4678
Szczegóły |
Tytuł |
4678 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4678 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4678 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4678 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Antologia
Dawka mi�o�ci
SEKS W S - F
S - F jako gatunek �ci�le powi�zany z literatur� przygodow� i
m�odzie�ow� jeszcze do niedawna pozbawiony by� wyra�nych
w�tk�w erotycznych. I cho� psychoanaliza bezceremonialnie
wskazywa�a na wysublimowany, erotyczny charakter tej literatury - i
tak przyk�adowo fallus mia� by� symbolizowany przez rakiet� - to
jednak prawie nikt nie bra� tych psychoanalitycznych fantazji na
serio. Trudno by�o bowiem znale�� wyra�ne motywy erotyczne w
powie�ciach takich mistrz�w s - f jak: Asimov, Clark, de Camp,
Norton. Leiber czy Heinlein. Dopiero kontrkultura, kt�ra tak g��boko
przeora�a kultur� Zachodu, dokona�a powa�nego wy�omu w
puryta�skim charakterze science fiction. Nawet taki wielki piewca
tradycji puryta�skich jak Robert Heinlein da� si� ponie�� duchowi
czasu i napisa� powie�� s�awi�c� woln� mi�o�� i narkotyki. Cho�
wielu z wielkich, jak chocia�by Andre Norton, nie da�o si� zwie��
wymogom nowych czytelnik�w i pozosta�o wiernymi tradycyjnym
warto�ciom. to jednak "nowa fala" pisarzy s - f ju� bez zbytnich
zahamowa� si�ga�a po erotyk�. W chwili obecnej tak wielcy (tacy jak
Silverberg, Varley, Farmer), jak i mali wkomponowali w swe utwory
erotyk�.
Prezentowana antologia zawiera opowiadania mniej znanych
pisarzy. bowiem zale�y nam na tym, by pokaza� polskiemu
czytelnikowi jak tradycyjne motywy s - f (inwazja obcych, cudowny
wynalazek, inne cywilizacje itd. ) wykorzystane mog� by� w
literaturze erotycznej. Nie ulega bowiem w�tpliwo�ci, i� wi�kszo��
opowiada� z tej antologii traktuje s - f jedynie jako pretekst do opisu
wyobra�ni erotycznej.
DEAN WESLEY SMITH
KRISTINE KATHRYN RUSCH
Modelowy kochanek
M�czyzn� dla Pa� dostarczono Cathleen w pi�tek po po�udniu,
w czasie gdy by�a w pracy. W firmie "Najlepszy M�czyzna dla Pa�"
zostawi�a klucze do mieszkania, aby pracownicy mogli przygotowa�
wszystko przed jej powrotem do domu. Cathleen by�a prezenterk�
dziennika o 23:00. Zaraz po audycji z�apa�a pierwsz� woln� taks�wk�
i kiedy ta zatrzyma�a si� przed domem, niemal zapomnia�a zap�aci�
kierowcy.
Jej przytulny living - room pachnia� lekko atramentem i �wie�o
sparzon� herbat�. Na stolikach z drewna tekowego sta�y r�e. Bia�e
meble z br�zowymi elementami wygl�da�y wr�cz zapraszaj�co.
Zamkn�a drzwi za sob� i przekr�ci�a klucz w zamku. Ken, jej
M�czyzna dla Pa� wyszed� z kuchni. Mia� na sobie czarny, jedwabny
szlafrok - kimono, kt�ry rozchylaj�c si� a� do p�pka ukazywa� lekko
ow�osiony tors. Delikatnymi r�kami obejmowa� fili�ank� z herbat�.
Mia� czarne w�osy i czekoladowo zabarwione oczy. Cathleen
wstrz�sn�� dreszcz.
Ken u�miechn�� si� w formie powitania, jako �e nie umia�
m�wi�. Nie mog�a pozwoli� sobie na m�wi�cy android - zw�aszcza
taki, kt�rego g�os wyda�by si� jej seksy. Nienawidzi�a d�wi�k�w
brzmi�cych metalicznie, a cho� firma "Najlepszy M�czyzna dla Pa�"
szczyci�a si� perfekcyjnym wykonaniem android�w, to jednak nie
uda�o si� im pozby� p�askiego g�osu modeli. Zdecydowa�a si� zatem
na milcz�cego Kena, s�dz�c, �e cichy m�czyzna jest lepszy od
gadatliwego.
- Hello - powiedzia�a, czuj�c si� nieco niezr�cznie. Nigdy dot�d
nie by�a z nim sam na sam. W�a�ciwie, widzia�a go tylko raz, na
zapleczu sklepu firmowego. Mia�a wtedy pod��czone do wszystkich
t�tnic kable w celu pomiaru reakcji fizycznej cia�a na Kena. Technik
w k�ko powtarza�, �e jest on dla niej wprost wymarzony, Najlepszy.
Ken wr�czy� jej fili�ank� z herbat�. �cianki naczynia by�y
ciep�e. Aromat podra�ni� jej nozdrza. Wypi�a �yk, po czym
odstawi�a fili�ank�.
- Najpierw musz� si� przebra� - powiedzia�a.
Ken u�miechn�� si� nieco szerzej, zbli�y� do niej i powoli
rozpina� jej bluzk�. Jego palce przesuwa�y si� po sk�rze Cathleen,
czu�a, �e zaczynaj� jej p�on�� policzki. By�a otumaniona, jak wtedy,
gdy wpije za du�o alkoholu. Ken dotyka� j� delikatnie, we w�a�ciwy
spos�b. tam, gdzie zawsze chcia�a by� dotykan�. Cathleen j�kn�a i
przyci�gn�a go do siebie z takim po��daniem, jakiego jeszcze nigdy
w �yciu nie odczuwa�a wobec �adnego m�czyzny.
Min�o ju� kilka miesi�cy od jej rozwodu. Codziennie w drodze
do pracy w lokalnej stacji telewizyjnej Cathleen przechodzi�a obok
budynku z chromowanej stali i szk�a. W dniu, w kt�rym obchodzi�aby
rocznic� �lubu, przystan�a tam i nie przeszkadza�o jej, �e t�um w
godzinie szczytu przeciska si� ko�o niej, gdy poch�oni�ta odczytywa�a
szyld:
NAJDOSKONALSZY MʯCZYZNA DLA PA�
WST�P PO INFORMACJE
Za oknem wystawowym pyszni�y si� soczystozielone ro�liny. W
naro�niku przy drzwiach prezentowano projekcj� holograficzn�.
Hologram przedstawia� m�czyzn�, kt�ry opuszcza� r�ce wzd�u�
swego p�nagiego cia�a i zarazem u�miecha� si� zach�caj�co.
Krew wzburzy� jej mgli�cie znajomy zapach pi�ma. Sk�d� go
zna�a, ale nie umia�a go zlokalizowa�. Hologram powoli zmienia� si�
- - w�osy m�czyzny o nieokre�lonym kolorze stawa�y si� czarne,
jego bezbarwne dot�d oczy - br�zowe, a bezkszta�tna twarz zacz�a
przypomina� twarz Roberta.
Cathleen westchn�a zdegustowana. Jej by�y m�� Robert nie by�
ani m�czyzn� dla pa�, ani tym bardziej najdoskonalszym w
jakimkolwiek sensie. Matka powtarza�a jej zawsze. �e kobieta, kt�ra
po��da m�czyzny, nigdy go nie znajdzie: tak w�a�nie by�o z
Cathleen od czasu rozwodu. Drzwi z chromowanej stali otworzy�y si�
i po chwili znalaz�a si� w sklepie.
Wyczuwa�o si� w nim lekki zapach seksu, jak gdyby opuszczono
go w�a�nie po odbyciu stosunku. Du�e ro�liny przy oknach zas�ania�y
widok na zewn�trz. Na pluszowej wyk�adzinie dywanowej le�a�y
stosy poduszek, a r�cznie rze�bione ,japo�skie parawany.
przedstawiaj�ce kochank�w, rozdziela�y pok�j na cz�ci. Czu�a si�
tak, jak gdyby wesz�a do sypialni bardzo bogatego cz�owieka.
Kiedy ze �wistem zamkn�y si� za ni� drzwi, z zaplecza, zza
czarno - z�otych drzwi wyszed� wysoki m�czyzna, o srebrz�cych si�
na skroniach w�osach. Mia� na sobie ubranie w szarym odcieniu.
kt�ry podkre�la� kolor jego w�os�w i ukrywa� bruzdy na twarzy.
Cathleen uzna�a, �e mia� oko�o czterdziestu pi�ciu lat, cho� r�wnie
dobrze m�g� mie� i sze��dziesi�tk�.
- Czym mog� s�u�y�? - zapyta�, a jej przez chwil� wydawa�o si�,
�e w g�osie s�yszy �lad afektacji. Zrobi�a krok do ty�u. M�czyzna
mia� jednak wygl�d cz�owieka rzeczowo podchodz�cego do sprawy, a
rzekoma afektacja musia�a by� wytworem jej w�asnej wyobra�ni.
