4095
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4095 |
Rozszerzenie: |
4095 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4095 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4095 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4095 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
PATRICIA A. MCKILLIP
ZAPOMNIANE BESTIE Z ELDU
(PRZE�O�Y�: PIOTR W. CHOLEWA)
HERALDYCZNE BESTIE Z ELDU
Czarodziej Heald mia� pewnego razu przelotn� przygod� z kobiet� z ludu. W wyniku tej�e urodzi� si� Myk, kt�ry jedno oko mia� zielone, a drugie czarne. Gdy Myk dor�s�, odezwa�o si� w nim magiczne dziedzictwo. Na g�rze Eld, najwy�szym szczycie w krainie Eldwold, Myk zacz�� moc� czarnoksi�sk� kompletowa� kolekcj� niezwyk�ych zwierz�t. Kolekcj�, kt�r� uzupe�nia� syn Myka, Ogam. Ogam za� sp�odzi� z c�rk� lorda Horsta z Hilt c�rk�, Sybel, pi�kn� i zdoln� w arkanach magicznych. Zmar�, gdy Sybel mia�a lat szesna�cie, zostawiaj�c jej w dziedzictwie wielki bia�y dom, ogromn� bibliotek� i kolekcj� bestii zapomnianych, bestii, jakich oko ludzkie nie widzia�o. I moc, dzi�ki kt�rej mog�a nad bestiami panowa�. W�r�d Zapomnianych Bestii z Eldu s� wi�c: z�otooki �ab�d� Tirlith, Dzik Cyrin, znaj�cy odpowied� na wszystkie zagadki - pr�cz jednej, zielonoskrzyd�y Smok Gyld, Lew Gules, znaj�ca magi� czarna Kocica Moriah, Pani Nocy. I s�ynny Sok� Ter, kt�ry pom�ci� czarodzieja Aera, rozszarpuj�c na strz�py siedmiu jego zab�jc�w.
Bestie z Eldu, o czym wiedzie� nie zaszkodzi, to zwierz�ta heraldyczne, wszystkie, co do jednego, stanowi� wyst�puj�ce na tarczach herbowych tzw. mobilia herbowe, figury zwyk�e, figures ordinaires. Wszystkie maj� swoj� heraldyczn� symbolik�. Lew, b�d�cy heraldycznym symbolem pot�gi, wielko�ci, majestatu i nieustraszonego m�stwa, u McKillip nosi do tego imi� Gules. Gules (wym. gjulz) to w heraldyce kolor czerwony, kolor ognia, sam w sobie b�d�cy symbolem oczyszczenia, dynamizmu �ycia, a tak�e wojny, gniewu i nienawi�ci.
Symboliczne znaczenie pozosta�ych Bestii te� wyja�nia heraldyka. Smok - to czujno��, wierno��, bojowo��. Dzik - wolno��, zuchwa�o��, �lepa si�a, brutalno��, walka do upad�ego. Sok� symbolizuje szlachetn� rycersko��, pogo� za upragnionym celem, duch triumfuj�cy nad materi�. Kot to niezale�no�� i indywidualizm, odwaga, przebieg�o��. �ab�d� to czysto�� i wznios�o��, wiedza i harmonia.
Wracamy jednak do fabu�y ksi��ki. Oto pewnego dnia pod bram� domu Sybel na szczycie g�ry Eld pojawia si� m�czyzna z dzieckiem. Magiczka w pierwszym odruchu rozkazuje Soko�owi Terowi zrzuci� intruza do przepa�ci, powstrzymuje si� jednak i zgadza go wys�ucha�. Przybysz okazuje si� by� krewniakiem Sybel, podobnie jak niesione przez niego niemowl�, ch�opiec o imieniu Tamlorn. Dziecko, kt�re trzeba ukry�, ocali�, albowiem rodowa wendetta grozi mu �mierci�. Sybel pocz�tkowo wzbrania si�, ale wreszcie bierze ma�ego krewniaka na wychowanie...
Szanowny a obeznany z kanonem fantasy Czytelnik domy�la si� ju� zapewne dalszego ci�gu.
Tamlorn, klasyczne dla licznych mitologii Dziecko Cudem Ocalone - jak Perseusz, Jazon, Edyp, Moj�esz - musi by� dzieckiem niezwyk�ym, kim�, komu los gotuje niezwyk�� przysz�o��. Czytelnika nie zdziwi wiec, gdy dwunastoletni Tamlorn okazuje si� ksi�ciem i nast�pc� tronu. Nie b�dzie dla Czytelnika zaskoczeniem, gdy o Tamlorna upomni si� jego ojciec, Drede, kr�l Eldwoldu. Nie zdziwi, �e Sybel broni� si� b�dzie przed oddaniem �jej ma�ego Tama�, ch�opca, kt�rego pokocha�a jak w�asnego syna. Nie zdziwi nawet i to, �e kr�l Drede zakocha si� w Sybel...
Szanowny Czytelnik nie powinien si� niepokoi� - opr�cz rzeczy dla fantasy klasycznych i daj�cych si� przewidzie�, do�� jest w �Zapomnianych Bestiach z Eldu� rzeczy zaskakuj�cych. B�dzie mi�o�� z�a i egoistyczna, b�dzie mi�o�� dobra i prawdziwa. B�dzie tajemniczy ptak Liralen. B�dzie przyczajony w ciemno�ciach demon Blammor. B�dzie z�y czarownik. B�d� Zapomniane Bestie ratowa� Sybel z opresji. S�owem, b�dzie du�e tego, co czyni powie�� Patricii McKillip wart� przeczytania klasyk� gatunku.
* * *
�yciorys Patricii Ann McKillip do�� dok�adnie przedstawi�em w przedmowie do �Mistrza Zagadek z Hed�, pierwszego tomu trylogii �Mistrz Zagadek�. Dla tych PT Czytelnik�w, kt�rzy - robi�c b��d - ksi��ki owej nie nabyli, powt�rz� ni tylko skr�towo: pisarka urodzi�a si� w Salem w stanie Oregon jako c�rka oficera lotnictwa, ca�e dzieci�stwo migrowa�a wraz z ojcem po bazach United States Air Force na ca�ym �wiecie. Studiowa�a literatur� w college'u Notre Dame w Belmont i na uniwersytecie San Jose. Mieszka w Roxbury w stanie Nowy Jork.
Urodzi�a si�, co nie jest bez znaczenia, w roku 1948, a by� to rok dla fantastyki szczeg�lnie korzystny, przysz�a bowiem w�wczas na �wiat ca�a wataha p�niejszych mistrz�w i koryfeuszy gatunku, �e wymieni� tylko takie nazwiska jak George R.R. Martin, Vonda N. McIntyre, Nancy Kress, David A. Gemmel, Terry Pratchett, Robert Holdstock, Nancy Springer, Lynn Abbey, Joan D. Vinge, Spider Robinson, Pamela Sargent, Dan Simmons, Brian Stableford, Robert Jordan i Rebecca Ore. W tym samym roku urodzi� si� - co stwierdza nie bez dumy - pisz�cy te s�owa, ni�ej podpisany Andrzej Sapkowski.
Patricia debiutowa�a maj�c lat dwadzie�cia sze��, w roku 1974, niewielczutk� powie�ci� �The Throme of Erril of Sherill�, jednak prawdziwie b�yskotliwym sukcesem by�a ksi��ka, kt�r� w�a�nie trzymasz w r�ku, Szanowny Czytelniku. Napisane r�wnie� w 1974 �Zapomniane bestie z Eldu�. Ksi��ka, kt�ra w cuglach wygra�a wsp�zawodnictwo o World Fantasy Award 1975, zosta�a przez Davida Pringle'a ulokowana po�r�d stu najlepszych powie�ci fantasy wszech czas�w i absolutnie zas�u�y�a na pozycj� w kanonie gatunku.
Gdy ksi��k� t� naby�em, a by�o to w Kanadzie, w Montrealu, jako� tak w latach osiemdziesi�tych, wcale o powy�szych splendorach nie wiedzia�em, a przeczyta�em �The Forgotten Beasts...� jednym, jak to m�wi�, tchem. I wcale nie dlatego, �e maj�c wreszcie dost�p do obficie zaopatrzonych p�ek odrabia�em pod�wczas zaleg�o�ci w fantasy i wszystko mi si� podoba�o, tak jak g�odnemu wszystko smakuje. Nie by�o tak.
