcze potrafi si� zem�ci� za jego oboj�tno��, a bez po- mocy ma��onka ukara� zuchwa�ego �otrzyka. Zawo�a�a pa- cho�ka Trepk�, najbystrzejszego ze s�u�by i, marszcz�c ciemn� brew, rozkaza�a ju� spokojnie: � Bie� co si�y ku m�ynowi. Jab�ek z�odziej natrz�s� i'z wod� pu�ci�, musi je przed m�ynem wy�awia�. Schwytasz go, to ubij na miejscu, bior� to na siebie; nie schwytasz, to przy- najmniej dowiedz si�, kto zacz, i do mistrza Hermana z Brze- ga skoczysz na ratusz, by si� tu stawi� nie mieszkaj�c. Spra- wisz si�, wynagrodz�, nie, to r�zgi! Zrozumia�e�? . � Za�by nie! � odpar� pacho�ek i ju� go nie 'by�o. n Sprawca zamieszania, niezbyt si� nawet spiesz�c dobieg� do le��cego opodal nad wod� ��tego, bia�o podpalanego psa. Pies warcza� i gro�nie szczerzy� k�y na kilku wyrostk�w, kt�- rzy z drugiego brzegu �akomie patrzyli, jak na rozpi�tej na powierzchni siatce gromadzi�y si� nap�ywaj�ce jab�ka. Z�o- dziejaszek przebrn�� m�yn�wk� i wyszed�szy na brzeg �ado- wa� zdobycz do sakwy. � Da�by� troch� � zawo�a� kt�ry.� z drugiego brzegu. �Jeszczeby ci si� uwidzia�o, �e� pana w�jtowy syn � odkrzykn��, ale widocznie nic nie mia� przeciw temu, gdy� rzuci� zr�cznie owoc: � �ap, Pietrek! � A mnie, mnie! � wo�ali inni. Rzuca� jab�ka wywo�uj�c ch�opc�w po imieniu, ale ujrzaw- szy nadbiegaj�c� gromadk� innych, krzykn��: � Starczy, na drzewie jeszcze osta�o, mo�ecie se wzi��. � I zacz�� zawi�zywa� worek. � Ty! Marchewka! Nie dasz, to powiem wiertelnikom1, �e� krad�. A starczy ci ju�, i�e� wr�ci�, cho� ci� z �aski pan�w radnych z miasta wy�wiecili na lat sto i dzie�, miast zaraz obiesi� � krzykn�� najstarszy z gromady, ros�y dryblas z twa- rz� ju� przyczernion� sypi�cym si� zarostem. � Id� do �yd�w po �Kozubales" 2 � odpar� zagadni�ty pogardliwie. � Albo w ko�ci se zagraj, jeno poszukaj g�up- szych ni�e� sam, bo znowu si�ce miast jab�ek kupisz. * stra� policyjna 2 wymuszona danina 15 Zaczepionego ze�li�o niemi�e przypomnienie. By� schola- rzem� u Naj�wi�tszej Panny, ale mniej si� przyk�adaj�c do nauki, wa��sa� si� po mie�cie, wtykaj�c du�y nos w ka�d� dziur� i w�sz�c gdzie znajdzie si� jaka� korzy��. St�d zna� miasto i ludzi, jak w�asne, puste przewa�nie biesagi. Odpar� ze z�o�ci�: � Do �yd�w p�jd�, jak 'mi si� zechce. S�yszysz, Marchew- ka! Nie dasz, to po�a�ujesz. � Pami�tasz, �e mnie wy�wiecili, a zaby�e�, i�em zakaza� Marchewk� si� mianowa� � odpar� wyrostek. � B�d� ci� zwa�, jak mi si� uwidzi. Nazwany Marchewk� �ypn�� spode �ba z�ym okiem, ale zda� si� namy�la�. Odsypa� jab�ek i powiedzia�: � Ostawiam na pami�tk�, p�jd� ci na zdrowie. Za�mia� si� z�o�liwie, zarzuci� torb� na rami� i gwizdn�w- szy na psa oddali� si� bez po�piechu kr�t� �cie�k�, wiod�c� 'w�r�d moczar�w Rudawy i Niecieczy, i znikn�� mi�dzy k�- pami krz�w. Ch�opcy pu�cili si� p�dem ku k�adce ko�o m�yna zwanego ,,na Garbarach", ale kleryk wyprzedzi� wszystkich i zagarn�� do torby kupk� jab�ek, nim inni nadbiegli. � Nam nie dasz, Nosderka?! � zapyta� jeden. � Moje s�. Powt�rz� wam, com rzek�: id�cie kra�� sami. Milczeli, bo bali si� ros�ego draba. Jeno jeden mrukn��: � My nie nawykli kra��, jako ty. Po�a�owa� zaraz. Uderzenie pi�ci� zwali�o go z n�g, a inni rozipierzchn�li si� jak wr�ble. Zwyci�zca z zadowoleniem pod- rzuci� ci�k� torb� i ruszy� ku miastu. S�o�ce ju� zachodzi�o "i zaraz bramy b�d� zamyka�. Owoce s� pi�kne i drogie. Jutro sprzeda si� je na targu i b�dzie za co w ko�ci zagra�. Zadowolony wyszed� na go�ciniec wiod�cy od Czarnej Wsi ku Szwieckiej bramie, nad kt�r� rozkraczona, przysadzista i kwadratowa rozsiad�a si� baszta tego� cechu, bod�c szpicza- stym he�mem z o�owianej blachy ciemniej�cy ju� b��kit nie- ba. Na murze gra�y jeszcze zorze zgas�ego s�o�ca, w dole, pod" ' kleryk, ucze� szko�y parafialnej 16 murem z kamienia le�a� ju� cie�. Zaci�gano w�a�nie stra�e i Nosderka tylko co zd��y� przed zamkni�ciem. Przeciska� si� w�r�d ci�by, ci�gn�cej do swych domostw przed zapadni�ciem ciemno�ci; przeskoczy� strug�, kt�ra s�czy�a brudn� wod� �rod- kiem ulicy ku Rudawie, obejmuj�cej dwoma ramionami ca�e miasto, i wyszed� na Rynek. U wylotu, przy naro�niku ratusza sta� t�um gapi�w. Widocznie