4059

Szczegóły
Tytuł 4059
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4059 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4059 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4059 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Paulo Coelho Demon i panna Prym prze�o�y�y Basia St�pie� Gra�yna Misiorowska Kto� znakomitszy zwr�ci� si� do niego zapytaniem: "Nauczycielu dobry, co mam czyni�, aby osi�gn�� �ycie wieczne?" Jezus mu odpowiedzia�: "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam B�g". �ukasz: 18, 18-19 Od Autora Pierwsza opowie�� o Podziale powsta�a w staro�ytnej Persji. B�g czasu, stworzywszy wszech�wiat, by� �wiadom jego harmonii, lecz zabrak�o mu w niej czego� niebywale wa�nego - towarzysza, z kt�rym m�g�by cieszy� si� ca�ym tym pi�knem. Przez tysi�c lat modli� si� o potomka. Opowie�� nie obja�nia, do kogo kierowa� swe mod�y, jako �e by� wszechmocny, jedyny i najwy�szy, jednak�e modli� si� tak d�ugo i tak �arliwie, �e w ko�cu sta� si� brzemienny. Gdy zda� sobie spraw�, �e jego modlitwy zosta�y wys�uchane, przerazi� si�. Wiedzia� bowiem, i� r�wnowaga kosmosu jest bardzo chwiejna. By�o ju� jednak za p�no - dziecko zosta�o pocz�te. Zdo�a� jedynie sprawi�, by dzieci� w jego �onie podzieli�o si� na dwoje. Legenda g�osi, i� z mod��w boga czasu zrodzi�o si� Dobro, Ormuzd, a z jego wyrzut�w sumienia Z�o, Aryman - bracia bli�niacy. Zaniepokojony, przygotowa� wszystko tak, by Ormuzd pierwszy opu�ci� jego �ono i m�g� dopilnowa�, by Aryman nie wywo�a� zam�tu we wszech�wiecie. Jednak Z�o by�o sprytne i przebieg�e. Uda�o mu si� odepchn�� Ormuzda w czasie porodu i pierwsze ujrza�o �wiat�o gwiazd. Niepocieszony b�g czasu postanowi� da� Or-muzdowi sprzymierze�c�w i stworzy� ludzki r�d, kt�ry mia� walczy� u jego boku, aby pokona� Ary-mana i uniemo�liwi� mu panowanie nad �wiatem. Wed�ug perskiej legendy ludzie s� sprzymierze�cami Dobra i w my�l tradycji maj� w ko�cu zwyci�y�. Natomiast inna opowie�� o Podziale w zgo�a odmiennej wersji, pojawi�a si� wiele wiek�w p�niej - cz�owiek sta� si� w niej narz�dziem Z�a. 8 S�dz�, �e wi�kszo�� czytelnik�w wie, co mam na my�li: m�czyzna i kobieta �yli w rajskim ogrodzie, rozkoszuj�c si� wszystkimi wspania�o�ciami, jakie tylko mo�na sobie wymarzy�. Istnia� tam jeden tylko zakaz - nie wolno im by�o pozna�, co to Dobro i Z�o. Pan Wszechw�adny m�wi� im (Gn: 2,17): z drzewa poznania dobra i z�a nie wolno ci je��. Lecz pewnego pi�knego dnia zjawi� si� w��. Zapewnia�, i� poznanie wa�niejsze jest od samego raju i dlatego powinni je posi���. Kobieta wzbrania�a si�, twierdz�c, i� B�g zagrozi� im �mierci�, lecz w�� uspokoi� j�, �e wr�cz przeciwnie, w dniu, w kt�rym poznaj�, co to Dobro i Z�o, stan� si� r�wni Bogu. Przekonana w ten spos�b Ewa zjad�a zakazany owoc, a po�ow� da�a Adamowi. Pierwotna harmonia raju zosta�a w�wczas zniweczona, a kobieta i m�czyzna wygnani i przekl�ci. Jednak B�g wypowiada wtedy niejasne i tajemnicze zdanie, kt�rym zdaje si� przyznawa� racj� w�owi: Oto cz�owiek sta� si� taki jak My: zna dobro i z�o. Podobnie jak staroperski mit nie wyja�nia, do kogo modli si� b�g czasu, kt�ry przecie� jest panem wszechw�adnym - Biblia te� nie m�wi do kogo wypowiada te s�owa jedyny B�g, ani dlaczego, skoro jest jedyny, u�ywa sformu�owania: taki jak My. Jakby nie by�o, od zarania swych dziej�w cz�owiek jest skazany na �ycie w odwiecznym Podziale na Dobro i Z�o. My, ludzie wsp�cze�ni, �ywimy te same w�tpliwo�ci, co nasi przodkowie. Chcia�em to pokaza� w mojej ksi��ce, dlatego tu i �wdzie na jej kartach pojawi� si� legendy i ba�nie powtarzane od pokole� w r�nych zak�tkach ziemi. Ksi��k� Demon i panna Prym zamykam trylogi� "Za� si�dmego dnia...", w sk�ad kt�rej wchodz� jeszcze Na brzegu rzeki Piedry usiad�am i p�aka�am [wyd. polskie 1996] oraz Weronika postanawia umrze� (wyd. polskie 2000]. Te trzy ksi��ki opowiadaj� o tygodniu z �ycia zwyk�ych �miertelnik�w, kt�rzy nagle staj� twarz� w twarz z mi�o�ci�, �mierci� i w�adz�. Zawsze by�em zdania, �e g��bokie przemiany czy to jednego cz�owieka, czy ca�ych spo�ecze�stw, dokonuj� si� w bardzo kr�tkim czasie. Wtedy, gdy najmniej si� tego spodziewamy, �ycie stawia przed nami wyzwania, by podda� pr�bie nasz� odwag� i pragnienie zmiany. W takich chwilach udawanie, �e nic si� nie sta�o, czy usprawiedliwianie, �e jeszcze nie jeste�my gotowi, na niewiele si� zda. Wyzwanie nie czeka. �ycie nie ogl�da si� za siebie. Tydzie� to a� nadto, by zdecydowa�, czy godzimy si� na nasz los, czy nie. , Buenos Aires, sierpie� 2000 � Od niemal pi�tnastu lat stara Berta przesiadywa�a dzie� w dzie� na progu swojego domu. Mieszka�cy Viscos wiedzieli, �e tak zazwyczaj zachowuj� si� starzy ludzie: bez ko�ca rozpami�tuj� przesz�o�� i czasy m�odo�ci, przygl�daj� si� �wiatu, z kt�rym powoli zaczynaj� si� �egna�, i szukaj� pretekstu do rozm�w z s�siadami. Jednak Berta mia�a pow�d, dla kt�rego tu by�a. Jej przesiadywanie mia�o si� dzi� zako�czy� wraz z nadej�ciem nieznajomego, kt�ry wspina� si� w�a�nie po stromym zboczu, w kierunku jedynego hotelu w mie�cie. Nie wygl�da� wcale tak, jak go sobie zwyk�a wyobra�a�. Mia� znoszone ubranie, za d�ugie w�osy i kilkudniowy zarost na twarzy. Przybyszowi towarzyszy� cie�: by� nim demon. "M�j m�� ma racj� - powiedzia�a do siebie. -Gdyby mnie tu nie by�o, nikt by tego nie zauwa�y�". n 12 Nigdy nie potrafi�a oceni� czyjego� wieku. Uzna�a, �e ma jakie� pi��dziesi�t par� lat. "To jeszcze m�ody cz�owiek" - pomy�la�a w spos�b zrozumia�y jedynie dla ludzi w podesz�ym wieku. Zastanawia�a si�, jak d�ugo zostanie w ich miasteczku: chyba kr�tko, bo plecak mia� niewielki. Prawdopodobnie zatrzyma si� tylko na jedn� noc i ruszy dalej ku swojemu przeznaczeniu, kt�rego nie zna�a i kt�re niewiele j� obchodzi�o. Uzna�a jednak, �e lata sp�dzone na progu domu nie s� stracone, bo wyczekuj�c przybysza nauczy�a si� docenia� pi�kno okolicznych g�r - przedtem nie zwraca�a na nie uwagi: urodzi�a si� tu i przywyk�a do tego, co j� otacza. Jak si� nale�a�o spodziewa�, przybysz wszed� do jedynego hotelu w mie�cie. Przez chwil� Berta zastanawia�a si�, czy powiedzie� ksi�dzu o niepo��danym go�ciu, ale i tak nie da�by wiary jej s�owom. Powiedzia�by, �e jest ju� stara i ma przywidzenia. No c�, teraz pozostawa�o