4227
Szczegóły |
Tytuł |
4227 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4227 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4227 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4227 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Niemczuk
Powr�t Dalek�w
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Poboczem opustosza�ej drogi szed� niewysoki, szczup�y m�czyzna ubrany w d�insy i szar�
kurtk� z kapturem. Porusza� si� spr�ystym, pewnym krokiem wytrawnego piechura.
Nie by�oby w tym nic niezwyk�ego, bo wielu ludzi spaceruje po szosach, ale m�czyzna maszerowa�
w strugach ulewnego deszczu i do tego w kompletnych ciemno�ciach. Gdyby nie mrok
skrywaj�cy jego twarz, mo�na by dostrzec, �e fatalne okoliczno�ci nie robi� na piechurze �adnego
wra�enia. Szare, nieco wodniste oczy o naiwnym wyrazie spogl�da�y oboj�tnie, cho� zalewa�y je
strugi deszczu, stopy bezb��dnie odnajdywa�y drog�, a na wargach b��ka� si� lekki, nie�mia�y
u�miech, chocia� zwisaj�cy bezu�ytecznie kaptur kurtki wype�niony by� do po�owy wod�.
Z rzadka mija�y go sp�nione samochody, ostro�nie obmacuj�ce zalan� deszczem szos�.
Wi�kszo�� kierowc�w w og�le go nie zauwa�y�a, szara sylwetka gin�a w g�stych ciemno�ciach,
niekt�rym wydawa�o si�, �e jaki� cie� mign�� na poboczu.
Nieznajomy nie pr�bowa� zatrzyma� �adnego z nich. Porusza� si� szybkim, pewnym krokiem
cz�owieka, kt�ry wybra� si� na dalek� przechadzk� w pogodny dzie�.
Nie by� to jednak pogodny dzie�, lecz upiorna noc i nieznajomy nie wybra� si� na spacer,
ale w d�ug� drog�. Szed� bez chwili wytchnienia od wielu godzin i przeby� w tym czasie blisko
czterdzie�ci kilometr�w. Po przej�ciu takiego dystansu nawet wytrawny piechur o kondycji
wyczynowego sportowca odczuwa�by znu�enie, je�li nie sam� drog�, to przynajmniej jej
wypatrywaniem w ciemno�ciach. Widoczno�� by�a r�wna zeru. Nieznajomy porusza� si� wi�c
po omacku, a jednak nie potkn�� si� ani razu, nie wkroczy� na asfalt ani nie zszed� do rowu.
Nie wygl�da� przy tym na zm�czonego.
Zbli�a�a si� p�noc.
Kierowca ma�ego fiata jad�cy do Przasnysza by� pierwszym, kt�ry w �wietle reflektor�w
wyra�nie dostrzeg� zmokni�tego przechodnia. Na wszelki wypadek zwolni�.
Po przejechaniu kilkudziesi�ciu metr�w zatrzyma� si� tu� przed nieznacznym, ale ci�gn�cym
si� blisko kilometr wzniesieniem. Zbyt gwa�townie zdj�� nog� ze sprz�g�a. Silnik zgas�.
Przypomnia� sobie, jak kilka lat temu na tej samej trasie usi�owa� zatrzyma� jaki� pojazd w
mro�n� noc. Bez skutku. Gdy dotar� do odleg�ej miejscowo�ci, jego broda pokry�a si� szronem
jak ga��zie zimowych drzew.
By�a jeszcze jedna przyczyna zatrzymania si� kierowcy. Czu�, �e ogarnia go senno��. Radio
od dawna nie dzia�a�o. Pomy�la�, �e obecno�� pasa�era uchroni go przed za�ni�ciem za kierownic�.
Nie mia� powodu, �eby obawia� si� przypadkowo napotkanych ludzi, jego wygl�d budzi�
respekt. Sto dwadzie�cia kilo �ywej wagi, by�y zapa�nik �Stomilu�. Gdyby nie studia, mia�by
szans� na tytu� mistrza kraju. Poczucie w�asnej si�y przepe�nia�o go ufno�ci� wobec ludzi.
Uchyli� drzwi.
Strugi deszczu wdar�y si� do wn�trza samochodu.
� Hej, hej! Panie mokry! � krzykn�� g��bokim basem, od kt�rego zadygota�y szyby malucha.
� Wsiadaj pan! Podrzuc� kawa�ek!
Nieznajomy zbli�y� si� nie�mia�o i wetkn�� mokr� g�ow� do �rodka.
� Zapomnia� pan, �e ta kurtka ma kaptur! � zauwa�y� kierowca �miej�c si� dobrodusznie.
Samochodzik zadygota�.
� Rzeczywi�cie � stwierdzi� nieznajomy i szybkim ruchem naci�gn�� kaptur na g�ow�.
Olbrzym wzdrygn�� si� odruchowo, zupe�nie jakby to jemu strumienie lodowatej wody
sp�yn�y po plecach. Spojrza� niepewnie na gramol�cego si� do �rodka pasa�era. Ze zdumieniem
zauwa�y�, �e jego twarz nie zmieni�a wyrazu. Pokr�ci� g�ow� z podziwem.
Szerokie bary kierowcy wype�nia�y dwie trzecie wn�trza. Nieznajomy wcisn�� si� w k�t.
� No, jedziemy � rzuci� zapa�nik � bo maluch nam si� utopi. � Za�mia� si� �yczliwie z
w�asnego dowcipu.
� Daleko? � spyta�, poci�gaj�c d�wigienk� rozrusznika. Odpowied� uton�a w rz�eniu
silnika.
5
Kierowca przera�liwie zazgrzyta� z�bami i z bezsilnej z�o�ci uderzy� d�o�mi po udach.
Powinien by� to przewidzie� i nie wy��cza� silnika. W czasie deszczu maluch cz�sto robi� mu
takie kawa�y.
� Akumulator � mrukn��, zapalaj�c �wiat�o i smutnie spojrza� w oczy towarzyszowi niedoli.
Ten odpowiedzia� mu �agodnym u�miechem.
� Trzeba popchn�� � stwierdzi� wzdychaj�c. � Ma pan prawo jazdy?
Pasa�er przecz�co pokr�ci� g�ow�.
� W takim razie musimy to zrobi� razem � orzek� kierowca, spogl�daj�c z wyra�nym
obrzydzeniem na omywaj�cy szyby prysznic.
� Je�li pan pozwoli, to z przyjemno�ci� spr�buj� sam. Nie ma powodu, �eby�my mokli
obaj � zaproponowa� uprzejmie pasa�er.
�Dziwny, ale mi�y� � pomy�la� z wdzi�czno�ci� kierowca i spojrza� sceptycznie na w�t��
posta� m�odego cz�owieka. Doszed� do wniosku, �e jednak chyba zmokn� obaj. Zanim jednak
zd��y� odpi�� pas, pasa�er by� ju� na zewn�trz. Po chwili samoch�d zacz�� si� toczy� do
przodu pod g�r�. W serce kierowcy wst�pi�a nadzieja, �e mo�e uda mu si� jakim� cudem nie
do�wiadcza� deszczu na w�asnej sk�rze.
Maluch, o dziwo, toczy� si� coraz pr�dzej. �Pozory myl�� � pomy�la� olbrzym i odruchowo
spojrza� na wskaz�wk� szybko�ciomierza. Zd�bia�. Wychyli�a si� za kresk� wyznaczaj�c�
czterdzie�ci kilometr�w. �Niemo�liwe� � przemkn�o mu przez my�l.
Wrzuci� trzeci bieg. Silnik zaterkota� od razu r�wnym, cichym rytmem. Obroty wyr�wna�y
si�. Wcisn�� hamulec i ostro�nie zatrzyma� pojazd na poboczu.
� Wystarczy? � zapyta� nieznajomy, schylaj�c twarz do okna.
Nie wida� by�o na nim �ladu wysi�ku.
�Musia�o mi si� przywidzie� albo ta instalacja wariuje na deszczu� � pomy�la� kierowca,
spogl�daj�c podejrzliwie na zajmuj�cego miejsce pasa�era, kt�ry u�miecha� si� �agodnie, jakby
przepraszaj�co. Nie wygl�da� zupe�nie na kogo�, kto kilkaset metr�w pcha� pod g�r�
sze��setkilogramowy ci�ar. Oddycha� ledwo dostrzegalnie i ufnie spogl�da� na o�liz��, majacz�c�
w s�abych �wiat�ach reflektor�w drog�.
Kierowca rzuci� okiem na fosforyzuj�cy zegar umieszczony na tablicy rozdzielczej. By�o
pi�� minut po p�nocy. Nagle poczu�, �e ciarki przechodz� mu po plecach. Dot�d nie mia�
�adnych powod�w, �eby wierzy� w duchy, ale w ponurej nocnej scenerii nawet cz�owiek rozs�dny
wykazuje czasem sk�onno�� do nierozumnego niepokoju.
