4007
Szczegóły |
Tytuł |
4007 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4007 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4007 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4007 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anne McCaffrey
Narodziny Smok�w
Dragonsdawn
Przek�ad Justyna Zandberg
Data wydania oryginalnego 1988
Data wydania polskiego 1997
T� ksi��k� dedykowa�am zawsze Judy-Lynn Benjamin del Rey
Cz�� I
L�DOWANIE
Rozdzia� I
- Mamy ju� raporty z sondy, panie admirale - oznajmi�a Sallah Telgar, nie odrywaj�c wzroku od migaj�cych lampek terminala.
- Prosz� da� je na ekran, pilocie - odpar� admira� Paul Benden. Obok niego, opieraj�c si� o fotel dow�dcy, sta�a Emily Boll, wpatruj�c si� w o�wietlon� s�o�cem planet�, jakby nie�wiadoma panuj�cego wok� zamieszania.
Pernijska Wyprawa Kolonizacyjna osi�gn�a w�a�nie najbardziej ekscytuj�cy moment pi�tnastoletniej podr�y: trzy statki, Yokohama, Bahrain i Buenos Aires zbli�a�y si� do punktu przeznaczenia. W pracowniach poni�ej pok�adu sterowniczego specjali�ci niecierpliwie oczekiwali uaktualnie� do raportu od dawna nie istniej�cego Zespo�u Badawczo-Oceniaj�cego, kt�ry dwie�cie lat wcze�niej wytypowa� do kolonizacji trzeci� planet� Rukbat.
D�uga podr� do Sektora Strzelca odby�a si� bez przeszk�d. Jedynym urozmaiceniem by�o odkrycie ob�oku Oort, otaczaj�cego system Rukbat. Zjawisko to obejmowa�o du�� cz�� przestrzeni kosmicznej i ca�kowicie absorbowa�o uwag� personelu naukowego, ale Paul Benden straci� zainteresowanie, kiedy Ezra Keroon, kapitan Bahraina oraz astronom wyprawy, zapewni� go, �e mg�awicowa chmura zlodowacia�ych meteoryt�w nie jest niczym wi�cej ni� tylko astronomiczn� ciekawostk�. B�d� j� mie� na oku, zar�cza� Ezra, ale chocia� z jej wn�trza mog�aby wystrzeli� jaka� kometa, ma�o prawdopodobne, by stanowi�a ona zagro�enie dla trzech statk�w kolonizacyjnych czy te� dla planety, do kt�rej szybko si� zbli�ali. W ko�cu Zesp� Badawczo-Oceniaj�cy nic nie wspomina� na temat nadmiernego bombardowania powierzchni Pernu meteorytami.
- Raporty z sondy na drugim i pi�tym - powiedzia�a Sallah. K�tem oka dostrzeg�a, �e admira� Benden u�miecha si� lekko.
- To ju� si� robi troch� nudne, no nie? - mrukn�� Paul w stron� Emily Boll, gdy ostatnie raporty rozb�ys�y na ekranie.
Emily, stoj�c z r�kami skrzy�owanymi na piersi, nie poruszy�a si� ani razu od chwili wystrzelenia sondy, nie licz�c okazjonalnego przebierania palcami. Teraz cynicznie unios�a brwi, nadal wpatruj�c si� w ekran.
- Och, bo ja wiem. To po prostu kolejna procedura przybli�aj�ca nas do powierzchni. Oczywi�cie - doda�a sucho - b�dziemy musieli poradzi� sobie ze wszystkim, o czym m�wi� raporty, ale mam nadziej�, �e nam si� uda.
- Musi si� uda� - odpar� Paul Benden odrobin� ponuro.
Nie mieli mo�liwo�ci powrotu - nie mog�o by� inaczej, bior�c pod uwag� koszt przetransportowania sze�ciu tysi�cy kolonist�w i ich wyposa�enia w tak odleg�y sektor galaktyki. Po dotarciu do Pernu paliwa w wielkich transportowcach mia�o zosta� tylko tyle, by mogli wej�� na orbit� synchroniczn� i utrzymywa� pozycj� tak d�ugo, �eby wahad�owce przenios�y pasa�er�w i �adunek na powierzchni� planety. Oczywi�cie, mieli kapsu�y powrotne, zdobi� dotrze� do siedziby g��wnej Federacji Planet Rozumnych w ci�gu zaledwie pi�ciu lat, ale wytrawny strateg, jakim by� Paul Benden, dobrze wiedzia�, �e nie s� one wystarczaj�cym zabezpieczeniem. W sk�ad Wyprawy Pernijskiej wchodzili ludzie o du�ych zdolno�ciach adaptacyjnych, kt�rzy postanowili uciec od wysoko rozwini�tych spo�ecze�stw Federacji Planet Rozumnych. Zamierzali by� samowystarczalni. A chocia� Pern posiada� do�� du�o rud i minera��w, by utrzyma� spo�ecze�stwo rolnik�w, by� dostatecznie ubogi i na tyle oddalony od centrum galaktyki, �eby unikn�� zakus�w technokrat�w.
- Ju� nied�ugo, Paul - tchn�a Emily w ucho dow�dcy - i oboje znajdziemy spokojn� przysta�.
Admira� u�miechn�� si� szeroko, zdaj�c sobie spraw�, �e Emily by�o r�wnie trudno jak jemu opiera� si� perswazjom technokrat�w, kt�rzy nie chcieli traci� dw�jki r�wnie charyzmatycznych bohater�w wojennych: admira�a ws�awionego Bitw� w Konstelacji �ab�dzia oraz nieul�k�ej Emily Boll, gubernator Pierwszej Centauri. Nikt nie m�g� jednak zaprzeczy�, �e trudno by by�o znale�� lepszych dow�dc�w Wyprawy Pernijskiej.
- A skoro m�wimy o spokoju - doda�a g�o�no - powinnam raczej wr�ci� do zespo�u. Wiem, �e specjali�ci zawsze uwa�aj� swoj� dziedzin� za najwa�niejsz�, ale ta ich k��tliwo��! - Emily st�umi�a westchnienie, po czym u�miechn�a si� szeroko. B��kitne oczy w raczej pospolitej twarzy spojrza�y porozumiewawczo. - Jeszcze kilka dni gadania i zabierzemy si� do roboty, admirale.
Zna�a go dobrze. Paul nienawidzi� nie ko�cz�cego si� rozpatrywania b�ahostek, kt�re zdawa�y si� poch�ania� ludzi odpowiedzialnych za procedury l�dowania. Od przeci�gaj�cych si� rozm�w wola� szybko podejmowane i natychmiast wdra�ane decyzje.
- Jeste� cierpliwsza ode mnie - stwierdzi� admira� p�g�osem. Ostatnie dwa miesi�ce, gdy trzy statki powoli wytraca�y szybko��, wchodz�c w system Rukbat, wype�nia�y monotonne spotkania i dyskusje, kt�re Paulowi wydawa�y si� niepotrzebnym roztrz�saniem procedur, om�wionych dok�adnie podczas siedemnastu lat planowania poszczeg�lnych etap�w przedsi�wzi�cia.
Wi�kszo�� z dwu tysi�cy dziewi�ciuset kolonist�w na Yokohamie przez ca�� podr� pozostawa�a w g��bokim �nie. Personel konieczny do obs�ugi i konserwacji trzech wielkich statk�w podzieli� mi�dzy siebie pi�cioletnie wachty. Paul Benden zdecydowa� si� czuwa� podczas pierwszej i ostatniej z nich. Emily Boll zosta�a o�ywiona niewiele wcze�niej ni� reszta specjalist�w od spraw �rodowiska, kt�rzy sp�dzali czas narzekaj�c na og�lnikowo�� raport�w dostarczonych przez Zespo�y Badawczo-Oceniaj�ce. Emily wiedzia�a, jak bezcelowe by�oby przypominanie im, �e te same sformu�owania budzi�y ich entuzjazm w momencie, gdy zg�aszali ch�� udzia�u w pernijskiej ekspedycji.
Paul nadal wpatrywa� si� w wy�wietlane informacje, w�druj�c spojrzeniem od jednego ekranu do drugiego, mimochodem rozcieraj�c palcami kciuk lewej d�oni. Admira�, chocia� nie w typie Emily, by� niezaprzeczalnie przystojnym m�czyzn�, zw�aszcza teraz, gdy odros�y mu w�osy, zwykle ostrzy�one na je�a. G�sta jasna czupryna �agodzi�a ostre rysy: wydatny nos, mocn� szcz�k� i usta o w�skich wargach, wykrzywionych w ledwie dostrzegalnym u�miechu.
