4195

Szczegóły
Tytuł 4195
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4195 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4195 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4195 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek Nowakowski Ksi��� Nocy Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 KSI��� NOCY Nasz �wiat by� ma�y, a wydawa� si� olbrzymi. Codziennie kolejka EKD wozi�a nas z dalekiego przedmie�cia przez pola i nisk� drewnian� zabudow� do centrum miasta. Uciekali�my z naszych dom�w, od narzekania rodzic�w, szkolnych obowi�zk�w, spokoju i niezmiennego �adu naszej zasiedzia�ej od pokole� dzielnicy, gdzie na szambiarza wo�ano �z�ociarz� i to przezwisko niczym sztafetowa pa�eczk� przekazywali starsi ch�opcy m�odszym. Uciekali�my od tego g�osu: �Handlarz, kupuje starzyzn�, stare ubrania�, lub �Blacharz, lutuje, reperuje stare garnki�, a oczy nie chcia�y ju� patrze� na ci�gle ten sam widok przed oknem. I wydawa�o si� nam, �e naprawd� uciec mo�na. Nieraz pozbawiony but�w, ubrania albo zamkni�ty w mieszkaniu przez matk�, przymyka�em oczy i r�ne nies�ychane �wiaty si� otwiera�y. Rosn�cy stukot k� na szynach budzi� wyobra�ni� do dzia�ania. Na tej naszej trasie stosunki panowa�y familijne, znali�my konduktor�w i oni nas znali, nieraz te� pozwalali jecha� na gap�. Mijali�my Wiktoryn, piekarni� Rappa, krzy� przy drodze i szcz�liwickie glinianki. I tak po dwudziestu minutach docierali�my do centrum miasta. Centrum miasta to by�y nieliczne ocala�e kamienice, stercz�ce w�r�d ruin i ceglastych wysypisk. Tramwaje i doro�ki, zdobny w secesyjne p�askorze�by stary hotel, bazary i budy, gdzie kipia�o handlowe �ycie, sklepy, warsztaty, knajpki. Tu w �r�dmie�ciu wydawa�o si� nam, �e dotarli�my do rdzenia wielkiego �wiata. I od przystanku naszej niebiesko � ��tej kolejki deptali�my te ulice niezmordowanie, nieustannie na co� licz�c, nieustannie czego� si� spodziewaj�c. Najlepsz� por� by�a noc. Os�ania�a wszystko g�stniej�c� ciemno�ci�, latar� jeszcze wtedy by�o ma�o i ka�da brama, ka�de wysypisko gruz�w ogromnia�o, pot�guj�c ten podnios�y nastr�j tajemnicy. Krzyki, szepty i charkoty dochodzi�y z ruin, a my, dygoc�c z przej�cia, wyobra�ali�my sobie dramaty pe�ne grozy i patosu. Tak� nocn� por� zatrzyma� nas Ksi��� Nocy. ??Moja stajnia jest zagro�ona � o�wiadczy� wzburzony. Zbyszek M�otek i ja byli�my gotowi na ka�de jego skinienie. Ksi��� Nocy nos mia� krogulczy, szpakowat� szop� w�os�w i nosi� niezwykle wzorzyste apaszki. W rozmowie u�ywa� g�sto obcych s��w i znane mu by�y stosunki panuj�ce w wielu wi�zieniach Europy. Ju� na oko jak pstry ptak wygl�da�. Ci m�odzi milicjanci, co to prosto ze wsi do pilnowania porz�dku w mie�cie przyszli, patrzyli na niego w niemym zagapieniu. Taka jedna starucha postrzelona, kt�ra wysiadywa�a w �Kopciuszku�, ci�gle nim zadziwiona: � Gdzie taki kwiat m�g� wyrosn��? � Wi�c by� inny. To nam w�a�ciwie wystarcza�o. Niedawno Ksi��� Nocy pokaza� nam swoja stajni�. Kroczy�y te dziewczyny majestatycznie, dostojnie. Pierwsza ta chuda, wysoka, Hanka �yletka. Nieco z ty�u sz�a Ita o pi�knych w�osach. Ksi��� Nocy u�miechn�� si� wtedy diabelsko. Znali�my te jego u�miechy. Swoisty szyfr. Ten znaczy� rado�� pogromcy. ??Puszczam je w miasto... � buchn�� nam w oczy k��bem dymu z cygara, kt�re wytrzasn�� nie wiadomo sk�d. � A rano... � przeci�ga� s�owa � b�d� liczy� kas�. Pili�my jak mi�d te s�owa. Wszystko, co powiedzia�, wiele znaczy�o dla nas. Zbyszek M�otek i ja. M�odzi, niespe�na szesnastoletni ch�opcy, co uganiali si� szukaj�c B�g wie czego. � Gniecie � powiedzia� murarz Pi�tek z naszego przedmie�cia. � Ci�giem gniecie. � I r�k� zatacza� kr�g szerokiZawsze tak m�wi�, kiedy by� trze�wy. Wypiwszy sobie radowa� si� i wrzeszcza�: � Kira bella, beliissima! Przypomnia�em sobie nieraz to jego �gnicie�, przypisuj�c temu wielorakie znaczenia. Zbyszek M�otek mia� zro�ni�te �ebra i twierdzi�, �e przyjmuje ka�dy cios. A ja nie mia�em nic. Chudy szczeniak o stercz�cych niesfornie w�osach, bi� te� nie umia�em si� za dobrze. I 5 tak bardzo pragn��em, �eby co� si� sta�o! Tak jak kiedy� mierzy�em si� niecierpliwie na framudze drzwi pragn�c przerosn�� ojca, kt�ry by� niskiego wzrostu. Ju� du�o prze�y�em rozczarowa�, wdzieraj�c si� w g��b �r�dmie�cia. Mimo to ci�gle na co� liczy�em. Obaj wi�c ze Zbyszkiem M�otkiem uznali�my zgodnie dotychczasowe nasze �ycie za p�askie i nieciekawe. Tote� jak trafi� si� nam ten Ksi��� Nocy, od razu wszystko zawirowa�o jak karuzela. Wdzi�czni byli�my Ksi�ciu Nocy i m�g� na nas zawsze liczy�. A wdzi�czni mu byli�my przede wszystkim za to, �e nas w�a�nie wybra�. Tylu ch�opak�w przecie� w��czy�o si� po �r�dmie�ciu i wystawa�o na pikiecie pod zegarem. Ka�dy z nich by� tak samo niecierpliwy i spragniony. M�g� Ksi��� Nocy wybiera� w�r�d niema�ej gromady i ka�dy by za nim poszed�. Taki Heniek Bankier, Lechu Papuga albo Rysiek Tabaczka. Inni jeszcze. R�ne oni wymy�lali zabawy i ci�gle czego� by�o im brak. Zbierali watahy do walki z Prag�, wyznaczali pole bitwy przy pomniku ko�o cerkwi i potem rozgrywa�a si� zawzi�ta, krwawa walka z tek samo niecierpliwymi i na wszystko gotowymi ch�opakami z Pragi. Czy cho�by To�ko z Grochowa lub Edek, co tak pi�knie plu�. Z tego pieprzonego czekania, ze z�o�ci na to przeciekanie dni nauczy� si� tak �wietnie plu�. Chodzili�my nieraz z Edkiem, a on wypatrywa� sobie jakie� ofiary, najcz�ciej by�a to para zakochanych, i id�c za nimi pokrywa� ich p�aszcze g�stw� plwociny, celnej, nieomylnej, gdzie chcia�e�, m�g� trafi�, w sam czubek czapki, ko�nierz, mankiet r�kawa czy nogawk� przy bucie. I tak plu� ten Edek z zawzi�t� min�. I nigdy si� nie u�miecha�. Czasem t� zabaw� z nud�w nasyca� wi�kszym hazardem. Opluwa� milicjant�w i wtedy rzeczywi�cie emocja by�a znacznie wi�ksza. Nieraz uciekali�my i goni�y nas gro�ne okrzyki �St�j!