4689
Szczegóły |
Tytuł |
4689 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4689 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4689 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4689 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stanis�aw Bara�czak
159 wierszy
1968 1988
Wst�p
Stanis�aw Bara�czak urodzi�
si� w 1946 r. w Poznaniu i
uko�czy� tam studia na
Uniwersytecie
im. A. Mickiewicza. Debiutowa�
jako poeta i krytyk w r. 1965.
By� jednym z za�o�ycieli
Komitetu Obrony Robotnik�w i
kwartalnika "Zapis". Obj�ty
zakazem druku w PRL w latach
1976_#1980, pozbawiony
dyscyplinarnie pracy na Uam w
r. 1977, przyj�ty zosta� na
dawne stanowisko w wyniku
interwencji "Solidarno�ci" w
r. 1980. Od marca 1981 r.
przebywa w Stanach
Zjednoczonych, gdzie wyk�ada
literatur� polsk� na
Uniwersytecie Harvarda. Jest
redaktorem naczelnym "The Polish
Review" (Nowy Jork) i
wsp�redaguje paryskie "Zeszyty
Literackie".
Bogaty dorobek poetycki,
krytycznoliteracki, edytorski i
translatorski Bara�czaka
obejmuje blisko 30 ksi��ek.
Niniejszy wyb�r wierszy z
dziewi�ciu dotychczas
opublikowanych tom�w sporz�dzony
zosta� przez Autora i jest jego
pierwsz� ksi��k� poetyck�, jaka
ukazuje si� oficjalnie w kraju
od r. 1972.
Z tomu~
"Korekta twarzy"
(1968)
Na tej czere�ni czerwie�,~
na jej krwawe w��kna
Na tej czere�ni czerwie�, na
jej krwawe w��kna@ k�ad� si�
oto w oczach mi�nie
�wiartowanym@ pasmem, smugi
banda�y rozwini�te, na nich@
wyschni�te sieci ran, ju�
g�stniej�ce w p��tna@
gobelin�w utkanych grubym
zmartwychwstaniem@ purpury w
nadpalonych policzkami
k��tniach,@ ostrzach, pogoniach,
ci�tych nitkach tego sukna,@
gdzie strumyk krwi jak w �y�ach
rdzawych li�ci zanik�@
i spl�ta� si�; w czerwieni, w
tych w��knach mi�sistych@ za
cich� kartk� sk�ry wr� wyrwane
trawy@ w p�on�cej pl�taninie,
rosn� w oczach iskry@
ruchu i s�ycha� szkar�at
�cieranych bezprawi@ w tych
ga�kach �y�kowanych, kiedy
patrz�, bliskie,@ na tej
czere�ni czerwie�, na jej w��kna
krwawe.@
Zbudzony~
w jeszcze g��bszy sen
Zbudzony w jeszcze g��bszy
sen, bo w jaw�@ udzieln�
wszystkim i rozrzutn�@ na
wszystkich, krusz� jeszcze w
palcach pr�chno@ przy�nione,
krusz� �wiat�o niebieskawe,@
co prze�wietla�o moje ko�ci.
Jutro,@ ten promie� widnokr�gu,
kr�tki i jaskrawy,@ wrysuje w
okr�g pulsuj�c� kraw�d�@
ka�dego cienia. Tak si� wi�c tka
p��tno@
dnia, przepalaj�c jedn� nitk�
drug�.@ W ogniu pyta�
krzy�owych, w tym piek�cym
siewie@ ziarn piasku pod powieki,
budzi� b�d� d�ugo@
m�j sen do jawy g��bszej; a
nasienie@ nocy, w g��b oczu
wbite ziemn� grud�,@ wzro�nie
�wiat�em; z nim w siebie wej�� i
wyj�� ze siebie.@
Czo�o
G�uche wej�cie do ciebie,
podw�jne drzwi ze sk�ry i ko�ci,
zatrza�ni�ta tablica zg�adzona z
liter, p�kni�� oszuka�czej
ska�y. Mur w poprzek prostych
przej�� ze mnie do ciebie,
porcelanowy filtr, przez kt�ry
najcie�sze w�osy nawijaj� si� na
zwoje twojego m�zgu tak wolno,
�e po drugiej stronie s� ju�
siwe. G�adka kula armatnia,
kulista rozrywanym powietrzem;
g��binowy statek w�r�d ci�nienia
my�lanego przez mnie morza.
Pismo
Chciej wszystkiego: wbij si� w
te ciasne obro�e z kolcami,
przeszyj na ich wylot spojone w
blok karty, godz�c w to, co
najciemniej zakryte w tunelach
liter, ale sznuruj�c na zawsze
stronice cienk� i ��czliw�
sieci�; wi�c sp�tany jej okami,
swoimi oczami, ale wolny, w g��b
i na zewn�trz ja�niej�cy jak
gwiazda z zakleszczonymi w
czarnych dybach promieniami
przegub�w i karku. T�dy, przez
rz�dki nier�wnych pier�cieni,
mknie strza�a ciebie, smuga
jeszcze tobie niejasna, p�ki nie
zboczy, wytr�cona z toru.
Wtedy tob� ku tobie wybuchnie,
zwr�cona twarz� w twarz.
I w �wietle tej ostro�ci
dostrze�esz zakola rzek
schn�cych na papierze, i
pojmiesz: tak szybko krzepnie w
bieli tego �niegu czarna i �ywa
krew.
Z tom�w~
"Jednym tchem"~
(1970)~
i "Dziennik poranny"~
(1972)
Jednym tchem
Jednym tchem, jednym nawiasem
tchu zamykaj�cym zdanie,@
jednym nawiasem �eber wok�
serca@ zamykaj�cym si� jak
pi��, jak niew�d@ woko�o
w�skich ryb wydechu, jednym
tchem@ zamkn�� wszystko i
zamkn�� si� we wszystkim,
jednym@ wiotkim wi�rem
p�omienia zestruganym z p�uc@
osmali� �ciany wi�zie� i
wci�gn�� ich po�ar@ za kostne
kraty klatki piersiowej i w
wie��@ tchawicy, jednym tchem,
nim si� ud�awisz@ kneblem
powietrza zg�stnia�ego od@
ostatniego oddechu
rozstrzelanych cia�@ i
tchnienia luf gor�cych i
ob�ok�w@ z dymi�cej jeszcze na
betonie krwi,@ powietrza, w
kt�rym tw�j g�os si� rozlega@
czy si� rozk�ada, po�ykaczu
szabel,@ tak bia�ej broni,
bezkrwawych a krwawo@ rani�cych
krta� nawias�w, po�r�d kt�rych@
jak serce w �ebrach i ryba w
niewodzie@ trzepoce zdanie jednym
tchem j�kane@ do ostatniego
tchu@
Wzi��em sobie do serca
Wzi��em sobie do serca te pi��
litr�w krwi,@ kt�ra ucieka z
niego,@ jakby chcia�a@ przebi�
si� poprzez cienkie tynki
sk�ry,@ lecz wraca wci�� tym
samym torem@ ze �lepego zau�ka
serdecznego palca;@ przej��em
si� na w�asno�� t� krwi�, co
chce zbiec,@ odk�d z�apa�em
pierwszy oddech@ na gor�cym
uczynku@ kradzie�y@ ze
�wiata@ i na pr�bie ucieczki;@
musia�em wzi�� na siebie kruche
mury cia�a.@
Wbi�em sobie do g�owy te pi��
zmys��w, kt�re@ rysuj� wewn�trz
czaszki@ such� ig��@ dymem do
do�u zawieszony po�ar,@ wzi�ty
w dwa ognie oczu portret@
wyryty na gor�co na m�zgowej
korze;@ wykuwa�em na pami�� to
zbiela�e ostrze,@ odk�d mi
zaprz�tn�y g�ow�@ odwr�cone
p�omienie,@ co patrz�@ mi z
oczu@ na wal�ce si� krokwie;@
musia�em wzi�� na siebie blask,
sw�d, �ar i huk.@
Wzi��em si� w gar�� w�asnymi
pi�cioma palcami,@ wzi��em w
gar�� grud� gliny@ ugniecion�@
palcami wszystkich, kt�rzy
umierali@ padaj�c nagle twarz�
w gleb�@ i dr�c z niej
paznokciami ostatni� kryj�wk�;@
patrz� im wci�� na r�ce -
lepkie, lecz od potu -@ odk�d
tak mi si� pali grunt@ pod
palcami, �e z b�lu@ zaciskam@
je w pi��@ i t�uk� ni� w drzwi
ziemi;@ musia�em wzi�� na
siebie otwarcie tych drzwi.@
Kwiat ci�ty
Ty, wyrwane �ebro ziemi,
w��kno@ woni kolczastych drut�w,
