42
Szczegóły |
Tytuł |
42 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
42 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 42 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
42 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stefan �eromski "Przedwio�nie"
spis tre�ci
analiza utworu str. 2
tre�� str. 5
"Przedwio�nie" (1925 r.) jest ostatni�, rozrachunkow� powie�ci�
Stefana �eromskiego, wyra�aj�c� bolesne rozczarowanie �wie�o
odzyskan� niepodleg�o�ci�. Wprawdzie Polska zdo�a�a ustali�
granice pa�stwa, ustabilizowa� swoj� pozycj� mi�dzynarodow� i
rozpocz�a wewn�trzne scalanie w jedno pa�stwo i ujednolicanie
prawa, to jednak boryka�a si� z wieloma trudno�ciami
wewn�trznymi, zw�aszcza natury politycznej. W pierwszym sejmie
ustawodawczym powo�anym w 1919 r. istnia�o a� 18 klub�w
parlamentarnych reprezentuj�cych r�ne partie i �aden z nich nie
by� w stanie zdoby� wi�kszo�ci. Rz�dy opiera�y si� wi�c na
chwiejnych koalicjach. Szczeg�lnie drastycznym przejawem chaosu
politycznego by�o zab�jstwo prezydenta Narutowicza w 1925 r.
Pogarsza�a si� sytuacja ekonomiczna, szala�a inflacja i wzrasta�o
bezrobocie. Reakcj� by�y gwa�towne protesty spo�eczne
przybieraj�ce formy strajk�w i demonstracji, kt�re rz�d stara�
si� t�umi� si��. W�r�d mniejszo�ci narodowych na kresach zacz�y
si� ujawnia� tendencje separatystyczne. Stefan �eromski,
zaniepokojony rozwojem wydarze� w kraju, prowadzi� r�norodn�
dzia�alno�� publicystyczn�: je�dzi� ze spotkaniami autorskimi po
kr�gach plebiscytowych na Warmii i Mazurach, w czasie wojny z
bolszewikami by� korespondentem wojennym, organizowa� krajowy
odzia� Pen-Clubu, w swych tekstach publicystycznych anga�owa� si�
w tworzenie zwi�zk�w zawodowych robotnik�w i inteligencji.
"Przedwio�nie" uko�czy� we wrze�niu 1924 r., a kiedy ukaza�o si�
drukiem - wywo�a�o �yw� dyskusj�. Nies�usznie zarzucano autorowi
zniewa�anie jedno�ci narodowej i pod�egnywanie do rewolucji.
Odpowiedzia� artyku�em w kt�rym jednoznacznie o�wiadczy�: "...
nigdy nie by�em zwolennikiem rewolucji, czyli mordowania ludzi
przez ludzi z racji rzeczy, d�br i pieni�dzy - we wszystkich
swoich pismach, a w "Przedwio�niu" najdobitniej pot�piam rzezie
i ka�nie bolszewickie. Nikogo nie wzywa�em na drog� komunizmu,
lecz za pomoc� tego utworu literackiego usi�owa�em, o ile jest
to mo�liwe, zabiec drog� komunizmowi, ostrzec, przerazi�,
odstraszy�"1. Tytu�Tytu� powie�ci ma a� trzy znaczenia:jedno
dos�owne ( okre�lenie pory roku, kiedy Cezary wkracza na polsk�
ziemi� ("By� pierwszy dzie� przedwio�nia..."), a tak�e, gdy
widzimy go po raz ostatni, bior�cego udzia� w manifestacji
robotniczej dwa metaforyczne ( jest to nazwa etapu wst�pnego w
budowaniu niepodleg�ej Polski ("To dopiero przedwio�nie nasze" -
deklaruje Gajowiec); ( okres w �yciu jednostki poprzedzaj�cy
dojrza�o�� i charakteryzuj�cy si� wybuchem nieposkromionych si�
witalnych pchaj�cych ku mi�o�ci (mi�osne zbli�enie kochank�w to
"najistotniejszy, najzdrowszy, najt�szy obraz przedwio�nia" -
stwierdza sam autor w przypisie do sceny mi�osnej). Konstrukcja
i fabu�a powie�ci
Zasad� budowy "Przedwio�nia" jest kontrast (Polska "szklanych
dom�w" - Polska prawdziwa, Naw�o� - Ch�odek, Gajowiec - Lutek).
O� kompozycyjn� utworu stanowi biografia g��wnego bohatera. Jej
kolejne etapy zosta�y przedstawione w trzech cz�ciach powie�ci.
Utw�r rozpoczyna zwi�z�y "Rodow�d", stanowi�cy jak gdyby konspekt
powie�ci. Cezary Baryka, g��wna posta� powie�ci, to syn
pochodz�cej z Siedlec Jadwigi z D�browskich i Seweryna Baryki,
wnuka powsta�ca z 1831 r. Pn�c si� po szczeblach urz�dniczej
kariery w rosyjskim imperium trafi� do Baku i tam w 1900 r.
przyszed� na �wiat Cezary. Jego dzieci�stwo up�yn�o w
cieplarnianej atmosferze zamo�nego domu, pod opiek� rodzic�w
dbaj�cych o staranne wychowanie jedynaka. Cz�� pierwsza zat.
"Szklane domy" obejmuje kilkadziesi�t lat �ycia bohatera od
wybuchu I wojny �wiatowej po rok 1918, w kt�rym Seweryn Baryka
powraca do Polski. Zaprezentowana tu zosta�a genealogia spo�eczna
i ideowa bohatera, a tak�e obraz komunistycznej rewolucji
(totalnej i apokaliptycznej, skierowanej przeciwko wszystkim
warto�ciom dotychczasowego �wiata, wywo�uj�cej wszechogarniaj�cy
chaos). Ta cz�� przypomina powie�� edukacyjn�, traktuj�c� o
dorastaniu pokazanym na tle gwa�townych przemian dziejowych.
Opowiedziana zosta�a stylem gaw�dziarskim przez wszechwiedz�cego
narratora, stosuj�cego niekiedy zatrzymanie toku opowiadania i
zbli�enie wybranej sceny. Seweryn Baryka zostaje powo�any do
wojska;
dorastaj�cy Cezary wymyka si� spod wp�ywu matki, przestaje
chodzi� do szko�y, staje si� bywalcem wiec�w, coraz bardziej
zafascynowanym g�oszonymi na nich ideami rewolucyjnymi; nowe
w�adze rekwiruj� mieszkanie, a matka wyprzedaje si�, by wy�ywi�
rodzin�, pani Jadwiga, za pomoc udzielon� uciekaj�cej z Rosji
arystokratce, zostaje aresztowana i skierowana do ci�kich prac
publicznych. Wkr�tce umiera z wycie�czenia; wiosn� 1918 r. Cezary
jest �wiadkiem krwawych walk mi�dzy Ormianami i Tatarami;
jesieni� w�adze tureckie zmuszaj� Baryk� do pracy przy grzebaniu
trup�w. Tu odnajduje go ojciec (walczy� w polskich legionach);
zim� Barykowie z fa�szywymi paszportami wyruszaj� do Polski
(ojciec opowiada synowi o rodz�cej si� w wyzwolonej ojczy�nie
nowej cywilizacji). W drodze pan Seweryn umiera, a Cezary patrz�c
na n�dz� przygranicznej mie�ciny, pyta: "Gdzie� s� twoje szklane
domy?...". Cz�� druga, "Naw�o�" to autonomiczna nowela, kt�ra
mog�aby ukaza� si� osobno. Opisuje p�tora roku z �ycia Baryki
i skupia si� zw�aszcza na kilku miesi�cach sp�dzonych przez niego
na wsi, a ukazanych z epickim bogactwem szczeg��w. Jest to wizja
wyzwolonej Polski prowincjonalnej, kt�rej miniatur� stanowi
"pa�stwo naw�ockie". Cezary, zgodnie z wol� ojca, dociera do
Warszawy, do Szymona Gajowca (dawnego znajomego matki, teraz
urz�dnika w Ministerstwie Skarbu), kt�ry znajduje mu posad� w
biurze; m�odzieniec rozpoczyna studia medyczne, ale wybucha wojna
z bolszewikami i wst�puje do wojska; zaprzyja�nia si� z Hipolitem
Wielos�awskim (ratuje mu �ycie) i jesieni�, po demobilizacji,
przyjmuje jego zaproszenie do rodowego maj�tku, Naw�oci; flirtuje
z Karolin� Szar�atowicz�wn�, cioteczn� siostr� Hipolita
(utraciwszy posiad�o�� na Ukrainie, zagarni�t� przez bolszewik�w,
zarabia zajmuj�c si� drobiem), czym wzbudza zazdro�� Wandy
Okszy�skiej (krewnej pana Turzy�skiego, rz�dcy maj�tku).