� lub przera�liwe gwizdki. Edek z powodu tego plucia bardzo by� popularny zar�wno u nas pod zegarem, jak te� na Pradze przy ruskim ko�ciele. Raz, schwytany przez rozjuszonego kolejarza, t�umaczy� si� ze zbola�� min�, �e jest po prostu gru�likiem. � Wypluwam p�uca � m�wi� bezczelnie. Kolejarz z zaskoczenia popu�ci� nieco swojej �apy na jego ko�nierzu. Wtedy Edek uciek�. A To�ko z Grochowa z peda�ami wymy�la� hece. By� taki �ysy, obrz�k�y, co prowadzi� Fotoplastikon. To�ko, �niady ch�opak o migda�owych oczach, na niego w�a�nie zagi�� parol. Przedtem za�o�y� si� z nimi. � Rozpracuj� go � o�wiadczy�. Poda� dok�adny termin. Skutkiem tego rozpracowania mia�a by� forsa. Podchodzi� wi�c pod kas� w tym Fotoplastikonie i wlepia� te swoje ga�y migda�owe w obrz�k�ego peda�a. Peda� wierci� si� i sapa�. Zaprasza� zacz�� go�cinnie do wn�trza. Pokazywa� specjalnie dla niego najlepsze programy. Takie jak: Wycieczka na Hawaje, Nowy Jork � miasto gigant, �owcy g��w na Borneo czy Bali Wyspa tancerek. A kiedy d�u�ej ju� wytrzyma� nie m�g�, zacz�� si� ociera� o To�ka i jak kot zamyka� oczy. To�ko m�nie znosi� te obrzydliwo�ci. Ale kiedy peda� si�gn�� do rozporka, powiedzia�: Stop! Udr�czony peda� pieni�dzmi sypn��. I tak mia� To�ko fors� na kino. A pi�knych film�w ca�a seria sz�a. M�ciwy Jastrz�b, Bohaterki Pacyfiku, Pi�ciu zuch�w. I ten odkrywany dopiero przez nas rodzaj powie�ci w obrazach, pe�en dramatyzmu i efekt�w akustycznych, bardzo wci�ga�. Na pikiecie przez pewien czas wielu ch�opc�w mia�o przezwiska z film�w w�a�nie. Co sprytniejsi zreszt� stawali si� konikami, czyli handlarzami bilet�w, pod kinem �Atlantic�. Zbyszek M�otek te� chcia� si� tam dosta�. Ale go przep�dzili. Ich szef, taki starszy, przezwiskiem Sztajer, nawet go uderzy�. Tak wi�c To�ko nawet od tych konik�w m�g� bilety sobie kupowa� i nas czasem zaprasza�. A wst�pu do rozporka broni� nieugi�cie. Opowiada� ze szczeg�ami te seanse z peda�em. Tamten dwoi� si� i troi�, �eby dotrze� do sedna. W�dk� go poi�, nawet tak� mieszank� piorunuj�ca wykombinowa�, gdzie razem spirytus, likier i wino. To�ko, cho� rzygn��, jednak czujno�ci nie straci� i uciek�. Mieli�my niez�� zabaw�, kiedy To�ko tym swoim �piewnym g�osem z lwowskim akcentem, pomagaj�c sobie wyrazist� gestykulacj�, to zdarzenie odtwarza�. Mia� To�ko g��bokie przekonanie o wielkich pieni�dzach, kt�re mo�e z powodu swej �adnej twarzy 6 uzyska�. Wystawa� te� nieraz pod tym sklepem jubilerskim, gdzie taka t�usta baba za kontuarem urz�dowa�a. Liczy� na ni�, bo r�nie o niej m�wili. Nawet spr�bowa� j� zaczepi�, a �e mu si� �pieszy�o, powiedzia� wprost, na co liczy. Dosta� w twarz od tej grubej baby i my si� �mieli�my. Potem wsp�lnie wykonali�my zemst�. Tu� przed opuszczeniem �aluzji na okna szyb� kamulcem wybili�my. By� krzyk i tupot uciekali�my przez podw�rka, przechodnie bramy i p�oty. Schowali�my si� w szopie za ko�cio�em �wi�tej Barbary. Przebiegli ko�o szopy, ale nas nie odkryli. Jednak w tym swoim �a�eniu po �r�dmie�ciu szcz�cia nie mia�em i wcale na or��w jeszcze si� nie natkn��em. Raczej w�t�e ptaszki. I sprawy ja�owe. Nie takie, o jakich marzy�em. Tak wystawa�em w�r�d ch�opak�w na pikiecie, s�ucha�em ich czczych przechwa�ek i wcale s�ucha� mi si� nie chcia�o. Doskonale wiedzia�em, �e oni tak samo jak ja przewa�nie si� rozgl�daj� i tego nieoczekiwanego wypatruj�. Cho� by� taki jeden... Drut go nazywali. Albo Student. To drugie znaczy�o, �e m�dry, cwany i troch� jakby obcy. Bo zawsze tak jako� spogl�da� z dystansu. W nim by�a bezwzgl�dno��. Jak strasznie tak jako� kopa� tego ch�opaka z brygady, co bikiniarzom plerezy, czyli te d�ugie fryzury, �cina�a. Zajadle, bezlito�nie. Buty mi�kko wchodzi�y w cia�o le��cego. � Trzeba go odzwyczai� � powiedzia� Drut swoim cichym, grzecznym g�osem. A wszyscy z pikiety patrzyli w milczeniu. I tylko co uderzenie buta, to niekt�rzy dr�eli lekko. Drut znik� potem z pikiety. M�wili, �e zacz�� du�e numery na Wybrze�u. Nie dziwi�em si� temu. Twarz mia� tak� nieruchom� i te okulary tak spokojnie przed b�jk� zdejmowa�. Zazdro�ci�em Drutowi. Ale kiedy pr�bowa�em czego� podobnego, nie wychodzi�o mi wcale. Nosi�em w tym czasie andersowski beret ze wst��eczk� i bluz� typu battle � dress, kt�r� dosta�em od szwagra. Paradowa�em w tym stroju, nadrabia�em min� i udawa�em nie byle jakiego bywalca. Szanowali mnie ch�opcy, a niekt�rzy zazdro�cili. Zmierzy� si� wi�c musia�em z Kazikiem Gierojem. Gieroj najlepiej si� bi� ze wszystkich ch�opak�w pod zegarem. Natomiast ja bi� si� raczej nie umia�em, ale nie wycofa�em si� z tego pojedynku. Stan�li�my naprzeciw siebie w trzecim podw�rku kamienicy z kariatydami. Tak to si� zacz�o. A Zbyszek M�otek by� s�dzi�. Nie ba�em si� wcale, powtarzam. I tak oboj�tnie, opu�ciwszy r�ce, czeka�em. Gieroj, pi�ciarz zawo�any, speszy� si� nieco t� moj� nonszalancj�. Ten beret, ta bluza, miny cyniczne i ch�d rozko�ysany, to jednak ci�gle dzia�a�o. D�ugo tak stali�my. Wreszcie Gieroj ruszy� do przodu. Dalej czeka�em z opuszczonymi r�koma. Wtedy zaatakowa�. Przypadkiem uda�o mi si� unikn�� ciosu i ja cios zada�em. Tym ciosem rozgrza� si� Gieroj i jak taran ruszy� do ataku. Obrywa� zacz��em solidnie i wcale broni� si� nie umia�em. Upad�em. Zbyszek M�otek jak na prawdziwym meczu bokserskim liczy� ju� zacz��. Szybko jednak poderwa�em si� z ziemi i znowu natar�em na Gieroja, wal�c na o�lep i obrywaj�c bolesne razy. Kolejny cios spowodowa�, �e wszystko zawirowa�o mi przed oczyma i zatoczy�em si� na mur. Ci�gle wszystko mi wirowa�o i r�ce mia�em ci�kie, jak o�owiane, nawet os�ania� si� nie mog�em. Gieroj po rycersku zaprzesta� ataku. Zbyszek m�otek, unikaj�c mojego spojrzenia, uzna� jego zwyci�stwo. Podali�my sobie r�ce. Nigdy jednak Kazik Gieroj nie wy�miewa� si� ze mnie i p�niej nawet fachowych cios�w i unik�w uczy� mnie z bezinteresownego kole�e�stwa. Nie zapomn� tego Gierojowi, kt�ry najlepiej bi� si� ze wszystkich ch�opak�w pod zegarem. A uderzenie g�ow�, z kt�rego nieraz skutecznie korzysta�em, to w�a�nie jego nauka. Ale w�a�ciwie odbywaj�c ten termin na �r�dmie�ciu ci�gle jednak by�em w gorzkim niespe�nieniu. Du�o wi�cej sobie obiecywa�em. Jeszcze jako dzieciak. Pow�d by� mo�e w d�ugotrwa�ej chorobie, kt�ra zmusi�a mnie do inwencji w wype�nianiu pustego ��kowego czasu. Wycina�em z papieru �odzie wiking�w i Wareg�w, p�yn��em z nimi rzekami i morzami, odkrywa�em nieznane l�dy i walczy�em z �ywio�em, kolejno wciela�em si� w Olafa Trygvasona i Haralda Wid�obrodego, kocha�em si� w pi�knej Gudrun i wraz z dru�yn� kr�la Rogera zdobywa�em Sycyli�. Nieobce te� mi by�y przygody konkwistador�w w Peru czy Meksyku, cz�- 7 sto