wybuch wilczej nory@ ku niebu;
ty, kwieciste k�amstwo,@
pop�och papieru (po trzykro�
niech b�dzie@ pomi�ty): ty,
wzlot z gruntu@ wynik�y, z
gruntu fa�szywy, ty,@
szalbierzu bardziej ni�
wykorzeniony:@ �ci�ty z n�g;@
�ci�ty z szyi,@ nie odetniesz
si� no�ycami ani@ barw� od
swojej ziemi, nie okie�znasz@
swojego p�du od niej, wp�
rozdarty tymi@ ko�mi na
ciemno�� i zgie�k;@ ponad
p�atkami rozp�atany na@ sztuki
pi�kne, po trzykro� b�d�
bolesny: cudz�@ krwi� na
kolcach i w�asn�, bo jeste�@
te� j�zykiem odci�tym za
krzywoprzysi�stwo@ i d�oni�
wbit� no�em w st� (kwieciste
zdanie@ z�ej sprawy, szulerstwo
przygwo�d�one); w kwiecie@
wieku tych kilku godzin, wi�c
nie w sile wieku@ umieraj�cy,@
b�d� po trzykro� �ci�ty;@ po
trzykro� nie�miertelny.@
�renica, w kt�rej by�em
�renica, w kt�rej by�em; kt�ra
by�a@ w czyim� oku i twarzy; w
kt�rej by�a moja@ twarz; moje
oczy; �renice; i kt�ra@ w moim
cieniu, w rzucanym przeze mnie
wyzwaniu@ i podejrzeniu,
rozwar�a si� ufnie@ jak ch�odna
woda, jak ch�onne wo�anie@ z
bezdennych ocembrowa� t�cz�wki,
bij�ce@ w oczy umar�� woni�
utopionych li�ci,@ smolnym
smakiem obrotu d�ugiej osi
wody,@ kt�ra przebija szare
zwoje Ziemi@ na wylot; by�em w
�renicy tak bardzo,@ jak tylko
mo�na by� w czym�, co odpycha,@
co odbija twarz, oczy, �renice,
wci�gaj�c@ w g��b; by�em w
�renicy tak jasno,@ jak tylko
mo�na by� w czym�, co przed
�wiat�em@ zamyka si� i wwierca
g��biej w szare zwoje,@ w
kt�rych je�eli nawet jestem, to
umar�y@
Papier i popi�,~
dwa sprzeczne zeznania
Papier i popi�, dwa sprzeczne
zeznania@ na ten sam ogie�;
powiedz�: "to jasne@ jak dzie�,
jak dziennik", zmi�ty i
zmierzwiony k��b@ w ka�u�y,
"nie, w zwierciadle wiadomo�ci z
kraju@ (dobrego) i ze �wiata
(z�ego)"; spali�e� sw�j
dziennik@ w�r�d nocy; "to
bezsprzeczne", powiedz�, "cho�
zmi�ty@ lecz niezmienny,
zmierzwiony ale
niezmierzony,@ z mierzwy lecz
wierzmy"; pl�czesz si� w
zeznaniach,@ w skr�conych
kartkach, tak czarnych, jak
przedtem@ by�y czyste;
powiedz�: "to proste@ jak
drut", kolczasty, "jak druk",
gazetowy;@ spal i spl�cz
papier, p�omie�, popi�,
p�noc@ w jednym b�ysku
zw�glonym kroniki wypadk�w,@
poprawi� ci otrucie gazem na
otrucie@ gazet; "to logiczne",
powiedz�, "samob�jca, sam siebie@
si� ba�"@
Nie
To tylko s�owo "nie", s�owo,
kt�remu nada�@ baga�
strzaskanych ko�ci i wylanej
krwi@ potrafi nawet ciemno�� z
twojej krwi i ko�ci,@ to
nie�wiadome dzie�o b�lu
(wszelkie prawa@ zastrzelone),
kt�rego zakrwawione kopie,@
czcionkami ch�osty odbite od
ko�ci, arkusze@ przeszyte nici�
strza��w,@ mo�esz co dzie�
podnosi� z chodnik�w zm�czonym@
wzrokiem, wczytywa�
si� w nie bezradno�ci� r�k;@ to
tylko s�owo "nie", ostatnie
s�owo@ w dziedzinie krwi - a
poznasz j� zaraz na wylot@ roju
pocisk�w z luf;@
to tylko s�owo "nie", miej je
we krwi,@ kt�ra sp�ywa kroplami
po murze o �wicie,@ daj� tobie
to s�owo, jakbym dawa� g�ow�@
za to, �e b�l istnieje, jakbym
gard�o dawa�@ za spraw� �y� i
�ci�gien i mi�ni i sk�ry;@
czytam ci z liter b�lu, ze
skr�conych nerw�w@ pospiesznie
zapisane s�owa o tych, co
gotowi@ zawsze otworzy� list
cudzego cia�a,@ rozci�� kopert�
sk�ry i z�ama� szyfr ko�ci;@ to
tylko s�owo "nie", ostatni
krzyk@ modlitwy krwi, kt�r�
dzisiaj odmawiam za ciebie,@
kt�r� odmawiam sobie prawa do
odej�cia@
Ta d�o� mo�e by� gar�ci�~
i mo�e by� pi�ci�
Ta d�o� mo�e by� gar�ci� i
mo�e by� pi�ci�;@ zaci�ni�ta,
otwarta,@ mi�kko oczekuj�ca,
gruz�owato twarda,@ kanciasta
na kamieniu, okr�g�a na ciep�ej
piersi,@ zdolna uderzy� w st�
lub przesypywa� zapach@
pszenicznych ziaren,@ d�o�,
kt�ra umie pe�n� gar�ci�
z�apa�@ grudki s�o�ca, co w
rzece pe�gaj� zmro�onym �arem@
lub pust� pi�ci� t�uc w
zamkni�t� bram�,@ ta d�o� jest
tak jak zawsze@ tylko d�oni� i
wi�cej nic si� w niej nie
zawrze@ poza ni� sam�.@
Ta czaszka mo�e sta� si�
zamkni�tym zak�adem@ albo domem
otwartym,@ domem gry, w kt�rym
m�zgu �liskie, szare karty@ s�
znaczone, lub domem poprawczym z
surowym �adem@ posi�k�w i
odwiedzin; ob��kany, wi�zie�,@
szuler, kochanek,@ w tym domu
schadzek mog� czu� si� wsz�dzie@
tak jak u siebie w domu, chocia�
mieszkaj� przez �cian�;@ czy
�lepym murem jest czy okiem
bramy,@ ta czaszka b�dzie
zawsze@ tylko czaszk� i wi�cej
nic si� w niej nie zawrze@ poza
ni� sam�.@
Nigdy bym nie przypu�ci�
Nigdy bym nie przypu�ci�: �e
cho� starcza tchu@ na zduszony
wzlot krzyku z jednoczesnych
dwu@
garde�, to przecie� kiedy�
takie Nic jak �mier�@ wp�
s�owa krta� zaro�nie jak
skudlona sier��;@
nigdy bym nie przypu�ci�, �e w
dwu cia�ach skurcz,@ co wydaje
si� wieczny, sk��bi si� jak
kurz@
i w zmarszczki prze�cierade�
pierzchnie lekkim snem,@ gdy
rigor mortis w inne cia�o wlewa
si�@
nieodwo�alnie skrzep�ym
woskiem; nigdy bym@ nie
przypu�ci�, �e w czyje� usta
wbija� dym@
j�zyka jest czu�o�ci� mniej
mi�kk� ni� strz�p@ gazy do
podwi�zania czyich� zmar�ych
szcz�k;@
nigdy bym nie przypu�ci�, �e
bezw�adna d�o�@ zwieszaj�ca si�
z ��ka si�ga a� na dno@
martwego morza potu, cho�
przed�miertny pot@ wyschnie
pr�dzej ni� po�ciel pognieciona
pod@
cia� podw�jnym ci�arem, w
kt�rych ro�nie krew,@ kr���ca,
a� nastanie ten i tamten kres.@
Kol�da
Urodzony@ ze srebrn� �y�k� w
ustach, pod@ szcz�liw� gwiazd�
(roz�arzonym@ kamieniem
obrazy,@ rzuconym w twoj�
stron� ju� cztery lata temu),@
urodzony@ tak wiele razy, �e
m�g�by� ju� wreszcie@ zacz��
si� ba�,@ �e m�g�by� wreszcie
pragn�� czego� mniej@ ni�
wszystkiego (tak jakby� nie
wiedzia�, �e wszystko@ to tylko
tyle, ile wytrwasz na
nie�askawym chlebie@ cia�a i
s�onym winie krwi, tak jakby�
nie wiedzia�,@ �e b�dziesz
odt�d tylko na przemian ran� i
blizn�),@ tak wiele razy, �e
m�g�by� pozosta�@ skulony w
swoich mrocznych wodach, z
dala@ od woni iskier i �un,@
urodzony,@ czy tego chcemy
czy nie, z �elaznym no�em w
z�bach,@ w stalowym czepku,@
u�nij, zanim@ dop�dzi ci� ten
�ar,@ to �wiat�o, kt�re cztery
lata@ czyha�o w p�dzie, a�
otworzysz oczy.@
�wi�to Zmar�ych
Podaj� sobie r�ce@ pod
ziemi�; le��c na wznak,
rozpychaj�@ �okciami zgni�e
