4678

Szczegóły
Tytuł 4678
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4678 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4678 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4678 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Antologia Dawka mi�o�ci SEKS W S - F S - F jako gatunek �ci�le powi�zany z literatur� przygodow� i m�odzie�ow� jeszcze do niedawna pozbawiony by� wyra�nych w�tk�w erotycznych. I cho� psychoanaliza bezceremonialnie wskazywa�a na wysublimowany, erotyczny charakter tej literatury - i tak przyk�adowo fallus mia� by� symbolizowany przez rakiet� - to jednak prawie nikt nie bra� tych psychoanalitycznych fantazji na serio. Trudno by�o bowiem znale�� wyra�ne motywy erotyczne w powie�ciach takich mistrz�w s - f jak: Asimov, Clark, de Camp, Norton. Leiber czy Heinlein. Dopiero kontrkultura, kt�ra tak g��boko przeora�a kultur� Zachodu, dokona�a powa�nego wy�omu w puryta�skim charakterze science fiction. Nawet taki wielki piewca tradycji puryta�skich jak Robert Heinlein da� si� ponie�� duchowi czasu i napisa� powie�� s�awi�c� woln� mi�o�� i narkotyki. Cho� wielu z wielkich, jak chocia�by Andre Norton, nie da�o si� zwie�� wymogom nowych czytelnik�w i pozosta�o wiernymi tradycyjnym warto�ciom. to jednak "nowa fala" pisarzy s - f ju� bez zbytnich zahamowa� si�ga�a po erotyk�. W chwili obecnej tak wielcy (tacy jak Silverberg, Varley, Farmer), jak i mali wkomponowali w swe utwory erotyk�. Prezentowana antologia zawiera opowiadania mniej znanych pisarzy. bowiem zale�y nam na tym, by pokaza� polskiemu czytelnikowi jak tradycyjne motywy s - f (inwazja obcych, cudowny wynalazek, inne cywilizacje itd. ) wykorzystane mog� by� w literaturze erotycznej. Nie ulega bowiem w�tpliwo�ci, i� wi�kszo�� opowiada� z tej antologii traktuje s - f jedynie jako pretekst do opisu wyobra�ni erotycznej. DEAN WESLEY SMITH KRISTINE KATHRYN RUSCH Modelowy kochanek M�czyzn� dla Pa� dostarczono Cathleen w pi�tek po po�udniu, w czasie gdy by�a w pracy. W firmie "Najlepszy M�czyzna dla Pa�" zostawi�a klucze do mieszkania, aby pracownicy mogli przygotowa� wszystko przed jej powrotem do domu. Cathleen by�a prezenterk� dziennika o 23:00. Zaraz po audycji z�apa�a pierwsz� woln� taks�wk� i kiedy ta zatrzyma�a si� przed domem, niemal zapomnia�a zap�aci� kierowcy. Jej przytulny living - room pachnia� lekko atramentem i �wie�o sparzon� herbat�. Na stolikach z drewna tekowego sta�y r�e. Bia�e meble z br�zowymi elementami wygl�da�y wr�cz zapraszaj�co. Zamkn�a drzwi za sob� i przekr�ci�a klucz w zamku. Ken, jej M�czyzna dla Pa� wyszed� z kuchni. Mia� na sobie czarny, jedwabny szlafrok - kimono, kt�ry rozchylaj�c si� a� do p�pka ukazywa� lekko ow�osiony tors. Delikatnymi r�kami obejmowa� fili�ank� z herbat�. Mia� czarne w�osy i czekoladowo zabarwione oczy. Cathleen wstrz�sn�� dreszcz. Ken u�miechn�� si� w formie powitania, jako �e nie umia� m�wi�. Nie mog�a pozwoli� sobie na m�wi�cy android - zw�aszcza taki, kt�rego g�os wyda�by si� jej seksy. Nienawidzi�a d�wi�k�w brzmi�cych metalicznie, a cho� firma "Najlepszy M�czyzna dla Pa�" szczyci�a si� perfekcyjnym wykonaniem android�w, to jednak nie uda�o si� im pozby� p�askiego g�osu modeli. Zdecydowa�a si� zatem na milcz�cego Kena, s�dz�c, �e cichy m�czyzna jest lepszy od gadatliwego. - Hello - powiedzia�a, czuj�c si� nieco niezr�cznie. Nigdy dot�d nie by�a z nim sam na sam. W�a�ciwie, widzia�a go tylko raz, na zapleczu sklepu firmowego. Mia�a wtedy pod��czone do wszystkich t�tnic kable w celu pomiaru reakcji fizycznej cia�a na Kena. Technik w k�ko powtarza�, �e jest on dla niej wprost wymarzony, Najlepszy. Ken wr�czy� jej fili�ank� z herbat�. �cianki naczynia by�y ciep�e. Aromat podra�ni� jej nozdrza. Wypi�a �yk, po czym odstawi�a fili�ank�. - Najpierw musz� si� przebra� - powiedzia�a. Ken u�miechn�� si� nieco szerzej, zbli�y� do niej i powoli rozpina� jej bluzk�. Jego palce przesuwa�y si� po sk�rze Cathleen, czu�a, �e zaczynaj� jej p�on�� policzki. By�a otumaniona, jak wtedy, gdy wpije za du�o alkoholu. Ken dotyka� j� delikatnie, we w�a�ciwy spos�b. tam, gdzie zawsze chcia�a by� dotykan�. Cathleen j�kn�a i przyci�gn�a go do siebie z takim po��daniem, jakiego jeszcze nigdy w �yciu nie odczuwa�a wobec �adnego m�czyzny. Min�o ju� kilka miesi�cy od jej rozwodu. Codziennie w drodze do pracy w lokalnej stacji telewizyjnej Cathleen przechodzi�a obok budynku z chromowanej stali i szk�a. W dniu, w kt�rym obchodzi�aby rocznic� �lubu, przystan�a tam i nie przeszkadza�o jej, �e t�um w godzinie szczytu przeciska si� ko�o niej, gdy poch�oni�ta odczytywa�a szyld: NAJDOSKONALSZY MʯCZYZNA DLA PA� WST�P PO INFORMACJE Za oknem wystawowym pyszni�y si� soczystozielone ro�liny. W naro�niku przy drzwiach prezentowano projekcj� holograficzn�. Hologram przedstawia� m�czyzn�, kt�ry opuszcza� r�ce wzd�u� swego p�nagiego cia�a i zarazem u�miecha� si� zach�caj�co. Krew wzburzy� jej mgli�cie znajomy zapach pi�ma. Sk�d� go zna�a, ale nie umia�a go zlokalizowa�. Hologram powoli zmienia� si� - - w�osy m�czyzny o nieokre�lonym kolorze stawa�y si� czarne, jego bezbarwne dot�d oczy - br�zowe, a bezkszta�tna twarz zacz�a przypomina� twarz Roberta. Cathleen westchn�a zdegustowana. Jej by�y m�� Robert nie by� ani m�czyzn� dla pa�, ani tym bardziej najdoskonalszym w jakimkolwiek sensie. Matka powtarza�a jej zawsze. �e kobieta, kt�ra po��da m�czyzny, nigdy go nie znajdzie: tak w�a�nie by�o z Cathleen od czasu rozwodu. Drzwi z chromowanej stali otworzy�y si� i po chwili znalaz�a si� w sklepie. Wyczuwa�o si� w nim lekki zapach seksu, jak gdyby opuszczono go w�a�nie po odbyciu stosunku. Du�e ro�liny przy oknach zas�ania�y widok na zewn�trz. Na pluszowej wyk�adzinie dywanowej le�a�y stosy poduszek, a r�cznie rze�bione ,japo�skie parawany. przedstawiaj�ce kochank�w, rozdziela�y pok�j na cz�ci. Czu�a si� tak, jak gdyby wesz�a do sypialni bardzo bogatego cz�owieka. Kiedy ze �wistem zamkn�y si� za ni� drzwi, z zaplecza, zza czarno - z�otych drzwi wyszed� wysoki m�czyzna, o srebrz�cych si� na skroniach w�osach. Mia� na sobie ubranie w szarym odcieniu. kt�ry podkre�la� kolor