bywa�em Atahualp� broni�cym �wietego miasta Cuzco, a niepomy�lne wiatry dla hiszpa�skiej armady prze�ywa�em r�wnie silnie jak bohaterowie tamtych czas�w. P�niej, zag��biwszy si� w lektury ksi��ek podr�nik�w, przemierza�em d�ungle nad Amazonk�, Kongiem i Zambezi, bra�em udzia� w wyprawie Stanleya i by�em Edmundem Strzleckim w Australii. P�dzi�em te� na dromaderze przez pustynie u st�p g�r Hoggaru, walczy�em z Tuaregami i saharyjskim hamsinem. A jeszcze p�niej, odkrywszy star� histori� �redniowiecznej Europy Karola Seignobosa, wzi��em udzia� w wyprawach krzy�owych i najazdach Norman�w na Angli�. Z tak oto rozbudzona wyobra�ni�, kt�ra wzbogaci�a si� rzeczywistymi zdarzeniami z wojny i niespokojnego czasu tu� po wojnie, r�wnocze�nie zafascynowany ostatnio przeczytan� ksi��k� Sergiusza Piaseckiego Kochanek Wielkiej Nied�wiedzicy, ruszy�em nasz� niebiesko � ��t� kolejk� EKD, gdzie konduktorzy nosili jeszcze okr�g�e czapki z lakierowanymi daszkami w kszta�cie francuskich kepi. Ruszy�em do �r�dmie�cia na poszukiwanie Z�otego Runa. Tak oto zanurzy�em si� w ten matecznik gruz�w, ruin i piwnicznych zakamark�w w nielicznych ocala�ych kamienicach. Ale ci�gle niestety dwa rozgrywa�y si� �wiaty. Ten, co w g�owie swojej szczeniackiej d�wiga�em, i ten drugi, kt�ry by� wok�. Ci�gle wi�c jeszcze mia�em w zanadrzu ten zarz�d dzielnicowy ZMP, gdzie traktowano mnie z uznaniem jako gorliwego instruktora wydzia�u szkolno � harcerskiego i zawsze z ochot� proponowano pogadanki i odczyty w jakiej� szkole czy hotelu robotniczym. Jednak i to coraz mniej ju� mi odpowiada�o. Zaciek�a z�o�� czai�a si� z tego powodu w e mnie. Kiedy Edek powiedzia� o tym �lepcu, co grzebienie sprzedaje, �e forsy ma on jak lodu i trzeba i�� za nim a� do celu, to znaczy w drzwiach tej sutereny, gdzie mieszka, ceg�� go stukn�� czy czym� r�wnie twardym, prawie jak Sergiusz Piasecki przed wypraw� przemytnicz� si� poczu�em i nie maj�c �adnego wyboru, na pomys� Edka, co tak pi�knie plu�, zgodzi�em si� bez wahania. Kilka dni wi�c snuli�my si� za tym �lepym sprzedawc� grzebieni. Czujnie wypijali�my wzrok w pieni�dze, kt�re wrzuca� do sakiewki przytroczonej do pasa. Towarzyszyli�my mu nawet do bramy, gdzie sika�. Wystawali�my pod barem �Wsp�czesnym�, gdzie zjada� bigos i wypija� swoj� szklaneczk� w�dki. Nasze oczy b�yszcza�y wilczo i zaciskali�my niecierpliwie pi�ci. A� zapad� wreszcie ten wiecz�r. �lepiec zacz�� powoli zbiera� do skrzynki sw�j przeno�ny kram i szykowa� si� do powrotu do domu. Sta�em blisko i dok�adnie widzia�em t� blad�, pomarszczon� twarz i nieruchome, martwe oczy. Wtedy waha� si� zacz��em i pogr��ony w tym wahaniu wcale nie czu�em, jak Edek szarpie mnie za rami�. W kieszeni zaciska�em d�o� na metalowym pr�cie, kt�ry by� przeznaczony do og�uszenia handlarza. Naraz moje palce rozlu�ni�y ucisk na gor�cym, �liskim metalu. Osacza�o coraz wi�cej w�tpliwo�ci. Ograbiony starzec. Krew p�yn�ca z jego rozbitej g�owy. Taka mia�a to by� przygoda. Ten nasz zamiar ju� tylko wstr�tny, odpychaj�cy. I w miar� jak za �lepcem zbli�ali�my si� do tej piwnicy w ocala�ym strz�pie wielopi�trowej kamienicy z powykrzywianymi jak po�amane ramiona szynami po balkonach, stercz�cej samotnie w�r�d wysypiska cegie� � ch�� dzia�ania s�ab�a i wstyd, upokorzenia zacz�y bra� g�r�. Ten ponury pejza� powojenny te� jako� dziwnie przygn�biaj�co nastraja�. Marzenie o czynach pe�nych rozmachu i brawury, przygody barwne i niezwyk�e � jak szyderstwo w zestawieniu z t� wypalon� postaci� i brudnym, oberwanym �lepcem, kt�ry monotonnie postukiwa� bia�� lask�. � Nie mog� � wyszepta�em do Edka. On spojrza� na mnie i zatrzyma� si� raptownie. Te� w oczach mia� zw�tpienie, niepewno��. Ale nadrabia� min� i powiedzia� pogardliwie: � Tch�rzysz, tak? Wtedy zacz��em be�kota� jak w gor�czce: � To ma by� to! To! To! � A Edek cofn�� si� zdumiony moj� gwa�towno�ci�. I tak oto pozwolili�my temu, co ,,grzebienie, grzebienie!� wo�a�, zej�� spokojnie po schodkach w d� i otworzy� drzwi sutereny. Dopiero Ksi��� Nocy w�a�nie nauczy� mnie nie przywi�zywa� znaczenia do rzeczywistych wydarze�, a najbardziej nijakim, szarym i bezsensownym przydawa� fantazj� kras� i czar 8 niezwyk�y. Te czary dopiero pod jego wp�ywem sugestywnym dzia�a� zacz�y i otworzy�y przede mn� upragnione bramy. Na razie jednak przybywa� goryczy, bo ci�gle brak by�o nawet mglistych kontur�w tego niezwyk�ego. I pe�no by�o na pikiecie ch�opak�w tak samo zajad�ych, niecierpliwych, i tak wszyscy miotali�my si� po omacku. Cz�sto ze Zbyszkiem M�otkiem wybierali�my si� na Dworzec G��wny. Bieganina, g�osy z megafonu, �wist parowoz�w i k��by pary. By�o to okno w daleki �wiat i nieraz, wykorzystuj�c nieuwag� bileter�w, wymykali�my si� na peron. Patrzyli�my w dalekie �wiat�a i ws�uchiwali�my si� w rosn�c� wibracj� szyn. Wkr�tce znali�my dok�adnie rozk�ad jazdy poci�g�w mi�dzynarodowych i te ogromne odleg�o�ci, kt�re one pokonywa�y, zadziwia�y nas najbardziej. � Moskwa � Berlin! � obwieszcza� nieomylnie Zbyszek M�otek i tylko kiwa� g�ow�, spogl�daj�c na wynurzaj�ce si� z hukiem cielska wagon�w z obcoj�zycznymi napisami. Tem na dworcu pojawiali si� rozmaici ludzie. Zaro�ni�ci w��cz�dzy z t�umokami na plecach poleguj�cy na �awach i pogaduj�cy niemrawo. �owcy wiejskich dziewuch zagubionych w wielkim mie�cie. Orygina�owie cierpi�cy na bezsenno��. Z�odzieje o rozlatanych oczach i �atwe kobiety. Tam te� snu� si� rudy oberwaniec, zbieraj�cy w�r�d podr�nych pieni�dze w blaszan� puszk� zawieszon� na szyi. Raz zobaczyli�my go, jak nagle, powodowany jak�� tajemnicz� si��, ta�czy� pocz�� i wykr�ca� si� w karko�omnych pozach. Wreszcie upad�, tocz�c �lin� z ust i wal�c zajadle g�ow� kamienn� posadzk�. Kto� wetkn�� mu klucz w z�by. Wypr�y� si� i znieruchomia�. P�niej przybiegli piel�gniarze w bia�ych fartuchach z noszami. Czyta�em gdzie�, �e dawniej uwa�ano epilepsje za �wi�t� chorob�. W tym jego ta�cu naprawd� by�o co� nadprzyrodzonego. Nawet Zbyszek M�otek, nie�atwo ulegaj�cy takim zastanowieniom, powtarza�: � Kurza jego twarz, co za numer kozacki! � I dziwi� si�, jak g�owa mo�e wytrzyma� takie uderzenia o kamienn� posadzk�. Wracaj�c z dworca w��czyli�my si� jeszcze d�ugo, przypatrywali�my si� nocnym pracom w mie�cie. Tramwajarze zmieniaj�cy