- Zainteresowa� mnie szyld w oknie wystawowym -
odpowiedzia�a.
Tym razem rzeczywi�cie u�miechn�� si�, ciep�o i szczerze, tak
jak gdyby chcia� jej dopom�c w uzyskaniu najwspanialszej rzeczy
ca�ego �ycia.
- M�czyzna dla Pa� jest zupe�nie wyj�tkowym produktem,
prosz� pani. Czy chodzi o pani�, czy o kogo� innego? Niemal skusi�o
j�, by powiedzie�, �e szuka prezentu urodzinowego dla przyjaci�ki,
ale odpar�a:
- Dla mnie.
- Doskonale - z��czy� d�onie i ciep�o spojrza�. Wydawa� si� by�
starszym, wra�liwym cz�owiekiem. Cathleen potrz�sn�a g�ow�. To
miejsce zaczyna�o wywiera� na niej dziwne wra�enie.
W�a�ciciel cofn�� si� do ma�ego, hebanowego stoliczka z ty�u
sklepu. Odsun�� blat, kt�ry ods�oni� ekran komputerowy.
- Czy pani zna nasze produkty? - zapyta�.
Cathleen przecz�co kr�ci�a g�ow�. By� mo�e nie powinna by�a
wchodzi� do tego sklepu. By�o tu dziwnie, zacz�a odczuwa� zawroty
g�owy.
M�czyzna nacisn�� przycisk i drzwi z ty�u pokoju otworzy�y si�.
Pojawi�a si� w nich smuk�a kobieta w bia�ej sukni. Sprzedawca
powiedzia�:
- Pani chcia�aby zobaczy� nasze modele.
Kobieta skin�a g�ow�:
- Prosz� za mn�.
Poprowadzi�a Cathleen przez labirynt japo�skich parawan�w. Za
ka�dym z nich znajdowa�y si� poduszki i lampki wykonane z drewna
i papieru. Wygl�da�o to zapraszaj�co. Cathleen mia�a w�a�nie zapyta�,
dlaczego sprzedawca nie m�g� zademonstrowa� jej modela, kiedy
zatrzymali si� przed jednym z parawan�w.
- On jest za tym parawanem - powiedzia�a kobieta. On? Cathleen
zmarszczy�a brwi. Przecie� to tylko model. Kobieta czeka�a, a�
Cathleen podejdzie, obesz�a wi�c parawan i przed jej oczyma ukaza�
si� nagi m�czyzna.
Jego g�owa spoczywa�a na poduszce, ciemne w�osy w lekkim
nie�adzie, jak gdyby nie przywi�zywa� wagi do swego wygl�du. Mia�
ciemne oczy i cienkie, zapraszaj�ce wargi. Cathleen wpatrywa�a si�,
przesuwaj�c spojrzenie z ow�osionej piersi w d�, w kierunku w�skich
bioder.
Kiedy towarzysz�ca jej kobieta dotkn�a j� w rami�, Cathleen
niemal podskoczy�a.
- Zostawiam pani� z nim - powiedzia�a. - Prosz� si� nie spieszy�.
Model poprawi� sobie poduszk�. Cathleen g��boko odetchn�a.
Rozumia�a ju�, dlaczego w�a�ciciel sklepu nie przyszed� tu z ni�.
Chocia� wiedzia�a, �e model by� sztuczny, odczuwa�a podniecenie z
powodu bezpo�redniej blisko�ci nagiego m�czyzny. Gdyby
prawdziwy m�czyzna obserwowa� j� w czasie, kiedy ogl�da�a
model, odczuwa�aby jeszcze wi�ksze zak�opotanie.
Cathleen usiad�a obok androidu. Kiedy pochyli�a si� nad nim,
poczu�a ciep�o jego cia�a. Jego oddech mia� zapach mi�ty. Jaki
prawdziwy! Wydawa� si� by� jak cz�owiek. Nie mia�a poj�cia, �e tak
dalece zaawansowano ju� technologi�. Kiedy przesun�� palcami po jej
ramieniu, poczu�a mrowienie na sk�rze. Lekko, a zarazem stanowczo
przycisn�� jej bark tak, �e znalaz�a si� tu� obok niego.
Wsun�� r�k� w jej w�osy i przytrzyma� g�ow�, a gdy poczu�a jego
usta przy swych, przez ca�e jej cia�o przesz�y ma�e p�omyczki. Od lat
ju� nie uda�o si� jej tak szybko rozbudzi�. Zacz�a go ca�owa� - r�k�
przesuwa�a w d� jego cia�a, czuj�c mocn� budow� bioder, sztywne
w�osy wok� pachwiny - zapominaj�c, �e jest w sklepie, za
parawanem, prawie kochaj�c si� publicznie. Z androidem.
Odsun�a si�.
Jego cia�o by�o doskona�e. Obr�ci� si� na bok tak, �e w pe�ni
widzia�a jego erekcj�. Cathleen g��boko odetchn�a, wyg�adzi�a w�osy
i wsta�a. Nie pami�ta�a, by ktokolwiek tak dobrze j� ca�owa�. Przez
chwil� niemal zapomnia�a, �e jest to maszyna. Wydawa�o jej si�, �e o
to w�a�nie chodzi�o. Poprawi�a bluzk� i wysz�a zza parawanu.
Kobieta czeka�a na ni� siedz�c na pufie w dalszej cz�ci pokoju.
- Czy� nie wspania�y?
Cathleen skin�a g�ow�, nadal zbyt poruszona, by odpowiedzie�.
- Czy zakup interesuje pani�?
Kogo by nie interesowa�? - pomy�la�a Cathleen.
Kobieta u�miechn�a si�:
- Niekt�rzy kupuj� od razu, ale to znaczna inwestycja. �atwiej
jest wypo�yczy�, a p�niej ewentualnie wymieni�, kiedy b�d� nowe,
ulepszone modele.
Cathleen wzi�a g��boki oddech, jak mia�a zwyczaj czyni� przed
wej�ciem na anten� i powiedzia�a:
- Prosz� o bli�sze informacje.
Kobieta zaprowadzi�a j� do pokoiku obok g��wnej sali. Tam
om�wi�y cen� - oko�o jednej czwartej wysokiej miesi�cznej ga�y
Cathleen - i Cathleen wype�ni�a kwestionariusz dotycz�cy jej
upodoba� seksualnych. Wp�aci�a niewielk� kaucj� i podpisa�a kilka
dokument�w, z kt�rych wi�kszo�� stanowi�y kopie kontraktu, na
kt�ry rzuci�a tylko okiem. Zgodzi�a si� przyj�� dwukrotnie w ci�gu
nast�pnych dwu tygodni przed otrzymaniem swego M�czyzny dla
Pa� : raz w celu wykonania test�w zapachowych, a drugi raz, aby
sprawdzi�, czy ona i jej nowy partner s� kompatybilni.
Dopiero gdy przesz�a dwie przecznice, uspokoi�o si� wreszcie
tempo uderze� jej serca. Wr�ci�a do studia telewizyjnego z
przekonaniem, �e chcia�aby mie� swego M�czyzn� dla Pa� o wiele
wcze�niej ni� przewidywa�a data dostawy, czyli dopiero za
czterna�cie dni.
*
W�a�nie w dniu, w kt�rym mia�a nast�pi� dostawa, Tom, nowy
dyrektor do spraw produkcji, wezwa� j� do siebie. Sala dziennika
pachnia�a atramentem, kt�rego zapach - wed�ug test�w firmy
"Najlepszy M�czyzna dla Pa�" - by� dla Cathleen pon�tny. To
zdumiewaj�ce, jak zapachy mog� podnieca�. Zapuka�a w szklane
drzwi z nazwiskiem Toma wypisanym stylizowanymi, z�oconymi
literami, a kiedy drzwi si� otworzy�y, powita� j� lekko pi�mowy
zapach jej ulubionej wody kolo�skiej.
Skup si�, rozkaza�a sama sobie. Spojrza�a w twarz cz�owieka,
kt�rego widzia�a pierwszy raz w �yciu. U�miechn�� si�, a jego oczy
lekko zmru�y�y si� w k�cikach. Twarz o mocno zarysowanych
szcz�kach mia�a nieprzenikniony wygl�d, kt�ry ceni� og�lnokrajowe
sieci telewizyjne. Jednak wskutek bia�ej szramy pod lewym okiem
oraz ospowatej cery, prawdopodobnie przed kamer� nie wzbudza�
zaufania. - Mi�o mi, �e mog� ci� wreszcie pozna�, Cathleen.
- Dzi�kuj� panu. - Zwr�ci�a si� do Toma, by doko�czy�
prezentacji. Tom odchyli� si� w krze�le do ty�u. - Przedstawiam ci
Justina Jennersa. Na razie zosta� dyrektorem dzia�u wiadomo�ci, do
czasu, gdy zatrudnimy kogo� na sta�e.
