4249

Szczegóły
Tytuł 4249
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4249 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4249 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4249 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robin Hobb SZALONY STATEK cz�� druga cyklu KUPCY I ICH �YWOSTATKI tom II Prze�o�y�a: Ewa Wojtczak Tytu� orygina�u: Mad Ship Data wydania oryginalnego: 1999 Data wydania polskiego: 2001 LATO 1 INTERLUDIUM - To nie jest prawdziwe w�owisko - powiedzia�a do siebie Shreever. Prawdziwe w�owiska gromadzi�y si� �wiadomie wok� przyw�dcy, kt�rego szanowa�y. Tutaj za� w�yca dostrzeg�a kilku chaotycznie kr���cych osobnik�w, przypadkow� zbieranin�. Ona, Maulkin i Sessurea spotykali czasem takie stworzenia w pobli�u p�yn�cych na p�noc dostawc�w. Nie czu�y �adnego zwi�zku z k��bowiskiem Maulkina; po prostu sun�y za tym samym �r�d�em po�ywienia. Niemniej ich towarzystwo dawa�o pociech�. Niekt�re osobniki czasami nawet b�yska�y inteligencj�. Inne milcza�y, ot�pia�e, bezrozumne. Najgorsze z nich nie by�y wiele lepsze od g�upich zwierz�t. Tryska�y jadem lub rzuca�y si� z obna�onymi k�ami na ka�dego, kto si� zbli�y�. Troje pierwotnych przedstawicieli k��bowiska Maulkina m�wi�o niedu�o wi�cej od nowo przyby�ych. Problemem by�o znalezienie temat�w, kt�re nie pog��bia�yby ich rozpaczy. Zbyt d�ugi post m�g� ka�demu pomiesza� w g�owie. W�yca odgrywa�a pewne rytua�y, aby utrzyma� si� w psychicznym zdrowiu. Codziennie na przyk�ad przypomnia�a sobie o celu ich podr�y. P�yn�li na p�noc, poniewa� Maulkin uzna�, �e nadesz�a w�a�ciwa pora. Na ko�cu podr�y powita ich Ta, Kt�ra Pami�ta. Dzi�ki niej odzyskaj� wszystkie wspomnienia. Ona poka�e im dalsz� drog�. - Ale jak to b�dzie? - mrukn�a cicho do siebie. - Co takiego? - spyta� sennie Sessurea. Byli blisko siebie w grupce sze�ciu drzemi�cych w�y. Jedynie nocami obcy przypominali sobie o cywilizowanym zachowaniu i ��czyli si� zwojami niczym prawdziwe k��bowisko. Shreever postanowi�a rozwin�� sw� my�l. - Kiedy ju� znajdziemy T�, Kt�ra Pami�ta, i wr�c� nasze wspomnienia. Co si� wtedy zdarzy? Jej rozespany towarzysz westchn��. - Gdybym zna� odpowied� na to pytanie, mo�e wcale nie potrzebowaliby�my szuka� stra�niczki wspomnie�. Spoczywaj�cy mi�dzy nimi Maulkin nawet si� nie poruszy�. Z ka�dym dniem wyra�nie s�ab�. Shreever i Sessurea walczyli o jedzenie dla niego. Prorok nie chcia� si� bi� o pokarm. Kiedy�, gdy z�apa� bezw�adne ludzkie cia�o, kt�re prawie na niego spad�o w Krainie Obfito�ci, odda� je jednemu z towarzysz�cych k��bowisku pozbawionych duszy w�y. Wola� nie je��, ni� walczy� jak zwierz�. C�tki na jego sk�rze - niegdy� migotliwie po�yskuj�ce - teraz zmatowia�y. Czasami co prawda przyjmowa� po�ywienie od Shreever, lecz cz�ciej odmawia�. W�yca nie mia�a odwagi spyta�, czy aby nie zamierza zarzuci� r�wnie� pogoni za dostawc�. W grupce �pi�cych co� si� poruszy�o. Smuk�y jaskrawozielony w�� wysun�� si� spo�r�d w�owiska i t�sknie wzni�s� si� w Kraj Niedostatku. Shreever i Sessurea wymienili znu�one, lecz zaintrygowane spojrzenia. Na prawdziw� ciekawo�� zabrak�o w�om si�. Zreszt� poczynania ich bezdusznych towarzyszy rzadko mia�y sens. W�yca zamkn�a oczy. Nagle us�ysza�a nad sob� niezwyk�e, czyste nuty. Kto� �piewa�. Ka�da nuta brzmia�a przejmuj�co. To nie by� �wiergot czy ryk, jakie potrafi� wydawa� z siebie wszystkie w�e, lecz przepi�kny radosny �piew. W�yca otworzy�a oczy. - Pie�� Prostoty - oznajmi� chrapliwie Maulkin. Sessurea pokiwa� g�ow�. Wszystkie trzy �agodnie zafalowa�y ku szczytowi Krainy Obfito�ci i podnios�y g�owy w Kraju Niedostatku. Tu w po�wiacie ksi�yca dostrzeg�y zielonego w�a. �piewa�. Ci�ka grzywa na szyi zwisa�a mu lu�no, paszcz� otworzy� szeroko. Wyra�ne i s�odkie s�owa wydobywa�y si� ze skrzeli stworzenia, kt�re wcze�niej wszyscy troje uznali za niemow�. W�� wy�piewywa� werset po wersecie star� pie�� o prapocz�tkach. W dawnych czasach s�uchacze wt�rowaliby mu w refrenie, wsp�lnie s�awili dni cieplejszej Krainy Obfito�ci i migruj�cych ryb. Teraz nikt z tr�jki si� nie odezwa�. S�uchali b�ogos�awie�stwa i bali si� je przerwa�. Poch�oni�ty pie�ni� w�� wygl�da� pi�knie. Gdy �piewa�, jego gardziel to si� rozszerza�a, to napina�a. Z rozdziawionej paszczy wydobywa�y si� g��bokie, bogate tony. W oczach mia� pustk�, a mimo to wy�piewywa� naj�wi�tsz� z pie�ni. Maulkin sk�oni� g�ow�. By� wzruszony, pod wp�ywem emocji wzory na jego sk�rze si� rozjarzy�y. Jad Maulkina, kiedy� tak obfity i toksyczny, ledwie teraz po�yskiwa� na czu�kach. Jedna kropla spad�a i lekko podra�ni�a sk�r� Shreever. Na kilka minut noc wyda�a si� w�ycy jasna i ciep�a od obietnic. - Zachowaj sw� moc - doradzi� przyw�dcy Sessurea smutnym tonem. - Jego muzyka jest pi�kna, lecz pozbawiona serca. Nie zdo�amy go rozbudzi�. Walcz�c o jego dusz�, siebie os�abiasz. - Moja moc nie nale�y do mnie - odpar� Maulkin. - Czasami wr�cz si� boj�, �e nie mam po co jej zachowywa�. Nadal s�uchali zachwycaj�cej pie�ni. Zielony w�� �piewa� do ksi�yca. Powt�rzy� ostatni refren trzy razy. Kiedy czysto ci�gn�� ko�cow� nut�, Shreever zauwa�y�a wok� siebie inne w�e. Gapi�y si� bezmy�lnie, jakby czeka�y na jedzenie. Na horyzoncie widnia�a sylwetka dostawcy. Jutro ca�a grupa pod��y za jego zapachem przez Krain� Obfito�ci. �atwo go b�dzie dogoni�. �piewak nie zmieni� pozy, nadal wpatrywa� si� w ksi�yc i ci�gn�� ostatni� cudown� nut�. Wreszcie pie�� si� sko�czy�a i zapanowa�o ca�kowite milczenie. �adne s�owa nie pasowa�y do tej niezwyk�ej chwili. Nagle Shreever zauwa�y�a, �e w grupie panuje jakie� zamieszanie. Niekt�re w�e spogl�da�y zaintrygowane, jak gdyby co� sobie przypomnia�y. Maulkin ruszy� do zielonego w�a. Poblad�a sk�ra przyw�dcy na moment b�ysn�a z�otem, miedziane �lepia zap�on�y. Prorok owin�� si� wok� �piewaka, skropi� go odrobin� jadu, kt�r� uda�o mu si� wytworzy�, potem mocno u�ciska�. Shreever us�ysza�a oburzony wrzask zielonego w�a. Nie by� to krzyk istoty inteligentnej, lecz pe�en furii ryk przypartej do muru bestii. Przez chwil� dwa w�e miota�y si� bez�adnie. Shreever wraz z Sessurea skoczy�a