407

Szczegóły
Tytuł 407
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

407 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 407 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

407 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Spe�ni� Twoje Trzy �yczenia Autor : Kevin Andrew Rogers HTML : ARGAIL - Dzie� dobry, m�odzie�cze, i przyjemnej podr�y - odezwa� si� g�os na skraju drogi. - Co ci� tutaj sprowadza w ten pogodny ranek i sk�d ta kwa�na mina? Nie do twarzy ci z ni�, ch�opcze, a twoim oczom brakuje blasku. Odrzu� wi�c ten wyraz znu�enia i goryczy i opowiedz mi, jak si� go nabawi�e�. Konrad spojrza� na pobocze, a tam w�r�d mlecz�w, obok milowego kamienia, siedzia�a czarownica. Konrad od razu pozna�, �e to czarownica. Po pierwsze, �wiadczy�y o tym rozczochrane w�osy, stercz�ce jak u stracha na wr�ble, ozdobione starannie dobranym zestawem zesch�ych li�ci i ga��zek, jakby stara kobieta by�a niegdy� m�od� dziewczyn�, kt�ra wplot�a kwiaty we w�osy, a potem zapomnia�a je wyj��. Po drugie, ubranie: liczne sp�dnice i szale, wystrz�pione i po�atane, poplamione jagodowym sokiem, i myszy harcuj�ce po kieszeniach - Konrad podejrzewa�, �e gnie�dzi�y si� nawet we w�osach, kt�re rzeczywi�cie wygl�da�y jak szczurze gniazdo. Ostatecznie jednak zdradzi�a czarownic� mowa. �adna wie�niaczka tak nie m�wi�a. Konrad dobrze o tym wiedzia�, poniewa� sam by� wie�niakiem. Wie�niaczki m�wi�y po prostu: "Dobry dzionek. Co ci to, ch�opaku?", i spluwa�y na ziemi� zamiast przecinka. Konrad pr�bowa� przypomnie� sobie babcine bajki i znale�� odpowiedni� form� zwracania si� do czarownicy. - Dopraszam si� �aski, wielmo�na pani... Wied�ma spojrza�a na niego wyczekuj�co. - Szlachetna pani... -jeszcze raz zacz�� Konrad. Wied�ma wci�� patrzy�a na niego z u�miechem. Konrad kopniakiem odrzuci� kamie� z drogi w traw� na poboczu. - S�uchaj, paniusiu, po prostu zmie� mnie w ropuch� i sko�czmy z tym, dobra? Nie mam dzisiaj nastroju. Wied�ma u�miechn�a si� jeszcze szerzej. - Oho, los ci� srogo do�wiadczy�, m�ody panie. Do�wiadczy� ci� okrutnie. Powiedz mi, dziecko, co si� wydarzy�o i dlaczego popad�e� w ten �a�osny stan. Konrad spojrza� na ni� i westchn��. - Widocznie nie s�uchasz Kr�lewskich Obwieszcze�, babciu. Jestem drwalem. To - wyj�� siekier� zza pasa i wykona� zamach - jest siekiera drwala. Tylko �e Kr�l postanowi�, �e nikomu nie wolno �cina� drzew w Kr�lewskim Lesie, je�li nie ma zezwolenia na wyr�b. A takie zezwolenie kosztuje wi�cej, ni� zarabiam przez rok. Wi�c mam do wyboru: albo przymiera� g�odem, albo kra�� drewno z Kr�lewskiego Lasu. A je�li mnie przy�api� na kradzie�y - o co nietrudno, bo kr�lewscy rz�dcy �atwo znajd� drwala, kt�ry sprzedaje drewno bez zezwolenia - wtedy mnie aresztuj� i b�d� musia� odpracowa� wyrok. Zgadnij,w jaki spos�b? �cinaj�c drzewa w Kr�lewskim Lesie. A kiedy mnie zwolni�, nie znajd� pracy, w dodatku z kryminaln� przesz�o�ci�, wi�c znowu b�d� musia� da� si� aresztowa�, �eby nie umrze� z g�odu. - Konrad splun�� na ziemi�. - Kr�l jest chytry jak lis i sprytny jak �asica. Wied�ma zarechota�a. - Jeszcze sprytniejszy. Pomys� godny samego Ksi�cia Ciemno�ci. Konrad wzruszy� ramionami. - Chyba tak. Niewa�ne. Jedyne miejsce, gdzie mog� legalnie �cina� drzewa, to ten Dziki Las. - Wskaza� las rosn�cy za ��k�. - Ale wszyscy wiedz�, �e ten las jest nawiedzony, pe�en wr�ek i goblin�w. I czarownic - doda�, spogl�daj�c znacz�co na czarownic�. Najwyra�niej s�ucha�a z przyjemno�ci�. - I wszyscy ostrzegali, �e le�ne nimfy zmieni� mnie w drzewo, je�li o�miel� si� tam r�ba�, ale wol� zosta� drzewem ni� r�ba� drewno dla Kr�la. I tyle. Wied�ma parskn�a skrzekliwym �miechem. - O rety - powiedzia�a. - Ojejej. Ju� dawno nie s�ysza�am nic r�wnie �miesznego. Ty! Drzewo! - Chichota�a, a� �zy pop�yn�y jej z oczu, myszy wyskoczy�y ze sp�dnicy, szczury z w�os�w, a co�, co Konrad wzi�� za wylinia�y czarny ko�nierz, po rozwini�ciu okaza�o si� jeszcze bardziej wylinia�ym czarnym kotem. - Drzewo! Ty! Zmieniony w drzewo! Przez le�ne nimfy! Wied�ma rycza�a ze �miechu i wali�a pi�ci� w ziemi�, i chichota�a jak wiejska dziewczyna, kt�ra po raz pierwszy zobaczy�a nagiego m�czyzn�. Konrad wymieni� spojrzenia z myszami, szczurami, kotem oraz par� ropuch, kt�re wype�z�y z but�w wied�my. Wszyscy mieli zak�opotane miny. Kot zacz�� my� jedno ucho, udaj�c, �e nie zauwa�a napadu weso�o�ci swojej pani. Konrad postanowi� na�ladowa� postaw� kota, poniewa� teraz, kiedy patrzy� na ropuchy, jako� straci� przekonanie, �e lepiej