4531

Szczegóły
Tytuł 4531
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4531 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4531 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4531 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Janusz Szablicki � �ledztwo Autotranslacja Kom�rki do wynaj�cia Nowa teoria niesko�czono�ci Stan wy�szej konieczno�ci Konflikt �ledztwo Nim da�em nura w wytyczony radiolatarniami obr�b Uk�adu, przeszed�em z szybko�ci mi�dzygwiezdnej na przyplanetarn�. Musia�em jednakowo� uczyni� to nazbyt gwa�townie, w iluminatorze �ysn�a bowiem rdzawa po�wiata, a generatory kompensacyjne zahucza�y gniewnie, zaciekle, niczym r�j trzmieli podniesiony nieopatrznym gestem z ukwieconej ��ki. Zakrz�tn��em si� ko�o instrument�w. Rych�o okaza�o si�, �e jest nieodzowna drobna korekta trajektorii. Zrobi�em to, co trzeba, i wkr�tce znalaz�em si� na orbicie zej�ciowej. Wywo�awszy kosmoport zadeklarowa�em gotowo�� do l�dowania. Na zgod� nie czeka�em d�ugo. Po jakich� pi�ciu minutach poinformowano mnie, �e ju� zosta� przygotowany na moje przyj�cie si�owy komin. Podzi�kowa�em kr�tkim chrz�kni�ciem i wy��czy�em radio, skupiaj�c ca�� uwag� na dwudziestostopniowej skali polometru. Kiedy grocik pe�zn�cej niespiesznie wskaz�wki musn�� cyferk� sze��, klepn��em po guziczku bloku si�owego, likwiduj�c w ten spos�b zb�dny ju� teraz ci�g zerowy. W iluminatorze przesun�� si� gwiezdny py�, potem czer� przemieni�a si� w b��kit. W pewnym momencie prychn�a zieleni� kontrolna lampeczka. Oznacza�o to, �e rufa grawilotu wesz�a ju� w pier�cie� kotwowy. Odczeka�em tyle, ile trzeba, regulaminowe par�na�cie sekund, po czym zablokowa�em pulpit sterowniczy, przerzuci�em przez rami� rzemie� przygotowanego zawczasu, mocno ju� sfatygowanego worka z rzeczami osobistymi i pomaszerowa�em do drzwi. Znalaz�szy si� w �luzie przej�ciowej skasowa�em blokad� i uruchomi�em mechanizm przesuwu klapy. Min�a dobra chwila, nim oczy moje oswoi�y si� ze �wiatem wprost p�awi�cym si� w ciep�ych, jakby miodowoz�otych promieniach tutejszego s�o�ca. Ograniczaj�ce szar� tafl� l�dowiska budowle towarzysz�ce � kapitanat, hangary aprowizacyjne oraz rozfalowane w �agodnych �ukach prz�s�a generator�w p�l bazowych � by�y pobudowane �mia�o, z rozmachem. Wida� przestrze�, gdzie indziej na wag� z�ota, tutaj nie stanowi�a jeszcze problemu! Poprzez delikatn� siateczk� anten lokalizacyjnych przypominaj�cych rozpi�t� nie wiadomo na czym paj�czyn� mgli�cie prze�wieca�a panorama miasta. W pewnym momencie od jednego z wartko tocz�cych si� w rozmaitych kierunkach strumieni maszyn transportowych oddzieli� si� niewysoki, przysadzisty emiter. Jego wie�yczka w miar� przybli�ania si� do grawilotu rozwiera�a si� na podobie�stwo zakwitaj�cego p�ka tulipana. Zastopowa� tu� przy ob�ym obrze�u pier�cienia kotwowego i do mojego poziomu, jak na p�misku, zosta� podany na tafli energopola biomech wystrojony w srebrzysty kostium pomocniczej s�u�by kosmicznej. Je�li chodzi o mnie, nie mia�em nigdy nic przeciwko biomechom. Wprost przeciwnie: darzy�em je niek�aman� sympati�. Za takt, pracowito�� i wszelkie inne zalety. Bo wygl�da�o na to, i� stworzyli�my je z samych zalet, �e uda�o nam si� unikn�� tych wszystkich b��d�w, jakie Natura pope�ni�a wobec nas, ludzi. Jednakowo� nie wszyscy podzielali moje w tym wzgl�dzie zapatrywania. Mam tutaj g��wnie na my�li starych wyjadaczy przestrzeni, kt�rzy �ypali na nie kosym okiem, jakby si� spodziewali po nich pope�nienia lada chwila nie wiadomo jakich zbrodni. To w�a�nie ich zas�uga, �e biomechy nadal s� w pewnej mierze dyskryminowane. Bo jak�e� mo�na inaczej okre�li� sytuacj�, skoro nie dopuszcza si� ich do wykonywania ca�ego szeregu zawod�w, takich jak na przyk�ad pilot, cybkonstruktor, fantomatyk czy medyk, pomimo ich niew�tpliwych w tych kierunkach predyspozycji? Dla owej generacji biomech jak by�, tak i pozosta� osza�amiaj�c�, nie mieszcz�c� si� w g�owie nowo�ci�, czym� niemal zagra�aj�cym autorytetowi cz�owieka, istot� ur�gaj�c� prawom Natury. Dla mnie natomiast, reprezentanta �redniego pokolenia, kt�remu rzesze biomech�w towarzyszy�y w dobrym i z�ym od zarania kariery w przestrzeni, zawsze by� on kim�, na kim mo�na w pe�ni polega�, komu mo�na zaufa�. � Prosz� o breloczek � powiedzia� wyci�gaj�c r�k�. Si�gn��em do kieszeni. Poda�em mu breloczek z identyfikacj�. Strzeli� na� okiem, skin�� g�ow�, �ci�gaj�c twarz w sk�pym u�miechu, i przesun�� si� nieco w bok. To by�o zaproszenie. Da�em krok, staj�c zda si� na niczym. Natychmiast zacz�li�my opada� �agodnie, z umiarkowan� pr�dko�ci�, nie wytr�caj�c przy tym z idealnego bezruchu powietrza. Tak jakby�my tkwili w p�cherzu o niewidzialnych �ciankach. Wyl�dowawszy na wy�o�onym szorstkim plastykiem, pomo�cie obejmuj�cym na kszta�t ko�nierza ju� sk�adaj�c� si� wie�yczk�, przymierzy�em si� do zeskoku, lecz biomech powstrzyma� mnie kr�tkim gestem. � Podwioz� ci� � wyja�ni�. � Centrum przys�a�o autopter. Czeka na ciebie przed kapitanatem. Potoczyli�my si� po r�wnej jak st� tafli kosmodromu. W po�owie drogi zerkn��em przez rami�. M�j grawilot szybko mala�, jakby si� wtapia� w t�o. Przed kapitanatem przesiad�em si� do wskazanego mi aparatu i w chwil� p�niej znalaz�em si� w powietrzu. W dole pomyka�y szybko do ty�u lekkie, szczodrze przeszklone segmenty mieszkalne poprzedzielane serpentynami wewn�trznych tras komunikacyjnych, wij�cymi si� i wznosz�cymi pod najrozmaitszymi k�tami. Umiej�tnie, z du�ym smakiem architektonicznym wkomponowane w skalne spi�trzenia, Centrum ju� z daleka pol�niewa�o plaglasem i nierdzewnymi stopami metali. Przycupn�wszy na skraju komunikacyjnej platformy, na wprost rozwartej na o�cie� bramy, pilot pchn�� drzwiczki. Nie �piesz�c si� zgarn��em z tylnego siedzenia sw�j worek podr�ny i zeskoczy�em na chropowat� tafl�. Nie oczekiwa�em powitalnych fanfar, spodziewa�em si� jednakowo�, �e kto� wyjdzie mi na spotkanie. Nikogo nie by�o. Odczeka�em chwil�, wreszcie machn��em r�k� i wkroczy�em do �rodka. Rozk�ad pomieszcze� w tego typu budowlach by� ju� od dawien dawna znormalizowany, wi�c z poruszaniem si� nie mia�em najmniejszych k�opot�w. Wezwa�em wind� i w chwil� p�niej znalaz�em si� na w�a�ciwej kondygnacji. Pod stopami lekko ugina�o si� be�owe, gumowate tworzywo. Ledwie stan��em w �wietle drzwi