Cathleen zmusza�a si� do ci�g�ego potakiwania i u�miechu.
Ostatnio by�a nadmiernie obci��ona, ale nadal dobrze pracowa�a.
S�dzi�a, �e to w�a�nie ona dostanie stanowisko dyrektora. By�a
przecie� szefow� programu z najd�u�szym sta�em.
- Tom uzna�, �e lepiej b�dzie sprowadzi� osob� spoza firmy,
a�eby dopom�c audycji w okresie przej�ciowym - powiedzia� Justin.
- Brzmi rozs�dnie - odpowiedzia�a Cathleen, sil�c si� na spok�j
w g�osie. Wywo�ywanie antagonizm�w nie mia�o sensu. Decyzj� ju� i
tak podj�to. Mia�a jedyn� szans�: dobrze pracowa� i ubiega� si� o to
stanowisko ponownie w przysz�ym roku.
- Chcia�em, �eby� wiedzia�a pierwsza, Cathy - powiedzia� Tom,
a z jego g�osu wyczu�a, �e mo�e odej��.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a. Drzwi zamkn�y si� za ni�. - Stokrotne
dzi�ki.
Kiedy pojawi� si� Ken, Cathleen niemal zapomnia�a o pracy. Nikt
nigdy nie dotyka� jej tak jak on. I nikt te� nie m�g�. Ken zna�
wszystkie jej sfery erogeniczne. Jego palce by�y gor�ce i wra�liwe na
napi�cie, a chemia cia�a perfekcyjnie odpowiada�a jej cia�u.
Wytw�rnia uczyni�a go lepszym ni� kt�rykolwiek m�czyzna. By�a
ol�niona - mimo �e kochanie si� pozbawi�o j� snu przez sze��
kolejnych nocy. Wtedy Justin zaprosi� j� na kolacj�.
Gdy sta� przed ni� po emisji wiadomo�ci, by� lekko
zdenerwowany, r�ce spl�t� na plecach. Mimo niezwyk�ego zm�czenia
wypad�a dobrze, by�a tego pewna. Wprawdzie Ken nie pozwala� jej
zasn�� przez wi�ksz� cz�� nocy, pokazuj�c pozycje, o kt�rych
wcze�niej nie mia�a poj�cia, wiedzia�a, �e Justin nie m�g� mie�
zastrze�e� do jej wyst�pu w wieczornej audycji. By� mo�e mia�
zastrze�enia do jej pracy w og�le. Ken odbiera� jej niemal ca��
zdolno�� koncentracji.
Justin zabra� j� do cichej restauracji niedaleko studia. By�a to
restauracja meksyka�ska, o stylizowanym wn�trzu i wielobarwnych
tkaninach na �cianach. Kiedy szli za kelnerem do swego stolika,
Justin trzyma� j� za rami�. Podsun�� krzes�o, a ona u�miechn�a si�.
Mi�o jest spotka� kogo�, kto jest takim d�entelmenem, nawet je�eli
zabra� jej stanowisko.
Podczas kolacji dyskutowali o wsp�pracownikach i o ca�ej stacji.
Kiedy po jedzeniu s�czyli drinki, Justin opowiedzia� jej troch� o
sobie. Cathleen b��dzi�a my�lami wok� Kena.
Sama my�l o nim pobudza�a j�. Chcia�a by� ju� w domu.
Pomy�la�a o jego delikatnych pieszczotach, niemal niedo�cignionej
perfekcji wygl�du, lekko pi�mowym zapachu cia�a.
- Przepraszam - powiedzia� Justin - powinienem by� wcze�niej
sko�czy�.
Cathleen spojrza�a na niego, czuj�c si� tak, jakby w�a�nie
obudzi�a si� z g��bokiego snu.
- Czuj� si� �wietnie.
- Nie - powiedzia�. - Jeste� zm�czona. Jak si� czujesz naprawd�?
Odsun�a z twarzy pasemko w�os�w. - Ostatnio nie sypiam zbyt
dobrze.
- To wida�. - Odstawi� fili�ank� z kaw�, a ona nawet nie
pami�ta�a, �e j� zamawia�.
- Mo�esz przyj�� jutro troch� p�niej ni� zwykle. Wy�pij si�
dobrze.
Zrobi�a si� czujna. Oto nast�powa�a ta cz�� wieczoru, w kt�rej
zamierza� m�wi� o jej wynikach w pracy.
Justin po�o�y� pieni�dze na rachunku i delikatnie dotkn�� jej
d�oni.
- Chcia�bym odwie�� ci� do domu.
Cathleen przytakn�a, czuj�c ulg�. Zamierza� po prostu
rozmawia�. Nic wi�cej. St�umi�a westchnienie. Do domu, to dobry
pomys�. Ken czeka� na ni�, prawdopodobnie ju� w sypialni, nagi,
wyci�gni�ty na ��ku.
W pi�tna�cie minut p�niej Justin_ zatrzyma� samoch�d przed
domem, pochyli� si� i poca�owa� j�. Jego usta mia�y smak piwa,
potraw meksyka�skich i kawy. Przyciska� wargi zbyt mocno, j�zyk
by� zbyt nachalny. Pr�bowa�a odsun�� si�, ale mocno trzyma� jej
ramiona.
- Chcia�bym pom�c ci w za�ni�ciu.
Cathleen odsun�a si�. Bola�y j� r�ce w miejscu, gdzie je
przytrzymywa�. - Nie, nie lubi� wi�za� si� z kimkolwiek z pracy.
Twarz Justina by�a niewidoczna.
- Ca�kiem rozs�dnie. - G�os mia� napi�ty, niemal w�ciek�y. - Jak
to dobrze, �e nie jestem sta�ym pracownikiem, co?
- Tak - odpowiedzia�a, cho� wcale nie by�a pewna, czy tak
w�a�nie s�dzi: Jego ton przyprawia� j� o lekki dreszcz i przypomnia�a
sobie sytuacje, w kt�rych s�ysza�a ju� t� sam� z�o�� w g�osie innych
m�czyzn. Je�eli nie zadzia�a szybko, za chwil� ta randka zako�czy
si� pr�b� gwa�tu. Sili�a si� na spokojny g�os.
- Dzi�kuj�, kolacja by�a wspania�a.
- I ja dzi�kuj�. - Dotkn�� pasemka jej w�os�w. Wydawa�o si�, �e
w�ciek�o�� mu przesz�a - je�eli w og�le by�a prawdziwa. - Wobec
tego, warto chyba powt�rzy�.
- Zgoda. - Przytakn�a, by nie mie� poczucia winy. Chwyci�a
klamk� od drzwi samochodu, otworzy�a je i wysiad�a. - Dzi�kuj� za
wszystko.
- Zobaczymy si� jutro. - Uruchomi� silnik. - Wy�pij si� troch�.
- Tak. - Sta�a na chodniku i obserwowa�a, jak samoch�d
odje�d�a od kraw�nika. W ciemno�ci, za jej plecami, szumia�y
obrotowe spryskiwacze trawnik�w, tworz�c mgliste fale ch�odu na jej
nagiej sk�rze.
By�a zm�czona. Zawr�ci�a w stron� domu i sz�a omijaj�c mokre
�aty, b�d�ce efektem pracy spryskiwaczy. Otworzy�a drzwi
mieszkania. Wchodz�c, po raz pierwszy poczu�a wyczerpanie. Zanim
nasta� Ken, sypia�a zwykle po osiem godzin ka�dej nocy.
Living - room roz�wietla�y lampy, ukazuj�c stoj�cego po�rodku
Kena, wspania�ego w swej nago�ci. Cathleen podesz�a do okna i
zaci�gn�a zas�ony. On me ma �adnego poczucia przyzwoito�ci - cho�
w�a�ciwie, sk�d maje mie�. By� tylko maszyn�. U�miechn�a si� do
niego, ze zdziwieniem stwierdzaj�c, �e pierwszy raz nie jest nim
wcale zainteresowana.
- My�l�, �e nie potrzebuj� niczego wi�cej opr�cz ciep�ego kakao
i d�ugiego snu - powiedzia�a. Zdj�a buty, od�o�y�a torebk� na krzes�o
przy drzwiach i posz�a w kierunku kuchni.
Ken jednak po�o�y� r�k� na jej plecach, obr�ci� dooko�a i
poca�owa�. Jego poca�unek by� o ca�e niebo lepszy od Justina. Ken
wiedzia�, jak dotyka� jej ust, jak rozpali� ogie� w jej ciele. Ogie� ju�
si� tli�, ale ona nie chcia�a go tej nocy rozpala�. Wa�niejszy by� sen.
Odsun�a go.
- Dzi� nie, Ken.
Nie chcia� pozwoli� jej odej��. Ci�gle ca�owa�, rozbudza�,
dotyka� uszu, szyi, piersi, ka�dej cz�ci jej cia�a, kt�ra gwarantowa�a
g��boki bodziec seksualny. Coraz trudniej by�o przesta�. By�a to
jednak tak�e kwestia zasad.