szyny, o�lepiaj�ce ognie acetylenowych palnik�w. Kanalarze w d�ugich, zawini�tych nad kolanami butach, kt�rzy unosili ci�kie pokrywy, odkrywaj�c wej�cia do cuchn�cych bebech�w miasta. Znikali tam pod ziemi�, czasem dobiega�y na g�r� ich ochryp�e przekle�stwa. Zobaczyli�my pewnego razu, jak kanalarze zwabili do siebie pod brezentowy namiot zakrywaj�cy wej�cie do kana�u pijan� dziewczyn�. Ostro�nie podsun�li�my si� bli�ej i obserwowali�my t� scen�. Tam pod brezentem �wieci�a si� lampka, a oni poili j� winem. Potem kolejno k�adli si� na niej w tych d�ugich, ohydnie ub�oconych kana�ow� mazi� butach. Dziewczyna st�ka�a, piszcza�a, wzdycha�a, wreszcie zupe�nie zacich�a. Odeszli�my stamt�d i d�ugo nic nie m�wili�my do siebie. Wreszcie to ci�kie milczenie przerwa� Zbyszek M�otek. � Dobrze jej tak � powiedzia� zajadle. A ja zacz��em l�y� j� wymy�lnymi s�owami. Wtedy sp�dzili�my pierwsz� noc poza domem, kul�c si� z zimna na kamiennych �awach naszej poczekalni EKD i obserwuj�c star�, skretynia�� prostytutk�, kt�ra obna�a�a swoje zniszczone cia�o i be�kota�a zach�caj�co do co m�odszych m�czyzn. Nasze sprawy z dziewczynami te� by�y ciemne i zagmatwane. Nago�ci podpatrywane w kiblach i krzakach. Po��czenie dw�ch cia� w zawzi�tym, pogmatwanym zwarciu. P�niej k��bi�o si� to uparcie w g�owie i ciemn� udr�k� jeszcze bardziej pot�gowa�o. Na naszym dalekim przedmie�ciu nieraz chodzili�my z Jankiem Piechurem z Bud na carskiej forty podgl�da� tam parz�ce si� pary. Pe�zali�my w trawie, otaczaj�c upatrzon� zdobycz. D�ugo sycili�my si� widokiem tej spl�tanej i podryguj�cej nago�ci. Janek Piechur z Bud podrywa� si� nagle i zapytywa�: � A placowe skurwysynu, p�aci�e�? Tak z jaka� zawzi�to�ci�, pe�n� ch�ci i nienawi�ci zarazem, wci�gali�my si� w sprawy m�czyzn z kobietami. Mia�em w tym czasie ju� sw�j idea� podnios�y. By�a nim Danka, sen- 9 na i blada dziewczyna z vis a` vis. Fascynacja ta mia�a charakter skryty, marzycielski i ani razu do tej Danki si� nie odezwa�em, tylko serce bola�o, kiedy tak sz�a �wirowa drog�, obejmuj�c swego ch�opaka. P�niej, ju� w �r�dmie�ciu, odbywali�my pierwsze zbli�enia w gruzach lub w krzakach nad Wis��. By�y to rozkosze �pieszne, byle jakie, i te kobiety ci�gle w�a�nie dla nas niedost�pne dalekie. A wi�c wci�� jeszcze byli�my nie�miali. Zbyszek M�otek z tej nie�mia�o�ci chodzi� i rozgania� dziewczyny. Nie wiedzia� po prostu, jak gada� z nimi. Najch�tniej wi�c wo�a�: � Te, lalunia! � Ogl�da�y si�, Zbyszek M�otek u�miecha� si� g�upawo i powiada�: � Ja nie do ciebie, tylko do kunia! Tote� kiedy ta �adna dziewczyna z rozci�t� do po�owy uda sp�dnic� zacz�a g�adzi� mnie po w�osach i spogl�da� pow��czy�cie, zupe�nie nie wiedzia�em, co robi�. Wreszcie odepchn��em j� i odszed�em �piesznie. Starsi ch�opcy, d�ollerzy, ci co chodzili na fajfy do �Bristolu�, uwielbiali �piew D�onsonki i Elisabeth Charles, palili Camele, a niekt�rzy z nich nosili nawet prawdziwe ameryka�skie ciuchy z metkami w angielskim j�zyku, wi�c ci starsi ch�opcy patrzyli na nas z g�ry. �Gnojki� o nas m�wili. Niema�� satysfakcj� mia� Zbyszek M�otek, kt�ry za to obra�liwe s�owo waln�� w szcz�k� jednego z nich, takiego eleganta wymuskanego i bezczelnego, a tamten pad� jak �ci�ty. Wtedy dziewczyny patrzy�y na Zbyszka M�otka z uznaniem. To�ko wci�� uprawia� zabawy z peda�ami. Sam im si� nadstawia�, opanowa� biegle wachlarz min i gest�w. I coraz jaki� na nim szed� sm�tnie. Nam te� to poleca�. Polowali oni na nas przecie�, g�odnych �ycia, spragnionych i nieobytych. � Dobrze stoimy na tej gie�dzie � chichota� To�ko. Ryzykanci z tych peda��w poniek�d, bo nieraz w �eb dostawali i portfel czy zegarek musieli odda�. W�a�nie To�ko w tym si� zacz�� specjalizowa�. M�wi�: � On mi �ap� tam! A ja go za portfel cap! I patrz� mu w �lepia. No to jak b�dzie z nami, pytam. Albo inaczej: on mi �ap� tam, a ja mu prawiczka podgrywam. Wrzeszcz�, w mich� go raz za razem wal� i za zegarek czy sygnet przy okazji... Oni przewa�nie strasznie nadziani. S�uchali�my go ch�tnie, cho� g�o�no wyra�ali�my sprzeciw. Szczeg�lnie jak To�ko o tej �atwej przyjemno�ci m�wi�. � Co tracisz? � zapytywa�. � Nic. A jednak l�ej si� czujesz. Te� my�la�em o tym nieraz. I pami�tam takiego nachalnego ze z�amanym nosem, w sk�rzanej czapeczce, kt�ry to mi zaproponowa�. W �grzybku� to si� zdarzy�o, czyli w takim miejscu, gdzie sika� si� chodzi�o, na placu Trzech Krzy�y w k�pie krzew�w. Szczerzy� z�by i patrzy� �mia�o w oczy. Poszli�my Ksi���c� w d�, na to �mietnisko w�r�d gruz�w. I pozwoli�em mu si�gn�� do rozporka. Dziwnie, wstyd, strach i rozkosz jednak. On wlepiony t� swoj� g�b� plugaw� w moje krocze. A ja patrzy�em w niebo i wyobra�a�em sobie wspania�e kobiety, kt�re na mnie czekaj�. Jaki kac potem, ta jego wstr�tna, bezczelna g�ba, to co mu da�em robi� ze sob� tam w rozporku, te pordzewia�e blachy, po�amane ramy okienne, puszki po konserwach i nadpalone papiery, w kt�rych si� tarzali�my, i to moje wspania�ych kobiet wyobra�enie. Zn�w przyby�o mi zawzi�tej goryczy w k�cikach ust. Laryngologa z dzieci�stwa sobie przypomnia�em. By� to lekarz w o�rodku zdrowia i uda�em si� do niego z powodu b�lu gard�a. Ma�y, �ysawy i pachn�cy jak�� md�� wod� kolo�sk�. Kaza� mi m�wi� �Aaaa�, wpycha� �y�k� g��boko do prze�yku. � No tak � powiedzia� i zacz�� wypisywa� recept�. � Czy ca�ujesz si� z dziewczynami? � zwr�ci� si� naraz z pytaniem. Nie spodziewa�em si� takiego pytania i zmiesza�em si� bardzo. Nie ca�owa�em si� jeszcze z dziewczynami, ale wykona�em gest g�ow� jakby potwierdzaj�cy. 10 Laryngolog skrzywi� si� z obrzydzeniem. Wsta� od sto�u. � P�ki jeszcze mo�esz, to tego unikaj � powiedzia�. � One s� takie brudne, z�b�w nie myj�, pe�no zarazk�w tam w g�bie i z tego rozmaite zaka�enia, zapalenia wynikaj�... Stworzy� ponur� wizj� tych chor�b z powodu poca�unk�w z dziewczynami. Podszed� do mnie i pog�adzi� mnie po plecach. D�o� zsun�a si� ni�ej. Dotar�a do pasa. Jakby si� ockn��, poprawi� okulary i wr�ci� do sto�u. � Nic powa�nego na razie. Masz recept� � zako�czy� oficjalnym tonem. Teraz wiedzia�em. By� to na pewno peda�. Z m�ciw� zaciek�o�ci� wyobrazi�em sobie, jak masakruj� go obcasami, a on skowyczy obrzydliwie. Na twarzy tego laryngologa na�o�y�a si� twarz faceta w sk�rzanej