by� ropuch� ni� bezrobotnym drwalem. Wreszcie wied�ma och�on�a, otar�a �zy i zgarn�a sw�j zwierzyniec z powrotem pod sp�dnice. - A niech to, m�ody panie. Nie u�mia�am si� tak serdecznie od czas�w m�odo�ci i za to ci� wynagrodz�. - Spojrza�a na niego, szczerz�c z�by. - Nie z�apa�e� dowcipu, co? Konrad wzruszy� ramionami. - Nie. - Le�ne nimfy - wyja�ni�a czarownica - porywaj� tylko najurodziwszych m�odych m�czyzn. A ty... ten nos! Te z�by! - Zgi�a si� w nowym paroksyzmie �miechu. Konrad zwa�y� w r�ku siekier� i popatrzy� na bezbronn� czarownic� na ziemi, ale kocica spojrza�a na niego wzrokiem, kt�ry m�wi� wyra�nie: "Tylko spr�buj, cwaniaku". Konrad ponownie wzruszy� ramionami. Wied�ma coraz bardziej przypomina�a mu wiejskie dziewczyny, kt�re przy ka�dej okazji wy�miewa�y si� z jego nosa i z�b�w. - Wi�c co mi mog� zrobi� le�ne nimfy? - Och, pewnie po prostu zrzuc� ci gruby konar na g�ow� i zako�cz� spraw�. Ale roz�mieszy�e� mnie, m�ody cz�owieku, dlatego ci pomog�. - Rado�nie zatar�a r�ce. - O tak, oboje na tym skorzystamy. Drozd Hektor wiedzia�, �e b�d� k�opoty, jak tylko drwal zjawi� si� w lesie. - Drwal. Drwal. Znowu k�opot. Znowu k�opot. Ostry top�r. Ostry wzrok. Rach, ciach, k�opot, k�opot, k�opot. Wiewi�rka Prissy rzuci�a w niego �o��dziem. - Hektor ha�asuje! Za g�o�no! Z�y drozd! Z�y-z�y-z�y! - Drwal! Drwal! K�opot, k�opot, k�opot! - Hektor zagwizda� szyderczo i przekozio�kowa� do ty�u, �eby unikn�� nast�pnego �o��dzia. - Drwal! Drwal! R�bie-tnie! Nie ma drzew! Nie ma orzech�w! Nie ma wiewi�rek! Prissy znieruchomia�a z kolejnym �o��dziem w �apkach i przekrzywi�a g�ow�. - Nie ma orzech�w? - Wstrz��ni�ta, upu�ci�a �o��d�. - Nie ma orzech�w! - Umkn�a, skrzecz�c alarmuj�co: - Nie ma orzech�w! Nie ma orzech�w! Hektor, dumny z siebie, wykona� nast�pnego fiko�ka do ty�u, po czym wzbi� si� nad lasem, wy�piewuj�c swoj� pie��: - Drwal! Drwal! K�opot-k�opot-k�opot! Konrad trzyma� si� blisko czarownicy. Ptaki i zwierz�ta zachowywa�y si� niespokojnie, a jedna wiewi�rka siedzia�a na ga��zi, skrzecza�a na niego i obrzuca�a go �o��dziami. Kotka podnios�a �eb i zasycza�a. Wiewi�rka upu�ci�a orzechy i zeskoczy�a z ga��zi, trajkocz�c jak szalona. - W�a�nie, Mehitabel. Powiedz tej paskudnej wiewi�rce. - Czarownica pog�aska�a kotk� po ogonie. - Zniszczy� las? Ale� sk�d. Tylko wybrane kawa�ki. Te, kt�re nam si� narazi�y. Wied�ma zaprowadzi�a Konrada prosto do drzwi swojej chaty, przez ogr�dek; gdzie bujnie ros�y blekot, lulek czarny, tojad mordownik, szalej jadowity i krzewy wilczej jagody, obsypane dorodnymi purpurowymi owocami. Uwi�zany po�rodku czarny kozio� o paranoicznym spojrzeniu ostro�nie skuba� nieliczne ro�liny, kt�re nie zawiera�y trucizny. Nad progiem wisia�a miot�a, wskaz�wka dla tych, kt�rzy wolno kojarzyli. - Witaj w moim skromnym domostwie, m�ody drwalu. - Wied�ma otworzy�a drzwi udekorowane �wie�o namalowanym pentagramem oraz czaszk�, kt�ra widocznie nale�a�a do poprzedniego koz�a, mniej rozwa�nego w doborze diety. - Zanim jednak wejdziesz, powiedz mi swoje imi�. Konrad wiedzia�, �e nie nale�y zdradza� swojego imienia czarownicy, ale przecie� ona i tak mog�a go zmieni� w dzik� jab�o�, gdyby tylko zechcia�a. A maj�c za plecami wyg�odzonego koz�a, Konrad wola� nie zmienia� si� w jab�onk�. - Konrad, ee, wielmo�na pani. Wied�ma zarechota�a i wprowadzi�a go do �rodka. - M�w mi pani Margot. Imi� dobre jak ka�de inne. - Tak, pani Margot. W chacie zalega� ponury p�mrok. Sufit by� bardzo niski, wi�c Konrad musia� si� zgarbi� prawie tak mocno jak czarownica, �eby nie zawadza� g�ow� o wi�zki zbutwia�ych zi� oraz liczne paj�ki najrozmaitszych odmian. Izb� wype�nia�y sto�y i miski, mo�dzierze i t�uczki, p�ki z marynatami o do�� podejrzanym wygl�dzie, a z boku sta� pulpit rze�biony w koty, szczury, nietoperze i inne futrzaste stworzonka ,ulubione przez Si�y Ciemno�ci. Po�rodku, na honorowym miejscu spoczywa�y ksi�gi zakazanych kunszt�w czarownicy. Przynajmniej tak zak�ada� Konrad. Jako niepi�mienny, nie potrafi� odczyta� tytu��w , lecz ich u�o�enie oraz dumny gest, jakim je wskaza�a czarownica, kaza�y mu wywnioskowa�, �e nie s� to rycerskie romanse. Nast�pnie wied�ma wskaza�a mu sto�ek przy palenisku. Konrad usiad� bez �adnych pyta�. Nad ogniem bulgota� nieunikniony kocio�ek, wype�niony g�st� br�zow� mazi�. Pani Margot krz�ta�a si� po chacie, pod�piewuj�c weso�o: - "Dzi� gotuj�, jutro warz�, potem kr�lewskie dzieci� usma��..." Nie, to nie tak. "Czy on �yje, czy nie �yje, utn� mu szyj�..." Nie, te� nie to. Och, sama