za nimi w d�, ku b�otnistemu dnu. Gdy przyw�dca i �piewak opadli, zm�cony szlam przes�oni� Krain� Obfito�ci. - Maulkin si� udusi! - krzykn�a zaniepokojona w�yca. - Chyba �e zielony poszatkuje go wcze�niej na kawa�ki - odpar� ponuro Sessurea. Rzucili si� na pomoc, a ich grzywy wr�cz napuch�y od jadu. Shreever czu�a, �e inne w�e s� zdezorientowane. Nie�atwo by�o przewidzie� ich reakcj�. Mo�liwe, �e si� zjednocz� i zaatakuj� nas troje, pomy�la�a ch�odno w�yca. Gdyby dosz�o do walki, w�owisko Maulkina nie mia�o szans na prze�ycie. Shreever szybko opada�a obok Sessurei w wype�nion� drobinkami szlamu ciemno��. Prawie natychmiast zacz�a si� dusi�. Doznanie by�o potwornie nieprzyjemne i ka�d� kom�rk� swego cia�a pragn�a uciec na czystsze wody. Nie by�a wszak�e t�pym zwierz�ciem i potrafi�a zapanowa� nad instynktami. Dotar�a w pobli�e wiruj�cej wody. Owin�a si� wok� walcz�cych w�y. Nozdrza mia�a zatkane mu�em, wi�c nie potrafi�a wyczu�, kogo ma przed sob�. Oczy tak�e jej wype�nia� piaszczysty szlam. Wypu�ci�a mizern� chmur� jadu. Tylko tyle zdo�a�a wytworzy�. �ywi�a nadziej�, �e nie oszo�omi ani nie os�abi Sessurei. Zebra�a wszystkie si�y i stara�a si� podnie�� w�e na czyst� wod�, gdzie mog�yby swobodnie oddycha�. Zorientowa�a si�, �e przep�ywa przez �awic� ryb. Tu i tam migota�y kolorowe drobinki i smugi. Kto� obok niej wypu�ci� ob�ok jadu. Kropelki przypali�y jej sk�r�, wywo�a�y wizje. Pomy�la�a, �e chyba znalaz�a si� na dnie Krainy Obfito�ci. Pragn�a wypu�ci� d�wigany ci�ar i wystrzeli� w g�r�. Dusi�a si�, jednak uparcie ci�gn�a w g�r� oba cia�a. Nagle wp�yn�a w czystsz� wod�. Ostro�nie unios�a powieki, potem rozdziawi�a szeroko paszcz� i skrzela. Od tej chwili wzros�a jej wra�liwo�� na mieszane trucizny unosz�ce si� w wodzie. Skosztowa�a omdla�e echo niegdy� pot�nego jadu Maulkina i s�absze toksyny Sessurei. Zielony w�� r�wnie� wystrzeli� krople jadu. Trucizna by�a g�sta i silna, prawdopodobnie wykorzystywa� j� dot�d jedynie do og�uszania ryb. Kontakt z ni� okaza� si� nieprzyjemny, ale nie wprawi� Shreever w oszo�omienie. Po chwili w�yca napotka�a spojrzenie Sessurei, kt�ry potrz�sn�� grzyw�. Zielony w�� jeszcze przez chwil� s�abo walczy�, po czym znieruchomia�. Maulkin zdo�a� podnie�� g�ow�. - Traktujcie go �agodnie - rzek�. - Podczas starcia odezwa� si� do mnie. Pocz�tkowo tylko przeklina�, potem zapyta�, jakim prawem na niego napad�em. S�dz�, �e uda nam si� go rozbudzi�. Shreever nie mia�a si�y, by odpowiedzie�. Wraz z Sessure� ca�kowicie si� skoncentrowali na unoszeniu znad zm�conego dna przyw�dcy i bezw�adnego zielonego w�a. Nagle jej towarzysz dostrzeg� kamienny uskok. Trudno by�o si� na� dosta�, a jeszcze trudniej przenie�� tam balast. Maulkin nie by� bardziej pomocny ni� g�sty splot wodorost�w, a zielony nadal nie odzyska� przytomno�ci. Wreszcie w�e spocz�y na twardym pod�o�u. We troje trzymali ci�gle mi�dzy sob� obcego, kt�ry w ka�dej chwili m�g� odzyska� �wiadomo��. Kilka innych w�y odkry�o miejsce ich pobytu. Przypatrywa�y im si� z oddali. Mo�e by�y g�odne. Z dr�eniem odrazy Shreever zastanowi�a si�, czy my�l� o jedzeniu. Co zrobi�yby, widz�c, jak k��bowisko Maulkina po�era zielonego? Czy za��da�yby porcji dla siebie? Ba�a si� ich. Przyw�dca wygl�da� na kompletnie wyczerpanego. Jego zm�czenie zdradza� okropny, ciemnobr�zowy odcie� sk�ry. A jednak prorok si� nie poddawa�; wci�� masowa� zielonego w�a w�asnymi zwojami i namaszcza� go male�kimi kropelkami jadu, kt�rych wytworzenie kosztowa�o zapewne sporo si�y. - Kim jeste�? - pyta� bezw�adne stworzenie. - Prawdopodobnie by�e� kiedy� minstrelem, i to doskona�ym. Kiedy� pami�ta�e� tysi�ce melodii i� s��w pie�ni. Si�gnij do pami�ci. Zdrad� mi swoje imi�. Chc� pozna� tylko twoje imi�, nic wi�cej. W�yca mia�a stuprocentow� pewno��, �e wysi�ki przyw�dcy s� daremne. Zielony w�� chyba nawet nie by� przytomny. Jak d�ugo prorok zamierza go cuci�? Je�li wyczerpie resztki si�, czy zdo�aj� jutro dogoni� dostawc�? Tak, tak, up�r Maulkina mo�e ca�ej grupie odebra� ostatni� szans� na przetrwanie. - Tellur - mrukn�� w ko�cu zielony. Jego skrzela przez moment trzepota�y. - Nazywam si� Tellur. - Pot�ny dreszcz przebieg� przez ca�� d�ugo�� jego cia�a. Nagle w�� si� przekr�ci� i przytuli� do Maulkina, jakby si� obawia�, �e zniesie go silny pr�d. - Tellur! - krzykn�� g�o�no. - Tellur. Tellur! Jestem Tellur. - Zamkn�� oczy i spu�ci� g�ow�. - Tellur - wymamrota� cicho. By� straszliwie wyczerpany. Shreever pr�bowa�a roznieci� w sobie poczucie triumfu. A wi�c Maulkin rozbudzi� jednego w�a! No tak, ale na jak d�ugo? Czy zielony pomo�e im w poszukiwaniach Tej, Kt�ra Pami�ta? A mo�e nadal b�dzie my�la� tylko o jedzeniu? Kr�g innych w�y przysun�� si� bli�ej. Shreever dostrzeg�a, �e Sessurea kr�ci si� z pozornym znu�eniem. Wiedzia�a, �e w ten spos�b czyni przygotowania do bitwy. Podnios�a g�ow� i usi�owa�a po - trzasn�� grzyw�. Male�kie drobinki cennego jadu sp�yn�y do jej czu�k�w. Stara�a si� powie�� po nieprzyjacio�ach z�owrogim spojrzeniem. �aden nie zareagowa�. Nagle od grupy oderwa� si� najwi�kszy z w�y - masywny stw�r w kolorze kobaltowym. By� o jedn� trzeci� d�u�szy od Sessurei i dwa razy od niego t�szy. Z podniesionej grzywy strzela�y w wod� kropelki toksyn. Nagle odrzuci� g�ow� i igie�ki grzywy stan�y prawie na sztorc. - Kelaro! - rykn�� olbrzym. - Mam na imi� Kelaro! - Jego szcz�ki pracowa�y intensywnie. Po�yka� rozpuszczone toksyny, skrzelami wyp�ywa�a woda. - Pami�tam - obwie�ci� z dum�. - Jestem Kelaro! - Na jego wrzask niekt�re z w�y prysn�y na boki niczym sp�oszone ryby. Inne pozosta�y oboj�tne. Kobaltowy odwr�ci� g�ow� i przyjrza� si� uwa�nie jednemu z grupy, pokrytemu bliznami szkar�atnemu w�owi. - A ty jeste� Sylic. M�j przyjaciel Sylic. Kiedy� stanowili�my cz�� k��bowiska Xecresa. Xecres... Co si� z nim sta�o? Co si� sta�o z Xecresem? Gdzie si� podziali inni z naszego w�owiska? - Niemal gniewnie podp�yn�� do szkar�atnego, kt�ry gapi� si� na niego pustymi, szeroko otwartymi �lepiami. - Syliku, wiesz, gdzie jest Xecres? Bezmy�lne spojrzenie Sylika wzbudzi�o w kobaltowym w�ciek�o��. Kelaro owin�� si� wok� towarzysza, �ciskaj�c go niczym wieloryba, kt�rego zamierza� utopi� i po�re�. Na szcz�cie cofn�� krawatk� nabrzmia�� od trucizny. Obj�tych przyjaci� otacza�y chmury toksyn. - Gdzie jest Xecres, Syliku? - powt�rzy� pytanie olbrzym, a poniewa� szkar�atny wyrywa� si� z jego u�cisku, obj�� go jeszcze mocniej. - Syliku! Powiedz mi swoje imi�. Powiedz: �Jestem Sylic!