tylko czeka� na to, co si� wydarzy. Szatanowi nie trzeba wiele czasu, by zasia� spustoszenie - tak samo jak burzom, huraganom czy lawinom, kt�re w kilka sekund wyrywaj� z korzeniami drzewa zasadzone przed dwustu laty. Nagle zda�a sobie spraw�, �e to, i� Z�o zawita�o do Yiscos, niczego nie musia�o zmieni�. Demony wci�� przychodz� i odchodz�, nie zawsze odciskaj�c trwa�e �lady. Kr��� nieustannie po �wiecie, czasem tylko po to, by popatrze�, co si� dzieje, innym zn�w razem, by wywie�� na pokuszenie jak�� duszyczk�. S� w ci�g�ym ruchu, zmieniaj� cel na chybi� trafi�, bez �adnej logiki, dla samej przyjemno�ci stoczenia bitwy. Zdaniem Berty w Yiscos nie by�o nic, co mog�oby przyku� czyj�� uwag� na d�u�ej ni� jeden dzie�, a c� dopiero wzbudzi� zainteresowanie w kim� tak wa�nym i tak zaj�tym jak sam wys�annik ciemno�ci. Pr�bowa�a zaj�� my�li czym� innym, ale obraz nieznajomego nie dawa� jej spokoju. Niebo, dot�d roz�wietlone s�o�cem, naraz zacz�o zasnuwa� si� chmurami. "To normalne o tej porze roku - pomy�la�a. -Zwyk�y zbieg okoliczno�ci, kt�ry nie ma nic wsp�lnego z nieznajomym". Wtedy us�ysza�a jak przez niebo przetoczy� si� grzmot, a po nim trzy nast�pne. To mog�o znaczy�, �e nadci�gnie ulewa, lecz je�li wierzy� tutejszym przes�dom, mog�a to r�wnie� by� skarga Boga rozgniewanego na oboj�tnych na Jego obecno�� ludzi. "Mo�e powinnam co� zrobi�? W ko�cu ta chwila, kt�rej tak d�ugo oczekiwa�am, w ko�cu nadesz�a". Przez czas jaki� obserwowa�a w skupieniu, co dzieje si� wok�. Chmury zbiera�y si� nad miasteczkiem, ale ju� nie s�ycha� by�o �adnego odg�osu burzy. Jako, �e niegdy� by�a dobr� katoliczk�, nadal nie wierzy�a w gus�a i zabobony, zw�aszcza te wywodz�ce si� z tradycji Yiscos, kt�rej korzenie si�ga�y cywilizacji Celt�w, zamieszkuj�cych niegdy� te ziemie. "Piorun to przecie� naturalne zjawisko przyrody. Gdyby B�g chcia� porozumie� si� z lud�mi, si�gn��by po �rodki bardziej bezpo�rednie". W chwili gdy ta my�l przemkn�a jej przez g�ow�, rozleg� si� znowu trzask pioruna, tym razem znacznie bli�ej. Berta wsta�a, zabra�a krzes�o i wesz�a do domu, zanim spad�y pierwsze krople deszczu. Teraz jednak jej serce przeszy� l�k, kt�rego nie umia�a sobie wyt�umaczy�. 13 "Co tu pocz��?". .".������ Zapragn�a, by nieznajomy natychmiast st�d odszed�. Za stara ju� by�a, by pom�c sobie samej, ca�emu miastu czy - tym bardziej - Wszechmocnemu, kt�ry przecie� wybra�by sobie kogo� m�odszego, gdyby potrzebowa� wsparcia. Wszystko to by�o jakim� urojeniem. Pewnie m�� z z nud�w wymy�la, czym mog�aby jako� zabi� czas. Ale to, �e widzia�a demona, co do tego nie mia�a najmniejszej w�tpliwo�ci. Demona z krwi i ko�ci, w przebraniu pielgrzyma. W hotelu by� sklep z regionalnymi specja�ami, restauracja serwuj�ca miejscowe dania oraz bar, gdzie spotykali si� mieszka�cy Yiscos, by wymienia� pogl�dy na nie�miertelne tematy, takie jak pogoda czy oboj�tno�� m�odych na to, co dzieje si� w ich rodzinnej miejscowo�ci. "Dziewi�� miesi�cy zimy i trzy miesi�ce piek�a", jak zwykli byli mawia�, gdy� w ci�gu niespe�na dziewi��dziesi�ciu dni musieli wykona� ca�� prac� na roli: zaora� ziemi�, zasia� ziarno, poczeka�, a� wzejdzie, zebra� plon, zwie�� siano, u�y�ni� gleb� i na dodatek ostrzyc owce. Wszyscy mieszka�cy Yiscos mieli �wiadomo��, �e z daremnym uporem czepiaj� si� �ycia w �wiecie, kt�ry tak naprawd� ju� przemin��. Trudno im by�o pogodzi� si� z faktem, �e s� ostatnim pokoleniem rolnik�w i pasterzy, od wiek�w zamieszkuj�cych okoliczne tereny. Wcze�niej czy p�niej zjawi� 15 16 si� tu maszyny, zwierz�ta b�dzie si� hodowa� gdzie� daleko st�d, karmi�c je specjaln� pasz�, miasto zostanie sprzedane wielkiej zagranicznej firmie, kt�ra pewnie przerobi je na narciarski kurort. Sta�o si� tak z innymi okolicznymi miejscowo�ciami, ale Yiscos stawia�o zaci�ty op�r, sp�aca�o bowiem d�ug wobec swej przesz�o�ci, wobec silnej tradycji przodk�w, kt�rzy niegdy� tu mieszkali i wyznawali zasad�, �e trzeba walczy� do ko�ca. Nieznajomy przeczyta� uwa�nie formularz hotelowy, zastanawiaj�c si�, jak go wype�ni�. Wiedzia�, �e jego akcent mo�e zdradzi�, i� pochodzi z Ameryki Po�udniowej, wi�c zdecydowa� si� na Argentyn�, bo by� kibicem reprezentacji pi�karskiej tego kraju. W rubryce "adres" wpisa� ulic� Colombia, bo zna� sk�onno�� mieszka�c�w Ameryki Po�udniowej do oddawania sobie nawzajem ho�d�w, nadaj�c wa�nym miejscom nazwy z s�siednich kraj�w. Nazwisko s�awnego w minionym wieku terrorysty poda� jako swoje w�asne. W ci�gu niespe�na dw�ch godzin ka�dy z dwu stu osiemdziesi�ciu jeden mieszka�c�w Yiscos do wiedzia� si�, �e przyby� do nich Carlos, urodzony w Argentynie, zamieszka�y w Buenos Aires przy za cisznej uliczce Colombia. Ma�e miasteczka maj� to do siebie, �e nie trzeba nadto si� wysila�, by wszy scy w okamgnieniu poznali czyje� �ycie osobiste ze szczeg�ami. ,, ; , A o to w�a�nie chodzi�o przybyszowi. ...,,.,, Wszed� po schodach do swojego pokoju i wyj�� Z plecaka ca�� zawarto��. Mia� troch� ubra�, ma- szynk� do golenia, dodatkow� par� but�w, witaminy, aspiryn�, gruby zeszyt, w kt�rym prowadzi� notatki, i jedena�cie sztabek z�ota, po dwa kilogramy ka�da. Wyczerpany napi�ciem i d�ug� wspinaczk� zasn�� niemal natychmiast, zastawiwszy jednak uprzednio drzwi krzes�em, mimo i� dobrze wiedzia�, �e mo�e zaufa� ka�demu z dwustu osiemdziesi�ciu jeden mieszka�c�w Yiscos. Nast�pnego ranka zjad� �niadanie, zostawi� w recepcji rzeczy do prania, zapakowa� z powrotem do plecaka sztabki z�ota i ruszy� w kierunku g�rskich szczyt�w. Po drodze zobaczy� jedynie siedz�c� przed domem i przygl�daj�c� mu si� z zaciekawieniem staruszk�. Zag��bi� si� w las. Po jakim� czasie przywyk� do bzyczenia owad�w, �wiergotu ptak�w i szumu wiatru smagaj�cego bezlistne ga��zie drzew. Wiedzia�, �e w miejscu takim jak to m�g� by� obserwowany z ukrycia, dlatego przez niemal godzin� nie robi� nic. Kiedy nabra� pewno�ci, �e ka�dy, kto pr�bowa�by go podgl�da�, musia� si� ju� znudzi� i odej��, trac�c nadziej� na sensacj�, przybysz wykopa� d� w ziemi w pobli�u ska� przypominaj�cych kszta�tem liter� Y i tam schowa� jedn� ze sztabek z�ota. Wspi�� si� wy�ej. Na kolejn� godzin� zastyg� w g��bokiej medytacji, podziwiaj�c przyrod�. Potem wybra� ska�� przypominaj�c� or�a i wykopa� tam do�ek, w kt�rym ukry� pozosta�e dziesi�� sztabek. Pierwsz� osob�, jak� spotka� w drodze powrotnej, by�a m�oda dziewczyna. Siedzia�a na brzegu strumienia, kt�ry utworzy�y niezliczone potoczki sp�ywaj�ce z lodowc�w, i czyta�a ksi��k�. Podnios�a wzrok na w�drowca i zaraz wr�ci�a do lektury. 