deski, rozgarniaj� d�o�mi@
gleb�, korzenie traw, od�amki
pr�chna; milcz�c@ spiskuj�
przeciw nam, zbieraj� si�y;@
zbyt wielu ich ju�;@
zbyt wielu, skulonych@ w
brzemiennych brzuchach grob�w,
kt�re stercz�@ tak kanciasto,
�e p�ka ich ziemista sk�ra;@ a
oni rosn� wewn�trz i ro�nie im w
p�ucach@ ostatni przechowany
haust powietrza, cho�@
przebili�my im piersi poprzez
ziemi� ko�kiem@ krzy�a;@
za lekka ziemia im i przegni�
krzy�,@ wi�c po to ta okr�g�a
data: by�my mogli@ cho� raz do
roku za jednym zamachem@
przywali� ich wie�cami,
przygwo�dzi� �wiecami@ i
przydusi� nabo�nym kolanem, a�
strac�@ nagromadzone si�y, a�
rozerw�@ podziemny �a�cuch r�k,
opasuj�cy Ziemi�.@
Przechowywa�~
w ch�odnym miejscu
Przechowywa� w ch�odnym
miejscu,@ w centrum
umiarkowanych stref;@ upa�
zbytnio by w nas stre�ci�@
p�ynnie rozgadan� krew.@
Ognista kula w niebie,@
kulisty ogie� pod ziemi�@ nasz
strach skulony dziel�@ r�wno
pomi�dzy siebie.@
Wypo�rodkowa� trzeba@
mo�liwie bezpieczne lokum;@ gdy
l�k bulgocze w trzewiach,@
trudno o ch�odny spok�j.@
Powietrze dr�y i krwawi,@
bite przez s�o�ca ku�ak;@ lecz
drga te� ziemska kula,@
rozdzierana przez lawy.@
Mi�dzy m�otami skwaru@
nie�atwo doj�� do �adu;@ na nic
lodowc�w ok�ady@ i ch�odne
wachlarze szkwa��w.@
Wi�c z obu stron nagleni@
wpe�zamy, rozs�dni wreszcie,@
tu� pod powierzchni� Ziemi,@ w
to najch�odniejsze miejsce.@
Rze�ba Ziemi
Te nieruchome eksplozje
granitu, te wyrwane z w�woz�w@
i w niewiadomym kierunku
uprowadzone zwa�y@ gruntu, te
zamro�one w u�amku sekundy
fale@ spienionych wzg�rz:@
za czyj� spraw� to? kto za tym
stoi?@ kto przy�o�y� do tego
r�k�, kto poszarpa�@ i wygni�t�
cienk� tkank� Ziemi? wiem,@
zmarli od spodu t�uk� g�owami w
ten mur,@ w kup� granitowego
gruzu, tak, to oni@ pchaj�c
przed sob� g�ry, pr�buj�
wydosta�@ si� na zewn�trz, a
przecie� pozostaj� w grobach:@
bo coraz to kto� nowy pada im na
pier�@ i w mi�kkiej ziemi, w
twardej skale ��obi@ w�asn�
twarz� sw� mask� po�miertn�; ten
chaos,@ to k��bowisko wzg�rz,
dolin, prze��czy,@ to rze�ba
Ziemi, niesko�czony i@ nie
doko�czony portret zbiorowy tych
twarzy@
Szyba
Rzeczy nam k�ami�: przecie�@
szyby przejrzysta g�ad�@ umie
najchytrzej na �wiecie@
maskowa� si� i �ga�.@
Z pozoru jest czym�, co
dzieli:@ na ulic� i wn�trze,@
na skwar zakurzonych zm�cze�@ i
rzek� ch�odnej po�cieli,@
na �wiat drzew i �wiat
mebli,@ na otwarty na
przestrza�@ wiatr i na martwy
sze�cian@ powietrza wbitego w
ceg�y,@
na parkiety i bruki,@ na
ogrzewanie i mrozy,@ na chmury
i na sufit:@ ale to tylko
poz�r.@
Naprawd� szyba nie jest@
podzia�em, ale sama@ z w�asnego
wn�trza zieje@ w�sk�, g��bok�
jam�.@
Ma�o kto z nas to dostrzeg�:@
dlatego tylko szyba@ jest
cienka jak no�a ostrze,@ �e z
obu jej stron przywar�@
nierozerwalnym parciem@ dwu
magdeburskich p�kul@ �wiat,
w nies�yszalnym huku@ zgniataj�cy
uparcie@
barwy, czasy, przestrzenie,@
zwierz�ta, ptaki, ryby,@ pod
ogromnym ci�nieniem@ a� do
grubo�ci szyby.@
Ten �wiat skondensowany, gdy
spojrze� na szk�a kraw�d�,@
zielono�ci� jaskraw�@ l�ni jak
to� oceanu:@
i tylko st�d wiadomo,@ �e
wewn�trz co� si� dzieje,@ �e
wewn�trz szyby ton�@ zmia�d�one
epopeje,@
bo szklany �wiat, zgniatany@
do utraty kolor�w@ przez �wiat,
kt�ry my znamy -@ zrezygnowa� z
oporu.@
Zbyt wielkie tu
zag�szczenie,@ by m�g� da�
zna�, �e �yje;@ czasami tylko
dr�enie@ szyb� znienacka
przeszyje,@
gdy na ulicy wystrza�@
try�nie fontann� huku@ ponad
domy najwy�sze,@ a po
zmartwia�ym bruku@
czo�g�w zadudni horda;@ lecz
wtedy gospodyni@ okleja szyb�,
przezorna, paskami
papierowymi.@
Bo tylko ten �wiat b�lu
Bo tylko ten �wiat b�lu, tylko
ta@ kula sp�aszczona w lodowym
imadle,@ wych�ostana burzami,
�amana ko�ami@ po�udnik�w,
trzeszcz�ca w granicach@
grubymi ni�mi szytych, tylko
ta@ cienka sk�ra skorupy
ziemskiej, pop�kana@ rzekami,
wydzielaj�ca z siebie pot m�rz
s�onych@ mi�dzy ciosami lawy i
ciosami s�o�ca,@
bo tylko ten �wiat b�lu, tylko
to@ cia�o w imadle ziemi i
powietrza,@ wych�ostane kulami,
�amane wp� ciosem@ pi�ci,
trzeszcz�ce pod pa�k�@ w
kostnych szwach czaszki, tylko
ta@ cienka skorupa sk�ry
ludzkiej, pop�kana@ krwawo,
tocz�ca z siebie s�one morza
potu@ pomi�dzy ciosem narodzin
i �mierci,@
bo tylko ten �wiat b�lu; bo
tylko ten �wiat@ jest b�lem; bo
�wiatem jest tylko ten b�l.@
Paj�czyna
Paj�czyna, symetryczna@
�mier�;@
jeszcze@ jest �aglem
rozpi�tym od li�cia do li�cia,@
sitem �witu (wi�c rymujmy@ p�ki
czas), strzech�,@ kt�ra cedzi
gwiazdy w noc sierpniow� (bo@
jutro ju�), zimowym@ wzrokiem
(nie b�dzie nas) na szybie;@
nagle:@ rozczapierzona d�o�,
kt�r� dano ci w twarz;@ ko�o,
na kt�rym ci� �amano; tarcza@
strzelnicza z twoj� zgarbiona
sylwetk�;@ kr�gi na wodzie, w
kt�rej uton��e�;@ tw�j splot
s�oneczny, rozjarzony@ b�lem;
celownik w samolocie,@
pikuj�cym nad drog�, gdzie,
po�r�d uchod�c�w, os�aniasz
g�ow� r�kami; szyba@ z sieci�
p�kni��, gdzie by�y twoje
oczy;@
paj�czyna, koncentryczne
kr�gi: tak@ narasta b�l;
od�rodkowe promienie:@ tak�
gwiazd� martw� si� upada;@
symetryczna �mier�;@
harmonijna ha�ba;@ upodlenie
uporz�dkowane;@
czujesz tylko mu�ni�cie na
twarzy.@
U ko�ca wojny
dwudziestodwuletniej
U ko�ca wojny
dwudziestodwuletniej,@ w dzie�
zwyci�stwa nad sob�, w dzie�@
przegranej z sob�, gdy si�
wszystko wyja�ni�o@ pochodniami
pochod�w, kagankiem kaga�ca,@
gdy zapomnia�e� nazwisk i
adres�w,@ o�wiecony lamp� z
biurka prosto w oczy, jak@
kr�tkim tchem psa spuszczonego
ze smyczy, w ten dzie�@
ostatecznego zawieszenia broni@
nad g�ow�;@
szed�e� z nimi; ucieka�e� z
nimi;@ u ko�ca wojny
dwudziestodwuletniej@ liczy�e�
zaginionych, zmar�ych i
zabitych@ w sobie samym, cho�
nigdy nie by�e� w�r�d siebie@
tak jasno �ywy pod o�wiat�
lampy,@ zapominaj�c nazwisk i
adres�w@ (a szed�e� z nimi;
ucieka�e� z nimi),@ jeszcze z
wilgotnym �arem tchu na twarzy@
zachowanej bez celu i sk�adu;@
w ten dzie�@ jak�e pragn��e�
rozgromienia kl�ski,@ triumfu
nad zwyci�stwem, nowej wojny w
sobie;@ mog�e� od nowa utka�
dywanowy nalot@ na ochryp�ym od
