4118

Szczegóły
Tytuł 4118
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

4118 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 4118 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4118 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

4118 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JONATHAN CARROLL DREWNIANE MORZE PRZE�O�Y� RADOS�AW KOT TYTU� ORYGINA�U THE WOODEN SEA OLD VERTUE Nigdy nie kupuj ��tych ubra� ani taniej sk�ry, to moje kredo, nie jedyne zreszt�. Wiecie, co lubi� najbardziej? Jak ludzie robi� sobie kuku, jak si� zabijaj�. �eby�cie mnie �le nie zrozumieli, nie my�l� o tych pot�ucze�cach, co skacz� z okien albo pakuj� g�owy do foliowych work�w. �Ultimate Fighting Championship� te� mnie nie bierze, to zwyk�a kot�owanina ostrzy�onych do sk�ry furiat�w. M�wi� o takim typku, co pl�cze si� po ulicy z mord� szar� jak mokry o��w i jeszcze camela zapala, a gdy si� zaci�ga, to zaraz kaszel go bierze, jakby dusz� mia� wyplu�. Sportowy tryb �ycia, psiakrew! Niech �yje nikotyna, g�upi up�r i odporno�� na wiedz�! ��Jeszcze jedn� kolejk�, Jimmy! � zawodzi przy ko�cu baru Kr�l Cholesterol. Ma czerwony nos i ci�nienie krwi tak wysokie, �e jak raz mog�oby go odrzutem wynie�� na Plutona. Z ca�ym drzewem genealogicznym na dok�adk�. Masa cielska plus czyste zadowolenie. Ten atak serca, co go kiedy� powali, jak uderzy, to w par� sekund b�dzie po wszystkim. A na razie zimne piwo w grubych kuflach i wonny stek z pol�dwicy z ko�ci�. Tak po kres dni; dobry uk�ad. To rozumiem. Moja �ona Magda m�wi, �e t�umaczenie mi czegokolwiek to jak grochem o �cian�. Naprawd� chwytam wszystko w lot, tyle �e zwykle nie mam ochoty si� z ni� zgadza�. Old Vertue to idealny przyk�ad. Pewnego dnia wchodzi na m�j posterunek jaki� go�� i prowadzi psa, jakiego jeszcze nigdy nie widzieli�cie. Niby mieszaniec, ale w zasadzie pitbul pokryty brunatnymi i czarnymi c�tkami, taki marmurek. I tyle normalnego, bo pies ma trzy i p� �apy, brakuje mu oka i oddycha jako� dziwnie. Troch� jakby bokiem pyska, chocia� na pewno nie wiadomo. Gdy wypuszcza powietrze, to brzmi, jak gdyby Michelle gwizda� sobie pod nosem. Przez szczyt �ba biegn� mu dwie g��bokie szramy i na dodatek jest tak zapuszczony, �e wszyscy tylko gapimy si� na niego, jakby w�a�nie concordem z piek�a przylecia�. Chocia� przekot�owany sakramencko, nosi� porz�dn�, czerwon� obro�� ze sk�ry. Na niej wisia�o srebrne serduszko z wyrytym imieniem �Old Vertue�. Tak to si� pisa�o. I wszystko; ani nazwiska w�a�ciciela, ani adresu czy numeru telefonu. Tylko Old Vertue. I by� jeszcze zm�czony. Pad� na pod�og� w �rodku ca�ego zbiegowiska i zachrapa�. Ten, kto go przyprowadzi�, powiedzia�, �e pies spa� na parkingu Grand Union. Nie wiedzia�, co z nim pocz��, ale by� pewien, �e jak ten pies b�dzie dalej tam spa�, to kto� go w ko�cu przejedzie, no to przyprowadzi� go do nas. Wszyscy pomy�leli, �e powinni�my zawie�� psa do najbli�szego schroniska dla zwierz�t i zapomnie� o sprawie. Wszyscy opr�cz mnie, ja zakocha�em si� w nim od pierwszego wejrzenia. Zrobi�em mu legowisko w moim gabinecie, kupi�em mu psiego �arcia i par� pomara�czowych misek. Spa� niemal bez przerwy przez dwa dni. Gdy si� budzi�, le�a� na pos�aniu i patrzy� na mnie przymglonymi �lepiami. A raczej jednym �lepiem. Gdy kto� z komisariatu pyta� mnie, czemu go trzymam, m�wi�em, �e ten pies kiedy� ju� tu mieszka� i teraz tylko wr�ci�. Poniewa� to ja jestem szefem policji, nikt nie protestowa�. Opr�cz mojej �ony. Magda uwa�a, �e zwierz�ta nadaj� si� jedynie do garnka, i ledwo znosi obecno�� tego �wietnego kotucha, kt�ry mieszka ze mn� od lat. Gdy us�ysza�a, �e trzymam na posterunku trzynogiego i jednookiego marmurka, przysz�a, �eby go sobie obejrze�. D�ugo mu si� przygl�da�a, wysuwaj�c doln� warg�, co zawsze by�o z�ym znakiem. ��Im wi�kszy przyg�up, tym bardziej ci si� podoba, co, Fran? ��Ten pies to weteran, kochanie. Stary �o�nierz. ��W Korei P�nocnej g�oduj� dzieci, a ty faszerujesz go �arciem. ��Przy�lij je tutaj, podjedz� sobie z jego puszki Alpo. ��Jeste� jeszcze g�upszy ni� on. Stoj�ca obok Pauline, c�rka Magdy, zacz�a si� �mia�. Spojrzeli�my na ni� zdumieni, bo Pauline nie �mieje si� z niczego. Ca�kiem braknie jej poczucia humoru. Gdy ju� si� �mieje, to zwykle z osobliwych powod�w, a nigdy w por�. To dziwna dziewczyna, kt�ra bardzo si� stara, �eby pozosta� niewidzialn�. W my�lach przezywam j� Pleksi. ��Co w tym �miesznego? ��Frannie: jak wszyscy id� w prawo, to on zawsze skr�ca w lewo. Co si� dzieje z tym psem? Co on robi? Obr�ci�em si� akurat w por�, by zobaczy�, jak Old Vertue umiera. Zdo�a� wsta�, chocia� wszystkie trzy �apy trz�s�y mu si� paskudnie. �eb trzyma� nisko, ko�ysa� nim na boki, jakby chcia� czemu� zaprzeczy�. Pauline, jak to ona, zacz�a chichota�. Vertue uni�s� �eb i spojrza� na nas. Na mnie. Popatrzy� dok�adnie na mnie i mrugn��. Przysi�gam na Boga. Stary pies mrugn�� do mnie, jakby�my mieli wsp�lny sekret. Potem przewr�ci� si� i umar�. Trzy �apy drga�y jeszcze przez chwil�, a� podkuli� je powoli i znieruchomia�. Bez dw�ch zda� wida� by�o, �e opu�ci� ten pad�. �adne z nas nie powiedzia�o ani s�owa; patrzyli�my tylko na biedaka. W ko�cu Magda podesz�a do niego, �eby si� lepiej przyjrze�. ��Jezu, mo�e nie powinnam tak �le o nim m�wi�. Martwy pies pierdn��. D�ugo i g�o�no, jakby ostatni oddech wyszed� nie tym ko�cem. Magda odsun�a si� szybko i zgromi�a mnie spojrzeniem. Pauline za�o�y�a r�ce na piersi. ��Ale to dziwne! Jeszcze dwie sekundy temu by� �ywy, a teraz ju� nie jest. Nigdy jeszcze nie widzia�am �mierci. To jeden z przywilej�w m�odo�ci. Gdy masz siedemna�cie lat, �mier� wydaje ci si� gwiazd� odleg�� o tyle lat �wietlnych, �e nawet przez pot�ny teleskop ledwie j� wida�. Potem starzejesz si� i odkrywasz, �e to nie gwiazda, tylko wielki jak nieszcz�cie asteroid, kt�ry leci prosto na ciebie i jeszcze troch�, a przy�aduje ci w ciemi�. ��No i co teraz, doktorze Dolittle? ��Pewnie go pochowam. ��Ale nie na naszym podw�rku, je�li �aska. ��My�la�em, �eby raczej pod twoj� poduszk�� Spojrzeli�my na siebie i u�miechn�li�my si� w tym samym momencie. Pos�a�a ca�usa w powietrze pomi�dzy nami. ��Chod�, Pauline. Mamy sporo do