Jeszcze raz zerkn�� k�tem oka na pasa�era. Uspokoi�o go to nieco. Ogl�da� z upodobaniem
horrory. �aden ze znanych mu upior�w tak nie wygl�da�. Niewysoki, niepozorny cz�owiek o
sympatycznym, troch� nieobecnym u�miechu. Nawet z�by mia� w porz�dku. �adnych k��w
zachodz�cych na doln� warg�.
� Czego to zm�czenie nie robi z cz�owieka � mrukn�� �yczliwie. � Zaczyna sobie wyobra�a�
diabli wiedz� co...
Pasa�er uprzejmie skin�� g�ow�. By� raczej ma�om�wny.
� Daleko? � zapyta� kierowca, t�umi�c ziewanie. Czu� potrzeb� rozmowy, cho�by o niczym,
bo w ko�cu, c� go to obchodzi, dok�d wybiera si� cz�owiek, kt�rego zobaczy� po raz
pierwszy, a pewnie i ostatni w �yciu. Kr�tka odpowied� spowodowa�a, �e otrze�wia� natychmiast.
� Do Warszawy? � powt�rzy� z niedowierzaniem. � Na piechot�?
� Nie by�o autobusu, wi�c postanowi�em przej�� si� troch� � odpowiedzia� dziwny pasa�er.
� To przecie� sto pi��dziesi�t kilometr�w! � wykrzykn�� zdumiony olbrzym.
� Kawa�ek ju� przeszed�em � tonem usprawiedliwienia wyja�ni� nieznajomy.
� Ciekaw jestem, ile? � zamrucza� by�y zapa�nik.
� Oko�o pi��dziesi�ciu � szepn�� nie�mia�o pasa�er. � Ja bardzo lubi� spacerowa�...
6
Kierowca pokiwa� g�ow� ze zrozumieniem. W ko�cu c� w tym takiego dziwnego. Ludzie
pasjonuj� si� bieganiem i cho�by zapasami, tak jak on sam przed laty, dlaczego wi�c mia�by
si� dziwi� facetowi, kt�ry lubi chodzi�? Dwie�cie kilometr�w to wprawdzie sporo, mo�e nawet
bardzo du�o, ale przecie� on sam przeje�d�a�by samochodem znacznie wi�cej, gdyby nie
ograniczenia sprzeda�y benzyny. Poza tym chodzenie, w przeciwie�stwie do je�d�enia, nie
powoduje zanieczyszczenia �rodowiska naturalnego. Nagle przesta� si� czemukolwiek dziwi�.
Mia� zamiar si�gn�� po papierosa, ale niespodziewanie rozmy�li� si�. Postanowi� po raz
dziesi�ty rzuci� palenie. Poczu� �al za stracon� kondycj�.
Dojazd do Przasnysza zabra� im blisko p� godziny. G�sto padaj�ce krople rozprasza�y
�wiat�a reflektor�w. Droga by�a ledwo widoczna.
Kierowca zatrzyma� si� za drogowskazem i otar� pot, kt�ry wyst�pi� mu na czo�o mimo
panuj�cego wok� zimna. Bola� go kark, bo odruchowo wyci�ga� szyj�, �eby lepiej widzie� w
czasie jazdy.
� Dalej musi pan sobie radzi� sam � powiedzia� przepraszaj�co, rozcieraj�c wielk� jak patelnia
d�oni� obola�e mi�nie.
Wymienili u�ciski d�oni. R�ka nieznajomego wydawa�a si� delikatna, ale jej u�cisk by� silny
jak chwyt imad�a.
By�y zapa�nik spojrza� za odchodz�cym, kt�ry bez wahania ruszy� w kierunku Warszawy.
Tym razem naci�gn�� kaptur na g�ow�.
Szymek od pewnego czasu zachowywa� si� dziwnie. Pierwszy zauwa�y� to starszy brat.
Bywa�o, �e zatrzymywa� si� w p� kroku i popada� w zamy�lenie, a raczej w rodzaj chwilowego
odr�twienia. Przywo�any do rzeczywisto�ci sprawia� wra�enie wyrwanego ze snu.
� Co si� z tob� dzieje? � pyta� go zniecierpliwiony Piotrek.
� Ze mn�? � dziwi� si� Szymek. Najwyra�niej nie zdawa� sobie sprawy ze swojego stanu.
Zasypia� bez trudu, ale bywa�o, �e budzi� si� w nocy, siada� na ��ku i wpatrywa� przed
siebie. Gdy pewnego razu Piotrek przesun�� mu d�oni� przed oczami, kompletnie nie zareagowa�.
Nawet powieka mu nie drgn�a. Starszy ch�opiec widzia� to wyra�nie, bo przez szyb�
s�czy�o si� do pokoju �wiat�o z korytarza. Gdy popchn�� go lekko, Szymek mi�kko opad� na
po�ciel i zacisn�� powieki. Oddycha� jak cz�owiek pogr��ony w g��bokim �nie.
Piotrek zda� sobie z tego wszystkiego spraw� do�� p�no. By� mo�e dlatego, �e sam czu�
si� dziwnie. Nic mu wprawdzie nie dolega�o, odczuwa� jednak jaki� nieuzasadniony niepok�j.
Nie l�k ani nawet obaw�. Po prostu dziwne, bezpodstawne podniecenie. Zupe�nie jakby w
najbli�szej przysz�o�ci mia�o zdarzy� si� co� niezwyk�ego. Co� takiego odczuwa si� przed
wyjazdem na wakacje albo gdy ma nast�pi� niespodzianka, o kt�rej wszyscy wiedz�, bo na
og� niespodzianki cz�owiek si� jako� tam domy�la. Chodzi zwykle o przedmiot, o kt�rym si�
marzy, na przyk�ad magnetofon albo rower, wi�c gdy rodzice wspominaj� o niespodziance,
wiadomo ju� w przybli�eniu, czego si� spodziewa�. Przykre niespodzianki s� trudniejsze do
przewidzenia i rzeczywi�cie zaskakuj�ce.
To jednak, co odczuwa� Piotrek, nie by�o ani przykre, ani przyjemne. Po prostu dziwne. W
nocy d�ugo nie zasypia�, przewraca� si� z boku na bok, wstawa� jednak wypocz�ty i rze�ki. A
jednocze�nie wci�� ko�ata�a mu w g�owie my�l, �e co� si� stanie. Zaskakiwa�a go w dzie� i w
nocy, zmuszaj�c do snucia ja�owych przypuszcze�.
Zacz�� podejrzewa�, �e mog�oby to mie� zwi�zek z niezwyk�� przygod� sprzed dw�ch lat,
gdy wraz z bratem opiekowa� si� dwoma ma�ymi przybyszami z Kosmosu. Dalekowie byli
fajnymi kumplami i na pewno nie mieli z�ych zamiar�w, ale trudno przecie� przewidzie�
skutki uboczne, jakie mo�e ten rodzaj niesamowitej znajomo�ci wywo�a�. Nigdy nie wiadomo,
jak dzia�a co�, co nie zosta�o zbadane.
Podzieli� si� z bratem swymi obawami.
7
Szymek, cho� by� ju� uczniem szko�y podstawowej, rozp�aka� si� jak przedszkolak ze
�redniak�w. Nie m�g� znie�� my�li, �e od najlepszych przyjaci� mia�oby go spotka� co� z�ego.
� Oni na pewno nie s� szkodliwi � szepta� przez �zy z g��bokim przekonaniem.
Przyzna� jednak, �e ostatnio cz�sto o nich my�li. By�o to do�� dziwne, bo przecie� ca�y
ubieg�y rok sp�dzili rozpami�tuj�c a� do znudzenia ka�dy szczeg� niezwyk�ej wizyty, wzbogacaj�c
wspomnienia o coraz to nowe detale, tak �e chwilami nie potrafili sami odr�ni�
prawdy od zmy�lenia.
Szymek bardzo d�ugo nie m�g� pogodzi� si� z my�l�, �e ju� nigdy nie zobaczy kogo�, kogo
polubi� najbardziej we wszech�wiecie.
Wspomnienia o�y�y po raz drugi, gdy do Polski sprowadzono �E.T.�. Byli na tym filmie
osiem razy.
� Naprawd� nie macie nic lepszego do roboty, tylko w k�ko ogl�da� to samo? � strofowa�a
ich matka.
Ch�opcy wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.
Na szcz�cie nie tylko oni latali w k�ko na �E.T�. Ta dziwna sk�onno�� by�a do�� powszechna.
Szymek wci�� martwi� si�, �e sympatyczny obcokrajowiec nie zd��y na statek i dopiero za
si�dmym razem uwierzy� naprawd�, �e nic z�ego sta� si� nie mo�e.
O wizycie Dalek�w nie dowiedzia� si� nikt poza pewnym Krzy�kiem, kt�rego Szymek
przez jaki� czas uwa�a� za swojego przyjaciela. �w Krzysiek wys�ucha� ca�ej historii z du�ym
zainteresowaniem, po czym wy�mia� go, �e zmy�la. Po tej przykrej wpadce Szymek poprzysi�g�,
�e o swojej przygodzie ju� nigdy nic nikomu nie opowie. Nieraz �wierzbi� go j�zyk, ale
gdy przypomina� sobie g�upi, obra�liwy �miech Krzy�ka, zaraz przechodzi�a mu ochota do
zwierze�.