jego w�os�w i ukrywa� bruzdy na twarzy. Cathleen uzna�a, �e mia� oko�o czterdziestu pi�ciu lat, cho� r�wnie dobrze m�g� mie� i sze��dziesi�tk�. - Czym mog� s�u�y�? - zapyta�, a jej przez chwil� wydawa�o si�, �e w g�osie s�yszy �lad afektacji. Zrobi�a krok do ty�u. M�czyzna mia� jednak wygl�d cz�owieka rzeczowo podchodz�cego do sprawy, a rzekoma afektacja musia�a by� wytworem jej w�asnej wyobra�ni. - Zainteresowa� mnie szyld w oknie wystawowym - odpowiedzia�a. Tym razem rzeczywi�cie u�miechn�� si�, ciep�o i szczerze, tak jak gdyby chcia� jej dopom�c w uzyskaniu najwspanialszej rzeczy ca�ego �ycia. - M�czyzna dla Pa� jest zupe�nie wyj�tkowym produktem, prosz� pani. Czy chodzi o pani�, czy o kogo� innego? Niemal skusi�o j�, by powiedzie�, �e szuka prezentu urodzinowego dla przyjaci�ki, ale odpar�a: - Dla mnie. - Doskonale - z��czy� d�onie i ciep�o spojrza�. Wydawa� si� by� starszym, wra�liwym cz�owiekiem. Cathleen potrz�sn�a g�ow�. To miejsce zaczyna�o wywiera� na niej dziwne wra�enie. W�a�ciciel cofn�� si� do ma�ego, hebanowego stoliczka z ty�u sklepu. Odsun�� blat, kt�ry ods�oni� ekran komputerowy. - Czy pani zna nasze produkty? - zapyta�. Cathleen przecz�co kr�ci�a g�ow�. By� mo�e nie powinna by�a wchodzi� do tego sklepu. By�o tu dziwnie, zacz�a odczuwa� zawroty g�owy. M�czyzna nacisn�� przycisk i drzwi z ty�u pokoju otworzy�y si�. Pojawi�a si� w nich smuk�a kobieta w bia�ej sukni. Sprzedawca powiedzia�: - Pani chcia�aby zobaczy� nasze modele. Kobieta skin�a g�ow�: - Prosz� za mn�. Poprowadzi�a Cathleen przez labirynt japo�skich parawan�w. Za ka�dym z nich znajdowa�y si� poduszki i lampki wykonane z drewna i papieru. Wygl�da�o to zapraszaj�co. Cathleen mia�a w�a�nie zapyta�, dlaczego sprzedawca nie m�g� zademonstrowa� jej modela, kiedy zatrzymali si� przed jednym z parawan�w. - On jest za tym parawanem - powiedzia�a kobieta. On? Cathleen zmarszczy�a brwi. Przecie� to tylko model. Kobieta czeka�a, a� Cathleen podejdzie, obesz�a wi�c parawan i przed jej oczyma ukaza� si� nagi m�czyzna. Jego g�owa spoczywa�a na poduszce, ciemne w�osy w lekkim nie�adzie, jak gdyby nie przywi�zywa� wagi do swego wygl�du. Mia� ciemne oczy i cienkie, zapraszaj�ce wargi. Cathleen wpatrywa�a si�, przesuwaj�c spojrzenie z ow�osionej piersi w d�, w kierunku w�skich bioder. Kiedy towarzysz�ca jej kobieta dotkn�a j� w rami�, Cathleen niemal podskoczy�a. - Zostawiam pani� z nim - powiedzia�a. - Prosz� si� nie spieszy�. Model poprawi� sobie poduszk�. Cathleen g��boko odetchn�a. Rozumia�a ju�, dlaczego w�a�ciciel sklepu nie przyszed� tu z ni�. Chocia� wiedzia�a, �e model by� sztuczny, odczuwa�a podniecenie z powodu bezpo�redniej blisko�ci nagiego m�czyzny. Gdyby prawdziwy m�czyzna obserwowa� j� w czasie, kiedy ogl�da�a model, odczuwa�aby jeszcze wi�ksze zak�opotanie. Cathleen usiad�a obok androidu. Kiedy pochyli�a si� nad nim, poczu�a ciep�o jego cia�a. Jego oddech mia� zapach mi�ty. Jaki prawdziwy! Wydawa� si� by� jak cz�owiek. Nie mia�a poj�cia, �e tak dalece zaawansowano ju� technologi�. Kiedy przesun�� palcami po jej ramieniu, poczu�a mrowienie na sk�rze. Lekko, a zarazem stanowczo przycisn�� jej bark tak, �e znalaz�a si� tu� obok niego. Wsun�� r�k� w jej w�osy i przytrzyma� g�ow�, a gdy poczu�a jego usta przy swych, przez ca�e jej cia�o przesz�y ma�e p�omyczki. Od lat ju� nie uda�o si� jej tak szybko rozbudzi�. Zacz�a go ca�owa� - r�k� przesuwa�a w d� jego cia�a, czuj�c mocn� budow� bioder, sztywne w�osy wok� pachwiny - zapominaj�c, �e jest w sklepie, za parawanem, prawie kochaj�c si� publicznie. Z androidem. Odsun�a si�. Jego cia�o by�o doskona�e. Obr�ci� si� na bok tak, �e w pe�ni widzia�a jego erekcj�. Cathleen g��boko odetchn�a, wyg�adzi�a w�osy i wsta�a. Nie pami�ta�a, by ktokolwiek tak dobrze j� ca�owa�. Przez chwil� niemal zapomnia�a, �e jest to maszyna. Wydawa�o jej si�, �e o to w�a�nie chodzi�o. Poprawi�a bluzk� i wysz�a zza parawanu. Kobieta czeka�a na ni� siedz�c na pufie w dalszej cz�ci pokoju. - Czy� nie wspania�y? Cathleen skin�a g�ow�, nadal zbyt poruszona, by odpowiedzie�. - Czy zakup interesuje pani�? Kogo by nie interesowa�? - pomy�la�a Cathleen. Kobieta u�miechn�a si�: - Niekt�rzy kupuj� od razu, ale to znaczna inwestycja. �atwiej jest wypo�yczy�, a p�niej ewentualnie wymieni�, kiedy b�d� nowe, ulepszone modele. Cathleen wzi�a g��boki oddech, jak mia�a zwyczaj czyni� przed wej�ciem na anten� i powiedzia�a: - Prosz� o bli�sze informacje. Kobieta zaprowadzi�a j� do pokoiku obok g��wnej sali. Tam om�wi�y cen� - oko�o jednej czwartej wysokiej miesi�cznej ga�y Cathleen - i Cathleen wype�ni�a kwestionariusz dotycz�cy jej upodoba� seksualnych. Wp�aci�a niewielk� kaucj� i podpisa�a kilka dokument�w, z kt�rych wi�kszo�� stanowi�y kopie kontraktu, na kt�ry rzuci�a tylko okiem. Zgodzi�a si� przyj�� dwukrotnie w ci�gu nast�pnych dwu tygodni przed otrzymaniem swego M�czyzny dla Pa� : raz w celu wykonania test�w zapachowych, a drugi raz, aby sprawdzi�, czy ona i jej nowy partner s� kompatybilni. Dopiero gdy przesz�a dwie przecznice, uspokoi�o si� wreszcie tempo uderze� jej serca. Wr�ci�a do studia telewizyjnego z przekonaniem, �e chcia�aby mie� swego M�czyzn� dla Pa� o wiele wcze�niej ni� przewidywa�a data dostawy, czyli dopiero za czterna�cie dni. * W�a�nie w dniu, w kt�rym mia�a nast�pi� dostawa, Tom, nowy dyrektor do spraw produkcji, wezwa� j� do siebie. Sala dziennika pachnia�a atramentem, kt�rego zapach - wed�ug test�w firmy "Najlepszy M�czyzna dla Pa�" - by� dla Cathleen pon�tny. To zdumiewaj�ce, jak zapachy mog� podnieca�. Zapuka�a w szklane drzwi z nazwiskiem Toma wypisanym stylizowanymi, z�oconymi literami, a kiedy drzwi si� otworzy�y, powita� j� lekko pi�mowy zapach jej ulubionej wody kolo�skiej. Skup si�, rozkaza�a sama sobie. Spojrza�a w twarz cz�owieka, kt�rego widzia�a pierwszy raz w �yciu. U�miechn�� si�, a jego oczy lekko zmru�y�y si� w k�cikach. Twarz o mocno zarysowanych szcz�kach mia�a nieprzenikniony wygl�d, kt�ry ceni� og�lnokrajowe sieci telewizyjne. Jednak wskutek bia�ej szramy pod lewym okiem oraz ospowatej cery, prawdopodobnie przed kamer� nie