zrobienia. Wysz�a, ale Pauline jeszcze si� waha�a. Id�c powoli do drzwi, wci�� patrzy�a na psa jak zahipnotyzowana. Ostatecznie zatrzyma�a si� ze wzrokiem wbitym w truch�o. Zza drzwi dolecia� pot�ny wybuch �miechu. Bez w�tpienia Magda przekazywa�a im smutn� wiadomo��. ��Id� z matk�, Pauline. Musz� go zawin�� i wynie��. ��Gdzie zamierzasz go pochowa�? ��Gdzie� nad rzek�. �eby mia� �adny widok. ��Czy to legalne? ��Jakby co, to sam si� zaaresztuj�. To wytr�ci�o j� z transu. Wysz�a. Staruszek nawet po �mierci wygl�da� na mocno zm�czonego. Jakiekolwiek �ycie by�o mu dane, zdo�a� je zako�czy� na r�wnych �apach, niewa�ne, �e tylko trzech. Wyczerpa� �ywot do ko�ca, nic mu nie zosta�o. Starczy�o na niego spojrze�, �eby si� o tym przekona�. �eb wtuli� w pier�; wyra�nie wida� by�o te paskudne r�owe blizny na szczycie. Gdzie on si� ich, cholera, nabawi�? Pochyli�em si� i otuli�em psa po�ami taniego koca, potem powoli go we� zawin��em. Cia�o by�o ci�kie i bezw�adne. Jedyna zdrowa przednia �apa wysun�a si� spod materii. Wsuwaj�c j� z powrotem, u�cisn��em przelotnie opuszki. ��Jestem Frannie. Dzi� b�d� twoim konduktem. Unios�em tob� i ruszy�em do drzwi. Otworzy�y si� nagle i stan�� w nich Wielki Bill Pegg, policjant z patrolu. Ze wszystkich si� maskowa� u�miech. ��Pom�c ci, szefie? ��Nie, ju� go zapakowa�em. Otw�rz tylko szerzej drzwi. Za progiem zebra� si� ca�y t�umek. Klaskali, gdy ich mija�em. ��Bardzo �mieszne. ��Na twoim miejscu nie zak�ada�bym sklepu ze zwierzakami, Fran. ��Co tam, prosiaczki niesiesz w kocu? ��Fajny go��, zapraszasz go, a on odwala kit�. ��Po prostu zazdro�cicie, �e wola� zej�� u mnie, a nie u was � rzuci�em i poszed�em dalej. Ich �arty i �miechy �ciga�y mnie a� za pr�g. Old Vertue nie by� lekki, dotaszczenie go do samochodu nie by�o naj�atwiejszym zadaniem tamtego dnia. Po�o�y�em go na pokrywie baga�nika i wy�owi�em kluczyki z kieszeni. Wsun��em jeden do zamka i przekr�ci�em, ale stukn�o tylko i nic si� nie sta�o. Cia�o zbyt obci��a�o pokryw�. Wzi��em je na rami� i raz jeszcze przekr�ci�em kluczyk. Pokrywa odskoczy�a. Zanim jednak zrobi�em cokolwiek wi�cej, w lewym uchu zadudni� mi dono�ny g�os kogo�, kto sta� ledwie stop� ode mnie. ��Czemu chowasz tego psa do baga�nika, Frannie? ��Bo nie �yje, Johnny. Zamierzam go pogrzeba�. Johnny Petangles, nasz miasteczkowy idiota, stan�� na palcach i zerkn�� mi przez rami�. ��Mog� pojecha� z tob� i popatrze�? ��Nie, John. � Pr�bowa�em dopchn�� Vertue do �cianki, �eby nie lata� po ca�ym baga�niku podczas jazdy, ale indywiduum stoj�ce obok do�� mi przeszkadza�o. � Rusz si�, John! Nie masz nic do roboty? ��Nie. Gdzie zamierzasz go pogrzeba�, Frannie? Na cmentarzu? ��Nie, tam si� chowa tylko ludzi. Jeszcze nie wiem. Mo�e by� si� jednak odsun��, �ebym m�g� go porz�dnie u�o�y�? ��Czemu to wa�ne, jak go u�o�ysz, skoro on nie �yje? Zastyg�em i zacisn��em powieki. ��Nie masz ochoty na hamburgera, Johnny? ��Mi�o by�oby zje�� hamburgera. ���wietnie. � Wyci�gn��em z kieszeni pi�� dolar�w i wcisn��em mu je w r�k�. � Zjedz hamburgera, a potem id� do mojego domu i pom� Magdzie wnie�� drwa, dobrze? ��Okay. � Sta� z tymi pi�cioma dolarami w gar�ci i ani my�la� odchodzi�. � Je�li pozwolisz mi jecha� ze sob�, b�d� bardzo cicho. ��Mam ci� zastrzeli�, Johnny? ��Zawsze tak m�wisz. � Spojrza� na zegarek z Arnoldem Schwarzeneggerem, kt�ry dosta� ode mnie kilka lat wcze�niej, gdy przechodzi� okres �terminatorowy�. � Ile mam czasu, zanim b�d� musia� p�j�� do twojego domu? Nie chc� je�� za szybko. Dostaj� od tego wzd�cia. ��Nie spiesz si�. � Poklepa�em go po ramieniu i wsiad�em do samochodu. ��Nie wiedzia�em, �e mia�e� psiego przyjaciela, Frannie. ��Psy umiej� kocha�, John. Nawet ksi��k� o tym napisali. Odje�d�aj�c, zerkn��em w lusterko wsteczne. Macha� mi na po�egnanie jak dziecko: r�ka chodzi�a mu w g�r� i w d�. Magda uwa�a, �e mo�na oceni� charakter cz�owieka po tym, co taki go�� wozi w samochodzie. Gdy przystan��em na �wiat�ach na April Avenue, spojrza�em na miejsce pasa�era i oto, co ujrza�em: trzy nie otwarte paczki marlboro, tani i poobijany od cz�stego upuszczania telefon kom�rkowy, mi�kkie wydanie zbioru opowiada� Johna O�Hary i zaklejon� kopert�, list z miejskiego szpitala donosz�cy o wnioskach p�yn�cych z lewatywy. Lewatywa by�a z roztworu baru. W schowku na r�kawiczki znalaz�em puszk� mi�towych pastylek od�wie�aj�cych �Altoid�, kaset� wideo z filmem W osiemdziesi�t dni dooko�a �wiata i kompakt z muzyk� dyskotekow� z lat siedemdziesi�tych, kt�rej nie chcia� s�ucha� nikt pr�cz mnie. Jedynymi naprawd� ciekawymi obiektami nieo�ywionymi w tym samochodzie by�y pistolet Beretta, kt�ry trzyma�em w kaburze pod pach�, i martwy pies w baga�niku. Ca�y ten spis inwentarza nieco mnie przygn�bi�. A gdyby�my mieszkali pod Wezuwiuszem, kt�remu akurat teraz zebra�oby si� na kolejny wybuch? Lawa i popio�y zabi�yby mnie, a nast�pnie zakonserwowa�y w metalowej trumnie dwutonowego forda. Za tysi�ce lat archeologowie odkopaliby mnie i zacz�li docieka�, kim by�em, skoro moje otoczenie tworzy�y papierosy, KC & Sunshine Gang, wyniki badania dziury w zadku i psia padlina. I jak bym wygl�da�? Gdzie mia�em zakopa� Old Vertue? I czym? Nie wozi�em w samochodzie �adnych narz�dzi. Znaczy, najpierw musz� zajrze� do domu i wzi�� �opat� z gara�u. Skr�ci�em ostro w lewo i pojecha�em Broadwayem. W swoje osiemdziesi�te urodziny m�j ojciec przysi�g�, �e nigdy wi�cej nie przeczyta �adnej instrukcji. Miesi�c p�niej umar�. M�wi� o tym, bo pochowa�em go z pomoc� tej samej �opaty. Ludzie my�leli, �e mi odbi�o. Cmentarze maj� do tego specjalne koparki, ale ja uzna�em, �e jak sam przygotuj� mojemu ojcu miejsce ostatniego spoczynku, to b�dzie w tym co� z pradawnej, antycznej wr�cz tradycji. I �e tak b�dzie dobrze. Kadisza odm�wi� nie umia�em, ale dziur� w ziemi w�asnor�cznie zrobi�, to jak najbardziej. Kopa�em mu gr�b w samym �rodku upalnego, letniego dnia i u�miecha�em si�. Johnny Petangles siedzia� obok na ziemi i dotrzymywa� mi towarzystwa. Spyta�, gdzie idziemy po �mierci. �li do Bangladeszu, powiedzia�em. Nie zrozumia�, to spyta�em go, co on uwa�a. Odpar�, �e do oceanu. Zmieniamy si� w ska�y i B�g ciska nas do oceanu. Czy m�j ojciec by� w�a�nie