O�rodka Kompleksowego Dowodzenia, ich p�yta utkana z twardego pola si�owego rozwia�a si� w gwa�townym, rozedrganym wirze. Przest�pi�em pr�g. W g��bi pomieszczenia, plecami do fantookna, za kt�rego z lekka uchylonym skrzyd�em s�dziwe, roz�o�yste d�by szemra�y koj�co li��mi nieustannie atakowanymi podmuchami fantowiatru, siedzia� dy�urny operator. Po twarzy pe�ga� mu odblask to zapalaj�cych si�, to gasn�cych r�nokolorowych, miniaturowych kontrolnych lampeczek. Odczeka�em cierpliwie, p�ki nie sko�czy� rozmowy z kim� w niewidocznym dla mnie, ustawionym ty�em do drzwi ekranie wifonu. � Dzie� dobry � chrz�kn��em. � Kolew, z GIB-u. B�d� tak uprzejmy, zamelduj G��wnemu, �e ju� jestem. Zmierzy� mnie szybkim, acz uwa�nym spojrzeniem. � Tak jest � powiedzia� z wyra�nym respektem i odepchn�wszy si� obydwoma nogami od pod�ogi, wykona� wraz z fotelem efektowny zwrot o pe�ne dziewi��dziesi�t stopni. Nim jeszcze na dobre zastopowa�, trafi� bezb��dnie wskazuj�cym palcem w klawisz ��czno�ci wewn�trznej. � Tak? � odezwa� si� po chwili g�o�niczek. � Jest ju� tutaj inspektor. � No to pro�! Operator zwolni� klawisz. Obrzuci� mnie takim wzrokiem, jakby pragn�� si� upewni�, czy s�ysza�em. Zsun��em z ramienia rzemie� worka. � Mog� to tu zostawi�? Wezm�, jak b�d� wraca�. Nie czekaj�c odpowiedzi, ulokowa�em worek na fotelu. Kiedy przest�pi�em pr�g, G��wny d�wiga� si� zza ogromnego, trac�cego w jaki� bli�ej nieokre�lony spos�b staro�wiecczyzn� biurka. Wysmagane wichrami wielu planet, wiecznie brunatne czo�o zdawa�o si� by� jedynie t�em dla niezliczonych bruzd, szram i zmarszczek tn�cych je na wszelkie mo�liwe sposoby. G��boko osadzone, jakby pod�wietlone miodowoz�otym blaskiem tutejszego s�o�ca oczy mia�y �w doskonale mi znany wyraz oczu cz�owieka, kt�ry w swoim �yciu widzia� niejedno i potrafi z tego kapita�u uczyni� w�a�ciwy u�ytek. Oszcz�dnym gestem zach�ci� mnie do zaj�cia miejsca w jednym ze stoj�cych przed biurkiem foteli. Wiedzia�em, �e rozmowa, kt�ra nas czeka, zajmie troch� czasu, przeto rozsiad�em si� jak mo�na najwygodniej, wyci�gaj�c nogi daleko do przodu. Chwil� mierzyli�my si� uwa�nym wzrokiem, jakby oceniaj�c si� nawzajem. � To dobrze, �e ju� jeste�! � westchn��. W p�torej godziny potem wkroczy�em do przydzielonego mi na czas pobytu w Centrum pomieszczenia. Od fantolasu zast�puj�cego jedn� ze �cian ci�gn�� ostry, cierpkawy aromat nabrzmia�ego sokami igliwia. Po stronie przeciwnej sta� niski, za to niezwykle szeroki tapczan z kolumienk� Dreamteachera u wezg�owia. Przez chwil� sta�em na �rodku pokoju, wch�aniaj�c pe�n� piersi� powietrze, potem zabra�em si� do rozpakowywania worka. �ci�gn�wszy podr�ny skafander, przeszed�em do kabiny sanitarnej, gdzie zaaplikowa�em sobie gor�cy" prysznic. Wida� tego mi by�o trzeba, od razu bowiem poczu�em si� ra�niej. Wystroiwszy si� w wa��cy tyle co nic domowy plastium, wyci�gn��em si� jak d�ugi na tapczanie. Rozmowa z G��wnym, zreszt� zgodnie z moimi przewidywaniami, do sprawy nie wnios�a niczego nowego. Z wszystkimi szczeg�ami mia�em mo�no�� zapozna� si� ju� wcze�niej, w Centrali. Niespe�na miesi�c temu zagin�� frachtowiec pilotowany przez Hiltona. Szed� zwyk�ym kursem towarowym do Pi�tej po �adunek traxeru, ostatni sygna� lokalizacyjny wyemitowa� z si�dmego sektora i zapis �w by� wszystkim, co po nim pozosta�o. Nast�pny wypadek, w tym�e sektorze, wydarzy� si� dziesi�� dni temu. Tym razem chodzi�o o patrolowiec prowadzony przez jednego z najwytrawniejszych pilot�w Uk�adu � Mirskiego. W dzia�aniach powypadkowych Centrum nie doszuka�em si� najdrobniejszego uchybienia regulaminowi. Postawienie na nogi ca�ej s�u�by nas�uchu, wyciszenie wszelkich w�asnych radio�r�de�, natychmiastowe zorganizowanie ekspedycji interwencyjnych... Przeczesano w�wczas z najwi�ksz� skrupulatno�ci� te par� bilion�w mil sze�ciennych pr�ni, lecz jedynym tego efektem by�o doprowadzenie zapas�w paliwa do niemal krytycznego poziomu. Jednocze�nie wzi�to na tapet� atesty ka�dej �rubki, ka�dego gwintu i zaworu zaginionych jednostek, a tak�e psytesty, jakim poddani zostali w swoim czasie obydwaj piloci w ramach bada� okresowych obowi�zuj�cych pilot�w oraz personel lataj�cy. Wszystko okaza�o si� by� w idealnym porz�dku. Jednym s�owem, istna sielanka; tyle tylko, �e dwa statki bliskiego zasi�gu ni z tego, ni z owego wyparowa�y w przestrze�, przepad�y jak kamie� w wod�! Dalsze ntedytacje przerwa� mi �wiergot dzwonka. Nie �piesz�c si� wyci�gn��em r�k� do deski rozdzielczej. Skasowa�em pole imituj�ce p�yt� drzwiow�. W progu sta� wysoki m�czyzna. � Jestem Pedersen � przedstawi� si�. � Przys�a� mnie G��wny. Powiedzia�, �e chcesz ze mn� pom�wi�. Przygl�da�em mu si� chwil�. Rozro�ni�te, i�cie atletyczne bary mocno kontrastowa�y ze szczup�ymi, ch�opi�cymi niemal biodrami. M�oda twarz pokryta r�wn�, g��bok� opalenizn�, w zestawieniu z kt�r� jasne w�osy wydawa�y si� niemal bia�e. Twarz m�oda, lecz tak nieruchoma, martwa prawie, jak gdyby pod sk�r� cyrkulowa�a nie krew, lecz lodowata woda. Takie twarze to dla mnie nie nowina. Tyle tylko, �e zwykle nale�a�y one do ludzi w sile wieku, kt�rym dane by�o prze�y� wiele. Tak wiele, �e ich nic ju� nie jest w stanie zadziwi� ni wytr�ci� z r�wnowagi. � Prosz�, siadaj � zach�ci�em nie zmieniaj�c pozycji. Wzruszy� ramionami. Zmitygowa�em si�. Si�gn�wszy do deski rozdzielczej wymodelowa�em odpowiednio p�le. Na �rodku pokoju, niczym wyczarowany z powietrza przesi�kni�tego zapachem �wie�ego igliwia, pojawi� si� g��boki fotel. Dopiero wtenczas odklei� si� od progu. Jego krok by� lekki, spr�ysty: jak krok kota. � Zapewne domy�lasz si�, w jakiej sprawie wezwa�em ci� tutaj? � westchn��em. Potrz�sn�� g�ow� w taki spos�b, �e mo�na to by�o odczyta�, jak kto chcia�. Za�o�y� r�ce na piersiach. Przero�ni�te bicepsy napi�y r�kawy kombinezonu jak dwa ogromne bochny chleba. � Obawiam si�, �e nie b�dziesz mia� ze mnie wielkiego po�ytku � burkn��. � Nawet si� nie orientuj�, na czym stan�o prowadzone przez Dow�dztwo dochodzenie. Wida� uwa�ano, �e nam, pilotom, informacja ta nie jest potrzebna do szcz�cia. � Nie martw si� na zapas � uspokoi�em go. � Mam nadziej�, �e jako� sobie wsp�lnym wysi�kiem poradzimy. Przyj�� to bez u�miechu. Chwil� si� zastanawia�em, od czego zacz��. Wreszcie zada�em par� stereotypowych pyta�. D�ugo�� sta�u, przebieg