4151
Szczegóły |
Tytuł |
4151 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4151 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4151 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4151 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bruce Moen
Podr� do �ycia po �mierci
O autorze
BRUCE MOEN mieszka wraz z �on� Pharon w Denver, Kolorado, gdzie
prowadzi swoj� w�asn� niewielk� firm�, w kt�rej jest
in�ynierem-konsultantem. Zainteresowanie sprawami natury
metafizycznej sprawi�o, �e zacz�� bada� krain� �ycia po �mierci, co
opisa� w swoich dw�ch pierwszych ksi��kach, Podr�ach w Nieznane, i
Podr�y poza wszelkie w�tpliwo�ci. Podr�e do �ycia po �mierci s�
jego trzeci� ksi��k� z serii �Badanie �ycia po �mierci".
Prolog
Zaledwie pi��set lat temu �eglarze tacy jak Krzysztof Kolumb i Ferdynand
Magellan odkryli Nowy �wiat, kt�ry przecie� zawsze istnia� gdzie� poza
ludzkimi przekonaniami na temat p�asko�ci Ziemi. Inni odkrywcy, cz�sto
korzystaj�cy z us�ug rdzennych przewodnik�w, rysowali mapy cud�w i
wielko�ci ziem wcze�niej b�d�cych wielk� nieznan�. P�niej przyp�yn�y
statki pe�ne ludzi, kt�rych strach przed nieznanym ust�pi� wiedzy o
istnieniu Nowego �wiata. Przybyli z nadziej� na zdobycie pe�nej wolno�ci.
W drugiej po�owie lat 1950-tych Robert A. Monroe, inny �eglarz, zacz��
mie� spontaniczne do�wiadczenia poza cia�em. Przerazi� si� wtedy, �e
pewnie nied�ugo umrze. Pokonawszy ten strach, Monroe zacz�� bada� �wiat
niefizyczny. Bob Monroe z pewno�ci� nie by� pierwszym �eglarzem, kt�ry
odkrywa� �wiat ludzkiej egzystencji istniej�cej poza �wiatem fizycznym,
lecz jedynym, kt�rego ja zna�em. Jak Kolumb i Magellan przed nim, Monroe
sporz�dzi� mapy Nowego �wiata zanim umar�. Jestem jednym z wielu
Odkrywc�w, kt�rzy wykorzystuj� techniki Boba, aby w�drowa� dalej w �wiat
kolejnego Wielkiego Nieznanego. Znale�li�my bezludny Nowy �wiat, w kt�rym
ludzie �yj� po �mierci. Monroe, obecnie �yj�cy w �wiecie �ycia po �mierci,
sta� si� rdzennym Przewodnikiem, kt�ry prowadzi niekt�rych z nas do cud�w
i wspania�o�ci �wiata �ycia po �mierci.
Strach przed �mierci�, jaki w sobie nosimy, zostaje wyparty przez Wiedz� o
tym, co le�y za horyzontem naszego fizycznego �wiata. Nie musisz wierzy�
na s�owo komukolwiek; mo�esz sam odkrywa� ten �wiat i uczy� si� na swoich
w�asnych do�wiadczeniach. Mo�esz tam znale�� nie tylko nadziej�, ale
r�wnie� wiedz�. Zanim umr�, chc� jedynie ci powiedzie�, �e kiedy
zaokr�tujesz si� na statek p�yn�cy do krainy �ycia po �mierci, b�dziesz
mia� szans� znale�� ca�kowit� wolno��.
Podr�e do �yda po �mierci s� moj� trzeci� ksi��k� z tej serii,
kontynuacj� sprawozdania z bada� krainy �ycia po �mierci, kt�re zacz��em w
roku 1992 w Instytucie Monroe, kiedy to bra�em udzia� w sze�ciodniowym
programie Linia �ycia. Wtedy w�a�nie pozna�em techniki badania:
lokalizowanie i towarzyszenie niedawno zmar�ym, kt�rzy zagubili si� lub
utkn�li gdzie� po drodze z powodu takich, a nie innych okoliczno�ci swojej
�mierci lub takich, a nie innych przekona�. Pierwsze dwie ksi��ki, Podr�e
w Nieznane i Podr� poza wszelkie w�tpliwo�ci, opowiadaj� o tym jak
nauczy�em si� podstawowych technik. Ksi��ka, kt�r� w�a�nie trzymasz w
r�kach opowiada o tym, jak nauczy�em si� przekracza� te podstawy.
Podr� poza wszelkie w�tpliwo�ci ko�czy si� odej�ciem Trenera,
niefizycznej cz�ci mnie samego, kt�r� niekt�rzy mog� nazywa�
Przewodnikiem. To przyjaciel, kt�ry pom�g� mi dowiedzie� si� wi�cej o
krainie �ycia po �mierci, towarzysz�c mi w moich podr�ach. W grudniu 1995
odzyskanie ojca mego bliskiego przyjaciela Joego doprowadzi�o do czego�,
co nazywam moim do�wiadczeniem z Punkym. To prze�ycie w ko�cu
wyeliminowa�o wszelkie w�tpliwo�ci, jakie jeszcze mia�em co do istnienia
krainy �ycia po �mierci. W ci�gu dw�ch dni od do�wiadczenia z Punkym, m�j
przyjaciel Trener znikn��. Jeszcze przez jaki� czas zdawa�o mi si�, �e
jestem w kontakcie z jakim� nowym Przewodnikiem, ale potem i on odszed�.
Czu�em si� samotny i zagubiony; przez ca�y nast�pny miesi�c dryfowa�em na
wodach depresji i op�akiwa�em jego utrat�.
Lecz kilka tygodni przedtem zapisa�em si� na najnowszy program
zorganizowany przez Instytut Monroe, Exploration 27, ostatni program,
kt�ry stworzy� Robert Monroe. Mia� on pomaga� w dalszych badaniach Focusa
27, obszaru w �yciu po �mierci, wychodzi� poza granice terenu dost�pnego
podczas odzyskiwa�. M�wi�o si� r�wnie� o odkrywaniu Focusa 34/35, obszaru
�wiadomo�ci nazywanego Zgromadzeniem w drugiej ksi��ce Monroe'a, Dalekie
podr�e*. Na tym obszarze mo�liwy jest rzekomo kontakt z przedstawicielami
inteligencji zamieszkuj�cych inne cz�ci naszego Wszech�wiata. Przed
odej�ciem Trenera by�em podekscytowany mo�liwo�ci� podr�owania poza
kolejny horyzont; potem jednak nic ju� mnie nie interesowa�o. Przez dwa
miesi�ce nie potrafi�em nawi�za� �adnego kontaktu w �wiecie niefizycznym.
Kilka tygodni przed rozpocz�ciem programu Exploration 27 zacz��em si�
zastanawia� nad tym, czy mo�e w�a�nie tam spotkam nowego Przewodnika.
Zacz��em program z nadziej�, �e dzi�ki niemu b�d� m�g� jako� na nowo
po��czy� si� z samym sob� i zn�w poczu� si� ca�o�ci�.
Jako �e jest to ju� trzecia ksi��ka z serii Badanie �ycia po �mierci,
niekt�re terminy mog� by� nowemu czytelnikowi nieznane. Wiele z nich
znajduje si� w Aneksie C, a kiedy si� na nie natkniesz podczas czytania,
mo�e zechcesz spojrze� do S�ownika na ko�cu ksi��ki. Pe�niejsze
zrozumienie osi�gniesz rzecz jasna czytaj�c Podr�e w Nieznane i Podr�
poza wszelkie w�tpliwo�ci, pierwsze dwie ksi��ki z tej serii.
Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej
Rozdzia� 1
Stawiamy �agle
W sobot�, 17 lutego 1995, sko�czy�em rozmow� z Franceen King,
instruktork�, i poszed�em na spacer na dach. Kiedy szed�em powoli wzd�u�
dachu patrz�c na rozleg�e obszary Wirginii otaczaj�ce budynek, poczu�em
nagle czyj�� obecno��. Co� sz�o obok mnie. Za chwil� u�wiadomi�em sobie,
�e towarzysz� mi dwie istoty, dr Ed Wilson po mojej prawej i Bob Monroe po
mojej lewej stronie. Bob zmar� nieca�y rok wcze�niej. Ed opu�ci� ten �wiat
podczas mojego trzeciego programu Linia �ycia, w listopadzie 1994. A teraz
m�wili do mnie szeptem, kt�ry czu�em raczej ni� s�ysza�em. Skupiwszy uwag�
zda�em sobie spraw�, �e ka�dy z nich opowiada mi inn� histori�. Ed szepta�
do mojego prawego ucha, a Bob do lewego, co sprawia�o, �e skaka�em
mentalnie w t� i z powrotem, pr�buj�c wys�ucha� obu historii jednocze�nie.
Wyj�tkowo frustruj�ce.
� Hej, panowie, przesta�cie! Nie zrozumiem �adnego z was, je�li b�dziecie
opowiada� mi dwie r�ne historie jednocze�nie � pomy�la�em do nich.
Wybuchn�li �miechem.
� Ed, zdaje si�, �e chyba w ko�cu zwr�ci� na nas uwag� � poczu�em s�owa
Boba.
� Uhm, teraz na pewno wie, �e tu jeste�my � roze�mia� si� Ed.
� Bruce, to tylko taka nasza gierka � powiedzia� Bob przepraszaj�cym
tonem. �Troch� dzieli twoj� uwag�, nie?!
� Je�li masz na my�li to, �e dzielenie uwagi pomi�dzy dwie r�ne sprawy
jednocze�nie to nad wyraz trudna i m�cz�ca rzecz,' to masz racj�! �
odpar�em u�miechaj�c si� w duchu.
� Ju� od jakiego� czasu pr�bujemy do ciebie dotrze�. No i Ed zaproponowa�
aby pos�u�y� si� t� nasz� ma�� gierk�. I zadzia�a�o od razu!
� Gdzie byli�cie? By�o mi ostatnio bardzo ci�ko, a nie mia�em od was
wie�ci odk�d znikn�� Trener.
� Wiele razy pr�bowali�my do ciebie dotrze�. Podobnie i inni twoi
przyjaciele � o�wiadczy� Bob spokojnie. � Zdaje si�, �e depresja zas�oni�a
ci �wiadomo�� naszej obecno�ci.
� Bob, kiedy Trener odszed�, przypomnia�em sobie co napisa�e� w Najdalszej
podr�y* o tym, jak si� czu�e�, kiedy odszed� tw�j Inspec. Ale twoje
s�owa, ani w po�owie, nie oddaj� poczucia utraty i �alu, jakie czuj�!
Wiesz, przyda�oby mi si� jakie� towarzystwo.
� Ale to masz ju� za sob� i jestem pewien, �e wszystko b�dzie dobrze.
Poczekaj tylko, a zobaczysz co na ciebie czeka w tym tygodniu!
� Mam nadziej� � odpar�em w my�lach.
� O nic si� nie martw, Bruce � poczu�em s�owa Boba. � A teraz, do roboty,
tygrysie!
Po tych s�owach �wiadomo�� obecno�ci Boba i Eda rozp�yn�a si�, a ja zn�w
poczu�em si� samotny stoj�c tak na dachu Nancy Penn Monroe Center i
patrz�c na pola Wirginii.
Wizyta Boba i Eda podnios�a mnie troch� na duchu, ale w ci�gu nast�pnych
kilku godzin zacz�a mi towarzyszy� pewna nerwowo��. Odk�d znikn�� Trener,
wielokrotnie pr�bowa�em skupi� �wiadomo�� na �wiecie niefizycznym... bez
powodzenia. Mo�e straci�em t� umiej�tno��? Mo�e nie b�d� m�g� nawi�za�
kontaktu podczas programu Exploration 27? Trema przed podniesieniem
kurtyny!
Tu� po zmroku by�em ju� zdenerwowany tak, �e musia�em wyj�� na si�pi�c�
m�awk� i zapali� papierosa. Uspokojony dawnym nawykiem, u�wiadomi�em
sobie, �e na zachodzie, na tle ciemnego nocnego nieba, pojawi�y si�
sylwetki Boba i Eda. Otworzy�em na nich �wiadomo��. Zatrzymali si� jaki�
metr ode mnie, wci�� nie odrywaj�c ode mnie wzroku. Pierwszy odezwa� si�
Bob.
� Bruce... � zacz��. � Ed i ja jeste�my naprawd� szcz�liwi, �e b�dziesz
bra� udzia� w tym programie. Obaj czujemy, �e twoje umiej�tno�ci i twoja
energia b�d� bardzo korzystne dla grupy. Chcieli�my tylko wyrazi� ci nasz�
wdzi�czno�� za to, �e b�dziesz uczestniczy� w Exploration 27 i powiedzie�
ci, �e jeste�my z tego powodu naprawd� szcz�liwi.
� Dzi�ki, Bob. Ju� teraz nie mog� si� doczeka� dalszego ci�gu.
� C�... � obawiam si�, �e mam dla ciebie z�e wie�ci �tym razem w g�osie
Boba brzmia� smutek i rezygnacja. � Widzisz, Bruce, tym razem nie b�dzie
dla ciebie dalszego ci�gu. Dla ciebie dalszy ci�g nast�pi dopiero p�niej.
Najpierw poczu�em lekki gniew, kt�ry za chwil� rozgorza� z�ymi,
zaciskaj�cymi z�by my�lami.
� Rozumiem, Bob � poczu�em, jak m�wi�, a gniew ci�gle we mnie wzbiera�. I
nagle ju� nie mog�em si� powstrzyma� i wys�a�em w ich kierunku czerwone
p�omienie w�ciek�o�ci. � Wi�c co mnie czeka?
� C�, mog� ci tylko powiedzie�, �e to przyjdzie p�niej � o�wiadczy�
powa�nie. W jego g�osie brzmia� smutek lekarza, kt�ry ma dla pacjenta z�e
wie�ci i nie mo�e tego w �aden spos�b zmieni�.
Wtedy obaj odwr�cili si� powoli i odeszli w kierunku, z kt�rego przyszli.
Kiedy znikn�li w ciemno�ci deszczowej nocy, poczu�em, �e m�j gniew ci�gle
ro�nie. By�em z�y i zdenerwowany do granic mo�liwo�ci!
� Pewnie, jasne! Dowiem si� mo�e za jakie� dwa tygodnie albo miesi�c po
powrocie do Denver, do domu! � pomy�la�em sobie. � Jasne! Czek b�dzie w
kopercie! Wyda�em kup� pieni�dzy, wzi��em dwa tygodnie bezp�atnego urlopu,
a teraz okazuje si�, �e nic z tego. Cholera, wkurza mnie to!
Oddawa�em si� gniewowi jeszcze przez jaki� czas, chodzi�em w deszczu i
mrucza�em do siebie. W ko�cu uspokoi�em si�, a potem zacz��em my�le� o
wszystkich ludziach, kt�rzy do tej pory po�wi�cali mi swoj� energi� i
umiej�tno�ci. By�em wdzi�czny za ich dar i pomy�la�em sobie, �e mo�e oto
nadarzy�a si� sposobno��, abym da� co� z siebie. Moja mama zawsze m�wi�a,
�e je�li dostajesz od �ycia cytryn�, to zr�b z niej lemoniad�.
W porz�dku, pomy�la�em, ostatecznie pieni�dze ju� wyda�em. Jestem tu, �eby
wzi�� udzia� w programie, r�wnie dobrze mog� wi�c skorzysta� z niego na
tyle, na ile b�d� m�g�. Je�li jestem tu tylko po to, �eby towarzyszy�
innym i u�yczy� im mojej energii, to zrobi� to.
Wzi��em drugiego papierosa w miejsce tego, kt�ry wyrzuci�em w gniewie,
opar�em si� o �cian� budynku i wypali�em go do samego filtra.
Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej
Rozdzia� 2
Czysta, bezwarunkowa mi�o��
Ju� pierwszego dnia w po�owie programu okaza�o si�, �e Bob i Ed mieli
racj�; nic si� nie dzia�o. W tym czasie na nowo odnalaz�em si� i poczu�em
poziomy Focus�w 10 do 27. Podczas s�uchania wszystkich ta�m by�em
rozbudzony, czujny i wydawa�o si�, �e nie mog� si� skupi� w zasadzie na
niczym. Przed oczyma przemyka�y mi jakie� oderwane obrazy, ale by�y to
tylko nie powi�zane z niczym wyobra�enia, kt�re dzieli�y od siebie d�ugie
przerwy pustej czerni. W Focusie 27 ujrza�em kilka grup sk�adaj�cych si� z
trojga lub czworga os�b, kt�re pojawi�y si� przede mn�, aby za chwil�
znikn��. Widzia�em wiele wpatruj�cych si� we mnie oczu, niekt�re z nich
by�y ma�e, a niekt�re tak wielkie, �e przypomina�y mi oczy Szarych, rasy
obcych istot, kt�re ludzie rzekomo widywali od czasu do czasu. Co jaki�
czas mia�em wra�enie srebrnych �uk�w, zakr�t�w o metalicznej powierzchni.
Po ka�dym z tych wst�pnych �wicze� ros�a moja frustracja i rozczarowanie.
Bob i Ed mieli racj�; podczas tego programu nic si� dla mnie nie dzia�o.
W ko�cu nadszed� czas na �wiczenie z ta�m� przeznaczon� konkretnie dla
programu Exploration 27. Podczas spotkania poprzedzaj�cego, nasi trenerzy
uprzedzili nas, �e powinni�my najpierw uda� si� do miejsca w Focusie 27,
kt�re stworzyli�my dla siebie podczas poprzedniego programu Linia �ycia i
czeka� tam, p�ki nie otrzymamy dalszych informacji nagranych na ta�mie.
Informacje te nagra�a dla nas prowadz�ca program, dr Dar Miller z The
Monroe Institute (TMI). Dla unikni�cia zamieszania, nazwa�em t�
niefizyczn� wersj� Instytutu Monroe TMI-Tam. W owym TMI-Tam mieli�my
odszuka� kryszta� opisany przez naszych trener�w.
Kiedy, kierowany sygna�ami Hemi-Sync, uda�em si� do mojego miejsca w
Focusie 27, zdumia�em si�, gdy� co� si� tam zmieni�o! Nie pami�ta�em,
�ebym umieszcza� tam jakie� jezioro! Kiedy tak sta�em i patrzy�em na nie,
kto�, kogo nie widzia�em, zaproponowa�, abym wr�ci� pami�ci� do procesu
tworzenia mojego miejsca w Focusie 27. Gdy to zrobi�em, przypomnia�em
sobie, �e istotnie, umie�ci�em tam jezioro. Kiedy ju� je tam wstawi�em,
pr�bowa�em zdecydowa� si�, czy w�a�ciwie w og�le chc� tam jakie� g�rskie
jezioro. A ono ju� si� ukszta�towa�o. Teraz patrzy�em na nie i spodoba�o
mi si�, i postanowi�em, �e zostanie. Potem us�ysza�em w s�uchawkach g�os
Dar i opu�ci�em moje miejsce w Focusie 27, aby odnale�� TMI-Tam i
kryszta�.
Nagle, kiedy kierowa�em si� na zach�d dziesi�� metr�w nad ziemi�, moj�
�wiadomo�� zala�y �ywe, przesuwaj�ce si� pode mn� obrazy wzg�rz, zielonej
trawy i drzew. W faluj�cej czerni czu�em, jak lec� w g�r� i zd��y�em
jeszcze dostrzec p�nocno-wschodni r�g budynku Instytutu. Przelecia�em co
najmniej sto metr�w, kiedy u�wiadomi�em sobie, �e w�a�nie go min��em,
zawr�ci�em wi�c ostrym �ukiem i polecia�em z powrotem! Zwolni�em przy
wie�y wystaj�cej ze wschodniego kra�ca dachu. Nie przejmuj�c si� ani
troch� konwencjonalnymi drogami wchodzenia do �rodka, przelecia�em wprost
przez dach i skierowa�em si� do pokoju, gdzie mia� by� kryszta�.
Trenerzy powiedzieli, �e kryszta� najprawdopodobniej jest w jadalni. W
ca�ym budynku panowa�a czarna ciemno��, nie traci�em wi�c czasu na
rozgl�danie si�. Zamiast tego po prostu wyrazi�em zamiar odnalezienia
kryszta�u, wyobrazi�em go sobie unosz�cego si� w ciemno�ci przede mn�. Z
pocz�tku wygl�da� jak p�k �ci�le upakowanych przejrzystych pr�t�w o r�nej
d�ugo�ci. Te najd�u�sze by�y w �rodku p�ku, a kr�tsze na zewn�trz.
Kryszta� wci�� zmienia� kszta�t, a� w ko�cu sta� si� ogromnym kryszta�em
kwarcu, d�ugim i szerokim na jakie� sto dwadzie�cia centymetr�w, o
mlecznej, lekko jakby zamglonej barwie; oba jego ko�ce by�y spiczaste.
Patrzy�em uwa�nie na kryszta�, kiedy zauwa�y�em, �e zaczynaj� pojawia� si�
i inni uczestnicy programu.
Ujrza�em, �e kto� macha ku mnie r�k�, i oto byli Bob i Ed, stali przy
�cianie jadalni, jakie� sze�� metr�w po mojej prawej stronie. Podszed�em
do nich, �eby dowiedzie� si� czego ode mnie tym razem chcieli.
Poprowadzili mnie na zewn�trz, na dach, po czym zrobili�my ma�� wycieczk�
po okolicy. Najpierw uderzy�o mnie �wiat�o, kt�re zdawa�o si� przenika�
wszystko dooko�a nas. Wzg�rza otaczaj�ce teren Instytutu Monroe w Focusie
27 by�y pokryte bujn� zieleni�. W zasi�gu wzroku nie by�o �adnego innego
budynku. Zdawa�o si�, �e budynek laboratorium i David Francis Hall by�y
nieod��czn� cz�ci� struktury ca�ego tego miejsca. Po naszej kr�tkiej
wycieczce wr�cili�my do pomieszczenia z kryszta�em. Skierowali mnie ku
niemu, do��czy�em wi�c do pozosta�ych cz�onk�w grupy. Wtedy Bob zatrzyma�
mnie, nachyli� si� blisko, a w k�cikach jego ust pojawi� si� �w diabelski
u�mieszek.
� Bruce, pami�tasz jak sta�e� na deszczu i pali�e� papierosa, kiedy
ostatnio odwiedzili�my ci� z Edem?
� Tak, pami�tam � odpar�em z zak�opotaniem.
� Pami�tasz, powiedzia�em ci wtedy, �e Ed i ja cieszymy si�, �e ci� tu
widzimy i �e czujemy, i� twoja energia i twoje umiej�tno�ci b�d� pomoc�
dla innych uczestnik�w grupy? I �e z tego programu niewiele b�dziesz mia�
korzy�ci, a� dopiero p�niej? Pami�tasz, zapyta�e� wtedy, �Co mnie
czeka?", a ja powiedzia�em, �e to, co jest dla ciebie przeznaczone,
przyjdzie p�niej.
� Tak, Bob, pami�tam. I wiesz, jest mi troch� wstyd, �e opanowa� mnie
wtedy taki gniew. My�la�em, �e b�d� musia� czeka� co najmniej kilka
tygodni zanim cokolwiek si� stanie. Czu�em si� oszukany i by�em bardzo
zdenerwowany.
� Wiesz co, Bruce � Bob u�miechn�� si� tym swoim diablikowatym u�mieszkiem
i mrugn�� do mnie. � P�niej w�a�nie nadesz�o!
Zastanawiaj�c si�, co w�a�ciwie mia� na my�li, odwr�ci�em si� w stron�
kryszta�u. Wi�kszo�� uczestnik�w programu sta�a ju� wok� niego, a
pozostali w�a�nie nadchodzili. Dooko�a kryszta�u utworzy�o si� pole
delikatnych linii i pastelowych kolor�w. Wygl�da�o to jak pole wok�
sztabki magnesu, kiedy rozsypie si� wok� opi�ki �elaza. Pole to
rozci�ga�o si� prosto z czubka kryszta�u, tworzy�o �uk i ��czy�o z drugim
czubkiem. Jego �agodne �uki otacza�y kryszta� mi�kk�, delikatn� po�wiat�.
