4526
Szczegóły |
Tytuł |
4526 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4526 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4526 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4526 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pi�ty stan materii�Anatolij Dnieprow Metoda doktora Quina�Janusz A. Zajdel
Anatolij Dnieprow - Pi�ty stan materii
Cienki strumie� wody si�ga� od poniklowanego kranu do dna �nie�nobia�ej umywalki. Strumie� znieruchomia�. �wiat�o lampy, stoj�cej na stole, srebrzy�o go 2 jednej strony, przez co wydawa� si� nie strumieniem wody, lecz okr�g�ym, sztywnym pr�tem ze szk�a. Tylko tu� ponad dnem muszli rozbija� si� na .drobniutkie kropelki, kt�re z ledwie uchwytnym szmerem rozbryzgiwa�y si� we wszystkie strony. Z k�ta gabinetu dobiega�o tykanie zegarka, pozostawionego przez kogo� na stole... �ycie � to ci�g�y ruch. A przecie� w�a�nie ruch fest najistotoiejsz� cech� jego istnienia. Wystarczy zakr�ci� kran, a �ycie strumienia zamrze.
Nagle kto� wyci�gn�� r�k� ponad moim ramieniem i szybko zakr�ci� kran. W moich oczach strumie� zatrzepota�, rozlecia� si� na ma�e k�aczki, potem na kropelki i znik�.
� Siostro, prosz� jutro zawo�a� hydraulika. Z tym kranem co� jest nie w porz�dku.
Obejrza�em si� i wsta�em. Przede mn� sta� wysoki m�czyzna, ju� nie pierwszej m�odo�ci. By� ubrany w bia�y fartuch. Jego zm�czone oczy uwa�nie mi si� przygl�da�y, a r�ce wolno skr�ca�y gumowe rurki s�uchawki lekarskiej.
� A wi�c to pan jest Samsonow? � zapyta� mnie doktor.
� Tak. A czy pan mnie zna?
� Do pewnego stopnia. Opowiada�a mi o panu pa�ska kole�anka.
� Jak ona si� czuje? Co z ni� jest? � gwa�townie zapyta�em lekarza.
� Na razie nie wiadomo. Ale jej stan jest na og� zadowalaj�cy. Zadowalaj�cy dla chorej, oczywi�cie � poprawi� si� szybko.
�� Czy mog� j� zobaczy�? Doktor zezwoli� skinieniem g�owy.
� Tylko nied�ugo. Prosz� z ni� 'porozmawia� o... o czym� ciekawym. O teatrze, o pi�ce no�nej. Pan Mnie rozumlie?
� A czy mo�na o pracy?
Doktor odszed� na bok i popatrzy� w okno.
� Tylko bez zb�dnego filozofowania. Pan pracuje u profesora Karnowa? Znam jego prace. Powiedzia�bym, �e s� bardzo wymy�lne. Ale .niech pan ju� idzie. Ona na pana czeka. Obr�ci� si� ponownie w moj� stron�, dotkn�� mojego ramienia i skierowa� mnie do drzwi, za kt�rymi le�a�a Anna. Na sali panowa� p�mrok. Okno by�o rozwarte i wdziera� si� przez nie odblask latami elektrycznych, stoj�cych na skwerze przed klinik�.
� Chod��e� pr�dzej � p�g�osem zawo�a�a Anna.
Podbieg�em do ��ka i chwyci�em' jej gor�c�, troch� wilgotn�
r�k�.
Milczeli�my d�u�sz� chwil� nie wiedz�c, co powiedzie�...
� Jak mi tutaj obrzyd�o! � wyszepta�a wreszcie Anna.
� Doktor m�wi, �e tw�j stan jest zadowalaj�cy � odpar�em. U�miechn�a si� sm�tnie.
� Zadowalaj�cy?... Przecie� ja wiem lepiej... Zreszt� to wszystko g�upstwo. Opowiedz lepiej, co s�ycha� poza tymi murami. Zacz��em beztrosko, niemal �artobliwie opowiada� jej o wszystkim, co si� dzieje w instytucie. M�wi�em szybko, dowcipkowa�em, ale zacina�em si� ze strachu, �eby m�j potok s��w nie urwa� si�. Zmusza�em si� do u�miechu i patrzy�em wprost w jej wielkie, ,smutne oczy. A w tych oczach za ka�dym razem, gdy milk�em na chwil�, by zaczerpn�� tchu, zjawia� si� jaki� wyraz, od kt�rego �ciska�o si� ,serce.
� Przytaszczyli transformator. Wa�y siedem pud�w. ,Przez ca�y . dzie� przesuwali go lewarkami najwi�kszego kalibru, dop�ki nie ustawili w k�cie, obok tablicy wysokiego napi�cia. No, i co my�lisz? Nagle zjawia si� kierownik administracyjny i oznajmia, �e w�a�nie w tym miejscu niedopuszczalne jest takie obci��enie pod�ogi. Wed�ug jego oblicze�, transformator niezawodnie musi zwali� si� do gabinetu dyrektora. Kl�li�my co niemiara!... Miszka Graczow zmontowa� model radiospektrografu. Cieszyli�my si� jak dzieci! W��czy�. I nagle Berger robi wstrz�saj�ce odkrycie naukowe: wszystkie przedmioty �pocz�wszy od kromki chleba do porcelanowej fili�anki � zupe�nie tak samo poch�aniaj� fale
radiowe. Okaza�o si�, �e generator Graczowa wytwarza� fale nie
teycentymetrowe,leczp�ltorakilometrowe!...
Anna s�ucha�a, nie odrywaj�c ode mnie swoich m�drych, wszystko
rozumiej�cych ocizu. W pewnej chwili po�o�y�a swoj� d�o� na
mojej. Umilk�em. . '��;��� .-
� Sierio�a, czy ty mnie jeszcze kochasz? .-. .' . l. Pochyli�em si� nad ni� i mocno uca�owa�em jej suchewafgl.
� Powitedz, �e mnie kochasz.
� Kocham ci�.
� I nigdy mnie nie zapomnisz? .
�- Co� ty, Anko! Tylko wyrwij si� 2 tej nory, a zaraz we�miemy �lub! Prawda?
� A je�eli si� nie wyrw�?
� Niby dlaczego ? Unie� si� troch�, niech d si� lepiej .przyjrz�. Jako� nie przypominam sobie, �eby m�j zadziomy przewodnicz�cy Komsomoiu m�wi� kiedy takim tonem. Obj��em j� i pomog�em si� d�wign��. Sztywna szpitalna koszula. zwi�zana by�a z przodu na tasiemki. . .
� To tutaj wszyscy nosz� takie kifie? Chcesz, to ci kupi� jedwabny... ' � ,
� Sierio�a, mam przeczucie, �e .nigdy ju� st�d nie wyjd�. Zapar�o mi dech. - ,
� Ale dlaczego?
Obliza�a wargi. Czu�em, jak� trudno�� sprawia ]e'f m�wienie.
� Jako� nazbyt serdecznie rozmawia ze mn� doktor � wyszepta�a niemal z j�kiem i podci�gn�a ko�dr� pod brod�. Za�mia�em si� sztucznie. W�a�ciwie �miech tan by� zupe�nie nie ma miejscu, ale nic innego nie mog�em zrobi�. ^
� Przecie� on,�etatowo" musi by� serdeczny w stosunku dyny chorych. . ; .y;-.'
� Nie, Sierio�a, nie o to chodzi. Jak by ci to [powiedzie�... W tej jego uwadze, w tej serdeczno�ci w stosunku do mnie wyczuwa si� co� nieub�aganego, co� przera�aj�cego. Doznaj� l�ku, kiedy on si� do mnie zbli�a... Siada na brzegu ��ka, d�ugo patrzy mi w oczy, g�adzi mnie po g�owie i jakim� �ciskaj�cym serce, tkliwym tonem wypytuje mnie o samopoczucie. A m�wi wcale nie to, co si� zazwyczaj m�wi chorym. Ot tak, byle co. Przy tym patrzy przez ca�y czas gdzie� w bok... Wiesz, nie daj� mi �adnych lekarstw... Raczej prawie �adnych. Troch� si� orientuj� w farmakologii. Tam na przyk�ad, w tamtej butelce, jest mieszanka bromowa. A te pigu�ki � to luminal. I to wszystko... Wsta�em i przeszed�em si� po sali.
� Co za �wi�stwo! Zaraz zrobi� awantur�!
� Sierio�a, b�agam ci�, nie trzeba... Widocznie tak by� musi. Mo�e leczenie nie ma ju� sensu...
W tym momencie drzwi otworzy�y si� bez szmeru i wesz�a
piel�gniarka.
� M�odzie�cze, chora musi spa�. Spojrza�em na Ann� b�agalnie.