czapeczce. Ich dw�ch masakrowa�em bez lito�ci. Czasami taka �a�o�� mnie bra�a nad sob�. Najch�tniej bym p�aka�. Jakbym przeczuwa�, �e przeminie m�j czas i nic si� nie stanie. Opr�cz tych mia�kich, brudnych przypadk�w. A wr�ci� z powrotem w �wiat ksi��ek ju� nie mog�em. Przysz�y po prostu lata w��cz�gi i do�wiadcze�. Wtedy to prze�ladowa�a mnie bezsensowna �piewka z ksi��ki jakiego� rosyjskiego pisarza: �Przyjd� z�o�ci, nami�tno�ci i po�ami� tobie ko�ci�. Pos�pna wr�ba, znaczy� to mog�o, �e lata do�wiadcze� zniszcz�, zam�cz� i ja�owe zm�czenie tylko pozostanie. � Zgnoj� � powtarza�em z upodobaniem. Wtedy to s�owo by�o coraz cz�ciej u�ywane. Zbyszek M�otek, cho� ci�ki w my�leniu, przecie� i po ziemi mocno st�pa�, najlepiej te nasze rozterki z tamtych lat mimochodem wyrazi�. Stali�my ju� d�ugi czas przy dworcu pod zegarem i nic si� nie dzia�o. Nieweso�e my�li o domu i rodzicach p�ta�y si� na domiar z�ego po g�owie. Nie wraca�em ju� pi�ty dzie�, sypia�em na dworcu i ojciec szuka� mnie wsz�dzie. Zbyszek M�otek zn�w wycisk pot�ny od ostatniego kochanka swojej matki dosta� i najgorzej gryz� go fakt, �e nie m�g� da� rady tamtemu. Przychodzi�y znajome dziewczyny z rozci�tymi wed�ug mody sp�dnicami. Paru ch�opak�w, podryguj�c w takt jazzu, sta�o naprzeciw, w bramie prowadz�cej do Fotoplastikonu. Zmala�y i marny wydawa� si� nam nagle ten �wiat �r�dmie�cia. � Czasem � odezwa� si� Zbyszek m�otek � tak bym chcia� p�j�� z oczami... Gdzie� daleko, cholera wie gdzie... Roi�o si� wtedy od takich jak my ch�opak�w. Wystawali gdzie b�d� i nie wiadomo, na co czekali. A Ksi��� Nocy nas w�a�nie sobie wypatrzy�. Ju� o nim s�yszeli�my niema�o. �e jest taki. Taki jaki�. Wszyscy o nim m�wili. Czasami si� t� nasz� tras� przechadza. �yje, jak chce, i nikt go nie da rady przydusi�. Co� kombinuje. Kiedy zamkni�ty w sobie, nie dochod� do niego. Nagle weso�y, doro�k� sobie je�dzi, do ka�dego si� �mieje. Dziewczyny do niego lgn�. �wiat zna jak w�asn� kiesze�. Ale dot�d go jeszcze nie widzia�em. Bywa� przecie� w takich lokalach, gdzie nas nie wpuszczano. Rozleg�e ma znajomo�ci. Zna przer�nych takich, co forsy maj� jak lodu. Ale powiadano: on czasem wychodzi na szlak. Rozmaitych ludzi lubi poznawa�. I tych na dole, i tych na g�rze. A ten nasz szlak �r�dmiejski korsem nazywa. I nigdy nie wiadomo, co mu po g�owie chodzi... Nieoczekiwane ma kaprysy... Wi�c z Ksi�ciem Nocy to zacz�o si� tak. Akurat stercza�em na pikiecie pod Peda�em (tak ten Fotoplastikon ze wzgl�du na w�a�ciciela ochrzcili�my) i pr�bowa� dorwa� mnie taki stary, wytworny, w z�otych okularach. Spojrza� na zegarek i u�miechn�� si� porozumiewawczo. � Nie przysz�y nasze panie... � zacz��. � Czekamy, czekamy, a one najzwyczajniej w �wiecie nawali�y... Albo innych wybra�y... Na nikogo nie czeka�em, ale przytakn��em. By�em ciekawy. Co z tego wyniknie. � To beztroskie okrucie�stwo kobiet... � ci�gn��. � Za prawdziwe uczucie p�ac� niewierno�ci�. Lekcewa�enie przyjmuj� z dreszczem podniecenia. C� to za nieprzewidziane istoty... Zn�w spojrza� na zegarek. � I chyba ju� nie przyjd�. 11 Dosy� nachalnie mi si� przygl�da� i u�miech za u�miechem posy�a�. Zna�em si� na tym. Te ich sposobiki. � C� pozostaje odtr�conym m�czyznom � zaproponowa� ten wytworny stary pan w czarnej dyplomatce i z�otych okularach � po prostu p�j�� na w�dk�. Zast�pi� gorycz niespe�nienia, ot� to... � m�wi� d�wi�cznym , lekko nosowym g�osem, bulgotliwie zniekszta�caj�c �r�. Po�apa�em si� od razu na rodzaju sieci, kt�r� zarzuca. Ale z nud�w przyj��em propozycj�. Ka�dy �owca ciekawi� mnie w tym czasie. Ja to robi, dlaczego, i wreszcie to wyczekiwanie: co z tego wyniknie? W ma�ej knajpce obok mojej kolejki EKD zaj�li�my ustronny stolik i zacz�a si� ta rozmowa, obficie zakrapiana w�dk�, pe�na przed�u�onych spojrze�, u�mieszk�w i lepkiego obmacywania wzrokiem. W�dki nalewa� mi raz po raz, sam opuszcza� kolejki. Zak�sk� zam�wi� marn� (chytrze przy tym przem�wi� do mojej ambicji: prawdziwe m�skie picie odbywa si� bez �arcia), i coraz bardziej b�yszcza�a z�ota opraw okular�w, i coraz bardziej nachyla� si� do mnie ten wieczorny �owca poluj�cy na ch�opak�w. Dar wymowy posiada� znaczny, opowiada� o roju dziewcz�t, kt�rym jest otoczony; zrazu skromnie tylko opisywa� ich urod� i wdzi�ki; szybko przeszed� do intymniejszych zwierze�, plastycznie przedstawia�, co robi z nimi podczas zmys�owych igraszek. W�a�nie, jak to opowiada�! Moja g�odna wyobra�nia, nie�le ju� pobudzona w�dk�, coraz �apczywiej w tych mrocznych obszarach zacz�a si� porusza�. Widzia�em te tapczany, fotele i futra, na kt�rych zwierz�co i zarazem niezwykle wyrafinowanie przewalaj� si� nagie cia�a. Ten jego g�os tak mi�kko, melodyjnie czarowa� i czarowa�, pojawia�y si� wci�� nowe sytuacje; a oczy za okularami jak bagienne jezioro. Nim si� ockn��em, jego d�o� jak obrzydliwie ciep�y kotlet spoczywa�a na moim kolanie. Odsun��em si� gwa�townie. Ba�em si�. Siebie, swojej �apczywej wyobra�ni ijego wypr�bowanych sztuczek. By�em ju� na tej niebezpiecznej kraw�dzi, kiedy wystarczy przymkn�� oczy i da� ponie�� tym wiruj�cym kusz�co obrazom; zgodzi� si� na wszystko. Moje cia�o pulsowa�o zdradziecko. Wi�c odsun��em si� gwa�townie i t� �ap� jadowit� ze swego uda str�ci�em. Wtedy pos�ysza�em z ty�u ostry, przeszywaj�cy szept: � Nie ulegaj naiwnym emocjom, panuj nad swoim strachem, nie masz powodu ba� si� niczego, �miej si� z tych rajd�w erotycznych, to tylko wytrych do twoich spodni, wyga� wi�c podniecenie i �miej si� z tego, omotaj ofiar� uleg�o�ci�, s�odycz� i wdzi�kiem, a dopiero wtedy b�dziesz g�r�. I napchasz sobie do pe�na kabz�, i wtedy dopiero mo�esz rozbi� ten obmierz�y, spocony pysk. Nie zatrzymuj si� nigdy w po�owie drogi, t� gr� musisz doprowadzi� do ko�ca. I pami�taj: to nie ty jeste� bezbronny, ale on obna�a si� i traci kontrol�. Minie jeszcze chwila i b�dziesz m�g� lepi� to mi�cho, t� padlin� star� i gnij�c�, jak plastelin�... Szept to by� tak sugestywny, �e cho� nie wiedzia�em, kto m�wi, pos�ucha�em bez wahania i przyj��em zn�w t� obrzydliw� d�o� na swoje udo. Pozwoli�o jej nawet posuwa� si� coraz wy�ej. Ten g�os z ty�u poucza� mnie spokojnie i metodycznie: � A teraz, kiedy doprowadzi�e� go ju� prawie do szczytu, zamykaj potrzask, wym�w si� brakiem