siek� kogo� u pr�gierza. Nosderka nie przystan�� jak zwykle, by nacieszy� oczy cudzym wsty- dem i b�lem, bo co� mu si� niemi�ego przypomnia�o, ale wszed� mi�dzy kramy, kt�re ju� zamykano. Przej�cie przez Krzy� w �Kofkamerze"� z dzikiego kamienia za�o�one ju� by�o �a�cuchami, skr�ci� przeto na targ o�owiany i ko�o wiel- kiej wagi zmieszawszy si� z t�umem innych scholarzy zmie- rza� przez �Thyrgasse" 2 ku szkole na �Wendecie" 3. Trepka migiem by� na k�adce przy m�ynie ko�o zastawy, ale nie zasta� nikogo. Rozejrza� si� i dostrzeg� id�cego ku mia- stu wyrostka. Bez namys�u kopn�� si� za nim i dopad� przed bram�. Pacholik by� zap�akany, i g�o�no wyciera� nos. � Czemu beczysz? � zagadn�� Trepka. � Bo mnie scholarz pobi� � odpar� zapytany. � Ka�demu juchy dopiek�. Wy�wieci� by ich z miasta. A o co posz�o? � Bom mu rzek�, �e z�odziej. �. Ukrad� co? � Jab�ka. Chcia�em, by da� troch�, ale zaraz mnie wyci��. Wyrostek znowu zacz�� pochlipywa�, ale Trepka w�sz�c ju� �lad przerwa� mu: � Jako �e si� zwie? Czu� ju� par� skojc�w w kieszeni. Przydadz� si� na piwo i dziewcz�ta. Jeno us�ysza� imi� Nosderki, pogna� jakby go ' przej�cie przez Sukiennice (Kaufkammer) 2 ul. Zwierz�ca, dzi� Sienna 8 Ma�y Rynek 17 Wawelskie wzg�rze � 2 giez uk�si� ku bramie, by zd��y� przed zamkni�ciem i zady- szany wpad� na ratusz. W izbie jednak na wy�ce, gdzie za- zwyczaj siadywa� naczelnik stra�y miejskiej, nie zasta� nikogo. Po namy�le Trepka zleci� stra�nikowi, by wyszuka� magistra i kaza� mu si� stawi� u pani Adelajdy, a sam pospieszy� po przyrzeczon� nagrod�. Zamiast niej jednak, spotka�o go �a- janie, a gdy usi�owa� si� sprawia�, ma�� ale siln� r�czk� nie- cierpliwej pani Adelajdy po �bie dosta�. Nie wiele brak�o, by to samo spotka�o powa�nego Her- mana, kt�ry zjawi� si� wkr�tce. Pani nie dopu�ci�a go niemal do s�owa, obsypuj�c wyrzutami za niedbalstwo. Podra�niony odpar�, �e stra� za murami do jego ludzi nie nale�y. Tupn�a nog�: � S�ucha�, co m�wi�. Je�li �otrzyk dzi� jeszcze w dy- bach nie b�dzie, po�egnajcie si� z urz�dem. Herman milcza�, cho� ��� si� w nim obr�ci�a. Wiedzia�, �e pi�kna pani Adelajda nie tylko z urody podobna do ulegaj�- cego jej wp�ywowi brata, a nie by�o w Polsce cz�owieka, kt�- rego by zniszczy� nie potrafi� pot�ny wielkorz�dca. Pan hut- man 1 zamilk� tedy i przyrzek� sobie, �e z�o�� wy�aduje na z�o- czy�cy, kt�ry by� po�rednim sprawc� jego upokorzenia. Utrapienie mia� ze swymi wychowankami scholastyk Ger- ward, wikariusz od Naj�wi�tszej Panny. Wybryki niesfornej gromady obi�y si� a� o uszy papie�a, a niemal nie by�o dnia by nie zajrza� do szko�y cirkelmajster Fryczko, prze�o�ony nad wiertelnikami grodzkiego kwarta�u, w .kt�rym le�a�y szkolne zabudowania. Kradzie�e, gry, rozpusta, pija�stwo i b�jki zda- rza�y si� niemal co dzie�, a z�o�liwe psoty, nie oszcz�dzaj�ce nawet najpowa�niejszych obywateli, zdawa�y si� by� g��wnym zaj�ciem zbieraniny, w�satych ju� nieraz m�okos�w, syn�w ch�op�w uwolnionych, �az�g�w, drobnego rycerstwa, ni�szego duchowie�stwa i kolonist�w. Niby gotowali si� do stanu du-', ' naczelnik stra�y miejskiej 18 chownego, ale najcz�ciej ko�czyli jako igrce ordinis yagorum, 'ioculatores, golliardi et buffoni1, o ile wcze�niej nie trafi�o si� kt�remu�, �e za ci�sze przest�pstwo dosta� si� w r�ce mistrza �wi�tej sprawiedliwo�ci i ukarany zosta� gard�em lub r�k�, albo wy�wiecony z miasta. Bezsilne by�y jednak upomnienia i kary, gdy nie �wieci� przyk�ad id�cy z g�ry. Nie wywo�a�o te� zbyt wielkiego zdziwienia, gdy zjawi� si� w refektarzu sam hutman z miejskim pacho�kiem. Po wie- ' czerzy jedni scholarze .zabierali si� do snu, inni przemy�li- wali, jak wymkn�� si� przez mur, okalaj�cy szko��. Gdy hut- man zapyta� o Nosderk�, wskazano mu miejsce w dormitorium, gdzie sypia�. Pod zag��wkiem le�a�a torba z jab�kami, samego winowajc� trudniej by�o jednak znale��. W ko�cu wyci�gni�- to go z jakiego� zakamarka na podstryszu i mimo oporu .skr�po- wano mu r�ce powrozem, a hutman, ci�k� r�k� da� mu po g�bie, tak, �e j� rozkrwawi�. Pacho�ek te� nie �a�owa� ko�ci Nosderki, ci�gn�c go na ratusz, a� si� za nim scholastyk uj��, m�wi�c �e drobna kradzie� raczej