17 Z ca�� pewno�ci� matka uczy�a j�, by nie rozmawia� z nieznajomymi. Jednak nieznajomi przybywaj�cy w nowe miejsce maj� prawo zjednywa� sobie jego mieszka�c�w, dlatego obcy zbli�y� si� do dziewczyny. - Dzie� dobry - odezwa� si�. - Jest bardzo cie p�o jak na t� por� roku. Przytakn�a. - Chcia�bym co� pani pokaza� - nie dawa� za wygran� nieznajomy. Dziewczyna, jak przysta�o na dobrze wychowan� panienk�, od�o�y�a ksi��k�, wyci�gn�a r�k� i przedstawi�a si�: - Jestem Chantal. Wieczorami pracuj� w barze w hotelu, w kt�rym si� pan zatrzyma�, i zdziwi�o mnie, dlaczego wczoraj nie zszed� pan na kolacj�. Nazywa si� pan Carlos, pochodzi z Argentyny i mieszka przy ulicy Colombia - w ca�ym Yiscos ju� 0 tym g�o�no, bo ka�dy, kto przyje�d�a tutaj poza sezonem �owieckim, zawsze budzi powszechn� cie kawo��. Ma pan pi��dziesi�t lat, siwiej�ce w�osy 1 spojrzenie cz�owieka, kt�ry wiele prze�y�. Je�li chce mi pan co� pokaza�, to z g�ry dzi�kuj�, bo znam te okolice jak w�asn� kiesze�. To raczej ja mog�abym pokaza� panu miejsca, kt�rych nigdy pan nie wi dzia�, ale z pewno�ci� jest pan bardzo zaj�ty. - Mam pi��dziesi�t dwa lata, nie nazywam si� Carlos a w formularzu hotelowym poda�em tylko fa�szywe dane. Chantal by�a zbita z tropu. Nieznajomy ci�gn�� dalej: - Nie mam wcale zamiaru pokazywa� pani Yi scos, lecz co�, czego pani nigdy dot�d nie widzia�a. Chantal zna�a historie dziewcz�t, kt�re posz�y z nieznajomymi do lasu i wszelki �lad po nich zagin��. W pierwszej chwili ogarn�� j� strach, lecz zaraz jego miejsce zaj�a t�sknota za przygod�. Ten m�czyzna nie odwa�y si� zrobi� jej krzywdy. Przecie� dopiero co powiedzia�a mu, �e wszyscy ju� O nim wiedz�, niezale�nie czy dane, kt�re poda� w hotelu, s� zgodne z rzeczywisto�ci�, czy nie. - Kim pan jest? - zapyta�a. - Czy zdaje pan so bie spraw�, �e je�li prawd� jest to, co pan m�wi, to mog� na pana donie�� na policj� za fa�szowanie da nych osobowych? - Obiecuj�, �e odpowiem na wszystkie pytania, ale najpierw prosz� p�j�� ze mn�. To zaledwie pi�� minut drogi st�d. Chantal zamkn�a ksi��k�, westchn�a g��boko 1 pomodli�a si� w duchu, czuj�c, jak jej serce ogar nia na przemian strach i podniecenie. Posz�a za nie znajomym, pewna, �e b�dzie to jeszcze jedno roz czarowanie w jej �yciu obfituj�cym w spotkania, kt�re na pierwszy rzut oka wydaj� si� pe�ne obiet nic, ale w ko�cu okazuj� si� tylko niespe�nionym snem o mi�o�ci. M�czyzna podszed� do ska� w kszta�cie litery Y, wskaza� �wie�o wzruszon� ziemi� i poprosi� dziewczyn�, by zacz�a kopa�. - Pobrudz� sobie r�ce - powiedzia�a. - I ubranie. Od�ama� jak�� ga��� i poda� dziewczynie. Zdziwi�o j� jego zachowanie, ale postanowi�a spe�ni� pro�b�. Pi�� minut p�niej ukaza�a si� przed ni� ��tawa, zabrudzona sztabka metalu. - Wygl�da na z�oto - powiedzia�a Chantal. 19 20 - Bo to jest z�oto. Moje z�oto. Prosz� zasypa� je ziemi�. Pos�ucha�a. Nieznajomy zaprowadzi� j� do nast�pnej kryj�wki. Zn�w zacz�a kopa�. Ku swemu zdumieniu odkry�a wiele ��tych sztabek. - To te� jest z�oto i te� jest moje - rzek� m�czyzna. Chanta� ju� chcia�a ponownie je zakopa�, lecz poprosi�, by tego nie robi�a. Usiad� na pobliskim kamieniu i zapali� cygaro. Oboj�tnie popatrzy� na horyzont. - Dlaczego mi pan to pokaza�? Nie odezwa� si� ani s�owem. - Kim pan jest, u licha? I co pan tutaj robi? Dla czego mi pan to pokaza�? Przecie� mog� powie dzie� wszystkim, co pan tu ukry�! - Ile� pyta� naraz! - westchn�� nieznajomy, wpatruj�c si� w g�ry, jakby zapomnia� o obecno�ci dziewczyny. - W�a�nie o to mi chodzi, �eby dowie dzieli si� o tym inni. - Obieca� mi pan odpowiedzie� na ka�de pytanie. - Niech pani nie wierzy w obietnice. �wiat jest ich pe�en. Obietnic bogactwa, zbawienia, wiecznej mi�o�ci. Niekt�rzy s�dz�, �e mog� wszystko obie ca�, inni za� na to przystaj�, bo �udz� si�, �e zapew ni im to lepsz� przysz�o�� - tak chyba dzieje si� w pani przypadku. Ci, kt�rzy �ami� obietnice, czuj� si� bezsilni i sfrustrowani. To samo dzieje si� z tymi, kt�rzy gor�czkowo chwytaj� si� cudzych obietnic. Rozgada� si�, opowiada� chaotycznie o swoim �yciu, o pewnej nocy, kt�ra odmieni�a ca�kowicie jego los, o k�amstwach, w kt�re musia� wierzy�, bo inaczej nie spos�b by�o pogodzi� si� z rzeczywisto�ci�. Wiedzia�, �e powinien wyra�a� si� pro�ciej, m�wi� j�zykiem bardziej zrozumia�ym dla dziewczyny. Jednak Chantal w lot poj�a, o co chodzi. Jak wszyscy starsi m�czy�ni, chcia� tylko uwie�� m�od� dziewczyn�. Jak ka�dy cz�owiek, uwa�a�, �e za pieni�dze mo�na kupi� wszystko. Jak wszyscy przybysze, pewien by�, �e dziewcz�ta z prowincji s� wystarczaj�co naiwne, by przyj�� ka�d� propozycj�, byle dawa�a im bodaj cie� szansy na wyrwanie si� w �wiat. Nie by� niestety ani pierwszym, ani ostatnim, kt�ry pr�bowa� j� omami� w tak pospolity spos�b. Niepokoi�o j� tylko z�oto, jakie jej proponowa�. Nigdy nie s�dzi�a, �e jest a� tyle warta. Pochlebia�o jej to, ale jednocze�nie przera�a�o. - Zbyt wiele do�wiadczy�am, aby wierzy� obiet nicom - odpowiedzia�a, by zyska� na czasie. - Cho� zawsze w nie pani wierzy�a i nadal wierzy. - Myli si� pan. Wiem, �e �yj� w raju. Znam Bi bli� i nie pope�ni� tego samego b��du, co Ewa, kt� ra nie potrafi�a zadowoli� si� tym, co mia�a. Oczywi�cie nie by�a to prawda i Chantal zacz�a si� obawia�, �e obcy zniech�ci si� i odejdzie. Prawd� powiedziawszy, sama sprowokowa�a to spotkanie w lesie, wybieraj�c sobie na czytanie ksi��ki miejsce, obok kt�rego nieznajomy - czy tego chcia�, czy nie - musia� przej�� w drodze powrotnej i zagai� rozmow�. Mog�o to oznacza� now� obietnic�, kilka dni marze� o nowej mi�o�ci i o podr�y w nieznane, daleko od miejsca, w kt�rym si� urodzi�a. Jej serce zosta�o ju� wielekro� zranione, a mimo to wci�� wierzy�a, �e spotka m�czyzn� swojego �ycia. Na pocz�tku przepuszcza�a wiele okazji, uwa�aj�c, �e to jeszcze nie ten. Dzisiaj wiedzia�a 21 ju�, �e czas ucieka nieub�aganie, i gotowa by�a opu�ci� Yiscos z pierwszym lepszym, kt�ry zechce j� st�d zabra�, nawet gdyby nic do niego nie czu�a. Z