Doprowadza to do tragedii: Karolina umiera otruta przez ni�.
prawdziwe uczucie wi��e go jednak z pi�kn� wdow� Laur�
Ko�cienieck�, narzeczon� nuworysza Barwickiego. W�a�cicielka
Le�ca ukrywa romans, gdy� zale�y jej na maj�tku narzeczonego.
po skandalicznej b�jce z Barwickim Cezary zaszywa si� w Ch�odku,
"folwarczku" Wielos�awskich. Tu poznaje beznadziejn� egzystencj�
ch�op�w, a na wie�� o ma��e�stwie Laury, powraca do Warszawy.
Cz�� trzecia, "Wiatr od wschodu", ma zupe�nie inny charakter.
Podstawow� form� podawcz� jest tu dialog mi�dzy przedstawicielami
dw�ch ugrupowa� toczony za po�rednictwem bohatera. Autor
wprowadzi� tu formy zbli�one do gatunk�w publicystycznych:
reporta�u i sprawozdania prasowego. �ycie i sprawy bohatera
znajduj� si� na dalszym planie, on sam schodzi na pozycje
obserwatora i dopiero zako�czenie stawia Cezarego Baryk� w
centrum zdarze�. Cezary wznawia studia medyczne, zamieszkuje u
kolegi, Bu�awnika, wynajmuj�cego pok�j w n�dznej dzielnicy
�ydowskiej; Gajowiec zatrudnia go przy opracowywaniu materia��w
do swojej ksi��ki analizuj�cej ekonomiczn�, spo�eczn� i
polityczn� sytuacj� odradzaj�cego si� pa�stwa (przy�wiecaj� mu
idee dziewi�tnastowiecznych pozytywist�w, spo�ecznik�w,
socjalist�w, tw�rc�w idei sp�dzielczo�ci); komunizuj�cy student
prawa, Antoni Lulek zabiera Cezarego na "konferencj�
organizacyjno-informacyjn�" cz�onk�w swojej partii, gdzie bohater
poznaje gorzk� i wstrz�saj�c� prawd� o sposobach traktowania
wi�ni�w politycznych; b�d�c pod wra�eniem poznanych fakt�w
polemizuje z Gajowcem, zwolennikiem stopniowych reform; na
pocz�tku marca spotyka si� z Laur� w Ogrodzie Saskim, gdzie
nast�puje ostateczne zerwanie kochank�w; pierwszego dnia
przedwio�nia wielka manifestacja robotnicza zorganizowana przez
komunist�w idzie w kierunku Belwederu, kiedy jednak na jej drodze
staje oddzia� piechoty, "Baryka wyszed� z szereg�w robotnik�w i
par� oddzielnie na ten szary mur �o�nierzy" na czele zabiedzonego
t�umu.
"Przedwio�nie" dyskusj� ideow�
W powie�ci nie ma postaci, kt�ra reprezentowa�aby niepodwa�aln�
racj�. G��wny bohater jest m�odzie�cem poszukuj�cym dla siebie
idei i swojego miejsca w odrodzonej Polsce. Obcy w kraju,
wyra�niej widzi jego sytuacj� i silniej prze�ywa rozbie�no��
mi�dzy idealnym wyobra�eniem o wolnej ojczy�nie (utopijna wizja
szklanych dom�w) a realno�ci�. Gdy dyskutuje z komunistami,
przywo�uje argumenty Gajowca (stopniowe, a zatem powolne reformy,
kt�rych podstaw� powinna by� stabilizacja pieni�dza,
upowszechnienie o�wiaty, sprawna dobrze zorganizowana policja
pa�stwowa ), rozmawiaj�c za� z Gajowcem - przeciwstawia si� jego
pogl�dom powtarzaj�c to, co us�ysza� na zebraniu komunist�w (a
zatem proponuje rewolucj�, a co za tym idzie utopienie kraju w
krwi i zagro�enie jego bytu pa�stwowego). Miota si� mi�dzy
r�nymi ideami, nie uto�samiaj�c si� z �adn� z nich. �eromski
nie broni wi�c �adnej z koncepcji, ostrzega natomiast przed
konsekwencjami, jakie gro�� Polsce, je�li nie znajdzie ona idei
konkurencyjnej wobec komunizmu.
"Przedwio�nie"
P.S. �eromski "W odpowiedzi Arcybaszewowi i innym", za: A.
Hutnikiewicz "�eromski", Warszawa 1987, .
Czaru� dosta� by� w�a�nie promocj� z klasy czwartej do pi�tej i
sko�czy� czternasty rok �ycia, gdy Seweryna Baryk� jako oficera
zapasowego powo�ano do wojska. - Wojna wybuch�a. Szybko, w ci�gu
paru dni, idylla rodzinna zosta�a zdruzgotana. Cezary znalaz� si�
sam z matk� w osierocia�ym mieszkaniu. Gdy odprowadza� ojca na
statek wojenny odchodz�cy do Astrachania, nie czu� �adnego zgo�a
�alu. Nowo��! Zajmowa�y go tysi�ce szczeg��w, drobiazg�w, dat,
nazwisk, cyfr, zwi�zanych z przebraniem si� ojca w mundur
oficerski. Pakowa� walizk�, �wietn� walizk� ojcowsk� z grubej,
��tej sk�ry, z metalowym okuciem, z wyci�ni�tym inicja�em i
mn�stwem wewn�trz tajemniczych przegr�dek. Nie podziela� i nie
rozumia� zupe�nie p�aczu i spazm�w matki, desperuj�cej od �witu
do nocy. Dopiero gdy ojciec w gronie innych oficer�w zosta� na
pok�adzie, a on sam z matk� na brzegu, i k�adk� z ha�asem
odepchni�to, Cezarek dozna� napadu przera�enia, jakiego jeszcze
nigdy w �yciu nie do�wiadczy�. Pod naciskiem tego uczucia
wyci�gn�� r�ce i pocz�� krzycze� jak istny dzieciak. Lecz znaki
uspokajaj�ce, kt�re kre�li�y w powietrzu bia�e r�ce ojcowskie,
uciszy�y go tak nagle, jak nagle przysz�a ta �lepa bole��
dzieci�ca. Przecie to na kr�tko! Istne manewry! Wojna nie b�dzie
trwa�a d�ugo. Jakie� tam par� tygodni. Mo�e miesi�c. Najwy�ej
dwa. Wa� rosyjski przesunie si� po polach wrog�w, zmia�d�y
przeszkody jak marchew czy kukurydz� i wszystko wr�ci do normy.
Tak m�wili wszyscy i tak� te� opini� w spadku po ojcu
odje�d�aj�cym otrzyma� Cezary. Gdy z portu wraca� do domu z
matk�, zaiste jak gr�b milcz�c�, by� ju� weso�y. Pocieszy�o go
to i owo, a nade wszystko perspektywa swobody. Ojciec, kt�ry go
nigdy a nigdy nie kara�, nigdy nawet nie �aja�, a strofowa�
p�artem, z lekk� drwink�, dowcipkuj�c, posiada� nad synem
w�adz� �elazn�, niez�omn�. Wbrew �agodnemu u�miechowi ojca, wbrew
jego grzecznym zaleceniom i pokornym radom, dobrotliwym pro�bom,
rzuconym w�r�d umizg�w i zabawy - nic nie mo�na by�o poradzi�.
By�y to kanony i paragrafy woli, narzucone z u�miechem i w gronie
pieszczotek. By� to rz�d samow�adny i dyktatura tak niez�omna,
i� nic, literalnie nic nie mog�o jej prze�ama�. Teraz ta �elazna
obr�cz rozlu�ni�a si� i samochc�c opad�a. Przestrach paniczny w
oczach matki: - "Co na to ojciec powie?" - znik�. Ojciec usun��
si� z mieszkania i ze �wiata, a jego nieobecno�� powiedzia�a:
"R�b, co chcesz!" Swoboda uszcz�liwi�a Cezarka. Przera�eniem
nape�ni�a jego matk�. - Co teraz b�dzie? - szepta�a za�amuj�c
r�ce.
Cezary nie zadawa� sobie takich pyta�. Przyrzeka� matce, �e
b�dzie pos�uszny, zupe�nie tak samo, jak gdyby ojciec by� obecny
w gabinecie. Postanawia� by� pos�usznym i uspokaja� matk�
milionem najczulszych pieszczot. Lecz w gruncie rzeczy dusz� i
cia�em wyrywa�, gdzie pieprz ro�nie. Czego nie m�g� u matki
dopi�� samowolnymi kaprysami, to wyprasza� umizgami lub awantur�.