czasu, czym chcesz zreszt�, po�ycz troch� pieni�dzy i um�w si� na nast�pny wiecz�r, ofiara ju� �lepa i bezbronna, niechybnie zgodzi si� na twoje warunki. Nie czu�em ju� niepokoju, �apczywo�� niebezpieczna wyobra�ni wygas�a teraz i jak �o�nierz na s�u�bie wykonywa�em szeptem polecenia. W pewnym momencie m�j peda� us�ysza� ten szept. Zareagowa� protstem. � Ja sobie wypraszam! G�os z ty�u zasycza� z�owrogo: � Milcz! I uwa�aj, �eby� nie mia� przykro�ci, zbocze�cze! Roze�mia�em si� weso�o. Z ty�u czuwa� nad wszystkim str�czyciel gro�ny i nieznany. Nie chcia�em si� ogl�da�. Ta anonimowo�� podoba�a mi si� najbardziej. Kt� to m�g� by�? A ten w z�otych okularach zgodzi� si� na moje ultimatum. Um�wili�my si� na nast�pny dzie�. Poprosi�em o po�yczk�. Bez wahania si�gn�� do portfela. Wyci�gn�� kilka papierk�w. 12 � Ma�o! � zn�w szept � rozkaz z ty�u. � Ma�o � powt�rzy�em. Ten w okularach do�o�y� jeszcze jeden papierek. Tak oto pozna�em Ksi�cia Nocy. Zawiedziony peda� poszed� sobie, a my zawarli�my znajomo��. Ten jego nos krogulczy i oczy jak p�omienie. Chichot, kt�rym �egna� peda�a... O�wiadczy� z nonszalancj�, �e nudzi si� tego wieczoru i zaszed� tu przypakiem, a zobaczywszy mnie w paj�czej sieci pedalskich zabieg�w, postanowi� zaimprowizowa� jak�� rozrywk�. � Ponadto � doda� � by�em bez pieni�dzy. I zarobili�my sobie na ten zapoznawczy wiecz�r. Od razu te� przedstawi� dalsze plany wobec tego w z�otych okularach. Mia�em spotka� si� z nim nast�pnego wieczoru i dotrze� do jego mieszkania. Ksi��� Nocy jak cie� b�dzie sun�� na nami. I tak coraz konkretniej t� akcj� �Peda�� przedstawia�. Ju� byli�my u naszej ofiary. Ksi��� Nocy wchodzi chy�kiem, nie zauwa�ony. Ja pozostawi�em otwarte drzwi. Ukrywa si� za kotar�. Albo jeszcze inaczej. Zdobywam klucz lub te� robimy odcisk klucza. Nie! Lepszy b�dzie jednak szanta�. Peda� bezbronny i uleg�y. Spokojnie, metodycznie penetrujemy szafy, szuflady i rozmaite schowki. Znajdujemy przy okazji kolekcj� zdj�� w�a�ciciela z m�odymi ch�opakami. Wszyscy oni nieletni, nagusie�cy � w spos�b oczywisty deprawacja. To jeszcze bardziej wzmacnia atuty naszego szanta�u. Odbywa si� ca�a ta akcja w ustronnej willi na Kolonii Staszica. Pedalskie uroczysko ze smakiem i przepychem urz�dzone. Antyczne meble, inkrustowane biureczka, �wieczniki z br�zu, porcelanowe cacuszka, pociemnia�e ze staro�ci obrazy i zegary, czerwone zas�ony i bia�e futra na pod�odze. Wo� jakiego� wschodniego kadzid�a, duszna, odurzaj�ca. P�cznieje �up z tego szanta�u. Z pieni�dzy zrezygnowali�my. Zabieramy bi�uterie i dwie paczki dolarowych banknot�w. Spokojnie otwieramy drzwi. Adieu, m�wi Ksi��� Nocy. I oto sprawa z peda�em, czyli akcja �Peda��, przesta� go ju� interesowa�. Na �adne konkretne plany ju� nie mia� ochoty. Jakby wycisn�� ju� wszystko, stwarzaj�c te fikcyjn� sytuacj� z szanta�em. Zabawi� si� do syta i znudzony porzuci� zabawk�. � Zboczeniec � machn�� lekcewa��co r�k�. � Nudne �cierwo. Trzeba zaj�� si� czym� ciekawszym... A pomys��w mia� mn�stwo, wszystkie pe�ne rozmachu, brawury, lekko�ci i barwy, a� rozsadza�y t� ma��, obskurn� i zat�oczon� knajp�. Pierwszy raz tutaj, na �r�dmie�ciu, co� mi si� zacz�o ods�ania�, nowe szanse, nowy �wiat. A� kipia�o tym podczas mojej pierwszej rozmowy z Ksi�ciem Nocy. Raz mieli�my pieni�dze i towarzyszy� nam przepych, to zn�w ukrywali�my si� w stogach siana i �cigali nas rozjuszeni wie�niacy z wid�ami, bywali�my te� w wytwornym towarzystwie, gdzie m�wi�o si� po francusku, i pi�kne kobiety nie stawia�y nam �adnego oporu, potem lecieli�my samolotem, niedbale rozparci na mi�kkich fotelach, i u�miechni�ta stewardessa poi�a nas zagranicznymi trunkami, r�wnie nagle wracali�my na ziemi�, walczyli�my z szajk� plugawych opryszk�w, cmentarnych hien, nasze pi�ci z �atwo�ci� dawa�y sobie z nimi rad�. � Takie jest �ycie ze mn� � u�miecha� si� tajemnico Ksi��� Nocy. Te dni, tygodnie, miesi�ce... To nasze �a�enie po �r�dmie�ciu, w�r�d knajp i ruin. Przygodne znajomo�ci. Dziewczyny i w�dka. Do�wiadczenia w krzakach nad Wis��. To nasze chciwe ws�uchiwanie si� w przera�liwe g�osy syren pogotowia ratunkowego i milicyjnych woz�w. M�wili�my wtedy: O, co� si� sta�o! Mo�e napad, mo�e afera jaka�? Mo�e uciekaj�, strzelaj�? Syreny ju� ucich�y, a my stali�my zapatrzeni gdzie� daleko. I oto pozna�em Ksi�cia Nocy. Zbyszka M�otka to on wy�uska� znacznie p�niej. Te� nudno i licho �y� ten ch�opak, m�j kumpel jeszcze z zabaw na carskich fortach. Tylko te swoje �ebra zro�ni�te mia�. Gada� o nich do znudzenia. Ale sam przecie� dobrze wiedzia�, �e te �ebra to nic prawie. Kto, jak nie Zbyszek M�otek, wieczorami gna� w te krzaki przy ko�ciele �wi�tej Barbary. Ci�gn�o go tam 13 nieprzeparcie. Biega� jak kot z p�cherzem, odk�d na dziedzi�cu ko�cio�a zwini�to tych z Burmajstrem na czele, co to, jak m�wiono, bro� mieli i nawet radiostacj�. W zwi�zku z tym Zbyszek M�otek wyobra�a� sobie B�g wie co. � Tam to by�o... � m�wi� i dalej brakowa�o mu s��w. � Ch�opaki si� zbierali � zn�w po chwili � i kombinowali fajne numery... Przystawa� zadyszany w tych krzakach przy ceglastym murze, zadziera� g�ow� i patrzy� na ko�cieln� wie��. Najch�tniej w�a�nie na ko�cieln� wie��. Wyobra�a� sobie, �e tam musia�a by� radiostacja, i te sygna�y tajemnicze, szyfry i meldunki wysy�ane w szeroki �wiat fascynowa�y go najbardziej. Postukiwa� palcami w mur, na�laduj�c alfabet Morse�a. � Tak gadali, z kim chcieli � u�miecha� si� i na d�ugi czas pozostawa� z rozchylonymi ustami. Ta sprawa tkwi�a w nim mocno i wkr�tce zacz�o mu si� wydawa�, �e zna� Burmajstra. � Ch�opak z pikiety. Taki czarny, elegancki. Nieraz zabuszowa�em z nim. Ten ustronny ko�ci� w�r�d starych drzew dzia�a� r�wnie� na moj� wyobra�ni�. Blisko stamt�d na Poczt� G��wn�. Te� kusz�ce miejsce. Podje�d�aj� pocztowe ambulanse, pe�ne list�w i przesy�ek. Ta wielka hala telefon�w. Raz uda�o si� nam podej�� pod oszklone drzwi tej hali. Sygna�y, trzaski i warkoty, narastaj�ce i zamieraj�ce d�wi�ki, r�j telefonistek, wyci�gaj� i wk�adaj� kolorowe wtyczki, pe�no spl�tanych drut�w, telefonistki wywo�uj� przer�ne miasta, bliskie i dalekie. Stali�my jak urzeczeni, dop�ki nie zbudzi�y si� stary stra�nik, �pi�cy na krzese�ku z karabinem mi�dzy nogami. Podni�s� si�, przetar� oczy, na�o�y� na