krzyku gardle, nalot �ez@
wybuchaj�cych cierpkim
o�wieceniem gniewu,@ od nowa
atakowa� ostyg�e okopy@ w
huraganowym ogniu ich krzy�owych
pyta�;@ u ko�ca wojny
dwudziestodwuletniej,@ gdy
zapomnia�e� nazwisk i adres�w,@
grzeba�e� zaginionych, zmar�ych
i zabitych@ w pojemnym grobie
cienko�ciennej czaszki:@ bo
szed�e� z nimi; ucieka�e� z
nimi.@
Ci, kt�rzy jedz� grzanki,~
b�d� je�� suchary
Ci, kt�rzy jedz� grzanki, b�d�
je��@ suchary; nic si� nie
zmieni; ci wszyscy@ poubierani
dzisiaj@ w skarpetki, w szelki,
wyfasuj� jutro@ pas i onuce; i
p�jd�, nakryci@ paradoksalnym
parasolem ognia,@ co prawda
tyralier�,@ ale tym samym
krokiem@ marszowym, kt�rym
wczoraj szli spod feretron�w@
pod transparenty;@ niedzielny
spacer zmieni si� w codzienny
marsz.@
Ci, kt�rzy li�� klamki, b�d�
gry��@ kraty, lecz nic si� nie
zmieni, bo wszyscy@ przezornie
strac� dzisiaj@ k�y i siekacze,
by prze�uwa� jutro@ tylko
jedzenie; si�d�, os�oni�ci@
paradoksalnym parawanem mur�w,@
wprawdzie w wie�ach
stra�niczych,@ lecz na tym
samym sto�ku,@ kt�ry sta�
jeszcze wczoraj przy stole i
pryczy@ pod �cian� celi;@
niedzielna drzemka zmieni si� w
codzienn� stra�.@
Ci, kt�rzy bij� czo�em, b�d�
bi�@ w twarz, ale nic si� nie
zmieni; ci wszyscy,@ co nie
umiej� dzisiaj@ spogl�da� w
oczy, b�d� strzela� jutro@
pomi�dzy oczy; p�jd�,
zagarni�ci@ paradoksaln� parad�
pobitych,@ wprawdzie unosz�c
rami�,@ ale tym samym ruchem,@
kt�rym umieli wczoraj wznie��
r�ce do g�ry@ lub z�o�y�
d�onie;@ niedzielna msza
przemieni si� w codzienn�
ka��.@
Wyci�gn�li�my~
w�a�ciwe wnioski z wydarze�
Co si� da�o, napr�dce@
wyci�gn�li�my spo�r�d@ pal�cych
si� kartotek@ wyrzucanych przez
okna;@ niewiele ucierpia�o:@
nasze serca s�@ nieco po lewej
stronie,@ w�troby s� po
prawej,@ nasza krew jest
t�tnicza@ i �ylna (po
po�owie),@ nasze d�onie wci��
maj�@ po pi�� palc�w (w tym
kciuk,@ wskazuj�cy, �rodkowy,@
serdeczny, ma�y), nasz@ m�zg ma
dwie p�kule@ tak jak nasz
glob, kt�rego@ sp�aszczenie w
dalszym ci�gu@ jest r�wnomierne
z obu@ stron, nasze rzeki
p�yn�@ jak zwykle w d� ku
morzu@ a drzewa rosn� w g�r�,@
nasze jab�ka spadaj�@ pionowo a
poziomo@ sun� nad ziemi�
chmury,@ nasz dzie� jest jasny,
noc@ jest ciemna, nasz chleb
jest@ powszedni, nasza woda@
przegotowana, dom@ jest
mieszkalny, gazety@ s�
codzienne, a nasze@ pi�ra, och,
nasze pi�ra s� nawet@ bardziej
ni� dot�d wieczne.@
Plakat
Z g�ow�@ lekko wzniesion�, ze
szczerym spojrzeniem utkwionym@
w przysz�o��, kt�ra znajduje si�
(jak powszechnie@ wiadomo)@
zawsze o stopie� wy�ej na
ruchomych schodach post�pu,@ a
jej �wietlano�� razi tylko
skryte@ za szk�ami,@
przekrwione oczy kr�tkowidz�w
(sami sobie winni,@ za du�o
czytaj� po nocach, noc@ jest po
to, �eby spa�);@
z g�ow� lekko wzniesion�,
wi�c@ widziany od do�u,@
pot�ny,@ cho� streszczony do
popiersia przez doln� kraw�d�
papieru,@ domy�lnymi nogami
kroczy tylko naprz�d, wy�szy@ o
g�ow� (lekko wzniesion� w
dodatku)@ ponad przeci�tn�@
t�umu;@ w perspektywicznym
skr�cie dostrzega si� g��wnie@
planowy rozw�j podbr�dka, kt�ry
osi�ga szeroko��@ szynki
wieprzowej (usta@ s� po to,
�eby je��), natomiast czo�o,@
proporcjonalnie w�sze, ma
rozmiar 23 cali@ i mie�ci si�
swobodnie w znormalizowanym@
he�mie;@
z wyrazem twarzy@ my�l�cym@
ale optymistycznym:@ g�owa jest
po to, �eby my�le�, tu@ trzeba
z g�ow�, panowie, z g�ow�@
lekko wzniesion�.@
Z�o�yli wie�ce~
i wi�zanki kwiat�w
Z�o�yli wie�ce@ i wi�zanki
kwiat�w;@ ci z chorob�
wie�cow�, z wapnem w �y�ach,
tym,@ kt�rzy w wapienne do�y
twarz� w d� padali@ ze
zwi�zanymi z ty�u bukietami
r�k;@ o, karki pogrubia�e;
kolczasta obro�a@ z jedliny
p�knie na was; plecy w
marynarkach,@ nie was ch�osta�
r�zgami r�, nie znacie b�lu@
znanego ziemi, z kt�rej nawet
kwiaty@ wyrastaj� us�u�nie
zwi�zane; z�o�yli@ bro�
wi�zanek i wie�c�w, i brn�
ci�kie ko�a@ ze z�oconymi
lawetami wst�g@ przez odarte ze
sk�ry �ywe mi�so p�yty@ zryte
kr�tymi ranami napis�w,@
rozstrzeliwane zgran� salw�
werbli, zniczem@ niesko�czenie
palone u ich st�p;@
i tylko@ dzwony,@ bukiety
zawieszone koronami w d�,@
rozsiewaj� nad miastem@ dawno
zapomnian�@ wo� o�owianych
�ez.@
W atmosferze
Ryszardowi Krynickiemu
i jego wierszowi
"Odkrycie Ameryki"
W atmosferze szczebiotu oraz
wzajemnego@ zrozumienia, w
atmosferze ptasz�co@ �wie�ej
(rosa, wsch�d s�o�ca, poranne@
gazety), wydestylowanej w
ci�gu@ nocy wsp�lnym
wysi�kiem@ z parnych oddech�w
�pi�cych, z dymu sal@
konferencyjnych, z zaduchu cel
(cele@ u�wi�caj� �rodki
zaradcze), w atmosferze@
szczero�ci@ szczekania
(reakcja@ �a�cuchowa) lub
merdania j�zykiem oraz
wzajemnego@ zrogowacenia ga�ek
ocznych rozm�wc�w@ tocz� si� w
dal rozmowy w sprawie,
dochodzenia@ te� w sprawie
(r�nica w ustawieniu@ lampy na
biurku) i walki za spraw�@ oraz
ko�a poci�g�w towarowych,
kt�re@ wioz� w
wagonach_ch�odniach ku
najodleglejszym@ kra�com
kraju@ atmosfer� szczelno�ci i
wzajemnego zro�ni�cia si� z
sob�@ m�zg�w i ust.@
Protok�
Zdaj�c sobie spraw�@ z
w�asnej winy, ponad wszelk�
w�tpliwo�� (oklaski)@
udowodnionej przez przedm�wc�w,
chcia�bym@ o�wiadczy� na
usprawiedliwienie, mimo (okrzyk:
brawo!)@ i� takie wykroczenie
przeciw wszelkim normom@ nie
mo�e by� (oklaski)
usprawiedliwione,@ �e urodzi�em
si� istotnie, ale@ nie z
w�asnej woli i bez z�ych
zamiar�w;@ ten post�pek mi
ci��y� przez (�miech, brawa)
d�ugie@ lata; jak s�usznie
podkre�lono@ w dyskusji, nie
potrafi�em wyci�gn��@ z
(oklaski) tego odpowiednich
wniosk�w@ i stara�em si�
zatrze� �lady swego czynu,@ ale
po (ironiczne sykanie)
gruntownym@ i szczerym
przemy�leniu swej
dotychczasowej@ postawy, pragn�
stanowczo@ odci�� si� od niej i
poprosi� o@ (�miech) danie mi
jeszcze@ jednej szansy
(oklaski@ przechodz�ce w
owacj�).@
Wype�ni� czytelnym pismem
Urodzony? (tak, nie;
niepotrzebne@ skre�li�);
dlaczego "tak"? (uzasadni�);
gdzie,@ kiedy, po co, dla kogo
�yje? z kim si� styka@
powierzchni� m�zgu, z kim jest
zbie�ny@ cz�stotliwo�ci� pulsu?
krewni za granic�@ sk�ry? (tak,
nie); dlaczego@ "nie"?