Kiedy przyby� ostatni cz�onek grupy, zda�em sobie nagle spraw�, �e po�r�d
nich widz� samego siebie. Wok� podstawy kryszta�u stali wszyscy
uczestnicy programu, trzy kobiety i pi�tnastu m�czyzn, oraz dw�ch
trener�w. Patrzy�em, z dw�ch punkt�w widzenia, z odleg�o�ci dziesi�ciu
metr�w, jak stali�my rami� w rami�, zanurzeni w polu kryszta�u. Wzi�li�my
si� za r�ce i przez chwil� stali�my bez s�owa, i bez ruchu. Potem, wszyscy
jednocze�nie zrobili�my krok w prz�d, wszyscy praw� nog�. Jednocze�nie
sk�onili�my si� w prz�d i wyci�gn�li�my z��czone d�onie w prz�d, ku
podstawie kryszta�u. Nast�pnie wyci�gn�li�my je w kierunku jego
wierzcho�ka, zrobili�my krok w ty�, praw� nog� na zewn�trz kr�gu i
wydali�my d�wi�k brzmi�cy co� jak �UUUUU-AAAAA". Zacz�li�my od niskiej
cz�stotliwo�ci, kt�ra wznosi�a si� w miar�, jak nasze z��czone r�ce
r�wnie� si� wznosi�y, a nogi nios�y nas, krok za krokiem, w ty�. By� to
d�ugi, g�adki, radosny d�wi�k. Nasze r�ce, wci�� z��czone, unosi�y si�
wraz z d�wi�kiem wysoko nad g�owy i w ty�, tak �e w ko�cu wszyscy
wygi�li�my do ty�u plecy. Zatrzymali�my si� dopiero, gdy plecy nie mog�y
nad��y� za ruchem r�k i wygi�� si� jeszcze bardziej w ty�, a g�os osi�gn��
najwy�sz� cz�stotliwo��.
Z mojego drugiego punktu widzenia, na wysoko�ciach, te nasze wzniesione
r�ce wygl�da�y jak otwieraj�cy si�, ogromny kwiat lotosu. W d�wi�ku, jaki
wydawali�my brzmia�a niewys�owiona rado��. Kiedy jego nat�enie osi�gn�o
szczyt, w krysztale bezg�o�nie eksplodowa�y kolor i �wiat�o, kt�re
nape�ni�y otaczaj�ce go pole. Pi�kne, wibruj�ce ��cie, pomara�cze,
czerwienie, r�e i biele wystrzeli�y w g�r� i opad�y na nas kaskadami
iskier. Powt�rzyli�my d�wi�k i gesty. Nagle kryszta� o�y� barwami w
pot�nej, bezg�o�nej eksplozji. Z ka�dym powt�rzeniem d�wi�ku i ruchu,
kryszta� nabiera� wi�cej i wi�cej mocy, p�ki ca�e gigawaty energii nie
zacz�y wybucha� z niego w g�r� w odleg�o�ci zaledwie ramienia. Nie
przestawali�my, p�ki powietrze wok� nas nie nape�ni�o si� ekstatyczn�,
drgaj�c� energi�, przydaj�c� ka�demu z nas ogromnej mocy. Trudno mi jest
prze�o�y� na s�owa pi�kno, rado�� i si��, jakich do�wiadczyli�my w tym
d�wi�ku i tym ruchu.
Kiedy zako�czyli�my to spontaniczne, nieplanowane do�wiadczenie, z ta�my
pop�yn�� g�os Dar zawiadamiaj�cy nas, �e czas rozpocz�� badania Centrum
Przyj�� w Focusie 27. Patrzy�em, jak ja sam stoj�cy w kr�gu wyrazi�em taki
w�a�nie zamiar, wystrzeli�em prosto przez sufit i znikn��em. Za chwil�
zbli�a�em si� do dywanu faluj�cej, zielonej trawy po�o�onego gdzie� tam,
wysoko na otwartej przestrzeni.
Zauwa�y�em budowl� si�gaj�c� wysoko w niebo, kt�ra wygl�da�a jak jedna z
tych wie� radiowo-telewizyjnych. Budowla ta sk�ada�a si� z dw�ch wielkich
cz�ci w kszta�cie dzwon�w, z��czonych z wie�� mniejszymi ko�cami. Patrz�c
uwa�niej na wolne ko�ce dzwon�w, zauwa�y�em, �e co� wp�ywa z jednej
strony, a wyp�ywa z drugiej. Strumie� ten wydawa� si� by� z�o�ony z
male�kich punkcik�w �wiat�a, milion�w takich �wiate�ek wp�ywaj�cych do
jednego wielkiego otwarcia dzwonu po mojej lewej, przep�ywaj�cych przez
ca�� konstrukcj�, przez punkt, gdzie ��czy�y si� oba dzwony, a
wyp�ywaj�cych przez drugi otwarty koniec, po mojej prawej stronie.
Pomy�la�em, �e to pewnie Centrum Przyj��, przyspieszy�em i skr�ci�em w
lewo, zamierzaj�c wyl�dowa� w pobli�u bazy wie�y.
Widzia�em wszystko wyra�nie, �ywo i czysto. Sta�em na otwartym polu
zielonej trawy, a spogl�daj�c w lewo, widzia�em wyra�nie setki ludzi
id�cych w moim kierunku. Niekt�rzy byli sami, inni szli grupkami licz�cymi
od dw�ch do czterech os�b. Odwr�ci�em g�ow� w prawo i ujrza�em ogromn�
budowl�, przypominaj�c� wej�cie na stadion. Ogromne, masywne kolumny mia�y
najmniej sze��dziesi�t metr�w wysoko�ci. Podtrzymywa�y co�, co wygl�da�o
jak ceglana struktura, maj�ca kolejnych czterdzie�ci pi�� metr�w wysoko�ci
i otoczona u podstawy otwartym placem wyk�adanym kamieniami. Ca�a budowla
rozci�ga�a si� tak daleko, jak mog�em si�gn�� okiem.
Niekt�rzy ludzie zbli�aj�cy si� do wej�cia Centrum Przyj�� szli pewnie, a
na ich twarzach malowa�y si� u�miechy. Inni poruszali si� jakby w transie,
id�c po prostu za t�umem. Kiedy tak patrzy�em, min�o mnie w biegu dw�ch
m�czyzn ubranych w stroje sanitariuszy i pchaj�cych ��ko szpitalne.
Biegli w stron� wej�cia. Widzia�em wyra�nie butl� z kropl�wk� zwisaj�c� z
dr��ka przymocowanego do ��ka. Cz�owiek na ��ku le�a� nieruchomo,
przykryty od st�p do g��w czym� bia�ym, co mog�o by� prze�cierad�em lub
banda�ami. Przemkn�li obok mnie, przez wej�cie i znikn�li w oddali.
Niekt�rzy z id�cych szli samotnie; inni otoczeni byli przez przyjaci� lub
krewnych, pogr��eni w rozmowie. Na kamiennym placu wita� ich personel
Centrum Przyj��. Po kr�tkiej rozmowie, czasami, krewni i przyjaciele nowo
zmar�ego szli z nim dalej, prowadzeni przez cz�onka personelu. Czasami
osoba, kt�ra przyby�a ze zmar�ym, �egna�a go, a kto� z personelu
eskortowa� go dalej przez plac. Domy�li�em si�, �e ci, kt�rzy pozostawali,
byli pewnie Pomocnikami, ochotnikami, kt�rzy towarzyszyli zmar�emu do
Centrum Przyj��.
W tym momencie g�os Dar z ta�my zaproponowa�, aby�my towarzyszyli komu� do
Centrum, aby dowiedzie� si� wi�cej o procesie przyjmowania. Rozejrza�em
si� wok� i zauwa�y�em m�czyzn� ubranego jak ksi�dz, kt�ry czeka� na
starsz� kobiet� id�c� samotnie w jego kierunku. Zanim do niego podesz�a,
zapyta�em czy m�g�bym im towarzyszy� i przyjrze� si� wszystkiemu. Kiedy
odwr�ci� si�, �eby mi odpowiedzie�, poczu�em, �e moje wtr�cenie si�
zirytowa�o go.