* * *
W �Zapomnianych Bestiach z Eldu� wyczuwa si� fascynacj� autorki tw�rczo�ci� pisz�cych fantasy pa�, na kt�rej Patricia McKillip musia�a si� wychowa� - Andre Norton, C.L. Moore, Anne McCaffrey. Fascynuj�c si� �wielkimi�, wykaza�a jednak Patricia na tyle talentu i pisarskiej indywidualno�ci, by umie� znale�� sw�j w�asny spos�b na fantasy. Pisz�c �agodn�, poetyczn� i bardzo kobiec� fantasy, nie b�d�ca przy tym - przes�odzon� do obrzydzenia, a grzech przes�adzania jest niestety powszechny w�r�d pa� fantastek, zw�aszcza pisz�cych tzw. young adult fantasy, obliczon� g��wnie na wielki i kochaj�cy fantasy elektorat nastolatek. David Pringle w swej �Modern Fantasy�, pisz�c zreszt� o �Zapomnianych bestiach...� w samych superlatywach, znajduje dla ksi��ki okre�lenie, z kt�rym nigdy i nigdzie si� nie spotka�em: menarche fantasy. Menarche jest terminem medycznym, oznaczaj�cym cezur�, jak� w �yciu kobiety stanowi pierwsza menstruacja. Nic doda�, nic uj��. Panowie nie powinni si� tu jednak p�oszy�. Ja sam czyta�em �Zapomniane bestie...� maj�c pod czterdziestk�, uwa�am si� za stuprocentowego m�czyzn�, a ksi��ka niezwykle mi si� podoba�a. I podoba do dzi�.
* * *
Pisz�c w roku 1998 przedmow� do �Mistrza Zagadek z Hed�, dorobek literacki Patricii McKillip zamkn��em nominowan� do nagrody �Locusa� powie�ci� �A Song for the Basilisk�. Od tamtego czasu Patricia napisa�a nast�pn� fantasy, interesuj�c� �The Tower at Stony Wood� - ksi��k� na tyle interesuj�c�, �e mam nadziej� zachwala� j� Czytelnikowi w ramach niniejszej serii.
Pope�ni�a te� Patricia od tamtego czasu dwa opowiadania - oba warte, by je odnotowa�. Pierwsze to �A Gift to Be Simple�, w s�ynnej ju�, poruszaj�cej sprawy sztucznego kreowania �ycia antologii �Not of Woman Bom�, zredagowanej przez Constance Ash. Drugim opowiadaniem jest �Toad�, zamieszczone w �Silver Birch, Blood Moon�, kolejnej antologii �ba�niowej� w cyklu powo�anym do �ycia przez Ellen Datlow i Terri Windling.
Patricia Ann McKillip z ca�� pewno�ci� nie powiedzia�a jeszcze ostatniego s�owa.
I to jest bardzo dobra wiadomo��.
Moim rodzicom
- z podzi�kowaniem
1
Mag Heald po��czy� si� kiedy� z ubog� kobiet� w kr�lewskim mie�cie Mondor, a ona zrodzi�a mu syna, kt�ry mia� jedno oko zielone, a jedno czarne. Heald, o oczach czarnych jak bagna Fyrbolgu, pojawi� si� w �yciu tej kobiety i znikn�� jak wiatr, ale syn, Myk, pozosta� w Mondorze, dop�ki nie sko�czy� pi�tnastu lat. Dobrze zbudowany i silny, trafi� do terminu u kowala, a ludzie, kt�rzy przybywali tam, aby naprawi� swoje powozy lub podku� konie, zwykle przeklinali jego powolno�� i pos�pno�� - dop�ki nie poruszy�o si� w nim co� oci�a�ego jak bagienny potw�r budz�cy si� pod mu�em. Odwraca� wtedy g�ow� i spogl�da� na nich czarnym okiem, a oni si� odsuwali i milkli. Tli�a si� w nim odrobina magii, jak ogie� si� tli w wilgotnym dymi�cym drewnie. Rzadko odzywa� si� do ludzi swym szorstkim g�osem, ale kiedy dotyka� konia, g�odnego psa czy go��bia w klatce w dzie� targowy, ten ogie� rozb�yskiwa� w czarnym oku, a g�os stawa� si� s�odki jak rozmarzony szept rzeki Slinoon. Pewnego dnia Myk opu�ci� Mondor i ruszy� na Eld. By�a to najwy�sza g�ra w Eldwoldzie, wyrastaj�ca za Mondorem, rzucaj�ca czarny cie� na miasto przed zmierzchem, gdy zagubione we mgle s�o�ce zsuwa�o si� w d�. Znad granicy mgie� pasterze i m�odzi ch�opcy na polowaniu spogl�dali poza Mondor, ku r�wninie Terbrec na zachodzie, na ziemie w�adc�w Sirle, na p�noc ku polom Fallow, gdzie duch trzeciego kr�la Eldwoldu wci�� wspomina� sw� ostatni� bitw� i gdzie pod jego niespokojnymi, bezg�o�nymi stopami nie ros�o nic �ywego. Tam, w g�stych mrocznych lasach Eldu, w�r�d bia�ej ciszy, Myk zacz�� kolekcjonowa� cudowne, legendarne zwierz�ta.
Z dzikiej krainy jezior na p�nocy Eldwoldu przywo�a� do siebie Czarnego �ab�dzia z Tirlith, szerokoskrzyd�ego, z�otookiego ptaka, kt�ry na swym grzbiecie uni�s� trzeci� c�rk� kr�la Merroca z kamiennej wie�y, gdzie by�a wi�ziona. Potem wys�a� bezg�o�n�, pot�n� sie� swego wezwania w g��bokie g�ste lasy po drugiej stronie Eldu, sk�d �aden cz�owiek jeszcze nie powr�ci�, i niczym �ososia schwyta� czerwonookiego, bia�ok�ego ody�ca Cyrina, kt�ry jak harfiarz �piewa� ballady i zna� odpowiedzi na wszystkie zagadki pr�cz jednej. Z mrocznego i cichego serca samej g�ry Myk sprowadzi� Gylda, zielonoskrzyd�ego smoka, od stuleci �ni�cego o zimnym p�omieniu z�ota. Smok zbudzi� si� z rozkosznego snu na d�wi�k swego imienia w niemal zapomnianej pie�ni, kt�r� Myk pos�a� w ciemno��. Mag wy�udzi� od Gylda gar�� staro�ytnych klejnot�w i zbudowa� dom z bia�ego g�adkiego kamienia po�r�d wysokich sosen, i wielki ogr�d dla zwierz�t otoczony kr�giem kamiennych mur�w. Do tego domu sprowadzi� kiedy� dziewczyn� z g�r, znaj�c� tylko kilka s��w, lecz nie czuj�c� l�ku ani przed zwierz�tami, ani przed ich stra�nikiem. Pochodzi�a z biednej rodziny, mia�a spl�tane w�osy i silne ramiona. W domostwie Myka zobaczy�a rzeczy, kt�re inni poznali mo�e raz w �yciu, w wersie dawnego poematu lub w opowie�ci harfiarza.
Dziewczyna powi�a Mykowi syna o dwojgu czarnych oczach, kt�ry potrafi� sta� nieruchomo jak martwe drzewo, kiedy ojciec posy�a� wo�anie. Myk nauczy� go czyta� stare ballady i legendy w ksi�gach, kt�re zebra�; nauczy� wo�a� zapomniane imi� poprzez ca�y Eldwold i ku krainom poza nim; nauczy� czeka� w milczeniu, cierpliwie, przez tygodnie, miesi�ce i lata - na chwil�, kiedy to imi� rozpali si� w dziwnym, pot�nym, zaskoczonym umy�le zwierz�cia. Kiedy Myk opu�ci� swe cia�o ju� na zawsze, siedz�c w milczeniu w �wietle ksi�yca, jego syn, Ogam, przej�� kolekcj�.
Z po�udniowych pusty� poza g�r� Eld Ogam przywabi� lwa Gulesa, kt�ry swym futrem w kolorze kr�lewskiego skarbu wielu nieostro�nych sk�oni� do niechcianej przygody. Sprzed kominka wied�my z dala od Eldwoldu wykrad� wielk� czarn� kocic� Moriah, kt�rej wiedza o zakl�ciach i tajemnych urokach by�a kiedy� legend�. B��kitnooki sok� Ter, kt�ry rozerwa� na strz�py siedmiu morderc�w maga Aera, jak b�yskawica run�� z czystego nieba i usiad� Ogamowi na ramieniu. Po kr�tkiej, w�ciek�ej walce, gdy niebieskie oczy patrzy�y prosto w czarne, ucisk szpon�w zel�a�; sok� zdradzi� swoje imi� i podda� si� mocy maga.