(uzasadni�); czy si�
kontaktuje@ z pr�dem krwi
epoki? (tak, nie); czy pisuje
listy do@ samego siebie? (tak,
nie); czy korzysta@ z telefonu
zaufania? (tak,@ nie); czy
�ywi@ i czym �ywi nieufno��?
sk�d czerpie@ �rodki utrzymania
si� w ryzach@ niepos�usze�stwa?
czy jest@ posiadaczem maj�tku@
trwa�ego l�ku? znajomo��
obcych@ cia� i j�zyk�w? ordery,
odznaczenia,@ pi�tna? stan
cywilnej odwagi? czy zamierza@
mie� dzieci? (tak, nie);
dlaczego@ "nie"?@
Sp�jrzmy prawdzie w oczy
Sp�jrzmy prawdzie w oczy: w
nieobecne@ oczy potr�conego
przypadkowo@ przechodnia z
podniesionym ko�nierzem; w
st�a�e@ oczy wzniesione ku
tablicy z odjazdami@
dalekobie�nych poci�g�w; w
kr�tkowzroczne@ oczy wpatrzone
z bliska w gazetowy petit;@ w
oczy po�piesznie obmywane
rankiem@ z niepos�usznego snu,
po�piesznie ocierane@ za dnia z
�ez niepos�usznych, po�piesznie@
zakrywane monetami, bo �mier�
tak�e jest@ niepos�uszna, zbyt
�piesznie gna w �lepy zau�ek@
oczodo��w; wi�c dajmy z siebie
wszystko@ na w�asno�� tym
spojrzeniom, sta�my na
wysoko�ci@ oczu, jak napis
kred� na murze, odwa�my si�
spojrze�@ prawdzie w te szare
oczy, kt�rych z nas nie
spuszcza,@ kt�re s� wsz�dzie,
wbite w chodnik pod stopami,@
wlepione w afisz i utkwione w
chmurach;@ a cho�by si� pod
nami nigdy nie ugi�y@ nogi, to
jedno b�dzie nas umia�o rzuci�@
na kolana.@
Och, wszystkie s�owa pisane
Och, wszystkie s�owa pisane
pod szpieguj�cym przez rami�@
nagim bielmem �ar�wki, och,
wszystkie s�owa pod baczn�,@
bia�� twarz� sufitu, pod dachem,
pod chmur�, pod s�o�cem:@
na p�ask wprasowane w kartk�
kafarem bia�ego �wiat�a,@ nie
wiecie, o�lepione, jak ciemno��
g�stnieje nad ranem,@ nie
wiecie, �e to o �wicie
codziennie noc musi si� zacz��@
i, co dzie� rozpoczynana, nigdy
nie mo�e si� sko�czy�,@ och,
ka�de s�owo wzywaj�c na
fa�szywego �wiadka.@
Strza� str�ci� mnie na ziemi�
Strza� str�ci� mnie na
ziemi�;@ strza� w ciemnej
przecznicy,@ ciemne przeczenie
za dygotem szyby;@ dopad� mnie,
przeszy�, str�ci�, gdy wysoko
�ni�em@ w�r�d p�du mrowi�cego w
jasnej zgodzie mi�ni,@ wparty
w strzemiona g�o�no k��bi�cej
si� krwi,@ uprz꿹 �ci�gien
ledwie hamowany,@ z uzd� j�zyka
w z�bach;@ str�ci� mnie na
ziemi�@ ten strza� ciemn� i
trze�w� sylab� przeczenia;@
moja d�o� zacisn�a na przebitej
krtani@ te same palce, kt�re@
tam w ciemnej przecznicy,@
obj�y szyjk� karabinu, i@ te
same, kt�re zagarnia�y ziemi�@
w gar�� tak kurczow�, jakby
chcia�y Ziemi�@ ugnie�� w jeden
brukowiec i rzuci� go we mnie;@
ten strza� jasn� i senn� zgod�
mego cia�a@ powali� w p�dzie ku
�ar�ocznym ��kom@ i, w ka�dej
chwili@ przeszywany salw�@
w�asnej krwi, kt�ra z ciemnych
przecznic �y�@ bucha�a
niecierpliwie, rozmno�ona w
�wietle,@ ujrza�em,@ jak
upadam na asfalt z przestrzelon�
krtani�,@ z uzd� j�zyka
t�ej�c� w knebel@ wilgotny od
s��w, kt�re o��w wpisa� w
cia�o.@
O wp� do pi�tej rano
O wp� do pi�tej rano na cia�a
kochank�w nagie@ j�k zza �cian
spada nagle otwart� na o�cie�
ran�,@ za wszystkimi oknami
krwawi ten sam �nieg;@
dr�� za �cianami piersi
spoconych od jawy ciemnej:@ czy
przez sen s�ysz� cierniem sw�
rozkosz mroczn� i pierwsz�@
sprzed kilku ledwie godzin, czy
w tym samym �nie@
s�ysz� kroki krwi nagie pod
brzytw�, czy p�d krwi w piersi@
kobiet, gdy por�d pierwsz�
w��czni� rozszczepia je nagle?@
wok� ich dwojga mi�o��,
narodziny, �mier�@
ton� w tej samej ciemnej krwi;
o wp� do pi�tej rano@ trzy
j�ki s� im ran�, s� brzytw�,
w��czni� i cierniem,@ na
kt�rych taka sama rdzawa
krzepnie �nied�.@
Gdzie si� zbudzi�em
Gdzie si� zbudzi�em? gdzie
jestem? gdzie jest@ strona
prawa, gdzie lewa? gdzie g�ra a
gdzie@ d�? spokojnie;
spokojnie: to jest moje cia�o,@
le��ce na wznak, to r�ka, w
kt�rej zwykle@ trzymam widelec,
a t� drug� chwytam@ n� lub
wyci�gam j� na przywitanie;@
pode mn� prze�cierad�o, materac,
pod�oga,@ nade mn� ko�dra i
sufit; po lewej@ r�ce �ciana,
przedpok�j, drzwi, butelka z
mlekiem@ stoj�ca ju� pod
drzwiami, bo po prawej widz�@
okno, a za nim �wit; pode mn�@
przepa�� pi�ter, piwnica, a w
niej hermetycznie@ zamkni�te
s�oje z kompotem na zim�;@
nade mn� inne pi�tra, strych z
bielizn�@ na sznurach, dach,
telewizyjne@ anteny; dalej, po
lewej, ulica@ wiod�ca na
zachodnie przedmie�cia, za
nimi@ pola, szosy, granice,
rzeki i przyp�ywy@ oceanu; po
prawej, ju� w szarych
zaciekach@ �witu, inne ulice,
pola, szosy, rzeki,@ granice,
mro�ne stepy, lodowate lasy;
pode mn� fundamenty, ziemia,
otch�a� ognia,@ nade mn�
chmury, wiatr, bledn�cy
ksi�yc,@ ledwie widoczne
gwiazdy, tak;@ odnaleziony,@
przymyka jeszcze oczy, z g�ow� w
miejscu@ krzy�owania si�
wszystkich pion�w i poziom�w,@
przybity do tych wszystkich
naraz krzy�y@ miarowymi
�wiekami dudni�cego serca.@
Ko�ysanka
�pij; w ciszy, w cieniu sinym
�pij,@ �pij w ciep�ym ciele
nieba o siwej godzinie@ �witu,
szarego �wiergotu, sitowia@
szumi�cego za szyb�; �pij, z
k�cika ust@ rozchylonych niech
sp�ywa nik�a nitka �liny,@
�pij, st� przy oknie nasi�k�
krwi�@ pod bia�ym plastrem
kartki, kt�r� wczoraj@ pokry�e�
literami okr�g�ymi jak@ rana
rannego s�o�ca, wzbieraj�ca
rop�@ pod przetartym ob�ok�w
opatrunkiem; nie,@
�pij, nie bud� si�, �wiergocze
�wit@ i szary szum sitowia
szepcze cicho:@ �pij, w �nie
si� schowaj, umknij przed@
mro�n� zawiej� cia� jak ty
skulonych,@ kt�rym ze skroni
sp�ywa nik�a nitka krwi,@
uciekaj za zamkni�te@
okiennice oczu@ (nie ty
b�dziesz zasuwa� ich powieki,@
�pij),@ skryj si� za drzwiami@
uchylonych ust@ (nie ty
b�dziesz im szcz�ki
podwi�zywa�,@ �pij),@ schro�
si� za �cian�@ rozgrzanej
po�cieli@ (nie ty masz ich
nakrywa� prze�cierad�em),@
�pij; w ciszy, w �wietle
ostrym �pij,@ ze sto�u krew
sp�yn�a, l�ni� czarne
promienie@ okr�g�ych liter,
zwr�cone do wewn�trz;@ w te
kolczaste obro�e musisz wcisn��
szyj�,@ pora ju� wsta�@
�pi�cy
Ci�kie oddechy �pi�cych;
ci�kie chmury snu;@ po
mi�kkich podniebieniach tocz�
si� chrapliwie@ ci�kie lawiny
tchu i na poduszkach mi�kkich@
ko�uj� nieruchomo ci�kie g�azy
g��w;@ z�o�yli senne g�owy,
swoje ci�kie g�owy@ z�o�yli
wszyscy, kt�rzy za dnia si�
strudzili@ sk�adaniem ho�du,
doniesienia, broni,@ fa�szywego
�wiadectwa, uk�onu, podpisu,@
uwierzytelniaj�cych list�w,
skarg, ojcowskich@ poca�unk�w na
czole, wyraz�w wsp�czucia,@
pieni�dzy (grosz do grosza),
meldunk�w, odwo�a�,@ przysi�g,
�ycze� (wszystkiego
najlepszego), wizyt,@
rezygnacji; z�o�yli g�owy jak
si� sk�ada@ ko�ci w ziemi;
�pi�; tylko oddychaj�, bo@ ich
gard�a s� zbyt snem zaros�e, aby
mog�y@ zmie�ci� krzyk; tylko
le��, bo ich cia�a s�@ zbyt s�abe
po mozolnym dniu, by mog�y
unie��@ �mier�; tylko �pi�, bo
g�owy s� zbyt ci�kie, aby@
ciep�e powietrze marze� unios�o
je wzwy�@ kulistym wzlotem nad
dachy i place;@ ci�kie oddechy
�pi�cych; ci�kie chmury snu.@
�pijcie. Dzie�, dzie�, o kt�rym
niespokojnie �nicie,@ kt�ry wam
bli�ni jest jak �wie�a blizna,@
bliski jak b�l kulisty w
oczodo�ach, znany@ do �ez
codziennie pierwszego
spojrzenia -@ ten dzie� wstanie
nied�ugo, wstanie bos� stop�@
jutrzni. A wstanie ci�ko: spod
dymi�cych p�yt@ chodnika; spod
�omotu kub��w ze �mieciami;@
spod oci�ale
czterdziestodwuletnich@ piersi
kobiety, kt�ra, jeszcze �pi�c,@
�ci�ga przez g�ow� koszul�; spod
powiek@ m�czyzny, kt�ry na
o�lep wyci�ga@ r�k� po
rozj�trzony budzik. Ci�ki sen@
jak szala wagi uleci w
powietrze,@ bo dzie� jest
ci�szy; bo dzie� jest
podst�pny,@ bez uprzedzenia
skacze wam do gard�a@ co dzie� o
innej porze, co dzie� o minut�@
wcze�niej czy p�niej ci�ka
g�owa s�o�ca@ unosi si� nad
dachy. �pijcie. Jeszcze chwila,@
wzniesiecie senne g�owy, swoje
ci�kie g�owy@ wzniesiecie
wszyscy, kt�rzy za dnia si�
trudzicie@ wznoszeniem b�aga�,
wiwat�w, sztandar�w,@ mod��w,
toast�w za zdrowie, ch�ralnych@
okrzyk�w, r�k do nieba,
dzi�kczynie�; wnoszeniem@
za�ale�, nale�no�ci, wniosk�w,
spraw do s�du,@ interpelacji,
wk�ad�w na ksi��eczk�@
oszcz�dno�ciow�, akt�w
oskar�enia,@ sprzeciw�w, op�at,
poprawek; znoszeniem@
przeciwno�ci, przepis�w, nowin,
upokorze�, krzywd. �pijcie.
�pijcie. Zanim o��w s�o�ca@
zaleje was, niech na poduszkach
mi�kkich@ ko�uj� nieruchomo
ci�kie g�azy g��w,@ po mi�kkich
podniebieniach niech sun�
chrapliwie@ ci�kie lawiny tchu
i niech nad ziemi� p�yn�@
ci�kie oddechy �pi�cych,
ci�kie chmury snu.@
Z tomu~
"Ja wiem, �e to nies�uszne"~
(1977)
W zasadzie niemo�liwe
Na tych ulicach, kt�re
kilkana�cie razy@ do roku
przybieraj� od�wi�tn� szat� (a
kolor jej@ jest czerwony, bo na
niej), na tle tych wielkich
portret�w@ malowanych technik�
wcierkow� (a kolor@ ich jest
brunatny, bo), obok tych@
kolosalnych liter ze styropianu,
niesionych@ w ka�dym pochodzie
(a kolor ich jest z niewiadomych
przyczyn@ �nie�nobia�y),@
w zasadzie nie ma prawa
pojawi� si� kto� taki,@ o m�zgu
tak wyzywaj�co szarym;@
nie potrzebuj� go ci ludzie,
kt�rzy w zimowy przed�wit@ jad�
tramwajem do pracy; ich r�ce@
zbyt s� zaj�te przytrzymywaniem
teczek@ z drugim �niadaniem,
aby mog�y si�gn��@ po ksi��k�,
zreszt� jest zbyt ciemno; nie@
potrzebuje go ta starsza
kobieta, ci���ca@ samej sobie
jak siatka z zakupami: na jej@
nogach �ylaki biegn� lini� i tak
prostsz�@ ni� najprostsze
linijki wiersza; nie potrzebuje
go m�ody@ cz�owiek w p�aszczu ze
sztucznej sk�ry, odk�adaj�cy@
w�tpliwo�ci na p�niej a
nadziej� na@ ksi��eczk�
oszcz�dno�ciow�, nie na
jak�kolwiek@ z ksi��ek;@
w zasadzie niemo�liwe wi�c, by
si� pojawi�,@
a jednak jest;@ i niepoj�ty
up�r@ ka�e mu wci�� na nowo
wznosi� ze s��w mury,@ kt�re
aby obali�, do�� jest machn��
r�k�@
Co jest grane
Wszyscy wiemy, co; puszczamy
do siebie oko, nie puszczaj�c
farby;@ wiadomo, co jest grane:
muzyka ludowa@ w radio,
wojskowe marsze na ulicach@ w
ka�de �wi�to, na estradach
piosenki m�odzie�owe o@ rado�ci
�ycia, na stadionie grany@ jest
hymn pa�stwowy, na wie�y
Mariackiej@ hejna�, w czasie
pochodu Mi�dzynarod�wka,@ o
�wicie grana jest pobudka na
fanfarach@ fabrycznych syren, a
wieczorem@ ko�ysanka
telewizyjnego filmu z wy�szych
sfer;@ i wszystko, co tu jest
grane, wszystko, co tu si�
rozgrywa,@ ko�czy si� pi�knym i
optymistycznym akordem,@ np.