nie wiem, po co sobie zawracam g�ow� tymi g�upimi krasnoludzkimi piosenkami. Nadaj� si� tylko do tego, �eby zaj�� czym� g�b� pomi�dzy �ykami piwa. - Wr�ci�a z dwoma kubkami i postawi�a je przy ogniu, �eby si� podgrza�y. - Krasnoludzkie piwo. Najlepszy gatunek. Zarechota�a zadowolona, potem wzi�a d�ug� �y�k�, zamiesza�a brej� w kotle i na�o�y�a spor� porcj� do drewnianej miski. - Masz, m�ody drwalu. Najedz si� do syta, zanim zaczniemy gada� o interesach. Konrad wyj�� w�asn� rogow� �y�k� i spr�bowa� gulaszu. Breja smakowa�a lepiej, ni� si� spodziewa�, ale niewiele lepiej; p�ywa�y w niej bezkszta�tne och�apy mi�sa, pewnie pochodz�ce z tamtego niewybrednego koz�a. Lecz piwo by�o znacznie lepsze i m�odzieniec zrozumia�, dlaczego krasnoludy myli�y teksty piosenek. Wied�ma usiad�a na sto�ku naprzeciwko, a Mehitabel zeskoczy�a na pod�og� i roz�o�y�a si� przy ogniu. - Powiedz mi teraz, co wiesz o le�nych nimfach, m�ody drwalu. Wied�ma wyci�gn�a sk�rk� od chleba i po�ama�a j� dla myszy i szczur�w, kt�re zacz�y skuba� pocz�stunek. Zerkn�a wyczekuj�co na drwala. - Le�ne nimfy. - Konrad zastanowi� si� nad odpowiedzi�. - One, ee, mieszkaj� w drzewach. S� bardzo pi�kne. Czasami zmieniaj� ludzi w drzewa... ale tylko przystojnych m�czyzn. I czasami spe�niaj� �yczenia... tylko �e nikomu to nie wychodzi na dobre. - Aha! - zawo�a�a wied�ma i tupn�a z satysfakcj�, a� sp�oszy�y si� ropuchy w butach. - W tym s�k! To jest w�a�nie ca�y k�opot z le�nymi nimfami. Owszem, w�adaj� magi�, ale to naturalna magia, w dodatku przekl�ta, przynajmniej je�li nimfy �le komu� �ycz�. Od le�nych nimf nie mo�na ��da� zamk�w, pa�ac�w czy kr�lewskiej korony. Tylko zwyk�ych, prostych, naturalnych rzeczy albo naturalnych czar�w. Ale i tak lepiej zrezygnowa�, poniewa� ludzie, kt�rzy zmuszaj� le�ne nimfy do spe�niania �ycze�, ko�cz� z kie�bas� przyro�ni�t� do nosa. Czy z nosem przyro�ni�tym do kie�basy? Niewa�ne, s�ysza�am obie wersje i s�ysza�am. te� gorsze rzeczy. O tak, znacznie gorsze. Wied�ma znowu zarechota�a i zatar�a r�ce. - No, mog� ci opowiedzie� takie historie... ale mniejsza z tym. Pos�uchaj mnie, m�ody Konradzie, i dobrze zapami�taj moje s�owa. Tylko tacy skorzystaj� na uk�adach z le�nymi nimfami, kt�rzy zdob�d� ich mi�o��, ale zwykle ko�cz� jako drzewa, wi�c to ryzykowny interes. Je�li jeste� przystojny, nimfa zmieni ci� w drzewo, �eby zatrzyma� ci� przy sobie. Lecz je�li szpetny m�czyzna zdob�dzie sympati� le�nej nimfy,to wtedy... . Pani Margot zatar�a r�ce i zachichota�a. - Jeste� kupcem, prawda, m�ody Konradzie? Drwal zajmuje si� nie tylko r�baniem drzew. Musi jeszcze sprzedawa� i w�a�nie ze sprzeda�y ma zyski. A klienci s� zadowoleni, je�li sprzedajesz im to, czego pragn�. - Pani Margot nachyli�a si� do Konrada, a myszy, szczury, ropuchy i kocica te� przysun�y si� bli�ej, �eby pos�ucha�. - Teraz zdradz� ci m�j plan... Lidia Lipa by�a absolutnie przera�ona. Drwal w�drowa� po ca�ym lesie, wy�piewywa� z�owrogie drwalskie piosenki, a teraz usiad� pod jej drzewem ju� po raz trzeci dzisiejszego dnia. I ostrzy� siekier�. Lidia by�a star� lip�, ale niedu�� i nie mia�a ci�kich konar�w, �eby mu zrzuci� na g�ow�. Zreszt� na sam� my�l o stracie ga��zi... Zadr�a�a jak osika. Straci� ga��� i �eby robactwo wpe�za�o pod kor�... Och, straszne, straszne! Ale pozwoli� si� �ci��... Przystroi�a w�osy jak naj�adniej wiosennymi kwiatami i starannie wyg�adzi�a sukienk� z kory, po czym wy�lizn�a si� z drzewa i podesz�a do drwala, kt�ry polerowa� swoj� okropn� siekier�. By� m�ody, ale brzydki i paskudny jak le�ny krasnal, a przy tym krzepki. Nimfa za�ama�a r�ce tak, jak j� uczono, i postara�a si� przybra� najbardziej �a�osny, b�agalny wyraz twarzy. - O, prosz�, dobry drwalu - zacz�a. - Prosz�, nie �cinaj mojego drzewa! Je�li obiecasz, �e nie zr�biesz mojego drzewa, spe�ni� twoje trzy �yczenia! Drwal podni�s� wzrok znad swojej straszliwej siekiery i u�miechn�� si�. - Witaj, mi�a le�na nimfo. Wi�c to twoje drzewo? Si�gn�� za siebie i poklepa� pie� ukochanej lipy, a Lidia poczu�a jego d�o� na nodze. - Tak, dobry drwalu! Prosz�, nie �cinaj mojego drzewa, bo zgin�! Spe�ni� twoje trzy �yczenia, je�li obiecasz, �e mnie nie skrzywdzisz! Drwal znowu si� u�miechn�� i pog�aska� korze�, stanowi�cy odpowiednik jej stopy. - Nie l�kaj si�, mi�a le�na nimfo. Nie zamierza�em �cina� tego drzewa. Zachowaj swoje �ycie i �yczenia. Zaiste, twoje drzewo jest o wiele za m�ode i zbyt pi�kne, �eby je �ci�� , zbrodni� by�oby obrabowa� las z takiego pi�kna. Znowu poklepa� korze� i