Z krzywym, kpi�cym, odziedziczonym po Myku u�miechem Ogam przywo�a� te� do siebie najstarsz� c�rk� ksi�cia Horsta z Hiltu, gdy pewnego dnia przeje�d�a�a zbyt blisko g�ry. By�a kruchym, pi�knym dzieckiem, l�kaj�cym si� ciszy i dziwnych, wspania�ych zwierz�t, kt�re przypomina�y rysunki na starych gobelinach w domu jej ojca. Ba�a si� te� Ogarn�, jego skrywanej i nieugi�tej mocy, jego nieprzeniknionych oczu. Powi�a mu jedno dziecko i zmar�a. Dzieckiem tym, co trudno wyt�umaczy�, by�a dziewczynka. Gdy Ogam opanowa� swoje zdumienie, nazwa� j� Sybel.
Wyros�a wysoka i silna po�r�d pustkowi; mia�a smuk�� sylwetk� matki, w�osy jak ko�� s�oniowa i czarne, nieul�k�e oczy ojca. Opiekowa�a si� zwierz�tami, pilnowa�a ogrodu i wcze�nie nauczy�a si� panowa� nad niespokojnymi bestiami wbrew ich woli, posy�a� pradawne imi�, w ciszy swego umys�u bada� ukryte i zapomniane miejsca. Ogam, dumny z c�rki, zbudowa� jej pok�j z wielk� kryszta�ow� kopu��, cienk� jak szk�o, a tward� jak kamie�; mog�a tam siedzie� pod barwami nocnego �wiata i przywo�ywa� w spokoju. Zmar�, kiedy sko�czy�a szesna�cie lat; zostawi� j� sam� z pi�knym bia�ym domem, ogromn� bibliotek� ci�kich, okutych �elazem ksi��ek, stadem zwierz�t, jakich nie ogl�da si� nawet w snach, i moc�, by nad nimi panowa�.
Pewnej nocy, wkr�tce potem, przeczyta�a w jednej z najstarszych ksi�g o wielkim bia�ym ptaku ze skrzyd�ami, kt�re sun�y jak �nie�ne proporce rozwini�te na wietrze - ptaku, kt�ry za dawnych dni nosi� na grzbiecie jedyn� kr�low� Eldwoldu. Cicho wym�wi�a do siebie jego imi�: Liralen. Siedz�c na pod�odze pod kopu��, z wci�� otwart� ksi�g� na kolanach, pos�a�a w rozleg�� noc Eldwoldu swe pierwsze wo�anie, wezwanie ptaka, kt�rego imienia nikt nie wymawia� od stuleci. Wo�anie przerwa� krzyk kogo�, kto stan�� przed zamkni�t� bram�.
Dotkni�ciem my�li zbudzi�a lwa �pi�cego w ogrodzie i pos�a�a do bramy, by swym z�ocistym okiem spojrza� ostrzegawczo na intruza. Ale wo�anie nie cich�o, nagl�ce i niezrozumia�e. Westchn�a zniech�cona i wys�a�a soko�owi Terowi polecenie, by porwa� przybysza i zrzuci� go ze szczytu g�ry Eld. Po chwili krzyki ucich�y nagle, lecz w ciszy rozleg� si� rozpaczliwy p�acz dziecka. Zaskoczy� j�; wsta�a wreszcie i przesz�a boso przez marmurowy hol do ogrodu, gdzie zwierz�ta w ciemno�ci porusza�y si� niespokojnie. Dotar�a do bramy z cienkich �elaznych pr�t�w i z�otych spoje� i wyjrza�a na zewn�trz.
Zbrojny m�czyzna sta� tam z dzieckiem na r�kach i soko�em Terem na ramieniu. Milcza�, stoj�c nieruchomo w u�cisku Tera; dziecko w jego okrytych kolczug� ramionach p�aka�o, nie zwa�aj�c na nic. Sybel przesun�a wzrok od jego nieruchomej, skrytej w cieniu twarzy, i spojrza�a w oczy soko�a.
M�wi�am ci, powiedzia�a w my�lach, �eby� zrzuci� go ze szczytu Eldu.
B��kitne nieprzeniknione oczy zwr�ci�y si� ku niej.
Jeste� m�oda, odpar� Ter, ale bez w�tpienia pot�na. Uczyni� to, je�li naka�esz mi po raz drugi. Ale najpierw musz� ci� ostrzec: znam ludzi od niezliczonych lat; je�eli zaczniesz ich zabija�, pewnego dnia, wiedzeni strachem, przyjd� tutaj, a b�dzie ich wielu. Zniszcz� tw�j dom i wypuszcz� zwierz�ta. Tak po wielekro� powtarza� nam mistrz Ogam.
Sybel przez chwil� tupa�a bos� stop� o ziemi�. Spojrza�a w twarz m�czyzny.
- Kim jeste�? - zapyta�a. - Dlaczego krzyczysz u moich bram?
- Pani - odpar� ostro�nie, gdy� twarde pi�ra Tera musn�y go po twarzy. - Czy jeste� c�rk� Laran, c�rki Horsta, w�adcy Hiltu?
- Laran by�a moj� matk� - przyzna�a Sybel, niecierpliwie Przest�puj�c z nogi na nog�. - Kim jeste�?
- Jestem Coren z Sirle. M�j brat ma dziecko z twoj� ciotk�, najm�odsz� siostr� twojej matki. - Urwa�, gwa�townie wci�gaj�c oddech przez zaci�ni�te z�by.
Sybel skin�a r�k� na soko�a.
Pu�� go, bo inaczej b�d� tu sta�a przez ca�� noc. Ale nie oddalaj si�, na wypadek gdyby by� szalony.
Sok� wzlecia� i usiad� na niskim konarze drzewa, tu� nad g�ow� przybysza. M�czyzna na chwil� przymkn�� oczy; male�kie krople krwi s�czy�y si� jak �zy przez kolczug�. W �wietle ksi�yca wydawa� si� m�ody, a w�osy mia� barwy ognia. Sybel przygl�da�a mu si� z ciekawo�ci�, gdy� metalowe ogniwa zbroi l�ni�y niby woda w�r�d nocy.
- Dlaczego tak si� ubra�e�? - spyta�a. Wtedy otworzy� oczy.
- By�em na Terbrec. - Zerkn�� na ciemn� sylwetk� ptaka nad sob�. - Sk�d wzi�a� takiego soko�a? Przebi� si� przez �elazo, sk�r� i jedwab...
- Zabi� siedmiu ludzi - wyja�ni�a Sybel - kt�rzy zabili maga Aera, dla klejnot�w na jego ksi�gach m�dro�ci.
- Ter - szepn�� m�czyzna, a ona w zdumieniu unios�a brwi.
- Kim jeste�?
- Ju� m�wi�em. Coren z Sirle.
- Ale to dla mnie nic nie znaczy. Co robisz z dzieckiem przed moj� bram�?
Coren z Sirle odpowiedzia� wolno i cierpliwie:
- Laran, twoja matka, mia�a siostr� Riann�. Twoja ciotka trzy lata temu po�lubi�a kr�la Eldwoldu, mojego...
- Kto jest teraz kr�lem? - spyta�a zaciekawiona. M�ody cz�owiek zdziwi� si�.
- Drede. Drede jest kr�lem Eldwoldu, od pi�tnastu lat.
- Aha. M�w dalej. Drede po�lubi� Riann�. To bardzo ciekawe, ale musz� przywo�a� Liralena.
- Prosz�! - Spojrza� na soko�a i zni�y� g�os. - Prosz�. Walczy�em od trzech dni, potem wuj rzuci� mi dziecko w ramiona i kaza� odda� czarodziejce z g�ry Eld. Zapyta�em: A je�li nie zechce go wzi��? Po co jej dziecko? Ale on spojrza� tylko na mnie i odpar�: Nie wr�cisz z tej g�ry z dzieckiem, nie pragniesz chyba �mierci syna swojego brata?
- A dlaczego chce odda� go mnie?
- Poniewa� to dziecko Rianny i Norrela, a oni oboje nie �yj�.
Sybel zamruga�a. Czego� nie mog�a zrozumie�.
- Przecie� m�wi�e�, �e Rianna po�lubi�a Drede'a. - Tak.
- Wiec dlaczego to dziecko jest synem Norrela? Nie rozumiem.
G�os Corena wzni�s� si� niebezpiecznie.
- Poniewa� Norrel i Rianna byli kochankami. A Drede zabi� Norrela trzy dni temu na r�wninie Terbrec. Czy we�miesz to dziecko, abym m�g� wr�ci� i zabi� Drede'a?
Sybel spojrza�a na niego nieruchomym wzrokiem.
- Nie krzycz na mnie - powiedzia�a bardzo cicho.
Coren zaciska� i prostowa� palce w pancernych r�kawicach. W �wietle ksi�yca zrobi� krok w jej stron�, a delikatne �wiat�o cieniami podkre�li�o rysy jego twarzy, ujawni�o linie zm�czenia pod oczami.