gdzie� tam? I jaka� ka�amarnica si� mo�e pod nim chowa�a? Jad�c dalej, zastanawia�em si�, gdzie wed�ug Johnny�ego mog� i�� po �mierci zwierz�ta. Nagle co� zachrobota�o w radiu. ��Szefie? ��McCabe, s�ucham. ��Szefie, mamy awantur� domow� na Helen Street. ��Schiavowie? ��Zgadza si�. ��Dobra, jestem akurat blisko. Zajm� si� tym. ��Fajnie, �e pan, a nie ja � zachichota� dyspozytor i wy��czy� si�. Pokr�ci�em g�ow�. Donald i Geraldine Schiavo, z domu Fortuso, byli oboje z mojej klasy og�lniaka w Crane�s View. Pobrali si� zaraz po sko�czeniu szko�y i od tamtej pory trwa�a pomi�dzy nimi wojna. Ona przydzwania�a mu czasem w �eb rondlem, on niekiedy traktowa� j� krzes�em. Zale�y, co by�o pod r�k�. Od lat ludzie b�agali ich, �eby si� rozwiedli, ale te dwa p�dzone nienawi�ci� kwiatuszki nie zna�y innego paliwa i jakakolwiek zmiana by�aby im nie na r�k�. Zwykle tak raz na miesi�c ci�nienie w rodzinnym kotle wysadza�o zaw�r i potem kt�re� chodzi�o troch� bardziej szczerbate. Na chodniku przed domem Schiav�w sta�a grupa roze�mianych nastolatk�w z s�siedztwa. ��Co jest grane, prosz� ferajny? ��Gwiezdne Wojny jak cholera, panie McCabe. Musia�by pan s�ysze�, jak wrzeszcza�a. Ale od chwili jest cicho. ��Przerwa mi�dzy rundami. � Podszed�em chodniczkiem do drzwi i przekr�ci�em klamk�. By�y otwarte. � Jest tu kto? � Gdy nie us�ysza�em odpowiedzi, zawo�a�em raz jeszcze. Cisza. Wszed�em i zamkn��em za sob� drzwi. Od progu uderzy�o mnie, �e w domu panowa� porz�dek i pachnia�o jako� tak mi�o. Geri Schiavo by�a rozlaz�� i leniw� bab�, kt�rej nie przeszkadza�o, �e w mieszkaniu �mierdzi. To samo dotyczy�o jej m�a. Comiesi�czne rozdzielanie tej pary by�o tym bardziej przykre, �e trzeba by�o w�wczas wej�� do ich domu, gdzie niezmiennie cuchn�o zastarza�ym potem, okien nie otwierano chyba nawet od �wi�ta, a po pokojach wala�y si� resztki jedzenia, kt�rych woleliby�cie nie pr�bowa�. Ale tym razem by�o inaczej. Ca�kiem niedawno otwarli w mie�cie nowy sklep z wieloma egzotycznymi gatunkami herbaty. Nie pijam herbaty, ale korzysta�em z ka�dej wym�wki, by tam zajrze� i nacieszy� si� aromatem. Gdy przeszed� mi pierwszy szok wywo�any porz�dkiem panuj�cym w domu Schiav�w, skojarzy�em, �e pachnie tam identycznie jak w sklepie z herbat�. Wspania�a i bogata wo�, kt�ra pie�ci nos i sprawia, �e zaczynasz my�le� o przyjemnych rzeczach. Jednak nie by� to koniec zaskocze�, bo dom okaza� si� pusty. Przechodzi�em z pokoju do pokoju w poszukiwaniu Donalda i Geri. Nic nie zmieni�o si� tu od czasu mojej poprzedniej wizyty. Ta sama stara kanapa i prehistoryczny fotel zalega�y obok siebie w salonie niczym para wrak�w na urlopie. Na obramowaniu kominka sta�y rodzinne fotografie, w klatce skaka� chudy i ��ty jak nieszcz�cie kanarek. Wszystko tak samo. Tyle �e w ca�ym domu panowa� porz�dek i b�ysk taki, jakiego tu jeszcze nie widzia�em. Zupe�nie, jakby gospodarze uszykowali chat� na przyj�cie lub jak�� wa�n� wizyt�. A jak tylko sko�czyli, to wyszli. Zszed�em do piwnicy. Obawia�em si� poniek�d, �e mog� znale�� tam odpowied� na podstawow� zagadk�, czyli Donalda i Geri wisz�cych na odpowiednio grubych krokwiach lub te� jedno stoj�ce nad cia�em drugiego, z paskudnym b�yskiem w oku i spluw� w gar�ci. Ale nic z tego. Piwnica by�a pe�na r�wno pouk�adanych stos�w czasopism, starych mebli i �mieci, przy czym nawet te ostatnie z�o�ono porz�dnie w k�cie. I tam te� ca�kiem �adnie pachnia�o i to by�o najgorsze. Co tu si�, u diab�a, dzia�o? Podw�rko za domem by�o rozmiar�w przystanku autobusowego, ale trawnik zosta� przystrzy�ony. Nigdy jeszcze nie widzia�em tam trawy ni�szej ni� na pi�� cali. Raz zaproponowa�em nawet Donaldowi, �eby skorzysta� z mojej kosiarki, ale burkn��, �e si� obejdzie. Wr�ci�em do domu i usiad�em w fotelu, �eby pomy�le�, i omal nie wyl�dowa�em na ty�ku, gdy mebel polecia� do ty�u. Nie mia� spr�yn. Kilka sekund trwa�o, nim opanowa�em sytuacj� i sporym nak�adem si� wyprostowa�em fotel. Wtedy zobaczy�em pi�ro. Naprzeciwko by� dekoracyjny kominek. Gdy walczy�em z grawitacj�, by ustawi� ten g�upi fotel, jak nale�y, dojrza�em b�ysk czego� niewiarygodnie jaskrawego, co le�a�o na pod�odze przed paleniskiem. Nieco sponiewierany po walce podszed�em i podnios�em pi�ro. Mia�o oko�o dziesi�ciu cali d�ugo�ci i mieni�o si� najcudowniejszymi kolorami, jakie mo�na sobie wyobrazi�. Purpur�, zieleni�, czerni�, pomara�czowym i nie tylko. Za nic nie pasowa�o do domu tych popapra�c�w, ale jednak by�o tu. Patrz�c na nie, zadzwoni�em na posterunek i opowiedzia�em Billowi Peggowi, jaki pasztet zasta�em. ��To co� nowego. Mo�e wr�cili po promieniu na statek macierzysty. ��Kapitan Picard nie wzi��by ich na Enterprise. Masz mo�e jakie� zg�oszenia, Billy? �adnych wypadk�w samochodowych czy innych takich? ��Nic. Ale to by by�o fajnie, gdyby zmarli. Nie musieliby�my tam wi�cej je�dzi�. Nic jednak nie przysz�o. ��Zadzwo� do Michaela Zakridesa, do szpitala, i sprawd�, czy tam nic nie wiedz�. Teraz jad� po co� do domu, a potem nad rzek�. Jakby� si� czego� dowiedzia�, to dzwo� do mnie na kom�rk�. ��Okay. A co z tym psem, szefie? Mo�e zostawisz go Schiavom, �eby go znale�li, jak wr�c�. Za�aduj go im do piekarnika! Jak Geri to zobaczy, to jej mow� odbierze. Na ca�e pi�� minut. Przesun��em pi�ro mi�dzy palcami. ��Potem z tob� pogadam. A, Bill, jeszcze jedno� ��No? ��Znasz si� na ptakach? ��Ptakach? Jezu, nie wiem. Czemu? Co z tymi ptakami? ��Jaki gatunek ptaka ma pi�ra d�ugie na dziesi�� cali i kolorowe, a� w oczach �mi? ��Paw? ��Te� o nim my�la�em, ale nie s�dz�. Wiem, jak wygl�daj� pawie pi�ra. To jest inne. Pawie maj� bardziej symetryczny wz�r i jeszcze wielkie ko�o. To nie jest z pawia. ��Co nie jest? O czym m�wisz? ��O niczym � warkn��em, pojmuj�c, �e zapatrzy�em si� na pi�ro i zacz��em my�le� g�o�no. � Potem ci� z�api�. ��Frannie? ��Co? ��Wpakuj psa do kuchenki. Przerwa�em po��czenie. Jakim cudem jedno cienkie pi�ro mog�o si� mieni� a� tyloma kolorami? Nie potrafi�em oderwa� od niego oczu, ale wiedzia�em, �e musz� ju� i��. Na ulicy wci�� sta�a ta sama grupa dzieciak�w, pewnie mieli nadziej� na ci�g dalszy przedstawienia. Spyta�em, czy nie widzieli nikogo wychodz�cego z domu przed moim przyjazdem. Powiedzieli, �e