jako psota r�zg� winna by� ukarana. � Psota! � wrzasn�� Herman. � To jeno lico2, po kt�- rym pozna� przest�pc�. Za to, co pope�ni�, nie wiem, zali go mistrzowi nie wydadz�, a ile ja mu do�o��, nie zap�aci mi tego, com musia� przez niego wys�ucha�. Zostawi� strapionego Gerwarda, kt�ry cho� kl�� i pra� swych wychowank�w, przecie serce mia� do nich, win� na m�odo�� ich sk�adaj�c i z�y przyk�ad zewsz�d p�yn�cy. Tak�e i towarzyszom wyd�u�y�y si� twarze i dziwnie szyb- ko cisza zapanowa�a w .gwarnym dot�d budynku. R�zgi, pr�- gierz i zamkni�cie, a tym mniej poszturchiwania nie budzi�y strachu ni wsp�czucia, ale wydanie mistrzowi, to ju� co inne- go. Przemy�liwa� zacz�li, jakby pom�c Nosderce: dzi� on, jutro kto inny. Bali si� jeno wmiesza� w nieznan� i brzydk� widno ' zakonu w��cz�g�w, trefnisie, aktorzy l b�azny 2 lico � dow�d rzeczowy 19 spraw�, cho� nie nowin� by�a bijatyka z miejskimi pacho�- kami, a i naj�cie na ratusz nie by�oby pierwsze. Snad� wi�ksze jakie� moce wchodzi�y w gr�, skoro nawet takiemu jak Her- man sad�a zalaz�y za sk�r�. Lepiej poczeka�, a� si� sprawa wyja�ni. Zasypiali przygn�bieni. Nosderka sam natomiast, cho� zbity i poturbowany, nie by� najgorszej my�li. Za to, �e wzi�� troch� kradzionego owo- cu najwy�ej par� r�zeg mu grozi, je�li si� wskazuj�c spraw- c�, zgo�a nie wymiga. Na nocleg na twardych deskach, w to- warzystwie opilc�w i w��cz�g�w by� ju� przygotowany. Tyle �e odzie� i w�osy pe�ne b�d� robactwa, ale to nie pierwszyzna. Zrzed�a mu dopiero mina, gdy zamiast do g�rnej izby od strony pr�gierza, wrzucono go do kabatu 1 w ratuszowej wie�y. Stra�nik po�wieci� �uczywem, gdy Nosderk� zakuwano w dyby i przy md�ym �wietle wi�zie� dojrza�, �e nie jest sam. Potem �wiat�o zgas�o, pos�ysza� d�wi�k zak�adanej na drzwi �elaznej k�ody i zapanowa�a zupe�na ciemno��. � C�e� dowini�, m�odziku, �e ci� w dyby kuj�? � ode- zwa� si� czyj� g�os. � Wiem to ja? � odpar� Nosderka, usi�uj�c bezskutecznie przybra� wygodniejsz� postaw�, bo dyby ciasno trzyma�y mu nogi. � Tym ci gorzej. Jak zaczn� pyta�, dusz� mog� wytrz��� z cz�eka. Je�li� mi�tki, to przyznaj od razu czego chc�. Szubie- nica albo pieniek, to nic. Jakoby okiem mrugn��, ani poczu- jesz. Ale zaczniesz si� raz wy�g�wa�, to ju� trzymaj si� tego, jak kleszcz sk�ry, cho�by ci �eb urywali. Pom�cz�, ale potem puszcz�, najwy�ej z miasta wy�wiec�, je�li nie najd� dowo- d�w. M�ody�, to si� wyli�esz. Nosderka s�ucha� struchla�y i darmo sili� si� zrozumie� to, Co zasz�o. Na my�l mu przysz�y s�owa Marchewki, na kt�re poprzednio nie zwr�ci� uwagi. To on musia� go wsypa�, ale kiedy i jak? Nosderk� ogarn�a naprz�d w�ciek�o��. Targa� si� pocz�� w dybach, ale jeno golenie poociera�; potem naszed� go wi�zienie 20 strach, a� zimna rosa okry�a czo�o, a w ko�cu przygn�bienie tak wielkie, �e szlocha� zacz��. Z ciemno�ci odezwa� si� towa- rzysz zaspanym g�osem: � Le��e cicho, bo mi spa� przeszkadzasz, a nic ci to nie po- mo�e. Mi�tki�, przyznaj si� lepiej. L�ejsz� b�dziesz mia� �mier�. m IM osderka m�czy� si� bezsennie ca�� noc, i usn�� dopiero nad ranem, ale za to tak twardo, �e ceklarz �, kt�ry mu dyby rozkuwa�, dwa razy kopn�� go musia�, by si� obudzi�: � Wstawaj, �cierwo! Panowie czeka� nie nawykli. Scholarz zacz�� trze� zaspane oczy, ale kopni�ty raz jeszcze, spr�bowa� si� zerwa� i leg� jak d�ugi. N�g nie czu� wcale. Usiad� i rozciera� je st�kaj�c. � Rusz si�, bo za �eb powlok�. Wrony te� czekaj� na �nia- danie. Nosderce strach w�osy z je�y� na g�owie. Powsta� niezdar- nie, bo nogi mia� jak z drewna. Po udach k�u�o go tysi�ce szpi- lek, ko�ci bola�y jak po�amane, ale ruszy� zataczaj�c si� ku wyj�ciu. Na dobitek towarzysz rzuci� za nim: � Pomnij, com ci rzek�. Przyznaj si� lepiej od razu. Mi�t- kis. � My i z twardego wyci�niemy � za�mia� si� pacho�ek i pchn�� scholarza tak, �e wywr�ci� go na kamienne schody. Skoml�c jak zbity pies Nosderka powl�k� si� na g�r�. Spodzie- wa� si� ju� najgorszego, a poczucie zupe�nej bezradno�ci krew mrozi�o mu w �y�ach. Nawet nie wie o co sprawa, bo nie o g�upich par� jab�ek chyba. A czu�, �e przyzna czego chc�, nim go dotkn�. Gdy go jednak przez d�bowe, �elaznymi