�. Powiedz! - On go zabije - szepn�� przera�ony Sessurea. - Zostaw ich - zatr�bi� cicho Maulkin. - Niech si� stanie, co ma si� sta�. Je�li Sylic si� nie rozbudzi, lepiej �eby umar�. Tak jak my wszyscy. M�wi� z tak� rezygnacj�, �e Shreever przeszed� dreszcz strachu. Nagle us�ysza�a nieznany g�os, piskliwy i zadyszany. - Sylic. Nazywani si� Sylic. - Szkar�atny s�abo walczy� z Kelarem, kt�ry nagle rozlu�ni� u�cisk, cho� nie wypu�ci� towarzysza z obj��. - Co si� sta�o z Xecresem? Nie wiem. - Sylic z wyra�nym trudem przekszta�ca� my�li w s�owa. - Chyba zapomnia� siebie. A p�niej pewnego ranka zbudzili�my si� i odkryli�my, �e odszed�. Opu�ci� k��bowisko. Po jego znikni�ciu inne w�e r�wnie� zacz�y zapomina�, kim s�. - Impulsywnie potrz�sn�� g�ow� i z postrz�pionej grzywy wystrzeli�y kropelki toksyn. - Jestem Sylic! - powt�rzy� gorzko. - Sylic samotny! Sylic bez w�owiska! Nie, nie, to nieprawda. Jeste� Sylic z w�owiska Maulkina. A ty jeste� Kelaro z w�owiska Maulkina. Je�li tylko zechcecie. Przyw�dca zdo�a� przem�wi� silnym g�osem. Nawet jego wzorzysta sk�ra b�ysn�y na kr�tk� chwil� z�otem. Kelaro podp�yn�� bli�ej. Nadal lekko �ciska� przyjaciela. Oczy mia� ogromne, czarne, lecz po�yskiwa�y w nich srebrne iskierki. Uroczy�cie sk�oni� grzywiast� g�ow�. - Maulkinie. - Podp�yn�� na skalny uskok, ci�gn�c za sob� przyjaciela. Powoli, staraj�c si� nikogo nie urazi�, spl�t� si� z Sessure�, Shreever i prorokiem. - Kelaro z w�owiska Maulkina pozdrawia wszystkich. I Sylic z w�owiska Maulkina - powt�rzy� za nim szkar�atny. Kiedy wreszcie u�o�yli si� do odpoczynku, Sessurea zauwa�y�: - Skoro chcemy dopa�� dostawc�, nie mo�emy spa� zbyt d�ugo. - Mo�emy spa� tak d�ugo, a� b�dziemy gotowi do m�cz�cej drogi - poprawi� go Maulkin. - Zreszt� sko�czyli�my z dostawcami. Od tej pory zaczniemy polowa�, jak przysta�o w�om. Silne k��bowiska nie s� zale�ne od niczyjej szczodro�ci. I poszukamy Tej, Kt�ra Pami�ta. Otrzymali�my ostatni� szans�. Nie wolno nam jej zmarnowa�. 2 WYB�R SERILLI Wspaniale wyposa�ona kabina by�a zamkni�ta i duszna od dymu. Serilli kr�ci�o si� w g�owie, jej �o��dek nadal buntowa� si� przeciwko ko�ysaniu statku. Od bezustannego chybotania bola� ka�dy staw. Nigdy nie by�a dobrym marynarzem, nawet w m�odo�ci. Od tamtego czasu sp�dzi�a wiele lat w pa�acu satrapy i zupe�nie odwyk�a od podr�y. �a�owa�a, �e nie wybrali lepszego i szybszego statku, lecz satrapa nalega� na korab ogromny, w pe�ni zaopatrzony we wszystko, czego potrzebowa� w�adca i jego �wita. Wyp�yn�li znacznie p�niej, ni� planowali, poniewa� mn�stwo czasu zaj�y przer�bki wn�trza, szczeg�lnie powi�kszanie kwater. Serilla s�ysza�a, �e robotnicy portowi straszliwie narzekali. M�wili co� o bala�cie i stabilno�ci. Nie rozumia�a wtedy ich niepokoj�w, teraz wszak�e obarcza�a w�a�nie te przer�bki win� za obrzydliwe ko�ysanie statku. Na pocieszenie przypomnia�a sobie po raz kolejny, �e z ka�d� chwil� jest bli�ej Miasta Wolnego Handlu. Teraz ju� prawie nie pami�ta�a, z jak� niecierpliwo�ci� oczekiwa�a na rejs. Ca�ymi dniami przepakowywa�a baga�e. Wybiera�a stroje, odrzuca�a je i ponownie wybiera�a. Nie chcia�a wygl�da� ani niemodnie, ani dwuznacznie. Nie chcia�a wygl�da� ani m�odo, ani staro. Pragn�a zaprezentowa� si� jako kobieta m�dra i stateczna, a r�wnocze�nie atrakcyjna. W ko�cu zdecydowa�a si� na szaty proste i skromnie skrojone, ale kunsztownie haftowane jej w�asn� r�k�. Nie mia�a bi�uterii. Zgodnie z tradycj�, Towarzyszka Serca posiada�a i nosi�a jedynie klejnoty otrzymane od swego w�adcy. Stary satrapa dawa� jej tylko ksi�gi i zwoje, Cosgo natomiast nigdy niczego jej nie ofiarowa�, chocia� wybrane przez siebie Towarzyszki obwiesza� mn�stwem �wiecide�ek; niekt�re dziewczyny przypomina�y ciastka l�ni�ce od okruszk�w wielobarwnego lukru. Serilla stara�a si� nie przejmowa� faktem, �e stanie przed Kupcami z Miasta Wolnego Handlu pozbawiona ozd�b. Nie zamierza�a czarowa� ich bi�uteri�. P�yn�a, by nareszcie pozna� krain� i ludzi, o kt�rych uczy�a si� prawie ca�e �ycie. Wcze�niej na �adne zdarzenie nie oczekiwa�a z takim podnieceniem - na pewno nie od dnia, w kt�rym stary satrapa zaoferowa� jej godno�� Towarzyszki Serca. Modli�a si�, by wizyta w Mie�cie Wolnego Handlu odmieni�a jej los. Teraz trudno jej by�o marzy�. Nigdy nie czu�a si� tak podle. Nie pasowa�a do tego statku. W Jamaillii zawsze potrafi�a si� odizolowa� od poni�aj�cych praktyk uprawianych na dworze Cosga. Odk�d m�ody satrapa zacz�� zmienia� wszelkie przyj�cia w celebracj� ob�arstwa i lubie�no�ci, po prostu przesta�a bra� w nich udzia�. Na pok�adzie statku nie spos�b by�o jednak�e uciec przed ekscesami. Je�li chcia�a je��, musia�a uczestniczy� w posi�ku satrapy. Gdy zdecydowa�a si� opu�ci� kajut�, wyj�� na pok�ad i zaczerpn�� �wie�ego powietrza, nara�a�a si� na ordynarne uwagi marynarzy z chalcedzkiej za�ogi. Nigdzie nie mog�a si� ukry�. Satrapa Cosgo i Towarzyszka Kekki le�eli na ogromnej otomanie w kwaterach w�adcy. Oboje byli prawie nieprzytomni od zi� rozkoszy i dymu. Kekki j�kn�a kiedy�, �e tylko w takim stanie nie ma nudno�ci. Serilla by�a osob� taktown�, wi�c nie zapyta�a m�odziutkiej Towarzyszki, czy nie jest przypadkiem w ci��y. Nieraz si� zdarza�o, �e panuj�cy satrapa mia� potomka z jedn� z Towarzyszek Serca, cho� nikt tego nie popiera�. Dzieci z takich zwi�zk�w tu� po urodzeniu oddawano w s�u�b� S�. P�niejsi kap�ani i kap�anki nigdy nie poznawali imion rodzic�w. Tylko z legaln� ma��onk� w�adca m�g� sp�odzi� dziedzica. Cosgo jednak�e jeszcze nie wybra� sobie �ony i Serilla w�tpi�a, czy kiedykolwiek o�eni si� z w�asnej woli. Ale wielmo�a na pewno go do tego zmusz�. O ile po�yje wystarczaj�co d�ugo. Popatrzy�a na niego. Le�a� na