przysz�o�� narodu w postaci
ma�ej dziewczynki@ odgrywa
pantomim� wr�czania wzruszonych
kwiat�w.@ Wszyscy wiemy, co tu
jest grane, wszyscy wiemy, co
si� za tym kryje,@ kto si�
kryje za z�otym pancerzem tuby w
wojskowej@ orkiestrze, kto si�
kryje za tarcz� ludowej
basetli,@ za naelektryzowanym
drutem gitarowych strun;
wszyscy@ wiemy, �e to my sami
si� kryjemy, �e to nami,@
�etonami, gra si� w t� gr�, a
m�wi�c �ci�lej@ my sami gramy
sob� przed samymi sob� -@
ale w rytmicznym terrorze
ho�ubc�w, paradnego marszu,@
estradowych podryg�w, ch�ralnego
�piewu,@ w tym tumulcie
wszystkiego, co jest grane przez
nas, og�uszeni i og�upieni
doszcz�tnie, tracimy@ g�os i
g�ow�, zapominaj�c wci�� na
nowo, kto@ tu gra, po co, i co
jest w�a�ciwie@ grane.@
Ugry� si� w j�zyk
Nie pluj od razu wszystkim, co
ci my�l@ na j�zyk przyniesie;
zanim otworzysz usta,@
prze�knij t� gorzk� �lin�, zanim
co powiesz, trzy razy@ si�
zastan�w nad losem a) posady,
b)@ posad �wiata, c)
wszystkich@ posadzonych; bity w
twarz pi�ci�@ pie�ni masowej,
ugry� si� czym pr�dzej w
j�zyk,@ tak, mocno, jeszcze
mocniej, nie rozwieraj szcz�k,@
zaci�nij z�by, nie b�j si�,
najwy�ej@ j�zyk ci spuchnie tak
korzystnie, �e@ nie b�dziesz
m�g� ju� wybe�kota� ani s�owa@
i bez �adnych problem�w uzyskasz
czasowe@ zwolnienie z prawdy; a
je�li poczujesz@ na
podniebieniu s�ony smak, nie
przejmuj si�:@ ten czerwony
atrament gniewu i tak nie
przejdzie ci przez usta@
To si� nie mie�ci w g�owie
Nawet najmniejszy pocisk
przechodzi na wylot@ wszelkie
jej wyobra�enie, nawet
najkr�tszy@ drut kolczasty
potrafi wi�cej pojma�@ ni� ona
jest w stanie poj��, to@ si�
nie mie�ci w g�owie, ten gr�b,
to si�@ nie mie�ci w grobie,
ten glob, to si� nie mie�ci@ w
globie, ten g��d@ wolno�ci,@
kt�ra nam co dzie� przychodzi do
g�owy,@ ale si� w niej nie
mie�ci, kt�r� co dzie�@
zadajemy sobie samym@ do
odrobienia jak wypracowanie,
ale@ na nasze szcz�cie@ to si� nie
mie�ci w s�owie@
Fotografia pisarza
Cho� ksi��ka, trzepi�c
skrzyde�kami@ obwoluty, zrywa
si� do panicznego lotu@ z
przera�onym gdakaniem, gubi�c
pierze s��w,@ on@ zachowuje
spok�j@ (chcia�oby si�
powiedzie�: nieporuszony, b�d�
co b�d� zdj�cie@ wykonano przy
u�yciu statywu);@
prawa r�ka na pierwszym
planie, palce: �rodkowy,@
serdeczny i ma�y, zwini�te,
tworz� co� w rodzaju@
p�pi�ci, kt�ra nie ma zamiaru
uderzy�@ w �aden st�,@ a tym
bardziej w �adne biurko,@ kciuk
podpiera szcz�k� doln�,
przyciska j� do g�rnej,
zamykaj�c@ szczelnie ten wentyl
bezpiecze�stwa,@ usta,@ by nie
pu�ci�y pary w postaci
szkodliwych p�s��wk�w, palec@
wskazuj�cy podpiera skro�,
dotyka@ opuszk� zm�czonego
miejsca@ pod czaszk�, w tej
akurat p�kuli m�zgowej,@ kt�ra
jest bli�sza oczom czytelnika,
wi�c skwapliwie@ my�li;@
zwr�cony p�profilem,@ bierze
na siebie ca��
p�odpowiedzialno��,@ �mia�o i
szczerze nie patrz�c nikomu w
oczy;@
w tle biblioteka z dzie�ami
klasyk�w@ i s�ownikiem
poprawnej polszczyzny.@
To nie jest~
rozmowa na telefon
Wi�c przypu��my, �e tak, ale
to nie jest rozmowa@ na
telefon, wiesz, nasze uszy@
maj� czujnych s�uchaczy, zatem
prze��my to na@ j�zyk obcy im i
nam, i nie m�w "tak",@ p�ki nie
prze�o�ysz;@
wi�c powiedzmy, �e tak, ale to
nie jest@ wymowa na czasie,
wiesz, nasze@ �ciany maj� czu�e
uszy, zatem od��my to@ na
potem, na zapas, i nie m�w@
"tak", p�ki nie przeczekasz;@
wi�c zg�d�my si�, �e tak, ale
to nie jest umowa na zawsze,
wiesz,@ nasze dusze maj�
cienkie �ciany, zatem za��my@
to na razie, na chwil�, i nie@
m�w "tak", p�ki nie
przekre�lisz;@
wi�c niech b�dzie, �e nie, ale
to@ nie jest odmowa na serio,@
wiesz, nasi s�uchacze maj�
wra�liwe dusze, zatem@ z��my
na niby ten protest, i@ nie m�w
"nie", p�ki nie przeprosisz@
Te s�owa
Te s�owa z m�wnic i te w
rozm�wnicach,@ te grub� nici�
g�osu zaszywane@ w granatowy
worek garnituru, i@ tamte,
rozbierane do naga z drelichu@
przed osobist� zniewag�
rewizji;@ te, znane ze zbyt
cz�stego s�yszenia, i tamte,@ z
trudem przypominane na zawsze
zbyt rzadkich@ widzeniach; te
s�owa, kt�re �atwo@ daj� si�
cedzi� przez sitko mikrofonu,@
i tamte, kt�re musz� przebi� si�
przez krat�@ z trudem o wiele
wi�kszym; te,@ wyg�aszane z
nieustraszonym bezwstydem, i
tamte,@ wyciszane ze wstydliwej
obawy przed uchem@ stra�nika;
te, m�wione prosto@ w suche oko
kamery, i tamte, kt�re m�wi�c,@
spuszcza si� wzrok, bo trudno
znie�� kobiece �zy;@ te s�owa,
kt�re przerywane s� na salach
obrad@ przez burzliwe, d�ugo
nie milkn�ce owacje,@ i tamte,
w salach widze� przerywane@
interwencj� czujnego zegara; te
s�owa,@ te s�owa m�w zbyt
d�ugich i zbyt kr�tkich rozm�w@
s� - wiem, �e to niepoj�te -
s�owami@ jednego i tego samego
j�zyka@
Daj� ci s�owo, �e nie ma mowy
Daj� ci s�owo, �e nie ma
mowy@ takiej i takich s��w,
kt�re by mo�na@ da� komu� tak,
jak r�k� na zgod� si� daje,@
dam sobie uci�� t� r�k�, �e nie
ma@ mowy o takich s�owach, �e
da� s�owo znaczy@ da� gard�o za
co�, co i tak nie przejdzie@
przez nie, co jest ju� z g�ry
daniem za wygran�;@ kto daje
s�owo, nie daje nikomu@
pos�uchu ani spokoju, niczemu@
nie daje wiary i z niczym nie
daje@ sobie rady i wszystkim
daje do my�lenia, wi�c@ daj� ci
s�owo, �e nie ma mowy,@ �e nie
ma rady, �e nie ma sensu,@ �e
nie ma tu do kogo ust otworzy� i
�e@ jednak dano nam tylko s�owo
do wyboru@
Przej�ciowe ograniczenia
Co si� sta�o z naszymi
meblami; z naszych@ mebli
wyheblowano@
m�wnice; co si� sta�o z@
naszym mi�sem; nasze mi�so@
przehandlowano na megafony;
co@ si� sta�o z naszymi@
mieszkaniami; nasze
mieszkania@ rozchodowano na
medale; co si�@
sta�o z naszymi m�zgami;@ z
naszymi m�zgami@
przeholowano, z naszych
m�zg�w@ wyhodowano milczenie,
nasze@
m�zgi wychowano@ milczeniem,
nasze m�zgi@
pochowano w milczeniu, s�@
m�dre bo ma�om�wne@
ma�om�wne bo martwe@
Zbiorowy entuzjazm
Porwani zbiorowym
entuzjazmem@ historycznego
momentu, polegaj�cego
przewa�nie@ na wykryciu i
przyk�adnym ukaraniu kogo�,@
kto nie daje si� porwa�@
zbiorowym entuzjazmem,@
ludzie@ niew�tpliwie@
przerastaj� samych siebie:@
okazuje si� np. nagle, �e jest
bardzo wielu@ (znacznie wi�cej,
ni� nam si� dot�d wydawa�o)@
ludzi, kt�rzy, porwani
zbiorowym@ entuzjazmem,
potrafi� napisa�@ list do
redakcji,@ co wi�cej, potrafi�
go napisa� w spos�b@
poprawny,@ z u�yciem w�a�ciwych
na t� okazj� wyra�e�,@ i robi�
to tak sprawnie, �e wszystkie
listy pisane@ na t� okazj�@ s�
do siebie bardzo podobne;@
doprawdy, wielka jest si�a
zbiorowego entuzjazmu,@ je�li
zwa�y�, �e w normalnych,@
niehistorycznych momentach@
wi�kszo�� tych ludzi nigdy nie
bierze pi�ra do r�ki,@
niekt�rzy s� wr�cz
niepi�mienni,@ a s� i tacy,@
kt�rzy nie istniej�@
Okre�lona epoka
�yjemy w okre�lonej epoce
(odchrz�kni�cie) i z tego@
trzeba sobie, nieprawda, zda� z
ca�� jasno�ci�.@ Spraw�. �yjemy
w (bulgot@ z karafki)
okre�lonej, nieprawda,@ epoce,
w epoce@ ci�g�ych wysi�k�w na
rzecz, w@ epoce narastaj�cych i
zaostrzaj�cych si� i@ tak
dalej (siorbni�cie), nieprawda.