W miar� jak up�ywa�y dni i tygodnie, historia z Dalekami wydawa�a si� coraz mniej rzeczywista.
Piotrek �apa� si� cz�sto na tym, �e wspomina to jak niezwyk�y, zapami�tany w
szczeg�ach sen. Jedynym dowodem by�o �wiadectwo m�odszego brata, ale opowiadali sobie
o tym tyle razy, �e przygoda stawa�a si� bardziej opowiedziana ni� prze�yta. Nie pozosta�
przecie� �aden �lad, �aden dow�d pochodz�cy nie z tej ziemi. Nie by�o ani cudownej pa�eczki,
ani nawet zwyk�ej �rubki z mi�dzygalaktycznego statku.
I nagle obaj zacz�li czu� si� dziwnie, a Piotrek, zaniepokojony, martwi� si�, �e nie potrafi
sobie z tym poradzi� i �e nie mo�e zwr�ci� si� do nikogo doros�ego, bo kto im uwierzy, skoro
sami robili wszystko, �eby zatrze� �lady. A gdyby nawet uda�o si� kogo� przekona�, to przecie�
na pewno nie wyprodukowano jeszcze szczepionki przeciwko kosmicznym chorobom.
Nawet rodzice zauwa�yli, �e z ch�opcami dzieje si� co� niedobrego.
� Co� ci dolega? � pyta�a matka, a Szymek odpowiada� niezmiennie, �e nic mu nie jest,
po�yka� dla �wi�tego spokoju aspiryn�, pi� mleko z miodem i herbat� z sokiem malinowym.
Bratu opowiedzia� natomiast, �e czuje czasami, jak my�li uciekaj� mu z g�owy, a na ich
miejsce wlatuj� jakie� inne i wydaje mu si�, �e on nie ma z nimi nic wsp�lnego, i �e �ni� mu
si� dziwne rzeczy, na przyk�ad latanie i l�dowanie.
� Oni tu wr�c�. Zobaczysz � szepn�� na zako�czenie.
� Zwariowa�e�? � oburzy� si� starszy ch�opiec. � Wybij to sobie z g�owy! To powa�ni faceci,
naukowcy. My�lisz, �e b�d� lecieli przez ca�y kosmos, �eby zobaczy� si� z dwoma zwyczajnymi
ch�opakami?
Szymek nie odpowiedzia�, bo tak w�a�nie my�la�. Co dziwniejsze, po pewnym czasie zacz�y
si� dzia� niezwyk�e rzeczy.
Kt�rego� dnia zmywali w kuchni po obiedzie. Szymek si�gn�� po p�misek i nagle p�misek
wylecia� w powietrze, przemkn�� Piotrkowi ko�o ucha z ogromn� szybko�ci�, wpad� do
pokoju i wyl�dowa� na dywanie pod sto�em. Na szcz�cie nie zbi� si�.
8
� Co ty wyrabiasz? Mog�e� mi rozwali� g�ow�! � wrzasn�� Piotrek i rzuci� si� na malca z
pi�ciami. W pierwszej chwili by� przekonany, �e to g�upi kawa�, bo tego samego dnia opowiada�
bratu dowcip o Australijczyku, kt�ry kupi� sobie nowy bumerang i chcia� wyrzuci�
stary.
Szymek cofn�� si�, mrugaj�c oczami. Na jego twarzy malowa�o si� zdumienie i zaskoczenie.
� To nie ja � wyb�ka�.
� A kto?
� Nawet go nie dotkn��em!
Piotrek uni�s� zaci�ni�t� pi��, ale nie wymierzy� ciosu. Z �azienki dobieg� g�os matki pytaj�cej,
co si� dzieje. Ch�opiec wszed� do pokoju i odnalaz� p�misek pod sto�em. By�o to zastanawiaj�ce.
Talerz musia� przelecie� �ukiem do przyleg�ego pokoju. Podni�s� naczynie i
przygl�da� si� bratu z g��bokim namys�em.
� Jak to zrobi�e�? � zapyta� surowo.
Szymek wzruszy� ramionami, przecie� m�wi�, �e nawet nie zd��y� dotkn�� p�miska.
� Wi�c co si� sta�o?
� Lataj�cy talerz � odpar� Szymek ledwo dos�yszalnie.
� Co takiego?! � wykrzykn�� starszy ch�opiec.
� To na pewno jest znak � odpowiedzia� malec z przekonaniem.
Piotrek marszcz�c brwi, nieufnie przygl�da� si� p�miskowi. Nic szczeg�lnego. Zwyk�a
porcelitowa skorupa. �adnych znak�w wskazuj�cych na zwi�zki z zaziemskimi mocami.
� Masz szcz�cie, �e si� nie zbi� � stwierdzi� ponuro i wkr�tce obaj zapomnieli o tym niezwyk�ym
incydencie.
Tymczasem na horyzoncie pojawi�y si� wa�niejsze problemy. Do ko�ca roku szkolnego
zosta�o niewiele tygodni i prawie ka�dy mia� ju� jakie� plany wakacyjne. Jedni wybierali si�
nad morze, inni na Mazury albo w Bieszczady, a �ukasz Grzeg��kiewicz a� do Afryki, gdzie
jego ojciec pracowa� od roku na kontrakcie.
Wyjazd do Afryki nie by� wprawdzie ca�kiem pewny, ale i tak wszyscy mu zazdro�cili.
M�c pojecha� do Afryki to wi�cej ni� pojecha� na pewno nad Ba�tyk.
Wszystko wskazywa�o na to, �e Piotrek wraz z bratem nigdzie nie wyjad�. Ojciec wygra�
malucha na przedp�aty i zapo�yczy� si�, �eby go wykupi�. W zwi�zku z tym wzi�� w czasie
wakacji jakie� dodatkowe zaj�cia ze studentami studium zaocznego. Matka mia�a udziela�
korepetycji dla poprawkowicz�w.
Jednym s�owem by�o ju� czym jecha�, tylko nie by�o za co. Wszyscy zacz�li gwa�townie
oszcz�dza�.
Matka gryz�c d�ugopis wykre�la�a z d�ugiej listy zakup�w te, kt�re ostatecznie mog� jeszcze
poczeka�.
Ch�opcy te� przy��czyli si� do oszcz�dzania. �l�czeli wieczorami nad repertuarem kin i
wykre�lali filmy, z kt�rych rezygnuj�.
Naj�atwiej przysz�o im skre�la� tytu�y dozwolone od osiemnastu lat. I tak by ich nie
wpuszczono. Na drugi ogie� posz�y te, kt�re zd��yli ju� obejrze� po trzy razy, z wyj�tkiem
�Powrotu Jedi� i paru innych.
Zaoszcz�dzili w ten spos�b dwa i p� tysi�ca z�otych w ci�gu jednego tylko miesi�ca.
Gdyby nie by�o samochodu, pewnie by gdzie� wyjechali. Ch�opcy pocieszali si� jednak, �e
przydzia�y benzyny s� ma�e i na dalsz� wypraw� maluch pojecha�by tylko w jedn� stron�.
Wraca� musieliby pieszo, ci�gn�c za sob� w�z.
Maluch sta� wi�c na parkingu przed domem i wygl�da� jak t�usty leniwy kot, kt�remu nie
chce si� ruszy� z miejsca.
Ojciec zamartwia� si�, �e go ukradn� i ba� si� je�dzi�, �eby nie porysowa� przypadkiem
l�ni�cej karoserii.
9
Jedyn� pociech� stanowi�a perspektywa, �e samochodzik zostanie wreszcie stukni�ty, co
wyzwoli go z obaw.
Tymczasem zabiera� ch�opc�w dwa razy w tygodniu na parokilometrowe przeja�d�ki.
Co jaki� czas pojazd zje�d�a� na pobocze i poddawany by� dok�adnym ogl�dzinom. Ojciec,
kt�ry o technice mia� do�� mgliste poj�cie, wpatrywa� si� intensywnie w niepokoj�cy mechanizm,
jakby chcia� tym sposobem przenikn�� jego tajemnic�.
Podczas jednej z takich przeja�d�ek Szymek niespodziewanie krzykn��. Bez najmniejszego
widocznego powodu wyda� zastanawiaj�cy wysoki d�wi�k.
Brat spojrza� na niego z wyra�nym niepokojem.
Ojciec od razu zjecha� na pobocze i otworzy� klap� silnika.
Szymek siedzia� nieruchomo. Oczy mia� szeroko otwarte. Na jego twarzy b��ka� si� nie�mia�y,
�agodny u�miech.
� S� � powiedzia� nagle p�g�osem. Przynajmniej tak si� Piotrkowi wydawa�o, bo tr�ci�
brata w rami�.
� Kto?
� Co kto? � zapyta� m�odszy ch�opiec, niezbyt przytomnie mrugaj�c oczami.
� Czego si� wydzierasz?