Podr� dobrze mu zrobi�a: sprawia� wra�enie cz�owieka zdolnego stawi� czo�o rygorom nast�pnych kilku miesi�cy. Emily przypomnia�a sobie, jak okropnie by� wychudzony na ceremonii upami�tniaj�cej walne zwyci�stwo w Konstelacji �ab�dzia, kiedy to Flota Purpurowego Sektora pod jego dow�dztwem zmieni�a koleje wojny przeciw Nathis. Legenda g�osi�a, �e Paul Benden trwa� na posterunku przez bite siedemdziesi�t godzin decyduj�cej bitwy. Emily w to wierzy�a. Sama dokona�a czego� podobnego, gdy Nathis atakowali jej planet�. Z do�wiadczenia wiedzia�a, �e w sytuacji ekstremalnej cz�owiek mo�e zrobi� bardzo wiele. Zawsze wierzy�a, �e za taki brak poszanowania dla w�asnego organizmu trzeba p�niej zap�aci�, ale Benden, mimo swojej sze��dziesi�tki, wygl�da� �wawo i zdrowo. Ona sama r�wnie� by�a w dobrej formie. Czterna�cie lat g��bokiego snu usun�o potworne zm�czenie, kt�re by�o nieuniknionym skutkiem obrony Pierwszej Centauri.
Zreszt� do jakiego �wiata si� zbli�ali! Emily westchn�a, wci�� nie mog�c na d�u�ej ni� sekund� oderwa� wzroku od g��wnego ekranu. Wiedzia�a, �e wszystkich pe�ni�cych s�u�b� na mostku, jak r�wnie� tych z poprzedniej wachty, kt�rzy nie opu�cili ster�wki, fascynowa� widok planety, b�d�cej celem ich podr�y.
Nie mog�a sobie przypomnie�, kto j� nazwa� Pernem. Ca�kiem prawdopodobne, �e zbitka liter w opublikowanym raporcie mia�a oznacza� co� zupe�nie innego, ale nazwa si� przyj�a i teraz Pern nale�a� do nich. Zbli�ali si� w p�aszczy�nie r�wnika; leniwy obr�t planety sprawi�, �e pomocny kontynent z �a�cuchem g�r na wybrze�u nie by� widoczny, za to mogli podziwia� pustynie zachodu i l�d na po�udniu. Dominuj�cym elementem topografii by� ocean, troch� bardziej zielony ni� na Ziemi, z nieregularnym wianuszkiem wysp. Niebo zdobi�a wiruj�ca masa chmur obszaru niskiego ci�nienia, przesuwaj�cego si� szybko ku p�nocy. Przepi�kny, fascynuj�cy �wiat! Westchn�a znowu i poczu�a na sobie spojrzenie Paula. Odwzajemni�a u�miech, niemal�e nie odrywaj�c oczu od ekranu.
Przepi�kny �wiat! I to ich w�asny! Na wszystkie �wi�to�ci, tym razem nie zmarnujemy szansy, pomy�la�a �arliwie. Do tak cudownego, p�odnego �wiata nie pasuj� dawne imperatywy. Nie, doda�a z wrodzonym cynizmem, ludzie ju� wymy�laj� nowe. Pomy�la�a o tarciach, jakie wyczu�a mi�dzy cz�onkami za�o�ycielami, kt�rzy zdo�ali zgromadzi� niewiarygodnie du�o kredyt�w niezb�dnych do sfinansowania wyprawy, a cz�onkami kontraktowymi, specjalistami, kt�rych wsp�praca by�a niezb�dna dla sukcesu przedsi�wzi�cia. Ka�dy z nich m�g� otrzyma� olbrzymie po�acie ziemi oraz prawa do wydobywania minera��w na nowej planecie, ale fakt, �e to cz�onkowie za�o�yciele maj� pierwsze�stwo wyboru, sta� si� ko�ci� niezgody.
R�nice! Dlaczego zawsze musz� istnie� jakie� podzia�y; podzia�y na aroganck� elit� i pogardzan� reszt�? Wszyscy b�d� mieli te same szans�, niezale�nie od tego, do jak wielu akr�w ziemi zg�osz� pretensje. Na Pernie nikt nie odniesie sukcesu, je�li nie dowiedzie swoich praw i nie wywalczy dla siebie i rodziny odpowiedniego terytorium. To jest najw�a�ciwsze kryterium. Kiedy wyl�duj�, b�d� zbyt zaj�ci, by my�le� o jakich� �r�nicach�, pociesza�a si� w duchu, obserwuj�c jednocze�nie drugi obszar niskiego ci�nienia, kt�ry wy�oni� si� z niewidocznej, p�nocnej cz�ci planety i zacz�� przesuwa� nad oceanem. Gdy dwie masy powietrza si� spotkaj�, ponad wschodnimi wyspami rozszaleje si� sztorm.
- Nie�le wygl�da - mrukn�� komandor Ongola g��bokim, smutnym basem. Przez sze�� miesi�cy, kt�re min�y od jej obudzenia, Emily nie widzia�a, by cho� raz si� u�miechn��. Paul powiedzia� jej, �e �ona, dzieci i ca�a rodzina Ongoli zosta�a ewaporowana, gdy Nathis zaatakowali ich koloni�. Paul osobi�cie nalega� na udzia� komandora w ekspedycji. Ongola, stoj�c przy pulpicie, przegl�da� dane meteorologiczne i atmosferyczne. - Sk�ad atmosfery zgodny z oczekiwaniami. Temperatura na po�udniowym kontynencie w granicach normy dla p�nej zimy. Na kontynencie p�nocnym niskie ci�nienie i znaczne opady. Analizy potwierdzaj� raport ZBO.
Pierwsza sonda okr��a�a planet� po tak dobranej orbicie, aby wykonywane fotografie obejmowa�y ka�dy skrawek Pernu. Druga, nieco ni�ej, mia�a dokona� szczeg�owej analizy wybranych punkt�w. Trzecia zosta�a zaprogramowana na badania topograficzne.
- Sondy czwarta i sz�sta wyl�dowa�y, panie admirale. Pi�ta jest na orbicie parkingowej - zameldowa�a Sallah, interpretuj�c kolejno zapalaj�ce si� lampki. - Pr�bniki odpalone.
- Prosz� da� to na ekrany, pilocie - powiedzia� admira�. Sallah pokaza�a odpowiednie obrazy na trzecim, czwartym i sz�stym monitorze.
Na g��wnym ekranie wci�� kr�lowa� wizerunek Pernu. Planeta powoli obraca�a si� w kierunku wschodnim, przechodz�c z nocy w dzie�. Lini� brzegow� po�udniowego kontynentu ju� ogarn�� brzask; wida� by�o �a�cuch g�r przeci�ty dolinami rzek.
Pr�bniki wyl�dowa�y w trzech jeszcze niewidocznych punktach na p�kuli p�nocnej, sk�d przesy�a�y �wie�e dane dotycz�ce warunk�w atmosferycznych oraz ukszta�towania terenu. Po�udniowy kontynent od samego pocz�tku by� typowany jako miejsce l�dowania: raport grupy badawczej opisywa� �agodny klimat p�askowy��w, wi�ksz� r�norodno�� ro�lin, wyst�powanie gatunk�w jadalnych dla ludzi, tereny odpowiednie pod upraw�, a tak�e miejsca nadaj�ce si� na za�o�enie port�w dla wytrzyma�ych silipleksowych �odzi rybackich, spoczywaj�cych pod postaci� ponumerowanych fragment�w w �adowniach Buenos Aires i Bahraina. Morza Pernu wprost kipia�y �yciem, a przynajmniej niekt�re z zamieszkuj�cych je gatunk�w nadawa�y si� do jedzenia. Biolodzy morscy liczyli na to, �e uda si� zasiedli� zatoki i estuaria ziemskimi rybami bez zak��cenia istniej�cej r�wnowagi ekologicznej. W zamro�onych zbiornikach Bahraina podr�owa�o dwadzie�cia pi�� delfin�w, kt�re zg�osi�y si� na ochotnika. Wody Pernu doskonale nadawa�y si� na siedzib� tych inteligentnych ssak�w, kt�re uwielbia�y gospodarowa� w morzach, zw�aszcza je�eli chodzi�o o akweny zupe�nie nowego �wiata.