rami� karabin i powiedzia� surowo: � Tutaj wchodzi� nie wolno! � Burmajster ju� by sobie z takim poradzi� � szepn�� wtedy Zbyszek M�otek. Lepiej wi�c Ksi��� Nocy wybra� nie m�g�. My dwaj, Zbyszek M�otek i ja, wiele sobie obiecywali�my po tej znajomo�ci. I czekali�my niecierpliwie na jego polecenia. Kruczoczarny, nieco przysypany popio�em siwizny, ten nos i pal�ce oczy. Umia� sw�j wygl�d podkre�li� ubiorem, ta apaszka w rdzawe jak krew plamy, krawat bajecznie kolorowy i czarny jak ca�un �a�obny p�aszcz. Macha� do nas r�k�. Wi�c zapami�ta�. � Cze��, ch�opcy! � wo�a�. � Na razie jestem zaj�ty! Wyr�nia� si� w�r�d wszystkich znanych nam na �r�dmie�ciu osobisto�ci. By� jeszcze taki jeden, weso�y, zawsze u�miechni�ty, monstrualnie gruby, ulubieniec starszych kobiet, Zag�ob� nazywany. Ale o nim Ksi��� Nocy wyra�a� si� z pogard�. � Nie ma �adnej filozofii, jedynie system trawienny i lenistwo bez miary. Typu jaskiniowego raczej... Wi�c ten Zag�oba przy nim jak plebejusz przy arystokracie. Przymila� si� do niego zreszt�. Witaj�c si� pr�bowa� wstawa�. Z trudem unosi� swoje cielsko z krzes�a. Ponadto Ksi��� Nocy cieszy� si� du�o wi�ksza popularno�ci�. Widywali�my go w otoczeniu aferzyst�w handluj�cych z�otem, obtatuowanych z�odziejaszk�w o rozlatanym spojrzeniu, nobliwych, staro�wiecko ubranych pa�, eleganckich hulak�w, facet�w z teczkami, kt�rych tytu�owa� redaktorami, a przede wszystkim dziewczyn trudni�cych si� wiadom� profesj�. Jego g�os, niski, aksamitny, nagle przechodzi� w �wiszcz�cy szept. S�uchano go pilnie. Cho� bywa�y te� u�mieszki, kt�re nie usz�y naszej uwagi. Mo�na powiedzie�, znacz�ce to by�y u�mieszki, pob�a�liwe, ironiczne. Takim w�a�nie u�mieszkiem potraktowa� Ksi�cia ten gruby, co pali� fajk�, m�wiono, �e w wojn� by� �ydowskim policjantem i teraz robi du�e pieni�dze. Ksi��� Nocy przysiad� si� do jego stolika w tej kawiarni najwa�niejszej na szlaku i m�wi� co� z o�ywieniem, gestykuluj�c porywczo. Tamten s�ucha� oboj�tnie, wreszcie zastuka� �y�eczk� w blat stolika. Przybieg� kelner, k�aniaj�c si� tym charakterystycznym lokajskim sk�onem, stosowanym tylko wobec najwa�niejszych go�ci. � Jeszcze jeden mi�towy � zam�wi� Policjant. I tak ch�odno, z g�ry patrzy� na Ksi�cia Nocy. Oczy mia� nieprzytomnie wy�upiaste, jak osadzone na szypu�kach. � takie brednie � us�y- 14 sza�em wyra�nie, co powiedzia� � dobre dla ��todziob�w albo pismak�w. Mnie to nie interesuje. Nie mam czasu. A Ksi��� Nocy opu�ci� g�ow� niczym skarcony uczniak. Policjant powoli s�czy� zielony trunek. Ksi��� Nocy wsta� i wyci�gn�� r�k�. Tamten swojej d�oni mu nie poda�. Popatrzy� tylko ch�odno, oboj�tnie. Zastanawia�em si� nad ta scen�. Ale Zbyszkowi M�otkowi nic o tym nie powiedzia�em. Nasza znajomo�� z Ksi�ciem Nocy zosta�a wkr�tce przypiecz�towana flaszka w�dki wypit� w bramie. � Prosto do gard�a � poucza� Ksi���. � Najlepiej wchodzi. Demonstrowa� te trudn� sztuk� picia, polegaj�c� na wlewaniu w�dki z pewnej odleg�o�ci bezpo�rednio do prze�yku. I nie �mia� si� wcale, kiedy zakrztusi�em si� okropnie. A t� w�d� �mierdz�c� w zaszczanej bramie, gdzie od klozetu do �mietnika przebiega�y szczury, te� zaczarowa� po swojemu opowiadaj�c nagle o swojej przedwojennej wyprawie na Huculszczyzn�, podczas kt�rej sypia� w pasterskich kolibach na po�oninach i ws�uchiwa� si� w melancholijne d�wi�ki trombity, przemierza� g�rskie uroczyska i pi� w �ydowskich szynkach na rozstajnych drogach pal�c� pejsach�wk�. Na koniec, wpijaj�c w nas swe dramatyczne oczy, powiedzia�: � Moja stajnia jest zagro�ona! Wtedy Zbyszek M�otek a� zadygota� z gotowo�ci. Na niego to has�o � stajnia � dzia�a�o jak pr�d. By� bardzo silnym i nim zacz�li�my buszowa� po �r�dmie�ciu, pracowa� przy kopaniu studzien. Ale od poznania Ksi�cia Nocy zrezygnowa� nawet z my�li o jakiejkolwiek pracy. Wystarczy� jeden monolog naszego mistrza o bezsensie pracy (u�o�y� na poczekaniu �aci�skie porzekad�o: Laborare nihil est) i znikomo�ci korzy�ci z niej p�yn�cych. Kpi� bezlito�nie z zatyranych, mu�ami ich nazywaj�c, o�miesza� niezmienny, uregulowany rytm ludzkich zaj�� i podsumowa� wieloznacznym a poci�gaj�cym: � Nale�y zawsze szuka� niespodzianki. Niespodzianka gdzie� jest, opodal, m�wi� wam, pozornie niedost�pna, lecz przy �ucie szcz�cia oka�e si�, �e le�y na wierzchu. � Niedba�ym teatralnym gestem wskaza� na te dziewczyny, kt�re obsiadywa�y stoliki kawiarni najwa�niejszej na szlaku. � Kochaj� mnie one... A ja jestem twardy jak g�az. Za to jeszcze bardziej kochaj�. I bi� trzeba czasem dla przyk�adu. To te� uwielbiaj�... Masochizm kobiet... Jaka� to ciekawa dziedzina... � doda� z drapie�nym u�mieszkiem aktora sadysty. � Oczywi�cie jest to tylko margines moich zaj��... Nieraz widywali�my Ksi�cia Nocy w towarzystwie tych dziewczyn. � Mie� takie damulki � o�ywi� si� Zbyszek m�otek. � Mo�na �y� sobie jak su�tan. Ostatnio wpad�a mu w r�ce jaka� ksi��ka o haremach i meczetach, fatimach i bogatych, lubie�nych Turkach. Ten Wsch�d pe�en wonno�ci, z�ota, lenistwa i okrucie�stwa bardzo mu si� spodoba�. Wtedy w bramie Ksi��� Nocy wprowadzi� nas w istot� zagro�enia swojej stajni. Dwie jego dziewczyny, najbardziej chodliwe na gie�dzie, okaza�y si� r�wnie� najbardziej niesforne. Wy�ama�y si� z ryz�w pos�usze�stwa, ju� trzeci dzie� nie pokazuj� si� w kawiarni i jak mu doniesiono, zabawiaj� si� w pewnym mieszkaniu z m�czyznami. I co w tym najwa�niejsze, te uciechy s� zupe�nie bezinteresowne. � Uleg�y � m�wi� Ksi��� Nocy z pogard� � zagro�eniu do�� cz�stemu dla istot pospolitych. Brak �wiadomo�ci, przewaga zwierz�cych instynkt�w, po prostu niezbyt rozwini�ty intelekt stwarza podatne warunki dla wszelkiego uczciwego oszuka�stwa. Ot� jacy� faceci gor�cymi zapewnieniami uczucia, po��dania, adoracji tak nafaszerowali te samice, �e uleg�y z�udzeniom i odda�y si� rozkoszy bezinteresownej... Wasze zadanie � zako�czy� stylem dow�dcy wydaj�cego ostatnie dyspozycje przed akcj� � wyrzuci� tych spryciarzy i oczy�ci� plac boju dla Ksi�cia Nocy! I to r�wnie� dzia�a�o niezwykle. Te afery nie�le ju� nam znane i zwyczajne nazywa� inaczej i przez to inne wszystko od razu si� stawa�o. Unika� cwaniackiej gwary, rzadko pomaga� sobie przekle�stwem, chyba inaczej w jego opowie�ciach wygl�da�o. 