� Ja? � zdziwi� si� Szymek.
� Ciekawe, co te� to mog�o by�? � g�o�no zastanawia� si� ojciec ws�uchuj�c si� w prac�
silnika z przechylon� g�ow�. Wygl�da� jak bywalec filharmonii, kt�ry chce za wszelk� cen�
wytropi� drobny fa�sz w grze wirtuoza.
� Chyba w porz�dku � zdecydowa� po d�u�szej chwili.
Piotrek pogr��y� si� w ponurych rozmy�laniach. Wed�ug niego nie wszystko by�o w porz�dku.
Tajemniczy osobnik wci�� szed� niestrudzenie na po�udnie; tym samym miarowym, elastycznym
krokiem.
S�o�ce wytoczy�o si� na horyzont, z kt�rego znikn�y nocne chmury. Niebo by�o jasne i
przejrzyste. Poranny ch�odny powiew wiatru szybko wysuszy� na id�cym przemoczone ubranie.
Zmian� pogody piechur przyj�� z t� sam� �yczliw� oboj�tno�ci�, z jak� znosi� nocn� ulew�.
Po jego twarzy wci�� b��ka� si� lekki u�miech.
Nagle zatrzyma� si� i zastyg� w bezruchu. Na szosie, zaledwie kilka metr�w przed nim, leniwym
truchtem posuwa� si� pot�ny odyniec.
Dzik o tak wczesnej porze nie spodziewa� si� najwidoczniej spotkania z id�cym cz�owiekiem.
Zbyt p�no dostrzeg� k�tem oka dwunogiego intruza nie opodal w�asnego ryja i kompletnie
zg�upia�. Nie bardzo wiedzia�, co pocz��.
Le�ne zwierz�ta trzymaj� si� od ludzi na dystans ucieczki. Kiedy cz�owiek przekroczy t�
niewidzialn� granic�, oddalaj� si� na bezpieczn� odleg�o��. Ale gdy niespodziewanie znajd�
si� zbyt blisko, mog� zachowywa� si� nieobliczalnie. Je�li wpadn� w panik� i wyda im si�, �e
na ucieczk� jest ju� za p�no, pr�buj� si� broni�. Robi to nawet szczur zagoniony do k�ta.
Dzik zamar� w bezruchu z uniesion� do g�ry nog� i �ypi�c ma�ymi oczami �ledzi� w napi�ciu
cz�owieka. Ten wpatrywa� si� w niego z ciekawo�ci�, ale bez widocznego strachu.
Odyniec chrz�kn�� ostrzegawczo. Poprzednio takie spotkanie z my�liwym sko�czy�o si�
ostrym b�lem w �opatce. Rana goi�a si� d�ugo, przez kilka dni bliski by� �mierci z wycie�czenia
i up�ywu krwi.
Tego samego b��du nie pope�nia si� po raz drugi. Odyniec wykona� b�yskawiczny obr�t w
miejscu i run�� wprost na cz�owieka. Niezgrabne na poz�r cielsko wyposa�one by�o w twarde
jak kamie� mi�nie i �ci�gna mocne jak stal. Szybko�� niespodziewanego ataku by�a imponuj�ca,
a jednak k�y ody�ca trafi�y w pr�ni�. Zdumiony i w�ciek�y wykona� b�yskawiczny
10
zwrot i zaatakowa� po raz drugi. W�a�ciwie ten atak nie doszed� do skutku. Cz�owiek znikn��.
Nie odskoczy� w bok, nie uciek�, lecz przesta� by� tam, gdzie by� powinien.
Odyniec wietrzy� przez chwil� obcy, dziwny zapach, a potem rzuci� si� do panicznej
ucieczki. Zawsze odczuwa� l�k przed lud�mi, ale tym razem by�o to co� wi�cej ni� zwyk�y
zwierz�cy strach. Szczecina zje�y�a si� na nim od ryja a� do ogona. P�dzi� przez las na �eb na
szyj�, �ami�c ga��zie i tratuj�c krzaki. Dwa razy otar� si� bole�nie o pnie drzew i pozostawi�
na korze k�pki szorstkich k�ak�w. Wreszcie uda�o mu si� dopa�� bezpiecznego miejsca. Zaszy�
si� w najciemniejszym k�cie bagnistej ��czki i wysoko unosz�c �eb nas�uchiwa� z trwog�,
czy nie s�ycha� odg�os�w pogoni. Dopiero po kilkunastu minutach, kiedy nabra� ca�kowitej
pewno�ci, �e nic mu nie zagra�a, z g��bokim westchnieniem zwali� si� w b�oto i uci�� sobie
kr�tk� drzemk�.
W chwili gdy odyniec zaatakowa�, nieznajomy wykazuj�c niezwyk�� przytomno�� umys�u
wyskoczy� w g�r� i uchwyci� si� zwisaj�cej mniej wi�cej p�tora metra nad jego g�ow� ga��zi
sosny. T�tent racic i w�ciek�e sapanie zag�uszy�y skrzypienie konaru. M�czyzna wykorzystuj�c
impet silnego wyskoku przerzuci� cia�o wok� osi ga��zi, jak robi� to gimnastycy �wicz�cy
na dr��ku i znieruchomia�, spogl�daj�c z ciekawo�ci� na scen�, kt�ra rozgrywa�a si� u
jego st�p.
Gdy rozjuszony, a potem przera�ony odyniec umkn�� do lasu, nas�uchiwa� chwil�, po
czym zeskoczy� mi�kko na asfalt i najspokojniej w �wiecie ruszy� w dalsz� drog�.
W kilka minut p�niej pojawi�a si� za jego plecami jad�ca do Pu�tuska ci�ar�wka wy�adowana
zu�ytymi oponami i z wizgiem wesz�a w ostry zakr�t. Nie zamocowany �adunek
przesun�� si� gwa�townie, wielka opona wystrzeli�a nad burt� i spad�a na drog�. Kierowca
zaj�ty manewrowaniem nie zauwa�y�, �e gubi �adunek. Ko�o odbi�o si� od nawierzchni jak
pi�ka i potoczy�o wprost na id�cego poboczem m�czyzn�, kt�ry po raz drugi w ci�gu paru
minut wykaza� niebywa�y refleks i opanowanie. Nie odskoczy�, lecz z wpraw� urodzonego
pi�karza przystopowa� ko�o lew� nog�. By� to zdumiewaj�cy wyczyn. Opona si�ga�a mu prawie
do pasa i musia�a wa�y� kilkadziesi�t kilo, a jednak stan�a w miejscu jak zaczarowana.
M�czyzna rozejrza� si� ostro�nie, jakby obawia� si�, czy nie przeoczy� jakiego� niepo��danego
�wiadka cyrkowego wyczynu, po czym zakasa� kurtk� i wskoczy� na opon� obiema nogami.
Sztywna guma prawie nie ugi�a si� pod jego ci�arem. Bez wysi�ku, z wpraw� ekwilibrysty
zr�cznie przesuwaj�c stopy, zacz�� toczy� ko�o z coraz wi�ksz� szybko�ci�.
By� to niezwyk�y widok. Niepozorny m�czyzna p�dz�cy opustosza�� drog� na olbrzymiej
oponie. Uda�o mu si� wtoczy� j� na wzniesienie, kt�rego pokonanie nawet rowerem nastr�cza�oby
sporo trudu. Przeby� w ten spos�b kilka kilometr�w, dopiero gdy w oddali za �cian�
lasu zamajaczy�y zabudowania odleg�ego osiedla, zeskoczy� z opony i starannie u�o�y� j� w
rowie.
Wkr�tce dotar� do Pu�tuska. W t�umie ludzi p�dz�cych o tej porze do pracy niczym si� nie
wyr�nia�, tak jakby i on wyszed� z domu, �eby zd��y� podpisa� list� przed �sm�. Ale w tym
t�umie by� jedynym, kt�ry nie spieszy� do pracy. W ci�gu minionego tygodnia zarobi� tyle, �e
m�g� komfortowo prze�y� kilka miesi�cy.
Pewnego dnia pojawi� si� u le�niczego i natychmiast zosta� zatrudniony jako drwal. Ludzi
do pracy w lesie brakowa�o. Nikt go wprawdzie nie zna�, ale wygl�d, ujmuj�cy u�miech, budzi�y
zaufanie, a poniewa� mia� potwierdzone na pi�mie odpowiednie kwalifikacje, zacz��
prac� jako robotnik akordowy. Nikt nie widzia� go przy pracy, co wysz�o na jaw dopiero potem,
a jednak w ci�gu tygodnia ten cz�owiek wykona� sze��set procent normy. Zainkasowa�
pieni�dze i natychmiast znikn��.
W tym samym czasie w pi�ciu innych nadle�nictwach cz�owiek o tym samym nazwisku
r�wnie� zarobi� w podobnie podejrzany spos�b poka�ne sumy.