- Nie, Ken.
Jego usta zatopi�y si� w jej. Czu�a smak wody, ch�odu i
�wie�o�ci. Jego poca�unek od�wie�a�, lecz czego� w nim brakowa�o,
by� mo�e tej niewielkiej niezr�czno�ci, kt�ra cechowa�a Justina.
Do licha, by�a skonfundowana.
- Stop, Ken.
Przesta� i odsun�� si�. Polecenie: STOP by�o bardzo wa�ne. Ken
musia� jednak wyczuwa� jej wahanie, poniewa� nadal g�aska� jej
twarz d�oni�. Si�gn�a po ni� i odsun�a.
- Chc� po prostu spa� - powiedzia�a. - Obejmij mnie tylko.
Wzi�� j� w ramiona. Jego dotyk zapewnia� dobro i bezpie-
cze�stwo. Wspiera�a si� na nim, ciesz�c si� jego ciep�em.
R�ce przesun�� na jej tali� i wsun�� pod bluzk�. Poczu�a delikatne
mrowienie sk�ry pod dotykiem jego palc�w. Cia�o reagowa�o
akceptuj�co. Powstrzymywa�a si�, by nie po�o�y� swych d�oni na jego
nagich plecach.
- Musz� i�� spa� - powt�rzy�a, cho� wiedzia�a, �e na nic si� to
nie zda. Ken zosta� zaprogramowany, by zaspakaja� j�, dogadza�
seksualnie, a nie inaczej. Nie mog�a pozwoli� sobie na kolejn� noc
bez snu. Przesun�a r�k� w g�r� po plecach Kena, �a�uj�c ka�dego
swego ruchu. W ko�cu palce odnalaz�y pieprzyk, w kt�rym schowany
by� wy��cznik Kena. Nacisn�a raz. Dwa razy.
On jednak u�miechn�� si� tylko i nadal pie�ci� jej cia�o. Po raz
pierwszy na samym dnie �o��dka odczu�a panik�.
Pracownicy firmy "Najlepszy M�czyzna dla Pa�" zapewniali, �e
wy��cznik stanowi ostateczne zabezpieczenie. To ona mia�a kierowa�
Kenem. Nie mog�o si� zdarzy�, by by� niepos�uszny.. Przynajmniej
tak w�a�nie j� zapewniano.
Ken schyli� si� i uni�s� j� w swych ramionach jak w ko�ysce.
Obr�ci� si� i skierowa� do sypialni.
Walczy�a, napieraj�c na niego. Trzyma� j� tak mocno, �e niemal
odczuwa�a tworz�ce si� siniaki. Dwukrotnie odnalaz�a wy��cznik i
przycisn�a go. Lecz Ken nadal si� porusza�. Delikatnie po�o�y� j� na
��ko i przytrzyma�, zanim powt�rnie zd��y�a podj�� pr�b�
wyszarpni�cia si�. Jedn� r�k� przytrzymywa� j�, drug� rozsuwa� nogi.
- Stop! - krzycza�a. - Natychmiast przesta�! Popatrzy� na ni� i
u�miechn�� si�.
- W �adnym razie - powiedzia�.
Jego s�owa tak j� zaskoczy�y, �e przesta�a si� wyrywa�.
Skorzysta� z tej chwili, aby przywi�za� jej praw� stop� lu�no do ramy
��ka. Pochyli�a si�, by go powstrzyma�, ale odepchn�� j�.
- Co robisz? - usiad�a ponownie. - Ty nie masz... Wcisn�� jej
chusteczk� w usta, napinaj�c przy tym wargi tak mocno, i� pomy�la�a,
�e z�by przebij� si�, przez sk�r�. Walczy�a z nim, kiedy wi�za� jej
r�ce na plecach. Kopa�a go swobodn� stop�. Uwi�zi� j� pod swym
kolanem. Wtedy kilkoma szybkimi ruchami zerwa� z mej ubranie,
pozostawiaj�c wzd�u� r�k i n�g czerwone krechy.
Szmatka w ustach dusi�a j�, zdawa�o si�, �e zwymiotuje. Zmusi�a
si� do powolnego oddychania przez nos.
- Zrobimy sobie jeszcze jeden raz, zanim wezw� szefa. - Mia�
wysoki i niemetaliczny g�os, o indywidualnym zabarwieniu, kt�re
cechuje ka�d� istot� ludzk�. - Tym razem, wszystko dla mnie.
Rzuci� j� na brzuch, przywi�za� lew� nog� do drugiego s�upka
ramy i wszed� w ni� od ty�u, w pozycji, kt�rej nienawidzi�a. By�a nie
przygotowana i spi�ta w momencie, gdy wsuwa� si� w ni�. B�l by�
ostry i piek�cy, taki jakiego zazna�a wskutek otar�, gdy w studiu
spad�a ze schod�w.
Po ca�ej delikatno�ci w jego programie nie pozosta�o �adnego
�ladu. Mia� gwa�towne ruchy i twardy u�cisk. Tak d�ugo klepa� j� po
po�ladkach, a� b�l sprawi�, �e by�y bez czucia. Odci�gn�� jej g�ow�
do ty�u i mocno ugryz� w szyj�, tak �e mimo knebla wyda�a krzyk. Z
kolei wcisn�� jej twarz g��boko w poduszk�, i� ma�o brakowa�o, aby
si� udusi�a.
Po raz pierwszy, j�cz�c, osi�gn�� spe�nienie. S�l w jego nasieniu
piek�a rany Cathleen. Ponownie krzykn�a, staczaj�c walk� z
kr�puj�c� j� link�. Nagle wyra�nie objawi�a si� w jej otumanionym
umy�le prawda. On nie by� maszyn�. W og�le nigdy nie by� maszyn�.
Oszukano j�.
Wykorzystano.
- By�o �wietnie - powiedzia�. - Wielka szkoda, �e tak wcze�nie
ci� to wyczerpa�o. S�dzili�my, �e wytrzymasz przynajmniej jeszcze
dwa tygodnie.
Odsun�� si� od niej, wsta� i si�gn�� po telefon stoj�cy na stoliczku
przy ��ku, wykr�ci� numer. Przez moment obserwowa�a go, a po
chwili zacisn�a mocno powieki, by nie widzie� jego nago�ci. Nie
budzi� w niej takiej odrazy, jak� powinna by�a odczuwa�. Cz�� niej
nadal po��da�a go, ale z�o�� i b�l odsuwa�y t� ��dz�.
- Za kilka minut b�dzie tu szef - powiedzia�, przysiadaj�c na
��ku. - Przywiezie ze sob� faceta, z kt�rym mia�a� randk� dzi�
wieczorem.
Justina? Wyda�o si� jej, to bez sensu. Co ma z tym wszystkim
wsp�lnego Justin? Ken u�miechn�� si� do mej, pochyli� i wyci�gn��
szmatk� z jej ust.
Wzi�a g��boki wdech, a� przesz�y j� ciarki, po czym powoli
wypu�ci�a powietrze, walcz�c ca�y czas o odzyskanie jasno�ci my�li.
Zdo�a�a zapyta�:
- Czy Justin jest w to zamieszany? Ken roze�mia� si�.
- Nie, nie ma o tym wszystkim poj�cia. M�j wsp�lnik i ja
chcemy pieni�dzy, moja s�odka m�oda istotko. Z nikim si� nie
dzielimy. Dostaj� wi�cej udaj�c maszyn�, ni� mia�em kiedykolwiek
poprzednio z oszustw. Przy pomocy narkotyk�w, kt�re szef dobiera
dla ka�dej z was osobno, bardzo �atwo przychodzi mi nabieranie i
zrobienie ka�dej kobiety w tr�b�.
Potrz�sn�a g�ow�, pr�buj�c opanowa� gonitw� my�li. Podawano
jej narkotyki. Jak mog�a do tego dopu�ci�?
Ken spojrza� na budzik, przysun�� si� do niej, w�o�y� d�o�
mi�dzy jej nogi i wsun�� w ni� jeden palec.
- Masz ochot� na jeszcze jeden szybki numer? Mamy troch�
czasu do przyjazdu szefa i twojego przyjaciela.
- Nie! - Pr�bowa�a odsun�� si� od niego, ale nie mia�a
mo�liwo�ci ruchu. - Prosz�, nie!
Nie wycofa� palca. Zacz�� porusza� nim w ty� i w prz�d, do ty�u i
do przodu, wiedz�c, �e bardzo to lubi�a. Stara�a si� odseparowa�
umys� od swego cia�a, pr�buj�c utrzyma� biodra w bezruchu. A zatem
to by�y narkotyki. �rodki chemiczne. Feromony. I ca�y tydzie�
rozleg�ej praktyki. Ken wiedzia�, jak do niej dotrze�. Teraz ona musi
zdoby� nad nim kontrol�, powstrzyma� go sam� si�� swego umys�u.
- Wobec tego po co sprowadza� tu Justina? - spyta�a, pr�buj�c
wej�� w styl reportera.