� Ju� czas, ju� czas. �egnajcie si�. P�no! Siostra wzi�a mnie za r�k�.
� Do widzenia, Sierio�a � cichutko wyszepta�a Anna
i wyci�gn�a do mnie d�o�.
Uca�owa�em ,j� w czo�o. Gdy zamyka�em drzwi, us�ysza�em, jak
siostra m�wi:
� No, a teraz, z�ociutka, za�yj tabletki i postaraj .si� zasn��. Sen to najlepsze lekarstwo.
Zatrzyma�em si� przy umywalce i popatrzy�em na kran, z kt�rego kapa�y teraz wielkie, rzadkie krople wody.
Nasze laboratorium. Po�rodku pokoju dwa przyrz�dy pr�niowe, na wielkim stole fizycznym � radiospdctrograf skonstruowany przez Misze Graczowa, w k�cie, na prawo od drzwi � urz�dzenie do paramagnetycznego rezonansu. Na lewo w �cianie g��boka wn�ka. Stoi tam laboratoryjny mikroskop elektronowy. Ale to nie wszystko. W s�siednim pokoju na lewo kompletne urz�dzenie do analizy widmowej. Jest tam wspania�y samorejestruj�cy aparat pracuj�cy w zakresie podczerwieni. Georgij Aleksiejewicz Karnow, nasz kierownik, �skrzy�owa�" ten spektrograf z mikroskopem. Z dw�ch przyrz�d�w zrobi� miesza�ca. Teraz mo�na bada� widma przedmiot�w mikroskopijnie ma�ych. Chemiczna grupa laboratorium rozlokowa�a si� po drugiej stronie korytarza. Zajmuj� si� tam analiz� i syntez�, chromatografi� oraz destylacj� za pomoc� wymiennik�w jonowych. Tam te� s� ustawione ultrawir�wki i kolumny do wymiany jonowej. W og�le nasze laboratorium � to ca�e trzecie pi�tro unstytutu. St�, przy kt�rym ja pracuj�, stoi obok mikroskopu elektronowego, chocia� osobi�cie nie mam z nim nic do czynienia. Moja dziedzina � to rezonans paramagnetyczny. Nie jestem fizykiem, lecz biologiem, ale zara�onym fizycznymi metodami badania. Musia�em du�o nad sob� pracowa�, by wyrwa� si� z chwytliwych obj�� opisowego sposobu my�lenia biologa .i nauczy� my�le� kategoriami �cis�ej matematyki. Jest to zas�uga Anny Zoriny, kt�r� przed rokiem pozna�em tutaj, w tej pracowni. Ona jest fizykiem. Pocz�tkowo koledzy przyj�li mnie do swego zespo�u z pewn� nieufno�ci�. Mo�na by�o wyczu�, ze w duszy my�l� o,ifflnie:
�Ot, zapl�ta� si� pomi�dzy nas jaki� hodowca �ab". Nie obesz�o si� bez kpin. �miali ^si� ze mnie, gdy si� myli�em w elementarnych poj�ciach fizycznych. Na szcz�cie przysizla mi z odsiecz� Anna.
� Radz� zacz�� od tego � powied2ia�a kiedy� najspokojniej w �wiecie, podaj�c 'podr�cznik fizyki. Anna by�a surowym pedagogiem, znacznie surowszym od tych, u kt�rych zdawa�em fizyk� na drugim roku. Kilkakrotnie mnie �oblewa�a" i musia�em ku� od pocz�tku. Kiedy� nawet nastraszy�a mnie, �e postawi spraw� mojego przygotowania technicznego na zebraniu komsomolskim. Przecie� Anna jest naszym przewodnicz�cym! By�o mi nies�ychanie g�upio. W dodatku zd��y�em zakocha� si� w moim jasnow�osym profesorze, kt�ry lubi� powtarza�, przemierzaj�c ^ok�j:
� Zgodnie z prawem Fecbtera-Webera, nawet je�li podra�nienie wzrasta w progresji geometrycznej, wzbudzanie ro�nie tylko w progresji arytmetycznej. Prosz� wyt�umaczy�, dlaczego tak jest. Rzecz jasna, �e nasze lekcje w laboratorium odbywa�y si� dopieito po zako�czeniu pracy. Te zaj�cia zte .mn� Anna nazywa�a �obci��eniem", dla kt�rego opuszcza�a lekcje rytmiki. Moja prawdziwa pasja do fizycznych metod badawczych zrodzi�a si� nie w�wczas, kiedy oznajmi�em Annie, �e j� kocham i �e nie mog� bez niej �y�, ale znacznie p�niej, w ca�kiem innych okoliczno�ciach. Przywieziono do pracowni urz�dzenie do bada� elektronowego paramagnetycznego .rezonansu. By� to przyrz�d jedyny w swtoim rtodzaju, skonstruowany w pracowni do�wiadczalnej wed�ug projektu profesora Karnowa, zmodelowanego przez Misze Graczowi. Mogli�my teraz bada� w�asno�ci magnetyczne pojedynczej �ywej kom�rki. Przyrz�d zainstalowano w dzie�, wieczorem za� zostali�my z Ann� w laboratorium,, �eby si� uczy�. Nagle ona zaproponowa�a:
� Chod�, wypr�bujemy aparat.
� Zwariowa�a�! Jeszcze co� popsujemy!
� Bzdura, ,ni'e popsujemy! Wiem, jak go si� w��cza.
� Georgij Aleksiejewicz b�dzie si� gniewa�.
Mrugn�a do mnie �tobuzersko i zachichota�a jak sztubaczka:
� Wcale si� nie dowie!
Posegregowali�my sznury, sprawdzili na schemacite, pod��czyli�my ko�ce do .tablicy, rzucili�my obraz mikroskopowy ina ekran telewizyjny, wskazania za� magnetometru na oscylograf.
� A teraz we�my jaki� preparat.
� Jaki?
� Co� �ywego. Co mamy �ywego, Sierio�a?
� Co chcesz. W termostacie zkiajduje si� hodowla bacterium coli.
� No, to dawaj te twoje �coli".
Zanim ustawi�em pod mikroskopem szkie�ko przedmiotowe, Anna w��czy�a ekran telewizyjny i oscylograf. Niebawem na ekranie ukaza� si� obraz bakterii.
� A teraz zobaczymy, co si� z ni� stanie � powiedzia�a Anna,
podniecona.
Nakryli�my preparat ko�pakiem i pod��czyli�my do niegto falow�d.
Generator zahucza�. Na bateri� dzia�a�y jednocze�nie pola
magnetyczne zmienne o wysokiej cz�stotliwo�ci i sta�e. Na
oscylografie zielona plamka wypisywa�a jak�� niezwyk�� krzyw�.
� No ,i co dalej ? � zapyta�em.
� Nie mam poj�cia. Zobaczymy.
Stali�my, obejmuj�c si� wp�, wpatrzeni w ekran.
Bakteria stopniowo p�cznia�a, wyci�gn�a si�, j�drt) si�
zachybota�o.
� Co si� z ni� robi ? � zapyta�a ze zdziwieniem Anna.
� Zaraz nast�pi mitoza � odpar�em.
� Co to jest mitoza? Spojrza�em na ni� z lekk� drwin�.
� Wiesz co, jak sko�czysz wyk�ady z fizyki, zaczn� ci� uczy� 'biologii.
� Czy to nie za wcze�nie! � zawo�a�a i roze�mia�a si� serdecznie. Nagle schwyci�a mnie za r�k� i wyszepta�a: � Popatrz, popatrz, co si� dzieje na oscylografie! W miar� tego jak przebiega� proces podzia�u kom�rki, krzywa na oscylografie zacz�a zmienia� si� zdecydowanie, sta�a si� wyra�ni ej sza, wypuklejsza i w chwili, kiedy j�drto bakterii rozdzieli�o si� na p�, zaj�czek elektronowy rozp�omieni� si� jaskrawi� i strzeli� poza obr�b ekranu, pozostawiaj�c po sobie �wiec�cy, zielony �lad. Podzia� kom�rki si� zako�czy� i zielona plamka wr�ci�a na swoje dawne miejsce.
� Wspaniale! � z zachwytem wyszepta�a Anna. � Zaczekajmy
jeszcze, a� si� mitoza powt�rzy.
Czekali�my cierpliwie, a� bakteria przesz�a jeszcze par� podzia��w,
i za ka�dym razem, kiedy jej j�dro rozdwaja�o si�, na oscylografie
odbywa� si� przedziwny taniec elektronowego promienia.