guzami okute drzwi wepchni�to do izby, za�wita� mu cie� nadziei. Pod oknem sta� scholastyk Gerward i swarzy� si� o co� z wyso- pacho�ek stra�y miejskiej 22 kim m�em odzianym w obszywan� po brzegach futrem ja- k� 1 z ciemnego sukna. Spod fa�d�w kr�tkiego p�aszcza, spi�- tego na ramieniu bogat� spink�, wyziera� koniec ozdobnej pochwy no�a, zawieszonego na pasie z kutych klamer. Gdy Nosderka wszed�, swarz�cy si� umilkli, a bogato przy- brany dostojnik odwr�ci� si� ku niemu i utkwi� w nim zim- ne oczy. Scholarz pozna� pana Gerlacha i krew uciek�a mu z g�owy do serca, kt�re zacz�o �omota�, jakby wyrwa� si� chcia�o z piersi. Przytomno�� wr�ci�a Nosderce, gdy pos�ysza� g�os Gerwarda: � Moja rzecz kara� scholarzy na sk�rze i w�osach. � A nasza na gardle i r�ce � sucho odpar� Gerlach. � Urtei�2- �awa wyda, nie wy. Do�� d�ugo i cierpliwie znosim nierz�d i swawol� waszych scholarzy. Nie wydolicie ich ukr�- ci�, my to uczynimy. Czas da� nauk�, �e nie wszystko znosi� b�dziem. W bia�y dzie� ju� kradn� i na cze�� najdostojniej- szych niewiast si� porywaj�. � W bia�y dzie� dowinienie mniejsze ni� w nocy, a owoc ni p� kwartnika nie wart, tedy nie crimen to �adne, cho�by z o�tarza skradziono � pop�dliwie rzuci� Gerward. � Nie ma takowego wilkierza 3. � Ale zniewaga dostojnej niewiasty, by nierz�dnicy. A nie ma wilkierza, to si� wyda. Ja wam por�czam. Przebra�a si� miarka. Nosderka rozumia� po niemiecku, bo cho� arcybiskup Ja- kub surowo przykaza�, by nikomu �wi�ce� nie dawano, kto nie zna krajowego j�zyka, przecie w szkole wi�cej po nie- miecku, ni� po polsku uczono. O�mielony obecno�ci� i wsta- wieniem si� scholastyka, pad� na kolana i zakrzykn��: � Jab�ek nie krad�em, a niewiasty nijakiej, jako �ywo, na oczy nie widzia�em. Niech mi B�g tak b�dzie przy skonaniu. � Uderzy� si� w piersi. 1 kaftan 2 Urtei� � wyrok s uchwa�a 23 � Pozw�lcie, �e go rz�dnie rozpytam, � odezwa� si� Ger- ward i, nie czekaj�c na przyzwolenie, zwr�ci� si� do schola- rza: � M�w, ale kr�tko i sk�adnie, a prawd� jak na �wi�tej Spowiedzi. Sk�d wzi��e� jab�ka? � Marchewka mi da�, bodaj go czarna �mier�! � ��e! � przerwa� pan Gerlach. � Jeszcze innych do kradzie�y namawia�. Ale Gerward nie pozwoli� sobie przerwa� i pyta� dalej: � Co zacz, ten Marchewka? � On si� po prawdzie inak zowie, jeno my�my go prze- zwali Marchewka, gdy p� �ba mia� ry�e, a p� zielone, jak trawa. On siebie Wiewi�rk� mianuje, a jako si� zwie po praw- dzie, nie wiem; jeno to, �e rzezimieszek jest i szkodnik i �e go rok temu z miasta wy�wiecono. Scholastyk chcia� pyta� dalej, ale Gerlach przerwa�: � Wraz si� oka�e, czy wasz scholarz cho� s�owo prawdy rzek�. Bie�� j po hutmana � zwr�ci� si� do stoj�cego przy drzwiach draba � niech regestum proscriptorum et gravami- numl przyniesie. A zwracaj�c si� do Nosderki doda� zimno: �� M�dl si�, by si� okaza�o, �e prawda, co m�wisz. Je�li� ze�ga�, to my ci� lepiej wyspowiadamy, ni� sam Ojciec �wi�ty. Oczyma przygni�t� Nosderk� do ziemi. Z�y by�, bo zadzier- ka z gwa�town�, a bezwzgl�dn� pani� Adelajd� najmniej by�a mu na r�k� i postanowi�, �e bez lito�ci dostarczy jej ofiarnego koz�a, zajedno kogo. Nosderka taki czu� si� ma�y wobec gniewu przemo�nego pana w�jta wielickiego, �e by�by si� wnet schowa� w szpar� mi�dzy dylami pod�ogi. Modli� si� tak, �e a� pot wyt�pi� mu na czo�o i trz�s� si�, jak psiak na mrozie. Na szcz�cie nie czeka� d�ugo. Rozleg�y si� ci�kie .kroki i wszed� opas�y pan hutman, nios�c ksi�g� oprawn� w deski obci�gni�te sk�r� i z ha�asem po�o�y� j� na d�bowym stole. 