15 Udali�my si� pod wskazany adres. Szczeniak by�em wtedy zupe�ny i migota�o to mi kolorowo. Te wypraw� traktowa�em jako wydarzenie niezwyk�e. Si�� tego prze�ycia pot�gowa� fakt, �e wychowany w raczej puryta�skiej, surowej klauzuli moralnej, przyjmowa�em pogl�dy Ksi�cia Nocy z uczuciem pewnego szoku, widzia�em w tym wolno�� i wyzwanie, zabaw� i kpin�, niezwyk�o�� i awantur�. Tak oto wkracza�em w nowe obszary i trzyma�em twarz jak mask�, �eby m�j kumpel Zbyszek M�otek, nie zauwa�y� �adnego niepokoju lub naiwno�ci. Bardzo chcia�em uchodzi� w jego oczach za cynicznego i do�wiadczonego . � Stajnia � powtarza�em to s�owo, tak niezwyk�e w zastosowaniu do tre�ci, kt�r� za sob� kry�o. � Stajnia. Po drodze Ksi��� Nocy opowiada� nam o kobietach. Posiada� w swojej kolekcji rozkapryszone aktorki, damy z towarzystwa, Francuzice, jak m�wi�, �ony dyplomat�w, gor�ce Cyganki, co z kartami w��cz� si� po pakach, bogate wdowy i rozkapryszone jedynaczki. A t�em tych historii mi�osnych by� ca�y �wiat, wymienia� niedbale nazwy hoteli w Rzymie i Londynie � stan��em wtedy w Hiltonie � m�wi� liftboy bierze m�j neseser � kabarety w Pary�u i zakazane spelunki w Palermo, zach�d s�o�ca na Majorce czy arcydzie�a gotyckiego budownictwa w Normandii. Skala uciech z tymi kobietami przekracza�a nasze naj�mielsze wyobra�enia o mo�liwo�ciach w tej dziedzinie. Oczy Zbyszka M�otka sta�y si� zupe�nie okr�g�e. Ja przede wszystkim rozkoszowa�em si� barwn� urod� tych opowie�ci. Nast�pnie przeszed� Ksi��� Nocy do innych swoich wyczyn�w: krwawych pojedynk�w z przeciwnikami rozsianymi w wielu miejscach Europy oraz konflikt�w z w�adz�, gdzie wyst�powa� jako odwa�ny straceniec, niczym dziewi�tnastowieczny anarchista. A wszelkich reprezentant�w w�adzy wywodzi� z Beocji, krajny t�pych ograniczonych ludzi w staro�ytnej Grecji. W og�le wszystkich do jakiegokolwiek rydwanu wprz�gni�tych nazywa� Beotami. � Beoci! � m�wi� z lodowat� pogard�. Powoli ogarnia� nas chaos niezwyk�y, miesza�y si� fakty i wydarzenia z odleg�ych i najbli�szych czas�w, barwna galeria postaci, poczynaj�c od wykwintnych arystokrat�w do ma�ych z�odziejaszk�w i oszust�w, strz�py jego dzieci�stwa, bona, kt�ra prowadzi go za r�k� alejkami Ogrodu Botanicznego, automobil ojca, jeden z pierwszych w tym czasie, podkre�la�, Lancia, zwiedzanie ruin rzymskiej Pompei, wilczyca i jej synowie, Remus i Romulus, wycieczk� zorganizowa�o towarzystwo podr�y Cooka, naraz wkraczali�my na chwil� w czas wojny, �apanki i strzelanina, konspiracyjne lokale, Ksi��� Nocy z butelk� benzyny na czo�g, zn�w przeskok wstecz, wynurzy�a si� z tamtego czasu posta� s�awnego kasiarza Szpicbr�dki � m�j chrzestny ojciec � powiedzia� z dum� Ksi��� Nocy. Rozleg�a to by�a mozaika i a� zatyka� ten rozmach w przestawieniu czasu, wydarze�, ludzi. � Czy to prawda wszystko? � zd��y� zapyta� w trakcie wysiadania z taks�wki Zbyszek M�otek. I jeszcze doda�: � Co za cholerstwo ci Beoci? Wzruszy�em ramionami. Dla mnie by�o to zupe�nie niewa�ne. Tak w�a�nie my�l� teraz, pr�buj�c odgrzeba� tamten czas. Nie by�a to �wiadoma postawa, ale intuicyjnie od pocz�tku chyba prawda, realno�� � te kryteria w znajomo�ci z Ksi�ciem Nocy nie odgrywa�y �adnej roli. Przyj��em po prostu jego �wiat. To, co m�wi�, to, co sobie wyobra�a�. Takie to wszystko naiwn� tandet� podszyte, powiem by� mo�e teraz, po tylu latach. Lecz wtedy, kiedy dysz�c z pragnienia biega�em po �r�dmie�ciu, to by�o dla mnie w sam raz. Dla mnie i tylu innych ch�opak�w. Tym swoim wytrychem mn�stwo klapek w nas poodmyka� ten kap�an Czarnej Magii. Dom by� sze�ciopi�trowy, stary, z wewn�trznym podw�rzem i ponurymi, podziobanymi przez pociski murami. Wpatrzy�em si� poczu�em. Jakby te wi�zy, kt�re dot�d kr�powa�y dokuczliwie, przesta�y cisn�� i ogranicza� ruchy. Opad�y, rozci�te jednym jedynym poci�gni�ciem no�a. � Co krok mo�e by� niespodzianka � tak brzmia�y s�owa Ksi�cia Nocy. 16 I ta przestroga jeszcze: droga mo�e by� ci�ka, kamienista, ale cel za to jaki!!! Wkracza�em w kr�lestwo Niespodzianki. Jak �miesznie brzmia�y niedawne nauki ojca. Uczy� si�, p�niej pracowa�, �y� mozolnie i uczciwie, szanowa� prze�o�onych, dopiero wtedy mo�na co� osi�gn��. Nuda, cierpliwo�� i wiecznie pochylony kark. A tu nic, wszystko z nag�a i niczym nie skr�powane. Nie wiem czemu, przyp�ta�o si� do mnie takie idiotyczne: �B�g, r�g, mara, wiara� � i powtarzaj�c te cztery s�owa jeszcze bardziej si� w swojej lekko�ci utwierdza�em. Wspinali�my si� po wy�lizganych, kamiennych schodach, szli�my d�ugim ciemnym korytarzem, przesyconym zapachem st�chlizny. Zatrzymali�my si� przed drzwiami z numerem trzynastym. Ten numer zapami�ta�em na lata ca�e, bo Ksi��� Nocy przywi�zywa� znaczenie do liczb nieparzystych. Drzwi by�y zamkni�te na zasuw�, ale Zbyszek M�otek bez szczeg�lnego trudu da� sobie z tym rad�. Po prostu napar� ci�arem swego cia�a i zamek ust�pi� z trzaskiem. A wewn�trz rozbebeszone k��bowisko czterech nagich cia�. Jedna para spl�tana groteskowo na dywanie. Druga w ��ku. W�ochate po�ladki m�czyzny, rozwalone uda kobiety, zmierzwione w�osy i r�ce zastyg�e w zach�annych u�ciskach, spod r�owej zmi�tej w kup� damskiej bielizny wysuwa�y si� czyje� stopy z obrzydliwie ��tymi pi�tami. Wszystko to podrygiwa�o i bulgota�o we �nie. Ha�as spowodowany naszym wtargni�ciem, nie zbudzi� ich wcale. � Wyrzuci� gach�w! � poleci� Ksi��� Nocy. Zabrali�my si� do tego z gorliwo�ci�, spot�gowan� jeszcze przez za�enowanie. Niecz�sto przecie� tak� nago�� widywali�my. Zbyszek M�otek pochyli� si� i uj�wszy jednego z m�czyzn za stopy, pocz�� wlec go w kierunku drzwi. Poszed�em za jego przyk�adem. Ten, kt�rym si� zaj��em, by� �ysawy, z wydatnym brzuchem. G�owa obija�a mu si� jak bilardowa kula po pod�odze i post�kiwa� cienko. Naraz otworzy� oczy i powi�d� po nas przera�onym, niezupe�nie przytomnym wzrokiem. Drugi, m�odszy, o policzkach pokrytych g�stym, czarnym zarostem, ockn�� si� ca�kowicie i spr�bowa� kopni�ciem wyzwoli� si� z uchwytu �elaznych �ap Zbyszka M�otka. Otrzyma� mocny cios pi�ci� w usta. Pokaza�a si� krew. Wystraszy� si� jego bojowo�� wygas�a od razu. Obaj ju� w po�piechu zbierali swoje ciuchy. Nadzy i niezgrabne pr�buj�c os�ania� przyrodzenie, wyrwani z g��bokiego snu, ci�gle nie bardzo wiedzieli, co