4275

Szczegóły
Tytuł 4275
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4275 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4275 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4275 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tove Jansson Straszna historia (ze zbioru "Opowiadania z Doliny Mumink�w") Zoceerowa�a: Ma�gorzata "Zuzanka" Krzy�aniak ----------------------------------------------------------------- �redni z trzech Homk�w czo�ga� si� wzd�u� p�otu. Chwilami le�a� nieruchomo i wypatrywa� wroga przez sztachety, po czym zn�w czo�ga� si� naprz�d. Jego m�odszy braciszek posuwa� si� za nim. Kiedy dotar� do warzywnika, rozci�gn�� si� p�asko na brzuchu i wpe�z� mi�dzy g��wki sa�aty. By�a to jedyna mo�liwo��. Wr�g wsz�dzie rozes�a� zwiadowc�w, a cz�� z nich fruwa�a w powietrzu. - Ca�y jestem czarny - powiedzia� braciszek. - Cicho - szepn�� Homek - je�eli chcesz �y�. A czego si� spodziewa�e�? �e w tropikalnych b�otach zrobisz si� niebieski? - To przecie� sa�ata - powiedzia� braciszek. - Zobaczysz: pr�dko staniesz si� doros�y, je�eli b�dziesz taki - powiedzia� Homek. - B�dziesz jak tatu� i mamusia, i dobrze ci tak. B�dziesz widzia� i s�ysza� w zwyk�y spos�b, to znaczy, nic nie b�dziesz widzia� ani s�ysza�, tak to si� sko�czy. - Mhm - mrukn�� braciszek i zacz�� je�� ziemi�. - Ziemia jest zatruta - ostrzeg� go Homek kr�tko. - Wszys� tkie owoce, kt�re rosn� w tym kraju, s� zatrute. No, tak - spostrzegli nas, i to dzi�ki tobie. Dwaj zwiadowcy �mign�li ponad grz�dkami groszku, ale Homek szybko ich zestrzeli�. Dysz�c z napi�cia i wysi�ku zsun�� si� do rowu i siedzia� cicho jak �aba. Nas�uchiwa� tak pilnie, a� dr�a�y mu uszy i g�owa go rozbola�a. Pozostali zwiadowcy zachowywali si� cicho, lecz zbli�ali si� z wolna, pe�zn�c w trawie. W trawie pre� rii. A by�o ich niezliczone mn�stwo. - S�uchaj - odezwa� si� braciszek ze skraju rowu - chc� i�� do domu. - Nigdy ju� nie wr�cisz do domu - powiedzia� jego brat ponuro. - Ko�ci twoje zbielej� na prerii, tatu� i mamusia b�d� p�aka�, a� uton� we �zach, a z ciebie nie zostanie nic, w og�le nic, mo�e tylko tyle, �eby kojoty mia�y nad czym wy�. Braciszek otworzy� usta, nabra� powietrza i zacz�� krzycze�. Pos�uchawszy chwil� Homek uzna�, �e jest to krzyk, kt�ry trwa� mo�e d�ugo. Zostawi� wi�c m�odszego braciszka w spokoju i zacz�� dalej pe�zn�� rowem. Ca�kowicie straci� z oczu pozycje wroga i nie widzia� ju� nawet, wr�g wygl�da. Poczu� si� zdradzony w sytuacji niew�tpliwie krytycznej i my�la� z �alem: "Chcia�bym, �eby na �wiecie w og�le nie by�o m�odszych braciszk�w. �eby si� rodzili wi�ksi albo wcale. Nic nie wiedz� o wojnie. Powinno si� ich trzyma� w szufladzie, a� zaczn� cokolwiek rozumie�". W rowie