- Wybacz mi - szepn��. - Prosz�. Spr�buj zrozumie�. Jecha�em ca�y dzie� i p� nocy. M�j brat i wielu krewnych nie �yj�. W�adca Nicconu swymi si�ami wspar� Drede'a, a Sirle nie mog�o si� oprze� im obu. Rianna zmar�a przy porodzie. Je�li Drede znajdzie ch�opca, zabije go. Nie ma dla dziecka bezpiecznego miejsca w ca�ym Sirle. Nie ma dla niego bezpiecznej kryj�wki na ca�ym �wiecie... Tylko tutaj Drede nie b�dzie go szuka�. Drede zabi� Norrela, ale przysi�gam, �e nie dostanie tego dziecka. Prosz�, zaopiekuj si� nim. Jego matka by�a z twojej rodziny.
Sybel przyjrza�a si� dziecku. Przesta�o p�aka�; wok� panowa�a cisza nocy. Dziecko machn�o male�k� r�k� w powietrzu, pr�bowa�o odepchn�� koc, kt�rym by�o okryte. Sybel dotkn�a jego bladej pulchnej twarzy, a dziecko zwr�ci�o ku niej oczy migocz�ce jak gwiazdy.
- Moja matka umar�a, wydaj�c mnie na �wiat - powiedzia�a. - Jak ma na imi�?
- Tamlorn.
- Tamlorn. Bardzo �adnie. Wola�abym, �eby to by�a dziewczynka.
- Wtedy nie musia�bym jecha� tak daleko, by go ukry�. Drede boi si�, �e kiedy dziecko doro�nie, za��da tronu i stanie do walki z jego dziedzicem. Sirle go poprze; moja rodzina pr�bowa�a zdoby� tron Eldwoldu, odk�d kr�l Harth zgin�� na polu Fallow, a Tarn z Sirle nosi� koron� przez dwana�cie lat, nim zn�w j� straci�.
- Ale je�li wszyscy wiedz�, �e to nie jest dziecko Drede'a...
- Tylko Drede, Rianna i Norrel znali prawd�, a Rianna i Norrel nie �yj�. Kr�lewscy bastardzi mog� by� bardzo niebezpieczni.
- Nie wygl�da gro�nie. - Smuk�ymi bladymi palcami musn�a policzek ch�opca. U�miech przemkn�� po jej twarzy. - B�dzie mi pasowa� do kolekcji.
Coren mocniej obj�� dziecko.
- To syn Norrela, nie zwierz�. Sybel unios�a g�ow�.
- Czy� nie jest czym� mniej? Je, �pi, nie my�li, wymaga opieki. Tylko... nie wiem, jak opiekowa� si� dzieckiem. Nie potrafi mi powiedzie�, czego potrzebuje.
Coren zamilk� na chwil�. Gdy zn�w si� odezwa�, us�ysza�a cie� znu�enia w jego g�osie.
- Jeste� dziewczyn�; powinna� wiedzie� takie rzeczy.
- Dlaczego?
- Dlatego... Dlatego �e sama kiedy� b�dziesz mie� dzieci i... i b�dziesz musia�a si� nimi opiekowa�.
- Nie opiekowa�a si� mn� �adna kobieta - odpar�a Sybel. - Ojciec karmi� mnie kozim mlekiem i uczy� czyta� swoje ksi�gi. Pewnie b�d� kiedy� mia�a dziecko, kt�re naucz�, jak po mojej �mierci opiekowa� si� zwierz�tami.
Coren spojrza� na ni� i rozchyli� wargi.
- Gdyby nie chodzi�o o mojego wuja - powiedzia� cicho - raczej zabra�bym dziecko z powrotem do domu, ni� zostawia� syna Norrela tutaj, z tob�, twoj� niewiedz� i twoim sercem z lodu.
Twarz Sybel znieruchomia�a niczym ksi�yc w pe�ni.
- To ty nic nie wiesz - szepn�a. - Mog�abym kaza� Terowi rozerwa� ci� na siedem kawa�k�w i zrzuci� zakrwawion� g�ow� na r�wnin� Terbrec, ale panuj� nad sob�. Sp�jrz!
Otworzy�a bram� palcami dr��cymi z gniewu, kt�ry ogarn�� j� niczym zimny wiatr od g�r. Rzuci�a bezg�o�ne wo�ania do oszo�omionych snem umys��w wok� siebie i zwierz�ta przyby�y niczym odpryski snu. Coren szed� u jej boku. Rami� w kolczudze ochrania�o plecy malca, d�o� podpiera�a g�ow�, a szeroko otwarte oczy wpatrywa�y si� w ruchom�, szeleszcz�c� ciemno��.
Wielki odyniec dotar� do nich pierwszy - bia�y jak p�omie� w ciemno�ci, z k�ami jak marmur, o kt�rych marzyli �owcy. Z krtani Corena wydoby� si� nieartyku�owany d�wi�k. Sybel opar�a Cyrinowi d�o� na czole ponad ma�ymi czerwonymi oczkami.
- My�lisz, �e nie mog� si� zaj�� dzieckiem? Przecie� opiekuj� si� tymi zwierz�tami. S� pradawne, pot�ne jak ksi���ta, m�dre, niespokojne i niebezpieczne, ale daj� im to, czego potrzebuj�. Dziecku te� dam to, czego mu trzeba Lecz je�li nie tego chcesz, to odejd�. Nie prosi�am, �eby� przyby� tu z ch�opcem; nie obchodzi mnie, czy z nim odejdziesz. By� mo�e, nic nie wiem o twoim �wiecie, ale tutaj znalaz�e� si� w moim i tutaj ty jeste� g�upcem.
Coren wpatrywa� si� w ody�ca, z trudem znajduj�c s�owa.
- Cyrin - szepn��. - Cyrin. Masz go... - Urwa� znowu i przez chwil� oddycha� g��boko. Potem przem�wi� powoli, jakby szuka� w pami�ci. - Rondar... w�adca Runriru schwyta� ody�ca Cyrina, kt�rego nie pojma� wcze�niej �aden cz�owiek... nieuchwytnego Cyrina, Stra�nika Zagadek i... za��da� albo jego �ycia, albo ca�ej m�dro�ci �wiata. I wtedy Cyrin przewr�ci� kamie� u st�p Rondara, a Rondar powiedzia�, �e taka m�dro�� nie ma dla niego warto�ci, i odjecha�, wci�� poszukuj�c...
- Sk�d znasz t� histori�? - spyta�a zdumiona Sybel. - Nie pochodzi z Eldwoldu.
- Znam j�. Znam. - Uni�s� g�ow� i mocniej obj�� dziecko, gdy sp�yn�� ku nim wielki kszta�t, bezg�o�ny jak cie� nocy.
Przed nimi �agodnie wyl�dowa� �ab�d� z grzbietem szerokim jak u ody�ca i oczami z�otymi jak dwie gwiazdy.
- �ab�d� z Tirlith... to on, tak, Sybel?
- Sk�d znasz moje imi�? - szepn�a.
- Znam.
Patrzy�, jak dwa koty sun� przez noc, nadchodz�c z dw�ch stron budynku. Nawet nie drgn��, cho� Tamlorn poruszy� si� w jego ramionach. Kocica Moriah podesz�a, wsun�a czarn� p�ask� g�ow� pod d�o� Sybel, a potem u�o�y�a si� u jej st�p i ziewn�a, ukazuj�c Corenowi z�by podobne do wyostrzonych, polerowanych kamieni.
- Moriah, Pani Nocy, kt�ra zdradzi�a magowi Takowi zakl�cie otwieraj�ce wie�� bez drzwi, gdzie by� wi�ziony... Nie znam... nie znam lwa.
Lew Gules o oczach z p�ynnego z�ota zatoczy� kr�g wok� kolan Corena, potem u�o�y� si� przed nim, a mi�nie porusza�y si� leniwie pod l�ni�cym futrem. Coren potrz�sn�� g�ow�.
- Zaczekaj... By� taki lew z Po�udniowych Pusty�, kt�ry �y� na dworach wielkich w�adc�w, dzieli� si� m�dro�ci�, �ywi� najlepszym mi�sem, nosi� ich obro�� i �a�cuchy z �elaza i z�ota, tylko dop�ki mia� na to ochot�... Gules.
- Sk�d wiesz takie rzeczy?
Wielka g�owa lwa zwr�ci�a si� w stron� Sybel. Gdzie go znalaz�a�? - spyta� zaciekawiony Gules. Przyni�s� mi dziecko, odpar�a z roztargnieniem Sybel. Zna moje imi�, ale nie wiem sk�d. - Kiedy� umia� m�wi� - doda� Coren.
- Kiedy� wszystkie umia�y. Tak d�ugo �y�y w dziczy, z dala od ludzi, �e ju� zapomnia�y... wszystkie z wyj�tkiem Cyrina. Podobnie ludzie zapomnieli ich imiona. Sk�d ty...