Owego pami�tnego wieczoru �adne z nas nie umia�o wyt�umaczy�
sobie tego zjawiska. Ale ja powzi��em w my�li niez�omn� decyzj�:
wykuj� si� fizyki do ostatniej kropki. I za wszelk� cen� dokopi� si� przyczyny tego dziwnego zjawiska. Najbardziej zdumiewaj�ce zjawisko �ycia � podzia� kom�rki � dlaczego� wzmog�o nat�enie oscylografu, kt�ry mierzy� w�asno�ci magnetyczne �ywej materii... Wydawa�o mi si� w�wczas, �e je�eli odkryj� tajemnic� tego zjawiska, to rozwi��� wielk� zagadk� �ycia, jego najtajniejsz� istot�, nad kt�r� ca�e pokolenia uczonych bezskutecznie �ami� sobie g�owy.
I oto teraz, kiedy przeprowadzono setki do�wiadcze�, kiedy zbadano nie tylko paramagnetyczny rezonans kom�rki na wszystkich etapach jej �ycia, ale tak�e najsubtelniejsz� chemiczn�
i fizyczn� struktur� �ywej materii, kiedy cata zawarto�� kom�rki � j�dro, cytoplazma, mitochondria, otoczka � s� przeanalizowane do najdrobniejszych szczeg��w, do ostatniego fermentu, kiedy wszystkie produkty wchodz�ce w sk�ad �ywej kom�rki s� wyodr�bnione w czystym stanie i przesta�y dla nas istnie� strukturalne zagadki chemicznej budowy �ywej materii � problem �ycia sta� si� jeszcze bardziej ciemny, mglisty, niejasny...
Na twarzy Georgija Aleksiejewicza Karnowa ukaza� si� cie� zm�czenia. Na pocz�tku bada� z takim entuzjazmem twierdzi�, �e sedno sprawy le�y w strukturze, w dok�adnej analizie... Teraz wiemy o tym wszyscy...
Przeszed�em przez wiele grup w naszym laboratorium i widzia�em, jak �mudnie i uporczywie koledzy pracowali. Biochemicy odtwarzali mikroskopijn� kom�rk� z tych samych element�w, z kt�rych sk�ada�a si�, kiedy by�a �ywa. Kiedy konstruowanie kom�rki by�o sko�czone, przenoszono j� do �rodowiska o�ywczego, ale �ycie nie powstawa�o... Biofizycy m�czyli kr�liki i �winki morskie, wstawiali do ich �ywych cia�ek elektrody i notowali na ta�mie magnetycznej impulsy steruj�ce. Potem po raz setny stwierdzali, �e �adnych sygna��w elektrycznych, tak obficie towarzysz�cych procesom �yciowym, w sztucznych kom�rkach nie ma...
� Niech to wszyscy diabli! � krzycza� Arkadiusz Sawko, inasz g��wny biolog. � Przecie� nie robimy nic sztucznego! Przecie� bierzemy wszystko gotowe, naturalne. Sk�adamy to do kupy dok�adnie tak, jak w �ywej kom�rce. I dlaczego to paskudztwo nie �yje? Jak sobie wyt�umaczy� podobne chamstwo? Synteza nie wychodzi�a. Wymyka�o si� to, co by�o najpot�niejsze, najbardziej tajemnicze.
� Mo�na odnie�� wra�enie, �e ,, witali�ci" miel� racj� � zauwa�y� kiedy� z rozgoryczeniem profesor Karnow. � Nie wystarczy zbudowa� kom�rk�. Trzeba jeszcze tchn�� w ni� �ycie. Ale co to znaczy: tchn�� �ycie?
Po moich odwiedzinach u Anny spotka� mnie Wo�odia Kabanow, biolog z grupy Sawki, sekretarz naszej organizacji partyjnej.
� No, jak tam z Ann�, lepiej ?
Nie mog�em go poinformowa�, bo sam nic nie wiedzia�em.
My�l o wypowiedzianych przez ni� s�owach bole�nie �ciska�a
serce.
� Jest w kiepskim nastroju � odpar�em. � Bardzo kiepskim. Nie rozumie, na czym polega jej choroba. Na ten temat lekarze milcz� uporczywie. Mnie te� nie powiedzieli...
� A mo�e zwr�ci� si� do szpitala oficjalnie, przez dyrekcj�?
,� To dobra my�l. Zreszt�, mo�e by�my zaprosili d'o niej jeszcze '.innych specjalist�w?:
� Dobrze � powiedzia� Wo�odia � zaraz dzi� pogadam z dyrektorem. A ty nie zwieszaj nosa na kwint�. Wobec Anny musisz trzyma� si� dzielnie i by� weso�y, jak nigdy. Rozumiesz? }..� Wo�odia, a co ty my�lisz o naszej pracy ? Mam wra�enie, �e�my si� znale�li jak gdyby w �lepym zau�ku. U�miechn�� si� i podrapa� po g�owie.
� Wed�ug mnie, przegapiamy jaki� haczyk, jaki� bardzo istotny
drobiazg...
Wr�ci�em do swego pokoju i usiad�em przy kombinowanym
potencjometrze-magnetometrze. Kto� pozostawi� na
przedmiotowym stoliku mikroskopu �yw� kultur� tkanki
nerwowej, z elektrodami umocowanymi do j�dra protopla2my
kom�rki...
Na ekranie oscylografu przep�ywa�y elektronowe zaj�czki, �ci�le
powtarzaj�ce jedne i te same cykle �ycia: ma�y, �redni, du�y...
�Na czym polega sekret �ycia? Jak zazdro�nie strze�e ono swej
tajemnicy przed samym sob�! �ycie i jego szczyty � rozum
ludzki � schowa�y w dziedzin� nieosi�galn� dla umys�u swoj�
najskrytsz� istot�. Oto dwie plamki elektronowe o �rednicy paru
mikron�w, biegaj�ce jedna za drug�, jak gdyby nigdy nic. I my
nie wiemy, dlaczego tak si� dzieje..."
Na oficjalne zapytanie o stan zdrowia Anny Zoriny odpowiedzi
nie otrzymano. Ale po kilku dniach do instytutu przyjecha� lekarz
lecz�cy, docent Cyryl Filimonow. Najpierw rozmawia� w cztery
oczy z dyrektorem, a potem wezwano do gabinetu Wo�odi�
Kabanowa, profesora Karnowa i mnie.
Dyrektor instytutu siedzia� przy biurku pos�pny, zamy�lony,
Filimonow za� d�ugo chrz�ka�, zanim przyst�pi� do nerwowego,
chaotycznego wyja�nienia.
� Porozmawiali�my tutaj z Aleksandrem Aleksamdrowem
i postanowili�my, �e... e... tego... trzeba was poinformowa�
o wszystkim. Rozumiecie, sprawa jest niezwykle skomplikowana.
Rzadki przypadek w praktyce lekarskiej...
� Czy Anna b�dzie �y�a?... � przerwa� Kabanow.
Zapanowa�a cisza... Dyrektor instytutu westchn�� ci�ko. Czu�em,
jak po plecach �cieka mi lodowata kropelka potu.
� Nie. Na pewno nie.
Filimonow odwr�ci� si�. Wsadzi� r�k� do kieszeni, rozleg� si�
trzask pude�ka zapa�ek.
� Nie ma pan prawa taik m�wi�! � krzykn��em, nie mog�c
z�apa� tchu.
U�miechn�� si� ze smutkiem.
� My�lisz, m�odzie�cze, �e mi to przychodzi lekko? Zorina ju�
trzy miesi�ce le�y w szpitalu. Od dw�ch miesi�cy wiem, �e jej � choroba musi si� sko�czy� zej�ciem �miertelnym, i dwa miesi�ce milcz�. M�g�bym tak milcze� do ko�ca. Ale wasz list, wasz wspania�y list w imieniu wszystkich koleg�w... Wiecie, nie wytrzyma�em... M�g�bym odpowiedzie� tak, jak tego wymaga etyka lekarska: stan ci�ki, ale jest nadzieja... Przecie� nadzieja istnieje zawsze, prawda?... ale nie mog�em... Zadr�a�y mu wargi, a pude�ko zapa�ek w kieszeni zatrzeszcza�o jeszcze g�o�niej.
� Co jej jest? � nie�mia�o zapyta� Kabanow.
� Ma uszkodzony system sygna��w reguluj�cy od�ywianie serca. Na pocz�tku my�la�em, �e s� naruszone nerwy. Okaza�o si�, �e tak nie jest. A jednak... nie s� one zdolne do regulowania �yciowych proces�w kom�rek mi�nia sercowego.
� Ale jaka jest przyczyna? � zapyta� profesor Karnow.
� Cztery miesi�ce temu Zorina uderzy�a si� w trzeci kr�g. Ten, w kt�rym znajduj� si� zako�czenia w��kien nerwowych zd��aj�cych do mi�nia sercowego. Uraz okaza� si� fatalny...
� I nic si� nie da zrobi� ?
� Zaprasza�em na konsylium najlepszych neurochirurg�w. Wszyscy jednog�o�nie stwierdzaj�, �e neurony rdzenia kr�gowego si� nie regeneruj�...