by�o mokro, wi�c Homek wsta� i zacz�� brodzi�. By� to szeroki, d�ugi r�w i Homek postanowi� odkry� biegun po�ud� niowy; szed� coraz dalej i dalej, coraz bardziej zm�czony, bowiem zapasy wody i �ywno�ci by�y na uko�czeniu, a do tego wszystkiego zosta� jeszcze pogryziony przez bia�ego nied�wiedzia polarnego. Wreszcie r�w si� sko�czy�, gin�c w ziemi, i Homek odkry� biegun po�udniowy ca�kiem dla siebie. Wyszed� na bagnisko. By�o szare i ciemnozielone, a tu i �wdzie b�yska�a czarna woda. Dooko�a niczym �nieg bieli�a si� we�nianka i unosi� si� za� pach ple�ni. "Nie wolno wchodzi� na bagno - pomy�la� Homek. - Ma�ym Homkom nie wolno, a du�e tu nigdy nie przychodz�. Ale nikt poza mn� nie wie, dlaczego tu jest niebezpiecznie... Bo p�n� noc� przeje�d�a t�dy wielki w�z-widmo na ci�kich ko�ach. Z daleka s�ycha�, jak turkocze, ale nie wiadomo, kto nim powozi..." - Nie! - zawo�a� Homek i wzdrygn�� si�. Nagle ogarn�� go l�k, szed� od �o��dka w g�r�. Dopiero co nie by�o �adnego wozu, nikt nigdy o nim nie s�ysza�. Ale gdy wymy�li� go sobie, natych� miast sta� si� rzeczywisto�ci�. By� wprawdzie gdzie� daleko, lecz tylko czeka� w mroku, �eby si� wytoczy�. - A teraz - powiedzia� Homek - jestem Homkiem, kt�ry szuka� swojego domu przez dziesi�� lat. I kt�ry w�a�nie w tej chwili poczu�, �e jego dom jest w pobli�u. Zacz�� w�szy�, aby zorientowa� si� w kierunku wiatru, po czym ruszy� naprz�d. My�la� o w�ach przyczajonych w mule i o �ywych grzybach, pe�zn�cych tu� za nim - a� w ko�cu naprawd� zacz�y wyrasta� gdzie� w trawie. "Mog�yby zje�� mojego ma�ego braciszka za jednym zamachem - pomy�la�. - Mo�e nawet ju� to zrobi�y. S� wsz�dzie. Obawiam si� najgorszego. Ale nie trac� nadziei, �e jeszcze mog�aby go ocali� ekspedycja ratunkowa". Zacz�� biec. "Biedny braciszek - my�la� Homek. - Taki ma�y i taki g�upi. Kiedy go w�e dopadn�, nie b�d� ju� mia� braciszka, wtedy ja b�d� najm�odszy..." Szlocha� biegn�c, a w�osy mia� mokre z przera�enia, gdy wpad� na podw�rze i min�wszy drewutni�, wo�a� na ca�y g�os: - Mamo! Tatusiu! Braciszek zosta� zjedzony! Mama Homka by�a du�a i zatroskana, zawsze zatroskana. Zer� wa�a si� gwa�townie, a groch, kt�ry mia�a w fartuchu, rozsypa� si� po ca�ej pod�odze. - Co m�wisz? - krzykn�a. - Gdzie on jest! Nie mog�e� go przypilnowa�? - Ach - odrzek� Homek, gdy ju� si� troch� uspokoi�. - Wpad� w d� z mu�em na bagnie. I potem zaraz z jakiej� dziury wype�z� w��, owin�� si� dooko�a jego t�ustego brzuszka i odgryz� mu nas. Tak. Jestem w rozpaczy, ale co mog� zrobi�? W��w jest o wiele wi�cej ni� braciszk�w! - W��?! - krzykn�a mama. - Uspok�j si�. On zmy�la. Przekonasz si� sama - powiedzia� tatu� Homka, po czym, �eby nie zacz�� si� denerwowa�, szybko wyjrza� na podw�rze. A na