1 rejestr karny 24 Nosderka patrzy� na ni�, jakby chcia� si� jej uchwyci�, by wybrn�� z topieli. Ale co b�dzie, je�li notariusz pomyli� co�, lub wpisa� zapomnia�? Zaczn� go �spowiada�", a wtedy ko- niec. Przyzna si� do wszystkiego. Skrzypienie sto�u, na kt�- rym wspar� si� pan Gerlach przewracaj�c z szelestem karty pergaminu, przypomina�o mu skrzypienie szubienicy, gdy wiatr zako�ysze wisielcem. Proskrybowanych anno Domini 1304 by�o kilkudziesi�ciu, bo nie brak�o w mie�cie niesfornych �ywio��w � i d�ugo trwa- �o zanim pan Gerlach przeszed� wszystkich. Gdy wreszcie d�wign�� si� znad ksi�gi, st� zaskrzypia� mocniej, a Nosderka w zimnych oczach pana w�jta wyczyta� zgub�, nim jeszcze us�ysza� s�owa: � ��esz! Nijakiego Marchewki, ni Wiewi�rki, ,nie masz w regestrze. Nosderce zda�o si�, �e ca�y rozp�ywa si� w pocie. Jak przez �cian� pos�ysza� g�os scholastyka: � Pozw�lcie panie, �e ja poszukam. �otrzyk i�cie mo�e broi� pod innym imieniem. Pod rz�d trzeba czyta�. Nim jednak zacz��, gruby hutman odezwa� si�. � Rzekli�cie panie: Wiewi�rka, lub Marchewka? Jakbym go widzia�, bo �eb mu p�on��, jak pochodnie, przy kt�rych sam go z miasta wy�wieca�em. Je�li dobrze pomn�, zwa� si� Ostr�ka. Teraz Nosderce uczyni�o si� ca�kiem s�abo i mokro, ale nikt na niego nie zwraca� uwagi, bo scholastyk szybko prze- wracaj�c karty zatrzyma� si� nad jedn�, patrzy� na ni� przez chwil�. Zacz�� czyta�: �In Nomine Domini � Amen! Panowie w�jt i �awa w dniu �wi�tego Archanio�a Rafa�a, rozpatrzyli spraw� Ostr�ki, obwi- nionego o liczne i wielkie crimina et delicta1. Zwa�ywszy, �e nikt ze �wiadk�w nie zaprzysi�g�, jakoby pomienione- go huncwota na licu2 przytrzymano, by mieszki rzeza�, ' zbrodnie i wyst�pki. ' na gor�cym uczynku, 25 towary z �aw �ci�ga�, dr�b podbiera� i wiele innego z�a czy- ni�, o co go g�os powszechny oskar�a, za co i szubienicy by�oby ma�o; a z 'drugiej za� strony, �e w ca�ym mie�cie, 'jak wiel- kie, niepok�j czyni, gdy mienia swego, gdzie si� poka�e nikt nie pewny; �e nijakiego szacunku dla nikogo, by najdostoj- niejszego nie ma; �e panom wiertelnikom i stra�y brzydko odkazuje, pracy przysparza, wchodz�c i wychodz�c do miasta i z miasta jakoby zgo�a nie by�o mur�w i bram, kt�re panowie gwoli bezpiecze�stwa wielkim kosztem i staraniem wysta- wili; gdy pan starszy rze�niczego cechu, s�awetny Bertold Sonnevlesser s�usznie si� u�ala, �e rzeczony Ostr�ka stura- �em jestl szrutami2 handluje, jakoby cechu zgo�a nie by�o, czelad� do partactwa i niepos�usze�stwa przyucza � panowie w�jt i �awa, w trosce by w mie�cie ich pieczy powierzonym spok�j i prawo panowa�y, z kt�rych rzeczony Ostr�ka jedno zak��ca," drugie ma za nic � a za� maj�c na wzgl�dzie i�e m�odociany jest, �ywot mu grzeszny, kt�ry za �ask� Pana na- szego Jesu Krista poprawi� jeszcze mo�e, darowali, a pod pr�- giem go na rynku wystawi� i r�zgami siec postanowili; a zasi� potem obwi�z�szy winowajc� na o�le, w miech zaszytego wraz z jego psem, kto ren cho� zwierz� ibezrozumne do nierz�du pomaga, przy pochodniach z miasta na lat sto i dzie� wy- �wieci�: A gdyby powr�ci� si� wa�y�, lub cho�by ko�o mia- sta bli�ej ni� w mili si� pokaza�, ma by� 'schwytany i od- dany mistrzowi �wi�tej sprawiedliwo�ci, by na gardle ka- - rany by�. W miar� jak scholastyk czyta�, duch wraca� w Nosderk�, a przygn�bienie zmienia�o si� we w�ciek�o�� i ch�� zemsty nad ^ sprawc� swej poniewierki. Teraz nie w�tpi�, �e Marchewka, po to jeno jab�ka mu zostawi�, by go wkopa�. Gdyby Nosder- ka m�g� wiedzie�, �e zuchwalec ma��onk� pana w�jta, a sio- str� samego biskupa ci�ko zniewa�y�, by�by go zaraz by� schwyta�. ' St�hrer � szkodnik 2 szruty � kawa�ki 26 Tym pewniejsz� wydawa�a si� mu umy�lna z�o�liwo�� prze- bieg�ego �otrzyka, �e Nosderka sam mu by� co� winien. On to na czele gromady scholarzy najbardziej dogryza� winowaj- cy, gdy go postawiono pod pr�gierzem, a potem obrzuca� �aj- nem i b�otem, gdy zwi�zanego w miech obwo�ono po rynku. Upa�kany by�, �eby go rodzona ma� nie pozna�a. Nic nie m�wi�, ale patrzy� tak, �e trudno zapomnie�. I on widocznie chcia� zapami�ta� sprawc�w swego wstydu i ha�by. Niech pa- mi�ta! Teraz skoro tamten ma przeciw sobie samego pana Gerlacha, Nosderka poczu� si� g�r�. Tote� gdy scholastyk sko�czy� czyta�, Nosderka zakrzy- kn��: � Widzicie, panie, jako niewinnie by�em sponiewierany. Ale jemu odp�ac�. Skoro wr�ci�, ani chybi, znowu po mie�cie grasowa� pocznie. Ju� ja go schwytam, cho� �liski jak w�gorz. � Jeszcze nie wiemy, czy� jego powrotu nie zmy�li� � odpar� w�jt ze z�o�ci�. Wola�by dostarczy� ma��once ofiar�, ni� niepewn� obietni- ,c� uchwycenia jej w przysz�o�ci. � Prowadzi� go do pani Adelajdy! � zwr�ci� si� do pa- cho�ka. � Niech sama rozezna,, czy to nie ten przechera j� zniewa�y�. Nosderka jedJlak