� Mo�esz z nami i�� i obserwowa� � nakaza�. � Ale nie wtr�caj si� wi�cej
ni� w tej chwili.
Odsun��em si� potulnie na bok i spojrza�em na zbli�aj�c� si� kobiet�. By�a
przera�ona, nie wiedzia�a czego ma si� spodziewa�, czego oczekiwa�, ani co
si� w�a�ciwie z ni� dzia�o. Martwi�a si�, mo�e grzeszy�a za bardzo i teraz
bynajmniej nie sz�a do Nieba. Kiedy podesz�a do ksi�dza, wyczu�em w jej
g�osie lekk� nutk� histerii, kiedy j�kaj�c si�, m�wi�a o swoich grzechach,
Niebie i Piekle. U�miechaj�c si� szeroko, ksi�dz przywita� j� z otwartymi
ramionami.
� Naprawd� jeste� ksi�dzem? I to jest naprawd� Niebo? A mo�e to jest to
inne miejsce? Wiem, �e grzeszy�am i tak si� martwi� tym, co si� ze mn�
stanie! � m�wi�a nieprzerwanie.
� Tak, moje dziecko, naprawd� jestem ksi�dzem, a ty nie masz si� czym
martwi�.
� Ale moje grzechy, ojcze, wiem, �e grzeszy�am!
� Moje dziecko, wszystko zosta�o ci wybaczone.
� Naprawd�? Jest ksi�dz pewien, �e to nie to drugie miejsce?
� Tak, dziecko, wszystko ci wybaczono. To nie jest wej�cie do Piek�a.
Zanim si� uspokoi�a na tyle, �eby zn�w m�c m�wi� sp�jnie, ksi�dz musia� j�
jeszcze wielokrotnie zapewnia�. Sutanna dobrze mu si� przys�u�y�a, bo tego
w�a�nie by�o owej kobiecie potrzeba. A kiedy ju� si� uspokoi�a, ksi�dz
pochyli� si�, po�o�y� d�onie na jej ramionach i przytuli� j� owym
ksi�owskim u�ciskiem typu ��adna inna cz�� mojego cia�a ci� nie dotknie,
tylko moje r�ce". Potem stan�� obok niej, oboje zwr�cili si� w stron�
Centrum Przyj�� i ruszyli w jego kierunku.
Przeszli�my przez plac, min�li�my masywne kolumny, ceglan� budowl� i
wynurzyli�my si� po drugiej stronie wej�cia. Przed nami, na polu trawy
znajdowa�o si� mn�stwo budynk�w. Szed�em bez s�owa za kobiet� i ksi�dzem
zmierzaj�cymi ku kawiarence na wolnym powietrzu. S�o�ce �wieci�o jasno na
bezchmurnym niebie, a my podeszli�my do stolika. W �rodku stolika
umieszczono parasol chroni�cy przed promieniami s�onecznymi. Ksi�dz
podsun�� kobiecie krzes�o i usiedli�my. Kiedy do stolika podszed� kelner,
ksi�dz stwierdzi�, �e kobieta jest pewnie g�odna po takiej podr�y i
zam�wi� dla nich obojga posi�ek, kt�ry kelner przyni�s� wraz z lampk�
wina, o kt�re ksi�dz r�wnie� poprosi�. To by�o dobre zagranie. Kiedy
podnosi� wino do ust, zdawa�o si�, �e kobieta poczu�a ulg�. Najwidoczniej
uwa�a�a, �e jednym z jej najwi�kszych grzech�w by� alkohol. Czu�em jak
my�li: �Je�li jestem w Niebie, a ten ksi�dz pije wino, to moje grzechy
musz� by� naprawd� zapomniane".
Rozmawiali i jedli, a ja u�wiadomi�em sobie, �e ksi�dz przeprowadza
w�a�nie wywiad. Zadawa� jej pytania dotycz�ce jej �ycia i tego, jak si� tu
dosta�a. S�ucha� uwa�nie i stara� si�, aby zauwa�y�a, �e obchodzi go to,
co mu m�wi. Ka�de pytanie delikatnie bada�o jej wierzenia dotycz�ce �ycia
po �mierci, a wykorzystuj�c autorytet habitu, ksi�dz pomaga� jej zrozumie�
rzeczywisto��, w jakiej si� znalaz�a. Nigdy nie pr�bowa� jej przekona� na
si��, nigdy nie podwa�a� bezpo�rednio jej przekona� ani niczego, co
m�wi�a. Podczas ca�ej rozmowy delikatnie zaciera� r�nice pomi�dzy tym, w
co wierzy�a, a tym, jak by�o naprawd�.
S�uchaj�c tej rozmowy, us�ysza�em g�os Dar nagrany na ta�m�, kt�ra
stwierdzi�a, �e powinienem wraca� do kryszta�u i TMI-Tam. Podzi�kowa�em
cicho ksi�dzu i ju� mia�em odej��, kiedy spojrza� na mnie surowo i rzuci�
we mnie my�l�:
� Prosz�, nie znikaj, ot tak sobie, tej pani sprzed oczu. To mo�e j�
wystraszy� � wymrucza�, jak to tylko ksi�dz potrafi.
� Och, dobrze � odpar�em, czuj�c si� troch� upokorzony tonem jego g�osu.
Przeprosi�em ich, wsta�em i odszed�em szukaj�c miejsca, gdzie m�g�bym
spokojnie znikn��, nie strasz�c nikogo. Kilka krok�w dalej u�wiadomi�em
sobie, �e id� naprzeciw t�umu setek ludzi. Byli wsz�dzie. Gdzie tylko si�
zatrzymywa�em, �eby sobie spokojnie znikn��, tam byli nowoprzybyli.
Zacz��em si� martwi�, jak te� uda mi si� znikn�� nie strasz�c ich,
zatrzyma�em si� wi�c i zacz��em rozgl�da� za jakim� odpowiednim miejscem.
Jakie� trzy metry dalej, po "mojej lewej, ujrza�em ciemne drewniane drzwi,
a nad nimi napis �Pok�j Znikania". Dzi�kuj�c w my�lach komu�, kto to
wymy�li�, podszed�em, nacisn��em klamk� i otworzy�em drzwi. Wszed�em do
�rodka, zamkn��em drzwi za sob� i znikn��em udaj�c si� do TMI-Tam, do
kryszta�u.
Przyby�em ostatni i patrzy�em, zn�w z dw�ch miejsc, jak podchodz� do
kryszta�u i jak gromadzi si� wok� niego reszta grupy. Zn�w chwycili�my
si� za r�ce i powt�rzyli�my nasz d�wi�k �UUUUU-AAAAA!" i ruch kwiatu
lotosu, przydaj�c sobie i kryszta�owi energii, p�ki g�os Dar nie ponagli�
nas do powrotu do C1 (�wiadomo�ci �wiata fizycznego). Kiedy pu�cili�my
swoje r�ce, opu�ci�em moj� podw�jn� pozycj� i wszed�em w siebie samego,
aby wyj�� z pomieszczenia z kryszta�em. Odwr�ciwszy si�, ujrza�em Robyn,
jedn� z kobiet w grupie, id�c� w moj� stron�. Zbli�y�a si� do mnie,
skr�ci�a i zatrzyma�a si� dok�adnie przede mn�. U�miechn�a si� do samego
mojego Jestestwa, zrobi-
�a krok w ty� i wyci�gn�a ramiona, aby mnie u�cisn��. Kiedy mnie
przytula�a, poczu�em jak co� po�rodku mojej piersi otwiera si� z
pykni�ciem. Odsun�li�my si� od siebie, u�miechn�li i Robyn min�a mnie i
posz�a dalej, do C1.