Lidia poczu�a pieszczot� jego d�oni na stopie. - Usiad�em tutaj tylko dlatego, �e uwa�am twoje m�ode drzewko za najpi�kniejsze w ca�ym lesie, i chcia�em posiedzie� w przyjemnym miejscu, zanim zdecyduj�, kt�re ze sta rych i brzydkich drzew mam �ci�� na opa�. Lidia milcza�a przez chwil�. - Nie chcesz �ci�� mojego drzewa, dobry drwalu? - Ale� sk�d, pi�kna nimfo. Na wszystkie rzeczy jest pora, dlatego zbrodni� by�oby skr�ci� �ycie tak m�odej i pi�knej istoty. - Przesun�� ose�k� po ostrzu siekiery i spojrza� na s�siednie drzewa. - Tak trudno jest wybra� kt�re� z tych starych i brzydkich drzew. Zdecydowa�, bez kt�rego las b�dzie pi�kniejszy. Traktuj� powa�nie swoje obowi�zki jako drwal i �cinam tylko te drzewa, kt�re straci�y u�yteczno��. - Spojrza� na Lidi� i u�miechn�� si�, pokazuj�c wystaj�ce z�by. - Pewnie nie znasz drzewa, kt�re odpowiada tym warunkom? Lidia przytkn�a palec do ust, zdumiona w�asnym szcz�ciem, po czym wskaza�a prosto przed siebie, tam, gdzie mieszka�a Berta Buk. - Tamto. W�a�nie to. Ta dziwka przez ca�e �ycie zas�ania mi s�o�ce, a jej korzenie zabieraj� wi�kszo�� wody! Drwal polerowa� siekier�, spogl�daj�c na buk. - Jeste� pewna? Jak m�wi�em, traktuj� powa�nie swoje obowi�zki i nie chcia�bym �ci�� drzewa, je�li absolutnie nie zas�uguje na �ci�cie. - Och, ona jak najbardziej zas�uguje - odpar�a Lidia. - Ta dziwka uwa�a si� za Kr�low� Lasu, chocia� jest zwyk�ym piratem s�onecznym, wyl�garni� robactwa i karmnikiem dla dzi�cio��w. Las b�dzie znacznie lepszy bez niej. Drwal ostrzy� siekier�, spogl�daj�c na dziwk� Bert� Buk. - Na pewno? To rzeczywi�cie stare drzewo, ale nie wiem, czy powinienem je �ci��... Lidia pomy�la�a, o ile �atwiejsze by�oby jej �ycie bez Berty, kt�ra zas�ania jej s�o�ce i zabiera ca�� wod�. - Spe�ni� twoje trzy �yczenia... - Trzy �yczenia? - upewni� si� drwal. - No, skoro tak ci zale�y, chyba musz� j� �ci��... Czarownica Margot strzeli�a obcasami i zata�czy�a z kotem w ramionach. - Och, dzisiaj knuj�, jutro planuj�, pojutrze plany realizuj�! Wy�l� z siekier� krzepkiego ch�opa i le�ne nimfy p�jd� na opa�! - Miau! - pisn�a Mehitabel. - Miau! - W�a�nie, Mehitabel. Za�atwimy te paskudne le�ne nimfy, kt�re nam wchodzi�y w drog�, i sporo na tym zarobimy! Myszy i szczury gra�y na flecie, a ropuchy brzd�ka�y na mandolinie. W swoim czasie wied�ma musia�a si� porz�dnie nam�czy�, zanim je wytresowa�a, ale warto by�o - ze wzgl�du na takie chwile. - Och, dzi� ta�czymy, jutro pijemy... tak si� spijemy, �e a� padniemy! Spe�ni� si� nasze wszystkie �yczenia... - wied�ma urwa�a, bo zabrak�o jej rymu. - Miau! Miau! - podpowiedzia�a Mehitabel, ta�cz�c mazurka. - Tak! - zawo�a�a wied�ma. - Ryba, �mietanka, mn�stwo jedzenia! Dostaniemy wszystko, czego dusza zapragnie, Mehitabel! Margot podkasa�a sp�dnice i jeszcze raz przeta�czy�a przez kuchni�. B�ogos�awiony dzie�, kiedy kupi�a te ksi��ki od w�drownego handlarza czar�w! Kto by pomy�la�, �e zawieraj� tyle cennej wiedzy i tak przyst�pnie t�umacz� sprawy tego �wiata ! - Wspaniale! - wykrzykn�a, tanecznym krokiem podbieg�a do pulpitu i z szacunkiem pog�aska�a "Deutsche Volksmarchen" oraz "Dzie�a zebrane" Hansa Christiana Andersena. - Cudowne, cudowne, cudowne ksi��ki! I ty, m�j najdro�szy skarbie! - Chwyci�a "Indeks ludowych ba�ni" i uca�owa�a go czule. - Och, chcia�abym mie� wszystkie ksi��ki z twojej bibliografii! Zamilk�a wyczekuj�co, ale �adna biblioteka nie spad�a z nieba. Margot za�mia�a si� i wzruszy�a ramionami. - No nic, Mehitabel. Wkr�tce je dostaniemy. Och, dzisiaj ta�czymy, jutro balujemy, piwa wypijemy... - Miau! - wtr�ci�a Mehitabel. - ...i rybki podjemy! - przet�umaczy�a Margot i kiwn�a g�ow� na zgod�. - B�ogos�awiony niech b�dzie ten handlarz i dzie�, kiedy sprzeda� mi te ksi��ki! Zachichota�a skrzekliwie i znowu zata�czy�a, unosz�c wysoko sw�j ukochany "Indeks ludowych ba�ni". W radosnym uniesieniu nie zauwa�y�a drozda i wiewi�rki, kt�re zagl�da�y przez rozdart� strzech�. Konrad wsta�, poleruj�c siekier�. Trzy �yczenia z g�ry...U�miechn�� si� wspominaj�c, co mu poradzi�a czarownica. - Po pierwsze, �ycz� sobie d�ugiego i zdrowego �ycia. - Zrobione - powiedzia�a le�na nimfa, oparta o swoj� lip� niczym ulicznica pod latarni�. Konrad nagle poczu� si� bardzo, bardzo zdrowy, a z kciuka odpad�a mu brodawka. Jako drugie �yczenie m�g� za��da�, czego chcia�, opr�cz urody, uprzedzi�a go czarownica. - Po drugie, chc� by� silny. Niezwykle silny. Silniejszy nawet od Ernhardta Kowala. Konrad poczu�, jak nabrzmiewaj� mu wszystkie