wzbudza� zaufania. - Mi�o mi, �e mog� ci� wreszcie pozna�, Cathleen. - Dzi�kuj� panu. - Zwr�ci�a si� do Toma, by doko�czy� prezentacji. Tom odchyli� si� w krze�le do ty�u. - Przedstawiam ci Justina Jennersa. Na razie zosta� dyrektorem dzia�u wiadomo�ci, do czasu, gdy zatrudnimy kogo� na sta�e. Cathleen zmusza�a si� do ci�g�ego potakiwania i u�miechu. Ostatnio by�a nadmiernie obci��ona, ale nadal dobrze pracowa�a. S�dzi�a, �e to w�a�nie ona dostanie stanowisko dyrektora. By�a przecie� szefow� programu z najd�u�szym sta�em. - Tom uzna�, �e lepiej b�dzie sprowadzi� osob� spoza firmy, a�eby dopom�c audycji w okresie przej�ciowym - powiedzia� Justin. - Brzmi rozs�dnie - odpowiedzia�a Cathleen, sil�c si� na spok�j w g�osie. Wywo�ywanie antagonizm�w nie mia�o sensu. Decyzj� ju� i tak podj�to. Mia�a jedyn� szans�: dobrze pracowa� i ubiega� si� o to stanowisko ponownie w przysz�ym roku. - Chcia�em, �eby� wiedzia�a pierwsza, Cathy - powiedzia� Tom, a z jego g�osu wyczu�a, �e mo�e odej��. - Dzi�kuj� - powiedzia�a. Drzwi zamkn�y si� za ni�. - Stokrotne dzi�ki. Kiedy pojawi� si� Ken, Cathleen niemal zapomnia�a o pracy. Nikt nigdy nie dotyka� jej tak jak on. I nikt te� nie m�g�. Ken zna� wszystkie jej sfery erogeniczne. Jego palce by�y gor�ce i wra�liwe na napi�cie, a chemia cia�a perfekcyjnie odpowiada�a jej cia�u. Wytw�rnia uczyni�a go lepszym ni� kt�rykolwiek m�czyzna. By�a ol�niona - mimo �e kochanie si� pozbawi�o j� snu przez sze�� kolejnych nocy. Wtedy Justin zaprosi� j� na kolacj�. Gdy sta� przed ni� po emisji wiadomo�ci, by� lekko zdenerwowany, r�ce spl�t� na plecach. Mimo niezwyk�ego zm�czenia wypad�a dobrze, by�a tego pewna. Wprawdzie Ken nie pozwala� jej zasn�� przez wi�ksz� cz�� nocy, pokazuj�c pozycje, o kt�rych wcze�niej nie mia�a poj�cia, wiedzia�a, �e Justin nie m�g� mie� zastrze�e� do jej wyst�pu w wieczornej audycji. By� mo�e mia� zastrze�enia do jej pracy w og�le. Ken odbiera� jej niemal ca�� zdolno�� koncentracji. Justin zabra� j� do cichej restauracji niedaleko studia. By�a to restauracja meksyka�ska, o stylizowanym wn�trzu i wielobarwnych tkaninach na �cianach. Kiedy szli za kelnerem do swego stolika, Justin trzyma� j� za rami�. Podsun�� krzes�o, a ona u�miechn�a si�. Mi�o jest spotka� kogo�, kto jest takim d�entelmenem, nawet je�eli zabra� jej stanowisko. Podczas kolacji dyskutowali o wsp�pracownikach i o ca�ej stacji. Kiedy po jedzeniu s�czyli drinki, Justin opowiedzia� jej troch� o sobie. Cathleen b��dzi�a my�lami wok� Kena. Sama my�l o nim pobudza�a j�. Chcia�a by� ju� w domu. Pomy�la�a o jego delikatnych pieszczotach, niemal niedo�cignionej perfekcji wygl�du, lekko pi�mowym zapachu cia�a. - Przepraszam - powiedzia� Justin - powinienem by� wcze�niej sko�czy�. Cathleen spojrza�a na niego, czuj�c si� tak, jakby w�a�nie obudzi�a si� z g��bokiego snu. - Czuj� si� �wietnie. - Nie - powiedzia�. - Jeste� zm�czona. Jak si� czujesz naprawd�? Odsun�a z twarzy pasemko w�os�w. - Ostatnio nie sypiam zbyt dobrze. - To wida�. - Odstawi� fili�ank� z kaw�, a ona nawet nie pami�ta�a, �e j� zamawia�. - Mo�esz przyj�� jutro troch� p�niej ni� zwykle. Wy�pij si� dobrze. Zrobi�a si� czujna. Oto nast�powa�a ta cz�� wieczoru, w kt�rej zamierza� m�wi� o jej wynikach w pracy. Justin po�o�y� pieni�dze na rachunku i delikatnie dotkn�� jej d�oni. - Chcia�bym odwie�� ci� do domu. Cathleen przytakn�a, czuj�c ulg�. Zamierza� po prostu rozmawia�. Nic wi�cej. St�umi�a westchnienie. Do domu, to dobry pomys�. Ken czeka� na ni�, prawdopodobnie ju� w sypialni, nagi, wyci�gni�ty na ��ku. W pi�tna�cie minut p�niej Justin_ zatrzyma� samoch�d przed domem, pochyli� si� i poca�owa� j�. Jego usta mia�y smak piwa, potraw meksyka�skich i kawy. Przyciska� wargi zbyt mocno, j�zyk by� zbyt nachalny. Pr�bowa�a odsun�� si�, ale mocno trzyma� jej ramiona. - Chcia�bym pom�c ci w za�ni�ciu. Cathleen odsun�a si�. Bola�y j� r�ce w miejscu, gdzie je przytrzymywa�. - Nie, nie lubi� wi�za� si� z kimkolwiek z pracy. Twarz Justina by�a niewidoczna. - Ca�kiem rozs�dnie. - G�os mia� napi�ty, niemal w�ciek�y. - Jak to dobrze, �e nie jestem sta�ym pracownikiem, co? - Tak - odpowiedzia�a, cho� wcale nie by�a pewna, czy tak w�a�nie s�dzi: Jego ton przyprawia� j� o lekki dreszcz i przypomnia�a sobie sytuacje, w kt�rych s�ysza�a ju� t� sam� z�o�� w g�osie innych m�czyzn. Je�eli nie zadzia�a szybko, za chwil� ta randka zako�czy si� pr�b� gwa�tu. Sili�a si� na spokojny g�os. - Dzi�kuj�, kolacja by�a wspania�a. - I ja dzi�kuj�. - Dotkn�� pasemka jej w�os�w. Wydawa�o si�, �e w�ciek�o�� mu przesz�a - je�eli w og�le by�a prawdziwa. - Wobec tego, warto chyba powt�rzy�. - Zgoda. - Przytakn�a, by nie mie� poczucia winy. Chwyci�a klamk� od drzwi samochodu, otworzy�a je i wysiad�a. - Dzi�kuj� za wszystko. - Zobaczymy si� jutro. - Uruchomi� silnik. - Wy�pij si� troch�. - Tak. - Sta�a na chodniku i obserwowa�a, jak samoch�d odje�d�a od kraw�nika. W ciemno�ci, za jej plecami, szumia�y obrotowe spryskiwacze trawnik�w, tworz�c mgliste fale ch�odu na jej nagiej sk�rze. By�a zm�czona. Zawr�ci�a w stron� domu i sz�a omijaj�c mokre �aty, b�d�ce efektem pracy spryskiwaczy. Otworzy�a drzwi mieszkania. Wchodz�c, po raz pierwszy poczu�a wyczerpanie. Zanim nasta� Ken, sypia�a zwykle po osiem godzin ka�dej nocy. Living - room roz�wietla�y lampy, ukazuj�c stoj�cego po�rodku Kena, wspania�ego w swej nago�ci. Cathleen podesz�a do okna i zaci�gn�a zas�ony. On me ma �adnego poczucia przyzwoito�ci - cho� w�a�ciwie, sk�d maje mie�. By� tylko maszyn�. U�miechn�a si� do niego, ze zdziwieniem stwierdzaj�c, �e pierwszy raz nie jest nim wcale zainteresowana. - My�l�, �e nie potrzebuj� niczego wi�cej opr�cz ciep�ego kakao i d�ugiego snu - powiedzia�a. Zdj�a buty, od�o�y�a torebk� na krzes�o przy drzwiach i posz�a w kierunku kuchni. Ken jednak po�o�y� r�k� na jej plecach, obr�ci� dooko�a i poca�owa�. Jego poca�unek by� o ca�e niebo lepszy od Justina. Ken wiedzia�, jak dotyka� jej ust, jak rozpali� ogie� w jej ciele. Ogie� ju� si� tli�, ale ona nie chcia�a go tej nocy rozpala�. Wa�niejszy by� sen. Odsun�a go. - Dzi� nie, Ken. Nie chcia� pozwoli� jej odej��. Ci�gle