Wtedy zn�w zauwa�y�em Boba i Eda, stoj�cych razem jakie� sze�� metr�w ode
mnie. Bob kiwa� na mnie r�k�, jakby przyzywaj�c mnie do siebie, 'a obaj
u�miechali si�. Zanim zdo�a�em zrobi� krok w ich stron�, nagle sk�d�
pojawi�a' si� Rebecca, kt�rej u�miech wprost promienia� szcz�ciem i
zadowoleniem. Ucieszy�em si� niepomiernie, gdy� nie widzia�em jej od
siedmiu miesi�cy. Zbli�y�a si� do Boba i Eda, a kiedy i ja do nich
podszed�em, wszyscy zamkn�li�my si� we wzajemnym u�cisku. Nie by�o to nic
w rodzaju fizycznego dotyku, powiedzia�bym raczej, �e stopili�my si�
troch� po brzegach naszych cia� i z��czyli�my ze sob�. Chwil� p�niej
poczu�em co�, co* mog� opisa� tylko jako �wietlisty piorun energii Czystej
Bezwarunkowej Mi�o�ci (CBM), kt�ry strzeli� wprost w moj� pier� i
na�adowa� energi� ca�e moje cia�o, wype�niaj�c je Mi�o�ci�.
M�wi� ��wietlisty piorun", aby opisa� jako� poczucie jego jasno�ci,
nag�o�� pojawienia si� oraz wybuchow�, przeogromn� moc. Jestem pewien, �e
je�li kiedykolwiek mia�bym pecha i strzeli�by we mnie prawdziwy, fizyczny
piorun (i pozosta�bym przytomny przez ca�e takie do�wiadczenie), to
m�g�bym wtedy powiedzie�: �Tak, piorun CBM mia� t� sam� wybuchow� moc".
M�wi� energia �Czystej Bezwarunkowej Mi�o�ci", gdy� by�o to w�a�nie to.
�adnych s�d�w, �adnych warunk�w, nic w zamian, po prostu czysta akceptacja
wszystkiego, co sk�ada si� na mnie. By�o to co�, co opisa�em poprzednio
jako energi� mi�o�ci, tylko �e bez zwyk�ego zabarwienia seksualnego. Nie
mia�o to w sobie nic opr�cz czystej energii Mi�o�ci bezwarunkowej. A
jednak, gdybym chcia� opisa� w jaki spos�b to odczuwa�em, to jedyne
odczucie z ca�ego mojego dotychczasowego do�wiadczenia, z jakim mog�em to
por�wna�, mia�o w�a�nie natur� seksualn�. Owo odczucie CBM przypomina to,
co czuje si� u samego szczytu orgazmu, w chwili najbardziej wzajemnie
satysfakcjonuj�cego seksu jaki tylko mo�na sobie wyobrazi�. Tylko �e to
po��czenie nie ma absolutnie nic wsp�lnego z seksem; podaj� go jedynie
jako przyk�ad, jako blade por�wnanie tego, co wtedy odczuwa�em.
Czu�em, jak �wietlisty piorun CBM wchodzi i przenika moje cia�o. W
kategoriach elektryczno�ci, mo�na powiedzie�, �e piorun �w podni�s� m�j
w�asny potencja�, na�adowa� moje baterie, przeni�s� ca�y �adunek sk�d� do
mnie. Czu�em si� pe�niejszy, wi�kszy, silniejszy, szcz�liwszy,
rado�niejszy, pe�en ekstazy... po prostu brak mi s��w.
Kiedy ju� zacz��em si� troch� uspokaja�, chcia�em powiedzie� Rebece,
Bobowi i Edowi co si� w�a�nie sta�o, ale wtedy piorun zn�w uderzy�. Tym
razem jego intensywno�� by�a mniej wi�cej taka sama, lecz wszystko trwa�o
d�u�ej, chyba nawet dwa razy d�u�ej. To by�o taaaakieeee doooobreeee!!!!
Czu�em, jak ca�y przekszta�cam si� w jeden wielki u�miech. �adunek CBM
musia� by� chyba jednak dwa razy mocniejszy ni� poprzednim razem.
Odrzuci�em w ty� g�ow�, otworzy�em szeroko usta i spojrza�em na Rebek�, na
jej pe�n� mi�o�ci twarz, pr�buj�c przekaza� jej wzrokiem to, czego w�a�nie
do�wiadcza�em. Potem nadszed� nast�pny piorun o takiej samej sile, ale dwa
razy d�u�szy ni� ostatni. Poziom na�adowania i rado�ci we mnie przekroczy�
ju� wszelkie mo�liwe skale pomiaru, wszystko, czego do�wiadczy�em przez
czterdzie�ci siedem lat �ycia na tej planecie.
Potem przysz�y jeszcze co najmniej cztery pioruny, a ka�dy silniejszy i
dwa razy d�u�szy od poprzedniego. A p�niej uczucie to sta�o si�
jednostajnym, mog�cym chyba wstrz�sn�� ziemi�, strumieniem CBM, kt�ry
wchodzi� w moje cia�o �rodkiem piersi. Jego intensywno�� ros�a tak
gwa�townie, podwajaj�c si� z ka�dym uderzeniem serca, �e zacz��em si�
zastanawia�, czy te� moje cia�o zdo�a to w og�le wytrzyma�. Jednostajny
strumie� �adunku trwa� i trwa�. Od jednego uderzenia serca do drugiego,
�adunek �w by� tak silny, �e my�la�em, i� eksploduj�. Za ka�dym razem,
kiedy piorun uderza�, mia�em wra�enie, �e wi�cej ju� tego nie znios�.
Kiedy jeszcze to wszystko trwa�o, u�wiadomi�em sobie, �e zjawi�a si�
r�wnie� Nancy Monroe. Sz�a ku mnie z wyci�gni�tymi ramionami,
u�miechni�ta, przypomina�a bardziej chmur� �wiat�a ni� cokolwiek bardziej
trwa�ego. Zatrzyma�a si� tu� za mn� i podzi�kowa�a za to, �e pr�bowa�em
skontaktowa� j� z Bobem, kiedy ten �y� jeszcze w ciele fizycznym.
� Pami�tasz, Bruce? � zapyta�a. � W �azience, w domu Boba? W czasie
przerwy w meczu pi�karskim? Przeprosi�am ci� za to, �e przeszkadzam i
powiedzia�am, �e odwr�c� oczy p�ki nie sko�czysz?
Roze�mia�em si� w duchu na wspomnienie manier Nancy, subtelnych, godnych
damy z Po�udnia.
� Tak, pami�tam � s�owa te wyp�yn�y ze mnie niby zapach r�. � Bob
odni�s� si� do�� sceptycznie do mnie jako do pos�a�ca.
� Poprosi�am ci�, �eby� powiedzia� Bobowi, �e na niego czekam i �e b�d�
tu, �eby si� z nim spotka�, kiedy opu�ci swoje cia�o na dobre.
� Tak, pami�tam. Chyba mi nie uwierzy�.
� Chcia�abym powiedzie� �e jestem ci za to bardzo wdzi�czna, Bruce.
Ju� samymi tymi s�owami sprawi�a, �e poziom na�adowania jeszcze raz si�
podwoi�. Czu�em tak ogromn�, rozpieraj�c� mnie rado��, �e a� bola�o.
Poczu�em, jak moje fizyczne cia�o zasysa d�ugi, g��boki oddech, jakby
pr�bowa�o nie zemdle�.
Chmura �wiat�a, kt�ra by�a Nancy, rozprzestrzeni�a si�, otaczaj�c i
przenikaj�c nas wszystkich. Zanim zjawi�a si� Nancy, promie� �wiat�a,
kt�ry przenika� moj� pier� by� wielko�ci �liwki, teraz natomiast jego
�rednica zwi�kszy�a si� tak, �e nie by� to ju� jeden strumie�, ale raczej
wra�enie bycia zanurzonym w gigantycznym promieniu wchodz�cym we mnie ze
wszystkich mo�liwych kierunk�w. Okrywa� ka�dy centymetr mojej istoty,
wlewaj�c we mnie energi� dziesi�� razy szybciej ni� poprzednio. Nie mam
poj�cia, jak m�g�bym opisa� intensywno�� tego, co sta�o si� potem. Mog�
jedynie nieudolnie opisa�, jak za ka�dym uderzeniem serca, Nancy mno�y�a
przez dziesi�� m�j ca�kowity potencja� CBM. (In�ynierowie! Sam przecie�
jestem jednym z nich i przyzwyczajono mnie my�le�, �e cyframi i s�owami
mo�na wyrazi� wszystko. Naprawd� chcia�bym umie� wyrazi� to do�wiadczenie
cyframi i s�owami).