Nie pami�tam, Jak opu�ci�em gabinet dyrektora, jak wyszed�em z gmachu instytutu, jak si� znalaz�em na ulicy. Szed�em bardzo d�ugo i nagle zobaczy�em przed sob� gmach kliniki, w kt�rej le�a�a Anna. Kiedy wchodzi�em po schodach do g��wnego wej�cia, kto� po�o�y� mi r�k� na ramieniu. By� to Wo�odia Kabanow.
� Co, chcesz, �ebym do niej nie szed�? � zapyta�em ze z�o�ci�.
� P�jdziesz. Ale razem ze mn�...
Byli�my jeszcze na schodach. Nogi mia�em jak z o�owiu...
Zatrzymali�my si� na cliwil�.
� Nie wiesz o najwa�niejszym � ci�ko dysz�c powiedzia� Wo�odia.
� O czym?
� Anna wszystko wie... Jaka� idiotka, jej kole�anka z akademii medycznej, przynios�a jej podr�cznik o chorobach serca. Tam Anna znalaz�a swoj� chorob�. Zapyta�a doktora Filimonowa, co jej jest, i za��da�a, �eby powiedzia� ca�� prawd�. �Rozumiem, dlaczego pan tak starannie bada m�j trzeci kr�g".
� I on potwierdzi�?
� Po prostu nic nie odpowiedzia�. Wyszed�. M�wi, �e od tej chwili boi si� spotkania z t� dziewczyn�. Weszli�my do hallu szpitalnego i w�o�yli�my fartuchy. Zn�w ten przekl�ty, d�ugi korytarz z wyfroterowan� do po�ysku posadzk�. Nogi si� pode mn� ugina�y.
� Tylko nie trzeba rozmawia� o chorobie � odezwa� si� podniecony Wo�odia. � Je�li ona... Nie, ona pierwsza nie b�dzie m�wi�a o �mierci... I my te� nie. B�dziemy m�wi� o pracy, s�yszysz ? O tym, jakie sukcesy osi�gamy. Wspania�e sukcesy! Nie dzi�, to jutro zostanie odkryta tajemnica czynno�ci �yciowych kom�rki. To b�dzie w nauce przewr�t, wa�niejszy i rado�niejszy ni� opanowanie energii atomowej. Rozumiesz? I jeszcze powiemy jej, jakich mamy wspania�ych ludzi i jak j� kochaj�. A ty, w�a�nie ty musisz jej powtarza�, �e j� kochasz. Przecie� to szczera prawda! We� si� w gar��. Nie przychodzisz na pogrzeb ani na op�akiwanie czy wyra�anie wsp�czucia. Idziesz po to, aby zaszczepi� w niej to, co najwa�niejsze � wiar� w pot�g� ludzkiego geniuszu, wiar� w jego rozum, w si�� jego szlachetnych d��e�. Idziesz do ukochanej dziewczyny, a�eby natchn�� j� otuch� i m�stwem... Zrozum, Sierio�a, to nie s� zwyk�e odwiedziny chorej. Nie! Ty niesiesz jej nie�mierteln� wiar� w przysz�o��... W pewnej chwili zostawi� was samych. B�dzie to dla ciebie straszny moment. Ale nie wolno ci my�le� o �mierci. Powtarzaj sobie: �ona b�dzie �y�, ona b�dzie �y�". A wtedy wszystko b�dzie dobrze.
Anna le�a�a z za�o�onymi pod g�ow� r�kami. Kiedy wszed�em, przede wszystkim zobaczy�em jej oczy. Na wychudzonej, �miertelnie bladej twarzy wydawa�y si� jakie� ogromne i jak gdyby zdziwione. D�ugo ca�owa�em jej policzki, czo�o i usta, zanim wym�wi�em s�owa:
� Dzie� dobry, kochana.
� Dzie� dobry... O, W�adimir Siemionowicz te� przyszed�...
� Jak si� masz, smarkata ? Czego tak d�ugo pr�nujesz ? To bardzo niedobrze, c�reczko mi�a.
Wo�odia by� zaledwie o dwa lata starszy ode mnie, ale niekiedy nazywa� nas synkami i c�reczkami.
� Poka� no puls � powiedzia� i wyci�gn�� r�k� Anny spod ko�dry. � Prosz�, jakie wspania�e t�tno. Co najmniej dwadzie�cia uderze� na minut�.
� Co ty gadasz! Napoleon mia� najwolniejsze w �wiecie t�tno. Podobno czterdzie�ci na minut�. A normalny cz�owiek ma sze��dziesi�t do osiemdziesi�ciu.
� Czy�by ? � szczerze zdziwi� si� Wo�odia. � Nie wiedzia�em. Zapanowa�a chwilowa cisza. Zauwa�y�em, �e blade wargi Anny s� mocno zaci�ni�te, jak gdyby postanowi�a za �adne skarby nikomu nie powiedzie� o czym�, co wiedzia�a tylko ona. .� A wi�c, Aniu � zacz��em. � Przede wszystkim pozdrowienia od wszystkich i �yczenia jak najszybszego powrotu do zdrowia.
� Dzi�kuj�.
� Po drugie, twojej przyjaci�ce, Wali Gribanowej, przyznano
zaszczytny tytu� biojubilera. Co prawda, tytu� ten jeszcze nie jest
zatwierdzony przez whdze, ale ona niew�tpliwie ma do niego
prawo. Dziewcz�ta, kt�re montuj� zegarki w pier�cionkach, nie
wytrzymuj� �adnego por�wnania z nasz� Wal�, kt�ra
z poszczeg�lnych drobin montuje kom�rk� dowolnej bakterii, od
j�dra a� po otoczk�. Wyobra�asz sobie, co to za sztuka ?
.� Nadzwyczajne � szepn�a z zachwytem Anna. � I sk�d to
do niej...
� Bo przed przyj�ciem do naszego 'instytutu ko�czy�a kursy hafciarskie � z ca�� powag� wtr�ci� Kabanow. Anna roze�mia�a si� cichutko.
� Prawda, �e do takich czynno�ci dziewcz�ta s� niezast�pione? � zapyta�a.
� Niew�tpliwie.
Mocno �cisn��em chudziutkie ramiona Anny. �To si� nigdy nie
�stanie, nigdy!" � przemkn�o mi przez g�ow�.
� No, i co by�o potem, jak Wala zmontowa�a bakteri�?
� Widzisz � zacz�� opowiada� za mnie Wo�odia � podczas monta�u na pewno zgin�a jaka� malusie�ka �rubka. Wiesz, jak to bywa z zegarkiem. No, i maszynka na razie nie dzia�a...
� A mo�e to nie �rubka, tylko spr�ynka ? � zapyta�a Anna.
� Mo�e spr�ynka. I znajdziemy j� na pewno. Za jakie� dwa� trzy tygodnie. Ale zrobi si� szum, co? Jak my�lisz?
� Pr�dzej �: odwracaj�c si� na bok wyszepta�a Anna. � Tak bym chcia�a, �eby to by�o pr�dzej. Wiesz co, Sierio�a?' Przeczyta�am tutaj kilka 'ksi��ek medycznych, przede wszystkim z neuropatologii. Radz� i tobie przeczyta�. Tam jet moc ciekawych bada� nad kom�rkami nerwowymi. Moim zdaniem, co� nieco� mo�e si� przyda� w naszej pracy.
� Na pewno przeczytam, Anusiu. A tobie podobno nie wolno czyta� ?
� Bzdura � przerwa� mi Kabanow. ��Czytaj wszystko, co jest ciekawe i po�yteczne. Jak wr�cisz do laboratorium, pomo�esz Gribanowej znale�� It� spr�ynk�. A teraz pani pozwoli, �e j� po�egnam. A ty uwa�aj, nie dokuczaj zanadto dziewcz�ciu! Woiodia poca�owa� Ann� w r�k� i mocno potrz�sn�� mnie 2a rami�. Zostali�my sami.
� Twoja uwaga o spr�ynce bardzo mi si� podoba � powiedzia�em, my�l�c zupe�nie o czym innym. Patrzy�em w zm�czone, ale l�ni�ce spokojnym blaskiem oczy, i zdawa�o mi si�, �e nigdy ich tak mocno nie kocha�em jak teraz.
� �ycie to dziwna rzecz. � Anna odchyli�a g�ow� do ty�u. � Ostatnimi dniami du�o rozmy�la�am o istocie �ycia. Dlaczego ono
jest w�a�nie takie? Dlaczego ruch stanowi jego niezachwian� istot� ? I dosz�am do paradoksalnego wniosiku, kt�ry w logice formalnej nazywa si� tautologi�. �ycie dlatego jest �yciem, �e oznacza ono wieczny ruch. M�wimy w fizyce, �e nie ma wiecznego silnika i �e nie mo�na go zbudowa�. A �ycie w�a�nie jest przyk�adem wiecznego silnika, kt�ry zacz�� pracowa� przed milionami lat i nie przerwa� swojej czynno�ci ani na chwil�.