nieprzytomnej Kekki i chrapa�. Inna Towarzyszka Serca, tak�e oszo�omiona narkotykami, zajmowa�a poduszki u jego st�p. G�ow� odrzuci�a w ty�, ciemne w�osy mia�a w nie�adzie, spod zmru�onych powiek b�yska�y bia�ka oczu. Co jaki� czas kurczowo zaciska�a palce. Patrz�c na ni�, Serilla czu�a odraz�. Jak do tej pory ca�y rejs by� jednym d�ugim pasmem biesiad i rozrywek, po kt�rych nast�powa�y okresy zamroczenia. P�niej Cosgo przywo�ywa� uzdrowicieli, kt�rzy podawali mu leki pobudzaj�ce; po nich w�adca znowu by� g�odny rozkoszy, wi�c organizowa� uczty. Mo�ni szlachcice towarzysz�cy w podr�y satrapie r�wnie� nie stronili od przyjemno�ci, z wyj�tkiem kilku, kt�rzy pod pretekstem choroby morskiej cz�sto pozostawali w kajutach. Wielu chalcedzkich szlachcic�w p�yn�o z Cosgiem na p�noc. Ich �odzie otacza�y flagowy statek satrapy. Mo�ni ch�tnie zasiadali z w�adc� do kolacji. Kobiety, kt�re wie�li ze sob�, przypomina�y niebezpieczne zwierz�ta, rywalizuj�ce o wzgl�dy ich zdaniem najpot�niejszych m�czyzn na �wiecie. Przera�a�y Serill�. A jakie polityczne dyskusje toczy�y si� podczas posi�k�w! Chalcedzcy szlachcice nak�aniali Cosga, by wykorzysta� okazj� i na przyk�adzie Miasta Wolnego Handlu pokaza�, i� nie b�dzie tolerowa� niepos�usze�stwa i buntu. Powinien Kupc�w potraktowa� ostro. Chalcedczycy wzbudzali w satrapie zar�wno poczucie pewno�ci siebie, jak i - zdaniem Serilli zupe�nie nieuzasadnionego - gniewu. Przesta�a si� w ko�cu odzywa�, ka�d� bowiem jej wypowied� zag�usza�y rechoty lub szyderstwa. Ostatniej nocy w�adca wprost kaza� jej milcze�, �tak jak przystoi Towarzyszce Serca�. Na my�l o tej publicznej zniewadze ci�gle jeszcze ogarnia�a j� w�ciek�o��. Chalcedczyk, kt�ry dowodzi� statkiem satrapy, ch�tnie przyj�� wina ofiarowane przez Cosga, lecz pogardza� towarzystwem m�odego w�adcy. Wymawia� si� odpowiedzialn� funkcj�, cho� Serilla dostrzega�a w jego oczach skrywane lekcewa�enie. Im bardziej satrapa stara� si� wywrze� na nim wra�enie, tym bardziej kapitan go ignorowa�. Cosgo pr�buj�cy na�ladowa� dumny krok i pewno�� siebie Chalcedczyka by� doprawdy �a�osny. Serilla odczuwa�a niemal b�l, widz�c, jak Towarzyszki Serca (najcz�ciej Kekki) zach�caj� go do tego dziecinnego post�powania. Ostatnio w�adca obra�a� si�, ilekro� kto� niedok�adnie wykona� jego rozkazy. Zachowywa� si� jak rozkapryszony smarkacz. Nic nie sprawia�o mu przyjemno�ci. Wzi�� ze sob� na pok�ad b�azn�w i muzyk�w, ale szybko si� nimi znudzi�. Najdrobniejszy sprzeciw wobec jego woli wyzwala� steki przekle�stw lub napady z�o�ci. Serilla westchn�a. Przez chwil� chodzi�a po kajucie w�adcy, potem przystan�a i zacz�a si� bawi� fr�dzlami haftowanego obrusu. Zm�czonym ruchem odsun�a lepkie od brudu naczynia. Usiad�a przy stole i czeka�a. Czemu satrapa wezwa� j� do siebie? Podobno potrzebowa� rady. Nie mog�a wyj��, p�ki jej nie odprawi. D�ugo stara�a si� wybi� mu z g�owy t� podr�, lecz Cosgo si� upar�. Podejrzewa�, �e Serilla pragnie sama pop�yn�� do Miasta Wolnego Handlu. Mia� zreszt� racj�. Wola�aby si� wybra� tam sama, szczeg�lnie wyposa�ona w uprawnienia do podejmowania decyzji w sprawie teren�w, kt�re zna�a o wiele lepiej ni� on. Niestety, satrapa nie chcia� si� z nikim dzieli� w�adz�. Postanowi�, �e wtargnie do zbuntowanej osady w ca�ej okaza�o�ci swej pot�gi i chwa�y. Jego celem by�o zastraszenie Kupc�w, przywo�anie ich do pos�usze�stwa i przypomnienie, �e rz�dzi nimi z �aski S�. Nie mieli prawa podawa� w w�tpliwo�� jego zwierzchnictwa. Serilla do ostatniej chwili by�a przekonana, �e Rada Szlachetnie Urodzonych wyperswaduje Cosgowi udzia� w rejsie, i szczerze si� zdumia�a, gdy mo�ni poparli pomys� w�adcy. Chalcedzcy sojusznicy r�wnie� zach�cali go do podr�y. Satrapa, zanim rozpocz�� przygotowania do drogi, sp�dzi� z nimi wiele nocy na pija�stwie. S�ysza�a ich przechwa�ki, obietnice i zapewnienia o poparciu. Pami�ta�a ich s�owa: �Niech nasz satrapa poka�e wa�niakom z Miasta Wolnego Handlu, kto rz�dzi Jamailli��. Ksi��� Yadfin i jego najemnicy przekonywali, �e Cosgo nie musi si� obawia� �buntownik�w i wichrzycieli�. Odgra�ali si�, �e w razie powstania przeciw prawowitemu w�adcy przypomn� batem, dlaczego te ziemie nazywane s� Przekl�tymi Brzegami. Jeszcze teraz Serilla czu�a gniew. Czy�by satrapa naprawd� nie rozumia�, �e Chalcedczycy zrobili z niego przyn�t�? Prowokuj�c Pierwszych Kupc�w do zabicia w�adcy, mo�ni otrzymaj� pretekst, kt�ry pozwoli im spl�drowa� i zniszczy� kupieck� osad�. Wielkim powolnym statkiem flagowym p�yn�o - pr�cz Cosga - grono Towarzyszek Serca, t�um s�u��cych oraz sze�ciu szlachcic�w (kt�rym satrapa nakaza� uczestnictwo w rejsie) wraz z niewielkimi orszakami. Statkowi w�adcy towarzyszy�y mniejsze �odzie, zapchane obiecuj�cymi m�odszymi synami ze szlacheckich dom�w. Cosgo zwabi� ich perspektyw� nadania ziemi w Mie�cie Wolnego Handlu. Na pr�no Serilla protestowa�a, argumentuj�c, �e je�li w�adca przyb�dzie z ewentualnymi osadnikami, jeszcze bardziej obrazi Pierwszych Kupc�w. Uprzytomni�a sobie w�wczas, �e Cosgo nigdy nie traktowa� powa�nie ani jej, ani jej wiedzy. Spraw� pogarsza�y wojenne galery za�adowane uzbrojonymi po z�by chalcedzkimi najemnikami. Okr�t�w by�o siedem. Oficjalnie mia�y chroni� w�adc� i jego orszak przed piratami, od kt�rych a� si� roi�o na wodach Kana�u Wewn�trznego. Dopiero podczas rejsu Serilla odkry�a, �e galery maj� pom�c Cosgowi w demonstracji si�y. Napada�y na ka�d� pirack� osad� i �upi�y j� bezlito�nie. Wszelkie bogactwa i niewolnicy zdobyci w trakcie najazdu trafia�y na �odzie m�odych szlachcic�w, kt�rzy dzi�ki nim chcieli sobie wyr�wna� koszty misji dyplomatycznej. Satrapa uwa�a�, �e m�odsi synowie mo�nych rodzin poprzez udzia� w tych pacyfikacjach powinni udowodni� swoj� przydatno��. Chcia� sprawdzi�, czy s� godni jego wzgl�d�w. By� wyj�tkowo dumny z tego pomys�u. Serilla w k�ko wys�uchiwa�a, jak wylicza� korzy�ci. - Po pierwsze, mieszka�cy Miasta Wolnego Handlu uwierz�, �e moje galery patrolowe rzeczywi�cie walcz� z piratami. Niewolnik�w we�miemy jako dow�d. Po drugie, na buntowniczej osadzie na pewno zrobi wra�enie pot�ga moich