mi�nie, a sznur�wki kaftana napinaj� si� i p�kaj�. Spojrza� w d� na swoj� pot�n� pier� i ramiona, z niejakim trudem, poniewa� ubranie nagle zrobi�o si� za ciasne, a szyja gdzie� znik�a, czy raczej przesta�a si� r�ni� grubo�ci� od g�owy. Ale rzeczywi�cie poczu� si� silny. - Zrobione - o�wiadczy�a le�na nimfa. - Jakie jest twoje trzecie �yczenie, dobry drwalu? Konrad sko�czy� podziwia� siebie i odkrywszy taki spos�b chodzenia, �eby nie ociera� ud, spojrza� na le�n� nimf�. - A tak. Chc�, �eby stara dama, kt�ra udzieli�a mi takiej dobrej rady, otrzyma�a trzecie �yczenie. Niech je zu�yje wed�ug w�asnej woli. - Ostatecznie, pomy�la�, taka by�a umowa, a z babcinych opowie�ci zapami�ta� dobrze, �e nie op�aca si� oszukiwa� czarownic. Chyba �e chcia�e� zmieni� si� w ropuch�, a Konrad wcale nie mia� ochoty sp�dzi� reszty �ycia jako ropucha - nawet zdrowa, d�ugowieczna, wyj�tkowo silna ropucha. - Zrobione - powiedzia�a le�na nimfa. - A teraz zr�biesz drzewo Berty? Naprawd� potrzebuj� wi�cej s�o�ca. Konrad uchy]i� kapelusza, przyzwyczajaj�c si� do nowych, wystaj�cych musku��w. - Oczywi�cie, mi�a le�na nimfo. Zawsze dotrzymuj� s�owa, no i zgodzili�my si�, �e buk idzie pod top�r. Podszed� do wysokiego buka i podni�s� wzrok. Ga��� spad�a na ziemi� u-st�p. drwala. Konrad u�miechn�� si�. Lipa dotrzyma�a s�owa, ga��zie go omija�y: No, pora wype�ni� swoj� cz�� umowy. Obejrza� pie� buka i wybra� odpowiednie miejsce do naci�cia. Obok niego wyl�dowa�a nast�pna ga���. Lipa mia�a racj�. Ten buk to dziwka. Konrad poplu� w d�onie i wzni�s� siekier�, lecz zaniin uderzy�, nimfa Berta wysz�a z pnia buka. Wysoka i postawna, wygl�da�a jak staro�ytna kr�lowa, z koron� na g�owie, okryta p�aszczem z wiewi�rczych sk�rek. - Drwalu - zaintonowa�a - oszcz�d� moje drzewo, a ja w podzi�ce spe�ni� twoje trzy �yczenia. Konrad u�miechn�� si�. Pani Margot znowu mia�a racj�. Le�ne nimfy same si� zdradza�y. - Przepraszam - powiedzia� - ale raczej zr�bi� drzewo. - Jakie jest... - zacz�a Berta i dopiero wtedy dotar�a do niej odpowied� Konrada. - Co? Czy mnie uszy nie myl�? Czy�by� odrzuci� moje trzy �yczenia? - W�a�nie - przytakn�� Konrad. - Z tego buka wyjdzie sporo pi�knych desek. - Poklepa� pie�, a nimfa drgn�a zszokowana i chwyci�a si� za po�ladek. - W ka�dym razie krasnal mi powiedzia�, �e je�li zetn� to drzewo, znajd� w �rodku z�ot� g�. - Co? Krasnolud k�amie! Nie mam w �rodku �adnej g�si. - No, z�otko, zaraz si� przekonamy. Co� mi si� zdaje, �e kr�cisz. - Ale... trzy �yczenia! Spe�ni� twoje trzy �yczenia! Konrad wzruszy� masywnymi ramionami. - E tam, dosta�em ju� trzy �yczenia. Chyba wol� g�. Zamachn�� si� siekier�, a le�na nimfa chwyci�a si� za ty�ek i wrzasn�a. Konrad uderza� siekier� raz za razem, zadowolony z nowych mi�ni, dzi�ki kt�rym robota szybko si� posuwa�a. Wkr�tce wrzeszcz�ca le�na nimfa znik�a i pie� zaskrzypia�. - Drzewo pada! - krzykn�� Konrad. Buk przechyli� si� powoli i run�� z trzaskiem, mia�d��c pewn� niewielk� lip� Konrad oczy�ci� siekier�. Dok�adnie tak, jak m�wi�a pani Margot. Trzy �yczenia spe�nione i nie zosta�o �adnych �wiadk�w. Berta Buk r�wnie� m�wi�a prawd�. W jej drzewie nie by�o �adnej z�otej g�si. Natomiast na pie�ku le�a�o stare krzesiwo, a kiedy Konrad zajrza� przez dziur� do jaskini pod pniakiem, zobaczy� trzy psy, o kt�rych r�wnie� wspomina�a pani Margot: jeden z oczami jak fili�anki, drugi z oczami jak m�y�skie ko�a i trzeci z oczami jak Okr�g�a Wie�a w Kopenhadze, gdziekolwiek to jest. Konrad podni�s� krzesiwo i spojrza� z g�ry na trzy psy: - Hej tam, pieski! Pami�tajcie, �e teraz ja mam krzesiwo, wi�c nie m�wcie nikomu, co si� sta�o! Psy zamruga�y, wywiesi�y j�zory i pomacha�y ogonami. Konrad pr�bowa� wsun�� krzesiwo pod pach�, ale przeszkadza�y mu rozro�ni�te mi�nie, kt�rych przedtem tam nie mia�. No dobrze, z czasem przywyknie do nowych rozmiar�w. Ruszy� w drog� powrotn� do pani Margot, szeroko rozstawiaj�c nogi, ale mimo tego �rodka ostro�no�ci wci�� obciera� sobie uda. Drozd Hektor i wiewi�rka Prissy naradzali si� pospiesznie w ga��ziach na czubku d�bu. - Drzewa nie s�uchaj�! - trajkota�a Prissy. - Tylko ptak! Tylko wiewi�rka! Drzewa nie s�uchaj�! G�upie drzewa! G�upie-g�upie-g�upie! Hektor kiwn�� g�ow�. - Drwal k�opot! Wied�ma k�opot! Dwa k�opoty! Dwa k�opoty! - Kto s�ucha, Hektor? - zapyta�a Prissy. - Kto widzi? Tylko wiewi�rka! Tylko ptak! Hektor namy�la� si� przez chwil�. - Kr�l Jele�? Prissy machn�a ogonem. - Co on widzi? Mia�a racj�. - Wielki Dzik? - Dzik stary! - zawo�a�a Prissy. - Dzik