odzyska� ju� pewno�� siebie. T�szy by� od Marchewki i .czarny, pomyli� ich trudno. Uzuchwali� si� tak, �e powiedzia� g�o�no: � Sam p�jd�. Jeno pacho�ek niech mnie nie szturka, bo oddam z nawi�zk�. Za godzin� istotnie wraca�, weso�o gwi�d��c. W gar�ci du- si� z�otego florena, kt�rego dosta� od pani Adeajdy, wku- piwszy si� w jej �aski pomstowaniem na Marchewk� i przy- si�g�, �e znajdzie go cho�by pod ziemi�, a schwyta cho�by w ko�ciele. Serce, niedawno obwis�e ze strachu, p�cznia�o ch�ci� zemsty i nadziej� przyrzeczonej nagrody: dziesi�� sztuk z�ota! Nawet Judasz tyle nie dosta� za Chrystusa Pana. Nosderka marzy�, jak u�ywa� b�dzie, ale pow�ci�gn�� te my�li. Do du- i ~ 27 ~ chownego stanu nie czu� powo�ania, trzeba chwyta� sposob- no��. Przy poparciu dostojnych os�b mo�e skryb� zosta� albo handlem si� zaj�� i otrzymane z�oto wielokrotnie pomno�y�. Ko�ci bola�y go jeszcze, ale po wczorajszym noclegu znu- �ony, mimo podniecenia, usn�� szybko, jeno �ni�o mu si�, �e spoczywa na worku z�ota. Worek twardy by� i Nosderka kr�- ci� si� niespokojnie. iv Na szczycie kamiennej wie�y biskupiego zamku w Li- powcu, jesienny wicher zda� si� potrz�sa� pot�nymi blan- kami; wy� i skomli� w strzelnicach ni�szych pi�ter, nios�c chwilami bryzgi nadchodz�cej nawa�nicy. Zapada� mrok. Jedno po drugim zapala�y si� ��te �wia- te�ka okien obszernego budynku, zwr�conych ku �l�skiemu brzegowi i niedalekiej przeprawie na Wi�le, kt�rej strzeg� zamek. Po�o�ony na zachodnim kra�cu pasma wzg�rz okry- tych podmok�ym, nieprzebytym borem, z grodami w Ty�cu i Piekarach na kra�cu wschodnim, stanowi� ostatni� bram� polskiego kr�lestwa od po�udnia, kt�rej klucze dzier�y� w r�ce Muskata. Twarda to by�a r�ka. Umia�a wyciska� krew i z�oto, przy- gina� do ziemi najt�sze karki. Gdzie r�ka by�a za kr�tka, si�ga� zimny i jasny rozum, wy�wiczony na wzorach Zachodu i Po�udnia, w Bolonii, Rzymie i Pradze. Zna� my�li zmar�ych m�drc�w i �ywych ludzi. Szanowa� pierwszych, ceni� drugich tylko, o ile byli pot�ni, a potrzebni dla jego szerokich i zu- chwa�ych zamierze�. Jeden mia� tylko cieplejszy zak�tek w sercu: dla siostry, pani Adelajdy i dla jej dzieci. Zna� dobrze 't� jedyn� s�abo�� swego dziewierza pan Ger- lach von Kulpen i mo�e dlatego wola� oczekiwa� na jego powr�t u niego w Lipowcu, zanim si� pami�tliwa ma��onka bratu uskar�y. Sam dumny i wynios�y w poczuciu swych bo- gactw i znaczenia, ma�ym si� czu� wobec krakowskiego bi- skupa, a obecnie rzeczywistego samow�adcy przewa�nej cz�ci Polski. Zachodzi�a zreszt� konieczno�� jak najrychlejszego za- ~ 29 ~ wiadomienia Muskaty o tym .co sta�o si� w kraju podczas jego nieobecno�ci. Zuchwa�y �okiet sta� ju� z wojskami w kra- kowskiej dzielnicy, a sandomiersk� mia� w r�ku. Uk�ada� si� z w�jtem Albertem o wydanie miasta, sk�onny s�ono za ule- g�o�� zap�aci�, a jednocze�nie zaj�� zamki biskupie: Lel�w od p�nocy, Pe�czyska od wschodu i Biecz od po�udnia. Zmusi� sandomierskie rycerstwo, by stan�o pod jego znakami; kra- kowskie, niezadowolone z twardych rz�d�w czeskich, r�wnie� garn�� si� do niego zaczyna�o. Ksi��� r�s� w si��, jeszcze nie wa��c si� zawierzy� jej tylko, ale ju� j� okazuj�c. Czas by�o wiedzie�, czego si� trzyma�. Dlatego pan Gerlach sta� d�ugo wraz z burgrabi� Pesk� na szczycie wie�y w wichurze, docieraj�cej przez ko�uchy do sk�ry, wypatruj�c powrotu biskupa, p�ki na ja�niejszej od mroczniej�cych brzeg�w p�aszczy�nie podmok�ych ��k roze- zna� mo�na by�o drog� od przeprawy. Ale nikt nie ukazywa� si� na niej. � P�jd�my do komnat � przekrzykuj�c wycie wichury zawo�a� burgrabi�. � Mi�o�ciwy pasterz zatrzyma� si� musia� po drodze na nocleg. Zreszt� niczego nie wystoim. Kiedy przy- jedzie, wtedy b�dzie. Zwr�ci� si� do zapadnich drzwi i znikn�� w ciemnym wn�-^ trzu wie�y. Pan Gerlach sta� jeszcze. Niecierpliwy by� i niespokojny. Wreszcie ruszy� za burgrabi�. Omackiem szed� po drewnianych schodach ku �wiat�u przezieraj�cemu przez boczne drzwi. Gdy je otworzy�, ukaza�a si� d�uga sie�, na kt�rej ko�cu ja�nia�a rz�si�cie o�wietlona komnata, sk�d dochodzi� zmieszany gwar licznych g�os�w. Z Gerlachem bowiem, nie bacz�c na trud podr�y po roz- mok�ych