ca�owa�, rozbudza�, dotyka� uszu, szyi, piersi, ka�dej cz�ci jej cia�a, kt�ra gwarantowa�a g��boki bodziec seksualny. Coraz trudniej by�o przesta�. By�a to jednak tak�e kwestia zasad. - Nie, Ken. Jego usta zatopi�y si� w jej. Czu�a smak wody, ch�odu i �wie�o�ci. Jego poca�unek od�wie�a�, lecz czego� w nim brakowa�o, by� mo�e tej niewielkiej niezr�czno�ci, kt�ra cechowa�a Justina. Do licha, by�a skonfundowana. - Stop, Ken. Przesta� i odsun�� si�. Polecenie: STOP by�o bardzo wa�ne. Ken musia� jednak wyczuwa� jej wahanie, poniewa� nadal g�aska� jej twarz d�oni�. Si�gn�a po ni� i odsun�a. - Chc� po prostu spa� - powiedzia�a. - Obejmij mnie tylko. Wzi�� j� w ramiona. Jego dotyk zapewnia� dobro i bezpie- cze�stwo. Wspiera�a si� na nim, ciesz�c si� jego ciep�em. R�ce przesun�� na jej tali� i wsun�� pod bluzk�. Poczu�a delikatne mrowienie sk�ry pod dotykiem jego palc�w. Cia�o reagowa�o akceptuj�co. Powstrzymywa�a si�, by nie po�o�y� swych d�oni na jego nagich plecach. - Musz� i�� spa� - powt�rzy�a, cho� wiedzia�a, �e na nic si� to nie zda. Ken zosta� zaprogramowany, by zaspakaja� j�, dogadza� seksualnie, a nie inaczej. Nie mog�a pozwoli� sobie na kolejn� noc bez snu. Przesun�a r�k� w g�r� po plecach Kena, �a�uj�c ka�dego swego ruchu. W ko�cu palce odnalaz�y pieprzyk, w kt�rym schowany by� wy��cznik Kena. Nacisn�a raz. Dwa razy. On jednak u�miechn�� si� tylko i nadal pie�ci� jej cia�o. Po raz pierwszy na samym dnie �o��dka odczu�a panik�. Pracownicy firmy "Najlepszy M�czyzna dla Pa�" zapewniali, �e wy��cznik stanowi ostateczne zabezpieczenie. To ona mia�a kierowa� Kenem. Nie mog�o si� zdarzy�, by by� niepos�uszny.. Przynajmniej tak w�a�nie j� zapewniano. Ken schyli� si� i uni�s� j� w swych ramionach jak w ko�ysce. Obr�ci� si� i skierowa� do sypialni. Walczy�a, napieraj�c na niego. Trzyma� j� tak mocno, �e niemal odczuwa�a tworz�ce si� siniaki. Dwukrotnie odnalaz�a wy��cznik i przycisn�a go. Lecz Ken nadal si� porusza�. Delikatnie po�o�y� j� na ��ko i przytrzyma�, zanim powt�rnie zd��y�a podj�� pr�b� wyszarpni�cia si�. Jedn� r�k� przytrzymywa� j�, drug� rozsuwa� nogi. - Stop! - krzycza�a. - Natychmiast przesta�! Popatrzy� na ni� i u�miechn�� si�. - W �adnym razie - powiedzia�. Jego s�owa tak j� zaskoczy�y, �e przesta�a si� wyrywa�. Skorzysta� z tej chwili, aby przywi�za� jej praw� stop� lu�no do ramy ��ka. Pochyli�a si�, by go powstrzyma�, ale odepchn�� j�. - Co robisz? - usiad�a ponownie. - Ty nie masz... Wcisn�� jej chusteczk� w usta, napinaj�c przy tym wargi tak mocno, i� pomy�la�a, �e z�by przebij� si�, przez sk�r�. Walczy�a z nim, kiedy wi�za� jej r�ce na plecach. Kopa�a go swobodn� stop�. Uwi�zi� j� pod swym kolanem. Wtedy kilkoma szybkimi ruchami zerwa� z mej ubranie, pozostawiaj�c wzd�u� r�k i n�g czerwone krechy. Szmatka w ustach dusi�a j�, zdawa�o si�, �e zwymiotuje. Zmusi�a si� do powolnego oddychania przez nos. - Zrobimy sobie jeszcze jeden raz, zanim wezw� szefa. - Mia� wysoki i niemetaliczny g�os, o indywidualnym zabarwieniu, kt�re cechuje ka�d� istot� ludzk�. - Tym razem, wszystko dla mnie. Rzuci� j� na brzuch, przywi�za� lew� nog� do drugiego s�upka ramy i wszed� w ni� od ty�u, w pozycji, kt�rej nienawidzi�a. By�a nie przygotowana i spi�ta w momencie, gdy wsuwa� si� w ni�. B�l by� ostry i piek�cy, taki jakiego zazna�a wskutek otar�, gdy w studiu spad�a ze schod�w. Po ca�ej delikatno�ci w jego programie nie pozosta�o �adnego �ladu. Mia� gwa�towne ruchy i twardy u�cisk. Tak d�ugo klepa� j� po po�ladkach, a� b�l sprawi�, �e by�y bez czucia. Odci�gn�� jej g�ow� do ty�u i mocno ugryz� w szyj�, tak �e mimo knebla wyda�a krzyk. Z kolei wcisn�� jej twarz g��boko w poduszk�, i� ma�o brakowa�o, aby si� udusi�a. Po raz pierwszy, j�cz�c, osi�gn�� spe�nienie. S�l w jego nasieniu piek�a rany Cathleen. Ponownie krzykn�a, staczaj�c walk� z kr�puj�c� j� link�. Nagle wyra�nie objawi�a si� w jej otumanionym umy�le prawda. On nie by� maszyn�. W og�le nigdy nie by� maszyn�. Oszukano j�. Wykorzystano. - By�o �wietnie - powiedzia�. - Wielka szkoda, �e tak wcze�nie ci� to wyczerpa�o. S�dzili�my, �e wytrzymasz przynajmniej jeszcze dwa tygodnie. Odsun�� si� od niej, wsta� i si�gn�� po telefon stoj�cy na stoliczku przy ��ku, wykr�ci� numer. Przez moment obserwowa�a go, a po chwili zacisn�a mocno powieki, by nie widzie� jego nago�ci. Nie budzi� w niej takiej odrazy, jak� powinna by�a odczuwa�. Cz�� niej nadal po��da�a go, ale z�o�� i b�l odsuwa�y t� ��dz�. - Za kilka minut b�dzie tu szef - powiedzia�, przysiadaj�c na ��ku. - Przywiezie ze sob� faceta, z kt�rym mia�a� randk� dzi� wieczorem. Justina? Wyda�o si� jej, to bez sensu. Co ma z tym wszystkim wsp�lnego Justin? Ken u�miechn�� si� do mej, pochyli� i wyci�gn�� szmatk� z jej ust. Wzi�a g��boki wdech, a� przesz�y j� ciarki, po czym powoli wypu�ci�a powietrze, walcz�c ca�y czas o odzyskanie jasno�ci my�li. Zdo�a�a zapyta�: - Czy Justin jest w to zamieszany? Ken roze�mia� si�. - Nie, nie ma o tym wszystkim poj�cia. M�j wsp�lnik i ja chcemy pieni�dzy, moja s�odka m�oda istotko. Z nikim si� nie dzielimy. Dostaj� wi�cej udaj�c maszyn�, ni� mia�em kiedykolwiek poprzednio z oszustw. Przy pomocy narkotyk�w, kt�re szef dobiera dla ka�dej z was osobno, bardzo �atwo przychodzi mi nabieranie i zrobienie ka�dej kobiety w tr�b�. Potrz�sn�a g�ow�, pr�buj�c opanowa� gonitw� my�li. Podawano jej narkotyki. Jak mog�a do tego dopu�ci�? Ken spojrza� na budzik, przysun�� si� do niej, w�o�y� d�o� mi�dzy jej nogi i wsun�� w ni� jeden palec. - Masz ochot� na jeszcze jeden szybki numer? Mamy troch� czasu do przyjazdu szefa i twojego przyjaciela. - Nie! - Pr�bowa�a odsun�� si� od niego, ale nie mia�a mo�liwo�ci ruchu. - Prosz�, nie! Nie wycofa� palca. Zacz�� porusza� nim w ty� i w prz�d, do ty�u i do przodu, wiedz�c, �e bardzo to lubi�a. Stara�a si� odseparowa� umys� od swego cia�a, pr�buj�c utrzyma� biodra w bezruchu. A zatem to by�y narkotyki. �rodki chemiczne. Feromony. I ca�y tydzie� rozleg�ej praktyki. Ken wiedzia�, jak do niej dotrze�. Teraz ona musi zdoby� nad nim kontrol�, powstrzyma� go sam� si�� swego umys�u. - Wobec tego po co sprowadza� tu