On to teraz stawia� na swoim. Robi�, co chcia�. Nie dostrzegaj�c
granic tych obszar�w, kt�rych mu dawniej nie wolno by�o
przekracza�, rzuca� si� na prawo i na lewo, w ty� i naprz�d -�eby
wszystko dawniej zakazane dok�adniej obejrze�. Ca�e teraz dnie
sp�dza� poza domem na �obuzerii z kolegami, na grach, zabawach,
eskapadach i wagusach. Gdy si� sko�czy�y wakacje, "ucz�szcza�"
do gimnazjum i pobiera� w domu jak dawniej lekcje francuskiego
i niemieckiego, angielskiego i polskiego j�zyka, ale by� to ju�
raczej szereg awantur, a nieraz i b�jek. Z ka�dym teraz be1frem
zadziera�, wszczyna� k��tnie i toczy� niesko�czone procesy,
doznawa� bowiem stale "niesprawiedliwo�ci" i "krzywd", za kt�re
znowu jako cz�owiek honoru musia� si� m�ci� w spos�b w�a�ciwy i
za w�a�ciwy uznany w sferach miarodajnych, w�r�d "starych"
koleg�w pi�tej klasy. Zabawy - zreszt� niewinne -�az�gostwo i
urwisostwo, poch�on�y go jak jaki� �ywio�. W gronie kilku
starych koleg�w dra�owa� z lekcyj i buja� po okolicy, a nawet
noc� gania� po ulicach, po jamach i wertepach, po
zwaliskach gwebryjskich �wi�ty� i ruinach starych meczet�w.
Wyrwawszy si� z ojcowskiej u�dzienicy nie m�g� ju� znie�� �adnego
arkanu. Nieszcz�sna matka traci�a g�ow�, rozp�ywa�a si� we �zach
i gas�a z niepokoju. Na widok tych �ez gorzkich i nudz�cych go
a� do �mierci Cezary poprawia� si� na dzie�, z trudem - na dwa.
Na trzeci ju� znowu gdzie� co� p�ata�. Wybija� szyby Tatarom,
wdziera� si� na p�askie dachy dom�w i niewidzialny, strzela� z
procy do domownik�w. Tam wywierci� dziur� w �cianie domu, ty�em
odwr�conego do ulicy, a�eby przez otw�r przypatrywa� si� "�onom"
milionera muzu�manina, chodz�cym po bezdrzewnym ogr�dku bez
czarczaf�w, czyli jedwabnych zas�on na twarzach - tu zorganizowa�
niezno�nemu be1frowi koci� muzyk�. Noc�, bez celu i sensu wa��sa�
si� po niesko�czonym bulwarze nowego miasta albo po prostu jak
bezpa�ski pies gania� po zau�kach, po w�skich i stromych
uliczkach starego, uwija� si� w porcie, w brudach i czadach
"czarnego miasta" lub mi�dzy wulkanami, kt�rych kratery wyrzucaj�
s�one b�oto. Ta konieczno�� w��czenia si�, bezcelowego cwa�em
wyrywania z miejsca na miejsce sta�a si� na�ogiem i pasj�. Nie
m�g� usiedzie�. Nadto - gry. Gry w pi�k�, w pasek, w jakie�
kamyki, "kiczki" w wy�wiechtane gruzi�skie kostki. Pr�niacze
dnie Cezarego nape�nione by�y jednak nie byle jakimi pracami.
Uczy� si� roli do teatru kole�e�skiego o tre�ci rozb�jniczej,
kt�ry mia� by� odegrany sekretnie w zburzyszczach starych
baki�skich fortalicji. Budowa� wraz z innymi skrytki w skalnych
pieczarach i w labiryncie starych mur�w, w celu przechowywania
zakazanych ksi��ek, nieprzyzwoitych wierszy Puszkina i innych
pornograf�w. Tam�e le�a� w ukryciu pewien wiekowy rewolwer bez
naboi i przechowywany by� ozdobny gruzi�ski kin�a�, kt�rego ciosy
jeszcze "na razie" dla nikogo nie by�y przeznaczone. Zar�wno
rewolwer, jak kin�a� owini�te w kolorowe bibu�ki i cz�stotliwie
przewijane, czeka�y cierpliwie na swoje losy. Tymczasem urz�dzano
napa�ci na bur�uj�w, zar�wno tatarskiego, jak ormia�skiego
gatunku, mniej militarnymi narz�dziami. Wystarcza�y do bicia szyb
zwyczajne kamienie. Matka nie by�a w stanie utrzyma� syna w domu,
nakaza� mu zmiany wyuzdanych obyczaj�w, dopilnowa� go i wy�ledzi�
miejsca jego kryj�wek. Bez przerwy niemal czeka�a na jego powr�t.
Gdy chwyta� czapk� i p�dem wylatywa� z domu, co� podsuwa�o si�
do jej gardzieli i zapiera�o oddech. Nie mia�a ju� si�y prosi�
urwisa, �eby nie chodzi�. Z pocz�tku udawa� pos�usze�stwo: czai�
si�, przymila�, wyprasza� pozwolenie na bomblerk�. P�niej nabra�
zuchwa�ego rezonu. Z czasem sta� si� impertynencki, drwi�cy,
uszczypliwy, k��tliwy i napastliwy. A wreszcie nic sobie z matki
nie robi�. Zacisn�a z�by i milcza�a prze�ywaj�c niesko�czone
godziny trwogi o jedynaka. To obce miasto sta�o si� dla niej
jeszcze bardziej obce, cudze, niepoj�te, gro�ne, z�owieszcze. Po
wyje�dzie m�a wszystkiego si� tutaj ba�a. Dop�ki m�� by� w domu,
on by� osob� - ona cichym i pokornym cieniem osoby. Teraz �w cie�
musia� sta� si� figur� czynn�. Cie� musia� nabra� woli, w�adzy,
decyzji. Jak�e ten mus by� niezno�ny, jak uci��liwy! Musia�a
wiedzie� o wszystkim, przewidywa�, zapobiega�, rozkazywa�. Gubi�a
si� w pl�taninie swych obowi�zk�w. Nie wiedzia�a, od czego
zacz��, gdzie jest droga i jak ni� i��. Wstydzi�a si� i trwo�y�a.
Prze�ywa�a jedn� z najsro�szych tortur, tortur� czynu narzucon�
niedo��nej bierno�ci. Cierpia�a nie mog�c da� sobie rady. Trwoga
o syna, kt�ry si� jak na z�o�� zlisi�, dobija�a j�. Jedyn� ulg�
znajdywa�a w ci�gu nocy, kiedy ch�opak twardo spa�. S�ysza�a
wtedy jego oddech, wiedzia�a, �e jest obok niej i �e mu nic nie
zagra�a. Ale sama wtedy nie spa�a. Popad�a w bezsenno��. Wola�a
jednak bezsenno�� bia�ej nocy ni� trwog� bia�ego dnia. Och, jak�e
dobrze jej by�o przyczai� si� na legowisku, zasun�� si� w k�t i
patrze� na �liczn� g�ow� ch�opca, owian� g�stwin� falistej
czupryny i - patrz�c tak na niego - o nim marzy�!... Jaki�
�liczny, jaki� ukochany ten �obuz, ten urwis, ten w��czykij i
zawalidroga! Co mu si� te� �ni - co tam przep�ywa pod czaruj�c�
p�aszczyzn� spadzistego czo�a? Co te� to wida� w tych oczach
g�ucho zamkni�tych, pod cienistymi powiekami? Jaki� nami�tny
krzyk dobywa si� z pulsuj�cego gard�a! Jakie� gwa�towne, dzikie,
srogie widowisko jawi si� przed nim, bo prosty nos naci�ga si�
jak ci�ciwa �uku, nozdrza drgaj�, a wargi niezr�wnanych ust
ods�oni�y groz� i gro�b� prze�licznych bia�ych z�b�w! Jaki to
wilk! C� za pasja niestrzymana w tym sennym dziecka u�miechu!
A patrz�c tak na g��wk� jedynaka, g��boko rozwa�a�a: "Kt� to
jest, na Boga! ten ch�opiec? Oto tajemnica niezbadana pocz�a go
w niej. Oto by� male�ki i niedo��ny - kruszyna cielesna, byt
zale�ny jedynie od niej - cz�stka jej ca�o�ci, jak gdyby nowy
organ jej cia�a, r�ka lub noga... Wykarmi�a go, wypiel�gnowa�a,
wyhodowa�a. Z roku na rok r�s� w jej r�kach, w jej oczach, w jej
obj�ciu. Ka�dy dzie� jego zale�a� od niej, z niej si� poczyna�,
na niej si� ko�czy�. Si�y swe przela�a, �ycie swe przes�czy�a
kropla po kropli w jego si�y. Nastawi�a i wyprostowa�a drogi jego
krwi. Nada�a mu g�os, krzyk, �piew. A oto teraz obcy si� staje
i z�owieszczy. Obraca si� przeciwko niej. Z niego p�ynie na ni�
jakie� z�e. Bezgraniczna mi�o�� ku niemu przekszta�ca si� i
przeradza na krzywd� s�abego jej cia�a i ducha omdla�ego. Gdyby
go tak bezgranicznie nie kocha�a, c� by jej by�o, cho�by si�
psu� i, gdzie chce, hasa�! Ale on bije w mi�o��, targa t� si��,
kt�r� go obdarzy� jej s�aby ostatek mocy". Dnia�o nieraz, zanim
znu�ona popada�a w s�aby p�sen, w kr�tkie zapomnienie si�, w
p�czuwanie. Budzi� j� ka�dy ruch ch�opca, jego chrapanie albo
mowa przez sen. W tych stanach p�wiadomo�ci zawsze ucieka�a z
tych miejsc obcych "do domu", to znaczy do Siedlec. S�ysza�a w
g��bi swej g�owy stuk k� poci�gu i widzia�a niezmierzone obszary
p�l, las�w, pustek i pastwisk tej ziemi przeogromnej - Rosji,
kt�ra by�a jej wi�zieniem. Skryte, radosne, i�cie z�odziejskie
marzenie podpowiada�o jej perypetie czynu: zabra� Czarusia,
zawi�za� w w�ze� troch� rzeczy i czmychn��. Uciec z tego
wygnania! Zwia�! Wiedzia�a w ka�dym ocknieniu, �e to jest
niemo�liwe, �e tego by� nie mo�e, �e Seweryn nigdy by na to nie
przysta�. Czy� nie mia�by prawa powiedzie�, �e uciek�a dlatego,
�e w Siedlcach jest Szymon Gajowiec? To imi� i to nazwisko mia�o
moc czarodziejsk�. Ono tu ods�ania�o dawne, wiosenne poranki i
letnie dni, kt�rych ju� nie ma na ziemi. Mia�a znowu siedemna�cie
lat i t� rado�� w sercu, kt�rej ju� nie ma na ziemi. Wiedz�c o
tym doskonale, �e to jest gruby i �mieszny nonsens, by�a znowu
sob�, dawn�, m�od� dziewczyn�. Kocha�a znowu Szymona Gajowca,
sekretnie, skrycie, na �mier� - jak wtedy. By�a znowu na �mier�
kochana przez tego wysmuk�ego, pi�knego m�odzie�ca - jak wtedy.