pracy w Uk�adzie i tym podobne. Odpowiedzi zna�em i bez niego: gdy tylko zapozna�em si� z patrogramami owych feralnych dni, z miejsca poprosi�em o jego pe�n� dokumentacj� personaln�. Pragn��em jedynie utka� z tych pyta� co� w rodzaju pomostu porozumienia, wzajemnego zaufania. Na nic si� to jednak zda�o: Pedersen jak by�, tak i pozosta� ch�odny, oboj�tny, daleki jaki�... Jak gdyby go ca�a ta sprawa ni zi�bi�a, ni grza�a. � Zna�e� Hiltona? � zagadn��em po chwili milczenia. � Tak sobie. � To znaczy jak? � Z widzenia � wyja�ni� niech�tnie, jakby mi wy�wiadcza� wielk� �ask�. � On przyby� tutaj zaledwie par� miesi�cy temu. � Par� miesi�cy to zn�w nie tak ma�o � zauwa�y�em. Wzruszy� ramionami. � Jak dla kogo. Hilton raczej... stroni� od towarzystwa. A i ja nie przepadam za zgromadzeniami. W rezultacie, o ile sobie przypominam, widywa�em go jedynie w mesie. � Rozumiem � chrz�kn��em. � A co mo�esz powiedzie� o Mirskim? Przymkn�� powieki, jakby go nagle zmog�a senno��. � Doskona�y pilot � wymrucza�. � Zreszt� licencja pilota pierwszej klasy m�wi sama za siebie! Skin��em g�ow� na znak zgody. Milcza�em z dwie sekundy, potem strzeli�em: � Co si� tam u was, w�r�d pilot�w, m�wi o tym wszystkim? � Pozwol� sobie zauwa�y�, �e ocena tego typu wydarze� nie le�y w moich kompetencjach � wycedzi� arogancko. Nadal si� u�miecha�em. M�wi�c dok�adniej, u�miecha�a si� tylko moja twarz. Nic trudnego, kwestia odpowiedniego treningu. Trzeba jedynie posi��� umiej�tno�� kontrolowania odpowiednich partii mi�ni. � Racja � powiedzia�em. � Od tego jest Dow�dztwo, t ja. Natomiast do twoich obowi�zk�w nale�y udzielanie odpowiedzi na pytania. Bez wzgl�du na to, co o nich s�dzisz. To jest obowi�zek, a nie czyje� widzimisi�! Le�y to w naszym wsp�lnym, dobrze poj�tym interesie. Natomiast twoje osobiste interesy wymagaj�, by� wi�cej o tym nie zapomina�! Wypowiedzia�em to wszystko nader spokojnie. Zaryzykowa�bym nawet � monotonnie. Pomimo to, a mo�e w�a�nie dlatego tyrada spe�ni�a swoje zadanie. Zacisn�� szcz�ki, patrz�c chwil� prosto przed siebie, w jaki� punkt za moimi plecami, i nagle z twarzy sp�yn�a mu ca�a hardo��. � No c�... � sapn��. � Mo�e i niekt�rzy sma�� jakie� hipotezy. Jednak nic nie m�wi�. Nic, rozumiesz? � wbi� we mnie oczy, jak dwa roz�arzone szpikulce. � My�l�, �e to bierze si� ze strachu. Ja tak�e... nic nie m�wi�. Potar�em palcami czo�o. � A co my�lisz? Poruszy� si� niespokojnie; jego oczy pow�drowa�y w stron� fantolasu, jakby szuka� �cie�ki, kt�r� m�g�by uj�� w g�stwin�. � Wiesz r�wnie dobrze jak ja � zamamrota� � �e tam musia�o zaj��... � chwil� szuka� odpowiedniego s�owa � co� paskudnego. Mniejsza o Hiltona. To by� bardzo m�ody pilot. I wiekiem, i sta�em. W jakich� niezwyk�ych, odbiegaj�cych od normy okoliczno�ciach m�g� po prostu straci� g�ow� i paln�� g�upstwo. Lecz Mirski... � Urwa� nagle, chwil� ci�ko posapywa�, przebieraj�c palcami po kolanach, po czym podj�� ponuro: � Nawet sobie nie wyobra�asz, jak teraz czuje si� cz�owiek tam, w przestrzeni, sam na sam z tymi bilionami kilometr�w sze�ciennych nie wiadomo co kryj�cej w sobie pustki! Je�li on, to przecie� ka�dego z nas mo�e w ka�dej chwili spotka� to samo. To musia�o by� co�, czego nawet pomy�le� nikt nie jest w stanie! Jego opinia o Mirskim rzeczywi�cie musia�a by� przedniej marki! Da�em mu czas na doj�cie do siebie. Potem powiedzia�em: � Tak si� przypadkiem z�o�y�o, �e patrolowa�e� w�wczas s�siednie sektory. Za pierwszym razem sz�stka, za drugim za� � �semka. Zastan�w si� dobrze. Czy przypadkiem nie zauwa�y�e� w�wczas na swoim pok�adzie b�d� w przestrzeni czego�, co by w jaki� spos�b odbiega�o od przebiegu normalnej wachty? Potrz�sn�� g�ow�. � Nie mam si� co zastanawia�. My�la�em o tym dostatecznie d�ugo. Wszystko by�o tak jak zwykle. Poj��em, �e z niego ju� nic nie wycisn�. Po prostu nic ju� tam nie by�o do wyci�ni�cia. � Taak... � westchn��em, d�wigaj�c si� na nogi. Poszed� za moim przyk�adem. � Kiedy tw�j najbli�szy patrol? � Pojutrze. Zgodnie z patrogramem. � Przeka� swojemu komandorowi, by na ciebie nie liczy�. Pozostaniesz w Bazie a� do odwo�ania. Do mojej wy��cznej dyspozycji. Twarz mu si� �ci�a. Przest�pi� z nogi na nog�. � Nie... rozumiem � zamamrota�. U�miechn��em si� wyrozumiale, po ojcowsku. � Nic nie szkodzi � rzek�em. � Na wszystko przyjdzie czas. Na razie do widzenia. Wykr�ci� si� na pi�cie. Z jego tanecznego kroku nie pozosta�o ni �ladu. Prowadzi�em go wzrokiem, p�ki nie odci�a go ode mnie tafla drzwi. G��wny dotrzyma� obietnicy: kasetk� dostarczono mi przed sz�st�. Zakrz�tn��em si� niezw�ocznie ko�o Dreamteachera. Opaska czo�owa okaza�a si� nieco za obszerna, wi�c podregulowa�em j� tak, by plastykowe podk�adki przywar�y dok�adnie do skroni. Zajrza�em do podawczego magazynka. W przeznaczonych po temu gniazdkach tkwi�o kilka kasetek. Wy�uska�em je kciukiem, jak ziarna kukurydzy z kolby. Wida� poprzedni lokator pasjonowa� si� energetyk� p�l stosowanych, by�y tam bowiem mi�dzy innymi takie tematy, jak na przyk�ad �Og�lna teoria pseudokwantyki", ,,Sterowanie kreatorami �redniego zasi�gu" i �Korelacje fanto�rodowisk a efektywno�� p�l subfalowych". Wetkn��em w gniazdko swoj� kasetk�, ustawi�em wy��cznik czasowy na si�dm� rano i leg�em na tapczanie. Ledwie poczu�em na czole ch�odnawy i jakby lepki ucisk, sen zacz�� mi skleja� powieki. O oznaczonym czasie zbudzi�em si� rze�ki, wprost tryskaj�cy energi�. Co to znaczy spokojny, zdrowy sen! Drzewa z pierwszego planu fantolasu p�awi�y si� w promieniach nisko jeszcze stoj�cego s�o�ca. Gdzie� w g��bi, poza rzadkimi krzewami, obsypanymi jaskrawo��tym kwieciem, skrzy�a si� i migota�a tafla wody. Nios�o si� stamt�d nawo�ywanie dzikich kaczek. Przez chwil� serce �ciska� mi �al, �e to wszystko � to nic innego, jak tylko efekt doprowadzonej do perfekcji re�yserki fantomatyk�w. Ze nie mog� rzuci� w k�t plastiumu i pomaszerowa� bosymi stopami po mi�kkiej, soczystej, sp�ukanej ros� trawie ku ch�odnej, przejrzystej wodnej toni. Ca�onocna emisja DT zrobi�a swoje: m�zg m�j by� obecnie tak nafaszerowany informacjami, �e m�g�bym z powodzeniem stan�� w szranki nawet z najbardziej efektywnym mnemotronem. Rodzaj analiz, ich rezultaty, t�o towarzysz�ce wypadkom, kto co i kiedy zezna�... Tyle tylko, �e z tego ciasta ani rusz nie mog�em wypiec odpowiedzi na