� S�usznie � powiedzia�em i przytuli�em g�ow� do jej piersi.
� �mier� natomiast jest tylko umowno�ci�... Nie jest przerwaniem ruchu, lecz tylko etapem nie ko�cz�cej si� sztafety.
� Tak-.
S�ysza�em, jak �omota�o jej dzielne serce.
� I przysz�a mi do g�owy jeszcze jedna ciekawa my�l. Wiesz, jaka ? Fizyka zna cztery stany materii. Najprostszy stan � gazowy, bardziej z�o�ony � ciek�y, jeszcze bardziej skomplikowany � sta�y i wreszcie taki dziwny czwarty stan � plazmatyczny. Ot� mnie si� wydaje, �e �ycie jest jeszcze i,n.nym, skomplikowanym pi�tym stanem materii. Nauka straci�a wiele lat na to, by wykry� przyczyny, dlaczego jeden stan materii r�ni si� od drugiego. A teraz wy, a raczej my zaczynamy szturmowa� pi�ty stan...
� To nadzwyczajne, co ty m�wisz...
� Mam jak�� dziwn� pewno��, �e kiedy uczeni odkryj� tajemnic� pi�tego stanu, cz�owiek nie b�dzie zna� staro�ci. Przecie� poznanie istoty �ycia oznacza kierowanie nim. Zgadzasz si�?
�^ Tak...
� Wydaje mi si�, �e teraz, w obecnej chwili, zar�wno u nas w laboratorium, jak i we wszystkich laboratoriach na ca�ej 'kuli ziemskiej; gdzie bada si� �yw� materi�, uczeni wtargn�li do nieznanego �wiata i �udz� si�, �e wszystko mo�na wyt�umaczy� tylko znanymi stanami. I na pewno dlatego nie spostrzegaj� czego� niezmiernie wa�nego, co stanowi o najtajniejszej istocie pi�tego stanu... Oddech Anny sta� si� szybki i bardzo p�ytki.
� Prosz�, unie� mnie troszeczk�. Unios�em i przytuli�em do siebie.
� Wiesz, Sierio�a, co mi si� wydaje? �ycie musi by� jako� �ci�le zwi�zane z ci�g�ym ruchem czego�... Nie przerywaj mi... Wszyscy wiemy, �e w organizmie nieustannie kr��� w��knami nerwowymi elektryczne sygna�y reguluj�ce. Takie same sygna�y kr��� w postaci
�potencja��w elektrochemicznych w ka�dej poszczeg�lnej kom�rce.
Wydaje mi si�, �e gdyby do sztucznie stworzonej kom�rki wt�oczy�
t� sam� zasad� kierowania, zacz�aby ona �y�...
Odsun��em si� od Anny i uwa�nie spojrza�em w jej olbrzymie
oczy.
� Powt�rz, co� powiedzia�a � wyszepta�em.
� M�wi�, �e do sztucznie wytworzonej kom�rki trzeba jako�
�wt�oczy� sygna�y regulowania.
� Jak ty to sobie wyobra�asz ?
� Nie wiem, Sierio�a... Ale jestem pewna, �e pi�ty stan materii � to taki stan, kiedy materia staje si� wieczn� zbiornic� praw swojej egzystencji... Tylko nie wiem, jak to zrobi�... Ach, gdybym wiedzia�a...
� Anno, kochana moja! Kiedy ci� s�ucham, zaczyna mi si� wydawa�, �e w�a�nie teraz, w tej chwili, dotykamy palcami czego� .najdelikatniejszego, czego� najwa�niejszego i najbardziej tajemniczego. Pi�ty stan, wieczna przechowalnia... informacji... Najdro�sza moja, jedyna... Jak ty� do tego dosz�a? Anna zadowolona, radosna i dumna zn�w opar�a si� o poduszk�.
� Kt� jak nie ja ma si� zastanawia� nad sensem i tre�ci� �ycia... Zreszt�, czasu tak�e wi�cej mam, ni� potrzeba. Mia�am... � doda�a ledwie poruszaj�c wargami.
W tym momencie nurtowa�a nas jedna i ta sama my�l, ak �adne z nas najl�ejszym bodaj tchnieniem z tym si� nie zdradzi�o. Pi�ty stan, pi�ty stan... Wieczna przechowalnia praw swojego w�asnego bytu... Anka umrze... Co to jest �ycie? Wieczny ruch punkt�w elektronowych na ekranie oscylografu... Cztery poznane stany materii i pi�ty � nieznany?...
Straszna by�a ta noc po wizycie u Anny. Widzia�em w ciemno�ci jej oczy, kt�re wiedzia�y o wszystkim do ostatniej kropki. W mroku ^ sali szpitalnej z uporem szuka�a prawdy i by� mo�e w tym poszukiwaniu kry�a si� jaka� mglista nadzieja... Pi�ty stan... My�la�em, �e zwariuj�. Jak mo�na do sztucznej kom�rki wt�oczy� informacj�? W jaki spos�b? W �ywej kom�rce ona istnieje. Na to wskazuj� przyrz�dy. Dowolnej chwili jej �ycia towarzyszy potok informacji, kt�re mo�na dok�adnie zmierzy�, zapisa�, nakre�li�. Ale jak je wt�oczy�? Czy nie ma �adnego sposobu, by ratowa� Ann�?
,,Zej�cie �miertelne" � te Straszne s�owa wym�wi� doktor Filimonow, a ja nie mog�em, nie chcia�em zrozumie� ich sensu... Anna jest fizykiem. Ale ona wybiega poza to, co jest ju� wiadome, szuka nowych dr�g, nie zadowalaj�c si� prze�uwaniem termodynamiki i mechaniki kwant�w. Rozumie, �e �wiat jest zbudowany nie tylko na nich, �e �wiat jest bogatszy, bardziej skomplikowany i osobliwszy.
Znamy wszystkie �rodki, z kt�rych zbudowane jest �ycie. I oto... Nagle wyskoczy�em z ��ka. Ogarn�o mnie przera�enie. Nie pami�tam, kiedy zauwa�y�em, �e zegar w moim pokoju stan��, i my�l, �e go trzeba nakr�ci�, coraz to przychodzi�a mi do g�owy. Teraz wr�ci�a znowu i zatrz�s�em si� jak w febrze. Po omacku zbli�y�em si� do staro�wieckiego zegara, otworzy�em drzwiczki
i wstawi�em do otworu klucz'do nakr�cania. Zazgrzyta�a spr�yna
i zegar zacz�� powoli wystukiwa� sekundy...
�To niemo�liwe... � wyszepta�em w my�li � ja na pewno
dostaj� ob��du... To niemo�liwe..."
Zegar wolno tyka�, a ja patrzy�em w ciemno�� i widzia�em...
�A je�eli jednak tak jest?... Co b�dzie, je�eli tak jest?..."
Inny g�os m�wi�:
�Bzdura! To nie jest takie proste..."
�Ale przecie� nikt nie pr�bowa�..." � przeczy�em sam sobie.
�A wi�c przypuszczasz, �e spr�ynka nie zgin�a?"
�Mo�e nie... A mo�e tak..."
�To jak j� zdoby�?" � nalega� wewn�trzny g�os.
�Aha, ju� wiem... Trzeba dzia�a� natychmiast. Rozumiesz?
Natychmiast".
Zapali�em �wiat�o i szybko si� ubra�em. Za oknem panowa�
jeszcze zupe�ny mrok, ale to mnie nie zra�a�o. Trzeba dzia�a�!
Na ulicy si�pi� deszczyk. Ani autobus�w, ani trolejbus�w.
Pojedyncze latarnie elektryczne. Za rogiem, ko�o �Gastronoma",
automat telefoniczny. D�ugo nikt nie odpowiada�. Wreszcie
odezwa� si� zaspany kobiecy g�os:
� 2 kim pan chce rozmawia� ?
� Z profesorem Karnowem.
� M�j Bo�e, przecie� on �pi... I w og�le...
� Musz� natychmiast rozmawia� z profesorem Karnowem. W bardzo pilnej sprawie.
� A nie mo�na zaczeka� par� godzin ?
� Ani jednej sekundy! � krzykn��em z rozpacz�.
� Je�li tak...
Czas wlecze si� potwornie wolno. Dr�� ca�y z zimna. Nareszcie
g�os profesora.
� S�ucham.
� Tu m�wi Siergiej Samsonow.
� S�ucham. Sierio�a, co si� sta�o ?
� Co� nies�ychanie wa�nego. Czy m�g�by pan przyj�� zaraz do instytutu ?