Prze�ywa�a sw�j niemy romans. Czeka znowu na jego wyznanie -
d�ugo, t�sknie. Ale on nie powiedzia� jej nigdy ani s�owa! Ani
jednego westchnienia, ani jednego p�s��weczka! Tylko w tych
ciemnych, g��bokich oczach jego p�onie mi�o��. Och, nie romans,
nie mi�ostka, nie radosny flirt, lecz pos�pna mi�o��. Jak�e m�g�
o�mieli� si� na wyznanie mi�osne, jej, pannie z "domu"
siedleckiego, on, biedny kancelista z "Pa�aty", a nadto
pochodz�cy z ch�op�w podlaskich czy tam z jakiej� drobnej
zagonowej szlachty. Tote� milcza�, a� si� domilcza�! Przyjecha�
Seweryn i wydano j� bez gadania. Wspomina�a znowu odjazd sw�j z
m�em do Rosji. Stoi oto w oknie wagonu, u�miechni�ta,
szcz�liwa, m�oda m�atka. Mn�stwo ludzi, wszyscy znajomi, ca�e
miasto. Gwar, kwiaty, u�ciski, pozdrowienia, �yczenia. A w g��bi
peronu, z dala, sam jeden, oparty o framug� okna - tamten. J�k
przerzyna� dusz� na nowo. Widzia�a jego oczy i u�miech pe�en
�miertelnej bole�ci. Wspomina�a dnie dawne, urocze chwile, kiedy
przechadzali si� nad wod� stawu w Sekule, nad wod� niezapomnian�,
pokryt� wodnymi liliami. Pami�ta�a ka�de jego s�owo owoczesne,
cich� rozmow� o unii podlaskiej, o m�cze�stwie, katowaniach,
przymusach. W duszy jego unia podlaska i ca�a owa kraina smutna
a pe�na tajemnicy mia�a jak gdyby kaplic� swoj�. On to jeden
wiedzia� o wszystkim, wszystko zna� z akt�w, z papier�w
urz�dowych, z tajemnych raport�w. On jeden sta� nad drogami tego
kraju jak samotny krzy�. Jej tylko jednej powierza� sekrety. I
tak go oto zdradzi�a... Wspomina�a wycieczk� jedn� do Drohiczyna,
drabiniastymi wozami, w licznym towarzystwie m�odzie�y. Jak�e
by�o weso�o, jaka wiosna by�a w duszach! Po drodze zatrzymano si�
obok starej unickiej kapliczki, zabitej gwo�dziami i skazanej na
zag�ad�. Wspomnia�a sobie oczy Gajowca, oczy wzniesione na
zesz�owieczny w g��bi obraz. O Bo�e, tego cz�owieka odrzuci�a,
podepta�a, zabi�a na duszy!... Wspomina�a po raz tysi�czny �w
list jego okrutny, gdy si� rozesz�a wie��, �e wychodzi za
Seweryna - list na sze�ciu stronicach, b�agalny, �ebrz�cy,
zamazany strugami �ez, ob��kany list Gajowca. Podar�a go w�wczas,
lecz s�owa tego pisma �y�y w jej duszy. Czyta�a je w pami�ci
swej, jak wtedy na strychu, gdy targa�a w�osy i omdlewa�a z
rozpaczy. Na wspomnienie imienia tego cz�owieka, kt�remu nigdy
nie u�cisn�a r�ki, do kt�rego nie wyrzek�a jednego czulszego
wyrazu, wiosna ojczysta pachnia�a w jej duszy. On to by� jej
nauczycielem, przewodnikiem, cichym mistrzem - ach, i wybranym
ze wszystkich ludzi na ziemi! Wszystko przesz�o, nasta�o straszne
oddalenie w czasie, w przestrzeni - narodzi� si� Czaru� - a
przecie tamten cz�owiek nie umar� w duszy. Gdyby nawet nie by�o
go ju� na ziemi, b�ogos�awi�a jego pami��... Od m�a nadchodzi�y
listy do�� cz�sto. By� na linii bojowej, gdzie� w Prusach
Wschodnich, ponad Mazurskimi Jeziorami. Listy jego by�y
jednostajne, niemal urz�dowe, suche i zawieraj�ce zawsze te same
zwroty. Oczywi�cie nie skar�y�a si� m�owi na syna - przeciwnie,
w spos�b k�amliwy chwali�a go za cnoty, kt�rych ani cienia nie
ujawnia�. Ojciec dzi�kowa� w listach swych Cezaremu za tak
chwalebne prowadzenie si� i post�py w naukach. Matka odczytywa�a
te ust�py zatwardzia�emu recydywi�cie i osi�ga�a na chwil� co�
w rodzaju skruchy i �alu za grzechy. Ale niech�e kt�ry z koleg�w,
jaki� tam Misza czy Kola, gwi�nie pod oknem, ju� by�o po skrusze
i mocnym postanowieniu poprawy! Raz tylko przyst�pi�o co� do
Cezarka. By� zwyczaj, i� w miejscowej kaplicy katolickiej
�piewano w niedziel� na ch�rku. Cezary mia� bardzo �adny g�os i
kilka ju� razy �piewa� solo przy akompaniamencie fisharmonii.
Ksi�dz, Gruzin, wychowany w g��bi Rosji i nieprzychylnie
usposobiony dla Polak�w, niech�tnie zgadza� si� na te �piewy,
jednak tolerowa� je ze wzgl�du na liczn� polsk� koloni�. Pewnego
jesiennego poranka Cezary �piewa� na ch�rku star�, pospolit�
pie��: O Panie, co losy ludzko�ci
dzier�ysz w d�oni Swej,
Stoj�cych na progu wieczno�ci
do �ona przytuli� chciej...
Gdy si� zani�s� od samotnego �piewu, chwyci�o go co� za serce.
Niepoj�ta, g�ucha t�sknota za ojcem si�gn�a do ostatecznej g��bi
w jego duszy. Czu�, �e lada chwila zaniesie si� od p�aczu. �piew
jego sta� si� przejmuj�cy i pi�kniejszy ponad wszelk� pochwa��.
Stary, sterany, zapity urz�dnik, kt�ry ju� s�abo j�zyk polski
pami�ta�, ledwie m�g� sobie da� rad� z akompaniamentem - dr��cymi
palcami chwyta� wsp�tony, a�eby nic nie uroni�, a�eby - uchowaj
Bo�e! - nic nie zepsu� w tej pie�ni, co si� sta�a wieszczeniem
ponadludzkim, zaiste modlitw� przed Panem. Zdawa�o si�
s�uchaczom, �e to anio� niebia�ski zst�pi� z ko�cielnego obrazu,
stan�� przy klawikordzie i za�piewa� za grzesznych ludzi pie��
b�agaln�. Ten ko�cielny nastr�j odszed� jednak r�wnie szybko, jak
przyszed�. Za murami kaplicy Czaru� by� sob�, a raczej by� we
w�adzy wsp�lnego sza�u, kt�ry go wraz z kolegami op�ta�. Uczucie
t�sknoty za ojcem, nieodparte i g��bokie, napotka�o na swej
drodze obaw� wobec mo�liwo�ci powrotu rodzica. Olbrzymia bania
swobody st�uk�aby si� natychmiast. Trzeba by znowu przyczai� si�,
udawa� �wi�toszka, grzeczniusia, pracowniczka, kt�ry o niczym nie
my�li, tylko o szkolnej i pozaszkolnej nauce. Ani mru-mru ju�
wtedy o w�asnej woli, o bujaniu samopas, dok�d oczy ponios�, i
o tym nienasyconym upajaniu si� wolnym powietrzem, jakie daje
m�odociane rozpasanie. Cz�stokro� zreszt� owo rozpasanie
przybiera�o formy dziwnie pospolite. Koledzy schodzili si� u
jednego ze wsp�pr�niak�w i, niby to w wielkiej tajemnicy,
�piewali najbardziej znane i najbardziej oklepane pie�ni
rosyjskie. Po �piewach nast�powa�y karty. Ten i �w kocha� si�.