nie. Gdy oznajmi�em, �e chata jest pusta, nie chcieli mi uwierzy�. ��Kto� musi tam by�, panie McCabe. Nie s�ysza� pan, jak wrzeszcza�a! Wyj��em papierosy i pocz�stowa�em wszystkich wko�o. ��Co krzyczeli? Ch�opak przyj�� ode mnie ogie� i wydmuchn�� smug� dymu. ��Nic specjalnego. Ona nazwa�a go dupkiem i lizusem. Ale g�o�no. Jak g�o�no! Chyba za miastem by�o j� s�ycha�. ��A on? Donald si� odzywa�? Drugi dzieciak zni�y� g�os o cztery oktawy i zrobi� min�, jakby szykowa� si� na dusz� towarzystwa. ��DZIWKO! Pierdoleni ciem, g�upia fico! Robiem to, na co mam, kurwna, ochot�! ��Fico? ��Fica. Cipa po w�osku, wie pan. ��Co ja bym bez was zrobi�, ch�opaki? S�uchajcie, je�li zobaczycie, jak kt�rekolwiek z nich wraca, to zadzwo�cie do mnie pod ten numer. � Da�em jednemu moj� wizyt�wk�. ��A to co? � Wskaza� na pi�ro. ��Pi�kne, nie? Znalaz�em u nich na pod�odze. � Unios�em pi�ro wy�ej. Przez chwil� wszyscy podziwiali�my je w milczeniu. ��A mo�e oni zabawiali si� z pi�rami, wie pan, tak bardziej ma ostro � zasugerowa� ch�opak i a� poja�nia� na twarzy. ��Gdy ja by�em m�ody, to nie by�o niczego ostrzejszego ni� zabawa ze sk�rzanymi strojami i pejczami, a i tak o ma�o ataku serca nie dosta�em, gdy zdarzy�o mi si� o tym us�ysze�. Ale wy pewnie znacie teraz wi�cej zabaw ni� Alex Comfort. ��A to kto? Wr�ciwszy do samochodu, wsun��em ostro�nie pi�ro za os�on� przeciws�oneczn� nad siedzeniem kierowcy. Czemu frontowe drzwi ich domu by�y otwarte? A tylne? W dzisiejszych czasach nikt nie zostawia� drzwi otwartych, nawet w Crane�s View. Donald Schiavo pracowa� jako mechanik w Birmfion Motors. Zadzwoni�em tam i porozmawia�em z sekretark�, kt�ra powiedzia�a, ze pan Schiavo wyszed� cztery godziny temu na lunch i dot�d nie wr�ci�. Szef by� na niego w�ciek�y, bo Donald zostawi� 4x4 na podno�niku i klient czeka�. Wzruszy�em ramionami. Schiavowie musieli gdzie� by�. W ko�cu si� poka��. Jad�c do domu, pr�bowa�em sobie przypomnie�, gdzie dok�adnie po�o�y�em w gara�u t� �opat�. Godzin� p�niej natrafi�em na kolejny korze� i cholera mnie wzi�a. Odrzuci�em �opat�, wpakowa�em brudn� �ap� do ust i zacisn��em z�by. Od dziesi�ciu tygodni nie czu�em si� tak sfrustrowany, no, plus minus dziesi�ciu. M�j plan by� prosty: pojecha� nad rzek�, znale�� �adne miejsce, wykopa� dziur�, wrzuci� Old Vertue do �rodka, �yczy� mu mi�ych sn�w i wraca� na posterunek. Zapomnia�em tylko, �e nad rzek� k�adziono akurat jakie� rury i wsz�dzie by�o pe�no ludzi i maszyn. Dla mnie i psa zabrak�o ju� miejsca. Ruszy�em wi�c ku wielkim, mrocznym lasom daleko za domem Tyndall�w i tak d�ugo szuka�em, a� natrafi�em na w�a�ciwie miejsce. S�o�ce przenika�o b�yskami poprzez li�cie, by�o cicho i tylko wiatr szele�ci� i ptaki �piewa�y. Powietrze pachnia�o latem i ziemi�. By�em w tak dobrym nastroju, �e zacz��em sobie pod�piewywa� Hej�ha, hej�ho, do pracy by si� sz�o. I wbi�em �opat� w mi�kki grunt. Pi�� minut p�niej �opata uderzy�a w pierwszy korze�, kt�ry okaza� si� r�wnie gruby, jak podziemny potw�r ze Wstrz�s�w. Wci�� pe�en werwy (Hej�ha, Hej�ho) wzruszy�em ramionami i zacz��em kopa� w innym miejscu. Okaza�o si� jednak, kurcz� blade, �e korzenie by�y wsz�dzie, pod ca�ym lasem. Old Vertue sztywnia� sobie spokojnie w baga�niku samochodu, a mi taka gula wezbra�a, �e ma�o co, a bym do niego do��czy�. Gdy sko�czy�em prze�uwa� d�o�, wypali�em trzy papierosy i zmuszaj�c si� do spokoju, doszed�em z wolna do wniosku, �e spr�buj� jeszcze raz. Je�li i to nic nie da� Jednak co ciekawe, chocia� by�em w�ciek�y i sfrustrowany oporem ziemi wobec moich zamiar�w, nawet przez chwil� nie pomy�la�em, �eby zawie�� cia�o psa do kremacji. Old Vertue musia� zosta� pochowany. Musia� zosta� z�o�ony w ziemi. Delikatnie, troskliwie. Nie wiedzia�em, sk�d wzi�� mi si� ten up�r, ale by�, chocia� niczego rzeczonemu psu nie zawdzi�cza�em. Nie by�o d�ugich lat sp�dzonych razem, nie by�o pocieszania mnie w chwilach za�ama� i samotno�ci, nie by�o patyk�w rzucanych w letnie dni na podw�rku za domem. Najlepszy przyjaciel cz�owieka? Nawet go nie zna�em. By� tylko starym, parszywym kundlem, kt�ry przypadkiem zszed� w moim pokoju. Jasne, po cz�ci musia�o to mie� co� wsp�lnego z twierdzeniem Magdy: lubi� przegranych. Zwykle by�em po ich stronie. �yciowi po�ama�cy, �garze, pustog�owi, pijacy i zbrodniarze, wszyscy mogli liczy� u mnie na kolejk�. Old Vertue mia� w sobie co� z ka�dego z powy�szych. By�em pewny, �e gdyby wypad�o mu by� cz�owiekiem, g�os mia�by chrapliwy niczym m�ynek do kawy i m�zg brunatny od nadu�ywania, co popadnie. To, �e zjawi� si� w moim �yciu, znaczy�o co� wi�cej, chocia� co? Sk�ama�bym, odpowiadaj�c, �e wiem. By�em tylko pewien, �e powinienem zaj�� si� jego poch�wkiem. I got�w by�em to uczyni�. Da�em sobie zatem na wstrzymanie i zn�w z�apa�em za �opat�. Tym razem zadzia�a�o. Wykopanie g��bokiej dziury wymaga wi�kszego wysi�ku, ni� si� wam wydaje. No i przyprawia jeszcze o ca�� mas� p�cherzy na d�oniach. Jednak znalaz�em ledwie kilka st�p dalej miejsce, w kt�rym mog�em kopa� jak d�ugo wola i ochota i nic mi nie przeszkadza�o. Gdy sko�czy�em, dziura mia�a trzy stopy g��boko�ci i by�a do�� szeroka. Powinno mu by� w niej dobrze. Najciekawsze pojawi�o si� z ostatni� �opat� ziemi. Na szczycie kopczyka dostrzeg�em co� ja�niejszego, prawie bia�ego. Odbija�o si� od t�a tak bardzo, �e nie dawa�o si� przeoczy�. Od�o�y�em �opat� i si�gn��em po to co�. Z pocz�tku my�la�em, �e wykopa�em patyk, kt�ry straci� kolor. Mia� z dziesi�� cali d�ugo�ci, by� srebrzystoszary i z jednej strony jakby od�amany nier�wno od czego� wi�kszego. Podnios�em go do oczu, �eby si� przyjrze�, a srebrzysta barwa zmieni�a si� w kremow� i okaza�o si�, �e to nie drewno, ale ko��. Nic niezwyk�ego. Lasy s� pe�ne zwierz�cych ko�ci. U�miechn��em si� nawet na my�l, �e naruszam gr�b jednego stworzenia, kopi�c mogi�� dla innego. Zgroza! Tak si� porobi�o, �e nawet wiewi�rka nie mo�e spoczywa� w spokoju. Zawiadomi� ASPCA! Przypadek okrucie�stwa wobec martwego zwierz�cia. Pauline interesowa�a si� zoologi�. Pomy�la�em, �e mog�aby obejrze� t� ko��, i schowa�em j� do kieszeni, a potem poszed�em po Old Vertue. Gdy zajrza�em do baga�nika, troch� mn� wstrz�sn�o. Pies le�a� na