zasadnicze pytanie. Dla G��wnego to i lepiej: zwr�cenie si� o pomoc do GIB-u znajdowa�o tym samym pe�ne usprawiedliwienie. A dla mnie? No c�... Prawd� m�wi�c, nawet nie by�em tym specjalnie rozczarowany. Wszak lec�c tutaj, nie oczekiwa�em niczego innego. Potwierdza�o to po prostu konieczno�� podj�cia dzia�ania wed�ug formu�y analogowej. Wyci�gn��em arkusz papieru i po kr�tkim namy�le rzuci�em na� szkic operacji. Potem po��czy�em si� z Dy�urnym. Okaza�o si�, �e G��wnego nie ma, wi�c poprosi�em o skontaktowanie mnie z nim, gdy tylko si� zjawi. P�ki co, mo�na by�o co� przek�si�. Wywo�awszy mes� wybra�em z zaprezentowanego mi menu par� pozycji. Nie min�o nawet pi�� minut, kiedy do pokoju wkroczy� biomech, we wprost pachn�cym czysto�ci�, bia�ym jak �nieg plastiumie, poprzedzany zastawionym stolikiem. Akurat wy�uskiwa�em z plastykowej skorupki ugotowane na mi�kko jajo, gdy brz�kn�� wifon. Nie �piesz�c si� otar�em serwetk� usta i klepn��em klawisz. To by� G��wny. Uwa�nie wys�ucha� tego, co mia�em do powiedzenia, chwil� pomy�la�, wreszcie skin�� przyzwalaj�co g�ow�. C� m�g� zreszt� uczyni� innego, skoro nie dysponowa� �adn� rozs�dn� kontrpropozycj� ? Ju� po raz trzeci przemierzali�my wyznaczon� tras�. Jak dot�d, nic nie wskazywa�o na to, by mia�y si� zi�ci� moje rachuby. Cho� od startu min�o zaledwie par� dni, chwilami zdawa�o mi si�, �e za sob� po�o�y�em wieczno�� ca��. Tkwienie w przestrzeni, czekanie nie wiadomo na co � to nie wizyta w lunaparku! Zerkn��em na zegarek. Dochodzi�a sz�sta. Najwy�szy czas pomy�le� o czekaj�cym nas manewrze. Rozrolowa�em patrogram, pokrywaj�c nim dobr� po�ow� pulpitu. Odcinek, na kt�ry nale�a�o obecnie wej��, by� najkr�tszy ze wszystkich: spinka trasy patrolowej z tunelem frachtowym, w sumie � przy przeci�tnej szybko�ci aparat�w u�ywanych w obr�bie Uk�adu � nieco ponad cztery godziny lotu. Wynotowa�em parametry, wykona�em par� operacji na pok�adowym kalkulatorze, po czym w��czy�em wifon. Pedersen ju� zd��y� zasklepi� si� w swojej zwyk�ej skorupce: jego twarz zn�w by�a ch�odna, oboj�tna. W sensie towarzyskim nie mia�em z niego najmniejszego po�ytku, za� na sprawdzenie go w innej roli jeszcze nie by�o okazji. Wymienili�my uwagi na temat sytuacji na pok�adach. Tyle s��w, ile by�o niezb�dne. Ani sylaby wi�cej. � Za dziesi�� minut wchodzimy na now� trajektori� � przypomnia�em na zako�czenie i roz��czyli�my si�. Wykonawszy manewr przenios�em wzrok na centralny ekran. Po chwili wp�yn�� na� punkcik nie wi�kszy od g��wki szpilki. Pedersen zaj�� swoje stanowisko. Teraz w my�l ustalonego jeszcze przed startem harmonogramu ja mia�em mie� oczy otwarte, on za� m�g� uda� si� na spoczynek. Tym razem dy�ur przeszed� mi wyj�tkowo szybko. Ani si� obejrza�em, jak nadszed� moment przekazania pa�eczki. Jednak czas ucieka�, a pilot nie zg�asza� si�. Tkni�ty zupe�nie absurdalnym podejrzeniem sprawdzi�em zegarek. Chodzi�, oczywista, idealnie. Wi�c co, u licha? Nagle ogarn�� mnie niepok�j. Do Pedersena mo�na mie� by�o takie czy inne zastrze�enia, lecz niesubordynacja w og�le nie wchodzi�a w rachub�! Odczeka�em jeszcze z minut�, po czym wbi�em palec w klawisz. Lampka kontrolna prychn�a zieleni�, lecz ekran wifonu pozosta� martwy. Powt�rzy�em manipulacj�. Z identycznym skutkiem. Zakr�ci�o mi si� lekko w g�owie. G��boko zaczerpn��em powietrza. Sekund�, mo�e dwie siedzia�em jak skamienia�y, czuj�c w�druj�ce mi po palcach ciarki. To nie mia�o nic wsp�lnego ze strachem. Kiedy nadchodzi d�ugo wyczekiwane, cz�owieka ogarnia nieraz dziwne oszo�omienie. Wzi��em si� w gar��. Wszak zdawa�em sobie spraw�, jak wielk� wag� maj� teraz szybko�� i precyzja dzia�ania. Przebieg�em palcami po klawiaturze kalkulatora. Po paru sekundach dysponowa�em dziesi�tk� wariant�w. Bez chwili wahania wyr�ni�em ten spo�r�d nich, kt�ry co prawda awizowa� przeci��enie balansuj�ce na granicy bezpiecze�stwa, lecz za to gwarantowa� najszybsze dotarcie do patrolowca Pedersena. Przytroczywszy si� pasami do pneumofotela, wczyta�em w przeno�ny mikrofon autopilota zasadnicze parametry manewru. Ledwie od�o�y�em go do przeznaczonego po temu gniazdka, zwali�o si� na mnie przeci��enie. Kiedy ockn��em si� z zamroczenia, westchnienia kompensator�w ju� zacicha�y. Jeszcze przez chwil� �apa�em szybko powietrze, jak wyrzucona na brzeg ryba. Napr�y�em si�, chc�c skontrolowa� stan mi�ni. Nogi nadal by�y jak k�ody, lecz r�ce ju� odzyska�y spory procent swej zwyk�ej sprawno�ci. Zwolni�em zamek scalaj�cy przytaczaj�ce mnie do pneumofotela pasy. Sp�yn�y po kombinezonie z suchym szelestem. Si�gn��em obiema r�kami do pulpitu i zmieni�em k�t operacyjny zewn�trznych czujnik�w. Na monitor wpe�z� nieostry zarys ob�ej powierzchni. To by�a burta patrolowca Pedersena. Sprawdzi�em namiar i zapis radiowy. Nic nie wskazywa�o na to, by m�j i�cie karko�omny manewr wzbudzi� tam jakiekolwiek zainteresowanie! Zacisn�wszy d�onie na por�czach, wywindowa�em si� do pozycji pionowej. Stopy jeszcze mrowi�y, lecz mo�na to by�o prze�y�. Wci�gn��em skafander pr�niowy, przytroczy�em do plec�w inap, pochwyci�em miotacz i poku�tyka�em do �luzy. Precyzj� swego manewru mog�em w pe�ni doceni� dopiero w�wczas, kiedy wysun��em na zewn�trz g�ow�. Pozornie nieruchoma burta s�siedniego obiektu tkwi�a w odleg�o�ci nie wi�kszej ni� dwadzie�cia metr�w, niczym wyszlifowany do mrocznego po�ysku skalny ob�am. Zapali�em latark�. Omiot�em burt� snopem mlecznego �wiat�a. Nie zauwa�y�em niczego, co by mog�o usprawiedliwia� milczenie Pedersena. Odbi�em si� nogami od obudowy w�azu, w��czaj�c w tym samym momencie inap. Odrzut by� nieznaczny, jakby mnie kto� klepn�� po plecach. Steruj�c ramionami pop�yn��em poprzez mrok wprost ku w�azowi. Droga zabra�a mi par�na�cie sekund. Wczepiwszy palce w hak cumowniczy, skontrolowa�em blokad�. By�a nie naruszona. Si�gn��em po emiter. Wybra�em na nim w�a�ciwy impuls. Klapa w�azu znikn�a w jednej chwili, jak gdyby zassa� j� kto� od � wewn�trz pot�nym haustem. Podci�gn�wszy si� na r�kach wgramoli�em si� do �luzy. Chwil� czujnie nas�uchiwa�em. W uszach nie by�o niczego pr�cz ciszy. Zatrzasn��em za sob� klap� i wyszed�em na korytarz. Znowu nastawi�em uszu. Nadal �adnego d�wi�ku, szelestu... Powstrzymuj�c nie�wiadomie oddech, ruszy�em skradaj�cym si� krokiem w stron� nawigacyjnej. Po�o�y�em d�o� na klamce. Drzwi