Cezary jeszcze si� w nikim nie kocha�, ale wiedzia�, �e taka
pozycja istnieje i jest w modzie. Seweryn Baryka nie pokona�
Niemc�w nad Mazurskimi Jeziorami. Przeciwnie - wia� na wsch�d z
reszt� armii. D�ugo nie by�o od niego wie�ci, a gdy wreszcie
nadesz�a, to ju� zupe�nie sk�din�d. By� w Karpatach. Par� na
W�gry. Przysy�a� stamt�d wiadomo�ci, tak samo suche i
jednobrzmi�ce. Ka�dy list zaczyna� si� od pyta� o Cezarego i
ko�czy� niesko�czonymi dla niego pozdrowieniami. Ani jednego
s�owa, ani wzmianki o powrocie! Bitwy, obl�enia, pochody,
�niegi, doliny i g�ry, g�ry, kt�rych Cezary nadaremnie szuka� na
mapie. Po�o�enie �ony i syna by�o zabezpieczone. Ju� sama pensja
oficerska, wyp�acana punktualnie, wystarczy�aby najzupe�niej.
Nadto Seweryn Baryka przed p�j�ciem na front wyj�� z safesu
bankowego znaczn� cz�� swych oszcz�dno�ci, zamieni� na z�oto i
"na wszelki wypadek" zakopa� w piwnicy wraz z bi�uteri� i co
cenniejszymi przedmiotami ze srebra i z�ota. Samych pieni�dzy
by�o kilkaset tysi�cy. Przy ceremonii zakopywania, dokonanej w
nocy z ca�� ostro�no�ci� i premedytacj�, by�a obecna pani
Barykowa i Cezary. Cz�� kapita�u pozostawiona w banku, znowu "na
wszelki wypadek", s�u�y�a do dora�nego u�ytku i dowolnego
rozporz�dzenia. Z tego matka i syn mogli czerpa�, ile chcieli,
na swe potrzeby, na op�at� lekcji j�zyk�w, muzyki, �piewu, ta�ca,
konnej jazdy, �y�w, wrotek, motocyklu, roweru, �odzi motorowej,
aeroplanu, samochodu oraz wszelkiej innej manii czy fanaberii
jedynaka, o jakiej tylko dusza jego zamarzy� mog�a. Cezarek dba�
o to, �eby "rachunek bie��cy" nie sple�nia� w banku. Pr�bowa�
wszystkiego, co mu strzeli�o do g�owy. Matka zgadza�a si� na
wszystko, a raczej musia�a na wszystko przystawa�, co podyktowa�.
Je�dzi� tedy po l�dzie i po morzu, a nawet lata� po powietrzu.
Nie mo�na powiedzie�, �eby si� wcale nie uczy� albo nawet �le
uczy�. Lubi� na przyk�ad muzyk� i gra� du�o, w czasie lekcji i
poza lekcjami. Czyta� mn�stwo wszelakich ksi��ek. Przechodzi� z
klasy do klasy, tak i owak �ataj�c braki systematycznych i
porz�dnych studi�w, jak to bywa�o za czas�w ojcowskich, kiedy
trzeba by�o przysiadywa� fa�d�w dzie� dnia i wszystko pilnie
odrabia� do ostatniego udarienja. Po roku, dwu, trzech latach,
o ojcu dalekim - w istocie -jak gdyby s�uch zagin��. Baryka by�
wci�� w armii. Czyni� ofensywy i doznawa� defensyw, lecz nie
przyje�d�a�. Raz doni�s�, �e by� ranny, �e le�a� w szpitalu,
k�dy� daleko, na granicy rdzennej Polski. D�ugo potem nie pisa�.
Gdy potem list nadszed�, by� to skrypt nieoficjalny, datowany z
innego miejsca pobytu. W tym czasie Cezarek wyrasta� na
samodzielnego, a raczej samow�adnego m�okosa. O ojcu -jako�
zapomnia�. My�l o ojcu - by�o to widmo przestarza�ych zakaz�w,
pad� jaki� ciemny, z kt�rego zion�o uczucie dziwnie bolesne,
�ciskaj�ce, a nade wszystko smutne, t�skne, lecz zarazem w
niepoj�ty spos�b w�asne i rodzone. Cezary nie lubi� my�le� o
ojcu. Czasami jednak chwyta�o go w p� drogi, ni to w obj�cia,
b��dne widmo - zatrzymywa�y po�rodku zabawy niewidzialne r�ce.
Co� go czasami ci�gn�o w odm�t smutku i �alu, kt�ry si� nagle
pod nogami otwiera�. Trzeba by�o potem zabija� to uczucie, kt�re
nosi�o w�r�d koleg�w nazw� chandra, wysi�kami na ��dce, na
rowerze, na motocyklu albo na dzikim kozackim koniu. W ci�gu tych
d�ugich wojennych lat matka sta�a si� dla Cezarego czym� tak
podatnym, powolnym, u�ytecznym, w�asnym, pos�usznym wzgl�dem
ka�dego zachcenia i odruchu, �e zaiste, by� to ju� jego organ,
jak r�ka lub noga. Nie znaczy to wcale, �eby Cezarek by� z�ym
synem, a jego matka niedo��n� ciap�. Lecz tak dalece zros�y si�
te dwa organizmy, a jeden tak do drugiego nale�a�, i� stanowi�y
jedno duchowe cia�o. Z wolna i konsekwentnie Cezarek zajmowa�
miejsce Seweryna jako �r�d�o decyzji, rady, planu i rzutu oka na
met� dalek� oraz jako rozkazodawca. Nie zajmowa� si� domem i jego
sprawami, lecz od niego wszystko zale�a�o. Wiedzieli wszyscy, i�
pani Barykowa odbiera i wr�cza pieni�dze tudzie� wykonywuje
polecenia, ale rz�dzi pi�kny Cezarek. W dostatnio urz�dzonym
mieszkaniu wszystko zosta�o na miejscu, jak by�o w chwili odjazdu
Seweryna Baryki. Ani jeden ci�ki mebel nie zosta� inaczej
przestawiony w salonie - ani jedna ksi��ka inaczej po�o�ona na
biurku w gabinecie pana domu. Tak samo wszystko tkwi�o na
miejscu, jak gdyby tego� dnia rano wyszed� do swego urz�du "na
przemys�ach". Oto gazeta, kt�r� czyta� w przeddzie� wyjazdu - oto
drogocenny n� do rozcinania kartek, jeszcze, zda si�, ciep�y od
uj�cia przez jego d�o�, tkwi w �rodku roz�o�onego tomu.
Mieszkanie to mo�na by rzec, by�o obrazem pot�nego pa�stwa, w
kt�rego obr�bie si� przytuli�o. Jak tam, tak i tu wszystko sta�o
pot�nymi pracami ustanowione i z dawna uj�te w kluby. Gospodarz
nie wraca�. W trzecim roku wojny nie by�o od niego �adnej wie�ci
tak d�ugo, i� �ona, a nawet lekkomy�lny syn popadli w rozpacz.
Informacje w urz�dach wojskowych by�y jakie� m�tne i niepewne.
Raz powiedziano, �e major "Siewierian Grigoriewicz Baryka" -
zagin��. Kiedy indziej wyja�niono, �e dosta� si� "prawdopodobnie"
do niemieckiej czy austriackiej niewoli. Wreszcie odpalono
natarczywe pytania zimnym ciosem, z pewnym ironicznym zmru�eniem
urz�dniczego oka, i� przepad� w otch�aniach wojny, wie�� o nim
zagin�a tak dalece, i� o tym cz�owieku nic zgo�a nie wiadomo.