Justina? - spyta�a, pr�buj�c wej�� w styl reportera. Ken wzruszy� ramionami, poruszaj�c swym palcem coraz to szybciej. - Zawsze kiedy ko�czymy interesy z klientem, lepiej jest, gdy ma przy sobie przyjaciela. Kogo�, kto precyzyjnie my�li i umie czyta� kontrakty. To pozwala skr�ci� spraw�. Nie masz wielu przyjaci� - musieli�my skontaktowa� si� z tym, z kt�rym by�a� dzi� wieczorem - na kolacji. - Kontrakty? - W�a�nie tak, kochanie. Te, kt�re podpisa�a� po prezentacji modela. Sama by�a sobie winna, sama podpisa�a kontrakt na to wszystko. Zmaga�a si� ze sw� pami�ci� co do strony prawnej kontraktu. Skupi� si�! Je�eli uda si� jej skupi� na szczeg�ach prawnych, to mo�e zdo�a zapomnie� o tym jego palcu, pocieraniu, pocieraniu... Ken ca�owa� jej piersi i lekko przygryza� sk�r� w okolicy pachy oraz ramienia. Przypomnia�a sobie, jak m�wi�a mu, �e to uwielbia. Robi� to perfekcyjnie. Cathleen poczu�a gdzie� g��boko, wewn�trz, �e chyba si� z�ama�a. Wraz z tym, jak palec Kena przesuwa� si� coraz to szybciej, a jego usta elektryzowa�y jej sk�r�, krzycza�a w ekstazie. I orgazm. I krzyk. * Justin siedzia� niewygodnie po przeciwnej stronie pokoju. Ken i siwiej�cy m�czyzna ju� wyszli. Justin nie zdj�� nawet p�aszcza i wygl�da�o na to, �e me wie, co zrobi� z r�kami. Spogl�da� na ni� ci�gle dziwnym, niemal zimnym spojrzeniem, przed kt�rym najch�tniej by si� ukry�a. Uwolni� j� z wi�z�w, a potem czeka�, a� sko�czy d�ugi, gor�cy prysznic. Zastanawia�a si�, co o niej my�li. Usiad�a teraz naprzeciwko niego, w p�aszczu k�pielowym, i z fili�anki s�czy�a herbat�, kt�r� jej sparzy�. - Odpocznij sobie przez kilka dni - powiedzia� Justin. - Ja ci� zast�pi�. - Chc�, �eby ich aresztowano. Pokr�ci� g�ow�. - Podpisa�a� ten kontrakt. Obawiam si�, �e to wszystko by�o legalne. - Przecie� mnie nabrali - odpowiedzia�a mi�kko. Zamkn�a oczy. Nadanie sprawie rozg�osu by�oby okropne. Obmy�lili to doskonale, sprawa ca�kowicie legalna i z gwarancj� takiego wstydu, kt�ry powstrzyma ofiar� przed doniesieniem o przest�pstwie. Podobnie jak ofiary gwa�tu, kt�re niemal z regu�y nie id� na policj�. Wi�kszo�� kobiet w jej sytuacji, zw�aszcza podpisawszy kontrakt, nie zdecydowa�aby si� na powiadomienie policji o przest�pstwie na tle seksualnym. Je�eli skieruje spraw� do s�du, to nie tylko przegra j�, ale i utraci wiarygodno�� jako reporterka. Odstawi�a fili�ank� i patrzy�a na Justina do chwili, gdy spojrza� na ni�. - Mo�e uda�oby si� przedstawi� ca�� histori� bez podawania nazwisk. Mo�e zainteresowa�by si� ni� prokurator generalny i... - Niemo�liwe - odpar�. - Dlaczego? - dr�a�a, ale g�os mia�a spokojny. - B�dziemy ich �ciga�, a oni powiedz� o tobie. - Wsta� i podszed� do niej. Z jakiego� wzgl�du wywo�a�o to u niej erotyczne skojarzenie. Usiad� i g�aska� j� po nodze. - Dotkn�oby to w�a�nie ciebie. To, co zrobili by�o legalne i zgodnie z podpisanym kontraktem. U�yli legalnych narkotyk�w - afrodyzjak�w na potencj�, kt�re oddzia�uj� poprzez zapach i dotyk. Wype�ni�a� i podpisa�a� wszystkie formularze i pe�nomocnictwa. W�a�ciwe upowa�ni�a� ich do tego, co zrobili. Dr�enie przenios�o si� w d� kr�gos�upa i na nogi. Podnios�a fili�ank� i wypi�a szybko reszt� herbaty. Poczu�a mrowienie sk�ry w miejscu, w kt�rym na jej nodze spoczywa�a d�o� Justina. Poci�ga� j� przes�czony pi�mem zapach, w g�owie zacz�o wirowa�. - �le si� poczu�am i... - Wiem. - Justin dotkn�� jej policzka i u�miechn�� si�. - To herbata. Rozmawia�em z Kenem, kiedy bra�a� prysznic i powiedzia� mi, �e bardzo j� lubisz. M�wi�, �e to zupe�nie wyj�tkowa mieszanka. Justin wsun�� d�o� pod szlafrok i po�o�y� na jej piersi. Przysun�� si� bli�ej, tak, �e czu�a jego oddech na szyi. Zacz�� liza� brzeg jej ucha. Co� w niej p�k�o. Cia�o osi�gn�o punkt kulminacyjny. Po raz drugi tek nocy zacz�a krzycze�. I orgazm. I krzyk. DAVE SMEDS Eliksir mi�osny - Mam list, o kt�ry panu chodzi�o, Mr. Turner. Panna Keyes zatrzyma�a si� przed biurkiem Sidneya i wyci�gn�a r�k� z arkusikiem papieru, powiewaj�c nim dok�adnie na wysoko�ci swych pe�nych, fantastycznie proporcjonalnych piersi. Mia�a na sobie jedn� z tych bia�ych biurowych bluzek, kt�re spe�nia�y wym�g skromno�ci i nie pozwala�y Sidneyowi rozstrzygn��, czy w�o�y�a dzi� stanik czy te� nie. Czy to, co widzia�, to brodawki czy tylko zmar- szczki tkaniny? Odebra� list, a ona niezw�ocznie uda�a si� z powrotem do sekretariatu. Albo teraz, albo nigdy, pomy�la� i odezwa� si�, zanim mia�by czas stch�rzy�. - Panno Keyes? Zatrzyma�a si�, odwr�ci�a i unios�a pi�kne brwi. - Czy... czy zechcia�aby pani p�j�� ze mn� kiedy� na kolacj�? Sidneyowi nagle ca�kiem zasch�o w gardle. - Nie - odpowiedzia�a zwi�le i znik�a w g��bi korytarza. Sidney siedzia�, postukuj�c paznokciami o blat biurka. Znowu. Tym razem panna Keyes, poprzednio siostra jego najlepszego przyjaciela. Mija ju� dziesi�� miesi�cy bez seksu. O co chodzi, czego mu brakuje? Oczywi�cie, jest niski. Zgoda, nosi okulary. Prawda, chodzi czasami w niemodnych rzeczach. Z drugiej strony, jest przecie� najlepszym ksi�gowym, jakiego firma mia�a kiedykolwiek. Pod�uba� w nosie i wytar� palec pod spodem otwartej szuflady biurka. Dlaczego kobiety nie chc� mu da� szansy? Tego dnia natrafi� na og�oszenie, zamieszczone na ostatniej stronie gazety: DZI�KI MNIE NIE OPRZE CI SI� �ADNA KOBIETA MADAME SOPHIA Gabinet Madame Sophii znajdowa� si� po drodze do biura. Gdyby nie to, najprawdopodobniej zignorowa�by og�oszenie. Zapomnia� o nim ca�kiem, i przypomnia� sobie dopiero wieczorem, w drodze do domu. Zobaczy� ma�y neonowy szyld z reklam� wr�enia z d�oni, przepowiadania przysz�o�ci, konsultacji astrologicznej oraz p� tuzina innych magicznych us�ug. Pod wp�ywem impulsu, w jednej chwili zdecydowa� skr�ci� z jezdni na wysypany �u�lem parking. Poczekalnia by�a mroczna i intensywnie pachnia�a kadzid�em. Znajdowa�o si� w niej troje drzwi, a na ka�dych wisia�y kotary z metalowej gazy w kolorze kasztanowym. Kiedy �renice Sidneya przystosowa�y si� po chwili do s�abego o�wietlenia, podszed� do lady. Sta� na niej dzwoneczek, kt�rego u�y�. - Wej��! - odezwa� si� ostry g�os zza jednej z kotar. Niezdecydowanie wszed� do ma�ej