ust�pi�y bez oporu. Zgasi�em niepotrzebn� ju� latark�. Rozejrza�em si�. Wsz�dzie idealny �ad i porz�dek. Wszystko na swoim miejscu, tylko gospodarza brak. Bo fotel przed pulpitem sterowniczym �wieci� pustk�. Chwil� sta�em tam tak na �rodku z zupe�nym chaosem w g�owie. Wtem wpad�y mi w oko uchylone drzwi kajuty sypialnej. Mo�e tam dowiem si� czego�? Podszed�em nie wiedzie� dlaczego na palcach, pchn��em je lekko, wsun��em g�ow� do �rodka i... zd�bia�em! Na koi, jak gdyby nigdy nic, le�a� sobie obna�ony do pasa Pedersen. Pot�ne, bezw�ose, jakby odlane z br�zu p�kule piersi wznosi�y si� i zapada�y w miarowym oddechu. Br�zowe czo�o i niemal bia�e, lekko zmierzwione kontaktem z poduszk� w�osy obejmowa�a emisyjna opaska. Co� mnie tkn�o. Podszed�em na drewnianych nogach. Pochyli�em si� nad wy��cznikiem. By� tak ustawiony, �e emisja, a wraz z ni� i sen winny by�y zako�czy� si� dobr� godzin� temu! Bardzo powoli wyprostowa�em si�. Czu�em, �e rozwi�zanie zagadki jest tu�, tu�, w zasi�gu r�ki. Trzeba si� jedynie zastanowi�, rozgl�dn��... P�ki co, nale�a�o jednak zaj�� si�. Pedersenem. Wyci�gn��em r�k�. Zsun��em mu z czo�a opask�. Drgn�y mu powieki, potem otworzy� oczy. Na m�j widok odmalowa�o si� w nich bezbrze�ne zdumienie. Zatrzymawszy si� pod drzwiami, jeszcze raz przejecha�em okiem po arkusiku. Nie�atwo zamkn�� w paru s�owach owoce blisko dwutygodniowej har�wki. Zw�aszcza takie owoce! Jednak limit, wyznaczony pojemno�ci� transgwiezdnego komunikatora, by� rzecz� �wi�t�. Minimum s��w, maksimum tre�ci. Drog� autopsji ustalili�my ponad wszelk� w�tpliwo��, i� win� za owe wypadki nale�y obci��y� konto tkwi�cego dwa parseki st�d pulsara. �ci�le m�wi�c, nie tyle pulsara, ile tych, kt�rzy wkomponowali w jego promieniowanie impuls przemieniaj�cy w okre�lonych warunkach wy��czniki czasowe naszych Dreamteacher�w w kupk� z�omu, eliminuj�c tym samym pilot�w pod��czonych do DT z procesu sterowania. Do tego wystarczy�o, by DT emitowa� na pok�adzie pojazdu przemierzaj�cego akurat t� newralgiczn� spink� w si�dmym sektorze, kt�rej przed�u�enie � jak niedwuznacznie wykaza�y pomiary � wiod�o wprost do pulsara. Reasumuj�c, pachnia�o mi to osobliw� form� uprowadzenia! Uznawszy, �e ju� niczego nie da si� bardziej wycyzelowa�, wkroczy�em do dy�urnej. Siedzia� tam ten sam operator, co podczas mojej inauguracyjnej wizyty. Niczym symbol zamkni�cia si� kr�gu wydarze�, przemkn�o mi przez g�ow�. � G��wny ju� czeka na ciebie � oznajmi�, nim otworzy�em usta. Podzi�kowa�em za informacj� skinieniem g�owy i skierowa�em si� do drzwi. G��wny tym razem nie d�wign�� si� na m�j widok. Jego r�ce z�o�one na biurku wygl�da�y tak, jak gdyby nale�a�y, do kogo� innego. � Trzeba to podpisa� i natychmiast wyekspediowa� � poda�em mu arkusik. Chwil�, mru��c oczy, wpatrywa� si� w te moje gryzmo�y, po czym si�gn�� po pi�ro. Od�o�ywszy arkusik, utkwi� we mnie znu�one spojrzenie. � Jak my�lisz � powiedzia� cicho � co oni teraz zrobi�? Wzruszy�em ramionami. Sam powinien to wiedzie�. Wszak nie m�g� nie zna� procedury stosowanej w przypadku cho�by tylko cienia podejrzenia o ingerencj� Innych. � Musisz si� przygotowa� na to � burkn��em � �e wkr�tce zwali ci si� tutaj na'g�ow� z p� Instytutu. Spece od kontakt�w, pulsar�w i B�g wie czego jeszcze! Nie ma mowy, by�cie mogli celebrowa� swoje dotychczasowe zaj�cia. � �e te� to w�a�nie tutaj musia�o si� zdarzy�! �westchn�� i odgrodzi� si� ode mnie powiekami. Milcza� chwil�, potem powiedzia� zupe�nie innym tonem: �Szcz�cie w nieszcz�ciu, �e to tylko ta spinka! Szcz�cie w nieszcz�ciu... Spojrza�em na niego z niek�amanym uznaniem. Doprawdy, trudno o lepsze sformu�owanie! Spinka by�a kr�tka, ledwie cztery godziny lotu przy zwyk�ych szybko�ciach stosowanych w obr�bie Uk�adu, i fakt ten z regu�y odstr�cza� pilot�w od korzystania na niej z wypoczynku. W przeciwnym wypadku � bior�c pod uwag� powszechno�� wch�aniania w obecnej dobie wiedzy we �nie, za po�rednictwem Dreamteacher�w � nimby�my si� zorientowali, w czym rzecz, rozp�ta�aby si� tutaj istna epidemia zagini�� bez �ladu! Autotranslacja Wznosz�ce si� nieomal pionowo w g�r� skalne pr�gi przywodzi�y na my�l skamienia�e cielska jakich� gigantycznych w�y. Tu i �wdzie uwija�y si� po�r�d nich aupoki, pobieraj�c z i�cie ekwilibrystyczn� zr�czno�ci� pr�bki z zupe�nie niedost�pnych na poz�r miejsc. Kom popatrywa� bez szczeg�lnego zainteresowania na Nivela, kt�ry tkwi� opodal w jakim� choreograficznym przysiadzie, celuj�c kamer� w jeden z poszarpanych malowniczo szczyt�w bazaltowej �ciany. Raptem w dobiegaj�cy jakby z oddali, do�� skutecznie wyciszany plaglasow� kopu�� kabiny, terkot kamery w�lizgn�� si� brz�czyk wywo�awczy wifonu. St�amsiwszy w zarodku rozwieraj�ce mu szcz�ki ziewni�cie, wyci�gn�� d�o� ku klawiaturze. � Tu Kom, co tam? � burkn��. Ekran miast ukaza� twarz dy�urnego operatora prycha� raz za razem zielonkawo��tymi, zjadliwymi iskierkami. Zerkn�� na oczko indykatora kontroli kompleksowej. Aparatura pok�adowa znajdowa�a si� w idealnym stanie, nie mog�o by� mowy o jakiej� usterce. Uk�u� go lekki niepok�j. Nim zdo�a� cokolwiek przedsi�wzi��, szcz�kn�� sucho mikrofon. � Halo, Kom, halo, Kom! � dar� si� kto� poprzez przera�liwy syk wznosz�cy si� i opadaj�cy w rytmie pulsowania ekranu. � Tutaj Kom, s�ucham � zg�osi� si� ponownie. Tym razem w jego g�osie nie by�o ju� ani �ladu nonszalancji. � Halo, Kom, halo. Kom, natychmiast wracajcie! Halo, Kom... � zawodzi� w dalszym ci�gu mikrofon i Kom nagle poj��, o co chodzi. Zagryz� warg�. Poczu� w ustach s�ony posmak krwi. To go nieco uspokoi�o. Chwyci� za pokr�t�o. Wtem syk pocz�� gwa�townie rosn��, jakby p�cznie� w uszach. Trwa�o to chwil�, po czym zapad�a martwa cisza. Min�o dobrych par� sekund, nim si� zdo�a� wzi�� w gar��. � Nivel! � zawo�a� przybli�ywszy usta do mikrofonu. Nivel podni�s� si� bez po�piechu, rzuci� okiem w jego stron� i pomacha� uspokajaj�co r�k�. Jednak szybko si� zmitygowa� � wida� wyczyta� co� niepokoj�cego z jego twarzy � i zbli�y� si� truchcikiem do aparatu. � O co chodzi? � zapyta� zadzieraj�c g�ow�. Kom odchrz�kn�� w zwini�t� d�o�. � Dostali�my rozkaz natychmiastowego powrotu. Skrzyknij aupoki i �aduj si� do �rodka! Ledwie Nivel zatrzasn�� za sob� drzwiczki, aparat niczym sp�oszony niebacznym gestem ptak oderwa� si� od gruntu i poszybowa� na