Rozpacz nieszcz�snej kobiety przechodzi�a wszelkie granice. Nie
tu jednak by�y granice, a nawet nie tutaj jeszcze by�o pa�stwo
rozpaczy. Nasun�o si� to pa�stwo wielkie i dzikie, niewiarygodne
i niepoj�te jakoby zagon tabun�w tatarskich, z przestwor�w Rosji
i z czasu. Jednego dnia rozesz�a si� w mie�cie Baku lotem
b�yskawicy wie��: rewolucja! Co znaczy�o w praktyce owo s�owo,
nikt obja�ni� nie umia�, a gdy by�o najm�drzejszego poprosi� o
wyja�nienie, na pewno orzek� co� innego ni� poprzedni znawca i
co innego ni� jego nast�pca. Je�eli kto wiedzia� cokolwiek
realnego o istocie rewolucji, to chyba tylko sam Cezary Baryka,
gdy� on to j� w�a�nie z miejsca wszczyna�. Przede wszystkim, z
dawna ju� s�ysz�c, �e jest gdzie� jaka� rewolucja, przesta�
"ucz�szcza�" do swej �smej klasy. Wraz z nim co gorliwsi wyznawcy
jego sposobu my�lenia i post�powania. Nadto - przebra� si� po
cywilnemu. Niezupe�nie zreszt�: czapka uczniowska bez palmy,
marynarka cywilna. Gdy za� dyrektor gimnazjum, spotkawszy go na
mie�cie, w najniewinniejszej my�li zapyta�, czemu to paraduje po
cywilnemu, w czapce na bakier i ze szpicrut� - trostoczkoj - w
r�ku, Cezarek t�� szpicrut� - trostoczkoj - wymierzy� dyrektorowi
w sensie odpowiedzi dwa z dawna zbiorowo wy�nione indywidualne
ciosy: jeden w prawe ucho, a nast�pnie drugi w lewe. Zbiegowisko
uliczne nie stan�o po stronie pokrzywdzonego dyrektora, lecz
w�a�nie po stronie napastnika Baryki. Cezary odszed� spokojnie
do domu, otoczony aureol�, nios�c w r�ku s�awn� odt�d trostoczk�.
Skoro za� dyrektor gimnazjum, zwo�awszy rad� pedagogiczn�,
wydali� Cezarego Baryk� z tej szko�y, ze wszystkich innych
gimnazj�w baki�skich i ze wszystkich szk� w pa�stwie, gdy�
zaleci� go do tak zwanego "wilczego biletu" - to by� to akt
najzupe�niej nieszkodliwy, gdy� Cezary Baryka nie kwapi� si� ju�
do �adnej szko�y w tym pa�stwie. Inne mu ju� wiatry �wista�y ko�o
uszu. Ani pods�dny, ani cz�onkowie karz�cego cia�a niewiele
przywi�zywali wagi do wyroku. Obity zwierzchnik zaskar�y�
wychowa�ca do s�du. Lecz nim nadszed� termin powo�ania napastnika
przed kratki, jakie� tajemnicze si�y t�uk�y co noc szyby w
mieszkaniu dyrektora gimnazjum nie pozostawiaj�c ani jednej,
maza�y dziegciem i innymi �le woniej�cymi merkaptanami drzwi,
schody i �ciany jego willi, wrzuca�y mu do gabinetu przez dziury
w oknach zdech�e szczury, urz�dza�y pode drzwiami kocie muzyki
i wszelkie inne �akowskie psikusy. Policja? Policja sta�a si� w
tej dobie czynnikiem przedziwnie ospa�ym. Nie mog�a �adn� miar�
pochwyci� i ukara� z�oczy�c�w. Mo�na by powiedzie�, i� sromotnie
przed nimi tch�rzy�a, jak zreszt� wszyscy w mie�cie. Kt� m�g�
wiedzie�, czy to w ten spos�b nie objawia swej pot�gi rewolucja,
tak gro�na i wszechw�adna na p�nocy pa�stwa? Tej za� nowej sile
naczelnej policja nie chcia�a si� nara�a�. Przez czas do�� d�ugi
w mie�cie Baku by�o g�ucho, martwo i nudno. Wszystko jeszcze po
dawnemu rusza�o si� i �azi�o, ale nies�ychanie ospale, niemrawo,
z rezerw�, a nawet jawn� perfidi�. Nie mog�o by� inaczej, skoro
z dnia na dzie� wszystko si� odmienia�o. Dwa �ywio�y miasta -
Tatarzy i Ormianie - czatowali na si� wzajemnie z wy-
szczerzonymi z�bami i wyostrzonym w zanadrzu kin�a�em. W�adze,
reguluj�ce ten stary zatarg na rzecz panowania rosyjskiego,
przywaro- wa�y, albowiem w samym �r�dle ich pot�gi co� si� urwa�o
i wywr�ci�o do g�ry nogami. Wreszcie wszystko pierzch�o na
wszystkie strony. Zjawi� si� komisarz rewolucyjny - o dziwo! -
Polak z pochodzenia. Ten piorunem ustanowi� now� w�adz� i
zaprowadzi� nowe porz�dki. Tatarzy i Ormianie dali pok�j walce,
a jedni i drudzy na sw�j spos�b wyzyskiwali sytuacj�. Przede
wszystkim - znik�y wszelkie towary. Pozamykano sklepy. Zabrak�o
�ywno�ci. Banki nie wydawa�y z�o�onych kapita��w i nie wyp�aca�y
procent�w. Nikt nie dostawa� pensji. Rugowano z mieszka�.
Zapanowa�a ulica, robotnicy naftowi i fabryczni, czelad� sklepowa
i domowa, marynarze. By�o tam jednak stosunkowo spokojnie. Miasto
sta�o w�a�ciwie brakiem rz�du, a si�� sw� czerpa�o z walki
sk��conych plemion. Ludno�� niezamo�na upaja�a si� mityngami,
mowami i wywracaniem wszystkiego na nice. Cezary Baryka by�
oczywi�cie bywalcem zgromadze� ludowych. Na jednym z takich
zbiegowisk wieszano in effigie bur�uazyjnych cesarz�w,
wielkorz�dc�w, prezydent�w, genera��w, wodz�w - mi�dzy innymi
lalk� ubran� za J�zefa Pi�sudskiego. T�um klaska� rado�nie a
Cezarek najg�o�niej, cho� nic jeszcze, co prawda, o J�zefie
Pi�sudskim nie wiedzia�. Wszystko, co wykrzykiwali m�wcy wiecowi,
trafia�o mu do przekonania, by�o jakby wyj�te z jego wn�trza,
wyrwane z jego g�owy. To by�a w�a�nie esencja rzeczy. Gdy wraca�
do domu, powtarza� matce wszystko od a do z, wyja�nia� arkana co
zawilsze. M�wi� z rado�ci�, z furi� odkrywcy, kt�ry nareszcie
trafi� na swoj� drog�. Matka nie chodzi�a na mityngi. Patrzy�a
teraz ponuro w ziemi� i nie odzywa�a si� z niczym do nikogo. Gdy
by�a z Cezarym sam na sam, pr�bowa�a oponowa�. Lecz wtedy popada�
w gniew, gromi� j�, i� niczego nie mo�e zrozumie� z rzeczy tak
jasnych, prostych i sprawiedliwych. Gada�a za� niestworzone
klitu�-bajtu�. Twierdzi�a, �e kto by chcia� tworzy� ustr�j
komunistyczny, to powinien by podzieli� na r�wne dzia�y pust�
ziemi�, jaki� step czy jakie� g�ry, i tam wsp�lnymi si�ami ora�,
sia�, budowa� - ��� i zbiera�. Zaczyna� wszystko sprawiedliwie,
z Boga i ze siebie. C� to za komunizm, gdy si� wedrze� do
cudzych dom�w, pa�ac�w, ko�cio��w, kt�re dla innych cel�w zosta�y
prze- znaczone i po r�wno podzieli� si� nie dadz�. Jest to -
m�wi�a - pospolita grabie�. Niewielka to sztuka z pa�acu zrobi�
muzeum. By�oby sztuk� godn� nowych ludzi - wytworzy� samym
przedmioty muzealne i umie�ci� je w gmachu zbudowanym
komunistycznymi si�ami w muzealnym celu. Dra�ni�a tak syna swymi
banialukami, argumentami spod ciemnej gwiazdy, a raczej z
najobskurniejszej "siedleckiej ulicy", a� tutaj na �wiat�o
rewolucji przytaszczonymi, i� �wierzbi�a go r�ka, �eby j� za
takie antyrewolucyjne bzdury po prostu zdzieli� pot�nie i raz
na zawsze oduczy� reakcji. Nie szcz�dzi� jej uwag w s�owie i
odpowiednich epitet�w. Zniecierpliwienie ponosi�o go nieraz tak
daleko, i� p�niej �a�owa� pewnych dobitnych aforyzm�w. Gdy si�
ju� bardzo gniewa�, zacicha�a, a nawet robi�a miny i grymasy
przytakuj�ce albo wprost udawa�a rewolucyjny entuzjazm. Nie na
samych wiecach i zebraniach bywa� m�ody Baryka. W t�umie, w
podnieconym, wzburzonym, rozjuszonym nat�oku ludzi, p�dzi� nieraz
do wi�zie�, gdy wyw��czono z loch�w r�nych bia�ogwardzist�w,
reakcyjnych genera��w, ws�awionych okrucie�stwami, i gdy ich
mordowano. Patrza�, jak si� w tej robocie odznaczali marynarze
oraz rozmaite osoby urz�dowe. Czeka� nieraz d�ugo na samowolne
egzekucje i przypatrywa� si� nieopisanym szale�stwom ludzkim, gdy
zabijano powolnie, w�r�d b�aga� skaza�c�w o rychlejsz� �mier�.