g�upi! Dzik je zgni�e trufle! Hektor przekrzywi� g�ow�. ` - Gobliny? . Prissy ponownie machn�a ogonem, nawet bez komentarza. Hektor my�la� jeszcze przez chwil�. - Ju� wiem! - krzykn��. - Znajd� Kr�la Krasnali! Prissy z namys�em przechyli�a g�ow�. - Czemu Kr�l pomo�e? - Zysk! Zysk! Z�oto-z�oto-z�oto! Kr�l Krasnali, trzy k�opoty, z�oto-z�oto-z�oto! - Kr�l Krasnali. Trzy k�opoty. - Prissy nastroszy�a ogon. - Hektor sprytny. Hektor zrobi� kozio�ka w ty�. - Z�oto-z�oto-z�oto. Konrad siedzia� obok pani Margot, podliczaj�c tygodniowy zarobek. - Zobaczmy, razem dwadzie�cia siedem �ycze�, dziewi�� dla ciebie, osiemna�cie dla mnie i jeszcze dostajesz krzesiwo, z�ot� g� i to, cokolwiek to jest. - Rzuci� na st� ma�� kostk�, kt�r� znalaz� w jesionowym pniu. Nie wygl�da�a imponuj�co, ale by�a zamkni�ta w srebrnej szkatu�ce, wi�c widocznie posiada�a jak�� warto��. Pani Margot podnios�a kostk� i wybuchn�a �miechem, kt�ry brzmia� znacznie bardziej melodyjnie, odk�d za�yczy�a sobie drugiej m�odo�ci i znowu by�a dzieweczk� z kwiatami we w�osach, jak� odgad� w niej Konrad. - Ach, to - powiedzia�a m�oda czarownica. - To ko�� z pa�ca czarodzieja. Czasami jaki� stary dure� ukrywa w ko�ci swoje �ycie, a potem ka�e jej komu� pilnowa�. Zwykle smokowi czy le�nej nimfie. Je�li prze�amiemy ko��, czarodziej umrze. Konrad wzruszy� masywnymi ramionami, do kt�rych zd��y� si� ju� przyzwyczai�. - Wi�c co z ni� zrobimy? Margot przyjrza�a si� ko�ci. - Och, pewnie mogliby�my odsprzeda� j� czarodziejowi, do kt�rego nale�a�a, ale wi�cej z tego k�opot�w ni� po�ytku. Wiem, co zrobimy. - Gwizdn�a. - Chod� tu, Fili�anko! Tutaj, piesku! Mam co� dla ciebie! Pies z oczami jak fili�anki podbieg� do niej i usiad�, merdaj�c ogonem. - Wuf! Margot za�mia�a si� i rzuci�a mu ko��, kt�r� chwyci� i rado�nie zmia�d�y� szcz�kami. Gdzie� tam, pomy�la� Konrad, anonimowy czarodziej zmar� na atak serca. Z�ota g� zag�ga�a i Margot podsun�a jej herbatnik rozmoczony w miseczce wody. G� dzioba�a weso�o, chocia� wygl�da�a troch� dziwnie z kapturkiem na imbryczek mocno przywi�zanym pod ogonem. - Z�ote g�si maj� lepkie pi�ra - zauwa�y�a Margot. - Je�li si� z�apiesz na ich czar, mo�e ci� uwolni� tylko roze�miana ksi�niczka, a teraz nie mamy czasu, �eby takiej szuka�. Konrad wr�ci� do liczenia monet z trzech skrzy�, kt�re przynios�y psy. Miedziaki nie by�y du�o warte, ale srebro i z�oto stanowi�o poka�ny maj�tek. Rozleg�o si� pukanie do drzwi. Margot przewr�ci�a oczami. - Je�li to jakie� zab��kane dzieci, przep�d� je. Powiedz, �e si� przeprowadzi�am. Z dzie�mi s� same k�opoty. Konrad kiwn�� g�ow� i podszed� do drzwi przestronnej teraz i zadbanej chaty. Okropne marnotrawstwo �yczenia, jego zdaniem, ale Margot mia�a prawo robi�, co chcia�a, ze swoimi �yczeniami. Otworzy� drzwi i ujrza� posta� wzrostu dziecka, chocia� d�uga bia�a broda i z�ota korona z pewno�ci� nie nale�a�y do dziecka. To by� krasnolud, w dodatku kr�l krasnolud�w, je�li Konrad odgad� prawid�owo. Na jego lewym ramieniu siedzia�a wiewi�rka, a na prawym - drozd. - Kto tam? - zapyta�a Margot od sto�u. - Hm, to chyba kr�l krasnali - odpar� Konrad po namy�le. - Rubezahl? - zawo�a�a Margot. - Och, zapro� go do �rodka. Pomo�e nam liczy� z�oto. Oczy Kr�la zab�ys�y na to s�owo. Krasnolud wymin�� drwala i wszed� do chaty. - Hmm, zastanawia�em si�, kiedy poruszysz ten temat. - Rozejrza� si� po chacie, kiedy Konrad zamyka� drzwi, poczym spojrza� prosto na g� i skrzynie z�ota. - No, no, c� za pi�kna zdobycz. Jak rozumiem, zarabiasz na �yczeniach le �nych nimf. Do tej pory nie wiedzia�em, �e potrafi� robi� z�oto. Margot u�miechn�a si�. - Poszcz�ci�o nam si� pod innym wzgl�dem. Trzy psy warkn�y na Kr�la Krasnali. Margot skarci�a je surowym wzrokiem. - Wie�a! Kamie� M�y�ski! Fili�anka! Cicho! To jest Rubezahl... Rubezahl obejrza� sobie trzy psy, po czym spojrza� na st�. - Znalaz�a� krzesiwo? No, no, naprawd� szcz�cie ci dopisa�o w tym tygodniu. Jednak�e - ci�gn��, siadaj�c na starym sto�ku - moi wsp�lnicy - wskaza� wiewi�rk� i drozda - donie�li mi o twoich szwindlach. Bardzo sprytnie. Bardzo chytrze. Musz� pochwali� was oboje. Konrad zastanowi� si� nad �yczeniem, �eby krasnolud, wiewi�rka i drozd na miejscu padli trupem, ale spostrzeg� wyraz twarzy Margot i doszed� do wniosku, �e to nie najlepszy pomys�. Kr�l Krasnali u�miechn�� si�, pokazuj�c mn�stwo z�otych z�b�w. - Teraz mam tuzin krasnolud�w z siekierami, gotowych, ch�tnych i zdolnych do tego samego szwindla. Lecz le�ne nimfy kiedy� si� zorientuj� i w�wczas nast�pi