podw�rzu siedzia� m�odszy braciszek i jad� piasek. - Ile razy ci m�wi�em, �e nie wolno zmy�la�? - powiedzia� tatu�. A mama pop�aka�a troch�, a potem spyta�a: - Czy nie nale�a�oby da� mu w sk�r�? - Na pewno - odrzek� tatu� - ale w tej chwili nie mam na to si�y. Musi jednak zrozumie�, �e to brzydko zmy�la�. - Ja wcale nie zmy�la�em - powiedzia� Homek. - Powiedzia�e�, �e braciszek zosta� zjedzony, a przecie� to nieprawda - wyja�ni� tatu�. - To chyba dobrze, nie? - odpar� Homek. - Nie cieszycie si�? Ja strasznie si� ciesz�. Takie w�e za jednym zamachem mog� po�re� ka�dego. I nic nie zostaje, tylko g�ucha pustka i wycie kojot�w w nocy. - Oj, dziecko, dziecko! - powiedzia�a mama. - Wi�c wszystko dobrze si� sko�czy�o! - powiedzia� Homek we� so�o. - I jest dzi� legumina na deser? W�wczas tatu� Homka nagle rozz�o�ci� si� i powiedzia�: - Dzisiaj leguminy nie dostaniesz. I w og�le nie dostaniesz obiadu, dop�ki nie zrozumiesz, �e nie wolno zmy�la�. - Jasne, �e nie wolno zmy�la� - powiedzia� Homek zdziwiony. - To bardzo brzydko. - Sam widzisz, jak z nim jest - powiedzia�a mamusia. - Pozw�l dzieciakowi zje�� obiad, on i tak nic nie rozumie. - Nie - odpar� tatu�. - Skoro raz powiedzia�em, �e nie dostanie obiadu, to nie dostanie. Bowiem ten nieszcz�liwy tatu� s�dzi�, �e Homek nigdy ju� nie b�dzie mu wierzy�, je�eli raz nie dotrzyma swego s�owa. .oOo. Tak wi�c Homek musia� p�j�� spa� o zachodzie s�o�ca. By� bardzo roz�alony na tatusia i mamusi�. Oczywi�cie i przedtem nieraz zachowywali si� g�upio, nigdy jednak a� tak, jak tego wieczoru. Homek postanowi� p�j��, gdzie go oczy ponios�. Nie dlatego, �eby ich ukara�, lecz po prostu nie m�g� ju� z nimi wytrzyma� i mia� do�� braku zrozumienia dla siebie. Dzielili wszystkie sprawy, niby grub� kresk�, w ten spos�b, �e po jednej stronie by�y rzeczy wiarygodne i po�yteczne, po drugiej za� - zmy�lone i niepotrzebne. - Chcia�bym ich zobaczy� oko w oko z Hotomomb� - mrucza� Homek zbiegaj�c po schodach i wychodz�c na podw�rze. - Ale by si� zdziwili! Albo na przyk�ad z w�em. M�g�bym im pos�a� w�a w pude�ku. Ale ze szklan� przykrywk�, bo jednak nie chcia�bym, �eby ich zjad�. Homek z powrotem ruszy� ku miejscu wzbronionemu - na bagno, aby dowie�� sobie, �e jest samodzielny. Bagna by�y teraz grana� towe, niemal czarne, a niebo zielone. Nisko nad horyzontem bieg� jasno��ty pas zachodu s�o�ca, kt�ry nadawa� okolicy wygl�d niezmiernie rozleg�y i ponury. - Ja nie zmy�lam - m�wi� brodz�c po bagnie. - Wszystko jest naprawd�. Wr�g i Hotomomba, i w�e bagienne, i w�z-widmo. S� tak samo naprawd� jak na przyk�ad nasi s�siedzi, ogrodnik, kury i hu� lajnoga. Powiedziawszy to stan�� bez ruchu w�r�d ostrych bagiennych traw i zacz�� nas�uchiwa�. Gdzie� w oddali