� Teraz ? � zdziwi� si� profesor. � A c� tam si� przydarzy�o nadzwyczajnego?
� W instytucie nic... Ale ze mn�... To znaczy, znaczy, by�em u Ani Zoriny. Wypowiedzia�a pewn� my�l... I zdaje mi si�, �e...
� No, je�li chodzi o my�li, to mo�na by zachowa� je do rana.
� Nie mog�, panie profesorze.. Do rana zwariuj�... To jak
gdyby...
Profesor chrz�kn�� i powiedzia�:
� A mo�e by pan si� podzieli� ze mn� t� my�l� przez telefon ?
� No, to prosz� s�ucha�. Czy pan widzia� kiedykolwiek, �eby
dobry, zdatny do u�ytku samoch�d, nagle bez uruchomienia go,
pojecha�? Albo �eby pa�ski telewizor w��czy� si� i zacz��
funkcjonowa� z w�asnej inicjatywy?
Profesor d�ugo milcza�. W pewnym momencie us�ysza�em.
� Dobrze. Id� do instytutu. Czekam tam 'na pana.
Karnow mieszka� tu� obok instytutu i, kiedy tam przyszed�em,
siedzia� ju� w swoim gabinecie i rozgrzewa� r�ce nad elektrycznym
piecykiem. Ci�ko osun��em si� na fotel i mocno zacisn��em
oczy.
� Jestem pewien, �e�my prawid�owo odtworzyli struktur� �ywej kom�rki. Teraz trzeba j� tylko uruchomi�.
� Trzeba wprowadzi� do niej informacj�.
�Jak?
� Tymi samymi drogami, kt�rymi wydostajemy j� z �ywej kom�rki. Trzeba uruchomi� sztucznie zbudowany mechanizm biologiczny elektrycznymi sygna�ami, biegn�cymi od naturalnej �ywej kom�rki. Za pomoc� mikroelektrod wprowadzamy impulsy samosterowania na oscylograf po to, by je widzie�. Spr�bujmy wprowadzi� te same impulsy za pomoc� �ych samych mikroelektrod do naszego sztucznego mikroskopijnego tworu... Czy pan pami�ta popularnonaukowy film ,,Serce leczy serce?" Elektryczne sygna�y przekazywane s� przewodnikiem od zdrowego serca do chorego... I to chore serce nabiera prawid�owego rytmu �ycia...
� Chod�my do laboratorium.
Nie spos�b opisa� tego, co si� dzia�o od pi�tej rano do dziewi�tej.
By� to wybuch energii, w�ciek�y potok, kt�ry przerwa� tamy, sza�
dw�ch fanatyk�w. I chocia� przez ten ca�y czas nie zamienili�my ani
jednego s�owa, ka�dy z nas dobrze wiedzia�, co ma robi�. Karnow
wydoby� z termostatu wzorce sztucznych kom�rek. Ja ustawi�em
obok nich �ywy preparat. Z kolei profesor ustawi� szkie�ko na
przedmiotowym stoliku telemikroskopu, ja za� dopasowa�em
mikroelektrody.
Karnow popatrzy� mi w oczy. Oczywi�cie! Trzeba wyprowadzi� �
potencja�y �ywej kom�rki przez wzmacniacz. Jest wzmacniacz.
Napi�cie ? Jest napi�cie. W��czy� ekran telewizora ? Jest ekran.
Pr�d? Jest pr�d...
Wbili�my wzrok w ciemne zarysy martwej kom�rki. Wzmocni�em
�wiat�o ekranu. Mamy j�, szar� grudk� o sztucznie odtworzonej
budowie. Grudk� b�ota, grudk� nieruchomego �luzu... Dwie
mikroelektrody dotykaj� jej otoczki i j�dra...
Karnow po�o�y� dr��c� d�o� na podzia�ce wzmacniacza i zacz��
przekazywa� na martw� grudk� taki sam potencja�, jaki
nieprzerwanie, cykl po cyklu wytwarza� si� w �ywej kom�rce.
Nie, to nie by� cud. To by�o w�a�nie to, czego oczekiwa�y tysi�ce
umys��w, wierz�cych w mo�liwo�� sztucznie stworzonego �ycia.
Tak, a nie inaczej powinna by�a na pocz�tku westchn�� budz�ca si�
kom�rka. W�a�nie tak powinny przegrupowa� si� wewn�trz niej
ciemne i jasne ziarnisto�ci. J�dro koniecznie musi si� zaokr�gli�.
Obok niego musi si� samo przez si� wytworzy� a�urowe utkanie �
mitochondrii. Otoczka powinna sta� si� cie�sza i bardziej
przezroczysta...
W naszych oczach kom�rka nabiera�a �ycia. Tak. To jest w�a�ciwe
okre�lenie. Nabiera�a �ycia pod wp�ywem rytmu wprowadzonego
do niej z zewn�trz: sztucznie zbudowan�, maszyn� wprawia�a
w ruch maszyna �ywa.
Kiedy kom�rka by�a ju� zupe�nie przezroczysta i zacz�a si� rusza�,
profesor Karnow wyci�gn�� z niej elektrody. Teraz ona egzystuje
bez obcej pomocy. Egzystuje! Szybko kapn��em na ni� odrobin�
ciep�ego bulionu. I zacz�a rosn��! P�cznie�! Mitoza! Hura!
� Patrzcie, dzieli si�... � us�ysza�em za sob� szepty. Nie zauwa�yli�my, �e do laboratorium zagl�da� bia�y dzie�, a wok� nas zebrali si� pracownicy. D�ugo w milczeniu �ledzili nasz� prac�, pojmuj�c jej utajony sens. Ale teraz, kiedy sztucznie wyprodukowane mikroskopijne stworzenia zacz�y �y� w�asnym �yciem, nie wytrzymali:
� Patrzcie, dzieli si�! �yje! �yje! W najprawdziwszy spos�b. Do tej pory nigdy jeszcze nie widzia�em, �eby jaki� naukowiec p�aka�. Ale teraz p�akali chyba wszyscy. Wala Gribanowa rozszlocha�a si� na ca�y g�os. �zy jak groch sp�ywa�y po policzkach powa�nego i skupionego Wo�odi Kabanowa. Kt�ry� z koleg�w poda� mi chustk� do nosa.
Do�wiadczenie zosta�o powt�rzone kilkadziesi�t razy i za ka�dym razem z pe�nym powodzeniem. Robili�my je po kolei, gdy� ka�dy chcia� w�asnymi r�kami stworzy� kawa�eczek �ycia. Nazajutrz po 'tym donios�ym wydarzeniu, kiedy przeciska�em si� przez ci�b� pracownik�w instytutu, zatrzyma� mnie Wotodia Kabanow.
� Wybierasz si� do Anny? ,
� No chyba! P�dz� do niej. Przecie� to jej zawdzi�czamy wszystko. -
� Nigdzie nie p�jdziesz.
� Nie rozumiem. '.
� Nie ma tu nic do zrozumienia. Jej teraz najmniej potrzebne s�
twoje kwiaty i mi�e s�owa. Bardzo jest kiepska. Chod� do gabinetu
dyrektora. Tam si� odbywa w tej chwili posiedzenie rady
naukowej.
Na posiedzenie, opr�cz pracownik�w .naszego instytutu, przyby�o
tak�e dw�ch przedstawicieli akademii medycznej i doktor
Filimonow. Zebranie zagai� dyrektor.
� Koledzy! O wydarzeniu, kt�re mia�o miejsce w tych murach,
zd��ymy jeszcze porozmawia�. Mamy czas. Teraz chodzi o co innego. Musimy odkrycie nasze natychmiast wykorzysta� dla uratowania �ycia cz�owieka. Doniesienie na ten temat z�o�y nam profesor Karnow. Prosz� pana, Georgiju Aleksiejewiczu.
� Mamy teraz mo�liwo�� wytworzenia neuron�w rdzenia kr�gowego, kt�rych pora�enie spowodowa�o tragiczny stan zdrowia Anny Zoriny. Specjali�ci mnie poprawi�, ale w moim poj�ciu problem przedstawia si� nast�puj�co: potrzebne nam s� dok�adne histologiczne i cytologiczne dane o podstawowych kom�rkach o�rodka nerwowego, reguluj�cego od�ywianie mi�nia sercowego. Nast�pnie musimy mie� materia� do wytworzenia tych kom�rek. Musimy dok�adnie wiedzie�, jakiego rodzaju bod�ce wysy�aj� te kom�rki do serca. Chirurg musi wykona� operacj� i wszczepi� w odpowiednie miejsca sztucznie wytworzon� tkank� nerwow�. Karnow usiad�. Zaraz po nim zabra� g�os przedstawiciel akademii.