Fakt ten ujawniono podczas przypadkowej kontroli. Wprawdzie praca zosta�a wykonana
bez zarzutu i wszyscy odpowiedzialni pracownicy to potwierdzili, ale okoliczno�ci wskazy-
11
wa�y wyra�nie, �e musia�o doj�� do jakiego� oszustwa na spor� skal�. Na czym owo przest�pstwo
mia�o polega�, nikt nie potrafi� powiedzie�, cho� przeprowadzono bardzo szczeg�owe
post�powania wyja�niaj�ce.
Wys�ano pisemne wezwanie na adres podejrzanego, ale ten oczywi�cie nie stawi� si�. Pismo
wr�ci�o z adnotacj� �adresat nieznany�. Spraw� zainteresowano prokuratur�, ale w�adze zmuszone
by�y umorzy� �ledztwo z braku cech przest�pstwa, podejrzanego, �wiadk�w i tak dalej.
Le�ny aferzysta m�g� najspokojniej w �wiecie wej�� do restauracji i zam�wi� kotlet barani
oraz nap�j firmowy.
Odci�� no�em niewielki kawa�ek mi�sa, po czym przez d�ugi czas siedzia� bez ruchu. Najwidoczniej
kotlet przypad� mu do smaku, bo nast�pnie po�kn�� go w ca�o�ci.
Kelnerka wyba�uszy�a oczy z przera�enia. By�a przekonana, �e klient si� ud�awi na �mier�,
co mog�o fatalnie wp�yn�� na reputacj� zak�adu i wysoko�� premii pracownik�w.
Nic takiego nie nast�pi�o, kotlet g�adko przeszed� przez gard�o. Sur�wka zosta�a wch�oni�ta
w podobny spos�b. K�opoty, zgodnie z przewidywaniami kelnerki, nast�pi�y przy napoju
firmowym. Dziwny klient obserwowany z uwag� przez personel prze�kn�� mikroskopijny
�yk, siedzia� chwil� nieruchomo, po czym uni�s� si� w krze�le i odsun�� szklank� na bezpieczn�
odleg�o��. W milczeniu zap�aci� nale�no�� i wyszed� bez s�owa.
Kelnerka odprowadza�a go wzrokiem przez szyb�. Klient zatrzyma� si� na kraw�niku i
dyskretnie wyplu� nap�j do rynsztoka.
�Na to nie ma mocnych� � pomy�la�a melancholijnie kobieta i spojrza�a z niech�ci� na
ksi��k� �ycze� i skarg, gdzie napisano ju� o napoju firmowym kilkana�cie sensacyjnych
opowiada�.
Prawie ca�a klasa mia�a ju� wystawione stopnie z polskiego, wi�c zainteresowanie tym, co
m�wi� nauczyciel, by�o nik�e. Program zosta� przerobiony i powtarzano lekcj� o rzeczowniku.
Jedna tylko para oczu wpatrywa�a si� intensywnie w nauczyciela polskiego, pana Dud�.
By�y to oczy Szymka.
Pocz�tkowo nauczyciela ogarn�a cierpka nieco satysfakcja, �e znalaz� przynajmniej jednego
cierpliwego s�uchacza, bo reszta uczni�w bezczelnie gra�a w kapsle, ziewa�a ukradkiem
albo wymienia�a szeptem jakie� uwagi. Pan Duda nie by� tak naiwny, aby s�dzi�, �e uwagi te
dotycz� tematu lekcji.
Spojrza� raz jeszcze na zapatrzonego ch�opca i ogarn�y go w�tpliwo�ci. Lekcja nie by�a
specjalnie interesuj�ca, a jednak w oczach ucznia dostrzeg� blask prawdziwej fascynacji. Nauczyciel
poczu� si� troch� nieswojo i nawet zaj�kn�� si� dwa razy.
Dopiero po d�u�szej chwili zauwa�y�, �e spojrzenie ch�opca przenika go na wskro�, mija
szkolne mury a �ci�lej p�yty, i szybuje w przestworzach.
Podszed� na palcach do Szymka i lekko uj�� go za �okie�. Wydawa�o mu si�, �e zrobi� to
delikatnie, ale ch�opiec w niepoj�ty spos�b znalaz� si� z nogami na �awce, zupe�nie jakby wa�y�
dziesi�� deko. Sta� na pulpicie i wystraszonymi oczami spogl�da� na nauczyciela z g�ry.
� Co ty wyprawiasz?! � �achn�� si� pan Duda. Normalnie, gdyby ucze� pozwoli� sobie na
taki kawa�, zareagowa�by znacznie ostrzej, ale tym razem gn�bi�o go uczucie, �e by� mo�e
sam nie jest bez winy. Wydawa�o mu si�, �e dwoma palcami uni�s� ch�opca nad �awk�, cho�
po namy�le musia� przyzna�, �e by�o to nieprawdopodobie�stwem.
Na gruntown� ocen� tego, co si� sta�o, nie by�o czasu, bo ucze� sta� na nieodpowiednim
miejscu i r�wnie nieodpowiednim poziomie, co zagra�a�o autorytetowi szko�y. W�adczym ruchem
wskazuj�cego palca nauczyciel nakaza� mu usi��� w �awce. Autorytet zosta� uratowany.
Kaza� ch�opcu powt�rzy�, co wie o rzeczowniku. Ten wyg�osi� bez zaj�knienia kilka zda�,
kt�re wskazywa�y, �e temat lekcji nie jest mu ca�kiem obcy. Klasa zachichota�a.
� No tak � przyzna� niech�tnie pan Duda � ale to jeszcze nie pow�d, �eby w�azi� z nogami
na �awk�.
12
Szymek wyduka� kilka s��w przeprosin.
Spojrzeli sobie w oczy. Obu gn�bi�o niejasne poczucie winy.
Pan Duda chrz�kn�� znacz�co, daj�c do zrozumienia, �e spraw� uznaje za sko�czon�, po
czym uni�s� g�ow�, jakby chcia� na suficie wytropi� przerwany w�tek. Wyobrazi� sobie nagle,
�e jego autorytet najpierw podnosi si�, a potem zaczyna kr��y� nad tablic�. Usi�owa� odp�dzi�
to niestosowne wyobra�enie, bo przecie� zdawa� sobie spraw�, �e podnoszenie autorytetu
nie odbywa si� w taki spos�b, ale obraz natr�tnie powraca� jak osa do nadgryzionego jab�ka.
� Stan�li�my na...
�Na �awce� � podpowiedzia� mu g�os pochodz�cy prawdopodobnie z tego samego �r�d�a,
co wyobra�enie autorytetu lataj�cego pod sufitem.
�W szkole zaczyna ju� straszy� duch wakacji� � pomy�la� pan Duda.
Niespodziewany d�wi�k dzwonka przyj�� z ulg�.
Nie min�y jeszcze dwa tygodnie, odk�d tajemniczy osobnik stawia� pierwsze kroki na
mi�kkim le�nym poszyciu zataczaj�c si� jak cz�owiek odurzony alkoholem albo narkotykami.
Niewprawne d�onie szuka�y oparcia �ami�c ga��zie, palce zsuwa�y si� po szorstkiej korze.
Nie by� jednak pijany i nie cierpia� na �adn� chorob� zmys�u r�wnowagi. Z ka�d� chwil�
jego ruchy stawa�y si� coraz pewniejsze. Gdyby znalaz� si� jaki� przypadkowy �wiadek jego
wysi�k�w, doszed�by zapewne po namy�le do wniosku, �e ma przed sob� cz�owieka, kt�ry po
prostu uczy si� chodzi�. Trzeba przyzna�, �e nauka sz�a mu nadzwyczaj szybko. Wygl�da�o
to tak, jakby po utracie przytomno�ci i g��bokim zaniku pami�ci wraca� do rzeczywisto�ci
sprawdzaj�c ostro�nie mo�liwo�ci w�asnego cia�a.
Ju� po godzinie porusza� si� zupe�nie normalnie, lecz jego zachowanie nadal dalekie by�o
od tego, co zwykli�my uwa�a� za og�lnie przyj�te w ludzkim �wiecie.
Ukry� si� w g�stych zaro�lach i z jego twarz� zacz�y dzia� si� dziwne rzeczy. To rozci�ga�
j� szeroki �yczliwy u�miech, to zn�w pojawia� si� na niej grymas smutku, a spod powiek
wytoczy�o si� kilka �ez. Twarz na przemian blad�a i pokrywa�a si� krwistoczerwonym rumie�cem,
a nawet raz pojawi�y si� na niej krople potu. Umiej�tno�ci w wyra�aniu nastroj�w i
stan�w m�g�by mu pozazdro�ci� najwybitniejszy aktor. A jednak nie by� aktorem �wicz�cym
w samotno�ci do niezwyk�ej roli, fotografia jego twarzy nie pojawi�a si� w �adnym z filmowych
tygodnik�w.
Mia� odegra� wa�n� rol�, ale nie szuka� rozg�osu i s�awy, wr�cz przeciwnie. Chcia� ukry�
przed �wiatem, kim jest naprawd�.