drogach poza samym w�jtem zjecha�o, co by�o moz- niejszego w mie�cie. Rajcy: Ja�ko, w�jt s�dowy �, Henryk, so�-, ty� Kocierza, Tylman Brand, dzier�awca �up solnych, z za- st�pc� w�jta Alberta, Petrem Guisem na czele, �awnicy Isin- ' przewodnicz�cy s�du �awniczego 30 bold i Pawe� z Brzegu, Petzold i Jakub, so�tysi z Ko�nowa, Suderman z Pisar, oraz stary Witko, dawny �upnik krakowski i w�jt sandomierski: by�y w�jt, bo uchodzi� musia� wraz z re- szt� opornego mieszcza�stwa, gdy W�odzis�aw gr�d i miasto opanowa�. ' Witka los-by� przestrog� dla krakowskich patryc j uszy, �e i z Krakowa uchodzi� trzeba b�dzie, je�li si�� zostanie zaj�ty. A z drugiej strony przed oczyma mieszczan op�ywaj�cych w do- statki i bogactwa, kt�rych �al by�o porzuci�, stawa�y korzy�ci, jakie miasto uzyska� mo�e, je�li z dobrej woli wpu�ci uroszczy- ciela. ��dania postawione �okietkowi przez w�jta Alberta by�y zuchwa�e, a prawie nie trafi�y na sprzeciw. " Wielk� rozterk� przeci�� m�g� jedynie Muskata. W jego r�- ku by�a si�a w kraju i nici spraw za granicami. Dlatego rajcy nie czekali w Krakowie na powr�t biskupa, byle pr�dzej pozby� si� ci���cych w�tpliwo�ci. Przyjazd zapowiedziano na dzisiaj, ale oto ko�czy� si� kr�tki dzie� listopadowy, a Muska�y nie by�o. Gdy wszed� pan Gerlach, podniecony gwar umilk�, a Witko zapyta�: � Nie patrzy� nam dzisiaj pana biskupa? � Widno nie przyjedzie � odpar� pan Gerlach. � Pora nie- sposobna do podr�y i drogi rozmok�e. Usiad� u g�ry sto�u na krze�le z wysokim oparciem, zdobnym herbem Gozdawa, u�ywanym przez Muskat�: dziewi�cioma modrymi liliami na b��kitnym polu. Mieszcza�skiego pochodze- nia, biskup nie mia� prawa do rycerskiego znaku, ale sam go sobie nada�. Mia� co i czym oz�oci�. Czeskie i niemieckie za�ogi w jego barwach sta�y w wielu zamkach, kt�re b�d� sam otrzyma� za oddane us�ugi, jako P�a- wi ec na Spiszu, b�d� przetar�y� za maj�tek kapitu�y, rozrz�dza- j�c nim jak w�asnym. Kamienic� odda� za Biecz, kanoni� z pre- bend� za K�ty, potrzebne mu, by ze �l�skiem ��czno�� utrzy- ma�. W samej ziemi krakowskiej, za przywilejem Wac�awa obwarowa� Kielce, Hebd�w, Tarczek, I��� i S�awk�w, pr�cz Pe�czysk i Lelowa, zagarni�tych teraz przez zuchwa�ego W�o- dzis�awa. Ani chybi, Biskup zechce je odebra�. "f..- ! ~ 31 ~ � Pobrane zamki W�odzis�aw sam zwr�ci, jeszcze za szkody dop�aci � odezwa� si� Witko, kt�ry najgor�cej gard�owa�, by .z �okietkiem wojny nie wszczyna�, a dra�ni�o to i odbiera�o pewno�� siebie innym, pragn�cym spokojnie spraw� rozwa�y�. Dlatego Ja�ko �achn�� si� i rzuci�: � My�licie, �e i wam odda sandomierskie w�jtostwo? Ju� je przeda�. � Albo my�licie, �e Krak�w to Sandomierz? � doda� Suder- man. � My�l�, �e nam za jedno, kto siedzi na grodzie w Krako- wie, byle spok�j by�. Nie nasza rzecz wojna, jeno handel � gniewnie odpar� Witko. � A w Sandomierzu my�leli�cie inak � zadrwi� Ja�ko. � Czas mia�em przemy�le� po drodze do Krakowa � od- ci�� si� Witko. � Trzeba by�o przemy�le� w swoim Sandomierzu. Tam wi- dno dla was wszystko zaczyna si� i ko�czy. � I Krak�w taki m�j, jak i wasz. A straci�em ju� do��. Istotnie Witko mia� w Krakowie kamienice, place i �awy. �y� m�g� jeszcze dostatnio, ale jeno je�li �okietek uk�adem wejdzie do Krakowa. Gdy go we�mie si��, z biesagami trzeba Witkowi wraca�, sk�d przyszed�. Nie ci�gn�a go dawna ojczy- .zna. Bezrz�d tam by� i bieda. Tu zyska� znaczenie, maj�tek, na- wet s�aw�: wielkie po�o�y� zas�ugi w obronie Sandomierza w cza- sie ostatniego najazdu Tatar�w. I stary ju� jest, nie czas mu za- czyna� od nowa. Drobniejszemu mieszcza�stwu tak�e wojna, nawet wygrana, nie obiecywa�a korzy�ci. Zgarn� je najmo�- niejsi. Dlatego lepszy pok�j, cho�by pod takim panem jak W�o- dzis�aw, kt�ry wiadomo � Niemc�w nie lubi. I dlatego Witko, mimo �e do Rady ni �awy ni nale�a�, przyjecha� do biskupa. Z�y by�, gdy mu odczu� dano, �e jego zdanie wagi nie ma. � My�la�by kto, �e pan biskup jeno naszego dobra strzeg� b�dzie, bo patrzycie w niego, jak sroka w ko�� � m�wi�. � Nasze dobro i jego, to jedno � odezwa� si� pan Ger- lach. � A si�� ma on. t1 ~ 32 ~ W � Waszo, zapewne! Ju�ci, swojackiego strzeg� b�dzie. � Tedy