boku, mia� otwarte �lepia i patrzy� prosto na mnie. Niezale�nie od stopnia samokontroli i obycia z widokiem zw�ok takie spojrzenie nigdy nie poprawia samopoczucia. Nawet w martwych oczach jest do�� �ycia, �eby obliza� nerwowo wargi i odwr�ci� g�ow�. Mo�e jak zajm� si� chwil� czym� innym, to te powieki same opadn�� ��Zamierzam po�o�y� ci� spa�, Vertue. Tam jest ca�kiem mi�o. To dobre miejsce na koniec. Wsun��em r�ce pod cia�o i d�wign��em je z baga�nika. Wyda�o mi si� ci�sze ni� przedtem, ale uzna�em, �e kopanie zm�czy�o mnie i to dlatego. R�ce trz�s�y mi si� lekko, gdy go nios�em. S�o�ce prze�wieca�o przez drzewa i nagrzewa�o mi buty. Ostro�nie zszed�em do dziury i u�o�y�em go na dnie. Poprawi�em jeszcze ko�czyny, �eby nie le�a� tak powykr�cany. �lepia mia� wci�� otwarte, koniuszek j�zyka wysun�� si� z boku pyska. Biedny ale czego� mi jeszcze brakowa�o. Po chwili ju� wiedzia�em. Wr�ci�em do samochodu i wyci�gn��em pi�ro zza przes�ony. Wsun��em mu je pod obro��. Dawni w�adcy Egiptu odchodzili otoczeni dobrami doczesnymi, a Old Vertue dostawa� na drog� pi�kne pi�ro. Robi�o si� p�no, a ja mia�em jeszcze troch� do zrobienia. Szybko zasypa�em gr�b i ubi�em ziemi�. Pozosta�o liczy�, �e �adne inne zwierz� nie wyczuje zapachu i nie rozkopie do�u. Wieczorem przy kolacji Magda spyta�a mnie, gdzie go z�o�y�em. Gdy opisa�em wszystkie moje przygody w lesie, do�� mnie zaskoczy�a. ��Chcia�by� mie� psa, Erannie? ��Niespecjalnie. ��Ale dla niego by�e� taki dobry. Mi by nie przeszkadza�o. Niekt�re psy s� takie urocze. ��Ty nie cierpisz ps�w, Magdo. ��To prawda, ale ciebie kocham. Pauline zatoczy�a wzrokiem i ostentacyjnie wysz�a z talerzem do kuchni. Poczeka�em, a� na pewno znajdzie si� poza zasi�giem g�osu. ��M�g�by by� kot. Moja �ona zamruga�a i zmarszczy�a brwi. ��Masz ju� kota. ��No to kitunia. Tej nocy najpierw odwiedzi�em moj� najulubie�sz� na �wiecie kituni�, a potem �ni�em o pi�rach, ko�ciach i Johnnym Petanglesie. Nast�pnego ranka pogoda by�a taka �adna, �e pojecha�em do pracy nie samochodem, lecz motocyklem. Koniec lata zago�ci� na dobre w mie�cie. To moja ulubiona pora roku. Wszystko wydaje si� wtedy bujniejsze i ciekawsze, bo wiesz, �e to ju� prawie koniec. Matka Magdy mawia�a, �e kwiaty pachn� naj�adniej w chwili, gdy zaczynaj� gni�. Kilka kasztanowc�w zacz�o ju� zrzuca� okryte zielon� skorup� owoce. Rozbija�y si� na chodnikach, dzwoni�y na maskach samochod�w. W powietrzu pachnia�o dojrza�� zieleni� i kurzem. Trawa l�ni�a od rosy, kt�ra utrzymywa�a si� coraz d�u�ej. Naprawd� ciep�o mia�o si� zrobi� dopiero za par� godzin. Mia�em du�y motocykl, Ducati Monster, z silnikiem, kt�ry samemu Bogu rzuca� wyzwanie swym rykiem. Ca�e dziewi��set centymetr�w sze�ciennych. Nie ma nic przyjemniejszego ni� powolna jazda wierzchem na takiej maszynie przez Crane�s View w stanie Nowy Jork. Szczeg�lnie w podobny poranek. Dzie� jeszcze si� nie zacz��, nie zmieni� tabliczek na drzwiach sklep�w, wsz�dzie wida� napis ZAMKNI�TE. Na ulicach kr�c� si� tylko szczeg�lnie pracowite pszcz�ki. U�miechni�ta kobieta zamiata czerwon� miot�� podest przed drzwiami. M�ody weimaraner obw�chuje ustawione przy kraw�niku kub�y ze �mieciami i macha jak szalony kikutem ogona. Starszy m�czyzna w bia�ej baseballowej czapeczce i dresie uprawia co� pomi�dzy wolnym joggingiem a szybkim chodem. Jak widz�, �e kto� �wiczy, to zaraz nabieram ochoty na chru�ciki i kaw� z mas� �mietanki. Mia�em zamiar zatrzyma� si� gdzie� na jedno i drugie, ale najpierw musia�em zrobi� co innego. Niespiesznie skr�ci�em kilka razy w lewo, tyle� w prawo, a� zatrzyma�em si� przed domem Schiav�w. Chcia�em sprawdzi�, czy co� si� tam nie zmieni�o. Wiedzia�em, �e Geri i Donald maj� b��kitnego mercury�ego, ale podjazd i jezdnia by�y puste. �adnego b��kitnego samochodu w pobli�u. Drzwi by�y wci�� otwarte. Pomy�la�em, �e trzeba z tym co� zrobi�. Przecie� nie mo�na pozwoli�, z�by jaki� z�odziej tu wszed� i ukrad� im wymalowany na aksamicie widok Zatoki Neapolita�skiej. Postanowi�em przys�a� kogo� w ci�gu dnia, niech wymieni na razie zamki i zostawi nieuchwytnym gospodarzom wiadomo��. Nie, �ebym troszczy� si� szczeg�lnie o nich czy ich w�asno��. Stan��em z r�kami w kieszeniach i rozejrza�em si� wko�o. Ranek by� zbyt pi�kny, aby marnowa� go na roztrz�sanie podejrzanych zagadek, szczeg�lnie w przypadku tych dwojga durni. Ale na tym polega�a moja praca, nie mia�em wyboru. Telefon zadzwoni� mi w kieszeni. To Magda donosi�a, �e samoch�d nie chce zapali�. W kwestiach technicznych robi�a z siebie niezmiennie dziewic� i jeszcze by�a z tego dumna. Ta kobieta gardzi�a komputerem, kalkulatorem i w og�le wszystkim, co popiskiwa�o elektronik�. Rachunki prowadzi�a na papierze, z pomoc� o��wka, kuchenk� mikrofalow� traktowa�a podejrzliwie niczym bomb�, a samochody jak osobistych wrog�w, szczeg�lnie gdy kt�ry� nie zapala� od pierwszego poruszenia kluczykiem. Pikanterii sytuacji dodawa� fakt, �e jej c�rka mia�a hopla na punkcie komputer�w i nawet specjalizuj�cych si� w informatyce kumpli zagania�a w kozi r�g. Magda kwitowa�a jej talenty wzruszeniem ramion. ��Wczoraj nim je�dzi�em. ��Wiem, pudelku, ale teraz nie zapala. ��Mo�e zala�a� �wiece. Pami�tasz, jak raz� ��Ani s�owa, Frannie � sykn�a. � Mam zadzwoni� po mechanika czy sam to za�atwisz? ��Zadzwo�. Jeste� pewna, �e nie� ��Jestem. I wiesz co? W naszym gara�u wspaniale pachnie. Rozpyli�e� tam jaki� od�wie�asz? Co zrobi�e�? ��Nic. M�wisz, �e samoch�d, kt�ry wczoraj je�dzi�, dzi� nie chce zapali�, ale w gara�u �adnie pachnie? ��W�a�nie. Min�y ze dwa uderzenia serca. ��Mag, powiem tyle, �e gryz� si� w j�zyk. Kilka s��w ci�nie mi si� na usta, ale si� wstrzymuj� ��I dobrze! Tak trzymaj. Zadzwoni� po pomoc. Do zobaczenia! Klik. Gdyby nie przerwa�a rozmowy, to w ko�cu by us�ysza�a. By�em pewien, �e zrobi�a co� g�upiego, na przyk�ad zala�a ga�nik. Znowu. Ale c�, ma��e�stwo jest poniek�d rodzajem handlu wymiennego. Kto� podaje d�ugo��, ty podajesz szeroko��, i przy odrobinie szcz�cia wychodzi z tego mapa wsp�lnego �wiata. Znanego i wygodnego. Rano nie by�o zwykle wiele pracy. Burmistrzyni przysz�a, �eby przedyskutowa� zamontowanie �wiate� na skrzy�owaniu, na kt�rym przez kilka ostatnich lat zdarzy�o