Analizy gleby wykazywa�y, �e ziemskie zbo�a i warzywa, kt�re ju� zd��y�y przystosowa� si� na Centauri, powinny da� sobie rad� i na Pernie. By�a to konieczno��, gdy� miejscowe gatunki traw nie nadawa�y si� dla ziemskich zwierz�t. Jednym z pierwszych zada� agronom�w mia�o by� wysianie i zgromadzenie odpowiedniej ilo�ci paszy dla prze�uwaczy i innych przedstawicieli ro�lino�ernej fauny, przewo�onych w postaci zap�odnionych kom�rek jajowych, otrzymanych ze Zwierz�cych Bank�w Reprodukcyjnych na Ziemi.
�eby u�atwi� przystosowanie ziemskich zwierz�t do pernijskich warunk�w, koloni�ci, cho� z trudem, uzyskali zgod� na stosowanie zaawansowanych technik biogenetycznych opracowanych przez Eryda�czyk�w - g��wnie mentasyntu, obr�bki gen�w oraz wzmocnie� chromosomowych. Chocia� Pern le�a� w odleg�ym obszarze galaktyki, Federacja Planet Rozumnych nie pragn�a zbyt drastycznych zmian w ludzkim genotypie, jak te, kt�re niegdy� tak wstrz�sn�y opini� publiczn�, �e do w�adzy dosz�a partia Zachowania Czysto�ci Gatunku.
Emily si� wzdrygn�a. To nale�a�o do przesz�o�ci. Przed ni�, na ekranie, widnia�a przysz�o��. Najlepiej b�dzie, je�li zejdzie do specjalist�w i pomo�e j� zorganizowa�.
- Do�� ju� tego obijania - mrukn�a w stron� Paula Bendena, dotykaj�c jego ramienia po�egnalnym gestem.
Paul oderwa� wzrok od ekranu i spojrza� na ni� z u�miechem, po czym pog�aska� jej d�o�.
- Najpierw masz co� zje��! - Pogrozi� jej palcem. - Wci�� zapominasz, �e na Yoko nie racjonujemy �ywno�ci.
Spojrza�a na niego zaskoczona.
- Dobrze, dobrze. Obiecuj�.
- Najbli�sze tygodnie b�d� bardzo wyczerpuj�ce.
- Ale za to jakie ciekawe! - Niebieskie oczy zmru�y�y si� w u�miechu. Nagle zaburcza�o jej w brzuchu. - Tak jest, admirale. - Mrugn�a do niego i wysz�a.
Paul przygl�da� si� jej, gdy odchodzi�a w stron� najbli�szych drzwi: chuda, prawie ko�cista kobieta o szarych, naturalnie kr�conych w�osach, opadaj�cych na ramiona. Najbardziej lubi� w niej t� niespo�yt� si��, zar�wno moraln�, jak i fizyczn�, ��cz�c� si� czasem z bezwzgl�dno�ci�, kt�ra go zaskakiwa�a. Emily cechowa�a niesamowita �ywotno�� - ju� samo przebywanie w jej towarzystwie podnosi�o na duchu. Wsp�lnie zdo�aj� opanowa� nowy �wiat.
Admira� wr�ci� spojrzeniem do osza�amiaj�cego wizerunku Pernu.
W olbrzymim holu urz�dzono biura dla kierownik�w rozmaitych zespo��w: egzobiolog�w, agronom�w, botanik�w i ekolog�w, a tak�e dla sze�ciu przedstawicieli farmer�w, kt�rzy jeszcze nie do ko�ca otrz�sn�li si� z g��bokiego snu. Pok�j otacza�y liczne ekrany, wy�wietlaj�ce coraz to nowe raporty mikrobiologiczne, zestawienia statystyczne, por�wnania i analizy. Wrza�o tu od rozm�w. Ludzie pochyleni nad ekranami, pracowicie przygotowuj�cy relacje, starali si� ignorowa� napi�cie wyczuwalne w grupie kierownik�w, kt�rzy skupili si� po�rodku pokoju, nie spuszczaj�c oka z ekran�w wy�wietlaj�cych dane istotne dla ich specjalizacji.
Mar Dook, g��wny agronom, by� niewysokim cz�owiekiem, kt�rego ziemskie, azjatyckie pochodzenie wyra�nie uwidacznia�o si� w rysach, barwie sk�ry i sylwetce: by� �ylasty, szczup�y i lekko zgarbiony, ale czarne oczy ja�nia�y inteligencj� i ch�ci� stawienia czo�a nowym wyzwaniom.
- Szanowni koledzy, plan dzia�ania zosta� u�o�ony ju� dawno. Przede wszystkim musimy wyl�dowa�. Sondy nie zaprzeczaj� wcze�niejszym danym. Pr�bki gleby i ro�linno�ci s� zgodne z oczekiwaniami. Wzd�u� linii brzegowych stwierdzono obecno�� brunatnych i zielonych wodorost�w, o kt�rych wspomina�y raporty. Sonda morska natkn�a si� na wodne formy �ycia. Nadziemna znalaz�a du�� r�norodno�� owad�w, wymienianych w zestawieniach ZBO. Potwierdzone te� zosta�y informacje o gatunkach lataj�cych. Jak to nazwali je badacze? Wherry.
- Dlaczego �wherry�? - zapyta� Phas Radamanth. Zacz�� przegl�da� raport, poszukuj�c jakiego� wyja�nienia. - Aha - powiedzia� w ko�cu. - Od starego angielskiego s�owa okre�laj�cego galary: ci�kie i p�kate. - U�miechn�� si� pod nosem.
- Tak, ale nie widz� wzmianek o innych drapie�nikach - odezwa� si� Kwan Marceau. Jego wysokie czo�o jak zwykle przecina�a zmarszczka.
- Na pewno jest co�, co je zjada - odpar� Phas bez wahania.
- Chyba �e zjadaj� si� nawzajem - zasugerowa� Mar Dook. Kwan pos�a� mu surowe spojrzenie. Nagle Mar Dook z podnieceniem wskaza� na naj�wie�szy przekaz, pojawiaj�cy si� na ekranie. - Patrzcie! Pr�bnik z�apa� jakie� gadopodobne stworzenie. Spory okaz, gruby na dziesi�� centymetr�w, siedem metr�w d�ugi. Masz swojego zjadacza wherr�w, Kwan.
- Drugi pr�bnik natkn�� si� na ka�u�� p�p�ynnych odchod�w, zawieraj�cych bakterie i paso�yty jelitowe - odezwa� si� Pol Nietro, pospiesznie przegl�daj�c raport, by znale�� dodatkowe informacje. - Wydaje si�, �e w glebie �yje du�o r�nych form robak�w. Nawet bardzo du�o, je�li chcecie zna� moje zdanie. Nicienie, pier�cienice, roztocza, kt�re mo�na by znale�� w ka�dej kupie kompostu na Ziemi. Ted, mam tu co� dla ciebie: co� na kszta�t grzyb�w. A skoro ju� o tym mowa, zastanawiam si�, gdzie grupa ZBO znalaz�a te luminescencyjne grzybnie.
Ted Tubberman, jeden z botanik�w kolonii, prychn�� pogardliwie. By� to wysoki m�czyzna o dyktatorskich sk�onno�ciach. Po pi�tnastu latach g��bokiego snu nie mia� nawet grama zb�dnego cia�a.
- Organizmy luminescencyjne, Nietro, zazwyczaj znajduje si� w jaskiniach, gdy� �wiat�em przywabiaj� swoje ofiary, g��wnie owady. Grzybnia wymieniona w raporcie zosta�a znaleziona w systemie jaskiniowym na du�ej wyspie, le��cej na po�udnie od p�nocnego kontynentu. Wygl�da na to, �e ta planeta ma sporo jaski�. Dlaczego nie wys�ano �adnych pr�bnik�w do bada� speleologicznych? - zapyta� ura�onym tonem.
- Wys�ano wszystkie, kt�re by�y dost�pne, Ted - powiedzia� Mar Dook uspokajaj�co.
- Sp�jrzcie! Na to w�a�nie czeka�em - wykrzykn�� Kwan, tak pochylony nad ekranem, �e niemal dotyka� go nosem. Jego powa�na zwykle twarz nagle si� rozja�ni�a. - Stwierdzono istnienie raf. A tak�e zr�wnowa�onych, cho� mo�e nietrwa�ych ekosystem�w wok� atoli. To bardzo pocieszaj�ce. Te dziwne kropki mog�y powsta� wskutek uderze� meteoryt�w.
- Nie - odezwa� si� Ted. - Nie ma �lad�w gwa�townego uderzenia, a typ wzrostu najm�odszych warstw ro�linno�ci zdecydowanie zaprzecza tej hipotezie. Musz� si� tym zaj�� w wolnej chwili.