sojusznik�w i Kupcy dobrze si� zastanowi�, czy warto si� sprzeciwia� tak silnemu w�adcy. Po trzecie, skarbcowi zwr�ci si� koszt mojej wyprawy. Po czwarte, przejd� do legendy. Kt�ry inny satrapa potrafi� wzi�� sprawy w swoje r�ce i poprawi� trudn� sytuacj� polityczn�? Czy kt�ry� mia� tyle �mia�o�ci? Serilla przewidywa�a dwie wersje przysz�o�ci i nie umia�a zdecydowa�, kt�ra z nich jest gorsza i bardziej niebezpieczna. Chalcedczycy mog� zabra� Cosga do swojej krainy, zatrzyma� go tam jako zak�adnika, a p�niej uczyni� marionetkowym w�adc�. Albo - podczas nieobecno�ci m�odziutkiego satrapy - arystokracja Jamaillii przejmie w�adz� w stolicy... Serilla z gorycz� uzna�a obie perspektywy za r�wnie mo�liwe i gro�ne. Czasem, tak jak dzisiejszego wieczoru, rozwa�a�a, czy w og�le kiedykolwiek zobaczy upragniony cel podr�y. W�a�ciwie... najemnicy chalcedzcy dowodz�cy statkami mieli nad pasa�erami pe�n� w�adz�. Gdyby kapitanowie zechcieli zabra� Cosga prosto do Chalced, satrapa wraz ze swoim orszakiem nie zdo�a im przeszkodzi�. Oby Chalcedczycy uznali rejs do Miasta Wolnego Handlu za korzystny i priorytetowy. Przysi�g�a sobie, �e gdy tam dotrze, postara si� znikn��. Niestety, nie wymy�li�a jeszcze sposobu ucieczki. Spo�r�d starych doradc�w tylko dw�ch pr�bowa�o wyperswadowa� satrapie pomys� wyprawy. Pozostali z aprobat� kiwali g�owami. Przyznawali, �e rz�dz�cy w�adcy nigdy nie podr�owali, lecz zach�cali Cosga do rejsu. Przypochlebiali si� i nazywali go m�drym, a jednak �aden nie zaoferowa� swego towarzystwa. Obrzucili go darami i prawie wepchn�li na statek. Pop�yn�li z nim - i to niech�tnie jedynie ci, kt�rym rozkaza�. Na nieszcz�cie w�adca nie dostrzega� oznak niebezpiecze�stwa, cho� powinien podejrzewa� spisek maj�cy na celu usuni�cie go z Jamaillii. Gdy dwa dni temu Serilla o�mieli�a si� opowiedzie� o swoich troskach, satrapa najpierw strasznie z niej szydzi�, potem za� si� rozgniewa�. - Wykorzystujesz moje l�ki, kobieto! Dobrze wiesz, �e mam s�abe nerwy! Chcesz mi zrujnowa� zdrowie. Zamilcz! Wyno� si� do swojej kajuty i pozosta� tam, p�ki ci� nie wezw�. Na to wspomnienie Serilli policzki sp�on�y szkar�atem. Satrapa zmusi� j� do pos�usze�stwa i odes�a� z kwatery pod eskort� dw�ch chalcedzkich marynarzy. Wprawdzie �aden jej nie tkn��, ale swobodnie gaw�dzili o zaletach jej cia�a i wykonywali nieprzyzwoite gesty. Kiedy dotar�a do kajuty, natychmiast zamkn�a za sob� lichy zatrzask i podsun�a pod drzwi kufer z ubraniami. Na kolejne wezwanie Cosga czeka�a przez ca�y dzie�. Stan�a przed nim, a wtedy spyta�, czy dosta�a wystarczaj�c� nauczk�. Wzi�� si� pod boki i rechota�, czekaj�c na odpowied�. W stolicy nie odwa�a� si� przemawia� do niej takim tonem. Spu�ci�a oczy i cicho przytakn�a. Uzna�a, �e najm�drzej b�dzie okaza� pokor�, cho� w g��bi duszy a� kipia�a z w�ciek�o�ci. Rzeczywi�cie dosta�a w�wczas nauczk�. Odkry�a, �e satrapa coraz bardziej si� stacza. Przedtem po prostu lubi� si� zabawi�, teraz za� zmienia� si� w degenerata. Po raz kolejny postanowi�a, �e przy pierwszej okazji ucieknie. Nie by�a mu nic d�u�na! Jej sumienie niepokoi�a jedynie lojalno�� wobec satrapii, ale c�... Jedna krucha istota (czyli ona) nie zdo�a powstrzyma� �wiata przed upadkiem. Od tamtego czasu Cosgo �ypa� na ni� niczym poluj�cy kot i wyra�nie czeka� na byle prowokacj� z jej strony. Serilla usilnie stara�a si� nad sob� panowa�, cho� r�wnocze�nie nie chcia�a si� wyda� w�adcy zbyt s�u�alcza. Zaciska�a szcz�ki, po czym odpowiada�a z szacunkiem i grzecznie... Lecz przede wszystkim pr�bowa�a go unika�. Kiedy wezwa� j� dzi� wieczorem, obawia�a si� kolejnego starcia. B�ogos�awi�a fanatyczn� zazdro�� Kekki. Gdy Serilla wchodzi�a do kajuty satrapy, dziewczyna z ca�ych si� usi�owa�a przyci�gn�� jego uwag�. I trzeba przyzna�, �e dobrze sobie radzi�a. A Cosgo i tak by� teraz nieprzytomny. Kekki okaza�a si� istot� zupe�nie pozbawion� wstydu. Zosta�a Towarzyszk� Serca dzi�ki znajomo�ci chalcedzkiego j�zyka i zwyczaj�w. Wyra�nie przyswoi�a sobie najgorsze z nich. W Chalced kobieta cieszy�a si� w�adz� tylko poprzez m�czyzn�, kt�rego zdo�a�a urzec. Dlatego te� Kekki bezwzgl�dnie walczy�a o Cosga. Serilla uwa�a�a jej post�powanie za gruby b��d, s�dzi�a bowiem, �e satrapa szybko si� znudzi natr�tn� kochank�. Niebawem zapewne si� jej pozb�dzie. Byle tylko zabawia�a swego w�adc� a� do Miasta Wolnego Handlu. Nagle m�ody satrapa otworzy� jedno oko. Serilla nie odwr�ci�a wzroku. W�tpi�a, czy Cosgo jest �wiadom jej obecno�ci. Niestety, bardzo si� co do niego pomyli�a. - Chod� tutaj - rozkaza�. Ruszy�a po grubym dywanie, zr�cznie omijaj�c le��ce na ziemi ubrania i naczynia. Zatrzyma�a si� w odleg�o�ci ramienia od otomany satrapy. - Wezwa�e� mnie na konsultacj�, Wielki Panie? - zapyta�a zgodnie z wymaganiami protoko�u. - Chod� tutaj! - powt�rzy�, palcem wskazuj�c miejsce tu� przy sobie na otomanie. Nie zamierza�a siada� tak blisko niego. Nie pozwala�a jej na to duma. - Po co? - spyta�a. - Poniewa� jestem satrap� i ci rozkazuj�! Nie musz� ci podawa� �adnych dodatkowych powod�w. - Usiad� prosto i odepchn�� Kekki. Dziewczyna j�kn�a p�aczliwie. - Nie jestem s�u��c� - zauwa�y�a Serilla. - Jestem Towarzyszk� Serca. - Wyprostowa�a si� i wyrecytowa�a: - �A�eby pochlebstwami nie przewraca�y mu w g�owie pr�ne kobiety, a�eby jego pr�no�ci nie �echtali ludzie szukaj�cy jedynie korzy�ci dla siebie, pozw�l mu wybra� Towarzyszki Serca, kt�re zasi�d� obok niego. Nie b�d� si� one nad niego wywy�sza�, nie b�d� si� te� przed nim p�aszczy�y, lecz niech przemawiaj� otwarcie, m�drze doradzaj�c satrapie w szczeg�owych sprawach, na kt�rych si� znaj�. W�adca nie powinien �adnej z nich faworyzowa�. Nie powinien wybiera� kobiet z powodu ich urody czy te� przymilno�ci. Towarzyszka nie ma go chwali�, lecz wyra�a� szczerze swe opinie, a w razie konieczno�ci wprost si� z nim nie zgadza�. Nie mo�e si� obawia� udzielania mu rad, kt�re zawsze niech b�d� szczere i p�yn� z serca...