Nie wiem jak d�ugo Nancy to ci�gn�a. Wiem tylko, �e w kt�rej� chwili
by�em ca�kowicie pewien, �e nast�pne uderzenie mojego fizycznego serca
sprawi, �e eksploduj�. Wiedzia�em, �e buchn� ze mnie p�omienie, kt�re
podpal� moje pomieszczenie kontrolowanego �rodowiska holistycznego (CHEC)
i spal� ca�e po�udniowe skrzyd�o Centrum Nancy Monroe Penn. Ale nie
zapali�em si�, a ona wci�� pompowa�a we mnie energi�, a� tyle ju� by�o we
mnie czystej, ekstatycznej rado�ci i b�lu, �e zrezygnowa�em z wszelkiego
oporu. Wtedy moje serce wype�ni�a energia tysi�ca s�o�c. Chwil� potem
(albo wieczno��) poczu�em, �e chmura, kt�ra by�a Nancy, odchodzi.
Intensywno�� CBM opad�a do po�owy i pozosta�a na tym poziomie, kiedy
odp�ywa�em od Rebeki, Boba i Eda. Widzia�em jak u�miechali si� do mnie.
Potem Bob zbli�y� si� do mnie i spojrza� prosto w oczy. Czu�em si� jak
bokser siedz�cy na p� przytomnie w swoim rogu ringu, podczas gdy Bob by�
trenerem sprawdzaj�cym moje oczy, aby przekona� si� czy te� jego zawodnik
zdolny jest jeszcze do jakiejkolwiek walki.
� Bruce, pami�tasz jak we wszystkich poprzednich programach m�j g�os
nagrany na ta�m� m�wi� ci, �e masz zostawi� za sob� ca�� emocjonaln�
energi�?
� Tak, Bob, pami�tam, jak powtarza�e� to na wszystkich ta�mach Linii
�ycia... � wymamrota�em niewyra�nie.
� Bruce... � powiedzia�, wci�� patrz�c mi prosto w oczy. � Mo�esz zabra�
ze sob� t� emocjonaln� energi�.
Nagle przypomnia�em sobie, �e eon lub dwa temu Dar prosi�a nas o powr�t do
C1. Skupi�em uwag� na ta�mie pr�buj�c stwierdzi�, czy wci�� si�
przewija�a. Przewija�a si�. Wtedy, niby pi�ro o rozmiarach g�ry,
przewr�ci�em si� na plecy i zacz��em p�yn�� powoli w d�. Nie my�l�c o
tym, by powr�ci� na czas, p�yn��em p�awi�c si� w promieniach CBM
wype�niaj�cych moj� Istot�.
Kiedy ju� w pe�ni u�wiadomi�em sobie swoje cia�o fizyczne, zn�w ogarn�a
mnie ekstaza rado�ci. �zy p�yn�y mi z oczu, nikn�c mi�dzy w�osami i
wsi�kaj�c w poduszk�. Stopniowo uspokaja�em si�, �kania ustawa�y, �zy
przestawa�y p�yn��. Musia�em tam le�e� chyba z trzy lub cztery minuty,
absorbuj�c do ostatniej kropli ca�� Mi�o�� i rado��. Potem wsta�em,
usiad�em przy biurku i spr�bowa�em opisa� wszystko, co prze�y�em podczas
tej pierwszej ta�my programu Exploration 27. Uda�o mi si� jedynie napisa�
kilka s��w: �Ponowne spotkanie z Rebecc�, Bobem, Edem i Nancy. MI�O��,
EMOCJONALNIE PORYWAJ�CA".
Na p� p�yn��em, a na p� szed�em schodami w d�, na spotkanie z innymi
uczestnikami kursu, ale m�wi� i tak nie mog�em. Kiedy usiad�em na
pod�odze, moje my�li wr�ci�y do czas�w dzieci�stwa. Ujrza�em, jak mozolnie
maszeruj� zakurzon� �cie�k�, kopi�c kamienie le��ce pod nogami i p�acz�c.
Szed�em tamt� drog� pewnego ch�odnego alaska�skiego dnia, kiedy mia�em
sze�� lat. Martwi�em si�. Pot�ne, okropne uczucia wp�ywa�y we mnie
�rodkiem piersi i rozlewa�y si� po ca�ym ciele odk�d tylko si�gam pami�ci�
� niezrozumia�a, pomieszana pl�tanina rado�ci i b�lu, wstydu i
w�ciek�o�ci, gniewu, mi�o�ci i obrzydzenia. Niekt�re z nich by�y tak
b�ogie, �e moje ma�e serce unosi�o si� nad drog� z rado�ci nie dbaj�c o
�wiat, podczas gdy inne ciska�y mnie mocno, twarz� w d�, w piach i �wir,
rani�c m� dusz� do �ywego.
Id�c tak, patrz�c na to dziecko, wiedzia�em �e tylko ja widz� i czuj� tub�
wychodz�c� z mojej piersi. Wiedzia�em, �e owa tuba ��czy�a mnie z
uczuciami wszystkich innych istot zamieszkuj�cych m�j sze�cioletni �wiat.
Wiedzia�em, �e to te istoty przynosz� w me serce rado��, mi�o��, gniew,
b�l i w�ciek�o��, gdzie uczucia te �ciera�y si� w nieopanowanej,
chaotycznej walce, z kt�r� nie umia�em sobie poradzi� i kt�rej nie by�em w
stanie zrozumie�. Rado�� i mi�o�� by�y tak cudowne, a gniew i w�ciek�o��
rani�y tak g��boko, �e nie potrafi�em tego znie��. Do tej pory nic w moim
sze�cioletnim �yciu nie przypomina�o owej szale�czej, chaotycznej
pl�taniny.
Wiedzia�em, �e je�li chc� dalej �y�, to te uczucia musz� znikn��.
Stwierdzi�em, �e mi�o�� i rado�� nie by�y warte tego b�lu. W jednej chwili
si�gn��em praw� r�k� duszy i chwyci�em tub�, i �cisn��em mocno, aby
zatrzyma� przyp�yw uczu�. W mojej lewej d�oni pojawi�y si� no�yczki mamy,
kt�rymi przeci��em po��czenie serca ze �wiatem. B�l usta�. Od tego dnia
nic nie wp�yn�o ani nie wyp�yn�o z mego serca. Mi�o��, rado��, gniew,
�a�o�� i b�l odczuwa�em jednakowo � jak pozbawion� barw i �ycia szaro��.
Bob powiedzia�, �P�niej jest teraz". Co� si� wydarzy�o. Serce tamtego
ma�ego ch�opca w�a�nie zn�w z��czy�o si� ze �wiatem, po czterdziestu jeden
latach braku wszelkich odczu�. U�wiadomi�em sobie, �e m�wi�c mi, i� nic
nie zdarzy si� teraz, a dopiero p�niej, Bob i Ed wyeliminowali wszelkie
oczekiwania z mojej strony. Doskona�y spos�b pozbycia si� niepokoju
zwi�zanego ze zrobieniem czego�. Bob obieca�, �e nic si� nie zdarzy, wi�c
to nie ja siedzia�em za kierownic�, ja po prostu pozwala�em si� wie��.
Kiedy spotkanie si� sko�czy�o, chcia�em podzi�kowa� Robyn za jej udzia� w
ca�ym zdarzeniu, ale nie mog�em wykrztusi� ani s�owa; jedynie �zy rado�ci
p�yn�y mi z oczu.
Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej
Rozdzia� 3
Dawna obietnica Eda Cartera i Boba
Na kolacj� cz�sto przychodzi�em jako jeden z ostatnich, a dw�ch ostatnich
zawsze ko�czy�o jedzenie siedz�c samotnie przy jednym stole. W
poniedzia�kowy wiecz�r to Ed Carter przyby� ostatni, a nape�niwszy talerz,
do��czy� do mnie. Przedstawili�my si� sobie, a potem rozmawiali�my o
�wiczeniu z ta�m� oraz o tym, czym zajmowali�my si� w �yciu. Podczas
programu nauczy�em si� kocha� tego 80-letniego cz�owieka jak ojca.