- Jednak�e - wtr�ci� Mar Dook lekko strofuj�cym tonem - musimy przede wszystkim znale�� odpowiednie tereny, zaora� je, przebada� i tam, gdzie potrzeba, wprowadzi� symbiotyczne bakterie i grzyby, a nawet �uki, potrzebne na pastwiskach.
- Wci�� przecie� nie wiemy, kt�re miejsce zostanie wybrane do l�dowania. - Twarz Teda a� poczerwienia�a z gniewu.
- Te trzy, kt�re teraz badamy, starcz� a� nadto - odpar� Mar Dook spokojnie. Arogancka niecierpliwo�� Tubbermana zaczyna�a ju� go dra�ni�. - Wszystkie trzy daj� nam odpowiednie tereny pod eksperymentalne uprawy. Niezale�nie od tego, gdzie wyl�dujemy, priorytety mamy niezmienne. Najwa�niejsze, �eby�my nie stracili pierwszego cyklu wegetacyjnego.
- Trzeba o�ywi� zwierz�ta rozp�odowe - wtr�ci� Pol Nie-tro. G��wny zoolog, tak samo jak wszyscy, pragn�� jak najszybciej zaj�� si� czym� praktycznym. - Poza tym nie mo�emy wci�� ich karmi� lucern� z kultur hydroponicznych, bo nigdy nie przystosuj� si� do tutejszego po�ywienia. Zaraz po l�dowaniu musimy wzi�� si� do roboty i sprawi�, by Pern dostarczy� nam wszystkiego, czego potrzebujemy.
Obecni odpowiedzieli pomrukiem aprobaty.
- Jedynym nowym czynnikiem w raportach - odezwa� si� Phas Radamanth, ksenobiolog, nie odrywaj�c wzroku od ekranu - jest g�sta ro�linno��. Trzeba chyba b�dzie wyr�ba� troch� wi�cej, ni� si� spodziewali�my, zw�aszcza na czterdziestu pi�ciu po�udniowej jedena�cie. Sp�jrzcie tutaj... - Wskaza� gestem dwie r�ne mapy. - Tam gdzie zdj�cie ZBO pokazuje rozleg�� polan�, mamy teraz g�st� ro�linno��, i to dobrze wyro�ni�t�.
- Nic dziwnego, po dwustu latach - odpar� Ted Tubberman z irytacj�. - Nigdy nie fascynowa�a mnie pustka. Nie lubi� ubogich ekosystem�w. Ale patrzcie, wi�kszo�� z tych dziwnych okr�g�w jest zaro�ni�ta. Felicjo, poka� stare zdj�cia tego terenu. - Olbrzymia sylwetka botanika pochyli�a si�, by m�g� zerkn�� ponad jej ramieniem na podw�jny ekran poni�ej przekazu z sondy. - Mia�em racj�, prawie ich nie wida�. Grupa badawcza nie myli�a si� co do botanicznej sukcesji. I nie jest to nic z trawiastych. Je�eli to jaka� mutacja... - Ted cofn�� si�, kr�c�c g�ow� i wysuwaj�c do przodu podbr�dek. Botanik cz�sto powtarza�, �e sukces kolonii na Pernie b�dzie zale�a� od kondycji ro�linno�ci.
- Rzeczywi�cie, dobrze, �e zaros�y, ale wed�ug raport�w ZBO... - zacz�� Mar Dook.
- Zostaw w spokoju raporty ZBO. Nie powiedzia�y nam nawet po�owy tego, co naprawd� musimy wiedzie�! - wykrzykn�� Ted. - �adne mi badania! Wszystko robione w biegu, powierzchownie. Najmniej wiarygodny raport, jaki kiedykolwiek widzia�em.
- Zgadzam si� - odezwa� si� spokojny g�os Emily Boll, kt�ra wesz�a w trakcie przemowy botanika. - Dopiero teraz jasno wida�, jak bardzo niekompletny by� wst�pny raport Zespo�u Badawczo-Oceniaj�cego. Ale jednocze�nie da� nam mo�liwo�� poznania zasadniczych, kluczowych fakt�w. Dowiedzieli�my si� tego, czego chcieli�my si� dowiedzie�, a FSP bez sprzeciwu odda�a nam planet�, bo nie przedstawia�a dla niej �adnej warto�ci. Nie jest to te� planeta, o kt�r� bi�yby si� syndykaty. I dlatego w�a�nie to my mogli�my j� otrzyma�. Powinni�my by� wdzi�czni ZBO. - Emily z u�miechem popatrzy�a na st�oczonych ludzi. - Najwa�niejsze elementy: atmosfera, woda, uprawna ziemia, rudy, minera�y, bakterie, owady, wodne formy �ycia... wszystko to jest obecne i Pern nadaje si� do zamieszkania. A je�li chodzi o luki, o informacje, kt�rych brak we wst�pnym raporcie, to mamy ca�e �ycie na ich wype�nienie. To wyzwanie dla nas wszystkich, a p�niej i dla naszych dzieci! - Niski g�os Emily odbi� si� echem od �cian pomieszczenia. - Nie ma czasu zamartwia� si� tym, czego nam nie powiedziano. Ju� wkr�tce znajdziemy odpowiedzi. Skoncentrujmy si� na wielkiej pracy, kt�r� b�dziemy musieli si� zaj�� ju� za dwa dni. Jeste�my gotowi na wszystkie niespodzianki, jakie Pern dla nas przygotowa�. Mar Dook, czy w raportach z sond znalaz�e� co�, co wymaga�oby zmiany plan�w?
- Nie - odpar� Mar Dook, niespokojnie rzucaj�c okiem na Teda Tubbermana, kt�ry przygl�da� si� Emily ze zmarszczonym czo�em. - Poza tym pr�bki gleby i ro�lin zmusz� nas do jakiej� po�ytecznej dzia�alno�ci.
- Jestem tego pewna. - Emily u�miechn�a si� do niego szeroko. - B�dziemy mieli mn�stwo zaj��. Zreszt� widz�, �e informacji mamy a� w nadmiarze.
- Wci�� nie wiemy, gdzie mamy l�dowa� - poskar�y� si� Ted.
- Admira� w�a�nie to rozwa�a - odpar�a Emily spokojnie. - B�dziemy jednymi z pierwszych, kt�rzy poznaj� jego decyzj�.
Agronomowie mieli zosta� przetransportowani na powierzchni� Pernu na samym pocz�tku, gdy� przygotowanie ziemi pod upraw� by�o jedn� z podstawowych potrzeb kolonii. In�ynierowie jeszcze nie sko�cz� montowa� umocnie� na pasie do l�dowania, gdy agronomowie b�d� ora� pola, a Ted Tubberman ze swoj� grup� zajmie si� ustawianiem os�on, pod kt�rymi usypie si� cenn� gleb� przywiezion� z Ziemi, po czym si� j� zasieje. Pat Hempenstall mia� by� odpowiedzialny za poletko kontrolne, gdzie planowano wysiew przywiezionych nasion na miejscow� gleb�, �eby sprawdzi�, czy ziemskie ro�liny poradz� sobie w pernijskich warunkach. Osobny zesp� mia� si� zaj�� wprowadzaniem symbiotycznych bakterii.
- B�d� bardzo szcz�liwy - mrukn�� Pol Nietro - je�li raporty potwierdz� obecno�� skrzydlatych i podziemnych owad�w, zaobserwowanych przez ZBO. Je�eli przejm� one rol� ziemskich organizm�w detrytusowych, rolnictwo b�dzie mia�o szans� rozwoju. Musimy znale�� spos�b na wprowadzanie sk�adnik�w pokarmowych z powrotem do gleby. A konie, krowy, owce i kozy nie dadz� sobie rady bez bakterii �waczowych, pierwotniak�w i grzyb�w.
- Je�li nie, Pol - odpar�a Emily - poprosimy Kitty, aby wyczarowa�a im odpowiednie narz�dy, �eby zadowala�y si� tym, co Pern mo�e zaoferowa�. - Spojrza�a z szacunkiem na drobn� kobiet�, kt�ra siedzia�a po�rodku zgromadzenia.
- Zaraz b�d� pr�bki gleby - przerwa�a milczenie Ju Adjai. - I troch� ro�linnej papki dla ciebie, Ted. B�dziesz mia� zaj�cie.
Tubberman zaj�� miejsce obok Felicji. Jego grube palce zwinnie i z wpraw� uderza�y w klawiatur�.