�. - Zamknij si� wreszcie! - krzykn�� Cosgo. Serilla umilk�a, cho� wcale nie z powodu jego rozkazu. Nie ruszy�a si� z miejsca. Przez moment milcz�co ocenia� j� wzrokiem. Wtem w jego oczach zapali�y si� osobliwe iskierki rozbawienia. - Jeste� taka naiwna! Taka pewna siebie! Wydaje ci si�, �e s�owa ci� ochroni�? Towarzyszka Serca! - Prychn�� z pogard�. - Odpowiedni tytu� dla kobiety, kt�ra boi si� by� kobiet�. - Opar� si� na brzuchu Kekki niczym na poduszce. - M�g�bym ci� wyleczy� z kompleks�w. M�g�bym ci� odda� majtkom. Pomy�la�a� o tym? Kapitan jest Chalcedczykiem. Pomy�li, �e pozbywam si� kochanki, kt�ra przesta�a mnie zadowala�. - Przerwa�. - Mo�e nawet wych�do�y�by ci� pierwszy. A p�niej podarowa� swoim ludziom. Serilla poczu�a sucho�� w ustach. Uprzytomni�a sobie, �e m�ody satrapa mo�e spe�ni� swe pogr�ki. By� zdolny do takiego okrucie�stwa. Zanim ekspedycja wr�ci do Jamaillii, minie kilka miesi�cy. Czy kto� zapyta, co si� z ni� sta�o? Nie, nikt. Nikt z przebywaj�cych na pok�adzie szlachcic�w nie b�dzie si� nara�a� na gniew w�adcy. A niekt�rzy pewnie by stwierdzili, �e zas�u�y�a sobie na taki los. Nie mia�a wyj�cia. Je�li raz si� ugnie przed Cosgiem, jej poni�enie nigdy si� nie sko�czy. Gdy zareaguje l�kiem na gro�b�, satrapa b�dzie j� wiecznie dr�czy�. Zrozumia�a, �e jej jedyn� nadziej� jest sprzeciw. - Zr�b to - o�wiadczy�a ch�odno. Wyprostowa�a si� z dum�. Czu�a, jak serce �omocze jej w piersi. Cosgo nie rzuca� pogr�ek na wiatr. Rzeczywi�cie m�g� j� odda� marynarzom. Za�og� statku stanowili wielcy, nieokrzesani Chalcedczycy. Kobiety, kt�re im s�u�y�y, miewa�y posiniaczone twarze i porusza�y si� nieco chwiejnie. Serilla podejrzewa�a, co im si� przydarza�o, cho� do jej uszu nie dotar�y �adne plotki. M�czy�ni z Chalced traktowali kobiety niewiele lepiej ni� byd�o. Modli�a si�, �eby satrapa wycofa� gro�b�. - Doskonale zatem. - Wsta�, zatoczy� si�, po czym zrobi� dwa niepewne kroki ku drzwiom. Nogi ugi�y si� pod Serill�. Zacisn�a szcz�ki, staraj�c si� zapobiec dr�eniu ust. Wiedzia�a, �e przegra�a. Odwa�nie wykona�a ruch i przegra�a. S�, pom� mi! - za�ka�a w duszy. Ba�a si�, �e zemdleje. Zamruga�a, pragn�c powstrzyma� �zy. Cosgo na pewno blefowa�. Nie zrobi tego! Nie o�mieli si�! W�adca przystan��. Straci� r�wnowag�, czy si� zawaha�? Nie wiedzia�a. - Jeste� pewna, �e tego chcesz? - U�miechn�� si� z drwin�. - Wolisz puszcza� si� z nimi, ni� spr�bowa� zadowoli� mnie? Dam ci chwil� na zastanowienie. Podejmij decyzj�. Ofiarowa� jej ostatni� szans�. Uzna�a to za wyj�tkowe okrucie�stwo. Chcia�a si� rzuci� na kolana i b�aga� o �ask�. Nie ruszy�a si� jednak, bo wiedzia�a, �e satrapa nie zna poj�cia �aski. Prze�kn�a �lin�. Nie potrafi�a mu odpowiedzie�. Mia�a nadziej�, �e w�adca we w�a�ciwy spos�b zrozumie jej milczenie. - Bardzo dobrze. Pami�taj, Serillo, �e sama dokona�a� wyboru. Mog�a� zosta� ze mn�. Otworzy� drzwi. Za nimi sta� marynarz. Za drzwiami Cosga zawsze czuwa� kt�ry� z marynarzy. Serill� podejrzewa�a, �e kapitan rozkaza� pilnowa� m�odego satrapy. Cosgo opar� si� o framug� i poklepa� marynarza przyja�nie po ramieniu. - Dobry cz�owieku, zanie� wiadomo�� kapitanowi. Postanowi�em mu podarowa� jedn� z moich kobiet. Zielonook�. - Odwr�ci� si� chwiejnie i u�miechn�� do Serilli. - Ostrze� go, �e pani ta ma do�� przykre usposobienie, a mimo to znajdzie w niej s�odk� klaczk�. - Zmierzy� j� lubie�nym wzrokiem od g�ry do do�u i jego wargi wykrzywi� okrutny u�mieszek. - Niech przy�le po ni� kogo�. 3 WIE�CI Althea westchn�a nagle i odsun�a si� od stolika tak gwa�townie, �e Malta mimowolnie zrobi�a d�ug� kresk� pi�rem. Dziewczynka obserwowa�a ciotk�, kt�ra przetar�a oczy i odesz�a od stolika zarzuconego rachunkami. - Musz� wyj�� - oznajmi�a. Ronica w�a�nie wesz�a do pokoju z koszem ci�tych kwiat�w w jednej r�ce i dzbanem wody w drugiej. - Doskonale ci� rozumiem - przyzna�a. Nala�a wody do wazonu i zacz�a uk�ada� w nim kwiaty, tworz�c bukiecik ze stokrotek, hiacynt�w, r� i li�ci paproci. - Ksi�gowanie naszych d�ug�w nie jest weso�ym zaj�ciem. Nawet ja musz� co kilka godzin odpoczywa�... Je�li masz ochot� popracowa� na dworze, trzeba zadba� o grz�dki kwiatowe przy frontowych drzwiach. Althea niecierpliwie potrz�sn�a g�ow�. - Musz� p�j�� do miasta. Przejd� si�, odwiedz� przyjaci�. Wr�c� przed kolacj�. - Widz�c, jak matka marszczy brwi, dorzuci�a: - Potem zajm� si� rabatk�. Obiecuj�! Ronica zacisn�a wargi i nic ju� nie powiedzia�a. Malta odprowadza�a Althe� wzrokiem niemal do samych drzwi. Nagle spyta�a ciekawie: - Zamierzasz si� znowu spotka� z t� jubilerk�? - Mo�e - odpar�a ciotka spokojnie, lecz dziewczynka us�ysza�a w jej g�osie powstrzymywan� irytacj�. Babcia mrukn�a, jakby zamierza�a przem�wi�. Althea odwr�ci�a si� do niej i spyta�a ze znu�eniem: - No co? Ronica Vestrit lekko wzruszy�a ramionami. W r�kach nadal trzyma�a kwiaty. - Nic. Po prostu wola�abym, �eby� nie sp�dza�a z ni� tak du�o czasu. I nie tak otwarcie. Wiesz przecie�, �e twoja przyjaci�ka nie pochodzi z naszego miasta. Niekt�rzy m�wi�, �e nie jest lepsza od Nowych Kupc�w. - Jak s�usznie zauwa�y�a�, Amber jest moj� przyjaci�k� - odpar�a stanowczo Althea. - Podobno nielegalnie pomieszkuje na �ywostatku Ludluck�w. Biedny �Paragon� nigdy nie by� przy zdrowych zmys�ach, a twoja Amber tak mu pomiesza�a w g�owie, �e dosta� sza�u i przegoni� wys�anych przez rodzin� ludzi, kt�rzy mieli j� wyrzuci�. Zagrozi�, �e je�li spr�buj� wej�� na pok�ad, powyrywa im r�ce ze staw�w. Wyobra�asz sobie chyba, jak paskudnie si� poczu�a Amis. Kupcowa od lat stara si� nie zbruka� dobrego imienia Ludluck�w skandalami. A z winy twojej przyjaci�ki od�y�y dawno zapomniane opowie�ci o �Paragonie�, kt�ry zwariowa� i wybi� w pie� ca�� swoj� za�og�. Amber nie powinna si� miesza� w sprawy Pierwszych Kupc�w. - Matko - mrukn�a jej c�rka, trac�c powoli cierpliwo�� - historia �Paragona� nie jest wcale taka prosta. Je�li chcesz, opowiem ci j� ze szczeg�ami, lecz p�niej. Kiedy w pokoju zostan� sami doro�li. Malta natychmiast napad�a na ciotk�. - Jubilerka ma w Mie�cie Wolnego Handlu zastanawiaj�c� reputacj� - warkn�a. - Och, wszyscy przyznaj�, �e jest cudown� artystk�, ale c�... artyst�w powszechnie uwa�a si� za dziwak�w. Amber �yje z kobiet�, kt�ra