alkowy. Prawie ca�y pokoik zajmowa� okr�g�y, karciany st� nakryty �nie�nobia�ym obrusem, si�gaj�cym a� do pod�ogi. Za sto�em siedzia�a szczup�a Cyganka z kruczoczarnymi w�osami przewi�zanymi chust� i splecionymi na blacie sto�u r�koma. Po jego stronie sto�u sta�o puste, rozk�adane krzes�o. - Czeka�am na pana. Prosz� siada� - powiedzia�a uspokajaj�co, a Sidney pos�usznie usiad�. - Prosz� mi opowiedzie�, co pana trapi. Sidney usi�owa� nie j�ka� si�. - Hm... tak... to jest raczej sprawa osobista. - Ma pan k�opoty z seksem i kobietami. Sidneyowi opad�a szcz�ka. - Sk�d... sk�d...? - Widzia�am ju� wielu podobnych do pana - odpowiedzia�a z u�miechem. - Ale najwa�niejsze fiest to, �e mog� panu pom�c. Nie trzeba nic wi�cej, jak to. - Postawi�a na stole niewielk� buteleczk�. - Prosz� to wypi�, a ka�da kobieta w zasi�gu pana oddechu b�dzie chcia�a si� z panem przespa�. - Eliksir mi�osny? - Sidney palcami wyczuwa� kontury �cianek butelki. Mia�a kszta�t nagiej kobiety i zawiera�a co najwy�ej jeden �yk. - Nie ca�kiem. Prawdziwy eliksir mi�o�ci by�by znacznie dro�szy. Ale ten na pewno rozwi��e pana bie��ce trudno�ci. - Jaka jest cena? - Pi�� dolar�w. Je�eli nie b�dzie skuteczny, zwracam pieni�dze. - Dlaczego tak tanio? Madame Sophia znowu si� u�miechn�a. - Moi klienci zawsze przychodz� ponownie. Sidney mocno �ciska� buteleczk� w zamkni�tej d�oni. Sta�, opieraj�c si� o drzwi sekretariatu. Mie�ci� on fotokopiark�, kilka szaf na dokumenty oraz biurka obs�uguj�cych dzia� Sidneya czterech sekretarek. Trzy z nich wysz�y w�a�nie na lunch, pozostawiaj�c pann� Keyes przy komputerze. Sidney wpatrywa� si� w jej szczup�e nogi widoczne pod bry�� biurka, obliza� wargi i wychyli� eliksir jednym haustem. Sp�yn�� mu do gard�a jak syrop przeciw kaszlowi, o smaku ni to gorzkim, ni to s�odkim. Odczeka�, ale nie by�o �adnej r�nicy w jego samopoczuciu. Panna Keyes nie spuszcza�a oczu z linijek zielonkawo fosforyzuj�cych literek. Dla pewno�ci prze�kn�� jeszcze raz �lin� i ruszy� w stron� jej stanowiska pracy. Nadzia� si� na kosz do papier�w. - Och, przepraszam - powiedzia�, czuj�c fal� ciep�a na policzkach. Postawi� kosz i pozbiera� rozsypane, zmi�te arkusze papieru i papierowe chusteczki. Panna Keyes patrzy�a na niego wzrokiem w rodzaju - O, Bo�e. Sta� w miejscu, nie wiedz�c, co dalej i czu� si� z ka�dym momentem coraz bardziej g�upio. Zapomnia� swej wy�wiczonej kwestii. Po kilku chwilach absolutnego braku zainteresowania ze strony sekretarki obr�ci� si�, by odej��. - Czy pan czego� potrzebuje, Mr. Turner? Sidney zatrzyma� si�. Ton jej g�osu brzmia� niemal ciep�o. Kiedy napotka� jej oczy, natychmiast odwzajemni�a spojrzenie. Przysun�� si� kawa�eczek bli�ej. - W�a�ciwie... panno Keyes... - Ruth - powiedzia�a. Nachyli�a si� w jego stron�. Nieobecnymi palcami wystuka�a na klawiszach komputera polecenie wpisania danych do pami�ci. - S�uchaj, Ruth - odezwa� si� Sidney, ni st�d ni zow�d nagle pewny siebie. - Co by� powiedzia�a, gdyby�my poszli razem na chwil� do toalety? Nie m�g� uwierzy�, �e naprawd� tak powiedzia�. Przez chwil� by� pewny, �e zaraz dostanie w twarz. Ale Ruth chwyci�a go pod rami� i skierowa�a w stron� korytarza. Nie zadali sobie nawet trudu, by sprawdzi�, czy w ubikacji m�skiej nie ma nikogo. Ledwo weszli do kabiny i zamkn�li za sob� drzwi, a ju� rozpina�a mu zamek b�yskawiczny spodni. Jego kogut wpad� prosto w jej wyczekuj�c� d�o�. - Och, Mr. Turner, czemu mi pan nigdy wcze�niej nic nie powiedzia�? R�ce, kt�rymi oplot�a mu wa�, si�ga�y ledwo do po�owy jego d�ugo�ci. - W zwisie oko�o osiem i p� cala - oznajmi� dumnie - a po trzydziestu sekundach wzwodu - ponad 10 cali. Koniec cz�onka spoczywa� na koniuszku j�zyka Ruth i p�cznia� a� do g�rnej granicy mo�liwo�ci. - Nigdy nie marzy�am nawet... - powiedzia�a, a reszty zdania nie da�o si� zrozumie�, kiedy obj�a go wargami i przesuwa�a j�zykiem wewn�trz ust. Westchn��. - Pr�bowa�em ci powiedzie� - odpar�. Jej i innym te�. Teraz wszystkie one b�d� wiedzia�y, my�la� uszcz�liwiony, koncentruj�c si� na dreszczach przyjemno�ci promieniuj�cych w g�r� krocza. Obserwowa� ol�niony, jak uk�adaj�c usta niczym ryba, Ruth po�yka�a mu koguta cal po calu, a� po sam trzon. Wysuwa�a j�zyk, kt�rym zlizywa�a mu ow�osienie �onowe. Wn�trze jej gard�a by�o rozpalone, podniebienie mocno przylega�o do przedniej cz�ci jego organu. Trzyma�a go tak przez dobre dziesi�� sekund, potem wycofa�a usta, wypuszczaj�c po�yskuj�cego koguta na zewn�trz. Za chwil� ponownie wsun�a go g��boko we wn�trze gard�a, wci�ga�a i wysuwa�a w t� i z powrotem, nie robi�c w og�le przerwy, a� wydawa�o mu si�, �e z pewno�ci� nast�pi fina�. - Musz� ci� mie� - powiedzia�a Ruth nagle i posadzi�a go na sedesie. �ci�gn�a majtki, podkasa�a sp�dnic� i usiad�a na nim okrakiem. By� ol�niony najdoskonalsz� piczk�, jak� kiedykolwiek dane mu by�o pozna�. Wykonywa�a g�adkie, r�wne suwy w g�r� i w d�, a mocne, m�ode, wy�wiczone nogi, stopniowo nabiera�y w�a�ciwego tempa. Czu� jak ma�e stru�ki jej �luzu sp�ywaj� mu mi�dzy w�osami na j�drach. Porusza�a si� coraz to szybciej, a� jej miednica zla�a si� w jedn� zamazan� plam�. Wytrysk trwa� niemal w niesko�czono��, a jej mi�nie z obu stron delikatnego, br�zowego tr�jk�ta �onowego ze znajomo�ci� rzeczy doi�y z niego ka�d� ze strug. Wreszcie zadygota� po raz ostatni, a z oczu pop�yn�y mu �zy. Sca�owywa�a krople z jego policzk�w, podnios�a si�, wycisn�a z koguta ostatni� kropl� nasienia i zliza�a j� ze swego palca. Podnios�a majtki z pod�ogi i wcisn�a mu je do kieszeni spodni. - Upominek - powiedzia�a z twarz� nadal rozpalon�, w�osami przet�uszczonymi i w nie�adzie. Nigdy nie wygl�da�a pi�kniej ni� teraz, pomy�la� Sidney. - Wkr�tce musimy zrobi� to znowu - powiedzia�. - O, tak! - potwierdzi�a ochoczo. - Dzi� wieczorem! - Spotkamy si� u mnie? - spyta� bez tchu. - Przyjd� na pewno. Przez reszt� popo�udnia Sidney ledwo opanowa� si�, �eby nie ta�czy� na blacie biurka. Prac� od�o�y� na bok, rozsiad� si� w krze�le i kontemplowa� g��bi� gard�a Ruth, w radosnym oczekiwaniu na maj�ce nast�pi� wieczorem atrakcje. U�miechn�� si� na my�l, �e to by� dopiero pocz�tek. Postanowi� wyj�� z