Po chwili s�ycha� by�o zewsz�d stukot klawiszy, urozmaicany jedynie pomrukami i nieartyku�owanymi oznakami koncentracji. Emily i Kit Ping ubawione nag�� metamorfoz� swoich m�odszych koleg�w, wymieni�y spojrzenia. Nast�pnie Kit wr�ci�a wzrokiem do g��wnego ekranu i na powr�t pogr��y�a si� w kontemplacji �wiata, do kt�rego zbli�ali si� z wielk� pr�dko�ci�.
Emily zasiad�a na swoim miejscu, zastanawiaj�c si�, jak do wszystkich s�o�c wyprawie uda�o si� zwerbowa� najbardziej powa�anego genetyka w ca�ej Federacji Planet Rozumnych - jedyn� istot� ludzk�, kt�ra pobiera�a nauki u Eryda�czyk�w. Emily dane by�o jedynie ogl�da� zdj�cia zmienionych ludzi po powrocie z pierwszej nieudanej misji do Eryda�czyk�w. Wzdrygn�a si�. Mo�e dlatego w�a�nie Kit Ping zdecydowa�a si� lecie� na kraniec galaktyki - mo�e chcia�a sko�czy� ze zbyt d�ugim ju�, zbyt bolesnym �yciem i osi��� w jakim� spokojnym miejscu, gdzie mog�aby praktykowa� wybi�rcz� amnezj�. W�r�d ochotnik�w by�o wielu takich, kt�rzy pragn�li zapomnie� o tym, co widzieli i co zrobili.
- B�dziemy mieli cholerne trudno�ci z wytrzebieniem tych traw na wschodnim l�dowisku - odezwa� si� Ted Tubberman z niezadowoleniem. - Wysoka zawarto�� boru. Ich �d�b�a st�pi� ostrza i zniszcz� urz�dzenia.
- Ale zamortyzuj� l�dowanie - odpar� Pat Hempenstall z u�miechem.
- Nasze wahad�owce bezpiecznie l�dowa�y w o wiele mniej sprzyjaj�cych warunkach - przypomnia�a Emily.
- Felicjo, poka� tabel� por�wnawcz� sukcesji botanicznej wok� tych idiotycznych kropek. - Ted wr�ci� do w�asnych ekran�w. - Jest w nich co�, co mi si� nie podoba. To zjawisko wyst�puje na ca�ej planecie. B�d� du�o spokojniejszy, je�li wreszcie wypowie si� ten magik, geolog, Tarzan... - urwa� nagle.
- Tarvi Andiyar - podpowiedzia�a Felicja, przyzwyczajona do zanik�w pami�ci Teda.
- W ka�dym razie powiedz mu, �eby si� ze mn� spotka�, gdy tylko zostanie o�ywiony. Do diab�a, Mar, jak mo�emy funkcjonowa�, skoro tylko po�owa specjalist�w jest przytomna?
- Jako� sobie radzimy, Ted. Pern wyra�nie chce wsp�pracowa�. Nie trafili�my na nic odbiegaj�cego od danych z raportu.
- To w�a�nie mnie niepokoi - odezwa� si� Pol Nietro g�uchym g�osem.
Tubberman prychn��, Mar Dook wzruszy� ramionami, a Kitti Ping si� u�miechn�a.
Lekka wibracja chronometru na nadgarstku przypomnia�a admira�owi Bendenowi o zbli�aj�cym si� spotkaniu.
- Komandorze Ongola, prosz� przej�� dowodzenie. - Niech�tnie, ze wzrokiem wbitym w g��wny ekran, p�ki nie przes�oni�y go zasuwaj�ce si� drzwi, Paul opu�ci� mostek.
Korytarze wielkiego statku kolonizacyjnego stawa�y si� coraz bardziej zat�oczone. Admira� spostrzeg� to w drodze do mesy oficerskiej. Niedawno obudzeni ludzie, trzymaj�c si� kurczowo por�czy, niezgrabnie poruszali zesztywnia�ymi ko�czynami, zmuszaj�c cia�o i umys� do utrzymywania pionowej pozycji, co nagle okaza�o si� trudnym zadaniem. Wkr�tce pasa�erowie na pok�adzie Yokohamy b�d� upakowani g�ciej ni� racje �ywno�ciowe w �adowniach. Jednak nagrod� za cierpliwo�� mia�a by� wolno�� w zupe�nie nowym �wiecie i nikt nie narzeka� na przej�ciowy �cisk.
Po wnikliwej analizie raport�w dostarczonych przez sondy, Paul zdecydowa�, kt�re z trzech rekomendowanych l�dowisk jest najw�a�ciwsze. Oczywi�cie najpierw wys�ucha za�ogi i pozosta�ych dw�ch kapitan�w, ale wyb�r rozleg�ej wy�yny u podn�a grupy stratowulkan�w by� przes�dzony. W tej chwili panowa� tam �agodny klimat, a p�aski teren obejmowa� wystarczaj�co du�e terytorium, by pomie�ci� wszystkie sze�� wahad�owc�w. Ostatnie dane jedynie potwierdzi�y trafno�� wst�pnego postanowienia, kt�re podj�� siedemna�cie lat temu, gdy po raz pierwszy studiowa� raporty ZBO. Nigdy nie przewidywa� szczeg�lnych trudno�ci przy l�dowaniu; bardziej niepokoi� go przebieg wyokr�towania. Pod niebem Pernu nie kr��y�y bowiem statki ratunkowe, a na jego powierzchni nie czeka�y ekipy pomocnicze.
Organizuj�c opuszczenie okr�tu Paul wybra� na oficera pok�adowego Fulmara Stone�a, cz�owieka, kt�ry s�u�y� pod jego rozkazami przez ca�y czas trwania kampanii w �ab�dziu. Przez ostatnie dwa tygodnie grupy Fulmara uwija�y si� po trzech wahad�owcach i po admiralskim gigu, upewniaj�c si�, �e po pi�tnastu latach przechowywania w ch�odniach na pok�adzie startowym wszystko dzia�a jak nale�y. Dwunastu pilot�w Yokohamy, pod dow�dztwem Kenjo Fusaiyuki, uczestniczy�o w rygorystycznych �wiczeniach symulacyjnych, kt�rych programy nafaszerowane by�y najbardziej wymy�lnymi przeszkodami, jakie mog� wyst�pi� podczas l�dowania. Wi�kszo�� pilot�w lata�a w przesz�o�ci na jednostkach bojowych i by�a do�wiadczona w wychodzeniu z opresji, ale nikt nie dor�wnywa� Kenjo. Cz�� m�odszych pilot�w narzeka�a na jego metody; Paul Benden uprzejmie wys�uchiwa� wszystkich skarg - i ca�kowicie je ignorowa�.
Paul by� zaskoczony, ale pochlebi�o mu, kiedy Kenjo zg�osi� si� do wyprawy. Zawsze przypuszcza�, �e cz�owiek jego pokroju przyst�pi do jakiej� jednostki badawczej, gdzie m�g�by lata�, p�ki nie straci refleksu. Potem jednak przypomnia� sobie, �e Kenjo jest cyborgiem, ze sztuczn� lew� nog�. Po wojnie Zespo�y Badawczo-Oceniaj�ce �ci�gn�y do swoich szereg�w samych najlepszych, cyborgom pozostawiaj�c stanowiska administracyjne. Paul machinalnie zacisn�� lew� d�o� w pi��, pocieraj�c kciukiem po k�ykciach trzech sztucznych palc�w, dzia�aj�cych r�wnie sprawnie jak prawdziwe. Wci�� jednak nie mia� czucia w syntetycznej sk�rze. Z rozmys�em rozlu�ni� d�o�, jak zwykle przekonany, �e s�yszy niezwykle cichy, plastikowy trzask w stawach.
Wr�ci� my�lami do prawdziwych problem�w, takich jak zbli�aj�ce si� wyokr�towanie. Wiedzia�, �e nieprzewidywalne op�nienia czy zaniedbania mog� zahamowa� ca�� operacj�, i to w momencie gdy pasa�erowie i �adunek zaczn� ju� opuszcza� orbituj�ce statki. Do nadzorowania wy�adunku wyznaczy� dobrych specjalist�w: Joela Lilienkampa jako koordynatora na powierzchni Pernu, a Desiego Arthieda na pok�adzie Yoko. Ezra i Jim, na Bahrainie i Buenos Aires, byli r�wnie spokojni o w�asny personel, ale nawet najmniejsza komplikacja mog�a spowodowa� nie ko�cz�ce si� modyfikacje. Sztuka w tym, �eby nie dopu�ci� do przestoj�w.