wysoko�ci parunastu st�p, pochylaj�c si� od czasu do czasu w �agodnym wira�u. � Co� mi si� zdaje, �e zn�w kto� si� tam wym�drza � gdera� Nivel, moszcz�c si� w fotelu. � Czy przynajmniej raczyli powiedzie�, o co w�a�ciwie chodzi? � Nie �mrukn�� Kom. Milcza� z dziesi�� sekund, po czym uzupe�ni�: �Nie zd��yli. Nivel zamruga� oczami. � Jak to... nie zd��yli? Kom opisa� w paru s�owach zjawiska towarzysz�ce przyjmowaniu rozkazu. � A teraz... � w g�osie Nivela dr�a�y nutki niepokoju. � Czy teraz jest ju� ��czno��? � Niestety nie. Co gorsza, zupe�nie zanik�o sprz�enie nawigacyjne. Chyba wiesz, co to znaczy? W�a�ciwie od samego startu kieruj� si� jedynie s�o�cem. � Ooch, ddo diab�a! � zakl�� jako� niezdecydowanie Nivel. W kabinie d�u�sz� chwil� panowa�o milczenie. Potem, jakby nie mog�c uwierzy� w to, co us�ysza�, wbi� palec w klawisz wifonu. Rozleg�o si� nieg�o�ne, bezproduktywne mruczenie. Z ci�kim westchnieniem oderwa� d�o� od klawisza. Przez jaki� czas poruszali si� w jakby zag�szczonej, nierealnej ciszy. Raptem Koma ogarn�� dziwny niepok�j. Zabrak�o mu tchu. W skroniach zat�tni�a po�piesznie krew, a przed oczyma zapl�sa�y z�ociste przecinki. Boj�c si�, i� w ka�dej chwili mo�e straci� przytomno��, postanowi� przekaza� ster Nivelowi, lecz kiedy zwr�ci� na niego oczy, odj�o mu mow�. Oto Nivel przemieszcza� si� do przodu, jakby goni�c wesp� z fotelem umykaj�cym r�czo przed nim, rozci�gaj�c� si� niczym guma obudow� kabiny. Po chwili zatrzyma� si�, aby nast�pnie drobniutkimi, z lekka wibruj�cymi drgni�ciami powr�ci� do punktu wyj�cia. Z jego szeroko rozwartych oczu wyziera�y strach i bezbrze�ne zdumienie. Komowi nie dane by�o jednakowo� d�ugo kontemplowa� tego zjawiska. Gwa�towny przechy� kabiny skierowa� jego uwag� w inn� stron�. Kiedy run�li w d� bezw�adnie jak kamie�, szarpn�� z ca�ej mocy dr��ek sterowniczy. Wgniot�o go w fotel, oczy zasz�y mg��, a w ustach zn�w poczu� s�onawy posmak krwi. Aparat osiad� na gruncie z nieoczekiwan� mi�kko�ci�. W tym�e samym momencie cisz� rozp�ata� ostry krzyk Nivela. Kom przetar� nerwowo oczy. Kilkana�cie metr�w przed nimi, z poszarza�ego, jakby nieco wilgotnego piachu, wyrasta�a o�lepiaj�co bia�a kula. Powietrze wok� niej dr�a�o niespokojnie, rozmazuj�c jej kontury. Kom przywo�a� si� do porz�dku. Powr�ci�a ch�odna rozwaga penetratora. Rzuci� okiem na upstrzony wska�nikami pulpit sterowniczy. Temperatura na zewn�trz utrzymywa�a si� na normalnym poziomie, zatem nie w niej nale�a�o szuka� przyczyny tego dygotu cz�steczek powietrza. Spr�bowa� oszacowa� wielko�� kuli. Nie by�a du�a. Tak na oko jej �rednica mierzy�a sobie co najwy�ej dwa metry. I spoczywa�a na piasku w taki spos�b, jak gdyby nie spad�a na�, lecz lekko sfrun�a, nie wytr�caj�c ze stanu spoczynku ani jednego ziarenka! Chwil� si� zastanawia�, nie bardzo wiedz�c, co robi�. � Spr�buj jeszcze raz po��czy� si� z Baz� � przykaza� wreszcie wsp�towarzyszowi szeptem, jakby si� l�ka�, i� mog� go pos�ysze� niew�a�ciwe uszy. Szcz�k klawisza wywo�awczego zabrzmia� jak wystrza� armatni. Kabin� wype�ni�o znajome mruczenie. W pewnym momencie kula pocz�a zmienia� barw�. Wygl�da�o to mniej wi�cej tak, jak gdyby by�a pomara�cz� obieran� przez jakie� ogromne, nie wiadomo do kogo nale��ce, niewidzialne r�ce � bia�e p�aty wolno odchyla�y si�, wygina�y z dr�eniem ku ziemi, obna�aj�c k�uj�c� oczy czerwie�. Jednocze�nie w s�uchawki he�mu wdar�a si� kakofonia ostrych, niepoj�tych, z niczym si� nie kojarz�cych d�wi�k�w. Kom raptem zrozumia�, �e nie ma prawa nara�a� wi�cej Nivela. A tak�e siebie. � Uwaga, startujemy � uprzedzi� drewnianym g�osem i nie czekaj�c na reakcj� towarzysza, poderwa� ostro aparat w powietrze. Nie spuszcza� oczu z kuli, got�w w ka�dej chwili zmieni� kierunek b�d� wysoko��, w zale�no�ci od rozwoju sytuacji. Terkot filmowej kamery podpowiedzia� mu, �e Nivel nie zasypia gruszek w popiele. W pewnej chwili nast�pi�o to, czego si� by� od pocz�tku spodziewa�: horyzont drgn��, zatoczy� si� jak pijany. Zacisn�wszy powieki 'unieruchomi� dr��ek sterowniczy kurczowym chwytem. Gdy po chwili ostro�nie otworzy� oczy, u st�p wzg�rz rozci�ga�a si� go�a tafla ��tawego piasku, jak gdyby spoczywaj�ca na "niej jeszcze przed niewielu sekundami kula by�a jedynie wytworem jego podnieconej wyobra�ni! Po jakim� czasie na horyzoncie pokaza�a si� strzelista iglica statku. Ju� z daleka rzuci� mu si� w o<zy nienaturalny spok�j w t�tni�cym zwykle gor�czkow� prac� sektorze operacyjnym wok� Bazy. Wykona� odpowiedni manewr. Szara tafla pokrywaj�ca l�dowisko rozst�pi�a si� dopiero w�wczas, gdy zacz�li opada� na ni� w �agodnej, obszernej spirali. Posadziwszy aparat na kotwie wy��czy� silnik i odblokowa� drzwiczki. Kolejno wyskoczyli z kabiny. W tym momencie w drzwiach dy�urnej pokaza� si� Leo. � Co�cie tak d�ugo marudzili?� szczekn�� z wyrzutem. Kom nie pozwoli� si� zepchn�� do defensywy. � Co tu zasz�o? � natar� z marszu. � Dlaczego takie � puchy? Leo u�miechn�� si� niewyra�nie. Nie by�o w tym u�miechu ni krzty weso�o�ci. Wzruszy� ramionami. � O wszystkim dowiesz si� we w�a�ciwym czasie. Teraz macie si� natychmiast zameldowa� w Centralce. I po przyjacielsku radz�, przygotuj sobie zawczasu jakie� wzgl�dnie wiarygodne usprawiedliwienie! G��wny raczej nie by� zachwycony, kiedy mu doniesiono o waszym sp�nianiu si�. � Doprawdy? � Kom u�miechn�� si� ironicznie. � A ja, naiwny, by�em przekonany, �e to go raczej zaniepokoi! � Odczeka� kilka sekund, po czym zapyta�: � Co z pozosta�ymi grupami penetracyjnymi? � Ju� dawno wr�ci�y. � No to na razie � Kom skin�� g�ow� i wkroczy� do windy. Nivel post�pi� za nim. Po paru sekundach bezg�o�nego opadania, uginaj�cego w kolanach nogi, zastopowali na poziomie dowodzenia. Wtedy jedna ze �cian kabiny jakby si� rozwia�a i znale�li si� w Centralnej Dyspozytorni. � A, ot� i oni! � wbrew apokaliptycznym prognozom Lea G��wny powita� ich z czym� w rodzaju ulgi. Wykona� r�k� okr�g�y gest. � Prosz�, siadajcie! Pos�usznie opu�cili si� na mi�kkie siedzenia najbli�ej stoj�cych foteli. � Kr�tko m�wi�c � podj�� po chwili G��wny, wwiercaj�c w Koma badawcze spojrzenie � winni�cie nam pewne wyja�nienia. Zdaniem informatyk�w, pomimo daj�cych si� ju� niew�tpliwie we znaki zak��ce� w eterze, rozkaz powrotu powinien by� jednak przez was odebrany. Czy