Ken wzruszy� ramionami, poruszaj�c swym palcem coraz to
szybciej.
- Zawsze kiedy ko�czymy interesy z klientem, lepiej jest, gdy
ma przy sobie przyjaciela. Kogo�, kto precyzyjnie my�li i umie czyta�
kontrakty. To pozwala skr�ci� spraw�. Nie masz wielu przyjaci� -
musieli�my skontaktowa� si� z tym, z kt�rym by�a� dzi� wieczorem -
na kolacji.
- Kontrakty?
- W�a�nie tak, kochanie. Te, kt�re podpisa�a� po prezentacji
modela.
Sama by�a sobie winna, sama podpisa�a kontrakt na to wszystko.
Zmaga�a si� ze sw� pami�ci� co do strony prawnej kontraktu. Skupi�
si�! Je�eli uda si� jej skupi� na szczeg�ach prawnych, to mo�e zdo�a
zapomnie� o tym jego palcu, pocieraniu, pocieraniu...
Ken ca�owa� jej piersi i lekko przygryza� sk�r� w okolicy pachy
oraz ramienia. Przypomnia�a sobie, jak m�wi�a mu, �e to uwielbia.
Robi� to perfekcyjnie.
Cathleen poczu�a gdzie� g��boko, wewn�trz, �e chyba si�
z�ama�a. Wraz z tym, jak palec Kena przesuwa� si� coraz to szybciej,
a jego usta elektryzowa�y jej sk�r�, krzycza�a w ekstazie.
I orgazm. I krzyk.
*
Justin siedzia� niewygodnie po przeciwnej stronie pokoju. Ken i
siwiej�cy m�czyzna ju� wyszli. Justin nie zdj�� nawet p�aszcza i
wygl�da�o na to, �e me wie, co zrobi� z r�kami. Spogl�da� na ni�
ci�gle dziwnym, niemal zimnym spojrzeniem, przed kt�rym
najch�tniej by si� ukry�a. Uwolni� j� z wi�z�w, a potem czeka�, a�
sko�czy d�ugi, gor�cy prysznic. Zastanawia�a si�, co o niej my�li.
Usiad�a teraz naprzeciwko niego, w p�aszczu k�pielowym, i z
fili�anki s�czy�a herbat�, kt�r� jej sparzy�.
- Odpocznij sobie przez kilka dni - powiedzia� Justin. - Ja ci�
zast�pi�.
- Chc�, �eby ich aresztowano. Pokr�ci� g�ow�.
- Podpisa�a� ten kontrakt. Obawiam si�, �e to wszystko by�o
legalne.
- Przecie� mnie nabrali - odpowiedzia�a mi�kko. Zamkn�a oczy.
Nadanie sprawie rozg�osu by�oby okropne. Obmy�lili to doskonale,
sprawa ca�kowicie legalna i z gwarancj� takiego wstydu, kt�ry
powstrzyma ofiar� przed doniesieniem o przest�pstwie. Podobnie jak
ofiary gwa�tu, kt�re niemal z regu�y nie id� na policj�. Wi�kszo��
kobiet w jej sytuacji, zw�aszcza podpisawszy kontrakt, nie
zdecydowa�aby si� na powiadomienie policji o przest�pstwie na tle
seksualnym. Je�eli skieruje spraw� do s�du, to nie tylko przegra j�,
ale i utraci wiarygodno�� jako reporterka.
Odstawi�a fili�ank� i patrzy�a na Justina do chwili, gdy spojrza�
na ni�.
- Mo�e uda�oby si� przedstawi� ca�� histori� bez podawania
nazwisk. Mo�e zainteresowa�by si� ni� prokurator generalny i...
- Niemo�liwe - odpar�.
- Dlaczego? - dr�a�a, ale g�os mia�a spokojny.
- B�dziemy ich �ciga�, a oni powiedz� o tobie. - Wsta� i podszed�
do niej. Z jakiego� wzgl�du wywo�a�o to u niej erotyczne skojarzenie.
Usiad� i g�aska� j� po nodze. - Dotkn�oby to w�a�nie ciebie. To, co
zrobili by�o legalne i zgodnie z podpisanym kontraktem. U�yli
legalnych narkotyk�w - afrodyzjak�w na potencj�, kt�re oddzia�uj�
poprzez zapach i dotyk. Wype�ni�a� i podpisa�a� wszystkie formularze
i pe�nomocnictwa. W�a�ciwe upowa�ni�a� ich do tego, co zrobili.
Dr�enie przenios�o si� w d� kr�gos�upa i na nogi. Podnios�a
fili�ank� i wypi�a szybko reszt� herbaty. Poczu�a mrowienie sk�ry w
miejscu, w kt�rym na jej nodze spoczywa�a d�o� Justina. Poci�ga� j�
przes�czony pi�mem zapach, w g�owie zacz�o wirowa�.
- �le si� poczu�am i...
- Wiem. - Justin dotkn�� jej policzka i u�miechn�� si�. - To
herbata. Rozmawia�em z Kenem, kiedy bra�a� prysznic i powiedzia�
mi, �e bardzo j� lubisz. M�wi�, �e to zupe�nie wyj�tkowa mieszanka.
Justin wsun�� d�o� pod szlafrok i po�o�y� na jej piersi. Przysun��
si� bli�ej, tak, �e czu�a jego oddech na szyi. Zacz�� liza� brzeg jej
ucha.
Co� w niej p�k�o. Cia�o osi�gn�o punkt kulminacyjny. Po raz
drugi tek nocy zacz�a krzycze�.
I orgazm. I krzyk.
DAVE SMEDS
Eliksir mi�osny
- Mam list, o kt�ry panu chodzi�o, Mr. Turner.
Panna Keyes zatrzyma�a si� przed biurkiem Sidneya i wyci�gn�a
r�k� z arkusikiem papieru, powiewaj�c nim dok�adnie na wysoko�ci
swych pe�nych, fantastycznie proporcjonalnych piersi. Mia�a na sobie
jedn� z tych bia�ych biurowych bluzek, kt�re spe�nia�y wym�g
skromno�ci i nie pozwala�y Sidneyowi rozstrzygn��, czy w�o�y�a dzi�
stanik czy te� nie. Czy to, co widzia�, to brodawki czy tylko zmar-
szczki tkaniny?
Odebra� list, a ona niezw�ocznie uda�a si� z powrotem do
sekretariatu. Albo teraz, albo nigdy, pomy�la� i odezwa� si�, zanim
mia�by czas stch�rzy�.
- Panno Keyes?
Zatrzyma�a si�, odwr�ci�a i unios�a pi�kne brwi.
- Czy... czy zechcia�aby pani p�j�� ze mn� kiedy� na kolacj�?
Sidneyowi nagle ca�kiem zasch�o w gardle.
- Nie - odpowiedzia�a zwi�le i znik�a w g��bi korytarza. Sidney
siedzia�, postukuj�c paznokciami o blat biurka. Znowu. Tym razem
panna Keyes, poprzednio siostra jego najlepszego przyjaciela. Mija
ju� dziesi�� miesi�cy bez seksu. O co chodzi, czego mu brakuje?
Oczywi�cie, jest niski. Zgoda, nosi okulary. Prawda, chodzi czasami
w niemodnych rzeczach. Z drugiej strony, jest przecie� najlepszym
ksi�gowym, jakiego firma mia�a kiedykolwiek. Pod�uba� w nosie i
wytar� palec pod spodem otwartej szuflady biurka. Dlaczego kobiety
nie chc� mu da� szansy?
Tego dnia natrafi� na og�oszenie, zamieszczone na ostatniej
stronie gazety:
DZI�KI MNIE NIE OPRZE CI SI� �ADNA KOBIETA
MADAME SOPHIA
Gabinet Madame Sophii znajdowa� si� po drodze do biura.
Gdyby nie to, najprawdopodobniej zignorowa�by og�oszenie.
Zapomnia� o nim ca�kiem, i przypomnia� sobie dopiero wieczorem, w
drodze do domu. Zobaczy� ma�y neonowy szyld z reklam� wr�enia z
d�oni, przepowiadania przysz�o�ci, konsultacji astrologicznej oraz p�
tuzina innych magicznych us�ug. Pod wp�ywem impulsu, w jednej
chwili zdecydowa� skr�ci� z jezdni na wysypany �u�lem parking.
Poczekalnia by�a mroczna i intensywnie pachnia�a kadzid�em.
Znajdowa�o si� w niej troje drzwi, a na ka�dych wisia�y kotary z
metalowej gazy w kolorze kasztanowym. Kiedy �renice Sidneya
przystosowa�y si� po chwili do s�abego o�wietlenia, podszed� do lady.
Sta� na niej dzwoneczek, kt�rego u�y�.
- Wej��! - odezwa� si� ostry g�os zza jednej z kotar.