Gdy wraca� z tych widowisk i opowiada� matce szczeg�owo, co tam
by�o i jak si� odbywa�o, gdy mia� oczy rozszerzone, nozdrza
rozedrgane, gdy by� zziajany, wzruszony, u�miechni�ty diabelskim
p�u�miechem, ona cofa�a si� przed nim, wlepia�a we� przera�one
oczy i mamrota�a swe modlitwy. Pewnej nocy, gdy twardo spa�,
zesz�a do piwnicy ze �lep� latark� i wykopa�a znaczn� cz��
skarbu z�o�onego przez m�a. T� wi�ksz� i cenniejsz� cz��
wynios�a za miasto i ukry�a w murach starych zwalisk, w pewnej
wn�ce, kt�r� najprz�d z premedytacj� zbada�a. Ta jej przezorno��
- wynikaj�c z g�uchego rozumienia prostackiego, z instynktu,
jakim si� w wojnach i rewolucjach rz�dz� i kieruj� ludzie
przyziemni, tak zwani ciemni, ch�opi, kupczyki, mali
przemys�owcy, podmiejscy rzemie�lnicy i drobni zarobnicy - wnet
wzi�a sw�j skutek. Wydany zosta� dekret komisarski, a�eby ka�dy,
ktokolwiek ma skarb zakopany w ziemi, wskaza� go w�adzy pod kar�
g��wn�. Cezary przyszed� do domu z wiadomo�ci� o dekrecie i
o�wiadczeniem, i� on niezw�ocznie wska�e miejsce skarbu
rodzinnego w piwnicy. Nie z tch�rzostwa, lecz dla idei! Do�� tego
�ycia na koszt ludu! Nie chce mie� krwi na swych r�kach! Pali go
z�oto ojcowskie! Matka kiwa�a g�ow�. Zgadza�a si�, skoro tak chce
on, g�owa domu. Nie by�o ju� mowy ani wzmianki o ojcu. Cezarek
wykona� swe postanowienie. Przyszli wnet ludzie �wiadomi,
majsterki w przeszukiwaniu piwnic, cwaniaki w tej materii, kt�rzy
by i bez jego "idei" znale�li skarb ojcowski, zw�chali i
spenetrowali z�otko, cho�by by�o na sto �okci w ziemi� czy w mur
wpuszczone. Cezary patrza� z dum�, gdy wynoszono oszcz�dno�ci
Seweryna Baryki. Gdy jednak zjawi� si� na obiad zhasany i
zg�odnia�y, ��da� jedzenia i gniewa� si�, gdy by�o ma�o. A by�o
coraz mniej i coraz jednostajniejsze: co dzie� - ryby i kawior.
Ani ju� �ladu chleba, mi�sa, jarzyn, owoc�w! Dow�z usta� i sklepy
by�y na g�ucho zamkni�te. Cezary nie pyta�, sk�d matka bierze
pieni�dze na ryby i kawior. T�skni� za chlebem i owocami, ale
pociesza� si� pewnikiem, i� rewolucja prze�ywa te braki chwilowo.
Tymczasem ryby i kawior, powtarzaj�ce si� trzy razy dziennie i
bez odmiany, pocz�y szkodzi� na zdrowiu wszystkim. C� dopiero
m�wi� o matce Baryki! Nie jad�a, chud�a z dnia na dzie�, a nie
sypia�a wcale. Gdy m�ody adept rewolucji ca�y teraz dzie� sp�dza�
poza domem na obserwowaniu zjawisk spo�ecznego przewrotu, a
w�a�ciwie na gromadzeniu facecji, zabawnych niesko�czenie, skoro
jedni szli z salon�w do piwnic, a inni z piwnic do salon�w -matka
gromadzi�a zapasy. Wymyka�a si� z miasta na dalek�
prowincj�. Czyni�a wyprawy w step urodzajny, biegn�cy ku
wybrze�om rzeki Kury, do zagr�d tatarskich i gruzi�skich albo do
folwarczk�w niemieckich. Zrazu jecha�a kolej�, a p�niej z
jakiej� podrz�dnej stacyjki puszcza�a si� piechot�. Nios�a ze
sob� z�ote i srebrne przedmioty, z�ote imperia�y i srebrne ruble,
a w zamian za nie wyprasza�a jakie� par� garncy ziarna pszenicy,
�yta, wreszcie j�czmienia, a nawet prosa. Kilkakro� uda�o jej si�
wyd�bi�, po prostu wy�ebra�, za olbrzymi� cen� nieco m�ki. Nios�a
j� z powrotem, upadaj�c pod ci�arem, wiorstami do stacji
kolejowej, a w samym poci�gu przemyca�a, kr�tko m�wi�c, pod
sp�dnic�. Chodzi�y bowiem wzd�u� wagon�w patrole i konfiskowa�y
tego rodzaju indywidualistyczn� i bur�uazyjn� kontraband�.
Przytaszczywszy ziarno do miasta, Barykowa nios�a je po nocy do
Tatar�w, z kt�rymi mia�a zadawnione konszachty. Me��a ziarno,
znowu za bajeczn� op�at� w z�ocie i srebrze. Po nocy r�wnie�
piek�a chleby i podp�omyki, najcz�ciej niewyro�ni�te placki z
j�czmienia, a�eby jej jedynak m�g� zakosztowa� �wi�tego, m�cznego
chleba. Cezary ma�o co wiedzia� o tych matczynych wycieczkach.
Nie informowa�a go przecie, sk�d i jakim sposobem posiada cenne
rzeczy na wymian� za zbo�e i m�k�. Wiedzia�a, �e w �wi�tej
g�upocie swojej wyda�by w te p�dy i tamten skarb z groty. Prawi�a
mu tedy, i� ten Tatar albo tamten Ormiaszka daje jej po starej
znajomo�ci par� gar�ci �ytniej m�ki. Lecz si�y tej kobiety
mala�y. Nogi jej zaplata�y si� i gi�y. W oczach lata� jakby r�j
skrzyde� czarnych nietoperz�w, a dusza pe�na by�a mroku i
strachu. Ba�a si� teraz �mierci. Straszliwie, ach, straszliwie!
C� si� stanie z tym ch�opcem nieszcz�snym! B�dzie jakim� katem,
zb�jem, morderc�! Dusza jego runie w przepa��! Umrze tutaj z
g�odu w�r�d ludzi, kt�rzy si� t�go na�miej� z jego ch�opczy�skiej
�atwowierno�ci. Mieszkanie Seweryna Baryki zarekwirowano. Do
salonu, gabinetu, sypialni, jadalni wprowadzili si� nowi ludzie.
Rozsiedli si� na meblach i zagarn�li wszystko, co by�o w
mieszkaniu. Cezary z matk� mie�ci� si� teraz w najmniejszym
pokoiku, a sypia� w niszy, gdzie dawniej by�o legowisko
pokoj�wki. Gdy zabierano gabinet ojca, Cezary przypomnia� sobie
zalecenie: "Pilnowa� jak oka w g�owie!" - wypisane w ma�ej
ksi��eczce oprawionej ozdobnie, kt�r� mu nieraz pokazywano.
Chcia� odszuka� ow� ksi��eczk�, pokaza� j�, komu nale�y, jako
niewinn� pami�tk�, i za- chowa� j� dla ojca, gdyby przypadkiem
�y� i gdyby kiedy� powr�ci�. Przeszuka� ca�� szaf�, przerzuci�
wszystkie ksi��ki, lecz broszurki o wyprawie genera�a
Dwernickiego na Ru� nie znalaz�. Przyszed� tedy do wniosku, �e
ojciec musia� j� zabra� ze sob�. Prywacje, na kt�re Cezary Baryka
zosta� nara�ony - wyrzeczenie si� p�dobrowolne i szczerze
ofiarne wszystkiego: rozkosznych zabaw, sport�w, mieszkania,
jedzenia, ubrania, pieni�dzy - podzia�a�o jednak na niego w
pewnej mierze otrze�wiaj�co. Jako� spowa�nia�, zesmutnia�. Pocz��
spostrzega� rzeczy i zjawiska, kt�re dawniej nie wpada�y mu w
oczy. Przede wszystkim z nag�a i z dziwaczn� oczywisto�ci� ujrza�
- matk�. Uderzy�a go niespodziewanie jej twarz, jej ma�om�wno��,
jej spogl�danie spode �ba, jej spos�b zachowania si�,
post�powania, milczenia. Przypatrzy� si� jej pewnego razu pilnie,
spod oka - i wzdrygn�� si� jak od sparzenia bia�ym �elazem.
Pocz�� obserwowa� jej wybiegi, �ledzi� jej kroki, bada� jej
uczynki - i wzdrygn�� si� jeszcze bardziej. Nie by�a przecie
jeszcze stara, mia�a zaledwie czterdzie�ci lat, a wygl�da�a na
sze��dziesi�t. Zgarbi�a si�, skuli�a, zmala�a. By�a siwa,
pomarszczona, ��ta, odziana w dawn�, wy�wiechtan� sukienczyn�.