przebiera si� za m�czyzn� i tak samo si� zachowuje. Wiedzia�a� o tym, ciociu? - J�k pochodzi z Kr�lestwa Sze�ciu Ksi�stw albo z jakiego� innego barbarzy�skiego kraju - t�umaczy�a Althea. - Nie r�ni si� od tamtejszych kobiet. Doro�nij wreszcie, Malto, i przesta� s�ucha� pod�ych plotek. - Zwykle tego typu gadki puszczam mimo uszu. Chyba �e bohaterem opowie�ci staje si� kto� z naszej rodziny. Wiem, �e niezbyt wytwornie jest dyskutowa� o tak intymnych kwestiach, powinna� jednak wiedzie�, �e zdaniem niekt�rych os�b odwiedzasz jubilerk� z tego samego powodu. Aby z ni� sypia�. Zapad�o milczenie. Malta os�odzi�a herbat� miodem i zamiesza�a. Brz�k �y�eczki o kubek wyda� si� prawie weso�y. Je�li m�wisz o pieprzeniu, u�ywaj s�owa �pieprzenie� - odburkn�a ciotka zimnym z w�ciek�o�ci tonem. - Skoro pragniesz by� ordynarna, po co uwa�a� na j�zyk? Altheo! - Ronica w ko�cu otrz�sn�a si� z szoku. - Nie wolno ci m�wi� takich rzeczy w naszym domu! Malta zacz�a, nie ja. Ja tylko trafniej wyrazi�am jej my�l. Nie mo�esz pot�pia� ludzi za takie gadanie. W ko�cu wyjecha�a� z naszego miasta prawie rok temu, a wr�ci�a� do domu przebrana za ch�opaka. Ju� kilka lat temu powinna� by�a wyj�� za m��, jednak w og�le nie okazujesz zainteresowania m�czyznami. Zamiast tego kr�cisz si� po mie�cie i zachowujesz jak m�ody ch�opiec. Ludzie maj� prawo uwa�a� si� za... osob� dziwn�. Malto, twoje stwierdzenia s� zar�wno nieuprzejme, jak i nieprawdziwe - o�wiadczy�a twardo Ronica. - Althea wcale nie jest zbyt stara, by si� wyda� za m��. Wiesz zreszt� dobrze, �e Grag Tenira mocno si� ni� ostatnio interesuje. Ach, ten. Wszyscy �wietnie wiedz�, �e Tenir�w jeszcze bardziej interesuje dodatkowy g�os, kt�ry dzi�ki Vestritom zdobyliby w Radzie Miasta Wolnego Handlu. Odk�d zacz�li bezsensown� demonstracj� buntu w doku podatkowym satrapy, staraj� si� skaptowa� do swojej sprawy jak najwi�cej os�b... - Nie oceniaj czyn�w, o kt�rych nie masz poj�cia - przerwa�a jej Althea. - U�ywaj�c przymiotnika �bezsensowny�, potwierdzasz, �e niczego nie rozumiesz. Zreszt� nie oczekuj� po tobie innej reakcji... W gr� wchodzi przysz�o�� naszego miasta. Tenirowie odm�wili zap�acenia satrapie podatku i c�a, poniewa� ��dane taryfy s� zar�wno bezprawne, jak i niesprawiedliwe. W�tpi� jednak, by� potrafi�a poj�� wszelkie niuanse tej sytuacji, a nie mam ochoty d�u�ej s�ucha� twojej dzieci�cej paplaniny. Jeste� dzieckiem i musisz si� jeszcze wiele nauczy�. Do zobaczenia, matko. Wysz�a z wysoko podniesion� g�ow�. Malta s�ucha�a cichn�cych w korytarzu krok�w, potem gestem pe�nym rezygnacji odsun�a le��ce przed ni� dokumenty. - Dlaczego to zrobi�a�? - spyta�a cicho babka. W jej g�osie nie by�o gniewu, tylko ciekawo��. - A co ja takiego zrobi�am? Dlaczego ciotka mo�e nagle oznajmi�, �e jest zm�czona prac� i wyj�� do miasta? Gdybym ja spr�bowa�a si� tak... - Althea jest od ciebie starsza i dojrzalsza. Przyzwyczai�a si� decydowa� za siebie. Dotrzymuje zawartej z nami umowy. �yje cicho, nie nara�a dobrego imienia rodziny na szwank i nie ma... - Sk�d w takim razie bior� si� plotki na jej temat? - Nie s�ysza�am �adnych plotek. - Babka podnios�a pusty koszyk i dzbanek. Przesun�a wazon ze �wie�ymi kwiatami na �rodek sto�u. - Jeste�, Malto, m�cz�c� os�bk�. Pozwolisz, �e zajm� si� teraz w�asnymi sprawami. Do zobaczenia. - M�wi�a bez rozdra�nienia, jedynie ze smutkiem. Obrzuci�a wnuczk� niech�tnym spojrzeniem i wysz�a. Malta odezwa�a si� do siebie g�o�no, tak by babcia j� us�ysza�a: - Nienawidzi mnie. Ta stara kobieta mnie nienawidzi. Och, niech tato szybko wraca! Jedynie on mo�e uratowa� nasz� rodzin�. Ronica Vestrit nie zatrzyma�a si�. Dziewczynka pochyli�a si� nad biurkiem i odsun�a przes�odzon� herbat�. Od wyjazdu Reyna straszliwie si� nudzi�a w domu. Nie umia�a nawet sprowokowa� krewnych do k��tni. Nuda doprowadza�a j� do szale�stwa. Ostatnio z byle powodu denerwowa�a najbli�szych, poniewa� bardzo chcia�a, by co� si� dzia�o. Odwiedziny zalotnika pozostawi�y cudowne wspomnienia, jednak kwiaty od niego ju� dawno zwi�d�y, a s�odycze zosta�y zjedzone. Po co mie� kawalera, kt�ry mieszka tak daleko? Z ka�dym dniem coraz bardziej dopada�a j� pospolito��. Mia�a du�o pracy i obowi�zk�w. Ronica stale wymy�la�a jej nowe zadania, a przecie� Althea mog�a robi�, co chcia�a. Dziewczynka podejrzewa�a, �e babka z matk� po prostu pragn� pilnowa� ka�dego jej kroku. Zmieni�y j� w ma�ego szczeniaczka na smyczy. Reyn r�wnie� wymaga� od niej uleg�o�ci. Zauwa�y�a to. Poci�ga�a go nie tylko jej uroda i wdzi�k, ale tak�e m�odo�� i s�abo��. Pewnie uwa�a�, �e b�dzie panowa� nad jej dzia�aniami, a nawet my�lami. C�, butny m�odzieniec wkr�tce odkryje swoj� pomy�k�. Malta poka�e wszystkim, co potrafi! Wsta�a znad rachunk�w i wyjrza�a przez okno. Wychodzi�o na zaniedbany, zdzicza�y ogr�d. Althea i Ronica stara�y si� o niego dba�, lecz teren potrzebowa� prawdziwego specjalisty z przynajmniej tuzinem pomocnik�w. Je�li stan rodzinnych finans�w wkr�tce si� nie poprawi, pod koniec lata ogr�d zmieni si� w ug�r. Ale nie, nic, do tego nie dojdzie! Oczywi�cie, �e nie. Nied�ugo wr�ci do domu ojciec. Przywiezie pieni�dze i wszystko wr�ci do normy. Znowu w rezydencji pojawi� si� s�u��cy, dobre jedzenie i wino. Malta by�a pewna, �e Kyle Haven przyp�ynie do miasta lada dzie�. Zacisn�a z�by, wspominaj�c rozmow� przy wczorajszej kolacji. Matka martwi�a si� g�o�no, �e powr�t �ywostatku tak strasznie si� op�nia. Ciotka doda�a, �e w dokach nikt nie s�ysza� o �Vivacii�. Nie widzia� jej kapitan �adnego ze statk�w, kt�re przyp�yn�y ostatnio do Miasta Wolnego Handlu. Keffria odpar�a, �e mo�e Kyle zdecydowa� si� omin�� rodzinny port i uda� z �adunkiem wprost t�o Chalced. Ale na tamtych wodach r�wnie� nikt jej nie spotka� - zakomunikowa�a pos�pnie Althea. - Zastanawiam si�, czy tw�j m�� w og�le zamierza wr�ci� do naszego miasta. Chyba �e prosto z Jamaillii po�eglowa� na po�udnie. M�wi�a spokojnie. Udawa�a, �e nie chce nikogo obrazi�. Keffria ripostowa�a gwa�townie, cho� bez podnoszenia g�osu. - Kyle nigdy nie zrobi�by czego� takiego! Wtedy ciotka zamilk�a. Nikt wi�cej