pewno�ci� nauczy si� go kocha�, bo mi�o�� to te� tylko kwestia czasu. - To w�a�nie chcia�bym wiedzie�: czy �yjemy w raju, czy w piekle? - przerwa� jej rozmy�lania nieznajomy. Wszystko przebiega�o zgodnie z jej przewidywaniami - obcy wpada� w sid�a. - W raju oczywi�cie. Tyle �e je�li kto� zbyt d�ugo �yje w miejscu doskona�ym, zaczyna si� nudzi�. Rzuci�a przyn�t�. Chcia�a przez to powiedzie�: "Jestem wolna i gotowa". Nast�pne jego pytanie powinno brzmie�: "Tak jak pani?". - Tak jak pani? - spyta� nieznajomy. Musia�a by� czujna i nie okazywa� zanadto zainteresowania, bo mog�aby go wystraszy�. Kto ma wielkie pragnienie, nie powinien pi� zach�annie. - Czy ja wiem? Czasami my�l�, �e tak, innym zn�w razem, �e nie potrafi�abym �y� z dala od Yiscos. Teraz nale�a�o uda� oboj�tno��. - No c�, skoro nie chce mi pan powiedzie� nic o z�ocie, to podzi�kuj� ju� za spacer. Wracam nad strumie�, do mojej ksi��ki. , -Chwileczk�! i;" Z�apa� przyn�t�. ;- - Oczywi�cie, wyt�umacz�, dlaczego z�oto zna laz�o si� w�r�d tych ska�. Po c� inaczej przyprowa dza�bym pani� tutaj? Seks, pieni�dze, w�adza, obietnice... Chantal uda�a, �e spodziewa si� jakiego� zaskakuj�cego wyja�nienia. M�czy�ni uwielbiaj� czu� swoj� prze- wag�, nie zdaj�c sobie sprawy, i� w wi�kszo�ci przypadk�w zachowuj� si� w spos�b ca�kowicie przewidywalny. - Ma pan zapewne wielkie do�wiadczenie �ycio we i wiele mo�e mnie nauczy�. No w�a�nie. Nale�a�o poluzowa� �y�k�, rzuci� troch� pochlebstw, aby nie wystraszy� ofiary. To jest podstawowa zasada. - Jednak musz� przyzna�, i� ma pan fatalny zwyczaj prawienia mora��w na temat obietnic i ludzkiej �atwowierno�ci, zamiast odpowiada� na pytania wprost. Z przyjemno�ci� zostan�, je�li od powie mi pan, kim jest i co tutaj robi. Obcy oderwa� wzrok od g�rskich szczyt�w i spojrza� na dziewczyn�. Od lat spotyka� najr�niejszych ludzi i teraz m�g� niemal czyta� w jej my�lach. Z pewno�ci� s�dzi�a, �e pokazuj�c to z�oto chcia� jej zaimponowa� swoim bogactwem. Tak samo ona - stara�a si� wywrze� na nim wra�enie swoj� m�odo�ci� i oboj�tnym ch�odem. - Kim jestem? No c�, powiedzmy, �e cz�owie kiem, kt�ry poszukuje prawdy. Udawa�o mi si� wprawdzie pozna� j� w teorii, ale nigdy w praktyce. - Prawdy jakiego rodzaju? - Prawdy o ludzkiej naturze. Odkry�em, �e je�li nadarza si� sposobno��, by ulec pokusie, to nieste ty jej ulegamy. Ka�da istota ludzka na ziemi potra fi czyni� z�o, zale�y to tylko od okoliczno�ci. - S�dz�... - Niewa�ne, co pani s�dzi ani co s�dz� ja, nie obchodzi mnie te�, w co chcemy wierzy�. Chodzi o to, czy moja teoria jest s�uszna, czy nie. Chce pa ni wiedzie�, kim jestem? Przemys�owcem, bardzo 23 24 bogatym i bardzo znanym. Sta�em na czele koncernu zatrudniaj�cego tysi�ce pracownik�w. By�em bezwzgl�dny, kiedy by�o trzeba, i wielkoduszny, gdy uwa�a�em to za konieczne. Przekroczy�em wszelkie mo�liwe granice rozkoszy i poznania, doznawa�em tego, co innym nawet si� nie �ni. Jestem cz�owiekiem, kt�ry �y� w raju, ale zdawa�o mu si�, �e jest uwi�ziony w piekle �ycia rodzinnego i rutyny, i kt�ry piek�o ca�kowitej wolno�ci uzna� za raj. Oto kim jestem - cz�owiekiem, kt�ry by� i dobry, i z�y. By� mo�e, jestem osob� najlepiej przygotowan� do odpowiedzi na pytanie o istot� cz�owiecze�stwa - i w�a�nie dlatego tu jestem. Wiem, o co mnie teraz pani zapyta. Chantal poczu�a, �e traci panowanie nad sytuacj�. Musia�a natychmiast wzi�� si� w gar��. - S�dzi pan, �e zapytam, dlaczego mi pan poka za� to z�oto? Ale tak naprawd� chcia�abym wie dzie�, dlaczego bogaty i s�awny przemys�owiec przyje�d�a do Yiscos w poszukiwaniu odpowiedzi, kt�r� m�g�by znale�� w ksi��kach, na uniwersyte tach lub konsultuj�c si� z jakim� uczonym. Nieznajomemu spodoba�a si� bystro�� dziewczyny. By� zadowolony z siebie: jak zwykle wybra� w�a�ciw� osob�. - Przyjecha�em do Yiscos, bo za�wita� mi w g�o wie pewien pomys�. Dawno temu widzia�em w te atrze sztuk� autora o nazwisku Diirrenmatt. Za pewne pani go zna... By�a to prowokacja. Ta m�oda dziewczyna nigdy oczywi�cie nie s�ysza�a o Durrenmatcie, a teraz b� dzie udawa�a, �e wie, o kogo chodzi, i przyjmie sw�j nonszalancki ton. ; - -.���< - Niech pan m�wi dalej - odpowiedzia�a, zachowuj�c si� dok�adnie tak, jak przewidywa�. - Ciesz� si�, �e zna go pani, ale prosz� mi po zwoli� powiedzie�, o jak� sztuk� chodzi - cedzi� uwa�nie s�owa, tak by cynizm nie przebija� przez nie zbyt mocno, ale by dobitnie zrozumia�a, �e wie, i� ona k�amie. - Ot� w tej sztuce pewna kobieta zdobywa fortun� i wraca do rodzinnego miasta tyl ko po to, by poni�y� i zniszczy� m�czyzn�, kt�ry j� odrzuci�, gdy by�a m�oda. Ca�ym jej �yciem, ma� �e�stwem, sukcesem finansowym kierowa�a wy ��cznie ��dza zemsty na swej pierwszej mi�o�ci. Wtedy postanowi�em pojecha� do po�o�onej z dala od �wiata miejscowo�ci, w kt�rej mieszka�cy patrz� na �ycie z rado�ci� i spokojem. Chcia�em wystawi� ich na pr�b� i sprawdzi�, czy dadz� si� nak�oni� do z�amania jednego z dziesi�ciu przykaza�. Chantal odwr�ci�a g�ow�. Wiedzia�a, �e nieznajomy si� zorientowa�, i� nigdy nie s�ysza�a o pisarzu, o kt�rym m�wi�. Obawia�a si�, �e na dodatek zacznie j� wypytywa� o przykazania. Nie by�a bardzo religijna i nie mia�a o nich poj�cia. - W tym miasteczku wszyscy s� uczciwi, poczy naj�c od pani - ci�gn�� nieznajomy. - Pokaza�em pani sztabk� z�ota, kt�ra pozwoli�aby pani zdoby� niezale�no��. Mog�aby pani wyjecha� st�d, pozna� �wiat, robi� to wszystko, o czym zawsze marz� dziewcz�ta z prowincji. Ale ta sztabka pozostanie tam, gdzie jest. Pani wie, �e ona nale�y do mnie, lecz mog�aby j� pani sobie przyw�aszczy� i z�ama� przykazanie "Nie kradnij". Dziewczyna spojrza�a na niego niespokojnie. - Co do dziesi�ciu pozosta�ych sztabek - doda� - 25 26 to jest ich do��, by ka�dy z mieszka�c�w Yiscos nie musia� ju� pracowa� do ko�ca �ycia. Nie chcia�em, aby je pani na powr�t zakopa�a, bo nie b�d� tu d�u�ej le�e�. Zamierzam je przenie�� w inne, mnie tylko znane miejsce. Chc�, aby po powrocie powiedzia�a pani wszystkim, �e je pani widzia�a i �e got�w jestem im je da�, pod warunkiem �e zrobi� co�, co nigdy nie przyszloby im do g�owy. - Na przyk�ad? - Nie chodzi o przyk�ad, lecz o co� bardzo konkretnego. Chc�, aby z�amali przykazanie "Nie zabijaj". - Co takiego?! - przerazi�a si�. - Dobrze