si� troch� za wiele wypadk�w. Pani burmistrz nazywa si� Susan Ginnety. W og�lniaku byli�my kochankami i Susan nigdy mi tego nie wybaczy�a. Trzydzie�ci lat temu nale�a�em do najpaskudniejszych drani w mie�cie. Po okolicy wci�� kr��� opowie�ci o tym, jakim to by�em zi�kiem, w wi�kszo�ci prawdziwe. Gdybym mia� album ze zdj�ciami z tamtych czas�w, na wszystkich by�bym albo en face, albo z profilu i trzyma�bym przed sob� policyjny numer kartoteki. W odr�nieniu od mojej n�dznej osoby, Susan by�a dobr� dziewczyn�, kt�rej zda�o si� nagle, �e us�ysza�a zew natury, i postanowi�a spr�bowa� zosta� z�� dziewczyn�. Na prowincjonaln�, d�insow� miar�, naturalnie. Zacz�a w��czy� si� ze mn� i z ca�� band�. Sko�czy�o si� szybko i gwa�townie. Naprawi�a potem b��d i porzuciwszy dybi�ce zgliszcza swej niewinno�ci, posz�a na studia politologiczne. Ja pojecha�em w tym czasie do Wietnamu (wcale niejako ochotnik) i te� zaj��em si� swoim. G��wnie trupami. Po studiach mieszka�a w Bostonie, San Diego i na Manhattanie. Pewnego weekendu wr�ci�a odwiedzi� rodzin� i uzna�a, �e nie ma jak w domu. Wysz�a za �wietnie prosperuj�cego prawnika, kt�remu spodoba�o si� zamieszka� w ma�ym miasteczku nad Hudsonem. Kupili sobie dom na Villard Hill, a rok p�niej Susan otworzy�a kancelari�. Co najciekawsze, jej m��, Frederick Morgan, jest czarny. Crane�s View to konserwatywne miasteczko pe�ne przedstawicieli �rodkowego i ni�szego przedzia�u klasy �redniej, rodzin g��wnie w�oskiego i irlandzkiego pochodzenia. Ledwie par� pokole� temu opu�cili mi�dzypok�adzia liniowc�w i tak jak przodkowie uwa�aj�, �e �wiat opiera si� na rodzinie, ci�kiej pracy i podejrzliwo�ci wobec wszystkiego, co wygl�da odmiennie. Zanim Morgan i Ginnety sprowadzili si� do miasta, nie mieli�my tu nigdy pary mieszanej. Gdyby sta�o si� to w latach sze��dziesi�tych, gdy by�em dzieckiem, wyzywaliby�my go�cia od murzaj�w i rzucali im kamieniami w okna. Ale, dzi�ki Bogu, czasem co� si� zmienia. W osiemdziesi�tym wybrano czarnego burmistrza, kt�ry zrobi� wiele dobrego i doda� blasku swemu urz�dowi. Od samego pocz�tku ludzie uznali Morgan�w za mi�e stad�o. Byli�my zadowoleni, �e �yj� w�r�d nas. Gdy Susan us�ysza�a, �e jestem szefem policji, a sta�o si� to kr�tko po ich przeprowadzce do Crane�s View, zakry�a twarz i j�kn�a. Potem spotkali�my si� na ulicy, po raz pierwszy od pi�tnastu lat. Podesz�a prosto do mnie. ��Powiniene� siedzie� w wi�zieniu! � rzuci�a oskar�ycielskim tonem. � Ale ty poszed�e� do szk� i teraz jeste� szefem policji?! ��Cze��, Susan � rzuci�em pogodnie. � Zmieni�a� si�. A skoro ty mog�a�, to ja chyba te�? ��Ale ty jeste� straszny, McCabe! Drugi raz rozmawiali�my, gdy wybrano j� na burmistrza. ��B�dziemy musieli sporo razem pracowa� i pewne rzeczy musz� wiedzie� z g�ry. �wiat nie widzia� gorszego nosiciela penisa od ciebie. Czy jeste� dobrym policjantem? ��No, hm, mo�esz zajrze� do moich akt. Na pewno to zrobisz. ��Owszem, zrobi�. Dok�adnie je sobie przeczytam. Jeste� skorumpowany? ��Nie. Nie musz�. Wzbogaci�em si� na pierwszym ma��e�stwie. ��Okrad�e� j�? ��Nie. Podsun��em jej pomys� na show telewizyjny. By�a producentem. Przymru�y�a oczy. ��Jaki show? ��Cz�owiek za burt�. ��To najdurniejsze, co puszczaj� w telewizji. ��I najbardziej dochodowe. Przynajmniej na razie. ��Owszem. I to by� tw�j pomys�? Chyba powinnam by� pod wra�eniem, ale jako� nie jestem. Bierzemy si� do pracy? Spotkanie w kwestii �wiate� zako�czy�em kr�tkim raportem na temat tego, co wedle wiadomo�ci policji zasz�o w miasteczku przez ostatni tydzie�. Susan wys�ucha�a wszystkiego jak zwykle, z opuszczon� g�ow� i z ma�ym, srebrnym dyktafonem w d�oni. Nagrywa�a na wypadek, gdyby chcia�a co� p�niej zanotowa�. Tego letniego ranka nie mia�em jej nic interesuj�cego do przekazania. Dopiero Bill Pegg przypomnia� mi o znikni�ciu Schiav�w. ��Co robisz w tej sprawie? � Unios�a dyktafon do ust, zawaha�a si� i opu�ci�a d�o�. ��Rozpytuj�, dzwoni� tu i �wdzie, kaza�em za�o�y� nowe zamki w drzwiach ich domu. To wolny kraj, pani burmistrz, jak kto� chce, to mo�e sobie wyjecha�. ��Ale w ich znikni�ciu jest co� dziwnego. Pomy�la�em chwil�. ��Tak, lecz przecie� oboje znamy Schiav�w. S� niezr�wnowa�eni emocjonalnie. Bez trudu potrafi� sobie wyobrazi�, jak najpierw skacz� sobie do garde�, a potem rozlatuj� si� w przeciwne strony i ka�de my�li, �e jak do rana nie wr�ci, to druga strona wystraszy si� nie na �arty. S�k w tym jedynie, �e �adne nie zamkn�o drzwi na klucz. ��Ach, ta mi�o��! � mrukn�� Bill, odwijaj�c kanapk� na drugie �niadanie. ��Rozmawiali�cie z ich rodzicami? ��Tak � odezwa� si� Bill z pe�nymi ustami. � Te� nic nie wiedz�. ��Ile czasu musi up�yn��, �eby oficjalnie uzna� osob� za zaginion�? ��Dwadzie�cia cztery godziny. ��Jakby by�o trzeba, to zajmiesz si� tym, Frannie? Przytakn��em. Spojrza�a na Billa i lekko za�amuj�cym si� g�osem spyta�a, czy m�g�by zostawi� nas na chwil� samych. Niepomiernie zdumiony wsta� szybko i wyszed�. Susan nigdy jeszcze tak si� nie zachowywa�a, zawsze by�a otwarta i bezpo�rednia. Wiedzia�em, �e ceni Billa za bystro�� i szczero��, on lubi� j� z tych samych powod�w. Skoro poprosi�a go, aby wyszed�, to musia�o chodzi� o co� bardzo wa�nego i zapewne osobistego. Gdy drzwi si� zamkn�y, wyprostowa�em si� na krze�le i spojrza�em na ni�. Ca�kiem nagle uciek�a wzrokiem. ��Co si� dzieje, pani burmistrz? � rzuci�em lekko, przyjacielskim tonem. W rozmowie takie pytanie jest jak mleczna pianka na cappuccino. Zanim zaczniesz pi�, sprawdzasz j�zykiem, co p�ywa na wierzchu. Wci�gn�a g��boko powietrze. Zwykle taki wdech zapowiada kwesti�, kt�ra ma wszystko zmieni�. Po jej wyg�oszeniu �wiat b�dzie ju� inny. ��Fred i ja zdecydowali�my si� na separacj�. ��To dobrze czy �le? Roze�mia�a si�, czy raczej prychn�a, i odrzuci�a w�osy do ty�u. ��Ca�y ty, Frannie, ca�y ty. Komukolwiek o tym powiem, to albo zaklnie, albo si� nade mn� u�ali, ale nie ty. Nie McCabe. Roz�o�y�em r�ce w ge�cie �A co niby mia�em powiedzie�?