Coren drgn��, a Sybel podnios�a g�ow�. Rozwini�te skrzyd�a przes�oni�y ksi�yc i ocieni�y ich twarze, potem sp�yn�y ni�ej, a ka�dy ruch zasysa� jedno uderzenie serca wiatru. Tamlorn kopa� niespokojnie w u�cisku Corena i wyj�cza� mu w ucho jak�� skarg�. Smok opad� leniwie przed nimi, jaskrawym zielonym spojrzeniem mierz�c Corena. Cie� si�ga� a� do ich st�p, a g�os my�li gada brzmia� w g�owie Sybel niczym stary i suchy pergamin.
Jest w g�rach jaskinia, gdzie nigdy nie znajd� jego ko�ci.
Nie. Wezwa�am ci�, bo by�am rozgniewana, ale teraz ju� nie jestem. Nie nale�y go krzywdzi�.
To m�czyzna, uzbrojony.
Nie zr�b mu nic z�ego.
Zwr�ci�a si� do Corena, kt�ry przygl�da� si� smokowi; zapomniany Tamlorn wierci� si� i szarpa� w jego ramionach. Oczy Sybel b�ysn�y nagle w lekkim u�miechu.
- Znasz go.
- Jego imi� nie jest tak stare, by ludzie o nim zapomnieli. By� kiedy� ksi��� Eldwoldu, wioz�cy przez masyw Eldu bogate dary dla w�adcy po�udnia, aby kupi� bro� i ludzi. Nigdy nie znaleziono jego ko�ci ani skarb�w... Ludzie jeszcze wci�� powtarzaj� opowie�ci o ogniu spadaj�cym na Mondor z letniego nieba, o p�on�cych plonach i rzece Silnoon wrz�cej w korycie.
- Jest ju� stary i zm�czony - rzek�a Sybel. - Te dni min�y. Znam jego imi�; nie mo�e si� ode mnie uwolni�, by zn�w robi� podobne rzeczy.
Coren poprawi� koc na Tamlornie. Mroczne cienie znu�enia znikn�y z jego twarzy - na chwil� sta�a si� zadziwiaj�co m�oda. Spojrza� na Sybel.
- S� pi�kne. Tak, pi�kne. - Patrzy� na ni� przez chwil� i zn�w przem�wi�: - Musz� jecha�. Do Mondoru dotar�y ju� pewnie wie�ci o bitwie. Nie znios� my�li, �e moi bracia mo�e nie �yj�, a ja nic o tym nie wiem. Czy we�miesz Tamlorna? B�dzie bezpieczny z tak� stra��. Czy b�dziesz go kocha�? Tego... tego potrzebuje najbardziej.
Sybel bez s�owa kiwn�a g�ow� i niezgrabnie wzi�a od niego dziecko. Malec z zaciekawieniem poci�gn�� j� za w�osy.
- Ale sk�d wiesz o tak wielu sprawach? Sk�d znasz moje imi�?
- Och, spyta�em star� kobiet� mieszkaj�c� przy drodze kawa�ek st�d. Ona mi je zdradzi�a.
- Nie znam �adnych starych kobiet. U�miechn�� si� do swoich wspomnie�.
- T� powinna� pozna�. My�l�... my�l�, �e je�li b�dziesz potrzebowa�a pomocy przy Tamlornie, ona ci jej udzieli. - Urwa� i spojrza� na ch�opca. Dotkn�� mi�kkiego kr�g�ego policzka i u�miech znikn�� z jego twarzy, nagle ot�pia�ej z �alu. - Do widzenia. Dzi�kuj� - szepn�� i odwr�ci� si�.
Sybel sz�a za nim do bramy.
- Do widzenia - rzuci�a przez kraty, kiedy dosiad� konia. - Nic nie wiem o wojnach, ale wiem to i owo o �alu. A to, jak mi si� zdaje, dawali�cie sobie nawzajem na Terbrec.
Spojrza� na ni� z siod�a.
- To prawda - przyzna�. - Wiem.
Kiedy odwr�ci�a si� od bramy, spojrza�a w ma�e, okr�g�e oczka srebrzystego ody�ca. Pochwyci�a my�li wok� siebie i z wysi�kiem obj�a je swym spokojem.
Mo�ecie ju� odej��. Przepraszam, �e was zbudzi�am, ale straci�am panowanie nad sob�.
Odyniec nie drgn��.
Nie mo�esz dawa� mi�o�ci, zauwa�y�, p�ki jej wpierw nie dostaniesz.
Niezbyt mi pomagasz, odpar�a z irytacj� Sybel, a wielki odyniec wyda� z siebie ciche parskniecie, co by�o jego �miechem.
Ta stara kobieta przesz�a kiedy� przez ogrodzenie; szuka�a zi�. Prychn��em na ni�, a ona prychn�a na mnie. Mog�aby ci pom�c. Co by� mi da�a za ca�� m�dro�� tego �wiata?
Nic, poniewa� jej nie chc�. Daj j� Corenowi. Powiedzia�, �e mam serce z lodu.
Cyrin prychn�� znowu, �agodnie.
Istotnie, potrzebuje m�dro�ci.
Te� mu to powiedzia�am.
Nast�pnego ranka Sybel pobieg�a g�rsk� �cie�k� prowadz�c� do miasta w dole. Wielkie stare sosny ko�ysa�y si� na wietrze, trzeszcz�c i j�cz�c o nadchodz�cej zimie. G�askane tu i tam promieniami s�o�ca ig�y by�y mi�kkie i zimne pod bosymi stopami. Nios�a �pi�cego Tamlorna owini�tego bia�ym we�nianym kocem. By� ciep�y i ci�ki w jej ramionach. Pachnia� mi�o. Przygl�da�a si� jego d�ugim jasnym rz�som i rumianej buzi. Raz zatrzyma�a si�, by musn�� policzkiem jego mi�kkie jasne w�oski.
- Tamlorn - szepn�a. - Tamlorn. M�j Tam.
W�r�d drzew dostrzeg�a niewielk� chatk�; z komina unosi� si� dym. Bury kot spa� na dachu, a czarny kruk przysiad� na parze rog�w wisz�cych nad drzwiami. Dziobi�ce na podw�rzu go��bie zatrzepota�y wok� niej, kiedy podesz�a do wej�cia. Kruk spojrza� z ukosa jednym okiem, wyda� z siebie krzyk brzmi�cy jak pytanie: Kto? Nie zwr�ci�a na niego uwagi i otworzy�a drzwi. Potem stan�a nieruchomo; zaraz za progiem nie by�o pod�ogi, tylko mg�a faluj�ca niespokojnie u st�p. Sybel rozejrza�a si� zaskoczona i zobaczy�a, �e �ciany domu spogl�daj� na ni�, maj� oczy i okr�g�e ciemne usta. Drzwi wy�lizgn�y si� jej z r�ki i zamkn�y, a mg�a zawirowa�a, wezbra�a, okry�a nawet sufit. Spoza tej mg�y sfrun�� kruk i raz jeszcze zapyta�: Kto?
Tamlorn poskar�y� si� p�aczliwie. Uca�owa�a go odruchowo. Potem powiedzia�a, stoj�c w tym dziwnym, czujnym domu:
- W czyim jestem sercu?
Mg�a znikn�a, a obserwuj�ce j� oczy stwardnia�y w sosnowe s�ki. Chuda starucha w sukni koloru li�ci, z siwymi w�osami zwini�tymi w tysi�ce zwichrzonych loczk�w wok� twarzy, wsta�a z fotela na biegunach i z�o�y�a upier�cienione r�ce.
- Dziecko!
Odebra�a od Sybel ch�opca, wydaj�c przy tym d�wi�k niczym gruchaj�ce go��bie. Tamlorn przygl�da� si� jej przez chwil�, a potem nagle chwyci� za d�ugi nos. Cmokn�a do niego, a on u�miechn�� si� bezz�bnie. Spojrza�a na Sybel oczami szarymi jak �elazo i ostrzejszymi ni� kr�lewski miecz.
- To ty.
- Ja - odpar�a Sybel. - Potrzebuj� rady, je�li zechcesz mi jej udzieli�.
- Mimo ody�ca Cyrina i lwa Gulesa, kt�rzy ci doradzaj�, moje dziecko, przychodzisz jednak do mnie? Masz pi�kne w�osy, takie d�ugie i g�adkie... Czy jaki� m�czyzna ju� ci to powiedzia�?
- Ani Cyrin, ani Gules nie potrafi nia�czy� dziecka. Musz� ma�emu da� to, czego potrzebuje, a sam nie mo�e mi powiedzie�. Cyrin twierdzi, �e mo�esz mi pom�c, poniewa� prychn�a� na niego. Czasami m�wi bez sensu. Pomo�esz mi?