Przez pierwsze dni nie opuszcza� le�nej kryj�wki. Prowadzi� ze sob� d�ugie rozmowy, ale
nie pad�o w nich ani jedno sformu�owanie, kt�re mog�oby rzuci� �wiat�o na jego tajemnicze
zachowanie. Przypomina�y one raczej dialogi z podr�cznika do nauki j�zyk�w.
W ci�gu tych kilku dni prawie nie jad�, je�li nie liczy� kilku gar�ci poziomek, kt�re po�yka�
bardzo ostro�nie bez rozgryzania.
R�wnie dziwne by�o tak�e to, �e niemal nie potrzebowa� snu. Jego zmys�y by�y w ci�g�ej
gotowo�ci, nawet w�wczas, gdy wydawa� si� mog�o, �e odpoczywa.
W nocy w pobli�u kryj�wki pojawia�y si� zwierz�ta, ale umyka�y natychmiast, gdy poczu�y
dziwny obcy zapach.
Dopiero pi�tego dnia tajemniczy osobnik zdecydowa� si� opu�ci� las. Poszed� pieszo do
odleg�ej o dziesi�� kilometr�w miejscowo�ci. By� tam kr�tko.
Sz�stego dnia po raz drugi wybra� si� do miasteczka. Tym razem sprawia� wra�enie cz�owieka,
kt�ry nabra� pewno�ci siebie. Porozmawia� o pogodzie z m�czyzn� czekaj�cym na
otwarcie sklepu z towarami motoryzacyjnymi. Cz�owiek �w okaza� si� pracownikiem le�nictwa.
Opowiada� o swojej pracy, o tym, �e przeprowadza si� na p�noc, gdzie obiecano mu
mieszkanie, pokazywa� jakie� papiery.
13
Tajemniczy osobnik z wyra�nym zainteresowaniem przygl�da� si� dokumentom i wypytywa�
o szczeg�y. Po�egnali si� jak starzy znajomi.
Potem uda� si� na dworzec PKS, gdzie uwa�nie przestudiowa� rozk�ad jazdy. Wydawa�o
si�, �e szuka jakiego� pretekstu do rozmowy z nieznajomymi, ale twarze ludzi zaj�tych w�asnymi
sprawami nie zach�ca�y do konwersacji, zdecydowa� si� wi�c zapyta� samotnie stoj�cego
staruszka o godzin�.
Starzec wydoby� z kieszeni spodni staro�wiecki chronometr na �a�cuszku i przyjrza� mu si�
surowo. Zegarek sta� od dw�ch lat z g�r�, ale poniewa� i tak zawsze si� spieszy�, postanowi�
nie oddawa� go do naprawy, wychodz�c z za�o�enia, �e je�li si� spieszy, to w�a�ciwie nigdy
nie pokazuje w�a�ciwej godziny, natomiast gdy stoi, to przynajmniej dwa razy na dob� wskazuje
bezb��dnie czas.
Chronometr by� wiekowy i staruszek bardzo si� do niego przywi�za�. Uwa�a�, �e nie ma co
m�czy� go ci�g�ym nakr�caniem, skoro w ci�gu wielu dziesi�tk�w lat wykona� ju� tyle pracy.
Nie przyznawa� si� jednak nikomu, �e nosi przy sobie bezu�yteczny przedmiot, i pytany o
godzin� niezmiennie udawa� zdziwienie, �e zegarek nie chodzi. Poza tym lubi� przypadkowe
pogaw�dki, a stoj�cy zegarek bardziej zbli�a ludzi do siebie. Przy takiej okazji mo�na pogaw�dzi�
o przemijaniu i o tym, �e w mniej wa�nych sprawach godzina czy dwie nie robi� r�nicy.
W przypadku sprawnego konwersacja ko�czy si� zwykle na pytaniu i odpowiedzi.
M�ody cz�owiek s�ucha� z uwag�. Staruszek od razu nabra� do niego sympatii i wyjawi� mu
w ogromnym zaufaniu, �e odk�d przeszed� na emerytur�, dorabia pilnuj�c kostnicy w jednym
z gda�skich szpitali. Na og� przypadkowo napotkani ludzie �egnali si� szybko pod byle jakim
pretekstem. M�ody cz�owiek wykazywa� natomiast �yczliwe zainteresowanie. Z nies�abn�c�
uwag� s�ucha� uwag staruszka o �yciu i �mierci i tak ciekawie zacz�ta rozmowa trwa�aby
pewnie znacznie d�u�ej, gdyby nie podstawiono autobusu do Gda�ska.
Po�egnali si� prawie serdecznie.
Tajemniczy osobnik opu�ci� przedmie�cia Pu�tuska i wyszed� na otwart� przestrze�, z
rzadka tylko poro�ni�t� drzewami. Jak dot�d m�g� by� z siebie zadowolony, wszystko odbywa�o
si� zgodnie z planem. Jedna tylko rzecz niepokoi�a go naprawd�. Psy.
Nie mia� powod�w, �eby si� ich obawia�. �aden go nie zaatakowa�. Przeciwnie. Na jego
widok skowycz�c zmyka�y z podkulonymi ogonami. W miastach jest du�o ps�w i tego rodzaju
epizody b�d� si� powtarza�y. Na pewno w ko�cu znajdzie si� kto�, kto zwr�ci na to
uwag�.
Dlatego teraz, gdy kilkaset metr�w przed nim pojawi� si� wielki czarny mieszaniec, nieznajomy
obejrza� si� z niepokojem, czy w pobli�u nie ma �wiadk�w. Na szcz�cie wok� nie
by�o �ywej duszy.
Mieszaniec, cho� uwa�ano go za pospolitego wiejskiego kundla, mia� do�� niezwyk�e pochodzenie.
By� synem rudej wy�licy, kt�r� od paru pokole� trudno by�o uzna� za rasow�, i
wielkiego doga, mi�dzynarodowego championa. Ojciec przebywa� w jej stronach na wakacjach
i korzysta� z daleko id�cej swobody, o jakiej nawet marzy� nie �mia� w stolicy. W ten
spos�b psi arystokrata zosta� ojcem wiejskiego kundla, kt�ry szybko pozna� wszystkie ciemne
strony �ycia i wskutek tych do�wiadcze� przeobrazi� si� we w��cz�g�.
Chadza�, jak to si� m�wi, w�asnymi drogami. Na tych drogach cz�sto spotyka� ludzi z�ych i
rzadko dobrych. Nauczy� si� w sobie tylko wiadomy spos�b odr�nia� ich. Po kilku latach
wiedzia� ju� wszystko o pieskim �yciu.
Pierwszy rok sp�dzi� na �a�cuchu przykutym do przeciekaj�cej budy. By� niedo�ywiony,
bo jego pan uwa�a�, �e dobry pies, to z�y pies, a z�y to g�odny. Gra� wi�c rol� z�ego brytana,
mimo �e wi�kszo�� m�odych zwierz�t pe�na jest ufno�ci wobec �wiata. Szczeka� i warcza� na
przechodni�w, ka�dego wita� obna�onymi k�ami. Wreszcie wszyscy uwierzyli, �e jest z�ym
psem, ale zamiast spodziewanej nagrody spotka�a go niezas�u�ona kara. Przestano go nawet
14
na noc spuszcza� z �a�cucha w obawie, �eby nie zrobi� komu� krzywdy. Mimo m�odego wieku
i niedo�ywienia by� najwi�kszym i najsilniejszym psem w okolicy.
Pewnego dnia zakocha� si�. Dwie noce bez opami�tania wy� z mi�o�ci, a� wreszcie z ca��
si�� uczucia i m�odo�ci szarpn�� wi꿹cy go �a�cuch. Mocne �elazne ogniwa nie pu�ci�y, ale
zmursza�a buda ruszy�a z miejsca, powl�k� j� wi�c do odleg�ej o kilka kilometr�w wsi, gdzie
mieszka�a jego ukochana.
Pojawienie si� we wsi psa ci�gn�cego bud� wzbudzi�o powszechn� weso�o��. Co� takiego
zdarza si� niecz�sto. Swojemu wyczynowi zawdzi�cza� pierwsze w �yciu prawdziwe imi�, bo
w jego poprzednim miejscu pracy nie by�o nikogo, kto by go nazwa�. By� po prostu przedmiotem
przywi�zanym do budy, tak jak wiadro jest przywi�zane do studni.
� Ale kawalir � m�wiono o nim z podziwem, i tak ju� zosta�o.
� Masz, kawalir, bo z g�odu zdechniesz z tej twojej mi�o�ci � powiedzia�a pewnego dnia
m�oda kobieta o r�owych policzkach i pachn�cych mlekiem d�oniach, podsuwaj�c misk� z
resztkami jedzenia i ko�ci. Po raz pierwszy nakarmi� go kto� obcy. Kawalir nie�mia�o machn��
ogonem i poczu�, �e znowu zaczyna wierzy� w ludzi.