maj� racj�? � Maj� � powiedzia� kr�tko Kom. Palce G��wnego zab�bni�y po blacie sto�u. Patrzy� na swojego interlokutora ze �ci�gni�tymi brwiami. � Wobec tego, dlaczego wykonali�cie go tak opieszale? Kom prze�kn�� g�o�no �lin�. � To nie ma nic wsp�lnego z opiesza�o�ci�. Nast�pi�a kr�tka przerwa, po kt�rej G��wny zach�ci�: � M�w dalej! Kom skre�li� przebieg niedawnych wypadk�w w najwi�kszym skr�cie. Nie usz�y przy tym jego uwagi porozumiewawcze spojrzenia, jakie wymieniali pomi�dzy sob� s�uchacze. I nagle, nim jeszcze sko�czy�, ol�ni�o go: przecie� oni od samego pocz�tku, od pierwszych jego s��w w�a�nie tego si� spodziewali, byli przekonani, �e uraczy ich w�a�nie czym� w tym rodzaju! Gdy umilk�, w Centralnej by�o przez chwil� cicho jak makiem zasia�. Potem G��wny podni�s� si�, skin�� na niego g�ow�, podszed� do �ciany i jednym precyzyjnym szarpni�ciem rozwin�� map�. � Gdzie to by�o? Kom westchn�� i przetar� palcami czo�o. Chwil� si� zastanawia�, wreszcie wskaza� punkt. � Chyba... tutaj. � Czy trafi�by� tam... w razie potrzeby? � Z pewno�ci�. � To doskonale! � G��wny u�miechn�� si� sk�po, samymi k�cikami ust. Przeni�s� wzrok na Nivela. � Gdzie masz ten film? Nie, nie mnie. Daj Lenoxowi. Najlepiej z ca�� kamer�. To na razie by�oby wszystko. Dzi�kuje panom. To powiedziawszy ruszy� szybko do drzwi. Po jego znikni�ciu w Centralnej d�u�sz� chwil� panowa�o milczenie. Potem wszyscy naraz zacz�li si� podnosi�, rozwzdycha�y si� zwalniane fotele. Wkr�tce tu i tam potworzy�y si� dyskutuj�ce z o�ywieniem grupki. Kom tak�e powsta�. Rozpocz�� w�dr�wk� od jednej do drugiej, pilnie nadstawiaj�c uszu. Dzi�ki temu wkr�tce zacz�� si� z grubsza orientowa�, co si� tutaj wydarzy�o podczas ich nieobecno�ci. Na styku operacyjnym sektor�w pensat�w IV i V wdar� si� w stref� przyplanetarn� niezidentyfikowany obiekt. Gdy pensaty w my�l obowi�zuj�cej w takich przypadkach procedury wyprowadzi�y jego minusow� trajektori�, okaza�o si�, �e kre�lony przeze� w kontrolowanym polu tor nie stanowi prostolinijnej kontynuacji. Wydawa�o si� to tak nieprawdopodobne, �e operatorzy byli w pierwszej chwili g��boko przekonani, i� zaistnia�a jaka� pomy�ka. Dlatego te� alert dla ca�ej s�u�by obserwacyjnej og�oszono dopiero wtenczas, kiedy obiekt bezpo�rednio przed wej�ciem w g�rne warstwy atmosfery ponownie zmieni� trajektomi�. Skupiono si� przed monitorami sprz�onych z systemem radarowym wifon�w. Przez pewien czas majaczy� na nich niewyra�ny, zamglony, szybko przemieszczaj�cy si� punkcik. Potem raptem znikn�� im sprzed oczu, jak gdyby si� ni z tego, ni z owego zdematerializowa�, i na nic si� zda�y wszelkie wysi�ki jego ponownego uchwycenia. Po kr�tkiej naradzie og�oszono alarm, wydaj�c wszystkim grupom penetracyjnym rozkaz natychmiastowego powrotu. R�wnocze�nie poddano g��bszej analizie materia�y zgromadzone przez pensaty, co pozwoli�o na formu�owanie hipotezy, �e obiekt przyw�drowa� gdzie� od strony wielkiej , protuberancji, wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa spoza Galaktyki. Ponadto wszystko wskazywa�o, �e jego szybko�� na kr�tko przed zarejestrowaniem go przez aparatur� pok�adow� pensat�w znacznie przewy�sza�a pr�dko�� �wiat�a, by potem szybko, jakby skokowo ulec redukcji. Min�o kilka spokojnych dni. �ycie toczy�o si� zwyk�ym nurtem, tylko z zawieszenia wypraw eksploracyjnych tudzie� wprowadzenia szeregu regulaminowych obostrze�, zreszt� w praktyce niezbyt uci��liwych, mo�na by�o si� domy�la�, �e gdzie� co� si� dzieje. Na pocz�tku pi�tej doby po kabinach rozszed� si� sygna� zwiastuj�cy komunikat powszechny. Wyrwani z obj�� snu ludzie zerwali si� z po�cieli. W��czone automatycznie wifony zagra�y wszystkimi odcieniami b��kitu, po czym jakby z ich g��bi wychyn�a �ci�gni�ta w grymasie jakiej� szczeg�lnej powagi twarz Tresboldta, Naczelnego Militaryka. Odchrz�kn�� kilkakrotnie w zwini�t� w ku�ak d�o� i powiedzia� szybko, chropowato, starannie wystrzegaj�c si� spojrzenia na audytorium: � Z upowa�nienia Grupy Dowodzenia wprowadzam stan pogotowia pierwszego stopnia! Z wagi tych paru s��w Kom zda� sobie w pe�ni spraw� dopiero po zga�ni�ciu ekranu. Nim jednak zdo�a� jako tako uporz�dkowa� k��bi�ce mu si� w g�owie my�li, ostry brz�czyk zmusi� go do prze��czenia si� na kana� ��czno�ci indywidualnej. Tym razem by� to Mead. � Jeszcze bez skafandra?! � rzuci� takim tonem, jak gdyby w og�le nie zdawa� sobie sprawy, �e to dopiero czwarta i par� minut nad ranem. � O co chodzi? � powiedzia� spokojnie Kom. � Masz natychmiast stawi� si� u G��wnego! W pe�nym rynsztunku operacyjnym! W niespe�na dwie godziny p�niej Kom siedzia� ju� w kabinie mianta. Z ty�u niczym tr�jcz�onowy ogon koleba�y si� na nier�wno�ciach gruntu trzy lekkie transportery wspomagaj�ce, za� od g�ry kolumn� ubezpiecza�, pilotuj�c j� zarazem, autopter zwiadowczy. Jak okiem si�gn�� rozci�ga�a si� sino��ta, lekko rozfalowana r�wnina. Do wyznaczonego celu mieli jeszcze przed sob� szmat drogi, wi�c m�g� sobie pozwoli� bez szkody dla interes�w akcji na odtworzenie w my�li przebiegu porannej odprawy. Kiedy Centrala wype�nia�a si� po brzegi zadyszanymi lud�mi, G��wny poprosi� Tresboldta o zreferowanie sytuacji. O trzeciej siedemna�cie nad ranem cisz� radiow� wprowadzon� nied�ugo po pojawieniu si� obiektu zak��ci�a emisja elektromagnetyczna niewiadomego pochodzenia. Gdy informatorykom uda�o si� zlokalizowa� jej �r�d�o, wycelowano w to miejsce teleobiektywy pensata kontroluj�cego newralgiczny sektor, lecz zapewne z powodu zbyt wysokiego pu�apu, na jakim on operowa�, pomimo zastosowania noktowizyjnej przystawki nie potrafiono nic wy�owi� ze zg�stnia�ego mroku. Po kr�tkiej, acz nader burzliwej naradzie G��wny pozwoli� sprowadzi� go na ni�szy pu�ap. Informatykom, rzecz oczywista, nie trzeba by�o powtarza� tego dwa razy! Natychmiast zakrz�tn�li si� ko�o aparatury. Z pocz�tku wszystko sz�o jak z p�atka: wkr�tce na ekranach wifon�w pocz�y si� ukazywa� jakie� zagadkowe rozb�yski, lekko fosforyzuj�ce zm�tnienia, kot�uj�ce si� kszta�ty niemo�liwe do opisania. Kiedy jednak aparat znalaz� si� na wysoko�ci zaledwie kilkunastu kilometr�w, raptem urwa�a si� z nim wszelka ��czno��. Jednocze�nie on sam znik� z ekranu, jak gdyby si� zdematerializowa�. Kom przerwa� wspomnienia, gdy� na horyzoncie ukaza�a si� smuga brunatnych wzniesie�. Si�gn�� po