- Cebule - powiedzia�a starucha. Sybel mrugn�a niepewnie.
- Stara kobieto, sta�am w oku twego serca, kiedy na mnie patrzy�a�, a nikt, kto ma takie wewn�trzne oko, nie mo�e by� g�upcem. Pomo�esz mi?
- Oczywi�cie, dziecko. Wpu�ci�am ci� przecie�. Cebule... hodujesz je w ogrodzie. Pr�bowa�am sobie przypomnie�. Pozwolisz mi czasem wzi�� kilka cebul?
- Oczywi�cie.
- Lubi� je doda� do gulaszu. Siadaj... tam, na tej sk�rze przy kominku. Dosta�am j� od pewnego cz�owieka z miasta. Nienawidzi� swojej �ony i chcia� si� jej pozby�.
- Ludzie w mie�cie s� dziwni. Nie rozumiem mi�o�ci i nienawi�ci, tylko istnienie i wiedz�. Ale teraz musz� si� nauczy� kocha� to dziecko. - Przerwa�a na moment i zmarszczy�a lekko brwi barwy ko�ci s�oniowej. - My�l�, �e go kocham. Jest mi�kki, pasuje do moich ramion. Gdyby Coren z Sirle przyjecha� po ma�ego, ci�ko by�oby mi si� z nim rozsta�.
- A wi�c...
- A wi�c co?
- Wi�c to jest syn Drede'a. S�ysza�am o nim od moich ptak�w.
- Coren twierdzi, �e to syn Norrela. W�skie wargi rozci�gn�y si� w u�miechu.
- Nie wydaje mi si�. My�l�, �e jest synem kr�la Drede'a. W kr�lewskim pa�acu jest kruk, kt�rego oczy nigdy si� nie zamykaj�...
Sybel przygl�da�a si� jej z rozchylonymi ustami. Odetchn�a ostro�nie i powoli.
- Nie znam si� na takich sprawach. Ale teraz jest m�j, ja b�d� go kocha�. To dziwne. Mam swoje zwierz�ta od szesnastu lat, a to dziecko dopiero jedn� noc, lecz gdybym mia�a wybiera�, nie wiem, czy nie wybra�abym tego male�stwa, tak bezradnego i g�upiego. Mo�e dlatego �e zwierz�ta mog� odej�� i od nikogo nic nie wymaga�, a Tam potrzebuje wszystkiego ode mnie.
Kobieta obserwowa�a j�, ko�ysz�c si� w fotelu. Pier�cienie b�yska�y na jej palcach niczym ogniki.
- Jeste� dziwnym dzieckiem... Nieul�k�ym i pot�nym, skoro trzymasz te wielkie, w�adcze bestie. Czy czasem nie czujesz si� samotna?
- Samotna? Dlaczego? Z wieloma istotami mog� rozmawia�. Ojciec nigdy du�o nie m�wi�. Od niego nauczy�am si� milczenia, milczenia umys�u, kt�re jest jak czysta, nieruchoma woda, gdzie nic si� nie ukryje. To pierwsza rzecz, jakiej mnie nauczy�, bo je�li nie potrafisz milcze�, nie us�yszysz odpowiedzi na wo�anie. Ostatniej nocy, kiedy przyby� Coren, pr�bowa�am przywo�a� Liralena.
- Liralen... - Twarz starej kobiety rozja�ni�a si�; wyda�a si� rozmarzona i m�oda mimo siwych lok�w. - Ze skrzyd�ami jak proporce koloru ksi�yca... Och, dziecko, kiedy wreszcie schwytasz Liralena, pozw�l mi go zobaczy�.
- Pozwol�. Ale bardzo trudno go znale��, zw�aszcza kiedy przerywaj� mi ludzie z dzie�mi. Ja si� wychowa�am na mleku, ale Tam chyba go nie lubi.
Starucha westchn�a.
- Chcia�abym go sama karmi�, ale lepsza b�dzie krowa, dop�ki nie znajd� jakiej� miejscowej kobiety z g�r na mamk�.
- Jest m�j - przypomnia�a Sybel. - Nie chc�, �eby jaka� inna kobieta zacz�a go kocha�.
- Oczywi�cie, dziecko, ale... Czy pozwolisz i mnie go pokocha�? Tylko troch�? Tak wiele czasu min�o, odk�d mia�am dzieci do kochania. Ukradn� komu� krow� i zostawi� na jej miejscu klejnot.
- Mog� przywo�a� krow�.
- Nie, dziecko. Je�li kto� musi by� z�odziejem, niech to b�d� ja. Ty musisz my�le� o sobie. Co si� stanie, gdy ludzie zaczn� podejrzewa�, �e przywo�ujesz ich zwierz�ta?
- Nie boj� si� ludzi. S� g�upi.
- O tak, ale potrafi� by� bardzo pot�ni w swej mi�o�ci i nienawi�ci. Czy ojciec nada� ci jakie� imi�?
- Jestem Sybel. Chyba nie musia�a� mnie o to pyta�. Szare oczy u�miechn�y si� lekko.
- Oczywi�cie. Moje ptaki s� wsz�dzie. Ale jest r�nica mi�dzy imieniem poznanym a imieniem zdradzonym przez w�a�ciciela Sama wiesz. Ja mam na imi� Maelga. A imi� dziecka? Czy dasz mi jego imi� jako dar?
Sybel u�miechn�a si�.
- Tak. Chcia�abym da� ci jego imi�. To Tamlorn. - Spojrza�a na malca, a w�osy barwy ko�ci s�oniowej po�askota�y go po pulchnej twarzyczce. - Tamlorn. M�j Tam - szepn�a i Tamlorn za�mia� si� g�o�no.
I tak Maelga ukrad�a krow�, ale w zamian pod�o�y�a pier�cie� z klejnotem, a ludzie przez d�ugie miesi�ce z nadziej� zostawiali otwarte wrota do ob�r. Tamlorn r�s� silny, jasnow�osy i szarooki; �mia� si� i krzycza� w�r�d nieruchomych bia�ych hal, dra�ni� cierpliwe zwierz�ta i je karmi�. Mija�y lata; sta� si� smuk�y i smag�y; poznawa� g�r� z synami pasterzy, wspina� si� w�r�d mgie�, przeszukiwa� g��bokie jaskinie, przynosi� do domu rude lisy, ptaki i dziwne zio�a dla Maelgi. Sybel nie przerywa�a swych poszukiwa� Liralena; przywo�ywa�a go nocami, czasem znika�a na ca�e dnie i wraca�a ze starymi, zdobionymi w klejnoty ksi�gami o �elaznych okuciach - ksi�gami, kt�re mog�y przechowywa� jego imi�. Maelga kpi�a z niej, �e kradnie, ale Sybel odpowiada�a z roztargnieniem:
- Od ma�ych magik�w, kt�rzy nie wiedz�, jak z nich korzysta�. Musz� mie� Liralena. To moja obsesja.
- Pewnego dnia nie odr�nisz wielkiego maga od ma�ego magika - ostrzeg�a Maelga.
- I co? Ja te� jestem wielka. Musz� mie� Liralena.
Pewnego wieczoru, dwana�cie lat od dnia, kiedy Coren przyni�s� jej Tamlorna, Sybel zesz�a do g��bokiej zimnej jaskini, kt�r� Myk zbudowa� dla smoka Gylda. Jaskinia le�a�a za wst��k� rzeki, a drzewa wok� niej ros�y ogromne i nieruchome jak kolumny podpieraj�ce hale ciszy. Przesz�a po trzech kamieniach do wodospadu i wsun�a si� za kurtyn� wody, kt�ra sp�ywa�a jej po twarzy jak �zy. W jaskini by�o ciemno i wilgotno niczym w sercu g�ry; zielone oczy Gylda b�yszcza�y jak klejnoty. Wielkie zwini�te cielsko tworzy�o cie� na tle bardziej mrocznego cienia. Sybel sta�a przed nim jak smuk�y bia�y p�omie� w ciemno�ci. Spojrza�a w nieruchome oczy.
Tak?
My�li powsta�y powolne i bezkszta�tne niby b�bel w umy�le smoka; b�bel p�k� w suchym, pergaminowym szele�cie jego g�osu.
Min�o ju� tysi�c lat, odk�d zasn��em na z�ocie, kt�re odebra�em ksi�ciu Sirkelowi. Zasn��em, patrz�c w jego otwarte oczy, patrz�c na jego krew sp�ywaj�c� powoli na monet�, potem drug�, i kolejn� zbieraj�c� si� na szyjce pucharu. Szept ucich�. Zapad�a cisza, a� kolejny b�bel uformowa� si� i p�k�. �ni� o tym z�ocie, budz� si�, �eby je zobaczy�, i nie ma go... Budz� si� na zimnym kamieniu. Pozw�l mi odlecie� i zebra� je znowu.