Okaza�o si�, �e obaj jeste�my in�ynierami. Ed wyja�ni�, �e w latach
1930-tych, jako m�ody cz�owiek, zaczyna� karier� jako metalurg, a teraz
by� ju� na emeryturze. Po programie dowiedzia�em si�, �e starszy pan nie
powiedzia� mi ca�ej prawdy: przeszed� na emerytur� jako dyrektor INCO,
najwi�kszej kopalni niklu na �wiecie.
Tego wieczoru ca�� moj� uwag� zajmowa� Ed, jego fascynacja odkrywaniem
nieznanego i umiej�tno�ci narracyjne. Zainteresowa�o mnie zw�aszcza to, co
powiedzia� o swoich wra�eniach z Focusa 15. Ed twierdzi�, �e Focus 15
zosta� niew�a�ciwie nazwany.
� Powinno by�o si� go nazwa� �Wszystkie Czasy" zamiast �Bez Czasu", jak go
nazwa� Bob Monroe � zapewnia� mnie Ed.
Zafascynowa�o mnie to, co powiedzia� o naturze czasu. Ed twierdzi�
mianowicie, �e czas jest seri� wydarze� powi�zanych ze sob� niby paciorki
naszyjnika. Zrozumia�em to, gdy wyobrazi�em sobie lot ptaka. Na ka�dy
nieruchomy odcinek czasu w Focusie 15 przypada� konkretny zestaw wydarze�,
b�d�cych jakby kolejnymi ruchami cia�a lec�cego ptaka. Podobnie program
komputerowy, w kt�rym linie kodu opisuj� d�ugo�� i napi�cie ka�dego
mi�nia, pozycj� i k�t nachylenia ka�dego skrzyd�a. Ka�dy pojedynczy obraz
wszystkich tych parametr�w u�o�onych w odpowiedniej kolejno�ci, daje �opot
skrzyde� i najdrobniejszy ruch cia�a ptaka. Ka�da pojedyncza klatka jest
elementem ca�ego obrazu � wiatru, szelestu li�ci i falowania trawy � my
te� jeste�my zaprogramowani. Ptak lecia� naprz�d, kiedy Ed szed� do
przodu, a w ty�, kiedy Ed cofa� si�, co sk�oni�o mnie do postrzegania
natury Focusa 15 jako �zaprogramowanej sekwencji wydarze�". Mia�em
wra�enie, �e owa sekwencja wszystkich ��cz�cych si� ze sob� wydarze� by�a
w jaki� spos�b okre�lona wcze�niej i po prostu czeka�a a� kto� znajdzie
si� w niej, aby w ten spos�b sprawi� wra�enie up�ywu czasu.
A je�li Focus 15 zawiera� w sobie wszystkie programy wszystkich sekwencji
wydarze�, przez kt�re przechodzi�a ludzka �wiadomo��, to zawiera� ca�y
czas. Zaczyna�em rozumie� jak dzi�ki Focusowi 15 mo�na dosta� si� do
ka�dego miejsca w odpowiednim czasie. Gdybym wiedzia� jak wyl�dowa� w
danym punkcie danej sekwencji wydarze�, to mog�em si� porusza� w prz�d i w
ty� od tego punktu. Na przyk�ad, gdybym wiedzia� jak wyl�dowa� w
okre�lonym czasie w staro�ytnym Egipcie, to m�g�bym by� �wiadkiem zdarze�
maj�cych miejsce w tym czasie,, wcze�niejszych lub p�niejszych. Mo�e,
gdybym zrobi� krok w prz�d, wkroczy�bym w wydarzenia r�wnoleg�e, takie,
kt�re zdarzy�y si� w tym samym czasie, lecz w innym miejscu. Widzia�em
jak, konceptualnie, mo�na by porusza� si� obok Focusa 15 i ujrze�
wydarzenia dziej�ce si� w Chinach lub Grecji, kt�re zdarzy�y si� w tym
samym czasie. Rozmowa z Edem otworzy�a mi oczy, a jednocze�nie zacz��em
si� zastanawia�, gdzie mia�o miejsce ca�e to programowanie. Czy gdzie
indziej, na jakim� innym poziomie ludzkiej �wiadomo�ci, na kt�rym kto�
napisa� owe programy? Czy kto�, lub co�, nawl�k� te wydarzenia na sznurek,
niby paciorki naszyjnika, i umie�ci� je w Focusie 15? Je�li tak
(zastanawia�em si� po cichu), to kto i dlaczego? Rozmawiali�my jeszcze
do�� d�ugo.
Po jakim� czasie zacz�li�my rozmawia� o tym, co robi�em, kiedy nie
uczestniczy�em w programach TMI. Powiedzia�em Edowi, �e w prawdziwym �yciu
jestem in�ynierem i �e cho� jestem do�� zaj�ty, to jednak nie zaniedbuj�
mojej nowej mi�o�ci, pisania. Pisz� artyku�y o moich do�wiadczeniach
zwi�zanych z odzyskiwaniami, od zdarzenia z bomb� w Oklahoma City, kt�re
mia�o miejsce ostatniego kwietnia. Kiedy powiedzia�em Edowi, �e
przywioz�em ze sob� moje artyku�y, a w�a�ciwie ich brudnopisy, oraz
r�kopis kilku pierwszych rozdzia��w ksi��ki, jak� w�a�nie zacz��em pisa�,
jego oczy rozb�ys�y. Wr�czy� mi swoj� wizyt�wk�. Okaza�o si�, �e Ed by�
zast�pc� dyrektora planowania w Hampton Roads Publishing Company, w
Charlottesville, jakie� czterdzie�ci pi�� kilometr�w od miejsca, gdzie
rozmawiali�my. Zapyta�, czy m�g�by rzuci� okiem na to, co z sob�
przywioz�em. Zanim zdo�a�em mu powiedzie�, �e by�bym szcz�liwy, gdyby
zechcia� przejrze� moje r�kopisy, poczu�em gdzie� w sobie g�os Boba
Monroe: �Widzisz, dlaczego chcia�em, �eby� przywi�z� ze sob� ten tw�j
brudnopis i artyku�y o twoich do�wiadczeniach?".
Kiedy zaczyna�em pisa�, po Oklahoma City, odwiedzi� mnie Bob i zach�ci�,
�ebym pisa� dalej. �Je�li b�dziesz pisa� dalej, ja z mojej strony postaram
si�, �eby twoja ksi��ka zosta�a wydana", powiedzia�. Nic mi nie obiecywa�,
ale i tak pisa�em dalej. A teraz, dziesi�� miesi�cy p�niej, tu oto,
naprzeciw mnie, z drugiej strony stolika, siedzia�o �ywe spe�nienie
obietnicy Boba. Nie mog�em nie zastanawia� si� nad tymi wszystkimi
sekwencjami zdarze�, kt�re zasz�y mi�dzy kwietniem a chwil� obecn�, a
kt�re doprowadzi�y do tego, �e Ed i ja usiedli�my przy tym samym stoliku,
setki kilometr�w od mojego domu i zacz�li�my rozmawia� o tym, jak to pisz�
ksi��k�. Zdumia�o mnie to jeszcze bardziej ni� zasady dzia�ania Focusa 15
i osoba programisty.
Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej
Rozdzia� 4
Instytut Monroe w Focusie 27
Na pocz�tku nast�pnego �wiczenia, jak zwykle, gdy znalaz�em si� w Focusie
27, siedzia�em przy stoliku, na jednym z wyplatanych krzese�, pod dachem
mojej chaty na pla�y. R�wnie� jak zwykle, wok� sto�u siedzieli jacy�
ludzie; czekali na mnie. Odk�d, podczas mego pierwszego programu Linia
�ycia, jeszcze w roku 1992, stworzy�em to miejsce, z jego s�onecznym,
wysokog�rskim krajobrazem, ilekro� tu przybywa�em, zawsze kto� na mnie
czeka�. I jak zwykle, mog�em dostrzec jedynie ich postaci od ramion w d�.
Ka�d� twarz zas�ania�a chmura �wiat�a. Czasami dostrzega�em ich r�ce,
kiedy si�gali po szklank� mro�onej herbaty lub lemoniady, albo
gest