Admira� skr�ci� z g��wnego korytarza w stron� sterburty i doszed� do mesy. Mia� nadziej�, �e spotkanie si� nie przeci�gnie. Podni�s� r�k�, by dotkn�� tablicy dost�pu, i spostrzeg�, �e do chwili pojawienia si� dw�jki pozosta�ych kapitan�w zosta�y jeszcze dwie minuty. Najpierw za�atwi� formalno�ci, Ezra Keroon, jako astrogator floty, potwierdzi przewidywany czas wej�cia na orbit�, a potem wybior� odpowiednie l�dowisko.
- Ostatnie zak�ady stoj� jak jedena�cie do czterech, Lili - us�ysza� g�os Drak�a Bonneau w momencie, gdy drzwi do mesy prawie bezszelestnie si� rozsun�y.
- Na czyj� korzy��? - zapyta� Paul, u�miechaj�c si� szeroko. Obecni, bior�c przyk�ad z Kenjo, zerwali si� na nogi, pomimo uspokajaj�cego gestu admira�a. Paul zerkn�� na dwa puste ekrany, na kt�rych dok�adnie za dziewi��dziesi�t pi�� sekund mia�y si� pojawi� twarze Ezry Keroona i Jima Tilleka, a tak�e na ten �rodkowy, gdzie Pern p�yn�� spokojnie przez czarny ocean kosmosu.
- Cz�� cywil�w nie wierzy, �e Desi i ja zmie�cimy si� w czasie - odpar� Joel, mrugaj�c jednocze�nie do Arthieda, kt�ry powa�nie skin�� g�ow�. Niezbyt wysoki, kr�py Lilienkamp mia� szerok�, ujmuj�c� twarz, okolon� siwiej�cymi, ciemnymi w�osami, kt�rych k�dziory ciasno przylega�y do czaszki. Cechowa�o go zapalczywe, zmienne usposobienie; potrafi� by� z�o�liwy. Jego �ywej inteligencji towarzyszy�a ejdetyczna pami��, kt�ra pozwala�a mu nie tylko orientowa� si� we wszystkich zawieranych zak�adach, ich wysoko�ci i warunkach, ale r�wnie� pami�ta� o wszystkich pakunkach, skrzyniach, pud�ach i kanistrach, znajduj�cych si� pod jego opiek�. Jego zast�pc�, Desiego Arthieda, cz�sto dra�ni�a lekkomy�lno�� zwierzchnika, ale szanowa� jego umiej�tno�ci. Zadaniem Desiego mia� by� prze�adunek wskazanych przez Joela towar�w na pok�ad wahad�owc�w.
- Cywile? Chyba ci, co ci� nie znaj� - stwierdzi� Paul sucho, siadaj�c w fotelu i u�miechaj�c si� dyplomatycznie do Avril Bitry, odpowiedzialnej za �wiczenia symulacyjne. Ambicja sprawi�a, �e by�a twarda. Admira� wbrew swej woli sp�dza� du�� cz�� czasu podczas podr�y z t� ognist� brunetk�, ale Avril co� w sobie mia�a. Wkr�tce oboje b�d� zbyt zaj�ci, by utrzymywa� t� za�y�o��. Na korytarzach pojawia�o si� coraz wi�cej atrakcyjnych kobiet. Pragn��, by kt�ra� z nich zechcia�a po�lubi� Paula Bendena, nie �admira�a�. Nagle oba ekrany rozb�ys�y. Na prawym pojawi�o si� marsowe oblicze Ezry Keroona, z charakterystyczn� szpakowat� grzywk�, na lewym widnia�a kwadratowa twarz Jima Tilleka, jak zwykle rozja�niona radosnym u�miechem.
- Witaj, Paul - powiedzia� Jim, o w�os wyprzedzaj�c formalny salut Ezry.
- Admirale - powiedzia� Ezra z powag�. - Melduj�, �e zaplanowany kurs utrzymujemy co do minuty. Oczekiwany czas wej�cia na orbit� wynosi obecnie czterdzie�ci sze�� godzin, trzydzie�ci trzy minuty i dwadzie�cia sekund. W chwili obecnej nie przewidujemy �adnych odchyle�.
- Bardzo dobrze, kapitanie - odpar� Paul, oddaj�c salut. - Jakie� problemy?
Obaj kapitanowie zameldowali, �e program o�ywiania przebiega bez zak��ce� a wahad�owce b�d� gotowe do startu, gdy tylko statki wejd� na orbit�.
- Skoro wi�c znamy ju� czas, kwesti� otwart� pozostaje wyb�r miejsca l�dowania - stwierdzi� Paul, siadaj�c g��biej w fotelu na znak, �e czeka na komentarze.
- No, to gadaj, Paul - odezwa� si� Joel Lilienkamp ze zwyk�ym u siebie brakiem poszanowania dla protok�u. - Gdzie l�dujemy? - Przez ca�y czas trwania wojny impertynencje Joela bawi�y Paula, co jest nie bez znaczenia w chwilach, gdy nie ma zbyt wielu powod�w do rado�ci. �w brak subordynacji wywo�a� oburzenie Ezry Keroona, ale Jim Tillek tylko si� u�miechn��.
- A ty co obstawiasz, Lili? - zapyta� ze z�o�liwym wyrazem twarzy.
- Om�wmy t� spraw� bez uprzedze� - zaproponowa� Paul sucho. - Wszystkie trzy miejsca zalecane przez grup� ZBO zosta�y zbadane przez sondy. Jak wiadomo z dokumentacji, punkty te to trzydzie�ci po�udniowej trzyna�cie przecinek trzydzie�ci, czterdzie�ci pi�� po�udniowej jedena�cie oraz czterdzie�ci siedem po�udniowej cztery przecinek siedem.
- Tak naprawd�, admirale, to jest tylko jeden - wtr�ci� Drak� Bonneau z o�ywieniem, wskazuj�c palcem miejsce wybrane przez Paula; to na p�askowy�u. - Dane z pr�bnik�w dowodz�, �e to teren tak p�aski, jakby zosta� przygotowany specjalnie dla nas, poza tym z �atwo�ci� pomie�ci sze�� wahad�owc�w. Je�li chodzi o czterdzie�ci pi�� po�udniowej jedena�cie, to grunt tam jest podmok�y, a ten na zachodzie jest zbyt odleg�y od oceanu. Nie m�wi�c o tym, �e panuje tam temperatura bliska zeru.
Paul dostrzeg�, �e Kenjo potakuj�co skin�� g�ow�. Zerkn�� na dwa ekrany. Na jednym Ezra pochyla� si� nad sto�em, sprawdzaj�c jakie� notatki. Poszerzaj�ca si� �ysina astronoma by�a wyra�nie widoczna; Paul nie�wiadomie przeczesa� palcami w�asn� g�st� czupryn�.
- Trzydzie�ci po�udniowej wydaje mi si� dostatecznie bliski morza - zauwa�y� spokojnie Jim Tillek. - Dobre miejsca na porty jakie� pi��dziesi�t klik�w dalej. Poza tym rzeka jest �eglowna. - Zami�owanie Jima do sprz�tu p�ywaj�cego przewy�sza�a jedynie jego mi�o�� do delfin�w. W jego przypadku o wyborze l�dowiska przes�dzi�by dost�p do wody.
- Dobra wysoko�� na obserwatorium i stacje meteo - odpar� Ezra - chocia� raporty klimatyczne wydaj� mi si� ma�o przekonywaj�ce. Nie u�miecha mi si� siada� tak blisko wulkan�w.
- To jest argument, Ezra, ale... - Paul przerwa�, by szybko przejrze� odpowiednie dane. - Nie zaobserwowano �adnej aktywno�ci sejsmicznej, wi�c wulkany nie s� chyba problemem. Mo�emy poprosi�, �eby Patrice de Broglie przeprowadzi� badania. O, w�a�nie, ZBO te� nie zaobserwowa� aktywno�ci sejsmicznej, wi�c nawet ten, o kt�rym wiadomo, �e wybuch�, musia� by� wygas�y przez ponad dwie�cie lat. A og�lne warunki oraz cechy klimatu s� zdecydowanie korzystniejsze ni� w dw�ch pozosta�ych punktach.
- Hmmm, mo�e i tak. Nie wygl�da na to, �eby pogoda mia�a si� tam poprawi� w ci�gu najbli�szych dw�ch dni - ust�pi� Ezra.
- Do licha, nie musimy przecie� zosta� tam, gdzie wyl�dujemy! - wykrzykn�� Drak�.
- Wi�c je�eli pogoda nie szykuje nam jakich� niespodzianek - odezwa� si� Jim Tillek - a jestem pewien, �e ch�opcy z meteo zdo�aj� to ustali�, kierujmy si� na trzydzie�ci po�udniowej. Zreszt� to l�dowisko faworyzowa� ZBO. Pr�bniki podaj�, �e jest tam gruba warstwa gleby. Powinna zamortyzowa� uderzenie przy l�dowaniu, Drak�.