Sybel wsta�a bezg�o�nie, jak kamie� wyrastaj�cy z kamienia. Po chwili odpowiedzia�a:
Polecisz, a ludzie ci� zauwa�� i ze zgroz� przypomn� sobie twoje czyny. Przyjd�, aby zniszczy� m�j dom, i zobacz� z�oto p�on�ce w s�o�cu, a wtedy nic ju� ich nie powstrzyma.
Nie, odpar� Gyld. Polec� noc� i zbior� je w tajemnicy, a je�li kto� mnie zobaczy, w tajemnicy zabij�.
Wtedy przyjd� i zabij� nas oboje. A co b�dzie z Tamem? Nie.
Wielkie cielsko si� poruszy�o. Poczu�a ciep�e tchnienie oddechu.
By�em ju� stary i zapomniany, kiedy Mistrz zbudzi� mnie mym imieniem w�r�d pustych �y� Eldu, wyrwa� z marze� pie�ni� o moich czynach... Przyjemnie by�o znowu by� tematem pie�ni... Przyjemnie jest s�ysze� swoje imi� od ciebie, ale musz� odzyska� moje s�odkie z�oto...
My�li odlecia�y, pr�dkie i zwinne jak w��, zsun�y si� w jaskini� �wiadomo�ci, w ciemny labirynt umys�u. Szybki jak woda wsi�kaj�ca w ziemi�, ukradkowo jak cz�owiek grzebi�cy cz�owieka w blasku ksi�yca, smok poni�s� swoje imi� w regiony zapomniane, gdzie by� bezimienny nawet dla siebie. Ale by�a tam przed nim, czeka�a przed ostatnimi wrotami umys�u. Sta�a mi�dzy fragmentami wspomnie�, zab�jstw, ��dz, na wp� zjedzonych posi�k�w.
Je�li chcesz tego tak mocno, wymy�l� jaki� spos�b. Nic nie r�b, ale b�d� cierpliwy. Pomy�l�.
Oddech musn�� j� raz jeszcze i my�li raz jeszcze wezbra�y w ciemnej jaskini.
Zr�b dla mnie to jedno. B�d� cierpliwy.
Wysz�a z groty, a krople wody b�yszcza�y w jej w�osach. Wci�gn�a do p�uc ch�odne nocne powietrze. Pomy�la�a o smoku w locie - g�adkim p�omieniu w ruchu, o g��bokich, spokojnych jeziorach oczu Czarnego �ab�dzia, o wspomnieniach rozbitego umys�u smoka, o po�amanych g�owniach jego ��dz, stopionych z jej w�asnymi. Wtedy, w ciemno�ci, us�ysza�a za sob� szelest. Wyczu�a, �e kto� j� obserwuje.
- Maelga?
Ale �aden g�os, �aden umys� jej nie odpowiedzia�. Czarne drzewa wyrasta�y wok� jak monolity i przes�ania�y gwiazdy. Szelest wtopi� si� w cisz� jak oddech wiatru. Wr�ci�a do domu ze zmarszczk� mi�dzy brwiami.
Kilka dni p�niej odwiedzi�a Maelg�. Usiad�a na sk�rze przy kominku i obj�a kolana r�kami, a staruszka wpatrywa�a si� w jej twarz, mieszaj�c zup�.
- W lesie jest co� bez imienia.
- Boisz si� tego? - spyta�a Maelga. Sybel spojrza�a na ni� zaskoczona.
- Oczywi�cie, �e nie. Ale jak mog� to przywo�a�, skoro nie ma imienia? To dziwne. Nie przypominam sobie, �ebym gdzie� czyta�a o bezimiennej bestii. Co gotujesz? Gdybym ju� nie by�a g�odna, zg�odnia�abym od samego zapachu.
- Grzyby - odpar�a Maelga. - Cebul�, sza�wi�, rzep�, kapust�, pietruszk�, buraki i co�, co przyni�s� mi Tam, a co nie ma nazwy.
- Pewnego dnia Tam otruje nas wszystkich - mrukn�a Sybel.
Opar�a l�ni�c� g�ow� o kamie� i westchn�a. Maelga zerkn�a na ni�.
- Co to jest? Czy to ma nazw�? Sybel zadr�a�a.
- Nie wiem. Ostatnio jestem bardzo niespokojna, ale sama nie wiem, czego chc�. Czasami lec� z Terem w jego my�lach, kiedy poluje. Nie potrafi lecie� tak wysoko, jak bym chcia�a, ani tak pr�dko, chocia� ziemia ucieka pod nami, a on wznosi si� wy�ej ni� szczyt Eldu... Jestem z nim, kiedy zabija. Dlatego tak bardzo pragn� Liralena. Mog�abym wsi��� na jego grzbiet i polecieliby�my daleko, daleko w zachodz�ce s�o�ce, w �wiat gwiazd. Chc�... Chc� czego� wi�cej ni� m�j ojciec, a nawet m�j dziadek, ale nie wiem, co to jest.
Maelga spr�bowa�a zupy, na jej chudych palcach zamruga�y klejnoty.
- Pieprz - stwierdzi�a. - I tymianek. Ledwie wczoraj przysz�a do mnie m�oda kobieta. Chcia�a zastawi� pu�apk� na m�czyzn� o s�odkim u�miechu i gibkich ramionach. By�a g�upia. Nie dlatego �e go pragn�a, ale dlatego �e pragn�a czego� wi�cej.
- Pomog�a� jej?
- Da�am jej szkatu�k� s�odkiego zapachu. A teraz przez reszt� swego �ycia b�dzie nieszcz�liwa i zazdrosna.
Przyjrza�a si� opartej o kamienie Sybel z czarnymi oczami ukrytymi pod powiekami; westchn�a.
- Moje dziecko, czy mog� co� dla ciebie zrobi�? Sybel otworzy�a oczy i u�miechn�a si� lekko.
- Czy powinnam doda� do swojej kolekcji m�czyzn�? Mog�abym. Potrafi� przywo�a� ka�dego, kogo zechc�. Ale nie ma takiego, kt�rego bym chcia�a. Czasami zwierz�ta robi� si� niespokojne, �ni� o dniach ucieczek, przyg�d, o zdobywaniu m�dro�ci, o d�wi�ku swych imion wymawianych z podziwem i l�kiem. Te dni min�y. Niewielu pami�ta ich imiona, ale one wci�� o tym �ni�... A ja wspominam, jak si� uczy�am, jak m�j ojciec, a potem ty i Tam zwracali�cie si� do mnie moim imieniem... My�l�... My�l�, �e na par� dni chcia�abym pod��y� t� g�rsk� �cie�k� w dziwny, niezrozumia�y �wiat.
- Wi�c id�, dziecko - zach�ci�a j� Maelga. - Id�.
- Mo�e p�jd�. Ale kto b�dzie dogl�da� zwierz�t?
- Wynajmij jakiego� magika.
- Dla Tera? �aden magik go nie utrzyma. Ja umia�am to zrobi� ju� w wieku Tama. Szkoda, �e Tam nie jest w po�owie magiem. Ale jest tylko w po�owie kr�lem.
- Mam nadziej�, �e nigdy mu tego nie powiedzia�a�.
- Czy jestem g�upia? Co by mu przysz�o z tej wiedzy? Takie marzenie uczyni�oby go nieszcz�liwym. W �wiecie na dole mog�oby go nawet zabi�. Lepiej dla niego, kiedy bawi si� z ch�opcami pasterzy, poluje na lisy, a kiedy doro�nie, po�lubi jak�� pi�kn� dziewczyn� z g�r.
Westchn�a znowu. Zmarszczy�a lekko bia�e brwi, a potem wyprostowa�a si� nagle, zaskoczona, kiedy drzwi odskoczy�y. Tam patrzy� na ni� w napi�ciu; pot b�yszcza� mu na czole, a jasne w�osy lepi�y si� kosmykami do zarumienionej twarzy.
- Sybel... Smok... zrani� cz�owieka... Chod� szybko... I umkn�� jak zaj�c.
Sybel wybieg�a za nim, stan�a przed chat� nieruchomo jak drzewo i jednym szybkim b�yskiem imienia smoka pochwyci�a jego my�li.
Gyld.
Poczu�a go - zwini�tego w ciemno�ci w wilgotnej jaskini; w jego umy�le wirowa�y my�li o locie, o skarbie, o bladej twarzy cz�owieka wpatrzonego z otwartymi ustami w lec�c� besti�, a potem nagle ukrytej za wzniesionymi r�kami. Mrukn�a co�, zdziwiona.