Konflikt�w.@ �yjemy w
okre�lonej e (brz�k
odstawianej@ szklanki) poce i
ja bym tu podkre�li�,@
nieprawda, �e na tej podstawie
zostan�@ nakre�lone
perspektywy, wykre�lane b�d�@
zdania, kt�re nie podkre�laj�
dostatecznie, oraz@
przekre�lone zostan�, nieprawda,
rachuby@ (odkaszlni�cie) tych,
kt�rzy. Kto ma pytania? Nie
widz�.@ Skoro nie widz�, widz�,
�e b�d� wyrazicielem,@
wyra�aj�c na zako�czenie
prze�wiadczenie, �e@ �yjemy w
okre�lonej epoce, taka@ jest
prawda, nieprawda,@ i innej
prawdy nie ma.@
Humanistyczne warunki
Humanistyczne warunki �ycia,
jakie mi@ zapewniono: prawo do
ludzkich uczu�,@ do
niepewno�ci, strachu, do (jakie�
to ludzkie)@ nienawi�ci (rzecz
jasna, wzgl�dem wrog�w,
kt�rych@ starannie mi si�
dobiera, abym nie musia� si�
trudzi�);@ prawo do ludzkiej
(nie ma powodu do wstydu)@
fizjologii: do pocenia si� (przy
robocie), do pop�akiwania@ (w
poduszk�), do krwawienia nawet
(na@ stacji krwiodawstwa); mam
nie tylko prawo,@ ale i
obowi�zek przejawiania
wszelkich@ ludzkich s�abo�ci:
nikt mnie na przyk�ad nie
zmusza,@ abym by� bohaterem,
tj. m�wi� prawd�,@ nie donosi�,
wstrzymywa� si� przed jak�e
ludzk�@ potrzeb� dokopania
le��cemu; nic,@ co ludzkie, nie
jest mi obce, a tak�e@ nic, co
obce, nie jest mi ludzkie, �yjemy@ tu w
swoim k�ku, obcych nam nie
trzeba,@ dobrzy znajomi, sami
swoi,@ ludzie.@
M�wnica
Zbyt wysoka na kl�cznik, zbyt
niska@ na budk� wartownicz�,@
chocia� zbijana zwykle z
podobnie prostolinijnych@ i
r�wnie g�adko heblowanych@
desek zda�,@
zatrzyma�a si� w p� drogi
pomi�dzy pokor�@ modlitwy a
wynios�ym wtajemniczeniem@
wartowniczego has�a@ i zmusza
do przyj�cia postawy
po�redniej@ mi�dzy kl�czkami@
a staniem na baczno��;@
to znaczy, ci�ar cia�a
spoczywa na d�oniach lub
�okciach,@ nogi za�, uwolnione
od zwyk�ych obowi�zk�w, mog�@
swobodnie podrygiwa� w
s�u�alczej ekstazie,@ ugina� si�
pod ci�arem k�amstwa, lub@
trz��� si� ze strachu:@
w�a�nie po to wynaleziono
m�wnic�, a�eby@ zas�oni� to
wszystko@ dyskretnie@ przed
naszymi oczami.@
Napiszcie do nas,~
co o tym s�dzicie
Poniewa� zale�y nam na
szczerej i spontanicznej@
wymianie zda� z naszymi
czytelnikami,@ pragniemy podda�
publicznej dyskusji@
nast�puj�c� kwesti�, kt�ra
stanowi dra�liw�@ bol�czk�
codziennego �ycia i domaga@ si�
zdecydowanej odpowiedzi:@ czy
Ziemia kr�ci si� woko�o
S�o�ca,@ czy S�o�ce wok�
Ziemi, a je�li tak@ lub nie, to
dlaczego?@ Najbardziej
spontaniczne i szczere opinie@
zostan� nagrodzone bonami
towarowymi;@ anonim�w nie
drukujemy.@
Napiszcie do nas, co o tym
s�dzicie.@
Gdzie drwa r�bi� (I)
Gdzie zn�w drwa r�bi�; sk�d
znowu te drwa@ si� wzi�y;
jakim cudem co� z nich jeszcze
trwa,@
skoro - zdawa�oby si� - nie
zosta� ni wi�rek@ z tylu
rodzinnych sto��w i s�u�bowych
biurek@
pod toporami, kt�re jak
obuchem lecz�@ wszelkie
zw�tpienie tez�, �e tam wi�ry
lec�,@
gdzie drwa si� r�bie: a w
r�bania sens@ nikt nie w�tpi,
bo wlewa otuch� do serc@
widok muskularnego i zdrowego
drwala,@ kt�ry wie, co ma robi�,
i przez to utrwala@
w nas pewno��, �e kto�
przecie� i o nas pomy�li,@ �e
pomaca nam mi�nie, doceni, �e
my�my@
te� zdrowi, zdolni, zdatni do
r�bania drew;@ lecz top�r
spada: w wi�ry wsi�ka nasza
krew@
Przegl�daj�c czasopismo~
"Home i Garden"
Wi�c tak wygl�da na tamtym
�wiecie; ale@ oka�my czujno��,
nie dajmy si� zwie��, te ich@
meble te� pokrywaj� si� kurzem,
te soczyste@ befsztyki bywaj�
przypalone, te trawniki trzeba@
bez przerwy strzyc, kurz,
spalenizna, warkot@ motoru na
tamtym �wiecie tak�e@ czasem
kogo� uwiera, czasem kto�
umiera@ z tych ludzi, ich
opalone i wymasowane@ twarze
te� czasem bledn� lub pokrywaj�
si� potem;@
poza tym i my mamy swoje
osi�gni�cia,@
nasze wyroby w niczym nie
ust�puj�, nasze@ pozytywne
zjawiska coraz cz�ciej@
wyst�puj�, nasze roboty
post�puj�, nasza@ m�odzie�
wst�puje w szeregi, nasze
widoczne efekty@ nast�puj� po
podj�ciu okre�lonych dzia�a�,@
a jednak na tym �wiecie zawsze
co� uwiera,@ cho�by wszystko
sz�o g�adko, zawsze kto�
umiera,@ chocia�by nawet �y�,
to tylko na tamtym@ �wiecie
nikomu nic do umierania,@ tylko
tam wszystko nie do uwierania@
i nie do uwierzenia@
Nazajutrz
Nazajutrz po kolejnym@
zbiorowym samob�jstwie zawsze
tak samo@ idzie si� rano po
gazety,@ zawsze tak samo bieli
si� �wie�o@ spad�y �nieg albo
wschodzi@ czy�ciutkie s�o�ce
letniego poranka, zawsze@ tak
samo dzwoni� butelki z mlekiem
i@ pachn� rogaliki, zawsze
tak@ samo ma�a dziewczynka z
tornistrem@ biegnie do szko�y i
potyka si� i pada@ i t�ucze
kolano i jest du�o p�aczu i w
tym p�aczu@ jest zawsze@ tak
wiele �ycia@
11 II 76
Autentyk
Danucie i Adamowi Zagajewskim
Za jakie� czterdzie�ci lat,
kiedy ju� wszyscy@
powymieramy,@ oka�e si� (ku
og�lnemu zaskoczeniu), �e@ czas
�ycia tego pokolenia nie by�@
er� rozkwitu dziennik�w
intymnych:@ cho� z pozoru
sprzyja�a temu zjawisku masowa@
samotno��, dzienniki@ jako� si�
nie rodzi�y, te intymne@
embriony pocz�te z zap�odnienia
m�zgu przez rzeczywisto��@ (a
mo�e odwrotnie)@ u�miercane
by�y przed swym narodzeniem, w
ciasnych@ �onach naszych
sp�dzielczych mieszka�,@ w
kt�rych co noc podrywa� nas ze
snu@ trzask drzwi od windy lub
kroki na schodach;@ na nic by�y
zapewnienia �on, �e to tylko
s�siedzi wracaj� z dansingu.@
Tak, boja�liwe by�o nasze
pokolenie@ i mo�e nawet@
lepiej, �e nie zostan� po nim te
dzienniki,@ kt�re i tak by�yby
nieczytelne@ z powodu braku
imion i pogl�d�w w�asnych,@
ograniczone do zapisu stanu@
pogody@ i aktualnego, na
wszelki wypadek niezmiennie@
dobrego samopoczucia.@
Trzej kr�lowie
Lechowi Dymarskiemu
Przyjd� pewnie po Nowym
Roku.@ Jak zwykle, wcze�nie
rano.@ Kleszczami dzwonka
wyci�gni�ty za g�ow� z
po�cieli,@ oszo�omiony jak
noworodek,@ otworzysz drzwi.
B�y�nie@ gwiazda legitymacji.@
Trzech. W jednym z nich
rozpoznasz@ z bezmy�lnym
zdumieniem (jaki ten �wiat@
jest ma�y) swego koleg� z �awy
szkolnej.@ Od tamtych czas�w
prawie wcale si� nie zmieni�,@
zapu�ci� tylko w�sy,@ no, mo�e
przyty� troch�.@ Wejd�. B�y�nie
z�oto ich zegark�w (jaki@ ten
�wit jest szary), dym z ich
papieros�w@ zasnuje pok�j
kadzidlan� woni�.@ Brak mirry
do kompletu - pomy�lisz
p�przytomnie,@ wsuwaj�c pi�t�
pod tapczan ksi��k�, kt�rej nie
powinni znale�� -@ co to
w�a�ciwie takiego ta mirra,@
trzeba by kiedy� nareszcie@
sprawdzi�. Pan@ p�jdzie z
nami.@ P�jdziesz@ z nimi. Jaki
ten �nieg jest bia�y.@ Jaki ten
fiat jest czarny.@ Jaki ten
�wiat by� ogromny.@
grudzie� 76
Co b�dzie �wiadectwem
Krystynie i Ryszardowi
Krynickim
Nie nasze podr�czniki
h