- Uderzenie? - Szare oczy Drake�a rozszerzy�y si� ironicznie. - Kapitanie Tillek, nie mia�em problem�w z l�dowaniem od czas�w pierwszego samodzielnego lotu.
- A wi�c, panowie, czy uzgodnili�my l�dowisko? - zapyta� Paul. Ezra i Jim skin�li g�owami. - Odpowiednie instrukcje i niezb�dne uaktualnienia otrzymacie o 2200.
- I co, Joel - odezwa� si� Jim Tillek, u�miechaj�c si� z�o�liwie. - Wygra�e�?
- Ja, kapitanie? - Joel by� wcieleniem ura�onej niewinno�ci. - Nigdy nie stawiam na pewniaka.
- Czy pozosta�o nam jeszcze co� do om�wienia? - Paul zamilk� uprzejmie, wodz�c wzrokiem od jednego ekranu do drugiego.
- Wszystko gra, Paul - zapewni� Jim. - Wystarczy, �e wiem, gdzie mam zaparkowa� t� skorup� i dok�d wys�a� wahad�owce. - Niedbale zasalutowa� Ezrze, po czym si� wy��czy�.
- Do widzenia, admirale - odezwa� si� Ezra bardziej formalnie, po czym jego wizerunek te� znikn��.
- To na razie wszystko, Paul? - spyta� Joel.
- Ustalili�my czas i miejsce - odpar� Paul - ale u�o�y�e� bardzo wype�niony grafik, Joel. Jeste� pewien, �e go zrealizujesz?
- Du�a kwota pieni�dzy twierdzi, �e tak, admirale - zakpi� Drak� Bonneau.
- Jak pan my�li, dlaczego tak drobiazgowo pilnowa�em za�adunku Yoko, admirale? - zapyta� Joel Lilienkamp z szerokim u�miechem. - Wiedzia�em, �e po pi�tnastu latach b�d� musia� wszystko wy�adowa�. Zobaczy pan. - Mrugn�� okiem w stron� Desiego, na kt�rego twarzy pojawi� si� cie� sceptycyzmu.
- Wi�c dobrze, panowie - powiedzia� admira� wstaj�c. - Gdyby wynik�y jakie� problemy, b�d� w swojej kabinie.
Wychodz�c z mesy s�ysza�, �e Joel proponuje zak�ad dotycz�cy szybko�ci, z jak� wie�� o wyborze l�dowiska rozprzestrzeni si� po ca�ej Yoko.
Dobieg� go jeszcze gard�owy g�os Avril:
- A jak� stawk� proponujesz? - Po czym drzwi zasun�y si� z szelestem.
Morale by�o wysokie. Paul mia� nadziej�, �e spotkanie prowadzone przez Emily zako�czy�o si� r�wnie satysfakcjonuj�ce. Siedemna�cie lat plan�w i organizowania wkr�tce zostanie poddanych pr�bie.
Na pok�adach hibernacyjnych wszystkich trzech statk�w medycy pracowali na dwie zmiany, �eby o�ywi� pi�� i p� tysi�ca kolonist�w. Technik�w i specjalist�w o�ywiano wcze�niej ze wzgl�du na ich przydatno�� podczas l�dowania, ale admira� Benden i gubernator Boli nalegali, �e wszyscy musz� zosta� obudzeni, zanim trzy statki osi�gn� tymczasow� pozycj� parkingow� na sta�ej orbicie Lagrange�a, sze�� stopni powy�ej wi�kszego ksi�yca, w punkcie L-5. Kiedy trzy wielkie statki zostan� opr�nione z pasa�er�w i �adunku, nikt ju� nie b�dzie mia� szansy obejrze� Pernu z przestrzeni kosmicznej.
Sallah Telgar, schodz�c z wachty na mostku, dosz�a do wniosku, �e podr�y kosmicznych ma ju� po dziurki w nosie. Jako jedyny pozosta�y przy �yciu cz�onek rodziny oficer�w planetarnych, sp�dzi�a dzieci�stwo przerzucana z jednego posterunku do drugiego. Gdy straci�a oboje rodzic�w, bez wahania zg�osi�a si� jako cz�onek za�o�yciel kolonii. Odszkodowania wojenne pozwoli�y jej na kupno sporego obszaru ziemi na Pernie. Upomni si� o ni�, gdy kolonia przebrnie przez pierwszy, najtrudniejszy etap. Najwi�kszym marzeniem Sallah by�o osi��� w jednym miejscu i pozosta� tam do ko�ca swoich dni. Ze wzgl�du na to Pern zupe�nie j� zadowala�.
Gdy wysz�a z mostka na g��wny korytarz, zaskoczy� j� widok tak wielu ludzi. Przez prawie pi�� lat mieszka�a zupe�nie sama. Kabina nie by�a wystarczaj�co przestronna nawet dla jednej osoby, a przy trzech lokatorach stawa�a si� po prostu ciasna. Nie maj�c ochoty na powr�t, Sallah uda�a si� w stron� mesy, gdzie mog�a co� przek�si� i poogl�da� planet� na olbrzymim ekranie.
Przy wej�ciu do mesy Sallah zatrzyma�a si� w p� kroku, zaskoczona tym, jak niewiele miejsc by�o wolnych. Zanim zd��y�a wzi�� z automatu tac� z jedzeniem, zosta�o tylko jedno: przy bufecie pod �cian� na bakburcie, sk�d widok Pernu by� nieco zniekszta�cony.
Sallah wzruszy�a ramionami. Wizerunek planety traktowa�a jak narkotyk; wystarcza�o jej, �e w og�le j� widzi. Kiedy jednak usiad�a, zorientowa�a si�, �e za s�siad�w ma ludzi, kt�rych lubi�a najmniej z ca�ej za�ogi Yokohamy: Avril Bitr�, Barta Lemosa i Nabhiego Nabola. Siedzieli z trzema nieznajomymi. Naszywki na ko�nierzach zdradza�y kamieniarza, in�yniera mechanika oraz g�rnika. Byli to te� jedyni ludzie, kt�rzy nie wpatrywali si� chciwie w ekran. Trzej specjali�ci s�uchali Avril i Barta, udaj�c ca�kowity brak zainteresowania, chocia� najstarszy, in�ynier, od czasu do czasu rzuca� okiem dooko�a sprawdzaj�c, czy kto� ich nie pods�uchuje. Avril trzyma�a �okcie na stole, a jej urodziw� twarz szpeci� arogancki, wynios�y grymas. Czarne oczy kobiety b�yszcza�y, gdy pochyla�a si� w stron� Barta Lemosa, kt�ry z podnieceniem uderza� praw� pi�ci� w otwart� lew� d�o�, by podkre�li� szybkie, ciche s�owa. Na twarzy Nabhiego, kiedy przygl�da� si� geologowi, rysowa� si� zwyk�y wyraz wy�szo�ci, podobny do pogardliwej miny Avril.
Ich zachowanie wystarczy�o, �eby odebra� komu� apetyt, pomy�la�a Sallah. Wyci�gn�a szyj�, by lepiej widzie� Pern.
Kr��y�y plotki, �e Avril sp�dzi�a du�� cz�� ostatnich pi�ciu lat w ��ku admira�a Bendena. Sallah musia�a przyzna�, �e energicznego cz�owieka pokroju Paula mog�a seksualnie fascynowa� ciemna, ol�niewaj�ca uroda pani astrogator. Zr�nicowani etnicznie przodkowie Avril przekazali jej tylko najlepsze cechy. By�a wysoka, ale nie przesadnie, z bujnymi czarnymi w�osami, kt�rym zwykle pozwala�a swobodnie opada� w jedwabistych falach. Mia�a �niad� karnacj� bez najdrobniejszej skazy, pe�ne gracji, wypracowane ruchy, a oczy, b�yszcz�ce czarnym ogniem, zdradza�y inteligencj� i zapalczywo��. Niebezpiecznie by�o wchodzi� jej w drog�. Sallah skrupulatnie trzyma�a si� na dystans od Paula Bendena i wszystkich innych, kt�rych widziano w towarzystwie Avril wi�cej ni� trzy razy. Nie�yczliwi jej ludzie podkre�lali, �e ostatnio admira� jako� nie pojawia si� u boku ciemnow�osej kobiety, ale przyjaciele dowodzili, �e Paul musi odbywa� d�ugie narady z za�og� i �e czas rozrywek si� sko�czy�. Ci, kt�rych nie oszcz�dzi� ci�ty j�zyk Avril, twierdzili, �e jej rola towarzyszki admira�a Bendena ju� si� sko�czy�a.