- O co chodzi? - spyta�a Maelga, niespokojnie sk�adaj�c r�ce.
Sybel odzyska�a swoje my�li.
- Gyld polecia�, by odzyska� z�oto, zobaczy� go jaki� cz�owiek i Gyld go zaatakowa�.
- Och, nie. Kochanie... - Maelga wbi�a w twarz Sybel swe czujne spojrzenie. - Znasz go.
- Znam - odpar�a powoli Sybel i niepok�j b�ysn�� w jej oczach. - To Coren z Sirle.
2
Sybel i Tam przenie�li Corena do domu z bia�ego kamienia, a Maelga pod��a�a za nimi, niespokojnie szarpi�c d�ugimi palcami spl�tane loki. Wok� zwierz�ta przesuwa�y si�, pomrukiwa�y, patrzy�y... Tam papla� bez tchu, podtrzymuj�c ci�kie ramiona Corena.
- Schodzi�em z domu Nyla, p�dzili�my owce do zagrody, a one t�oczy�y si� przy p�ocie i patrzy�y w g�r� przera�one. Nie wiedzieli�my czemu, dop�ki nie ujrzeli�my Gylda; by� jak wielki ognisty li��, zielony p�omie� ze z�otem i klejnotami w szponach. Pobieg�em do domu, ale ciebie nie by�o, wi�c p�dzi�em ju� do domu Maelgi, kiedy zobaczy�em, �e kto� przygl�da si� Gyldowi, patrzy na niego. Gyld zatoczy� kr�g i run�� w d�. Ten cz�owiek rzuci� si� na ziemi�, a Gyld przejecha� mu po plecach pazurami. My�l�, �e Nyl widzia� Gylda... Gdzie go po�o�ymy?
- Nie wiem - odpar�a Sybel. - Przykro mi, �e jest ranny, ale nie powinien tu przyje�d�a�. To cz�ciowo moja wina, bo mog�am Gyldowi pozwoli� zebra� swoje z�oto. Po��my go na stole, �eby Maelga mog�a obejrze� mu plecy. Przynie� poduszk�.
Z g�adkiego polerowanego blatu zrzuci�a swoje hafty i tam u�o�yli Corena. Otworzy� oczy, gdy Tam wsuwa� mu poduszk� pod g�ow�. Plecy, okryte sk�rzan� kamizel�, mia� poszarpane i poznaczone �ladami szpon�w; p�omienne w�osy pokrywa�y strumyczki krwi. Tam przygl�da� mu si�, marszcz�c brwi na smag�ej twarzy.
- B�dzie �y�? - szepn��.
- Nie wiem - powiedzia�a Sybel.
Coren odnalaz� wzrokiem jej twarz i zobaczy�a w jego oczach jaskrawy b��kit, taki sam jak w oczach Tera. U�miechn�� si� do niej lekko. Szepn�� co�, a Tam si� zarumieni�.
- Co on powiedzia�?
Tam milcza� przez chwil�, zaciskaj�c usta.
- �e jeste� okrutna, bo wypu�ci�a� na niego smoka - wyja�ni� w ko�cu. Przecie� to nieprawda. Nie ma prawa tak m�wi�.
- C�, mo�e ma - stwierdzi�a z namys�em Sybel. - W ko�cu, kiedy przyby� tu pierwszy raz, wypu�ci�am na niego soko�a Tera.
- By� ju� tutaj? Kiedy?
Sybel delikatnie przesuwa�a r�kami po plecach Corena, rozchyla�a porwane ubranie.
- Przyni�s� tutaj ciebie, po �mierci twoich rodzic�w. I za to zawsze b�d� jego d�u�niczk�. Przynie� troch� wody i k��b lnianej prz�dzy, a potem zosta� i r�b, co ci ka�e Maelga.
Maelga mrucza�a co� z ty�u, obracaj�c pier�cienie na palcach.
- Jagody czarnego bzu. Ogie�, woda, t�uszcz i wino. - Wino?
- Moje nerwy nie s� ju� takie jak kiedy� - wyja�ni�a zak�opotana.
- Moje te� nie - szepn�� bole�nie Coren, le��c bezw�adnie pod r�kami Sybel.
Razem opr�ni�y butelk� wina, obmywaj�c i banda�uj�c rannego, przycinaj�c mu w�osy. U�o�y�y Corena w dawno nie u�ywanym �o�u Ogarn�. Maelga, ze spl�tanymi lokami, opad�a na fotel przy kominku. Sybel mru�y�a czarne oczy, wpatrzona w zielone p�omienie.
- Po co tu przyjecha�? - spyta�a cicho. - Na pewno po Tama. Ale to ja wychowa�am Tama, kocham go i nie oddam teraz ludziom, kt�rzy chc� go wykorzysta� w swych rozgrywkach, powodowani nienawi�ci�. Nie! Nie jest tak m�dry, jak my�la�am, skoro przyby�, by mnie o to prosi�. Je�li cho� jednym s�owem wspomni Tamowi o wojnie albo tronie, ja... Nie, nie nakarmi� nim Gylda, ale co� zrobi�.
Umilk�a, a zielone p�omienie ta�czy�y i migota�y w g��binach jej oczu, d�ugie w�osy opada�y niczym srebrzysty, przetykany ogniem p�aszcz. Maelga zas�oni�a palcami oczy.
- Stara ju� jestem i zm�czona... - mrukn�a. - Taki pi�kny, prawdziwe ksi���tko w�r�d ludzi, z niebieskimi oczami i czarnymi rz�sami dawnego w�adcy Sirle. Na ramionach mia� bitewne blizny.
Sybel zadr�a�a.
- Nie pozwol�, �eby Tam zosta� ranny w bitwie - szepn�a. Odwr�ci�a si� i spojrza�a prosto w �ywe, przenikliwe oczy Maelgi.
- M�g�by by� cenn� figur� w ich rozgrywkach. Je�li bardzo im na nim zale�y, nie zrezygnuj� tak �atwo.
- Wtedy b�d� mieli ze mn� do czynienia. Poprowadz� w�asn� gr� na w�asnych zasadach. Mo�e min�� wiele lat, nim w�adca Sirle zn�w zobaczy swego syna.
- Stary w�adca ju� nie �yje. Najstarszy brat Corena, Rok, jest teraz w�adc� Sirle, w�adc� bogatej ziemi, obronnych twierdz i armii, kt�ra od stuleci zagra�a kr�lom Eldwoldu. Moje dziecko - doda�a Maelga zdziwiona - nigdy przedtem nie p�aka�a�.
- Och, jestem z�a. - Sybel niecierpliwie otar�a d�oni� oczy. Potem spojrza�a na l�ni�ce od �ez palce. - To dziwne... Ojciec m�wi�, �e jeszcze przed moim urodzeniem matka p�aka�a, wygl�daj�c przez okno, ale nie wiedzia�am, o co mu chodzi. Dlaczego nie mog� po prosto rzuci� Corena Gyldowi i zako�czy� tej sprawy? Ale znam jego imi�, d�wi�k jego g�osu, porz�dek jego s��w. Jest g�upcem, ale �yje, ma oczy do patrzenia i do p�akania, r�ce do noszenia dziecka i zabijania, serce do mi�o�ci i nienawi�ci, umys�, kt�rego u�ywa na sw�j spos�b. W swoim �wiecie z pewno�ci� jest podziwiany.
- Dziecko - szepn�a Maelga. - Wszyscy jeste�my z jednego �wiata.
Sybel umilk�a.
Przed snem zajrza�a jeszcze do Corena. Tam ju� spa�; wok� siebie czu�a w ciemno�ciach nocy niejasne sny zwierz�t, barwne i niezwyk�e jak odpryski dawnych zapomnianych opowie�ci. Podparty bia�ymi kolumnami hol milcza� pod jej cichymi krokami. Ogie� przysn��, skulony po�r�d zw�glonych pulsuj�cych g�owni. Cicho otworzy�a drzwi i us�ysza�a, �e Coren bredzi w gor�czce.
Odwr�ci� g�ow�, by spojrze� na ni� w �wietle zgarbionej �wiecy obok ��ka. Oczy migota�y mu jak oczy Tera.
- Lodowa Pani - szepn��. - On by� tak pi�kny z ametystami i z�otem w szponach, ale m�wi�, �e nigdy, nigdy nie wolno spogl�da� w twarz pi�knu. Ty te� jeste� pi�kna, bia�a jak ko�� s�oniowa i diament, jak ogie�, z oczami czarnymi jak serce Drede'a... bardziej... Czarnymi jak czarne drzewa lasu Mirkon, gdzie kr�lewski syn Arn zagin�� na trzy dni i trzy noce i powr�ci� z bia�ymi w