pani us�ysza�a. Chc�, aby pope�nili zbrodni�. Nieznajomy zauwa�y�, �e dziewczyna zesztyw-nia�a i gotowa by�a odej��, nie wys�uchawszy do ko�ca, o co mu chodzi. Musia� wi�c szybko zdradzi� jej sw�j plan. - Daj� wam tydzie�. Je�li w ci�gu siedmiu dni kto� zostanie tutaj zabity - mo�e to by� starzec, z kt�rego ju� nie ma wiele po�ytku, kto� nieule czalnie chory lub upo�ledzony umys�owo, kto tylko przysparza k�opot�w innym, zreszt� jest mi oboj�t ne, kto padnie ofiar� - z�oto stanie si� w�asno�ci� mieszka�c�w Yiscos, a ja udowodni� sobie same mu, �e wszyscy jeste�my �li. Je�li pani ukradnie sztabk� z�ota, ale miasteczko oprze si� pokusie, al bo na odwr�t, to uznam, �e s� na �wiecie i ludzie dobrzy, i ludzie �li, a to postawi mnie przed powa� nym problemem, oznacza� to bowiem b�dzie, �e t� walk� - toczon� na p�aszczy�nie duchowej - mo�e wygra� ka�da ze stron. Czy wierzy pani w Boga, w si�y nadprzyrodzone, w walk� mi�dzy anio�ami a demonami? Chantal milcza�a i nieznajomy zrozumia�, �e zada� pytanie w niew�a�ciwym momencie. Istnia�o ryzyko, �e dziewczyna odwr�ci si� na pi�cie i nie pozwoli mu doko�czy�. Do�� ironii, trzeba przej�� do sedna sprawy. - Je�li natomiast opuszcz� to miejsce z moimi je denastoma sztabkami z�ota, to oka�e si�, �e wszystko, w co pragn��em wierzy�, jest wierutnym k�amstwem. Nie takiej odpowiedzi poszukuj�, po niewa� moje �ycie by�oby zno�niejsze, gdybym to ja mia� racj�, a �wiat okaza� si� z�y. Cierpie� b�d� na dal tak samo, bo to nie ukoi mojego cierpienia, jed nak je�li cierpi� wszyscy, b�l jest �atwiejszy do zniesienia. Natomiast je�li tylko niekt�rzy s� ska zani na wielkie tragedie, to w dziele Stworzenia tkwi ogromny b��d. Chantal poczu�a �zy pod powiekami, lecz stara�a si� panowa� nad sob�. - Dlaczego pan to robi? Dlaczego wybra� pan to miasto? - Nie chodzi tu wcale o pani� ani o miasto. My�l� tylko o sobie. Dzieje jednego cz�owieka s� dziejami wszystkich ludzi. Chc� wiedzie�, czy jeste�my dobrzy, czy �li. Je�li jeste�my dobrzy, to sprawiedliwy i mi�u j�cy B�g odpu�ci mi moje grzechy. Wybaczy mi, �e �le �yczy�em moim prze�ladowcom i w najwa�niejszych chwilach �ycia podj��em b��dne decyzje. Wybaczy mi nawet t� propozycj�, kt�r� teraz pani sk�adam - bo to On popchn�� mnie w krain� cienia. Je�li za� jeste�my �li, to wszystko jest dozwolone, a ja nigdy nie pope�ni�em �adnego b��du. Wszy- 27 scy jeste�my z g�ry skazani, bez wzgl�du na to, jak w �yciu post�pujemy. Nie mo�emy odkupi� naszych win, albowiem zbawienie znajduje si� poza zasi�giem my�li i dzia�a� cz�owieka. Zanim Chantal odesz�a, zd��y� doda�: - Mo�e pani odm�wi�. Wtedy powiem mieszka�com Yiscos, �e mimo usilnych pr�b nie chcia�a mi pani pom�c i sam im z�o�� moj� propozycj�. Je�li w�wczas zdecyduj� si� kogo� zabi�, b�dzie wielce prawdopodobne, �e wybior� w�a�nie pani�. f i, � Mieszka�cy Yiscos szybko przywykli do rytmu dnia przybysza, kt�ry budzi� si� wcze�nie, zjada� obfite �niadanie i wychodzi� w g�ry pomimo �niegu, kt�ry zacz�� pada� ju� nast�pnego dnia po jego przybyciu i wkr�tce zamieni� si� w szalej�c� niemal bez ustanku zamie�. Nigdy nie jada� obiadu, wraca� do hotelu po po�udniu, zamyka� si� w pokoju i zapada� w drzemk� - tak przynajmniej si� wszystkim zdawa�o. O zmierzchu zn�w wychodzi� na spacer, tym razem wok� miasteczka. Do kolacji zawsze zasiada� jako pierwszy, zamawia� najbardziej wyszukane dania, nie daj�c si� zwie�� cenie, wybiera� najlepsze wina - co niekoniecznie znaczy�o najdro�sze - wypala� papierosa i szed� do baru, gdzie od pierwszego wieczoru stara� si� zaprzyja�ni� ze sta�ymi bywalcami. 30 Lubi� s�ucha� opowie�ci o okolicach i ludziach zamieszkuj�cych niegdy� Yiscos. M�wiono, �e ongi� by�o to spore miasto, o czym �wiadczy�y ruiny domostw po�o�onych u wylotu trzech istniej�cych do dzi� ulic. Wypytywa� o zwyczaje i przes�dy, kt�rych �ycie tutejszych ludzi nadal by�o pe�ne, o sposoby hodowli i uprawy ziemi. Sam o sobie opowiada� sprzeczne historie: raz m�wi�, �e by� marynarzem, kiedy indziej wspomina� wielkie fabryki broni, kt�rymi jakoby kierowa�, albo czasy kiedy porzuci� wszystko i zaszy� si� w jakim� klasztorze w poszukiwaniu Boga. Ludzie, wychodz�c z baru, zastanawiali si� na g�os, czy m�wi� prawd�, czy k�ama�. Burmistrz uwa�a�, �e cz�owiek mo�e robi� w �yciu wiele rzeczy, mo�e by� i fabrykantem, i mnichem, chocia� mieszka�cy Yiscos s�dzili, �e ich los by� od dziecka przes�dzony. Proboszcz za� uzna�, �e przybysz to cz�owiek zagubiony, kt�ry przyjecha� do Yiscos, by odnale�� samego siebie. Jedno by�o pewne dla wszystkich - �e nieznajomy pozostanie w miasteczku jedynie przez siedem dni. W�a�cicielka hotelu s�ysza�a, jak telefonowa� na sto�eczne lotnisko, aby potwierdzi� sw�j lot, o dziwo do Afryki, a nie do Ameryki Po�udniowej. Zaraz po tej rozmowie wyj�� z kieszeni plik banknot�w, chc�c uregulowa� z g�ry rachunek za pok�j, chocia� w�a�cicielka zapewnia�a, �e ma do niego zaufanie. Skoro jednak nalega�, zasugerowa�a mu, by zap�aci� kart� kredytow�, jak to zwykle czynili go�cie hotelowi. Tym sposobem w razie nag�ej potrzeby, mia�by w kieszeni got�wk�. "W Afryce mog� nie honorowa� kart kredyto- wych" - chcia�a doda�, ale w por� ugryz�a si� w j�zyk. Gdyby wysz�o na jaw, �e pods�uchiwa�a rozmow�, albo co gorsze, �e uwa�a jedne kraje za bardziej zacofane od innych - by�aby to kompromitacja. Nieznajomy podzi�kowa� za trosk� i grzecznie poprosi�, aby jednak przyj�a pieni�dze. Przez trzy nast�pne wieczory p�aci� - zawsze got�wk� - za kolejk� w barze dla wszystkich. Co� takiego nigdy dot�d nie zdarzy�o si� w Yiscos, dlatego szybko posz�y w niepami�� wszelkie wzajemnie si� wykluczaj�ce opinie na jego temat. Zacz�to dopatrywa� si� w nieznajomym duszy szlachetnej i przyjacielskiej, cz�owieka bez uprzedze�, kt�ry nie wywy�sza� si� nad innych. Odt�d wieczorne dyskusje przybra�y inny ton. Gdy zamykano bar, cz�� ostatnich go�ci przyznawa�a racj� burmistrzowi, twierdz�c, i� przybysz jest cz�owiekiem do�wiadczonym przez los, zdolnym doceni� warto�� przyja�ni. Reszta opowiada�a si� po stronie ksi�dza, kt�ry zna� si� na ludzkiej duszy, i by� zdania., �e jest on racz�] cz�owiekiem samotnym, poszukuj�cym nowych przyjaci� albo nowego sensu �ycia. Tak czy owak wszyscy mieszka�cy Yiscos zgadzali si� co do