lornetk�. Powi�d� szk�ami tu i tam, dochodz�c na podstawie konfiguracji poszczeg�lnych wzg�rz do wniosku, �e wyznaczony im cel musi ju� by� bardzo blisko. W��czy� radio i wywo�a� pilotuj�cy ich aparat. � Kom � chrz�kn��, gdy zg�osi� si� pilot. � Widzisz te pi�trz�ce si� przed nami pag�rki? � Trudno ich nie widzie�! � odpar� z przek�sem pilot. � Co si� znajduje bezpo�rednio za nimi? � Pasmo wydaje si� by� do�� wysokie, przes�ania mi chyba ze dwie mile terenu � oznajmi� pilot po chwili milczenia. � W ka�dym razie to, co widz�, niczym si� nie r�ni od r�wniny po tej stronie. � Chcia�bym, aby� przyjrza� si� dok�adniej tak�e tym dwom milom � powiedzia� Kom i wy��czy� radio. Czekali do�� d�ugo. Pilot zg�osi� si� dopiero wtedy, gdy miant przyst�pi� do forsowania forpoczty wzniesie�. � Jestem na czterech tysi�cach! � wyrzuci� z siebie jednym tchem. By� wyra�nie mocno podekscytowany. � To o co ci chodzi�o, to istne trz�sienie ziemi w sk�adowisku z�omu! Olen, jeden z dw�ch militaryk�w siedz�cych wraz z na� w kabinie miotacza antymaterii, otworzy� usta, lecz Kora me da� mu doj�� do s�owa. � Pod��czy�e� teleobiektyw? � rzuci� w mikrofon. � Oczywi�cie! � zapewni� pilot. � Chcia�bym, aby�cie mnie dobrze zrozumieli. Do jako�ci obrazu nie mo�na mie^ najmniejszych zastrze�e�. Ostry i wyra�ny jak rzadko kiedy, Tyle tylko, �e nie spos�b go poj��, zrozumie�, co si� tam w�a�ciwie dzieje. � Dobrze. Sami si� przekonamy. Zechciej prze��czy� wizj� na nas � poleci� Kom. Skin�� g�ow� na Olena, kt�ry w mig poj��, o co chodzi, i klepn�� po klawiszu wifonu. Ekran natychmiast eksplodowa� zwariowanym ruchem. Kom pomy�la�, �e u�yte przez pilota por�wnanie nie odzwierciedla�o zbyt trafnie rzeczywisto�ci. Owo konwulsyjne, pe�ne dr�e� i dygot�w wydymanie si� i zapadanie przywodzi�o raczej na my�l powierzchni� jakiego� bajecznie kolorowego oceanu nieustannie wstrz�san� pot�nymi dennymi erupcjami. Chwilami rozwiera�y si� w niej tu i �wdzie mroczne, zda si� bezdenne czelu�ci, z kt�rych to tryska�y brudno��te pi�ropusze jakiej� mazi, to za� pokazywa�y si� na mgnienie oka jakie� przedziwne twory przypominaj�ce rozleg�e owale, spl�tane serpentyny, czasami a�urowe, wiotkie konstrukcje. Wzdrygn�� si� poczuwszy na ramieniu czyj�� d�o�. Oczy Olena mia�y twardo�� diamentu. � Moim zdaniem powinni�my si� natychmiast zatrzyma�! � sykn�� przez zaci�ni�te z�by. � By�oby co najmniej nierozs�dne pcha� si� tam bez rozeznania, z czym w�a�ciwie mamy do czynienia. Kom zastanawia� si� chwil�. No c�, trudno si� by�o z tym nie zgodzi�. Po��czywszy si� z wozami przykaza� ich kierowcom skupi� si� wok� mianta. Gdy z powrotem przeni�s� wzrok na ekran, wyczu�, �e co� si� tam zmieni�o, Nim zda� sobie jednak spraw�, o co chodzi, �w pulsuj�cy w dole �ywio� raptem jakby skoczy� ku nim, zaatakowa� ich ognistym wirem. � Do diab�a! � da�o si� jednocze�nie s�ysze� zduszone siekni�cie pilota. � Co tam si� dzieje? � rzuci� zaniepokojony Kom. �� Nie mam poj�cia. Lec� w d� niczym kamie�. � Spr�buj wej�� w �lizg! � zakrzykn�� Olen. Pilot co� odwarkn�t, lecz jego s�owa rozp�yn�y si� w przera�liwym �wi�cie. Koma przeszy� lodowaty dreszcz. Wbi� palce w por�cz fotela. Ogromnym wysi�kiem woli oderwa� oczy od ekranu. Popatrzy� w g�r�, w zielonkawob��kitne niebo. Doskonale ju� teraz widoczny aparat kozio�kowa� leniwie, przybli�aj�c si� nieuchronnie do ob�ych grzbiet�w wzniesie�. Dopiero po chwili spostrzeg�, �e podtrzymuje go, czy te� raczej zasysa, jakby spieniona aureola wie�cz�ca ledwie widoczny, strzelaj�cy zza jednej ze ska�ek s�up rozedrganego powietrza. Nagle zrozumia�, co si� sta�o z pensatem. � Katapultuj si�! � wrzasn��. Odpowiedzia�a mu oboj�tna cisza. Zacisn�� szcz�ki. Odnotowa� k�tem oka, �e ekran wifonu nagle zgas�, jakby zmatowia�. Gdy aparat znik� im z oczu, jaki� czas skuleni w sobie, sparali�owani gorzk� �wiadomo�ci� bezsilno�ci, czekali na odg�os eksplozji. Nic podobnego jednak nie nast�pi�o. Pierwszy ockn�� si� z tego zamroczenia Olen. Nie pytaj�c nikogo o zdanie, napar� ca�ym cia�em na dr��ek sterowniczy. Miant niczym narowisty rumak spi�ty ostrog� run�� do przodu z przera�liwym rykiem silnika. Podniesione g�sienicami roz�o�yste pi�ropusze piachu ci�y szyby woz�w staraj�cych si� dotrzyma� mu tempa. Osi�gn�wszy szczyt zatrzymali si� w mizernym cieniu niewielkiego skalnego bloku. W dole, tam gdzie szarobrunatny stok przechodzi� �agodnie w piaszczyst� r�wnin�, trwa� �w nie obcy im ju� teraz, lecz obecnie ogl�dany z zupe�nie innej perspektywy ruch. Inne tak�e budzi� on w nich teraz emocje: wszak nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e gdzie� tam, po�r�d tego wij�cego si� pe�zania, z niczym im si� nie kojarz�cych kszta�t�w tkwi aparat wraz z pilotem, cho� wspomaganym lornetami oczom nie uda�o si� wy�owi� najmniejszego po nim �ladu. Po kr�tkiej naradzie postanowili interweniowa� bezpo�rednio, nie ogl�daj�c si� na Baz�. Bo c� w tej sytuacji, znajduj�c si� par�dziesi�t kilometr�w st�d, mog�a im pom�c Baza? Ledwie jednak miant zjechawszy ze stoku przemierzy� par� metr�w p�askiego terenu, wszystko doko�a pocz�o raptem m�tnie�, jakby si� zamazywa� w podmuchach wyimaginowanego wiatru. Wtem ogarn�a ich ciemno�� tak doskona�a, �e znikn�y im sprzed oczu nawet nafbsforyzowane cyferki wska�nik�w na pulpicie sterowniczym. �aden z nich nie umia� p�niej okre�li�, ile up�yn�o czasu, nim zn�w nasta� dzie�. Miant akurat forsowa� bez po�piechu niewysok� wydm�, niweluj�c szoruj�cym po piachu podwoziem �lady jakich� pot�nych g�sienic. Jak okiem si�gn�� rozci�ga�a si� lekko rozfalowana r�wnina. Gdy pojazd zakoleba� si� niezgrabnie na osuwaj�cym si� pod jego ci�arem wierzcho�ku wydmy, kr�luj�c� od jakiego� czasu w kabinie cisz� rozdar� nagle nieartyku�owany okrzyk Certa. Kom poderwa� si� jak smagni�ty biczem. Pod��y� za os�upia�ym wzrokiem militaryka. Wzd�u� kr�gos�upa przebiega�o mu nieprzyjemne mrowie. Kilkana�cie metr�w przed nimi, z ramionami wyrzuconymi daleko poza g�ow�, jakby pragn�c spi�� swym cia�em dwie koleiny ledwie przypr�szone �wie�o nawianym piaskiem, rozci�ga� si� kszta�t cz�owieczy! Min�a dobra chwila, nim doszli do siebie. Przem�g�szy odr�twienie mi�ni jak jeden m�� rzucili si� do w�azu. Kt�ry� z nich skasowa� blokad�. I wtedy Kom wype�ni� swymi barami jego prze�wit. � Tylko ja! � powiedzia� twar