pracy wcze�nie, gdy� w takim stanie umys�u i tak me m�g� pracowa�. Wsiadaj�c do windy, gwizda� piosenk�, nie zwracaj�c prawie w og�le uwagi na b�d�c� ju� w windzie nisk�, starsz� pani�, o zasuszonej twarzy. Drzwi zamkn�y si� i poczu�, hak winda ostro�nie ruszy�a w d�. Nagle gwa�townie zatrzyma�a si�. Kiedy Sidney szuka� przycisku alarmu, stwierdzi�, �e to ma�a starsza pani nacisn�a przycisk "stop". - No, co pani... W mgnieniu oka rzuci�a si� na pod�og�, na suche ko�ciste kolana, a spodnie Sidneya le�a�y na pod�odze wok� jego kostek. Jego kogut w�lizn�� si� prosto w jej wyczekuj�ce usta. - Co jest? Hej, do�� tego! Ani my�la�a przesta�. Nie mia�a te� zamiaru dopu�ci� go w pobli�e kasetki z przyciskami do obs�ugi windy. Jak na starsz� pani� dysponowa�a zdumiewaj�c� si��. Robi�a swoje, wciskaj�c sobie lego cz�onek w g��b gard�a. Erekcja by�a nieunikniona. Od chwili; gdy wyd�a sztuczn� szcz�k�, nie by�o nawet tak �le. Wydawa�o mu si� to nie do wiary. Eliksir! Z pewno�ci� dzia�a� nadal. Uda�o mu si� doj�� do fina�u i dopiero wtedy pozwoli�a mu na ucieczk�. Wynurzy� si� z windy, ona natomiast wk�ada�a w usta sw� protez�. Dwaj m�czy�ni oczekuj�cy w hallu na wind�, spogl�dali za nim pora�eni. Sidney wyszed� z budynku. Kiedy mija� na chodniku kilka kobiet, a one posy�a�y ku niemu u�miechy, przyspieszy� kroku. Z ulg� stwierdzi�, �e za nim nie id�. Zda� sobie spraw�, �e w �adnym razie nie ma mowy o powrocie do domu autobusem. Musia� i�� pieszo, unikaj�c kobiet - przechodni�w, a� doszed� do Regency, gdzie uda�o mu si� z�apa� taks�wk�. W ko�cu wr�ci� do swego mieszkania i w�asnego bezpiecze�stwa. Wiedzia� ju�, �e nap�j mi�osny ma pot�n� moc. To nie�le. Korzystny zakup. Tym lepsze rokowania na randk� z Ruth. Na razie b�dzie musia� po prostu by� bardzo ostro�ny w miejscach publicznych, a� dzia�anie eliksiru os�abnie. O si�dmej nie m�g� ju� d�u�ej wytrzyma� oczekiwania na Ruth. Zadzwoni� do niej. - Cze��! - powiedzia� jowialnie. - O kt�rej b�dziesz u mnie? - Prosz� pos�ucha� - powiedzia�a lodowatym tonem. - Nie wiem, co mnie dzi� napad�o, ale mi ju� przesz�o. Je�li pan my�li, �e b�d� to znowu robi�, to ma pan �le w g�owie. - Od�o�y�a s�uchawk�. Sidney zagryz� z�by. Dziwka! Widocznie ten jeden raz nie wystarczy�, by j� zdoby�; konieczny jest bli�szy kontakt z eliksirem, kt�ry jak wida� nie dzia�a przez telefon. Do licha, musi tylko sam osobi�cie pojecha� do niej. Zam�wi� taks�wk� i czekaj�c na ni� z irytacj� chodzi� po chodniku w t� i z powrotem. Wkr�tce taks�wka podjecha�a, zatrzymuj�c si� tu� za �wiat�ami. Widzia� pot�ny cie� kierowcy na przednim siedzeniu. Wsiadaj�c do taks�wki warkn�� adres i zatopi� si� w milczeniu. Po przejechaniu kilku przecznic wjechali w w�sk� uliczk� na ty�ach dom�w. Taksiarz wy��czy� silnik. - Co do diab�a... - zacz�� Sidney. Ale kierowca ju� przemie�ci� si� na tylne siedzenie i czo�ga� w stron� Sidneya. Dopiero teraz, kiedy m�g� przyjrze� si� z bliska, zorientowa� si�, �e by�a to kobieta - pot�na, brzydka kobieta, kt�ra zerwa�a z siebie bluzk�, z niego zdar�a spodnie i mocno z�apa�a ustami jego koguta, by potem roz�o�y� wok� niego swe wielkie cyce. To szale�stwo, pomy�la� Sidney, widz�c jak jego organ pojawia si� i znika mu z oczu w kanionie mi�dzy jej piersiami. Pr�bowa� si� wyswobodzi�, ale by�a zbyt masywna. M�g� tylko pr�bowa� wyperswadowa� jej, by zaniecha�a dosiadania go w pozycji je�d�ca. Zgodzi�a si�, aby wypompowa� si� na jej pier� i szyj�, siedz�c przed ni� i pozwalaj�c na to, by �ciska�a mu koguta a� zwiotcza� bez si�. Wydosta� si� z samochodu i sta� na chwiejnych nogach. Taksiarka zrobi�a do niego perskie oko i odjecha�a. Zacz�� zastanawia� si� - zak�adaj�c �e w og�le dotrze jako� do Ruth, czy b�dzie jeszcze w takiej formie, by j� doceni�. Z drugiej strony, tylko spektakularne zer�ni�cie jej kolejny raz mog�o zrekompensowa� mu tych kilka przykrych incydent�w. Przy�pieszy� kroku. Zapuka� zdecydowanie w drzwi Ruth. Us�ysza�, jak zapyta�a: - Kto tam? - Sidney. Id� sobie. - Chc� z tob� tylko przez chwil� porozmawia�. - Odejd�, bo wezw� gliny. Sidney z w�ciek�o�ci� szarpa� klamk� drzwi. Do cholery, gdyby tylko otworzy�a na ma�� szpark� i pow�cha�a, by�aby lego. - S�ysza�e� - krzykn�a. - Id� do telefonu. Mo�e dzia�anie eliksiru zanika. Przygryz� warg�. W�a�ciwie, nie warto robi� wielkich scen. Je�eli dzia�a nadal, b�dzie j� mia� jutro w biurze. Odst�pi� od drzwi. Podczas jego rozmowy z Ruth korytarzem przesz�a sprz�taczka. Obr�ci� si� w jej stron�, a kiedy zobaczy� wyraz jej twarzy, nie m�g� powstrzyma� g�o�nego okrzyku. Zacz�� biec, ale dopad�a go przy trzecim mieszkaniu. Z�apa�a mocno za ko�nierz, zanim zd��y� si� zorientowa� wci�gn�a go do pomieszczenia gospodarczego, zamykaj�c drzm na klucz. Po chwili jego wiert�o wsuwa�o si� i wysuwa�o ze szczup�ego ty�ka, nale��cego do kt�rej� z etnicznych mniejszo�ci. Zabawia�a si� z nim rado�nie, plot�c co� w j�zyku, kt�rego nawet me rozpoznawa�. Mia� pecha, �e zaraz po przyj�ciu do biura natkn�� si� na szefa. T�gi, starszy pan wbi� wzrok w Sidneya zza okular�w w staromodnej, drucianej oprawce i zmarszczy� brwi. - Nie wygl�da pan zbyt dobrze, Turner. - �le spa�em - wymamrota� i wycofa� si� do swego zacisznego gabinetu, gdzie ci�ko zwali� si� na krzes�o przy biurku. Buty zalatywa�y zapachem �rodka do czyszczenia pod��g, w�osy opada�y mu na szk�a okular�w i bez sprawdzania wiedzia�, �e ma podpuchni�te oczy. Czy jeszcze �y�? Widocznie tak - skoro odczuwa�, jak posiniaczony kogut bole�nie ociera si� o tkanin� slip�w. Po ucieczce od sprz�taczki wydosta� si� z budynku, by z budki telefonicznej wezwa� taks�wk�. By� zbyt zdezorientowany, �eby zauwa�y� wyczekuj�ce w pobli�u trzy prostytutki. Gdy dolecia� do nich jego zapach, zaraz zaci�gn�y go do pokoju w motelu. Kiedy uda�o mu si� wydosta� od nich - i jakim� cudem wr�ci� do domu - tu� przed drzwiami swego mieszkania wpad� na sw� nie�mia�� s�siadeczk�. Zaraz wci�gn�a go do siebie. Gdy mia�a ju� dosy�, przysz�a jej wsp�lokatorka, kt�ra z miejsca przyst�pi�a do akcji. Sko�czy� z ni�, ale s�siadka ju� by�a gotowa na wi�cej. Lepiej powiod�o mu si� w drodze do