po co�cie przyjechali? Nie prosi� was nikt �� szor- stko odpar� Gerlach. � By�cie wy za wszystkich nie m�wili, skoro swego, jeno pilnujecie. Patrzyli na siebie rozognionymi ju� oczyma, gotowi do k��- tni. Petzold wtr�ci� pojednawczo: � Jak wi�kszo�� postanowi, tak b�dzie. Ale nie zaprzeczy- cie, �e pan biskup nie si�� jeno ma, ale i rozum. Je�li uzna, �e nie pora, wojny wszczyna� nie b�dzie. I ma on wi�cej, ni� my do przegrania. Dlatego radzie jego zaufa� mo�na. �� Mo�e. Jeno, �e go .nie ma, a czas nie czeka � burkn�� Witko, cokolwiek si� miarkuj�c. Jakby w odpowiedzi na te w�tpliwo�ci zaszczeka�y psy i stra�nik w r�g uderzy� na bramie. Poderwali si� wszyscy, ��dni w swej niecierpliwo�ci biec naprzeciw, ale Gerlach ich wstrzyma�: � Pan biskup z podr�y, na pewno przebra� si� i odetchn�� zechce. Sam go powitam. . . Gdy Gerlach wyszed�, Witko mrukn��: � Albo rozm�wi� si� z dziewierzem w cztery oczy. . Inni pomy�leli to samo, ale nie odezwa� si� �aden, nas�u- chuj�c, a� w kru�ganku rozleg�y si� liczne st�pania, a ponad zgie�k wybija� si� niski, szorstki g�os biskupa i jego rubaszny �miech. � Weso�o pan biskup wr�cili. Nic dziwnego, z wesela � odezwa� si� Witko. , � Chwali� Pana Krista � zauwa�y�. Suderman. � Wie�ci musz� by� dobre. � Dla niego � mrukn�� Witko, ale tak cicho, �e nie dos�y- szeli, gwar zreszt� si� uczyni�, bo wszed� Muska�a, a za nim Gerlach i kilku dworzan i rycerstwa. Muskata trzyma� si� przy .drzwiach obrzuciwszy bystrym wzrokiem zgromadzonych i ru- szy� ku swemu stolcowi, po drodze r�k� zdobn� biskupim pier�- cieniem niedbale podaj�c do poca�owania. 33 Wawelskie wzg�rze � 3 Jedyna to by�a zreszt� oznaka duchownej godno�ci, ubrany by� bowiem w �wieckie szaty; suknia z barwnej tkaniny, zakry- waj�ca kolana, obszyta by�a cienkim, z�otym szlakiem, ci�my mia� wysokie, sznurowane, z czerwonej sk�ry, z wywini�tymi nosami. Poz�ociste ostrogi wskazywa�y, �e podr�owa� wierz- chem, nie bacz�c na sw�j sz�sty krzy�yk, ni jesienn� zawie- ruch�, a �osiowy kaftan bez r�kaw�w �wiadczy�, �e jeno co zbroj� zrzuci�. Drogi nie by�y ca�kiem bezpieczne, zw�aszcza gdy znowu niepok�j wszcz�� si� w kraju, a �okietek nie zwyk� przebiera� w �rodkach. Muskata wola� by� ostro�ny, nieufny, tym bardziej, �e i on nie zwyk� by� w �rodkach przebiera�. Bystry rozum, bogate do�wiadczenie i pot�na si�a, widoczna - z ca�ej postaci, wielkie bogactwa i w�adza, dawa�y mu poczucie pewno�ci siebie do granicy lekcewa�enia przeciwnika, kt�rej przekroczy� nie pozwala� jedynie zimny rozs�dek, przypomina- j�cy, �e niepozorny, a czasem i nieprzezorny W�odzis�aw, jesz- cze si� mniejszym uczyni� potrafi ni� jest, a swego nie ponie- cha. W tej zaci�to�ci by�a si�a ksi�cia, ale i s�abo��, na kt�r� liczy� Muskata. Usiad� i zawo�a� o wieczerz�, kt�r� zaraz podano. Jedli w milczeniu, do�� niesporo, bo my�l zaj�ta by�a sprawami. Jeno biskup, nie zapominaj�c i o kielichu, po�ywia� si� z ochot�, wi- docznie zg�odnia�y po podr�y. Cisza panowa�a, tylko psy pod sto�em warcza�y, pryska� wosk w �wiecach i wicher wy� na dworze. Muskata sko�czy� szybko, wierzchem d�oni otar� usta i na- gle roze�mia� si� drwi�co: � Jako na stypie siedzicie. Dobrego stracha wam ten ch�y- stek nap�dzi�! Odetchn�li. Biskup widocznie niezbyt si� obawia �okietka, skoro tak lekko o nim m�wi. Pewni ju� niemal byli, �e m�ody Wac�aw z niemieckimi i czeskimi wojskami lada dzie� nadci�gnie i zwolni ich od konieczno�ci wyboru. I on dawne przywileje musi miastu zatwierdzi�, a nowe nada� za wierno��. Tak zawsze bywa�o. Za wierno�� nale�y si� nagroda, a woleli bra� od swo- 34 r jego. Witko, bardziej od innych przep�oszony, ale i wi�cej ma- jacy do zyskania, zapyta�: � Pr�dko m�ody pan tu b�dzie? � Dobrze, je�li ku latu. Nie brak mu spraw gdzie indziej \- 'lekko, ale z odcieniem z�o�liwo�ci odpar� Muskata. Po chwili os�upia�ego milczenia, Isinbold zakrzykn��: � Jak to? W�dy �okiet czeka� nie b�dzie. Je�li cofniemy warunki, co�my je sami postawili, wraz pomiarkuje, �e gra nie- szczera. � Zima idzie � odpar� biskup � wojny teraz nie zacznie. A jeszcze ja mu swoich warunk�w nie postawi�em.. Obaczym, czy przyjmie. � Nie przyjm