M�oda kobieta uwolni�a go od �a�cucha, po kt�rym zosta�a na karku krwawa pr�ga. Nie
mia� ju� dok�d wraca�. Buda i �a�cuch znikn�y. Trzyma� si� w pobli�u obej�cia, gdzie
mieszka�a m�oda kobieta i stara� si� zapracowa� na resztki ze sto�u, warcz�c na intruz�w. Ale
kobieta nie potrzebowa�a jeszcze jednego psa. Po podw�rzu kr�ci� si� ju� ��ty pod�ugowaty
kundel. S�siedzi zacz�li przeb�kiwa�, �e trzeba zastrzeli� czarnego diab�a, zanim si� na kogo
rzuci, cho� Kawalir odr�nia� mieszka�c�w wsi od obcych i nikogo nie ugryz�.
Pewnego dnia zjawi� si� jego dawny pan. Mieszka�cy wioski zapominali ju� powoli o wyczynie
Kawalira, ale wie�� o nim zatoczy�a po okolicznych osiedlach ko�o i dotar�a do rodzinnej
miejscowo�ci. Pan trzyma� w r�ku kij i sznur.
Kawalir wiedzia�, co znaczy kij w r�ku tego cz�owieka i nie czekaj�c, a� spadnie mu na
grzbiet, umkn�� do lasu i ukry� si� w zaro�lach.
Nie zdaj�c sobie z tego sprawy sta� si� psem bezpa�skim. Na pocz�tku trzyma� si� w pobli�u
wioski. Niekiedy rzucano mu z lito�ci jaki� och�ap, ale by�o tego za ma�o, �eby wy�y�.
Kiedy z g�odu zadusi� swoj� pierwsz� w �yciu kur�, posypa�y si� przekle�stwa i kamienie.
Kilka dni przele�a� w le�nej kryj�wce, wylizuj�c przetr�con� �ap�.
Gdy wr�ci� do zdrowia, postanowi� wyruszy� w �wiat szukaj�c cz�owieka, kt�ry potrzebowa�by
du�ego, wiernego psa, o niewielkich wymaganiach, wiedz�cego o �yciu wi�cej ni�
dziesi�� ps�w rasowych z rodowodem od dziesi�tego pokolenia.
Na kr�tko uzyskane imi� zosta�o we wsi. Dziwnym zbiegiem okoliczno�ci, kiedy w kilka
miesi�cy p�niej, znowu na kr�tko przesta� by� bezimiennym kundlem, nazwano go Lir, a
wi�c sylab� poprzedniego imienia. Nazwano go z �artobliwej przekory mianem drobnej w�oskiej
monety, a jemu spodoba�o si� to od razu.
Ale zanim do tego dosz�o, oddala� si� na p�noc od krainy swojego dzieci�stwa, przemykaj�c
le�nymi duktami. W lesie czu� si� najbezpieczniej. �ywi� si� czym popadnie, bywa�o, �e
zrywa� nawet je�yny, cho� drobne kolce k�u�y go bole�nie we wra�liwy nos. Polowa� na myszy
i �aby, jad� padlin�. Prze�y� tak dwa miesi�ce, unikaj�c wsi i polowania na dr�b, kt�re
sko�czy�o si� wygnaniem od ludzi.
Pewnego letniego ju� dnia pragnienie zaprowadzi�o go nad jezioro. Ch�epcz�c wod� zanurzony
z brzuchem w cienistej toni, niespodziewanie us�ysza� ludzkie g�osy. Ostro�nie zbli�y�
si� do miejsca, sk�d dobiega�y i d�ugo wietrzy�. Ustali� bez trudu, �e ludzie w tym dziwnym
obej�ciu nie maj� �adnego psa, cho� by�o ich wielu. Zapachnia�o nadziej�.
Prze�ama� strach i ruszy� w stron� siedliska. �apy nawyk�e do tropienia le�nej zwierzyny
stawia� prawie bezg�o�nie, jak wilk udaj�cy si� na polowanie. Zapach ogniska i �wie�o z�owionych
ryb stawa� si� z ka�d� chwil� coraz bardziej intensywny.
15
D�ugo przygl�da� si� z ukrycia niskim domom o w�t�ych cienkich �cianach, zanim o�mieli�
si� do nich zbli�y�. Namioty widzia� po raz pierwszy w �yciu. Blisko dwie godziny �ledzi�
tych dziwnych, sk�po ubranych ludzi, zachowuj�cych si� ha�a�liwie i beztrosko. By�o ich tak
wielu, a nie by�o nikogo, kto pilnowa�by dobytku.
Podszed� ostro�nie, zatrzyma� si� w przyzwoitej odleg�o�ci i czeka� cierpliwie, a� go zauwa��.
� Patrzcie! Wilko�ak! � krzykn�� nagle opalony m�czyzna. Pies drgn��. Nie rozumia�
s��w, ale wiedzia� przecie�, �e chodzi w�a�nie o niego.
Kilka twarzy zwr�ci�o si� w stron�, gdzie sta� nieruchomo jak pos�g. Poczu� si� nieswojo,
ale nie ucieka�. Zbawczy las by� tu�, tu�. Wystarczy�oby kilka sekund, �eby znale�� si� w
bezpiecznym miejscu.
Kto� gwizdn��. Uszy psa poruszy�y si�, ale pozosta� na miejscu.
� Pi�kny jeste�, piesku � powiedzia�a filigranowa dziewczyna w kostiumie k�pielowym.
� Piesek, dobre sobie � mrukn�� opalony m�czyzna. � Za�o�� si�, �e to przebrany nied�wied�.
� G�odny jeste�, pieseczku?
� Rzeczywi�cie, drobny pieseczek. Nazwij go Grosz. Albo lepiej z w�oska Lir � roze�mia�
si� m�czyzna.
� �eby� wiedzia�, �e go tak nazw�! � odpowiedzia�a dziewczyna post�puj�c w stron�
czworonoga.
� Uwa�aj, Ewka!
� Nie boj� si� ps�w.
� Mo�e by� w�ciek�y.
Dziewczyna zawr�ci�a. Wesz�a do namiotu i po chwili pojawi�a si�, trzymaj�c w d�oni
s�oik z mi�sem.
� Czy to ten wek, kt�ry mieli�my wyrzuci�? � zapyta�a.
� Tak � odpowiedzia� jej ch�r kilku g�os�w.
Wzi�a star� gazet� i ruszy�a w stron� wci�� stoj�cego nieruchomo psa.
� No, chod� tu � powiedzia�a zach�caj�co mi�kkim g�osem. Zwierz� obserwowa�o j�
uwa�nie, ale nie reagowa�o na zaproszenie.
� Lir, do nogi! � zaryzykowa�a i ku jej najwy�szemu zdumieniu pies podszed� do niej powoli,
przyja�nie wymachuj�c ogonem. � Widzieli�cie! � wykrzykn�a z triumfem. Za jej plecami
rozleg�y si� brawa.
Wytrz�sn�a zawarto�� s�oika na gazet� i patrzy�a z przyjemno�ci�, jak kawa�ki mi�sa znikaj�
w pot�nym pysku. Trwa�o to kilka sekund, po czym Lir wyliza� starannie papier. Gdy
r�ka dziewczyny przesun�a si� po jego karku, zesztywnia�. Sta�a si� rzecz dziwna. Nikt go
nie g�aska�, pomijaj�c kr�tkie dzieci�stwo, kt�rego ju� w og�le nie pami�ta�. Dotkni�cie r�ki
by�o przyjemne i obezw�adniaj�ce. Zmru�y� �lepia.
� Chod�, poka�� ci tych dzikus�w � rozkaza�a dziewczyna i Lir ruszy� za ni� jak zahipnotyzowany.
Gdy jednak kt�ry� z m�czyzn schyli� si�, �eby dorzuci� polano do ogniska, zawr�ci� w
miejscu i znikn�� w lesie jak duch. Dziewczyna nie pr�bowa�a go nawet wo�a�.
A jednak w godzin� p�niej znowu by� na posterunku. Siedzia� w tym samym miejscu i
wodzi� oczami za m�od� kobiet�. Na jej wo�anie zareagowa� natychmiast. Podbieg� szybkim
truchtem do granicy obozowiska i zatrzyma� si�, wymachuj�c ogonem. Pocz�stowano go
resztkami ryb i chlebem nas�czonym olejem po sma�eniu.
Po kilku dniach zna� ju� zapach wszystkich ludzi, kt�rzy zamieszkiwali ob�z. Poza terenem
towarzyszy� w spacerach Ewie, trzymaj�c si� w odleg�o�ci kilku metr�w, ale granicy
obozowiska nie chcia� przekroczy�. Czu�, �e stanie si� przynajmniej dla cz�ci mieszka�c�w
intruzem i znowu kto� podniesie kamie�.
16
Pi�tego dnia od jego pojawienia si� ob�z opustosza�. Ludzie �ci�gn�li na wod� kajaki i odp�yn�li.
Na stra�y zosta�a jedynie Ewa. Krz�ta�a si� ko�o ogniska przyrz�dzaj�c obiad.
Lir le�a� w cieniu drzew i wpatrywa� si� w ni� oczami o barwie bursztynu. Gdy zwraca�a
twarz w jego stron�, ogon psa porusza� si� przyja�nie.