Gdy biega�a za jego sprawami, wynosi�a jego brudy, pra�a jego
bielizn�, obs�ugiwa�a go jak pokoj�wka i kucharka - cz�sto
chwyta�a si� r�kami za serce albo za g�ow�. Widzia�, jak si�
podpiera s�katym kijem wchodz�c na schody - maca r�kami sprz�ty
i �ciany w bia�y dzie�, jak by nagle o�lep�a. Smagaj�cy wstyd
wzi�� go w obroty na wspomnienie us�ug tej steranej i bezsilnej
kobiety, gdy go piel�gnowa�a, zdrowego byczka, kt�ry si�
wysypia�, ob�era�, wypoczywa� i trawi� wobec niej, goni�cej
ostatkiem tchu i wyczerpanymi nerwami. Nie m�g� jednak�e zmieni�
od razu post�powania - niby to dlatego, �e matka spostrzeg�aby
si� od razu - a w�a�ciwie z jakiego� szczeg�lne- go wstydu czy
z jakiej� pychy. Pocz�� niepostrze�enie, chy�kiem, niby to od
niechcenia pomaga� w pracy: nosi� ci�kie rzeczy, usuwa� brudy,
my� pod�og� i naczynia, nawet pra�, prasowa�, r�ba� drwa, d�wiga�
wod� i pitrasi� jad�o. T�umaczy� matce z dawn� opryskliwo�ci�,
i� nadesz�y czasy inne, komunistyczne, i oto wszyscy musz�
pracowa�. Kto nie pracuje, ten niech nie je. Grabit'
nagrublennoje o tyle tylko jest s�uszne, o ile si� pracuje. Precz
z bia�ymi r�czkami! i tym podobne. Wy�ledzi� wreszcie sekret
matczyny, najstaranniej chowany: wyprawy za miasto po zbo�e.
Wtedy ogarn�� go �al stusieczny. Cezary p�aka� g�ucho, my�l�c o
tym, jak bieg�a obcymi polami, ci�gn�c i nios�c dla niego zbo�e,
jak si� od rowu do rowu s�ania�a na zw�tla�ych nogach, jak
chwyta�a powietrze, kt�rego p�uca coraz wi�cej potrzebowa�y.
Pocz�� w nocy czatowa� na jej bezsenno��. Wstawa�, okrywa� j�,
ma�� i chud� pod ko�dr�, jakby jej wcale nie by�o - utula�,
uspakaja�, ucisza�. Zdarza�o si�, i� zasypia�a s�odko
u�miechni�ta, z radosnym w sercu weselem od jego �askawych s��w
i nieznacznych pog�aska�. W tym czasie oboje jako� przytulili si�
do siebie moralnie i wsparli ramionami ducha. Cezary spostrzeg�,
i� matka, kt�ra "nic nie mog�a skapowa�, najprostszych rzeczy nie
rozumia�a" - nie by�a przecie� tak ograniczona, jak mu si� z
pierwszego wydawa�o. Pewne wyniki przewidywa�a nieomylnie jasno,
niekt�re zjawiska oceni�a z matematyczn� dok�adno�ci�. Tu brzmi�
takie oto has�a, wdra�a si� w �ycie takie oto �elazne dyrektywy,
takie padaj� wznios�e i wspania�e nakazy - a ona widzi w skutku
co� bezwzgl�dnie odwrotnego, co� �miesznie i diametralnie
przeciwnego. I oto, wbrew logice rzeczy, wbrew sile i kierunkowi
impulsu - wed�ug jej mrukliwej, p�g�bkiem wyra�onej w�tpliwo�ci
sprawy posz�y. Zastanawia�a Cezarego ta przypadkowa zbie�no��,
lecz nie zdo�a�a go zepchn�� z drogi obranej. Gdy od strony
Astrachania przychodzi� statek pasa�erski, o czym matka zawsze
z g�ry wiedzia�a, obydwoje chodzili do portu i wyczekiwali - nie
wiedzie� na co. W�a�ciwie nawet wiedzieli na co, lecz nigdy o tym
nie m�wili. Nie chcieli przyzna� si� przed sob� i bali si�, �eby
nie sp�oszy� szcz�cia. Czekali na ojca. Teraz ju� Cezary nie
l�ka� si� jego powrotu, gdy by�o za p�no. Straci� ju� wszelk�
nadziej�, odk�d mu powiedziano w urz�dzie, �e ojciec zgin�� na
wojnie. Nie wyjawia� tego matce, gdy� nie by� w stanie wymierzy�
jej tego ciosu w strudzone serce. Zreszt� - w�tpi�. Ile� to razy
powracali ci, kt�rych za zabitych og�oszono! Stali tedy zawsze
w porcie i czekali, gdy w zadymionej od mg�y, szarob��kitnej
otch�ani morza mia� si� ukaza� punkcik niejasny. Twarz matki
kostnia�a wtedy, oczy m�tnia�y, wargi stawa�y si� dr��ce, d�onie
mi�y chustk�, mokr� od �ez. Tajne, bezs�owne modlitwy
przep�ywa�y poprzez jej cia�o wyniszczone - modlitwy tameczne,
podlaskie, w�r�d religijnych prze�ladowa� wyhodowane, a na tak
daleki brzeg wyniesione i na tak odmienne koleje wydarze�...
Z�yma�a si� wewn�trznie, wi�a si� w udr�czeniu pow�tpiewania i
w �ywej torturze nadziei, upada�a pod krzy�em swym, le��c u drzwi
Boga w b�aganiu, a�eby na tym statku, co za Apszero�skim
P�wyspem w mrocznej r�s� daleko�ci - by� Seweryn. Z morza i z
tego l�du ruskiego, stokro� obszerniejszego ni� morze, z dziej�w
straszliwych wojny i rewolucji, z po�ar�w i szale�stwa gromad
ludzkich - m�g��e nadp�yn�� cz�owiek wy�niony, on jeden jedyny,
kt�ry j� na ten brzeg wywi�d� i sam� rzuci�? Patrzy�a poprzez
zas�ony �ez w statek �w, jakoby w widzenie anio�a bo�ego, kt�ry
mi�dzy l�dem i morzem przebiega nios�c szcz�cie albo
nieszcz�cie. Serce �omota�o w jej piersi jak dzwon w wie�y
pustej, gdy statek nadp�ywa�, wchodzi� do przystani, przybija�...
Rzuca�a si� oczyma na ka�d� twarz i na ka�d� posta�, gdy
publiczno�� zacz�a wychodzi�. Mierzy�a wzrokiem ka�dego
cz�owieka i ka�dego odtr�ca�a - ze sp�oszonym i zal�k�ym swoim
przekle�stwem. - Nie ma! - gdy wychodzili t�umem.
- Nie ma! - gdy si� cisn�li na mostku.
- Nie ma! - gdy si� rozsypywali na kamiennym wybrze�u.
A gdy wyszed� nareszcie ostatni z ostatnich i sami jeno marynarze
zostawali na pok�adzie, musia�a sama siebie przemoc� chwyta� za
ramiona, a�eby nie run�� na g�azy portu, nie wy� i nie rwa�
w�os�w. Lecz przecie doros�y syn sta� przy niej. On tak�e patrza�
w przybysz�w. On tak�e przewierca� t�uszcz� oczyma i zatapia�
wzrok w ci�b� na mostku, skoro tylko wywala� si� zacz�a z
wn�trza okr�tu. I on czeka�. Nieraz okropne moskiewskie wyzwisko
z warg jego zlatywa�o. Zaczyna� drwi� z tych przybysz�w.
Wskazywa� ich matce z nienawi�ci�, z t� now�, nowomodn�
nienawi�ci�, jakiej nigdy przedtem w jego sercu nie by�o. M�wi�,
�e to jest ka� Rosji. M�wi�, �e czelu�� otwarta tego statku to
jest jak gdyby otw�r kiszki odchodowej wielkiego carstwa.
Uciekinierzy! Uchod�cy! Bur�uje! Daj� oto drapaka z ojczyzny.
Zmiataj� - urz�dnicy, dygnitarze, panowie, wielcy magnaci i
podmagnatki, kupcy, przemys�owcy, ch�opi, popi i oficerowie.
W�adcy niedawni, czinodra�y, stupajki, wszelkie ciemne indywidua
w najdziwaczniejszych ubraniach i resztkach mundur�w. Ten i �w
ma jeszcze gwiazd�, "kokard�" na czapie. Panowie w armiakach,
magnaci w ch�opskich rubaszkach, a mamrocz� z cicha pomi�dzy sob�
po francusku. Worki nios� na plecach, tobo�y pl�cz� si� dooko�a
ich n�g, r�ce nie mog� ud�wign�� grat�w i sprz�t�w. Daj� nura z
ojczyzny swej do Azji Mniejszej, do Konstantynopola i "w og�le",
byleby tylko w �wiat daleki. Gotowi byli podbija�, przyw�aszcza�
sobie, poch�on�� �wiat ca�y, a teraz �wiat ich poch�onie.
Wychodz