tego, �e jest mi�y i czuli, �e kiedy w najbli�szy poniedzia�ek wyjedzie, b�dzie im go brakowa�o. Poza tym wszyscy doceniali jego takt, kt�ry ujawni� si� przy pewnej niezbyt istotnej kwestii. Zazwyczaj podr�ni, szczeg�lnie ci przybywaj�cy samotnie, pr�bowali nawi�za� rozmow� z obs�uguj�c� bar Chantal Prym, zapewne w nadziei na prze- 31 lotny romans czy mo�e co� wi�cej. Jednak nieznajomy zwraca� si� do niej tylko zamawiaj�c drinki i nigdy nie rzuca� w jej stron� uwodzicielskich ani tym bardziej dwuznacznych spojrze�. , K. W Przez trzy kolejne noce od spotkania nad strumieniem Chantal prawie nie zmru�y�a oka. Wicher szala� na dworze, ko�ata� zdezelowanymi okiennicami. Dziewczyna budzi�a si� raz po raz, zlana potem, cho� z oszcz�dno�ci wy��cza�a na noc ogrzewanie. Pierwsz� noc sp�dzi�a po stronie Dobra. Pomi�dzy dwoma sennymi koszmarami, kt�rych nie pami�ta�a po przebudzeniu, modli�a si� i prosi�a Boga o pomoc. Ani przez chwil� nie za�wita�a jej w g�owie my�l, by komukolwiek opowiedzie� o tym, co us�ysza�a od nieznajomego w lesie, i sta� si� pos�anniczk� grzechu i �mierci. W pewnej chwili stwierdzi�a, �e B�g jest zbyt daleko, by j� us�ysze�, i zacz�a si� modli� do swojej nie�yj�cej ju� babki, kt�ra j� wychowywa�a, po tym jak matka Chantal zmar�a podczas porodu. 33 Z ca�ych si� chwyta�a si� my�li, �e Z�o panoszy�o si� ju� kiedy� po tych ziemiach i odesz�o na zawsze. Wiedzia�a, �e mimo codziennych trosk i k�opot�w mieszka�cy Yiscos s� lud�mi na wskro� uczciwymi, godnymi szacunku, rzetelnie wype�niaj� swoje obowi�zki i mog� ka�demu �mia�o spojrze� w oczy. Lecz nie zawsze tak by�o. Przez ponad dwa stulecia gnie�dzi�a si� tutaj najgorsza ho�ota i w tamtych czasach przyjmowano to jako rzecz naturaln�, t�umacz�c sobie, i� to rezultat kl�twy rzuconej przez Celt�w po kl�sce zadanej im przez Rzymian. Dzia�o si� tak a� do chwili, gdy spok�j i odwaga jednego cz�owieka, kt�ry nie wierzy� w si�� kl�tw, lecz w moc b�ogos�awie�stw, odmieni�y los jego ziomk�w. Ws�uchuj�c si� w uderzenia ci�kich okiennic, Chantal przypomina�a sobie opowiadanie babki. "Przed wieloma laty pewien pustelnik, znany p�niej jako �wi�ty Sawin, mieszka� w jednej z okolicznych grot. Yiscos by�o w�wczas przygranicznym miasteczkiem, zaludnionym przez zbieg�ych bandyt�w, przemytnik�w, prostytutki, �otr�w i awanturnik�w poszukuj�cych towarzystwa ludzi sobie podobnych, morderc�w zbieraj�cych si�y przed kolejn� rzezi�. Najgorszy z nich, Arab imieniem Ahab, panowa� nad ca�� okolic�, �ci�gaj�c ogromne podatki od wie�niak�w, kt�rzy starali si� mimo wszystko jako� wi�za� koniec z ko�cem i godnie �y�. Pewnego dnia Sawin opu�ci� swoj� grot�, uda� si� do domu Ahaba i poprosi� o nocleg. ,, r - Czy�by� nic o mnie nie s�ysza�? - roze�mia� si� szyderczo Ahab. - Jestem �otrem, kt�ry �ci�� wiele g��w na tych ziemiach. Twoje �ycie nic dla mnie nie znaczy. - Wiem o tym - odrzek� Sawin. - Ale do�� ju� mam mojej pustelni i chcia�bym sp�dzi� przynaj mniej jedn� noc pod twoim dachem. Ahabowi nie w smak by�a s�awa �wi�tego, kt�ra mog�a si� r�wna� tylko z jego s�aw� - nie chcia� si� ni� dzieli� z kim� tak s�abym jak Sawin. Dlatego postanowi� zabi� go jeszcze tej samej nocy, aby pokaza� wszystkim, �e to on jest jedynym prawowitym w�adc� Yiscos. Jaki� czas gaw�dzili. Ahaba poruszy�y s�owa �wi�tego, jednak by� cz�owiekiem podejrzliwym i od dawna nie wierzy� ju� w Dobro. Wskaza� Sawi-nowi pos�anie i ku przestrodze zacz�� ostrzy� n�. Sawin przygl�da� mu si� przez jaki� czas, po czym zamkn�� oczy i zasn��. Ahab ostrzy� n� przez ca�� noc. Wczesnym rankiem, gdy Sawin obudzi� si�, ujrza� Ahaba pl�cz�cego przy jego pos�aniu. - Nie wystraszy�e� si� mnie, ani te� pochopnie nie os�dzi�e�. Ty pierwszy sp�dzi�e� noc pod moim dachem, wierz�c, �e jestem dobry i zdolny da� schronienie potrzebuj�cym. Poniewa� wierzy�e�, �e mog� post�pi� uczciwie, nie mog�em zrobi� inaczej. Z dnia na dzie� Ahab porzuci� bandyckie �ycie i zacz�� na swoim terenie wprowadza� zmiany. Wtedy to Yiscos przesta�o by� przygraniczn� kryj�wk� dla szumowin i sta�o si� o�rodkiem handlu. Oto co powinna� wiedzie� i o czym powinna� zawsze pami�ta�". ������ � > 35 �" Chantal wybuchn�a p�aczem, dzi�kuj�c babce za opowiedzenie jej tej historii. Jej s�siedzi byli dobrzy i mog�a im zaufa�. Kiedy pr�bowa�a na nowo zasn��, przysz�a jej do g�owy my�l, �e wyjawi im, co wie o nieznajomym, tylko po to, �eby zobaczy� jego przera�on� min� w chwili, gdy mieszka�cy go st�d przep�dz�. Wieczorem jak zwykle przybysz wszed� do baru i zagai� rozmow� - zupe�nie jak turysta, udaj�cy, �e obchodzi go spos�b, w jaki strzy�e si� tu owce czy w�dzi mi�so. Mieszka�com Yiscos zdawa�o si�, �e przyjezdnych zawsze fascynowa� ich zdrowy, naturalny tryb �ycia, dlatego powtarzali w niesko�czono�� te same opowie�ci o urokach �ycia z dala od cywilizacji, cho� ka�dy z nich w g��bi serca marzy� o tym, by znale�� si� gdzie� daleko st�d, w�r�d samochod�w zanieczyszczaj�cych powietrze i w dzielnicach, gdzie nigdy nie jest bezpiecznie - z tej prostej przyczyny, �e wielkie miasta zawsze fascynowa�y ludzi z prowincji. Jednak kiedy zjawia� si� jaki� go��, okazywali w s�owach - tylko w s�owach - rado�� p�yn�c� z �ycia w raju utraconym, staraj�c si� przekona� siebie samych, �e przyj�cie na �wiat w�a�nie tutaj by�o wspania�ym darem losu, granicz�cym z cudem. Zapominali przy tym, �e jak dot�d �aden z przyjezdnych nie zdecydowa� si� porzuci� wszystkiego i zamieszka� w Yiscos. W barze panowa� pogodny nastr�j, cho� nieco zepsu�a go jedna uwaga nieznajomego: - Tutejsze dzieci s� bardzo dobrze wychowane. Wiele podr�owa�em i wiem, �e wsz�dzie dzieci krzycz� od rana, a tutaj jest tak cicho. Po chwili konsternacji, jako �e w Yiscos nie by�o dzieci, kto� zapyta� przybysza, jak mu smakuje tutejsza kuchnia, i rozmowa potoczy�a si� normalnym torem. Rozp�ywano si� nad urokami �ycia na prowincji, u�alano nad po�piechem i ha�asem wielkich miast. W miar� up�ywu czasu Chantal stawa�a si� coraz bardziej niespokojna. Obawia�a si�, �e nieznajomy ka�e jej opowiedzie� o ich spotkaniu w lesie. Ale on nawet na ni� nie patrzy�. Zwr�ci� si� do niej tylko raz, gdy zamawia� kolejk� dla wszystkich, za kt�r�, jak zwykle, zap�aci� got�wk�. W ko�cu ostatni go�cie opu�cili bar, a przybysz