jecha� w�z-widmo, rzuca� czerwone �wiat�o na wrzosy, skrzypia�, trzeszcza� i toczy� si� coraz pr�dzej. - Nie trzeba by�o udawa�, �e jest. Teraz jest naprawd� - szepn�� Homek do siebie. - W nogi! K�py trawy ko�ysa�y si� i gi�y pod jego �apkami, czarne do�y z wad� l�ni�y jak oczy, a b�oto wciska�o mu si� mi�dzy palce u n�g. - Nie wolno mi ani troch� my�le� o w�ach - stwierdzi� Homek i w tej samej chwili pomy�la� o nich tak gwa�townie i �ywo, �e wszystkie powy�azi�y ze swych dziur i oblizywa�y sobie w�sy. - Chcia�bym by� taki jak m�j gruby braciszek - westchn��. - Braciszek my�li brzuszkiem, je wi�rki, piasek i ziemi�, a� ma�o brakuje, �eby p�k�. Raz pr�bowa� zje�� sw�j balonik. Gdyby mu si� uda�o, nie zobaczyliby�my go ju� nigdy wi�cej. Urzeczony tym wspomnieniem Homek przystan��, Wyobrazi� sobie swojego ma�ego, grubego braciszka unosz�cego si� w powietrzu prosto w g�r�, z n�kami stercz�cymi bezradnie i sznurkiem od balonika zwisaj�cym z buzi... - O, nie! Daleko na mokradle �wieci�o okno. Nie by� to, rzecz dziwna, w�z-widmo, lecz ma�e kwadratowe okno �wiec�ce spokojnym �wiat�em. "P�jd� tam - pomy�la� Homek. - B�d� szed�; nie b�d� bieg�, bo wtedy si� boj�. I wcale nie b�d� my�la�, tylko szed�". .oOo. Dom by� okr�g�y, wi�c prawdopodobnie mieszka�a tam jaka� Mimbla. Homek zapuka�. Puka� kilkakrotnie, a gdy nikt nie zjawi� si�, by mu otworzy�, wszed� do �rodka. Wewn�trz by�o ciep�o i przytulnie. Na parapecie okiennym postawiono lamp�, przez co noc za oknem wydawa�a si� czarna jak w�giel. Gdzie� tyka� zegar, a wysoko na szafie le�a�a na brzuchu bardzo ma�a Mimbla i przygl�da�a si� Homkowi. - Hej! - powiedzia� Homek na powitanie i doda�: - Uratowa�em si� w ostatniej chwili. W�e i prawdziwe, �ywe grzyby! Nie masz poj�cia! Ma�a Mimbla patrzy�a na niego krytycznie i w milczeniu. Potem rzek�a: - Jestem Mi. Widzia�am ci� kiedy�. By�e� z ma�ym, grubym Homkiem i ci�gle mrucza�e� sam do siebie, i macha�e� r�kami. Cha, cha! - No i co z tego - powiedzia� Homek. - Czemu siedzisz na szafie? To g�upie. - Jak dla kogo - odpowiedzia�a Mi. - Jak dla kogo... Niekt�rym mo�e si� wydawa� g�upie, ale dla mnie to jest jedyny ratunek przed potwornym niebezpiecze�stwem... Przechyli�a si� przez kraw�d� szafy i szepn�a: - Te �ywe grzyby dope�z�y ju� do salonu. - Co?! - wykrzykn�� Homek. - Tu z g�ry wszystko widz�. S� pod drzwiami - m�wi�a dalej Mi. - Czekaj�. Je�li chcesz zrobi� co� m�drego, to zwi� dywan i zas�o� nim szpar� pod drzwiami. Inaczej zrobi� si� cienkie i wej� d� do nas. - To nie mo�e by� prawda - powiedzia� Homek ze �ci�ni�tym gard�em. - Rano tych grzyb�w jeszcze nie by�o. Ani jednego. To ja je wymy�li�em. - O kt�re ci chodzi? - zdziwi�a si� Mi. - My�lisz o tych kleistych? O