si� nie odezwa�. Malta t�skni�a za rozrywk�. Mo�e otworzy dzisiejszej nocy puszk� sn�w. My�l o prze�yciu zakazanego snu kusi�a j� i podnieca�a. Podczas poprzedniego wymieni�a z Reynem poca�unek. Czy kolejny sen zacznie si� w tym miejscu? Czy w�a�nie tego pragn�a? Zalotnik kaza� jej odczeka� dziesi�� dni i dopiero po tym czasie u�y� pude�ka. Wtedy Reyn zd��y dotrze� do Deszczowych Ost�p�w i swego domu. Jednak wyznaczonego dnia Malta nie otworzy�a cudownej skrzyneczki. W ramach buntu. Jej kawaler by� zbyt pewny, �e dziewczynka post�pi zgodnie z jego pro�b�. Cho� bardzo pragn�a prze�y� sen, powstrzyma�a si�. Niech Reyn czeka i zadaje sobie pytanie, co si� sta�o. Niech odkryje, �e Malta nie jest szczeniaczkiem, kt�rego trzyma na smyczy. Cerwin dosta� ju� podobn� nauczk�, teraz przysz�a kolej na jego rywala. Dziewczynka u�miechn�a si� do siebie nieznacznie. W mankiecie nosi�a najnowszy li�cik, w kt�rym m�ody Treli b�aga� j� o spotkanie w dowolnym miejscu i o dowolnej porze. Obiecywa�, �e ma najczystsze intencje. Zamierza� przyprowadzi� ze sob� swoj� siostr� D�o, by reputacja Malty nie ucierpia�a. M�odzie�ca doprowadza�a do szale�stwa my�l o wyje�dzie ukochanej do Deszczowych Ost�p�w. Wyra�nie s�dzi�, �e Malta jest mu przeznaczona. �Prosz�, prosz�, prosz�, je�li masz dla mnie cho� troch� uczucia, musisz si� ze mn� spotka�, pisa�. Razem mieli zdecydowa�, jak zapobiec tragedii. Na pami�� zna�a spisany czarnym atramentem li�cik. Pi�knie wygl�da� na grubym kremowym papierze. D�o przynios�a go wczoraj. Woskowa piecz�� z wierzb� (herbem Trell�w) pozostawa�a wprawdzie nietkni�ta, lecz szeroko otwarte oczy przyjaci�ki i jej konspiracyjne zachowanie sugerowa�y, �e dobrze zna tre�� listu. Kiedy dziewczynki zosta�y same, D�o zwierzy�a si�, �e nigdy jeszcze nie widzia�a brata tak oszala�ego. Odk�d zobaczy� Malt� ta�cz�c� w ramionach Reyna, nie m�g� spa�. Prawie nie jad�, nie spotyka� si� z kolegami, d�ugie godziny przesiadywa� sam przy kominku w gabinecie. Ojca coraz bardziej denerwowa�o jego zachowanie, oskar�a� Cerwina o lenistwo, a w pewnym momencie o�wiadczy�, �e nie po to wydziedziczy� starszego syna, by m�odszy prowadzi� r�wnie bezczynne �ycie. D�o nie wiedzia�a, co pocz��. Poprosi�a przyjaci�k�, by da�a jej bratu cho� male�ki promyk nadziei. Dziewczynka ponownie odtworzy�a scenk� w umy�le. Zapatrzy�a si� w dal. Pojedyncza �za sp�yn�a jej po policzku. Powiedzia�a D�o, �e niewiele zale�y od niej, �e babka i matka uzna�y j� za co� w rodzaju �adnej b�yskotki, kt�r� zamierzaj� sprzeda� kupcowi oferuj�cemu najwy�sz� cen�. Zapewni�a przyjaci�k�, i� stara si� odwlec wszelkie decyzje do powrotu ojca. By�a pewna, �e Kyle Haven wola�by zobaczy� c�rk� w ramionach ukochanego i wybranego przez ni� m�czyzny ni� byle bogacza. Potem przekaza�a odpowied� dla Cerwina. Nie odwa�y�a si� spisa� wiadomo�ci, wola�a polega� na honorze jego siostry. Wyznaczy�a spotkanie o p�nocy w altance obok poro�ni�tego bluszczem d�bu w dolnej cz�ci ogrodu r�anego. Do schadzki mia�o doj�� w�a�nie dzisiaj. Dziewczynka nadal nie zdecydowa�a, czy p�jdzie w wyznaczone miejsce. Noc b�dzie ciep�a. Ani D�o, ani Cerwinowi nic nie mo�e si� przydarzy� w ogrodzie. Je�li Malta nie dotrze, powie po prostu, �e nie zdo�a�a si� wymkn�� opiekunkom. A m�ody Treli zapragnie jej jeszcze bardziej. *** - Najgorsze, �e jest sprytna i inteligentna. I bardzo podobna do mnie. Czy gdyby ojciec nie zabra� mnie na morze, sta�abym si� taka sama jak ona? Dusi�abym si� w domu, zachowywa�a �stosownie�. Mo�e identycznie bym si� wtedy buntowa�a? Uwa�am, �e moja matka i siostra myl� si� co do niej. Pozwalaj� jej si� ubiera� i zachowywa� jak doros�ej, a Malta jest przecie� jeszcze dzieckiem. Buntuje si� i nie rozumie, �e rodzina musi dzia�a� wsp�lnie. Tak bardzo stara si� broni� w�asnego idealnego wyobra�enia o ojcu, �e nie dostrzega innych spraw. Selden natomiast sta� si� prawie zupe�nie niewidoczny. Kr�ci si� po domu i m�wi szeptem albo cicho pop�akuje. Matka i babka stale go przeganiaj�, wymawiaj�c si� obowi�zkami. Daj� mu s�odycze i wysy�aj� do zabawy, najch�tniej na dw�r. Malta mia�a odrabia� z nim lekcje, lecz co chwil� tylko doprowadza go do �ez. Nie mam czasu, by mu pom�c, nie znam zreszt� potrzeb ch�opc�w w jego wieku. - Althea g�o�no westchn�a. Podnios�a oczy znad herbaty, kt�r� d�ugo miesza�a, i spojrza�a Gragowi w oczy. U�miechn�� si� do niej. Siedzieli przy ma�ym stoliku przed piekarni�. Nie chcieli si� ukrywa�. Tak by�o pro�ciej, nie musieli si� bowiem ba� plotkarzy, kt�rzy mogliby ich podejrze� w jakim� zau�ku. Althea spotka�a m�odego Tenir� przypadkiem na ulicy. Udawa�a si� akurat do sklepiku Amber, lecz Grag poprosi� j� o kilka chwil rozmowy. Spyta�, czym si� tak zdenerwowa�a, �e opu�ci�a dom bez kapelusza, a wtedy wyla�a z siebie wszystkie �ale. Teraz czu�a si� z tego powodu zawstydzona. - Och, przepraszam. Zaprosi�e� mnie na herbat�, a ja od pi�ciu minut skar�� si� na siostrzenic�. Nie wolno si� w ten spos�b wyra�a� o swojej rodzinie. Ale ta Malta, doprawdy! Wiem, �e ilekro� wyjd�, grzebie w moich rzeczach. Niestety... - Dziewczyna zbyt p�no ugryz�a si� w j�zyk. - Nie mog� pozwoli�, by ta ma�a flirciara mnie rozdra�ni�a. I �wietnie rozumiem, dlaczego jej babka i matka zgodzi�y si� na tak wczesne zaloty. Tylko w ten spos�b mo�emy si� pozby� wstr�tnej dziewuchy. - Altheo! - skarci� j� Grag z u�miechem. - Jestem przekonany, �e do �lubu nie dojdzie. - C�, Ronica i Keffria pragn� znale�� najlepsze wyj�cie z tej trudnej sytuacji. Chc� dobra nas wszystkich. Matka powiedzia�a mi wprost, �e ma nadziej�, i� gdy Reyn lepiej pozna Malt�, sam zrezygnuje z zalot�w. - Westchn�a. - Gdybym mia�a na Reyna wp�yw, przyspieszy�abym jego decyzj�. Czas, by si� otrz�sn�� i nabra� rozumu. Grag �mia�o dotkn�� r�ki dziewczyny. - Nie wierz�, �e jeste� do tego zdolna - zapewni� nie tylko j�, lecz r�wnie� siebie. - Nie ma w tobie pod�o�ci. - Taki� tego pewny? Szeroko otworzy� oczy, udaj�c strach. - Och, zmie�my temat - zdenerwowa�a si� dziewczyna. - Ka�dy b�dzie przyjemniejszy. Powiedz mi, co z wasz� bitw�. Rada zgodzi�a si