uda� si� do swego pokoju. Chantal zdj�a fartuch, zapali�a papierosa z paczki, kt�r� kto� zostawi� na stole, i obieca�a w�a�cicielce hotelu, �e posprz�ta rano, bo jest wyko�czona po nieprzespanej nocy. Uzyskawszy zgod� pracodawczyni, wzi�a p�aszcz i wysz�a. Deszcz ch�osta� jej twarz. Pociesza�a si�, �e wszystko to by�o tylko szalonym wybrykiem, makabrycznym �artem nieznajomego, kt�ry chcia� zawr�ci� jej w g�owie. Ale przypomnia�a sobie o z�ocie. Widzia�a je na w�asne oczy. Mo�e to wcale nie by�o z�oto? By�a zanadto zm�czona, by to teraz roztrz�sa�. Gdy tylko znalaz�a si� w swoim pokoju, rozebra�a si� i szybko wskoczy�a pod ko�dr�. Nast�pnej nocy Chantal stan�a przed Dobrem i Z�em. Zapad�a w g��boki sen bez sn�w, ale obudzi�a si� po niespe�na godzinie. Na zewn�trz pano- 38 wa�a ca�kowita cisza. Nawet wiatr przesta� uderza� w okiennice, nie s�ycha� by�o nocnych ptak�w - nic, zupe�nie nic, co mog�oby wskazywa�, �e nada� znajduje si� po�r�d �ywych. Podesz�a do okna i popatrzy�a na pust� ulic�. Drobny deszcz i mg�a roz�wietlona s�abym blaskiem hotelowego neonu nadawa�y miastu atmosfer� niesamowito�ci. Dobrze zna�a cisz� tej zapad�ej mie�ciny, cisz� oznaczaj�c� nie tyle spok�j, ile ca�kowity brak nowych wydarze�, o kt�rych mo�na by opowiada�. Spojrza�a ku g�rom. Nie by�o ich wida�, bo chmury wisia�y nisko, ale wiedzia�a, �e gdzie� tam jest ukryta sztabka z�ota - albo raczej czego� ��tawego - kt�r� zakopa� nieznajomy. Pokaza� jej kryj�wk�, jakby prosz�c, by odkopa�a i wzi�a sobie ten skarb. Wr�ci�a do ��ka, przez pewien czas przekr�ca�a si� z boku na bok, znowu wsta�a i posz�a do �azienki. Obejrza�a w lustrze swoje nagie cia�o. Ogarn�� j� strach, �e ju� wkr�tce przestanie by� pon�tne. Zn�w wesz�a do ��ka. �a�owa�a, �e nie wzi�a ze sob� pozostawionej na stole w barze paczki papieros�w, ale wiedzia�a, �e w�a�ciciel po ni� wr�ci. Domy�li�by si�, kto j� wzi��. Yiscos takie ju� by�o: napocz�ta paczka papieros�w mia�a swojego w�a�ciciela, zgubiony guzik od p�aszcza musia� by� przechowywany do chwili, gdy kto� si� po niego zg�osi. Reszt� wyp�acano co do grosza - zaokr�glanie rachunku by�o nie do pomy�lenia. Przekl�te miejsce, gdzie wszystko jest przewidywalne, zgodne z odwiecznym porz�dkiem. Gdy zda�a sobie spraw�, �e ju� nie za�nie, spr�- bowa�a znowu modli� si� i przypomnie� sobie babci�, ale jej my�li wci�� kr��y�y wok� jednego obrazu: do�ek, w kt�rym le�y zabrudzony ziemi� ��ty metal, a ona stoi nieopodal i trzyma w r�ku ga��� podobn� do kostura pielgrzyma gotuj�cego si� do drogi. Zasypia�a i budzi�a si� wiele razy, lecz na zewn�trz wci�� trwa�a ta sama przyt�aczaj�ca cisza, a ona w k�ko my�la�a o tym samym. Zaledwie pierwsze promienie s�o�ca wpad�y przez okno, Chantal ubra�a si� i posz�a w g�ry. Cho� ludzie w Yiscos zwykli wstawa� o �wicie, teraz by�o jeszcze dla nich zbyt wcze�nie. Sz�a pust� ulic�, niespokojnie ogl�daj�c si� za siebie, aby upewni� si�, czy nieznajomy jej nie �ledzi, ale w g�stej mgle trudno by�o co� zobaczy�. Od czasu do czasu przystawa�a, staraj�c si� wy�owi� odg�os obcych krok�w, lecz s�ysza�a jedynie przy�pieszone bicie w�asnego serca. W lesie skierowa�a si� do ska� pi�trz�cych si� na kszta�t litery Y. Zawsze z l�kiem zbli�a�a si� do nich, bo wygl�da�y tak, jakby za chwil� mia�y run�� w d�. Znalaz�a ga���, kt�r� rzuci�a tu poprzednim razem. Zacz�a ni� dr��y� ziemi�, dok�adnie w tym miejscu, kt�re uprzednio wskaza� jej nieznajomy, w�o�y�a r�k� do do�ka, by wyj�� sztab-k�. Nastawi�a uszu: las by� spowity jak�� niesamowit� cisz�, jakby pora�ony czyj�� obecno�ci� -zwierz�ta zamar�y, li�cie nie szele�ci�y. Metal by� zaskakuj�co ci�ki. Przetar�a sztabk� i zobaczy�a jakie� dwie piecz�cie i seri� cyfr - nie mia�a poj�cia, co to znaczy. Ile to mog�o by� warte? Nie wiedzia�a dok�ad- 40 nie, ale z pewno�ci�, jak m�wi� nieznajomy, do ko�ca �ycia nie musia�aby si� martwi� o pieni�dze. Trzyma�a w r�kach klucz do swoich marze�, co�, czego zawsze pragn�a i co teraz jakim� cudem znalaz�o si� w jej posiadaniu. Patrzy�a na z�oto, kt�re dawa�o jej mo�liwo�� wyrwania si� z kieratu jednakowych dni i nocy w Yiscos; nudnej drogi z domu do pracy i z powrotem. By�a zatrudniona w tym hotelu, od kiedy osi�gn�a pe�noletno��. To z�oto pozwala�o uwolni� si� od corocznych odwiedzin przyjaci� i przyjaci�ek, kt�rych rodzice wys�ali daleko st�d na studia, by stali si� kim�; od m�czyzn, kt�rzy obiecywali wszystko a nast�pnego ranka odchodzili bez s�owa; od niespe�nionych nadziei. Ta chwila by�a najwa�niejsza w jej �yciu. Los nigdy nie by� dla niej �askawy. Ojca nie zna�a, matka zmar�a podczas porodu, ona prze�y�a z poczuciem, �e winna jest jej �mierci. Babka, prosta kobieta, utrzymywa�a si� z krawiectwa i ciu�a�a grosz do grosza, byleby tylko wnuczka mog�a nauczy� si� cho� czyta� i pisa�. Chantal marzy�a, �e pewnego dnia zdo�a si� wyrwa� do wielkiego miasta, �e znajdzie m�a, prac�, a mo�e zostanie odkryta przez jakiego� �owc� talent�w, kt�rego losy zawiod� na ten skraj �wiata, �e zrobi karier� w teatrze albo napisze ksi��k�, kt�ra odniesie wielki sukces, �e stanie si� znan� modelk� i b�dzie st�pa� po purpurowym dywanie s�awy. Ka�dy dzie� by� wype�niony oczekiwaniem. Ka�dej nocy m�g� zjawi� si� kto�, kto doceni jej zalety. Ka�dy m�czyzna w jej ��ku ni�s� nadziej� opuszczenia na zawsze z tej zapad�ej dziury. Ju� nigdy nie b�dzie musia�a ogl�da� tych trzech ulic na krzy�, rozpadaj�cych si� dom�w i sp�owia�ych dach�w, ko�cio�a z zaro�ni�tym cmentarzem, hotelu i regionalnych specja��w, kt�re przygotowywano przez d�ugie tygodnie, by koniec ko�c�w sprzeda� je za cen� zwyk�ych, fabrycznych wyrob�w. Kiedy� wymy�li�a sobie, �e Celtowie zamieszkuj�cy niegdy� te ziemie ukryli tutaj niezwyk�y skarb, i �y�a nadziej�, �e w ko�cu uda jej si� go odnale��. Oczywi�cie ze wszystkich jej marze� to by�o najdziwaczniejsze i najbardziej absurdalne. I oto nadszed� d�ugo oczekiwany dzie�. Sta�a ze sztabk� z�ota w d�oniach i pieszczotliwie g�adzi�a skarb, w kt�rego istnienie nigdy do ko�ca nie wierzy�a - zwiastun wolno�ci. Ogarn�a j� panika - jedyna szansa na szcz�cie w jej �yciu mog�a prysn�� jak ba�ka mydlana. A je�li nieznajomy zmieni zdanie? Je�li postanowi poszuka� innego miasta, gdzie spotka kogo� bardziej skorego do pomocy