� Dok�adne dane histologiczne i cytologiczne przed�o�ymy natychmiast. Trudniejsza sprawa jest z informacj�, reguluj�c� dzia�alno�� mi�nia sercowego. Kto si� zgodzi na .tak� operacj�, jak wprowadzenie elektrod ? Powinna to by� dziewczyna jak najbardziej podobna do Zoriny pod wzgl�dem cech biologicznych.
� A jak to pozna�?
� Trzeba zrobi� szczeg�owe analizy i wybra� spo�r�d szeregu kandydatek tak�, kt�ra b�dzie najbardziej do niej podobna pod wzgl�dem grupy krwi, grupy tkankowej i tak dalej. O godzinie pierwszej, kiedy z instytutu chirurgii urazowej otrzymano ju� tkank� rdzeniow� i dok�adne mikroskopowe zdj�cie 'kom�rek o�rodka reguluj�cego, Wo�odia Kabanow zwo�a� otwarte zebranie partyjno-komsomolskie.
� �ycie naszej kole�anki, m�odej uczonej Anny Zoriny, jest w niebezpiecze�stwie. Opracowano now� metod� jej leczenia. Potrzebna jest dziewczyna, kt�ra by si� dobrowolnie zdecydowa�a na pewne nieprzyjemne do�wiadczenie lekarskie. To wszystko. Par� sekund trwa�o uci��liwe milczenie. Potem podesz�a do sto�u m�odziutka laborantka z oddzia�u fizjologii ro�lin.
�Ja.
�Ija. . . To by�a sekretarka dyrektora.
� Zapiszcie mnie tak�e � odezwa�a si� bufetowa, Nina Sawieijewa.
� Co tu gada�, dziewcz�ta, wszystkie p�jdziemy, prawda?
� Naturalnie. Po co traci� czas na jakie� zapisywania? Dok�d
mamy i��?
Po minucie na sali nie by�o nikogo.
W tym czasie w naszym laboratorium wrza�a praca. �piewa�y
wir�wki, hucza�y generatory, analitycy cedzili p�yny przez kolumny
jonowe i chromatograficzne. Str�ca�y si� substancje. A wszystko to w ja�owy cli naczy�kach wagowych z kwarcu wr�czane by�o wykonawczyni, Wali Gribanowej. Uzbrojona w pot�ny mikroskop biokularny, przy pomocy elektronowego biomanipulatora budowa�a mikrokroplami jedn� kom�rk� po drugiej, �ci�le odtwarzaj�c struktur� przedstawion� na mikrofotografii, na kt�rej widnia�y wzory i cyfry wskazuj�ce, dok�d nale�y wprowadzi� odpowiedni� substancj� i w jakiej ilo�ci. By�a to praca piekielna, nat�ona do ostatecznych granic, ale wszystkich ogarn�o nami�tne pragnienie wykonania jej za wszelk� cen�, na przek�r tym czasom, kiedy nie mo�na by�o jeszcze uratowa� ludzkiego �ycia...
O sz�stej po po�udniu z instytutu medycyny analitycznej przyjecha� zmordowany, ale niezwykle podniecony profesor Karnow.
� No i co ? Wybrano ?
� Tak, tu jest ta�ma z zapisem sygna��w.
� A kogo ?
� Jak Boga kochani, nie pami�tam. Kt�ra� z nas. Musimy si�
�pieszy�.
P� do dziewi�tej Wala Gribanowa oderwa�a zaczerwienione oczy
od okular�w mikroskopu.
� Ju�... � szepn�a.
�Czy jeste� pewna, �e zrobi�a� wszystko, jak trzeba?
� Jestem pewna. Dajcie troch� wody. Pokryjcie preparat cystein�. Kapn��em na drogocenn� struktur� kropelk� ochronnego koloidu.
� Informacja otrzymana. Teraz wprowadzamy... Wstrzymuj�c oddech, przenie�li�my preparat do s�siedniego pokoju.
� B�dziemy kontrolowa�?
� Oczywi�cie! W��czcie ekran.
Tarcze magnetofonu zacz�y si� powoli obraca�, przez ekran
pobieg�y zaj�czki. Karnow wprowadzi� elektrody do kom�rek.
Powt�rzy�o si� to, co widzieli�my ju� wielokrotnie. Ale tym razem
by�y to kom�rki ludzkiej tkanki nerwowej w kszta�cie romb�w,
z zaostrzonymi k�tami i cienkimi jak kolce wyrostkami �
aksonami. Zawiera�y one w sobie �ycie ludzkiego serca.
Kiedy preparat zacz�� �y� samodzielnym �yciem, przeniesiono go
do mikrostatu wype�nionego p�ynem fizjologicznym.
� Szybko do kliniki!
Jakie dziwne jest �ycie! Jeszcze wczoraj wydawa�o si� czym� fantastycznym, �e w laboratorium mo�na stworzy� �yw� materi�. -A teraz siedzia�em w samochodzie p�dz�cym z olbrzymi� szybko�ci� ulicami miasta i �ciska�em w d�oniach �yw� substancj�, niezb�dn� do tego, �eby serce mojej ukochanej dziewczyny mog�o bi�. Klinika... Tym razem nie poszli�my d�ugim korytarzem
o b�yszcz�cej posadzce. Winda zwioz�a nas na dziewi�te p�.tro, gdzie pod ogromn� szklana kopu�� mie�ci�a si� sala operacyjna.
� Jest ju� na stole � szepn�� wychodz�c nam na spotkanie doktor Filimonow.
� Przywie�li�my fkank�.
� Zaraz poprosz� neurochirurga Ka�asznikowa.
Profesor Ka�asznikow wyszed�, trzymaj�c r�ce uniesione, wysoko.
� W jakim stanie jest tkanka?
� Piywa swobodnie w roztworze fizjologicznym.
� To dobrze. Na pewno mo�na j� wy�owi� mikropincet�. Jakie s� jej rozmiary?
� P� milimetra na milimetr.
� Oho, widz�, �e zrobili�cie na wyrost. Starczy na trzy takie operacje.
� A czy pan b�dzie umia� odkroi� potrzebny kawa�eczek ? � zapyta�em, nie mog�c wytrzyma� ze zdenerwowania. Ka�asznikow by� wy�szy ode mnie i ze dwa razy szerszy. Z zainteresowaniem spojrza� na mnie z g�ry na d�.
� M�ody przyjacielu, wsp�czesny chirurg powinien umie� przekroi� w�os wzd�u� jego osi na dziesi�� r�wnych cz�ci. Nie wiem dlaczego, ale te s�owa uspokoi�y mnie od razu. Dziesi�� minut, pi�tna�cie. Ja i Karnow powoli przechadzali�my si�
�galeri� biegn�c� dooko�a sali operacyjnej. Min�o jedne p� godziny, potem drugie... A� dziwne, jaki spok�j we mnie wst�pi�! Po prostu wiedzia�em, �e odbywa si� bardzo delikatna i skomplikowana 'operacja, kt�ra wymaga du�o czasu. A potem kr��y�em ju� ca�ymi godzinami nie po galerii, lecz po placu przed klinik�, spogl�daj�c w okna sali numer 14 na pi�tym pi�trze.
Pewnego s�onecznego dnia, kiedy po pracy przyszed�em na sw�j codzienny spacer, jedno z 'okien na pi�tym pi�trze nagle si� otworzy�o i ukaza�a si� w nim posta� t�giej kobiety w bia�ym fartuchu. Skin�a mi r�k� i wskaza�a drzwi wej�ciowe do kliniki. Frun��em do g�ry jak na skrzyd�ach. Nareszcie sala szpitalna. Przez par� minut sta�em niezdecydowany pod drzwiami, kt�re nagle otworzy�y si� same, i ukaza�a si� w nich weso�a, przyjemna twarz piel�gniarki.
� Annie dopiero co pozwolili troch� pochodzi�. Prosz� i�� do
niej, p�ki nie ma lekarza dy�urnego.
Patrzy�em w �miej�ce si�, radosne oczy Anny i ba�em si� jej
dotkn��.
� No! � powiedzia�a z kapry�n� mink�. � Co z ciebie za fajt�apa! Poca�uj�e mnie pr�dzej, bo zaraz nadejdzie Filimonow. Powoli poszli�my wzd�u� �ciany. Obj��em Ann� i podtrzymuj�c j�, w takt jej niepewnych krok�w szepta�em:
� Raz, dwa, raz, dwa.
Przeszli�my potem do s�siedniego pokoju, obeszli�my go dooko�a
i stan�li przy umywalce. Z kranu wycieka� strumyczek wody,
zastyg�y jak szklana pa�eczka. Dla mnie sta� si� on symbolem
wiecznego �ycia.
Doktsr Filimonow, kt�ry wszed� znienacka, uda�, �e nas nie widzi.