Niezdecydowanie wszed� do ma�ej alkowy. Prawie ca�y pokoik
zajmowa� okr�g�y, karciany st� nakryty �nie�nobia�ym obrusem,
si�gaj�cym a� do pod�ogi. Za sto�em siedzia�a szczup�a Cyganka z
kruczoczarnymi w�osami przewi�zanymi chust� i splecionymi na
blacie sto�u r�koma. Po jego stronie sto�u sta�o puste, rozk�adane
krzes�o.
- Czeka�am na pana. Prosz� siada� - powiedzia�a uspokajaj�co, a
Sidney pos�usznie usiad�. - Prosz� mi opowiedzie�, co pana trapi.
Sidney usi�owa� nie j�ka� si�.
- Hm... tak... to jest raczej sprawa osobista. - Ma pan k�opoty z
seksem i kobietami. Sidneyowi opad�a szcz�ka.
- Sk�d... sk�d...?
- Widzia�am ju� wielu podobnych do pana - odpowiedzia�a z
u�miechem. - Ale najwa�niejsze fiest to, �e mog� panu pom�c. Nie
trzeba nic wi�cej, jak to. - Postawi�a na stole niewielk� buteleczk�. -
Prosz� to wypi�, a ka�da kobieta w zasi�gu pana oddechu b�dzie
chcia�a si� z panem przespa�.
- Eliksir mi�osny? - Sidney palcami wyczuwa� kontury �cianek
butelki. Mia�a kszta�t nagiej kobiety i zawiera�a co najwy�ej jeden
�yk.
- Nie ca�kiem. Prawdziwy eliksir mi�o�ci by�by znacznie
dro�szy. Ale ten na pewno rozwi��e pana bie��ce trudno�ci.
- Jaka jest cena?
- Pi�� dolar�w. Je�eli nie b�dzie skuteczny, zwracam pieni�dze.
- Dlaczego tak tanio?
Madame Sophia znowu si� u�miechn�a.
- Moi klienci zawsze przychodz� ponownie.
Sidney mocno �ciska� buteleczk� w zamkni�tej d�oni. Sta�,
opieraj�c si� o drzwi sekretariatu. Mie�ci� on fotokopiark�, kilka szaf
na dokumenty oraz biurka obs�uguj�cych dzia� Sidneya czterech
sekretarek. Trzy z nich wysz�y w�a�nie na lunch, pozostawiaj�c pann�
Keyes przy komputerze. Sidney wpatrywa� si� w jej szczup�e nogi
widoczne pod bry�� biurka, obliza� wargi i wychyli� eliksir jednym
haustem.
Sp�yn�� mu do gard�a jak syrop przeciw kaszlowi, o smaku ni to
gorzkim, ni to s�odkim. Odczeka�, ale nie by�o �adnej r�nicy w jego
samopoczuciu. Panna Keyes nie spuszcza�a oczu z linijek zielonkawo
fosforyzuj�cych literek. Dla pewno�ci prze�kn�� jeszcze raz �lin� i
ruszy� w stron� jej stanowiska pracy.
Nadzia� si� na kosz do papier�w.
- Och, przepraszam - powiedzia�, czuj�c fal� ciep�a na
policzkach. Postawi� kosz i pozbiera� rozsypane, zmi�te arkusze
papieru i papierowe chusteczki. Panna Keyes patrzy�a na niego
wzrokiem w rodzaju - O, Bo�e.
Sta� w miejscu, nie wiedz�c, co dalej i czu� si� z ka�dym
momentem coraz bardziej g�upio. Zapomnia� swej wy�wiczonej
kwestii. Po kilku chwilach absolutnego braku zainteresowania ze
strony sekretarki obr�ci� si�, by odej��.
- Czy pan czego� potrzebuje, Mr. Turner?
Sidney zatrzyma� si�. Ton jej g�osu brzmia� niemal ciep�o. Kiedy
napotka� jej oczy, natychmiast odwzajemni�a spojrzenie. Przysun�� si�
kawa�eczek bli�ej.
- W�a�ciwie... panno Keyes...
- Ruth - powiedzia�a. Nachyli�a si� w jego stron�. Nieobecnymi
palcami wystuka�a na klawiszach komputera polecenie wpisania
danych do pami�ci.
- S�uchaj, Ruth - odezwa� si� Sidney, ni st�d ni zow�d nagle
pewny siebie. - Co by� powiedzia�a, gdyby�my poszli razem na
chwil� do toalety?
Nie m�g� uwierzy�, �e naprawd� tak powiedzia�. Przez chwil�
by� pewny, �e zaraz dostanie w twarz. Ale Ruth chwyci�a go pod
rami� i skierowa�a w stron� korytarza.
Nie zadali sobie nawet trudu, by sprawdzi�, czy w ubikacji
m�skiej nie ma nikogo. Ledwo weszli do kabiny i zamkn�li za sob�
drzwi, a ju� rozpina�a mu zamek b�yskawiczny spodni. Jego kogut
wpad� prosto w jej wyczekuj�c� d�o�.
- Och, Mr. Turner, czemu mi pan nigdy wcze�niej nic nie
powiedzia�?
R�ce, kt�rymi oplot�a mu wa�, si�ga�y ledwo do po�owy jego
d�ugo�ci.
- W zwisie oko�o osiem i p� cala - oznajmi� dumnie - a po
trzydziestu sekundach wzwodu - ponad 10 cali. Koniec cz�onka
spoczywa� na koniuszku j�zyka Ruth i p�cznia� a� do g�rnej granicy
mo�liwo�ci.
- Nigdy nie marzy�am nawet... - powiedzia�a, a reszty zdania nie
da�o si� zrozumie�, kiedy obj�a go wargami i przesuwa�a j�zykiem
wewn�trz ust. Westchn��.
- Pr�bowa�em ci powiedzie� - odpar�. Jej i innym te�. Teraz
wszystkie one b�d� wiedzia�y, my�la� uszcz�liwiony, koncentruj�c
si� na dreszczach przyjemno�ci promieniuj�cych w g�r� krocza.
Obserwowa� ol�niony, jak uk�adaj�c usta niczym ryba, Ruth po�yka�a
mu koguta cal po calu, a� po sam trzon. Wysuwa�a j�zyk, kt�rym
zlizywa�a mu ow�osienie �onowe. Wn�trze jej gard�a by�o rozpalone,
podniebienie mocno przylega�o do przedniej cz�ci jego organu.
Trzyma�a go tak przez dobre dziesi�� sekund, potem wycofa�a usta,
wypuszczaj�c po�yskuj�cego koguta na zewn�trz. Za chwil�
ponownie wsun�a go g��boko we wn�trze gard�a, wci�ga�a i
wysuwa�a w t� i z powrotem, nie robi�c w og�le przerwy, a�
wydawa�o mu si�, �e z pewno�ci� nast�pi fina�.
- Musz� ci� mie� - powiedzia�a Ruth nagle i posadzi�a go na
sedesie. �ci�gn�a majtki, podkasa�a sp�dnic� i usiad�a na nim
okrakiem. By� ol�niony najdoskonalsz� piczk�, jak� kiedykolwiek
dane mu by�o pozna�. Wykonywa�a g�adkie, r�wne suwy w g�r� i w
d�, a mocne, m�ode, wy�wiczone nogi, stopniowo nabiera�y
w�a�ciwego tempa. Czu� jak ma�e stru�ki jej �luzu sp�ywaj� mu
mi�dzy w�osami na j�drach. Porusza�a si� coraz to szybciej, a� jej
miednica zla�a si� w jedn� zamazan� plam�.
Wytrysk trwa� niemal w niesko�czono��, a jej mi�nie z obu
stron delikatnego, br�zowego tr�jk�ta �onowego ze znajomo�ci�
rzeczy doi�y z niego ka�d� ze strug. Wreszcie zadygota� po raz
ostatni, a z oczu pop�yn�y mu �zy.
Sca�owywa�a krople z jego policzk�w, podnios�a si�, wycisn�a z
koguta ostatni� kropl� nasienia i zliza�a j� ze swego palca. Podnios�a
majtki z pod�ogi i wcisn�a mu je do kieszeni spodni.
- Upominek - powiedzia�a z twarz� nadal rozpalon�, w�osami
przet�uszczonymi i w nie�adzie. Nigdy nie wygl�da�a pi�kniej ni�
teraz, pomy�la� Sidney.
- Wkr�tce musimy zrobi� to znowu - powiedzia�.
- O, tak! - potwierdzi�a ochoczo. - Dzi� wieczorem! - Spotkamy
si� u mnie? - spyta� bez tchu.
- Przyjd� na pewno.
Przez reszt� popo�udnia Sidney ledwo opanowa� si�, �eby nie
ta�czy� na blacie biurka. Prac� od�o�y� na bok, rozsiad� si� w krze�le
i kontemplowa� g��bi� gard�a Ruth, w radosnym oczekiwaniu na
maj�ce nast�pi� wieczorem atrakcje. U�miechn�� si� na my�l, �e to
by� dopiero pocz�tek.