� ��Znaczy, tw�j �lubny idzie na papryczki. ��Co? ��Moja pierwsza �ona tak powiedzia�a, gdy si� rozstawali�my. Chodzi o jakie� plemi� z Boliwii. Tam, jak kto� umiera, to mawiaj�, �e idzie uprawia� papryk� chili. ��Fred nie cierpi chili. W og�le nie jada ostro. Sytuacja a� prosi�a si�, �eby paln�� co� niekoniecznie na temat, nawet g�upiego, i da� Susan szans� przej�cia do porz�dku dziennego nad bolesnym wyznaniem, kt�re w�a�nie uczyni�a. Chcia�em pom�c jej t� wzmiank� o papryce. ��I jak si� z tym czujesz? Zmusi�a si� do u�miechu, ale niezbyt jej wysz�o. ��Tak, jakbym spada�a z dachu budynku i liczy�a ci�gle, ile jeszcze pi�ter mi zosta�o. To normalne? ��Dziwne, gdyby� czu�a si� inaczej. Gdy ja si� rozwiod�em, to kupi�em sobie coati i potem zapomnia�em go karmi�. Ta separacja to na pr�b� czy ju� na dobre? ��Na dobre. ��Przez ciebie czy przez niego? Unios�a powoli g�ow� i spojrza�a na mnie morderczym wzrokiem, ale nic nie powiedzia�a. ��To pytanie, Susan, a nie oskar�enie. ��A gdy tobie si� posypa�o, to by�a twoja wina czy twojej �ony? ��Moja. Chyba moja. Gloria znudzi�a si� mn� i zacz�a si�. pieprzy� wko�o. � Wi�c to by�a jej wina! ��Zawsze wygodnie jest kogo� oskar�y�. To takie jednoznaczne. Ale w ma��e�stwie nic nigdy nie bywa tak ��Proste. Ty olejesz go w jednym, on ciebie w drugim, a� w ko�cu staniecie oboje nad kiblem tak pe�nym, �e �adne nie zdo�a go sp�uka�. Rozmowa nape�ni�a mnie t�sknot� i raz jeszcze przypomnia�a, ile zawdzi�czam mojej �onie. Zapragn��em zobaczy� j� zaraz i pojecha�em do domu na lunch. Magdy jednak nie by�o, podobnie Pauline. Chocia� ca�kiem r�ne, lubi�y wychodzi� razem. Towarzystwo Magdy odpowiada�o ka�demu. By�a weso�a, twarda i bardzo uwa�na. Zwykle wiedzia�a �wietnie, co dla ciebie dobre. R�wnie� wtedy, gdy ty sam tego nie wiedzia�e�. By�a uparta, ale dawa�a si� przekona�. Sama nigdy nie w�tpi�a, co jej odpowiada. Je�li ci� polubi�a, �wiat ukazywa� ci nagle ca�kiem nowe oblicze. Moja pierwsza �ona, nies�awna Gloria, zubo�y�a m�j �wiat, a� skurczy� si� niczym sk�rzane buty po ulewnym deszczu i nijak nie mog�em si� w nim znale��. By�a pi�kna, bezgranicznie nielojalna i mia�a bulimi�. Potem okaza�o si� jeszcze, �e mog�aby kr�lice uczy� promiskuityzmu. Pod koniec naszego zwi�zku trafi�em kiedy� na notatk� zostawion� najpewniej w�a�nie po to, abym j� znalaz�. Przeczyta�em: �Nienawidz� jego zapachu, jego spermy, jego �liny�. Ca�kiem ukontentowany przysiad�em w salonie i jedz�c samotny lunch, nas�uchiwa�em podszept�w moich my�li i brz�czenia pracuj�cej gdzie� daleko kosiarki. Nie zazdro�ci�em Susan nast�pnego etapu w jej �yciu. Je�li jej ma��e�stwo naprawd� si� rozpad�o, oczywi�cie. Sam mia�em swoje miejsce w �yciu i w og�le brak�o mi powod�w do zazdro�ci. Lubi�em moj� partnerk�, prac�, otoczenie i to, w jaki spos�b p�yn�y mi dni. Nad polubieniem siebie samego te� pracowa�em, ale ta robota nigdy nie ma ko�ca i zawsze rodzi jakie� w�tpliwo�ci. Poprzez przyjazn� wo� kanapki z bekonem, sa�at� i pomidorem przebija� si� coraz silniej ostry zapach czego� ca�kiem innego. Jedz�c, nie zwraca�em na niego uwagi, ale gdy sko�czy�em i si�gn��em po papierosa, zrobi� si� bardzo przenikliwy. Zamar�em i zacz��em na serio niucha�. Nos potrafi by� czasem r�wnie spostrzegawczy jak kret w blasku s�o�ca. Buszuj�c pod ziemi� � czyli w nie�wiadomo�ci � wie dok�adnie, co robi, i potrafi ci� poprowadzi�: Tu �mierdzi, trzymaj si� z dala. To dobre, spr�buj. Ale wynie� go na muraw� i spytaj: Co to za zapach?, a b�dzie rusza� na o�lep g�ow�, kr�ci� si� bezradnie, a� ca�kiem straci orientacj�. �Co TAK wonieje?� � spyta�em si� na g�os, ale nos nie potrafi� udzieli� odpowiedzi, bo chodzi�o o niepowtarzaln� mieszank� zapach�w, kt�re polubi�em w ci�gu ca�ego �ycia. W tym w�a�nie tkwi sedno sprawy, a ja nie wiem, jak to precyzyjniej wy�o�y�. Pewna kurwa, kt�r� odwiedza�em w Wietnamie, zawsze nosi�a we w�osach pewien gatunek orchidei. Jej angielski pozostawia� wiele do �yczenia, zatem najlepszy przek�ad nazwy tego kwiatu, jaki zdo�a�a mi przekaza�, brzmia� �oddech ptaka�. Gdy wr�ci�em do Stan�w i zacz��em pyta� znawc�w, okaza�o si� oczywi�cie, �e nikt nie s�ysza� o orchidei �oddech ptaka�. A ja nigdy wi�cej nie poczu�em jej zapachu. A� do tego popo�udnia, gdy siedzia�em w moim salonie w Crane�s View w stanie Nowy Jork, dziewi�� tysi�cy mil od Sajgonu. Moja pami�� ju� dawno temu przekaza�a wz�r tej woni do podkatalogu danych bezu�ytecznych, a tu nagle jest, wr�ci�a. Pami�tasz mnie? Ale to by�a tylko jedna z nut pot�nego bukietu ulubionych zapach�w. �wie�o �ci�ta trawa, dym palonego drewna, gor�cy asfalt, pot kobiety, z kt�r� w�a�nie si� kochasz, woda ko�ska �Orange Spice� Creeda, �wie�a kawa z fusami� By�o ich jeszcze wi�cej, a wszystkie z mojej listy. I wszystkie unosi�y si� w powietrzu razem i r�wnocze�nie. Owszem, wiedzia�em ju�, co czuj�, ale jako� nie mog�em w to uwierzy�. Na �adnym poziomie. Ani �wiadomym, ani nie�wiadomym. Musia�em wsta�, musia�em sprawdzi�, sk�d to dochodzi. W przeciwnym razie chyba bym oszala�. Trop wi�d� do gara�u. Przypomnia�em sobie, �e Magdzie ju� wcze�niej �adnie tam pachnia�o. Tak powiedzia�a. Co za eufemizm! �aden pokojowy od�wie�acz powietrza nie m�g� si� r�wna� z tymi cudownymi miazmatami! Teraz wyczuwa�em czosnek i ciep�� wo� zdrowych szczeniak�w. I sosny, deszcz w sosnowym lesie. Samoch�d nijak nie wygl�da� na uszkodzony. Mo�e mechanik ju� by�? Ale je�li tak, to czemu Magda nie wzi�a wozu? Pachnia�o now� sk�r�, ksi��k� �wie�o z drukarni, bzem, mi�sem pieczonym na grillu. W baga�niku trzyma�em zestaw narz�dzi. Nie pr�bowa�em jeszcze zapala�, ale skoro sta�em akurat obok, to pomy�la�em, �e na wszelki wypadek wyjm� jednak te narz�dzia. Otworzy�em baga�nik i sam nie wiem, czy najpierw poczu�em to czy zobaczy�em. Zapach nasili� si� tak z dziesi�� razy, a w baga�niku le�a� Old Vertue. Martwy. Znowu tu le�a�. Pod czerwon� obro�� ja�nia�o pi�ro znalezione u Schiav�w, obok spoczywa�a ko��, na kt�r� trafi�em, gdy kopa�em mu gr�b. MA�PA UTRAPIONA George Dalemwood to najdziwniejsza osoba, jak� znam, i jeden z moich najlepszych przyjaci�. Nie, �eby mieszka� na drzewie, nosi� bielizn� z futra wiewi�rki ziemnej czy czerwony kask. On jest po prostu dziwny. Wola�bym nie sprawdza�, co mu si� k��bi pod czaszk�, ale uwielbiam s�ucha� tekst�w zrodzonych w tym kotle. Z bezpiecznego dystansu, oczywi�cie. Co najciekawsze, mimo swej ekscentryczno�ci George zarabia