szybkie za�amanie rynku. - Rubezahl z�o�y� d�onie w wie�yczki, klejnoty zab�ys�y na ka�dym palcu. - Na d�u�sz� met� bardziej korzystne b�dzie kontynuowanie operacji solo. - Zatar� r�ce, a� szcz�kn�y pier�cienie. - Mog� zapyta�, jakie stosujecie zasady podzia�u? Konrad wymieni� spojrzenia z Margot, kt�ra kiwn�a g�ow�. - Umm, dostaj� dwa z ka�dych trzech �ycze�, ale Margot zabiera dla siebie nadwy�ki. Krzesiwo, g� i palec czarodzieja. Rubezahl uni�s� brwi. - Palec czarodzieja? Margot u�miechn�a si� blado. - Nakarmi�am nim Fili�ank�. - Bardzo rozs�dnie - przyzna� Kr�l Krasnolud�w. - Nie chcemy, �eby jaki� czarodziej wtr�ca� swoje trzy grosze. Czarodzieje sprawiaj� same k�opoty, przynajmniej ci nie umieraj�cy. Gorsi nawet od dzieci. - Racja - przytakn�a Margot. - A wi�c - podj�� Kr�l Krasnolud�w - proponuj� podzia� �ycze� na trzy oraz r�wny udzia� w nadwy�kach. Proponuj� r�wnie� moje fachowe us�ugi jako rzeczoznawcy, a tak�e wsp�prac� moich krasnolud�w, kt�rzy zapewni� tajno�� ca�ej operacji oraz ochron� przed nast�pnymi ch�tnymi do podzia�u i niepo��dan� konkurencj�. Moi wsp�lnicy - wskaza� drozda i wiewi�rk� - r�wnie� pragn� uzyska� pewne korzy�ci w zamian za obiecan� dyskrecj�. Naradza� si� przez chwil� z drozdem i wiewi�rk�, kt�re trajkota�y i �wista�y, kiwaj�c �ebkami w g�r� i w d�. - Tak - powiedzia� wreszcie. - Tak, naturalnie. Wskaza� na drozda. - Obecny tu Hektor chcia�by m�wi� j�zykami wszystkich zwierz�t i ludzi. Czy to mo�liwe? Margot skrzesa�a trzy iskry z krzesiwa. - Wie�a! Przynie� mi smocze serce! Na pewno jest gdzie� w okolicy smok, kt�ry nie potrzebuje serca, a jak je przyniesiesz, dostaniesz co� smacznego! - WUF! - zagrzmia� Wie�a, mrugn�� ogromnymi oczami i wybieg� przez sal� balow�. Po namy�le Konrad doszed� do wniosku, �e rozbudowa chaty nie by�a takim g�upim posuni�ciem. Ostatecznie musieli gdzie� trzyma� psy. Margot odwr�ci�a si� z powrotem do Rubezahla. - I ...? Kr�l Krasnolud�w pog�aska� wiewi�rk� po ogonie, pogada� z ni� przez chwil� i z u�miechem podni�s� wzrok. - Tak. Obecna tutaj Prissy pragnie sobie zapewni� niewyczerpany zapas orzech�w i ochron� dla Wielkiego D�bu w �rodku Dzikiego Lasu. Margot wzruszy�a ramionami. - Z d�bem nie ma problemu. Wszyscy wiedz�, �e w pniu jest uwi�ziony czarodziej, a jak powiedzia�e�, czarodzieje s� nawet gorsi od dzieci. Ta le�na nimfa mo�e zatrzyma� swoje drzewo. Ale co do orzech�w... Spojrza�a pytaj�co na Konrada, kt�ry wzruszy� ramionami. - Sam nie wiem. Nigdy nie s�ysza�em o niewyczerpanym zapasie orzech�w. Mo�e kr�lewski spichlerz... - Mo�liwe - zgodzi�a si� Margot. - Zawsze mo�emy wykorzysta� �yczenie. Mamy ich dosy�. Chocia� to straszne marnotrawstwo... Wiewi�rka zaskrzecza�a, najwyra�niej by�a innego zdania. Rubezahl kr�lewskim gestem odsun�� na bok wszelkie obiekcje i pokaza� z�ote z�by. - Na twoim miejscu nie spieszy�bym si� z wykorzystaniem �ycze�. Zdajesz sobie spraw�, �e �yczenia le�nych nimf s� przekl�te? - Oczywi�cie - u�miechn�a si� m�oda czarownica Margot - ale tylko wtedy, kiedy nimfa �le nam �yczy. Zachowali�my najwy�sz� ostro�no��. Konrad zawsze najpierw ob�askawia� te trocinowe m�d�ki, a potem zwala� na nie inne drzewo, zanim si� po�apa�y. �adnych k�opot�w Kr�l Krasnolud�w z�o�y� d�onie w wie�yczk�. - Na razie... je�li wiemy. Co mi przypomina o pewnych nieprzyjemnych aspektach interesu, kt�re obecnie dotycz� r�wnie� mnie, jako waszego nowego wsp�lnika. - Zrobi� przerw� i popatrzy� na par� szalbierzy. - Zdajecie sobie spraw�, �e je�li chcecie zabi� wierzb�, musicie j� wypali� z korzeniami? Konrad i Margot wymienili spojrzenia. Margot unios�a brwi. - Wierzba? Porwa�e� si� na wierzb�? Konrad wzruszy� ramionami, a� krzes�o pod nim skrzypn�o. - Wiera Wierzba. Prawdziwa dziwka. Chcia�a mi zap�aci� tylko po jednym �yczeniu za sztuk�, ale i tak wzi��em swoje, a potem zwali�em na ni� wszystkie trzy d�by. S�ysza�em o w�druj�cych wierzbach, ale wykluczone, �eby stamt�d wyw�drowa�a. Kr�l skrzywi� si� paskudnie. - No, mo�e nie wyw�drowa�a, ale Hektor zauwa�y� bardzo rozgniewany pniak, pe�zn�cy przez las. Kt�ry, mam przyjemno�� zawiadomi�, obecnie zmieni� si� w w�giel drzewny. - Kr�l obr�ci� na palcu pier�cie� z rubinem. - To jednak oznacza, �e Wiera Wierzba mia�a mn�stwo czasu, �eby przekl�� swoje �yczenia, chyba �e zu�yli�cie je natychmiast. Rubezahl u�miechn�� si�. - Ufam, �e przynajm�iej prowadzicie bie��cy rejestr i pami�tacie, kt�re �yczenie jest kt�re? Konrad poczu�, �e ziemia umyka mu spod n�g. Spojrza� na Margot. - Czy