przy realizacji swojego planu? Czy� nie by�oby lepiej przesta� si� teraz bi� z my�lami, wr�ci� do domu, spakowa� rzeczy i po prostu wyjecha�? Wyobrazi�a sobie siebie, jak schodzi strom� uliczk�, pr�buje zatrzyma� jaki� samoch�d... W tym czasie nieznajomy wychodzi na poranny spacer i odkrywa, �e skradziono mu z�oto. Gdy ona dociera do najbli�szego miasta, on biegnie do hotelu, by powiadomi� policj�. Oczyma wyobra�ni zobaczy�a siebie, jak podchodzi prosto do kasy dworcowej i kupuje bilet na drugi koniec �wiata. Wtedy niby spod ziemi wyrastaj� obok niej dwaj policjanci i uprzejmie prosz�, by zechcia�a otworzy� walizk�. Przestaj� by� 41 42 uprzejmi, kiedy widz� z�oto. W�a�nie tej kobiety szukali od paru godzin. Na posterunku ma do wyboru: albo powiedzie� prawd�, w kt�r� i tak nikt nie uwierzy, albo sk�ama�, �e zobaczy�a w lesie �wie�o wzruszon� ziemi�, postanowi�a kopa� g��biej i znalaz�a z�oto. Niedawno mia�a kr�tki romans z pewnym poszukiwaczem celtyckich skarb�w. Powiedzia� jej, �e tutejsze prawo stanowi w spos�b jasny, i� mo�na zatrzyma� wszystko, co si� znajdzie, opr�cz przedmiot�w o warto�ci historycznej, kt�re przechodz� na w�a sno�� pa�stwa. Ale ta sztabka z�ota nie mia�a abso lutnie �adnej warto�ci historycznej, a wi�c jej w�a �cicielem mo�e sta� si� ten, kto j� znalaz�. Potem policja przes�ucha nieznajomego, ale on nie zdo�a udowodni�, �e Chantal wesz�a do jego pokoju w hotelu i go okrad�a. Ich zeznania b�d� sprzeczne, ale, by� mo�e, on oka�e si� silniejszy, bardziej wp�ywowy i dlatego szala zwyci�stwa przechyli si� na jego stron�. Jednak Chantal zwr�ci si� do policji o zbadanie sztabki i jej wersja zostanie potwierdzona, bo na powierzchni metalu zostan� wykryte �lady ziemi. Tymczasem wie�ci o tym skandalu dotr� ju� do Yiscos. Mieszka�cy z zazdro�ci albo z zawi�ci zaczn� pow�tpiewa� w uczciwo�� dziewczyny, wspominaj�c, �e nieraz zdarza�o si� jej sypia� z hotelowymi go��mi. B�d� podejrzewa�, �e okrad�a przybysza podczas snu. Historia zako�czy si� �a�o�nie: sztabka z�ota zostanie skonfiskowana a� do wyja�nienia sprawy, Chantal za�, poni�ona i przegrana, wr�ci do Yiscos 1 na d�ugie lata stanie si� tematem plotek kr���cych po okolicy. Wkr�tce zrozumie, �e post�powanie s�dowe nie prowadzi do niczego, na adwokat�w potrzeba pieni�dzy, kt�rych ona nie ma, i zmuszona b�dzie da� za wygran�. Ostatecznie wi�c nie b�dzie mia�a z�ota, a na dodatek straci reputacj�. Ale mo�liwa by�a i inna wersja. Je�li nieznajomy m�wi� prawd�, to czy Chantal, kradn�c z�oto i uciekaj�c z nim daleko st�d, nie uchroni miasta przed wi�kszym nieszcz�ciem? Jednak zanim jeszcze wysz�a rankiem z domu, wiedzia�a, �e nie jest w stanie tego zrobi�. Dlaczego w�a�nie w chwili, gdy mog�a ca�kiem odmieni� sw�j los, tak bardzo si� ba�a? Czy nie sypia�a z tymi, na kt�rych mia�a ochot�? Czy nie dawa�a jednoznacznie do zrozumienia go�ciom hotelowym, by zostawiali jej suty napiwek? Czy nie zdarza�o si� jej k�ama�? Czy nie zazdro�ci�a dawnym przyjacio�om, kt�rzy teraz zjawiali si� w Yiscos tylko z okazji �wi�t? Kurczowo zacisn�a d�onie na z�ocie. Nagle poczu�a si� s�aba i zrozpaczona. Z powrotem u�o�y�a sztabk� w do�ku i przysypa�a pieczo�owicie ziemi�. Nie potrafi�a jej ukra��, i nie mia�o to nic wsp�lnego z uczciwo�ci� - po prostu ogarn�o j� przera�enie. U�wiadomi�a sobie, �e istniej� dwa powody, kt�re nie pozwalaj� ludziom spe�ni� swoich marze�. Najcz�ciej po prostu uwa�aj� je za nierealne. A czasem na skutek nag�ej zmiany losu pojmuj�, �e spe�nienie marze� staje si� mo�liwe w chwili, gdy si� tego najmniej spodziewaj�. Wtedy jednak budzi si� w nich strach przed wej�ciem na �cie�k�, kt�ra prowadzi w nieznane, strach przed �yciem rzucaj�cym nowe wyzwania, strach przed utrat� na zawsze tego, do czego przywykli. Ludzie t�skni� za ca�kowit� odmian�, a jednocze�nie pragn�, by wszystko pozosta�o takie jak dawniej. Teraz musia�a rozwi�za� t� zagadk�, cho� niewiele z niej pojmowa�a. Mo�e ju� si� zasiedzia�a w Yiscos, pogodzi�a z brakiem nadziei i dlatego ka�da szansa na odmian� losu wydawa�a jej si� niczym brzemi� nie do ud�wigni�cia? Zapewne nieznajomy przesta� ju� na ni� liczy� i wybierze kogo� innego, a mo�e wyjedzie. Jednak nie mia�a do�� odwagi, by podj�� wyzwanie i zacz�� nowe �ycie. O tej porze powinna by� ju� w pracy. Odwr�ci�a si� od skarbu i posz�a do hotelu, gdzie czeka�a pracodawczyni z lekko ura�on� min�, bo przecie� dziewczyna mia�a posprz�ta� bar, nim obudzi si� jedyny go�� hotelowy. Obawy Chantal by�y bezpodstawne - nieznajomy nie wyjecha�. Zjawi� si� tego wieczoru w barze, jeszcze bardziej uroczy ni� zwykle. Snu� opowie�ci, kt�re mo�e nie mia�y wiele wsp�lnego z prawd�, ale na pewno prze�y� je silnie w wyobra�ni. I zn�w ich beznami�tne spojrzenia tylko si� skrzy�owa�y, gdy podszed� do baru, by zam�wi� jeszcze jedn� kolejk� dla wszystkich. Chantal by�a wyczerpana. Chcia�a, by go�cie poszli sobie jak najpr�dzej, ale nieznajomy by� dzi� szczeg�lnie rozmowny i nie przestawa� opowiada� historii, kt�rych wszyscy s�uchali z uwag� i z tym politowania godnym respektem, czy raczej s�u�al- czo�ci�, jak� prowincjusze okazuj� przybyszom z wielkich miast, bo uwa�aj� ich za bardziej wykszta�conych, obytych w �wiecie, bardziej inteligentnych i nowoczesnych. "G�upcy - my�la�a w duchu. - Nie maj� poj�cia, jak s� wa�ni. Nie zdaj� sobie sprawy, �e to tylko dzi�ki ludziom takim jak oni, ludziom, kt�rzy haruj� od rana do nocy, uprawiaj� ziemi� w pocie czo�a, troszcz� si� o swoje stada - tylko dzi�ki nim inni mog� je��. Ci zapracowani wie�niacy s� na �wiecie bardziej potrzebni ni� mieszka�cy wielkich miast, a mimo to zachowuj� si� jak istoty gorszego gatunku". Nieznajomy pr�bowa� udowodni�, �e og�ada i wykszta�cenie daj� mu przewag� nad ka�dym kto by� w barze. Wskaza� wisz�cy na �cianie obraz. - Czy wiecie, co to jest? To jedno z najbardziej znanych dzie� na �wiecie, ostatnia wieczerza Jezusa z uczniami, namalowana przez Leonarda da Vinci. - Ten obraz nie mo�e by� a� tak znany - ode zwa�a si� w�a�cicielka hotelu. - Kosztowa� grosze. - To tylko reprodukcja. Orygina� znajduje si� w jednym z ko�cio��w daleko st�d. O tym obrazie kr��y legenda. Chcieliby�cie j� pozna�? Wszyscy przytakn�li, a Chantal po raz kolejny zawstydzi�a si�, �e jest je