Gderliwie, starczym g�osem zwr�ci� si� do piel�gniarki:
� Siostro, kiedy siostra nareszcie wezwie hydraulika, �eby zreperowa� kran?
Janusz A. Zajdel - Metoda doktora Quina
Szum silnik�w zamar� powoli, wodolot opad� ci�ko na
rozedrgan� powierzchni� oceanu. Teraz dopiero, w zapad�ej ciszy,
mo�na by�o dos�ysze� t�umiony przez �ciany kabiny plusk fal
bij�cych o burt�. W jednej chwili wodolot rozko�ysa� si�, uderzany
miarowo falami przyp�ywu. Sato wymanewrowa� sterami w ten
spos�b, by fala ustawi�a ��d� dziobem ku brzegowi. Warkn��
pomocniczy silniczek podwodnej �ruby. Stercz�cy uko�nie w g�r�
dzi�b wodolotu pope�z� z wolna ponad p�ytk� woda w kierunku
piaszczystej pla�y, unoszony rytmicznie kr�tk� fal�.
� Wystarczy, Sato! � powiedzia�em, gdy p�askie dno zaszura�o
o piasek.
Zdj��em buty i podwin�wszy nogawki wyszed�em 2 kabiny.
Przebieg�em szybko w poprzek rozgrzanego s�o�cem pok�adu, kt�ry
parzy� bose stopy. Woda wyda�a si� potem przyjemnie ch�odna,
cho� w rzeczywisto�ci tu, na p�yci�nie, mia�a temperatur� podstyg�ej
zupy.
Obejrza�em si�. Sato kiwn�� mi d�oni� i uruchomi� �rub�. Wodolot
spe�za� ty�em z mielizny, potem z wolna obr�ci� si� dziobem
w stron� morza, ukazuj�c �mig�a nap�dowe. Zawy� silnik, �opatki
drgn�y, potem rozmaza�y si� w srebrzyste pier�cienie. ��d�
.y' wyrwa�a ostro do przodu i b�yskawicznie nabieraj�c pr�dko�ci
' $' pomkn�a, prawie nie dotykaj�c wody. 1 Wyszed�em na brzeg i usiad�em, by za�o�y� buty. Nim to zrobi�em, szum silnika stopi� si� w jedno z szumem morza i wiatru,
� a wodolot znikn�� za bia�ymi grzywami fal. Upa� � mimo do�� � p�nej godziny � dokucza� ci�gle, �agodzony tylko rzadkimi
: ; porywami wiatru od strony oceanu.
To dziwne, ale poczu�em si� samotnie... W�a�nie teraz, tu, na tej odosobnionej, ale przecie� nie bezludnej wysepce po�udniowego Pacyfiku. Po latach �eglugi w pr�ni uczucie osamotnienia by�o co najmniej nie na miejscu... Tam, na �Trytonie", by�o nas osiemnastu... na pocz�tku... a potem jedenastu, lecz nasza samotno�� � samotno�� statku kosmicznego � by�a inna ni� ta,
� kt�r� .teraz odczu�em. Tam, w pr�ni, byli�my 2agubionymi
atomami my�l�cej substancji, wyosobnionymi jednostkami, w zbyt ma�ej liczbie, by podlega� jakimkolwiek prawom statystycznym. '� Ka�dy co� znaczy�, ka�dy mia� swoje miejsce... A tu, wtopieni w miliardowe mrowie jednostek � byli�my nijacy, nieporadni. Kilkadziesi�t lat nieobecno�ci cofa�o nas jakby w rozwoju. Nie nad��ali�my... Przez pierwsze dni stanowili�my �redniej miary sensacj� � ot, jeszcze jedna ze starych wypraw mi�dzygwiezdnych wr�ci�a na Ziemi�. Nie pierwsza i nie ostatnia, jedna z wielu.
� Wsta�em, otrzepuj�c z ubrania bia�e ziarnka piasku. O kilkana�cie metr�w od brzegu zaczyna� si� g�szcz zaro�li. Id�c wzd�u� nich odnalaz�em s�abo znacz�c� si� �cie�k�, prowadz�c� w g��b wyspy.
Poszed�em ni�, odgarniaj�c co chwila stercz�ce przed twarz� ga��zki. �To powinno by� niedaleko" � pomy�la�em. Zaro�la zrzed�y nagle, przechodz�c w do�� zapuszczony, ale nosz�cy �lady uprawy ogr�d. W g��bi, na�wietlona uko�nymi promieniami _ s�o�ca, ja�nia�a �ciana budynku. By� pi�trowy, zbudowany w jakim� �miesznym, archaicznym stylu. Przypomina� miniatur� zabytkowego pa�acyku z ko�ca drugiego tysi�clecia. W �rodku frontowej �ciany widnia� ozdobny portal z wielkimi, dwuskrzyd�owymi drzwiami. Takich budynk�w prawie si� ju� nie spotyka. Ten jednak, jak mi si� wydawa�o, by� budowany niedawno... Uprzedzono mnie wprawdzie, i� nie znajd� tu niczego, co mog�oby przypomina� wsp�czesn� technik� i cywilizacj�. Nie s�dzi�em jednak, �e b�dzie tu a� tak staromodnie.
� To jest specjalnego rodzaju zak�ad, sanatorium czy raczej mo�e rodzaj �psychicznej kwarantanny" � powiedzia� wczoraj pu�kownik. � Ludzie, kt�rych tam zastaniesz, skierowani zostali na kuracj� z powodu zaburze� nerwowo-psychicznych, nabytych przewa�nie na skutek d�ugiego przebywania w pr�ni, zbyt silnych prze�y� w Kosmosie lub na samotnych stacjach satelitarnych i tak dalej... Oderwanie ich od wsp�czesno�ci, po��czone z odpowiedni�;
terapi� � to jedyny spos�b przyj�cia z pomoc� tym ofiarom naszej cywilizacji. Istota metody doktora Quina, kt�ry kieruje zak�adem od chwili jego powstania, polega na odci�ciu pacjenta od przejaw�w wsp�czesnego �ycia. W ten spos�b izoluje si� go od pod�o�a, na kt�rym powsta�y zaburzenia r�wnowagi psychicznej. Metoda daje zadowalaj�ce wyniki w sze��dziesi�ciu procentach wypadk�w. W czasie dotychczasowej dzia�alno�ci zak�adu opu�ci�o go wielu wyleczonych pacjent�w. Ci, kt�rzy nie rokuj� nadziei wyleczenia, s� po up�ywie dw�ch, trzech lat odsy�ani do specjalnych zak�ad�w opieku�czych. Osoby, kt�re zastaniesz aktualnie w zak�adzie, to, niestety, przewa�nie przedstawiciele owych czterdziestu procent; ludzie, u kt�rych zmiany psychiczne przekroczy�y pr�g odwracalno�ci.
Przypomina�em sobie informacje pu�kownika, id�c alejk� w stron� budynku. Wydawa�o mi si�, �e w kilku oknach na pi�trze widz� dyskretnie cofni�te w g��b pokoi twarze. Pewnie dobiegi tu odg�os silnika i obudzi� ciekawo�� pensjonariuszy. Musz� si� tu porz�dnie nudzi� i ka�dy nowy przybysz stanowi nie lada atrakcj�! Moje przeczucia okaza�y si� najzupe�niej trafne: z bocznej alejki
�wyszed� mi na spotkanie wysoki, rudawy blondyn. M�g� mie�
najwy�ej trzydzie�ci lat.
_ Witam! � powiedzia� swobodnie, jakby zna� mnie od
dawna. � Kolega do nas... sam, bez... opieki?
�To by� chyba b��d � pomy�la�em. � Sato powinien by�
odprowadzi� mnie tutaj".
Twarz rudego nie wyra�a jednak zdziwienia, raczej zadowolenie.
� Dzie� dobry � powiedzia�em bez entuzjazmu, podaj�c mu � d�o�. � Jak kolega widzi, sam...
� To znaczy � ucieszy� si� � �e 'tylko... profilaktycznie, no
nie? � Tu zmru�y� oko i uj�� mnie konfidencjonalnie pod
�okie�. � Tak samo jak ja. Przepraszam, Lindgard jestem, Ole
Lindgard.
Szed� obok mnie i wyra�nie nie mia� ochoty si� odczepi�.
� Igor Kreis � powiedzia�em niech�tnie.
Ole zatrzyma� si� gwa�townie, potem dogoni� mnie jednym
susem.
� Kreis? z �Trytona"? Strasznie mi�o mi pozna�! Wr�cili�cie chyba z tydzie� temu, no nie ?
� Dok�adnie: dziesi�� dni temu. � By�em zaskoczony. �� Sk�d wiesz ? S�ysza�em, �e nie docieraj� do was informacje o bie��cych sprawach ?
� Eee... bez przesady, Kreis! �