ty...? Czarownica roz�o�y�a r�ce. - Czego si� spodziewa�e�? Jestem czarownic�, nie ksi�gow�. - Ehem - odchrz�kn�� Rubezahl. - S�dz�, �e zaoferowa�em swoje us�ugi w sam� por�. B�dziemy musieli sporz�dzi� bardzo dok�adne rozliczenie, �eby wykry�, kt�re w kolejno�ci �yczenia s� przekl�te... zak�adaj�c oczywi�cie, �e tylko jedne �yczenia s� przekl�te... a nast�pnie znale�� jaki� spos�b, �eby je rozbroi� i dosta� si� do dobrych �ycze�. - Sk�d wiadomo, �e �yczenia spe�niaj� si� po kolei? - zapyta� Konrad. - Poniewa�... - zacz�� Rubezahl, potem spojrza� na Margot. - Czy �yczenia spe�niaj� si� po kolei? - U chochlik�w. Je�li chodzi o le�ne nimfy, przypuszczam... - Wied�ma wsta�a z zaaferowan� min�. - Musz� sprawdzi� w "Indeksie ba�ni". - Kupiony od handlarza czar�w? - u�miechn�� si� Rubezahl. - Oczywi�cie. - Czarownica westchn�a. - Lepiej nastawi� czajnik. Zapowiada si� d�uga noc. - Dla mnie bez mleka - zapowiedzia� Rubezahl i przysun�� sw�j sto�ek bli�ej do sto�u. Wiewi�rka i drozd zeskoczy�y z jego ramion i zaj�y miejsce na kraw�dzi p�ki z ksi��kami. Kr�l wydoby� wielki rejestr, jego korona znik�a, zast�piona przez zielony daszek i okulary. Zatemperowa� wronie pi�ro i umoczy� je w ka�amarzu, kt�ry pojawi� si� znik�d. - A wi�c, ch�opcze, kto by� waszym ostatnim klientem i jakie �yczenie ostatnio zu�yli�cie? Konrad opar� si� na stole, kt�ry zatrzeszcza� pod ci�arem. - No, ostatnia by�a Olga Olcha, dzisiaj rano. - Godzina? Konrad spr�bowa� podrapa� si� po g�owie, ale nadal przeszkadza�y mu zwa�y mi�ni. - Godzin� po wschodzie s�o�ca. Rubezahl zapisa� to w rejestrze. Z�ota g� zag�ga�a i wyci�gn�a szyj� w stron� fili�anki herbaty, kt�r� Margot postawi�a przed Kr�lem. - Nie, Gugu. Masz, zjedz herbatnika. Margot pokruszy�a ciasteczko do g�siej miski, a okruchami pocz�stowa�a wiewi�rk�, drozda, myszy i szczury. Rubezahl podni�s� fili�ank�. - Dzi�kuj�, Margot - powiedzia� z u�miechem. Po chwili w d�oni Konrada pojawi� si� z�oty kufel, uwie�czony apetyczn� czap� piany. Kr�l stukn�� si� z drwalem. - Za d�ug� i owocn� wsp�prac� w interesach, ch�opcze. - Konradzie - powiedzia� Konrad. - Konradzie. Doskonale, od��my na bok formalno�ci. M�w mi Rube. Za d�ug� i owocn� wsp�prac� w interesach... i za lepsz� ksi�gowo��. - Uch, no pewnie, Rube. - Konrad poci�gn�� �yk i u�miechn�� si� b�ogo. Dobre, mocne krasnoludzkie piwo, chyba z prywatnych zapas�w Kr�la. - Za powodzenie w interesach i lepsz� ksi�gowo��. - Poci�gn�� kolejny �yk. G� podnios�a wzrok znad miski i zag�ga�a kilka razy. Rubezahl od�o�y� pi�ro. - Doprawdy? G� znowu zag�ga�a. Konrad odstawi� piwo. - Czy g� tak�e chce przyst�pi� do sp�ki? - W pewnym sensie. - Rubezahl pochyli� g�ow�. - G� uwa�a, �e powinni�my da� sobie spok�j z le�nymi nimfami i poszuka� roze�mianej ksi�niczki. Margot przekartkowa�a ksi��k�. - Wed�ug "Indeksu ba�ni", je�li p�jdziemy za rad� g�si, mo�emy zdoby� ca�e kr�lestwo...,kt�rego nam nie dadz� �yczenia le�nych nimf. - Wygl�da na niez�y plan. Pies z oczami wielkimi jak Okr�gia Wie�a w Kopenhadze (chocia� Konrad nadal nie wiedzia�, gdzie to jest) wskoczy� do pokoju i upu�ci� na pod�og� wielki po�e� paruj�cego mi�sa. - CIUCIU! - szczekn�� zamiast swojego zwyk�ego WUF! Drozd sfrun�� na po�e� mi�sa i dziobn�� kilka k�sk�w. - Smocze serce! Jestem m�drcem! Tu jest wi�cej! Bierzcie pr�dzej! - za�piewa�, fikn�� kozio�ka i wyl�dowa� na stole. - Wi�c to jest smocze serce? - zainteresowa� si� Konrad. - Owszem, razem ze sporym kawa�kiem smoka - potwierdzi� Rubezahl. - No, drozd ma racj� - stwierdzi� Konrad. Wsta� i podni�s� krwawy och�ap, kt�ry odklei� si� od pod�ogi z cichym mla�ni�ciem. - Pokroj� to na porcje. Jak ju� wszyscy b�dziemy mogli si� dogada�, wsp�lnie obmy�limy nast�pny szwindel. - CIUCIU! - zagrzmia� Wie�a. - A tak�e - doda� sucho Rubezahl - ustalimy dok�adnie, co ka�dy spodziewa si� uzyska� z tej sp�ki. Chyba zaczn� spisywa� kontrakty. - CIUCIU! - za��da� Wie�a jeszcze g�o�niej. - Przynie� psi sucharek, skoro ju� wsta�e�, Konradzie - poleci�a czarownica. - Zreszt� przynie� ca�y s�oik. Zapowiada si� d�uga noc. - D�uga noc, ro�nie moc! - zanuci� drozd. Tak, pomy�la� Konrad, na pewno zapowiada si� d�uga noc. Czarownica, krasnal, wiewi�rka, drozd, dwie myszy, dwa szczury, dwie ropuchy, kot, trzy psy i g� z lepkimi z�otymi pi�rami. I kozio� w ogrodzie, je�li Margot jego te� zamierza�a w��czy� do sp�ki. Co za zbieranina. - Chcia�bym... - zacz�� Konrad i urwa�. Nie, nie zamierza� niczego sobie �yczy�. Sytuacja by�a ju� dostatecznie skomplikowana. KONIEC