Dziewczyna sko�czy�a obieranie kartofli, uprz�tn�a obierki i wyci�gn�a si� na gumowym
materacu. Jej po�yskuj�ca w s�o�cu sk�ra mia�a kolor ciemnego miodu.
Pies drzema� w cieniu z p�przymkni�tymi powiekami, ale jego nos i uszy nie przestawa�y
rejestrowa� tego, co dzieje si� doko�a Nie dzia�o si� wiele. Zaskrzecza�a s�jka, wiewi�rka
zachrobota�a na so�nie i str�ci�a szyszk�, na skraju pasa trzcin zakot�owa�a si� woda. To
szczupak dopad� swojej ofiary.
S�o�ce wspina�o si� na wierzcho�ek swej codziennej drogi.
Nagle w g��bi lasu rozleg� si� trzask �amanej ga��zi. �aden cz�owiek nie zwr�ci�by uwagi
na cichy odg�os, ale Lir natychmiast uni�s� ci�ki �eb. Us�ysza� teraz wyra�nie ciche kroki
st�paj�cych po mi�kkim pod�o�u ludzi. By�o ich dw�ch. W ten spos�b poruszaj� si� ludzie,
kt�rzy nie chc� by� s�yszani.
Leniwy wiatr przesun�� brzuchem po wierzcho�kach drzew. Wra�liwy nos Lira zw�szy�
zapach id�cych. Szczeciniasta sier�� zje�y�a si� a� do ogona. Spojrza� na dziewczyn�. Le�a�a
z zamkni�tymi oczami, oddycha�a r�wno nie zdaj�c sobie sprawy z zagro�enia.
Mi�nie psa napr�y�y si�. Nie wiedzia�, co robi�. Gdyby by� na �a�cuchu, szczeka�by na
obcych. Ale �a�cuch nie istnia� od dawna, a poza tym sam tu by� obcy.
Ludzie, kt�rzy bezszelestnie podchodz� do cudzego domostwa, staraj� si� ukry� swe zamiary.
Skrywa si� zamiary z�e. Lir obna�y� k�y i warkn�� cicho.
Z lasu wysz�o dw�ch m�czyzn. Stan�li na skraju obozowiska i szeptem wymienili kilka
s��w.
Ewa ockn�a si� i zaniepokojona unios�a g�ow�, ale w�a�nie powia� wiatr i ciche s�owa
uton�y w szele�cie ga��zi.
Ni�szy m�czyzna zajrza� do pierwszego z brzegu namiotu. Wszed� do �rodka. Po chwili
wy�oni� si�, trzymaj�c w r�ku kilka przedmiot�w i wepchn�� je do worka po �piworze. Ta
sama scena powt�rzy�a si� przy kolejnym namiocie.
Z�odzieje nie zauwa�yli psa ukrytego w g��bokim cieniu. Nie dostrzegli tak�e dziewczyny,
le��cej w piaszczystym wg��bieniu nad samym brzegiem jeziora.
Stoj�cy na czatach wy�szy z m�czyzn spostrzeg� j� dopiero wtedy, gdy unios�a g�ow�.
Odruchowo zrobi� krok w ty�, zaczepi� nog� o link� namiotu i run�� na ziemi� z �oskotem.
Drugi, myszkuj�cy w kolejnym namiocie, wpad� w panik�, gdy p��tno nad jego g�ow� za�opota�o
gwa�townie i maszt przewr�ci� si� blokuj�c wej�cie. Obaj szamotali si� jak zwierz�ta w
pu�apce.
Ewa zerwa�a si� na r�wne nogi i biegiem ruszy�a w ich stron�.
Wy�szy z m�czyzn wyzwoli� si� ze splot�w p�kni�tej linki i zacz�� ucieka�, przeskakuj�c
jak p�otkarz rozci�gni�te sznurki. Kobieta krzykn�a. Na d�wi�k jej g�osu pies poderwa� si� z
ziemi, ale nie ruszy� na pomoc, lecz sta� niezdecydowany. Wiedzia� z do�wiadczenia, �e obcy
pies nie powinien wtr�ca� si� w ludzkie sprawy.
Uciekaj�cy zatrzyma� si� na skraju lasu i obejrza� przez rami�. Dostrzeg� towarzysza szamoc�cego
si� z dziewczyn�. Poza ni� nie by�o nikogo. Rzuci� w traw� wypchany skradzionymi
przedmiotami worek i ruszy� z powrotem.
Ni�szy szybko poradzi� sobie z m�od� kobiet�. Odepchn�� j� brutalnie obur�cz. Upad�a
prosto w ognisko. �ar przetrwa�y pod grub� warstw� popio�u si�gn�� obna�onej sk�ry.
Krzykn�a z b�lu.
Napastnik sycz�c z w�ciek�o�ci schyli� si�, jakby chcia� si�gn�� po kij lub kamie�.
Krzyk podzia�a� na spr�one do skoku zwierz� jak detonator. Znowu by� psem �a�cuchowym,
kt�ry broni obej�cia, ale tym razem �a�cuch go nie powstrzymywa�. Z g�uchym war-
17
czeniem w ci�gu sekundy przeby� dziel�c� ich odleg�o�� i rzuci� si� m�czy�nie do gard�a.
Ten padaj�c zdo�a� zas�oni� twarz ramionami.
Nagle pies poczu� ostry b�l w podbrzuszu. Drugi kopniak ju� go nie dosi�gn��. Noga w
ci�kim bucie przelecia�a o par� centymetr�w od �ba. Zaatakowa� b�yskawicznie, po chwili
rozleg� si� pe�en w�ciek�o�ci okrzyk i odg�os p�kaj�cego p��tna. K�y ze�lizgn�y si� po
spodniach z �aglowego p��tna, ale pot�ne szarpni�cie powali�o m�czyzn�.
Tymczasem pierwszy z zaatakowanych zd��y� och�on�� z przera�enia. B�yskawicznym ruchem
wydoby� z kieszeni n� spr�ynowy. D�ugie ostrze b�ysn�o w s�o�cu. Ci�� na odlew.
N� zgrzytn�� na ko�ci tylnej �apy. Lir zwin�� si� jak spirala i zd��y� pochwyci� cofaj�c� si�
r�k�. Rozleg� si� krzyk b�lu i n� upad� w traw�.
Z�odzieje wycofywali si� w pop�ochu op�dzaj�c od rozw�cieczonego psa wyszarpni�tymi
ze stosu chrustu kijami, ale Lir, cho� tylko na trzech �apach, nie zamierza� odst�pi�. Atakowa�
ju� bez �lepej furii, jak wytrawny bokser. �apa podkulona pod brzuchem broczy�a obficie
krwi�.
Goni� ich kilkaset metr�w w g��b lasu, dop�ki nie us�ysza� g�osu kobiety. Skoml�c cicho z
b�lu, kulej�c, wr�ci� do obozu. Tym razem wszed� pomi�dzy namioty i u�o�y� si� na wydeptanym
placyku, starannie wylizuj�c zranion� �ap�. Dziewczyna podpe�z�a do psa na czworakach.
Jej ramiona drga�y nerwowo.
Poczu� koj�ce dotkni�cie delikatnych d�oni. Uni�s� �eb. S�one krople zacz�y skapywa� mu
na pysk. Dr�eli oboje, gdy ramiona dziewczyny oplot�y masywny szczeciniasty kark.
W tak dramatycznych okoliczno�ciach zacz�y si� najszcz�liwsze dni w �yciu Lira. Gdy
po dw�ch godzinach na jeziorze pojawi�a si� flotylla kajak�w i znajome weso�e g�osy dotar�y
po wodzie do spl�drowanego obozowiska, pies drgn��, ale gdy r�ka Ewy spocz�a na jego
karku, napi�te mi�nie rozlu�ni�y si�.
Obozowicze dobili do brzegu. Spogl�da� niepewnie na ludzkie twarze, zdziwione i pe�ne
niepokoju. Dawno wycofa�by si� z tego miejsca do swojej kryj�wki, gdyby nie r�ka Ewy,
wci�� spoczywaj�ca na jego grzbiecie.
Znaleziono porzucony w trawie n�, kto� przyni�s� pokrowiec wype�niony skradzionymi
przedmiotami.
Otoczono psa ze wszystkich stron. Dziewczyna opowiada�a cichym, �ami�cym si� g�osem.
M�wi�a o nim. By� tego pewien, cho� nie rozumia� przecie� s��w. Patrzono na niego z podziwem
i wdzi�czno�ci�.
Po raz pierwszy w swoim pieskim �yciu by� naprawd� szcz�liwy, cho� przez ca�y czas
czu� piek�cy b�l i m�g� chodzi� tylko na trzech �apach. Nast�pi�o d�ugie �wi�to, jedyne, jakie
si� dot�d zdarzy�o. Postawiono przed nim talerz pe�en smako�yk�w, o kt�rych istnieniu nie
mia� dotychczas poj�cia.
Spojrza� pytaj�co na dziewczyn�. Wzi�a w palce kawa�ek kie