tych, co rosn� jak gruby koc, w�a�� wsz�dzie, na ka�dego i przylepiaj� si�? - Nie wiem - wyszepta� Homek; g�os mu dr�a�. - Nie wiem... - Moja babcia jest ju� ca�a poro�ni�ta - doda�a Mi od niechcenia. - Siedzi tam, w salonie. Albo raczej to, co z niej zosta�o. Wygl�da jak du�a zielona kupa grzyb�w i mo�na pozna� j� tylko po tym, �e z jednej strony stercz� jej w�sy. Lepiej przysu� ten dywan pod drzwi. O ile to co� pomo�e. Homkowi mocno bi�o serce, a �apki tak mu zesztywnia�y, �e ledwo m�g� zwin�� dywan. Gdzie� w g��bi domu dalej cyka� zegar. - To jest w�a�nie d�wi�k, kt�ry wydaj� grzyby, kiedy rosn� - wyja�ni�a Mi. - Rosn� i rosn�, a� wysadz� drzwi i pow�a�� na ciebie. - We� mnie na szaf�! - krzykn�� Homek. - Tu nie ma miejsca - odpar�a Mi. Rozleg�o si� pukanie do drzwi. - Dziwne - powiedzia�a Mi i westchn�a - dziwne, �e chce im si� puka�, skoro mog� wej��, kiedy tylko zechc�... Homek rzuci� si� w stron� szafy i pr�bowa� na ni� wej��. Pukanie rozleg�o si� znowu. - Mi! Kto� przyszed�! - zawo�ano z g��bi domu. - Tak, tak - odpowiedzia�a Mi. - Drzwi s� otwarte. To moja babcia - wyja�ni�a. - Pomy�le� sobie, �e ona jeszcze mo�e m�wi�. Homek spojrza� na drzwi do salonu. Otwiera�y si� z wolna, zobaczy� czarn� szpar�. Krzykn�� i wlaz� pod kanap�. - Mi - powiedzia�a babcia - jak cz�sto ci m�wi�am, �eby� otwiera�a, kiedy kto� puka. I dlaczego po�o�y�a� dywan pod drzwiami. I dlaczego ja nigdy nie mog� spokojnie spa�. By�a to strasznie stara i z�a babcia w obszernej, bia�ej koszuli. Przesz�a przez pok�j i otworzy�a drzwi wej�ciowe. - Dobry wiecz�r - powiedzia�a. - Dobry wiecz�r - odrzek� tatu� Homka. - Przepraszam, �e pani� niepokoj� o tej porze. Ale czy nie widzia�a pani przypad� kiem mojego syna, tego �redniego?... - On jest pod kanap�! - krzykn�a Mi. - Mo�esz wyj�� - powiedzia� tatu� Homka.- Nie gniewam si� na ciebie. - Ach, tak, pod kanap�. No, tak - powiedzia�a babcia ze znu�eniem w g�osie. - To bardzo mi�o go�ci� u siebie wnuki i oczywi�cie Mi zawsze mo�e zaprasza� do domu swoich przyjaci�. Wola�abym jednak, �eby bawili si� w dzie�, a nie w nocy. - Ogromnie mi przykro - powiedzia� szybko tatu�. - Nast�pnym razem syn przyjdzie przed po�udniem. Homek wygramoli� si� spod kanapy. Nie spojrza� na Mi ani na jej babci�. Ruszy� prosto do drzwi wyj�ciowych, wyszed� na schody i w mrok. Obok niego w milczeniu szed� jego tatu�. Homek by� tak dotkni�ty, �e niemal p�aka�. - Tatusiu - powiedzia�. - Ta dziewczynka... Ona... Nie masz poj�cia... Ja tam ju� nigdy nie p�jd� - m�wi� wzburzony. - Ona tak okropnie, tak strasznie zmy�la, �e a� si� niedobrze robi! - Rozumiem - pocieszy� go tatu�. - To mo�e by� ogromnie przykre. I poszli do domu, i zjedli ca�� legumin�, jaka zosta�a z obiadu.