na �ycie ca�kiem zwyczajnie � uk�ada rozmaite instrukcje obs�ugi. Chcecie wiedzie�, jak obs�ugiwa� ten nowy, szalenie skomplikowany aparat fotograficzny, kt�ry w�a�nie rozpakowali�cie? Poczytajcie instrukcj� spisan� przez George�a Dalemwooda. Zawsze b�dzie przejrzysta, dok�adna i na temat. Za�adowa�e� nowy program do komputera i komputer ci� oplu�? Poczytaj George�a, a zaraz dojdziesz ze wszystkim do �adu. Co wa�niejsze, jako przyjaciel nie wykazywa� �ladu uprzedze� na �aden temat i nie ferowa� os�d�w. Tak zatem, skoro wydarzenia mnie przeros�y, wsiad�em do samochodu i bez namys�u pojecha�em do George�a. Razem z martwym psem i wszystkim. Samoch�d zapali� od razu, jak najbardziej, ale by�em zbyt sko�owany, by si� nad tym zastanowi�. Przede wszystkim chcia�em porozmawia� z George�em. Mieszka kilka przecznic od nas. Dom ma ca�kiem zwyk�y: parterowy, czteropokojowy, z werand�, kt�ra od dwudziestu lat nie mo�e doprosi� si� remontu. Gdy podjecha�em, siedzia� na niej jego m�ody dachshound imieniem Chuck. Liza� sobie jaja. Przeszed�em nad psem i zadzwoni�em. Bez skutku. Cholera! I co teraz? Wtedy przypomnia�em sobie, �e podobno m�j samoch�d mia� wyczerpany akumulator. A w jego baga�niku le�a� pies, kt�rego wczoraj podobno pogrzeba�em. Raz jeszcze cholera! Spojrza�em w niebo, licz�c na bosk� pomoc. Na cokolwiek. Zobaczy�em George�a siedz�cego na dachu. Przygl�da� mi si�. ��Co ty tam robisz? Nie widzia�e�, �e dzwoni�? ��Widzia�em. ��No to z�a�! Potrzebuj� pomocy! ��Wola�bym nie � odpar� beznami�tnie. Mimo wszystko u�miechn��em si�. Przez ostatnie dwa miesi�ce George czyta� w k�ko Bartleby. Powiedzia�, �e nie od�o�y lektury, p�ki jej nie zrozumie. Wcze�niej tak samo potraktowa� Mount Analogue, a jeszcze wcze�niej wszystkie ksi��ki o doktorze Dolittle. Wszystkie co do sztuki. Mia� nadziej�, �e je�li po �mierci trafi do nieba, b�dzie to niebo na kszta�t Puddleby nad rzek� Marsh, rodzinnego miasteczka doktora. Ca�kiem powa�nie. ��Chcesz Marsa? George przyswaja� tylko trzy rodzaje produkt�w spo�ywczych: gotowan� wo�owin�, batoniki Mars i greck� herbat� g�rsk�. ��Nie. S�uchaj, prosz� ci� jako tw�j przyjaciel. Zejd� i pos�uchaj, co mam do powiedzenia. ��Tu te� ci� dobrze s�ysz�, Frannie. ��A w og�le, to co ty tam robisz? ��Zastanawiam si�, jak najlepiej opisa� ustawianie talerza anteny satelitarnej. ��Znaczy siedzisz i gapisz si� na dach? ��Tak jakby. ��Jezu! Dobra, skoro tak chcesz� Wr�ci�em do samochodu, zapali�em i podjecha�em na wstecznym przez idealnie utrzyman� muraw� jak najbli�ej pod sam dom. Otworzy�em baga�nik i wskaza�em oskar�ycielsko na padlin�. George przesun�� si� z ty�u na skraj dachu, �eby lepiej widzie�. ��Zdech�y pies w baga�niku � stwierdzi�, ca�kiem nie pod wra�eniem. � I co? Popo�udniowe s�o�ce �wieci�o mi prosto w oczy, gdy opar�em r�ce na biodrach i opowiedzia�em wszystko, co dzia�o si� z Old Vertue przez ostatnie dwa dni. Gdy sko�czy�em, zainteresowa� si� jedynie ko�ci� i pi�rem. Chcia� je obejrze�. Poda�em mu. Przechyli� si� przez okap i jako� je przej��. Omal przy tym nie spad�. ��Do diab�a, George! Czemu tak utrudniasz sobie �ycie? Czemu po prostu nie zejdziesz na dziesi�� minut? Potem m�g�by� wdrapa� si� z powrotem na dach i udawa� anten� a� do wieczora. Pokr�ci� g�ow�. Zn�w usadzi� si� wygodnie i dotkn�� ko�ci j�zykiem. Gdybym go nie zna�, to bym zaprotestowa�, ale m�j przyjaciel robi� zawsze wszystko po swojemu. Je�li chce si� z nim przestawa�, trzeba to zaakceptowa�. Lizn�� j� par� razy, potem nadgryz�. Lekko, �eby nie z�ama� z�ba. Stoj�c na dole, s�ysza�em, jak siekacz stukn�� o ko��. Brzmia�o, jakby kto� zamacha� kastanietami. Dreszcz przebieg� mi po grzbiecie, gdy pomy�la�em o pakowaniu tego obrzydlistwa do ust. � I jak smakuje? ��Nie wiem, czy to naprawd� ko��, Frannie. Jest bardzo s�odka. ��Ona le�a�a w ziemi, George! Pewnie czym� nasi�k�a� � Urwa�em, gdy zauwa�y�em, �e nie s�ucha. Kiedy traci� zainteresowanie i przestawa� s�ucha�, to mo�na by�o gada� do niego jak do obrazu. Niezmiennie. Do�� Poni�aj�ce, chocia� z drugiej strony uczy�o uwa�nego doboru s��w. Potem zaj�� si� pi�rem. D�ugo je obw�chiwa�, potem Przesun�� po nim j�zykiem. Z jakiego� powodu wzbudzi�o to we mnie wi�ksze obrzydzenie ni� w przypadku ko�ci i odwr�ci�em wzrok. Zauwa�y�em, �e Chuck przesta� si� zajmowa� swoim zwisem i przy��czy� si� do mnie. Gapi� si� na swego pana. ��Ty li�esz w�asne klejnoty, George li�e pi�ra. Nic dziwnego, �e jeste�cie razem. Czekaj�c na wyniki dachowej ekspertyzy, unios�em psiaka i poca�owa�em w �eb. George wycelowa� we mnie pi�rem. ��To ma wiele wsp�lnego z tym, o czym my�la�em, nim przyjecha�e�. ��A co to by�o, je�li wolno spyta�? ��Teorie spiskowe. ��Siedzia�e� na dachu jako antena i my�la�e� o teoriach spiskowych? Zignorowa� mnie. ��W Internecie jest ponad dziesi�� tysi�cy stron po�wi�conych rozmaitym spiskom, kt�re zdaniem wielu ludzi doprowadzi�y do �mierci lady Diany. Zasadnicza motywacja tworzenia spiskowych teorii dziej�w wi��e si� z egotyzmem i przekonaniem, �e �nie powiedziano mi prawdy�. To samo stosuje si� i tutaj, Frannie. Jeste� policjantem, z zasady my�lisz logicznie. Ale tutaj brak logiki, przynajmniej na razie. Nie powiedzia�e� mi prawdy. Co bardziej ci� zaniepokoi�o? To, �e pies pojawi� si� znowu, czy to, �e pojawi� si� w baga�niku w�a�nie twojego samochodu? ��Nie my�la�em o tym. ��Do tej sprawy podej�� mo�na na dwa sposoby. Albo to oszustwo, albo metafizyka. W pierwszym przypadku wszystko jest proste. Kto� zobaczy�, jak zakopujesz psa, i postanowi� zrobi� ci kawa�. Gdy wyjecha�e� z lasu, ten kto� wykopa� psa i znalaz� jaki� spos�b, �eby podrzuci� go do baga�nika twojego samochodu na tyle sprytnie, �e ani ty, ani twoja rodzina niczego nie zauwa�yli�cie. ��A ko��? By�a w kieszeni kurtki. Jak ten kto� j� wyci�gn��? George uni�s� palec. Wskazuj�cy. ��Poczekaj. Na razie tylko teoretyzuj�. Kto� wykorzysta� cia�o, �eby zrobi� ci makabryczny �art. Kt�ry zadzia�a�, bo wygl�dasz na nieszcz�liwego. Ale jest jeszcze druga mo�liwo��. �e to wszystko jest znakiem od si�y wy�szej. Zdarzy�o si� tobie, bo z jakiego� powodu zosta�e� wybrany. Pies wraca, ko�� i

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!