Sallah mia�a na g�owie co innego ni� kombinacje Avril Bitry. Chcia�a si� dowiedzie�, kt�re miejsce wybrano do l�dowania. Wiedzia�a, �e decyzj� ju� podj�to i �e trzyma si� j� w tajemnicy a� do formalnego komunikatu admira�a. Wiedzia�a jednak r�wnie�, �e zawsze istniej� szans� na przeciek. Czyniono nawet zak�ady, jak szybko nowin� pozna ca�y statek. Wie�ci ju� wkr�tce powinny zacz�� si� rozprzestrzenia�.
- O, tutaj! - krzykn�� nagle jaki� cz�owiek. Na ko�nierzu mia� naszyty symbol p�uga, oznak� agronoma. Podszed� do ekranu i d�gn�� palcem w punkt, kt�ry w�a�nie si� na nim pokaza�. - Dok�adnie - umilk� na moment, gdy obraz na ekranie poruszy� si� nieznacznie - tutaj! - Wskazuj�cy palec trzyma� u podstawy wulkanu, kt�ry, chocia� nie wi�kszy od �ebka od szpilki, by� jednak do�� dobrze widoczny.
- Ile Lili na tym wygra�? - zapyta� kto�.
- A co to mnie obchodzi? - odparowa� agronom. - Ja w�a�nie wygra�em akr ziemi od Hempenstalla!
Rozleg� si� �miech. Obecni zareagowali fal� dobrodusznych �art�w, tak zara�liwych, �e Sallah musia�a si� u�miechn��. W ko�cu jednak jej wzrok pad� na wargi Avril, wykrzywiaj�ce si� w pogardliwym, pe�nym wy�szo�ci u�miechu. Widz�c twarz kobiety, Sallah domy�li�a si�, �e Avril zosta�a dopuszczona do tajemnicy, ale nie zdradzi�a jej swoim towarzyszom przy stole. Bart Lemos i Nabhi Nabol pochylili si� ku niej, zasypuj�c kr�tkimi pytaniami.
Avril wzruszy�a ramionami.
- Miejsce l�dowania jest nieistotne - dobieg� Sallah jej g��boki, cichy g�os. - Wahad�owce s� dostatecznie dobrze wyposa�one, by spe�ni� swoje zadanie. - Zerkn�a w bok i napotka�a spojrzenie Sallah. Jej cia�o momentalnie zesztywnia�o, oczy si� zw�zi�y. Z wyra�nym wysi�kiem odpr�y�a si� i opar�a swobodnie o krzes�o, wpatruj�c si� w Sallah z tak� uporczywo�ci�, �e kobieta natychmiast poczu�a wzbieraj�cy gniew.
Sallah odwr�ci�a wzrok, czuj�c si� nieco upokorzona. Dopi�a ostatni �yk gorzkiej kawy, krzywi�c si� z niesmakiem. Kawa na statku by�a fatalna, ale wiedzia�a, �e nawet takiej b�dzie jej brakowa�, gdy wyczerpi� si� zapasy. Krzewy kawowe, z nieznanych przyczyn, nie da�y si� jak dotychczas wyhodowa� na �adnej z kolonizowanych planet. Raport ZBO zaleca� jako substytut kor� jednej z pernijskich krzewinek, ale Sallah nie mia�a do tego przekonania.
Po identyfikacji miejsca l�dowania poziom ha�asu w mesie wzr�s� tak bardzo, �e sta� si� prawie nie do wytrzymania. Sallah z westchnieniem zgarn�a resztki do pojemnika, przesun�a tac� pod zmywakiem, po czym u�o�y�a j� na stercie innych. Pozwoli�a sobie na jeszcze jedno d�ugie spojrzenie na Pern. Nie zniszczymy tej planety, pomy�la�a. Nie pozwol� na to.
Odwraca�a si� ju�, by odej��, gdy jej wzrok pad� na ciemn� g�ow� Avril. Nie po raz pierwszy pomy�la�a, �e nie rozumie, dlaczego ta kobieta postanowi�a zosta� kolonistk�. Avril by�a cz�onkiem kontraktowym, ze sporymi udzia�ami ze wzgl�du na profesjonaln� u�yteczno��, ale nie wygl�da�a na osob�, kt�rej odpowiada�oby �ycie na �onie natury. Mia�a wszystkie cechy zdeklarowanego mieszczucha. Wyprawa pernijska przyci�gn�a kilku wybitnych specjalist�w, ale wi�kszo�� tych, z kt�rymi Sallah rozmawia�a, zdecydowa�a si� na wyjazd dlatego, �eby zostawi� za sob� cywilizacj� technokrat�w, rz�dzon� przez syndykaty, z ich wci�� rosn�cym zapotrzebowaniem na bogactwa mineralne.
Sallah podoba�a si� idea do��czenia do samowystarczalnego spo�ecze�stwa, tak daleko od Ziemi i jej pozosta�ych kolonii. Gdy tylko przeczyta�a prospekt wyprawy, postanowi�a wzi�� w niej udzia�. W wieku szesnastu lat, gdy wszyscy planetarni mieli obowi�zek wzi�� czynny udzia� w pe�nej ofiar wojnie z Nathis, zg�osi�a si� na szkolenie pilot�w, po��czone z nauk� obs�ugi sond i elementami technik przetrwania. Kurs dobieg� ko�ca r�wnocze�nie z wojn�, wi�c mog�a wykorzysta� nowe umiej�tno�ci do sporz�dzania map zdewastowanych teren�w jednej planety i dw�ch ksi�yc�w. Gdy wyprawa pernijska wreszcie dosz�a do skutku, mog�a nie tylko zdoby� status cz�onka za�o�yciela; jej do�wiadczenie i umiej�tno�ci stanowi�y cenny wk�ad do profesjonalnych zasob�w ekspedycji.
Wychodz�c z mesy, mia�a zamiar uda� si� do w�asnej kabiny, ale teraz nie by�a pewna, czy uda jej si� zasn��. Za dwa dni osi�gn� wreszcie d�ugo oczekiwany cel. Wtedy �ycie naprawd� stanie si� ciekawe!
Skr�ca�a w�a�nie w g��wny korytarz, gdy wpad�a na ni� ma�a dziewczynka o l�ni�cych rudych w�osach. Dziecko przez chwil� stara�o si� utrzyma� r�wnowag�, po czym upad�o ci�ko u st�p Sallah. �kaj�c g�o�no, bardziej z rozpaczy ni� z b�lu, ma�a przycisn�a si� do nogi kobiety, obejmuj�c j� mocniej, ni� mo�na by si� spodziewa� po kim� w jej wieku.
- No ju�, nie p�acz. Zaraz odzyskasz r�wnowag�, kruszynko - powiedzia�a Sallah �agodnie, schylaj�c si�, by pog�adzi� jedwabiste w�osy i nieco rozlu�ni� rozpaczliwy u�cisk.
- Sorka! Sorka! - W ich stron� r�wnie niepewnym krokiem zmierza� m�czyzna o identycznie czerwonych w�osach, jedn� r�k� trzyma� ma�ego ch�opca, drug� - przystojn� brunetk�. Kobieta zdradza�a wszystkie objawy osoby dopiero co obudzonej: mia�a rozbiegane oczy i chocia� wyra�nie stara�a si� zapanowa� nad sytuacj�, nie mog�a si� skoncentrowa�.
M�czyzna rzuci� okiem na naszywk� na ko�nierzu Sallah.
- Prosz� o wybaczenie, pilocie - powiedzia� z przepraszaj�cym u�miechem. - Jeszcze si� nie dobudzili�my.
Stara� si� uwolni� jedn� r�k�, by przyj�� Sallah z pomoc�, ale kobieta nie zwolni�a u�cisku, on sam za� nie chcia� puszcza� s�aniaj�cego si� malca.
- Potrzebujecie pomocy - powiedzia�a Sallah, zastanawiaj�c si�, kt�ry medyk wypu�ci� tak wyra�nie os�abion� czw�rk�.
- Nasza kabina mia�a by� kilka krok�w st�d. - M�czyzna ruchem g�owy wskaza� boczny korytarz za plecami Sallah. - Tak nam powiedziano. Nigdy nie s�dzi�em, �e kilka krok�w to tak daleko.
- Jaki numer? Jestem po s�u�bie.
- B-8851.
Sallah zerkn�a na tabliczki u wylotu korytarza