Postanowi� wyj�� z pracy wcze�nie, gdy� w takim stanie umys�u i
tak me m�g� pracowa�. Wsiadaj�c do windy, gwizda� piosenk�, nie
zwracaj�c prawie w og�le uwagi na b�d�c� ju� w windzie nisk�,
starsz� pani�, o zasuszonej twarzy. Drzwi zamkn�y si� i poczu�, hak
winda ostro�nie ruszy�a w d�.
Nagle gwa�townie zatrzyma�a si�. Kiedy Sidney szuka� przycisku
alarmu, stwierdzi�, �e to ma�a starsza pani nacisn�a przycisk "stop".
- No, co pani...
W mgnieniu oka rzuci�a si� na pod�og�, na suche ko�ciste kolana,
a spodnie Sidneya le�a�y na pod�odze wok� jego kostek. Jego kogut
w�lizn�� si� prosto w jej wyczekuj�ce usta.
- Co jest? Hej, do�� tego!
Ani my�la�a przesta�. Nie mia�a te� zamiaru dopu�ci� go w
pobli�e kasetki z przyciskami do obs�ugi windy. Jak na starsz� pani�
dysponowa�a zdumiewaj�c� si��. Robi�a swoje, wciskaj�c sobie lego
cz�onek w g��b gard�a. Erekcja by�a nieunikniona. Od chwili; gdy
wyd�a sztuczn� szcz�k�, nie by�o nawet tak �le.
Wydawa�o mu si� to nie do wiary. Eliksir! Z pewno�ci� dzia�a�
nadal.
Uda�o mu si� doj�� do fina�u i dopiero wtedy pozwoli�a mu na
ucieczk�. Wynurzy� si� z windy, ona natomiast wk�ada�a w usta sw�
protez�. Dwaj m�czy�ni oczekuj�cy w hallu na wind�, spogl�dali za
nim pora�eni.
Sidney wyszed� z budynku. Kiedy mija� na chodniku kilka kobiet,
a one posy�a�y ku niemu u�miechy, przyspieszy� kroku. Z ulg�
stwierdzi�, �e za nim nie id�. Zda� sobie spraw�, �e w �adnym razie
nie ma mowy o powrocie do domu autobusem. Musia� i�� pieszo,
unikaj�c kobiet - przechodni�w, a� doszed� do Regency, gdzie uda�o
mu si� z�apa� taks�wk�. W ko�cu wr�ci� do swego mieszkania i
w�asnego bezpiecze�stwa.
Wiedzia� ju�, �e nap�j mi�osny ma pot�n� moc. To nie�le.
Korzystny zakup. Tym lepsze rokowania na randk� z Ruth. Na razie
b�dzie musia� po prostu by� bardzo ostro�ny w miejscach
publicznych, a� dzia�anie eliksiru os�abnie.
O si�dmej nie m�g� ju� d�u�ej wytrzyma� oczekiwania na Ruth.
Zadzwoni� do niej.
- Cze��! - powiedzia� jowialnie. - O kt�rej b�dziesz u mnie?
- Prosz� pos�ucha� - powiedzia�a lodowatym tonem. - Nie wiem,
co mnie dzi� napad�o, ale mi ju� przesz�o. Je�li pan my�li, �e b�d� to
znowu robi�, to ma pan �le w g�owie. - Od�o�y�a s�uchawk�.
Sidney zagryz� z�by. Dziwka! Widocznie ten jeden raz nie
wystarczy�, by j� zdoby�; konieczny jest bli�szy kontakt z eliksirem,
kt�ry jak wida� nie dzia�a przez telefon. Do licha, musi tylko sam
osobi�cie pojecha� do niej.
Zam�wi� taks�wk� i czekaj�c na ni� z irytacj� chodzi� po
chodniku w t� i z powrotem. Wkr�tce taks�wka podjecha�a,
zatrzymuj�c si� tu� za �wiat�ami. Widzia� pot�ny cie� kierowcy na
przednim siedzeniu. Wsiadaj�c do taks�wki warkn�� adres i zatopi�
si� w milczeniu.
Po przejechaniu kilku przecznic wjechali w w�sk� uliczk� na
ty�ach dom�w. Taksiarz wy��czy� silnik.
- Co do diab�a... - zacz�� Sidney. Ale kierowca ju� przemie�ci�
si� na tylne siedzenie i czo�ga� w stron� Sidneya. Dopiero teraz, kiedy
m�g� przyjrze� si� z bliska, zorientowa� si�, �e by�a to kobieta -
pot�na, brzydka kobieta, kt�ra zerwa�a z siebie bluzk�, z niego
zdar�a spodnie i mocno z�apa�a ustami jego koguta, by potem roz�o�y�
wok� niego swe wielkie cyce.
To szale�stwo, pomy�la� Sidney, widz�c jak jego organ pojawia
si� i znika mu z oczu w kanionie mi�dzy jej piersiami. Pr�bowa� si�
wyswobodzi�, ale by�a zbyt masywna. M�g� tylko pr�bowa�
wyperswadowa� jej, by zaniecha�a dosiadania go w pozycji je�d�ca.
Zgodzi�a si�, aby wypompowa� si� na jej pier� i szyj�, siedz�c przed
ni� i pozwalaj�c na to, by �ciska�a mu koguta a� zwiotcza� bez si�.
Wydosta� si� z samochodu i sta� na chwiejnych nogach.
Taksiarka zrobi�a do niego perskie oko i odjecha�a. Zacz��
zastanawia� si� - zak�adaj�c �e w og�le dotrze jako� do Ruth, czy
b�dzie jeszcze w takiej formie, by j� doceni�. Z drugiej strony, tylko
spektakularne zer�ni�cie jej kolejny raz mog�o zrekompensowa� mu
tych kilka przykrych incydent�w. Przy�pieszy� kroku.
Zapuka� zdecydowanie w drzwi Ruth. Us�ysza�, jak zapyta�a:
- Kto tam? - Sidney. Id� sobie.
- Chc� z tob� tylko przez chwil� porozmawia�. - Odejd�, bo
wezw� gliny.
Sidney z w�ciek�o�ci� szarpa� klamk� drzwi. Do cholery, gdyby
tylko otworzy�a na ma�� szpark� i pow�cha�a, by�aby lego.
- S�ysza�e� - krzykn�a. - Id� do telefonu.
Mo�e dzia�anie eliksiru zanika. Przygryz� warg�. W�a�ciwie, nie
warto robi� wielkich scen. Je�eli dzia�a nadal, b�dzie j� mia� jutro w
biurze. Odst�pi� od drzwi.
Podczas jego rozmowy z Ruth korytarzem przesz�a sprz�taczka.
Obr�ci� si� w jej stron�, a kiedy zobaczy� wyraz jej twarzy, nie m�g�
powstrzyma� g�o�nego okrzyku.
Zacz�� biec, ale dopad�a go przy trzecim mieszkaniu. Z�apa�a
mocno za ko�nierz, zanim zd��y� si� zorientowa� wci�gn�a go do
pomieszczenia gospodarczego, zamykaj�c drzm na klucz. Po chwili
jego wiert�o wsuwa�o si� i wysuwa�o ze szczup�ego ty�ka, nale��cego
do kt�rej� z etnicznych mniejszo�ci. Zabawia�a si� z nim rado�nie,
plot�c co� w j�zyku, kt�rego nawet me rozpoznawa�.
Mia� pecha, �e zaraz po przyj�ciu do biura natkn�� si� na szefa.
T�gi, starszy pan wbi� wzrok w Sidneya zza okular�w w staromodnej,
drucianej oprawce i zmarszczy� brwi.
- Nie wygl�da pan zbyt dobrze, Turner.
- �le spa�em - wymamrota� i wycofa� si� do swego zacisznego
gabinetu, gdzie ci�ko zwali� si� na krzes�o przy biurku. Buty
zalatywa�y zapachem �rodka do czyszczenia pod��g, w�osy opada�y
mu na szk�a okular�w i bez sprawdzania wiedzia�, �e ma
podpuchni�te oczy. Czy jeszcze �y�?
Widocznie tak - skoro odczuwa�, jak posiniaczony kogut bole�nie
ociera si� o tkanin� slip�w.
Po ucieczce od sprz�taczki wydosta� si� z budynku, by z budki
telefonicznej wezwa� taks�wk�. By� zbyt zdezorientowany, �eby
zauwa�y� wyczekuj�ce w pobli�u trzy prostytutki. Gdy dolecia� do
nich jego zapach, zaraz zaci�gn�y go do pokoju w motelu. Kiedy
uda�o mu si� wydosta� od nich - i jakim� cudem wr�ci� do domu - tu�
przed drzwiami swego mieszkania wpad� na sw� nie�mia��
s�siadeczk�. Zaraz wci�gn�a go do siebie. Gdy mia�a ju� dosy�,
przysz�a jej wsp�lokatorka, kt�ra z miejsca przyst�pi�a do akcji.