biura, z tym wyj�tkiem, �e kiedy szed� pieszo po schodach z obawy przed jazd� wind�, natkn�� si� na t� sam� starsz� pani� co wczoraj. Jego kutas z pewno�ci� dozna� ju� trwa�ych uszkodze�. B�g jeden wie, jakie choroby m�g� z�apa� od tych kurw. A co gorsze, nie czu� nawet cienia ochoty, by przelecie� Ruth. Wypi� trzy fili�anki kawy, wzi�� o��wek, po�o�y� przed sob� notatnik i zmusi� si� do my�lenia. W pracy czu� si� zawsze lepiej. Tu umia� sobie ze wszystkim poradzi�. Powiadomi� recepcjonistk� przez intercom, �e nie ma go dla nikogo i natychmiast zadzwoni� do Madame Sophii. - Ten eliksir - jak d�ugo on dzia�a? - m�wi� niewyra�nie. - Aa, z pewno�ci� mam przyjemno�� z d�entelmenem, kt�ry odwiedzi� mnie przedwczoraj - powiedzia�a rado�nie. - Prosz� si� nie martwi�. On dzia�a raz na zawsze. - Raz na c o? - Obawiam si�, �e jedna dawka zmienia metabolizm organizmu na zawsze. Afrodyzjak przenika na sta�e do potu. - To okropne. Nie mog� ju� d�u�ej. Odpadnie mi kogut! - Hmmm, no c�, jest jedna rzecz, kt�r� mog� dla pana zrobi� - powiedzia�a tonem serio. - Prosz� przyj�� do mnie dzisiaj po pracy. Sidney nie mia� �adnego wyboru, jak tylko stawi� czo�a sytuacji. Najch�tniej poszed�by natychmiast, ale wysoce prawdopodobne by�o, �e i o tej porze napotka wiele kobiet, wobec czego przekona� sam siebie, �e r�wnie dobrze mo�e jeszcze popracowa� do ko�ca dnia. W ka�dym razie nie chcia� ryzykowa�. Ale w po�udnie mia� ju� tak pe�ny p�cherz, �e d�u�ej nie m�g� wytrzyma� i musia� przemkn�� przez korytarz do toalety. Jak tylko uda�o mu si� zmusi� sw�j nadwer�ony instrument, by zrobi� co trzeba, czmychn�� z powrotem do swego gabinetu. Zasta� w nim �on� szefa, kt�ra w�a�nie przysz�a po�yczy� o��wek. Ze zgroz� patrzy�, jak jej spodnium z po�yskliwej tkaniny zsuwa si� na dywan. Westchn��, zamkn�� drzwi i rozpi�� spodnie. Kiedy opu�ci�a majtki, zobaczy� blizn� po operacji wyci�cia macicy, wygolone �ono i z�oty kolczyk przebijaj�cy szczyt �echtaczki. Pochyli�a si� i rozwar�a po�ladki. * Sidney opad� na krzes�o dla go�ci u Madame Sophii. Nie mia� si�y m�wi�. Madame spokojnie postawi�a na stole fiolk�. Migota�a w �wietle lampy. - Co to jest? - wymamrota�. - Antidotum. - S�dzi�em, wed�ug tego co pani m�wi�a, �e eliksir dzia�a na zawsze. - Bo tak jest. Antidotum przeciwdzia�a mu przez okres oko�o tygodnia. Ja te� go u�ywam. W przeciwnym razie to ja sama zdar�abym z pana ubranie. Sidney si�gn�� dr��c� d�oni� po fiolk�. Kiedy j� odkorkowa�, poczu� silny aromat. - To b�dzie kosztowa�o sto dolar�w - dorzuci�a Madame Sophia. Wpatrywa� si� w ni� ca�kowicie oszo�omiony. - Mog� jeszcze doda�, �e tylko ja jedna znam sk�ad chemiczny. �adne laboratorium nie jest w stanie go zbada�, a wz�r nie jest nigdzie zapisany. Sidney pierwszy raz zauwa�y�, �e pier�cionki z kamieniami na jej palcach wcale nie by�y sztuczn� bi�uteri�. Setka na tydzie�. Do licha. - Moja oferta jest wa�na jeszcze tylko przez sze��dziesi�t sekund - uzupe�ni�a. Poczu� ostry b�l koguta. Pomy�la� o ma�ej, starszej pani i jej dzi�s�ach, taks�wkarce i jej wymionach oraz sprz�taczce i jej lizolu. Na setk� tygodniowo mo�e sobie pozwoli�. No i trzeba b�dzie nad tym pomy�le�, �eby tak rozplanowa� sprawy w czasie, aby antidotum przestawa�o skutkowa� �ci�le we w�a�ciwym momencie i miejscu... Wyci�gn�� ksi��eczk� czekow�. Osobliwi klienci Beth siedzia�a w uliczce prowadz�cej na ty�y kasyna i ws�uchiwa�a si� w odg�osy kopulacji �wierszczy. Ukry�y si� one przy �mietnisku i w papierzyskach walaj�cych si� po chodniku. Ziemskie �wierszcze. Tylko jeden B�g wie, jakim statkiem tu przyby�y - Las Vegas wch�ania�o ka�dy opuszczony wrak z wyciekiem powietrza, jaki tylko kiedykolwiek znalaz�by si� w tym kwadrancie, wraz z ich pilotami po omacku szukaj�cymi tej jednej jedynej wielkiej wygranej, maj�cej wyci�gn�� ich z d�ug�w. Brzmienie chrz�szczy przypomnia�o jej prawdziwe, dzikie d�wi�ki, kt�re zna�a stamt�d, - z domu. Na tej planetoidzie nie znajdowa�o si� zbyt wiele �lad�w natury. Nawet powietrze i si�a ci�ko�ci by�y sztuczne. Beth cz�sto tu przychodzi�a, �eby posiedzie� na schodkach do kuchni, z zesuni�tymi ze st�p butami, i cieszy� si� samotno�ci�. Syk wozu dostawczego, w chwili gdy zamykano nap�d jego poduszki powietrznej, przerwa� jej rozmy�lania. Do restauracji przywieziono �wie�e wypieki. Beth zaci�gn�a si� ostatni raz papierosem i wsta�a. Jeden z ch�opak�w dostarczaj�cych towar od piekarza zagwizda� z aprobat�, gdy wsuwa�a pantofelki na nogi. Wzruszy�a ramionami. Patrzenie nic nie kosztuje. Wymieniaj�c kilka niedorzecznych uwag z kucharzami, zdo�a�a porwa� z tacy ciasteczko z syropem klonowym i wysz�a przez jadalni�. Znudzona kasjerka rzuci�a niedba�e s�owa powitania, gdy przechodzi�a obok niej. Nie zatrzyma�a si� w sali koktajlowej. Za du�a konkurencja, po cz�ci ze strony amatorek. Nigdy te� nie zawraca�a sobie g�owy salami kasyna. Nie mia�a tam nic do roboty, bo ci wszyscy durnie ju� si� kochali - z hazardem. Wybra�a dla siebie hall na pi�trze. Potencjalny klient sta� przed ekranem gry "ATAK GA- LAKTYK", wpatruj�c si� w ma�ych elektronicznych przeciwnik�w i wysadzaj�c ich w powietrze nieznacznymi ruchami palc�w na przyciskach. By� m�ody, ale sk�rzana kurtka, kt�r� mia� na sobie wygl�da�a na prawdziw�, a to nie s� dzi� tanie rzeczy. Cz�owiek, prawdopodobnie Ziemianin. Podesz�a do wysokiego sto�ka obok niego i wsun�a kart� kredytow� do automatu z gr� "WY�CIG". Straci�a wszystkie trzy statki ju� po trzydziestu sekundach. - M�j Bo�e - powiedzia�a - co� mi si� zdaje, �e w tym nie jestem zbyt dobra. Ch�opak nadal by� ca�kowicie poch�oni�ty wpatrywaniem si� w ekran. - Sk�d jeste�? - zapyta�a go. D�uga chwila i nic. Nawet na ni� nie popatrzy�. Wreszcie powiedzia�: - Z Ziemi. Z Houston. - Na d�ugo w porcie? Wyko�czy� wszystkich przeciwnik�w i czekaj�c a� pojawi� si� nast�pne zast�py, spojrza� na ni�. Spodoba�o mu si� to, co zobaczy�. Jednak odwr�ci� si� z powrotem i znowu skupi� nad przyciskiem miotacza ognia. Mo�e i nadawa�by si� do jej gry, a mo�e nie, lecz nie dysponowa�a ca�� noc�, by m�c si� o tym przekona�. Zsun�a ty�ek z krzes�a i podj�a polowanie. Za ja