Sko�czy� z ni�, ale s�siadka ju� by�a gotowa na wi�cej. Lepiej
powiod�o mu si� w drodze do biura, z tym wyj�tkiem, �e kiedy szed�
pieszo po schodach z obawy przed jazd� wind�, natkn�� si� na t� sam�
starsz� pani� co wczoraj.
Jego kutas z pewno�ci� dozna� ju� trwa�ych uszkodze�. B�g
jeden wie, jakie choroby m�g� z�apa� od tych kurw. A co gorsze, nie
czu� nawet cienia ochoty, by przelecie� Ruth.
Wypi� trzy fili�anki kawy, wzi�� o��wek, po�o�y� przed sob�
notatnik i zmusi� si� do my�lenia. W pracy czu� si� zawsze lepiej. Tu
umia� sobie ze wszystkim poradzi�.
Powiadomi� recepcjonistk� przez intercom, �e nie ma go dla
nikogo i natychmiast zadzwoni� do Madame Sophii.
- Ten eliksir - jak d�ugo on dzia�a? - m�wi� niewyra�nie.
- Aa, z pewno�ci� mam przyjemno�� z d�entelmenem, kt�ry
odwiedzi� mnie przedwczoraj - powiedzia�a rado�nie. - Prosz� si� nie
martwi�. On dzia�a raz na zawsze.
- Raz na c o?
- Obawiam si�, �e jedna dawka zmienia metabolizm organizmu
na zawsze. Afrodyzjak przenika na sta�e do potu.
- To okropne. Nie mog� ju� d�u�ej. Odpadnie mi kogut!
- Hmmm, no c�, jest jedna rzecz, kt�r� mog� dla pana zrobi� -
powiedzia�a tonem serio. - Prosz� przyj�� do mnie dzisiaj po pracy.
Sidney nie mia� �adnego wyboru, jak tylko stawi� czo�a sytuacji.
Najch�tniej poszed�by natychmiast, ale wysoce prawdopodobne by�o,
�e i o tej porze napotka wiele kobiet, wobec czego przekona� sam
siebie, �e r�wnie dobrze mo�e jeszcze popracowa� do ko�ca dnia.
W ka�dym razie nie chcia� ryzykowa�. Ale w po�udnie mia� ju�
tak pe�ny p�cherz, �e d�u�ej nie m�g� wytrzyma� i musia� przemkn��
przez korytarz do toalety. Jak tylko uda�o mu si� zmusi� sw�j
nadwer�ony instrument, by zrobi� co trzeba, czmychn�� z powrotem
do swego gabinetu.
Zasta� w nim �on� szefa, kt�ra w�a�nie przysz�a po�yczy�
o��wek.
Ze zgroz� patrzy�, jak jej spodnium z po�yskliwej tkaniny zsuwa
si� na dywan. Westchn��, zamkn�� drzwi i rozpi�� spodnie. Kiedy
opu�ci�a majtki, zobaczy� blizn� po operacji wyci�cia macicy,
wygolone �ono i z�oty kolczyk przebijaj�cy szczyt �echtaczki.
Pochyli�a si� i rozwar�a po�ladki.
*
Sidney opad� na krzes�o dla go�ci u Madame Sophii. Nie mia�
si�y m�wi�. Madame spokojnie postawi�a na stole fiolk�. Migota�a w
�wietle lampy.
- Co to jest? - wymamrota�.
- Antidotum.
- S�dzi�em, wed�ug tego co pani m�wi�a, �e eliksir dzia�a na
zawsze.
- Bo tak jest. Antidotum przeciwdzia�a mu przez okres oko�o
tygodnia. Ja te� go u�ywam. W przeciwnym razie to ja sama
zdar�abym z pana ubranie.
Sidney si�gn�� dr��c� d�oni� po fiolk�. Kiedy j� odkorkowa�,
poczu� silny aromat.
- To b�dzie kosztowa�o sto dolar�w - dorzuci�a Madame Sophia.
Wpatrywa� si� w ni� ca�kowicie oszo�omiony.
- Mog� jeszcze doda�, �e tylko ja jedna znam sk�ad chemiczny.
�adne laboratorium nie jest w stanie go zbada�, a wz�r nie jest
nigdzie zapisany.
Sidney pierwszy raz zauwa�y�, �e pier�cionki z kamieniami na jej
palcach wcale nie by�y sztuczn� bi�uteri�. Setka na tydzie�. Do licha.
- Moja oferta jest wa�na jeszcze tylko przez sze��dziesi�t sekund
- uzupe�ni�a.
Poczu� ostry b�l koguta. Pomy�la� o ma�ej, starszej pani i jej
dzi�s�ach, taks�wkarce i jej wymionach oraz sprz�taczce i jej lizolu.
Na setk� tygodniowo mo�e sobie pozwoli�. No i trzeba b�dzie nad
tym pomy�le�, �eby tak rozplanowa� sprawy w czasie, aby antidotum
przestawa�o skutkowa� �ci�le we w�a�ciwym momencie i miejscu...
Wyci�gn�� ksi��eczk� czekow�.
Osobliwi klienci
Beth siedzia�a w uliczce prowadz�cej na ty�y kasyna i
ws�uchiwa�a si� w odg�osy kopulacji �wierszczy. Ukry�y si� one przy
�mietnisku i w papierzyskach walaj�cych si� po chodniku. Ziemskie
�wierszcze. Tylko jeden B�g wie, jakim statkiem tu przyby�y - Las
Vegas wch�ania�o ka�dy opuszczony wrak z wyciekiem powietrza,
jaki tylko kiedykolwiek znalaz�by si� w tym kwadrancie, wraz z ich
pilotami po omacku szukaj�cymi tej jednej jedynej wielkiej wygranej,
maj�cej wyci�gn�� ich z d�ug�w.
Brzmienie chrz�szczy przypomnia�o jej prawdziwe, dzikie
d�wi�ki, kt�re zna�a stamt�d, - z domu. Na tej planetoidzie nie
znajdowa�o si� zbyt wiele �lad�w natury. Nawet powietrze i si�a
ci�ko�ci by�y sztuczne. Beth cz�sto tu przychodzi�a, �eby posiedzie�
na schodkach do kuchni, z zesuni�tymi ze st�p butami, i cieszy� si�
samotno�ci�.
Syk wozu dostawczego, w chwili gdy zamykano nap�d jego
poduszki powietrznej, przerwa� jej rozmy�lania. Do restauracji
przywieziono �wie�e wypieki. Beth zaci�gn�a si� ostatni raz
papierosem i wsta�a. Jeden z ch�opak�w dostarczaj�cych towar od
piekarza zagwizda� z aprobat�, gdy wsuwa�a pantofelki na nogi.
Wzruszy�a ramionami. Patrzenie nic nie kosztuje.
Wymieniaj�c kilka niedorzecznych uwag z kucharzami, zdo�a�a
porwa� z tacy ciasteczko z syropem klonowym i wysz�a przez
jadalni�. Znudzona kasjerka rzuci�a niedba�e s�owa powitania, gdy
przechodzi�a obok niej.
Nie zatrzyma�a si� w sali koktajlowej. Za du�a konkurencja, po
cz�ci ze strony amatorek. Nigdy te� nie zawraca�a sobie g�owy
salami kasyna. Nie mia�a tam nic do roboty, bo ci wszyscy durnie ju�
si� kochali - z hazardem. Wybra�a dla siebie hall na pi�trze.
Potencjalny klient sta� przed ekranem gry "ATAK GA-
LAKTYK", wpatruj�c si� w ma�ych elektronicznych przeciwnik�w i
wysadzaj�c ich w powietrze nieznacznymi ruchami palc�w na
przyciskach. By� m�ody, ale sk�rzana kurtka, kt�r� mia� na sobie
wygl�da�a na prawdziw�, a to nie s� dzi� tanie rzeczy. Cz�owiek,
prawdopodobnie Ziemianin. Podesz�a do wysokiego sto�ka obok
niego i wsun�a kart� kredytow� do automatu z gr� "WY�CIG".
Straci�a wszystkie trzy statki ju� po trzydziestu sekundach. - M�j
Bo�e - powiedzia�a - co� mi si� zdaje, �e w tym nie jestem zbyt dobra.
Ch�opak nadal by� ca�kowicie poch�oni�ty wpatrywaniem si� w
ekran.
- Sk�d jeste�? - zapyta�a go.
D�uga chwila i nic. Nawet na ni� nie popatrzy�. Wreszcie
powiedzia�:
- Z Ziemi. Z Houston.
- Na d�ugo w porcie?
Wyko�czy� wszystkich przeciwnik�w i czekaj�c a� pojawi� si�
nast�pne zast�py, spojrza� na ni�. Spodoba�o mu si� to, co zobaczy�.
Jednak odwr�ci� si� z powrotem i znowu skupi� nad przyciskiem
miotacza ognia.
Mo�e i nadawa�by si� do jej gry, a mo�e nie, lecz nie
dysponowa�a ca�� noc�, by m�c si� o tym przekona�. Zsun�a ty�ek z
krzes�a i podj�a polowanie.
Za ja